Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Sonderaktion Krakau i piekło obozów koncentracyjnych oczyma niezwykłego świadka
W tym roku mija 75. rocznica wybuchu II wojny światowej. 6 listopada minie również 75 lat od tzw. Sonderaktion Krakau — niemieckiej akcji pacyfikacyjnej skierowanej przeciwko polskim uczonym.
Profesor Stanisław Urbańczyk, wybitny językoznawca, miał 30 lat, kiedy został aresztowany wraz z profesorami krakowskich szkół wyższych w ramach Sonderaktion Krakau. Był świadkiem cierpień najwybitniejszych przedstawicieli nauki nieludzko traktowanych w obozach Sachsenchausen i Dachau. Jeszcze w czasie wojny zaczął pisać wspomnienia, które stanowią przejmujący dokument — relację świadka i uczestnika — losów krakowskich profesorów od pierwszego momentu uwięzienia w auli uniwersytetu, przez czasowe zatrzymanie na Montelupich, więzienie we Wrocławiu, życie codzienne, choroby i cierpienia w Sachsenhausen i Dachau aż do momentu uwolnienia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 332
Pisałem wspomnienia przez wiele miesięcy, małymi kawałkami, wyzyskując skrawki czasu, których nie mogłem obrócić na pracę naukową. Pisałem dyżurując w czytelni Biblioteki Jagiellońskiej (wtenczas Staatsbibliothek[1]), kryjąc się z tym przed niemieckimi urzędnikami. Jeden wszakże Niemiec o wszystkim wiedział: Adolf Zbrodniczy, który wściekłym wzrokiem patrzył cały czas z portretu nad moją głową.
Pisałem w różnych nastrojach i wbrew nastrojom, nic więc dziwnego, że w tych warunkach opowiadanie mogło się rozbić na mnóstwo stylistycznie kłócących się z sobą fragmentów. Obawiam się, że mi się nie udało temu niebezpieczeństwu zapobiec. Cały czas bałem się też, że moje niewprawne pióro, odrywane doraźnie od lingwistycznych wywodów, nie odda tego, cośmy przeżyli, a zwłaszcza grozy w obozie oranienburskim, nerwowego napięcia i kapryśnego fatum w Dachau. Jestem człowiekiem mało wrażliwym na ciosy z zewnątrz, rok obozu jeszcze wrażliwość przytępił, a lata, które już minęły, wiele rzeczy wymazały z pamięci, nic zatem dziwnego, że czytelnik mało przeżyje podczas lektury wstrząsów, mało znajdzie wielkich słów; nie umiem ich zresztą używać. Rzeczy wstrząsające znajdzie czytelnik w innych pamiętnikach. Ani Sachsenhausen, ani Dachau nie pretendują do tytułu Todes- czy Vernichtungslager[2], choć tyle tysięcy ludzi znalazło w nich śmierć i zagładę. Jednak i to, co było w Sachsenhausen, przekraczało miarę wytrzymałości, i ręczę czytelnikowi, że gdyby te warunki utrzymały się dłużej i gdyby profesorowie krakowscy nie byli tak prędko stamtąd wyszli, to w 1945 r. w Uniwersytecie Jagiellońskim nie miałby kto przyjąć młodzieży.
Aresztowanie profesorów stało się głośne na cały świat, wstrząsnęło sumieniem świata jak mało który wypadek i pierwsze zdarło obłudną maskę z oblicza Niemiec, dlatego też obszernie się rozpisałem, przekraczając rozmiary większości publikowanych dotąd wspomnień o tym wydarzeniu. Ponadto niech mnie i to usprawiedliwi, że inni przedstawiają swoje jednostkowe przygody, a ja dzieje dużej grupy ludzi. Tych kilka wspomnień członków uniwersyteckiego zespołu, co już wyszło drukiem, nie opisuje przejść młodszych jego członków w Dachau. Niniejszy pamiętnik będzie więc na razie stał odosobniony.
Okładka pierwszego wydania książki, 1946 r.
Uniwersytet za kolczastym drutem miał być tylko częścią tomu, na który winny się były złożyć wspomnienia kilku kolegów. Moje miało być ogólnym zarysem całości, oni obiecali szerzej rozwinąć niektóre sytuacje i zdarzenia bądź dzieje niektórych grupek, na któreśmy się rozpadli w Dachau zależnie od miejsca pracy. Chciałem w zarysie pokazać raczej nasze wrażenia, wewnętrzne doznania, niż dać kronikę zdarzeń. Taką skrupulatną kroniką są Wspomnienia prof. Jana Gwiazdomorskiego. Niestety, obejmują one tylko okres pobytu w Sachsenhausen, okres krótki, bo tylko trzymiesięczny, za to szczególnie dramatyczny, upamiętniony śmiercią tylu naszych kolegów. Okres późniejszy, dla większości jedenastomiesięczny, mało jest znany, nie brak nawet ludzi, którzy są przekonani, że dramat Uniwersytetu Jagiellońskiego skończył się ze zwolnieniem grupy 102 osób dnia 8 lutego 1940 r. A przecież w Sachsenhausen pozostali tak wybitni uczeni starszego pokolenia jak: Birkenmajer, Jachimecki, Leja, Semkowicz, Stołyhwo, do Dachau zaś zostali przeniesieni członkowie uniwersytetu wprawdzie młodsi, ale już wtenczas znani w nauce, albo tacy, którzy dopiero po wojnie pokazali, co byłby wraz z nimi stracił uniwersytet i Polska. Jest między nimi sześciu członków PAN, kilku rektorów i prorektorów, wielu dyrektorów instytutów PAN, kierowników katedr itd. Nie chciałbym tu wymieniać nazwisk. Losy tych ludzi poza moim pamiętnikiem prawie nie znalazły publicznego wyrazu, a w moich wspomnieniach poświęciłem im mało miejsca. Przygotowując pierwsze wydanie, byłem skrępowany rozmiarami, teraz zaś trudno już wydobyć fakty z pamięci. Boję się przy tym nieścisłości, które dostrzegam w opowieściach spisywanych po latach. Chociaż więc koledzy nalegali na mnie, aby część dachauską rozszerzyć, w małym tylko stopniu mogłem spełnić ich życzenia.
Nowe wydanie mimo wszystko zawarło trochę uzupełnień. Po pierwsze są to własne wspomnienia i ustne przypominki wielu kolegów, po wtóre korzystam z drukowanych, a mało znanych wspomnień K. Stołyhwy, po trzecie – z rękopiśmiennych relacji, złożonych w Archiwum UJ w r. 1946 przez byłych więźniów lub rodziny zmarłych. Niestety, znajdujące się tam wspomnienia K. Piwarskiego dociągają tylko do jesieni 1940 r., tak że o jego ośmiomiesięcznym pobycie w Dachau po naszym odejściu nic nie mogę powiedzieć. Pewne daty i dane statystyczne zaczerpnąłem z różnych drukowanych źródeł, po części charakteru oficjalnego. Do wspomnień dodałem opis starań o nasze zwolnienie, wrażenia z powojennego wyjazdu do Sachsenhausen i Dachau oraz przemówienie wygłoszone na jednym z dorocznych zebrań w dniu 6 listopada. Dodałem też pełny wykaz aresztowanych (w pierwszym wydaniu wymieniłem tylko nazwiska zatrzymanych w obozie 8 lutego 1940 r.). Mimo uzupełnień pamiętnik nie stracił, jak sądzę, swojego charakteru doznaniowego, nie stał się kroniczką.
Upływający czas zamienił spis aresztowanych w spory cmentarzyk. Nawet spośród dachauczyków, wtedy młodych i dzielnych ludzi, tylu już dziś nie żyje! Nie ma między nami młodziutkiego Borkowskiego ani niewiele od niego starszego Hajdukiewicza, Starachowicza, nie ma Bulasa, Doborzyńskiego, J. Gołąba, Hołdy, Jakóbca, Kameckiego, Kocwy, Lepszego, Małeckiego, Milewskiego, Miodońskiego, Moszewa, Ormickiego, Piwarskiego, Szczotki... Spośród starszych kolegów, którzy w 1940 r. liczyli co najmniej 40 lat, nie żyje nawet co trzeci. Każdy rok przynosi straty. Niech ten pamiętnik przypomni ich społeczeństwu.
[1]Staatsbibliothek – Biblioteka Państwowa
[2]Todes-... Vernichtungslager – obóz śmierci... obóz zagłady