Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Sylwester 1999 roku. Ludzie spodziewają się, że tej nocy nastąpi koniec świata: z nieba zaczną spadać samoloty, na giełdach wybuchnie panika, dojdzie do masowej awarii komputerów. Nic takiego się nie stało, ale w wypożyczalni kaset video w stanie New Jersey zaatakowano cztery nastolatki. Tylko jedna dziewczyna przeżyła. Policja szybko wytypowała podejrzanego – chłopaka jednej z ofiar. Niestety sprawcy nie udało się ująć... Piętnaście lat później kolejne dziewczyny zostają napadnięte w tym samym mieście i znowu tylko jedna uchodzi z życiem. Agentka FBI Sarah Keller musi zagłębić się w tajemnice obu nocy, aby odkryć prawdę o morderstwach na nocnej zmianie…
Alex Finlay to pseudonim literacki wybitnego prawnika amerykańskiego, autora powieści sensacyjnych. Autor nagrodzonego thrillera W otchłani strachu, przetłumaczonego na kilkanaście języków. W młodości dużo podróżował: mieszkał na tropikalnej wyspie na Pacyfiku, w małej wiosce w Wielkiej Brytanii i w odległym zakątku Dalekiego Wschodu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 293
SYLWESTER 1999
Spodziewano się, że tej nocy nastąpi koniec świata.
Samoloty spadające z nieba. Urywające się windy. Krach giełdowy.
Cyfrowa apokalipsa.
Ale w wypożyczalni filmów sieci Blockbuster w Linden, w stanie New Jersey początek drugiego tysiąclecia był normalnym piątkiem. Steve pracował jako kierownik od pół roku, oczywisty awans w porównaniu z poprzednią pracą w barze sieci Taco Bell. W restauracji jego ubranie przesiąkało zapachem gotowanego mięsa i tłuszczu; około jedenastej wieczór pojawiały się grupki pijanych, głośnych nastolatków, których wyrzucał o drugiej w nocy.
Wypożyczalnia filmów funkcjonowała inaczej. Zamykał ją punktualnie o dwudziestej drugiej. Klienci byli uprzejmi. Tego wieczoru obsługiwał głównie pary szukające romantycznych komedii albo „czegoś przerażającego”.
Klienci nie wyśmiewali Steve’a z powodu trądziku ani stroju, nie zostawiali na podłodze rozgniecionych resztek enchiladas. Personel również był milszy. Na nocnej zmianie pracowały cztery ładne, choć złośliwe nastolatki. Uczennice młodszych albo starszych klas, szalejące w barach sieci Taco Bell. Do licha, Stevie był zaledwie kilka lat starszy, ale traktowały go jak ojca. Po kilku miesiącach pracy współczuł ich rodzicom.
– Mogę iść na przerwę? – spytała Mandy, wkładając kasetę VHS do odtwarzacza. Było to przekleństwo ich pracy, bo nikt nie zwracał uwagi na nalepki z napisem: PROSIMY O PRZEWINIĘCIE FILMU PRZED ZWROTEM KASETY.
Steve popatrzył na długą kolejkę klientów chcących wypożyczyć filmy. Nowa dziewczyna, Ella, zajmowała się kasą stojącą obok.
– Zamykamy za pół godziny – odparł z irytacją. – Nie możesz zaczekać? Chcę, żebyś się zajęła trzecią kasą.
– Steeevie, mam okres… – Mandy zniżyła głos do szeptu.
Steve westchnął. To chyba niemożliwe, żeby dziewczyna miała okres co tydzień, ale co może zrobić?
– Zastąpię ją – powiedziała Katie. Wróciła do wypożyczalni z płatkami śniegu na włosach, trzymając w ręku stos kaset wyjętych z metalowego pojemnika na zwroty stojącego na parkingu. Była najbardziej odpowiedzialną z dziewcząt, chodziła do katolickiej szkoły, przestrzegała zasad. Ale nawet ona sprawiała kłopoty. Pół godziny wcześniej musiał jej przypomnieć, że dziewczyny nie powinny same wychodzić na parking. Taki jest regulamin: czy tak trudno to zrozumieć?
– Pośpiesz się – powiedział Steve do Mandy. – A gdzie się podziała Candy?
Candy O’Shaughnessy trzymała sztamę z Mandy i nieustannie naruszała zasady regulaminu firmy Blockbuster, Inc. Wypożyczalnia miała powierzchnię trzystu siedemdziesięciu metrów kwadratowych, ale Candy zawsze udawało się zniknąć. Odnosiła się do niego niegrzecznie, a raz przemyciła wino do pokoju socjalnego. Stevie był przekonany, że to ona włożyła Piątek trzynastego do pudełka na 101 dalmatyńczyków. Rodzice zrobili mu awanturę. Powiedzieli, że chłopak będzie potrzebował pomocy psychologa.
„Witaj w klubie!”
– Chyba była w dziale dziecięcym – powiedziała z krzywym uśmiechem Mandy i nieśpiesznie ruszyła w stronę pokoju socjalnego.
Steve pokręcił głową, podszedł do bramek zabezpieczających wypożyczalnię przed kradzieżą i podał klientowi stojącemu przy drzwiach niewielką plastikową torbę z filmami.
Candy i Mandy nie pojawiły się do zamknięcia. Zwróci im uwagę, na pewno. Pozwalają sobie na zbyt wiele.
Polecił Elli stanąć przy wejściu, otwierać i zamykać drzwi na zasuwę, by klienci wychodzili, ale nie wchodzili. Pomyślał, że da sobie z tym radę. Kazał Katie zamknąć kasy. Powinien poszukać Candy i Mandy. Zawsze jakieś kłopoty. Miał ochotę wreszcie skończyć pracę, wpaść na pabsta do ojca, by wypić toast za nowy rok, nim staruszek zaśnie. Później może łyknie jeszcze kilka piw w barze U Corky’ego, obejrzy mecz koszykówki w telewizorze stojącym za barem, zobaczy, czy naprawdę pojawią się kłopoty z komputerami, o których bez przerwy trąbią media. Nie będzie to wspaniałe przyjęcie z okazji nowego tysiąclecia – wiele razy słuchał piosenki Prince’a Party Like It’s 1999 – ale to i tak lepsze niż samotne spędzanie sylwestra w ponurym mieszkaniu.
Przeszedł między półkami, minął nową sekcję płyt DVD i dotarł do pokoju socjalnego. W środku panował cholerny ziąb.
– Do licha, dziewczyny… – odezwał się, zauważając, że tylne drzwi są otwarte. Na zewnątrz wył wiatr. Jeśli paliły w pokoju socjalnym, przysięga, że… Mówił im milion razy, że nie wolno otwierać tylnych drzwi ze względów bezpieczeństwa. Mógłby mieć wielkie kłopoty, gdyby ktoś z firmy…
Znieruchomiał, zauważywszy na podłodze cztery nogi wystające spod stołu.
