Szlakiem tajemnic zbrodniarzy w Polsce - Christopher Macht - ebook + audiobook + książka

Szlakiem tajemnic zbrodniarzy w Polsce ebook

Christopher Macht

3,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

POZNAJCIE NIEZNANE HISTORIE, KTÓRE DZIAŁY SIĘ NA OCZACH NASZYCH PRZODKÓW! ŚLADY TYCH TAJEMNIC MOŻNA ODNALEŹĆ DO TERAZ!

Polska. Kraj, na terenach którego leży „Wilczy Szaniec”, tajna kwatera główna Führera. To właśnie w niej Adolf Hitler spędził osiemset dni, czyli łącznie ponad dwa lata. I to właśnie tutaj rozgrywały się jedne z najważniejszych wydarzeń drugiej wojny światowej. I choć od zakończenia drugiej wojny światowej minęło blisko osiemdziesiąt lat, to mimo to nadal na terenach Polski można znaleźć ślady po nazistach, a wiele z miejsc, które widujemy na co dzień, nosi piętno naznaczone przez Niemców. Jak wiele z tych punktów można umiejscowić na mapie Polski? Zdecydowanie więcej niż mogłoby się nam zdawać...

Sekretna willa kochanki Hitlera nad Bałtykiem, polska puszcza, w której polował sam Göring, tajna kwatera Ribbentropa, rezydencja Himmlera i polski hotel, w którym nocował Hitler. Do tego tajny plan hodowli prehistorycznych zwierząt i psy, które miały mówić ludzkim głosem. Można by tak wymieniać jeszcze długo. I pomyśleć, że wszystko to działo się na naszych ziemiach!

CZAS WYRUSZYĆ W HISTORYCZNĄ PODRÓŻ PO NASZYM KRAJU ŚLADAMI NIEMIECKICH ZBRODNIARZY!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 274

Oceny
3,5 (28 ocen)
7
7
7
6
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AStrach

Dobrze spędzony czas

Ludzie odchodzą, ślady zostają.
00
Lilit_2022

Nie oderwiesz się od lektury

Książka ciekawa, może służyć jako przewodnik na długi weekend. lektor średni. chyba dostał te prace za karę.
00

Popularność




Miejsca wymienione w książce

Miej­sca wymie­nione w książce

Skąd mam te sekretne zapiski?

Skąd mam te sekretne zapi­ski?

Polska. Kraj, na tere­nie któ­rego obec­nie znaj­duje się Wil­czy Sza­niec, dawna Kwa­tera Główna Führera. To wła­śnie w niej Adolf Hitler spę­dził ponad 800 dni, czyli łącz­nie ponad dwa lata. I to wła­śnie tutaj roze­grały się jedne z naj­waż­niej­szych wyda­rzeń dru­giej wojny świa­to­wej. Co wię­cej, to prze­cież napad nazi­stow­skich Nie­miec na Pol­skę stał się powo­dem roz­pę­ta­nia tego glo­bal­nego kon­fliktu.

Od zakoń­cze­nia dru­giej wojny świa­to­wej minęło już pra­wie osiem­dzie­siąt lat. Jed­nak na­dal na tere­nie Pol­ski można zna­leźć ślady po nazi­stach, a wiele z miejsc, które widu­jemy na co dzień, nosi piętno obec­no­ści tu przed laty Niem­ców. Jak wiele z tych punk­tów można umiej­sco­wić na mapie Pol­ski? Zde­cy­do­wa­nie wię­cej, niż mogłoby się nam wyda­wać… Skąd to wiem? Otóż otrzy­ma­łem tajne zapi­ski na ten temat…

Wszystko zaczęło się dość nie­po­zor­nie. Za namową mojej żony pew­nego dnia posta­no­wi­li­śmy odwie­dzić Wil­czy Sza­niec, leżący w prze­szło­ści na tere­nie Prus Wschod­nich. Jest on znany Pola­kom jako tajna kwa­tera Hitlera, ukryta nie­da­leko osady Gier­łoż i mia­sta Kętrzyn. Samo zwie­dza­nie prze­bie­gało spo­koj­nie. Jed­nak to, co wyda­rzyło się nieco póź­niej, wbiło mnie w fotel. I to dosłow­nie.

Nasz wie­kowy suv był zapar­ko­wany na tutej­szym par­kingu. Nie zamy­ka­jąc drzwi, usia­dłem na fotelu kie­rowcy. Ścią­gną­łem zabło­cone buty i zaczą­łem ude­rzać jeden o drugi, by usu­nąć z nich solidne por­cje błota, które przy­le­gło do nich kilka minut wcze­śniej, gdy dopa­dła nas ulewa i tutej­sze piasz­czy­ste ścieżki zamie­niły się w wylę­gar­nię jakiejś czar­nej brei. Moja żona Paula nuciła sobie coś pod nosem, a ja roz­my­śla­łem nad trasą, którą mie­li­śmy jesz­cze do poko­na­nia tego dnia. Naj­bliżsi dosko­nale wie­dzą, że od stre­su­ją­cej jazdy samo­cho­dem zde­cy­do­wa­nie bar­dziej wolę spo­kojną podróż pocią­giem. Jed­nak w przy­padku Wil­czego Szańca wybra­li­śmy samo­chód, by nie kom­pli­ko­wać sobie dojazdu.

Gdy tak roz­my­śla­łem nad drogą powrotną, pod­szedł do mnie jakiś męż­czy­zna. Na oko miał 70 lat. Spo­dzie­wa­łem się, że to kolejny oko­liczny han­dlarz, chcący mi sprze­dać prze­wod­nik po Wol­fs­schanze albo mapę, opi­su­jącą trasę zwie­dza­nia tego miej­sca. Męż­czy­zna jed­nak zapy­tał mnie, czy znajdę dla niego dwie minuty. Nie wyglą­dał na nacią­ga­cza, dla­tego przy­sta­łem na jego pro­po­zy­cję. Chwilę póź­niej dowie­dzia­łem się, że jego rodzina od dawien dawna mieszka w tych oko­li­cach. I nie byłoby w tym nic dziw­nego, gdyby nie to, że męż­czy­zna powie­dział coś jesz­cze. Pamię­tam te słowa, jakby zostały wypo­wie­dziane przed momen­tem. „Mój ojciec kie­dyś coś tutaj odna­lazł. To sekretne zapi­ski roz­mów Goeb­belsa z Hitle­rem. Myślę, że jest pan osobą, która będzie wie­działa, co z tym uczy­nić”. A potem dodał: „I jesz­cze jedno. Darujmy sobie wyja­śnie­nia na temat tego, jak pana tutaj odna­lazłem. Niech pozo­sta­nie to moją słodką tajem­nicą”. Dosta­łem gęsiej skórki… W chwilę póź­niej męż­czy­zna odda­lił się. Gdy był już w bez­piecz­nej odle­gło­ści, wska­zał jedy­nie na dach mego samo­chodu, na któ­rym leżała biała, sznu­ro­wana teczka for­matu A4. A w środku było to, co prze­czy­ta­cie Pań­stwo na kar­tach tej książki.

Chri­sto­pher Machtcon­tact@chri­sto­pher­macht.com

Pod­pi­sa­nie nie­miecko-sowiec­kiego paktu Rib­ben­trop-Moło­tow w Moskwie 23 sierp­nia 1939 roku. Doku­ment pod­pi­suje ludowy komi­sarz spraw zagra­nicz­nych ZSRS Wia­cze­sław Moło­tow, za nim stoją sowiecki dyk­ta­tor Józef Sta­lin (drugi od pra­wej) i mini­ster spraw zagra­nicz­nych Trze­ciej Rze­szy Joachim von Rib­ben­trop (drugi od lewej). Z góry z por­tretu „patrzy” na ten mariaż dwóch reżi­mów tota­li­tar­nych Wło­dzi­mierz Lenin, twórca pań­stwa komu­ni­stycz­nego w Rosji

Co Adolf Hitler sądził o Polakach?

