Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kto w naszych czasach wciąż jeszcze ufa ideologiom, religiom, politykom czy wartościom moralnym przekazywanym przez pokolenia? Zdajemy sobie sprawę z tego, że ufność stawia nas często w roli osoby bezbronnej, naiwnej, łatwej do wykorzystania. Czy pojęcie zaufania nie zostało przez wieki wypaczone? Instytucje religijne i społeczne uczą nas, by szukać zaufania na zewnątrz? Osho zachęca nas do odkrycia ufności, z którą przychodzimy na świat. Nie ma potrzeby ufać innym ani skłaniać ich, by nam ufali. To źródło nieporozumień, rozczarowań i zdrad. Wierz w siebie, miej do siebie zaufanie, a zamiast bezbronności uzyskasz siłę, zamiast lęku – odwagę. Dojdziesz wtedy do swojej unikalnej, własnej prawdy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 204
Różnica jest bardzo nieduża, tak jak różnica między rozumem a sercem, logiką a uczuciem miłości lub – jeśli chcemy użyć jeszcze lepszego porównania – między prozą a poezją.
Cel to coś wyraźnie określonego; kierunek to pojęcie intuicyjne. Cel znajduje się poza tobą, jest podobny do przedmiotu. Kierunek to wewnętrzne odczucie; jest nie obiektem, lecz wyrazem twojej podmiotowości. Kierunek możesz poczuć, lecz nie możesz go poznać. Cel możesz poznać, ale nie możesz go poczuć. Cel znajduje się w przyszłości. Kiedy raz go wytyczysz, zmieniasz całe swoje życie tak, by go osiągnąć; dopasowujesz je do niego.
Jak mógłbyś decydować o przyszłości? Kim jesteś, aby podejmować decyzje o tym, co nieznane? W jaki sposób określanie przyszłości mogłoby w ogóle być możliwe? Przyszłość jest nieznana, otwarta. Gdy ustalisz cel, zmieniasz przyszłość w coś, czym ona nie jest, ponieważ zamykasz sobie drogę. Z całego mnóstwa możliwości wybierasz jedną – przyszłość istniała wtedy, kiedy wszystkie możliwości były dostępne. Ty zaś odrzuciłeś alternatywę, wybrałeś jedną opcję. To już jest nie przyszłość, lecz przeszłość.
Kiedy ustalasz cel podróży, kierujesz się tym, co znasz z przeszłości. Tak naprawdę decyzje podejmują zdobyte przez ciebie doświadczenie i zgromadzona dotychczas wiedza. Zabijasz przyszłość i odtwarzasz własną przeszłość – może nieco ją modyfikujesz, wprowadzasz drobne zmiany dla własnego komfortu; odmalowujesz ją i odnawiasz – ale to nadal jest twoja przeszłość. W ten właśnie sposób tracisz przyszłość: wybierasz cel podróży. Przez to stajesz się martwy. Zamieniasz się w maszynę.
Kierunek jest czymś żywym, powiązanym z chwilą. Nie jest mu znana przyszłość ani przeszłość, on drży i pulsuje tu i teraz. Jego drżenie tworzy kolejną chwilę. Nie dzieje się to z udziałem twoich decyzji – lecz dzięki temu, że żyjesz chwilą, uwielbiasz ją całym sobą. W ten sposób doprowadzasz do powstania kolejnej chwili. Kierunek istnieje, ale nie ty go wyznaczasz – on powstaje spontanicznie. Baulowie w Indiach kogoś, kto żyje w taki sposób, nazywają sahaj manush – człowiek spontaniczny.
Bycie spontanicznym to sposób na bycie prawdziwym, na dotarcie do esencji i do wewnętrznego boga. Nie wybierasz kierunku, żyjesz chwilą, która właśnie trwa. Dzięki temu kierunek sam się pojawia. Jeżeli zaczynasz tańczyć, stopniowo taniec przenika cię do głębi. Nie podejmujesz decyzji, jedynie tańczysz. W ten właśnie sposób nadajesz kierunek: nie manipulując nim. Kolejna chwila zaprowadzi cię do jeszcze głębszego tańca, za nią przyjdzie następna.
Cel jest narzucany przez umysł; kierunek to nagroda za życie pełnią. Cel jest logiczny: ktoś pragnie zostać lekarzem, ktoś inny inżynierem, naukowcem, politykiem. Ktoś chce być bogaty, ktoś inny pragnie zdobyć sławę – to wszystko cele. A kierunek? Człowiek po prostu żyje chwilą, całkowicie ufa życiu, że podejmie ono właściwe decyzje. Taki człowiek żyje pełnią i z tej pełni rodzi się pewna świeżość. Dzięki tej pełni przeszłość się rozmywa, a przyszłość zaczyna przybierać wyraźniejszy kształt, choć nie ty go nadajesz. Jednak aby tak się działo, musisz sobie na to zapracować.
