Trzecia strona medalu - Grochal Dariusz - ebook + książka

Trzecia strona medalu ebook

Grochal Dariusz

3,6

Opis

Dziennikarz śledczy na tropie tajnego stowarzyszenia z czasów PRL-u! 

Olaf Limba za książkę będącą zapisem dziennikarskiego śledztwa ujawniającego wiele tajemnic i zbrodni komunistycznej Polski otrzymuje Nagrodę Nobla. Zgłasza się do niego milioner Bernard, człowiek z przeszłością w Służbach Bezpieczeństwa PRL-u, obecnie zajmujący się biznesem oraz prowadzeniem badań nad zjawiskami paranormalnymi. Namawia Olafa do współpracy. Spotkanie to uruchamia całą lawinę zdarzeń, która wciąga Limbę w niebezpieczną grę.

Bohater wikła się w prywatne dochodzenie, w którym niemałe znaczenie mają zjawiska nadprzyrodzone i pewien hipnotyzer. Dokąd zaprowadzi go to śledztwo? Co dzieje się naprawdę, a co jest tylko mistyfikacją? 

Hipnoza, reinkarnacja, historia alternatywna… W najnowszej powieści sensacyjnej Dariusza Grochala kluczową rolę odgrywa prawda, która może mieć wiele wymiarów, tak jak symboliczne tytułowe trzy strony medalu.

Dariusz Grochal – pochodzący z Nowej Huty fotograf i reporter. Jako dziennikarz debiutował na łamach portalu Futbol Małopolska, obecnie związany jest z portalami 3D-Press i 3D-Sport. Pasjonuje się historią, polityką, fotografią i literaturą. Kocha zwierzęta i uwielbia spędzać czas na łonie natury. „Trzecia strona medalu”  to jego debiutancka powieść. 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 283

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,6 (33 oceny)
10
9
5
8
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




© Copyright by Lira Publishing Sp. z o.o., Warszawa 2020

© Copyright by Dariusz Grochal, 2020

Redaktor inicjujący: Paweł Pokora

Redakcja: CALIBRA Sylwia Mosińska

Korekta: Joanna Dzik

Skład: Klara Perepłyś-Pająk

Projekt okładki: Magdalena Wójcik

Zdjęcie na okładce: © LiliGraphie/AdobeStock

Zdjęcie Dariusza Grochala: © Marcin Kądziołka

Retusz zdjęcia okładkowego: Katarzyna Stachacz

Redakcja techniczna: Kaja Mikoszewska

Producenci wydawniczy: Marek Jannasz, Anna Laskowska

Lira Publishing Sp. z o.o.

Wydanie pierwsze

Warszawa 2020

ISBN: 978-83-66503-74-8 (EPUB); 978-83-66503-75-5 (MOBI)

www.wydawnictwolira.pl

Wydawnictwa Lira szukaj też na:

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

PROLOG

Dzielnica domków jednorodzinnych w centrum Warszawy straciła swój dawny blask. Wille, które powstawały zaraz po wojnie, lata świetności miały już za sobą. Coś dziwnego wyczuwało się jednak w tej okolicy. Wszystkie budynki otoczone były wysokimi ogrodzeniami. Na płocie każdego z nich można było znaleźć informację, która firma ochroniarska pilnuje danego obiektu. Z podwórek dobiegały odgłosy głośnego ujadania psów. Nie widać było nigdzie spacerowiczów ani bawiących się dzieci.

Olaf bez trudu odnalazł numer siedemnaście. Był to ostatni dom na ulicy. Zaparkował mercedesa, którego najlepsze lata również minęły bezpowrotnie, dzięki czemu idealnie wpisywał się w klimat otoczenia. Podszedł do furtki i wcisnął przycisk domofonu. Po chwili przez trzeszczący głośnik usłyszał chropowaty głos starszego mężczyzny.

– Kto tam? Halo? Kto dzwoni? – Padło z głośnika.

