This Is Forever - Jennifer L. Armentrout - ebook + audiobook

This Is Forever ebook

Jennifer L. Armentrout

4,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.

85 osób interesuje się tą książką

Opis

Gdy serce wybiera raz, to wybór na zawsze

Zamknięci w czterech ścianach muszą się zmierzyć ze swoimi uczuciami…

Sydney od zawsze kocha Kylera, swojego najlepszego przyjaciela i notorycznego łamacza serc. Mimo że ich przyjaźń trwa od lat, Sydney nigdy nie odważyła się mu tego wyznać, obawiając się, że może go stracić. Z kolei Kyler, choć darzy Syd głębokim uczuciem, trzyma to w ukryciu, przekonany, że nigdy nie będzie dla niej wystarczająco dobry.

Kiedy para przyjaciół niespodziewanie zostaje odcięta od świata w domku w górach, ich wzajemne emocje zyskują nowe oblicze i rozgrzewają lodowate otoczenie. Ale nadciąga także coś o wiele bardziej złowieszczego niż burza śnieżna…

Czy Syd i Kyler znajdą odwagę, by postawić wszystko na jedną kartę?

Jennifer L. Armentrout to autorka bestsellerów „New York Timesa”, znana z niezwykłych romansów i fantasy (jej najpopularniejsze serie to m.in.: Krew i popiół, Przebudzenie oraz Z ciała i ognia). Mieszka w Wirginii Zachodniej z mężem, dwoma border collie oraz stadkiem alpak, kóz i owiec. W 2015 roku zdiagnozowano u niej rzadkie schorzenie genetyczne powodujące utratę wzroku. Zainspirowało ją to do szerzenia wiedzy na temat różnych stopni ślepoty. Pisanie to jej największa pasja, której planuje poświęcać się jak najdłużej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 338

Oceny
4,0 (18 ocen)
9
4
2
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MartaBojczyk

Nie polecam

Rozczarowałam się. Zapałaciłam dodatkowo, a tu marazm. Zero polotu, sztampowi bohaterowie, fabuła jak z filmu klasy C.
00
Weronika8608

Dobrze spędzony czas

Rozczarowana. Temat sztampowy, zupełnie nic nowego. Postacie wykreowane jak w każdej tego typu historii, czyli sierotka i macho dupek
00
KatarzynaSlabosz

Nie oderwiesz się od lektury

lekka i przyjemna
00
Emi_tom

Dobrze spędzony czas

Całkiem dobrze się czytało.
00



Redaktorka inicjująca: Agnieszka Mazurkiewicz

Redakcja: Malwina Kozłowska

Korekta: Kornelia Dąbrowska, Marzena Kłos

Projekt okładki: Magdalena Palej

Opracowanie graficzne i skład: Maciej Trzebiecki

Redaktor prowadzący: Marcin Kicki

ul. Czerska 8/10, 00-732 Warszawa

www.wydawnictwoagora.pl

Tytuł oryginału: Frigid

Copyright © by by Jennifer L. Armentrout, 2013, 2024. All rights reserved

Copyright for the Polish translation © by Agnieszka Mazurkiewicz, 2025

Copyright for this edition © by Agora Książka i Muzyka Sp. z o.o., 2025

Wszelkie prawa zastrzeżone

Warszawa 2025

ISBN: 978-83-8380-077-6

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Szanujmy cudzą własność i prawo!

Polska Izba Książki

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

Dla każdego miłośnika słowa pisanego –

tego dużego i tego małego.

Te książki są dla Was.

Rozdział 1
SYDNEY

Zakochałam się w moim najlepszym przyjacielu.

Oczywiście mogło być znacznie gorzej. Na przykład gdybym zabujała się w striptizerze lub narkomanie. Kyler Quinn nie był żadnym z powyższych. Chociaż z takim wyglądem i jego rozczochranymi brązowymi włosami mógłby łatwo uchodzić za seksownego tancerza.

Zobaczyłam go, zanim zorientował się, że tu jestem. Nie dało się go przeoczyć, nawet w zatłoczonym Dry Docks, gdzie studenci świętowali początek przerwy zimowej. Ludzie lgnęli do niego. Zwłaszcza dziewczyny. Zawsze dziewczyny.

Kyler nie wyglądał jak grecki bóg, ponieważ rzeźby tychże zazwyczaj nie były zbyt atrakcyjne. Zwłaszcza – tam na dole... Wątpię jednak, żeby Kyler miał w tym temacie jakieś braki, co potwierdzały niekończące się kolejki kobiet, które wracały po więcej i więcej. Był piękny w czysto męski sposób. Garb na jego nosie równoważył szerokie kości policzkowe, dobrze zarysowaną szczękę i pełne, ekspresyjne usta. Złamał go podczas bójki na pierwszym roku.

Wciąż mi szkoda tego nosa.

A kiedy się uśmiechał? Wow, ten chłopak miał najgłębsze dołeczki w policzkach, jakie kiedykolwiek widziałam, i oczy koloru ziaren kawy, które ciemniały, kiedy czuł się szczególnie pewny siebie – a teraz ewidentnie tak się czuł.

Zatrzymałam się na środku baru i odchyliwszy głowę, wypuściłam głośno powietrze. Naprawdę miałam ochotę palnąć sobie w łeb. Kyler znajdował się całkowicie poza moim zasięgiem – nie tylko dlatego, że staliśmy się nierozłączni w chwili, kiedy zepchnął mnie z karuzeli i powiedział, że mam zarazki, bo próbowałam złapać go za rękę, lecz także dlatego, że następnego dnia zemściłam się, zmuszając go do zjedzenia ciasta zrobionego z błota.

Ludzie nie pojmowali, jak możemy być ze sobą tak blisko. Nawet ja nie mogłam tego zrozumieć. Pasowaliśmy do siebie jak lew i gazela. Właściwie jak lew i zmęczona gazela, która nie miała szans uciec przed drapieżnikiem.

Byłam kulawą gazelą.

Kiedy zbliżałam się do stolika, przy którym siedział z naszym przyjacielem Tannerem, blondynka o nogach dłuższych niż całe moje ciało usiadła mu na kolanach. Kyler oplótł ramionami jej niemożliwie wąską talię, a idiotyczny i niczym nieusprawiedliwiony ból przeszył mój żołądek.

Kyler może i nie był striptizerem ani narkomanem, ale był kobieciarzem.

