Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Szczęście nie jest osiągnięciem. Zdaniem Osho - jest ono twoją prawdziwą naturą.
Człowiek od zawsze pragnie i poszukuje szczęścia, ale nie może go osiągnąć nawet dzięki najcięższej pracy czy największemu wysiłkowi.
Szczęście można bowiem odnaleźć jedynie dzięki powrotowi do własnej natury.
W książceSzczęścienauczyciel duchowy Osho przekonuje, że tak naprawdę szczęście to efekt życia w zgodzie ze sobą. Życia w prawdzie.
I Ty możesz odnaleźć szczęście podczas pełnej autentyczności i otwartości podróży w poszukiwaniu samego siebie.
W serii NOWA JAKOŚĆ ŻYCIA znajdziesz wskazówki Osho, jak poradzić sobie z najważniejszymi problemami dręczącymi współczesnego człowieka. Książki te pomogą Ci zrozumieć, kim jesteś i jaka jest istota Twojego życia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 191
Chciałbym wiedzieć, czy jesteś zadowolony z rzeczy materialnych, czy też wolisz rozwijać swoją świadomość. Ten, kto jest zadowolony ze świata zewnętrznego, w zasadzie zawsze będzie nieszczęśliwy. Taki sposób życia jest po prostu wygodny. Wygoda to zaledwie brak problemów, podczas gdy prawdziwe poczucie spełnienia to rezultat osiągnięcia szczęścia.
Co podpowiada ci serce? Jakie jest największe pragnienie twojego życia? Czy kiedykolwiek zadałeś sobie te pytania? Jeśli nie, pozwól, że zapytam cię o to teraz. Gdybyś ty zapytał mnie, odpowiedziałbym, że pragnę osiągnąć stan, w którym już nic więcej nie musi być osiągnięte. Czyż nie jest to odpowiedź, która pulsuje także w głębi twojej duszy? Nie zadaję tego pytania tylko tobie; pytałem o to tysiące innych osób.
Zwróciłem uwagę na to, że wszystkie ludzkie serca są takie same oraz że ich największe pragnienia są takie same. Dusza pragnie szczęścia, doskonałego i czystego piękna, ponieważ tylko wtedy zaspokoi wszystkie pragnienia. Dopóki pragnienia istnieją, istnieje nędza, ponieważ ciągle czegoś pragnąc, nie można osiągnąć spokoju.
Szczęście daje tylko całkowity brak pragnień. Daje on także wolność i wyzwolenie, jeśli bowiem czegoś brakuje, zawsze mamy do czynienia z ograniczeniami i zależnością. Dopiero wtedy, gdy niczego nie brakuje, pojawia się możliwość osiągnięcia pełnej wolności. Wolność daje szczęście. A szczęście jest zbawieniem.
W każdym z nas drzemie ukryte pragnienie pełni szczęścia i nieograniczonej wolności. Ma ono formę nasionka. Jest nasieniem, które zawiera w sobie drzewo. W analogiczny sposób w naturze każdego człowieka leży spełnienie najwyższego pragnienia. W stanie pełnego rozwoju nasza natura to bycie szczęśliwym, bycie wolnym. Nasza rzeczywista natura jest jedynym, co jest prawdziwe, toteż tylko doskonalenie jej może przynieść pełne zadowolenie.
Ten, kto nie zgłębia swojej własnej natury, błędnie zakłada, że dobrobyt będzie w stanie zaspokoić jego nędzę. Jednak dobra materialne nigdy nie wypełnią jego wewnętrznej pustki. Jeśli nawet osiągnie wszystko, co jest możliwe na tym świecie, nadal czuje, że czegoś mu brak. Jego wewnętrzna istota pozostaje pusta. Jak to kiedyś powiedział Budda: „Pragnienie trudno jest spełnić”.
Dziwne jest to, że człowiek nigdy nie jest zadowolony z tego, co zdobył. Nawet jeśli osiągnął swój cel, sięga po jeszcze więcej. I dlatego bieda żebraka i bieda imperatora są takie same. Na tym poziomie nie ma między nimi różnicy. Bez względu na to, jakie skarby otaczającego nas świata posiądą tacy ludzie, pozostają oni chwiejni. W każdej chwili mogą się zagubić, zostać zniszczeni, a w końcu nadchodzi śmierć. Nie ma więc w tym nic dziwnego, że ich serca nie czują się zaspokojone takimi rzeczami – tym wszystkim, co z łatwością może zostać odebrane. Taki rodzaj dostatku nigdy nie daje człowiekowi poczucia bezpieczeństwa, choćby starał się z całych sił. W rezultacie to on teraz musi zapewniać bezpieczeństwo wszystkiemu temu, co zdobył.
