Szklana maska, mroczny on - Dominika Luboń - ebook + audiobook

Szklana maska, mroczny on ebook i audiobook

Luboń Dominika

3,9

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Siedemnastoletnia Rosalie Lerman mieszka w Bostonie wraz z rodzicami i bratem. Dziewczyna przez swoje doświadczenia z przeszłości jest mocno uprzedzona do chłopaków i nie ufa ich dobrym intencjom. Kiedy więc na imprezie poznaje Jareda, od razu zaczyna go chłodno traktować. 

 

Jednak chłopak nie ukrywa, że jest bardzo zainteresowany Rosalie i nie zamierza sobie odpuścić tej znajomości. 

 

Wkrótce okazuje się, że Jared zna brata Rosalie i grozi mu, aby ten oddał pieniądze jego znajomego. Chłopak jest winny kasę za narkotyki. Kiedy tak się nie dzieje, w ramach rewanżu ktoś napada na Rose. Dziewczyna jest przekonana, że za wszystkim stoi Jared.

 

Nie ma jednak pojęcia, że chłopak zrobi wszystko, żeby ją chronić. Czy długo zamierza przed nim uciekać, czy w końcu da mu szansę?

 

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia.                                                                                                                                                 Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 472

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 12 godz. 13 min

Lektor: Agata Skórska
Oceny
3,9 (56 ocen)
26
11
11
5
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
joanebook

Nie oderwiesz się od lektury

Książka, która zawiera w sobie masę bólu i miłości! Polecam przeczytać każdemu! 🖤🖤
41
Kasiulka20

Całkiem niezła

W połowie miałam już dość tej historii. Myślę, że mogłaby zająć dużo mniej stron niż w rzeczywistości 🫣
20
Melania22

Nie oderwiesz się od lektury

Podobała mi się dobrze się czyta ❤️❤️❤️
20
PaniKarasiowa

Nie polecam

Nie byłam w stanie przebrnąć nawet przez pierwsze rozdziały. Nie da się tego czytać, trudno jest wczuć się w fabułę, kiedy styl i język są tak nieporadne.
20
miszczkoks

Nie oderwiesz się od lektury

W końcu jakaś swietna historia, mega bohaterowie, super dialogi. Czytajcie a noe stracicie czasu.
20

Popularność




Copyright ©

Dominika Luboń

Wydawnictwo NieZwykłe

Oświęcim 2024

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

All rights reserved

Redakcja:

Angelika Oleszczuk

Korekta:

Alicja Szalska-Radomska

Joanna Boguszewska

Barbara Hauzińska

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Przygotowanie okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8362-386-3

Prolog

Wpatrywałam się w jego pełne wściekłości oczy, przygryzając wargę, by powstrzymać cisnące mi się na język komentarze. Czekałam na dalszy ciąg wydarzeń, gotowa odeprzeć atak. Nauczyciel był wyraźnie wyprowadzony z równowagi, lecz na mojej twarzy nie można było dostrzec choćby cienia emocji.

– Ktoś kiedyś złamie twój charakter, Rosalie – warknął przez zaciśnięte zęby.

Posłałam mu szeroki uśmiech. Jego uwagi wprawiały mnie w rozbawienie.

– Nie musisz się tym martwić. Jestem pewna, że to nie ty będziesz tą osobą – rzuciłam pewna swoich słów, a jego usta wykrzywiły się w wyraźnym grymasie, gdy usłyszał, z jaką swobodą się do niego zwracam. – Simonie, kolejna kara nie zrobi na mnie żadnego wrażenia. Naprawdę nie ma sensu w kółko tego przerabiać.

– Udajesz kogoś, kim nie jesteś – stwierdził z opanowaniem, które musiało go dużo kosztować. – Nie wiem, co spotkało cię w życiu, ale nosisz maskę, którą dawno powinnaś była ściągnąć.

Moja twarz stężała, a wargi się zacisnęły. Przestało mi się podobać, na jaki tor schodzi nasza rozmowa. Straciłam kontrolę nad jej przebiegiem. Nie było już zabawnie.

– Co ty możesz o mnie wiedzieć? – warknęłam. – Nie baw się w psychologa, Simonie. Gdybym go potrzebowała, z pewnością bym się do niego udała.

Ruszyłam do wyjścia, wiedząc, że jeśli zostałabym choć minutę dłużej w jego towarzystwie, nie zapanowałabym nad potokiem słów. Nie miałam najmniejszej ochoty na dalszą dyskusję, która mogła tylko pogorszyć sytuację.

– Zawieszę cię – zagroził.

– Nie masz prawa! – rzuciłam przez ramię.

– Lepiej popraw swoje zachowanie, Rosalie.

Nie chciałam dłużej tego słuchać, więc wyszłam z sali lekcyjnej, trzaskając za sobą drzwiami. Nienawidziłam go. Nasza wojna trwała wystarczająco długo, aby było wiadomo, że to już nigdy się nie zmieni. Mężczyzna sądził, że przejrzał mnie na wylot, jednak nie miał bladego pojęcia, z jakimi demonami muszę się mierzyć. Nie wiedział, z jakich koszmarów muszę się budzić. Nie zdawał sobie sprawy, z jakim piętnem muszę żyć.

Część pierwszaGDY SIĘ POZNALIŚMY

Rozdział 1

Rosalie

Można było powiedzieć o mnie wiele, ale z całą pewnością przyczepienie mi łatki klubowej duszy gryzło się z moim prawdziwym ja. Zdecydowanie wolałabym spędzić ten wieczór nad książkami, niż imprezując w głośnym, pełnym spoconych ludzi miejscu. Nienawidziłam klubów. Jak zwykle dałam się przekonać przyjaciołom – jeśli można było tak nazwać osoby, które nigdy nie przyjmowały do wiadomości odmowy. Mimo wszystko kochałam ich i tylko dlatego ulegałam tym namowom. W ogólnym rozrachunku powinnam chyba popracować nad asertywnością i mieć pretensje wyłącznie do siebie.

Gdy w końcu zbliżyłam się do celu, ujrzałam czekające na mnie trzy znajome osoby. Audrey włożyła swoją ulubioną czarną sukienkę, która opinała jej szczupłe ciało, i już wiedziałam, że moja czarnowłosa przyjaciółka będzie dziś pożerana wzrokiem przez mężczyzn. Mabel za to idealnie ułożyła dziś krótkie blond włosy, a choć jej ubiór zdecydowanie odbiegał od tego Audrey, wyglądała uroczo w luźnej, białej koszuli oraz czarnych spodniach. Stojący pomiędzy dziewczynami Rick jako jedyny sprawiał wrażenie, jakby pojawił się tutaj przypadkiem. W pomiętej, białej koszulce i dżinsach wyglądał, jak gdyby wciągnął na siebie pierwsze rzeczy, które wpadły mu w ręce.

Nasza grupa była całkowicie odmienna od typowych paczek znajomych. Każde z nas było inne, a przyjaźń budowaliśmy latami. Najpierw poznałam Mabel, która jako dziewczynka wręczyła mi swojego pluszowego misia, gdy przewróciłam się na boisku i rozpłakałam na cały głos. Właśnie wtedy zostałyśmy przyjaciółkami i mimo że później się we mnie podkochiwała, był to czas, kiedy po prostu próbowała odkryć prawdziwą siebie. Zdecydowanie wolała dziewczyny, ale nie wiedziała o tym, dopóki nie zaczęła się spotykać z Liamem. Na szczęście dla nich obojga nie trwało to długo.

Audrey dołączyła do nas dopiero w szkole, a wtedy obie z Mabel postanowiłyśmy się zaopiekować tą samotną dziewczynką, która nikogo nie znała. Szybko znalazłyśmy wspólny język i to właśnie Rey okazała się tą najbardziej szaloną i spontaniczną z naszej trójki. To ona wpadała na pomysły, za które później obrywało się nam wszystkim. Każdy chłopak chciał ją poznać, bo uznawali ją za niezwykle uroczą dziewczynę, jednak Audrey była urodzoną pogromczynią męskich serc.

Rick dołączył do naszej paczki jako ostatni. Poznaliśmy się jako dzieci – on był nieznośnym łobuzem, który nieustannie dokuczał każdej z nas, a także bogatym dzieciakiem, któremu rodzice nie poświęcali wystarczająco dużo uwagi. Pewnego dnia Audrey wzięła sprawy we własne ręce. Postawiła mu się i zagroziła, że jeśli nie pójdzie z nią na bal kostiumowy, to naskarży na niego nauczycielom. Od tamtej pory byliśmy nierozłączni. Co prawda Rick dołączył do szkolnej drużyny piłkarskiej, której oddał całe swoje serce, lecz wciąż spędzał z nami każdą wolną chwilę.

Byliśmy sobie bardzo bliscy, a nasze wspólne przeżycia umacniały więź, która nas połączyła.

– Rose, w co ty się ubrałaś?! – zapytała z politowaniem Audrey, przyglądając się moim czarnym spodniom, trampkom i koszulce Nirvany.

Spojrzałam w szybę witryny sklepowej, aby się upewnić, że mój wygląd nie uległ zmianie, odkąd wyszłam z domu. Ubrania były czyste i wyprasowane, czerwona szminka oraz czarna kreska na oku pozostały na swoim miejscu, a wyprostowane, sięgające ramion włosy ułożone były idealnie, choć czerwona farba praktycznie już z nich zeszła, ukazując naturalnie rudą barwę. Wyglądałam tak jak zwykle i widocznie właśnie to tak bardzo poruszyło Rey, która na wieczór stroiła się z pewnością kilka godzin.

– Coś nie tak? Wiesz, mogę po prostu wrócić do domu. – Wskazałam palcem za siebie, posyłając jej szczery uśmiech, bo ta wizja niezmiernie mi się podobała.

Zwyczajnie nie lubiłam klubów i nie wiedziałam, ile razy musiałabym przekazać to mojej przyjaciółce, by w końcu to zrozumiała.

– Idziemy? – wtrącił Rick, zerkając na nas ze zniecierpliwieniem.

Całą czwórką ruszyliśmy do wejścia, by chwilę później znaleźć się w sali tanecznej. Od samego początku żałowałam, że się tu pojawiłam, i w głębi duszy zdawałam sobie sprawę, że była to durna decyzja. W uszach dudniła mi głośna muzyka, a wibracje basów czułam w całym ciele. Wdrapaliśmy się po schodach na antresolę, a gdy znaleźliśmy wolną lożę, od razu ją zajęliśmy. Rick poszedł kupić drinki. Jako jedyny mógł to załatwić, ponieważ jeden z barmanów był jego kuzynem.

– Musisz wczuć się w klimat imprezy! – krzyknęła do mnie Audrey. – Wyluzuj się w końcu. Spędzasz nad książkami każdą wolną chwilę.

– Mam za kilka dni egzamin, a w dodatku Simon czeka na wypracowanie. Chce mnie zawiesić, więc nie mogę tego spieprzyć.

Dziewczyny wpatrywały się we mnie z niedowierzaniem. Wyglądały tak, jakbym mówiła w języku, którego nie znają.

– Nie wierzę, że znowu mu podpadłaś – rzuciła ze śmiechem Mabel. – Nie znam większego kujona od ciebie, Rose. Nigdy nie zrozumiem twojej wojny z Simonem.

– Muszę mu udowodnić, że potrafię. Nie pozwolę mu wygrać.

Moi przyjaciele wcale nie musieli rozumieć mojej walki z nauczycielem. To była potyczka tylko między nami. Ambicja nie pozwalała mi odpuścić, więc nie zamierzałam tego robić. Porażka nie wchodziła w tym wypadku w grę. Dziewczyny cieszyły się z samej możliwości zaliczenia roku, ja natomiast chciałam po prostu być najlepsza z przedmiotu Simona.

Gdy Rick wrócił do stolika, postawił przed nami kolorowe drinki. Zmarszczyłam nos, odsuwając szklankę, by ktoś inny mógł ją wziąć. Nie zamierzałam pić alkoholu. Było to na samym końcu listy moich życiowych priorytetów. Przyjaciółki jednak namawiały mnie, abym się napiła. Rick jako jedyny stanął po mojej stronie. Dopiero po tym, jak opróżnił zawartość szklanki, dziewczyny przestały się upierać.

– Muszę do toalety – oznajmiła Audrey, wstając z krzesła.

– Pójdę z tobą – zaproponowałam.

Ruszyłyśmy do łazienki, a zanim do niej dotarłyśmy, musiałyśmy minąć mnóstwo tańczących ludzi. Nie czułam się swobodnie w tym tłumie pijanych, spoconych osób. To nie był mój świat i zdecydowanie nie chciałam w tym uczestniczyć. Dopiero gdy znalazłyśmy się w toalecie, mogłam choć przez chwilę odetchnąć, delektując się ciszą. Rey weszła do jednej z kabin, a ja stałam, przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze.

– Co ja tu, do cholery, robię? – szepnęłam do siebie z grymasem.

Nie pasowałam tutaj. Negatywne nastawienie można było wyczuć ode mnie z daleka. Czy to naprawdę było warte mojego poświęcenia? Zmuszanie się do czegoś, czym szczerze gardziłam? A alkohol? Alkohol był zdradziecki. Sprawiał, że ludzie nad sobą nie panują. Potrafił być też niebezpieczny, bo przecież ktoś mógłby coś do niego dosypać. Ryzyko było zbyt duże, by poświęcić swoje życie dla jednej imprezy.

Rey szybko do mnie wróciła. Z pewnością nie chciała marnować czasu, który mogła poświęcić na picie z Mabel i Rickiem. Nie miałam jej tego za złe, lecz gdy opuściłyśmy toaletę, a jakiś chłopak zaczepił moją towarzyszkę, mimowolnie przewróciłam oczami. Ona jednak nie potrzebowała zbyt wiele czasu do namysłu, bo bez żadnego zastanowienia poszła z nim na parkiet, krzycząc do mnie, żebym się dobrze bawiła. Tak, właśnie taki miałam plan…

Uznałam, że zostanę w pobliżu parkietu, aby mieć oko na przyjaciółkę, dlatego ruszyłam do baru. Zamówiłam sok i próbowałam dostrzec Audrey. Być może naiwnie było myśleć, że zdołam pilnować ją z tego miejsca, ale postanowiłam zostać tu na wszelki wypadek.

Gdy dostałam swój napój, upiłam łyk i rozejrzałam się wokół siebie. Ludzie naprawdę świetnie się bawili. Czy na tym świecie było miejsce, do którego bym pasowała? Szczerze w to wątpiłam. Mój wzrok zatrzymał się na chłopaku siedzącym po drugiej stronie baru. Przypatrywał mi się z cwaniackim uśmieszkiem, a coś w jego spojrzeniu kazało mi się go bać. Przeszedł mnie zimny dreszcz, bo zdecydowanie nie chciałam być obiektem jego obserwacji. Szatyn kompletnie nie krył się z tym, że mi się przygląda, co jeszcze bardziej mnie denerwowało. Nawet przyłapany nie odwrócił głowy w innym kierunku, za to ja zrobiłam to natychmiast. Doszłam do wniosku, że jeszcze lepiej będzie stąd odejść.

Zabrałam szklankę i wróciłam do stolika, przy którym jeszcze chwilę temu siedziałam z przyjaciółmi. Teraz jednak nikogo tu nie było. Rozejrzałam się za nimi, lecz wszyscy z całą pewnością byli na parkiecie. Zajęłam swoje wcześniejsze miejsce i wciągnęłam ze świstem powietrze, czując narastającą frustrację. Patrzyłam na tańczących ludzi, ale nigdzie nie widziałam przyjaciół. Zostawili mnie samą… Kolejny raz pożałowałam, że w ogóle znalazłam się w tym miejscu.

– Czemu jesteś tutaj sama? – Usłyszałam głos tuż przy swojej głowie.

Wystraszyłam się, ponieważ kompletnie nie spodziewałam się towarzystwa. Mężczyzna stał za moimi plecami, a ja ze wszystkich sił starałam się go zignorować. Miałam nadzieję, że to zniechęci go do dalszej dyskusji. Nawet nie wiedziałam, kim jest ten człowiek. Nie miałam odwagi, by się odezwać, gdy usłyszałam jego głos – szorstki i oschły, a zarazem pełny takiej pewności siebie, z którą nie miałabym szans. Nie chciałam rozmawiać z nikim obcym. Bałam się, że spotka mnie taka sama sytuacja, jaka miała miejsce dawno temu… A tego nie byłabym w stanie udźwignąć na swoich barkach. Mój umysł przepełniały przerażające wspomnienia wydarzeń z tamtych lat, a traumy, jakie one pozostawiły, odciskały na mnie piętno każdego dnia.

Jednak stojący za mną facet nie miał zamiaru tak po prostu odpuścić. Sięgnął po moją dłoń, a ja zadrżałam pod wpływem jego dotyku. Odwróciłam głowę, by sprawdzić, kim jest ten człowiek. Był to ten sam gość, który chwilę temu obserwował mnie przy barze.

– Chodź!

Chciałam cofnąć rękę, ale trzymał ją zbyt mocno, żebym z nim wygrała. Czy ja naprawdę znowu musiałam się wpakować w tarapaty? Zerwałam się na równe nogi i popatrzyłam na niego. Ogarnął mnie jeszcze większy lęk, gdy ujrzałam jego umięśnioną sylwetkę i dostrzegłam, że jest znacznie wyższy niż ja. Nie spuszczał ze mnie spojrzenia swoich ciemnych oczu, a ja kuliłam się w sobie przez natarczywość, z jaką to robił. Ruszył w kierunku schodów, ciągnąc mnie za sobą.

Moment później znaleźliśmy się na parkiecie. Kiedyś lubiłam tańczyć, jednak od tamtego czasu sporo się zmieniło. Ja się zmieniłam. Nie umiałam czerpać z tańca tej samej radości, jaką odczuwałam dawniej. Nieznajomy, widząc moje niezadowolenie, uniósł ze zdziwieniem brew, jakby nie potrafił zrozumieć, co ja tutaj właściwie robię. Tak, zdecydowanie było to dobre pytanie…

Wciąż mając swoją dłoń w jego uścisku, poczułam się zmuszona do obrotu wokół własnej osi, a gdy mężczyzna znalazł się za moimi plecami, jego palce wylądowały na mojej talii. Zatrzymał mnie w miejscu. Po moim kręgosłupie przebiegł dreszcz, kiedy facet zbliżył usta do mojego ucha, a jego ciepły oddech owiał moją szyję. Bałam się, chociaż za wszelką cenę próbowałam siebie przekonać, że nic nie może mi tutaj grozić. Przecież byłam w samym środku tłumu tańczących ludzi. Nie potrafiłam się postawić, a to chyba przerażało mnie najbardziej. Miałam co do tego gościa złe przeczucia. Nie ufałam mu. Nie chciałam, żeby był tak blisko.

– Czy ty się mnie boisz? – mruknął chrapliwie.

Nieznacznie pokręciłam głową, co od razu sprawiło, że się zaśmiał. Był to całkiem miły dźwięk jak na kogoś tak przerażającego. Nie zmieniło to jednak mojego nastawienia co do jego osoby.

– Jak masz na imię? – zapytał, nie odpuszczając.

– R-ro… – zaczęłam się jąkać. Naprawdę nie umiałam nad tym zapanować.

– Zrobiłem na tobie tak duże wrażenie, że odebrało ci mowę? – szydził.

Przełknęłam głośno ślinę i spróbowałam ponownie, tym razem ze wszystkich sił starając się zapanować nad emocjami, które zżerały mnie od środka.

– Rosalie.

Wydobywająca się z głośników piosenka zmieniła się na kolejną, więc nieznajomy ponownie złapał za mój nadgarstek i tym razem zabrał mnie do baru. Chyba zrozumiał, że nie będzie zbyt dobrze bawił się ze mną na parkiecie. Zajęłam miejsce na jednym z krzeseł, a on usiadł obok i zamówił coś u barmana. Gdy ten przygotował dla nas napoje alkoholowe, odsunęłam drinka najdalej, jak tylko było to możliwe.

– Ja nie piję – burknęłam pod nosem, jakby był to najbardziej oczywisty fakt na świecie.

– Przyszłaś do klubu i nie pijesz? – zagadnął z zainteresowaniem. – I nie tańczysz.

Przez chwilę wyglądał na rozbawionego całą sytuacją.

– Znajomi namówili mnie, żebym z nimi przyszła – wyjaśniłam z westchnieniem.

Pokiwał głową ze zrozumieniem, a następnie uniósł do ust szklankę z whiskey. Wystarczyło, że raz w życiu spróbowałam tego smacznie wyglądającego, bursztynowego trunku, bym wiedziała, że jest to kwas wyżerający gardło.

– Daj mi swój telefon – rzucił. Był to bardziej rozkaz niż prośba.

– Po co? – spytałam, marszcząc brwi.

– Po prostu mi go daj.

Podałam mu komórkę, zdając sobie sprawę, że nie mam innego wyjścia. A może i miałam, lecz zwyczajnie wybrałam najmniej konfliktowe rozwiązanie? Wciągnęłam głośno powietrze, widząc, jak wystukuje na klawiaturze swój numer, po czym wykonuje połączenie. Okej, mógł mnie nękać do końca życia, ale przecież zawsze mogłam zmienić numer. Wybrnę z tego.Gdy oddał mi moją własność, przez moment dostrzegłam na jego ustach zadowolony z siebie uśmieszek.

Kretyn, pomyślałam, ale nie miałam odwagi powiedzieć tego na głos.

– Tutaj jesteś! – Usłyszałam za plecami głos Audrey. Spojrzałam w jej kierunku, dziękując Bogu za wybawienie z opresji, choć jednocześnie miałam do niej pretensje, że trwało to tak długo. – Wszędzie cię szukałam – wyjaśniła lekko zdyszana. – Mabel się źle poczuła i wracamy do domu.

Wdzięczność, jaka mnie ogarnęła, kiedy usłyszałam te słowa, była nie do opisania. Kącik moich ust drgnął do góry, gdy wstawałam, by odejść, jednak dłoń tego dziwnego faceta uniemożliwiła mi pójście za przyjaciółką. Miałam wrażenie, że minęły całe wieki, zanim mężczyzna zbliżył usta do mojego ucha.

– Nie odchodzi się bez pożegnania – upomniał mnie. – Do zobaczenia wkrótce, Rose.

– Taa, cześć – wybełkotałam, a następnie pospiesznie ruszyłam za Audrey.

Rick zaoferował, że odprowadzi Mabel do domu, ale większość drogi pokonaliśmy wspólnie. Audrey jako pierwsza się od nas odłączyła, później Rick z Mabel ruszyli ulicą sąsiadującą z moją, a ja skierowałam się samotnie w stronę swojego domu. Było to zaledwie kilka metrów, które musiałam przejść.

Gdy usłyszałam, że jadący za moimi plecami samochód zwalnia, przyspieszyłam kroku, nie oglądając się za siebie. Adrenalina natychmiast wypełniła moje żyły, zmuszając mnie do szybkiego truchtu. Czy naprawdę dziś miało się jeszcze coś wydarzyć?

Pojazd zatrzymał się w momencie, w którym chwyciłam klamkę drzwi wejściowych. Wpadłam do domu i zatrzasnęłam je za sobą, a kiedy to zrobiłam, pobiegłam do swojego pokoju, by w końcu poczuć się bezpiecznie. Dobrze tu być. Chwilę mi zajęło, nim uspokoiłam oddech. Zapaliłam światło, po czym usiadłam na łóżku, aby ściągnąć buty. Było już po wszystkim. Byłam bezpieczna. Zdjęłam z siebie ubranie, a następnie zabrałam piżamę i poszłam do łazienki. Oparłam dłonie o umywalkę i zamknęłam oczy, próbując zapomnieć o tym dniu.

I wtedy mój telefon wydał z siebie ciche piknięcie, przerywając panującą w pomieszczeniu ciszę. Na ekranie widniał nieznany numer. Poczułam, że brakuje mi tlenu w płucach.

Może następnym razem zasłoń okno, Słonko. Nie wiem, czy chciałbym, żeby ktoś oprócz mnie widział cię w bieliźnie.

Rozdział 2

Rosalie

Ściskając mocno tacę z jedzeniem, pospiesznie kroczyłam przez stołówkę. Troje moich przyjaciół czekało na mnie przy naszym stoliku. Usiadłam obok Ricka, odkładając tacę na blat. Nie mieliśmy dziś czasu, żeby porozmawiać – a raczej ja go nie miałam, ponieważ przerwy spędziłam na nauce.

– Mabel, wszystko z tobą w porządku? – spytałam, przyglądając się jej badawczo.

Martwiłam się o nią, ale wyglądała bardzo dobrze, a lekkie rumieńce na jej twarzy zdecydowanie mnie do tego przekonywały. Blondynka posłała mi niewinny uśmiech i w dalszym ciągu grzebała widelcem w sałatce, więcej na mnie nie patrząc.

– Wszystko super, nie licząc krwawiącego serca – wymamrotała z udawaną ekscytacją.

Głośno westchnęłam, współczując przyjaciółce. Choć minęło już kilka miesięcy, Mabel wciąż bardzo przeżywała sytuację z dziewczyną, przez którą została odrzucona po tym, jak przez wiele tygodni tamta wodziła ją za nos. Było to bardzo podłe.

– Widziałam Mirandę w klubie, więc postanowiłam się upić – wyjaśniła po chwili z grymasem. – Ale naprawdę nie chcę o tym rozmawiać.

Doskonale ją rozumiałam. Wypłakała zbyt wiele łez z jej powodu. Teraz nadszedł czas na zapomnienie, które było tym najgorszym etapem rozstania. Miłość wydawała się bolesna, a ja nigdy nie chciałam cierpieć, dlatego już dawno odsunęłam od siebie takie uczucia.

Wyciągnęłam z torby podręcznik do historii, po czym rozłożyłam go obok tacy. Przede mną była lekcja z Simonem, więc to idealny moment, by dodatkowo się przygotować. Nie skupiając się dłużej na rozmowach moich towarzyszy, w pełni pochłaniałam tekst w książce. Miałam wrażenie, że czytam to już setny raz, jednak obawa, że coś mogło mi umknąć, nie pozwalała odpuścić.

– Rosalie! – zawołała zirytowana Audrey. – W ogóle nas nie słuchasz.

– Mam zaraz zajęcia z Simonem – wymamrotałam, jakby to wszystko wyjaśniało.

Dziewczyna udała, że nie dotarły do niej moje słowa, i kontynuowała temat naszego klubowego wyjścia. Przeszedł mnie dreszcz na wspomnienie tamtego dziwnego chłopaka. Poprawiłam rudą grzywkę, a następnie spojrzałam ponownie na Rey, nie mogąc dłużej słuchać jej opowieści o mnie i nieznajomym.

– Nie znam go – wymamrotałam, przewracając oczami. – Jestem ci wdzięczna, że mnie stamtąd wyciągnęłaś, ale nie chcę już o nim słuchać. To jakiś psychol.

– Raczej przystojniak. – Rey się uśmiechnęła i popatrzyła znacząco na Mabel oraz Ricka.

– Nasza kruszynka wreszcie wkracza w świat dorosłych – odezwała się blondynka z chichotem.

Zmarszczyłam czoło i zerknęłam na Ricka, szukając u niego wsparcia. Chłopak próbował opanować śmiech, ale słabo mu to wychodziło. Wszyscy troje byli przeciwko mnie, bawiąc się w najlepsze. Uratował ich dzwonek na lekcję, bo gdyby nie on, na pewno dałabym im popalić.

Ruszyłam w kierunku sali lekcyjnej, zostawiając za sobą przyjaciół. Na korytarzu panował lekki gwar, ponieważ każdy pędził na swoje zajęcia, jednak nie przeszkodziło mi to w przeczytaniu jeszcze kilku akapitów podręcznika. Być może nie był to najmądrzejszy pomysł, bo gdy dotarłam do zakrętu korytarza, ktoś zza niego wyskoczył i wpadł na mnie z impetem. Zachwiałam się i gdybym nie podparła się ściany, z pewnością runęłabym na podłogę. Spojrzałam w kierunku osoby, z którą się zderzyłam, aby sprawdzić, czy wszystko w porządku.

Była to dobrze mi znana Kimberly Stanford. Dziewczyna nienawidziła mnie, odkąd jej chłopak zakochał się we mnie i z nią zerwał. Było to dwa lub trzy lata temu, ale nasza niechęć do siebie ani trochę nie zmalała. Nie rozumiałam, o co jej chodzi, ponieważ nigdy nie byłam zainteresowana jej chłopakiem, lecz nie pałałyśmy do siebie szczególną sympatią.

– Uważaj, jak łazisz, kretynko – warknęła Kim, wymijając mnie.

Nie przejmując się nią, pospiesznie ruszyłam do klasy. Choć spóźniłam się zaledwie trzy minuty, dla nauczyciela był to idealny pretekst, by się do mnie przyczepić.

– Rosalie, co wydarzyło się w tysiąc czterysta dziewięćdziesiątym drugim roku? – zapytał, chcąc dać mi nauczkę.

Krocząc w kierunku swojej ławki, uniosłam dumnie głowę, lekko się uśmiechając.

– A czy pan pamięta o moich urodzinach?

Nauczyciel był zniesmaczony moją odpowiedzią, jednak nie sprawiał wrażenia, że oczekiwał po mnie czegoś więcej.

– Tak też myślałam – mruknęłam, kładąc torbę na blacie. – Więc dlaczego ja mam pamiętać o pana?

Wszyscy parsknęli śmiechem, a ja zajęłam miejsce, po czym wyciągnęłam swoje rzeczy. Mina Simona wyrażała więcej niż tysiąc słów. Przyglądał mi się z zaciśniętymi wargami. Gdy klasa ucichła, ponownie się odezwałam, tym razem właściwie:

– Odkrycie Ameryki przez Kolumba. Nie jesteśmy w przedszkolu, profesorze Simonie.

Znałam odpowiedź na każde jego pytanie tylko dlatego, że się uczyłam i zawsze musiałam być przygotowana. Wiele razy chciał mi wpisać złą ocenę, ale jeszcze nigdy nie dałam mu do tego odpowiedniego pretekstu.

– Na jutro wypracowanie, Lerman! – zawołał.

Przewróciłam oczami, bo nie lubiłam, gdy mówił do mnie w taki sposób. Doskonale wiedział, że będę przygotowana. Poczułam, że wibruje mój telefon, więc dyskretnie spojrzałam na ekran. Dzwonił ten koleś z klubu. Nie zamierzałam odebrać, choć mogłam to zrobić, by jeszcze bardziej wkurzyć Simona. Rozmowa z tym psycholem nie była tego warta, dlatego przy jego kolejnej próbie wyłączyłam urządzenie. Uznałam to za jedyny sposób, żeby zyskać spokój.

***

Szłam chodnikiem w kierunku domu i byłam już prawie u celu. Jak zawsze słuchałam Nirvany, delektując się każdym dźwiękiem. Gdy zatrzymałam się przed budynkiem, wyciągnęłam słuchawki z uszu. Spojrzałam w prawą stronę i niemal się przewróciłam. W moim kierunku zmierzał tajemniczy szatyn. Cholerny gość z klubu! Przyspieszyłam kroku, udając, że wcale go nie zauważyłam, ale było już za późno. Chłopak szybko zagrodził mi drogę. Znowu widziałam ten jego groźny wzrok i arogancki uśmieszek.

– Przepraszam – wymamrotałam, próbując go wyminąć.

– Wkurza mnie, gdy ktoś mnie ignoruje – rzucił swoim lodowatym tonem.

Cała zadrżałam, nie wiedząc, czego mogę się po nim spodziewać. Znów czułam strach. Zamierzałam coś powiedzieć, żeby się sprzeciwić, ale za bardzo się bałam. Zupełnie zapomniałam, jak się mówi.

– Chciałem cię zobaczyć – powiedział z łobuzerskim uśmiechem, całkowicie zmieniając nastawienie.

– Rosalie! – Usłyszałam radosny głos swojej mamy.

Właśnie tego było mi trzeba. Kobieta podeszła bliżej i przystanęła obok nas. Najpierw przyjrzała się chłopakowi, a następnie spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem.

– Może zaprosisz swojego znajomego do środka? Przecież nie będziecie tak stać na ulicy.

Miałam ochotę ją udusić i krzyknąć, że to wcale nie jest mój znajomy. Zamiast tego użyłam zupełnie innej wymówki, która była bezpieczniejszą alternatywą.

– Muszę się uczyć, a poza tym mam do napisania wypracowanie. No i w zasadzie to też nie najlepiej się czuję – wymamrotałam, wyrzucając z siebie wszystko, co tylko przyszło mi do głowy.

Przy mamie czułam się bezpieczniej. Wiedziałam, że gdy jest obok, nic mi nie grozi.

– Zrobisz to później. Chodźcie do domu – oznajmiła radośnie.

Podążyłam za nią zrezygnowana. Zdawałam sobie sprawę, że nie wygram tej potyczki, nie zdradzając przy tym wszystkich swoich lęków. Mama nie miała nawet pojęcia, kogo wpuszcza do domu. Posłałam chłopakowi mordercze spojrzenie. Na jego ustach ponownie widniał ten cwaniacki uśmieszek, jakby właśnie coś wygrał. Idiota. Starałam się unikać jego wzroku.

Kiedy weszliśmy do środka, wcale nie poczułam się bezpieczniej, wręcz przeciwnie. Zostaliśmy zupełnie sami. Na ulicy byli ludzie, którzy w razie czego mogli mi pomóc, lecz gdy znalazłam się z nim w swoim pokoju, zaczęłam się jeszcze bardziej bać. Cały czas powtarzałam sobie, że nie może mnie skrzywdzić, ale nie byłam tego taka pewna. Chłopak rozejrzał się po pomieszczeniu i zmarszczył czoło.

– Mogłabyś czasami posprzątać.

Prychnęłam, słysząc jego niedorzeczne słowa. Poszłam jednak w jego ślady i również rozejrzałam się dookoła, jakbym kompletnie nie wiedziała, o czym mówi. Na biurku leżały książki oraz notatki, a tuż obok stały talerz i kubek z niedopitą herbatą. Na łóżku spoczywały sterty ubrań oraz laptop, a kilka szuflad w komodzie było niedomkniętych.

– Nie miałam czasu posprzątać – wyjaśniłam, krzyżując ramiona na piersi. – Mam dużo nauki i… dużo zajęć.

Chciałam, żeby opuścił mój dom i nigdy nie wracał. Moje spojrzenie zatrzymało się na jego rękach. Dopiero teraz zauważyłam, że pokrywają je liczne tatuaże. Chłopak zrobił kilka kroków w moją stronę, po czym stanął naprzeciwko mnie.

– Jared – przedstawił się, wyciągając dłoń. – Chyba nie zaczęliśmy właściwie.

Na jego ustach wciąż błądził uśmieszek. Nie lubiłam tego gościa. Był niemiły i chłodny, a przy tym przerażający, by chwilę później udawać czarującego. Miałam ochotę prychnąć i przewrócić oczami. Pieprzony wilk w owczej skórze…

Chciał się ponownie odezwać, ale przerwał mu dzwonek jego telefonu. Wyjął urządzenie z kieszeni i odebrał połączenie. Poczułam ulgę, lecz nie trwała ona zbyt długo. Kiedy dostrzegłam groźny wyraz jego twarzy, przeszedł mnie dreszcz. Dlaczego taki był? Po krótkiej rozmowie znowu przeniósł na mnie uwagę.

– Muszę iść. Spotkamy się jutro.

Nie była to ani propozycja, ani tym bardziej prośba. Poinformował mnie o tym, co miało się wydarzyć następnego dnia, nie licząc się z moim zdaniem. Choć w ogóle go nie znałam, już miałam go dość. Zbliżył swoją twarz do mojej, a ja w osłupieniu wstrzymałam oddech. Wtedy pocałował mnie w policzek. Kompletnie się tego nie spodziewałam, dlatego po prostu stałam i przyglądałam mu się z niezrozumieniem. Wywołało to jeszcze szerszy uśmiech na jego twarzy. Zaśmiał się krótko, po czym wyszedł z mojego pokoju. To było dziwne i z pewnością nie było normalne.

Czemu właśnie mnie musiało spotkać coś takiego? Czy o to prosiłam? Bawił się mną? Byłam jego zabaweczką?

Usiadłam na skraju łóżka i schowałam twarz w dłoniach. Nie chciałam się więcej z nim widzieć. Nawet jeśli był niebezpieczny, nie mógł mnie przecież zmusić do spotkania. Musiałam coś wymyślić.

No i co miał znaczyć ten pocałunek?

Rozdział 3

Rosalie

Choć dni mijały nadzwyczaj spokojnie, ponieważ Jared nie dotrzymał obietnicy i nie odzywał się do mnie od kilku dni, miałam wrażenie, że coś nie gra. W szczególności w moim domu. Mama zdążyła opowiedzieć każdemu o tajemniczym chłopaku, z którym rzekomo się spotykam. Cieszyłam się przynajmniej, że tata podchodzi do tego z dużym dystansem, nie do końca wierząc w słowa żony.

Nie to jednak mnie martwiło. Ta dziwna zmiana, jaką zauważyłam, była widoczna w zachowaniu mojego brata, który zdawał się unikać kontaktu z kimkolwiek. Stał się wyjątkowo zamknięty w sobie, co wywoływało we mnie ogrom obaw. Mieliśmy bardzo dobry kontakt, więc było to dla mnie niezrozumiałe. Postanowiłam go obserwować i dowiedzieć się, co dzieje się w jego życiu. Musiałam to rozszyfrować.

Skupienie się tego dnia na zajęciach graniczyło z cudem. Pocieszała mnie jednak myśl, że jest piątek, a to oznaczało wolny weekend i czas, by w większym lub mniejszym stopniu odpocząć. Gdy wychodziłam ze szkoły, poczułam mocne szarpnięcie za ramię. Nieznacznie zmarszczyłam czoło, zerkając na osobę za swoimi plecami. Był to Rick, a tuż za nim pojawiły się Audrey i Mabel.

– Wołałem cię – wyjaśnił chłopak.

– Wybacz, zamyśliłam się.

Całą czwórką wyszliśmy poza mury szkoły, by w końcu móc porozmawiać w ciszy i wrócić do domu.

– Robimy jutro babski wieczór. Przyjdziesz? – zagadnęła Audrey, uśmiechając się szeroko.

– A ja? – wtrącił z rozżaleniem Rick. – Dlaczego zostałem wykluczony?

– Bo będziemy gadać o chłopakach – rzuciła, jakby to było zupełnie oczywiste, ale gdy zauważyła uniesioną brew Mabel, dodała: – I dziewczynach.

Blondyn prychnął, słysząc to durne wyjaśnienie. Zdecydowanie nie był to powód, dla którego nie mógł się tam pojawić. Przyjaźnił się z trzema dziewczynami, a jedna z nich potrafiła codziennie paplać o chłopakach, nawet o jego kumplach z drużyny. Rick był do tego przyzwyczajony. Istniał inny powód, dla którego Audrey go nie zaprosiła, jednak wydawało się, że tylko ona go zna.

– I tak mam już plany, ale dzięki, że pytasz, Rey – odgryzł się, piorunując ją spojrzeniem.

– Ach, tak? – droczyła się dziewczyna, zadowolona z siebie.

Przysłuchiwałam się złośliwej potyczce słownej przyjaciół, przez co na początku nie dostrzegłam osoby idącej z naprzeciwka. Mój bark zderzył się z ramieniem… Kimberly. Widząc dziewczynę, zacisnęłam mocniej szczęki. Czy nasze zderzenie było przypadkowe? Cóż, zbyt często nam się one przytrafiały, aby można je za takie uznać.

– Jeśli jesteś ślepa, idiotko, to kup sobie okulary – warknęła z jadem Kim.

Miałam już dość poniżania z jej strony. To trwało latami. Za kogo się miała Kimberly, żeby na każdym kroku mnie obrażać? Tym razem nie wytrzymałam, choć zawsze ignorowałam jej chamstwo.

– Zamknij się, Stanford, bo nie robisz na nikim wrażenia – odpowiedziałam, nie okazując żadnych emocji. Ruszyłam dalej, całkowicie ignorując Kimberly, a tym samym doprowadzając ją do jeszcze większej złości.

– Pożałujesz tego!

Uśmiechnęłam się pod nosem, nie komentując jej słów. Zawsze, gdy mijałam Kim, słyszałam wyzwiska pod swoim adresem. To nie była moja wina, że coś sobie uroiła i postanowiła nienawidzić mnie do końca życia. Nie zamierzałam w tym uczestniczyć. Przyjaciele patrzyli na mnie z wyraźnym zdziwieniem oraz podziwem. Pierwszy raz się jej postawiłam i czułam się z tym wspaniale. Do tej pory to oni stawali w mojej obronie, a mnie było przez to jeszcze gorzej.

– Dowaliłaś jej! – rzuciła podekscytowana Mabel.

Kiedy zatrzymaliśmy się nieopodal parkingu, cała trójka skupiła uwagę na mnie. Ja jednak nie chciałam być w centrum ich zainteresowania, a już na pewno nie z powodu tej sytuacji.

– To o której ten babski wieczór? – spytałam z niepewnym uśmiechem.

Chciałam zapomnieć o znienawidzonej dziewczynie, ponieważ wciąż buzowały we mnie emocje, które potęgowała myśl o niej.

– O ósmej? – rzuciła Audrey, a następnie jej wzrok padł na coś za moimi plecami. Modliłam się, by nie była to znów Kimberly. Nie miałam ochoty na ponowną konfrontację z nią. – Czemu nie mówiłaś, że się z nim spotykasz?

Zerknęłam przez ramię, nie wiedząc, o kim mówi. Gdy napotkałam spojrzenie chłopaka opartego o czarny samochód, zamarłam. Co on tutaj robił? Pragnęłam zapaść się pod ziemię, byle tylko zniknąć z zasięgu jego wzroku.

– Bo się nie spotykam! – wymamrotałam ze zdenerwowaniem. – Widzimy się jutro.

Pożegnałam przyjaciół, po czym niepewnym krokiem ruszyłam w kierunku Jareda. Widziałam wymalowany na jego twarzy arogancki uśmiech, co jedynie utwierdzało mnie w przekonaniu, że nie da się tak po prostu spławić. Pewność siebie biła od niego na kilometr. Nie chciałam kolejnej sceny pod szkołą, więc stanęłam obok niego i skrzyżowałam ręce na piersi.

– Cześć.

– Co tu robisz? – zapytałam, a oskarżycielski ton sam wkradł się do moich ust.

– Widzę, że jesteś dziś wyjątkowo towarzyska – zadrwił. – Przyjechałem po ciebie.

– Ale ja nigdzie z tobą nie jadę – burknęłam pod nosem, robiąc niewielki krok do tyłu.

Nie takiej odpowiedzi oczekiwał. Widziałam to doskonale po jego zaciśniętych szczękach i pociemniałych oczach. Wyglądał przerażająco, gdy tak na mnie patrzył.

– Dlaczego, Rose?

Powodów było zbyt wiele. Nie starczyłoby mi popołudnia, aby podać wszystkie. Przełknęłam głośno ślinę, mając wrażenie, że jego spojrzenie zaraz wypali mi dziurę w czaszce.

– Nie znam cię, a to już wystarczający powód.

Jeśli myślałam, że zrobi to na nim jakiekolwiek wrażenie, to grubo się myliłam. Otworzył przede mną drzwi i gestem zaprosił mnie do środka. Z trudem powstrzymałam prychnięcie.

– Wsiadaj – rozkazał, jakbym była jego pieprzoną własnością.

Cofnęłam się o kolejny krok. Widziałam, jak przewrócił oczami. Lekceważył mnie, nie liczył się z moim zdaniem, był niemiły i odpychający. Nie zamierzałam spędzić choćby minuty dłużej w jego okropnym towarzystwie, a tym bardziej dokądkolwiek z nim jechać.

– Mam ci w tym pomóc?

Nie miałam wyjścia. Jedyne, co mogłam zrobić, to uciec. Odwróciłam się na pięcie i pospiesznie ruszyłam w kierunku drogi prowadzącej do domu. Nie poszło to jednak po mojej myśli, bo zdążyłam pokonać zaledwie kilka metrów, gdy chłopak chwycił mój nadgarstek. Zabolało, a ja wzdrygnęłam się, czując jego dotyk. Spojrzałam przez ramię i ujrzałam surowy wyraz jego twarzy, który podpowiadał mi, że Jared nie przyjął do wiadomości mojej odmowy.

– Wsiądź do samochodu.

W jego głosie nie było żadnych emocji, co przerażało mnie jeszcze bardziej. Czy miałam jakiś wybór? Pewnie, mogłam krzyczeć i błagać o pomoc, ale nie chciałam. Zamiast tego ruszyłam w stronę drzwi auta i trzasnęłam nimi zaraz po tym, jak znalazłam się na fotelu pasażera.

– Nie mogłaś tak od razu? – rzucił z kpiną Jared, gdy zajął miejsce za kierownicą.

Nie odpowiedziałam, ponieważ na język cisnęły mi się same nieprzyjemne słowa, których pewnie od razu bym pożałowała. Może naprawdę był psychopatą, który chce mnie zamordować? Może właśnie jechaliśmy, żeby dokonał egzekucji? Skupiał się na prowadzeniu pojazdu, choć prędkość, z jaką jechał, pozostawiała wiele do życzenia. Jeśli zginiemy po drodze, może będzie to szybka śmierć.

– Dokąd jedziemy? – spytałam w końcu, przerywając ciszę.

Jednak on mnie zignorował. Nawet nie mrugnął, zupełnie jakby wcale mnie obok niego nie było. Zupełnie jakby właśnie nie uprowadził mnie spod szkoły.

Całe szczęście podróż nie trwała długo i samochód zatrzymał się na parkingu tuż obok parku. Dobrze znałam to miejsce. Dawniej często przychodziłam tu z przyjaciółmi, by uciec od zgiełku miasta. Jared wysiadł z auta, a ja poszłam w jego ślady.

– Po co tu przyjechaliśmy? Zamierzasz karmić kaczki?

– Pomyślałem, że skoro nie lubisz imprez, to może spacer będzie idealną alternatywą – odpowiedział, nie patrząc w moim kierunku ani nie reagując na moją złośliwość.

Miał rację, to akurat musiałam mu przyznać. Uwielbiałam spędzać czas na świeżym powietrzu, szczególnie spacerując lub czytając książki. Chłopak ruszył w stronę parku, a ja starałam się dotrzymać mu kroku. Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało, delektując się ciszą, lecz to ja postanowiłam ją przerwać.

– Dlaczego nie możesz zostawić mnie w spokoju?

– A dlaczego miałbym zostawić cię w spokoju?

Popatrzył na mnie, przechylając głowę. Był zaciekawiony, ale nie pojmowałam, z jakiego powodu. Co takiego zrobiłam, że zwrócił na mnie uwagę? Miałam wrażenie, że skutecznie zniechęcałam go do jakichkolwiek interakcji.

Ponieważ dziewczyny takie jak ja nie interesują chłopaków takich jak ty?, pomyślałam, jednak nie powiedziałam tego na głos. Uznałam, że nie powinnam w ogóle zaczynać tego tematu. Z pewnością nie otrzymałabym prawdy, jakiej oczekiwałam.

– Nie przyszło ci do głowy, że ktoś mógłby chcieć poznać cię bliżej?

– Nie – odparłam bez zastanowienia. – Nie chcę, żeby ktokolwiek poznawał mnie bliżej. Nie mam na to najmniejszej ochoty.

– Cóż… – zaczął przeciągle z tym uśmieszkiem, którego tak nienawidziłam. – No to mamy problem, bo ja nigdy nie odpuszczam.

– W takim razie jak chcesz go rozwiązać? Ten problem.

– Przecież jesteś tutaj, czyż nie? – Zaśmiał się. – Zawsze dostaję to, czego chcę.

Jego pewność siebie była wręcz nie do opisania. Zadziwiał mnie tym przy każdej okazji. Widocznie nikt nie utarł mu nosa przez wszystkie lata, gdy stąpał po tej planecie.

– Wiesz, w życiu każdego człowieka nadchodzi taki czas – mówiłam spokojnie, by wszystko do niego dotarło – kiedy musi zejść na ziemię! – zawołałam, gromiąc go spojrzeniem. – Nie będę twoim snem ani marzeniem, a już na pewno nie celem do zdobycia. Zapomnij…

Zamierzałam powiedzieć jeszcze wiele, ale przerwał mi dzwonek jego telefonu. Jared wyjął z kieszeni komórkę, a kilka sekund później odebrał połączenie. Może był to mój ratunek?

– Ruth? – odezwał się do rozmówczyni. – Gdzie jest Tom? Nie płacz. Zaraz tam będę.

Rozmowa była krótka, a szatyn wydawał się zdenerwowany. Nie chciałam pytać, o co chodzi, bo to nie moja sprawa. Prawie się nie znaliśmy, więc żadne z nas nie miało obowiązku tłumaczyć się przed drugim. Nasza znajomość i tak niedługo się zakończy. Musiałam jednak przyznać, że odrobinę mnie ciekawiło, kim jest Ruth.

– Muszę wracać. Odwiozę cię do domu – wyjaśnił Jared, gdy schował telefon.

– Przejdę się, nie musisz się fatygować.

Nie próbował mnie przekonać. Uznałam, że pokonanie drogi powrotnej do domu spacerem podziała na mnie kojąco i pozwoli mi się uspokoić po wszystkich dzisiejszych wrażeniach.

Rozdział 4

Rosalie

Choć nigdy nie byłam duszą towarzystwa, perspektywa spotkania z najlepszymi przyjaciółkami poprawiała mi humor od samego rana. Cieszyłam się na myśl, że spędzimy wieczór w damskim gronie, czego od dawna nie robiłyśmy. Był to idealny sposób na odwrócenie uwagi od złych spraw, które mnie otaczały. Jedna z nich okazała się związana z moim bratem.

– Cześć – przywitałam go, gdy wszedł do kuchni.

Poza lekkim skinieniem głową w moim kierunku wydawał się mnie ignorować. Podszedł do lodówki, wyciągnął z niej zimny napój, po czym od razu ruszył do wyjścia.

– Co się z tobą dzieje? – zapytałam, wzdychając głośno.

Naprawdę zaczynałam się o niego poważnie martwić. Nasz kontakt nigdy nie był w tak opłakanym stanie jak ostatnio. Właściwie Daniel unikał jakiegokolwiek kontaktu.

– Wszystko okej – rzucił z nieszczerym zdziwieniem.

Jego słowa nie uspokoiły mnie nawet w najmniejszym stopniu. Wiedziałam, że nie mówi prawdy, i nie trzeba być Sherlockiem, żeby to zauważyć. Nie rozumiałam tylko dlaczego.

– Mnie przecież możesz powiedzieć – nalegałam.

Zastanawiało mnie, w co się znowu wpakował. Byłam pewna, że to nic dobrego.

– Rosalie, o co ci chodzi? Jeśli się nudzisz, to może spotkaj się ze swoim kochasiem.

Zmarszczyłam czoło, słysząc jad w jego głosie. To już była przesada. Dan zachowywał się jak skończony dupek. Nie wiedziałam nawet, jak zareagować na jego niespodziewaną złośliwość. Zawsze był w tym domu jedyną osobą, która mnie rozumiała. Wspieraliśmy się w każdej sytuacji.

– Jeśli nasłuchałeś się tych głupot, które opowiada mama, to daruj sobie. Nie spotykam się z żadnym chłopakiem.

– Nie uwierzyłem w jej gadkę. Każdy, kto cię zna, doskonale wie, że to niemożliwe, więc się nie martw. Ale daj sobie już spokój, bo nie zamierzam się spowiadać ze swojego życia.

Spuściłam wzrok, nerwowo bawiąc się palcami. Nie odezwałam się, pozwalając, by Dan wyszedł. Zostałam sama. Szpilka, jaka w tej chwili kłuła moje serce, była tylko szpilką, choć długą i ostrą. Nie byłam w stanie się jej pozbyć. Prawda być może nie zawsze bolała, jednak niosła ze sobą wspomnienia… Wspomnienia, przez które miałam ochotę się rzucić w głębiny oceanu, a życie wydawało się tracić wszystkie barwy.

Postanowiłam przywrócić mu kolory, więc bez chwili zastanowienia pobiegłam w stronę łazienki, a gdy się tam znalazłam, wyciągnęłam z szafki czerwoną farbę do włosów. Pod moimi powiekami zbierały się łzy, którym nie pozwalałam popłynąć. Całą uwagę skupiałam na farbowaniu kosmyków, aż uzyskałam pożądany efekt. Wiele osób nie wyrażało się zbyt pochlebnie na temat moich czerwonych włosów. Jednak pozwalały mi one poczuć się pewniej i zachować jakąś równowagę w życiu. A przynajmniej tak wmawiałam sobie od lat. Choć pofarbowanie włosów niczego nie zmieniało, czułam się, jakbym zakładała maskę, dzięki której nikt nie mógł dostrzec prawdziwej mnie.

***

Spakowałam wszystkie rzeczy niezbędne do spędzenia nocy u Audrey. Włożyłam swoją ulubioną bluzkę Nirvany, a usta pomalowałam czerwoną szminką. Na stopy wsunęłam czarne trampki z ćwiekami, a kiedy byłam w korytarzu, zgarnęłam z wieszaka skórzaną kurtkę. Były to mało istotne detale, ale dodawały mi pewności siebie, gdy całkowicie ją traciłam. Czułam się znacznie lepiej, przybierając tę maskę.

Kiedy miałam już wychodzić, usłyszałam dzwonek do drzwi. Nikogo się nie spodziewałam, więc otwierając je, nie kryłam zdziwienia.

– Nirvana przefarbowała włosy – zauważył mój niezapowiedziany gość, nadając mi przy okazji przezwisko.

Jared zachowywał się tak, jakbyśmy znali się od wielu lat, a przecież tak nie było. Nie znaliśmy się wcale.

– Nie umawialiśmy się na dzisiaj – burknęłam, opuszczając dom.

Nie żebyśmy umawiali się kiedykolwiek.

– Porywam cię. Chcę ci coś pokazać – wytłumaczył podekscytowany swoim planem.

Uniosłam brwi, wlepiając w niego spojrzenie. Czy on był szalony, czy tylko nienormalny? Wpadał bez zapowiedzi i oczekiwał, że rzucę wszystko, by z nim pójść?

– Jestem już umówiona i właśnie wychodzę – wyjaśniłam krótko, nie zamierzając się tłumaczyć.

– Możesz to odwołać.

Pokręciłam głową, mijając go. Dlaczego próbował decydować o moich planach?

– Nie wystawiam przyjaciół – rzuciłam przez ramię, ale chłopak szybko zastąpił mi drogę. – Poza tym nie mam ochoty na spędzanie czasu z osobą, której nie znam.

Na ustach Jareda pojawił się charakterystyczny dla niego uśmiech, a jego oczy błyszczały w świetle pobliskiej latarni. Przełknęłam głośno ślinę, nie czując się komfortowo w swoim położeniu. Gdzie zgubiłam wcześniejszą pewność siebie?

– Ale ja nie przyjmuję odmowy. – Jego szept sprawił, że przeszedł mnie dreszcz.

Jared był zdecydowany i wyglądało na to, że nic nie mogło pokrzyżować jego planów. Nie uwzględnił jednak tego, że zamierzałam się o to postarać. Przerażał mnie swoją postawą. Patrzyłam na tatuaż na jego szyi, by uniknąć kontaktu wzrokowego.

– Podwiozę cię – zaoferował, wyrywając mnie z zamyślenia.

– Nie trzeba.

Posłał mi wymowne spojrzenie, a następnie wskazał dłonią swój samochód. Wiedziałam, że nie ma sensu ponownie odmawiać. Nawet jeślibym to zrobiła, z całą pewnością i tak poszedłby za mną. Nie ufałam mu, ale chyba nie miałam innego wyjścia. Podałam mu adres przyjaciółki, zajmując miejsce na fotelu pasażera. Gdy odpalił silnik, dostałam SMS-a, a dźwięk odbił się echem we wnętrzu auta. Uniosłam biodra, by wyciągnąć telefon z wąskiej kieszeni spodni.

– Pomóc ci?

Zgromiłam Jareda wzrokiem, nie komentując tej propozycji. Wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie, co wywołało we mnie jeszcze większą irytację.

Mabel: Gdzie jesteś?

Rosalie: Niedługo będę.

– Czyżby twój chłopak się martwił? – zagadnął Jared.

Tym razem na jego twarzy wykwitł szyderczy grymas. Czy to naprawdę powinno go interesować? Ja nie zapytałam, kim jest Ruth.

– Nie mam chłopaka, jeśli musisz wiedzieć – mruknęłam pod nosem.

– Dlaczego?

Ciekawość i bezczelność tego chłopaka wychodziły poza skalę. Nie zamierzałam zwierzać mu się z życia prywatnego.

– To moja sprawa i nic ci do tego – prychnęłam.

Chciałam, żeby w końcu zrozumiał, że jesteśmy sobie obcy i nie powinien przekraczać tej granicy. Kątem oka widziałam, że zacisnął mocniej dłonie na kierownicy, ale nie przejmowałam się tym, spoglądając w szybę po swojej stronie. Cieszyłam się, że dom przyjaciółki jest blisko mojego, bo dzięki temu droga trwała zaledwie kilka minut. Gdy chciałam nacisnąć klamkę, Jared kazał mi chwilę zaczekać. Wysiadł z pojazdu, obszedł go i otworzył mi drzwi. Wyciągnął w moim kierunku dłoń, jednak zignorowałam ten gest. Opuściłam samochód, po czym ominęłam chłopaka.

– Spotkamy się jutro. – Usłyszałam za plecami.

Zdecydowałam, że tym problemem zajmę się właśnie wtedy. Jutro. Dziś postanowiłam sobie odpuścić. Pospiesznym krokiem ruszyłam do domu przyjaciółki, nie odwracając się ani razu.

Ledwie zdążyłam przekroczyć próg, a zostałam zbombardowana pytaniami. Skrzywiłam się, nie nadążając za dziewczynami.

– Czy ty wracasz właśnie z randki? – rzuciła oskarżycielsko Audrey. – Podrzucił cię?

– Opowiadaj, co się działo! – pisnęła Mabel.

– Czy wy do reszty zwariowałyście? – wymamrotałam. – Nie, nie byłam na randce. On po prostu mnie podwiózł. I nie, nie chciałam tego.

Rey podpierała brodę na nadgarstku, a w jej oczach dostrzegłam figlarny błysk. Mabel siedziała na dywanie z paczką chipsów, próbując ukryć uśmiech.

– Nasza bad girl się nie postawiła. – Chichotała Audrey, ignorując moje piorunujące spojrzenie.

– W porządku. Ja wychodzę!

Dziewczyna zerwała się na równe nogi, a potem złapała mnie za nadgarstek. Byłam gotowa natychmiast opuścić jej dom.

– Przepraszam. Już nie będę złośliwa – obiecała, trzymając drugą dłoń na sercu.

– Zostanę pod warunkiem, że nie będziemy już rozmawiać o Jaredzie.

Pokiwała głową i pociągnęła mnie na kanapę, gdzie zajęłam miejsce obok niej. Obie przyjaciółki dotrzymały słowa i nie poruszały już zakazanego tematu. Głównym wątkiem stał się Finch Dawson, który był zarówno najpopularniejszym chłopakiem w szkole, jak i kapitanem drużyny Ricka. Audrey obrała go sobie za cel. Uważałam, że z tego połączenia nie mogło wyjść nic dobrego. Finch był jednym z najgorszych kolesi, jakich poznałam w swoim życiu. Zmieniał dziewczyny jak rękawiczki, a jednocześnie chwalił się tym swoim kumplom.

Zrozumiałam, dlaczego Rick nie został zaproszony na nasz wspólny wieczór. Potrafiłam sobie wyobrazić jego niezadowoloną minę na wiadomość o Finchu. Z pewnością miałby taką samą, gdyby przyszło mu słuchać o Jaredzie. Od zawsze był bardzo troskliwy w stosunku do naszej trójki, zwłaszcza gdy zaczęliśmy dorastać.

Myślałam o Jaredzie, bo zastanawiało mnie wiele spraw z nim związanych. Kompletnie nic o nim nie wiedziałam i ta świadomość była najgorsza. Był dla mnie całkowicie obcy. Kiedy przypomniałam sobie spojrzenie jego tajemniczych oczu, od razu się wzdrygnęłam. Zdawało mi się, że gość ma wiele sekretów, jednak kto ich nie miał? Był intrygujący i wcale nie chodziło o jego wygląd, tylko o zachowanie. Nie zachowywał się jak chłopaki z mojego środowiska. Może było to spowodowane różnicą wieku, a może zwyczajnie był inny.

Nie zmieniało to niczego. Nie miałam ochoty poznawać go bliżej ani dowiadywać się o nim więcej. Nie chciałam się przed nim otwierać, bo tego nie potrzebowałam.

Rozdział 5

Rosalie

Spacerowałam z Rickiem po okolicy, by chociaż na chwilę uciec z domu. Wiedziałam, że jeśli wyjdę, być może uniknę spotkania z Jaredem. Dziwiło mnie, że rodzice tak po prostu go zaakceptowali, chociaż Ricka nie darzyli sympatią od samego początku naszej znajomości. Zdawałam sobie sprawę, że duży wpływ na to ma jego rodzina, lecz było to bardzo krzywdzące w stosunku do niego samego. Uważali, że jest tak samo snobistyczny jak jego ojciec, który był burmistrzem. Rick nie miał jednak zbyt wiele wspólnego z Patrickiem Johnsonem, nie licząc oczywiście więzów krwi.

Przyjaciel szturchnął mnie ramieniem, a ja od razu podniosłam na niego wzrok.

– Wybacz, zamyśliłam się – wyjaśniłam, posyłając mu przepraszający uśmiech.

– Przestań myśleć o tym swoim chłoptasiu.

– Po pierwsze: to nie jest mój chłoptaś. Po drugie: wcale o nim nie myślałam – rzuciłam z oburzeniem. Irytowało mnie zachowanie moich przyjaciół.

– Kogo chcesz oszukać? – spytał Rick, unosząc brew.

– Ciebie, a następnie cały świat – zadrwiłam, wyrzucając teatralnie dłonie w powietrze.

Byliśmy już obok mojego domu, więc wiedziałam, że ukrywanie się właśnie dobiegło końca.

– Muszę już spadać, bo za godzinę mamy obiad rodzinny. Nie mogę się spóźnić – wyjaśnił z westchnieniem. – Widzimy się w poniedziałek.

Rodzinne spotkania w domu Ricka były czymś normalnym, jednak nie przypominały ciepłych spotkań w gronie najbliższych, jakie znałam ja. Zawsze były formalne i sztywne, a spóźnienie nie wchodziło w grę.

Pożegnałam przyjaciela, następnie wróciłam do swojego domu. Już po przekroczeniu progu usłyszałam kłótnię między rodzicami a bratem. Starałam się wsłuchać w rozmowę, mając nadzieję, że w końcu się dowiem, co jest grane.

– Nie przyjdą tutaj. Nie znajdą mnie – zapewniał Daniel.

Zmarszczyłam czoło, gdy dotarł do mnie urywek rozmowy. O co chodziło? Kto go nie znajdzie? Po cichu zamknęłam za sobą drzwi, nie przestając się przysłuchiwać. Mogła to być jedyna okazja, żebym poznała prawdę.

– Pomyślałeś o tym, że coś może się stać mamie lub Rose? – zapytał tata podniesionym głosem.

Był wściekły i domyślałam się, że miał ku temu wyraźny powód. Ruszyłam w stronę kuchni, nie kryjąc dłużej swojej obecności. Gdy weszłam do środka, zobaczyłam zapłakaną mamę, która na mój widok szybko otarła policzki.

– O co chodzi? – spytałam zaniepokojona.

Daniel bez słowa wyszedł z kuchni, a rodzice stali i patrzyli na siebie, nie mając najmniejszego zamiaru czegokolwiek mi wyjaśniać. Odwróciłam się na pięcie i pobiegłam za bratem.

– O co chodzi, Dan? – powtórzyłam pytanie.

Spojrzał na mnie przez ramię. Był wściekły.

– Nie twoja sprawa, Rose. Nie interesuj się tym – warknął, idąc do swojego pokoju.

Kiedy trzasnął drzwiami, przeszedł mnie dreszcz. Widocznie komunikacja w tym domu nie była tak idealna, jak sądziłam. Każdy miał własne sekrety i dziwnym trafem tylko ja o nich nie wiedziałam. Nie zamierzałam dłużej się z nimi wykłócać, wiedząc, że i tak niczego mi nie powiedzą, więc sama również zamknęłam się w swoim pokoju.

Podeszłam do gramofonu i włożyłam do niego płytę winylową Nirvany. Gdy po pomieszczeniu rozniosły się znajome dźwięki, rzuciłam się na łóżko i zapatrzyłam w sufit. Miałam mętlik w głowie. Nic nie było normalne. Odnosiłam wrażenie, że nagle wszystko się zepsuło. Wszystko dookoła mnie było jedną wielką tajemnicą. To zabawne, ponieważ to właśnie moi rodzice przez całe życie powtarzali, że w rodzinie nie ma sekretów. A jednak znalazło się miejsce na jeden z nich…

***

Do mojego pokoju wpadło światło z zewnątrz, rozświetlając całe okno. Była to tylko krótka chwila, po której ponownie zapadł mrok. Podeszłam do okna, by spojrzeć na podjazd. Nie był to dobry pomysł, ponieważ stał tam samochód, a tuż obok jego właściciel. Mój wzrok zatrzymał się na mężczyźnie. W jednej dłoni trzymał odpalonego papierosa, a palcami drugiej przeczesywał włosy. Z przestrachem dostrzegłam, że on też na mnie patrzy.

Powoli zrobiłam kilka kroków do tyłu, co sprawiło, że dotarłam do przeciwległej ściany. Chciałam znaleźć się jak najdalej od tego pieprzonego okna, a już w szczególności od tamtego chłopaka.

Przeszedł mnie dreszcz, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Opierałam plecy o ścianę, wstrzymując oddech. Nasłuchiwałam, co się dzieje na dole. Nie docierało jednak do mnie już nic więcej. Zapanowała kompletna cisza.

– Rose! – krzyknęła nagle mama.

Wzdrygnęłam się, słysząc jej głos. Otworzyłam drzwi pokoju. Chciałam ujrzeć Audrey albo Mabel, a w najlepszym przypadku Ricka. Ale wiedziałam, że czeka na mnie ktoś zupełnie inny. Niespiesznie zeszłam po schodach, niepewnie stawiając każdy krok. Oczy szatyna od razu spoczęły na mnie, przez co znowu wstrzymałam oddech. Nienawidziłam tego spojrzenia. Było tak chłodne i obojętne, jakby Jared niczego nie czuł.

Jesteś bezpieczna, Rose.

Nikogo nie było w pobliżu. Tylko ja i on. Chłopak opierał się plecami o drzwi wejściowe. Przełknęłam nerwowo ślinę, doskonale wiedząc, do czego to wszystko prowadzi. Zaraz miałam znaleźć się w jego aucie. Będzie tak, jak on chciał. Niezależnie od tego, czy mi się to podobało, czy nie. Dlaczego tak się działo? Dlaczego nie potrafiłam mu powiedzieć, żeby się pieprzył?

Uniósł brew i otworzył usta, by się odezwać. Śledziłam każdy jego najdrobniejszy ruch.

– Zejdziesz? – spytał z drwiną.

Mówił do mnie z wyższością. Każde z tych słów odbijało się echem w moich uszach. Znalazłam się na dole i przystanęłam na samym końcu schodów, aby zachować dystans.

– Po co przyjechałeś? – niemal szepnęłam.

Na jego usta wkradł się łobuzerski uśmiech. Jared jak zawsze był z siebie zadowolony. Bawiło go to, że mnie przeraża i tym samym doprowadza do obłędu. Moje ciało pokryła gęsia skórka. Czułam na sobie lustrujące mnie, uważne spojrzenie jego ciemnych oczu.

– Po ciebie.

Odniosłam wrażenie, jakby moje serce przestało na moment bić. Z ust tego chłopaka brzmiało to niczym groźba. Miałam ochotę uciec na górę. Czułam się jak marionetka w grze, a moje obecne położenie wcale mi się nie podobało.

Nie wsiądę, nie wsiądę, nie wsiądę…, powtarzałam sobie w myślach.

Cóż, kilka minut później pokonana siedziałam na fotelu pasażera. Wiedziałam, że sama jestem sobie winna, ponieważ już na początku powinnam była nakreślić wyraźną granicę i nie pozwolić mu jej przekraczać. Zerknęłam na siedzącego obok chłopaka, a nasze spojrzenia spotkały się na parę sekund. Z nerwów przygryzłam wargę.

– Dokąd jedziemy? – zwróciłam się do niego, gdy odpalił silnik.

Było to jedyne pytanie, na które chciałam znać odpowiedź.

– Zobaczysz na miejscu.

Przez całą drogę nie odezwałam się do niego ani słowem. Jednym z powodów mojego milczenia była złość, ponieważ czułam się przez niego lekceważona. Drugim był ogarniający mnie strach. Samochód pędził z zawrotną prędkością, od której aż wgniatało mnie w fotel. Ściskałam dłońmi pas bezpieczeństwa, modląc się, by nie była to moja ostatnia przejażdżka w życiu. Nie chciałam nawet wiedzieć, jak szybko jedziemy. Zapewne wpadłabym w panikę, a tego wolałam uniknąć.

Aby zająć czymś myśli, wyobrażałam sobie, co robiłabym w tym czasie w domu. Leżałabym pewnie pod kocem, czytając książkę, a w tle grałaby Nirvana. Być może popijałabym ulubioną herbatę lub gorącą czekoladę z kolorowymi piankami?

Auto zwolniło, a sceneria wokół całkowicie się zmieniła. Nie przemierzaliśmy już głównych ulic miasta. Niepewnie rozglądałam się po otoczeniu za oknem. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie widziałam na raz tak wielu rozmaitych samochodów. Nie znałam się zbyt dobrze na motoryzacji – ten temat nigdy mnie nie interesował – ale pojazdy tutaj różniły się od tych, które widywałam na co dzień w mieście. Miały przeróżne kolory, a na niektórych widniały naklejki, przez co wyglądały niczym prawdziwe auta wyścigowe.

Tym, co najbardziej mnie zdziwiło, a może też zaniepokoiło, był tłum ludzi. Panująca wokół ciemność zdecydowanie nie dodawała mi otuchy. Miejsce było rozświetlone przez księżyc i reflektory samochodowe. Domyślałam się, że to jakiś zlot.

Siedzący obok mnie szatyn jechał teraz bardzo powoli, dokładnie przyglądając się drodze. Miałam ściśnięte gardło, a strach całkowicie paraliżował moje ciało, gdy chłopak zaparkował obok kilku innych pojazdów.

– Trzymaj się blisko mnie – odezwał się, otwierając drzwi.

Świetnie…

Nie zamierzałam wysiadać, ale Jared widocznie miał inne zdanie na ten temat. Zamknięta tutaj czułabym się o wiele bezpieczniej niż pomiędzy tymi wszystkimi ludźmi, którzy zebrali się w tym miejscu z kompletnie nieznanych mi powodów. Zdążyłam zauważyć, że niektórzy popijają piwo lub inny alkohol.

Jared otworzył mi drzwi, zerkając na mnie wyczekująco. Zamrugałam kilkukrotnie, wciąż ściskając pas bezpieczeństwa.

– Nie ma mowy, Jared – wymamrotałam piskliwie. – Nigdzie nie idę. Poczekam na ciebie tutaj.

– Rose… – Jego głos był miękki, jakby próbował mi dodać otuchy.

Przez krótką chwilę wpatrywaliśmy się w siebie. Wydawał się nieugięty i przypuszczałam, że nie mam z nim najmniejszych szans. On jednak z całą pewnością widział panikę, która mnie pochłaniała, bo wyciągnął dłoń, czekając cierpliwie. Wzięłam głęboki wdech, a następnie odpięłam pas, by chwilę później chwycić rękę Jareda i wysiąść z pojazdu. Dotyk jego ciepłej skóry wydawał się zapewniać, że będę bezpieczna.

– Nie oddalaj się ode mnie – polecił.

Pokiwałam głową, dając znać, że zrozumiałam. I tak nie miałam zamiaru samotnie spacerować w tym miejscu. Ruszyłam za chłopakiem do grupki osób stojących przy czerwonym wozie. Odnosiłam wrażenie, że kompletnie tutaj nie pasuję. Nie czułam tych samych emocji – tej samej ekscytacji – jakie panowały wokół. Zwyczajnie chciałam stąd uciec. Zdziwił mnie widok sporej liczby dziewczyn, z których część wyglądała dość wulgarnie.

Jeden z chłopaków grzebał pod maską, przez co był cały umazany smarem. Dookoła niego zebrała się spora grupa ludzi, którzy obserwowali jego poczynania. Gdy nas dostrzegł, powiedział coś do swoich towarzyszy i wtedy wszystkie spojrzenia powędrowały w naszym kierunku.

– Nie wierzę własnym oczom, kogo ja widzę! – wykrzyczał z radością brunet majstrujący przy silniku. – Shade!

Zerknęłam na Jareda i jedyne, co zauważyłam, to nieznaczny, zadowolony uśmieszek na jego twarzy. Tak na niego mówili? Shade?

– Shade powraca? – spytał po chwili ten sam chłopak. – Długo cię nie było. Pewnie już wyszedłeś z formy – droczył się.

– Pewnych rzeczy się nie zapomina – zapewnił Jared.

– Ścigasz się dziś? – odezwał się jakiś chłopak o jasnych włosach, na co Jared pokręcił głową.

– Dziś tylko patrzę, ale mogę ci obiecać, że następnym razem skopię ci dupę.

– W to nie wątpię. – Zaśmiał się kolejny z mężczyzn.

Jared chwycił moją dłoń i ruszyliśmy dalej. Wiedziałam, że zrobił to tylko dlatego, abyśmy się nie rozdzielili w tłumie, ale i tak było to dla mnie niezręczne. Czułam na sobie spojrzenie każdej mijanej osoby. Przyglądali się nam, a ja nie rozumiałam, z jakiego powodu. Mogłam się jedynie domyślać, że ten powód ściskał właśnie moją rękę…

– Kim on, do cholery, był?

Stanęliśmy z boku toru, skąd obserwowaliśmy całe wydarzenie, a raczej samą końcówkę wyścigu. Nielegalnego wyścigu. Gdy oba pojazdy się zatrzymały i ludzie zaczęli nagradzać wygraną granatowego nissana wiwatem, kierowcy wyszli na drogę. Jeden z nich wyraźnie źle przyjął przegraną, ponieważ zaczął krzyczeć, po czym podbiegł do zwycięzcy. Przewróciłam oczami, widząc, z jaką szybkością mężczyźni wdali się w bójkę.

– Poczekaj tu na mnie. Nigdzie nie odchodź.

Jared jak na zawołanie ruszył do bijących się facetów, nie czekając na moją reakcję. W moim odczuciu była to najgłupsza rzecz, jaką mógł zrobić, lecz nie on jedyny postanowił wkroczyć w tę jatkę. Dwóch bijących się gości nagle przeistoczyło się w całą bandę. Jeszcze bardziej przestawało mi się to podobać, a strach, z którym wcześniej się uporałam, gwałtownie powrócił.

Gdy myślałam, że nie może być gorzej, w oddali zamajaczyły niebieskie światła. Wtedy rozpętało się piekło.

Spanikowani ludzie zaczęli uciekać w różnych kierunkach, popychając się wzajemnie. Pędzący tłum okazał się moim największym koszmarem. Straciłam z zasięgu wzroku Jareda, więc do wyboru miałam ucieczkę lub zostanie stratowaną. Wybrałam pierwszą opcję. Nie miałam innego wyjścia, więc puściłam się biegiem wraz z pozostałymi osobami. Nie było to zbyt łatwe w tych ciemnościach. Nie potrafiłam wrócić do samochodu Jareda, bo kompletnie nie wiedziałam, w którą stronę powinnam się udać.

Potykałam się na nierównym podłożu, biegnąc ile sił w nogach. Musiałam stąd uciec, ponieważ jako jedyna nie zasługiwałam na zatrzymanie przez policję. Jako jedyna nie przyjechałam tutaj z własnej woli. Moi rodzice z pewnością byliby wściekli, gdyby się dowiedzieli, gdzie byłam, nie wspominając już o zgarnięciu przez władze.

Nie myśląc za wiele, ruszyłam w tym samym kierunku, w którym odjechały uciekające z miejsca wyścigu auta. Droga ciągnęła się przez las. Nie byłam jedyną osobą uciekającą pieszo w tę stronę, co minimalnie dodawało mi otuchy. Było to idealne miejsce, bo w razie gdyby zbliżała się tu policja, każdy mógł się schować pomiędzy drzewami. Domyślałam się, że nie przez przypadek wybrali właśnie taką lokalizację na wyścig.

Marzyłam, żeby znaleźć się w domu, lecz wydostanie się z tej dziury nie było takie proste. Tutaj raczej nie docierała komunikacja miejska, a nawet jeśli jeździł tędy jakiś autobus, to z pewnością nie o tak późnej porze. Jednak buzująca we mnie adrenalina nie pozwoliła mi na panikę.

Niedaleko mnie z piskiem opon zatrzymał się samochód, a ja zdawałam sobie sprawę, że jest już po mnie. Dlaczego policja nie wybrała kogoś innego?

– Wsiadaj! – Usłyszałam.

Spojrzałam na pojazd. To wcale nie była policja, tylko Jared. Nie do końca wiedziałam, czy powinnam się z tego cieszyć, czy może wręcz przeciwnie. Nie marnując czasu, podbiegłam do niego i wsiadłam do środka. Być może nie był to rycerz na białym koniu, ale poniekąd mnie uratował. Krew na jego dłoniach nie pozostawiała złudzeń, a tylko utwierdzała mnie w przekonaniu, że powinnam trzymać się z daleka od tego chłopaka.

– Nie wierzę, że jesteś taką idiotką! – wykrzyczał. – Co ty sobie myślałaś?!

Czułam, że łzy napływają mi do oczu. On był wściekły, a ja przerażona. Ledwie zdążyłam zapiąć pas, kiedy ruszył z piskiem opon. Nie odpowiedziałam. Byłam pewna, że jeśli się odezwę, pęknę jak bańka mydlana i rozpłaczę się na dobre. Jared jednak najwyraźniej nie miał zamiaru dłużej ze mną rozmawiać. Nazwanie mnie idiotką widocznie mu wystarczyło. Nabrałam przekonania, że dzięki temu już nigdy więcej się nie spotkamy.

Dopiero gdy znalazłam się w swoim pokoju, uleciały ze mnie wszystkie emocje. Przed sobą nie musiałam udawać twardej. Nie musiałam zagryzać warg. Rozpłakałam się, przyciskając twarz do poduszki, by stłumić szloch. Zanim udało mi się zasnąć, pomyślałam o tym, jak bardzo nienawidzę tego nieobliczalnego faceta.