Rinzai, mistrz zen, umierał; leżał na łożu śmierci. Któryś z jego uczniów powiedział: „Mistrzu, po twojej śmierci ludzie będą pytać, co było esencją twoich nauk. Wypowiadałeś się na wiele tematów – zrobienie podsumowania będzie dla nas niezwykle trudne. Zanim odejdziesz, proszę cię, podsumuj swoje nauki jednym zdaniem, które będziemy mogli zapamiętać. I kiedy ktoś, kto się z tobą nie zetknął, zechce poznać esencję twoich nauk, powtórzymy mu to zdanie”.
Umierający Rinzai otworzył oczy i wydał z siebie okrzyk zen brzmiący niemal jak ryk lwa! Wszyscy byli zszokowani. Nie myśleli, że ten umierający człowiek ma jeszcze tyle mocy. I nie spodziewali się po nim takiego zachowania. Ale Rinzai zawsze był nieprzewidywalny. Kiedy wciąż byli w szoku – ich umysły zatrzymały się, zaskoczone i zbite z tropu – Rinzai powiedział: „To jest to!”, po czym zamknął oczy i umarł.
To jest to…
Ta konkretna chwila, ten moment ciszy niezakłócony żadną myślą; spokój, zaskoczenie, zwycięstwo ryku lwa nad śmiercią – to jest to.
Kierunek wypływa z danej chwili. Nie można nim zarządzać ani go zaplanować. On się po prostu dzieje, jest niezwykle subtelny – nigdy nie masz pewności co do niego, możesz go jedynie poczuć. Właśnie dlatego porównuję go raczej do poezji niż do prozy; raczej do uczucia miłości niż do logiki; raczej do sztuki niż do nauki. On jest niejasny… i na tym polega jego piękno. Jest jak kropla rosy na źdźble trawy – delikatnie spływa, nie wiedząc dokąd i nie wiedząc dlaczego; po prostu zsuwa się ze źdźbła trawy w świetle poranka.
Kierunek jest niezwykle subtelny, delikatny, kruchy. Właśnie dlatego wszyscy wybierają cel zamiast kierunku. Społeczeństwo stara się ustalić cel za ciebie. Rodzice, nauczyciele, duchowni, politycy – wszyscy starają się dać ci wzorzec, jak powinieneś żyć. Nie zależy im na tym, żebyś był wolny, pozostawiony samemu sobie, żebyś spokojnie szedł w stronę nieznanego. W ten sposób powstaje znużenie. Jeżeli z góry znasz swoją przyszłość, staje się ona dla ciebie nudna. Jeżeli wiesz, jaki będziesz, to też staje się dla ciebie nudne.
Przyszłość powinna być kierunkiem, nie celem. Powinna być jak nirwana. Słowo to użyte przez Buddę oznacza, że wszystko, co teraz wiesz, znika. To właśnie jego definicja nirwany: wszystko, co wiesz, znika; wszystko, czego doświadczyłeś, znika; wszystko, czym teraz jesteś, znika – pojawia się coś nowego, coś, czego nie potrafisz zrozumieć, ponieważ nie znasz języka, którym mógłbyś to opisać, ani doświadczenia, do którego mógłbyś to odnieść. To będzie coś całkowicie nowego – nie da się o tym opowiedzieć. Nirwana jest kierunkiem. Firadus i raj to cele, bardzo jasno określone cele.
Człowiek o przeciętnym umyśle pragnie jasno wyznaczonych celów, ponieważ czuje się niepewny – nie potrafi zaufać własnej świadomości, własnemu życiu. Lęka się wszelkich odkryć, a to one stanowią największą tajemnicę życia. Ciągła gotowość bycia zaskakiwanym oznacza, że człowiek jest niewinny. W życiu nieustannie można coś odkrywać. Im więcej odkryjesz, tym wyraźniej zobaczysz, że jeszcze wiele przed tobą. To niekończący się proces. Kierunek to proces, to ruch. Cel jest nieruchomy, martwy.
Cel to wytwór ego; kierunek to część istnienia. Poruszanie się w jakimś kierunku wymaga ogromnego zaufania, ponieważ człowiek jest nieustannie otoczony ciemnością. Ciemność ma w sobie jednak coś ekscytującego: poruszasz się ku nieznanemu – bez mapy i bez przewodnika. Każdy kolejny krok przynosi odkrycia powiązane nie tylko ze światem zewnętrznym, bo równocześnie odkrywasz też coś wewnątrz siebie. Im bardziej odkrywca zagłębia się w nieznane, tym więcej dowiaduje się o sobie samym. Każde objawienie powoduje, że dostrzegasz również coś nowego w sobie. Im więcej odkrywasz, tym więcej wiesz także o odkrywcy. Im bardziej kochasz, tym więcej wiesz o tym, który kocha.
