Sprawy łóżkowe. Historia seksu - Kate Lister - ebook

Sprawy łóżkowe. Historia seksu ebook

Lister Kate

3,8
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Z tej książki dowiesz się:

 

Czym była chatka menstruacyjna?

Jak wyglądały przeszczepy jąder?

Dlaczego milczymy o kobiecym wytrysku?

Czy „cipa” to wulgaryzm?

 

Nie istnieje jedna historia seksu. Jest ich całe mnóstwo, a każdy człowiek ma swoją własną, unikatową. Po lekturze tej książki przekonamy się, że niestety, pod pewnymi względami nie różnimy się wcale od naszych przodków tak bardzo jakbyśmy chcieli. A jednak świat, w którym żyjemy przynajmniej dopuszcza możliwość rozmowy o seksie, o skłonnościach, o samoświadomości. Być może wiek XXI zostanie zapamiętany jako wiek zgody na otwartą rozmowę o seksie?

 

Musimy nadal rozmawiać o seksie, o przyjemności, potrzebach, miłości, związkach i naszych ciałach. Ponieważ jedyny sposób na pozbycie się wstydu to wyciągnąć seks z szafy i uważnie mu się przyjrzeć. Historia pokazała nam bowiem, jak szkodliwe potrafi być otaczanie wstydem praktyk seksualnych we wszelkich jej odmianach.

 

Książki dobre nie tylko w teorii!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 459

Rok wydania: 2022

Oceny
3,8 (46 ocen)
15
13
13
4
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Gosia34676

Nie polecam

dnf
00
ewakurz

Nie oderwiesz się od lektury

fajnie się slucha
00
AStrach

Dobrze spędzony czas

Nie tylko teoria ale też z życia wzięte fakty.
00
TakaAnia

Dobrze spędzony czas

Ciekawa jak wszystkie książki z serii Zrozum
00
MariaWojtkowiak

Z braku laku…

Dla ciekawych historii pewnych zagadnień.
00

Popularność




 

 

Wprowadzenie

 

 

 

 

 

 

 

 

 

„Niewyrażone emocje nigdy nie umierają. Zostają zakopane żywcem, aby powrócić później w znacznie gorszej postaci”.

Zygmunt Freud

 

 

Seks to jeden ze wspaniałych i powszechnych czynników zrównujących nas ze sobą: jemy, śpimy, sramy, ruchamy się i umieramy. Seks pożąda wyrw w naszych granicach kulturowych, genderowych i klasowych. Niezbyt przejmuje się naszymi „zasadami” oraz – jak powie każdy, kto kiedykolwiek został przyłapany z opuszczonymi majtkami – jeszcze mniej dba o zdrowy rozsądek. Oczywiście ludzie robią o wiele więcej, nie tylko jedzą, srają i się pieprzą – tak naprawdę od zwierząt odróżnia nas intelekt. I tu tkwi problem. Powiedzieć, że ludzie zbyt poważnie myślą o seksie, to niedomówienie.

Wszelkie życie na tej planecie posiada to samo pragnienie reprodukcji, ale człowieka wyróżnia fakt, że jest nieskończenie złożony i na różne sposoby poszukuje zaspokojenia seksualnych pragnień. W książce Forensic and Medico-legal Aspects of Sexual Crimes and Unusual Sexual Practices (Kryminalne i medyczno-prawne aspekty przestępstw seksualnych i nietypowych praktyk seksualnych) z 2008 roku profesor Anil Aggrawal wyliczył pięćset czterdzieści siedem różnych zaburzeń preferencji seksualnych i zauważył, że „podniecenie seksualne, podobnie jak alergie, może zostać wywołane czymkolwiek pod słońcem, a także samym słońcem”[1]. A jeżeli się zastanawiacie, to pobudzenie seksualne wywołane słońcem nazywamy „aktirastią”.

Ludzie to także jedyne stworzenia, które stygmatyzują, karzą i otaczają wstydem swoje pragnienia seksualne. I choć wszystkie zwierzęta mają rytuały godowe, to żadne gnu nie poszło na terapię, ponieważ zmagało się ze sobą, by wyrazić lateksowy fetysz. Pszczela królowa przeleci do czterdziestu partnerów podczas jednej sesji, wróci do ula, ociekając nasieniem, i ani jeden truteń nie nazwie jej dziwką. Samce pawianów z zapałem posuwają się nawzajem przez cały dzień i ani przez chwilę nie najdzie ich strach, że zostaną wysłani do obozu konwersyjnego dla gejów. A jednak poczucie winy przeżywane przez ludzi w związku z ich pragnieniami może być paraliżujące, a tych, którzy łamią „reguły”, spotyka sroga kara.

Kolumbijski powieściopisarz, Gabriel García Márquez, kiedyś napisał, że „każdy ma trzy życia, publiczne, prywatne i sekretne”[2]. Paradoksalnie to nasze sekretne życie charakteryzuje się największą szczerością. Zmuszamy szczerą część siebie do skrytości, ponieważ systemy, które stworzyliśmy, uczyniły ją niezgodną z naszym życiem publicznym i prywatnym. Starając się kontrolować tę sekretną stronę, ludzie obrócili seks w kwestię moralną i opracowali złożone struktury społeczne regulujące popędy oraz wynaleźli różne kategorie: homoseksualizm, heteroseksualizm, monogamię, dziewictwo, rozwiązłość i tak dalej. Jednak seksualność nie pasuje jak ulał do sztucznych szufladek stworzonych ręką człowieka; wylewa się z nich i wtedy zaczyna robić się bałagan. Gdy staramy się stłumić nasze pragnienia, tworzy się wyłom pod strukturami moralności, etyki i przyzwoitości. Ale gdy ludzie dają się porwać fali pożądania, zaryzykują wiele (trzęsienie ziemi), żeby przeżyć orgazm.

Akt seksualny nie zmienił się od czasu, gdy po raz pierwszy połapaliśmy się, co, jak i gdzie. Penisy, języki i palce wgłębiały się w usta, wulwy i odbyty w poszukiwaniu orgazmu, odkąd ludzie dopiero co wypełzli z pierwotnego śluzu. Zmieniają się za to skrypty społeczne, które dyktują, jak seks jest rozumiany i realizowany z kulturowego punktu widzenia. Przykładowo według Pornhuba, największego portalu pornograficznego w internecie, „lesbijki” pozostają numerem jeden najczęstszego wyszukiwania na ich stronach na całym świecie od uruchomienia serwisu w 2007 roku. W Holandii wyszukiwanie „lesbijek” na Pornhubie wzrosło w 2018 roku o czterdzieści pięć procent w porównaniu z rokiem 2016[3]. Można zatem powiedzieć, że Holendrzy dają lesbijkom duży kciuk w górę, jednak nie zawsze tak żywo kibicowali kobiecemu nożyczkowaniu (trybadyzmowi). W latach 1400–1550 w Niderlandach spalono żywcem piętnaście kobiet, które określono „sodomitkami”[4]. Te ocalałe wciąż spotykała sroga kara. W 1514 roku Maertyne van Keyschote i Jenne van den Steene z Brugii zostały publicznie wychłostane, spalono im włosy i wygnano z miasta za popełnienie „pewnego poważnego i sprzecznego z naturą grzechu sodomii z kilkoma młodymi dziewczętami”[5]. Mija sześćset lat i „sprzeczny z naturą grzech sodomii z kilkoma młodymi dziewczętami” to najpopularniejsza kategoria porno wśród potomków tych samych osób, które uważały za stosowne palić lesbijki.

Wyszukiwanie „porno dla kobiet” na Pornhubie wzrosło o trzysta pięćdziesiąt dziewięć procent w 2018 roku, tymczasem kobiety oglądały lesbijską pornografię o sto dziewięćdziesiąt siedem procent częściej od mężczyzn. Fakt ten zszokowałby do żywego doktora Williama Actona (1813–1875), który twierdził, że „większość kobiet (na szczęście dla nich) nie jest zbytnio kłopotana uczuciami seksualnymi jakiegokolwiek rodzaju”[6]. I co pomyślałby o tym wszystkim redaktor gazety „Sunday Express”, James Douglas (1867–1940)? Można tylko zgadywać. W 1928 roku zaatakował przełomową powieść lesbijską Marguerite Radclyffe-Halla, Źródło samotności, pisząc: „Zaraza toczy młodsze pokolenie. Psuje młode życia. Bezcześci młodociane dusze”. Douglas ponaglał społeczeństwo, by „oczyściło się z trądu owych trędowatych”[7]. Mimo to dziewięćdziesiąt lat później miliony kobiet na całym świecie robi sobie dobrze do takiej „zarazy”, a nasze trędowate dusze pozostają nietknięte. Jakież wspaniałe czasy do życia.

Oto książka o tym, jak postawy wobec seksu zmieniały się na przestrzeni dziejów, o ciekawej historii seksu i pewnych rzeczach, które robimy sobie lub innym w poszukiwaniu (i zaprzeczeniu) wszechwładnego orgazmu. Nie jest to wyczerpujące studium każdego seksualnego dziwactwa, perwersji i rytuału we wszystkich kulturach na przestrzeni dziejów, jak wymagałaby tego encyklopedia. Jest to raczej kropla w oceanie, kałuża w płyciźnie historii seksu, ale mam nadzieję, że mimo wszystko z przyjemnością się w niej zmoczysz. Próbowałam wybrać tematy, które przedstawią cenny kontekst dla dzisiejszych spraw, zwłaszcza kwestii płci, wstydu wokół seksu, piękna, języka i tego, jak regulowano pożądanie. Wybrałam zagadnienia bliskie mojemu sercu, takie jak historia seksbiznesu, budzące głębokie emocje, jak aborcja, ale także zabawne, jak „chleb kąkolowy” i szczytowanie na rowerze. Chociaż łatwo jest się śmiać z głupotek, w które ludzie wierzyli w przeszłości, mam nadzieję, że wy też się uśmiejecie. O wiele jednak cenniejsza będzie obserwacja tego, jak bardzo jesteśmy podobni do naszych przodków, co z kolei sprawia, że możemy postawić nasze poglądy pod znakiem zapytania. Seks pozostaje zagadnieniem żywo dzielącym ludzi na świecie, a w niektórych miejscach kwestią życia i śmierci. Te postawy wciąż powracają – i oby zmieniały się na lepsze. Nigdy nie dojdziemy do momentu, w którym seks pozbawiony będzie piętna i wstydu, o ile najpierw nie dowiemy się, skąd pochodzimy.

Uwaga na temat zastosowanego słownictwa. Ta książka ujawnia historyczne postawy wobec seksu i płci. Nasi przodkowie słabo rozumieli płynność identyfikacji płciowej, bowiem pojmowali płeć w systemie binarnym jako wartość zdeterminowaną biologicznie. Wskutek tego spora część materiału historycznego zawartego w tej książce definiuje kobiety jako posiadaczki sromu, a mężczyzn jako tych wyposażonych w penisy. Przykładowo w rozdziale dotyczącym historii słowa „cipa”, „cipę” pojmuje się jako genitalia kobiety. Dziś wiemy, że część kobiet ma cipy, a niektóre nie, tak samo jak ma je część mężczyzn, podczas gdy inni nie. Jednak nasi poprzednicy nie pojmowali płci lub biologii w takich terminach – uznawali, że „cipa” oznacza kobiece genitalia. I choć może to razić uszy współczesnych, zrozumienie postaw wobec tożsamości płciowej i seksualnej morfologii to sprawa zasadnicza, jeśli mamy w pełni zrozumieć, jak heteronormatywność oraz konstrukty binarności męskości i kobiecości zdominowały dzisiejszą narrację kulturową.

Slang użyty w tej książce w całości pochodzi z historycznych źródeł i towarzyszy mu data pierwszego użycia. Moim podstawowym źródłem historycznego slangu jest Dictionary of Slang (Słownik slangu) Jonathona Greena, który gorąco polecam, jeśli chcecie dowiedzieć się więcej.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Seks i słowa

 

Szkoda, że jest nierządnicą

Ladacznica w dawnych czasach

 

 

 

 

 

 

 

 

Język to ważne pole bitwy w wojnie o równość społeczną. Jak lapidarnie ujął to lingwista Daniel Chander: „język tworzy nasz świat, a nie tylko zapisuje go czy oznacza”[8]. Język jest płynny i plastyczny, kieruje społecznymi postawami, nie jedynie je wyraża. By dostrzec ewolucję języka musimy tylko przyjrzeć się dawniejszej powszechnej terminologii używanej do opisywania „kolorowych”: termin „półkasta” był powszechnie akceptowanym określeniem na ludzi o mieszanym pochodzeniu etnicznym, tak samo jak nikt nie protestował, gdy „kolorowym” nazywano czarnoskórego człowieka. Słów tych nie uważano za obraźliwe, a jedynie opisowe, i czasami wciąż można je usłyszeć w użyciu, choć na szczęście coraz rzadziej. Jednak gdy rozłożymy na części pierwsze struktury władzy wyrażone w takich zwrotach, zaczniemy rozumieć, jak słowa wzmacniają i kreują naszą rzeczywistość. Osoba należąca do „półkasty” już z samej definicji jest połową czegoś; tacy ludzie są na wpół ukształtowani, na wpół gotowi, to raczej „półludzie” niż całkowite osoby same w sobie. Osoba, która jest „kolorowa”, została metaforycznie pokolorowana, co sugeruje, że pierwotnie nie była kolorowa (ani biała) – potęguje to różnicę i po cichu określa hierarchię rasową. Może nie od razu rozpoznajemy implikacje takich stwierdzeń, ale określenie kogoś jako człowieka na wpół ukształtowanego po prostu wzmacnia uprzedzenia rasowe, a te – jak argumentował Chandler – tworzą naszą rzeczywistość, nie tylko ją zapisują.

Język odzwierciedlający człowieczeństwo opisywanej osoby lub ludzi cały czas podlega ewolucji i choć polityczna poprawność spotyka się z pogardą, nie potrafimy i nie będziemy potrafili osiągnąć równości społecznej, jeśli język, którym opisujemy marginalizowane grupy, tylko pogłębia piętno. Język przenika debatę wokół praw społeczności LGBTQ, problemów z akceptacją ciała, ageizmu i oczywiście genderu.

Utylizacja terminów obraźliwych to lingwistyczne pole minowe, gdzie nikt nie zapisał obowiązujących reguł, ale wszyscy wiemy, że owe reguły istnieją. „Pedał”, „czarnuch”, „dziwka”, „suka” i tak dalej mogą funkcjonować jako formy inkluzji społecznej, a nawet wyraz czułości w obrębie konkretnych grup. Jako heteroseksualna białoskóra kobieta nie mogę nazwać geja „pedałem”, ale mogę tytułować przyjaciółkę „dziwką”, podczas gdy heteroseksualny mężczyzna nie powinien tego robić – chociaż gejowi być może wolno (istne pole minowe). Gdy obelżywe określenie zostaje zaanektowane i zwrócone dawniej piętnowanym ludziom, jest to akt buntu, który odbiera ciemiężycielowi władzę, ożywia tożsamość w uprzednio uciśnionym i wsadza dwa politycznie niepoprawne palce establishmentowi.

Oczywiście wielu twierdzi, że takie słowa, użyte w jakimkolwiek kontekście, jedynie pogłębiają uprzedzenia, ponieważ nigdy nie są wolne od historycznego bagażu; tworzą rzeczywistość, a nie tylko ją zapisują. Wyraz „kurwa” także podlega rewindykacji przez określone grupy pracowników seksualnych (inni całkowicie go odrzucają).

Prawda jest taka, że nie powinnam używać słowa „dziwka” na stronie portalu Whores of Yore; nie jest to moje słowo i o ile nie pracujesz w seksbiznesie, nie należy również do ciebie. To obelżywe określenie, a pracownicy seksualni słyszą je na co dzień od tych, którzy pragną ich zdewaluować i zawstydzić, co nie w pełni pojmowałam. Pisałam o „dziwce” w odniesieniu do transgresyjnej seksualności, podobnie jak używałam terminów „zdzira” czy „szmata”, nie pijąc do kobiet, które sprzedają seks. Zawsze uważałam, że to słowo oznacza o wiele więcej. Otrzymałam informację zwrotną od wielu pracowniczek seksualnych, podających w wątpliwość mój wybór tego terminu. Przez chwilę poważnie się zastanawiałam, czy nie powinnam go zmienić, jednak historia tego wyrazu jest ważna i chcę ją podkreślić. Debata wokół pytania, co w ogóle oznacza „dziwka”, tak naprawdę dowodzi, że warto poruszyć ten temat.

Niemiecki dramaturg Georg Büchner (1813–1837) pewnego razu napisał, że „wolność i dziwki to najbardziej kosmopolityczne rzeczy pod słońcem”[9]. Ale co tak naprawdę znaczy wyraz „dziwka”? Skąd pochodzi i co musi zrobić dana osoba, by zasłużyć na ten konkretny epitet? Dlaczego Joannę d’Arc, która umarła, będąc dziewicą, nazywano francuską dziwką? I czemu Elżbieta I Tudor, „Królowa-Dziewica”, została werbalnie zaatakowana przez katolickich wrogów i nazwana przez nich angielską dziwką? Rewolucjoniści francuscy z kolei zwali Marię Antoninę austriacką dziwką, Anna Boleyn była wielką dziwką, a podczas kampanii prezydenckiej w 2016 roku zwolennik Trumpa wielokrotnie atakował Hillary Clinton, nazywając ją dziwką[10]. Być może sądzimy, że doskonale wiemy, co mamy na myśli, kiedy postanawiamy zrzucić bombę na literę D, ale słowo to z historycznego i kulturowego punktu widzenia jest złożone. Ten poniekąd prosty dwusylabowy wyraz obciążony jest ponad tysiącem lat prób kontrolowania i zawstydzania kobiet poprzez stygmatyzację ich seksualności.

Angielskie słowo whore jest tak stare, że jego właściwe początki giną w mroku dziejów, choć można namierzyć źródło w języku staronordyjskim i tamtejszym słowie hora (cudzołożnica). Hora ma wiele wyrazów pochodnych, na przykład po duńsku to hore, po szwedzku hora, po niderlandzku hoer, a w staro-wysoko-niemieckim to huora. Cofając się jeszcze bardziej do języka praindoeuropejskiego (wspólnego przodka języków indoeuropejskich), whore (dziwka) ma korzenie w wyrazie qār, oznaczającym „lubić, pragnąć”. Qār to podstawa, a na jej bazie powstały terminy określające „kochanka” (lover) w innych językach – przykładowo po łacinie to carus, po staroirlandzku cara, a w staroperskim kama (co oznacza pożądanie)[11]. „Dziwka” nie jest uniwersalnym słowem, rdzenni Aborygeni, ludy tubylcze Kanady i rodzimi Hawajczycy nie mają słowa na dziwkę ani w ogóle na prostytucję.

Od XII wieku „dziwka” była obelżywym wyrażeniem na nieczystą seksualnie kobietę, ale nie oznaczała pracownicy seksualnej. Trzynastowieczna definicja autorstwa Tomasza z Chobham obejmowała każdą kobietę, która uprawiała seks poza małżeństwem (ręce do góry wszystkie panie, które właśnie dowiedziały się, że są dziwkami na miarę XIII wieku)[12]. Szekspir użył „dziwki” prawie sto razy w swoich sztukach, w tym w Otellu, Hamlecie i Królu Learze, jednak w dramatach nie chodziło o kogoś, kto sprzedaje seks, tylko o rozwiązłą kobietę. W sztuce Biała diablica z 1612 roku John Webster zgłębia narrację otaczającą niegrzeczne kobiety. W pamiętnej scenie kardynał Monticelso definiuje, kim jest ladacznica:

 

„Czyżbym ci musiał to słowo tłumaczyć?

Raczej charakter jego odmaluję:

Cukry, od których gnije, kto je zjada,

Perfuma, która nozdrza mężczyzn truje,

Magia oszustów, piorun podczas ciszy,

Rosyjska zima, gdy może się zdawać,

Że już przyroda zapomniała wiosny.

Pytasz się, co to ladacznica, pani?

Jest to prawdziwy ogień z piekła rodem,

Gorszy niż wszystkie podatki, od których

Tak udręczone cierpią Niderlandy:

Od wody, mięsa, od snu, od ubrania,

Od grzechu nawet. To wnioski sądowe

Wyprowadzone z naszych praw przez łotra,

Który, z omyłki korzystając w jednej

Sylabie, kradnie majątek biedaka.

Chcesz wiedzieć, pani, co to ladacznica?

To dzwon-pochlebca, co brzmi jednym tonem

Tak przy weselach, jak i przy pogrzebach!

To skarbiec, który napełniła krzywda,

A który tylko gwałt zwykle opróżnia!

Trup, chirurgowi oddany przez kata,

By się mógł na nim naszej nędzy uczyć!

Chciałabyś wiedzieć, co to ladacznica?

Fałszywy pieniądz, który pięknie błyszczy,

A który gubi tego, co nim płaci!”[13].

 

Monticelso tego nie przyznaje, ale jego tyradę napędza strach przed kobietami, obawa, że potrafią dzierżyć władzę nad mężczyznami, mogą się „naszej nędzy nauczyć”. W tym przypadku dziwka nie jest pracownicą seksualną, tylko kobietą, która ma zwierzchnictwo nad mężczyzną i za wszelką cenę musi zostać zawstydzona, by zamilkła.

W perspektywie historycznej terminem „dziwka” atakowano te kobiety, które naruszyły status quo i postawiły na swoim, zwykle usiłując odzyskać dominację i kontrolę seksualną nad samą sobą. Jednak „dziwka” – w przeciwieństwie do „prostytutki” – nie wiąże się z zawodem ani z postrzeganą pozycją moralną. Dlatego właśnie wiele pionierek nieposiadających żadnego powiązania z handlem seksem usłyszało, że są dziwkami. Pisarka i prekursorka feminizmu, Mary Wollstonecraft, indyjska bandytka, a potem polityczka Phoolan Devi, nawet Margaret Thatcher – wszystkie były nazywane dziwkami. Słowo to ma na celu próbę zawstydzenia, upokorzenia i ostatecznie poskromienia tej, której dotyczy. Zwykła kobieta na ulicy słyszy je prawdopodobnie tak często, jak światowa przywódczyni, a może nawet częściej.

„Dziwka” to dziś wstrętna zniewaga, jednak nazywanie tak kogoś w nowożytności uważano za poważne zniesławienie charakteru i można było trafić do sądu za oszczerstwo[14]. Jak do tej pory najczęstszą inwektywą, jaką można obrazić kobietę, była „dziwka” oraz mnóstwo kreatywnych wariacji: „śmierdząca dziwka”, „dziwka kupująca bilety”, „rozpita dziwka”, „dziwka w koronkowej halce”, „jędzowata suka-dziwka”[15].

W 1664 roku Anne Blagge twierdziła, że Anne Knutsford nazwała ją „cholerną dupowatą dziwką”[16]. W 1667 biedna Isabel Yaxley poskarżyła się na sąsiadkę utrzymującą, że była „dziwką”, którą można „pieprzyć za niewart grosza kawałek ryby”[17]. W 1695 Susan Town z Londynu oskarżyła Jane Adams, że krzyczała „wychodź, ty dziwko, i podrap się po świerzbowatym dupsku, jak i ja”[18]. Isabel Stone z Yorku w 1699 wniosła pozew przeciwko Johnowi Newbaldowi, który nawał ją „dziwką, pospolitą dziwką, nędzną dziwką… Suką i nędzną suką”[19]. W 1663 Robert Heyward stanął przed sądem w Cheshire za nazwanie Elizabeth Young „łzawą suką” i „plugawą dziwką”. Przed sądem twierdził, że może udowodnić fakt, iż Elizabeth jest dziwką, a sama Elizabeth powinna iść do domu i „zmyć plamy ze swego okrycia”[20].

Aby udowodnić zniesławienie, trzeba było mieć świadka zniewagi, udowodnić, że oskarżenie mija się z prawdą dzięki zeznaniom świadka moralności, oraz wykazać, jak ucierpiała reputacja pokrzywdzonej osoby wskutek rzucenia nań takich obelg. Kary za szkalowanie były różne, od grzywny i obowiązku publicznych przeprosin aż po ekskomunikę (choć było to rzadkie posunięcie). Oto kary z 1691 roku, kiedy to William Halliwell musiał publicznie przeprosić w kościele Petera Leigh za zniesławienie jego osoby:

„Ja, William Halliwell, zapomniawszy o obowiązku podchodzenia z miłością bliźniego i miłosierdziem do mego sąsiada, wyraziłem słownie i na piśmie kilka skandalicznie oszczerczych i nagannych słów pod adresem i przeciwko Peterowi Leigh… Niniejszym wypieram się, odwołuję i cofam rzeczone słowa jako w całości fałszywe, skandaliczne i nieprawdziwe… Szczerze przepraszam i niniejszym przyznaję się i potwierdzam, że się myliłem i wyrządziłem mu krzywdę”[21].

Zniewaga słowem „dziwka” była wyjątkowo szkodliwa, ponieważ bezpośrednio wpływała na wartość kobiety na rynku matrymonialnym. Zatem gdy Thomas Ellerton w 1685 roku nazwał Judith Glendering dziwką, która chodziła od „stodoły do stodoły i od rozrabiaków do oszustów”, nie tylko jej ubliżył, ale też przeszkodził w znalezieniu męża[22]. W 1652 Cicely Pedley utrzymywała, że została tak przezwana z zamiarem „uniemożliwienia jej zamążpójścia za osobę dobrego charakteru”[23]. Mogło to nawet zaszkodzić interesom. W 1687 sędzia pokoju postanowił, że określanie żony karczmarza dziwką podlega zaskarżeniu, ponieważ zaszkodziło obrotom[24].

Są też liczne sprawy o zniesławienie wniesione do sądu przez męża żony nazwanej dziwką. Takie określenie czyjejś żony było wyjątkowo druzgocącą inwektywą, ponieważ nie tylko godziło w nią, ale także dotykało mężczyzny, który mógł być rogaczem, i podawało w wątpliwość jego możność seksualnego zadowolenia małżonki. Przykładowo w 1685 roku Abraham Beaver został oskarżony o to, że rzekł Richardowi Winnellowi: „idź do domu, ty rogaczu, to nakryjesz Thomasa Foxa w łożu z twoją żoną”[25].

Chociaż sprawy, w których to mężczyźni oskarżają o oszczerstwo, były rzadsze, to często też miały naturę seksualną. W 1680 roku Elizabeth Aborne z Londynu została przywiedziona przed sąd przez Thomasa Richardsona, ponieważ powiedziała, że jego penis był „zgniły od syfilisu”[26]. Czarusiów także atakowano i przezywano od „kurwiarzy”, „rogaczy”, „bękartotwórców”, „drapichrustów”, a w jednym przypadku od „zazdrosnych patentowanych głupców i durniów”[27]. Mężczyźni wnosili oskarżenia przeciwko tym, którzy nazywali ich złodziejami, żebrakami lub pijaczynami. Przykładowo w 1699 roku Thomas Hewetson stanął przed sądem w Yorku za nazwanie Thomasa Daniela chudopachołkiem, bo „Był chudopachołkiem i wałęsał się po kraju od drzwi do drzwi, wyduszając grosz i inne dobra”[28].

Pod koniec XVII wieku nastąpił zauważalny spadek w liczbie pomówień zgłaszanych do sądów kościelnych. Historycy długo debatowali, czemu tak się stało. Może kiedy miasta się rozrastały, a ludność rosła, sądy zajęły się raczej przestępstwami niż kobietami wyzywającymi się od tanich ladacznic i ospowatych dziwek. Może chodzić też o to, że w kulturze nastąpiła zmiana i coraz rzadziej posuwano się do wywlekania markowanych bitewek przed sąd. W 1817 roku brytyjskie prawo stanowiło, że „nazywanie zamężnej lub samotnej kobiety dziwką nie jest czynem niedozwolonym podlegającym zaskarżeniu, ponieważ cudzołóstwo i niewierność małżeńska to przedmiot oceny duchowej, nie świecka kategoria”[29].

Jak pokazuje powyższy wykres, od XVII wieku obserwujemy znaczny spadek używania słowa „dziwka”. Aż do końca XVII wieku wciąż było terminem prawniczym i pojawiło się w nie mniej niż stu sześćdziesięciu trzech procesach przed sądem Old Bailey (Naczelnym Sądem Karnym Anglii i Walii) w latach 1679–1800. Historycy, tacy jak Rictor Norton, zbadali, jak „prostytutka” wyparła „dziwkę” w roli prawniczego terminu określającego osobę świadczącą usługi seksualne[30]. Podejrzewam, że ostry spadek używania „dziwki” w języku pod koniec siedemnastego stulecia wiąże się ze zmianą lingwistyczną, po której „dziwka” nie jest pojęciem prawa, a czystą zniewagą.

Dzisiaj w większości występuje w napastliwym i wulgarnym języku, jednak podobnie jak „zdzira” podlega rewindykacji i może być używana po to, by bezpośrednio podawać w wątpliwość hańbę, jaką obarczony był ten wyraz przez setki lat. „Dziwka” może być zwrotem obelżywym, ale zasadza się na strachu przed kobiecą niezależnością i autonomią seksualną. Obserwujemy postęp od obelgi mającej na celu zawstydzenie kobiecych pragnień do określenia kobiety, która pragnie, co zresztą świetnie odzwierciedla zmianę postaw kulturowych wobec kobiecej seksualności. Nie piszę „dziwka”, żeby zawstydzać, sięgam po to słowo, by ująć w nim wszystkie kobiety, które na tyle wstrząsnęły wrażliwością społeczną, że usłyszały taki epitet pod swoim adresem. Dla mnie ów wyraz to oręż do przekłucia balonika wstydu nadmuchiwanego przy użyciu tego terminu. Stosuję go, by pamiętać, że nasz język kształtuje to, jak postrzegamy siebie nawzajem, przy czym nieustannie ewoluuje. Dawniej, gdy czułaś pożądanie, byłaś dziwką; jeżeli uprawiałaś seks pozamałżeński, byłaś dziwką; jeżeli naruszałaś porządek i zagrażałaś „mężczyźnie”, byłaś dziwką. Wszystkie jesteśmy dawniejszymi dziwkami.

 

 

Nierządnice Babilonu w Biblii Lutra, wydanie z 1534 roku[31].

 

 

 

 

 

Przykłady „niekobiecego języka” z New Art of Mystery of Gossiping, 1770 rok[32].

 

 

 

 

 

Google Ngram Viewer: częstotliwość występowania słowa „dziwka” w języku angielskim w latach 1500–2008.

 

„Sprośna nazwa na sprośną rzecz”

Historia cipy

 

 

 

 

 

 

 

 

Uwielbiam słowo „cipa”. Kocham je na zabój. Nie tylko to, że oznacza wulwę, waginę i srom (zresztą wszystkie te elementy to dobrodziejstwa cipki i wkrótce do nich wrócę), ale też wielbię mówione i wizualne znaczenie niesione wraz z tym słowem – cunt. Bardzo podoba mi się jego prosta, monosylabowa forma i to, że pierwsze trzy litery (c u n) mają kształt kielicha mszalnego przetaczającego się przez wyraz, by zakończyć tę bezładną wędrówkę zwartym T. Uwielbiam przekonujące stęknięcie przy C i T ściskającymi łagodniejsze litery UN oraz to, że człowiek może wypluć z siebie to słowo jak pocisk lub przedłużyć „u”, bawiąc się tym wyrazem na końcu języka, dla bardziej dramatycznego efektu: cuuuuuuuuuuuunt!

Kocham to słowo, ponieważ jest wybornie nieprzyzwoite, nieskończenie zabawne, przypomina wymówiony wykrzyknik i potrafi przerwać każdą rozmowę. Walter Kirn nazwał „cipę” „bombą atomową języka angielskiego”[33] i ma zupełną rację. Doceniam uniwersalność tego słowa. W Ameryce jest wyjątkowo obraźliwe, za to w Glasgow może być czułym słówkiem – w żłobkach w Glasgow słyszy się „Kocham cię, ty mała cipko”. Nie, to nieprawda, ale Szkoci na serio posiadają imponującą zręczność lingwistyczną w posługiwaniu się słowem „cipa”. Powieść Irvine’a Welsha Trainspotting zawiera siedemset trzydzieści jeden cip (chociaż tylko dziewiętnaście trafiło do filmu).

Jednak przede wszystkim uwielbiam czystą potęgę tego słowa. Fascynuje mnie otoczony czcią status cipy, żeby zacytować Christinę Caldwell, która uważa, że to „najsprośniejsze ze sprośnych słów”[34]. Są inni kandydaci do tytułu „najbardziej obraźliwego słowa w języku angielskim” – „czarnuch” oraz inne rasowe oszczerstwa stanowią oczywiście poważną konkurencję. „Czarnuch” jest głęboko obraźliwym słowem z uwagi na swój historyczny kontekst. To nie tylko słowo opisujące, ale też dehumanizujące w przeszłości osoby czarnoskóre, by uzasadnić najgorsze bestialstwo w ludzkiej historii. Pozwoliło ono na zniewolenie i brutalizację milionów ludzi poprzez lingwistyczne zaprzeczanie równości ludności czarnoskórej z białoskórą. Możemy zrozumieć, dlaczego rasistowskie obelgi są okropnie obraźliwe, ale co z cipą? Czy nikomu poza mną nie wydaje się to dziwne, że jedno z najbardziej ordynarnych słów po angielsku oznacza srom? Lub że wyraz może startować w tej samej kategorii co obelgi takie jak „czarnuch” – będące pokłosiem najmroczniejszego i najwyżej plasującego się ludzkiego bestialstwa w historii? Z tego, co mi wiadomo, cipa nie podżegała do ludobójstwa na tle rasowym, musimy więc zadać sobie pytanie: jakim cudem pizda stała się tak obelżywa? Czemu pizda jest winna?

Najpierw zajmijmy się etymologią. „Cipa” to stare słowo. Tak stare, że jego początki gubią się w mroku dziejów i etymolodzy wciąż dyskutują, skąd – do jasnej cipy – pochodzi „cipa”. Wyraz liczy sobie przynajmniej kilka tysięcy lat i można wyśledzić jego źródło w staronordyjskim słowie kunta oraz pragermańskim kunt, jednak wcześniej raczej trudno uchwycić wymykającą się cipę. Istnieją średniowieczne cipkowate wyrazy pokrewne występujące w większości języków germańskich; kutte, kotze i kott – wszystkie je znajdziemy w Niemczech. Szwedzi mają kunta, Holendrzy conte, kut i kont, a Anglicy niegdyś mieli cot (które nawet lubię i które należałoby przywrócić do użytku)[35]. I tu zaczyna się dyskusja: nikt nie jest całkiem pewien, co „cipa” tak naprawdę oznacza. Niektórzy etymolodzy podnosili argument, że ma korzenie w praindoeuropejskim dźwięku „gen/gon”, oznaczającym „stwarzać, stawać się”. Na pewno zauważyliście człon „gen” we współczesnych słowach takich jak gonady, genitalia, genetyka i geny. Inni naukowcy głosili teorie, że „cipa” ma źródłosłów w gune, co oznacza „kobietę” i przejawia się w „ginekologii”[36]. W cunt najbardziej fascynuje etymologów dźwięk „cu”. „Cu” wiąże się z tym, co kobiece, i tworzy podstawę wyrazów takich jak cow (krowa) czy queen (królowa)[37]. „Cu” pochodzi od łacińskiego terminu cunnus („srom”), brzmiącego równie kusząco, co cipa (choć część badaczy zajmujących się etymologią uważa, że nie ma związku między tymi słowami), która przerodziła się we francuski wyraz con, hiszpański coño, portugalski cona i perski kun (نوک)[38]. Moja ulubiona teoria głosi, że „cu” znaczy także: posiadać wiedzę. Wyrazy cunt (cipa) i cunning (przebiegły) mają te same korzenie – drugi termin początkowo oznaczał mądrość i wiedzę, a nie przebiegłość, za to wyrazy can i ken stały się prefiksami słów takich jak cognition (kognicja, poznanie) oraz innych wyrazów pochodnych[39]. W dzisiejszej Szkocji, jeśli coś „ken”, znaczy, że to rozumiesz. Średniowieczny termin quaint oznaczał zarówno wiedzę, jak i cipę (więcej o tym napiszę później). Ożywiona dyskusja wciąż będzie się toczyć, ale nasuwa się wniosek, że „cipa” jest owiana mgiełką tajemnicy.

Oto, co wiemy: „cipa” to najstarsze określenie na kobiece genitalia w języku angielskim (możliwe, że najstarsze w całej Europie). Jedynym rywalem do miana najstarszego terminu na „chłopca w łódce” (dokładniej: łechtaczki) z 1930 roku byłoby „joni” (oznaczające wulwę, źródło lub łono). „Joni” zostało zapożyczone do języka angielskiego ze starożytnego sanskrytu około 1800 roku i dziś przywłaszczyły je różne grupy nowej duchowości, które liczą, że jeśli nazwą swoje „siedzenie” (duff, 1880) joni, zdołają uniknąć obrzydliwej cipy i zamienią ją na „bzdurkę” (flapdoodle, 1653) otoczoną jakąś starodawną czcią. Oczywiście jak na ironię „cipa” i „joni” mogły wyrosnąć ze wspólnego praindoeuropejskiego pnia. Co więcej, „cipa” zawsze będzie o wiele większą feministką od „waginy” czy „sromu”.

„Wagina” pojawia się w siedemnastowiecznych tekstach medycznych i wywodzi się z łacińskiego wyrazu vagina, który oznacza pochewkę lub pochwę miecza. Wagina jest miejscem, gdzie trafia miecz; oto jej całkowita etymologiczna funkcja – być futerałem na miecz (penisa). Opiera się na penisie zarówno pod względem znaczeniowym, jak i praktycznym. Możemy równie dobrze wciąż nazywać biedactwo „uliczką dla kutasa” (1785) lub „torebką na pudding” (1653). Wielu zmyślnych lingwistów słusznie potyka się o własne przysłowia, kiedy mylimy waginę z wulwą: dla jasności wagina (pochwa) to kanał mięśniowy łączący macicę ze sromem, a wulwa to zewnętrzne wyposażenie (składające się ze wzgórka łonowego, warg sromowych zewnętrznych, warg sromowych wewnętrznych, łechtaczki, przedsionka pochwy, opuszek przedsionka oraz gruczołów przedsionkowych większych, zwanych gruczołami Bartholina). „Srom” datuje się na koniec XIV wieku, pochodzi od łacińskiego terminu vulva znaczącego „łono” – niektórzy wysnuwali nawet wniosek, że wywodzi się od czasownika volvere (toczyć się) albo rzeczownika wrapper (futerał). W łacińskim słowniku z 1538 roku jego autor, Thomas Elyot, zdefiniował wulwę jako „łono lub macierzyństwo każdego zwierzęcia płci żeńskiej, także mięso przyrządzane przez Rzymian z podbrzusza maciory, która albo się oprosiła, albo jeszcze nosi pomiot”[40]. Ponownie więc znaczenie pochwy nawiązuje do bycia naczyniem na penisa – lub problematycznym kawałkiem odkrojonym z prośnej rzymskiej świni.

Jednak „cipa” wyprzedza oba te terminy i wyrasta z praindoeuropejskiego źródłosłowu oznaczającego kobietę, wiedzę, stworzyciela lub królową, co daje jej o wiele większą moc niż ma słowo, które znaczy „trzymam kutasa”. Poza tym cipa to cały cholerny kram, od podszewki. Nie ma potrzeby oddzielać włosów łonowych od cipy. Słowa takie jak „wulwa” i „wagina” to wynik lingwistycznych wysiłków ku temu, by móc zaproponować uładzone, zmedykalizowane alternatywy dla „cipy”. I jeżeli to nie wystarcza, by włączyć was do drużyny cipki, to w 1500 roku Wynkyn de Worde podał definicję „wulwy”: „w języku angielskim cipa”[41]. „Cipa” to nie wyraz slangowy; „cipa” to pierwowzór, matka chrzestna wszystkich słów zamiennych na tę „monosylabę” (1780) (w języku angielskim cunt to jedna sylaba, u nas to wyraz dwusylabowy – przyp. tłum.). Jednak pojawia się pytanie: czy „cipa” zawsze była tak obraźliwa jak dzisiaj?

Prosta odpowiedź brzmi: nie. Zdaniem średniowiecznych była jedynie słowem opisowym, być może nieco rubasznym (jak to zwykle cipki bywają), ale z pewnością nie obelżywym. Fakt, że „cipa” trafiła do słownika de Worde oraz do pisemnych źródeł medycznych, pokazuje, iż wyraz ten był w codziennym użyciu. Szesnastowieczny przekład medycznego tekstu Chirurgia Parua Lanfranci Lafranca z Mediolanu autorstwa Johna Halla nie powstydził się słowa „cipa” i opisuje: „u kobiet szyjka pęcherza moczowego jest krótka i prędko przechodzi w cipę”[42]. Najstarsza wzmianka o cipie w Oksfordzkim słowniku angielskiego pochodzi z 1230 roku z londyńskiej ulicy w Southwark, dzielnicy czerwonych latarni – o pięknej nazwie „Gropecuntelane” (dosłownie: Uliczka macania cipki – przyp. tłum.)[43].

Funkcja tej ulicy była właśnie taka, jak wskazywała na to nazwa: można było macać tam cipy. Takie miejsca (lub wariacje na ich temat, jak: Grapcunt, Groppecuntelane, Gropcunt Lane) znajdowały się w wielu miasteczkach średniowiecznej Brytanii. Keith Briggs umiejscawia Gropecuntlanes w Oksfordzie, Yorku, Brystolu, Northampton, Wells, Great Yarmouth, Norwich, Windorze, Stebbing, Reading, Shareshill, Grimsby, Newcastle i Banbury. Niestety wszystkie te ulice przemianowano, zwykle na uliczki Winogronowe (Grape Lane) lub Gajowe (Grove Lane)[44].

Mieszkańcy Szkocji mogą nazywać swoich przyjaciół cipami, a w średniowieczu rodzice nazywali tak swoje dzieci. „Cipa” pojawia się w licznych nazwiskach z wieków średnich (choć możliwe, że to raczej przydomki). Zatem na piśmie zostali utrwaleni: Godwin Clawecunte (1066), Gunoka Cuntles (1219), John Fillecunt (1246) i Robert Clevecunt (1302).

Jeśli więc perspektywa spotkania panienki Gunoki Cuntles na Gropecuntelane nie była wystarczająco podniecająca (a powinna być), w zapisie podatkowym w Norfolku w 1328 roku widnieje panna Bele Wydecunthe[45]. Skoro już jesteśmy przy osobach noszących przezwisko „cipa”, Russell Ash w swoim studium śmiesznych nazwisk znalazł całą rodzinę Cuntów (Cip) zamieszkującą dziewiętnastowieczną Anglię: Fanny Cunt (urodzona w 1839 roku) wraz z synem Richardem „Kutasem” Cuntem i córkami Ellą Cunt i Violet Cunt[46].

Średniowieczna literatura w równym stopniu obfituje w cipy. Wiersz The proverbs of Hendyng (Przysłowia Hendynga) z około 1325 roku zawiera porady dla młodych kobiet: „oddawaj swoją cipę z namysłem i wysuwaj żądania po ślubie” (w oryginale: ʒeve ti cunte to cunni[n]g, and craue affetir wedding)[47]. Piętnastowieczny walijski poeta Gwerful Mechain radził kolegom po piórze, aby cieszyli się „kurtyną na cudownej cipie”, która „trzepocze na powitanie”[48].

Średniowieczne społeczeństwo było o wiele bardziej liberalne pod względem seksualnym, niż zwykliśmy mu to przypisywać, a „cipy” nie uważano za zniewagę dlatego, że seks też nie wydawał się ówczesnym zbyt obraźliwy. Z pewnością nie była to seksualnie wyzwolona utopia, ale średniowieczni nie chodzili jak kaczki w pasach cnoty, jak każe nam wierzyć popularna mitologia. Seks stanowił źródło dobrych żartów i erotyki oraz niepodważalną oś pożycia małżeńskiego; postrzeganie seksu za głęboko obraźliwy to zjawisko, które narodziło się dopiero na początku okresu nowożytnego.

Z historycznego punktu widzenia niezwykle tabuizowany język odszedł od bluźnierstwa w stronę funkcji życiowych, a teraz punkt ciężkości ciągnie go ku rasie. Przekleństwa, za które w średniowieczu wpadało się w poważne tarapaty, były bluźnierstwami. Gdybyście wtedy przycięli sobie delikatne partie zamkiem błyskawicznym, moglibyście zawołać: „Na zęby Boga”, „na rany Chrystusa”, lub „Boże, widzisz i nie grzmisz”. Dla porównania „cipa” to słowo opisowe przystające na każdą okazję. Nie była zbyt eufemistycznie lukrowana, przesadnie zmedykalizowana ani żartobliwie groteskowa – cipa to cipa.

Bombę na literę C z precyzją wojskowego drona zrzucił średniowieczny autor to Geoffrey Chaucer (1343–1400). Słowo, po które sięga w Opowieściach kanterberyjskich,to nie „cipa”, ale queynt (od wspomnianego już wyrazu quaint). Jednak czytelnik nie ma zbytnich wątpliwości co do tego, czym one są – Dama z Bath wyraża się dość jasno:

 

„Dlaczego zrzędzisz, czemu one jęki?

Dlatego, iż ty masz jeno me wdzięki”[49].

 

Najsłynniejszy żart Chaucera na temat cipy znajduje się w Opowieści młynarza, gdzie queynte oznacza zarówno wiedzę, jak i cipę (pamiętacie wspólny pień zmyślności i cipy?):

 

„Bo szelmy żacy zręczni do forteli.

Za pichnę chwycił ją bez ceregieli

I rzekł: „Doprawdy, jeśli nie nasycę

Mego pragnienia, wiedz, że stracę życie”[50].

 

W wielu innych dziełach można zaobserwować użycie słowa quaint w roli synonimu cipy. John lub Giovani Florio w swoim włosko-angielskim słowniku z 1598 roku wymienia quaint jako synonim cipy oraz podaje definicję potta („cipa, quaint”) i pottuta („posiadająca cipę, będący w cipie (cunted), quainted”[51]. Figlarne podwójne znaczenie quaint (osobliwość) pojawia się znów w wierszu kawalerskim Andrew Marvella Do nieskorej Bogdanki (tłum. S. Barańczak).

 

„Uroda twoja w mrok grobu się schowa

I nie usłyszy krypta marmurowa

Echa mej piosnki; robak niszczyć zacznie

Dziewictwo, któreś chroniła tak bacznie;

Cała twa cnota prochem wnet się stanie;

Popiołem – całe moje pożądanie”[52].

 

Istnieją także przesłanki, że „zwodnica” Williama Szekspira w jego Sonecie XX (1609), (przetłumaczonym w 1913 roku przez Marię Sułkowską – przyp. tłum.) to sztuka na temat quaint i cipy. I jeżeli ktoś znał się na komediowej sile dobrze usytuowanej cipy, był to Szekspir. W scenie 2 aktu III Hamleta, tytułowy bohater pyta Ofelię: „Mogęż, o pani, lec na twoim łonie?”. Ofelia odpowiada: „Nie, mości książę”. Wówczas Hamlet pyta ją: „Sądzisz-li, żem miał w myśli co innego?” (tłum. J. Paszkowski). W oryginale brzmi to: „Do you think I meant country matters?”[53]. Gdy David Tennant grał Hamleta, zrobił pauzę po pierwszej sylabie, by podkreślić: „Cunt-ry matters”. W Wieczorze Trzech Króli lub co chcecie (akt II, scena 5) Malwolijo opisuje charakter pisma swojej pracodawczyni: „(…) to jej C, jej U i jej T; wielkie P właśnie ona tak pisze” – jednocześnie czyniąc kalambury z „cipą” (cunt) i „szczynami” (pis)[54]. Sława nieśmiertelnego wieszcza jako sprośnego przekupnia została dyskretnie zamieciona pod dywan kultury, jednak jego dzieła obfitują w aluzje i fallocentryczne gagi. W 1807 roku zszokowany redaktor Thomas Bowdler wyciął wszystkie niegrzeczne dowcipy, żeby kobiety i dzieci mogły spokojnie przeczytać sztukę, i wydał Family Shakespeare (książkę całkowicie pozbawioną cip). Wśród wprowadzonych w dziełku zmian Ofelia nie popełnia samobójstwa w Hamlecie, Dorota Tear-sheet (pracownica seksualna) została wycięta z Henryka IV, a w Romeo i Julii kwestia Merkucja brzmi: „nieczysta ręka wskazówki na kompasie trzyma już południe za ogon” (w przekładzie Józefa Paszkowskiego – przyp. tłum.), podczas gdy w oryginale czytamy o „the prick of noon”, czyli ręka łapie nie za ogon, a za kutasa. W ocenzurowanej wersji Bowdlera zaś pojawia się „the point of noon”[55]. W wyniku tych operacji do języka angielskiego wszedł termin „bowdleryzować”, czyli usuwać ustępy tekstu uważane za niewłaściwe.

„Cipa” swobodnie występowała w rubasznych balladach autorów współczesnych Szekspirowi, którzy nie czuli potrzeby, by zawoalować swoje „cipy” w dwuznacznościach. W angielskim przekładzie Jak Nanna córeczkę swą Pippę na kurtyzanę kształciła (1534–1536) Pietro Aretiny każe czytelnikom porzucić kwieciste eufemizmy i po prostu powiedzieć „cipa”: „Mów wprost, powiedz kurwa, cipa i kutas; w przeciwnym razie nikt cię nie zrozumie”[56]. W szkockiej sztuce Philotus (1603) znajduje się kwestia „zniż rękę i złap ją za cipę”[57], a w Mercurius Fumigosus czci się „cipę i dobre towarzystwo”[58]. Jednak fakt, że pisarze o głośnych nazwiskach (tacy jak Szekspir i Marvell) używali cipy w pikantnych puentach i kamuflowali ją pod postacią gry słów oraz zuchwałych aluzji, oznacza, że w epoce szekspirowskiej cipa zaczęła podlegać cenzurze.

To żaden zbieg okoliczności, że mniej więcej w tym czasie w życie weszły pierwsze ustawy zakazujące publikowania nieprzyzwoitych pod względem seksualnym materiałów. W Anglii powstał projekt pierwszej ustawy parlamentarnej ograniczającej „książki, pamflety, rymowanki, pieśni i inne dzieła, które szerzą lubieżną bezbożną miłość”, który opracował William Lambarde w 1580 roku[59]. Akt o licencjonowaniu prasy z 1662 roku zakazał publikowania jakichkolwiek „heretyckich, obrazoburczych, schizmatyckich i obraźliwych książek oraz pamfletów, w których wystąpi jakakolwiek doktryna stwierdzająca lub utrzymująca opinię sprzeczną z wiarą chrześcijańską”[60]. Język to potężne narzędzie społecznej kontroli: gdy seks zostaje represjonowany, słowa nawiązujące do ciała stają się tabu. No bo jak możemy celebrować seksualność naszych ciał bez wstydu, gdy już same słowa, których używamy, by o niej mówić, myśleć lub pisać, uważa się za nieprzyzwoite? Ellis Cashmore argumentuje, że postawienie „cipy” za karę w kącie to skutek masowej cenzury seksualnej i narodzin „wstydliwości”: „kiedy zasady stały się manierami, maniery zostały kurtuazją, a kurtuazja przerodziła się we wstydliwość, słowo «cipa» określające części ciała, które były zakryte, pozostawały przemilczane”[61]. Kobieca seksualność podlegała wyjątkowej cenzurze i karze, a „cipa” była oczywistym symbolem wszystkiego, co purytańskie rządy chciały stłumić.

W XVII wieku „cipa” zaczęła także szokować, a jednym z autorów, który pławił się w jej rozkosznie zboczonym ujęciu, był John Wilmot, hrabia Rochester (1647–1680). Rochester był angielskim poetą i dworzaninem króla Karola II.

Był żywą reklamą hulanek, ekscesów seksualnych, wprost ociekał frazą „wal się”. Gdy parlament pod wodzą Cromwella usiłował zahamować seksualność, Rochester odpłynął ku złej sławie na fali represji seksualnej, która wezbrała, gdy nadszedł kres purytańskich rządów. Geoffrey Hughes pewnego razu opisał go jako rozkosz w „świecie oglądanym z poziomu krocza”[62].

Wiersz Wilmota pod tytułem Rada dla rajfura zaczyna się następująco:

 

„Jebańcu, żebyście znaleźli zadowolenie,

Uważaj na cip zarażenie,

Wystrzegajcie się choroby złego Tarseholego,

Ubytku i przetoki w zadzie wielkiego”[63].

 

A swój pociąg do kochanki Rochster opisuje tak: „dotyk każdej jej części czyni to, / jej ręka, jej stopa, jej cały wygląd to cipa” (1680). W jego sztuce z 1684 roku Sodoma występują postaci takie jak królowa Cuntigratia oraz jej służąca Cunticula. W dziele A ramble in St James’s Park z 1672 roku występuje osiem cip, kiedy bohater robi się coraz bardziej zazdrosny o innych kochanków swojej metresy.

 

„Gdy twa sprośna pizda, ociekając, do domu przyszła

Zmoczona nasieniem połowy miasta,

Mój kieliszek spermy został później osuszony

Jak na leczenie przejedzenia wody.

Innym razem pełne obżarstwo

Z solidną ucztą śluzową

Którą twoja nienażarta cipa wessałaby

Z grzbietów tragarzy i lokajów krzepy”[64].

 

Kuszące, by odczytywać dzieła Rochestera jako pochwałę seksualności, jednak autor kieruje sporą dozę gniewu i nienawiści pod adresem cip i ich właścicielek. W Sodomie definiuje cipę jako „Powszechną i sprośną kloakę miłości” i twierdzi, że „posiadaczka cipy zostanie dziwką”. Jego wersety pełne są poniżających i groteskowych opisów schorowanych, łysiejących, gryzących oraz zdziczałych cip. W wierszu Ramble in St James’s Park podmiot liryczny projektuje nienawiść w stosunku do kobiet (i ich genitaliów), których pożąda, na innych mężczyzn – „spolegliwych”, „skundlonych” – którymi z kolei pogardza za polowanie na cipy.

 

„Zatem dumna suka zaiste zwodzi

wprost na miłosną klęskę pokornych psich

tych, co polują, posłuszni i spolegliwi

Na smaczny zapach cipy napęczniałej od soli”[65].

 

W XVII wieku „cipa” zaczęła być używana także w charakterze uwłaczającej synekdochy na kobiety, zwłaszcza na kobiety erotyczne – w dużej mierze tak samo można je było dawniej powabnie nazwać „cipkami” (1699) lub dziś określić „cipuszkami”. W 1665 roku Samuel Pepys pisze o proszku, który powinien sprawić, że „wszystkie cipki w mieście zaczną się za nim uganiać”, a ballada z 1675 ostrzega, że „Miejskie cipy to niebezpieczna gra”[66].

W wieku XVIII cipę uważano za obsceniczne i brzydkie słowo. W swoim Classical Dictionary of the Vulgar Tongue (Klasycznym słowniku języka wulgarnego) z 1785 roku Francis Grose definiuje cipę jako „sprośną nazwę dla sprośnej rzeczy” i zamiast tego terminu proponuje eufemistyczną „monosylabę”[67].

Jakaż skromność u mężczyzny, który wśród powszechnych synonimów na „kobiece dobra” wylicza: „Salon pana Fubba”, „But Buckingera”[68], „zajączka” (lub jego ogonek) oraz „pułapkę na raki”. „Cunny” (cipka), pochodna cipy, oraz quim (wagina) weszły do użycia w XVIII wieku. Bestsellerowe erotyczne powieścidło Johna Clelanda z 1748 roku pod tytułem Fanny Hill. Wspomnienia kurtyzany było całkiem pozbawione „cip”, a Cleland szczycił się tym, że napisał książkę, nie używając ani jednego brzydkiego słowa. Coroczny almanach prostytutek w Londynie, Harris’s List of Covent Garden Ladies,także stroni od „cipy”, preferując zapis „omszała grota” lub „wzgórek Wenus”[69].

Jednak pewien osiemnastowieczny autor celowo posługuje się słowem „cipa”, by wywołać oburzenie. To Markiz de Sade (1740–1814). U niego znajdziemy „małe piczki”, „ruchane picze”, „piczki otwarte”, „śliczne piczki”, „nikczemne” piczki, „skrwawione piczki” oraz „pieprzone, wylizywane i łajdackie broszki”. Jeśli potrząśniecie którąkolwiek z jego książek, wyleci „cipa”; Sade to piñata wypełniona „cipami”. Jego Filozofia w buduarze z 1795 roku zawiera taki skarb:

„Potem znów wtargnę do jej odbytu; ty, pani, podstawisz zadek na miejsce piczki, którą ona mi udostępni, to znaczy weźmiesz, jak ona przed chwilą, jej głowę między swoje nogi; ja będę ssał otwór twojej dupy, tak jak przed chwilą ssałem jej piczuchnę, ty się spuścisz, ja za tobą, a w tym czasie moja ręka ściskając mały, śliczny fragment ciała tej uroczej nowicjuszki zacznie muskać jej łechtaczkę, co również spowoduje u niej orgazm”[70].

Sade lubował się w pisaniu najbardziej skrajnej, zboczonej pornografii, a to, że wielokrotnie sięgał po słowo „cipa”, zamiast zastępować je lukrowanym eufemizmem z Fanny Hill, stanowi dowód na wyniesienie cipy do rangi najbardziej obelżywego słowa zachodniego świata.

Chociaż wiek XIX uchodzi za epokę wyparcia seksualności, pornografia płynęła pod powierzchnią wiktoriańskiej pruderyjności niczym strumień śluzu w Pogromcach duchów II. Nie ma wątpliwości, że „cipa” była na wskroś nieprzyzwoitym słowem, jednak właśnie z tego powodu wiktoriańska erotyka ugina się pod ciężarem cip. Powieści erotyczne, takie jak The Lustful Turk (Pożądliwy Turek) (1828), The Romance of Lust (Romans pożądania)(1873), Early Experiences of a Young Flagellant (Wczesne przeżycia młodego flagelanta) (1876) Rosy Coote, Miss Bellasis Birched for Thieving (Panna Bellasis zlana rózgą za złodziejstwo)(1882) Etonensisa, The Autobiography of a Flea (Autobiografia pchły)(1887) oraz Venus in India (Wenus w Indiach)(1889) pióra „kapitana Charlesa Devereaux” to istny blitzkrieg z użyciem bomb na literę C. „The Pearl” (Perła) było czasopismem pornograficznym wydawanym w Londynie w latach 1879–1880, po czym zamkniętym za publikowanie nieprzyzwoitych treści. W większości numerów znajdował się zbiór limeryków lub wierszyków, które nieźle zabawiały się „cipą”.

 

„Był sobie młodzieniec w Bombaju,

Który ulepił cipkę glinianą,

Jednak fiut jego był tak gorący,

Że zmienił ją w kształt cegły

I o napletek zrobił się krótszy.

Była młoda dama z miasteczka Hitchin,

Co drapała się po cipie w kuchni,

Jej ojciec rzekł: »Rose, to chyba wszy«.

»Masz rację, tatku, gnojki żyć mi nie dają«”[71].

 

To właśnie w XIX wieku „cipa” zaczęła stawać się powszechnie obraźliwym terminem. Oksfordzki słownik języka angielskiego podaje pierwsze znane jej użycie jako obelgi w 1860 roku: „I gdy dotarli do Charleston, musieli jak zwykle, rozejrzeć się za ławnikiem, więc wzięli cipę”[72].

Być może jednym z największych przełomów w kwestii cipy w XX wieku było zakazanie książki KochanekLady Chatterley w 1928 roku, a następnie wytoczenie sprawy o publikowanie nieprzyzwoitych treści jej autorowi, D.H. Lawrence’owi, który czternaście razy umieścił w swoim dziełku „cipę” (oraz załączył czterdzieści „kurew”). Gdy Gerald Gould pisał recenzję zredagowanej wersji w 1932 roku, zauważył, że „z konieczności pominięto pewne akapity, do których autor bez wątpienia przywiązywał niezwykłe psychologiczne znaczenie – znaczenie tak wielkie, że był gotów stawić czoła społecznej krytyce, niezrozumieniu i cenzurze z tego powodu”[73]. Książka wywołała sensację nie tylko z uwagi na plastyczne opisy seksu i kobiecej przyjemności czerpanej z uniesień seksualnych, ale dlatego, że wykorzystuje seks jako narzędzie obalenia barier klasowych. Seks jest najwspanialszym aktem równającym nas wszystkich i choć lady Konstancja Chatterley posiadała wiele tytułów, pieniędzy i przywilejów, to miała też cipę: była osobą seksualną. Pożądanie i przyjemność seksualna nie ma względu na system klasowy. Lawrence non stop używa „cipy”, ponieważ to jedyne słowo, które potrafi wyrazić pragnienie, pierwotną seksualność Konstancji oraz obalić pretensje społeczeństwa postrzegającego kobiety jako pozbawione seksualnego wymiaru żony i matki. Epatowanie przez Lawrence’a wyrazem „cipa” szokuje, ale też jest niewiarygodnie czułe i namiętne; dla niego cipa to doprawdy cudowna sprawa. W jednej z kluczowych scen w powieści Oliwier tłumaczy Konstancji różnicę między cipą i kurwą:

 

„– Ale dobra cipka, prawda? Najlepsza cipa, jaka została na Ziemi. Któż jej nie lubi! Któż jej nie weźmie!

– Pizda? A co to takiego? – spytała.

– Ach, nie wiesz? Pizda! Jest tam na dole, ją dostaję, gdy w ciebie wchodzę, i ty ją dostajesz, gdy ja jestem w tobie.

Jest jaka jest, cała pulsuje.

– Cała pulsuje – przedrzeźniała go. – Cipa! W takim razie przypomina pieprzenie.

– Nie, nie! Chyba ty się pieprzysz. Zwierzęta się pieprzą. Ale cipa potrafi o wiele więcej. Chodzi o ciebie, nie widzisz: jest czymś więcej niż zwierzątkiem, czyż nie – nawet gdy się ją pieprzy. Cipa! Ach, to twoje piękno, dziewko!”[74].

 

„Piękno dziewki” – chyba nigdy nie słyszałam wspanialszej definicji cipy. Niestety, choć Lawrence oraz ława przysięgłych, która zawyrokowała, że dzieło pękające w szwach od cip posiada walory artystyczne, starali się jak mogli, ugrzecznione społeczeństwo dopiero później przygarnie z powrotem ów wyraz. James Joyce w Ulissesie (1922) wymienia jedną cipę i nazywa Ziemię Świętą „szarą, zapadniętą pizdą świata”[75]. (Choć swobodnie przytacza „pizdę” w prywatnej korespondencji erotycznej do żony, Nory, którą rozkosznie zwie ptaszyną do ruchania). Amerykańscy poeci z pokolenia bitników lubią szokować cipą. W poemacie Skowyt Ginsberg opisuje „wizję ostatecznej cipy”[76]. Jednak cipa szokowała. Nie trafiła do kinematografii głównego nurtu aż do 1971 roku, kiedy w filmie Porozmawiajmy o kobietach wystąpili Jack Nicholson i Ann-Margret. Jonathan Fuerst, grany przez Nicholsona, wrzeszczy na Bobbie (Ann-Margret): „Czy to ultimatum? Odpowiedz mi, ty modliszko, ty kastrująca sukincóro!”[77]. W Egzorcyście z 1973 roku dwukrotnie pada słowo „przebiegła” (cunting) w charakterze przymiotnika (np. „zmyślna córka”). Była też trzecia cipa, ale wycięto ją z ostatecznej wersji – chodzi o scenę, w której zaniepokojona Regan każe swojemu lekarzowi „trzymać palce z daleka od jej cipy”[78]. Zauważcie, że jedyna usunięta „cipa” oznaczała waginę. Sytuacja powtarzała się w prawie całym przemyśle kinematograficznym – „cipa” w kinie o wiele częściej znaczyła obelgę niż genitalia.

Wiek XX mijał, a „cipa” przyzwyczaiła się do swojej roli potężnego przekleństwa. Oksfordzki słownik języka angielskiego nie uznawał jej aż do lat siedemdziesiątych. Jednak w 2014 roku redaktorzy tego słownika dodali kilka haseł występujących pod terminem cunt, a były to: cunty, cuntish, cunted i cunting; cunty (cipowaty)zdefiniowano jako „wysoce niepożądane lub nieprzyjemne”; cuntish (pizdowaty) oznaczało bycie pijanym, skutym jak pizda, najebanym, za to cunting (kurewsko) – „bardzo mocno”[79]. Bez wątpienia „cipa” to bardzo uniwersalne słowo (rzeczownik, przymiotnik, czasownik), choć nadal szokuje. W 2016 roku Ofcom (regulujący rynek mediów i komunikacji w Wielkiej Brytanii) sporządził ranking przekleństw pod względem obraźliwości i „cipa” zajęła pierwsze miejsce na podium[80]. Statut Brytyjskiej Rady Klasyfikacji Filmów stwierdza, że słowa „cipa” można regularnie używać tylko w filmach dla osób powyżej osiemnastego roku życia.

„Cipa” utrzymuje niełatwy związek z feministkami, które nie mogą się zdecydować, czy słowo to dodaje siły, czy też poniża. Różne ruchy feministyczne próbowały zażądać jego zwrotu. Artystka Judy Chicago przewodziła ruchowi „Sztuka cipy” w latach siedemdziesiątych XX wieku i stworzyła dzieła sztuki, które w agresywny sposób posługiwały się słowem „cipa”, aby przebić się przez pruderyjne uprzedzenia wobec kobiecej seksualności. Pisarka Inga Muscio w wydanej w 1998 roku książce Cunt: A Declaration of Independence (Cipa: deklaracja niepodległości) zainspirowała ruch zwany „Cuntfest” – celebracją kobiety. W 1996 roku Eva Ensler ogłosiła premierę swojej sztuki pod tytułem Monologi waginy w centrum sztuki HERE w Nowym Jorku. W spektaklu występują różne postaci opowiadające o poczuciu własnego ja, swojej seksualności i odczuciach w stosunku do waginy. Jeden z monologów zatytułowano „Odzyskać cipę” i jest to majstersztyk na temat cipy:

 

„Kocham to słowo

Mogę powtarzać je w kółko

Nie mogę przestać go powtarzać

Czujesz lekkie rozdrażnienie na lotnisku?

Powiedz CIPA i wszystko się zmienia

»Co mówiłaś?«

Powiedziałam cipa, właśnie tak, POWIEDZIAŁAM, CIPA, CIPA, CIPA, CIPA.

Cudowne uczucie.

Spróbuj. No dalej. Dalej.

CIPA.

CIPA.

CIPA.

CIPA”[81].

 

Widownię zachęca się, by jednogłośnie krzyczała „CIPA” i by jak jeden mąż poczuła gwałtowną siłę tego słowa. Spektakl Monologi waginy był kamieniem milowym w feministycznym teatrze. I choć żywo zgadzam się z Ensler i także dostrzegam terapeutyczny wymiar krzyczenia „cipa” przy odbiorze bagażu przewiezionego przez Ryanaira, jej dzieło nie wymusiło powszechnego uznania dla „cipy”, na co mogliśmy liczyć. Być może jest teraz poza zasięgiem, ale pozostaje niezwykle potężnym i wyjątkowym słowem.

Wyrazy określające kobiece genitalia zwykle są medyczne (wagina, wulwa, srom itp.), dziecinne (dwupensówka, muszelka, wróżka, pusia, Maria, broszka itp.), neutralne (na dole, tam, w specjalnym miejscu itp.), bardzo zseksualizowane (piczka, szpara itp.), brutalne (rana po siekierze, rosiczka na penisa, kreska, krzykaczka itp.) lub odnosi się do nieprzyjemnego zapachu, smaku i wyglądu (rybne taco, kanapka z bekonem, pękający w szwach kebab, zarośnięta małż). Cipa nie komunikuje żadnego z tych terminów. Cipa to cipa. Słowa określające srom chyba podlegają ciągłym próbom zaprzeczania temu, co opisują – twoje genitalia to nie „broszki” ani „bobry”. Niestety wraz z tym, jak słowo „cipa” podlega cenzurze, cipy same w sobie zostały ocenzurowane w kulturze do tego stopnia, że jedyne cipki, które jesteśmy w stanie zaakceptować, są wyskubane, wydepilowane woskiem, chirurgicznie przystrzyżone, wypolerowane, wykąpane w perfumowanych produktach oczyszczających i serwowane całe w brokacie. Interes waginoplastyki kwitnie, dziś możesz odciąć sobie wargi sromowe, zrekonstruować błonę dziewiczą oraz zainstalować samochodowy odświeżacz powietrza (żartuję). Czy zatem powinno nas dziwić, że nie możemy poradzić sobie z bezpośredniością „cipy” i uciekamy się do „tam, na dole”? „Cipa” być może nigdy nie zostanie wypuszczona z kąta, ale z pewnością brzmi o wiele mniej obraźliwie od wielu synonimów, które mamy do wyboru. I choć ludzie nalegają, by nazywać cipę waginą lub wulwą, by nikogo nie urazić, warto pamiętać, że właściwie nazywamy cipę pochwą – poszewką na fiuta, kieszonką na kiełbaskę.

„Cipę” można zaliczyć w poczet słów obraźliwych, jednak jest ono stare i szczere. To także oryginalny wyraz, wszystko inne przyszło po nim.

Oto #TeamCipa. Witajcie.

 

 

Gustave Courbet, Pochodzenie świata, Muzeum Orsay w Paryżu, 1866 rok.

 

 

Thomas Rowlandson, Lonesome Pleasures (Przyjemności w pojedynkę), Muzeum Wiktorii i Alberta w Londynie, 1810 rok.

 

 

John Speed, Mapa Oxfordshire i Uniwersytetu Oksfordzkiego, Huntercombe: Nuffield Place, 1605. Ulicę prostytutek (ang. Gropecuntelane) zaznaczono na niebiesko.

 

 

Sheela na gig (czyli maszkaron przedstawiający kobietę z szeroko rozwartym sromem – przyp. tłum.) w kościele w angielskim Kilpeck w Herefordshire, źródło: wikicommons.

 

 

Peter Lely, Portret Johna Wilmota, drugiego hrabiego Rochester, Muzeum Wiktorii i Alberta w Londynie, 1677 rok.

 

 

Grafika z książki The School of Venus, or the Ladies Delight (Szkoła Wenus, czyli rozkosze dam), Londyn, 1680 rok[82].

 

 

 

 

 

Mrs Brown, the Horse Grenadier, and Fanny Hill (Pani Brown, gwardzista konny i Fanny Hill), Muzeum Brytyjskie w Londynie, 1748–1780).

 

 

Lawson Tait, Diseases of Women and Abdominal Surgery(Choroby kobiece i operacje jamy brzusznej)[83].

 

 

 

 

 

Invocation à l’amour (Inwokacja miłości), Londyn: Wellcome Collection, 1825 rok.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Seks i srom

 

Szukając klejnotu w koronie

 

 

 

 

 

 

 

 

 

O ile nie jesteś społecznym dziadersem w podeszłym wieku i nie uważasz kobiet za udomowione macice z cyckami, które powinny ograniczyć się do pieczenia ciast i cerowania skarpetek, możemy się zgodzić, jak sądzę, że feminizm uczynił cuda. Kobiety mogą dziś głosować, otworzyć konto w banku oraz robić ser z własnego mleka z piersi, nie będąc molestowane przez patriarchalnych panów i władców mleczarni. Bez wątpienia przebyły kawał drogi. Jednak wciąż istnieje pewien obszar, gdzie feminizm zawodzi. Obszar, w którym wszechmogący penis wciąż panuje nad pochwą w niekwestionowany sposób – a tym terenem jest seksualny slang. Bez względu na to, ile jesteście w stanie wymyślić slangowych określeń na łechtaczkę, penisa, jądra lub nasienie. Oczywiście istnieje wiele kolokwialnych terminów na srom, jednak rzadko oddają one różne istotne punkty wywołujące przyjemność zawarte w tej cudownej mieszance rozmaitości: na przykład łechtaczka, szyjka macicy lub w dużym stopniu mitologizowany punkt Gräfenberga. To tylko „kreska”, „piczka”, „pizda” itd. Nawet nie jestem pewna, czy istnieją jakieś slangowe słowa na macicę lub jajniki („pieczara na dzieci” i „kobiece klejnoty” się liczą?). Ten cały spis „rozmów w szatni”, zawierający sprośny seksualny slang, czci pochwę za przyjemność, którą przynosi możnemu drągowi. Pominięcie łechtaczki – której jedyną funkcją jest przyjemność jej posiadaczki – mówi samo za siebie. W kulturze zachodniej łechtaczka była pomijana, ponieważ kobieca przyjemność seksualna odgrywała drugie skrzypce w historii. Na pierwszym planie występowała przyjemność męska. Łechtaczce nigdy nie poświęcono wystarczającej uwagi – dosłownie i w przenośni.

Weźmy na przykład tak bardzo uwielbianą encyklopedię wulgarności Roger’s Profanisaurus wydaną po raz pierwszy w 1998 roku. Dzieło zawiera ponad dwa i pół tysiąca haseł slangowych, tworzących inwentarz wszelkiego rodzaju wulgaryzmów, od „jogurtowego wojownika o szkarłatnej głowie” (penisa) po „warczenie na borsuka” (cunnilungus). Jednak istnieje tylko pięć potocznych zwrotów w całym cholernym katalogu: „łysy w łódce”, „dzwonek”, „guzik”, „szpilka w kryzie” i „cukrowany migdał”[84]. Nawet w najnowszej książce z serii Profanisaurus, Hail Sweary z 2013 roku, która szczyci się tym, że zawiera „cztery tysiące nowych przekleństw i bluźnierstw”, znajduje się tylko pięć nędznych haseł dotyczących łechtaczki; są to: fasola (duże „ziarno fasoli”, które przypomina penisa), „zegarek” (ponownie hybryda dużej łechtaczki i kutasa) oraz „guzik alarmowy” – tu znajduje się odsyłacz do „przycisk jęczenia” i „powojnik”. Oznacza to, że łechtaczka stanowi niecałe piętnaście setnych procenta wszystkich haseł. Ale to nie tak, by w książce brakowało cipek. Choć w Hail Sweary znajdziemy tylko trzydzieści siedem potocznych wyrażeń na penisa i/lub jądra, to pochwie poświęcono aż sto cztery wpisy. Może to brzmieć na wygraną #TeamuCipa, ale większość tych wyrażeń jest pejoratywna i odsyła do „nieczystych”, „zapuszczonych” i „niechlujnych” pochw. Nawiązania do warg sromowych są liczne: „kebab”, „świńskie uszy”, „fular biggle’a”. Włosy łonowe ukrywają się często pod hasłami: „ZZ Mott”, „gruffalo”, „działka Terry’ego Waitesa”. Aluzje do ryby są nużąco przewidywalne: „śmietnik sprzedawcy ryb”, „kieszonka na pstrąga”, „pasztecik z łupaczem”[85]. I tak dalej, i tak dalej. Chociaż obsesja autora tej książki na punkcie owego sanktuarium jest widoczna na pierwszy rzut oka, akcent najwyraźniej pada na pojęcia fallocentryczne i w świetle reflektorów stawia przyjemność, którą pochwa daje, a nie tę, którą może otrzymać. Możecie odnieść wrażenie, że uwzięłam się na Profanisaurus, ale posucha kolokwializmów na łechtaczkę jest powszechna. Ignorowanie przyjemności łechtaczki wplecione jest w sam język seksu.

W tym rozdziale skupiam się na fascynacji mieszkańców świata zachodniego łechtaczką oraz niekończącymi się wysiłkami lekarzy, by ją zrozumieć i „naprawić”. Choć okaleczanie żeńskich narządów płciowych (obrzezanie kobiet) wciąż jest poważnym zmartwieniem w Afryce, Azji i na Bliskim Wschodzie, to warto pamiętać, że Zachód maczał palce w tym barbarzyńskim procederze. Niektóre najwcześniejsze zachodnie źródła na temat łechtaczki to opisy obrzezania kobiet w starożytnej Grecji, rzekomo przeprowadzane w Egipcie[86]. Najdawniejsze zachowane dowody na obrzezanie kobiet pochodzą od greckiego historyka i geografa Strabona (64 p.n.e.–24 n.e.). Twierdził on, że Egipcjanie „wychowują każde dziecko, które się rodzi, obrzezując chłopców i amputując dziewczynki”[87]. Chociaż część greckich pisarzy dowodzi, że Egipcjanie obrzezywali kobiety, nie przetrwało zbyt wiele dowodów ze strony Egipcjan, które potwierdzałyby to, jakie mieli podejście do łechtaczki – może je obrzezywali, może zostawiali w spokoju, a być może przebierali je za Pana Ziemniaka. Już nigdy się tego nie dowiemy[88].

Galen (żyjący w latach 129–216 n.e.) prawdopodobnie najbardziej wpływowy grecki lekarz i anatom, nazwał łechtaczkę poczwarką i sądził, że jej funkcją jest ogrzewanie macicy, niczym coś w rodzaju czapki z pomponem dla twojej „ciuchci” (chuff, 1998)[89]. Dla Greków miało to sens, ponieważ wszyscy wiedzieli, że kobiety były gorące i mokre, a mężczyźni chłodni i susi. Pogląd ten podzielał współczesny Galenowi Soranus z Efezu (tak, naprawdę był to ginekolog zwany „Soranusem”; łac. anus – odbyt), który praktykował medycynę w Aleksandrii w II wieku. W swoim czteroczęściowym traktacie ginekologicznym Soranus także nazwał łechtaczkę „poczwarką… ponieważ skrywa się pod wargami, tak jak panny młode chowają się za welonem”[90]. Dzięki jego dziełu poznajemy najdawniejsze opisy „przerosłych” łechtaczek oraz „leczenia”, jakiego wymagały. Zapnijcie pasy.

O przesadnie dużej łechtaczce Grecy mówią „zmaskulinizowana” nimfa. Przedstawiony przejaw deformacji to duża zmężniała łechtaczka. Zaiste niektórzy twierdzą, że jej ciało staje prosto jak u mężczyzn, tak jakby szukało częstych stosunków płciowych. Zaradzisz temu w następujący sposób: „Kobiecie leżącej na wznak rozewrzyj zwarte nogi, ponieważ trzeba złapać [łechtaczkę] kleszczami zwróconymi na zewnątrz, aby można było zobaczyć nadmiar, a następnie obciąć koniuszek skalpelem, a na koniec ze stosowną starannością opatrzyć powstałą ranę”[91].

Najwidoczniej dzieło Soranusa było bardzo wpływowe, ponieważ przeróżne wariacje tej procedury zaczynają pojawiać się w źródłach medycznych w całym starożytnym świecie[92]. Bizantyński lekarz z VI wieku, Aecjusz z Amidy, bazując na pracy Soranusa, opisuje „nadmierną” łechtaczkę jako „kalectwo oraz źródło wstydu”. Jego medyczna encyklopedia składająca się z szesnastu ksiąg podaje niezwykle szczegółową i obrazową relację tej paskudnej procedury (uwaga! Będziecie krzywić się z bólu):

„Posadź dziewczynę na krześle, tymczasem niech umięśniony młodzieniec stanie za nią i położy ręce poniżej ud dziewczyny. Niech rozłoży i przytrzyma nieruchomo nogi i całe ciało. Chirurg stojący przed dziewczyną chwyta łechtaczkę lewą ręką wyposażoną w szerokie kleszcze, wyciąga ją na zewnątrz, jednocześnie prawą ręką obcina ją wzdłuż szczypców kleszczy. Należy pozostawić kawałek łechtaczki po odcięciu, rozmiarów mniej więcej błony pomiędzy nozdrzami, aby ująć tylko nadmiar materiału; jak już powiedziałem, należy usunąć tę część od szczypców. Ponieważ łechtaczka budową przypomina skórę i nadmiernie się rozciąga, nie odcinaj zbyt wiele, ponieważ po zbyt głębokim odcięciu takiej dużej narośli może powstać przetoka moczowa. Po zabiegu poleca się przeczyścić ranę winem i zimną wodą, wytrzeć ją do czysta gąbką, a potem posypać olibanum. Następnie należy umieścić tam chłonne płócienne bandaże zamoczone w occie, a powyżej położyć gąbkę umoczoną w occie. Po upływie siedmiu dni rozsmaruj tam najlepszą kalaminę. Następnie można zastosować płatki róży lub zasypkę na genitalia zrobioną z wypalanej gliny. Otrzymasz wyjątkowo dobre rezultaty, jeśli: uprażysz i zmielisz pestki daktyli i rozsmarujesz proszek na [ranie]; ta mieszanina przeciwdziała też otarciom i ranom na genitaliach”[93].

„Przesadnie duże” łechtaczki brano za miniatury penisów, zatem odpowiadały za lesbijstwo oraz niezwykły popęd seksualny u kobiet. Pogląd ten dominuje w interpretacji kulturowej czułego punktu aż do XX wieku.

We współczesnej medycynie przypadłość tę nazywamy „hipertrofią łechtaczki”, „łechtaczką olbrzymią” lub „klitoromegalią” i występuje ona niezwykle rzadko. Jednak biorąc pod uwagę częstotliwość, z jaką hipertroficzne łechtaczki pojawiają się w źródłach historycznych o tematyce medycznej, można by pomyśleć, iż nasze matriarchalne przodkinie były tak hojnie obdarowane, że zawstydziłyby nawet oślice. Oczywiście tak nie było, musimy więc dojść do wniosku, że obsesja na punkcie łechtaczki i niekontrolowana seksualność miały raczej charakter kulturowy, nie biologiczny. Zważywszy na zafascynowanie obcinaniem gorszących łechtaczek, wcale nie dziwi, że na przestrzeni dziejów biedaczka próbowała się nie wychylać. Poza literaturą medyczną starożytnych Greków i Rzymian nie ma zbyt wielu wzmianek o „cukiereczku z dziurką” (1919), ale zdołamy je znaleźć, jeśli włożymy w to trochę wysiłku[94].

Słowo „łechtaczka” weszło do powszechnego użytku dopiero w XVI wieku. Starożytni Grecy i Rzymianie nazywaliby ten narząd „łysym facetem” (1997), „nimfą”, „jagodą mirtu”, „cierniem”, „torebką na język” lub po prostu „torebką”[95]. Uroczo. Jednak to nie koniec komplementów. Oralne dawanie przyjemności łechtaczce uważano za nieprzyzwoite. Gdy w klasycznej literaturze mowa o cunnilingusie, przeważnie uważa się go za czynność odrażającą – oddają się jej tylko lesbijki i słabi mężczyźni, których zawiodła erekcja. Do tego stopnia, iż przekleństwa wielu Greków składały się z oskarżeń o to, że ktoś robi minetę. Grecki komediopisarz Arystofanes (446–386 p.n.e.) parę razy napomyka o cunnilingusie, aby wytknąć moralny upadek postaci. Jego bohater, Aryfrades, występuje w kilku sztukach jako „wynalazca” seksu oralnego: „Gdyby był tylko świnią – nawet bym nie spostrzegł, / Ale to arcyświntuch, wynalazca świństwa. / Własny swój język brudzi obrzydliwą chucią”[96].

Rzymianie posunęli się o krok do przodu i rzeczywiście uważali słowo „łechtaczka” (landōca) za wulgaryzm, tak samo jak wulgarna jest dziś dla nas „cipa”[97]. Cyceron wspominał o niej jako o „zakazanym słowie”[98]. Uważane było za tak nieprzyzwoite, że pojawiało się tylko w ulicznych graffiti; Fulviae landicam peto („Szukaj łechtaczki Fulwii”) oraz Eupla laxa landicosa („Eupla jest rozwiązła i ma ogromną łechtaczkę”)[99]. Poeta i satyryk Marcjalis (41–104 n.e.) wyśmiewa łechtaczkę, „monstrualną skazę” oraz „wypuklinę”[100]. Wszystkie te przytyki do dużych łechtaczek mogą deprymować, ale jak twierdzi Melissa Morh: „ludzie przeklinają w temacie, na którym im zależy”, i wydaje się, że Grecy oraz Rzymianie naprawdę przejmowali się łechtaczką i jej stymulującym działaniem[101]. Ale przynajmniej o niej rozmawiali, ponieważ rozmowy milkną, gdy wkraczamy w średniowiecze.

Stwierdzenie, że świat średniowieczny zapomniał o łechtaczce, nie jest do końca sprawiedliwe – ówcześni wiedzieli, że ona tam jest oraz czym jest (mniej więcej), ale nie posunęli się w dyskusji dalej od greckich chłopaków i rzymskich ginekologów[102]. Dziś wiadomo, że badania naukowe mają „krótkie życie” – zyskujemy nowe informacje w takim tempie, że gdy studenci medycyny skończą uniwersytet, połowa z tego, czego się nauczyli, będzie przestarzała[103]. Jednak średniowieczni medycy w Europie wierzyli w starą medycynę i powtarzali do znudzenia największe przeboje ginekologiczne z poprzednich setek lat. Jeden z pielgrzymów w Opowieściach kanterberyjskich Chaucera (1400) to doktor, o którym wiemy, że odebrał dobre wykształcenie, ponieważ studiował dzieło…

 

„A oczytany był w Eskulapusie,

W Dioskoridesie, Gilbercie, Rufusie,

Serapionie i Hippokratesie,

Janie z Damaszku i Awerroesie

I w Konstantynie, Razesie, Galenie,

W Halim, Bernardzie, takoż w Awicenie”[104].