Ogarnął go strach i nagle poczuł, że ktoś chwyta go za włosy i szarpie do tyłu. Poczuł dziwny chłód na szyi.
Leżał na podłodze, z jego gardła wydobywał się ohydny charkot. Patrzył, jak ciemna postać wyłącza światła w pokoju socjalnym. Wydawało się, że minęła wieczność, nim drzwi się otworzyły i do pokoju wpadł snop światła. Głosy paplających nastolatek nagle ucichły.
Steve chciał zawołać, ostrzec je, ale poczuł ogarniające go konwulsje i zapadła ciemność.
Na końcu usłyszał krzyki.
PIĘTNAŚCIE LAT PÓŹNIEJ
ELLA
KWIECIEŃ 2015
Ella łyka tabletkę alprazolamu, czekając, aż pracownik hotelu weźmie kluczyki. Wizyty na Manhattanie zawsze ją stresują. Taksówkarze jeżdżą jak wariaci, widać samochody policyjne pędzące na sygnale, piesi wybiegają na jezdnie, jakby chcieli, żeby ich przejechać.
Co ona tu właściwie robi, do cholery?
Przy oknie samochodu stoi młody mężczyzna w kostiumie boya hotelowego. Katie opuszcza szybę.
– Wprowadza się pani? – pyta chłopak. Ma dwadzieścia kilka lat i ogląda ją od stóp do głów.
– Nie, przyjechałam na spotkanie z przyjacielem.
Boy kiwa głową z lekkim rozbawieniem. Jasne, z przyjacielem, w tym stroju.
Ella wychodzi z samochodu i daje chłopakowi pięciodolarówkę. Boy spogląda na banknot, który nie robi na nim większego wrażenia.
Spokojnie, na litość boską. Jest terapeutką zarabiającą trzydzieści tysięcy dolarów rocznie, a nie biznesmenką z nieograniczonym funduszem reprezentacyjnym.
W marmurowym westybulu hotelu Carlyle idzie prosto do baru. Wbrew wskazaniom medycznym – miała w Wellesley College zajęcia z farmakologii – zażywa kolejną maleńką niebieską tabletkę.
Po wejściu do sali wyłożonej mahoniem czuje na sobie spojrzenia gości. Wystrój niczym w ekskluzywnym londyńskim klubie i muzyka Ferenca Liszta grana na pianinie przez siwowłosego starszego pana, który próbuje udawać, że nie jest przygnębiony takim zakończeniem swojej kariery artystycznej.
Ella jest psychoterapeutką. Z trudem zarabia na swoją połowę czynszu, stara się nie natknąć w mieście na przyjaciół narzeczonego. Albo na pacjentów z raczkującej praktyki. Myśli o szesnastoletniej Layli, z którą miała rano sesję. Dziewczyna znowu się tnie. Layla nie musi niczego tłumaczyć, Ella doskonale ją rozumie.
Rozgląda się po barze i zauważa mężczyznę w drogim garniturze trzymającego szklaneczkę szkockiej. Tacy faceci zawsze piją szkocką. I uwielbiają o tym gadać. Specjalne beczki, wyjątkowy region. Godzinami ględzą o whisky; większość ma blady ślad po obrączce na lewej ręce. Ella nie zawraca sobie głowy zdejmowaniem pierścionka zaręczynowego. Miłośnicy szkockiej nie zwracają na niego uwagi.
Mężczyzna uśmiecha się do niej.
Może być.
Ella zawsze jest zaskoczona, jakie to łatwe. W tej czarnej sukience nie potrzebuje portalu randkowego Tinder.
Idzie nawiązać znajomość z nowym przyjacielem.
Po kilku godzinach dzwoni telefon. Jest teraz w pokoju hotelowym, jedyne światło widać w szparze pod drzwiami. W czasie tych figli zawsze nastawia budzik na piątą rano. Pozwala to uniknąć niezręcznych porannych rozmów.
Ale to nie dźwięk budzika. Ktoś dzwoni. Zrzuca z siebie włochate ramię Ricka. Zastanawia się, czy to prawdziwe imię. Pasuje do niego. Prawdopodobnie myślał, że do niej pasuje imię Candy. Coś słodkiego, ale niezdrowego. Jak jedna ze starych znajomych, której imię wykorzystała. Zawsze posługuje się ich imionami. Candy, Mandy, Katie. Nie ma pojęcia dlaczego.
– Cześć! – szepce do telefonu. Cicho wymyka się do łazienki i podnosi z podłogi czarną sukienkę. Czuje pod stopami chłodny marmur.
– Ella, przepraszam, że dzwonię tak późno. To ja, Dale.
– Pan Steadman? – Nawet po wielu latach nie jest w stanie mówić do niego po imieniu. Dla nauczycieli jesteśmy przez całe życie dziećmi. Nie rozmawiała z nim od roku, odkąd dawny wychowawca, a obecnie dyrektor szkoły średniej spotkał się z uczniami po zawodach strzeleckich w sąsiednim miasteczku. – Wszystko w porządku? – Mocno bije jej serce. „Dlaczego dzwoni o tej porze? Czy to możliwe? W końcu go złapali? Poranne telefony rzadko zwiastują dobre wiadomości”.
– Stało się coś strasznego. Wiem, że to wielka prośba, ale czy mogłabyś przyjechać do szpitala uniwersyteckiego Roberta Wooda Johnsona?
„Przyjechać do szpitala? Teraz?”
– Doszło do… Jedna z moich uczennic potrzebuje pomocy – mówi Steadman, nim Ella zdąży zadać pytanie.
Chce zaprotestować. Znaleźć jakąś wymówkę. Ale nie może. Nie po tym wszystkim, co zrobił dla niej Dale Steadman.
– Jasne, oczywiście – mówi. – Miałam dziś odwiedzić przyjaciółkę w mieście. Mogę przyjechać za godzinę.
– Nie prosiłbym cię o to, gdybym nie uważał, że ktoś inny mógłby… – Steadman milknie.
Elli kręci się w głowie. Jest zmęczona, ciągle na lekkim rauszu. W końcu się uspokaja.
– Może mi pan powiedzieć, o co chodzi?
Steadman lekko się jąka.
– W lodziarni w Linden zaatakowano cztery dziewczyny. Przeżyła tylko jedna. Potrzebuje kogoś, kto ją zrozumie, kto potrafi…
– Już jadę – odpowiada Ella i kończy rozmowę. Wie, że ma wyjątkowe kwalifikacje, by pomóc tej dziewczynie.
Wie, jak to jest, gdy jest się jedyną osobą, która przeżyła.
Na parkingu szpitala uniwersyteckiego imienia Roberta Wooda Johnsona snuje się wiosenna mgła. Jest prawie pusty, pomijając kilka samochodów policyjnych. Przed frontowymi drzwiami spaceruje kobieta w fartuchu lekarskim, rozmawiając przez komórkę.
Ella chwyta kierownicę samochodu i patrzy na swoje gołe, blade nogi. Zastanawia się, czy nie wrócić do domu i nie przebrać się w przyzwoitszy strój. Ale dyrektor Steadman wydawał się dziwnie zdenerwowany. Zwykle zachowuje olimpijski spokój.
Ella spogląda na siebie w lusterku wstecznym i dotyka rozmazanego makijażu. Po wyjściu z auta dochodzi do wniosku, że wysokie szpilki to jednak przesada. Sięga po torbę sportową i wyjmuje adidasy.
Kobieta w fartuchu ciągle chodzi przed wejściem. Ella widzi, że dyskretnie podnosi pięść do ust, wciąga głęboki oddech i wydycha chmurę pary.
Wszyscy mamy jakieś sekrety.
Recepcjonistka siedząca w budynku ledwo na nią zerka. Kobieta prawdopodobnie widziała wiele szokujących scen podczas nocnej pracy na oddziale ratunkowym. Ella umawiała się kiedyś na randki ze studentem medycyny, który miał staż w szpitalu. Opowiadał o facecie, któremu wsadzono do tyłka lalkę Barbie, i narkomanie, który zjadł dwa swoje palce po fencyklidynie. A także o robotniku budowlanym z gwoździem w mózgu; był przytomny i rozmawiał. Pani psycholog ubrana jak striptizerka z klubu nocnego nie jest chyba najdziwniejszym widokiem.
Recepcjonistka mówi coś do telefonu, po czym kiwa dłonią w stronę Elli, by weszła do sali zabiegowej. Drzwi głośno brzęczą, po czym Ella wkracza do dużej sali skąpanej w blasku świetlówek. Słychać piski i głosy dochodzące zza niebieskich parawanów odgradzających łóżka. Widzi na końcu pomieszczenia Dale’a Steadmana rozmawiającego z grupką mężczyzn. Trzema umundurowanymi policjantami i wąsatym facetem o surowych rysach, ubranym w koszulkę polo włożoną w dżinsy. Wydaje się, że spiera się o coś ze Steadmanem.
Przez ułamek sekundy Ella ma ochotę uciec. Przypomina sobie kawalkadę policjantów, lekarzy i pracowników socjalnych zadających ciągle te same pytania: „Czy go widziałaś?”, „Co pamiętasz?”, „Czy cię dotykał?”. Spogląda przez chwilę na podłogę, usiłując się uspokoić, po czym znowu zauważa gołe uda dziewczyny i przypomina sobie salę zabiegową, w której leżała z nogami w strzemionach.
Po ataku Ella nie chciała rozmawiać. Zespół psychologów szpitala nie zdołał nawiązać z nią kontaktu; rodzice Elli nie wiedzieli, co o tym sądzić. Szkoła przysłała Steadmana. Nie miał fachowego przygotowania do radzenia sobie z ofiarami traumy i zastępował po prostu panią pedagog będącą na urlopie macierzyńskim. Lubiany nauczyciel, młody, przystojny. Matki za nim przepadały. Poza tym kompetentny, rozsądny, doskonały organizator, więc pewnie dlatego został dyrektorem szkoły.
Widzi Ellę i macha do niej ręką. Nie reaguje na przytłumione krzyki dochodzące zza parawanu stojącego w pobliżu stłoczonych mężczyzn. Wychodzi zza niego lekarz, krzywi się. Mówi coś do funkcjonariuszy znajdujących się obok Steadmana i kręci głową. Steadman uspokajająco kładzie mu dłoń na ramieniu, po czym podchodzi do Elli.
– Dziękuję, że przyszłaś. Przepraszam, że zepsułem ci wieczór – mówi Steadman. To jedyna oznaka, że zauważa jej strój.
Streszcza Elli fakty. Po północy nastolatki pracujące w lodziarni zostały znalezione martwe na zapleczu. Matka dwóch dziewcząt, sióstr, zaniepokoiła się, gdy nie wróciły ze zmiany i nie odpowiadały na esemesy. Matce podano środki uspokajające.
– Ktoś przeżył? – Ella zna odpowiedź na to pytanie. Właśnie dlatego tu przyjechała.
Steadman kiwa głową.
– Uczennica mojej szkoły. Nie pracowała w lodziarni. Przypuszczamy, że była klientką. Może zaskoczyła sprawcę… – Steadman oddycha głęboko. – Miałem nadzieję, że możesz z nią porozmawiać. Lekarze i detektywi niczego nie osiągnęli. Jest… cóż, sama zobaczysz. Zadzwonił do mnie prokurator okręgu Union, ponieważ…
Nie musi kończyć zdania, przyczyna jest jasna: ponieważ pomogło to Elli po napadzie na wypożyczalnię filmów.
– Nie chce rozmawiać ze mną ani nikim innym. Nie pozwala lekarzom się zbadać. Pomyślałem, że możesz spróbować, nim będą musieli ją uśpić.
– Nie jestem pewna, czy powinnam…
– Tylko ty masz jakieś szanse. Nie zdołam ich długo powstrzymać. – Steadman spogląda na mężczyznę w koszulce polo i dżinsach, zapewne detektywa, który koniecznie chce przesłuchać dziewczynę. Morderca jest ciągle na wolności.
– Jak się nazywa?
– Jessica Duvall, ale wszyscy mówią na nią Jesse.
– Gdzie są jej rodzice? Nie chce z nimi rozmawiać?
– Została adoptowana. Nie jestem pewien dlaczego. Niedawno pojawiła się w szkole i nie podają nam szczegółowych informacji.
Głosy zgromadzonych policjantów stają się donośniejsze. Funkcjonariusze patrzą na Ellę.
Bierze głęboki oddech i wchodzi do separatki.
KELLER
Sarah Keller sięga po komórkę piszczącą na nocnym stoliku. Trzy esemesy o piątej trzydzieści rano. Nie śpi już od godziny. Czuje w brzuchu stópki dwojga dzieci, które dziko wierzgają – skutek tajskich potraw zjedzonych poprzedniego wieczoru. Przez godzinę słuchała chrapania Boba i martwiła się, co będzie z pracą i pieniędzmi, gdy urodzą się bliźnięta. W ciągu pięciu lat małżeństwa nigdy nie widziała, by Bob nie mógł zasnąć ze zmartwienia. Przyjmował życie spokojnie.
Czyta esemesy od szefa:
Lokalna policja potrzebuje pomocy. Okręg Union.
To nietypowe. FBI zwykle nie pomaga miejscowej policji, chyba że chodzi o coś naprawdę poważnego, na przykład terroryzm albo wzięcie zakładników. Poza tym Keller w dalszym ciągu jest młodą agentką.
Przychodzi kolejny esemes. Link do relacji w mediach. Keller czuje trzepot w piersi, czytając relację o tym, co się wydarzyło. W dalszym ciągu brak szczegółów. Zabójstwo kilku osób w lodziarni w Linden, trzy ofiary nie żyją. Ktoś mógł ocaleć.
Wystukuje odpowiedź:
Jasne. Mam tam natychmiast pojechać?
Długa pauza, widać pulsujące kropki. Stan Webb prawdopodobnie napisał gniewną odpowiedź – „oczywiście, że natychmiast” – a potem ją skasował. Dobry szef kasuje gniewne esemesy przed ich wysłaniem. Stan wygląda jak szwajcarski bankier, ale jest dobrym szefem.
Keller ma wielki brzuch, jest w ciąży od ośmiu miesięcy i dwóch tygodni. Z trudem wstaje z łóżka, gdy pojawia się wiadomość:
Tak.
Stan zawsze jest oszczędny w słowach. Zadzwoni do niego z samochodu.
Bierze prysznic – ostrożnie wchodzi do wanny, próbując nie upaść na podłogę – a później wkłada sukienkę ciążową, jedną z dwóch, które ciągle pasują. Czuje zapach dolatujący z kuchni. Nie wierzy w bajeczki na temat ciąży, ale ma naprawdę wyostrzone zmysły.
Bob wstał z łóżka i zmywa patelnię w zlewie. Na niewielkim stole kuchennym stoi talerz z jajecznicą i smażonymi pomidorami ułożonymi na bajglu. Od miesiąca przygotowuje specjalne potrawy, korzystając z przepisów na stronie poświęconej diecie dla kobiet w błogosławionym stanie.
– Nie musiałeś wstawać – mówi Keller.
– Kiedy Clarice Starling dostaje esemesa o piątej rano, wiem, że powinienem coś upichcić, bo inaczej moje dzieci będą musiały się żywić batonami energetycznymi. – Wysuwa krzesło, by Keller usiadła.
– Muszę jechać. Stan chce, żebym…
– Ach, gdy Stan będzie miał w brzuchu bliźnięta, może kazać ci się pośpieszyć. – Bob siedzi naprzeciwko Keller. Ma worki pod oczami, wydaje się zmęczony.
– Kiedy wróciłeś wczoraj do domu? – pyta Keller. Bob jest dźwiękowcem w studio nagrań, jego godziny pracy zależą od kaprysu artystów.
– Około trzeciej – odpowiada. – Hałaśliwy zespół folkowy – dodaje, jakby to tłumaczyło późny powrót do domu. Keller nie wie, czy mąż żartuje. Czasami trudno się zorientować.
– Nie powinieneś wstawać, mogłam sama przygotować…
– O mało nie zapomniałem, coś zrobiłem. – Bob zrywa się z krzesła i bierze z lady termos.
– Błagam, tylko nie ta breja dla kobiet w ciąży, o której mówiłeś…
Bob porusza brwiami. Kiedy Keller kończy jeść bajgla, pomaga jej wstać z krzesła.
– Jestem w ciąży, ale nie jestem inwalidką.
Bob nie odpowiada. Klęka naprzeciwko jej brzucha. Keller patrzy na jego łysą głowę otoczoną wianuszkiem włosów – wygląda jak mnich – i czuje przypływ czułości.
– Opiekujcie się mamą, mali agenci FBI.
Keller nigdy nie strzelała na służbie, lecz mąż traktuje ją jak tropicielkę seryjnych morderców.
ELLA
Uratowana dziewczyna, Jesse Duvall, siedzi w rogu na podłodze. Obejmuje rękami kolana, spuściła głowę.
Pokój jest nieprzyjemnie jasny, papier pokrywający leżankę do badań lekarskich jest pognieciony i podarty.
– Mówiłam wam już, dupki, że nie chcę być badana – odzywa się nastolatka, nie podnosząc wzroku. – Zostawcie mnie, kurwa, w spokoju!
Nie krzyczy. Wydaje się zmęczona. Mówi beznamiętnym tonem.
– Nikt cię nie dotknie bez twojej zgody – odpowiada Ella.
Jesse szybko unosi głowę. Ma ładną buzię i duże oczy w kształcie migdałów. Na jej twarzy pojawia się zaciekawienie.
– Kim pani jest?
– Nazywam się Ella. Udzielam pomocy psychologicznej.
Jesse wydaje się rozbawiona.
– Komu? Striptizerkom?
Humor – nawet czarny – to dobry znak. Instynkt podpowiada Elli, że dziewczyna jest silna.
– Wiem, że w tej chwili chcesz być sama – mówi, ignorując złośliwą uwagę. – Wolałabyś wrócić do domu i położyć się do własnego łóżka.
– Domu… – Jesse wypowiada to słowo szyderczym tonem.
Ella rozumie, że popełniła pierwszy błąd. Steadman wspomniał, że Jesse wychowywała się w rodzinach zastępczych.
– Problem polega na tym, że ktokolwiek skrzywdził ciebie i twoje przyjaciółki, ciągle jest na wolności. Mogłaś zauważyć coś, co pomoże policji schwytać…
Jesse coś mruczy; znowu opiera głowę na kolanach.
– Co takiego?
Jesse milczy.
– Rozumiem, że to trudne i…
Jesse gwałtownie unosi głowę.
– Skąd może pani wiedzieć? Bo przeczytała to pani w jakiejś książce? Bo gada pani z gospodyniami domowymi o ich trudnych przeżyciach emocjonalnych? Albo z bogatymi dzieciakami, które czują lęk, czy dostaną się do dobrego college’u? Rozmawiałam z dziesiątkami terapeutek takich jak pani i jedyna różnica polegała na tym, że nie były ubrane jak dziwki!
– Ale ja cię rozumiem, Jesse, naprawdę rozumiem.
Dziewczyna słucha wyjaśnień Elli. W sylwestra 1999 roku weszła do pokoju socjalnego wypożyczalni filmów. Ktoś zadał jej potworny cios w głowę. Straciła przytomność, a następnie się ocknęła, wybiegła na dwór i znaleziono ją w kałuży krwi. Usiłuje mówić spokojnie, lecz czuje, że jej oczy wypełniają się łzami. Nie wspomina o tym, że zobaczyła na kolanach prawie odciętą głowę Katie, gdy przyjaciółka podczołgała się do niej, by poprosić o pomoc, po czym zmarła. Nie wspomina o koszmarnym widoku, który stale pojawia się w snach: ktoś pochyla się nad nią, wbija w nią nóż i szepce: „Dobranoc, ładna dziewczynko”.
– To nie były moje przyjaciółki – mówi Jesse, gdy Ella kończy. – Prawie ich nie znałam. – Po raz pierwszy łamie jej się głos.
– Chciałaś kupić lody?
Jesse kręci głową.
– Musiałam skorzystać z toalety. Kiedy wyszłam…
– Czy widziałaś…
– Nie. Uderzył mnie. Miałam wrażenie, że dostałam w głowę kijem bejsbolowym, i straciłam przytomność.
Ella usiłuje nie reagować. To takie znajome, takie straszne… „Przestań”.
– Kiedy weszłaś do lodziarni, byli w niej klienci?
– Nie, już zamykali.
Ella czuje ściskanie w gardle.
– Widziałaś kogoś przed sklepem? Zauważyłaś coś podejrzanego?
Jesse znowu kręci głową.
– Dotykał cię? – Ella nie może się zmusić, by powiedzieć coś więcej. Splata dłonie za plecami, by ukryć ich drżenie.
– Nie – odpowiada z przekonaniem Jesse.
– Straciłaś przytomność. Jesteś pewna? Przecież…
– Od czternastego roku życia mieszkałam w domach dziecka. Wiem, jak to jest, gdy ktoś próbuje mnie dotykać we śnie.
Ella kiwa głową i znowu przełyka ślinę.
O szóstej trzydzieści rano Jesse zgodziła się oddać policji ubranie w celu analizy DNA i wykonania badań laboratoryjnych. Zgodziła się także porozmawiać z lekarką. I zostać na obserwacji z powodu wstrząśnienia mózgu.
– Wrócę później i sprawdzę, jak się czujesz – mówi Ella.
Jesse kiwa głową. Ella zastanawia się, czy jej nie przytulić. Nie dotknąć dłonią, lecz postanawia tego nie robić. Jesse Duvall nie jest tak krucha jak Ella. Jest w szoku, przeżyła traumę, ale przeczucie Elli się potwierdziło: to silna dziewczyna. Ella z jakiegoś powodu czuje się zawstydzona.
Kiedy Ella dociera do drzwi, Jesse mówi coś wstrząsającego.
– Pamiętam jedną rzecz.
– Co takiego?
– Nie widziałam napastnika, ale mam mgliste wspomnienie, że pochylił się nade mną mężczyzna i szepnął mi coś do ucha. – Ella czuje, że robi jej się gorąco. Świat się kołysze. – Powiedział: „Dobranoc, ładna dziewczynko”.
CHRIS
Chris obserwuje mężczyznę siedzącego naprzeciwko niego w brudnej sali widzeń więzienia okręgu Union. Wygląda jak ork o ostrych zębach i drapie się po krostach na bladych ramionach. Typowy klient Chrisa jako obrońcy z urzędu.
Większość trafiła za kratki za narkotyki. Budzą największe współczucie. W najgorszej sytuacji są dzieciaki z ubogich rodzin, zgarniane w ogromnych ilościach. Ale widział również wiele bogatych, nastoletnich piękności zmienionych w łysiejące potwory pokryte wrzodami. Studentów napadających na apteki sieci CVS, by strzelić sobie w kanał. „To ludzie z zupełnie innego świata”. Nie wiemy tego, dopóki nie poczujemy smaku krystalicznej metamfetaminy. Albo euforii wywołanej przez leki przeciwbólowe skradzione z apteczki matki.
Rodziny zwykle obwiniają dilerów, ale Chris ma inne zdanie. Nikt nie obwinia ekspedientki sklepu z alkoholem o to, że ciotka chodzi na spotkania anonimowych alkoholików. Brat Chrisa zajmował się dorywczo dilerką. Nie dlatego, że był zły; po prostu musiał zdobyć trochę pieniędzy na jedzenie.
– Jeśli wyrazisz zgodę na odwyk, może uda mi się przekonać sąd do wydania wyroku z zawieszeniem – mówi Chris.
Ten kretyn usiłował zastawić w lombardzie torebkę Louisa Vuittona. Ciągle były w niej dokumenty kobiety, której ją wyrwał. Nawet właściciel podejrzanego lombardu nie mógł tego zignorować.
– Kto za to zapłaci?
– Spróbuję załatwić terapię na koszt stanu.
Klient się zastanawia. Czy lepiej żyć bez narkotyków, czy spędzić krótki czas w więzieniu, gdzie narkotyki łatwiej zdobyć niż papier toaletowy?
– Chcę mieć dobrego adwokata, a nie obrońcę z urzędu, który tylko się zgrywa.
Chris nie obraża się już, słysząc takie uwagi. Wszyscy uważają, że prawnik na tyle głupi, by pracować za marną pensyjkę na mało prestiżowej posadzie państwowej, na pewno nie jest kimś w rodzaju mecenasa Clarence’a Darrowa. Może to prawda. Ale Chris zdał egzamin adwokacki zaledwie przed dwoma laty i uczestniczył już jako główny obrońca w większej liczbie procesów sądowych przed ławą przysięgłych niż większość adwokatów w trakcie całej swojej kariery zawodowej. Obrońcy z urzędu są świetni, gdy należy wynegocjować ugodę z prokuraturą w beznadziejnych przypadkach takich jak ten. Doskonale potrafią oceniać psychikę prokuratorów. Są wśród nich twardziele, których należy unikać. Inni to mięczaki, można im wciskać łzawe historyjki. Zdarzają się również lenie popełniający błędy.
– Jeśli masz pieniądze, możesz wynająć prywatnego adwokata – mówi Chris. – Ale jeśli nie masz, pozostaję ja.
Klient ma rozszerzone źrenice po nocy spędzonej w areszcie. Patrzy na Chrisa.
– Niech pan załatwi układ – mówi.
Strażnik wyprowadza zdenerwowanego mężczyznę, a Chris sprawdza w komórce, jaką następną smutną sprawą ma się zająć.
Zauważa wiadomość, od której mocno bije mu serce: TRZY NASTOLATKI ZAMORDOWANE W LODZIARNI W LINDEN. JEDNA OFIARA PRZEŻYŁA.
Czuje gęsią skórkę, kręci mu się w głowie, jakby on też łyknął metamfetaminy. Czyta początek artykułu:
„Wczoraj wieczorem brutalnie zamordowano trzy ekspedientki lodziarni w Linden, co wstrząsnęło społecznością miasta. Jak poinformowała policja, zwłoki kierowniczki nocnej zmiany Beth Ann Hughes, 18 lat, oraz dwóch innych pracownic, niepełnoletnich dziewcząt, znaleziono po północy w sklepie przy Elizabeth Avenue 500. Czwarta ofiara, klientka, przeżyła; przebywa w szpitalu i jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Napad na lodziarnię przypomina atak na wypożyczalnię filmów sieci Blockbuster, do którego doszło przed piętnastu laty w sylwestra”.
Chris patrzy z roztargnieniem na odrapany stół i przypomina sobie tamtą noc. Siedział w domu przy równie zniszczonym stole kuchennym i patrzył, jak jego brat Vince pośpiesznie przygotowuje tandetne danie do odgrzania na kuchence. Hamburger Helper.
– Gdzie byłeś? – pyta starszego brata. Vince przed chwilą wpadł do kuchni. Przestawia z brzękiem patelnie. Na jednej z nich skwierczy ohydna masa.
Vince się odwraca i unosi brew.
– Dziewczyna? – Dwunastoletni Chris jest zafascynowany płcią piękną, choć trochę się jej boi.
Vince wrzuca kluski na patelnię.
– I to fantastyczna!
– Gorąca?
Vince się odwraca i patrzy ze złością na młodszego brata.
– Mówiłem ci, żebyś mówił o dziewczynach z szacunkiem, prawda? Chcesz być taki jak on? – Często to powtarza. Stale przypomina, że żaden z nich nie chce być podobny do ojca, który bez litości ich katuje i sprawił, że matka uciekła.
Chris marszczy brwi. Nie chce rozczarować Vince’a. Brat sprzedaje prochy na boku, ale jest mądry.
– Ona… nie potrafię tego wytłumaczyć – mówi Vince. – Wiesz, że powinniśmy się wyrwać z tego gównianego życia?
Chris kiwa głową. Vince nazywa to nirwaną. Brzmi to jak nazwa zespołu muzycznego. Właśnie dlatego brat dba, by Chris miał w szkole dobre oceny.
– Dostałeś już stopień z prezentacji? – pyta Vince, mrużąc oczy.
– Jeszcze nie. Dopiero po feriach – odpowiada Chris.
– Musisz walczyć o nowe życie, bo jesteś bystry. Ta dziewczyna pachnie nowym życiem.
– Pachnie? – pyta Chris, krzywiąc się lekko.
– To po prostu…
Nagle otwierają się drzwi frontowe i Vince pośpiesznie nakłada na talerz brązową breję. Z holu dobiega odór alkoholu i twarz ojca ciemnieje, gdy widzi, że kolacja nie stoi jeszcze na stole. Pracuje w Union Self-Storage, firmie magazynującej używane rzeczy w pobliżu wysypiska śmieci w Linden. Od ósmej rano do ósmej wieczorem, po czym pije w barze, aż poczuje głód. Spodziewa się zastać na stole gorącą kolację, bo inaczej ktoś dostanie pasem. Sylwester nie jest wyjątkiem.
Ojciec siada. Nogi krzesła piszczą na popękanym linoleum. Vince stawia przed nim talerz. Idzie do zlewu, by napełnić szklankę wodą, gdy nagle ojciec rzuca w niego talerzem, który trafia w cel. Uderza w głowę brata i roztrzaskuje się na podłodze. Wołowina w kleistym sosie zachlapuje starszego brata i ściany kuchni.
Vince się odwraca. Patrzy dzikim wzrokiem, ale nie jest poważnie ranny.
– Dlaczego…
Ojciec zrywa się z miejsca i uderza Vince’a pięścią w brzuch.
– Za dużo soli, kurwa!
Chris chce wstać z krzesła, by bronić brata, a przynajmniej sprawdzić, czy nic mu nie jest. Vince zgiął się wpół, ale zerka na Chrisa i lekko kręci głową. „Nie rób tego”.
Ojciec wychodzi do sypialni, zataczając się. Chris podbiega do starszego brata.
– Wszystko w porządku?
Vince prostuje plecy, dotyka tyłu głowy, a później patrzy na czerwonobrązowy sos na palcach. Uśmiecha się melancholijnie do Chrisa.
– Myślałem, że sól zamaskuje smak plwociny.
Chris się uśmiecha.
– Przyrzeknij, że będziesz miał dobre stopnie, wyjedziesz stąd i nigdy nie wrócisz – mówi Vince, patrząc Chrisowi w oczy. – Gdybyś to zrobił, smród ojca przyczepiłby się do ciebie na zawsze. Obiecaj, że tak się nie stanie.
– Obiecuję – mówi Chris. – Nirwana. O tym marzymy.
Budzi się w nocy, słysząc skrzypienie drewnianych desek, krzyki, ciężkie kroki wielu ludzi. Myśli, że ktoś się włamał do domu.
Wybiega z sypialni, zagląda do pokoju Vince’a, ale brata tam nie ma. W salonie krzyczy ojciec.
– Wiedziałem, że jesteś nicponiem! Żałuję, że się urodziłeś, przysięgam!
Chris zbiera się na odwagę i wchodzi do salonu. Jest wypełniony mężczyznami w mundurach. Dwóch stoi naprzeciwko ojca, który siedzi na kanapie i ciągle wrzeszczy. Vince leży na brzuchu na podłodze, policjant wbija mu kolano w plecy i brutalnie skuwa go kajdankami.
Funkcjonariusze stawiają Vince’a na nogi. Ma podbite oko i zakrwawione usta. Chris jest przerażony, zdezorientowany. To wszystko za sprzedaż trawki?
Policjanci wyprowadzają Vince’a przez wyłamane drzwi. Ojciec, wściekły z powodu zniszczeń, będzie się teraz wyżywał na Chrisie.
Wraca do teraźniejszości, słysząc dzwonek telefonu.
To pani May, jego przybrana matka. W dalszym ciągu nie nazywa jej matką, ale ona się tym nie przejmuje. Zastanawia się, czy nie przekierować telefonu na pocztę głosową, lecz pani May rzadko dzwoni do niego do pracy. Może chodzić o Clinta, ojczyma, mającego problemy ze zdrowiem.
– Chris, jak się miewasz, kochany?
– Świetnie, pani May. Jestem w więzieniu, pracuję. Wszystko w porządku?
– Tak, piekę szarlotkę. Wiem, że ją uwielbiasz, więc postanowiłam do ciebie zadzwonić.
Chris szybko kojarzy fakty i domyśla się, dlaczego pani May dzwoni. Na pewno nie z powodu szarlotki.
– Nie jestem pewna, czy widziałeś wiadomości – ciągnie pani May, potwierdzając jego podejrzenia. – Doszło do ataku…
– Na lodziarnię – przerywa Chris. – Tak, widziałem. Okropne.
– Och, widziałeś. Pomyślałam, że mogłeś oglądać telewizję, i chciałam sprawdzić, czy wszystko w porządku. Mogło to wywołać przykre…
– Nic mi nie jest.
Pani May to dobra, łagodna kobieta. Po aresztowaniu Vince’a Chrisa przesłuchał jeden z prokuratorów kierujących śledztwem, obecnie szef prokuratury okręgu Union. Wydawał się bardziej zainteresowany siniakami Chrisa i jego pękniętą wargą niż miejscem pobytu zbiegłego starszego brata. Wkrótce potem Chris znalazł się w rodzinie zastępczej u pani May i Clinta. Clint nie jest prawdziwym imieniem przybranego ojca; pani May i Chris nazywają go w ten sposób, odkąd Chris porównał go do zwariowanego bohatera granego przez Clinta Eastwooda w filmie, który razem oglądali.
– Naprawdę, nic mi nie jest, ale dzięki, że się o mnie troszczysz. Jak się miewa Clint? Dobrze się czuje?
– Wiesz, jaki jest. Lekarz kazał mu się nie przemęczać, więc buduje szopę w ogrodzie.
Chris się uśmiecha.
– Ty mu powiedz, żeby się nie przemęczał.
– Próbuję, kochany – odpowiada pani May. – Wiem, że pracujesz, więc dam ci spokój. – Milknie na chwilę. – Jesteś pewien, że wszystko w porządku?
– Jestem w świetnej formie. Spotkamy się jutro wieczorem na kolacji. – Zmienili jego życie, adoptowali go, dali mu nowe nazwisko, wysłali do szkoły, stał się innym człowiekiem. Jest teraz Chrisem Fordem. Ma wspierających go rodziców, piękną narzeczoną, skończył prawo na Uniwersytecie Columbia. Przynajmniej raz w tygodniu je z nimi kolację: to wszystko, co może zrobić. Pani May nigdy nie prosiła o nic więcej.
– Będę czekać – mówi pani May. Rozłącza się.
Chris rozgląda się po ponurej sali konferencyjnej.
„Jesteś pewien, że wszystko w porządku?”
Wcale nie jest pewien.
KELLER
– Powrót córki marnotrawnej.
Keller uśmiecha się do Hala Kowalskiego, prokuratora okręgu Union, siedzącego za górą papierów przy biurku w Centrum Wymiaru Sprawiedliwości imienia Andrew K. Ruotola.
Główny prokurator okręgu patrzy na wydatny brzuch Keller i uśmiecha się szeroko.
– Do licha, przybyłaś ze wsparciem!
– Jak się miewasz, Hal?
– Mężczyznom w moim wieku nie zadaje się takich pytań. Powinnaś to wiedzieć.
Hal nie postarzał się od czasu, gdy Keller odbywała staż w biurze prokuratora okręgu w czasie wakacji letnich w college’u. W dalszym ciągu jest atletycznie zbudowany i krótko ostrzyżony jak żołnierz piechoty morskiej. Zaprasza ją gestem do zajęcia miejsca w fotelu naprzeciwko biurka.
– Kiedy powiedziałem Stanowi, że potrzebujemy pomocy FBI, nie wiedziałem, że przyślą najlepszy zespół. – Hal to stary przyjaciel szefa Keller, kierującego ekspozyturą w Newark. Keller podejrzewa, że właśnie dlatego przed pięciu laty otrzymała przydział do Newark, marzenie wszystkich świeżo upieczonych agentów. Uważa, że właśnie dlatego jest tu w tej chwili.
– Jak się miewa Stan? – pyta Hal. – Ciągle jest takim sztywniakiem?
– Nie, zaczął ćwiczyć jogę i wysyła nas na warsztaty z uważności.
Hal patrzy na Keller przez dłuższą chwilę.
– Powiedz, że to żart.
Keller szeroko się uśmiecha, potwierdzając, że żartuje.
– Widzę, że ciągle masz poczucie humoru. Dobrze. Nie strać go wśród biurokratów w czarnych garniturach.
Banalne, wstępne rozmowy się skończyły – Hal i Keller nie przepadają za nimi – po czym Hal przechodzi do rzeczy.
– Przekazano ci informacje o lodziarni? – pyta.
– Tak. Widzę, że już obozują przed nią dziennikarze. Przywieźli namioty, więc chyba szykują się na dłuższy pobyt.
Hal wzdycha i zmienia pozycję na krześle.
– Wpadną w amok, gdy się dowiedzą, że sprawca posługiwał się nożem.
Hal nie musi wyjaśniać. W ciągu piętnastu lat od ataku na wypożyczalnię filmów sieci Blockbuster doszło do mnóstwa masowych zabójstw. Świat całkowicie się zmienił. Ale sprawcy posługiwali się nożem tylko w kilku przypadkach.
– Nie sądzisz, że Vince Whitaker… – Keller nie kończy pytania.
– Nie wiem. Dlatego was ściągnęłam. Niech FBI się rozejrzy, jestem ciekaw, co o tym myślicie.
– Jakieś tropy?
Hal masuje sobie skroń.
– Nie – odpowiada. – Usiłujemy coś wyciągnąć od dziewczyny, która przeżyła. Podobno jest w szoku, ale może uda się ją przesłuchać. Jeśli nie, za tydzień zażądają mojej głowy.
– I mojej.
– Z kim innym z FBI miałem się skontaktować? – Hal leciutko się uśmiecha.
– Jak możemy pomóc?
– Vince’a Whitakera można wykluczyć. Nie wyobrażam sobie, by wrócił. Zapadł się pod ziemię przed piętnastu laty. Ale macie środki, którymi nie dysponujemy. Nie chcę, żeby moja grupa śledcza goniła za błędnym ognikiem. Stan obiecał, że zajmie się sprawą Whitakera z powodu ucieczki przed nakazem aresztowania i utrudniania działania wymiaru sprawiedliwości. To osobny zarzut.
FBI zwykle nie zajmuje się morderstwami, bo podlegają jurysdykcji stanowej. Ale Vince Whitaker ma zarzut federalny: ucieczkę przed wymiarem sprawiedliwości. Władze stanowe i lokalne skłoniły FBI do wydania nakazu z powodu utrudniania działania wymiaru sprawiedliwości, co pozwala tropić podejrzanego z pomocą agencji federalnych.
Keller kiwa głową.
– Ale lodziarnia… jak możemy pomóc?
– Traktujmy to spokojnie. Sprawą zajmuje się szef moich detektywów, ponury sukinsyn, nazywa się Joe Arpeggio. Miejscowi nigdy nie są zadowoleni, gdy FBI się wtrąca. Wystarczy obejrzeć kilka filmów telewizyjnych o policjantach.
– Wiesz, że nie będę próbowała…
– Wiem, ale niech sam to zrozumie. Wspólnie możecie rozwiązać tę zagadkę, nim w czerwcu dostanę złoty zegarek.
– Przechodzisz na emeryturę?
– Złożyłem wniosek przed kilkoma miesiącami – mówi Hal bez śladu nostalgii. – Arpeggio da się przekonać do współpracy z FBI, zwłaszcza jeśli nie znajdzie żadnych tropów, ale uważam, że powinnaś się skupić na Vincencie Whitakerze. Byłbym wdzięczny, gdybyś pomogła Arpeggiowi, jeśli okażą się konieczne jakieś badania laboratoryjne.
Keller kiwa głową. Prawdopodobnie nie ma to żadnego sensu. Rano przestudiowała teczkę dotyczącą ucieczki Vince’a Whitakera. Była cieniutka, sprawę odłożono ad acta jako nierozwiązaną. Teraz jednak poproszono o pomoc FBI, bo dysponuje ogromnymi zasobami.
– Jeśli nie masz nic przeciwko temu, będzie ci towarzyszył jeden z naszych detektywów, najlepszy specjalista od napadu na wypożyczalnię sieci Blockbuster.
Keller marszczy brwi.
– Nie martw się – mówi Hal. – To dobry chłopak, będzie świetnym detektywem.
„Dobry chłopak? Ile ma lat?” Biuro prokuratora okręgu Union jest ogromne, ma przeszło dwustu pracowników i własny zespół śledczy. W swoim czasie Keller odbyła staż w wydziale zabójstw. Zastanawia się, czy nie zaprotestować przeciwko współpracy z nowicjuszem, ale zna Hala wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że to nie prośba, tylko polecenie.
– Będzie w biurze o szesnastej trzydzieści. Trafisz tam.
Gabinet Keller, gdy była na stażu. Wie, że rozmowa jest zakończona. Dziękuje i idzie do drzwi.
– Sarah… – mówi Hal. Jego głos jest cichszy niż poprzednio. Keller się odwraca, a Hal wskazuje jej brzuch.
– Gratulacje, moja droga.
ELLA
Ella siedzi w samochodzie przed zabitym deskami budynkiem z wielką tablicą z napisem DO WYNAJĘCIA. Kiedy chodziła do szkoły średniej, bardzo się starała nie patrzeć na znajomy niebiesko-żółty neon w kształcie biletu do kina. Podczas jej studiów w dawnej siedzibie wypożyczalni filmów urządzono bar sieci Sizzler i gdy wracała do domu w czasie ferii, powtarzała sobie, że powinna stawić czoło swoim nonsensownym lękom. Myśl o ludziach jedzących w tym miejscu kiepskiej jakości wołowinę wydawała się świętokradztwem.
Ella dotyka górnej części sukienki. Musi jechać do domu i się przebrać. Zerka na piersi i przypomina sobie Candy. W pierwszym dniu pracy Elli w wypożyczalni filmów koleżanka wzięła nożyczki i rozcięła ohydny kostium ekspedientki, niebieskie polo z żółtym kołnierzem, robiąc dekolt sięgający prawie do pępka. Kierownik – wszyscy nazywali go Stevie – o mało nie zemdlał na jej widok.
Powinna przestać o tym myśleć. Znowu nawija włosy na palec. Kiedyś wydawało się to fajne, ale po tamtej nocy zmieniło się w przymus. Nawijała włosy tuż przy skórze, pozostawiając na głowie niewielkie łyse placki. Rodzice wysłali ją do specjalisty zajmującego się przymusowym wyrywaniem włosów. Prowadził z nią terapię, trening zmiany nawyków, uczył się skupiać uwagę na rękach, ale tak naprawdę nie wiedział, co wywołało te kompulsywne zachowania ani jak je wykorzenić. Terapeuci mieli dobre intencje, ale zupełnie jej nie rozumieli. Właśnie dlatego Ella zainteresowała się traumą. Może uda jej się odkryć sekrety umysłu i pomóc innym ofiarom? Może nawet sobie?
Spogląda na róg parkingu. Miejsce, gdzie świadek widział jego samochód. W pobliżu pojemnika na zwracane kasety wideo, dawno usuniętego.
Przykłada ręce do twarzy i płacze.
KELLER
Keller idzie do biura Atticusa Singha – detektyw naprawdę tak się nazywa. Ma brązową skórę, oczy łani, jest ubrany w ładny garnitur z cienkim krawatem i drogie buty. Hal mówił, że Atticus jest młody: musiał niedawno skończyć studia. Na ścianach nie wiszą dyplomy, ale Keller zauważa kubek do kawy z dużym, wiele mówiącym słowem YALE.
– To dla mnie zaszczyt, agentko Keller – mówi Atticus, wyciąga rękę i z entuzjazmem ściska jej dłoń.
Keller kiwa głową i znowu rozgląda się po gabinecie, przypominając sobie letnie miesiące, gdy pracowała jako stażystka w tym samym ciasnym pomieszczeniu. Dział śledczy musiał się znacznie powiększyć, skoro tego młodego człowieka ulokowano w dawnym pokoju dla stażystów.
– Kiedyś był to mój gabinet – mówi Keller. – Na studiach odbywałam tu staż.
– To zabawne – odpowiada Atticus. – Pokój jest niewielki, ale mogło być gorzej. Mój przyjaciel Brian urzęduje w schowku w suterenie. – Uśmiecha się.
Keller patrzy na tablicę zajmującą prawie całą ścianę. Wydaje się poświęcona napadowi na wypożyczalnię filmów. Fotografie personelu, ofiar. Dwudziestokilkuletni mężczyzna z twarzą pokrytą trądzikiem, cztery ładne nastolatki na zdjęciach wyglądających jak skopiowane ze szkolnej księgi pamiątkowej. Poniżej niepokojąco czarno-biała fotografia parkingu wypożyczalni, pustego, jeśli nie liczyć kilku samochodów w miejscu przeznaczonym dla pracowników. W górnej części tablicy zdjęcie z kartoteki policyjnej. Keller je poznaje. To osiemnastoletni Vincent Whitaker. Ma podbite oko i przeciętą wargę – dzieło policjantów, którzy wyważyli drzwi jego domu i aresztowali go w dniu masakry. Jest przystojny, kojarzy się ze zbuntowanym nastolatkiem w stylu Jamesa Deana. Stara fotografia ma w sobie aurę tajemniczości.
– Jestem pełna podziwu. Rozumiem, że interesujesz się napadem na wypożyczalnię filmów? – pyta Keller.
Atticus gorliwie kiwa głową. Widać, że jest dumny ze swojej pracy. Podoba się to Keller.
– Opiszesz mi wszystko, gdy będziemy jechać na miejsce zbrodni.
– Pojedziemy do lodziarni? Myślałem, że mamy się zająć tylko wypożyczalnią i Vince’em Whitakerem.
– Nie możemy się zająć Whitakerem bez sprawdzenia, czy jest jakiś związek z ostatnimi morderstwami, prawda? – Keller spogląda porozumiewawczo na Atticusa.
Policjant patrzy na nią z entuzjazmem. Rzeczywiście, ma oczy łani.
– Wspaniale!
Mówi, że mogą pojechać jego samochodem. Keller się zgadza, ale podchodzą do starego dwumiejscowego kabrioletu ze spłowiałą czerwoną karoserią – wozu sportowego MG Midget. Keller kładzie dłonie na brzuchu i spogląda zmęczonym wzrokiem na Atticusa.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Ernest Hemingway, Pożegnanie z bronią, przeł. Bronisław Zieliński, MUZA SA, Warszawa 1999, s. 277 (przyp. tłum.). [wróć]