Co Adolf Hitler sądził o Pola­kach?

Jesz­cze kilka mie­sięcy przed wybu­chem dru­giej wojny świa­to­wej Her­mann Göring, jedna z naj­waż­niej­szych postaci w nazi­stow­skich Niem­czech, przy­jeż­dżał na polo­wa­nia orga­ni­zo­wane na wschod­nich tere­nach dzi­siej­szej Pol­ski. Uro­czy­sto­ści te były raczej istotne dla pol­skich władz, o czym może świad­czyć, że z Göringiem polo­wał mię­dzy innymi ówcze­sny pre­zy­dent Pol­ski, Ignacy Mościcki. Zresztą poza nim Göring spo­ty­kał się cho­ciażby z sza­no­wa­nym przez nazi­stów mar­szał­kiem Józe­fem Pił­sud­skim. To wła­śnie wtedy Göring pro­wa­dził roz­mowy, które miały prze­ko­nać Pola­ków do tego, by sta­nęli po stro­nie Nie­miec w nad­cho­dzą­cym kon­flik­cie zbroj­nym.

Kanc­lerz Trze­ciej Rze­szy Adolf Hitler na mszy żałob­nej po śmierci mar­szałka Józefa Pił­sud­skiego w kate­drze kato­lic­kiej św. Jadwigi w Ber­li­nie, 18 maja 1935 roku. W dru­gim rzę­dzie, czę­ściowo zasło­nięty, stoi mini­ster oświe­ce­nia naro­do­wego i pro­pa­gandy Joseph Goeb­bels

Jaką decy­zję pod­jęli Polacy? Wszystko było już praw­do­po­dob­nie prze­są­dzone na początku 1939 roku. W lutym tego roku odbyło się kolejne polo­wa­nie z udzia­łem nazi­stów, przy czym zamiast Göringa wziął w nim udział Hein­rich Him­m­ler. Ten pierw­szy uznał, że nie było już sensu spo­ty­kać się z wła­dzami pol­skimi, któ­rych jego zda­niem nie uda się prze­ko­nać do zawar­cia soju­szu z Niem­cami.

Z cza­sem dla Hitlera stało się jasne, że sojusz z Pol­ską jest nie­moż­liwy. Dla­tego w odstawkę poszedł układ anty­so­wiecki. Teraz trzeba było poro­zu­mieć się z Rosja­nami. Efek­tem tego poro­zu­mie­nia był pod­pi­sany 23 sierp­nia 1939 roku w Moskwie pakt Rib­ben­trop-Moło­tow z taj­nym pro­to­ko­łem o podziale stref wpły­wów w Euro­pie Środ­kowo-Wschod­niej.

Her­mann Göring (drugi od lewej), mini­ster lot­nic­twa, pre­mier Prus i dowódca Luft­waffe, idzie wraz z nie­miecką dele­ga­cją w kon­duk­cie pogrze­bo­wym za trumną mar­szałka Pił­sud­skiego w Kra­ko­wie, 18 maja 1935 roku

A jesz­cze nie­dawno poja­wiały się prze­słanki pozwa­la­jące przy­pusz­czać, że Hitler wcale nie chciał wyeli­mi­no­wać Pol­ski z mapy Europy. Był on zda­nia, że musimy wybrać – albo sta­niemy po stro­nie Trze­ciej Rze­szy, albo wybie­rzemy Sowie­tów. Jego zda­niem nie była moż­liwa sytu­acja, w któ­rej Pol­ska pozo­sta­nie neu­tralna wobec obu tych mocarstw.

Jesz­cze kilka dni po wybu­chu dru­giej wojny świa­to­wej Führer podobno spo­dzie­wał się, że wkrótce Polacy będą chcieli pod­jąć roz­mowy o zawar­ciu pokoju. To z kolei nie byłaby dobra wia­do­mość dla Sowie­tów. Prze­cież chwilę wcze­śniej we wspo­mi­na­nym taj­nym pak­cie Rib­ben­trop-Moło­tow Sowieci razem z Niem­cami podzie­lili mię­dzy sobą Pol­skę, pla­nu­jąc czwarty w histo­rii roz­biór naszego kraju.

Ten frag­ment taj­nego pro­to­kołu do paktu Rib­ben­trop-Moło­tow brzmiał nastę­pu­jąco:

„W razie zmian tery­to­rial­nych i poli­tycz­nych na obsza­rach nale­żą­cych do pań­stwa pol­skiego, strefy inte­re­sów Nie­miec i ZSRR będą roz­gra­ni­czone mniej wię­cej wzdłuż linii rzek Narwi, Wisły i Sanu. Zagad­nie­nie, czy inte­resy obu stron czy­nią pożą­da­nym utrzy­ma­nie odręb­nego pań­stwa pol­skiego i jakie mają być gra­nice tego pań­stwa, może być osta­tecz­nie roz­strzy­gnięte dopiero w toku dal­szych wyda­rzeń poli­tycz­nych. W każ­dym razie oba rządy roz­wiążą tę sprawę w dro­dze przy­ja­znego poro­zu­mie­nia”1.

W tej sytu­acji, gdyby doszło do poro­zu­mie­nia mię­dzy Niem­cami a Pol­ską, sta­li­now­skie pań­stwo nie mia­łoby czym dzie­lić się z nazi­stami. Poza tym sojusz pol­sko-nie­miecki wzmoc­niłby Trze­cią Rze­szę, co nie byłoby na rękę Sowie­tom.

Warto przy­po­mnieć, z jaką aten­cją nazi­ści trak­to­wali kilka lat wcze­śniej mar­szałka Józefa Pił­sud­skiego. Z powodu jego śmierci w Ber­li­nie odpra­wiono spe­cjalną mszę z udzia­łem samego Adolfa Hitlera, a na pogrze­bie mar­szałka w Kra­ko­wie zja­wiła się dele­ga­cja nie­miecka z dowódcą Luft­waffe, mini­strem lot­nic­twa i pre­mie­rem Prus Her­man­nem Göringiem na czele. Tym samym, który jesz­cze nie tak dawno spo­ty­kał się z Józe­fem Pił­sud­skim, o czym będzie jesz­cze mowa na kar­tach tej książki. Co wię­cej, gdy Niemcy na początku wrze­śnia 1939 roku zdo­byli Kra­ków, to zaraz potem Wehr­macht usta­wił hono­rową wartę przy kryp­cie mar­szałka Pił­sud­skiego na Wawelu.

Kie­ro­wana przez Jose­pha Goeb­belsa pro­pa­ganda pod­kre­ślała, że nie doszłoby do wojny pol­sko-nie­miec­kiej, gdyby Pił­sud­ski na­dal żył. W Trze­ciej Rze­szy w latach 30. wydano zresztą nawet czte­ro­to­mowy zbiór pism pol­skiego mar­szałka. Wydaje się, że do poro­zu­mie­nia z Niem­cami można było jesz­cze dojść w czerwcu 1941 roku, przed roz­po­czę­ciem ope­ra­cji „Bar­ba­rossa”, czyli nie­miec­kiej napa­ści na ZSRR.

Nie­mniej jed­nak to tylko roz­wa­ża­nia. Teraz nato­miast czas na to, co nama­calne i co zostało na zie­miach pol­skich w dużej mie­rze do dzi­siaj. Będą to miej­sca, w któ­rych żyli nazi­ści i które ści­śle są zwią­zane z drugą wojną świa­tową. Wbrew pozo­rom jest ich naprawdę wiele… I warto o nich wie­dzieć, by w poszu­ki­wa­niu śla­dów histo­rii podą­żać we wła­ści­wych kie­run­kach, tym bar­dziej że więk­szość tych miejsc jest mało znana. A to powinno się zmie­nić, na zie­miach pol­skich jest bowiem wiele miejsc mają­cych ogromną war­tość histo­ryczną. Czas ujaw­nić dowody. Będziemy je oglą­dać w towa­rzy­stwie mini­stra pro­pa­gandy Jose­pha Goeb­belsa i samego Adolfa Hitlera…

Zło­wrogi tan­dem: Adolf Hitler i Joseph Goeb­bels, kre­ator nazi­stow­skiej pro­pa­gandy

Hitler w Nowy Rok postanawia wyjawić swą decyzję

Hitler w Nowy Rok posta­na­wia wyja­wić swą decy­zję

W ofi­cjal­nej rezy­den­cji Adolfa Hitlera pożół­kła kartka kalen­da­rza poka­zuje ostatni dzień 1938 roku. To wła­śnie tutaj od 1936 roku Führer chęt­nie spę­dzał każdą wolną chwilę. Tak będzie i dzi­siaj…To w tym miej­scu kanc­lerz Trze­ciej Rze­szy przy­wita Nowy Rok…

Goście krzą­tają się ner­wowo po swo­ich poko­jach. Za godzinę zacznie się syl­we­strowy bal. Ewa Braun, kochanka Hitlera, po dłu­gich godzi­nach nego­cja­cji ze swym uko­cha­nym nama­wia Hitlera, by tego dnia przy­wdział frak.

– Wresz­cie będziesz wyglą­dał jak czło­wiek – Ewa Braun żar­tuje ze swo­jego uko­cha­nego.

Ten nie pozo­staje jej dłużny i odpo­wiada:

– Milcz, młoda kobieto!

– Adolf. Ty w tej swo­jej czapce naprawdę wyglą­dasz jak jakiś pocz­to­wiec. Będzie ci lepiej, zoba­czysz. Pamię­taj, że repre­zen­tu­jesz Ger­ma­nów, naród wybrany. Nie możesz poja­wić się bez fraka!

– Zgo­dzi­łem się tylko dla dobra kraju, nie męcz mnie już wię­cej!

Do rezy­den­cji zjeż­dżają ostatni goście. Jest naczelny archi­tekt, a pry­wat­nie przy­ja­ciel Hitlera, mający 182 cen­ty­me­try wzro­stu Albert Speer. Jest też cała elita nazi­stow­skiej par­tii. Pośród nich można dostrzec Goeb­belsa, który zamiast żony zja­wił się w towa­rzy­stwie pięk­nej aktorki. Nic dziw­nego. Jego romanse są dobrze znane w oto­cze­niu Hitlera2.

W powie­trzu unosi się zapach per­fum. Czuć woń róż, prze­mie­sza­nych z zapa­chem drzewa sosno­wego. W poko­jach goście wraz ze swymi damami czy­nią ostat­nie przy­go­to­wa­nia do zabawy. Do rezy­den­cji zjeż­dżają rów­nież Mar­tin Bor­mann, prawa ręka Hitlera w par­tii nazi­stow­skiej NSDAP, i feld­mar­sza­łek oraz mini­ster lot­nic­twa Her­mann Göring. Grono, które będzie witało nowy rok razem ze swym wodzem, jest wyjąt­kowo wąskie.

Tym­cza­sem Hitler w towa­rzy­stwie kochanki popra­wia swój wąsik. Ewa od dawien dawna przy­wią­zy­wała dużą wagę do wyglądu wodza Trze­ciej Rze­szy.

– Na miłość boską, zaczesz grzywkę, bo wyglą­dasz jak rol­nik z pobli­skich Alp!

– Czy ja nie mówi­łem, byś zamil­kła, młoda kobieto? – wódz pusz­cza oko do swej kochanki.

Nic dziw­nego. Minio­nej nocy pomię­dzy tą dwójką doszło do cze­goś wię­cej, dzięki czemu ich sto­sunki nabrały nowego wymiaru…

Gdy zegar wybija punkt dwu­dzie­stą, roz­po­częto świę­to­wa­nie. Jak zwy­kle, Göring błysz­czy niczym cho­inka, przy­stro­jony wszyst­kimi meda­lami, które dostał. A tych, sądząc po jego mun­du­rze, ma co naj­mniej tyle, ile sam waży. Tak, tak. Nad­waga tego byłego asa lot­nic­twa to jeden z tema­tów, z któ­rego dwo­ruje się na boku. Szcze­gól­nie, że Göring kocha zwra­cać na sie­bie uwagę. Trudno by było ina­czej, skoro ten mający bli­sko 180 cen­ty­me­trów wzro­stu szef Luft­waffe cza­sami używa szminki do malo­wa­nia swych ust, na policzki zaś nakłada solidne por­cje różu, a nawet zda­rza mu się malo­wać na czer­wono paznok­cie u rąk i stóp. Jed­nak to nie on będzie dzi­siaj gwiazdą pro­gramu. Jak zwy­kle, gdy uro­czy­stość zaszczyca swą obec­no­ścią Adolf Hitler, nikt inny nie ma prawa przy­ćmić jego bla­sku. Tak będzie i tym razem. Führer jed­nak na­dal nie poja­wia się.

– Spóźni się zapewne chwilę, by przy­po­mnieć wszyst­kim zgro­ma­dzo­nym, kto tu jest naj­waż­niej­szy – z prze­ką­sem mówi jeden z dostoj­ni­ków.

Tym­cza­sem goście tłum­nie zgro­ma­dzili się w Wiel­kim Salo­nie w Ber­gho­fie, do któ­rego pro­wa­dziły solidne, drew­niane schody. To liczące dwie­ście metrów kwa­dra­to­wych pomiesz­cze­nie spe­cjal­nie na czas uro­czy­sto­ści zostało nieco zmo­dy­fi­ko­wane. Wynie­siono stąd dwie wiel­kie szafy. Jedna z nich miała klamki w kształ­cie ludz­kich głów. W sali pozo­stały bogato zdo­biony zegar, sto­jący po lewej stro­nie, jakaś rzeźba, kilka obra­zów i pia­nino, na któ­rym przy­gry­wał pewien wir­tuoz. Dopiero teraz można było dostrzec, jak wysoki jest Wielki Salon. Nie­któ­rzy ze znie­cier­pli­wio­nych gości, choć byli to stali bywalcy Ber­ghofu, dostrze­gli po raz pierw­szy na sufi­cie ciem­no­brą­zowe, kwa­dra­towe kase­tony. Goście cze­kali na swego wodza obok wiel­kiego stołu, na któ­rym zwy­kle stał glo­bus i gdzie deba­to­wano na różne istotne tematy. Nikt nie miał zamiaru zasiąść, póki na sali nie zjawi się gospo­darz. Ocze­ki­wa­nie umi­lano sobie poga­węd­kami i podzi­wia­niem góry Unters­berg, którą z Wiel­kiego Salonu było dosko­nale widać przez prze­stronne okno. Wielu gości nie miało dotąd ni­gdy oka­zji zoba­czyć na wła­sne oczy tak wiel­kiego okna. Okno to latem było otwie­rane za pomocą wiel­kiej korby. Byli też tacy, któ­rzy zgod­nie z zasa­dami woj­sko­wego drylu wpa­try­wali się w pod­łogę, cze­ka­jąc na moment, gdy na sali pojawi się on. Jak wspo­mi­nała po woj­nie sekre­tarka Adolfa Hitlera, Chri­sta Schro­eder, na pod­ło­dze można było dostrzec welur w kolo­rze poziom­ko­wym. Aż w końcu w sali poja­wił się on…

Wielki Salon w Ber­gho­fie, ulu­bio­nej rezy­den­cji Hitlera w Alpach Sal­zbur­skich. To tu dyk­ta­tor przyj­mo­wał gości i wyda­wał przy­ję­cia

Frak na Hitle­rze leżał świet­nie. To przy­zna­liby nawet jego naj­więksi wro­go­wie, zaś poplecz­nicy wykrzyk­nę­liby „Fran­cja ele­gan­cja”, gdyby nie fakt, że takimi sło­wami mogliby ura­zić uczu­cia Ger­ma­nów. Wra­że­nia dopeł­niała śnież­no­biała koszula, któ­rej rękawy kon­tra­sto­wały z czar­nym mate­ria­łem fraka. Uwagę gości przy­cią­gała jed­nak przede wszyst­kim mucha. Ta, choć z pozoru kla­syczna, miała w sobie coś. No i te buty. Wypo­le­ro­wane tak solid­nie, że można było się w nich przej­rzeć. Opa­dały na nie nogawki spodni upra­so­wa­nych w kant, także czar­nych.

Hitler powi­tał zgro­ma­dzo­nych płyt­kim ukło­nem, na co wszy­scy wypro­sto­wali ręce w geście nazi­stow­skiego powi­ta­nia i jak na komendę wykrzyk­nęli: – Heil Hitler!

Następ­nie roz­le­gły się brawa. Wódz uda­wał, że są one zbędne i w zupeł­no­ści już wystar­czy tych cere­gieli. To była jed­nak tylko kokie­te­ria. W głębi duszy myślał co innego. Napa­wał się wido­kiem swych wiel­bi­cieli, cią­gle jed­nak mając się na bacz­no­ści, wróg bowiem mógł się czaić na każ­dym kroku. Kto wie, czy któ­raś z tych osób nie jest alianc­kim szpie­giem? – myślał.

Po roz­po­czę­ciu uro­czy­sto­ści, gdy goście bawili się w naj­lep­sze, Führer dys­kret­nie pod­szedł do Goeb­belsa. Choć prawdę powie­dziaw­szy, w jego przy­padku jaka­kol­wiek dys­kre­cja nie była moż­liwa. Każdy jego ruch był bacz­nie obser­wo­wany przez zgro­ma­dzo­nych.

– Panie dok­to­rze, par­don – Hitler spoj­rzał na towa­rzyszkę Goeb­belsa – Pani wyba­czy, ale muszę porwać pana mini­stra na moment.

Kobieta odpo­wie­działa ser­decz­nym uśmie­chem, po czym lekko ukło­niła się kanc­le­rzowi.

– Herr Goeb­bels, pro­szę pójść za mną. Coś panu pokażę…

Męż­czyźni wspięli się po drew­nia­nych scho­dach, aż w końcu dotarli do pomiesz­cze­nia, w któ­rym dotych­czas Goeb­bels ni­gdy nie był. Choć wyglą­dało ono podob­nie do Wiel­kiego Salonu, to jed­nak był to zupeł­nie inny pokój. Już na pierw­szy rzut oka można było stwier­dzić, że Hitler rzadko tutaj prze­bywa w więk­szym gro­nie, poza bowiem kanapą, sto­li­kiem i kil­koma krze­słami Goeb­bels nie zoba­czył żad­nego stołu.

Hitler świę­tuje nadej­ście Nowego Roku w Ber­gho­fie

– Papie­rosa? – pyta­nie Hitlera zasko­czyło Goeb­belsa. Dotych­czas Führer uni­kał alko­holu, podob­nie było z tyto­niem.

– Chęt­nie– odpo­wie­dział Goeb­bels, nie chcąc pod­paść swemu sze­fowi.

Kanc­lerz Trze­ciej Rze­szy się­gnął do wewnętrz­nej kie­szeni swo­jego fraka, skąd wycią­gnął srebrną papie­ro­śnicę. W pomiesz­cze­niu roz­legł się odgłos zapałki pocie­ra­nej o szorstką, już nieco sfa­ty­go­waną dra­skę. Hitler podał ogień Goeb­bel­sowi, po czym sam zapa­lił papie­rosa.

W pomiesz­cze­niu zaczął się uno­sić siwy dym. Męż­czyźni zacią­gnęli się papie­ro­sami.

– Nie przy­po­mi­nam sobie, kiedy ostat­nio pali­łem to cho­lerst… – powie­dział Goeb­bels, lecz w pół zda­nia prze­rwał. Za mocno zacią­gnął się dymem i teraz poja­wiły się tego efekty.

Hitler mil­czał. Roz­ko­szo­wał się papie­ro­sem, co rusz wypusz­cza­jąc kłęby dymu. Męż­czyźni sie­dzieli na kana­pie usta­wio­nej tak, by można było przez ogromne, kil­ku­me­trowe okna podzi­wiać górę Unters­berg.

– Uwiel­biam sie­dzieć tutaj wie­czo­rami… – Hitler znów zacią­gnął się papie­ro­sem – i podzi­wiać tę górę. Bar­dzo mnie fascy­nuje. Szcze­gól­nie, gdy powoli zacho­dzi słońce i led­wie ją widać.

– Góra jak góra, za prze­pro­sze­niem, Mein Führer.

– Dok­to­rze… Jest pan w błę­dzie i to dużym. Pro­szę podejść bli­żej okna i uważ­nie przyj­rzeć się temu masy­wowi. I pro­szę sobie teraz uświa­do­mić, że wewnątrz tej góry skry­wają się mistyczne moce.

Goeb­bels nie wie­dział, jak się ma zacho­wać. Czyżby Hitler chciał z niego zażar­to­wać? A może mówił poważ­nie? Przy­szedł mu jed­nak z pomocą papie­ros, który wła­śnie do końca się wypa­lił.

– Czy poczę­stuje mnie wódz jesz­cze jed­nym?

Hitler nie odpo­wie­dział. Pozo­sta­wał w bli­żej nie­okre­ślo­nym tran­sie. Z oczami na­dal wpa­trzo­nymi w górę, się­gnął ponow­nie po srebrne pudełko i pod­su­nął je pod twarz swego gościa. Zaraz potem w typowy dla sie­bie spo­sób zaczął wygła­szać mono­log. Goeb­bels zaś, nie chcąc nara­zić się wodzowi, słu­chał z uda­waną cie­ka­wo­ścią, roz­ko­szu­jąc się kolej­nymi daw­kami dość moc­nego tyto­niu…

– Góra Unters­berg od setek lat owiana jest tajem­nicą. Już dawno, dawno temu naukowcy doszli do wnio­sku, że jest to odpo­wied­nik Trój­kąta Ber­mudz­kiego. Pro­szę sobie, dok­to­rze, uświa­do­mić, że śmiał­ko­wie, chcący bli­żej ją poznać, zazwy­czaj giną w nie­zna­nych oko­licz­no­ściach… Wyobraża pan to sobie?

Wódz przez chwilę spoj­rzał na Goeb­belsa, co ten krótko skwi­to­wał wes­tchnie­niem…

– Zawsze, gdy czuję nie­do­sta­tek sił, sia­dam tutaj, oddaję się roz­ko­szy pale­nia tyto­niu i medy­tuję, pró­bu­jąc przy­wo­łać moce, które skrywa ten masyw gór­ski. Nie­przy­pad­kowo los pokie­ro­wał mnie wła­śnie tutaj… Mam misję do speł­nie­nia i muszę skądś czer­pać ener­gię. Pomaga mi w tym wła­śnie ta góra…

Wiel­kie okno o wymia­rach 9x3 metry w Ber­gho­fie, z któ­rego roz­cią­gał się impo­nu­jący widok na sąsied­nią górę Unters­berg. Hitler wie­rzył, że jest ona źró­dłem tajem­ni­czej mocy i „drzwiami” do rów­no­le­głego świata zamiesz­ka­nego przez karły

– Co jest w niej takiego nie­zwy­kłego? – Goeb­bels nie potra­fił ukryć wąt­pli­wo­ści.

– Drogi dok­to­rze… Sły­sza­łem o paster­zach, któ­rzy prze­by­wa­jąc w tych górach na wła­sne oczy widzieli elfy. Są też tacy, któ­rzy widzieli karły. Sam zresztą roz­ma­wia­łem nie­dawno z miesz­ka­ją­cym nie­da­leko rol­ni­kiem, który mi wyznał, że w pobliżu jego pola masze­ro­wała cała gro­mada tajem­ni­czych stwo­rzeń. Wyglą­dem mieli przy­po­mi­nać ludzi, jed­nak z uwagi na wzrost były to ewi­dent­nie karły. Inny z kolei wie­śniak opo­wie­dział memu ordy­nan­sowi, że gdy był wysoko w górach, nawie­dziła go pewna wizja. Miał on prze­nieść się w czasy, które dopiero nadejdą, i ujrzeć świat, w któ­rym przyj­dzie nam żyć w przy­szło­ści. Miały tam być dziwne maszyny z elek­tro­nicz­nymi wyświe­tla­czami liczą­cymi po trzy­dzie­ści cali, tele­fony bez kabli, a pomiesz­cze­nia odku­rzały roboty. Inny chłop opo­wie­dział mojemu ordy­nan­sowi, jak kie­dyś wpadł do jaskini u pod­nóża tej góry. Do swej wiej­skiej chaty wró­cił kilka tygo­dni póź­niej. Do dzi­siaj nie potrafi wyja­śnić, co się wtedy z nim działo. Nie pamię­tał abso­lut­nie niczego.

– Rozu­miem z tego wszyst­kiego jesz­cze mniej niż na początku naszej roz­mowy, Mein Führer…

– Nic dziw­nego… Ludzie nie potra­fią dostrzec tego, co ich ota­cza. Prze­cho­dzą obok waż­nych spraw obo­jęt­nie. Głę­boko wie­rzę w to, czego dane mi było się dowie­dzieć. Mia­łem kie­dyś sen. Uka­zała mi się w nim wizja nie­zli­czo­nych bogactw, które skry­wać mają te góry. Widzia­łem praw­dzi­wych Ger­ma­nów. Wywo­zili oni z wnę­trza tych masy­wów nie­zli­czone ilo­ści złota. Woda z pobli­skiego stru­mie­nia miała czy­nić cuda. Obmy­cie nią ran powo­do­wało, że po kilku dniach rany same się zaskle­piały. Zaś, gdy nie­wi­domy prze­my­wał nią oczy, to po kilku dniach odzy­ski­wał wzrok… Kilka dni póź­niej, gdy już powoli zapo­mi­na­łem o tym śnie, miesz­ka­jący w pobliżu chłopi zwie­rzyli się pew­nemu nazi­ście… Otóż usły­szał on od nich, że kilku wędrow­ców naprawdę dzięki dzia­ła­niu tej cudow­nej wody odzy­skało wzrok. A jakby tego było mało, w tej górze ma spać sam zało­ży­ciel Cesar­stwa Rzym­skiego Narodu Nie­miec­kiego, cesarz Karol Wielki, który budzi się co sto lat, a potem idzie spać dalej. Ma to trwać aż do momentu, kiedy doj­dzie do decy­du­ją­cego star­cia dobra ze złem. Wtedy do gry ma wkro­czyć cesarz razem ze swoją armią kar­łów.

Goeb­bels pokrę­cił głową z nie­do­wie­rza­niem. Hitler jed­nak nie­wzru­szony cią­gnął swój mono­log…

– Możesz, dok­to­rze, wie­rzyć lub nie… Wła­ści­wie to będzie lepiej dla cie­bie, jeśli uwie­rzysz… Otóż wewnątrz tej góry ist­nieje podobno przej­ście do innych świa­tów. Inna wer­sja z kolei mówi, że za pomocą tej góry można dostać się do wnę­trza Ziemi. Nie mam co do tego wąt­pli­wo­ści. Ten masyw jest wyjąt­kowy i skrywa tajem­ni­cze wrota. Prę­dzej czy póź­niej będziemy musieli tam wysłać eks­pe­dy­cję, która postara się odna­leźć złoto i owe sekretne wrota. Jestem prze­ko­nany, że moce, które wypły­wają z tej góry, dadzą nie­sa­mo­wite siły nazi­stom i spra­wią, że Trze­cia Rze­sza ze mną na czele obej­mie pano­wa­nie nad Europą, a potem nad całym świa­tem.

– Mein Führer, skąd pan to wszystko wie?

Na twa­rzy kanc­le­rza poja­wił się łagodny uśmiech…

– Skąd ja to wiem? To pro­ste. Wyda­łem roz­kaz, by skła­dali mi rela­cje wszy­scy, któ­rzy coś sły­szeli na temat tej góry.

Dopiero teraz Hitler zauwa­żył, że ani on, ani jego gość nie palą już papie­ro­sów, a trzy­mają w rękach jedy­nie nie­do­pałki…

– Skoro skoń­czy­li­śmy palić, to może wyj­dziemy na świeże powie­trze?

– Chęt­nie. Nieco kręci mi się w gło­wie po tych papie­ro­sach.

Führer ojcow­skim gestem pokle­pał po ple­cach mini­stra pro­pa­gandy:

– Mój chło­pak! Chodźmy więc!

Gdy już mieli wycho­dzić, Hitler nagle zatrzy­mał się jak wryty.

– Na Boga! Bym zapo­mniał! Skoro boli pana głowa, to musi się pan cze­goś napić! Pro­szę, czymś pana poczę­stuję…

Hitler się­gnął do szu­flady czar­nego biurka, ukry­tego w dru­gim rogu pomiesz­cze­nia. Zwin­nym ruchem wycią­gnął z niego prze­zro­czy­stą karafkę. W środku był prze­zro­czy­sty płyn. Czyżby wódz chciał go poczę­sto­wać wodą ogni­stą? Goeb­bels nie miał poję­cia, co strze­liło do głowy jego sze­fowi. Naj­pierw papie­rosy, teraz wódka? Czyżby wódz chciał się bra­tać z Sowie­tami?!

Co gor­sza, twarz naj­słyn­niej­szego nazi­sty nie zdra­dzała, co też on kom­bi­nuje. W dru­gim rogu pomiesz­cze­nia stał mały, owalny sto­lik. Były do niego przy­su­nięte cztery fotele. Wszystko pokryte czer­woną, znaj­du­jącą się w dobrym sta­nie tapi­cerką.

– Chodźmy, usiądźmy jesz­cze na chwilę.

Karafka razem z dwiema szklan­kami wylą­do­wała na sto­liku.

– Pro­szę spró­bo­wać – Führer podał Goeb­bel­sowi szklankę, po czym wykrzyk­nął:

– Do dna! Za Trze­cią Rze­szę!

Mini­ster pro­pa­gandy lekko skrzy­wił usta.

– Mocne, co to takiego?

Hitler wyko­nał gest triumfu:

– Ha, wie­dzia­łem, że pana zasko­czę, dok­to­rze! To woda, która pocho­dzi ze źró­deł, wypły­wa­ją­cych wła­śnie ze wspo­mnia­nej góry. Piję ją regu­lar­nie, dodaje mi mocy i łago­dzi bóle. Powinna ona pomóc na pań­skie zawroty głowy po tym cho­ler­nym tyto­niu.

– Pomaga?

– Bar­dzo. Zawsze, gdy mam ocię­żały umysł, wystar­czy kilka łyków, by roz­ja­śniło mi się w gło­wie.

– Był pan kie­dyś na tym szczy­cie?

– Raz mi się zda­rzyło być w oko­licy. Pro­szę w żad­nym wypadku nie mówić o tym nikomu!

– Ma wódz moje słowo!

– Tak. Byłem i póź­niej tego nieco żało­wa­łem. Gdy byłem już w pobliżu, zaczą­łem odczu­wać zawroty głowy. Potem poja­wiły się tak silne nud­no­ści, że musia­łem zwy­mio­to­wać. Z tego wszyst­kiego za prze­pro­sze­niem zarzy­ga­łem sobie mun­dur i pobru­dzi­łem wąs! Jed­nak kie­dyś tam wrócę. Wtedy musia­łem po pro­stu tra­fić na zbyt silne pro­mie­nio­wa­nie. To był tylko kolejny dowód na to, że od tej góry bije ogromna moc, a jej wnę­trze kryje nie­opi­sane dotych­czas sekrety. Coś jesz­cze panu pokażę. Chodźmy na taras…

Ku rado­ści Hitlera była to wyjąt­kowo jasna noc. Świa­tło gwiazd oświe­tlało pobli­skie Alpy. Bez naj­mniej­szego pro­blemu można było o tej porze dostrzec to, na czym wodzowi naj­bar­dziej zale­żało. Führer już dawno temu naka­zał, by na tara­sie zamon­to­wano wielki tele­skop… Dzięki niemu mógł podzi­wiać swą uko­chaną, maje­sta­tyczną górę. Mógł też dzięki temu urzą­dze­niu pod­glą­dać ptaki prze­la­tu­jące nad wzgó­rzem.

– Dok­to­rze, pro­szę śmiało. Niech pan spoj­rzy przez tele­skop i powie, co pan widzi – na twa­rzy wodza malo­wało się pod­nie­ce­nie…

W umy­śle Goeb­belsa kłę­biły się różne myśli.

– Widzę górę Unters­berg. Dostrze­gam ją cał­kiem nie­źle. Ale wła­ści­wie dla­czego wódz o to pyta?

– Przyj­rzyj się dobrze. Być może dostrze­żesz coś wię­cej niż tylko górę. Może zauwa­żysz nawet swoją przy­szłość…

Hitler zawie­sił głos, chcąc pod­kre­ślić tajem­ni­czość swej wypo­wie­dzi… Chwilę póź­niej zde­cy­do­wał się cią­gnąć dalej.

– Czy dostrzega pan tam sie­bie?

– Wodzu! Pro­szę mi wyba­czyć, ale tym pyta­niem wpra­wia mnie pan w zakło­po­ta­nie. Do czego pan zmie­rza?

– Jestem od pana nieco star­szy i mam misję do speł­nie­nia. Jestem wybrań­cem, który został zesłany na ziem­ski padół. Wiem rów­nież jed­nak, że jest to tak wiel­kie obcią­że­nie, że mogę go nie udźwi­gnąć i w pew­nej chwili tra­fić do grobu. Mogą mi w tym rów­nież pomóc komu­ni­styczni wro­go­wie. A tych nawet wokół mnie nie bra­kuje, prawda?

Goeb­bels nie zdą­żył odpo­wie­dzieć, Hitler bowiem kon­ty­nu­ował swój mono­log…

– Chcę panu powie­rzyć nie­zwy­kłą misję. Mia­no­wi­cie, gdy los zechce, bym odszedł przed­wcze­śnie z tego świata, to wów­czas to uczy­nię. Musi pan jed­nak wie­dzieć, że nie pozo­sta­wię pań­stwa na pastwę losu. Gdy przyj­dzie mi spi­sać testa­ment, będę chciał w nim wyzna­czyć pana na mego nast…

W oczach Goeb­belsa poja­wiły się łzy. Hitler nie musiał nawet koń­czyć i wyja­śniać, co miał zamiar powie­dzieć, Goeb­bels bowiem rzu­cił mu się na szyję, nie będąc w sta­nie powstrzy­mać wybu­chu emo­cji. Szybko jed­nak mini­ster pro­pa­gandy został przy­wo­łany do porządku. Sta­nął na bacz­ność i z unie­sioną do góry ręką, wykrzy­czał:

– Roz­kaz wyko­nam w pełni. Tak jest, Mein Führer! Dla pana i narodu nie­miec­kiego zro­bię wszystko!

– Czyś ty, Goeb­bels, zwa­rio­wał? Po co te cere­giele? Opuść natych­miast rękę i spo­cznij. Jesz­cze nie skoń­czy­łem!

– Jawohl!3

– Za kilka godzin wej­dziemy w nowy rok, 1939. I musisz wie­dzieć, drogi mini­strze, że jeste­śmy u progu wojny. Milion marek temu, kto wie, jak ustrzec świat przed glo­bal­nym kon­flik­tem. Nie da się tego uczy­nić. Bez wojny nie będziemy w sta­nie prze­jąć wła­dzy nad świa­tem.

– Ja, ja. Das Stimmt!4– wymam­ro­tał Goeb­bels, któ­rego pod­nie­ce­nie osią­gnęło apo­geum.

– Wiesz, jaki mam plan?

– Nein, nein. Neeeein!– szczęka Goeb­belsa cią­gle latała w nie­opi­sa­nej eufo­rii.

– Słu­chaj zatem. W ciągu kilku mie­sięcy wydam roz­kaz, by napaść na Pol­skę. Wiesz dobrze, co sądzę o tym naro­dzie. Polacy wyróż­niają się na tle innych sło­wiań­skich nacji. Są inte­li­gent­nym, walecz­nym, a do tego prze­bie­głym naro­dem. Jeśli uda się naszym woj­skom poko­nać Pol­skę, to z innymi kra­jami będzie już pew­nie o wiele łatwiej. Wobec tego, gdy tylko roz­pocz­nie się wojna, a wiedz, że nastąpi prędko, to będę chciał, byś towa­rzy­szył mi w podró­żach na pol­skie zie­mie.

– Dla­czego aku­rat ten obszar tak bar­dzo wodza inte­re­suje?

– Pol­ski naród mnie fascy­nuje, choć gło­śno mówić tego nie mogę. W końcu to nie Ger­ma­nie! – Hitler zaczął się śmiać.

Na jego wąsie Goeb­bels dostrzegł śmie­tanę. Udał jed­nak, że tego nie widzi. Wie­dział jed­nak, że wódz kocha cze­ko­la­dowe cia­sta ze śmie­taną, dla­tego te pozo­sta­ło­ści po słod­ko­ściach nie robiły na nim wiel­kiego wra­że­nia.

– W każ­dym razie… – głos Hitlera wyrwał Goeb­belsa z zamy­śle­nia – chcę, byś zaraz po zaję­ciu czę­ści tery­to­rium Pol­ski ruszył ze mną na front. Przyj­rzymy się pod­bi­tym zie­miom z bli­ska. Nie wiem, jak długo potrwa ta wojna. Spo­dzie­waj się, że będę cię, dok­to­rze, pro­sił o towa­rzy­sze­nie mi w takich podró­żach. Skoro masz w przy­szło­ści prze­jąć po mnie wła­dzę zamiast tego głupca Hessa czy spa­sio­nego pyszałka Göringa i być gospo­da­rzem tych ziem, to musisz rów­nież wie­dzieć, jaka histo­ria wiąże się z poszcze­gól­nymi miej­scami. Łatwiej będzie ci wów­czas upra­wiać pro­pa­gandę, zwłasz­cza że pol­ski lud jest nie w cie­mię bity i ciężko będzie tym ludziom wbić do głowy wykre­owaną przez cie­bie „prawdę”.

– Wie wódz dobrze, co twier­dzi­łem już wie­lo­krot­nie. Kłam­stwo powtó­rzone tysiąc razy staje się w końcu prawdą. Pora­dzę sobie z każ­dym.

– Zapewne. Jed­nak w przy­padku Pola­ków nie był­bym taki pewien. Sły­sza­łem wiele dobrego na temat ot choćby mar­szałka Pił­sud­skiego. Czy jakiś inny przy­wódca mógłby sobie pozwo­lić na to, by publicz­nie mówić, że z racją jest jak z dupą, każdy ma swoją? Albo gło­sić, że naród jest wspa­niały, tylko ludzie kurwy, za prze­pro­sze­niem.

– To Pił­sud­ski ogło­sił kie­dyś, zapy­tany o pro­gram par­tii, że jest on naj­prost­szy z moż­li­wych, czyli „Bić kurwy i zło­dziei”.

– Wielka szkoda, że mar­szałka nie ma już pośród żywych. Zresztą co tu dużo mówić, prze­cież razem byli­śmy na mszy za duszę Pił­sud­skiego w maju 1935 roku. Zaś co się tyczy Pol­ski, to musimy ją pod­bić, skoro ona nie chce zostać naszym sojusz­ni­kiem w dro­dze na wschód. Ale nie uczy­nimy tego bez zro­zu­mie­nia Pola­ków. Jestem zda­nia, że nie da się ich pod­bić i cho­ciaż czę­ściowo zger­ma­ni­zo­wać bez wcze­śniej­szego zro­zu­mie­nia. Zresztą to chyba jedyna kwe­stia, z którą się zga­dza­łem z moim zmar­łym ojcem… W każ­dym razie, jeśli my nie przej­miemy Pol­ski, to zro­bią to Rosja­nie. Ten kraj jest mię­dzy mło­tem a kowa­dłem. Musimy uprze­dzić komu­ni­stów ze wschodu i pierwsi wkro­czyć na zie­mie pol­skie.

– Kiedy zatem wódz prze­wi­duje naszą pierw­szą podróż?

– Nie mam wąt­pli­wo­ści, że sta­nie się to w nad­cho­dzą­cym roku. O ile pozwolą mi na to pro­blemy z lewą ręką!

Hitler chwy­cił się za lewe ramię, które trzę­sło się tak bar­dzo, że nie spo­sób było tego ukryć. Był rad, że Goeb­bels bez naj­mniej­szego oporu przy­jął rolę jego poten­cjal­nego następcy. Musiał jesz­cze jedy­nie roz­wa­żyć w wol­nej chwili, czy ta natych­mia­stowa zgoda była szczera, czy też może była to oznaka tego, że Goeb­bels za jego ple­cami pla­no­wał zamach stanu? Noc mu wystar­czyła, by dojść do wnio­sku, że Goeb­bels był mu zbyt oddany, by knuć spi­sek za jego ple­cami. Takiego czynu mógłby się dopu­ścić taki na przy­kład Him­m­ler, jed­nak nie Goeb­bels. Z tą myślą Hitler zasnął tej nocy. Stało się to kilka godzin po tym, jak nastał nowy 1939 rok…

[…]

Gwoli uzu­peł­nie­nia… W 1992 roku na wspo­mnianą przez Hitlera górę Unters­berg dotarł tybe­tań­ski Dalaj­lama. Jak sam przy­znał, gdy był na jej szczy­cie, doznał olśnie­nia. Pora­ziła go nie­zwy­kła duchowa moc tej góry. Okre­ślić ją miał nawet mia­nem „Góry Śpią­cego Smoka”!

Nadszedł ten czas!

Nad­szedł ten czas!

Od pamięt­nego syl­we­stra minęły tygo­dnie. Hitler w tym cza­sie ani razu nie wspo­mniał o tym, co obie­cał Goeb­bel­sowi 31 grud­nia. Doszło nawet do tego, że mini­ster pro­pa­gandy zaczął się zasta­na­wiać, czy aby kilka mie­sięcy wcze­śniej ta histo­ria o prze­ję­ciu wła­dzy i wizy­ta­cji pol­skich ziem mu się nie przy­śniła albo nie była po pro­stu wytwo­rem jego wyobraźni. Jed­nak nie miał na tyle śmia­ło­ści, by zapy­tać o to Hitlera wprost. Wolał cze­kać, tym bar­dziej że coraz gło­śniej mówiło się o tym, że wojna zbliża się wiel­kimi kro­kami…

Mamy sier­pień 1939 roku. Do biura Mini­ster­stwa Pro­pa­gandy Rze­szy tele­fo­nuje adiu­tant Hitlera, który oznaj­mia, że jesz­cze dzi­siaj w biu­rze swo­jego szefa ma sta­wić się mini­ster odpo­wie­dzialny za pro­pa­gandę, dok­tor Joseph Goeb­bels. Naj­bliżsi współ­pra­cow­nicy Goeb­belsa posta­na­wiają jak naj­szyb­ciej zawia­do­mić o tym fak­cie swo­jego szefa. Udaje im się odna­leźć mini­stra w sie­dzi­bie radia, gdzie wła­śnie skoń­czył wygła­szać swą kolejną, pro­pa­gan­dową prze­mowę do Niem­ców.

Eses­mani peł­nią wartę przy wej­ściu do gabi­netu Adolfa Hitlera w Nowej Kan­ce­la­rii Rze­szy w Ber­li­nie, odda­nej do użytku w stycz­niu 1939 roku. Zwra­cają uwagę ogromne drzwi oraz mono­gram dyk­ta­tora nad nimi

Sądząc po twa­rzy Goeb­belsa, prze­mó­wie­nie udało się w każ­dym calu. Jest z sie­bie zado­wo­lony w pełni, a we wszyst­kim utwier­dza go jesz­cze adiu­tant, na któ­rego zawsze może liczyć w takich razach. Gdy ten mający 165 cen­ty­me­trów wzro­stu Nie­miec dowia­duje się o tym, że został w try­bie pil­nym wezwany do wodza, wpada w popłoch. Z jed­nej strony odzywa się nar­cy­styczna strona jego cha­rak­teru. Roz­my­śla o tym, jakie awanse szy­kuje mu wódz. Z dru­giej zaś rosną w nim obawy, czy cza­sem Hitler nie dopa­trzył się w jego zacho­wa­niu zna­mion zdrady albo nie zwę­szył jed­nego z jego roman­sów.

– Ten stary pier­nik może znowu będzie wcho­dził z butami w moje mał­żeń­stwo, które i tak od dawna jest tylko papie­ro­wym związ­kiem… –stwier­dził w myślach.

W końcu Goeb­bels zbiera się i posta­na­wia udać się wprost do Kan­ce­la­rii Rze­szy, miesz­czą­cej się przy Voßstraße 6. Z doświad­cze­nia wie, że nie powi­nien się spie­szyć. Wódz dotych­czas wie­lo­krot­nie wpa­dał w złość i wszyst­kich, któ­rzy zna­leźli się w zasięgu jego wzroku, naka­zy­wał roz­strze­lać. Wybuch gniewu wodza mogła spo­wo­do­wać dosłow­nie bła­hostka. Tak mogło być i tym razem. Dla­tego też nie miało sensu się spie­szyć. Lepiej przy­być nieco póź­niej. Do tego czasu Führer zdąży ochło­nąć i zapo­mni o swych sza­lo­nych wizjach i roz­ka­zach. Jeśli Hitler wła­śnie wpadł na pomysł, by kazać roz­strze­lać Goeb­belsa, to jest bar­dzo moż­liwe, że w ciągu dosłow­nie pół godziny zmieni zda­nie. Warto więc przy­je­chać nieco póź­niej, by odro­czyć poten­cjalny wyrok śmierci.

Monu­men­talna fasada Nowej Kan­ce­la­rii Rze­szy od strony Voßstraße. Auto­rem pro­jektu był ulu­biony archi­tekt Hitlera Albert Speer

Nowa Kan­ce­la­ria Rze­szy została wybu­do­wana w nie­spełna dzie­więć mie­sięcy. I trzeba przy­znać, że miała w sobie magne­tyzm. Potężny gmach robił wra­że­nie na odwie­dza­ją­cych. A wszystko to nie­przy­pad­kowo, jesz­cze bowiem przed wbi­ciem pierw­szej łopaty Hitler naka­zał Alber­towi Spe­erowi, odpo­wie­dzial­nemu za tę inwe­sty­cję, by budowla wzbu­dzała podziw wszyst­kich, któ­rzy tra­fią w to miej­sce. Jak prze­ko­ny­wał, cho­dziło o to, by odwie­dza­jący go dyplo­maci poczuli się mali i zro­zu­mieli, że zna­leźli się w miej­scu, w któ­rym rzą­dzi ktoś potężny. Nie­przy­pad­kowo pomiesz­cze­nia były prze­sad­nie duże, zaś posadzki wyło­żone mar­mu­rami. Rzecz w tym, by łatwo można się było pośli­znąć. Ponadto aby dotrzeć do gabi­netu wodza, trzeba było poko­nać sporą odle­głość. Był to rów­nież świa­domy zabieg. Jak stwier­dził kie­dyś Hitler w nie­ofi­cjal­nej roz­mo­wie, zain­spi­ro­wały go roz­wią­za­nia sto­so­wane w śre­dnio­wie­czu. To wła­śnie wtedy, gdy na dwór jakie­goś monar­chy przy­jeż­dżał władca obcego mocar­stwa, pro­wa­dzono go okręż­nymi ścież­kami, świa­do­mie wydłu­ża­jąc trasę, by wywo­łać u gościa wra­że­nie potęgi i wiel­ko­ści odwie­dza­nego miej­sca… W ten spo­sób powstał budy­nek, który zgod­nie z życze­niem kanc­le­rza miał wzbu­dzać u odwie­dza­ją­cych jed­no­cze­śnie podziw i respekt.

Goeb­bels szybko dotarł na Voßstraße 6. Dowiózł go tam jego zaufany kie­rowca. Dość żwawo wysiadł z samo­chodu, po czym kuś­ty­ka­jąc i cią­gnąc za sobą swą zde­for­mo­waną prawą stopę, ruszył w stronę Kan­ce­la­rii Rze­szy. Począt­kowo oczom mini­stra pro­pa­gandy uka­zał się dzie­dzi­niec hono­rowy. Było to miej­sce szcze­gólne. Czło­wiek kro­czył tam po wiel­kich, kwa­dra­to­wych pły­tach, wyglą­da­ją­cych tak, jakby były wyko­nane z cen­nego kruszcu. Na końcu widać było trzy kolumny, wszyst­kie jed­na­ko­wej wiel­ko­ści. To tam znaj­do­wało się wej­ście do sie­dziby wodza. Sam dzie­dzi­niec był ogromny. Nie można było tam jed­nak dostrzec ani ławek, ani żad­nych roślin. Wszystko po to, by ten czy­sty, nie­za­kłó­cony widok wska­zy­wał, jak wielka jest to prze­strzeń. Dopiero przed samym wej­ściem do kan­ce­la­rii stały dwa posągi przed­sta­wia­jące – jeśli pamięć świad­ków nie myli – dwóch atle­tów.

Miesz­czący się w środku gabi­net Hitlera był ogromny. Łącz­nie miał nie­mal 400 metrów kwa­dra­to­wych. Sufity były wyso­kie na dzie­sięć metrów, pokryte kase­to­nami, które two­rzyły kwa­dra­towe wzory. Na ścia­nach zawie­szono cenne obrazy, dobrane zgod­nie z życze­niem wodza. Wszyst­kie natu­ral­nie opra­wione w wiel­kie ramy. W cen­tral­nym miej­scu, a wła­ści­wie na końcu przy jed­nej ze ścian, stało ogromne biurko z wiel­kim glo­bu­sem, pokryte skórą o czer­wo­nym zabar­wie­niu. Nie brak tu było ciem­no­czer­wo­nego mar­muru i pali­san­dru. Wystrój wnę­trza uzu­peł­niały kamienne płyty i długi na ponad pół­tora metra stół. Sie­dziba Hitlera robiła ogromne wra­że­nie. Nic dziw­nego. Takie było prze­cież zało­że­nie samego wodza. A skoro wódz chce, to tak musi być…

Na widok Goeb­belsa twarz Hitlera szybko się roz­ja­śniła. Führer roz­ka­zał swemu adiu­tan­towi, by natych­miast opu­ścił pomiesz­cze­nie. W gabi­ne­cie zostali tylko we dwóch. Hitler zaczął mówić:

– Nie cier­pię tego pomiesz­cze­nia. Bywam tutaj tak rzadko, że nie trzeba go nawet sprzą­tać. Wystar­czy jedy­nie od czasu do czasu prze­trzeć kurze.

– Przy­znaję. Sam wodza odwie­dza­łem tutaj dość rzadko.

– I to się raczej nie zmieni. Nawet gdy wybuch­nie wojna.

– Gdy wybuch­nie wojna?

– Tak, Herr Goeb­bels. Dobrze usły­sza­łeś. Wła­śnie w tej spra­wie cię wezwa­łem. Może papie­rosa?

– Chęt­nie –Goeb­bels nie był mistrzem aser­tyw­no­ści.

Gigan­tyczny gabi­net Hitlera, który miał ok. 400 metrów kwa­dra­to­wych powierzchni. Jego roz­miary i wystrój miały onie­śmie­lić gości i uka­zać potęgę Trze­ciej Rze­szy oraz jej przy­wódcy

Hitler wycią­gnął znaną Goebel­sowi z syl­we­stro­wej nocy papie­ro­śnicę i poczę­sto­wał gościa. Goeb­bels wziął papie­rosa, po czym pochy­lił się nieco do przodu, by uła­twić Hitle­rowi poda­nie mu ognia. Chwilę póź­niej Führer zaczął nie­ocze­ki­wa­nie się śmiać… Goeb­bels nie bar­dzo wie­dział, jak ma się zacho­wać. Na szczę­ście z pomocą przy­szedł mu sam Hitler.

– Wła­śnie sobie przy­po­mnia­łem, jak pew­nego razu mój naj­bar­dziej zaufany adiu­tant przy­pa­lał mi papie­rosa, któ­rego mia­łem w ustach. Bie­dak tak się zestre­so­wał, że przy­pa­lił mi lekko mój wąsik. Widząc to, z prze­ra­że­nia zemdlał.

– Wcale mu się nie dzi­wię…– Goeb­bels zacią­gnął się dymem.

– Ja też. Gdyby uczy­nił to jakie­muś komu­ni­stycz­nemu towa­rzy­szowi, to pew­nie jesz­cze w tej samej minu­cie zostałby roz­strze­lany. Ale nie ze mną te numery. Lekko pod­go­li­łem wąsa i wszystko było w porządku. Okrop­nie jed­nak wtedy śmier­działo i trzeba było to wszystko wie­trzyć. Sam pan wie, jaki to zapach, gdy palą się włosy. Kto zresztą nie pod­pa­lał sobie ni­gdy wło­sów na rękach, prawda?

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Źró­dło: Tajny pro­to­kół dodat­kowy do paktu Rib­ben­trop-Moło­tow, Moskwa, 23 sierp­nia 1939 r., [w:] Sier­pow­ski Sta­ni­sław, Źró­dła do histo­rii powszech­nej okresu mię­dzy­wo­jen­nego, t. 3, 1935–1939, Poznań 1992. [wróć]

2. Sze­rzej można o tym prze­czy­tać w książce Chri­sto­phera Machta Spo­wiedź Goeb­belsa. Szczera roz­mowa z przy­ja­cie­lem Hitlera (Wydaw­nic­two Bel­lona, War­szawa 2021). [wróć]

3. Pol. „Tak jest!” [wróć]

4. Pol. „Tak, tak. Zga­dza się!” [wróć]