Skręcając w ostatniej chwili w stronę baru, prawie na kogoś wpadłam. Wywróciłam oczami w wyrazie dezaprobaty wobec własnej niezdarności – w takim momencie wstrząs mózgu byłby faktycznie w punkt. Z krawędzi baru zwisały wielokolorowe świąteczne lampki, a ja pomyślałam, że to trochę niebezpieczne przy tych wszystkich pijanych dzieciakach rozlewających swoje drinki. Znalazłam wolne krzesło przy blacie i czekałam, aż barman mnie zauważy. Nie było to zbyt trudne. Wyglądałam na szesnaście lat, więc zazwyczaj od razu prosili mnie o dowód. Kiedy już się zjawił, zamówiłam dietetyczną colę z rumem.

Nagle w szumie rozmów i muzyki do moich uszu dotarł chichot. Zabrzmiał jak jakiś cholerny sygnał. Nie miałam zamiaru patrzeć w tamtym kierunku, nie było powodu, by już teraz psuć sobie wieczór. Skrzyżowałam nogi, oparłam dłonie na barze i stukałam palcami w rytm piosenki, na którą ledwo zwracałam uwagę. Wpatrywałam się w rząd butelek z alkoholem, z którym mój inny najlepszy przyjaciel był doskonale zaznajomiony.

W końcu spojrzałam za siebie, bo byłam tylko dziewczyną, która kierowała się dziewczyńską głupotą.

Na Kylerze okrakiem siedziała blondynka. Jej krótka dżinsowa spódniczka podwinęła się aż do ud. Sądząc po jej stroju, można by pomyśleć, że na zewnątrz wcale nie szaleje zima, ale z drugiej strony, gdybym miała takie nogi jak ona, nosiłabym miniówę cały czas.

Kyler był zwrócony do mnie plecami i chyba powiedział jej coś zabawnego na ucho, bo znów zarechotała. Jej różowe paznokcie wbijały się w jego ramiona, marszcząc materiał czarnego swetra. Potem sięgnęła wyżej, by odgarnąć włosy, które opadły mu na czoło.

Nie mogłam nie patrzeć. Gapiłam się na nich.

Jak masochistka.

Przechylił głowę na bok i odchylił się. Teraz widziałam jego profil, uśmiechał się. Nie tym szerokim uśmiechem, który odsłaniał te absolutnie kuszące dołeczki, ale półuśmieszkiem – irytującym i niesamowicie seksownym. Jego ręce spoczęły na jej biodrach.

– Proszę bardzo. – Barman postawił przede mną drinka.

Odwróciłam się, bo nie chciałam widzieć, co tam się zaraz wydarzy, i uniosłam wzrok na barmana. Kosmyk długich czarnych włosów wsunęłam za ucho.

– Dziękuję.

Puścił do mnie oko.

– Nie ma sprawy.

Odszedł obsługiwać kolejnego klienta, a ja zastanawiałam się, dlaczego do mnie mrugnął. Podniosłam szklankę i wzięłam większy niż zwykle łyk; nie powinnam była dać się namówić Kylerowi na wieczorne wyjście. Zmusiłam się do przełknięcia alkoholu, mimo że palił mnie w gardło.

Gdy tylko odstawiłam drinka, ktoś przytulił mnie od tyłu. Waniliowy zapach perfum i wysokie piski zdradziły sprawczynię.

– Tu jesteś! Widziałam cię po drugiej stronie baru i próbowałam jakoś zwrócić twoją uwagę – powiedziała Andrea, obracając mnie ku sobie na stołku barowym. Jej rude loki były potargane. Moja współlokatorka wyglądała jak dorosła Mała Sierotka Annie...[1] Gdyby Mała Sierotka Annie miała problem z alkoholem, sądząc po liczbie puszek piw, które Andrea trzymała w obu rękach.

– Ile wypiłaś? – zapytałam.

Przewróciła oczami.

– To piwo jest dla Tannera, ty mała zdziro.

– Od kiedy nosisz piwa Tannerowi?

Andrea wzruszyła ramionami.

– Dziś jest miły, więc ja też jestem miła.

Tanner i Andrea zachowywali się dziwacznie. Poznali się w zeszłym roku i to była nienawiść od pierwszego wejrzenia. Dziwnym zbiegiem okoliczności wciąż trafiali w te same miejsca – i chyba w końcu się potknęli, i upadli prosto na swoje usta czy coś w tym stylu. Kilka razy się całowali, dużo częściej kłócili, a teraz ona nosiła mu drinki. Nigdy ich nie zrozumiem.

– Jak długo już tu jesteście? – zapytałam.

– Około godziny. – Przecisnęła się między mną a jakąś dziewczyną na drugim stołku. – Oficjalna Parada Dziewczyn Kylera trwa.

Skrzywiłam się.

– Widzę.

– Tak, zauważyłam, że widzisz. Dlatego nie zwracałaś na mnie uwagi. – Upiła łyk piwa. – Idziesz do stolika?

Tego samego, przy którym blondi ocierała się o Kylera? Jasne, już lecę.

– Przyjdę za chwilę.

Wydęła wargi.

– Musisz szybko ruszyć swój mały tyłek. Przy tobie Kyler oleje tę dziewczynę, a ja przestanę się martwić, że złapię opryszczkę.

– Opryszczka nie przenosi się przez powietrze – odparłam.

– Teraz tak mówisz, ale potem miesza się z chlamydią i brodawkami narządów płciowych, i tak powstaje superszczep opryszczki. – Zmarszczyła nos. – Wdychasz to i bam! Potem do końca życia potrzebujesz terapii przeciwwirusowej.

Andrea zaraz po studiach planowała iść do szkoły medycznej, ale jeśli serio wierzyła, że coś takiego jest możliwe, to chyba powinna powtórzyć materiał. Wiedziałam jednak, w czym naprawdę tkwił problem, i nic już mnie nie dziwiło.

Za jedną dziewczyną Kylera chowały się dwie lub trzy kolejne. Spojrzałam przez ramię. Tak, były tam jeszcze dwie dziewczyny. Andrea chciała, żebym się do nich przysiadła, ale nie z powodu Kylera i jego zachowania. Tak jak ja umiała maskować swoje uczucia. Bała się, że któraś z tych lasek wpadnie w objęcia Tannera, co było bliskie realizacji. Jedna z dziewczyn zagadywała wytatuowanego syna policjanta, jednak Tanner wydawał się tylko w połowie zainteresowany, szepcząc coś do Kylera. W końcu blondi z niezadowoleniem zrozumiała, że ten ją olewa. Odwróciła się więc, wyciągnęła kostkę lodu z drinka i wsadziła ją do ust, a drugą ręką przyciągnęła do siebie głowę Kylera i pochyliła się nad nim.

– O, spójrz na to – powiedziała Andrea. – Widziałam taką scenę w jakimś filmie z lat osiemdziesiątych. Myślisz, że ta dziewczyna ma jakiekolwiek poczucie wstydu?

Moje wnętrzności zacisnęły się w supeł, jakbym znalazła się na szczycie kolejki górskiej. Nie chodziło o brak wstydu. Chodziło o dążenie do tego, czego się chce. Część mnie zazdrościła blondi – naprawdę ogromna część, taka rozmiaru Kylera.

– Serio mam nadzieję, że ich usta się nie dotykają, bo teraz myślę już tylko o opryszczce.

Andrea zeskoczyła ze stołka.

– Aha...

Ich usta się zetknęły. Cholera.

Chwilę później Kyler odchylił się, żując coś, co jak przypuszczam, było kawałkiem lodu, którym blondi tak otwarcie się z nim podzieliła.

– Ech! – mruknęłam, odwracając się na krześle. Andrea skrzywiła się, bo wiedziała... Była jedyną osobą, która wiedziała. – Za chwilę przyjdę. Tylko skończę drinka.

– Okej. – Uśmiechnęła się, ale w jej oczach pojawił się smutek. – Sydney...

Teraz czułam się jak gówno.

– Naprawdę wszystko w porządku. Zaraz przyjdę.

– Jak dopijesz drinka? – Kiedy skinęłam głową, westchnęła. – Ty nigdy nie kończysz drinka, ale będę czekać. Nie ociągaj się. – Już miała odejść, po czym gwałtownie zawróciła, prawie upuszczając puszkę piwa. – Właściwie to się nie śpiesz.

– Co?

Uśmiechnęła się szeroko.

– Zobacz, kto przyszedł.

Wyciągnęłam szyję, żeby podążyć za jej spojrzeniem.

– O.

– „O” to dobre słowo. – Andrea pochyliła się i pocałowała mnie w policzek. – Zapomnij o tym dziwkarzu. Jesteś dla niego za dobra. Ale ten? – Skinęła głową w stronę drzwi. – To jest ktoś, kto chętnie zakończy twój celibat.

Oblałam się rumieńcem. Zanim zdążyłam zaprotestować wobec słowa „celibat”, Andrea się wycofała, a ja gapiłam się na Paula Robertsona.

Paul był nowy w naszej grupie, poznałam go na zajęciach z procesów poznawczych. On... był przystojny. Miły i zabawny. Idealny, naprawdę, ale...

Zatrzymał się na skraju parkietu i zdjął czapkę. Rozejrzał się po barze, przeczesał dłonią swoje blond włosy. Nasze spojrzenia się skrzyżowały i na jego twarzy natychmiast pojawił się uśmiech. Pomachał mi, zręcznie omijając grupki ludzi zgromadzonych wokół okrągłych stolików.

Paul byłby dla mnie idealny i właśnie z tego powodu powinnam przestać myśleć o nieosiągalnym, a skupić się na tym, co jest tuż przede mną.

Wzięłam głęboki wdech i zebrałam się na coś, co – miałam nadzieję – będzie seksownym uśmiechem. Nie znajdę na to lepszej okazji niż dzisiejszy wieczór.

KYLER

Rozbolała mnie głowa. Sposób, w jaki ta laska wierciła się na moich kolanach, jakby zamierzała robić wszystko tu i teraz, zapowiadał długą noc. Przegryzłem kawałek lodu i miałem ochotę go wypluć. Ale to wyglądałoby niegrzecznie.

Powinienem być w nastroju do świętowania, tylko że nie byłem.

Czekał mnie jeszcze jeden semestr, a co potem? Miałem dołączyć do rodzinnego biznesu? Boże, to ostatnia rzecz, jakiej pragnąłem. Okej, może niekoniecznie ostatnia. Wytłumaczenie mamie, dlaczego nie widzę dla siebie przyszłości w renowacji barów, to prawdopodobnie ostatnia rzecz, jaką chciałbym zrobić. Ale po prawie czterech latach studiów kończyłem z jakimś gównianym dyplomem z biznesu.

Sięgnąłem za plecami dziewczyny po butelkę piwa. Siedzący naprzeciwko mnie Tanner uniósł brwi. Uśmiechnąłem się, kiedy zwrócił się do brunetki, która mówiła mu coś o woskowaniu i że minął już obowiązkowy dwudziestoczterogodzinny czas oczekiwania. Serio? TO było coś, czego żaden z nas nie chciałby nigdy usłyszeć.

Świadomość, że otrzymało się zielone światło na zabawę, miała swoje zalety, ale Tanner nie wyglądał na zbytnio zainteresowanego.

– Kyler – wyszeptała mi do ucha blondynka, poruszając biodrami. – Nie wydajesz się szczęśliwy. A ja tak się cieszę, że znów cię widzę.

Najwyraźniej ja też nie byłem zbytnio zainteresowany. Upiłem duży łyk; wiedziałem, że muszę postępować ostrożnie. Podobno znałem tę dziewczynę, tak dogłębnie, ale nie mogłem przypomnieć sobie ani jej twarzy, ani tyłka, co nie było normalne. Jak mogłem jej nie pamiętać, skoro z pewnością z nią spałem?

Cholera.

Czasami męczyłem się sam ze sobą.

Dziewczyna pochyliła się, wciskając swoje piersi tuż pod moją brodę.

Dobra. Aż tak bardzo się nie męczyłem.

– Skarbie – powiedziałem, bawiąc się butelką. – Potrzebuję wziąć oddech.

Chichocząc, odchyliła się na tyle, że mogłem przemycić kolejny łyk piwa. Przeczesała dłońmi moje włosy i odgarnęła je z czoła. Walczyłem z chęcią odepchnięcia jej rąk.

– Zagrasz dla mnie później na gitarze?

Uniosłem brwi.

– Grałem dla ciebie na gitarze?

Tanner zakrztusił się ze śmiechu.

Dziewczyna – cholera, miałem nadzieję, że jej przyjaciółka wkrótce wypowie jej imię – zmarszczyła czoło.

– No tak! – Pacnęła mnie w tors. – Zagrałeś tymi swoimi niesamowicie utalentowanymi palcami, a potem zagrałeś na czymś innym...

Och.

Tanner odchylił się na krześle i dodał:

– Spójrz tylko na siebie i na te twoje niesamowite palce.

– Moje niesamowicie utalentowane palce – poprawiłem go.

Potrząsnął głową i odwrócił wzrok, gdy brunetka nachyliła się i zaczęła śledzić palcem linie tatuażu, który wyłonił się spod jego podwiniętego rękawa.

– Nie pamiętasz? – Wysunęła błyszczącą dolną wargę. – Czuję się zraniona.

Parsknąłem i upiłem kolejny łyk, lustrując wzrokiem zapełniony już po brzegi bar. Czasami nie miałam pojęcia, jak to się działo, że znajdowałem się w takich sytuacjach. Dobra. To było bezczelne kłamstwo. Powód stanowiło to, co znajdowało się między moimi nogami. Ale i coś jeszcze.

Powodów było więcej.

– Kyler – jęknęła dziewczyna.

Wziąłem głęboki wdech i odwróciłem się do niej, posyłając najbardziej czarujący z uśmiechów.

– Tak?

– Podzielisz się?

Zanim zdążyłem odpowiedzieć, wzięła butelkę z mojej ręki i wypiła prawie całą jej zawartość.

Uniosłem gwałtownie brwi. Cholera. To mi w pewnym sensie zaimponowało... i mnie wkurwiło.

Jej przyjaciółka zachichotała.

– Jezu, Mindy, zwolnij. Nie zamierzam taszczyć twojego pijanego tyłka do akademika.

Aha! Miała na imię Mindy! Poczułem się trochę lepiej z tą wiedzą.

Mindy tylko wzruszyła ramionami i odwróciła ku mnie twarz. Kiedy się odezwała, poczułem zapach piwa.

– Jesteś niesamowicie seksowny. Mówił ci to już ktoś?

– Raz lub dwa – odpowiedziałem, mając ochotę na kolejną butelkę.

Andrea pojawiła się przy stole z dwoma piwami w dłoni. Jedno było dla niej, drugie dla Tannera, więc słabo. Spojrzała na mnie i prychnęła.

– Jakby Kyler bardzo potrzebował jeszcze połechtania jego ego.

– Kyler potrzebuje połechtania czegoś innego – mruknęła Mindy, napierając na mnie biodrami.

Na twarzy Andrei pojawiło się obrzydzenie, gdy usiadła po drugiej stronie Tannera. Wygląd mi nie przeszkadzał. A gdyby to był ktoś inny?

– Widziałaś Syd? – zapytałem.

Andrea spojrzała na mnie znad butelki i zmrużyła oczy. Nic nie powiedziała.

Westchnąłem.

– Zaprosiłem ją.

Tanner popatrzył na mnie zdziwiony.

– Dobrze wiesz, że Syd jest w akademiku i pakuje się na naszą podróż. Właściwie to pewnie już się przepakowuje.

Uśmiech wkradł się na moje usta. Zapewne Syd obsesyjnie zastanawiała się, co ze sobą zabrać.

– A kogo to obchodzi? – Mindy skrzyżowała ramiona, przez co jej piersi stały się jeszcze większe. Niemożliwe.

Spojrzała na przyjaciółkę.

– Potrzebuję kolejnego drinka.

– Ja też – odparłem i poruszyłem kolanami na znak, żeby zeszła.

Nie załapała. Ponownie westchnąłem.

– Skoro wypiłaś moje piwo, to może pójdziesz po dolewkę?

Na twarzy Mindy pojawił się kolejny grymas.

– Widziałeś, ile tu ludzi? To zajmie wieczność.

– Zawsze możesz wstać – zasugerowała Andrea.

Spojrzałem przez ramię w stronę baru. Faktycznie napakowany. Cholera. Chyba zeszła się tu połowa uniwerku.

Przesiąknięty piwem oddech Mindy musnął mój policzek.

– Powinieneś pójść i przynieść nam drinka, skarbie. Uwielbiam szoty z Jell-O.

– Nie jestem twoim skarbem.

Przebiegłem wzrokiem po ludziach przy barze. Czy to był Paul? On pojawiał się tu tylko wtedy, gdy zjawiała się Syd. Chwila... Przechyliłem się, żeby wyjrzeć za jakiegoś wielkiego faceta. Czy to była Syd? Przy barze? Z Paulem?

Ręka Mindy znowu wylądowała w moich włosach.

– Byłeś nim parę tygodni temu.

– A to ciekawe... – mruknąłem.

Wielki facet odszedł z naręczem browarów i, o cholera, zza niego wyłoniła się Syd. Jej długie czarne włosy były rozpuszczone, a nogi skrzyżowane w kostkach. Wyglądała tak niepozornie, że zdziwiło mnie, że w ogóle ją obsłużyli.

No i fakt, że siedziała przy barze beze mnie, za to z Paulem. To też było zaskakujące.

Coś tu jest cholernie nie tak.

Rzuciłem spojrzenie Andrei.

– Kiedy tu przyszła?

Wzruszyła ramionami.

– Nie wiem.

Moja irytacja rosła.

– Nie powinna siedzieć sama przy barze.

Mindy coś powiedziała, ale jej nie słuchałem. Andrea wymieniła spojrzenie z Tannerem, które postanowiłem zignorować. To się nie wydarzyło.

– Nie siedzi sama – odparła słodkim tonem.

– W tym problem. – Chwyciłem Mindy za biodra. Na jej ładnej twarzy pojawiła się ekscytacja. Szkoda, że miałem zamiar zawieść jej nadzieje. Podniosłem ją i dodałem:

– Zaraz wracam.

Szczęka jej opadła.

– Kyler!

Olałem zarówno ją, jak i uśmiech Andrei oraz wywracającego oczami Tannera. Syd naprawdę nie powinna być przy barze sama. To, że znalazł się tam Paul, nie miało znaczenia. Potrzebowała kogoś, kto by jej pilnował, kto by się nią zajął, ponieważ Syd... cóż, miała w sobie tę naiwność, z powodu której masowo przyciągała samych dupków. Dupków takich jak Paul i facetów takich jak ja, którym zależało tylko na tym, żeby dobrać się do laski. Ale jeśli chodzi o Sydney Bell, rzecz wyglądała zupełnie inaczej. Odkąd pamiętam, moim zadaniem było trzymanie jej z dala od kłopotów. Tak jak teraz.

Owszem, to był jedyny powód, dla którego miałem zamiar przerwać ich małe rendez-vous.

Rozdział 2
SYDNEY

– Hej – powiedział Paul i usiadł na miejscu zajmowanym wcześniej przez Andreę. – Nie wiedziałem, że przyjdziesz. Nic nie mówiłaś na zajęciach.

– Spontaniczna decyzja. – Upiłam łyk rumu z colą. Drink był już rozwodniony. – Jak ci poszedł egzamin końcowy?

– Myślę, że okej. A tobie?

Wzruszyłam ramionami.

– Chyba zdałam.

– Pewnie dostaniesz maks punktów. – Gdy podszedł do nas barman, Paul zamówił sobie piwo. – Jesteś spakowana na jutrzejszy wyjazd?

Następnego dnia mieliśmy wyruszyć na nasz coroczny wypad na narty do Snowshoe Mountain. To był pierwszy raz Paula. Z kolei ja i Kyler jeździliśmy do domu jego mamy od dzieciaka. Andrea i Tanner przyjadą drugi raz z rzędu, będą też znajomi Kylera. Zwykle wyruszaliśmy dużą grupą.

– Spakowałam się już w ubiegły weekend. – Zachichotałam. – Mam bzika na tym punkcie. A ty?

Uśmiechnął się szerzej.

– Pakowanie jeszcze przede mną. Przy okazji, dzięki za zaproszenie. Nigdy nie byłem w Snowshoe.

Zaskakujące, bo wychował się w sąsiednim mieście i myślałam, że każdy, kto mieszka w Maryland, odwiedził kiedyś Snowshoe.

– Nie ma sprawy. Mówiłeś, że lubisz jeździć na nartach, więc to miało sens. Kyler cały czas spędza na stoku, więc na pewno będziesz miał z kim jeździć.

Niebieskie oczy Paula powędrowały w stronę stołu, przy którym siedzieli moi przyjaciele.

– Nie jestem tego taki pewien.

Zmarszczyłam brwi, odmawiając sobie sprawdzenia, co robili zgromadzeni przy stole „grzechu i seksu”.

– Co masz na myśli?

– Wydaje mi się, że Kyler nie jest moim największym fanem.

Zaskoczył mnie tym. Paul był taki miły. Jego wzrok ponownie skupił się na mnie.

– Tak czy inaczej, wracasz do domu po wyjeździe ze Snowshoe?

Skinęłam głową.

– Tak, spędzam Boże Narodzenie z rodziną i zostaję tam aż do rozpoczęcia wiosennego semestru. A ty?

– Będę przez chwilę w Bethesda, a potem w Winchester z moją mamą. – Drapał etykietę na butelce. – Rodzice rozwiedli się kilka lat temu, więc kursuję między dwoma domami.

Nie wiedziałam o tym.

– Przykro mi to słyszeć.

Uśmiechnął się.

– To nic takiego. W końcu mam podwójne święta, nie narzekam.

Upiłam szybki łyk i odstawiłam szklankę.

– Podwójne prezenty.

– I podwójna zabawa. – Spojrzał na butelkę. Połowa etykiety zniknęła. – Słuchaj. Myślałem, że może moglibyśmy...

Nagle czyjeś silne ramiona objęły mnie w talii i ściągnęły ze stołka. Pisnęłam, czując za sobą twarde mięśnie. Zostałam otoczona niedźwiedzim uściskiem, który pachniał świeżym powietrzem i delikatną wodą kolońską. Tylko jedna osoba na świecie dawała mi takie uściski albo była taka twarda... i tak przyjemna.

Głęboki głos Kylera przetoczył się przez moje ciało.

– Kiedy tu przyszłaś?

Moje stopy nadal nie dotykały podłogi.

– Chwilę temu – powiedziałam, łapiąc oddech i trzymając się jego przedramion przez sweter.

– Co do cholery? Chowałaś się przede mną?

Uśmiechnięty Paul opierał się o bar, ale widziałam, że był to wymuszony uśmiech. Nie mogłam go za to winić. Kyler zawsze wpadał z buta i przejmował kontrolę nad sytuacją.

– Nie chowałam się – odparłam, czerwieniąc się z zażenowania. Spojrzałam na Paula. – I czy możesz mnie już postawić?

– A co, jeśli nie mogę? – Kyler drażnił się ze mną. – Jesteś taka malutka, że mógłbym cię schować do kieszeni.

– Co? – Zaśmiałam się. – Postaw mnie, idioto. Widzisz, że rozmawiam.

– Przepraszam, Paul, kradnę ją.

Kyler wcale nie wyglądał na skruszonego, na co Paul tylko skinął głową z rezygnacją.

Kyler cofnął się, nie dając mi wyboru, bym wyrwała się z jego uścisku. Odwrócił się, po czym usiadł na krześle z dala od stołu, przy którym wcześniej się bawił, i posadził mnie bokiem na swoich kolanach. Byłam rozdarta; z jednej strony dręczyło mnie poczucie winy za nagłe porzucenie Paula, z drugiej przeszywał dreszcz emocji z powodu uwagi, jaką poświęcał mi Kyler.

Objął mnie w talii.

– Jestem na ciebie zły, Syd.

Zdziwiona uniosłam brew, a moje serce zaczęło bić szybciej. Był jedyną osobą, która zwracała się do mnie w ten sposób – a w zasadzie jedyną osobą, której pozwalałam tak siebie nazywać bez obaw, że kopnę ją w piszczel.

– Serio? Za co?

– Rozmawiasz z tym dupkiem.

– Z jakim dupkiem?

Pochylił się i oparł swoje czoło o moje. Oddech ugrzązł mi w piersi. Dlaczego on zawsze musi być tak cholernie blisko?

– Z Paulem.

Czyli Paul miał rację.

– Co z nim? – Położyłam ręce na jego ramionach, żeby go odepchnąć, ale zacieśnił uścisk, skutecznie mnie unieruchamiając. – On jest miły. Nawaliłeś się?

– Czy się nawaliłem? Och, Syd, zraniłaś moje uczucia.

Uśmiechnęłam się złośliwie.

– Ty nie masz uczuć.

– No, no. To nie było miłe.

Jego niemożliwie długie rzęsy opadły, zasłaniając oczy, gdy uniósł głowę i otarł się o mnie policzkiem. Wbiłam palce w jego ramiona, czując kiełkujące w dole brzucha pożądanie.

– Jestem pełen uczuć, Syd.

Zajęło mi chwilę, zanim odpowiedziałam.

– Jesteś pełen bzdur.

Znów otarł się policzkiem jak kot szukający pieszczot, a ja walczyłam z pragnieniem, by zamruczeć.

– Jestem pełen czegoś innego.

– Sików i octu? – zasugerowałam, desperacko próbując zignorować sposób, w jaki moje tętno pulsowało we wszystkich właściwych miejscach.

Zachichotał gardłowo, rozpierając się na krześle.

– Wróćmy do spraw ważnych.

– Czyli dlaczego bawisz się w świętego mikołaja?

Kyler wbił we mnie wzrok.

– Hm, to zabrzmiało interesująco. Byłaś w tym roku grzeczna, Syd?

Otworzyłam usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Moje policzki zaczerwieniły się, gdy w jego spojrzeniu dostrzegłam zrozumienie.

– Wiem, jaka byłaś. – Pocałował moje czoło. – Byłaś grzeczna.

Ręce mi opadły. Nie chciałam być grzeczna. Wolałam być niegrzeczna, tak jak blondi. Gdy kilka minut wcześniej siedziała na jego kolanach, wątpiłam, że Kyler się z nią drażni. Może sama powinnam wziąć kilka kostek lodu i zobaczyć, jak zareaguje, ale to wymagałoby wyciągnięcia ich z przypadkowej szklanki, co było obrzydliwe, zwłaszcza po całej tej rozmowie o opryszczce.

Musiałam zmienić temat.

– Czy nadal mogę zostawić moje auto u ciebie, a ty odwieziesz mnie do domu po przyjeździe ze Snowshoe?

– Oczywiście. Dlaczego miałabyś nie móc?

Skinęłam lekko głową.

– Tylko pytam.

Kyler spoważniał, udowadniając tym samym, że nie jest ani trochę wstawiony.

– Syd, nie musisz mnie pytać o takie rzeczy. Kiedy potrzebujesz podwózki o drugiej w nocy, dzwonisz do mnie.

Odchyliłam głowę.

– Wiem.

– Choć pewnie byłbym ciekaw, co robisz na nogach o tej porze – dodał, jakby prawdopodobieństwo, że mogłoby mnie nie być wtedy w domu, wydawało się nie do pomyślenia. – Tak czy inaczej, gdybyś o tym wiedziała, nie musiałabyś teraz niczego potwierdzać. Możesz na mnie liczyć.

Założyłam włosy za ucho i przytaknęłam.

– Dziękuję.

– Nie musisz mi dziękować. – Zamilkł i objął mnie mocniej. – On jest dupkiem.

– Słucham? – Zmrużyłam oczy.

Kyler wpatrywał się w coś za moimi plecami.

– Paul. Gapi się na nas. Nie podoba mi się sposób, w jaki na ciebie patrzy.

Prawie się odwróciłam.

– Nie patrzy na nas, idioto. Rozmawiałam z nim, zanim się pojawiłeś, więc pewnie czeka, aż wrócę. I nie jest dupkiem.

– Ale ja nie chcę, żebyś do niego wracała.

I co się dziwić, że mając takiego przyjaciela jak Kyler, od wieków nie byłam na randce. Oczywiście istniały też inne powody, ale jednak. Kyler zachowywał się jak ojciec i starszy brat w jednym.

– To niedorzeczne.

Rzucił mi spojrzenie, jakby wiedział lepiej.

– On mi się nie podoba. Mogę wymienić wszystkie powody, dlaczego mi się nie podoba.

– Podziękuję.

– Ale przegapisz wtedy tę ekscytującą listę powodów.

Przewróciłam oczami.

– No cóż, a ja nie lubię blondi. I też mam całą listę powodów.

W odpowiedzi uniósł brew.

– Blondi? A, moja nowa przyjaciółka?

– Przyjaciółka? – Zaśmiałam się w głos. – Nie sądzę, by „przyjaciółka” była odpowiednim określeniem.

Westchnął, pochylając się i opierając brodę na moim ramieniu.

– Masz rację. To złe słowo.

– Okej. Chyba jednak się wstawiłeś, skoro przyznajesz mi rację.

– Ależ jesteś dzisiaj cwana. – Przejechał dłonią w górę moich pleców, a ja zadrżałam. – Zimno ci?

Nie miałam najmniejszego zamiaru wyjawiać prawdy, więc skłamałam.

– Odrobinę.

– Hm... Wiesz co?

Jego lekki masaż sprawił, że wygięłam ciało, położyłam policzek na jego ramieniu i zamknęłam oczy. Przez chwilę łatwo było udawać, że nie siedzimy teraz w barze, w którym leci kiepska muzyka, a co więcej, że jesteśmy razem. Tak jak chciałam z nim być.

– Co? – zapytałam, wtulając się w niego i delektując tą chwilą.

– Ta laska nie jest moją przyjaciółką. – Uwielbiałam jego ciepły oddech przy moim uchu. – To ty jesteś moją najlepszą przyjaciółką od zawsze. To by była ujma dla ciebie, tak ją nazywać.

Żadne z nas tego nie skomentowało. Siedzieliśmy tak jeszcze przez chwilę. Jakaś część mnie chciała stanąć na krześle i krzyknąć na cały bar, że Kyler myśli o mnie więcej niż o blondi. Inna z kolei chciała wrócić do domu i skulić się w kącie, bo to i tak nie zmieniłoby tego, jak zakończy się dzisiejsza noc. Ja wrócę sama do mojego pokoju w akademiku, a on zabierze blondi do swojego mieszkania.

Tak było co weekend i Bóg wie, ile razy w tygodniu.

Nikt nie mógł mnie zastąpić w jego życiu. Wiedziałam o tym. Byłam przyjaciółką, która zna go na wylot i której on ufa bardziej niż innym.

Byłam najlepszą przyjaciółką Kylera.

I właśnie dlatego on nie pokocha mnie nigdy tak, jak ja jego.

Rozdział 3
SYDNEY

Głupie kółka walizki zaczepiły się o tani brązowy dywan przed mieszkaniem Kylera. Włosy wpadły mi do oczu, gdy się zachwiałam. Wyciągnęłam rękę, próbując złapać równowagę, i w ostatniej chwili przedmioty, które trzymałam niepewnie w ręce, zaczęły mi się wyślizgiwać.

W ułamku sekundy musiałam podjąć decyzję – upuścić czytnik e-booków czy cappuccino.

Obu rzeczy potrzebowałam do przetrwania, ale czytnik był zbyt delikatny i cenny.

Zacisnęłam więc palce na czytniku i pozwoliłam kawie upaść na podłogę. Ciemny płyn rozbryznął się po dywanie, który wyglądał teraz niczym sceneria makabrycznej zbrodni.

Cóż, zajęcia jogi, na które chodziłam dwa razy w tygodniu po psychologii i prawie, najwyraźniej nie poprawiły mojego refleksu. Podniosłam kartonowy kubek i wrzuciłam go do kosza na śmieci przy windzie. Wzięłam głęboki oddech i zapukałam do drzwi, niecierpliwie przestępując z nogi na nogę. Minęło kilka sekund, ale nie usłyszałam nic, nawet delikatnego tupotu kroków. Zapukałam ponownie i gdy po raz drugi nie otrzymałam odpowiedzi, odwróciłam się i oparłam plecami o drzwi.

Kyler spał jak kamień. Nawet nie zamierzałam do niego dzwonić, bo nic, może poza bombą atomową, nie było w stanie go obudzić.

Mój wzrok padł na czytnik e-booków. Cholera, zgubiłam stronę. A akcja tak się rozkręcała. Hades wszedł właśnie do sklepu spożywczego. Dotknęłam ekranu, cofnęłam się kilka stron...

Drzwi za mną nagle się otworzyły i wpadłam w pustą przestrzeń. Obróciłam się szybko, a moja ręka natrafiła na ciepłą nagą skórę. Ciepłą, twardą, nagą skórę. Silne ramię objęło mnie w talii, zanim zdążyłam upaść.

O dobry Boże...

Wyrwałam się z uścisku, wypuszczając gwałtownie powietrze. Stałam twarzą w twarz z doskonałymi mięśniami klatki piersiowej – takimi, których każdy chciałby dotknąć. Moje oczy bezwiednie zaczęły błądzić po złotej skórze i sylwetce żywcem wyjętej z Magic Mike’a. Najbardziej popieprzone w tym wszystkim było to, że choć widziałam Kylera półnagiego więcej razy, niż chciałabym przyznać, ten widok nigdy nie przestawał mnie zdumiewać.

Kyler, w zależności od pory roku, był zapalonym biegaczem lub narciarzem, co dało się dostrzec gołym okiem. Jego gładka skóra rozciągała się na absurdalnie wyrzeźbionych mięśniach brzucha. Miał nawet te zagłębienia po wewnętrznej stronie bioder. Po lewej stronie jego pępka widniał brązowy pieprzyk. Z jakiegoś powodu ta mała kropka zawsze mnie fascynowała. Miał na sobie bokserki w czerwone czapki mikołaja i kolorowe prezenty. Taką niespodziankę zapewne wiele osób chciałoby znaleźć pod choinką.

Łącznie ze mną.

Poczułam wypieki na policzkach. Należała mi się porządna reprymenda, ale Kyler... tak, on był tymi „oo” w słowie „booski”. Jego pełne wargi wygięły się w półuśmiechu, jakby czytał mi w myślach, a brązowe włosy zdecydowanie potrzebowały grzebienia. Wyglądał, jakby spędził noc z kimś, kto intensywnie przeczesywał je palcami.

Poczułam bolesny ucisk w żołądku. Wróciłam do akademika zeszłej nocy, zanim on wyszedł z baru. Nie przyprowadziłby chyba blondi do domu. Ale moment. Co ja sobie myślałam? Oczywiście, że przyprowadziłby blondi do domu.

– Pachniesz... jak waniliowe cappuccino.

Zamrugałam. Jego głos był niski i chrapliwy od snu.

– Co? Ach tak, upuściłam kawę. Przepraszam.

Uśmiechnął się półgębkiem.

– Wcześnie przyjechałaś.

– Wcale nie.

– Jesteś wcześnie, jak zwykle – kontynuował, odsuwając się, bym mogła wejść. Na dźwięk odkręconej wody w łazience odwrócił się i westchnął. – Nie będziesz zadowolona.

Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy, co było głupie. Ani trochę mi to nie przeszkadzało.

– Jest okej, mogę zaczekać na korytarzu.

Kyler spojrzał na mnie, marszcząc brwi.

– Nie będziesz czekać przed drzwiami, Syd.

Minął mnie i wyszedł na korytarz, zupełnie nie przejmując się, że każdy, łącznie z dzieciątkiem Jezus, mógłby zobaczyć go półnagiego. Miałam teraz doskonały widok na smukłe mięśnie jego pleców. Wzdłuż kręgosłupa biegł abstrakcyjny tatuaż przedstawiający jakiś zawiły napis. Kyler zrobił go, gdy miał osiemnaście lat. Nie miałam pojęcia, co oznaczał. Nikt nie miał.

Ale to nie był jego jedyny tatuaż. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie.

Mój przyjaciel przegrał kiedyś zakład z Tannerem o wynik jakiegoś meczu i skończył z czerwonym sercem wytatuowanym na prawym pośladku. Kyler był człowiekiem honoru.

Złapał moją walizkę i stęknął.

– Coś ty zapakowała? Legion wściekłych, tłustych dzieci?

Przewróciłam oczami, nie mogąc odciągnąć wzroku od jego ramion. Jezu. Potrzebowałam lobotomii.

– Nie jest taka ciężka.

– Przesadziłaś. – Postawił walizkę tuż przy wejściu do mieszkania i zamknął za nami drzwi. – To tylko pięć dni, Syd, nie cały miesiąc.

– Już dobra – mruknęłam, stając w wąskim korytarzu. Dźwięk wody ustał. – Więc...

– Rozgość się. – Gdy przechodził obok, uszczypnął mnie w nos. Uderzyłam go, ale zrobił zręczny unik. – Co czytasz?

– Nie twoja sprawa.

Podążyłam za nim do schludnego salonu. Jak na dwudziestojednoletniego faceta lubił utrzymywać porządek, co zaskakujące, bo w domu rodzinnym miał pomoc domową, która sprzątała za niego. Ale nie zawsze tak było.

– Fajny tytuł.

Zatrzymałam się za oliwkową sofą.

– Fajne bokserki. Mama ci je kupiła?

– Uhm, twoja.

– Ha... Ha... Ha...

Spojrzał przez ramię i puścił oczko, po czym zaczepił kciuki za gumkę bokserek i zsunął je tak, żebym zobaczyła górną część jego pośladków.

– O mój Boże. – Pochyliłam się nad kanapą, chwyciłam poduszkę i rzuciłam w niego.

Złapał ją z zaskakującą zręcznością i odrzucił do mnie. Poduszka odbiła się ode mnie i upadła na podłogę.

– Podobało ci się.

Chociaż musiałam przyznać, że miał ładny tyłek, i już zaczęłam mówić, że to nie jest coś, na co naprawdę czekam, drzwi do łazienki z tabliczką „WYDAJ(L)NOŚĆ” otworzyły się. Wstrzymałam oddech. Kto to mógł być? Kiedy wczoraj wieczorem wychodziłam z baru, otaczała go armia dziewczyn. Wysoka blondynka, której drugie imię powinno brzmieć „Szoty z Jell-O”? A może seksowna brunetka, której głębokiego, gardłowego śmiechu trochę zazdrościłam? Gdy próbowałam być sexy, brzmiałam jak hiena. A może ta rudowłosa, która nie mogła się zdecydować, czy woli Kylera, czy Tannera? To była wielka niewiadoma. Najpierw zobaczyłam długie opalone nogi, potem rąbek dżinsowej spódnicy, lekko przekrzywionej. Od razu rozpoznałam te nogi; czarny, obcisły golf dopełnił obrazka. Blondi, kostkowa królowa. Mimo że poprzedniej nocy było około minus piętnastu stopni, a ulice College Park pokrywała cienka warstwa śniegu, laska ubrała się jak na wypad do Miami. Poczułam się mocno nie na miejscu w swoim oversizowym swetrze i spranych dżinsach. Nie wspominając już o piersiach, które w porównaniu z tą laską wyglądały, jakbym miała na sobie sportowy stanik. Spojrzała na mnie i zmarszczyła brwi. Miała rozmazany makijaż.

– Kto to, kochanie?

– Poznałaś ją wczoraj wieczorem w Dry Docks. – Kyler podszedł do mnie i podniósł poduszkę. – Nie pamiętasz?

Jej twarz wyrażała zdezorientowanie, a ja pomyślałam, że to może chwilę potrwać.

Kącik ust Kylera się uniósł.

– Wylałaś na nią drinka.

– Ach tak! – Blondynka zachichotała. – Przepraszam za to.

– Taaaa. – Już prawie o tym zapomniałam. – To nic takiego. Pachnąc jak lizak, można przyciągnąć do siebie wielu facetów.

Kyler zmarszczył czoło, spoglądając na mnie z ukosa.

– Czy ona była tutaj całą noc? – zapytała blondynka, przekrzywiając głowę.

Uniosłam brew: czy ten scenariusz był tak powszechny, że dziewczyna nie pamiętała, czy do ich imprezy dołączyła kolejna laska? Jeśli tak, to naprawdę powinnam częściej wychodzić.

– Nie. Właśnie przyszła. Wybieramy się do Snowshoe – wtrącił się gładko Kyler, pocierając dłonią szczękę. – Więc...

Blondynka zakołysała smukłymi biodrami i położyła rękę na jego piersi w znajomy, intymny sposób, a we mnie uderzyła irracjonalna fala zazdrości. Dotykanie go było dla niej tak naturalne. Choć znałam Kylera od zawsze, prędzej zadławiłabym się własnym językiem, niż zaczęła go obmacywać.

– Wy dwoje wybieracie się do Snowshoe? Sami? Brzmi romantycznie – powiedziała z odrobiną zgryźliwości w głosie.

– Nie. – Kyler wyślizgnął się spod jej dotyku. – Niebawem mamy się spotkać z grupą przyjaciół, więc muszę się zbierać.

Blondynka nie zrozumiała aluzji i sytuacja zaczynała robić się dość niezręczna. Cały Kyler. Potrafił uwieść nawet zakonnicę, ale unikał porannych konfrontacji. A choć zazwyczaj był miły, miał cierpliwość rozzłoszczonego grzechotnika.

– Dziwkarz – mruknęłam, mijając go.

Kyler to zignorował.

– Do zobaczenia później, Cindy.

Blondynka się nie poruszyła.

– Mindy, mam na imię Mindy.

Rzuciłam Kylerowi wymowne spojrzenie, ale on wydawał się zupełnie niewzruszony. Ruszyłam do kuchni, z dezaprobatą kręcąc głową. W zlewie stało kilka kubków, ale jak we wszystkich pozostałych pomieszczeniach w mieszkaniu, było tu schludniej niż w większości innych, jakie widziałam. Poza moim. Miałam taką obsesję na punkcie czystości, że doprowadzałam tym Andreę do szału. Usiadłam po turecku na blacie i wyjęłam czytnik. O ile wcześniej ta historia pochłonęła mnie bez końca – tak że w drodze tutaj czytałam ją, stojąc na czerwonych światłach – o tyle teraz byłam zbyt rozproszona stłumionymi głosami dochodzącymi z salonu.

Spojrzałam na stojącą obok butelkę Jacka Danielsa. Było trochę wcześnie, żeby już zaczynać zabawę, ale im dłużej to trwało, tym większą miałam ochotę na szota.

Kogo ja oszukiwałam? Cały wczorajszy wieczór sączyłam jednego drinka, który po pewnym czasie był już zupełnie rozwodniony. Wszyscy nasi przyjaciele się wstawili, świętując początek przerwy zimowej. Andrea zwymiotowała w alejce za Dry Docks – będzie wspaniałą towarzyszką dzisiejszego wieczoru, jak już dojedziemy do domku – a Tanner był tak zamroczony, że zamiast jej włosów trzymał kurtkę. Kyler potrafił pić jak szalony, ale i on dał się ponieść.

A ja? Nie lubiłam tracić kontroli. Nie byłam sztywniarą, ale... Okej, no, może trochę byłam.

Każdej zimy od pierwszej klasy liceum zastanawiałam się, dlaczego godzę się na wyjazd do Snowshoe. Do świąt zostały jeszcze dwa tygodnie. Mogłam się udać prosto do domu. Nie potrafiłam jeździć na nartach, chyba że jeżdżenie na nartach polegało na szorowaniu tyłkiem po zaśnieżonym stoku. Kyler natomiast był utalentowany i wyluzowany. Taką mieliśmy tradycję i za żadne skarby bym z niej nie zrezygnowała.

– Jesteś naprawdę wcześnie, Syd.

Podskoczyłam na dźwięk jego głosu.

[...]

Przypisy
[1] Amerykański komiks o niewinnej rudowłosej dziewczynce w świecie pełnym korupcji.