Nie podam ci celu. Mogę jedynie wskazać kierunek – oświecony, pełen życia, zawsze zaskakujący i nieprzewidywalny. Nie dostaniesz ode mnie mapy. Mogę jedynie zarazić cię pasją odkrywania. Potrzebujesz nie mapy, lecz właśnie pasji odkrywania. Kiedy ona cię ogarnie, zostawię cię samemu sobie. Wejdź w bezkres, w nieskończoność – i naucz się im ufać. Oddaj się w ręce życia, ponieważ życie jest bogiem. Kiedy Jezus powiedział: „Przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja”, mówił właśnie o tym… o ogromnym zaufaniu. Nawet jeżeli bóg przynosi śmierć, nie ma się czego obawiać. Skoro przynosi śmierć, musi istnieć po temu jakiś powód, musi istnieć jakiś sekret. Bóg otwiera jakieś drzwi.
Człowiek ufający, człowiek religijny jest podekscytowany, nawet kiedy stoi u bram śmierci – wydaje z siebie ryk lwa. On wie, że tak naprawdę nic nie umiera – w momencie śmierci może powiedzieć: „To jest to!”. Każdy moment to jest właśnie to. Nieważne, czy mówimy o życiu, czy o śmierci, o sukcesie czy o porażce, o szczęściu czy o nieszczęściu. Każdy moment… to jest to.
To właśnie nazywam prawdziwą modlitwą. Dzięki takiemu myśleniu odnajdziesz kierunek. Nie musisz się nim przejmować, nie musisz go ustalać – po prostu poruszaj się przepełniony ufnością.
Czym jest ufność? Czy jest ona przekonaniem? Nie, ponieważ przekonanie to domena umysłu. Ufność jest porozumieniem. Porzucasz wszystkie mechanizmy obronne, swój pancerz; stajesz się bezbronny. Wsłuchujesz się w coś, robisz to całym sobą, aż pojawia się w tobie uczucie – prawdziwe lub nieprawdziwe. Jeżeli jest prawdziwe, poczujesz to; jeżeli jest nieprawdziwe, również to poczujesz. Dlaczego tak się dzieje? Dlatego że mieszka w tobie prawda. Kiedy jesteś w stanie niemyślenia, twoja wewnętrzna prawda wyczuwa inną prawdę – ponieważ rzeczy identyczne zawsze dostarczają podobnych doznań. Nagle wszystko zaczyna do siebie pasować, tworzy wzór. Chaos staje się kosmosem. Słowa układają się w zdania i pojawia się poezja.
Jeżeli odczuwasz takie porozumienie i pojawia się prawda, twoja wewnętrzna istota po prostu się z nią zgadza – ta zgoda nie ma nic wspólnego z umysłem. Słyszysz melodię. Stajesz się melodią. Tym właśnie jest ufność. Jeżeli coś nie wydaje się właściwe, nie poświęcasz temu uwagi, nie zastanawiasz się nad tym ani chwili dłużej – to nie ma dla ciebie żadnej wartości. Nie ma potrzeby twierdzić, że „coś jest nieprawdą”. Jeśli coś do ciebie nie pasuje, to po prostu idziesz dalej! Jeżeli natomiast coś do ciebie pasuje, staje się twoim domem. Ufność wypływa z wsłuchiwania się.
Bądź otwarty, kochaj naturę i ufaj jej, bo to ona wydała cię na świat. Stanowisz jej przedłużenie, nie jesteście od siebie oddzieleni. Ona troszczy się o ciebie; chroni cię za życia i po śmierci. Zapewnia bezpieczeństwo – jedyne, jakiego możesz doświadczyć. Czuj się bezpieczny, spokojny, zrelaksowany. Wtedy – kiedy umysł będzie już zupełnie cichy – pojawi się prawda. Pojawi się w ciemności twojej egzystencji niczym promień światła – i wszystko stanie się widoczne.
Zaufanie pojawia się jedynie wtedy, gdy najpierw zaufasz sobie. Podstawowa zmiana musi się dokonać w tobie. Dopiero kiedy zaufasz sobie, zaufasz mnie, zaufasz ludziom, zaufasz egzystencji. Ale jeżeli nie zaufasz sobie, nie zaufasz nikomu ani niczemu.
Społeczeństwo niszczy zaufanie u samych jego podstaw: nie pozwala, abyś ufał samemu sobie. Uczy cię ufać rodzicom, Kościołowi, państwu, bogu i tak dalej, lecz niszczy to jedno podstawowe zaufanie, bez którego zaufanie do reszty świata jest fałszywe – musi tak być! Brak ci prawdziwych korzeni umożliwiających rozwinięcie się prawdziwych kwiatów.
Społeczeństwo robi to świadomie i celowo, ponieważ człowiek ufający sobie stanowi zagrożenie – zagrożenie dla społeczeństwa, którego podstawą istnienia jest zniewolenie i które tak wiele zainwestowało w stworzenie różnych form niewolnictwa. Człowiek ufający sobie jest niezależny, wolny. Nie da się przewidzieć jego postępowania; on żyje po swojemu. Taki człowiek zaufa, kiedy kogoś pokocha, a jego zaufanie będzie niezwykle intensywne i prawdziwe, pełne życia, autentyczne. Ufając, będzie on w stanie zaryzykować wszystko, ale dopiero wtedy, kiedy tak poczuje, kiedy coś poruszy jego serce, inteligencję, uczucia – tylko wtedy. Taki człowiek nie pozwoli narzucić sobie żadnych fałszywych przekonań.
Społeczeństwo działa na zasadzie autohipnozy. Ma tworzyć nie ludzi, lecz roboty. Potrzebuje ludzi zależnych – tak bardzo zależnych, że aż pragnących tyranii, poszukujących tyranów, swoich Hitlerów, Mussolinich, Stalinów, Mao. Ta piękna planeta została zamieniona w więzienie. Kilka żądnych władzy jednostek zmieniło całą ludzkość w motłoch. Człowiekowi pozwala się żyć, jeżeli zaakceptuje mnóstwo idiotyzmów.
Nakazywanie dziecku, żeby wierzyło w boga, jest całkowitym nonsensem. Chodzi nie o to, że boskość nie istnieje, lecz o to, że dziecko jest za małe, aby odczuwać pragnienie jej doświadczania. Ono nie jest gotowe, by poszukiwać ostatecznej prawdy o życiu. Ono nie jest dostatecznie dojrzałe, by dociekać natury boga. Któregoś dnia samo poczuje to pragnienie, ale stanie się tak pod warunkiem, że wiara nie będzie przez nikogo narzucona. Narzucanie dziecku wiary, zanim pojawi się w nim pragnienie poszukiwania, spowoduje, że jego życie będzie pełne fałszu, zakłamane. Dziecko będzie mówiło o bogu, ale tylko dlatego, że opowiedział mu o nim ktoś z autorytetem i dużą władzą – rodzice, kapłani, nauczyciele. Ludzie coś mu nakazali, a ono musiało się podporządkować, to był warunek przetrwania. Dziecko nie mogło odmówić swoim rodzicom, ponieważ bez ich pomocy by zginęło. Sprzeciw był zbyt ryzykowny, więc wyraziło zgodę, choć nieszczerze.
Jak mogło to zrobić szczerze? Ta zgoda to decyzja polityczna podjęta, by zapewnić przetrwanie. Wcale nie sprawiłeś, że dziecko stało się religijne, jedynie stworzyłeś dyplomatę i polityka. Utrudniłeś mu stanie się prawdziwym. Zatrułeś je. Zniszczyłeś w nim zarodek inteligencji, ponieważ inteligencja wzrasta jedynie wtedy, gdy człowiek czuje potrzebę, by się czegoś dowiedzieć. Teraz ta potrzeba nigdy się nie pojawi – zanim pytanie zawładnęło duszą dziecka, ty dostarczyłeś mu gotową odpowiedź! Zanim dziecko poczuło głód, wmusiłeś w nie jedzenie. Wmuszone jedzenie nie może zostać strawione. Właśnie dlatego ludzie żyją tak, jakby byli jedynie kanałami, przez które przepływa niestrawiony pokarm.
Potrzeba dużej cierpliwości, ogromnej uwagi, niezwykłej świadomości, żeby nie powiedzieć dzieciom czegoś, co zaburzy pojawienie się w nich inteligencji; żeby nie zrobić z nich chrześcijan, hinduistów, muzułmanów. Potrzebna jest nieskończona cierpliwość. Pewnego dnia wydarza się coś niesamowitego i dziecko samo zaczyna dociekać prawdy. Nie dostarczaj mu wtedy gotowych odpowiedzi. Gotowce nikomu nigdy nie pomagają, są nudne i głupie. Pomóż dziecku rozwinąć inteligencję. Nie dawaj mu odpowiedzi, stawiaj przed nim wyzwania, które wyostrzą jego inteligencję i zmuszą je do drążenia głębiej – tak głęboko, aż pytanie dotrze do jego rdzenia, aż stanie się sprawą życia i śmierci.
Cóż, tak się nie dzieje. Rodzice się boją, społeczeństwo się boi: jeśli dzieci byłyby wolne, kto wie, co mogłoby się stać? Mogłyby nigdy nie dołączyć do grupy, do której należą ich rodzice, nigdy nie pójść do kościoła – katolickiego, protestanckiego… Jeśli dzieci stałyby się inteligentne, kto wie, co mogłoby się wydarzyć? Nie dadzą ci się kontrolować. A społeczeństwo coraz bardziej próbuje wszystkich kontrolować i zawładnąć wszystkimi duszami.
Właśnie dlatego najpierw niszczy się zaufanie – zaufanie dziecka do siebie samego, jego pewność siebie. Dziecko ma drżeć z obawy, ma się bać. Wówczas łatwo je kontrolować. Człowiek pewny siebie nie pozwala sobą rządzić, przeciwstawia się, działa po swojemu. Nie chce postępować tak jak inni. Wyruszy w swoją własną podróż, nie będzie realizować czyichś marzeń. Nie naśladuje nikogo, nie jest nudny. Jest pełen życia, pulsuje tak wielką energią, że nikt nie może go kontrolować.
Niszcząc zaufanie, kastrujesz człowieka. Odbierasz mu moc. Teraz już zawsze będzie on bezsilny, będzie potrzebował dominacji, tego, by ktoś nim kierował, wydawał mu polecenia. Stanie się doskonałym żołnierzem, przykładnym obywatelem, narodowcem, dobrym chrześcijaninem, dobrym muzułmaninem, dobrym hinduistą. Będzie miał różne etykietki, ale nie stanie się niezależną jednostką. Na zawsze pozbawiono go korzeni. Będzie żył bez korzeni, a takie życie przynosi cierpienie, przypomina życie w piekle.
Drzewo musi się zakorzenić w glebie. Człowiek musi się zakorzenić w egzystencji. Jeżeli tak się nie stanie, będzie pozbawiony inteligencji. Nawet mimo osiąganych sukcesów i sławy…
Któregoś dnia przeczytałem taką opowieść.
Trzech przyjaciół, chirurgów, spotkało się na wakacjach. Siedząc na plaży, zaczęli się przechwalać. Pierwszy powiedział:
– Jeden z moich pacjentów podczas wojny stracił obie nogi. Przeprowadziłem transplantację i stał się cud. Teraz ten człowiek należy do najszybszych biegaczy. Jest duża szansa, że wygra kolejną olimpiadę!
Drugi powiedział:
– To nic wielkiego. Moja pacjentka spadła z trzydziestego piętra i miała zmasakrowaną twarz. Dokonałem genialnej operacji plastycznej. Niedawno w gazecie widziałem informację, że ta kobieta została Miss Świata.
Trzeci chirurg słuchał w milczeniu, więc zapytali go:
– A ty co ostatnio porabiałeś? Masz jakieś nowiny?
– Nic takiego – odparł. – A właściwie nie mogę o tym mówić.
Zaciekawili się i nalegali:
– Przecież jesteśmy twoimi przyjaciółmi, dochowamy tajemnicy. Nie martw się, ta rozmowa pozostanie między nami.
– W porządku, skoro obiecujecie… Przywieziono na mój dyżur człowieka, który w wypadku samochodowym stracił głowę. Nie miałem pojęcia, co robić. Poszedłem do ogrodu, żeby chwilę pomyśleć, i natknąłem się na główkę kapusty. Zabrałem ją i zamiast głowy przyszyłem temu człowiekowi kapustę. I wiecie co? On został premierem Indii!
Możesz pozbawić dziecko inteligencji, a ono i tak zostanie premierem Indii! Brak inteligencji nie uniemożliwia osiągnięcia sukcesu. Jeśli jest się inteligentnym, tak naprawdę trudniej osiągnąć sukces. Osoba inteligentna jest także kreatywna, wyprzedza swoją epokę, dlatego niełatwo ją zrozumieć. Osobę nieinteligentną łatwo zrozumieć, pasuje ona do społeczeństwa – a ono ma kryteria, by ją szybko ocenić. Natomiast ocenienie geniusza zajmuje wiele lat.
Nie twierdzę, że osoba nieinteligentna nie osiągnie sukcesu ani nie stanie się sławna – ale wiem, że taka osoba zawsze będzie nieautentyczna i będzie cierpieć. Może uda ci się osiągnąć sukces, ale jeżeli jesteś nieautentyczny, nigdy nie odczujesz pełnej satysfakcji. Nie dowiesz się, jaką łaską obdarza cię życie. Brakuje ci inteligencji, aby to dostrzec. Nie zauważysz, jak wspaniała jest egzystencja, ponieważ brakuje ci wrażliwości. Nie zobaczysz cudu, który cię otacza. Nie dostrzeżesz tego, że twoje i jego ścieżki krzyżują się każdego dnia, bo nie masz zdolności prawdziwego odczuwania.
Współczesne społeczeństwo jest skoncentrowane na władzy. Jest prymitywne, barbarzyńskie. Kilka osób – politycy, kapłani, profesorowie – rządzi milionami innych. Robią to w taki sposób, żeby żadne dziecko nie było w stanie wykształcić w sobie inteligencji. Przez przypadek raz na jakiś czas na świecie pojawia się budda – przez całkowity przypadek. W jakiś sposób czasem komuś udaje się wyrwać z oków społeczeństwa. Raz na jakiś czas pojawia się ktoś z niezatrutym umysłem. To musi być wynik jakiegoś błędu, niedopatrzenia. Gdyby nie takie błędy, społeczeństwo skutecznie odcięłoby ludziom korzenie, pozbawiło każdego wiary w siebie. A człowiek pozbawiony wiary w siebie nigdy nie zaufa innym.
Kiedy nie kochasz siebie, nie pokochasz nikogo innego. Taka jest prawda, nie ma wyjątków. Innych możesz kochać dopiero wtedy, gdy kochasz siebie.
Społeczeństwo potępia miłość do siebie jako samolubną i narcystyczną. Owszem, miłość do siebie może się taka stać, ale nie musi. Może się stać samolubna, jeżeli będzie przypisana jedynie do twojej osoby, i narcystyczna, jeżeli skoncentruje się wyłącznie na tobie. Poza tymi przypadkami miłość do samego siebie daje początek każdej innej miłości.
Człowieka, który kocha siebie, prędzej czy później przepełni miłość do innych. Człowiek, który ufa samemu sobie, nie potrafi nie ufać innym – ufa nawet tym, którzy kiedyś go oszukają, a nawet tym, którzy już go oszukali. Poznał smak zaufania i wie, że nie ma niczego bardziej wartościowego. Możesz zawieść jego zaufanie – na przykład zabrać mu pieniądze albo inną własność. On jednak nie przejmie się takimi drobnostkami. Nadal będzie cię kochał, nadal będzie ci ufał. Wtedy stanie się cud: jeżeli ktoś ufa ci całkowicie, oszukanie go staje się niemal niemożliwe.
Tak się dzieje codziennie również w twoim życiu. Kiedy komuś ufasz, oszukanie, zdradzenie cię staje się dla niego niemożliwe. Siedzisz na peronie kolejowym, obok siedzi nieznany ci człowiek – zupełnie obcy. Prosisz go: „Popilnuj mojego bagażu, pójdę kupić bilet”. Odchodzisz. Zaufałeś obcemu. Jest prawie pewne, że cię nie oszuka. Mógłby to zrobić, gdybyś mu nie zaufał. Zaufanie ma magiczną moc. Jak mógłby cię oszukać, skoro mu zaufałeś? Jak mógłby upaść tak nisko? Gdyby cię oszukał, nigdy by sobie tego nie wybaczył.
Ludzka świadomość niezwykle sobie ceni zaufanie. Każdy lubi, kiedy inni mu ufają. To oznaka szacunku. Kiedy pochodzi od obcego, ma jeszcze większą moc. Nie masz podstaw, by zaufać obcemu, jednak to robisz. Wynosisz go na piedestał. Jest mało prawdopodobne, by chciał spaść z takiej wysokości. Jeśli spadnie, do końca życia będzie nieść ciężar poczucia winy.
Ludzka świadomość niezwykle sobie ceni zaufanie. Każdy lubi, kiedy inni mu ufają. To oznaka szacunku. Kiedy pochodzi od obcego, ma jeszcze większą moc.
Człowiek, który ufa sobie, poznaje piękno tego stanu – dostrzega, że im bardziej sobie ufa, tym bardziej rozkwita. Im bardziej odpręża się i odpuszcza, tym głębiej jest ukorzeniony, spokojny, wyciszony. To tak wspaniały stan, że człowiek zaczyna ufać kolejnym osobom. I wtedy spokój, wyciszenie zaczynają docierać do rdzenia jego istoty. Ten, kto potrafi ufać, w końcu odkryje, jak działa zaufanie. A wtedy któregoś dnia spróbuje zaufać nieznanemu.
Zacznij ufać sobie – to pierwsza rzecz. Na tym polega moja praca: aby zniszczyć w tobie brak zaufania do samego siebie, aby zniszczyć skłonność do samopotępiania, którą ci narzucono. Chcę sprawić, byś pozbył się tej skłonności. Dzięki temu poczujesz się kochany i szanowany, poczujesz, że egzystencja cię kocha. Bóg cię stworzył, ponieważ cię kochał. Kochał tak mocno, że nie był w stanie odeprzeć pokusy stworzenia cię.
Kiedy malarz coś tworzy, robi to, ponieważ to kocha. Kiedy poeta pisze wiersz, robi to, ponieważ to kocha. Bóg namalował cię, wyśpiewał, wytańczył. Bóg cię kocha! Jeżeli słowo „bóg” nic dla ciebie nie znaczy, nie przejmuj się – nazwij to egzystencją, nazwij to pełnią.
Egzystencja cię kocha – gdyby było inaczej, nie byłoby cię tu.
Odpręż się, pełnia cię uwielbia. Właśnie dlatego oddycha i pulsuje w tobie. Kiedy poczujesz ten ogromny szacunek, miłość i zaufanie pełni do ciebie, zaczniesz ukorzeniać się w swojej istocie. Zaufasz sobie. Dopiero wtedy zaufasz mnie; dopiero wtedy zaufasz przyjaciołom, dzieciom, mężowi, żonie. Dopiero wtedy zaufasz drzewom, zwierzętom, gwiazdom, księżycowi. Zaczniesz żyć zaufaniem. Wtedy przestanie to być dla ciebie kwestią zaufania temu czy tamtemu; po prostu będziesz ufać. Ufność to prawdziwa religijność.
O to właśnie chodzi w sannjasie. Sannjas odwróci wszystko, co zrobiło ci społeczeństwo. To nie przypadek, że kapłani, politycy, rodzice, establishment są moimi przeciwnikami – to nie przypadek. Rozumiem logikę, jaka się za tym kryje. Próbuję odwrócić to, co oni ci zrobili. Zagrażam ich polityce zniewolenia. Mój wysiłek polega na tym, że pragnę stworzyć buntowników, a początek każdego buntu, każdej rebelii zaczyna się od zaufania sobie. Jeżeli pomogę ci zaufać sobie, to będzie wystarczająca pomoc. Niczego więcej nie potrzeba, reszta wydarzy się sama.
Dociekanie niesie ze sobą ryzyko. To poruszanie się w stronę nieznanego. Człowiek nigdy nie wie, co może się wydarzyć. Zostawia to, co znał, to, z czym się dobrze czuł, i idzie w kierunku nieznanego, nie wiedząc nawet, czy na drugim brzegu coś na niego czeka ani czy drugi brzeg w ogóle istnieje.
Ludzie zwykle kurczowo trzymają się wiary w bóstwa. Ci odrobinę silniejsi, rozwinięci intelektualnie, trzymają się ateizmu. Jedno i drugie pomaga uciec od wątpliwości. Ucieczka od wątpliwości to ucieczka od dociekania – czym bowiem jest wątpliwość? Znakiem zapytania. To nie jest twój wróg. Ona przygotowuje cię do zadawania pytań.
Wątpliwość jest twoim przyjacielem.
Wiara boi się wątpliwości – ponieważ wiara przyczyniła się do ich stłumienia. Zawsze boisz się tego, co tłumisz, ponieważ to siedzi gdzieś głęboko w tobie i czeka. Gdy wyczuje odpowiedni moment, wybuchnie. Twoja wiara spodziewa się wybuchu, a z każdym kolejnym dniem wątpliwości narastają, bo coraz dłużej je tłumisz. Wkrótce nie będziesz w stanie nad nimi zapanować, okażą się silniejsze niż twoja wiara. Odsuną na bok twoją wiarę.
Zaufanie nie boi się wątpliwości, ponieważ zaufanie nie jest ich przeciwnikiem. Zaufanie korzysta z wątpliwości, wie, w jaki sposób wykorzystać ich energię. Taka jest różnica między wiarą a zaufaniem. Wiara jest fałszywa: wytwarza sztuczną religię, kreuje hipokrytów. Zaufanie ma w sobie piękno i prawdę. Rozwija się i wzrasta dzięki wątpliwościom. Wątpliwości są jej przyjaciółmi, nie wrogami.
Zaufanie korzysta z wątpliwości, wie, w jaki sposób wykorzystać ich energię. Taka jest różnica między wiarą a zaufaniem.
Twoje zaufanie będzie słabe, dopóki nie przepracujesz wielu wątpliwości. Skąd miałoby czerpać siłę i integralność? Bez wyzwań pozostanie słabe. Wątpliwość to wyzwanie. Jeśli twoje zaufanie potrafi odpowiedzieć na wyzwanie, potrafi zaprzyjaźnić się z wątpliwością, to dzięki temu wzrośnie. Nie będziesz rozdwojony, pełen wątpliwości wewnątrz, a na zewnątrz wierzący. Będziesz jednością, niepodzieloną jednostką. Według dawnych religii dusza jest niepodzielona.
Dusza rozwija się dzięki wątpieniu, nie dzięki wierze. Wiara to jedynie maska: chowasz za nią swoją prawdziwą twarz. Zaufanie jest transformacją: stajesz się coraz bardziej świetlisty. Nie będziesz miał poczucia winy, wątpienie potraktujesz jako możliwość i szansę. Powoli wątpienie zniknie, jego miejsce zajmie zaufanie.
Dusza rozwija się dzięki wątpieniu, nie dzięki wierze. Wiara to jedynie maska.
Wątpliwość to jedynie oznaka narastającego zaufania. Wątpliwość to kiełkujące zaufanie. Zawsze staraj się myśleć o wątpliwości właśnie w ten sposób: że jest to kiełkujące zaufanie. Wątpliwość wiąże się z dociekaniem, zaufanie oznacza pełne poznanie. Wątpliwość jest pytaniem, zaufanie to odpowiedź. Odpowiedź nie występuje przeciw pytaniu – bez pytania nie byłoby odpowiedzi. Pytanie daje możliwość, aby odpowiedź się pojawiła.
Proszę cię, abyś w mojej obecności nigdy nie miał poczucia winy. Jestem jego przeciwnikiem. Od wieków kapłani, politycy, purytanie posługiwali się nim. Wzbudzanie poczucia winy to zagrywka strategiczna mająca na celu wykorzystywanie ludzi. Kiedy wpędzisz ich w poczucie winy, będą twoimi niewolnikami. Nie staną się spójni wewnętrznie. Nigdy nie będą potrafili zaakceptować siebie, wiecznie będą siebie potępiać. Pragnienie pozbycia się poczucia winy sprawi, że będą gotowi uwierzyć we wszystko. Wykonają wszystko, nawet najgłupszy rytuał. Przez wieki kapłani wpędzali ludzi w poczucie winy. Wszystkie tak zwane religie powstały w oparciu o poczucie winy, nie w oparciu o wiarę w boga. One nie mają nic wspólnego z bogiem, a bóg nie ma nic wspólnego z nimi. Podstawą istnienia religii jest twoje poczucie winy.
Wszystkie tak zwane religie powstały w oparciu o poczucie winy, nie w oparciu o wiarę w boga.
Przepełnia cię strach i wiesz, że się mylisz: szukasz więc pomocy kogoś, kto ma rację. Czujesz się bezwartościowy: musisz się komuś pokłonić, musisz służyć tym, którzy twoim zdaniem są coś warci. Nie ufasz sobie, ponieważ jesteś rozdarty. Jedynie człowiek niepodzielony może zaufać sobie, swoim emocjom, swojej intuicji. Ty nieustająco się trzęsiesz; potrzebujesz kogoś, na kim mógłbyś się oprzeć. Kiedy już to zrobisz, kiedy staniesz się od kogoś zależny, zrobisz się dziecinny i nigdy nie dojrzejesz, nie rozwiniesz się. Mentalnie pozostaniesz dzieckiem. Nigdy nie staniesz się niezależny. Kapłani nie chcą twojej niezależności. Niezależni ludzie nie poddają się wpływom; zależni stwarzają wspaniałe warunki do rozwinięcia biznesu.
Jestem całkowitym przeciwnikiem wywoływania poczucia winy. Zawsze o tym pamiętaj: jeżeli w mojej obecności ujawnisz swoje poczucie winy, będziesz zdany sam na siebie. Oznacza ono bowiem, że nadal nosisz w sobie głosy rodziców i głos kapłanów; mój głos jeszcze do ciebie nie dotarł, nie słyszysz, co mówię. Masz się pozbyć poczucia winy.
Wolny od poczucia winy staniesz się religijny. Taka jest moja definicja człowieka religijnego. Wykorzystaj wątpliwości – są piękne, ponieważ tylko dzięki nim może w tobie dojrzeć zaufanie. Jak mogłoby być inaczej? Tylko dzięki nim zaufanie rozkwita. To właśnie ciemna noc zwątpienia przybliża do ciebie złoty poranek. Ciemna noc nie jest przeciwnikiem poranka, jest niczym łono. Poranek przygotowuje się do nadejścia w ciemności nocy.
Zwątpienie i zaufanie wzajemnie się uzupełniają: tak jak mężczyzna i kobieta, noc i dzień, lato i zima, życie i śmierć. Zawsze myśl o tych pojęciach jak o czymś, co się wzajemnie uzupełnia, nie myśl o nich jak o przeciwieństwach. Na pozór może się wydawać, że to przeciwieństwa, ale tak naprawdę to przyjaciele, którzy pomagają sobie nawzajem. Pomyśl o człowieku, który nie ufa: on nie ma wątpliwości, ponieważ nie ma w co wątpić. Pomyśl o kimś, w kim nie ma ani odrobiny ufności – w co miałby wątpić? Jedynie ktoś, kto potrafi ufać, może w coś wątpić. Ufasz, więc masz wątpliwości. Wątpliwość potwierdza istnienie ufności. Pomyśl o osobie, która nie potrafi wątpić – jak miałaby ufać? Jeśli nie potrafi wątpić, jak ma być zdolna do ufności?
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki