Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Heinrich Himmler. Faktycznie druga osoba w Trzeciej Rzeszy – ważniejszy od niego był tylko sam Adolf Hitler. Wszechwładny szef SS, minister policji, nadzorca służb bezpieczeństwa, a przede wszystkim człowiek, który stworzył sieć obozów koncentracyjnych i obozów zagłady. „Bestia”, „człowiek pozbawiony sumienia”, „zbrodniarz wojenny” – to tylko niektóre jego określenia. Ale ten morderca zza biurka podobno zasłabł, gdy w 1941 roku był naocznym świadkiem egzekucji Żydów...
W ostatnich miesiącach wojny Himmler po cichu próbował się dogadać z aliantami w sprawie separatystycznego pokoju na Zachodzie, za co został wyklęty przez Hitlera i pozbawiony wszelkich stanowisk. Po klęsce Niemiec próbował się skryć pod fałszywą tożsamością, ale wpadł w ręce Brytyjczyków i 23 maja popełnił samobójstwo, rozgryzając ampułkę z cyjankiem.
Jak się okazało, Himmler przez wiele lat prowadził dzienniki, w których skrzętnie zapisywał wszystko, co działo się w jego życiu. Jednak dotychczas nikt nie miał pojęcia o tym, że kilka dni przed jego śmiercią odbyła się rozmowa, w trakcie której wyjawił prawdę o swojej biografii i zbrodniczej działalności, nie unikając mało znanych szczegółów. Do stenogramu tej rozmowy dotarł Christopher Macht, autor bestsellerowej serii „spowiedzi” Hitlera i innych nazistowskich dygnitarzy. Oto jego najnowsze odkrycie!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 211
T a historia miała się potoczyć zupełnie inaczej. Byłem drugą osobą w Rzeszy Niemieckiej. Jednak w mojej głowie funkcjonował o wiele bardziej ambity plan. Chciałem wygryźć Hitlera i sam stanąć na czele Rzeszy Niemieckiej. Tak się jednak nie stało… Moje losy potoczyły się zupełnie inaczej. Zaś większość sekretów historii nadal jest spowita mgłą. Dopiero za moment ta mgła zniknie i nastanie jasność. Tak wielka, że nie chcę być jej świadkiem. Dlatego niech to wszystko się dzieje, ale dopiero po mojej śmierci…
Heinrich Himmler
Himmler był organizatorem nazistowskiej machiny terroru
Heinrich Himmler przez wiele lat prowadził dzienniki, w których skrzętnie zapisywał wszystko, co działo się w jego życiu. Jednak dotychczas nikt nie miał pojęcia o tym, że kilka dni przed jego śmiercią odbyła się rozmowa, w trakcie której wyjawił całą prawdę na temat swojej działalności – w tym również opowieść o obozach koncentracyjnych, za które przecież odpowiadał w narodowosocjalistycznych Niemczech. Ten drugi po Hitlerze, jeden z najważniejszych narodowych socjalistów w Trzeciej Rzeszy zostawił po sobie zapis rozmowy, która dopiero teraz ujrzy światło dzienne. I nie byłoby to możliwe, gdyby nie pewien były członek SS. To właśnie on w wielkiej konspiracji namówił mnie na spotkanie na obrzeżach jednego z bawarskich miast. Spotkaliśmy się w pewnej karczmie, gdzie w towarzystwie Leber Berliner Art, czyli wątróbki cielęcej, którą w Polsce – nie wiedzieć czemu – nazywa się wątróbką po bawarsku, podawanej z cebulą, jabłkami i papryką, oraz dwóch kufli piwa, poznałem jego przeszłość. Początkowo, gdy usłyszałem, że ten sędziwy mężczyzna ma w swojej przeszłości członkostwo w szeregach SS, dość szybko chciałem przerwać nasze spotkanie. Dopiero gdy ten położył na stole poszarzałą grubą kopertę rozmiaru A4, postanowiłem zostać zaintrygowany jej zawartością.
Początkowo nie pytałem, co w niej jest. Toczyliśmy rozmowę o niczym – o pogodzie i o tym, jak bardzo apetyczna była wątróbka, którą nam podano. Było to tym bardziej dziwne wrażenie, że nigdy wcześniej nie widziałem tego człowieka. „Zachowujmy się tak, jakbyśmy się znali od zawsze” – te słowa wypowiedziane przez niego na początku spotkania do teraz pobrzmiewają mi w uszach. W tamtym momencie, po kurtuazyjnej rozmowie starzec wstał od stołu i z tajemniczym uśmiechem na ustach pożegnał się ze mną, prosząc, bym uregulował rachunek. W zamian miałem wziąć kopertę, którą przyniósł. W tamtym momencie nie miałem pojęcia, że w środku znajdują się zapiski z sekretnej rozmowy z samym Reichsführerem SS, Heinrichem Himmlerem…
Pod koniec kwietnia 1945 roku w życiu Heinricha Himmlera wszystko zaczęło się sypać niczym domek z kart. W jednej chwili został pozbawiony przez Hitlera wszystkich stanowisk w Trzeciej Rzeszy, a nawet członkostwa w NSDAP…
8 maja 1945 roku były już Reichsführer SS postanowił zgolić wąsy i założyć opaskę na oko, by nikt go nie rozpoznał. Okulary zostawił jednak te same. Dodatkowo miał przy sobie dokumenty – a dokładniej książeczkę żołdu – na nazwisko Heinricha Hizingera, funkcjonariusza Geheime Feldpolizei1. Następnie wraz najbliższym otoczeniem, złożonym z czternastu esesmanów w czterech samochodach, wyruszył z północnych Niemiec do Bawarii z nadzieją, że aliantom nie uda się go złapać – Himmler był bowiem w tym momencie chyba najbardziej poszukiwanym niemieckim zbrodniarzem na świecie. Podróż w sytuacji, gdy alianckie służby specjalne prowadziły intensywne poszukiwania, rozsyłając zdjęcia Himmlera do posterunków wojskowych w całych okupowanych Niemczech, była nadzwyczaj niebezpieczna. Ale ten człowiek już nie miał wyboru…
Przez kolejne dni grupa Himmlera przemieszczała się na południe, udając zdemobilizowany oddział Geheime Feldpolizei i spędzając noce na stacjach kolejowych, pod gołym niebem oraz u przypadkowo napotkanych chłopów. Himmler był zdania, że prędzej czy później alianci zaczną się kłócić z Sowietami i wtedy pojawi się on i ogłosi, że jest gotów razem z nimi walczyć przeciwko bolszewikom… Do tego czasu miał zamiar się ukrywać. Jednak w warunkach okupacji okazało się to wyjątkowo trudne. W pewnym momencie jego konwój dojechał do ujścia Łaby. Nie było innej możliwości, jak zostawić samochody i przedostać się na drugą stronę rzeki. Pomogli im w tym rybacy, oczywiście za stosowną opłatą. Dalsza podróż odbywała się już pieszo.
Himmler w dniach wojennej klęski Niemiec próbował uciec pod fałszywą tożsamością. Aby go nie rozpoznano, zgolił charakterystyczny wąsik. Tak go sfotografowano, gdy popełnił samobójstwo, rozgryzając trzymaną w ustach ampułkę z cyjankiem
21 maja 1945 roku Himmler razem z dwoma towarzyszami został zatrzymany przez Brytyjczyków w punkcie kontrolnym w Bremervörde w Dolnej Saksonii, a stamtąd trafili do 31. Cywilnego Obozu Przesłuchań w Barnstedt, niedaleko Lüneburga. W tamtym momencie alianci jeszcze nie mieli pojęcia o tym, kogo mają w swych rękach… W obozie Himmler, podobnie jak inni aresztanci, stanął w szeregu złożonym z więźniów i innych jeńców wojennych, którzy wzbudzili podejrzenia aliantów. Każdy czekał na przesłuchanie, w trakcie którego miał szansę wytłumaczyć się z tego, kim jest, co robił i dlaczego należy go wypuścić z obozu.
Sfingowane zwolnienie ze służby wystawione na sierżanta Geheime Feldpolizei Heinricha Hizingera, które znaleziono przy Himmlerze. Chcąc umknąć aliantom, wszechwładny dostojnik Rzeszy przebrał się za skromnego podoficera
Obóz, do którego trafił Himmler, był zarządzany przez kapitana Thomasa Selvestra. To on prowadził rutynowe przesłuchania, wypytując zatrzymanych o imię, nazwisko i powody pobytu w tym miejscu. I to jemu doniesiono, że wśród stojących w szeregu trzej mężczyźni zachowują się wyjątkowo arogancko i każdy z nich życzy sobie szybkiego widzenia z dowódcą. Natychmiast wzbudziło to zainteresowanie Selvestra. Dotychczas zatrzymanym zwykle zależało na tym, by zwracać na siebie jak najmniej uwagi z nadzieją, że zostaną szybko wypuszczeni z obozu. Tutaj sytuacja wyglądała zgoła inaczej…
Kapitan rozkazał przyprowadzić całą trójkę do swojego baraku. Gdy weszli do środka, oczom Selvestra ukazały się dwaj wysocy, dobrze zbudowani żołnierze oraz zdecydowanie niższy człowiek z opaską na lewym oku. Nakazał zamknięcie „drągali” oraz zabronił, by ktokolwiek z nimi rozmawiał. Natomiast trzeci aresztant, wydający się być ich dowódcą, pozostał w baraku. Gdy tylko ci dwaj zostali wyprowadzeni, człowiek z opaską na oku ściągnął ją, założył okulary bez oprawek i powiedział cichym, chłodnym głosem: „Ich bin SS-Reichsführer, Heinrich Himmler”2. Po całym ciele kapitana Selvestra przeszły ciarki…
Komendant obozu zawiadomił przełożonych. Dla upewnienia się, czy ów człowiek jest naprawdę tym, za kogo się podaje, Brytyjczycy kazali mu złożyć podpis. Szef esesmanów odmówił i dopiero gdy obiecano, że kartka zostanie zniszczona zaraz po porównaniu go z innym dokumentem podpisanym przez Himmlera, przystał na to. Przypuszczenia potwierdziły się – to był jeden z największych i najbardziej poszukiwanych przestępców wojennych. Następnie Himmlerowi kazano się rozebrać do naga, po czym przeszukano go od pach aż po odbyt w poszukiwaniu kapsułki z trucizną. Niczego takiego nie znaleziono. Jedynie w mundurze znajdowała się nieduża metalowa kapsułka z przezroczystym płynem. Gdy pokazano ją Himmlerowi, ten stwierdził, że to środek na ból żołądka.
Nadszedł czas na przejrzenie jego włosów. Tam również niczego nie odnaleziono. Zaskakujące, że Brytyjczycy nie kazali Himmlerowi otworzyć ust, by sprawdzić, czy tam nie ukrył kapsułki z cyjankiem. Zamiast tego zapytano go, czy nie chciałby czegoś przekąsić. Szef SS oczywiście na to przystał i chwilę później przyniesiono mu herbatę i kanapki z grubo krojonym chlebem. Chodziło o to, by w trakcie jedzenia wyjął z ust truciznę, jeśli takową posiadał. Tak się jednak nie stało. Himmler chętnie zjadł kanapki, nie wyciągając przy tym z ust niczego podejrzanego.
Następnie Himmler miał się ubrać. Tyle tylko że nie w swój mundur, a w brytyjski uniform. Aresztant stanowczo zaprotestował. – „Mam swój honor!” – miał wykrzykiwać, a do tego stanowczym tonem stwierdził: – „Znam wasz diabelski plan! Ubierzecie mnie w brytyjski mundur, bym później był głównym bohaterem alianckiej propagandy! Nic z tego nie będzie!” Ostatecznie założył jedynie koszulę, majtki, skarpety i owinął się kocem.
Reichsführer SS odpowiadał za niemieckie osadnictwo na Wschodzie, m.in. na Zamojszczyźnie, gdzie w latach 1942–1943 wysiedlano Polaków. Tu rozmawia z volksdeutschami w Lublinie w sierpniu 1942 roku
#zabawa w wór i szczura
Z apowiadała się wyjątkowo chłodna noc, mimo że kalendarz wskazywał majowy wieczór. Tego dnia brytyjski oficer raz jeszcze nakazał mu się rozebrać do naga. Jak na osobę, która dotychczas pełniła w Trzeciej Rzeszy najwyższe funkcja państwowe, nie była to dyspozycja dość serdeczna. Jednak mimo to potulnie wykonał rozkaz, zrzucając z siebie odzienie. Zawsze był pedantem i alianckie nakazy nie mogły tego zmienić. Każdy, kto go choć trochę znał, szybko przyznawał, że jest perfekcjonistą dbającym o każdy drobiazg! Kiedyś był znany ze swoich binokli pozbawionych oprawek, noszonych na łańcuszku. Do tego dochodziły precyzyjnie przystrzyżone wąsy, niezbyt szerokie ramiona i krótkie, doskonale przystrzyżone włosy. Dziś jednak nie zostało prawie nic z tego idealnego obrazu. Teraz z Himmlera pozostał jedynie cień człowieka, przypominającego bardziej kłębek nerwów niż do niedawna wszechwładnego szefa SS.
Nadszedł czas na przesłuchanie, które miał przeprowadzić oficer brytyjskiego wywiadu Steve Morrison. Wcześniej jednak Anglik zdążył przeczytać krótką notatkę na temat Himmlera oraz zawartość jego teczki, latami zbieraną przez tajne służby Jego Królewskiej Mości. Najbardziej uwagę agenta przykuła krótka notatka sporządzona na podstawie zeznań sąsiadów Himmlera z młodości, którzy jeszcze w czasie wojny uciekli do Anglii: – Zawsze był taki grzeczny. Nie było dnia, żeby się nie przywitał, nie powiedział „dzień dobry”. Do tego to był przyjemny, ułożony chłopiec, który regularnie chodził do kościoła. Jak to możliwe, że ten miły młodzieniec przerodził się w architekta największych zbrodni czynionych w czasach rządów narodowych socjalistów? Jeszcze nie tak dawno kłaniał się w pas i sympatycznie nas witał, a teraz proszę… Co rusz czytamy, jak wiele okrucieństwa tliło się w nim. Szok i niedowierzanie! – stwierdził jeden z jego byłych sąsiadów.
– Przygotowując się do naszej rozmowy, przeglądałem pańskie akta. Wynika z nich, że wychował się pan w katolickiej, porządnej rodzinie… – stwierdził Morrison, gdy przyprowadzono do niego Himmlera.
– No i? – odparł Himmler ze znanym sobie spokojem i chłodem w głosie jednocześnie.
– No i nie mogę pojąć, jak tak ułożona osoba mogła się zmienić w takiego zbrodniarza!
– Szanowny panie… – na twarzy Himmlera zaczęły się pojawiać drobne rumieńce, szybko nabierające pokaźnych rozmiarów… – Musi pan wiedzieć, że nie rozmawia pan z Anglikiem. Dlatego ten, powiedzmy, angielski humor jak najbardziej może sobie pan darować… Proszę pytać o konkrety. Szanujmy nawzajem swój czas. Nie jestem żadnym pierwszym lepszym pionkiem, a jedną z najbardziej znaczących postaci w Rzeszy, drugim człowiekiem po Hitlerze!
– Tak chce pan ze mną pogrywać? Ależ proszę bardzo. Zadam konkretne pytanie i również będę oczekiwał konkretnej odpowiedzi.
– Thank you, jak to mówicie! Zatem zamieniam się w słuch…
– W takim razie, co sprawiło, że ułożony mężczyzna, wychowany w duchu katolicyzmu, stworzył w sobie bestię, która szerzyła przemoc i tworzyła obozy koncentracyjne, będące fabrykami śmierci?
Himmler popadł w jakąś zadumę. Przez dobre cztery minuty nie mówił ani słowa, a jedynie wpatrywał się w nieco brudny, pożółkły sufit baraku, w którym Brytyjczykowi przyszło go przesłuchiwać. Jednak agent po tym czasie przywołał go do porządku.
– Herr Himmler, czy pan mnie słyszy?
– Co? Słucham?! Ach tak, oczywiście, jak najbardziej! – odpowiedział.
Himmler dalej trwał w swoich rozmyślaniach, po czym kontynuował:
– Nie mam pojęcia, o jakie fabryki śmierci panu chodzi…
– Herr Himmler… Pan tak na poważnie?! A przecież przed momentem prosił mnie pan, bym darował sobie angielski humor… Tymczasem pan serwuje teraz nazistowskie poczucie humoru w najlepszym wydaniu. Tak to my daleko nie zajedziemy…
Mina brytyjskiego agenta wyraźnie mówiła, że ten człowiek nie blefuje, co Himmler odczytał nader szybko:
– Dobrze. Zacznijmy tę rozmowę jeszcze raz. Czego ode mnie oczekujecie?
– Nic szczególnego, herr Himmler. Po prostu interesuje nas prawda. Nic więcej.
– No to przecież mówię, że o żadnych fabrykach śmierci nie mam pojęcia, szanowny oficerze angielskiego wywiadu!
Anglik nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Jednak i na taki rozwój wydarzeń był gotów. Lekkim skinieniem głowy przywołał do siebie asystenta. Ten pochylił się nad oficerem, kilkakrotnie przytaknął, uderzył obcasami o skórzane trzewiki i wybiegł z baraku, w którym był przesłuchiwany Himmler. W tym czasie oficer postanowił milczeć.
Za oknem zaczęło padać. Krople solidnego deszczu zaczęły uderzać w blaszany daszek, co wprowadziło Himmlera w nieco spokojniejszy nastrój. Jego serce zaczęło bić wolniej, a on zaczął odczuwać lekką senność.
Chwilę później raz jeszcze do pomieszczenia wszedł asystent oficera wywiadu. Tym razem zjawił się z pakunkiem w rękach. Prowadzący przesłuchanie szybko zareagował na ten widok:
– Panie Reichsführerze, Herr Himmler… Czy domyśla się pan, co jest w tym pakunku?
– Nie. Nie mam pojęcia. Mogę jedynie przypuszczać, że jakieś łakocie, które mają mnie zmotywować do większej elokwencji. Czyż nie?
Angielski agent zaczął się śmiać na głos. Himmler poczuł, jakby ktoś mu napluł prosto w twarz. Anglik, nie zważając na to, kontynuował:
– Do tej pory bawiliśmy się w kotka i myszkę. Ja pytałem, a pan uciekał od odpowiedzi. Teraz postawimy na bardziej sprawdzone metody. Być może pan, jako najważniejszy esesman, dobrze je zna. Dlatego od tego momentu, gdy choć raz pan skłamie, poddamy się średniowiecznej zabawie. I nie będzie tu chodziło o wspomnianych wcześniej kota i mysz. Tym razem pole do popisu będzie miał szczur. Kojarzy pan te zabawowe fanaberie?
– Proszę wybaczyć, Morrison, ale wolałbym ich nie kojarzyć…
– Tak właśnie myślałem. Jednak dla pewności przypomnę, o co w niej chodzi. Myślę, że to zmotywuje pana do większej otwartości w trakcie tego przesłuchania…
Anglik spojrzał Himmlerowi głęboko w oczy i mówił dalej:
– Mój asystent właśnie przyniósł pewien pakunek. W środku jest wielki wór i nocnik. Do tego jest też tam pewne sympatyczne zwierzątko w postaci szczura. Gdy tylko pan skłamie, to zwiążemy panu ręce, a na nogi założymy worek, który obwiążemy liną. Dalej do worka wpuścimy przywołane zwierzę i będziemy je kopać. W tej sytuacji szczur będzie szukał miejsca ucieczki. A to szybko się znajdzie, bowiem szczur, że tak powiem – i tutaj jako oficer sił zbrojnych Jego Królewskiej Mości przepraszam za słownictwo – wejdzie panu głęboko w… dupę.
Himmlerem aż wzdrygnęło. Ewidentnie zwizualizował sobie ten moment…
– Dodam, że to nie koniec „zabawy”. Gdy raz jeszcze pan skłamie, wspomniany szczur zostanie wrzucony do tego szarego nocnika, który doskonale pan widzi. Kolejnym krokiem będzie posadzenie pana na tym nocniku. Dalej chwycę za zapalniczkę i zacznę podgrzewać nocnik. Sytuacja powtórzy się. Zwierzę zacznie szukać ucieczki i schowa się do jedynego możliwego otworu, czyli do – o, pardon – pańskiej dupy!
Te słowa to było już za wiele dla dygnitarza Trzeciej Rzeszy. Himmler zaczął wymiotować wprost przed siebie, mimo że dotychczas okazywał względny spokój i opanowanie.
– Spokojnie, panie Himmler. Jestem angielskim dżentelmenem. Wystarczy, że nie będzie pan kłamał, a wówczas to biedne zwierzątko nie zajrzy do pańskiego – że tak to nazwę – „otworka”!
– W porządku… – zrezygnowanym głosem odparł Himmler.
– Zatem zacznijmy jeszcze raz od początku! – Anglik zatarł ręce z podniecenia. – Proszę jasno odpowiedzieć na pytanie, czy w narodowosocjalistycznych Niemczech istniały obozy zagłady?
– Zgadza się…
– Czy miał pan coś z nimi wspólnego?
– Tak… – Himmler zawahał się, czy kontynuować.
Widząc to, oficer wskazał mu pakunek z workiem i szczurem, by przypomnieć, co na niego czeka, po czym ręką pokazał, aby kontynuował… Zbrodniarz wziął głęboki wdech, po czym zaczął mówić:
– Czy mógłbym prosić o szklankę wody?!
– Nieprawdopodobne. Dopiero co zaczęliśmy rozmawiać, a panu już zaschło w gardle. No coś niesamowitego. Tak, dostanie pan wodę, ale nieco później. W niemieckich obozach więźniowie chyba nie dostawali od razu tego, co chcieli, prawda?
Do Himmlera powoli zaczynało docierać, jak wiele na temat jego działalności wie ten angielski oficer. Powoli zdawał sobie sprawę, że jedynym sensownym rozwiązaniem będzie opowiedzenie wszystkiego. I tak nie miał już nic do stracenia…
Po głowie chodziła mu jedna myśl, a może nadzieja: kto wie, być może Brytyjczycy okażą mu łaskę? Tym bardziej że w styczniu 1945 roku próbował się z nimi dogadać za plecami samego Adolfa Hitlera. Pytanie tylko, jak wiele oni wiedzą? Jak bardzo powinien opisać swoją rolę jako architekta zbrodniczego systemu obozów koncentracyjnych i obozów śmierci stworzonych w Rzeszy i w krajach okupowanych, przede wszystkim w Polsce, a co lepiej pominąć dla własnego dobra? Jego wątpliwości dość szybko rozwiał Anglik…
Protokół z zatrzymania sierżanta Hizingera, czyli Himmlera, przez żołnierzy brytyjskich z punktu kontrolnego w Bremervörde w Dolnej Saksonii
– Widzę, że się pan zamyślił! Nic dziwnego. Pewnie błąka się pan pamięcią po przeszłości i zastanawia się, jak to teraz będzie. No i na ile powinien pan być ze mną szczery? Co się opłaci, a co lepiej pominąć? Ale spokojnie, ułatwię panu sprawę. O pańskiej działalności, dzięki skutecznej pracy naszego wywiadu, wiemy zdecydowanie więcej, niż się panu wydaje. I tak na przykład pod koniec stycznia tegoż roku3nasi przyjaciele – żołnierze sowieccy z 60. Armii 1. Frontu Ukraińskiego wkroczyli do Auschwitz, do tamtejszego Konzentrantionslager, czyli obozu koncentracyjnego. Obóz Auschwitz pewnie pan kojarzy, prawda?
– Tak…
– Doskonale wiem, że chcieliście zatrzeć ślady po waszej zbrodniczej akcji. Niszczyliście dokumentację i całą tę zbrodniczą machinę, licząc, że świat nigdy się o tym nie dowie. Tak się jednak nie stanie.
– Przywołany przez pana obóz był ulokowany w okolicach Auschwitz. To były dawne ziemie polskie, w 1939 roku włączone do Rzeszy Niemieckiej.
– Tak, wiem. Bardzo przebiegły zabieg. Swoją drogą doprowadzi on do tego, że w niedalekiej przyszłości ludzie będą mówić o „polskich obozach śmierci”, co będzie ewidentną bzdurą zasługującą na potępienie. Jednak my dzisiaj nie o tym, a bardziej o panu. Czy jest temat, od którego chciałby pan zacząć swoje zeznania?
– Nie. W zupełności jest to mi obojętne. Jedynie… – tu Himmler zawiesił głos na krótką chwilę… – Jeśli jest to możliwe, to prosiłbym, aby przesłuchanie upływało pod znakiem ładu i porządku. Jak pan zapewne już zdążył się dowiedzieć, od zawsze słynę z zamiłowania do pedantyczności. „Ordnung muss sein”, czyli „Porządek musi być” – to jedna z moich głównych dewiz życiowych.
Oficerowie brytyjskiego wywiadu wojskowego – jeden z nich zdążył porozmawiać z Himmlerem przed samobójstwem
– Muszę pana rozczarować, Herr Heinrich. To nie koncert życzeń, dlatego będę rozmawiał tak, jak mi się podoba. O ile oczywiście nie ma pan nic przeciwko… A nawet jeśli pan ma, to – za przeproszeniem – gówno mnie to obchodzi. Dokładnie tak samo, jak gówno obchodziło pana to, co jest czynione z ludźmi trafiającymi do obozów śmierci.
Himmler zacisnął wargi, powstrzymując się przed wypowiedzeniem słów, których później zapewne by żałował. Ostatecznie skinął jedynie delikatnie głową i zaserwował angielskiemu oficerowi wyrachowany uśmiech…
– Cieszę się, że akceptuje pan moje reguły gry. Zresztą obaj wiemy, że wielkiego wyboru pan nie ma… W każdym razie zacznijmy nietypowo. Zapytam więc: gdyby dzisiaj miał pan stracić życie, to jakie ostatnie wydarzenie pojawiłoby się przed pańskimi oczami?
Dowódca SS ewidentnie był zaskoczony tym pytaniem. Zapewne spodziewał się jakiejś rozmowy o dzieciństwie, o fascynacji narodowym socjalizmem, a tymczasem pojawiło się zagadnienie, które dotykało jeszcze niezagojonych ran…
– Byłby to obraz moich ukochanych dzieci. Tak sądzę… No i szklanka wody. Teraz to moje największe marzenie.
– Marzenia są po to, by je spełniać. Może kiedyś i to uda się spełnić… Pomówmy jednak o konkretach. Muszę panu przyznać, że jest pan nawet wysoki.
– Mam 174 centymetry wzrostu. I zanim zaczniemy rozmawiać, chciałbym, by uwzględnił pan w swoich zapiskach, że niezależnie od tego, czy działałem w latach młodzieńczych, czy w ostatnich miesiącach, zawsze sprowadzało się to do jednego – do czynu w imię idei i dobra Niemiec! Gdyby tak nie było, to nie próbowałbym się dogadać z aliantami za plecami samego Adolfa Hitlera…
– Herr Himmler! O tych próbach dogadywania się za plecami jeszcze sobie porozmawiamy. Wcześniej jednak chciałbym pomówić o panu. I choć spróbować zrozumieć, dlaczego obudziła się w panu tak wielka nienawiść do Żydów i chęć usunięcia ich z Europy.
– Od zawsze wyznawałem ideologię, w której wybrani Niemcy odgrywali rolę rasy wybranej. I na przestrzeni lat w moim umyśle to się nie zmieniło. Po prostu! Ideologia wytyczyła mi ścieżkę, którą powinno mi przyjść kroczyć.
#organizacja i nadzór nad obozami koncentracyjnymi, #system kar, #Sonderkommando, #powstanie w KZ Auschwitz-Birkenau, #kapo, #brutalne eksperymenty medyczne, #ostateczne rozwiązanie, #jak mordowano niewinnych, #czy dało się uciec z obozu, #wizytacje Czerwonego Krzyża w obozach koncentracyjnych
Które słowo lepiej pana określa? Sadysta czy mięczak?
– Wypraszam sobie takie porównania! Co to ma być?
– Panie Himmler. Kiedy pana znaleźliśmy, był pan kłębkiem nerwów. Dlatego teraz te nerwy są zupełnie niepotrzebne…
– Ale… – Z nerwów szczęka Himmlera zaczęła się trząść, przez co dolne zęby zaczęły uderzać o górne, wydając odgłosy jak z jakiegoś horroru. Niemiec nie mógł wydobyć z siebie słowa… To jeszcze bardziej nakręciło agenta. Ewidentnie te słowne tortury na Himmlerze dawały mu gorzką satysfakcję.
– Skoro pan zaniemówił, to skorzystam z okazji i powiem, co sądzę na ten temat. Jest pan chodzącym kompromisem. Uważam, że jest pan sadystą, będąc jednocześnie mięczakiem. Słucham tych pańskich wywodów i ciągle nie mogę pojąć, jak tak ułożony człowiek mógł wymyślić te wszystkie fabryki śmierci. Próbuję to zrozumieć, ale nie mogę, mimo szczerych chęci. To znaczy wiem, co panem kierowało! Władza i poczucie wyższości. Pan uważa się za przedstawiciela lepszej rasy. A wszystkie inne są gorsze, traktowane przez was, Niemców, jak krowie łajno! A nawet gorzej, bo krowiego łajna nikt nie zaprzęga do niewolniczej pracy na rzecz Niemców!
– No cóż. Nic mi chyba nie pozostało do dodania…
– Konkrety Himmler, konkrety! Czuję się nakręcony, jak przed walką bokserską… A muszę przyznać, że uwielbiam boks, i go nawet trenowałem. Jedziemy z konkretami! Kiedy zorganizował pan pierwszy niemiecki obóz koncentracyjny?
– W roku 1933, wydałem rozkaz bodaj pod koniec marca. W Dachau. Tam stworzyłem pokazowy obóz stanowiący wzór dla innych tego typu „miejsc odosobnienia”. W Dachau obóz został ulokowany w opuszczonej fabryce amunicji. Tak. Rozkaz jego utworzenia wydałem dokładnie 22 marca 1933 roku. Poniekąd on był pierwszy.
– Co to znowu za „poniekąd”? Proszę jaśniej, panie Himmler!
– Już tłumaczę, spokojnie. Moja wątpliwość bierze się stąd, że organizowałem obóz w Dachau, a jednocześnie na wyraźne polecenie Göringa powstawały dwa kolejne obozy: w Oranienburgu, niedaleko Berlina, i w Esterwegen, w północnych Niemczech, w pobliżu granicy z Holandią. Najpierw w tych obozach lądowali nasi polityczni oponenci. Później, wraz z wybuchem wojny, trafiali tam członkowie ruchu oporu i jeńcy wojenni. A także, wiadomo, więźniowie kryminalni, nieprzychylni nam dziennikarze i inni „bandyci”.
– Wróćmy jednak do Dachau.
– Początki tworzenia takiego obozu były ciężkie. Nie miałem w tym doświadczenia, musiałem kroczyć po omacku. Pierwsze, co zrobiłem, to powołałem specjalną jednostkę SS-Totenkopfverbände4. W jej skład mieli wchodzić esesmani, którzy mieli stworzyć coś na wzór straży obozowej. Do ich zadań należało pilnowanie więźniów. Następnie spośród nich wybrałem oficera, który miał dowodzić całą formacją. Później wskazałem podkomendantów. Nazwisk nie podaję, bo pewnie i tak nic panu nie powiedzą. No, może jedno coś powie.
– Kogo ma pan na myśli?
– Theodora Eickego. To on opracował podstawy działania obozów: regulaminy, zasady administracji, wreszcie wpoił strażnikom z SS, by nie cackali się z więźniami, którzy poprzez wytężoną pracę mieli odpokutować swe przewiny wobec Rzeszy. Ja zaś osobiście nadzorowałem budowę kacetów5. I właściwie odpowiadałem za to, co się w nich działo. Z pomocą zaufanych ludzi wydawałem rozkazy, które miały być stosowane wewnątrz obozów. Na przykład nakazywałem chłostę w uzasadnionych przypadkach po to, by siać efekt strachu. Naturalnie strażnicy mieli surowo zakazane rozpowiadanie na ten temat.
Więźniowie z obozu „wychowawczego” na okładce jednej z monachijskich gazet z lipca 1933 roku. Po przejęciu władzy w Niemczech narodowi socjaliści rozpoczęli prześladowania przeciwników politycznych, których zsyłali do obozów koncentracyjnych jako wrogów państwa. Nadzór nad obozami powierzono SS Heinricha Himmlera
– W państwowych, reżimowych mediach też nie było nic na temat obozów?
– Ogłosiliśmy, że są miejsca, do których będą kierowani ci, którzy łamią prawo i działają przeciwko Rzeszy. W naszym narodowosocjalistycznym państwie miały panować ład i porządek, a przestępcy i rozmaici wichrzyciele musieli być surowo karani. Mieli być reedukowani przez pracę. Ale starannie dbałem o to, by informacje o sytuacji w obozach nie przedostawały się poza ich bramy. Owszem, bywały domy, w których mówiło się o nich przyciszonym tonem. Wiele przedsiębiorstw nieoficjalnie wykorzystywało więźniów jako tanią siłę roboczą, a także by testować swoje nowe leki czy sprawdzać ludzką wytrzymałość w ekstremalnych warunkach. Dzięki temu mogliśmy pewnych osobników sprowadzić do przypisanej im roli, nazwijmy to – niewolników. Poza tym część Niemców zapewne wychodziła z założenia, że nie ma co wtykać nosa w nieswoje sprawy.
– Jakie były kary za rozpowiadanie o obozach koncentracyjnych?
– Oficjalnie na ten temat prawie nie mówiono. Z kolei w wewnętrznych rozkazach oczekiwałem zdecydowanych działań. Czyli w przypadku rozgłaszania jakichkolwiek informacji o obozach nakazywałem takie osoby natychmiast zabić. Nie może być tak, że ktoś na przykład będzie organizował nielegalne zgromadzenia i na nich wygłaszał prawdę o obozach. Takie osoby trzeba było wieszać, by jak najszybciej uciąć tego typu dyskusje.
– Wiele takich osób zostało powieszonych?
– Nie sądzę. Ludzie chyba zbytnio się tym nie interesowali… Część Niemców, a mam nadzieję, że nawet i większość, przyjęła nasze przesłanie, że jesteśmy rasą panów. A co za tym idzie, wszystkie inne rasy muszą nam służyć. Skoro tak, to po co mieli wchodzić w szczegóły i interesować się tym, co dzieje się z tymi ludźmi, a raczej podludźmi, czy zdrajcami narodu niemieckiego?
– No nie wiem… Może jakieś resztki ludzkich odruchów, okruchy człowieczeństwa?
– Pan chyba zapomniał, że panowała wojna, tu nie było miejsca na ludzkie odruchy…
– Ale sam pan mówi, że pierwszy obóz powstał na długo przed wojną, w 1933 roku. Czyli przez kolejne sześć lat, aż do 1939 roku, trwał już ten proceder. Nie wierzę, że w tym czasie nie wyciekły do Niemców informacje o tym, że takie obozy istnieją i co się w nich dzieje.
– Zgoda, ma pan rację. Skoro wielkie niemieckie przedsiębiorstwo – czy nawet kilkadziesiąt – wykorzystywało tych więźniów, wydaje się, że wiedza na temat istnienia obozów musiała wykraczać poza ich mury czy druty. To w teorii. A w praktyce? Jak pan widzi, raczej nikogo to szczególnie nie… Hmm… Nie wiem, jakiego słowa użyć…
– Raczej nikogo to szczególnie nie ruszało. To chyba miał pan na myśli… Człowiek człowiekowi stał się wilkiem i patrzył tylko, by jemu było dobrze, a los innych go nie obchodził…
– To pan powiedział.
– Nie zgadza się pan z tym?
– To, co pan mówi, jest bolesne…
– Ale prawdziwe…
– Nie mam nic więcej do dodania.
– Dobrze, zatem jak funkcjonowały obozy?
– Znaczyliśmy ludzi. Każdy więzień miał specjalną plakietkę. Dzięki temu strażnicy z dala mogli ocenić, kto jest na przykład homoseksualistą, kto Żydem, a kto kryminalistą. Inny kolor oznaczał inny rodzaj więźnia. I tak różowym trójkątem znakowaliśmy homoseksualistów, zielonym – przestępców kryminalnych, czerwonym – więźniów politycznych, fioletowym – świadków Jehowy, a żółtym trójkątem, a właściwie dwoma tworzącymi gwiazdę Dawida – Żydów. Do tego każdy więzień miał swój numer. Można powiedzieć, że każda osoba trafiająca do obozu traciła swoją godność, imię i nazwisko i stawała się po prostu numerem. Poza tym w obozach panowała żelazna dyscyplina. Oczywiście do tego dochodziły karne apele i stanie na baczność przez wiele godzin, kiedy to więźniowie byli rozebrani do naga. To było na porządku dziennym. Racje żywnościowe były mocno ograniczone. Więźniowie często umierali z wyziębienia, głodu i z wyczerpania.
– Co groziło za ucieczkę z obozu?
– Zacznijmy od tego, że strażnicy byli panami życia i śmierci. Zdarzały się sytuacje, w których wystarczyło, by więzień źle się spojrzał na obozowego strażnika czy funkcjonariusza SS i zaraz potem został rozstrzelany czy powieszony.
– Czyli, mówiąc wprost, strażnicy mieli przyzwolenie na to, by mordować członków obozów?
– No tak. Tak można to w sumie nazwać. Częściej jednak były stosowane chłosty. Gdy tylko ktoś na nie zasługiwał, to otrzymywał karę od ręki. Wracając jeszcze do ucieczek. Prawda jest też taka, że obozy zwykle były ogrodzone drutem kolczastym pod napięciem. I jeśli ktoś podejmował próbę ucieczki, to narażał się, że zostanie porażony prądem albo zastrzelony przy ogrodzeniu. Zależało to od oceny sytuacji, a tej oceny dokonywali już strażnicy na miejscu.
– Słyszał pan o tym, że często strażnicy w swojej brutalności posuwali się za daleko i taka chłosta prowadziła do czyjejś śmierci?
– Oficjalnie nie docierały do mnie takie sygnały. Nic zresztą dziwnego, bowiem po kilku wizytacjach w obozach koncentracyjnych odechciało mi się kolejnych odwiedzin… Widząc te resztki człowieczeństwa, nie chciałem więcej na to patrzeć.
Himmler rozmawia z więźniem obozu koncentracyjnego Dachau, który stał się wzorcem dla innych obozów zarządzanych przez SS
– A nieoficjalnie? Jak sam pan powiedział, strażnicy obozowi byli panami życia i śmierci.
– Nieoficjalnie rzeczywiście wielokrotnie słyszałem, jak to strażnicy kogoś zakatowali. Mieli początkowo spuścić komuś chłostę w postaci dwudziestu pięciu batów, a ostatecznie lali go tak długo i mocno, aż umarł. Albo ktoś inny zabił swojego więźnia, bo ten mu coś odpyskował. W takich sytuacjach strażnicy stosowali różne sztuczki. Pewnie chce pan je poznać…
– Zdecydowanie tak.
– Po pierwsze, zawsze można było wpisać w papiery, że ktoś zginął, ponieważ podjął próbę ucieczki, a to było karane. Skoro próbował uciec, to po trzech słownych ostrzeżeniach w stylu „Stój, bo strzelam!”, trzeba było do niego strzelać. Tym sposobem w protokole zgonu wpisywało się „Zastrzelony w trakcie próby ucieczki z obozu”. I nikt nie czepiał się tego stwierdzenia. A jeśli coś innego poszło nie tak, czyli na przykład chłosta była tak brutalna, że więzień upadł na ziemię, a strażnicy obozowi zaczęli skakać po jego czaszce, rozbijając ją na wiele części, inscenizowano próbę samobójstwa zakończoną śmiercią więźnia. „Więzień podjął skuteczną próbę samobójstwa” – takie słowa zamykały temat.
– Często dochodziło do takich samosądów?
– Ze szczątkowych informacji, które do mnie docierały, wynika, że często, za często. Myślę, że to był efekt wpajania ideologii, która jasno mówiła, że osoby zamykane w obozach nie przynależą do rasy panów lub ją zdradziły. Mówiąc wprost, uznawaliśmy, że te osoby były gorsze. To prowadziło do wzmożonej agresji i morderstw, które nie zawsze powinny mieć miejsce.
– Co ma pan na myśli?
– Powiedzmy sobie jasno – ci zgnojeni przez nas obozowicze nie wywieszali białej flagi. Jeśli tylko pozwalały im na to siły, próbowali z nami walczyć. Jak to robili? Ot, chociażby próbowali napaść na wartowników. Pamiętam, jak raz kilku kryminalistów zakradło się do wartownika i poderżnęło mu gardło metalowym drutem. Innym razem chodzący po ośrodku esesman oberwał młotem, który udało się więźniom wynieść z placu budowy. Trzydziestolatek uderzony metalową patelnią padł na ziemię. Następnie jego głowa została roztrzaskana przez wielki ciężki młot. Albo jeszcze inny przykład. Na warcie stał młody esesman. Po cichu zakradło się do niego kilku więźniów. Chłopak najpierw stracił przytomność od uderzenia łopatą. Następnie tą samą łopatą kryminaliści roztrzaskali mu czaszkę.
– Zapewne takie występki nie pozostawały bez konsekwencji.
– Ależ oczywiście. Esesmani „odwdzięczali” się tym samym, tyle że z nawiązką. Za takie występki torturowali cały barak, z którego pochodzili więźniowie, katując ich aż do śmierci. Innym rozwiązaniem było wieszanie kryminalistów w towarzystwie pozostałych więźniów z baraku, by dać im ostrzeżenie. Wszelkie przejawy buntu i nieposłuszeństwa musiały być surowo ukarane.
– Sonderkommando. Co to takiego?
Himmler był wyraźnie zdziwiony, że takie pytanie padło. Nie ukrył tego na swojej twarzy, przybierając wyraźnie zaskoczoną minę. Morrison był zadowolony. Wiedza brytyjskiego wywiadu o obozach koncentracyjnych była znacznie bardziej rozległa, niż przypuszczał Himmler. Teraz westchnął ciężko i kontynuował:
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. Tajna Policja Polowa, będąca służbą policyjną Wehrmachtu. Zgodnie z Regulaminem służby Tajnej Policji Polowej do jej zadań należało: Wykrywanie i zwalczanie wszelkich działań zagrażających społeczeństwu i państwu, w szczególności szpiegostwa, zdrady, sabotażu, propagandy wroga i rozkładu w warunkach operacyjnych. Obejmowało to np. inwigilację prasy i kontaktów wojskowych między sobą i z ludnością cywilną, podejmowanie środków zapobiegających działaniom wrogim służbom wywiadowczym, kontrolę, badanie nastrojów i postaw, rekrutację osób zaufanych i innych odpowiednich źródeł informacji. [wróć]
2. Pol. „Jestem szefem SS, Heinrichem Himmlerem”. [wróć]
3. Chodzi o rok 1945. [wróć]
4. Pol. „Oddziały Trupiej Czaszki”. [wróć]
5. Polski termin od niemieckiego skrótu KZ oznaczającego Konzentrazionslager – obóz koncentracyjny. [wróć]