Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Choć Konwencja o prawach dziecka obowiązuje w Polsce od ponad trzydziestu lat, społeczna pozycja dzieci wciąż znajduje wyraz w powiedzeniu „dzieci i ryby głosu nie mają”, a przekonanie, że „jeden klaps jeszcze nikomu nie zaszkodził”, jest nadal bardzo często spotykane. Dyskryminacja ze względu na młody wiek jest uważana za stan tak oczywisty, ponadczasowy i naturalny, jak kiedyś seksizm. Badając popularne programy rozrywkowe poświęcone wychowywaniu dzieci i rozmawiając z ich uczestnikami, Anna Golus pokazuje, w jaki sposób telewizja odzwierciedla i reprodukuje kulturę, która lekceważy i uprzedmiotawia osoby niepełnoletnie oraz wspiera oparte na przemocy wzorce relacji. Przyjmując perspektywę dzieci, autorka pokazuje, jak udział w tych programach i propagowane w nich metody wychowawcze szkodzą młodym ludziom i utrwalają ich niski status w rodzinie i społeczeństwie. Czas pozbyć się karnego jeżyka i zacząć traktować dzieci podmiotowo.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 343
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Zosi
Wiktoria miała prawie sześć lat, gdy do jej domu wkroczyła ekipa telewizyjna, by nagrywać ją w sytuacjach trudnych i intymnych, a następnie upublicznić jej wizerunek w programie Superniania. Wyemitowano między innymi trwającą niemal cztery minuty (w rzeczywistości na pewno znacznie dłużej) scenę, podczas której dziewczynka siedzi nago w wannie, płacze i krzyczy (głównie: „Zimno mi!”), a nad nią stoi, ignorując ją, kilka dorosłych osób, w tym jej matka, operator kamery i prowadząca program Dorota Zawadzka, która określa całą tę sytuację mianem „klasycznej histerii” i pozwala na zakończenie tej tortury dopiero wówczas, gdy zmarznięta i upokorzona dziewczynka zaczyna milknąć.
W tej książce chciałabym oddać głos Wiktorii i wszystkim innym niepełnoletnim osobom, których prawo do prywatności i godności zostało złamane w tego typu programach i z których opiniami i uczuciami żaden dorosły dotychczas się nie liczył. Mam zamiar opisać wizerunek dzieci w reality show z ich perspektywy, z myślą o wszystkich dzieciach wciąż powszechnie lekceważonych oraz w nadziei na zmianę niskiego statusu niepełnoletnich w rodzinie i społeczeństwie. Chciałabym zachęcić czytelników do przyjęcia tej perspektywy nie tylko na czas lektury niniejszej publikacji. Spojrzenie „oczyma dziecka” może jednak wymagać wysiłku odnalezienia w sobie empatii. Istnieje przy tym ryzyko, że nie będzie to zadanie pozbawione trudności, bo choć każdy z nas był kiedyś dzieckiem, nie każdy jest w stanie (sam, bez psychoterapii) pozbyć się wszystkich racjonalizacji (w stylu: „Dzięki biciu wyrosłem na porządnego człowieka”), przypomnieć sobie, jak to jest nim być, i spojrzeć na dzieci (i samego siebie sprzed lat) bez poczucia wyższości, z szacunkiem i współczuciem.
Dzieciństwo wprawdzie nie jest doświadczeniem uniwersalnym – każdy przeżywa lub przeżywał je na swój własny sposób i być może powinno się mówić nie o jednym, lecz o wielu dzieciństwach – ale to, co wciąż jest dla tego doświadczenia wspólne, to lekceważenie ze strony dorosłych, marginalizacja i wykluczenie społeczne. Najprawdopodobniej każdy współczesny dorosły, zanim osiągnął pełnoletność, doświadczył deptania podmiotowości, łamania praw i naruszania granic. Wielu z nas zapomina o tym, wyrzuca to z pamięci, zakopuje w najgłębszych zakamarkach nieświadomości, wypiera, racjonalizuje, na wszelkie możliwe sposoby stara się zdystansować od krzywdy sprzed lat. Niestety jednym z tych sposobów jest traktowanie dzieci tak, jak nigdy nie potraktowałoby się dorosłych.
Gdyby Wiktoria była pełnoletnia i została postawiona w opisanej sytuacji – sfilmowana nago w wannie, wbrew swojej woli, podczas przeżywania silnych i trudnych emocji potęgowanych przez jej oprawców, którzy ignorowaliby jej sprzeciw i cierpienie, uznając je za „klasyczną kobiecą histerię” – niemoralność i szkodliwość tego ewidentnego aktu przemocy i pogwałcenia podstawowych praw człowieka byłyby oczywiste. Nie godzimy się na deptanie prywatności i łamanie praw ludzi dorosłych (na przykład na ich bicie, lekceważenie, gnębienie psychiczne), a te same działania podejmowane wobec osób niepełnoletnich są nam obojętne albo wręcz uważamy je za dobre i słuszne. Dlaczego? Bo dziecko wymaga naszej opieki, jest od nas zależne i mamy nad nim władzę? Czy zatem inne zależne od nas, niesamodzielne osoby – ludzi starszych, chorych czy z niepełnosprawnościami, nad którymi również mamy wynikającą z przewagi sił władzę – powinniśmy traktować w ten sam sposób?
Warto wykonać eksperyment myślowy i postawić dorosłych na miejscu uczestniczących w reality show dzieci. Warto też na marginesie zauważyć, że zachodnie społeczeństwa zrezygnowały z wymierzania dorosłym kar cielesnych bez żadnych badań nad wpływem piętnowania, biczowania czy amputowania kończyn na osoby w ten sposób karane – aby zakończyć ten proceder, wystarczyły same względy humanitarne (te same argumenty stanowiły dostateczny powód, aby uporać się z niewolnictwem czy odpodmiotowieniem kobiet). Jeśli natomiast chodzi o wymierzanie kar cielesnych dzieciom, dorośli postanowili najpierw sprawdzić, czy aby na pewno praktyka ta nie jest dobra i słuszna. I choć już dawno niepodważalnie udowodnili w setkach badań naukowych, że bicie dzieci jest szkodliwe oraz przeciwskuteczne, nadal nie mogą się z tym problemem uporać.
Pomimo tego, że nadająca dzieciom podmiotowość Konwencja o prawach dziecka obowiązuje od trzydziestu lat, niepełnoletni członkowie społeczeństwa nadal nie są traktowani jak ludzie: bywają bici, są lekceważeni, ich opinie i uczucia często ignoruje się jako niemające znaczenia. Dzieci znajdują się dziś w sytuacji przypominającej położenie ciemiężonych jeszcze nie tak dawno temu kobiet, którym – gdy chciały zamanifestować swoje zdanie – przypisywano etykietę „histeryczek”. Histerii u dorosłych już się nie diagnozuje, natomiast w odniesieniu do dzieci terminu tego używa się bardzo często, gdy wyrażają one swoje zdanie niewystarczająco cicho i spokojnie i nie są takie, jakie w opinii dorosłych być powinny: „grzeczne”. „Niegrzeczność” dzieci – podobnie jak kiedyś „histeria” kobiet – nadal może być zresztą zmedykalizowana i zdiagnozowana jako zaburzenie zachowania, na przykład zaburzenie opozycyjno-buntownicze, któremu w Międzynarodowej Statystycznej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych ICD-10 nadano kod F91.3. Ciekawe, ile z tych „zaburzeń” to po prostu próby wyrażenia własnego zdania, przyjmujące postać „opozycji” i „buntu” wobec lekceważenia i uprzedmiotawiania.
Dziecko, z którego zdaniem nikt się nie liczy, może – w nadziei, że zostanie w końcu wysłuchane – spróbować wyartykułować je głośniej i dobitniej. W zależności od wieku próba ta może przyjąć postać „histerii” albo „buntu”. Obie te strategie są jednak odczytywane przez dorosłych nie jako przejaw podmiotowości dzieci, lecz niegrzeczność, nieposłuszeństwo, krnąbrność, czyli zachowania, które zasługują na karę. Właśnie taka postawa dorosłych była promowana w programie Superniania, pierwszym i najpopularniejszym reality show o tematyce wychowawczej, emitowanym na antenie TVN w latach 2006–2008.
Tematyka niniejszej książki nie zalicza się jednak do historii telewizji, jest ona – niestety – jak najbardziej aktualna. A to nie tylko dlatego, że w naszym kraju wciąż tworzone są kolejne programy reality show z udziałem dzieci, ani nawet nie dlatego, że brytyjski format Supernanny wydaje się nieśmiertelny (w 2020 roku, po dziewięciu latach przerwy i szesnastu latach od premiery oryginalnej edycji, wznowiono nagrania i emisję amerykańskiej wersji, co może zdarzyć się również w Polsce, podobnie jak w 2019 roku na antenę wrócił u nas Big Brother), lecz także dlatego, że zjawiska, które ten program ukazuje, reprezentuje i z których wynika, nadal występują. Program Superniania (i inne programy reality show z udziałem dzieci, zazwyczaj jednak w mniejszym stopniu):
łamie prawa dziecka do prywatności i ochrony wizerunku, do godności, czci i dobrego imienia oraz do posiadania i wyrażania własnego zdania;
pozbawia dzieci podmiotowości, uprzedmiotawia je;
ukazuje i utrwala oparte na przemocy (nie tylko symbolicznej) kulturowe wzory relacji między dorosłymi a dziećmi;
kultywuje „tradycję” przemocy wobec dzieci i ich przedmiotowego traktowania;
prezentuje i promuje oparte na przemocy metody wychowawcze (namawiając do rezygnacji z przemocy fizycznej, zaleca podobnie szkodliwą i wychowawczo nieskuteczną przemoc psychiczną i zaniedbanie emocjonalne);
deprecjonuje potrzeby emocjonalne i społeczne, których zaspokojenie jest nie mniej istotne dla prawidłowego rozwoju dzieci niż zaspokojenie ich potrzeb fizjologicznych;
pomija kluczową rolę więzi i relacji między rodzicami a dziećmi; sprowadza rodzicielstwo do postępowania zgodnego z instrukcją obsługi dziecka, tresowania go i walki o władzę;
przyczynia się do reprodukowania nierówności społecznych: dominacji dorosłych i ucisku dzieci oraz ich marginalizacji i wykluczenia społecznego;
ugruntowuje niski status społeczny dzieci, utrudnia nie tylko proces ich emancypacji, lecz także dostrzeganie przynależnych im praw i odczuwanych przez nie potrzeb;
dyskryminuje dzieci ze względu na wiek, reprezentuje i utrwala dyskurs adultystyczny.
Adultyzm – dyskryminacja dzieci i młodzieży ze względu na ich młody wiek – to obecnie najczęściej spotykany rodzaj dyskryminacji. Jest powszechny i uważany za stan oczywisty, ponadczasowy i naturalny, podobnie jak kiedyś było z seksizmem. Przez wiele wieków uważano, że kobiety są z natury głupie, ułomne i gorsze od mężczyzn, więc dla swojego własnego dobra muszą pozostawać podporządkowane najpierw ojcom, a następnie mężom. Dziś natomiast uważa się, że dzieci są z natury głupie, ułomne i gorsze od dorosłych, więc dla swojego własnego dobra muszą być podporządkowane rodzicom, opiekunom, nauczycielom i właściwie wszystkim, którzy osiągnęli już pełnoletność, w tym obcej kobiecie, która może zjawić się w ich domu wraz z ekipą telewizyjną realizującą program Superniania i zażądać pełnego posłuszeństwa.
Ten stan rzeczy budzi mój zdecydowany sprzeciw, a niniejsza książka jest tego wyrazem i kolejnym krokiem na długiej drodze do zmiany adultystycznego status quo.
Skąd się wzięła „Superniania”
Przedmiotowe, oparte na władzy przeradzającej się nierzadko w przemoc, traktowanie dzieci ma w naszej kulturze długą historię i wynika z faktu, że nadal – mimo wielu deklaracji o podmiotowości – nie są one uważane za pełnoprawnych ludzi. Za twórcę takiego podejścia, w myśl którego dziecko to niepełny, niedoskonały człowiek, potencjalny dorosły, a dzieciństwo to przejściowy, a więc nieważny okres dążenia do dorosłości/człowieczeństwa, uznaje się Arystotelesa, według którego również kobiety nie są w pełni ludźmi. Jego poglądy na wiele stuleci zdominowały obraz dzieciństwa w naszej kulturze, wpłynęły na stosunek dorosłych do dzieci i przyczyniły się do postrzegania dzieciństwa jako stanu deficytu, niepełności, stawania się, jako swoistego rodzaju poczekalni do prawdziwego, dorosłego życia.
Taki stosunek objawia się między innymi bagatelizowaniem i lekceważeniem dziecięcych doświadczeń, problemów i uczuć. Na przykład uczęszczanie do szkoły i nauka są postrzegane jako mniej istotne niż dorosła, poważna i odpowiedzialna praca, mimo iż wiążą się nierzadko z większymi nakładami czasu i wysiłku, a także z większymi stresem i presją. Dziecięce kłopoty i zmartwienia są uważane za błahe czy wręcz śmieszne w porównaniu z prawdziwymi, dorosłymi problemami, chociaż dzieciom trudniej sobie ze swoimi strapieniami poradzić. Niedorosłym odmawia się możliwości podmiotowego działania i wpływania choćby na własne życie, a to, co robią – rozwój, naukę, a nawet zabawę – rozpatruje się w perspektywie ich przyszłości. Nadal są oni bowiem traktowani jako potencjalne osoby, które staną się ludźmi dopiero w przyszłości.
Drugim filarem przedmiotowego, lekceważącego stosunku dorosłych do dzieci (i zarazem podporą mizoginii i seksizmu) w naszej kulturze jest religia i tradycja judeochrześcijańska. Przykazanie „Czcij ojca swego i matkę swoją” (bez względu na to, co ci zrobili) czy liczne biblijne zalecenia dla rodziców (na przykład zachęty do stosowania kar cielesnych) od stuleci utwierdzają dorosłych w przekonaniu o ich (wszech)władzy nad dziećmi. Takie starotestamentowe wersety jak: „Nie kocha syna, kto rózgi żałuje, kto kocha go – w porę go karci” [Prz 13, 24], do dziś bywają przywoływane przez dorosłych jako usprawiedliwienie stosowania kar cielesnych. Nadal publikowane są nawet poradniki, których autorzy zalecają bicie dzieci w imię Boga. Najnowsza taka pozycja została wydana w 2019 roku i nosi tytuł Do wychowywania w sprawiedliwości. Tematyczny przewodnik w biblijnym instruowaniu dzieci. Jej autorka Pam Forster we wstępie pisze, że wychowuje swoje dzieci „z Biblią w jednej ręce i z rózgą w drugiej”[1].
W tym samym roku Rzecznik Praw Dziecka Mikołaj Pawlak w jednym z wywiadów podzielił się swoim przykrym doświadczeniem z dzieciństwa – i pokazał, że wyparcie własnej krzywdy przyczynia się do bagatelizowania dziecięcego cierpienia i do przyzwolenia na przemoc wobec dzieci – mówiąc: „[…] sam z estymą wspominam to, że dostałem od ojca w tyłek. […] Tak, że przez dobrą chwilę nie mogłem siadać”. Zapewnił wprawdzie, że „absolutnie nie wolno bić dzieci” i że sam nigdy nie uderzył własnych synów, ale dodał, że „trzeba rozróżnić, czym jest klaps, a czym jest bicie”[2]. Jego słowa wywołały kontrowersje, choć wyraził jedynie opinię większości Polaków – według badań CBOS-u w 2019 roku aż sześćdziesiąt jeden procent naszych rodaków uważało, iż „są sytuacje, że dziecku trzeba dać klapsa”.
Ponad połowa Polaków twierdzi, że czasem „trzeba” uderzyć dziecko, choć w naszym kraju od dekady obowiązuje całkowity zakaz stosowania kar cielesnych wobec dzieci. Zresztą już wcześniej – przed wprowadzeniem w 2010 roku do Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego artykułu o treści: „Osobom wykonującym władzę rodzicielską oraz sprawującym opiekę lub pieczę nad małoletnim zakazuje się stosowania kar cielesnych” – bicia dzieci zabraniały Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej i Konwencja o prawach dziecka. Dorośli wymyślili sobie jednak tak zwany pozaustawowy kontratyp karcenia małoletnich, zgodnie z którym kary cielesne teoretycznie były zakazane, ale w praktyce mogły być wymierzane w celach wychowawczych. Od 2010 roku ten kontratyp nie obowiązuje, ale społeczne przyzwolenie na bicie dzieci nadal jest dość powszechne.
Prawa do nietykalności cielesnej i ochrony przed przemocą to jednak nie jedyne przepisy, z przestrzeganiem których dorośli mają problem (choć sami przecież – odpowiednimi zapisami Konwencji o prawach dziecka – te przepisy ustanowili). Jeszcze większą trudność sprawia im respektowanie tych praw dziecka, które wiążą się z podmiotowością. Dorośli, przyznając dzieciom prawo do podmiotowości, nie dają im bowiem możliwości jej wyrażania. Manifestacje podmiotowości bywają więc interpretowane jako manipulacja, „niegrzeczność” albo bunt i są tłumione jako niepożądane. Płacz nakarmionego, przewiniętego niemowlęcia odczytuje się nie jako wyraz potrzeby bliskości i próbę nawiązania kontaktu, lecz jako chęć „sterroryzowania” rodziców, którą należy zignorować. Krzyk kilkulatka, niepotrafiącego jeszcze wyrażać swoich emocji w kulturalny, werbalny sposób, to „histeria”, którą również powinno się zignorować lub ukarać w inny sposób. Sprzeciw nastolatka wobec woli rodziców i nauczycieli to krnąbrność, a więc i takie zachowanie trzeba ukrócić. Przywołane wzorce reakcji na przejawy dziecięcej podmiotowości promowane są między innymi w programach reality show takich jak Superniania czy Surowi rodzice.
Warto zauważyć, że Polska, ratyfikując w 1991 roku Konwencję o prawach dziecka, złożyła deklarację o treści:
Rzeczpospolita Polska uważa, że wykonania przez dziecko jego praw określonych w konwencji, w szczególności praw określonych w artykułach od 12 do 16, dokonuje się z poszanowaniem władzy rodzicielskiej, zgodnie z polskimi zwyczajami i tradycjami dotyczącymi miejsca dziecka w rodzinie i poza rodziną[3].
Artykuły od 12 do 16 Konwencji dotyczą właśnie podmiotowości dziecka i obejmują prawa do swobodnego wyrażania własnych poglądów (art. 12), do swobodnej wypowiedzi (art. 13), do swobody myśli, sumienia i wyznania (art. 14), do swobodnego zrzeszania się oraz wolności pokojowych zgromadzeń (art. 15), a także prawo do ochrony przed ingerencjami w sferę życia prywatnego, rodzinnego lub domowego oraz przed zamachami na honor i reputację (art. 16). Wykonywanie tych praw „z poszanowaniem władzy rodzicielskiej, zgodnie z polskimi zwyczajami i tradycjami dotyczącymi miejsca dziecka w rodzinie i poza rodziną” nie jest możliwe. W praktyce ta deklaracja oznacza więc, że Polska rezygnuje z ich respektowania. Tradycyjne miejsce dziecka w rodzinie i społeczeństwie wyznaczają bowiem przysłowia typu „dzieci i ryby głosu nie mają”, które opisują przestrzeń rodzinną i społeczną jako wykluczającą podmiotowość dzieci strefę pełnego posłuszeństwa i podporządkowania dorosłym. Egzekucja odpowiedniego zachowania staje się zaś w takiej przestrzeni działaniem, w którym cel (posłuszeństwo) uświęca środki (przemoc).
W naszej kulturze przez wiele stuleci funkcjonował kulturowy wzór dziecka jako istoty, która dopiero stanie się człowiekiem, nie ma żadnych praw, musi okazywać dorosłym respekt wyłącznie z racji ich wieku, sama natomiast na żaden szacunek nie zasługuje. Rola i jedyne dopuszczalne przez obowiązujące normy zachowanie dziecka sprowadzały się do wypełniania poleceń rodziców i innych dorosłych, bycia „grzecznym”, czyli posłusznym i cichym. Nie do pomyślenia było, by kwestionowało ono zdanie dorosłych i podważało ich autorytet, odzywało się bez pytania czy posiadało – a tym bardziej wyrażało – poglądy. W patriarchalnym, hierarchicznie zorganizowanym społeczeństwie dzieci zajmowały najniższy szczebel drabiny społecznej. Ich status w podobnie ustrukturyzowanej rodzinie był równie niski. Wzór rodzicielstwa dawał bowiem dorosłym niepodważalny autorytet i niemal nieograniczoną władzę nad dziećmi. Normą było traktowanie dzieci przedmiotowo, w co wpisane były przemoc, wyzysk i dominacja.
Wraz ze zmianami kulturowymi i emancypacją kolejnych grup społecznych, w tym przede wszystkim kobiet, zmieniało się również miejsce dziecka w rodzinie i społeczeństwie. Kulminacją tych przemian było uchwalenie Konwencji o prawach dziecka, która nadaje niepełnoletnim status pełnoprawnych ludzi, zmusza dorosłych do respektowania ich podmiotowości, godności, nietykalności cielesnej i wszelkich innych należnych każdemu człowiekowi praw, a tym samym tworzy nowe wzory dzieciństwa, rodzicielstwa i relacji międzypokoleniowych. Oczywiście nie da się odgórnie, kilkoma aktami prawnymi, zmienić obowiązujących od wieków, przekazywanych z pokolenia na pokolenie i internalizowanych przez wszystkich członków społeczeństwa wzorów kulturowych. To długotrwały i niełatwy proces.
Polska deklaracja o wyższości tradycji nad podmiotowością dziecka stanowi natomiast zaprzeczenie idei Konwencji, podważenie całego jej sensu i przekreślenie celu, jakim jest między innymi stopniowa zmiana niskiego statutu dziecka w rodzinie i społeczeństwie. Mimo to Polska do dziś się z tej deklaracji nie wycofała. W Konwencji o prawach dziecka znajdują się więc artykuły, których w naszym kraju przestrzegać nie trzeba, choć ratyfikując ten międzynarodowy dokument, ustawodawcy zobowiązali się do respektowania jego zapisów. Jeden z tych artykułów dotyczy ochrony prywatności dzieci i brzmi:
1. Żadne dziecko nie będzie podlegało arbitralnej lub bezprawnej ingerencji w sferę jego życia prywatnego, rodzinnego lub domowego czy w korespondencję ani bezprawnym zamachom na jego honor i reputację.
2. Dziecko ma prawo do ochrony prawnej przeciwko tego rodzaju ingerencji lub zamachom[4].
Prawo dziecka do prywatności jest w naszym kraju martwe, choć gwarantuje je nie tylko Konwencja o prawach dziecka, ale też – podobnie jak prawo do nietykalności cielesnej – Konstytucja, której artykuł 47 brzmi: „Każdy ma prawo do ochrony prawnej życia prywatnego, czci i dobrego imienia oraz do decydowania o swoim życiu osobistym”. Prywatność dzieci występujących w mediach jest natomiast dodatkowo chroniona – wraz z prawem do ochrony wizerunku i innych dóbr osobistych – odpowiednimi zapisami innych aktów prawnych. Na przykład w prawie prasowym zawarty jest zapis, że: „Nie wolno bez zgody osoby zainteresowanej publikować informacji oraz danych dotyczących prywatnej sfery życia, chyba że wiąże się to bezpośrednio z działalnością publiczną danej osoby”[5]. Dzieci uczestniczące w programach reality TV to nie osoby publiczne, z czego mogłoby wynikać, że nie powinny one brać udziału w takich produkcjach bez swojej zgody. Jednak to rodzice i opiekunowie prawni podejmują decyzję o udziale podopiecznego w telewizyjnych programach rozrywkowych (i wszelkich innych, nie tylko medialnych przedsięwzięciach).
Teoretycznie więc prawo chroni prywatność osób niepełnoletnich, ale w praktyce rodzice mogą dysponować wizerunkiem i innymi dobrami osobistymi swojego dziecka w sposób niemal nieograniczony. Jedyne bezwzględne ograniczenie dotyczy w naszym kraju tworzenia i rozpowszechniania dziecięcej pornografii. Poza tym wyjątkiem rodzice i prawni opiekunowie naruszają dobra osobiste swoich dzieci właściwie powszechnie – najczęściej samodzielnie, publikując zdjęcia i filmy w mediach społecznościowych, a niekiedy za pośrednictwem telewizji, przez zgłoszenie ich do udziału w najróżniejszych programach reality TV.
Świadomość istnienia prawa dziecka do prywatności (podobnie zresztą jak wielu innych praw) jest bowiem wśród rodziców bardzo mała. W dobie Facebooka i innych mediów społecznościowych dorośli, którzy nie dbają o własną prywatność, nie dbają również o prywatność swoich dzieci i bezrefleksyjnie, nie zastanawiając się nad potencjalnymi konsekwencjami, upubliczniają w internecie niekiedy najintymniejsze szczegóły życia całej swojej rodziny. Takie działanie nosi nazwę sharentingu i może wiązać się nie tylko z łamaniem prawa dziecka do prywatności, ale również z niestosowaniem się do innych regulacji, jak prawo do godności, które zostaje naruszone, gdy rodzice upubliczniają zawstydzające, kompromitujące, ośmieszające czy intymne wizerunki dzieci (na przykład na nocniku) albo wymierzają kary swoim dzieciom przy użyciu mediów społecznościowych (publicznie je poniżają, na przykład robią zdjęcie dziecka trzymającego kartkę z napisem: „Jestem kłamcą”).
Małoletni, których prawa są naruszane, sami nie mogą się o nie upomnieć (na przykład pozwać rodziców czy stacji telewizyjnej). Dopiero po osiągnięciu pełnoletności zyskają taką możliwość i bardzo prawdopodobne, że część dzieci, których prawa do prywatności, czci i dobrego imienia są obecnie w internecie i telewizji łamane, z tej możliwości skorzysta. Taka sytuacja miała już miejsce w Austrii – osiemnastoletnia dziewczyna pozwała rodziców, którzy mimo wielokrotnych próśb nie usunęli z serwisu Facebook fotografii dokumentujących całe jej życie. Z pewnością wielu takich pozwów doczekamy się we Francji, gdyż prawo obowiązujące od niedawna w tym kraju zabrania rodzicom – pod rygorem grzywny lub nawet więzienia – upubliczniania życia prywatnego dzieci.
W Polsce natomiast teoretycznie istnieje możliwość lepszej ochrony prywatności i innych dóbr osobistych dzieci. Od ponad dwudziestu lat istnieje przecież w naszym kraju urząd Rzecznika Praw Dziecka, który – jak czytamy w Ustawie z dnia 6 stycznia 2000 r. o Rzeczniku Praw Dziecka –
stoi na straży praw dziecka określonych w Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, Konwencji o prawach dziecka i innych przepisach prawa, […] podejmuje działania zmierzające do ochrony dziecka przed przemocą, okrucieństwem, wyzyskiem, demoralizacją, zaniedbaniem oraz innym złym traktowaniem […] upowszechnia prawa dziecka oraz metody ich ochrony[6].
Niestety jednak żadnej z osób pełniących dotychczas funkcję rzecznika nie udało się zapobiec łamaniu prawa dziecka do ochrony prywatności i innych dóbr osobistych w telewizji czy choćby minimalnie ograniczyć ten proceder. Większość z nich nieszczególnie się zresztą starała. Jedynym Rzecznikiem Praw Dziecka, który wyraźnie i dobitnie potępiał naruszanie praw dzieci w programach telewizyjnych, był Paweł Jaros (RPD w latach 2001–2006). Jaros niejednokrotnie zwracał uwagę na fakt, że dzieci – tak jak dorośli – mają konstytucyjne prawo do ochrony życia prywatnego, i krytykował popularne w czasie jego kadencji telenowele dokumentalne z udziałem osób małoletnich.
Przykładowo na temat serialu Przedszkolandia (TVP1, 2002) Paweł Jaros pisał:
Film ten w zasadniczy sposób odbiega od standardu poprawności pedagogicznej, a przede wszystkim zdecydowanie narusza prawa dziecka. Filmowane dzieci przedszkolne zostały wykorzystane instrumentalnie do realizacji filmu. Rejestruje się w jego ramach m.in. zachowania wywołane silnymi emocjami dzieci w sytuacjach stresowych, trudnych, przykrych, które w sposób oczywisty zostają jeszcze wzmocnione obecnością ekipy filmowej. Odbiera się dzieciom prawo do prywatności, szacunku, bezpieczeństwa, przedstawia się je bez zachowania anonimowości (występują pod własnymi imionami, wypowiadają się wprost do kamery na tematy bardzo osobiste), w sytuacji gdy widz jest dokładnie informowany, o jakie przedszkole chodzi. Dzieci są filmowane w miejscach i sytuacjach, które powinny im gwarantować poczucie bezpieczeństwa, ochrony i pomocy ze strony dorosłych (przedszkole, dom rodzinny). Ze względu na wiek dzieci nie można zakładać, że wiedza o byciu filmowanym oznacza w tym przypadku pełną świadomość i kontrolę tej sytuacji. Przeciwnie, dziecko przedszkolne nie może panować nad taką sytuacją, a w momencie gdy chce i może przynajmniej w części nad nią zapanować i dostosować się do niej – zmienia swoje spontaniczne zachowania i reakcje, wchodząc w rolę „grającego w telewizji”. Wprowadzenie dziecka w tego typu rolę nie jest funkcją ani przedszkola, ani środowiska rodzinnego. Dla widzów, zarówno dorosłych, jak i dziecięcych, jest to bardzo wątpliwa pedagogicznie sytuacja wykorzystywania życia dziecka i jego problemów do celów rozrywkowych[7].
Choć skala problemu rosła – powstawało coraz więcej programów łamiących prawa dzieci – kolejni rzecznicy niewiele w tej sprawie zrobili. Pod koniec 2007 roku następczyni Jarosa, Ewa Sowińska (RPD w latach 2006–2008), wystosowała do przewodniczącego Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji prośbę o „zwrócenie większej uwagi na kwestie związane z ochroną praw dzieci w radiofonii i telewizji”[8], głównie w programach interwencyjnych i informacyjnych. I choć ówczesny przewodniczący KRRiT, Witold Kołodziejski, podzielił jej niepokój, wyraził gotowość współpracy i zaapelował do nadawców audycji informacyjnych i interwencyjnych oraz rozrywkowych o odpowiedzialność w publikowaniu wizerunków dzieci, żadne dalsze prace nie zostały podjęte. W 2008 roku urząd Rzecznika Praw Dziecka objął bowiem Marek Michalak (RPD do 2018 roku), którego stosunek do omawianej problematyki był co najmniej ambiwalentny. Mogło to mieć związek z faktem, że jednym z jego społecznych doradców była Dorota Zawadzka – psycholożka, która zyskała popularność dzięki udziałowi w programie Superniania w charakterze odtwórczyni roli tytułowej bohaterki.
Parę miesięcy po objęciu urzędu Michalak w wypowiedzi dla serwisu Dziennik.pl, który opisał sprzeciw brytyjskich obrońców praw człowieka wobec tamtejszej edycji programu Superniania, zadeklarował, że nie ma zamiaru sprzeciwiać się emisji polskiej adaptacji tego show. Według niego
można byłoby zadać pytanie, czy brak umiejętności wychowawczych rodziców nie jest równie albo bardziej krzywdzący dla dzieci niż ich udział w programie. Wydaje się, że Superniania jest nawet osobą, która pomaga dziecku w mierzeniu się z problemem, który podarowali mu niedojrzali do pełnienia funkcji rodzica dorośli[9].
W 2013 roku w komentarzu dla „Tygodnika Powszechnego” na temat łamania praw dziecka w reality TV Michalak zapewnił, że „kieruje się podstawową, niepodlegającą żadnemu relatywizmowi, zasadą, że dziecko jest osobą ludzką, ma niezbywalną godność i nie może być nigdy traktowane przedmiotowo”, po czym stwierdził, że „zgodnie z konstytucją i prawem naturalnym za wychowywanie dzieci odpowiadają rodzice i bez ich zgody nie jest możliwe jakiekolwiek działanie wobec dzieci”[10], co stanowiło niestety przyzwolenie na deptanie dziecięcej prywatności, godności i podmiotowości w telewizji.
Dwukrotnie zdarzyło mu się jednak interweniować w sprawie naruszających prawa dziecka programów rozrywkowych. W 2012 roku zgłosił do KRRiT sprawę programów Surowi rodzice oraz Idealna niania i objął nadzorem postępowanie prokuratury, która badała możliwość popełnienia przestępstwa przez twórców drugiej produkcji. Ponadto dwukrotnie wystosował tak zwane wystąpienia generalne do innych organów państwowych w sprawie ochrony praw dzieci w mediach. W 2011 roku wystąpił z prośbą do Przewodniczącego Rady Etyki Mediów o „zwrócenie uwagi na konieczność odpowiedniego zabezpieczenia interesów najmłodszych i ich najbliższych, których dotyczą pośrednio lub bezpośrednio treści przekazywane opinii publicznej w przestrzeni medialnej”, głównie w programach interwencyjnych, oraz „o zaapelowanie do środowiska dziennikarskiego o szczególne wyczulenie na złożoność problematyki rodzinnej i ochronę interesów dzieci”[11]. Natomiast prawie sześć lat później, w 2017 roku, skierował wystąpienie do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (do wiadomości przewodniczącego KRRiT), w którym poprosił o „rozważenie podjęcia działań dla zabezpieczenia dobra dzieci w przestrzeni medialnej”[12].
Na szczególną uwagę zasługuje interwencja podjęta przez Michalaka w 2015 roku. Skierował on wówczas do poznańskiego sądu sprawę dotyczącą ochrony wizerunku czworga dzieci w wieku od dwóch do trzynastu lat, których rodzice zamontowali w mieszkaniu (w każdym pomieszczeniu oprócz łazienki i toalety) kamery i transmitowali rejestrowany przez nie obraz na żywo w internecie. Rzecznik uznał, że działania rodziców naruszają dobra osobiste dzieci, ich prawo do ochrony prywatności i wizerunku, a ponadto stwarzają bezpośrednie zagrożenie dla ich życia i bezpieczeństwa. Sąd ustanowił nadzór kuratora, wszczął postępowanie o ograniczenie władzy rodzicielskiej i nakazał rodzicom przerwanie transmisji oraz usunięcie z internetu upublicznionych dotychczas materiałów zawierających wizerunki dzieci.
Rodzice przerwali transmisję, ale nie mogli usunąć z internetu wszystkich nagrań z dziećmi. Ta sama rodzina wystąpiła bowiem rok wcześniej w reality show zatytułowanym Mama kontra mama (TVN, 2014), który również nagrywany był w mieszkaniach rodzin i ukazywał dzieci w ich naturalnym środowisku – co samo w sobie łamie prawo dziecka do ochrony wizerunku i prywatności – oraz zawierał sceny naruszające godność osób małoletnich i mogące mieć negatywne konsekwencje. Odcinek z udziałem tej rodziny – oraz wszystkie inne odcinki tego programu – nadal dostępny jest w internecie, w serwisie Player.pl, co oznacza, że telewizja ma prawo robić to, czego rodzicom nie wolno, i ma nad dziećmi większą władzę niż ich rodzice, a Markowi Michalakowi łatwiej dostrzec łamanie dziecięcego prawa do prywatności, gdy jest ono naruszane bez pośrednictwa mediów.
Obecny Rzecznik Praw Dziecka, pełniący tę funkcję od końca 2018 roku Mikołaj Pawlak, sam natomiast tego prawa dzieci nie respektuje. W kwietniu 2020 roku udostępnił w serwisie Facebook nagranie wideo, stworzone i rozpowszechniane przez obrońców praw zwierząt, ukazujące dwóch chłopców w wieku dwunastu i piętnastu lat oskarżanych o znęcanie się nad zwierzętami. Pawlak skomentował ten krótki film słowami: „Niezwłocznie wystąpiłem do sądu o pilne zbadanie sytuacji rodzinnej tych młodych ludzi. Wobec takiej patologii nie może być żadnej taryfy ulgowej. Jeśli rodzice nie dają sobie rady z dziećmi, sąd musi zastosować zdecydowane środki wychowawcze”[13].
Nawet gdyby te oskarżenia były już potwierdzone, Rzecznik Praw Dziecka nie powinien rozpowszechniać wizerunku chłopców, w dodatku nagranych w domu, ponieważ łamie to ich prawo do ochrony wizerunku i prywatności (które w naszym kraju przysługuje każdemu, w tym wszystkim osobom oskarżonym o przestępstwo). Używając w stosunku do tych dzieci określenia „patologia”, Pawlak złamał też ich prawo do ochrony czci i dobrego imienia.
Ponadto obecny Rzecznik Praw Dziecka nie tylko osobiście zaangażował się w głośną, skomplikowaną sprawę Ines (spór o prawa do wychowania czterolatki między mieszkającą w Polsce babcią a przebywającym w Belgii ojcem), ale też przyczynił się do jej nagłośnienia, odwiedzając dziewczynkę w towarzystwie tłumu ludzi, w tym dziennikarzy. Twarz dziecka została wprawdzie w relacjach medialnych zamazana, ale trudno uznać to za ochronę w sytuacji, gdy upubliczniono tak wiele innych danych umożliwiających identyfikację. Nie wydaje się więc, żeby można było liczyć na jakikolwiek sprzeciw tego urzędnika wobec łamania praw dzieci w mediach.
Niestety fakt, że kolejni rzecznicy nie dostrzegają problemu naruszania praw dzieci w reality show, ma poważne konsekwencje, i to nie tylko dla młodych uczestników takich programów. Brak sprzeciwu rzecznika wobec łamania praw dziecka w popularnych programach rozrywkowych – a tym bardziej: otaczanie się współtwórcami takich programów (Michalak) czy udział w naruszaniu dóbr osobistych dziecka w mediach (Pawlak) – legitymizuje bowiem takie działania, a w konsekwencji prowadzi do utrwalania przedmiotowego traktowania dzieci oraz ich niskiego statusu w rodzinie i społeczeństwie. I oczywiście przyczynia się do tworzenia kolejnych programów reality show.
[1] Pam Forster, Do wychowywania w sprawiedliwości. Tematyczny przewodnik w biblijnym instruowaniu dzieci, tłum. Iwona Żydek, Wydawnictwo Trinity, Banino 2019, s. 6.
[2] Magdalena Rigamonti, Nazwą mnie katorzecznikiem, wywiad z Mikołajem Pawlakiem, „Dziennik Gazeta Prawna”, 19.06.2019, https://bit.ly/3uo7rqP [dostęp: 1.07.2021].
[3] Konwencja o prawach dziecka, Brpd.gov.pl, https://bit.ly/3ukmkud [dostep: 31.01.2022].
[4] Tamże, art. 16.
[5] Tamże, art. 14, p. 6.
[6] Ustawa z dnia 6 stycznia 2000 r. o Rzeczniku Praw Dziecka, Dz.U.2017.922 t.j., Brpd.gov.pl, https://bit.ly/3s10FnP [dostęp: 31.01.2022].
[7] Paweł Jaros, Wolność wypowiedzi dzieci w mediach, [w:] Wolność słowa w mediach. xlv Ogólnopolska Konferencja Katedr i Zakładów Prawa Konstytucyjnego. Spała 2003 r., red. Dariusz Górecki, łtn, Łódź 2003, s. 76–77.
[8] Wystąpienie Rzecznika Praw Dziecka do Przewodniczącego Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji z dnia 4 grudnia 2007 roku, Brpd.gov.pl, http://bityl.pl/Logbo [dostęp: 1.07.2021].
[9] Superniania krzywdzi dzieci?, Dziennik.pl, 10.10.2008, https://bit.ly/3g4yhlz [dostęp: 1.07.2021].
[10] Anna Golus, Intymność na sprzedaż, „Tygodnik Powszechny”, 17.06.2013, https://bit.ly/3gmjdvf [dostęp: 1.09.2021].
[11] Wystąpienie Rzecznika Praw Dziecka do Przewodniczącego Rady Etyki Mediów z dnia 6 lipca 2011 roku, Brpd.gov.pl, http://bityl.pl/CwLl1 [dostęp: 1.07.2021].
[12] Wystąpienie Rzecznika Praw Dziecka do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego z dnia 14 lutego 2017 roku, Brpd.gov.pl, http://bityl.pl/g0qtk [dostęp: 1.07.2021].
[13] Post na profilu Facebook: Rzecznik Praw Dziecka, 15.04.2020, facebook.com/brpdgovpl [dostęp: 1.07.2021].
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Anna Golus
Superniania kontra trzyletni Antoś. Jak telewizja uczy wychowywać dzieci
Warszawa 2022
Copyright © by Anna Golus, 2022
Copyright © for this edition by Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2022
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-67075-38-1
Redakcja: Aleksandra Żdan
Korekta: Sylwia Mieczkowska
Opieka redakcyjna: Justyna Pelaska
Zdjęcia na okładce: Jose Luis Pelaez Inc / DigitalVision / Getty Images
Wydawnictwo Krytyki Politycznej
ul. Jasna 10, lok. 3
00-013 Warszawa
www.krytykapolityczna.pl
Książki Wydawnictwa Krytyki Politycznej dostępne są w redakcji Krytyki Politycznej (ul. Jasna 10, lok. 3, Warszawa), Świetlicy KP w Trójmieście (Nowe Ogrody 35, Gdańsk), Świetlicy KP w Cieszynie (al. Jana Łyska 3) oraz księgarni internetowej KP (wydawnictwo.krytykapolityczna.pl), a także w dobrych księgarniach na terenie całej Polski.
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek