Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Mężczyzna z przeszłością i kobieta z przyszłością.
Absolwentka pedagogiki – Magda Lasocka - decyduje się na powrót do rodzinnego miasta, by pomóc dzieciom, które dorastają w trudnych warunkach. Całkowicie poświęca się pracy, aż do momentu, gdy ponownie spotyka Michała Langera. Wtedy jej spokojne życie nabiera rozpędu, przeszłość przestaje mieć znaczenie i zaczyna liczyć się tylko to, co mogą razem stworzyć. Kiedyś dzieliło ich wszystko. Teraz – różnice pozostały, ale pojawiło się mocne spoiwo – rodząca się między nimi namiętność. Jednak i Michał i Magda przekonają się, że nie jest tak łatwo wyrwać ze środowiska, w którym się wyrastało, a niebezpieczeństwo może czaić się tuż za rogiem.
Czy uczucie między charyzmatycznym gangsterem i panią pedagog przetrwa w świecie pełnym kłamstw, obłudy i brudnych interesów?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 408
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Mojej babci Halince i dziadkowi Witkowi,dzięki którym miałam wspaniałe dzieciństwona podgórskim podwórku
Kocha się tylko to, od czego się cierpi.
Gustave Flaubert
Rozdział 1
Siedziała w pociągu, obojętnie obserwując przesuwający się za oknem krajobraz. Wracała do swoich korzeni, do rodzinnego domu, do obdrapanych, ale znajomych ścian, do starej kamienicy w zapomnianym przez Boga mieście. Została teraz całkiem sama, jej rodzice odeszli już dawno, a ukochana babcia – przed dwoma miesiącami, zostawiając jej mieszkanie, w którym dziewczyna się urodziła i przeżyła najpiękniejsze chwile dzieciństwa i wczesnej młodości. Potem wyjechała do wielkiego miasta, weszła w studencki świat, gdzie ciągła zabawa przeplatała się z wytężoną nauką. Starała się zawsze znaleźć jakąś równowagę pomiędzy kolejnymi etapami tamtego życia. I udawało jej się to, bo miała określone cele, do których dążyła.
Pociąg dojeżdżał już do stacji. Stała na korytarzu z niedużą torbą i patrzyła na mijane szare budynki, pozbawione liści drzewa, brudne, opustoszałe ulice. Widziała hale produkcyjne, będące pozostałościami po zakładach. Dawniej zatrudniały pół miasta, a teraz straszyły dziurawymi oknami i sterczącymi kominami, przez które już nigdy nie miał polecieć zatruwający całą okolicę dym.
Pociąg z piskiem wjechał na stację. Dobrze ją znała, bo w czasie studiów starała się przyjeżdżać do domu w każdy weekend. Gdy umarli rodzice, została jej tylko babcia. Dziewczyna chciała przerwać studia, żeby móc się nią opiekować, ale staruszka kategorycznie odmówiła, twierdząc, że nauka jest najważniejsza, że nauka to przyszłość.
Tak więc skończyła pedagogikę i wracała do rodzinnego miasta, aby podjąć pracę w szkole jako pedagog. To było jej marzenie – pracować z dziećmi i pomagać im.
Wysiadła na peronie jako jedna z nielicznych i ruszyła drogą w dół, w kierunku swojej ulicy i swojego domu. Wszystko znała tak dobrze, każde mijane drzewo, każdą starą kamienicę, poczciwy budynek poczty z czerwonej cegły, piekarnię, w której babcia kupowała jej jagodzianki. Wreszcie skręciła w znajomą ulicę, z daleka widząc już żółty dom. Jej dom. Otworzyła skrzypiącą bramę i weszła na parter, kierując się do ukochanych brązowych, nieco obdrapanych drzwi. Jej mieszkanie nie było duże, pokój połączony z kuchnią i większy niby-salon, który był jednocześnie sypialnią i pokojem dziennym. Toaleta znajdowała się na korytarzu, łazienki nie było. Wiedziała, że w pierwszej kolejności będzie musiała zainstalować w mieszkaniu chociaż prysznic. Uzbierała trochę pieniędzy, umiała żyć oszczędnie, więc zamierzała odłożyć jeszcze więcej ze skromnej pensji, którą jej zaproponowano, i wykonać remont w mieszkaniu. Stare piece też ciągnęły resztką sił; marzyła o ogrzewaniu gazowym, ale to na razie było poza zasięgiem jej finansowych możliwości.
Rozpakowała się, zagotowała wodę na herbatę i myślała, co ma dalej ze sobą zrobić. Znała wszystkich sąsiadów, pewnie oni też już wiedzieli, że wróciła i planowała, że tu zostanie. W tak zwartej społeczności niewiele dało się ukryć, wszyscy wiedzieli wszystko o każdym z osobna. Nazajutrz miała zacząć pracę. Nie chciała spędzić tego popołudnia, siedząc bezczynnie w domu, a na jakiekolwiek porządki też nie miała ochoty. Przebrała się i postanowiła przejść się po znajomej okolicy, zwłaszcza że ten październik, choć wyjątkowo zimny, był bardzo słoneczny. Ubrała się ciepło, zawinęła wokół szyi kolorowy szalik i wyszła z mieszkania. Była niewysoką ciemną blondynką, miała gęste, sięgające ramion włosy w kolorze ciepłego złota. Mogłaby uchodzić za zwyczajną niebrzydką dziewczynę, gdyby nie duże oczy koloru ciemnoniebieskiego nieba i pełne usta, które często rozciągały się w pięknym, szerokim uśmiechu.
Wyszła na podwórko i zobaczyła starszego mężczyznę. Przypatrywał się jej z miną wyraźnie wskazującą na to, że usiłuje sobie przypomnieć, skąd ją zna.
– Dzień dobry, panie Błaszak – przywitała się.
– Aaa, dobry, dobry – odpowiedział niepewnie mężczyzna, nadal nie wiedząc, z kim ma do czynienia.
– Nie poznaje mnie pan? To ja, Magda, wnuczka Helenki z parteru. – Wskazała w stronę swoich okien.
– Ojojoj, Madzia! – Twarz sąsiada przybrała pogodny wyraz. – Dziecko, aleś wyrosła. Studia skończyłaś?
– Tak, panie Błaszak, skończyłam. I wróciłam do domu. – Pokiwała głową.
– A co ty tu, dziecko, będziesz robić? Tu nic nie ma, roboty brakuje, młodzi na złe schodzą. – Machnął ręką.
– Dostałam pracę w naszej szkole. Będę pracować jako pedagog – odparła z lekkim uśmiechem.
– Oj, kochana, ta szkoła, te dzieciaki... – Kręcił głową. – To już nie to, co kiedyś...
– Wiem, wiem. Wszystko się zmienia, panie Błaszak. Ale poradzę sobie. Do widzenia, idę pozwiedzać stare śmieci. – Pomachała ręką do mężczyzny i poszła w dół uliczki.
– Oj, dziecko, dziecko... – Starszy człowiek pokręcił z powątpiewaniem głową i wszedł do bramy starego domu.
Magda ruszyła w kierunku małego kościoła, w którym była chrzczona i przyjęła pierwszą komunię świętą. Był zamknięty. Minęła go i weszła do małego parku, z którego wychodziło się na boisko szkolne. Z daleka widziała szary budynek szkoły. Pomyślała, że niewątpliwym plusem tej dzielnicy jest to, że wszędzie ma się blisko. Zobaczyła, że na boisku gra w piłkę dwóch chłopców w wieku około dziewięciu, dziesięciu lat. Jeden z nich miał na sobie kurtkę, natomiast drugi biegał w podkoszulku z krótkim rękawkiem. Było stanowczo za zimno na taki strój. Gdy stała tak przy szkolnym ogrodzeniu, usłyszała ryk silnika i basowe dudnienie muzyki. Odwróciła się i zobaczyła, jak duże czarne bmw zatrzymuje się z piskiem hamulców pod szkołą.
W środku siedziało czterech młodych mężczyzn w skórzanych kurtkach, dwóch z nich miało bluzy z kapturami, które włożyli na głowy. Drzwi od strony kierowcy otworzyły się i z samochodu wyskoczył ciemnowłosy wysoki mężczyzna. Z zaciętą miną ruszył w jej kierunku. Przestraszyła się, nie wiedząc, o co chodzi, ale mężczyzna wyminął ją i pobiegł w stronę chłopców grających w piłkę. Złapał mniejszego z nich za rękę, tego, który grał w samym podkoszulku, i narzucił na niego kurtkę leżącą na ziemi. Prawie uniósł go i zaczął ciągnąć w kierunku samochodu, krzycząc:
– Ty głupi smarku, o której miałeś być w domu, do cholery? I gdzie twoja kurtka? Myślisz, że nie mam nic do roboty, tylko będę niańczyć twoje dupsko?! – wrzeszczał wściekły.
– Puść mnie, to boli, puszczaj, głupku! – krzyczał chłopiec, a z oczu zaczęły mu lecieć łzy.
– Zamknij się! – warknął mężczyzna i dalej ciągnął dzieciaka w kierunku samochodu.
– Przepraszam, ale to chyba nie jest konieczne! – Nie wytrzymała, widząc, jak chłopiec usiłuje się uwolnić z mocnego uścisku.
Ciemnowłosy popatrzył na nią z niedowierzaniem, że śmiała w ogóle się odezwać. Jednym ruchem wepchnął zapłakanego chłopca na tylne siedzenie samochodu, gdzie siedzący mężczyźni zaczęli klepać małego po plecach. Odwrócił się i ruszył w jej stronę z wrogim wyrazem twarzy.
– A ciebie pytał ktoś o zdanie? – Stanął przy niej bardzo blisko i patrzył na nią z góry. Teraz dopiero zobaczyła, jaki jest wysoki.
– Nikt. Ale nie mogę patrzeć, jak ktoś tak traktuje dziecko – powiedziała śmiało, starając się nie okazywać strachu.
– A kim ty jesteś? Matką Teresą? – spytał z pogardliwą miną.
– Nie, ale chyba przesadzasz z brutalnością. – Patrzyła mu butnie w oczy.
W tym momencie jego koledzy zaczęli wysiadać z samochodu, widząc, że coś się dzieje.
– Stary, pomóc ci przy tej lalce? – zapytał z głupim uśmiechem jeden z nich.
– Nie trzeba, Daro, poradzę sobie.
Dziewczyna ominęła wzrokiem ciemnowłosego stojącego przy niej i spojrzała na mężczyznę, który przed chwilą został nazwany Darem.
Zmarszczyła brwi, jakby usiłowała coś sobie przypomnieć, i głośno zapytała:
– Darek? Darek Karolak? – Patrzyła na mężczyznę stojącego przy samochodzie. On również utkwił w niej wzrok. Miał trochę rozkojarzoną minę.
– Tak... – powiedział niepewnie. – A ty to kto?
– Nie poznajesz mnie? Twoja babcia mieszkała w moim domu. – Ręką wskazała w stronę widocznego z oddali żółtego budynku z czerwonym dachem.
Chłopak nagle zrozumiał i po chwili wykrzyknął:
– Ale numer! Magda Lasocka? Najładniejsza laska w szkole? Kurde, Michał, nie poznajesz? Chodziliście chyba razem do klasy! – Chłopak uderzył się dłońmi w uda i roześmiał jak z dobrego żartu.
– Lasocka? – Ciemnowłosy zmierzył ją spojrzeniem. – Faktycznie. Chodziliśmy razem tylko przez pierwsze trzy lata, potem przeniosłaś się do innej klasy.
Dziewczyna spojrzała na wysokiego mężczyznę i dopiero się zorientowała, kto przed nią stoi. Teraz go poznała. Największy zawadiaka w szkole, obiekt westchnień wszystkich dziewczyn w okolicy. No, prawie wszystkich. Michał Langer.
– Cześć, Michał. – Uśmiechnęła się. – Nie poznałam cię.
– Ja ciebie też nie. Ty chyba wyjechałaś, tak? – Patrzył na nią spod zmarszczonych brwi.
– Wyjechałam i wróciłam. A ty co porabiasz?
– A nic, bujam się tu i tam. Nie miałaś gdzie wracać, tylko do tej dziury?
– Lubię tę dziurę. W mieście źle się czułam – odparła.
Popatrzył na nią zdumiony.
– Dziwna jesteś. Dobra, my spadamy. Trzymaj się, Magda. – Kiwnął w jej stronę głową i otworzył drzwi od strony kierowcy. – Pakuj się, Daro – mruknął do chłopaka, który stał ciągle przed samochodem i przyglądał się Magdzie.
– Strzała, Magda, jeszcze się spotkamy, nie? – Mrugnął do niej, wsiadając do auta.
– Pewnie tak. – Wzruszyła ramionami. W tym „wielkim” mieście nie było o to trudno. – Michał! – zawołała ciemnowłosego, który wychylił głowę z auta. – Kim jest ten mały? – Ruchem głowy wskazała chłopca siedzącego z tyłu samochodu.
– To mój brat, Marcin – odpowiedział, dalej patrząc na nią zmrużonymi oczami.
– Nie krzycz na niego! – rzuciła szybko, odwróciła się i nie czekając na jego reakcję, poszła w stronę swojego domu.
Nie widziała, że rzucił jej wrogie spojrzenie, ale za to usłyszała, że trzasnął drzwiami i ruszył z wyciem silnika. Samochód wzbił za sobą tuman kurzu.
Nazajutrz z bijącym sercem szła w stronę szkoły, którą skończyła z wyróżnieniem dwanaście lat temu. Dyrektorką była ta sama „żelazna Teresa”, jak ją wszyscy od dawna nazywali. Nadal uczyła matematyki, wzbudzając strach w większości uczniów.
Magda weszła do znajomego budynku i udała się do sekretariatu. Tam okazało się, że pani dyrektor nie ma teraz dla niej czasu. Poprosiła sekretarkę, żeby pokazała Magdzie gabinet pedagoga, który odtąd miał być jej miejscem pracy. Sekretarką okazała się jej koleżanka ze szkoły podstawowej, która, tak jak Magda, mieszkała w tej dzielnicy Wałbrzycha i znała wszystkich od lat. Wioletta była platynową blondynką z dużym biustem, mocnym makijażem, mnóstwem biżuterii i długimi kolorowymi tipsami. Mówiła dużo i szybko, nie dając Magdzie dojść do słowa. Idąc z parteru na pierwsze piętro, gdzie koło pokoju nauczycielskiego mieścił się od zawsze gabinet pedagoga, zdążyła opowiedzieć o pozostałych koleżankach z ich rocznika. Mówiła o tym, która za kogo wyszła, ile ma dzieci, co robi, gdzie mieszka. Okazało się, że z rocznika Magdy tylko ona skończyła studia, ale też tylko ona i Wioletta nie były jeszcze mężatkami ani nie miały dzieci.
Wreszcie dotarły do gabinetu. Lasocka ze zdumieniem stwierdziła, że nic się nie zmieniło, odkąd skończyła szkołę; miała wrażenie, że czas stanął w miejscu. Paplająca sekretarka wyraziła głośno swoją opinię na temat powrotu Magdy do tej „dziury”, mówiąc, że „to dziwne”. Świeżo upieczona pedagog zaczęła się zastanawiać, od kogo jeszcze usłyszy ten sam zestaw słów.
Gdy w końcu drzwi zamknęły się za gadatliwą sekretarką, Magda objęła wzrokiem mały pokoik z oknem, co najmniej dwudziestoletnie biureczko i równie wiekowe krzesło. Obok stał mały stolik z dwoma fotelami, nieopodal zaś wysoki regał, zapełniony teczkami z danymi uczniów, którzy byli pod opieką poprzedniego pedagoga. Wiedziała, że wkrótce będzie musiała zapoznać się z tymi informacjami, żeby odpowiednio przygotować się do pracy.
Nie miała jednak za dużo czasu, aby się tym zająć, bo otworzyły się drzwi i do pokoju weszła młoda kobieta, prowadząc przed sobą tego samego chłopca, którego wczoraj Magda usiłowała uratować z rąk wściekłego Michała Langera.
– Dzień dobry, jestem nauczycielką polskiego. Proszę z nim porozmawiać, bo ja już nie daję rady – powiedziała zrezygnowanym tonem.
– A co się stało? – spytała Magda, patrząc uważnie na chłopca, który stał z zaciętą miną, wpatrzony w przybrudzony, wytarty dywanik.
– Już pomijam kwestię, że ciągle przeszkadza i utrudnia prowadzenie zajęć. Dzisiaj wskoczył na ławkę i zaczął skakać z jednej na drugą, burząc mi cały plan lekcji – sapnęła zdenerwowana nauczycielka.
– Dobrze, proszę go zostawić, porozmawiam z chłopcem i przyprowadzę go do klasy – odparła spokojnie Magda, ujmując dziecko za ramię i prowadząc w stronę fotela.
– Dziękuję. – Tamta kiwnęła głową i wyszła.
Magda spojrzała na chłopca, który stał obok fotela ze wzrokiem wbitym w podłogę.
– Usiądź – powiedziała łagodnie. – Jesteś Marcin, prawda?
Młodszy Langer klapnął ciężko na siedzisko, kiwnął głową i popatrzył na nią butnie. Dopiero teraz zorientował się, przed kim siedzi. Uciekł od razu wzrokiem gdzieś w bok i zaczerwienił się aż po same koniuszki uszu.
– Marcin, ja jestem pani Magda. Zostałam waszym nowym pedagogiem. Zawsze możesz do mnie przyjść i porozmawiać – mówiła życzliwym głosem.
Chłopak znowu podniósł wzrok i popatrzył na nią z widoczną kpiną.
– Jasne – mruknął.
– Uwierz mi, jestem tu po to, żebyś mógł się do mnie zwrócić, gdy coś będzie cię trapić. – Magda patrzyła na rozrabiakę, starając się uchwycić jego spojrzenie, które biegało gdzieś pomiędzy ścianą a podłogą, czasami zatrzymując się na jej twarzy. – Powiedz mi, Marcin, dlaczego skakałeś po ławkach? – spytała.
Dziecko wzruszyło ramionami.
– Marcin, popatrz na mnie – powiedziała twardo i chłopiec spojrzał jej w oczy. – Dobrze. A teraz odpowiedz na moje pytanie.
– Bo nudno było – odparł, nie spuszczając z niej wzroku.
– Nudziło ci się na lekcji? Nie lubisz polskiego? Czy nie lubisz pani? – Magda uniosła brwi i czekała na odpowiedź.
Chłopiec ponownie wzruszył ramionami.
– Lubię. Pani jest spoko.
– To dlaczego sprawiasz jej przykrość?
– To nie jej – odparł, znowu uciekając wzrokiem.
– A komu? Kolegom? – Magda drążyła dalej.
– Nie. – Pokręcił głową.
– Wyjaśnij mi to, proszę. Możesz mi powiedzieć, po to jestem w tej szkole. – Pedagog schyliła się, żeby uchwycić spojrzenie dziecka.
– Jemu... – powiedział cicho.
– To znaczy?
– Mojemu bratu – prawie wyszeptał.
Magda zdała sobie sprawę, że nie zapoznała się z danymi chłopca i nie wiedziała, jaka jest teraz jego sytuacja rodzinna.
– Nie lubisz brata?
Chłopiec ze zniecierpliwieniem pokręcił głową.
– Niee... no... lubię, ale to za wczoraj, za karę, że wtedy na boisku... – Rzucił jej szybkie spojrzenie. – Zresztą widziała pani.
– Ale to ty masz teraz nieprzyjemności, a nie on. – Starała się mu coś uświadomić.
– Ale to jego wezwą do szkoły. – Uśmiechnął się radośnie.
– A czemu jego? – spytała ostrożnie.
– Bo on się mną opiekuje – odparł.
Ach, więc to tak. Magda wiedziała, że musi koniecznie zapoznać się z aktami dziecka. Jeżeli Michał został jego opiekunem, to oznaczało, że rodzice albo nie żyją... albo pozbawiono ich władzy rodzicielskiej. Pamiętała, że Langerowie nie byli modelową rodziną. Ojciec alkoholik, a jego żona, ciągle zastraszona, zasuszona kobiecina, chodziła opłotkami, jakby unikała ludzi i się ich bała. Za to ich starszy syn był postrachem całej szkoły i dzielnicy. I z tego, co widziała wczoraj, wywnioskowała, że niewiele się w tej kwestii zmieniło.
Pomyślała, że będzie musiała porozmawiać z Michałem Langerem, bo to, co się działo z jego młodszym bratem, mogło doprowadzić do jakiegoś nieszczęścia.
Odprowadziła chłopca, prosząc go, żeby nie robił już więcej takich występów na lekcji. Skoro lubi panią od polskiego, to powinien zachowywać się w sposób, który nie będzie jej ranił. Młody Langer pokiwał głową, ale jedyne, co chciał wiedzieć, to czy jego brat zostanie wezwany do szkoły. Odparła, że owszem, ale powiedziała też chłopakowi, że nie powinien mścić się na swoim opiekunie. Jednak Marcin był usatysfakcjonowany tym, co usłyszał. Pomknął do klasy, radosny, że plan się powiódł.
Wróciła do swojego gabinetu i zaczęła szukać teczki z danymi ucznia Marcina Langera.
Tak jak przypuszczała, Michał był jego prawnym opiekunem. Ojciec siedział w więzieniu, a matka nie żyła. Chłopiec miał bogatą kartotekę, jeśli chodzi o wizyty u pedagoga. Nie uczył się źle, ale z zachowaniem ciągle były kłopoty. Z zapisków wynikało, że Michała często wzywano na rozmowy do szkoły w sprawie występków jego podopiecznego.
Ewidentnie dziecko czyniło to po to, by zwrócić na siebie uwagę. Pozbawione opieki rodzicielskiej, zaniedbywane pewnie przez brata, robiło wszystko, aby zaznaczyć swoją obecność.
Magda postanowiła zadzwonić do Michała Langera i zaprosić go na rozmowę w tej sprawie. Poszła do sekretariatu, gdzie były dane wszystkich uczniów wraz z numerami kontaktowymi do rodziców i opiekunów. Wioletta, gdy usłyszała, czyj numer telefonu Magda chce uzyskać, roześmiała się i powiedziała:
– Dzień jak co dzień.
Po chwili odszukała akta Marcina i podała numer do jego opiekuna, życząc nowej pani pedagog powodzenia w rozmowie z „Majkim”, jak go nazwała.
Lasocka wzięła karteczkę z numerem i wróciła do swojego gabinetu. Wybrała numer na równie wiekowym co reszta sprzętów w tym pokoju telefonie i czekała na połączenie.
Po pięciu sygnałach, gdy już chciała się rozłączyć, usłyszała szorstki głos:
– Nawijaj.
– Ekhm, dzień dobry, czy pan Michał Langer? – spytała, trochę zbita z tropu nieszablonowym powitaniem.
– No, a kto pyta?! – Głos z szorstkiego zmienił się w niecierpliwy.
– Dzwonię ze szkoły. Czy mógłby pan przyjść na spotkanie z pedagogiem? – Postanowiła się nie przedstawiać. Michał Langer pewnie wymigałby się od tej rozmowy, wiedząc, kim jest nowy szkolny pedagog. No chyba że brat mu to przekaże, ale liczyła, że tak się nie stanie.
– A co on znowu zrobił? – Mężczyzna lekko westchnął.
– Trochę narozrabiał na lekcji, ale pedagog chce z panem porozmawiać. Czy mógłby pan dzisiaj podejść do szkoły, powiedzmy... około godziny trzynastej, kiedy dzieci będą kończyć lekcje? – zapytała poważnie.
– Jasne, do kogo mam się zgłosić? Znowu?! – W jego głosie słychać było sarkazm.
– Pedagog szkolny, pierwsze piętro, pokój dwadzieścia sześć – odparła szybko.
– Okej, będę o trzynastej, do widzenia. – Rozłączył się, nie dając jej szansy na odpowiedź.
Hm, to będzie jej pierwsze doświadczenie w rozmowie z trudnym rodzicem, a raczej opiekunem. Poczuła, że pocą się jej dłonie ze zdenerwowania. Wzięła głęboki wdech i szepnęła:
– Pani pedagog Lasocka, dasz radę.