Trzeba jasno powiedzieć, że zewnętrzna władza i dostatek nigdy nie będą w stanie zastąpić czyjejś potrzeby posiadania, braku pewności siebie czy też strachu. Jedynym sposobem, aby przykryć te uczucia, jest samooszukiwanie się. Dobrobyt jest trucizną; pozwala ukryć rzeczywiste życie. Ten rodzaj zapominania jest o wiele gorszy niż sama bieda, ponieważ powstrzymuje cię od zrobienia czegoś, co pozwoliłoby pozbyć się prawdziwej biedy. Rzeczywista bieda nie jest wynikiem braku jakichś przedmiotów materialnych albo braku władzy czy dobrobytu, ponieważ nawet jeśli staniesz się bogaty i będziesz miał władzę, ta bieda nadal będzie ci towarzyszyć. Czyżbyś nie dostrzegał biedy tych, którzy – jak mogłoby się wydawać – posiadają wszystko? Czy twój ciężar kiedykolwiek stał się lżejszy dzięki posiadaniu rzeczy materialnych?
Moi drodzy, istnieje ogromna różnica pomiędzy dobrobytem a iluzją dobrobytu. Wszystkie ziemskie bogactwa, władza i bezpieczeństwo są jedynie cieniami prawdziwych bogactw, które istnieją w was. Głównym powodem odczuwania biedy nie jest brak jakichś dóbr zewnętrznych, lecz odrzucenie własnej jaźni. To odczucie nie może zostać zwalczone niczym, co pochodzi z zewnątrz; można je zwalczyć jedynie od wewnątrz.
W naturze jaźni leży błogość. Nie jest ona cechą jaźni, ale jej esencją. Szczęście nie jest relacją z własną jaźnią; jaźń jest błogością. Są to dwa imiona tej samej prawdy. To, co nazywamy jaźnią, z empirycznego punktu widzenia jest błogością. Toteż staraj się nie mylić tego, co nazywasz szczęściem, ze szczęściem rzeczywistym.
Prawdziwym szczęściem jest twoja jaźń. Kiedy dotrzesz do tego punktu, wszelkie dalsze poszukiwania ustają. Natomiast osiągnięcie fałszywego szczęścia jedynie pogłębia poszukiwania, a strach przed utratą tej tak zwanej szczęśliwości mąci twój spokój ducha. Woda, która potęguje pragnienie, nie jest przecież wodą. Chrystus powiedział: „Chodź. Daj się poprowadzić ku studni, której woda na zawsze ugasi twoje pragnienie”.
Ciągle mylimy przyjemność ze szczęściem. Przyjemność jest tylko cieniem, tylko odbiciem szczęścia. Jednak większość ludzi tkwi w przekonaniu, że ten duch szczęścia jest treścią ich życia. I oczywiście doznają najwyższego rozczarowania. To jest tak, jakby wziąwszy odbicie księżyca za sam księżyc, próbowali go uchwycić. Im głębiej wchodzą do jeziora, aby znaleźć księżyc, tym bardziej oddalają się od prawdziwego księżyca.
Analogicznie w swoim poszukiwaniu przyjemności ludzie oddalają się coraz bardziej od szczęścia. Ta ścieżka prowadzi jedynie do biedy. Czy dostrzegasz prawdę w moich słowach? Na pewno w swoim życiu byłeś świadkiem tego, że wyścig po szczęście prowadzi jedynie do nieszczęścia. Jest to naturalne. Odbicie wydaje się identyczne z oryginałem, ale w żadnym wypadku nim nie jest.
Wszystkie przyjemności mają w sobie obietnice szczęścia i przekonują, że to one tym szczęściem są. Jednak przyjemność jest jedynie cieniem szczęścia. Wziąwszy przyjemność za szczęście, w rezultacie doznasz porażki i będziesz tego żałował. Jak miałbym cię uchwycić, łapiąc twój cień? A nawet jeśli złapię twój cień, to co będę trzymał w dłoniach?