– Kurier z przesyłką do pana – odpowiedział.

– Ale ja niczego nie zamawiałem. To musi być jakaś pomyłka.

– Pan Mieczysław Wybraniec? To jest numer siedemnaście, tak? Taki jest na bramie.

– Tak. Zgadza się – odparł chropowaty głos. – Ale ja niczego nie zamawiałem.

– Wie pan, jak to teraz jest. Niczego człowiek nie zamawia, a i tak coś przysyłają. Proszę otworzyć. To bezpłatna przesyłka.

Bzzzzzzzz – zabrzmiał sygnał zwalniający zamek w furtce i Olaf pewnym krokiem ruszył w stronę drzwi domu, w których – podpierając się na lasce – czekał zdziwiony właściciel posesji. Czujnym wzrokiem rozglądał się na boki, czy zaraz zza winkla nie wyskoczy wściekły wilczur. W prawej ręce trzymał plik kartek, a lewą schował do kieszeni, gdzie na wszelki wypadek włożył gaz pieprzowy.

– Pan jest kurierem? – zapytał zdziwiony Wybraniec.

– W pewnym sensie tak. Przesyłam pozdrowienia od Hansa Limby.

– Kogo? – odparł staruszek, któremu to nazwisko zaczynało coś mówić, ale nie mógł skojarzyć, gdzie i kiedy je słyszał.

– Od Hansa Limby, skurwysynu! Pamiętasz go? Pamiętasz, jak go biłeś? Patrz! Patrz, kurwa! – powiedział, podsuwając Wybrańcowi pod nos jakiś papier.

Bardziej zaskoczony niż wystraszony Wybraniec miał już powiedzieć, że nie widzi bez okularów, ale zdał sobie sprawę z tego, że ma do czynienia z kimś, kto wie o nim wszystko.

– Ale czego pan chce? Proszę stąd wyjść. Proszę wyjść, bo zadzwonię po policję – odparł wyraźnie już zdenerwowany.

– Jedną ręką bym cię udusił, ty skurwielu. Jedną ręką, gdybym tylko chciał. Pamiętasz go? Pamiętasz?!

– To było tyle lat temu... To chyba ten volksdeutsch?

W tym momencie Olaf nie wytrzymał i uderzył pięścią w twarz Wybrańca, a ten upadł przerażony. Już miał kopnąć leżącego staruszka, gdy w ostatniej chwili przyszło otrzeźwienie i opanował nerwy. Patrzył przez chwilę, jak starzec z wielkim trudem, z pomocą laski, podnosi się z ziemi.

Spojrzał mu prosto w oczy i dostrzegł w nich strach. Napawał się widokiem przestraszonego, bezbronnego mężczyzny. Wybraniec otworzył usta i chciał już coś powiedzieć, ale Olaf bezceremonialnie napluł mu w twarz, rzucił w niego papierami, odwrócił się i wychodząc, krzyknął:

– Jak nie pamiętasz, to sobie przypomnisz, skurwielu!

1

Bernard obudził się z okropnym bólem głowy. Dopiero po paru sekundach uświadomił sobie, że do rana analizował dostarczone mu dokumenty. Jak to miał w zwyczaju, analizy materiałów dokonywał w nocy, przechadzając się po swojej prywatnej bibliotece. Nocne spacery, podczas których co jakiś czas przystawał i podziwiał z dumą bogatą kolekcję zgromadzonych woluminów, nie byłyby tak męczące, gdyby nie nawyki jeszcze z młodych lat. Co prawda wódkę zamienił na drogą whisky, a papierosy – na cygara, ale w dalszym ciągu pochłaniał ogromne ilości używek, a to coraz bardziej odbijało się na jego zdrowiu.

Leżąc z bólem głowy, próbował sobie przypomnieć moment powrotu do sypialni. Luka w pamięci utwierdziła go w przekonaniu, że po raz kolejny zasnął w bibliotece, a w łóżku znalazł się dzięki pomocy Grzegorza, który był jego totumfackim. Ten były komandos, mierzący prawie dwa metry, traktował Bernarda niczym ojca. W ich relacji, która już dawno wyszła poza granice szef – pracodawca, było coś z rodzinnej miłości.

Bernard przed laty wziął rozwód i od tego czasu nie związał się z żadną kobietą. Z małżeństwa miał co prawda córkę, ale ta najpierw wychowywała się z matką, a teraz była już dorosłą kobietą mającą własne życie. Praktycznie nie utrzymywał z nią kontaktu. Zgodziła się, aby ze swojego majątku sfinansował jej studia w Szwajcarii, po których dostała w Zurychu dobrą pracę. Ojciec był dla niej obcy – zajęty robieniem nie do końca legalnych interesów nie zabiegał o kontakty z dzieckiem, ograniczając się jedynie do płacenia alimentów.

Samotność tłumił, prowadząc liczne biznesy. Z drobnego cinkciarza, jakim był w poprzednim ustroju, dzięki bezwzględnemu wykorzystywaniu swoich kontaktów w SB przeistoczył się w rekina finansjery. Obecnie, będąc jednym z najbogatszych ludzi w Polsce, otoczony armią prawników, która robiła, co mogła, aby nikt nigdy nie doszukał się nieprawidłowości w gromadzeniu jego fortuny, mógł oddać się swojej pasji. Przed laty był świadkiem wydarzenia, o którym nie chciał mówić ze szczegółami, a które doprowadziło do tego, że stał się głównym sponsorem badań nad zjawiskami paranormalnymi.

Dodając do tego jowialny sposób bycia i stek przekleństw, jakie padały z jego ust w prywatnych rozmowach, na salonach traktowany był jak dziwak. Niegroźny, dopóki nie weszło mu się w drogę, toteż zapraszano go tylko na oficjalne gale biznesu. Prywatnie nikt nie chciał z nim utrzymywać bliższych kontaktów, a i on sam o to nie zabiegał. Wystarczała mu relacja z Grześkiem, którego traktował trochę jak syna. Był jednak człowiekiem kochającym wszelkie możliwe przyjemności i od zawsze – typem kobieciarza. Obecnie unikał pakowania się w jakiekolwiek romanse, a wszelkie jego erotyczne potrzeby zaspokajały zatrudnione przez niego dziewczyny, zarówno asystentki, jak i gosposie.

Zawsze powtarzał Grzegorzowi: „Po co mam płacić dziwce za seks albo pakować się w romans z kobietą, która pokocha moje pieniądze? Płacę tym dziewczynom za ich pracę i daję nadzieję, że może kiedyś zdobędą moje serce”. Każdą taką wypowiedź, powtarzaną zresztą do znudzenia, kwitował salwą rubasznego śmiechu. Grzesiek również się śmiał, choć w głębi duszy ten słyszany tysiące razy dowcip był jedyną rzeczą, jaka wkurzała go u Bernarda.

Ich znajomość zaczęła się dekadę temu. Grzesiek, wówczas członek elitarnej jednostki SB, która sama siebie nazywała Nieznanymi Sprawcami, dostał na początku osiemdziesiątego dziewiątego roku od swoich przełożonych zadanie specjalne polegające na zamordowaniu dwóch księży, którzy mogli stanowić niebezpieczeństwo w toczących się rozmowach komunistów z Solidarnością. Z księdzem Niedzielakiem poszło mu łatwo, wystarczył jeden cios karate, aby siedemdziesięciopięciolatek wyzionął ducha. Ta metoda nie spodobała się jednak jego przełożonym, gdyż w jasny sposób sugerowała morderstwo, toteż tydzień później w Białymstoku sprawę rozwiązał inaczej – podpalając mieszkanie na plebanii. Dumny z dobrze wykonanego zadania, odznaczony medalem, awansowany i hojnie nagrodzony pewnie zapomniałby szybko o całej sprawie, gdyby nie dochodzenie wszczęte dwa lata później, kiedy to śledczy niemal deptali mu po piętach. Spanikowany, pozbawiony protekcji przełożonych, którzy byli gotowi wydać go, gdy tylko prokuratorzy trafią na ich ślad, znalazł się na skraju załamania nerwowego. Popadł w alkoholizm i przez trzy miesiące nie pojawiał się w jednostce, przedstawiając tylko lewe zwolnienia lekarskie.

Kiedy do jego drzwi zapukał tęgi mężczyzna w średnim wieku, zrezygnowany, gotowy na wszystko otworzył, ciesząc się, że to koniec i że za chwilę na jego dłoniach zatrzasną się kajdanki. Nic takiego się jednak nie stało. Mężczyzna pewnym krokiem wtargnął do mieszkania, rzucił na podłogę podróżną torbę i zasapany powiedział:

– Zbieraj się. Tu masz ciuchy i nowe dokumenty. Od teraz pracujesz dla mnie. Jak chcesz zabrać coś osobistego, to pakuj do torby, bo twój lokal pójdzie z dymem. Masz dziesięć minut. Czekam pod bramą w samochodzie. – Nieznajomy, będąc już na progu, obejrzał się przez ramię i krzyknął: – Nie, kurwa! Masz piętnaście minut. Umyj się, bo strasznie śmierdzisz!

2

Luksusowy jaguar zmierzał w stronę główniej siedziby koncernu Bernarda. Grzegorz spokojnie i pewnie prowadził auto, wysłuchując co chwilę narzekań szefa.

– Do kurwy nędzy, nie dość, że rozbiłem sobie łeb i napierdala mnie od kaca, to jeszcze dzisiaj muszą przyjeżdżać te zasrane kitajce. Co ty mi dałeś za tabletkę? Chuj to działa! Mówiłem, żebyś mi podał coś mocnego, a nie, kurwa, jakiś paracetamol dla dzieci. – Bernard przerwał na chwilę swą wiązankę przekleństw, gdyż akurat w radiu zaczynały się wiadomości.

Wytrzymał raptem kilkanaście sekund i tuż po skrótowej czołówce zabrał się do krytykowania wszystkiego w swoim stylu.

Zaraz po wiadomościach z głośników popłynął najnowszy przebój grupy Ace of Base, lecz nie zdążył wybrzmieć w całości, bo już po chwili muzykę wyciszono, a w eterze dało się słyszeć miły głos radiowej spikerki.

– Przerywamy program, gdyż mamy dla państwa fantastyczną wiadomość! Właśnie przed chwilą Akademia Szwedzka ogłosiła, iż laureatem tegorocznej Nagrody Nobla w dziedzinie literatury został polski dziennikarz śledczy Olaf Limba za książkę Swołocz będącą reporterskim śledztwem o byłych pracownikach Urzędu Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa. Mamy dla państwa jeszcze dwie wspaniałe wiadomości – kontynuowała kobieta. – Już dziś wieczorem naszym gościem będzie zdobywca tegorocznej Literackiej Nagrody Nobla Olaf Limba, a czytelnicy, którzy w trakcie programu dodzwonią się do studia, otrzymają jego książkę z autografem.

– Ciekawe, kurwa, ilu się dodzwoni? Jak pół Polski chwyci za telefon – skomentował pod nosem Bernard.

– Szefie... – zaczął pytającym tonem Grzegorz. – Jaki z niego Polak, jak imię i nazwisko nie są polskie?

– Imię jak imię. A Lubaszenko to jak ma? Nazwisko jest chyba niemieckie, zdaje się, że jego rodzina, jacyś przodkowie, pochodzili z Niemiec – odparł Bernard.

– A do szefa dotarł podczas śledztwa? – zapytał z nutką ironii w głosie Grzegorz.

– A kazałem ci go, kurwa, zastrzelić? Nie? To co się głupio pytasz?

Wiadomość o Nagrodzie Nobla dla Limby cały dzień zaprzątała myśli Bernarda. Po podpisaniu korzystnego dla niego kontraktu z Japończykami zawołał do siebie jedną ze swoich asystentek.

– Tak, panie prezesie? – powiedziała już w drzwiach Sandra.

– Przynieś mi dzban lodu, bo mi łeb zaraz pęknie. I zrób mocnej kawy. Albo nie, drinka, albo... A zresztą, kurwa... Dobra, idź po ten lód i zwykłą wodę.

Przyzwyczajona do przekleństw i kaprysów szefa dwudziestodwuletnia blondynka o urodzie modelki ciągle liczyła na to, że przełożony, z którym sypiała, awansuje ją na znacznie poważniejsze stanowisko niż obsługa spotkań polegająca na przynoszeniu napojów. W czasie, gdy napełniała dzbanek lodem, Bernard z szuflady wyjął małą metalową kasetkę zamykaną na klucz. Otworzył ją, a następnie z pudełka wyciągnął notes, w którym szyfrem zapisane były nazwiska i telefony, oraz mały foliowy woreczek z kokainą. Wpatrywał się w biały proszek tak intensywnie, że nie zauważył nawet, jak tuż przy jego biurku pojawiła się Sandra z lodem.

– Szefie – powiedziała słodkim głosem. – Przecież szef wie, że mu nie wolno. Lekarz wyraźnie zabronił...

Bernard bez słowa przeniósł wzrok na dziewczynę i zaczął przyglądać się jej ciału. Jego spojrzenie stawało się coraz bardziej łapczywe. Po chwili wrzucił kokainę z powrotem do kasetki i stanowczym głosem powiedział do asystentki:

– Masz rację. Zadowolisz mnie w inny sposób...

Sandrze nie trzeba było dwa razy powtarzać. Odstawiła dzban z lodem na biurko i uklęknęła przed przełożonym. Ten wyciągnął się wygodnie na fotelu. Nim jednak oddał się czerpaniu przyjemności z erotyki, schował zaszyfrowany notes do kieszeni marynarki.

3

– Moim i państwa gościem jest zdobywca tegorocznej Nagrody Nobla w dziedzinie literatury, reporter, dziennikarz śledczy, fotograf Olaf Limba – wykrzyczała słodkim głosem dziennikarka.

– Ciekawe, co powie... – odezwał się Grzesiek, który siedział na fotelu w bibliotece, podczas gdy jego szef w skupieniu szukał jakiejś książki.

– Pewnie nic ciekawego. Będzie pierdolił o niczym przez godzinę i ubierze to w takie słowa, że ta wrzeszcząca cipa z radia się posika – odparł Bernard, cały czas skupiony na poszukiwaniach.

Grzesiek tym razem nie wytrzymał – parsknął śmiechem, wypluwając przy okazji na perski dywan whisky, którą właśnie popijał. Spojrzał w kierunku Bernarda i głosem dziecka, które stłukło szybę, powiedział:

– Przepraszam.

Reakcja pogrążonego w poszukiwaniach Bernarda była podejrzanie spokojna.

– Uważaj, kurwa. Idź po Gośkę, niech to posprząta – powiedział zamyślony, cały czas powtarzając pod nosem słowa skierowane bardziej do siebie niż do rozmówcy. – Gdzie ja to, kurwa, dałem, gdzie ja położyłem tę jebaną knigę... Aaa! Jest, kurwa! Mam cię! – wykrzyczał radośnie.

– Czego szef tak szukał? – spytał Grzegorz, który zdążył już zawołać Gośkę, sprzątaczkę i kolejną kochankę Bernarda.

– Nieważne. Dobra, cicho teraz. Posłuchamy, co ten pismak za dychę ma do powiedzenia.

[...]