Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
POZNAJCIE NIEZNANE HISTORIE, KTÓRE DZIAŁY SIĘ NA OCZACH NASZYCH PRZODKÓW! ŚLADY TYCH TAJEMNIC MOŻNA ODNALEŹĆ DO TERAZ!
Polska. Kraj, na terenach którego leży „Wilczy Szaniec”, tajna kwatera główna Führera. To właśnie w niej Adolf Hitler spędził osiemset dni, czyli łącznie ponad dwa lata. I to właśnie tutaj rozgrywały się jedne z najważniejszych wydarzeń drugiej wojny światowej. I choć od zakończenia drugiej wojny światowej minęło blisko osiemdziesiąt lat, to mimo to nadal na terenach Polski można znaleźć ślady po nazistach, a wiele z miejsc, które widujemy na co dzień, nosi piętno naznaczone przez Niemców. Jak wiele z tych punktów można umiejscowić na mapie Polski? Zdecydowanie więcej niż mogłoby się nam zdawać...
Sekretna willa kochanki Hitlera nad Bałtykiem, polska puszcza, w której polował sam Göring, tajna kwatera Ribbentropa, rezydencja Himmlera i polski hotel, w którym nocował Hitler. Do tego tajny plan hodowli prehistorycznych zwierząt i psy, które miały mówić ludzkim głosem. Można by tak wymieniać jeszcze długo. I pomyśleć, że wszystko to działo się na naszych ziemiach!
CZAS WYRUSZYĆ W HISTORYCZNĄ PODRÓŻ PO NASZYM KRAJU ŚLADAMI NIEMIECKICH ZBRODNIARZY!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 274
Miejsca wymienione w książce
Skąd mam te sekretne zapiski?
Polska. Kraj, na terenie którego obecnie znajduje się Wilczy Szaniec, dawna Kwatera Główna Führera. To właśnie w niej Adolf Hitler spędził ponad 800 dni, czyli łącznie ponad dwa lata. I to właśnie tutaj rozegrały się jedne z najważniejszych wydarzeń drugiej wojny światowej. Co więcej, to przecież napad nazistowskich Niemiec na Polskę stał się powodem rozpętania tego globalnego konfliktu.
Od zakończenia drugiej wojny światowej minęło już prawie osiemdziesiąt lat. Jednak nadal na terenie Polski można znaleźć ślady po nazistach, a wiele z miejsc, które widujemy na co dzień, nosi piętno obecności tu przed laty Niemców. Jak wiele z tych punktów można umiejscowić na mapie Polski? Zdecydowanie więcej, niż mogłoby się nam wydawać… Skąd to wiem? Otóż otrzymałem tajne zapiski na ten temat…
Wszystko zaczęło się dość niepozornie. Za namową mojej żony pewnego dnia postanowiliśmy odwiedzić Wilczy Szaniec, leżący w przeszłości na terenie Prus Wschodnich. Jest on znany Polakom jako tajna kwatera Hitlera, ukryta niedaleko osady Gierłoż i miasta Kętrzyn. Samo zwiedzanie przebiegało spokojnie. Jednak to, co wydarzyło się nieco później, wbiło mnie w fotel. I to dosłownie.
Nasz wiekowy suv był zaparkowany na tutejszym parkingu. Nie zamykając drzwi, usiadłem na fotelu kierowcy. Ściągnąłem zabłocone buty i zacząłem uderzać jeden o drugi, by usunąć z nich solidne porcje błota, które przyległo do nich kilka minut wcześniej, gdy dopadła nas ulewa i tutejsze piaszczyste ścieżki zamieniły się w wylęgarnię jakiejś czarnej brei. Moja żona Paula nuciła sobie coś pod nosem, a ja rozmyślałem nad trasą, którą mieliśmy jeszcze do pokonania tego dnia. Najbliżsi doskonale wiedzą, że od stresującej jazdy samochodem zdecydowanie bardziej wolę spokojną podróż pociągiem. Jednak w przypadku Wilczego Szańca wybraliśmy samochód, by nie komplikować sobie dojazdu.
Gdy tak rozmyślałem nad drogą powrotną, podszedł do mnie jakiś mężczyzna. Na oko miał 70 lat. Spodziewałem się, że to kolejny okoliczny handlarz, chcący mi sprzedać przewodnik po Wolfsschanze albo mapę, opisującą trasę zwiedzania tego miejsca. Mężczyzna jednak zapytał mnie, czy znajdę dla niego dwie minuty. Nie wyglądał na naciągacza, dlatego przystałem na jego propozycję. Chwilę później dowiedziałem się, że jego rodzina od dawien dawna mieszka w tych okolicach. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że mężczyzna powiedział coś jeszcze. Pamiętam te słowa, jakby zostały wypowiedziane przed momentem. „Mój ojciec kiedyś coś tutaj odnalazł. To sekretne zapiski rozmów Goebbelsa z Hitlerem. Myślę, że jest pan osobą, która będzie wiedziała, co z tym uczynić”. A potem dodał: „I jeszcze jedno. Darujmy sobie wyjaśnienia na temat tego, jak pana tutaj odnalazłem. Niech pozostanie to moją słodką tajemnicą”. Dostałem gęsiej skórki… W chwilę później mężczyzna oddalił się. Gdy był już w bezpiecznej odległości, wskazał jedynie na dach mego samochodu, na którym leżała biała, sznurowana teczka formatu A4. A w środku było to, co przeczytacie Państwo na kartach tej książki.
Christopher Machtcontact@christophermacht.com
Podpisanie niemiecko-sowieckiego paktu Ribbentrop-Mołotow w Moskwie 23 sierpnia 1939 roku. Dokument podpisuje ludowy komisarz spraw zagranicznych ZSRS Wiaczesław Mołotow, za nim stoją sowiecki dyktator Józef Stalin (drugi od prawej) i minister spraw zagranicznych Trzeciej Rzeszy Joachim von Ribbentrop (drugi od lewej). Z góry z portretu „patrzy” na ten mariaż dwóch reżimów totalitarnych Włodzimierz Lenin, twórca państwa komunistycznego w Rosji
Co Adolf Hitler sądził o Polakach?
Jeszcze kilka miesięcy przed wybuchem drugiej wojny światowej Hermann Göring, jedna z najważniejszych postaci w nazistowskich Niemczech, przyjeżdżał na polowania organizowane na wschodnich terenach dzisiejszej Polski. Uroczystości te były raczej istotne dla polskich władz, o czym może świadczyć, że z Göringiem polował między innymi ówczesny prezydent Polski, Ignacy Mościcki. Zresztą poza nim Göring spotykał się chociażby z szanowanym przez nazistów marszałkiem Józefem Piłsudskim. To właśnie wtedy Göring prowadził rozmowy, które miały przekonać Polaków do tego, by stanęli po stronie Niemiec w nadchodzącym konflikcie zbrojnym.
Kanclerz Trzeciej Rzeszy Adolf Hitler na mszy żałobnej po śmierci marszałka Józefa Piłsudskiego w katedrze katolickiej św. Jadwigi w Berlinie, 18 maja 1935 roku. W drugim rzędzie, częściowo zasłonięty, stoi minister oświecenia narodowego i propagandy Joseph Goebbels
Jaką decyzję podjęli Polacy? Wszystko było już prawdopodobnie przesądzone na początku 1939 roku. W lutym tego roku odbyło się kolejne polowanie z udziałem nazistów, przy czym zamiast Göringa wziął w nim udział Heinrich Himmler. Ten pierwszy uznał, że nie było już sensu spotykać się z władzami polskimi, których jego zdaniem nie uda się przekonać do zawarcia sojuszu z Niemcami.
Z czasem dla Hitlera stało się jasne, że sojusz z Polską jest niemożliwy. Dlatego w odstawkę poszedł układ antysowiecki. Teraz trzeba było porozumieć się z Rosjanami. Efektem tego porozumienia był podpisany 23 sierpnia 1939 roku w Moskwie pakt Ribbentrop-Mołotow z tajnym protokołem o podziale stref wpływów w Europie Środkowo-Wschodniej.
Hermann Göring (drugi od lewej), minister lotnictwa, premier Prus i dowódca Luftwaffe, idzie wraz z niemiecką delegacją w kondukcie pogrzebowym za trumną marszałka Piłsudskiego w Krakowie, 18 maja 1935 roku
A jeszcze niedawno pojawiały się przesłanki pozwalające przypuszczać, że Hitler wcale nie chciał wyeliminować Polski z mapy Europy. Był on zdania, że musimy wybrać – albo staniemy po stronie Trzeciej Rzeszy, albo wybierzemy Sowietów. Jego zdaniem nie była możliwa sytuacja, w której Polska pozostanie neutralna wobec obu tych mocarstw.
Jeszcze kilka dni po wybuchu drugiej wojny światowej Führer podobno spodziewał się, że wkrótce Polacy będą chcieli podjąć rozmowy o zawarciu pokoju. To z kolei nie byłaby dobra wiadomość dla Sowietów. Przecież chwilę wcześniej we wspominanym tajnym pakcie Ribbentrop-Mołotow Sowieci razem z Niemcami podzielili między sobą Polskę, planując czwarty w historii rozbiór naszego kraju.
Ten fragment tajnego protokołu do paktu Ribbentrop-Mołotow brzmiał następująco:
„W razie zmian terytorialnych i politycznych na obszarach należących do państwa polskiego, strefy interesów Niemiec i ZSRR będą rozgraniczone mniej więcej wzdłuż linii rzek Narwi, Wisły i Sanu. Zagadnienie, czy interesy obu stron czynią pożądanym utrzymanie odrębnego państwa polskiego i jakie mają być granice tego państwa, może być ostatecznie rozstrzygnięte dopiero w toku dalszych wydarzeń politycznych. W każdym razie oba rządy rozwiążą tę sprawę w drodze przyjaznego porozumienia”1.
W tej sytuacji, gdyby doszło do porozumienia między Niemcami a Polską, stalinowskie państwo nie miałoby czym dzielić się z nazistami. Poza tym sojusz polsko-niemiecki wzmocniłby Trzecią Rzeszę, co nie byłoby na rękę Sowietom.
Warto przypomnieć, z jaką atencją naziści traktowali kilka lat wcześniej marszałka Józefa Piłsudskiego. Z powodu jego śmierci w Berlinie odprawiono specjalną mszę z udziałem samego Adolfa Hitlera, a na pogrzebie marszałka w Krakowie zjawiła się delegacja niemiecka z dowódcą Luftwaffe, ministrem lotnictwa i premierem Prus Hermannem Göringiem na czele. Tym samym, który jeszcze nie tak dawno spotykał się z Józefem Piłsudskim, o czym będzie jeszcze mowa na kartach tej książki. Co więcej, gdy Niemcy na początku września 1939 roku zdobyli Kraków, to zaraz potem Wehrmacht ustawił honorową wartę przy krypcie marszałka Piłsudskiego na Wawelu.
Kierowana przez Josepha Goebbelsa propaganda podkreślała, że nie doszłoby do wojny polsko-niemieckiej, gdyby Piłsudski nadal żył. W Trzeciej Rzeszy w latach 30. wydano zresztą nawet czterotomowy zbiór pism polskiego marszałka. Wydaje się, że do porozumienia z Niemcami można było jeszcze dojść w czerwcu 1941 roku, przed rozpoczęciem operacji „Barbarossa”, czyli niemieckiej napaści na ZSRR.
Niemniej jednak to tylko rozważania. Teraz natomiast czas na to, co namacalne i co zostało na ziemiach polskich w dużej mierze do dzisiaj. Będą to miejsca, w których żyli naziści i które ściśle są związane z drugą wojną światową. Wbrew pozorom jest ich naprawdę wiele… I warto o nich wiedzieć, by w poszukiwaniu śladów historii podążać we właściwych kierunkach, tym bardziej że większość tych miejsc jest mało znana. A to powinno się zmienić, na ziemiach polskich jest bowiem wiele miejsc mających ogromną wartość historyczną. Czas ujawnić dowody. Będziemy je oglądać w towarzystwie ministra propagandy Josepha Goebbelsa i samego Adolfa Hitlera…
Złowrogi tandem: Adolf Hitler i Joseph Goebbels, kreator nazistowskiej propagandy
Hitler w Nowy Rok postanawia wyjawić swą decyzję
W oficjalnej rezydencji Adolfa Hitlera pożółkła kartka kalendarza pokazuje ostatni dzień 1938 roku. To właśnie tutaj od 1936 roku Führer chętnie spędzał każdą wolną chwilę. Tak będzie i dzisiaj…To w tym miejscu kanclerz Trzeciej Rzeszy przywita Nowy Rok…
Goście krzątają się nerwowo po swoich pokojach. Za godzinę zacznie się sylwestrowy bal. Ewa Braun, kochanka Hitlera, po długich godzinach negocjacji ze swym ukochanym namawia Hitlera, by tego dnia przywdział frak.
– Wreszcie będziesz wyglądał jak człowiek – Ewa Braun żartuje ze swojego ukochanego.
Ten nie pozostaje jej dłużny i odpowiada:
– Milcz, młoda kobieto!
– Adolf. Ty w tej swojej czapce naprawdę wyglądasz jak jakiś pocztowiec. Będzie ci lepiej, zobaczysz. Pamiętaj, że reprezentujesz Germanów, naród wybrany. Nie możesz pojawić się bez fraka!
– Zgodziłem się tylko dla dobra kraju, nie męcz mnie już więcej!
Do rezydencji zjeżdżają ostatni goście. Jest naczelny architekt, a prywatnie przyjaciel Hitlera, mający 182 centymetry wzrostu Albert Speer. Jest też cała elita nazistowskiej partii. Pośród nich można dostrzec Goebbelsa, który zamiast żony zjawił się w towarzystwie pięknej aktorki. Nic dziwnego. Jego romanse są dobrze znane w otoczeniu Hitlera2.
W powietrzu unosi się zapach perfum. Czuć woń róż, przemieszanych z zapachem drzewa sosnowego. W pokojach goście wraz ze swymi damami czynią ostatnie przygotowania do zabawy. Do rezydencji zjeżdżają również Martin Bormann, prawa ręka Hitlera w partii nazistowskiej NSDAP, i feldmarszałek oraz minister lotnictwa Hermann Göring. Grono, które będzie witało nowy rok razem ze swym wodzem, jest wyjątkowo wąskie.
Tymczasem Hitler w towarzystwie kochanki poprawia swój wąsik. Ewa od dawien dawna przywiązywała dużą wagę do wyglądu wodza Trzeciej Rzeszy.
– Na miłość boską, zaczesz grzywkę, bo wyglądasz jak rolnik z pobliskich Alp!
– Czy ja nie mówiłem, byś zamilkła, młoda kobieto? – wódz puszcza oko do swej kochanki.
Nic dziwnego. Minionej nocy pomiędzy tą dwójką doszło do czegoś więcej, dzięki czemu ich stosunki nabrały nowego wymiaru…
Gdy zegar wybija punkt dwudziestą, rozpoczęto świętowanie. Jak zwykle, Göring błyszczy niczym choinka, przystrojony wszystkimi medalami, które dostał. A tych, sądząc po jego mundurze, ma co najmniej tyle, ile sam waży. Tak, tak. Nadwaga tego byłego asa lotnictwa to jeden z tematów, z którego dworuje się na boku. Szczególnie, że Göring kocha zwracać na siebie uwagę. Trudno by było inaczej, skoro ten mający blisko 180 centymetrów wzrostu szef Luftwaffe czasami używa szminki do malowania swych ust, na policzki zaś nakłada solidne porcje różu, a nawet zdarza mu się malować na czerwono paznokcie u rąk i stóp. Jednak to nie on będzie dzisiaj gwiazdą programu. Jak zwykle, gdy uroczystość zaszczyca swą obecnością Adolf Hitler, nikt inny nie ma prawa przyćmić jego blasku. Tak będzie i tym razem. Führer jednak nadal nie pojawia się.
– Spóźni się zapewne chwilę, by przypomnieć wszystkim zgromadzonym, kto tu jest najważniejszy – z przekąsem mówi jeden z dostojników.
Tymczasem goście tłumnie zgromadzili się w Wielkim Salonie w Berghofie, do którego prowadziły solidne, drewniane schody. To liczące dwieście metrów kwadratowych pomieszczenie specjalnie na czas uroczystości zostało nieco zmodyfikowane. Wyniesiono stąd dwie wielkie szafy. Jedna z nich miała klamki w kształcie ludzkich głów. W sali pozostały bogato zdobiony zegar, stojący po lewej stronie, jakaś rzeźba, kilka obrazów i pianino, na którym przygrywał pewien wirtuoz. Dopiero teraz można było dostrzec, jak wysoki jest Wielki Salon. Niektórzy ze zniecierpliwionych gości, choć byli to stali bywalcy Berghofu, dostrzegli po raz pierwszy na suficie ciemnobrązowe, kwadratowe kasetony. Goście czekali na swego wodza obok wielkiego stołu, na którym zwykle stał globus i gdzie debatowano na różne istotne tematy. Nikt nie miał zamiaru zasiąść, póki na sali nie zjawi się gospodarz. Oczekiwanie umilano sobie pogawędkami i podziwianiem góry Untersberg, którą z Wielkiego Salonu było doskonale widać przez przestronne okno. Wielu gości nie miało dotąd nigdy okazji zobaczyć na własne oczy tak wielkiego okna. Okno to latem było otwierane za pomocą wielkiej korby. Byli też tacy, którzy zgodnie z zasadami wojskowego drylu wpatrywali się w podłogę, czekając na moment, gdy na sali pojawi się on. Jak wspominała po wojnie sekretarka Adolfa Hitlera, Christa Schroeder, na podłodze można było dostrzec welur w kolorze poziomkowym. Aż w końcu w sali pojawił się on…
Wielki Salon w Berghofie, ulubionej rezydencji Hitlera w Alpach Salzburskich. To tu dyktator przyjmował gości i wydawał przyjęcia
Frak na Hitlerze leżał świetnie. To przyznaliby nawet jego najwięksi wrogowie, zaś poplecznicy wykrzyknęliby „Francja elegancja”, gdyby nie fakt, że takimi słowami mogliby urazić uczucia Germanów. Wrażenia dopełniała śnieżnobiała koszula, której rękawy kontrastowały z czarnym materiałem fraka. Uwagę gości przyciągała jednak przede wszystkim mucha. Ta, choć z pozoru klasyczna, miała w sobie coś. No i te buty. Wypolerowane tak solidnie, że można było się w nich przejrzeć. Opadały na nie nogawki spodni uprasowanych w kant, także czarnych.
Hitler powitał zgromadzonych płytkim ukłonem, na co wszyscy wyprostowali ręce w geście nazistowskiego powitania i jak na komendę wykrzyknęli: – Heil Hitler!
Następnie rozległy się brawa. Wódz udawał, że są one zbędne i w zupełności już wystarczy tych ceregieli. To była jednak tylko kokieteria. W głębi duszy myślał co innego. Napawał się widokiem swych wielbicieli, ciągle jednak mając się na baczności, wróg bowiem mógł się czaić na każdym kroku. Kto wie, czy któraś z tych osób nie jest alianckim szpiegiem? – myślał.
Po rozpoczęciu uroczystości, gdy goście bawili się w najlepsze, Führer dyskretnie podszedł do Goebbelsa. Choć prawdę powiedziawszy, w jego przypadku jakakolwiek dyskrecja nie była możliwa. Każdy jego ruch był bacznie obserwowany przez zgromadzonych.
– Panie doktorze, pardon – Hitler spojrzał na towarzyszkę Goebbelsa – Pani wybaczy, ale muszę porwać pana ministra na moment.
Kobieta odpowiedziała serdecznym uśmiechem, po czym lekko ukłoniła się kanclerzowi.
– Herr Goebbels, proszę pójść za mną. Coś panu pokażę…
Mężczyźni wspięli się po drewnianych schodach, aż w końcu dotarli do pomieszczenia, w którym dotychczas Goebbels nigdy nie był. Choć wyglądało ono podobnie do Wielkiego Salonu, to jednak był to zupełnie inny pokój. Już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że Hitler rzadko tutaj przebywa w większym gronie, poza bowiem kanapą, stolikiem i kilkoma krzesłami Goebbels nie zobaczył żadnego stołu.
Hitler świętuje nadejście Nowego Roku w Berghofie
– Papierosa? – pytanie Hitlera zaskoczyło Goebbelsa. Dotychczas Führer unikał alkoholu, podobnie było z tytoniem.
– Chętnie– odpowiedział Goebbels, nie chcąc podpaść swemu szefowi.
Kanclerz Trzeciej Rzeszy sięgnął do wewnętrznej kieszeni swojego fraka, skąd wyciągnął srebrną papierośnicę. W pomieszczeniu rozległ się odgłos zapałki pocieranej o szorstką, już nieco sfatygowaną draskę. Hitler podał ogień Goebbelsowi, po czym sam zapalił papierosa.
W pomieszczeniu zaczął się unosić siwy dym. Mężczyźni zaciągnęli się papierosami.
– Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio paliłem to cholerst… – powiedział Goebbels, lecz w pół zdania przerwał. Za mocno zaciągnął się dymem i teraz pojawiły się tego efekty.
Hitler milczał. Rozkoszował się papierosem, co rusz wypuszczając kłęby dymu. Mężczyźni siedzieli na kanapie ustawionej tak, by można było przez ogromne, kilkumetrowe okna podziwiać górę Untersberg.
– Uwielbiam siedzieć tutaj wieczorami… – Hitler znów zaciągnął się papierosem – i podziwiać tę górę. Bardzo mnie fascynuje. Szczególnie, gdy powoli zachodzi słońce i ledwie ją widać.
– Góra jak góra, za przeproszeniem, Mein Führer.
– Doktorze… Jest pan w błędzie i to dużym. Proszę podejść bliżej okna i uważnie przyjrzeć się temu masywowi. I proszę sobie teraz uświadomić, że wewnątrz tej góry skrywają się mistyczne moce.
Goebbels nie wiedział, jak się ma zachować. Czyżby Hitler chciał z niego zażartować? A może mówił poważnie? Przyszedł mu jednak z pomocą papieros, który właśnie do końca się wypalił.
– Czy poczęstuje mnie wódz jeszcze jednym?
Hitler nie odpowiedział. Pozostawał w bliżej nieokreślonym transie. Z oczami nadal wpatrzonymi w górę, sięgnął ponownie po srebrne pudełko i podsunął je pod twarz swego gościa. Zaraz potem w typowy dla siebie sposób zaczął wygłaszać monolog. Goebbels zaś, nie chcąc narazić się wodzowi, słuchał z udawaną ciekawością, rozkoszując się kolejnymi dawkami dość mocnego tytoniu…
– Góra Untersberg od setek lat owiana jest tajemnicą. Już dawno, dawno temu naukowcy doszli do wniosku, że jest to odpowiednik Trójkąta Bermudzkiego. Proszę sobie, doktorze, uświadomić, że śmiałkowie, chcący bliżej ją poznać, zazwyczaj giną w nieznanych okolicznościach… Wyobraża pan to sobie?
Wódz przez chwilę spojrzał na Goebbelsa, co ten krótko skwitował westchnieniem…
– Zawsze, gdy czuję niedostatek sił, siadam tutaj, oddaję się rozkoszy palenia tytoniu i medytuję, próbując przywołać moce, które skrywa ten masyw górski. Nieprzypadkowo los pokierował mnie właśnie tutaj… Mam misję do spełnienia i muszę skądś czerpać energię. Pomaga mi w tym właśnie ta góra…
Wielkie okno o wymiarach 9x3 metry w Berghofie, z którego rozciągał się imponujący widok na sąsiednią górę Untersberg. Hitler wierzył, że jest ona źródłem tajemniczej mocy i „drzwiami” do równoległego świata zamieszkanego przez karły
– Co jest w niej takiego niezwykłego? – Goebbels nie potrafił ukryć wątpliwości.
– Drogi doktorze… Słyszałem o pasterzach, którzy przebywając w tych górach na własne oczy widzieli elfy. Są też tacy, którzy widzieli karły. Sam zresztą rozmawiałem niedawno z mieszkającym niedaleko rolnikiem, który mi wyznał, że w pobliżu jego pola maszerowała cała gromada tajemniczych stworzeń. Wyglądem mieli przypominać ludzi, jednak z uwagi na wzrost były to ewidentnie karły. Inny z kolei wieśniak opowiedział memu ordynansowi, że gdy był wysoko w górach, nawiedziła go pewna wizja. Miał on przenieść się w czasy, które dopiero nadejdą, i ujrzeć świat, w którym przyjdzie nam żyć w przyszłości. Miały tam być dziwne maszyny z elektronicznymi wyświetlaczami liczącymi po trzydzieści cali, telefony bez kabli, a pomieszczenia odkurzały roboty. Inny chłop opowiedział mojemu ordynansowi, jak kiedyś wpadł do jaskini u podnóża tej góry. Do swej wiejskiej chaty wrócił kilka tygodni później. Do dzisiaj nie potrafi wyjaśnić, co się wtedy z nim działo. Nie pamiętał absolutnie niczego.
– Rozumiem z tego wszystkiego jeszcze mniej niż na początku naszej rozmowy, Mein Führer…
– Nic dziwnego… Ludzie nie potrafią dostrzec tego, co ich otacza. Przechodzą obok ważnych spraw obojętnie. Głęboko wierzę w to, czego dane mi było się dowiedzieć. Miałem kiedyś sen. Ukazała mi się w nim wizja niezliczonych bogactw, które skrywać mają te góry. Widziałem prawdziwych Germanów. Wywozili oni z wnętrza tych masywów niezliczone ilości złota. Woda z pobliskiego strumienia miała czynić cuda. Obmycie nią ran powodowało, że po kilku dniach rany same się zasklepiały. Zaś, gdy niewidomy przemywał nią oczy, to po kilku dniach odzyskiwał wzrok… Kilka dni później, gdy już powoli zapominałem o tym śnie, mieszkający w pobliżu chłopi zwierzyli się pewnemu naziście… Otóż usłyszał on od nich, że kilku wędrowców naprawdę dzięki działaniu tej cudownej wody odzyskało wzrok. A jakby tego było mało, w tej górze ma spać sam założyciel Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, cesarz Karol Wielki, który budzi się co sto lat, a potem idzie spać dalej. Ma to trwać aż do momentu, kiedy dojdzie do decydującego starcia dobra ze złem. Wtedy do gry ma wkroczyć cesarz razem ze swoją armią karłów.
Goebbels pokręcił głową z niedowierzaniem. Hitler jednak niewzruszony ciągnął swój monolog…
– Możesz, doktorze, wierzyć lub nie… Właściwie to będzie lepiej dla ciebie, jeśli uwierzysz… Otóż wewnątrz tej góry istnieje podobno przejście do innych światów. Inna wersja z kolei mówi, że za pomocą tej góry można dostać się do wnętrza Ziemi. Nie mam co do tego wątpliwości. Ten masyw jest wyjątkowy i skrywa tajemnicze wrota. Prędzej czy później będziemy musieli tam wysłać ekspedycję, która postara się odnaleźć złoto i owe sekretne wrota. Jestem przekonany, że moce, które wypływają z tej góry, dadzą niesamowite siły nazistom i sprawią, że Trzecia Rzesza ze mną na czele obejmie panowanie nad Europą, a potem nad całym światem.
– Mein Führer, skąd pan to wszystko wie?
Na twarzy kanclerza pojawił się łagodny uśmiech…
– Skąd ja to wiem? To proste. Wydałem rozkaz, by składali mi relacje wszyscy, którzy coś słyszeli na temat tej góry.
Dopiero teraz Hitler zauważył, że ani on, ani jego gość nie palą już papierosów, a trzymają w rękach jedynie niedopałki…
– Skoro skończyliśmy palić, to może wyjdziemy na świeże powietrze?
– Chętnie. Nieco kręci mi się w głowie po tych papierosach.
Führer ojcowskim gestem poklepał po plecach ministra propagandy:
– Mój chłopak! Chodźmy więc!
Gdy już mieli wychodzić, Hitler nagle zatrzymał się jak wryty.
– Na Boga! Bym zapomniał! Skoro boli pana głowa, to musi się pan czegoś napić! Proszę, czymś pana poczęstuję…
Hitler sięgnął do szuflady czarnego biurka, ukrytego w drugim rogu pomieszczenia. Zwinnym ruchem wyciągnął z niego przezroczystą karafkę. W środku był przezroczysty płyn. Czyżby wódz chciał go poczęstować wodą ognistą? Goebbels nie miał pojęcia, co strzeliło do głowy jego szefowi. Najpierw papierosy, teraz wódka? Czyżby wódz chciał się bratać z Sowietami?!
Co gorsza, twarz najsłynniejszego nazisty nie zdradzała, co też on kombinuje. W drugim rogu pomieszczenia stał mały, owalny stolik. Były do niego przysunięte cztery fotele. Wszystko pokryte czerwoną, znajdującą się w dobrym stanie tapicerką.
– Chodźmy, usiądźmy jeszcze na chwilę.
Karafka razem z dwiema szklankami wylądowała na stoliku.
– Proszę spróbować – Führer podał Goebbelsowi szklankę, po czym wykrzyknął:
– Do dna! Za Trzecią Rzeszę!
Minister propagandy lekko skrzywił usta.
– Mocne, co to takiego?
Hitler wykonał gest triumfu:
– Ha, wiedziałem, że pana zaskoczę, doktorze! To woda, która pochodzi ze źródeł, wypływających właśnie ze wspomnianej góry. Piję ją regularnie, dodaje mi mocy i łagodzi bóle. Powinna ona pomóc na pańskie zawroty głowy po tym cholernym tytoniu.
– Pomaga?
– Bardzo. Zawsze, gdy mam ociężały umysł, wystarczy kilka łyków, by rozjaśniło mi się w głowie.
– Był pan kiedyś na tym szczycie?
– Raz mi się zdarzyło być w okolicy. Proszę w żadnym wypadku nie mówić o tym nikomu!
– Ma wódz moje słowo!
– Tak. Byłem i później tego nieco żałowałem. Gdy byłem już w pobliżu, zacząłem odczuwać zawroty głowy. Potem pojawiły się tak silne nudności, że musiałem zwymiotować. Z tego wszystkiego za przeproszeniem zarzygałem sobie mundur i pobrudziłem wąs! Jednak kiedyś tam wrócę. Wtedy musiałem po prostu trafić na zbyt silne promieniowanie. To był tylko kolejny dowód na to, że od tej góry bije ogromna moc, a jej wnętrze kryje nieopisane dotychczas sekrety. Coś jeszcze panu pokażę. Chodźmy na taras…
Ku radości Hitlera była to wyjątkowo jasna noc. Światło gwiazd oświetlało pobliskie Alpy. Bez najmniejszego problemu można było o tej porze dostrzec to, na czym wodzowi najbardziej zależało. Führer już dawno temu nakazał, by na tarasie zamontowano wielki teleskop… Dzięki niemu mógł podziwiać swą ukochaną, majestatyczną górę. Mógł też dzięki temu urządzeniu podglądać ptaki przelatujące nad wzgórzem.
– Doktorze, proszę śmiało. Niech pan spojrzy przez teleskop i powie, co pan widzi – na twarzy wodza malowało się podniecenie…
W umyśle Goebbelsa kłębiły się różne myśli.
– Widzę górę Untersberg. Dostrzegam ją całkiem nieźle. Ale właściwie dlaczego wódz o to pyta?
– Przyjrzyj się dobrze. Być może dostrzeżesz coś więcej niż tylko górę. Może zauważysz nawet swoją przyszłość…
Hitler zawiesił głos, chcąc podkreślić tajemniczość swej wypowiedzi… Chwilę później zdecydował się ciągnąć dalej.
– Czy dostrzega pan tam siebie?
– Wodzu! Proszę mi wybaczyć, ale tym pytaniem wprawia mnie pan w zakłopotanie. Do czego pan zmierza?
– Jestem od pana nieco starszy i mam misję do spełnienia. Jestem wybrańcem, który został zesłany na ziemski padół. Wiem również jednak, że jest to tak wielkie obciążenie, że mogę go nie udźwignąć i w pewnej chwili trafić do grobu. Mogą mi w tym również pomóc komunistyczni wrogowie. A tych nawet wokół mnie nie brakuje, prawda?
Goebbels nie zdążył odpowiedzieć, Hitler bowiem kontynuował swój monolog…
– Chcę panu powierzyć niezwykłą misję. Mianowicie, gdy los zechce, bym odszedł przedwcześnie z tego świata, to wówczas to uczynię. Musi pan jednak wiedzieć, że nie pozostawię państwa na pastwę losu. Gdy przyjdzie mi spisać testament, będę chciał w nim wyznaczyć pana na mego nast…
W oczach Goebbelsa pojawiły się łzy. Hitler nie musiał nawet kończyć i wyjaśniać, co miał zamiar powiedzieć, Goebbels bowiem rzucił mu się na szyję, nie będąc w stanie powstrzymać wybuchu emocji. Szybko jednak minister propagandy został przywołany do porządku. Stanął na baczność i z uniesioną do góry ręką, wykrzyczał:
– Rozkaz wykonam w pełni. Tak jest, Mein Führer! Dla pana i narodu niemieckiego zrobię wszystko!
– Czyś ty, Goebbels, zwariował? Po co te ceregiele? Opuść natychmiast rękę i spocznij. Jeszcze nie skończyłem!
– Jawohl!3
– Za kilka godzin wejdziemy w nowy rok, 1939. I musisz wiedzieć, drogi ministrze, że jesteśmy u progu wojny. Milion marek temu, kto wie, jak ustrzec świat przed globalnym konfliktem. Nie da się tego uczynić. Bez wojny nie będziemy w stanie przejąć władzy nad światem.
– Ja, ja. Das Stimmt!4– wymamrotał Goebbels, którego podniecenie osiągnęło apogeum.
– Wiesz, jaki mam plan?
– Nein, nein. Neeeein!– szczęka Goebbelsa ciągle latała w nieopisanej euforii.
– Słuchaj zatem. W ciągu kilku miesięcy wydam rozkaz, by napaść na Polskę. Wiesz dobrze, co sądzę o tym narodzie. Polacy wyróżniają się na tle innych słowiańskich nacji. Są inteligentnym, walecznym, a do tego przebiegłym narodem. Jeśli uda się naszym wojskom pokonać Polskę, to z innymi krajami będzie już pewnie o wiele łatwiej. Wobec tego, gdy tylko rozpocznie się wojna, a wiedz, że nastąpi prędko, to będę chciał, byś towarzyszył mi w podróżach na polskie ziemie.
– Dlaczego akurat ten obszar tak bardzo wodza interesuje?
– Polski naród mnie fascynuje, choć głośno mówić tego nie mogę. W końcu to nie Germanie! – Hitler zaczął się śmiać.
Na jego wąsie Goebbels dostrzegł śmietanę. Udał jednak, że tego nie widzi. Wiedział jednak, że wódz kocha czekoladowe ciasta ze śmietaną, dlatego te pozostałości po słodkościach nie robiły na nim wielkiego wrażenia.
– W każdym razie… – głos Hitlera wyrwał Goebbelsa z zamyślenia – chcę, byś zaraz po zajęciu części terytorium Polski ruszył ze mną na front. Przyjrzymy się podbitym ziemiom z bliska. Nie wiem, jak długo potrwa ta wojna. Spodziewaj się, że będę cię, doktorze, prosił o towarzyszenie mi w takich podróżach. Skoro masz w przyszłości przejąć po mnie władzę zamiast tego głupca Hessa czy spasionego pyszałka Göringa i być gospodarzem tych ziem, to musisz również wiedzieć, jaka historia wiąże się z poszczególnymi miejscami. Łatwiej będzie ci wówczas uprawiać propagandę, zwłaszcza że polski lud jest nie w ciemię bity i ciężko będzie tym ludziom wbić do głowy wykreowaną przez ciebie „prawdę”.
– Wie wódz dobrze, co twierdziłem już wielokrotnie. Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się w końcu prawdą. Poradzę sobie z każdym.
– Zapewne. Jednak w przypadku Polaków nie byłbym taki pewien. Słyszałem wiele dobrego na temat ot choćby marszałka Piłsudskiego. Czy jakiś inny przywódca mógłby sobie pozwolić na to, by publicznie mówić, że z racją jest jak z dupą, każdy ma swoją? Albo głosić, że naród jest wspaniały, tylko ludzie kurwy, za przeproszeniem.
– To Piłsudski ogłosił kiedyś, zapytany o program partii, że jest on najprostszy z możliwych, czyli „Bić kurwy i złodziei”.
– Wielka szkoda, że marszałka nie ma już pośród żywych. Zresztą co tu dużo mówić, przecież razem byliśmy na mszy za duszę Piłsudskiego w maju 1935 roku. Zaś co się tyczy Polski, to musimy ją podbić, skoro ona nie chce zostać naszym sojusznikiem w drodze na wschód. Ale nie uczynimy tego bez zrozumienia Polaków. Jestem zdania, że nie da się ich podbić i chociaż częściowo zgermanizować bez wcześniejszego zrozumienia. Zresztą to chyba jedyna kwestia, z którą się zgadzałem z moim zmarłym ojcem… W każdym razie, jeśli my nie przejmiemy Polski, to zrobią to Rosjanie. Ten kraj jest między młotem a kowadłem. Musimy uprzedzić komunistów ze wschodu i pierwsi wkroczyć na ziemie polskie.
– Kiedy zatem wódz przewiduje naszą pierwszą podróż?
– Nie mam wątpliwości, że stanie się to w nadchodzącym roku. O ile pozwolą mi na to problemy z lewą ręką!
Hitler chwycił się za lewe ramię, które trzęsło się tak bardzo, że nie sposób było tego ukryć. Był rad, że Goebbels bez najmniejszego oporu przyjął rolę jego potencjalnego następcy. Musiał jeszcze jedynie rozważyć w wolnej chwili, czy ta natychmiastowa zgoda była szczera, czy też może była to oznaka tego, że Goebbels za jego plecami planował zamach stanu? Noc mu wystarczyła, by dojść do wniosku, że Goebbels był mu zbyt oddany, by knuć spisek za jego plecami. Takiego czynu mógłby się dopuścić taki na przykład Himmler, jednak nie Goebbels. Z tą myślą Hitler zasnął tej nocy. Stało się to kilka godzin po tym, jak nastał nowy 1939 rok…
[…]
Gwoli uzupełnienia… W 1992 roku na wspomnianą przez Hitlera górę Untersberg dotarł tybetański Dalajlama. Jak sam przyznał, gdy był na jej szczycie, doznał olśnienia. Poraziła go niezwykła duchowa moc tej góry. Określić ją miał nawet mianem „Góry Śpiącego Smoka”!
Nadszedł ten czas!
Od pamiętnego sylwestra minęły tygodnie. Hitler w tym czasie ani razu nie wspomniał o tym, co obiecał Goebbelsowi 31 grudnia. Doszło nawet do tego, że minister propagandy zaczął się zastanawiać, czy aby kilka miesięcy wcześniej ta historia o przejęciu władzy i wizytacji polskich ziem mu się nie przyśniła albo nie była po prostu wytworem jego wyobraźni. Jednak nie miał na tyle śmiałości, by zapytać o to Hitlera wprost. Wolał czekać, tym bardziej że coraz głośniej mówiło się o tym, że wojna zbliża się wielkimi krokami…
Mamy sierpień 1939 roku. Do biura Ministerstwa Propagandy Rzeszy telefonuje adiutant Hitlera, który oznajmia, że jeszcze dzisiaj w biurze swojego szefa ma stawić się minister odpowiedzialny za propagandę, doktor Joseph Goebbels. Najbliżsi współpracownicy Goebbelsa postanawiają jak najszybciej zawiadomić o tym fakcie swojego szefa. Udaje im się odnaleźć ministra w siedzibie radia, gdzie właśnie skończył wygłaszać swą kolejną, propagandową przemowę do Niemców.
Esesmani pełnią wartę przy wejściu do gabinetu Adolfa Hitlera w Nowej Kancelarii Rzeszy w Berlinie, oddanej do użytku w styczniu 1939 roku. Zwracają uwagę ogromne drzwi oraz monogram dyktatora nad nimi
Sądząc po twarzy Goebbelsa, przemówienie udało się w każdym calu. Jest z siebie zadowolony w pełni, a we wszystkim utwierdza go jeszcze adiutant, na którego zawsze może liczyć w takich razach. Gdy ten mający 165 centymetrów wzrostu Niemiec dowiaduje się o tym, że został w trybie pilnym wezwany do wodza, wpada w popłoch. Z jednej strony odzywa się narcystyczna strona jego charakteru. Rozmyśla o tym, jakie awanse szykuje mu wódz. Z drugiej zaś rosną w nim obawy, czy czasem Hitler nie dopatrzył się w jego zachowaniu znamion zdrady albo nie zwęszył jednego z jego romansów.
– Ten stary piernik może znowu będzie wchodził z butami w moje małżeństwo, które i tak od dawna jest tylko papierowym związkiem… –stwierdził w myślach.
W końcu Goebbels zbiera się i postanawia udać się wprost do Kancelarii Rzeszy, mieszczącej się przy Voßstraße 6. Z doświadczenia wie, że nie powinien się spieszyć. Wódz dotychczas wielokrotnie wpadał w złość i wszystkich, którzy znaleźli się w zasięgu jego wzroku, nakazywał rozstrzelać. Wybuch gniewu wodza mogła spowodować dosłownie błahostka. Tak mogło być i tym razem. Dlatego też nie miało sensu się spieszyć. Lepiej przybyć nieco później. Do tego czasu Führer zdąży ochłonąć i zapomni o swych szalonych wizjach i rozkazach. Jeśli Hitler właśnie wpadł na pomysł, by kazać rozstrzelać Goebbelsa, to jest bardzo możliwe, że w ciągu dosłownie pół godziny zmieni zdanie. Warto więc przyjechać nieco później, by odroczyć potencjalny wyrok śmierci.
Monumentalna fasada Nowej Kancelarii Rzeszy od strony Voßstraße. Autorem projektu był ulubiony architekt Hitlera Albert Speer
Nowa Kancelaria Rzeszy została wybudowana w niespełna dziewięć miesięcy. I trzeba przyznać, że miała w sobie magnetyzm. Potężny gmach robił wrażenie na odwiedzających. A wszystko to nieprzypadkowo, jeszcze bowiem przed wbiciem pierwszej łopaty Hitler nakazał Albertowi Speerowi, odpowiedzialnemu za tę inwestycję, by budowla wzbudzała podziw wszystkich, którzy trafią w to miejsce. Jak przekonywał, chodziło o to, by odwiedzający go dyplomaci poczuli się mali i zrozumieli, że znaleźli się w miejscu, w którym rządzi ktoś potężny. Nieprzypadkowo pomieszczenia były przesadnie duże, zaś posadzki wyłożone marmurami. Rzecz w tym, by łatwo można się było pośliznąć. Ponadto aby dotrzeć do gabinetu wodza, trzeba było pokonać sporą odległość. Był to również świadomy zabieg. Jak stwierdził kiedyś Hitler w nieoficjalnej rozmowie, zainspirowały go rozwiązania stosowane w średniowieczu. To właśnie wtedy, gdy na dwór jakiegoś monarchy przyjeżdżał władca obcego mocarstwa, prowadzono go okrężnymi ścieżkami, świadomie wydłużając trasę, by wywołać u gościa wrażenie potęgi i wielkości odwiedzanego miejsca… W ten sposób powstał budynek, który zgodnie z życzeniem kanclerza miał wzbudzać u odwiedzających jednocześnie podziw i respekt.
Goebbels szybko dotarł na Voßstraße 6. Dowiózł go tam jego zaufany kierowca. Dość żwawo wysiadł z samochodu, po czym kuśtykając i ciągnąc za sobą swą zdeformowaną prawą stopę, ruszył w stronę Kancelarii Rzeszy. Początkowo oczom ministra propagandy ukazał się dziedziniec honorowy. Było to miejsce szczególne. Człowiek kroczył tam po wielkich, kwadratowych płytach, wyglądających tak, jakby były wykonane z cennego kruszcu. Na końcu widać było trzy kolumny, wszystkie jednakowej wielkości. To tam znajdowało się wejście do siedziby wodza. Sam dziedziniec był ogromny. Nie można było tam jednak dostrzec ani ławek, ani żadnych roślin. Wszystko po to, by ten czysty, niezakłócony widok wskazywał, jak wielka jest to przestrzeń. Dopiero przed samym wejściem do kancelarii stały dwa posągi przedstawiające – jeśli pamięć świadków nie myli – dwóch atletów.
Mieszczący się w środku gabinet Hitlera był ogromny. Łącznie miał niemal 400 metrów kwadratowych. Sufity były wysokie na dziesięć metrów, pokryte kasetonami, które tworzyły kwadratowe wzory. Na ścianach zawieszono cenne obrazy, dobrane zgodnie z życzeniem wodza. Wszystkie naturalnie oprawione w wielkie ramy. W centralnym miejscu, a właściwie na końcu przy jednej ze ścian, stało ogromne biurko z wielkim globusem, pokryte skórą o czerwonym zabarwieniu. Nie brak tu było ciemnoczerwonego marmuru i palisandru. Wystrój wnętrza uzupełniały kamienne płyty i długi na ponad półtora metra stół. Siedziba Hitlera robiła ogromne wrażenie. Nic dziwnego. Takie było przecież założenie samego wodza. A skoro wódz chce, to tak musi być…
Na widok Goebbelsa twarz Hitlera szybko się rozjaśniła. Führer rozkazał swemu adiutantowi, by natychmiast opuścił pomieszczenie. W gabinecie zostali tylko we dwóch. Hitler zaczął mówić:
– Nie cierpię tego pomieszczenia. Bywam tutaj tak rzadko, że nie trzeba go nawet sprzątać. Wystarczy jedynie od czasu do czasu przetrzeć kurze.
– Przyznaję. Sam wodza odwiedzałem tutaj dość rzadko.
– I to się raczej nie zmieni. Nawet gdy wybuchnie wojna.
– Gdy wybuchnie wojna?
– Tak, Herr Goebbels. Dobrze usłyszałeś. Właśnie w tej sprawie cię wezwałem. Może papierosa?
– Chętnie –Goebbels nie był mistrzem asertywności.
Gigantyczny gabinet Hitlera, który miał ok. 400 metrów kwadratowych powierzchni. Jego rozmiary i wystrój miały onieśmielić gości i ukazać potęgę Trzeciej Rzeszy oraz jej przywódcy
Hitler wyciągnął znaną Goebelsowi z sylwestrowej nocy papierośnicę i poczęstował gościa. Goebbels wziął papierosa, po czym pochylił się nieco do przodu, by ułatwić Hitlerowi podanie mu ognia. Chwilę później Führer zaczął nieoczekiwanie się śmiać… Goebbels nie bardzo wiedział, jak ma się zachować. Na szczęście z pomocą przyszedł mu sam Hitler.
– Właśnie sobie przypomniałem, jak pewnego razu mój najbardziej zaufany adiutant przypalał mi papierosa, którego miałem w ustach. Biedak tak się zestresował, że przypalił mi lekko mój wąsik. Widząc to, z przerażenia zemdlał.
– Wcale mu się nie dziwię…– Goebbels zaciągnął się dymem.
– Ja też. Gdyby uczynił to jakiemuś komunistycznemu towarzyszowi, to pewnie jeszcze w tej samej minucie zostałby rozstrzelany. Ale nie ze mną te numery. Lekko podgoliłem wąsa i wszystko było w porządku. Okropnie jednak wtedy śmierdziało i trzeba było to wszystko wietrzyć. Sam pan wie, jaki to zapach, gdy palą się włosy. Kto zresztą nie podpalał sobie nigdy włosów na rękach, prawda?
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. Źródło: Tajny protokół dodatkowy do paktu Ribbentrop-Mołotow, Moskwa, 23 sierpnia 1939 r., [w:] Sierpowski Stanisław, Źródła do historii powszechnej okresu międzywojennego, t. 3, 1935–1939, Poznań 1992. [wróć]
2. Szerzej można o tym przeczytać w książce Christophera Machta Spowiedź Goebbelsa. Szczera rozmowa z przyjacielem Hitlera (Wydawnictwo Bellona, Warszawa 2021). [wróć]
3. Pol. „Tak jest!” [wróć]
4. Pol. „Tak, tak. Zgadza się!” [wróć]