Przypomnę wam jeszcze i to, że odbicie jest zawsze przeciwieństwem tego, co odbija. Jeśli stoję przed lustrem, mój odzwierciedlony obraz jest dokładnie odwrotny od tego, jak w rzeczywistości wyglądam. To samo dotyczy przyjemności. Jest ona odbiciem szczęścia. Szczęście to wartość wewnętrzna. Przyjemność jest jej zewnętrzną manifestacją, która istnieje tylko w świecie materialnym.
Jedynie szczęście może dać ci błogość. Kontynuuj swoją pogoń za przyjemnościami, a sam odkryjesz, że to, co mówię, jest prawdą. Wszystkie przyjemności kończą się biedą.
To, co dobiega końca, było tym samym na początku. Ponieważ nie masz wystarczająco głębokiego wglądu, coś, co powinieneś był dostrzec na początku, jest dla ciebie widoczne dopiero pod koniec. Nie ma jednak takiej możliwości, żeby coś, co odkryłeś pod koniec zdarzenia, nie było obecne od początku. Koniec jest tylko efektem kontynuacji początku. To, co nie było jasne początkowo, objawia się na koniec.
Jeżeli cokolwiek widzisz, są to rzeczy w odwróconym porządku. Ciągle na nowo podążasz drogami prowadzącymi do biedy, bólu i żalu. Dlaczego człowiek robi ciągle to samo, widząc, że za każdym razem kończy się to biedą? Dlaczego? Może dlatego, że nie widzi przed sobą innej drogi. Dlatego twierdzę, że twój wzrok jest przytępiony i wykrzywiony. Dlatego także zastanawiam się, czy w ogóle coś widzisz.
Istnieje niewielu ludzi, którzy rzeczywiście używają swoich oczu. Każdy ma dwoje oczu, ale pomimo to większość ludzi jest ślepa. Człowiek, który nie patrzy w głąb siebie, jeszcze nie używał swoich oczu. Powiedzieć, że używał swoich oczu, może tylko ten, kto widział swoją jaźń. Jeśli ktoś nie widzi samego siebie, to czy będzie w stanie zobaczyć cokolwiek?
Moi przyjaciele, wasza zdolność widzenia zaczyna się dopiero wtedy, gdy widzicie swoją jaźń. Kiedy człowiek zajrzy w samego siebie, zaczyna poruszać się w kierunku szczęścia. Już nie szuka przyjemności. Tę zmianę, która w nim nastąpiła, odczuwają także inni. Kierunek ku przyjemności to wyjście z siebie do świata. Kierunek ku szczęściu prowadzi ze świata do siebie samego.
Słowo mówione: Książki Osho nie zostały napisane, lecz są transkrypcją z nagrań jego wykładów. Te wykłady były spontaniczne, nie zawierały odnośników innych niż kopie pytań, historii lub pism, o których skomentowanie został poproszony, albo dowcipy, które przytaczał, by lepiej zilustrować to, o co mu w danym momencie chodziło. Jego życzeniem było, żeby redaktorzy zachowali płynną narrację języka mówionego w publikowanych książkach.
Zaimki: Kiedy słyszymy, jak Osho mówi, oczywiste staje się, że słowo man – z jęz. ang. „mężczyzna”, „człowiek” – odnosi się do wszystkich ludzi. Zwracanie się do słuchaczy zaimkiem właściwym dla rodzaju męskiego – „on” – pozwala zachować płynność wypowiedzi, ale w żadnym razie nie oznacza, że „ona” lub „one” są odrzucone lub nieważne.
Warto pamiętać ten unikalny punkt widzenia Osho:
Osoba medytująca nie jest ani mężczyzną, ani kobietą,
ponieważ medytacja nie ma nic wspólnego z płcią
ani z twoim umysłem.
W medytacji jesteś po prostu i jedynie świadomością.
A świadomość nie jest ani męska, ani żeńska.
Odczuwanie zachwytu zostało całkowicie zapomniane przez człowieka. Człowiek został zmuszony do zapomnienia go; został zaklęty, aby je zapomnieć. Społeczeństwo jest mu przeciwne, cywilizacja również. Społeczeństwo dużo zainwestowało w cierpienie. Społeczeństwo bazuje na cierpieniu, karmi się cierpieniem, jest w stanie przetrwać właśnie dzięki cierpieniu. Społeczeństwo nie służy ludziom. Ono wykorzystuje ludzi do własnych celów. Społeczeństwo stało się ważniejsze od człowieczeństwa. Kultura, cywilizacja, Kościół – one wszystkie stały się ważniejsze. Pierwotnie miały służyć człowiekowi, ale teraz już tak nie jest. Proces się odwrócił i teraz to człowiek istnieje dla nich.
Każde dziecko rodzi się pełne zachwytu. Odczuwanie zachwytu jest czymś naturalnym. Nie jest zarezerwowane jedynie dla wielkich mędrców. Każda jednostka, kiedy przychodzi na świat, zostaje w niego wyposażona; każdy człowiek ma do niego dostęp. Zachwyt stanowi główny rdzeń życia. To nieodłączna część życia. Życie to zachwyt. Każde dziecko przychodzi z nim na świat, lecz społeczeństwo to niszczy, unieszczęśliwia dziecko, zaczyna je warunkować.
Społeczeństwo jest neurotyczne, nie może pozwolić na istnienie szczęśliwych ludzi. Są oni dla niego zbyt niebezpieczni. Postaraj się zrozumieć mechanizm, wtedy wszystko stanie się prostsze.
Człowieka, którego przepełnia zachwyt, nie da się kontrolować, to niemożliwe. Kontrolować można jedynie kogoś, kto jest nieszczęśliwy. Zachwycony człowiek musi być wolny. Odczuwanie zachwytu to wolność. Osoby szczęśliwej nie zredukujesz do pozycji niewolnika. Tak łatwo jej nie zniszczysz, nie przekonasz, aby dała się zamknąć w więzieniu. Ona pragnie tańczyć pod rozgwieżdżonym niebem, spacerować ramię w ramię z wiatrem, rozmawiać ze słońcem i księżycem. Potrzebna jej przestrzeń, nieskończoność, ogrom. Nie przekonasz jej do życia w ciemnej celi. Nie uczynisz z niej niewolnika. Ona będzie żyła po swojemu i będzie robiła to, co chce. Dla społeczeństwa to niezwykle trudne. Jeśli pojawi się zbyt wielu szczęśliwych ludzi, społeczeństwo zacznie się rozpadać, nie wytrzyma takiego naporu.
Ludzie, których wypełnia zachwyt, są buntownikami. Zapamiętaj, że nie nazywam ich „rewolucjonistami”; mówię o nich „buntownicy”. Rewolucjonista to ktoś, kto chce zmian w społeczeństwie, chce zamienić jedno społeczeństwo na inne. Buntownik chce być jednostką, chce, aby sztywna struktura społeczna w ogóle nie istniała. Buntownik nie chce zamienić jednego społeczeństwa na inne, ponieważ wszystkie społeczeństwa udowodniły, że niczym się nie różnią. Kapitalizm, komunizm, faszyzm, socjalizm – wszystko to krewniacy; nie różnią się aż tak bardzo od siebie. Społeczeństwo to społeczeństwo. Wszystkie Kościoły także niewiele się od siebie różnią – hinduiści, chrześcijanie, muzułmanie.
Kiedy dowolna struktura obejmie władzę, nie pozwala na odczuwanie zachwytu, ponieważ zachwyt jest przeciwnikiem każdej struktury. Wsłuchaj się w ten przekaz, pomedytuj nad nim: zachwyt to przeciwnik struktury. Zachwyt jest buntowniczy. Nie ma nic wspólnego z rewolucją.
Zachwyt jest buntowniczy. Nie ma nic wspólnego z rewolucją.
Rewolucjonista to człowiek polityczny; buntownik to człowiek religijny. Rewolucjonista pragnie zmiany struktury, chce wprowadzić swoje zmiany, swoją wersję utopii, swoją strukturę. On chce władzy dla siebie. Chce uciskać, a nie być uciskanym; chce wykorzystywać, a nie być wykorzystywanym. Pragnie rządzić, a nie być rządzonym. Buntownik natomiast nie chce ani rządzić, ani być rządzony. On nie chce żadnych rządów. Buntownik jest anarchiczny. Zamiast strukturom stworzonym przez człowieka ufa on naturze; wierzy, że jeśli pozostawimy naturę w spokoju, to świat stanie się piękny. Tak jest!
Wszechświat istnieje bez żadnych rządzących. Zwierzęta, ptaki, drzewa nie mają parlamentów. Po co więc człowiekowi władcy? Coś musiało pójść nie tak. Dlaczego człowiek stał się tak neurotyczny, że nie potrafi istnieć bez zarządców?
To błędne koło. Człowiek potrafi istnieć bez rządzących, ale nigdy nie dostał takiej szansy – rządzący na to nie pozwolą. Gdybyś dowiedział się, że ich nie potrzebujesz, po co by ci oni byli? Kto by ich poparł? W tej chwili wspierasz własnych wrogów. Głosujesz na swoich wrogów. Dwóch wrogów startuje na stanowisko prezydenta, a ty dokonujesz wyboru. Oni się niczym nie różnią. Wybierasz jedynie więzienie, w jakim będziesz żył. Głosujesz z radością – wolę więzienie A od więzienia B, wolę republikańskie więzienie, wolę demokratyczne więzienie. To wybór między dwoma więzieniami. Kiedy już wybierzesz, twoje więzienie zacznie robić swoje inwestycje. Nie pozwoli ci już zaznać wolności.
Człowiek potrafi istnieć bez rządzących, ale nigdy nie dostał takiej szansy – rządzący na to nie pozwolą.
Od dzieciństwa człowiekowi nie pozwala się zaznać wolności, bo gdyby poznał jej smak, już nigdy by jej nie oddał, nie poszedłby na kompromis – nie zamieniłby życia na ciemną celę. Wolałby umrzeć, niż dać z siebie zrobić niewolnika. Stałby się asertywny. Nie pragnąłby władzy nad innymi. Nadmierne zainteresowanie władzą nad innymi to neurotyczne zachowanie. Świadczy o twoim poczuciu bezsilności, o tym, że obawiasz się, że jeśli nie umocnisz swojej władzy, to inni cię zdominują.
Machiavelli mówi, że najlepszą obroną jest atak. Najlepszy sposób na obronę samego siebie to zaatakować jako pierwszy. Politycy z całego świata – nieważne, czy ze Wschodu, czy Zachodu – to tak naprawdę ludzie słabi, z kompleksem niższości, obawiający się, że jeśli nie zdobędą politycznej władzy, to zostaną wykorzystani przez kogoś innego. Ich zdaniem lepiej jest wykorzystywać, niż być wykorzystywanym. Tymczasem wykorzystywany i wykorzystujący płyną na tej samej łodzi – obaj wspierają jej istnienie, chronią ją.
Kiedy dziecko raz zasmakuje wolności, już nigdy nie wstąpi do żadnego stowarzyszenia, Kościoła, klubu, żadnej partii politycznej. Wybierze bycie jednostką, pozostanie wolne i stworzy wokół siebie pulsującą aurę wolności. Stanie się wrotami do wyzwolenia.
Kiedy dziecko raz zasmakuje wolności, już nigdy nie wstąpi do żadnego stowarzyszenia, Kościoła, klubu, żadnej partii politycznej.
Dziecku zabrania się posmakować wolności. Jeżeli dziecko zapyta matkę: „Mamo, czy mogę wyjść na dwór? Świeci cudowne słońce, powietrze jest rześkie, chciałbym wyjść i pobiegać”, matka natychmiast, wręcz kompulsywnie odpowie: „Nie”. Dziecko nie prosi o wiele. Pragnie jedynie spędzić czas na słońcu, na powietrzu, korzystać z promieni, wiatru i obecności drzew – ono naprawdę nie prosi o wiele – lecz matka niemal nawykowo odmawia. Rzadko słyszy się matkę czy ojca zgadzających się na coś. Nawet jeśli to zrobią, to z ogromną niechęcią. Nawet gdy się zgadzają, narzucają na dziecko poczucie winy, jak gdyby to ono zrobiło coś złego, prosząc.
Zawsze gdy dziecko odczuwa radość, ktoś musi się zjawić i mu przerwać: „Nie rób tego!”. W końcu dziecko zaczyna rozumieć: „Nie wolno mi odczuwać radości, bo radość jest zła”. Oczywiście nakazy innych nie czynią dziecka szczęśliwym, ponieważ nie wypływają z wewnętrznej potrzeby. Dziecko uczy się, że cierpienie jest czymś właściwym, a szczęście jest złe. To skojarzenie głęboko się w nim zakorzenia.
Jeżeli dziecko pragnie rozkręcić zegar i zobaczyć, co jest w środku, cała rodzina na nie naskoczy i powie: „Przestań! Zniszczysz zegar. Tak nie wolno”. Ono chciało jedynie zajrzeć do zegara; powodowała nim naukowa ciekawość. Chciało sprawdzić, dlaczego zegar tyka. Nie ma w tym nic złego. Zegar nie jest wart więcej niż ciekawość i dociekliwość dziecka. Zegar jest bezwartościowy – nawet jeśli się zniszczy, nie jest to istotne – lecz gdy dociekliwy umysł zostanie zniszczony, wtedy wszystko stracone; wtedy dziecko na zawsze przestanie szukać prawdy.
W piękną gwieździstą noc dziecko pragnie posiedzieć na zewnątrz, ale musi iść spać. Wcale nie chce mu się spać, jest całkowicie rozbudzone. Dla dziecka to prawdziwa zagadka. Rano, kiedy jest śpiące, wszyscy krzyczą: „Wstawaj!”. Kiedy wylegiwanie się w łóżku było przyjemne, kiedy dziecko chciało jeszcze chwilę pospać, wszyscy krzyczeli: „Pobudka! Czas wstawać”. Teraz, gdy dziecko jest rozbudzone, pragnie podziwiać gwiazdy… To bardzo poetycki i romantyczny moment. Pełen ekscytacji. Jak można spać, czując się w ten sposób? Dziecko jest zachwycone, chce śpiewać i tańczyć, a wszyscy zmuszają je, aby poszło do łóżka: „Jest już dziewiąta wieczorem. Czas na spanie”.
Dziecko jest szczęśliwe w tym stanie rozbudzenia, a zmusza się je do pójścia spać. Kiedy dziecko pochłonięte jest zabawą, zmusza się je do przyjścia na obiad. Ono wcale nie jest głodne. A gdy dziecko odczuwa głód, matka mówi: „To nie czas na jedzenie”. W taki sposób unicestwiamy wszelkie możliwości odczuwania zachwytu, odczuwania radości, szczęścia, przyjemności. Wszystko, co daje dziecku radość, naznaczane jest jako złe, a wszystko, co go nie interesuje, jako dobre.
Podczas lekcji na zewnątrz zaczyna śpiewać ptak, a uwaga dziecka kieruje się w jego stronę, to oczywiste. Nauczyciel matematyki stojący pod tablicą z kawałkiem paskudnie wyglądającej kredy jest raczej w tej sytuacji mało interesujący. Nauczyciel ma jednak większą władzę – polityczną władzę – niż ptak. Ptak oczywiście nie posiada władzy, ale posiada piękno. Przyciąga uwagę dziecka bez konieczności wbijania mu do głowy słów: „Uważaj! Skup się na mnie!”. W prosty, spontaniczny, naturalny sposób świadomość dziecka zaczyna kierować się na zewnątrz, na ptaka. Serce dziecka jest z ptakiem, ale jego uwaga musi być skupiona na tablicy. Na tablicy nie ma nic ciekawego, ale dziecko musi udawać, że jest inaczej.
Szczęście uznawane jest za coś złego. Kiedy pojawia się przebłysk radości, dziecko zaczyna obawiać się, że zaraz wydarzy się coś złego. Kiedy dziecko bawi się swoim ciałem, jest to uznawane za złe. Kiedy dziecko dotyka własnych narządów intymnych, jest to uznawane za złe. A to przecież jeden z najprzyjemniejszych momentów, jakich doświadczy dziecko. Dziecko celebruje swoje ciało; to zachwycające. Zachwyt trzeba jednak wykarczować, cała radość musi zostać zniszczona. To neurotyczne zachowanie, ale społeczeństwo jest przecież neurotyczne.
To samo rodzicom zrobili ich rodzice, a teraz oni robią to swoim dzieciom. W taki właśnie sposób pokolenia niszczą się nawzajem. Tak przenosimy swoje neurotyczne zachowania na kolejne pokolenia. Ziemia stała się zakładem dla obłąkanych. Nikt już nie wie, czym jest przyjemność. Została ona utracona. Zbudowano zbyt wiele barier.
Widuję to codziennie. Kiedy tylko ludzie zaczną medytować i odczuwać przypływ energii czy też radość, natychmiast do mnie przychodzą i mówią: „Dzieje się coś dziwnego. Odczuwam szczęście, ale w tym samym czasie męczy mnie poczucie winy”. Poczucie winy? Są zaskoczeni. Dlaczego to odczuwają? Wiedzą, że nie zrobili nic złego; wiedzą, że nie mają ku temu powodu. Skąd się więc bierze to poczucie winy? Pochodzi ono właśnie z tego głęboko zakorzenionego uwarunkowania, mówiącego, że odczuwanie radości jest czymś złym. Bycie smutnym jest w porządku, ale szczęście jest zabronione.
Mieszkałem kiedyś w pewnym miasteczku. Komendant tamtejszej policji był moim przyjacielem; znaliśmy się z czasów studiów. Zwykł on do mnie przychodzić i mówić:
– Jestem taki nieszczęśliwy. Pomóż mi coś z tym zrobić.
– Mówisz o chęci poradzenia sobie z tym, ale ja jej w tobie nie widzę. Przede wszystkim dlaczego wybrałeś pracę w tej komendzie policji? Musisz być bardzo nieszczęśliwy i chcesz, żeby inni cierpieli razem z tobą – odpowiadałem.
Któregoś dnia poprosiłem trójkę moich uczniów, żeby poszli na miasto i zaczęli radośnie tańczyć w trzech różnych miejscach. Zapytali: „Po co?”. Odpowiedziałem: „Po prostu to zróbcie”. Po godzinie zostali oczywiście zatrzymani przez policję. Zadzwoniłem do komendanta i zapytałem go:
– Dlaczego zatrzymałeś moich uczniów?
– Ci ludzie powariowali – odpowiedział.
Zapytałem go:
– Czy zrobili coś złego? Czy kogoś skrzywdzili?
Odparł:
– Nic z tych rzeczy. Nie zrobili nic złego.
Zapytałem:
– To w takim razie dlaczego ich zatrzymałeś?
Odpowiedział:
– No bo tańczyli na środku ulicy! Śmiali się.
Zapytałem:
– Skoro nikogo nie skrzywdzili swoim zachowaniem, to dlaczego interweniowałeś? Po co się wtrącałeś? Nikogo nie zaatakowali, nie wkroczyli na cudzy teren. Po prostu tańczyli. Niewinni ludzie, śmiali się.
Odparł:
– Masz rację, ale to jest niebezpieczne zachowanie.
Zapytałem:
– Co w nim niebezpiecznego? Bycie szczęśliwym jest niebezpieczne? Odczuwanie zachwytu jest niebezpieczne?
Zrozumiał to, po czym natychmiast ich wypuścił. Przybiegł do mnie i powiedział: „Ty to chyba masz rację. Nie potrafię pozwolić sobie na szczęście, więc i innym go zabraniam”.
Tacy właśnie są twoi politycy, tacy są komendanci policji, tacy są sędziowie. Ławnicy, przywódcy, rzekomi święci, kapłani, papieże – to wszystko tacy ludzie. Dużo zainwestowali w twoje cierpienie. Ich istnienie zależy od tego, czy ty cierpisz. Gdy ty cierpisz, oni są szczęśliwi.
Jedynie nieszczęśliwa osoba będzie modlić się w świątyni.
Jedynie nieszczęśliwa osoba będzie modlić się w świątyni. Czy człowiek szczęśliwy pójdzie do kościoła? Po co? Człowiek szczęśliwy wszędzie odczuwa obecność Boga! Dokładnie na tym polega szczęście. Kiedy jesteś zakochany w egzystencji, Bóg znajduje się we wszystkim, na co spojrzysz. Wszystko jest świątynią. Wszystko, czemu składasz pokłon, jest Bogiem. Zachwyt i szacunek nie ograniczają się tylko do wybranej świątyni. To byłoby głupie, pozbawione sensu. Jedynie ludzie nieszczęśliwi, ludzie, którzy nie widzą obecności Boga w każdym kwiecie, w każdym ptaku, w jaskrawej tęczy, w chmurach, w rzekach i oceanach, w oczach dziecka – chodzą do kościołów, meczetów i świątyń i proszą duchownego: „Prosimy, pokaż nam, gdzie jest Bóg”.
Tylko ludzie cierpiący otwierają się na religie. Bertrand Russell prawie dobrze to zinterpretował, gdy powiedział, że religia zniknie, gdy świat zacznie być szczęśliwy. Mówię, że „prawie dobrze”, tak na dziewięćdziesiąt dziewięć procent. Nie daję mu stu procent, ponieważ Bertrand Russell nie był świadomy istnienia pewnej konkretnej religii. Owszem, te, które miał na myśli, znikną. Ma rację co do: hinduizmu, chrześcijaństwa, islamu, dżinizmu, buddyzmu – te religie z pewnością znikną. Jeżeli świat wypełni szczęście, to one muszą zniknąć, bo kto będzie się wtedy nimi przejmował? Russell ma rację w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach, jednak myli się w jednym procencie. I ten jeden procent jest ważniejszy niż pozostałe dziewięćdziesiąt dziewięć, bo dotyczy innego rodzaju religii, religii PRAWDZIWEJ – pełnej zachwytu, nieposiadającej nazwy, bez regulaminu, niemającej Biblii, Koranu, Wed, bez świętych pism, bez zbędnych epitetów, religii pełnej tańca, miłości, szacunku, błogosławieństwa, czystej religii – to ona zatriumfuje na świecie, gdy ludzie będą szczęśliwi.
To, co nazywamy religiami, wcale nimi nie jest. To tylko środki odurzające, środki nasenne. Marks również miał rację – w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach – mówiąc, że religia to opium dla mas. To prawda. Religie pomagają ci tolerować cierpienie. Wspierają cię, niosą pocieszenie, dają nadzieję, że „owszem, dzisiaj cierpisz, ale jutro będziesz szczęśliwy”. Tylko że jutro nigdy nie nadchodzi. Mówią one: „W tym życiu jesteś nieszczęśliwy, ale poczekaj na to, co będzie w przyszłym życiu… Bądź dobry, postępuj moralnie, przestrzegaj zasad życia w społeczeństwie – bądź niewolnikiem, bądź posłuszny – a wtedy w przyszłym życiu spotka cię szczęście”. Nikt nie wie, co będzie w przyszłym życiu. Nie ma nikogo, kto mógłby o nim opowiedzieć. Jeżeli ktoś nie wierzy w koncept przyszłego życia, mówi: „Kiedy dotrzesz na drugi brzeg, do nieba, będzie tam czekać twoja nagroda”. Musisz tylko słuchać kapłanów i polityków.
Pomiędzy kapłanami i politykami panuje pewien układ. Stanowią oni różne strony tej samej monety. Umacniają się nawzajem. Obu grupom zależy na tym, abyś pozostał nieszczęśliwy. Kapłani chcą mieć swoje kongregacje i dzięki nim cię wyzyskiwać, a politycy chcą wysyłać cię na wojny w imię twojego narodu, twojego państwa, w imię czegokolwiek – powody są absurdalne, ale dają pretekst. Jedynie nieszczęśliwy człowiek przyjmie wezwanie na wojnę; tylko ludzie cierpiący gotowi będą walczyć, zabijać i ginąć. Są tak nieszczęśliwi, że nawet śmierć wydaje się lepszą opcją niż ich obecne życie.
Pomiędzy kapłanami i politykami panuje pewien układ.
Słyszałem o rozmowie Adolfa Hitlera z brytyjskim dyplomatą. Spotkanie odbywało się na trzynastym piętrze wieżowca. Aby zaimponować dyplomacie, Hitler rozkazał niemieckiemu żołnierzowi wyskoczyć. Żołnierz zrobił to bez wahania i oczywiście zginął. Brytyjski dyplomata nie mógł w to uwierzyć; to niewiarygodne. Był zaszokowany. Takie marnotrawstwo? Zupełnie bez powodu. Hitler rozkazał więc wyskoczyć kolejnemu żołnierzowi, a później następnemu.
Dyplomata się otrząsnął, podbiegł do żołnierza i zapytał: „Co ty robisz, dlaczego niszczysz sobie życie bez powodu?”. Żołnierz odpowiedział: „Kto chciałby żyć w tym kraju pod rządami tego szaleńca, sir? Kto chciałby żyć pod rządami Adolfa Hitlera? Śmierć jest lepsza. Śmierć to wyzwolenie”.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki