Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Warszawa literacka w PRL to opowieść o mieście, ludziach i historii. Autor przedstawia znanych pisarzy od strony prywatnej, a także ich postawy w przełomowych latach. Pokazuje, jak literaci zareagowali na widok ruin stolicy, jak odnosili się do nowego ustroju i jak żyli w Warszawie.
W książce podane zostały także fakty mało znane i anegdoty. Autor odpowiada na wiele kwestii, np.: Kto po wojnie zmienił nazwisko? Kto zbojkotował sfałszowane wybory z 1947 roku, a kto agitował z pistoletem za paskiem? Kto pisał wiersze o Stalinie i listy do Biureta? Za co - według Dąbrowskiej - Polacy kochali Rosjan, a Rosjanie Polaków? Dlaczego wyeksmitowano z Warszawy Zbigniewa Herberta? Kto kochał się w Hłasce? Który z pisarzy fascynował się Gomułką, a który Gierkiem? Kto protestował przeciw zdjęciu Dziadów, a kto był zwolennikiem cenzury?
Fascynująca podróż w czasy PRL, do miasta, które zniszczone, miało zniknąć z map Europy, a zostało odbudowane i przebudowane. Obowiązkowa lektura dla warszawiaków, miłośników literatury i historii.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 372
Wstęp
Warszawa literacka w okresie PRL, a dokładniej w latach 1945–1989 – cóż to za bogactwo tematów, osób! Jakże wielu wybitnych pisarzy tworzyło w ciągu tych 44 lat. Polacy żyli wówczas w specyficznych warunkach, z których jedne wynikały z wydarzeń II wojny światowej, a inne zależały od zmian ustrojowych.
Warszawa była miastem szczególnym. Zniszczona w czasie wojny, ponownie stała się centrum kulturalnym Polski. Tutaj mieszkali najważniejsi twórcy kultury, sławni pisarze. Tu istniały najbliższe kontakty między środowiskiem literatów a nowymi władzami i tutaj konflikty z władzami przybierały najwyraźniejszą postać.
Stolica Polski ucierpiała już we wrześniu 1939 roku, gdy zniszczonych zostało wiele kamienic i pałaców. 17 września spalił się częściowo Zamek Królewski. Wszyscy pamiętamy wzruszające przemówienia prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego, apelującego do mieszkańców stolicy o solidarność. Niewiele osób wie natomiast, że słynne słowa przemówienia Starzyńskiego, odnoszące się do heroicznej obrony miasta: „Chciałem, aby Warszawa była wielka. I Warszawa jest wielka”, napisał znany powieściopisarz i członek Polskiej Akademii Literatury, Ferdynand Goetel.
Po wkroczeniu wojsk niemieckich nastała dla Warszawy najstraszniejsza epoka w całych dziejach. Każdego dnia odbywały się łapanki, egzekucje, deportacje do obozów śmierci. W 1940 roku w pobliskich Palmirach hitlerowcy zamordowali krytyka literackiego Stefana Napierskiego (Marka Eigera) oraz polskich przywódców, m.in. byłego marszałka Sejmu Macieja Rataja. Również w Palmirach zginął Wacław Hulewicz oraz sportowiec, olimpijczyk, Stefan Kusociński.
Gdy Armia Czerwona wkroczyła na ziemie polskie 17 września 1939 roku, Witkacy na wieść o tym popełnił samobójstwo. Z rąk NKWD zginął poeta Władysław Sebyła. W Katyniu zamordowano poetę Lecha Piwowara. Broniewskiego NKWD aresztowało we Lwowie. Aleksander Wat został zesłany do Kazachstanu.
W 1943 roku cała dzielnica żydowska została przez Niemców zrównana z ziemią. Warszawscy Żydzi, w tym artyści i pisarze pochodzenia żydowskiego, w większości zostali wywiezieni do obozów zagłady i zamordowani przez hitlerowców. Nieliczne ocalałe osoby z getta uratowały się dzięki pomocy polskich sąsiadów zza muru. Utworzona Rada Pomocy Żydom „Żegota” zajmowała się wyrabianiem dokumentów, przerzutem na tzw. „aryjską” stronę miasta, ukrywaniem. Dzięki pomocy Polaków z getta wydostał się Kazimierz Berman znany jako Antoni Marianowicz. Spośród znanych przed wojną osób pochodzenia żydowskiego wojenną zawieruchę przeżyli dzięki pomocy Polaków m.in.: Jan Brzechwa, Kazimierz Brandys, Izabella ze Schwartzów Hertzowa, secundo voto Gelbardowa, (opisana przez Witkacego w Pożegnaniu jesieni jako Hela Bertz), Stefania Grodzieńska, Jerzy Jurandot, Mieczysław Jastrun, Adolf Rudnicki. Wielką rolę w „Żegocie” odgrywała pisarka Zofia Kossak. W organizacji tej działała także Maria Kann, autorka apelu o pomoc dla getta Na oczach świata. Żona Tadeusza Boya-Żeleńskiego, Zofia Żeleńska w swoim mieszkaniu ukrywała Irenę Krzywicką (przed wojną kochankę Boya). Jarosław Iwaszkiewicz i jego żona Anna przechowywali ukrywających się Żydów w Stawisku i wyrabiali im fałszywe dokumenty. Produkcją dokumentów zajmowali się plastycy, m.in. Eryk Lipiński.
W styczniu 1944 roku w przedwojenne granice Polski wkroczyła Armia Radziecka z nowo utworzoną Armią Ludowego Wojska Polskiego. Klęska Niemiec hitlerowskich przybliżała się z każdym dniem, ale też nadciągało niebezpieczeństwo nowej okupacji, tym razem radzieckiej.
Polscy pisarze, artyści i uczeni z dużymi obawami przyjęli fakt, że obca armia zajmuje polskie ziemie i poczyna sobie tak, jakby była u siebie. Przewidywali, że popadniemy w zależność od ZSRR. Niektórzy pamiętali, co działo się w latach 1939–1941 na ziemiach wschodnich, np. w Grodnie czy we Lwowie. Byli świadomi, że Polakom grożą wywózki, aresztowanie, że społeczeństwo będzie narażone na ordynarną propagandę i rusyfikację. Pisarka Anna Kowalska, która przeżyła we Lwowie okupację radziecką, napisała w swym dzienniku 13 stycznia 1944 roku: „Nadciąganie bolszewików zmieniło zupełnie cały nastrój. (…) Drugi raz musieć przeżyć to skrwawienie, splugawienie kraju”. Notowała też, jakie miasta są „zajęte” (a nie „wyzwolone”) przez wojska radzieckie: 7 lutego – Równe i Łuck. Później Tarnopol i Włodzimierz, 17 lipca zapisała: „Zajęte Grodno”.
Większość pisarzy było przekonanych, że Polska powojenna musi być inna, lepsza od II RP, której byt zawalił się po agresji obu najeźdźców. Jedynie nieliczni ocalali ze stalinowskich czystek komuniści w 1944 roku czekali na Armię Czerwoną, spodziewając się, że nadchodzi czas, gdy to oni przejmą ster władzy i zdobędą zaszczyty. Wanda Wasilewska tworzyła w ZSRR Związek Patriotów Polskich, dywizję kościuszkowską, a teraz współtworzyła zalążek nowej władzy, czyli PKWN. Gdy jednak okazało się, że ziemie polskie nie będą kolejną republiką Kraju Rad, wróciła do ZSRR i zamieszkała w Kijowie. Stefania Grodzieńska, przed wojną tancerka, po wojnie autorka satyr, wspominała, że pod koniec lipca 1944 roku, na wieść o zdobyciu Lubelszczyzny, wyjechała z Warszawy i przez linię frontu dotarła do Lublina, gdzie trafiła do organizowanego przez komunistów radia. Została spikerką. W tym czasie wielu akowców opuszczało tereny zajęte przez wojska radzieckie i starało się przedostać do Warszawy, by wziąć udział w powstaniu.
Potem nastąpił okres heroicznej, nierównej walki przeciw Niemcom w powstaniu warszawskim, zawód nadziei na pomoc aliantom, kapitulacja i wygnanie ludności cywilnej, wreszcie okres trzech i pół miesięcy planowego burzenia ocalałych domów i gmachów publicznych. W czasie II wojny światowej zmarło i zostało zabitych 700 tysięcy mieszkańców stolicy.
Od września 1944 roku Jerzy Borejsza w Lublinie, następnie w Łodzi i w Warszawie organizował nowe wydawnictwo, Spółdzielnię „Czytelnik”. Jerzy Borejsza, chcąc włączyć pisarzy w „nowy obieg kulturalny”, załatwiał im mieszkania, umożliwiał druk książek i publikacji w prasie „czytelnikowskiej”. Obiecywał, że każdy twórca będzie potrzebny, że każdy, kto nie jest wrogiem Związku Radzieckiego, będzie miał możliwość druku i zarobkowania. Roztaczał przy tym miraże wielotysięcznych nakładów. Dla pisarzy była to oferta bardzo atrakcyjna. Nie wszyscy byli świadomi ceny, jaką będą musieli zapłacić.
Literaci o poglądach lewicowych, socjaliści, syndykaliści, działacze spółdzielczy widzieli w nowej Polsce realizację swych idei i chętnie włączyli się w budowę nowego życia kulturalnego. Niektórym przeszkadzała stała obecność armii radzieckiej i rozmaitego szczebla doradców, dygnitarzy oraz fakt uzgadniania decyzji z Rosjanami. Z czasem nachodziły ich coraz większe wątpliwości, dowiadywali się o zbrodniach i wtedy zmieniali swój stosunek do PRL i ustroju komunistycznego. Jedni – jak Paweł Hertz – porzucali idee komunistyczne i zwracali się w stronę wartości chrześcijańskich i patriotycznych, inni szukali łagodniejszej formy istniejącego ustroju.
Po wojnie społeczeństwo polskie było zdziesiątkowane. Według spisu z 1946 roku żyło 20 milionów Polaków. 5 milionów znajdowało się poza krajem. Tak więc liczba ludności zmniejszyła się o 10 milionów osób (Polaków, Żydów i innych narodowości) w stosunku do danych przedwojennych. Mówiono o ponad 6 milionach zamordowanych w czasie wojny Polaków. Jeśli dodać 3 miliony zamordowanych Żydów i osób pochodzenia żydowskiego, to rachunek się zgadza.
Polska powojenna była zupełnie innym krajem niż II RP. Zmieniono jej granice. Oficjalnie należała do zwycięskiej koalicji, ale straciła połowę dawnego terytorium, a część obywateli nadal żyła na zesłaniu w Związku Radzieckim. Oficjalnie Polską rządził Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej. Jednocześnie obowiązywały dekrety PKWN, zarządzenia wojsk radzieckich i NKWD, które traktowały Polskę jak kraj okupowany. Na porządku dziennym były rabunki (słynne kradzieże zegarków, rowerów), gwałty, zabójstwa, aresztowania. Rosjanie szukali też wrogów ustroju. Na cmentarzu w Milanówku dokonali ekshumacji Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego, autora książki o Leninie, chcąc się upewnić, że naprawdę to jego pochowano. W 1945 roku aresztowany został Kazimierz Moczarski, który w celi śmierci siedział do 1956 roku. Trzymano go razem z hitlerowskim zbrodniarzem. Mimo to nie były rzadkością zdarzenia wdzięczności wobec Rosjan, jak w przypadku profesora Ludwika Hirszfelda, który dziękował oficerowi radzieckiemu za wyzwolenie.
Czym był okres zwany w publicystyce historycznej PRL-em? Młodsi czytelnicy mogą nawet nie wiedzieć, co znaczy ten skrót. PRL był nazwą państwa, Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. W historiografii i publicystyce przyjęło się tymi literami określać czas po II wojnie światowej obejmujący lata 1944–1989. Te 45 lat rozciągają się w czasie między manifestem PKWN a Okrągłym Stołem i rządem Tadeusza Mazowieckiego, choć gwoli ścisłości należy zauważyć, że nazwa PRL została wprowadzona dopiero w 1952 roku, w Konstytucji państwa. Jak więc nazywać okres wcześniejszy? Oficjalnie nasz kraj nosił wtedy nazwę Rzeczypospolitej Polskiej, jak przed wojną i jak dzisiaj. Różnica z II RP była jednak podstawowa: Polska w latach 1944–1989 nie była krajem suwerennym, lecz zależnym od ZSRR. W okresie międzywojennym nasz kraj przeżywał kryzysy, zabito prezydenta Narutowicza, miał miejsce zamach stanu, rządy często drążyła korupcja, lecz Polska była wtedy państwem suwerennym i niepodległym.
Pierwsze lata po II wojnie światowej nazywano (od tytułu artykułu Jerzego Borejszy) okresem „łagodnej rewolucji”. Nie jest to sformułowanie ścisłe. W latach 1944–1952 postępowanie nowych władz w stosunku do opozycji politycznej, a nawet współrządzącego krótko PSL Mikołajczyka nie miały wiele wspólnego z łagodnością. Z przeciwnikami komuniści rozprawiali się bez pardonu, przy pomocy wojsk KBW, milicji, a nawet współdziałając z NKWD. Również drugi człon określający pierwszy okres nowej Polski nie odpowiada rzeczywistości. W Polsce nie wybuchła w 1944 roku rewolucja, tylko wkroczyły wojska radzieckie z utworzonym wojskiem ludowym, w którym wysokie stanowiska obejmowali radzieccy oficerowie.
Nowe władze zainstalowane zostały dzięki wojskom radzieckim. Nowe zasady ustrojowe były konsultowane ze Stalinem, który osobiście wprowadzał poprawki do dekretu PKWN (drukowanego w Moskwie, a nie w Chełmie – jak twierdziła propaganda w okresie PRL), a później do Konstytucji PRL. Granice nowego państwa (z Ziemiami Zachodnimi i Północnymi – bez Królewca), pozbawienie Polski historycznych Kresów Wschodnich, zostały zaproponowane przez Stalina i zaakceptowane przez mocarstwa zachodnie w Jałcie i Poczdamie. W czasie ustaleń naszych granic nikt nie pytał o zdanie samych zainteresowanych, np. polskiego rządu w Londynie. Co znamienne, gdy w rozmowach z mocarstwami padały słowa o granicy na Bugu, rozumiano, że Lwów będzie należał do Polski, jako że Bug płynie na wschód od tego miasta. Stało się inaczej. Jeszcze po wojnie zmieniały się granice Polski. Początkowo Szczecin przechodził z rąk do rąk, w 1951 roku ZSRR wziął należący już do Polski Bełz w zamian za okolice Ustrzyk Dolnych.
Utrwalanie nowej władzy trwało do 1947 roku. Bardzo dobrze okres przejęcia rządów przez komunistów opisał Marek Łatyński. Na czele państwa stał wtedy Bolesław Bierut. W tym czasie sfałszowane zostało referendum dotyczące granic zachodnich (o granice wschodnie nie pytano) i reformy rolnej, sfałszowano także wynik wyborów do Sejmu, do których mimo terroru kandydowali (jedyny raz przed 1989 rokiem) przedstawiciele partii opozycyjnej, dawnego PSL. W okresie 1948–1952 nastały rządy terroru oparte na modelach stalinowskich. Z dwóch partii lewicowych PPR i PPS utworzono monopartię komunistyczną, przeciwników politycznych likwidowano lub aresztowano. W kulturze zadekretowano socrealizm. Konstytucja PRL oparta była na wzorcach radzieckich, a jej forma i treść zaakceptowane zostały przez Stalina.
Pamiętać należy, że w latach czterdziestych i pięćdziesiątych (aż do początku lat sześćdziesiątych) trwało w Polsce powstanie antykomunistyczne, nazywane przez propagandę „walką z bandami”, „reakcyjnym podziemiem” lub „utrwalaniem władzy ludowej”. Oddziały wojskowe ludzi, niechcących pogodzić się z sowiecką okupacją Polski i komunistyczną władzą, walczyły z bronią w ręku, eksterminowane przez UB, KBW i NKWD, infiltrowane przez agentów bezpieki. Schwytanych dowódców i żołnierzy tych oddziałów poddawano torturom, więziono bez sądu. W katowniach UB zabito np. rotmistrza Pileckiego czy generała Augusta Fieldorfa („Nila”), odznaczonych najwyższym polskim orderem Orła Białego dopiero w roku 2006. Dziś pisze się o „żołnierzach wyklętych”. Jeszcze w latach osiemdziesiątych pisało się o „bandytach”. Akowców nowe władze nie przyjmowały z otwartymi ramionami, podejrzewając, że są wysłannikami podziemia.
W dzisiejszych tekstach historycznych używa się czasem nazwy Polska komunistyczna (tak pisze np. Andrzej Zawada, autor książki Półwiecze literackie 1939–1989), mimo iż w Polsce nigdy nie wprowadzono komunizmu. Na Zachodzie używano czasem określenia Polski Lubelskiej (rozciągając krótki czas, gdy nowe władze działały w Lublinie na cały okres powojenny). Z kolei inni autorzy, związani sentymentem z tamtą epoką, piszą o Polsce Ludowej. Tego określenia nie lubił Jan Parandowski. Kiedyś Edward Ochab, I sekretarz KC PZPR w okresie między Bierutem a Gomułką, spytał po wstępnych rewerencjach wobec pisarza, dlaczego w utworach o tematyce współczesnej Parandowski nigdy nie używa terminu „Polska Ludowa”. Autor Godziny śródziemnomorskiej odpowiedział: „We Lwowie ukończyłem dobre gimnazjum klasyczne. A tam uczono mnie, że przymiotnik dołączony do rzeczownika ujmuje rzeczownikowi jego siły”.
Historycy zgadzają się z tym, że Polska po II wojnie była państwem niesuwerennym, z władzą niepochodzącą z wolnych wyborów, z działającą cenzurą prewencyjną, która często nie dopuszczała do druku danej książki czy artykułu lub ingerowała w treść. Wiele dzieł literackich czy filmów nie mogło się ukazać lub ukazywało się z opóźnieniem właśnie przez działania cenzorów. Siedziba Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk mieściła się w Warszawie przy ulicy Mysiej, naprzeciw gmachu KC PZPR.
Cenzura wprowadzona już w 1944 roku ograniczała normalne życie literackie, utrudniała lub uniemożliwiała polemiki prasowe. W 1951 roku zakazane w Polsce były nie tylko dzieła Marszałka Józefa Piłsudskiego, ale też np. Katechizm polskiego dziecka Władysława Bełzy, ze słowami: „Kto ty jesteś? Polak mały”. Decyzje GUKPPiW były arbitralne i niejawne. To przez decyzje cenzorów nie ukazała się w latach czterdziestych powieść Tadeusza Konwickiego Rojsty, a w 1968 roku zatrzymano druk ostatniego tomu Rzeczypospolitej Obojga Narodów Pawła Jasienicy. Przez całe dziesięciolecia zakazani byli Witkacy i Gombrowicz. Cenzura do końca PRL nie zgadzała się na publikacje utworów o wojnie polsko-radzieckiej 1920 roku, np. Na probostwie w Wyszkowie Żeromskiego. Wszelka krytyka Rosji była niemożliwa. Zakazywano druku noweli Reymonta Z Ziemi Chełmskiej o prześladowaniu unitów. W edycji Szkiców literackich Bolesława Leśmiana zabrakło jego tekstu Dookoła Sfinksa, gdzie w recenzji książki Władysława Jabłonowskiego poeta pisał o destrukcyjnej duszy rosyjskiej. Co ciekawe, rozważania na ten temat puściła cenzura carska.
Autocenzura i cenzura redakcyjna też była istotnym elementem życia literackiego i publicystyki. Tak jak w czasach pozytywizmu pojawiła się aluzja. Pisarze stosowali parabole, korzystali z kostiumu historycznego, by opisać rzeczywistość. Władze były na aluzje wyczulone, stąd w 1967 roku Zenon Kliszko i Wincenty Kraśko źle odebrali wymowę Dziadów Mickiewicza w inscenizacji Kazimierza Dejmka. Spektakl zdjęto z afisza, co wywołało oburzenie wśród literatów i młodzieży studenckiej.
Jeszcze w 1988 roku cenzor skreślał zdania krytyczne o Związku Radzieckim w Małej apokalipsie Konwickiego, wydanej wtedy przez „Alfę”, a w prasie wszelkie pozytywne oceny dokonań Józefa Piłsudskiego.
Koniec PRL nie nastąpił – jak się często uważa – 4 czerwca 1989 roku. Przeprowadzono wówczas jedynie częściowo wolne wybory. W ich wyniku do władzy doszli ludzie dawnej opozycji. Nadal jednak ministrem spraw wewnętrznych był współtwórca stanu wojennego, Czesław Kiszczak, prezydentem generał Wojciech Jaruzelski, istniała Służba Bezpieczeństwa i cenzura. 29 grudnia zmieniono nazwę państwa na Rzeczpospolitą Polską i przywrócono koronę na głowie orła.
Sejm III RP zlikwidował cenzurę ustawą z 2 kwietnia 1990 roku. Wówczas oficyny podziemne mogły zacząć funkcjonować oficjalnie, walcząc o czytelnika według zasad rynkowych.
Istnienie cenzury poczyniło wiele szkód, zwłaszcza w naukach humanistycznych. Cenzura nie pozwalała poznać innego niż oficjalny punkt widzenia, stąd w 1976 roku narodziła się potrzeba stworzenia drugiego obiegu, nieoficjalnego kształcenia (Towarzystwo Kursów Naukowych, w stanie wojennym wykłady z historii w kościołach). Wprawdzie satyrycy, np. Marcin Wolski, uważali, iż istnienie cenzury wymuszało na autorach pisanie językiem ezopowym, bardziej finezyjnie, jednakże w przypadku nauki oraz w stosunku do dzieł przedwojennych, cenzura okazała się zabójcza. Do dziś żyje pokolenie, które uczyło się nieprawdziwej i niepełnej historii oraz nie zna pełnego dorobku wybitnych pisarzy (np. Żeromskiego, Reymonta, Wierzyńskiego) lub nie słyszało o pisarzach emigracyjnych czy niewygodnych dla władców PRL. Później nadrabiano zaległości, ale wielu publikacji nie wznawia się w ich wersji pierwotnej, a powiela wersję cenzorską. Podobnie z filmami okaleczanymi przez nożyczki cenzorów i kolaudantów.
Drugą stroną medalu była oficjalna propaganda, wszechobecna (w szkole, na studiach, zakładach pracy, na ulicach, w prasie, kronikach filmowych, literaturze, nawet przeznaczonej dla młodzieży). Na gmachach rządowych, fabrykach, a nawet na wiaduktach rozwieszano hasła propagandowe. W latach pięćdziesiątych artyści tworzyli na zamówienie plakaty przeciw podżegaczom wojennym, zachodnim imperialistom czy akowcom (w rodzaju Zapluty karzeł reakcji), później dekorowali miasta z okazji kolejnych zjazdów PZPR, 1 maja. Odbywały się akademie ku czci Lenina (wielkie obchody w roku 1970), 60. rocznicy rewolucji październikowej (w 1977 roku), ku czci Ludowego Wojska Polskiego, a nawet MO i SB.
Ileż osób uwierzyło w propagandę, ilu ludzi na poziomie jest przekonanych o zasługach ustroju dla dorobku kulturalnego. Przyjęło się za pewnik tezę, iż to dzięki państwu (a nie talentom twórców) powstały dzieła literackie i filmowe. Należy raczej mówić: dzieła te powstały mimo restrykcji i ograniczeń ze strony ówczesnego państwa.
Jednocześnie mówiło się, że PRL to „najweselszy barak” w obozie państw socjalistycznych. W krótkich momentach odwilży ukazywały się u nas książki, które w pozostałych państwach Europy Środkowej i Wschodniej były zakazane. Docierały do nas książki i filmy zachodnie. Od połowy lat pięćdziesiątych radio nadawało zachodnią muzykę. Ideologia komunistyczna traciła monopol. Do odbiorców docierały inne treści, inny styl życia.
W III RP wykształciły się dwie postawy wobec PRL. Jedna akcentuje polityczną zależność Polski od ZSRR, zbrodnie komunistyczne, istnienie więzień politycznych, prześladowania opozycji, walkę żołnierzy „wyklętych” bądź „niezłomnych”. To obraz martyrologii, cierpień i walki. Autorzy tego nurtu pokazują ciemną stronę okresu komunistycznego w Polsce, akcentują heroizm obywateli, bierny i czynny opór społeczeństwa. I chociaż opisy zawierają fakty, to jednostronność przekazu wypacza obiektywną prawdę o historii tego okresu. Wszak nie wszyscy walczyli, nie wszyscy trafili do więzień. Drugą stroną tego „medalu” jest prezentacja oprawców, esbeków, funkcjonariuszy aparatu represji i konfidentów. Tajni współpracownicy byli m.in. wśród literatów i publicystów.
Po powstaniu Instytutu Pamięci Narodowej wielu publicystów bardzo krytycznie oceniało sam fakt korzystania przez historyków z akt tajnych służb przechowywanych w IPN i cytowanie ich w pracach naukowych. Pisano, że w aktach nie ma prawdy o tamtych czasach. Sławomir Koper pisał nawet, że „poziom zakłamania, jaki odnajdujemy w zasobach IPN, jest wręcz zatrważający”. Nie zgadzam się z tą opinią. Można raczej zauważyć niekompetencję esbeków, ich żenujący poziom wykształcenia, nieumiejętność pisania. Gdy zbierałem materiały do biografii Gustawa Holoubka, zapoznałem się z aktami SB dotyczącymi m.in. sprawy Dziadów. Informacje o wydarzeniach z przełomu 1967 i 1968 roku były przedstawione prawdziwie, donosy ujawniały autentyczne nastroje środowiska artystycznego, natomiast akta stworzone przez SB ujawniały braki wiedzy agentów i ich nadzorców, którzy nie znali właściwej pisowni nazwisk wybitnych twórców kultury (np. Erwina Axera). Teraz zaś poznałem materiały dotyczące pisarzy i Związku Literatów. Opracowania dają obraz wewnętrznego rozbicia środowiska literackiego w Warszawie, wskazują, kto należał do jakiej grupy, kto stanowił największe zagrożenie dla władz.
Akta IPN i innych archiwów są jednym ze źródeł, na których autor prac o PRL musi się oprzeć. To na historykach i publicystach spoczywa obowiązek rzetelnego przeanalizowania wszelkich materiałów i uczciwego prezentowania faktów. Nie powinno się zarzucać autorowi książki o literacie, który donosił na kolegów, że napisał o tym, ale raczej zmienić swój stosunek do postaci (najczęściej już nieżyjącej), która donosiła.
Autorzy prac o PRL powinni korzystać z wielu źródeł i uczciwie opisywać historię. Losy pisarzy i innych twórców były zawiłe. W jednych okresach „komuszyli”, a w innych dawali przykład postawy heroicznej. Inni od początku sprzeciwiali się totalitaryzmowi i ponosili za to cenę.
Drugi opis PRL to sentymentalna podróż po latach młodości autorów, zapomnianych smakach i widokach, których już nie ma. To opis turnusów FWP, barów mlecznych, interesujących programów dla dzieci w TVP. Janusz Weiss opisał w taki właśnie sposób podwórko wojskowego bloku przy Koszykowej. Jednym z ciekawszych osiągnięć tego nurtu był leksykon 333 popkulturowe rzeczy… PRL Koziczyńskiego. Autor przypomniał rzeczy i programy z lat PRL, chociaż niepotrzebnie pisał także o zjawiskach importowanych z Zachodu.
Autorzy sentymentalnej podróży w lata PRL przywołują Stawkę większą niż życie, Czterech pancernych i porucznika Borewicza. Z nostalgii za tak widzianym PRL-em narodziła się inicjatywa warszawskich radnych, aby rondo przy Dworcu Centralnym nazwać Rondem Czterdziestolatka.
Czasami sentymentalna wizja PRL wzbogacana jest pochwałą osiągnięć gospodarczych, budownictwa mieszkaniowego, rozwoju przemysłu. Beneficjenci dawnego ustroju, byli urzędnicy aparatu władzy, jak Mieczysław Rakowski, który zostawił po sobie dzienniki, podkreślał zasługi systemu w zaprowadzeniu awansu społecznego. Historycy jednak wiedzą, że już w okresie II wojny światowej politycy w rządzie londyńskim, jak i w kraju głosili hasła wielkiej demokratyzacji odrodzonej po wojnie Polski. Tak więc i bez komunistów Polska po wojnie byłaby krajem, w którym doszłyby do głosu środowiska chłopskie i robotnicze. Być może udałoby się uniknąć strat związanych z prześladowaniem warstw wyższych, ziemiaństwa wyrugowanego ze swych posiadłości.
Autorzy tak prezentowanej historii, często dawni prominenci, pomijają niewygodne fakty, w rodzaju zależności PRL-u od Związku Radzieckiego, pozbawiania obywateli majątku (w trakcie nacjonalizacji przemysłu, reformy rolnej, przez wprowadzenie w stolicy dekretu Bieruta o przejęciu przez państwo nieruchomości, o okradzeniu ludności przy reformie pieniężnej z lat pięćdziesiątych). Pozbawiło to elementarnego zaufania społeczeństwa do państwa i do władzy, o której się mówiło: „Oni”.
Często związki osobiste czy rodzinne nie pozwalają szczerze opisać wielu spraw z okresu PRL-u, prowadzą do pomijania odpowiedzi na pytanie, czy Polska była państwem suwerennym i czy wejście na ziemie polskie (w granicach sprzed wojny) armii radzieckiej w styczniu 1944, a nie w lipcu, jak pisano w PRL-u, było wyzwoleniem Polski czy początkiem uzależnienia? Czy Ludowe Wojsko Polskie było wojskiem broniącym polskich interesów? Wielu publicystów i polityków, np. Mieczysław Rakowski, argumentowało, że nie było innej Polski i należało się zaangażować w nową rzeczywistość (czytaj w struktury władzy). Wielu działaczy społecznych, fachowców i zwykłych ludzi zaangażowało się po wojnie w odbudowę kraju. Eugeniusz Kwiatkowski odbudował Gdynię ze zniszczeń, a nowa władza pozbawiła go stanowiska. Warszawiacy odgruzowali stolicę, wznieśli swoje domy i Bierut swoim dekretem pozbawił ich własności. O tym także trzeba pamiętać.
Autorzy panegiryków o PRL-u nie piszą też o kartkach istniejących po wojnie i od 1976 do 1989 roku, o okradającej obywateli wymianie pieniędzy, zapominają o systemie przywilejów dla wybranych (sklepach „za żółtymi firankami” dla pracowników MSW i wojska, o talonach na samochody rozdawanych w komitetach partyjnych, czy o punktach za pochodzenie w przyjmowaniu na studia wyższe).
Jest jeszcze spojrzenie na PRL, w którym podkreślano absurdy ówczesnego życia, jak w filmach Barei. Spojrzenie satyryczne, w których śmieszne były rozwiązania prawne, decyzje urzędnicze oraz sposoby obchodzenia przepisów. O nonsensach życia w PRL pisał już w latach siedemdziesiątych Jacek Fedorowicz w książkach W zasadzie tak i W zasadzie ciąg dalszy. W dowcipnej formie pokazał on, że ustrój socjalistyczny w jego rzeczywistej postaci w PRL-u nie funkcjonuje. Zastanawiające jest dziś to, że takie książki ukazały się w epoce Gierka, w trakcie obowiązywania propagandy sukcesu. Widocznie Fedorowicz, jako satyryk, funkcjonował trochę na wariackich papierach.
Nazwa „PRL” jest więc terminem złożonym, obejmuje różne lata i rozmaite doświadczenia. Dzieje Polski z lat 1944–1989 są różnie oceniane w zależności od sympatii politycznych i doświadczeń osobistych. Książka o życiu literackim w Warszawie w okresie komunizmu, a więc w latach 1945–1989, obejmuje tylko wycinek historii PRL-u. Będzie tu mowa o pisarzach żyjących w Warszawie, ich stosunku do rzeczywistości, relacjach z władzą, spotkaniach, sympatiach i animozjach.
Pisarze byli grupą uprzywilejowaną. Władze, chcąc pozyskać ich przychylność, zapraszały na rauty, na których stoły się uginały od potraw, czy na specjalne pokazy filmów, niedopuszczonych jeszcze na ekrany. Wprawdzie twórczość literacka jak i publicystyka były kontrolowane przez cenzurę, to pisarze wierni nowemu ustrojowi byli wydawani i zajmowali wysoką pozycję w hierarchii społecznej, także finansową. Nakłady ich książek przewyższały znacznie przedwojenne, aczkolwiek honoraria nie były duże. Mieli za to do dyspozycji domy pracy twórczej, prawo do leczenia się w lecznicy rządowej. Ci wierni i doceniani przez władze otrzymywali nagrody państwowe, stypendia literackie, talony na samochód, ułatwienia w kupnie mieszkania lub domu, możliwość współpracy z filmem, co przynosiło wysokie honoraria. Kilku pisarzy (Konwicki, Hen, Stawiński) pracowało jako kierownicy literaccy zespołów filmowych.
Twórcy musieli podjąć decyzję, czy opowiadają się za komunizmem i władzą, czy skrywają się w prywatności, czy też otwarcie występują przeciw ustrojowi, licząc się z konsekwencjami. Warto zauważyć heroizm tych, którzy odważyli się powiedzieć: „nie”. W Warszawie naciski na pisarzy, by się deklarowali, były szczególnie silne. Pisała o tym Maria Dąbrowska, którą w latach pięćdziesiątych zapisano bez pytania do organizacji partyjnej literatów czy wpisano na listę kandydatów do Rady Narodowej.
Lektura dzienników, w których notowali z dnia na dzień swoje doświadczenia i przemiany w Warszawie, jest pasjonująca! Czytelnik dowiaduje się z niej szczegółów, o których milczą podręczniki historii literatury. Wspomnienia zaś, pisane po latach i nieco upiększające rzeczywistość, są siłą rzeczy raczej portretem człowieka niż czasów.
Dotychczas nie było książki ukazującej losy i postawy najwybitniejszych pisarzy w PRL-u. W pracach, które wychodziły, przedstawiano dzieje wybranych grup, np. pisarzy zaangażowanych w komunizm lub ograniczano się do danego okresu, choćby stalinizmu. Niniejsza książka po raz pierwszy pokazuje całe środowisko literackie działające w ciągu 45 lat w stolicy, najważniejszym ośrodku kulturalnym Polski.
Przy pisaniu tej książki korzystałem z wielu źródeł. Sięgnąłem po materiały archiwalne, relacje, dzienniki, wywiady. Osobiście pamiętam Warszawę z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Opisy z okresów wcześniejszych oparłem na danych historycznych. Pełną bibliografię zamieszczam na końcu. Podążyłem także warszawskimi śladami mieszkań pisarzy, kawiarni, w których bywali i dyskutowali. Niektóre z nich znam z własnego doświadczenia. Zachodziłem do stołówki Literatów, widziałem, kto tam bywał.
Życie codzienne wybitnych ludzi pióra w Warszawie, spotkania z kolegami, uwagi na temat ich dorobku (jakże często złośliwe!), wreszcie przemiany poglądów w ciągu 45 lat PRL-u, są fascynującym tematem. Zamiast suchej historii literatury przedstawiam życie literatów na tle wydarzeń historycznych.
Życzę przyjemnej lektury i konfrontacji własnych doświadczeń oraz wiedzy z faktami tu przedstawionymi.
Piotr Łopuszański
Rozdział 1
Po hekatombie
Warszawa w 1945 roku była morzem ruin. Ocalała wprawdzie dawna dzielnica niemiecka oraz Praga i Żoliborz, ale większość miasta ucierpiała. W byłej dzielnicy żydowskiej Niemcy zrównali z ziemią wszystkie domy już w 1943 roku. Rok później, po upadku powstania warszawskiego, zaczęli systematycznie palić i burzyć kamienice w Śródmieściu i na Starym Mieście. Nowy Świat stał się wąwozem pełnym gruzów, z Zamku pozostał fragment ściany. Obalony król Zygmunt leżał obok złomów kolumny. Wypalone kamieniczki na Rynku Starego Miasta, zburzona katedra świętego Jana mogły zainspirować grafików i malarzy do stworzenia wizji zagłady.
Zimą 1944/1945 roku nad Warszawą, przykrytą całunem śniegu, unosiły się dymy pogorzelisk. Jarosław Iwaszkiewicz w listopadzie 1944 roku zanotował: „Nie mogę myśleć o tym, że Warszawy już nie ma. Taki olbrzymi rozdział odszedł z nią razem, taka masa przeżyć”.
Wojna nie oszczędziła pisarzy mieszkających w Warszawie. Zginęli rozstrzelani w Palmirach Witold Hulewicz i Stefan Napierski, w Charkowie został zamordowany przez NKWD poeta Władysław Sebyła, dawny bywalec „Zodiaku”. W trakcie powstania warszawskiego i tuż po nim stracili życie: Juliusz Kaden-Bandrowski, Karol Irzykowski, Zenon Przesmycki-Miriam. Polegli najmłodsi: Tadeusz Gajc znany jako Gajcy i Krzysztof Kamil Baczyński oraz ze starszej generacji – Stanisław Miłaszewski, zamordowany przez własowców. Prezes Akademii Literatury, były ułan Beliny-Prażmowskiego, Wacław Sieroszewski, zmarł zaraz po wojnie, w kwietniu 1945 roku. Tadeusz Breza pisał rok później: „Z całej góry literackiej zostało mało co, środkowe pokolenie przetrzebione, młodych szalenie mało”.
Swoje utwory pamiątki, archiwa i księgozbiory stracili m.in. Jan Parandowski, Kornel Makuszyński, Leopold Staff. Juliusz Wiktor Gomulicki miał cenne rękopisy związane z Norwidem. Julian Tuwim przed wyjazdem z Warszawy na emigrację zakopał walizkę ze swymi rękopisami. Po powrocie odkopie z gruzów walizkę i wyda część utworów.
W czasie wojny spłonęły rękopisy kolejnych tomów cyklu powieściowego Ewy Szelburg-Zarembiny Rzeka kłamstwa. Pisarka po wojnie odtworzyła je i publikowała w kolejnych tomach od 1959 roku.
Po zakończeniu walk nastał exodus mieszkańców stolicy. Wśród nich znalazł się Władysław Tatarkiewicz, wybitny filozof, jeden z najbardziej znanych na świecie uczonych polskich. Napisał ponad 300 publikacji z filozofii, estetyki, etyki, historii sztuki. Najbardziej znane są: Historia filozofii, Historia estetyk, Dzieje 6 pojęć oraz traktat O szczęściu. Był nauczycielem myślenia kilku pokoleń Polaków. W czasie okupacji działał na tajnym uniwersytecie. Wykłady profesora cieszyły się ogromnym powodzeniem. Mówił tak, jakby nocy wojennej nie było, ignorował ponurą rzeczywistość, chcąc wykształcić nowe pokolenie Polaków do pracy w okresie wolności. Kilka razy o mało nie doszło do wsypy. Zdarzyło się, że w kamienicy znaleziono broń, raz przeszukano mieszkanie, w którym odbywał się wykład, ale udało się przetrwać okupację niemiecką. Po upadku powstania Niemcy spalili dom profesora z całym dobytkiem, biblioteką, dziełami sztuki, pamiątkami.
Wyrzucony z domu zabrał rękopis nowego dzieła naukowego. W czasie okupacji Tatarkiewicz pisał traktat O szczęściu. Paradoks? Po prostu musiał zająć czymś umysł, a nie lubił próżnowania. W drodze do obozu w Pruszkowie został zatrzymany przez hitlerowca, który odebrał pracę profesora.
„– Praca naukowa? To już niepotrzebne. Nie ma już polskiej kultury” – oświadczył Niemiec i wyrzucił rękopis do rynsztoka. Tatarkiewicz, mimo zagrożenia życia, podniósł kartki i ocalił swoje dzieło, zadając kłam słowom hitlerowskiego oficera.
Warszawiacy, którzy przeżyli koszmar wojny, teraz widzieli zagładę miasta, do którego zbliżała się kolejna obca armia, wprowadzająca od miesięcy nowy ustrój na ziemiach polskich na wschód od Wisły. Jerzy Zawieyski zanotował w swoim dzienniku informację o spotkaniu u Jarosława Iwaszkiewicza w listopadzie 1944 roku, na którym było wiele osób ze świata literatury i sztuki, m.in. Zofia Nałkowska i Tadeusz Breza. Zgromadzeni, nie widząc perspektyw dla kultury polskiej, uznali, że należałoby popełnić zbiorowe samobójstwo. 10 grudnia 1957 roku Zawieyski napisał: „Niedoszli samobójcy nieomal jak jeden mąż stanęli później do współpracy, jeśli nie do kolaboracji [z komunistami – P.Ł.]”.
W styczniu 1945 roku po wielomiesięcznym zwlekaniu ruszyła ofensywa wojsk radzieckich. Do opuszczonego przez Niemców miasta armia radziecka weszła 17 stycznia. Razem z nią wkroczyły oddziały Ludowego Wojska Polskiego, które urządziły wśród ruin defiladę.
Następnego dnia przyleciała do Warszawy samolotem Janina Broniewska, była żona poety, działaczka Związku Patriotów Polskich i oficer Ludowego Wojska Polskiego. Ujrzała ogrom gruzów i rumowiska. Przeżyła szok i nie pojechała na Żoliborz, gdzie dawniej mieszkała. „Tu jest cmentarzysko. Tu jest śmierć. To nie Marszałkowska, Wspólna, Nowogrodzka. To jest najstraszniejszy sen”, zanotowała.
19 stycznia z drugiego brzegu Wisły przybyła Wanda Wasilewska. Plastycznie opisała wygląd ulic w Śródmieściu: „Sterty cegły, skręcone pręty żelazne, kupy kamieni, resztki ledwo trzymających się ścian. Warszawa, ta, co walczyła w 39, ta, co walczyła w 44, miażdżona, palona, rwana, nieulękła, nieugięta, niezłomna. Na ruiny wracają już ludzie”. Sama nie wróciła. Zamieszkała w Kijowie, niezadowolona z tego, że Polska nie stała się kolejną republiką ZSRR.
Stefan Kisielewski przybył do miasta-widma 20 stycznia. Kisiel, który po powstaniu został wywieziony do Pruszkowa, uciekł z pociągu. Teraz nie miał dokąd wrócić. Jego dom na Lesznie 22 już nie istniał. Spłonęła biblioteka, fortepian, płyty. „Warszawa – martwa, śnieżna pustynia: mieszkanie, wszystkie rzeczy i dzieła spalone”. Postanowił więc, jak wielu innych warszawiaków, wyjechać do Krakowa. O życiu na Krupniczej pisał w książce Pierwsza woda po Kisielu jego syn Jerzy.
Maria Dąbrowska, autorka Nocy i dni, wróciła do stolicy 3 lutego 1945 roku. Zanotowała wrażenia z tej chwili: „Zbliżam się do bramy Polna 40. Na framudze kredą: »Rozminowano 27 stycznia 1945 roku«”. Spotkała dozorcę domu. „Razem przeżyliśmy powstanie, w którym on stracił syna, ja – siostrę”. Niebawem opisze historię domu przy Polnej 40 w opowiadaniu Tu zaszła zmiana.
Do swego mieszkania powrócił Igor Newerly. Inni nie mieli tego szczęścia. Mieszkali kątem we wspólnych lokalach, jak Miron Białoszewski, który wrócił w lutym. Późniejszy autor Pamiętnika z powstania warszawskiego miał wówczas 23 lata. Podjął studia na polonistyce, ale ich nie ukończył. Zaczął pracę na poczcie, w 1946 roku pracował jako reporter w „Kurierze Codziennym” i „Wieczorze Warszawy”. Mieszkał we wspólnym mieszkaniu przy Poznańskiej 37.
Maria Dąbrowska w stosunku do komunizmu była „za a nawet przeciw”. Przyjmowana na salonach przez Bieruta i Bermana, przyjmowała hołdy i ordery, zaś w swoim dzienniku notowała krytyczne uwagi na temat rzeczywistości PRL. Pod koniec życia podpisała List 34 przeciw cenzurze. Po wojnie nie stworzyła dzieła na miarę „Nocy i dni”. Zdjęcie z uroczystości 40-lecia pracy twórczej, gdy pisarka otrzymała Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. Obok Dąbrowskiej siedzą Zofia Nałkowska, Antoni Słonimski i minister kultury Stanisław Dybowski. Fot. NAC
W czasie powstania warszawskiego Niemcy spalili dom Staffa na Koszykowej. Poeta stracił swój księgozbiór i cenne pamiątki. „Wyszliśmy z żoną z Warszawy z niczym”, pisał do Tuwima. Nie mógł przeboleć zniszczenia Warszawy i wraz z żoną tęsknił do stolicy. W liście do Jana Parandowskiego zwierza się z pragnienia, by znaleźć się w Warszawie, „choćby wśród jej gruzów”. Na razie mieszkał w Pławowicach, a po odebraniu Morstinom majątku – w Krakowie. Żył w nędzy. Nie miał palta na zimę ani stołu do pracy. Pisał na tekturce rozłożonej na kolanach.
1 kwietnia 1945 roku odbyła się premiera sztuki Jerzego Zawieyskiego Mąż doskonały. Autor wyznał: „Pisałem ją krwią i cierpieniem Warszawy. Ukochane miasto. Ukochana moja ziemia”.
Czesław Miłosz z Jerzym Andrzejewskim w kwietniu 1945 roku chodzili po ruinach Warszawy i narastała w nich „wściekłość na Londyn”. Winą za zagładę miasta obarczali rząd londyński, a nie Hitlera, który wydał rozkaz zniszczenia stolicy.
W swoim dzienniku pisarka Anna Kowalska pod datą 14 kwietnia 1945 roku zapisała, że na widok zrujnowanej Warszawy łzy lały jej się po twarzy. A jednak ujrzała w ruinach swoiste piękno: „Moje święte miasto, jakie jesteś piękne. Ciebie nie skalało oswobodzenie”. Podobnie wyrazi się po swoim przyjeździe do stolicy w 1946 roku Julian Tuwim. Patrząc na ruiny, mówił, że są one piękne.
W mieście nie było żadnego stałego mostu, nie kursowały autobusy, nie działała komunikacja tramwajowa. Mieszkańcy przemieszczali się przygodnymi wozami i ciężarówkami. Mało kto wierzył, że Warszawę uda się odbudować. Do usunięcia było 20 milionów metrów sześciennych gruzów. Specjaliści zagraniczni obliczali, że Warszawę da się odbudować dopiero za 100 lat. Społeczeństwo przekazało miliard ówczesnych złotych na fundusz odbudowy i samorzutnie rozpoczęło pracę przy odgruzowaniu i wznoszeniu domów.
Parlament podziemnego państwa, Rada Jedności Narodowej, wystosował w maju 1945 roku apel do członków AK: „Wzywamy was do powszechnej społecznej inicjatywy przy dziele odbudowy kraju”.
Już 18 stycznia 1945 roku swoje obowiązki dyrektora Muzeum Narodowego objął (za zgodą Delegatury Rządu na Kraj) Stanisław Lorentz. Arnold Szyfman odbudował Teatr Polski, który własnym kosztem zbudował w 1913 roku, odgruzował też scenę kameralną przy Foksal. W czerwcu 1945 roku powstał przy Marszałkowskiej 8 Teatr Nowej Warszawy w miejscu dawnego teatru Marii Malickiej.
Zniszczenia były jednak ogromne. Początkowo zamierzano przenieść stolicę w inne miejsce. Wiele instytucji kulturalnych, urzędów i redakcji funkcjonowało w Łodzi. Tam zamieszkali Nałkowska, Jastrun, Brandys, Brzechwa, Marianowicz. W Krakowie znaleźli się Staff, Kisiel, Konwicki, Gałczyński. Do Szczecina wyjechał Andrzejewski, Kornel Makuszyński zamieszkał w Zakopanem.
Przywódcy PRL, widząc energię warszawiaków, samorzutnie odbudowujących swe miasto, zmienili zdanie i zdecydowali, że zrujnowana Warszawa pozostanie stolicą państwa. Przez pierwsze lata wiele instytucji kultury mieściło się na prawym brzegu Wisły, na Pradze (Ministerstwo Kultury, radio). Niektóre instytucje działały w Łodzi, np. redakcja „Kuźnicy”, ale stopniowo przenosiły się do odgruzowywanego miasta.
W zburzonej Warszawie powstawały szybko pierwsze sklepy z eleganckimi witrynami, kawiarnie, nad którymi stały widma kamienic. W październiku 1945 roku Zofia Nałkowska zanotowała: „Chodnikami i jezdnią wali tłum, jakby te puste ruiny były wszystkie zamieszkałe”. Rok później Maria Dąbrowska zapisała w dzienniku: „Nie, nie opuszczę Warszawy. (…). Nie, nie mogę tego miasta opuścić. Tu już umrę”. Szybko odbudowano Trakt Królewski, ale ślady wojny są jeszcze długo widoczne. W kwietniu 1949 roku Nałkowska notuje wrażenia ze spaceru po ruinach Warszawy: „Zaraz za Chmielną, za Złotą – nie ma nic”.
Gdy Zbigniew Herbert przyjedzie po raz pierwszy do stolicy, widok skojarzy mu się z zagładą Troi. Wizję zrujnowanej Warszawy przedstawi w swym pierwszym tomie wierszy Struna światła:
Szli wąwozami byłych ulic
Chuchali na czczo w zmarzły świt
mówili: przejdą długie lata
zanim tu stanie pierwszy dom.
(O Troi)
A jednak domy powstawały i wzrastała szybko ludność miasta. Jak podaje Krystyna Kersten Warszawa w styczniu 1945 roku liczyła 140 tysięcy ludności na Pradze i 22 tysiące na peryferiach lewobrzeżnej części miasta. W końcu roku liczyła blisko pół miliona osób, a więc o milion mniej niż w 1939 roku. Do nielicznych dzielnic z ocalałą zabudową (Praga, Żoliborz, Mokotów) wprowadzali się powracający z wygnania warszawiacy. Osiedlali się też urzędnicy, którzy obejmowali funkcje w organach władzy, ministerstwach. W tym czasie granice miasta nie obejmowały jeszcze dzielnicy Włochy, Młocin czy Wawrzyszewa. Na południu granica przebiegała w okolicy Dworca Południowego, skąd odchodziła kolejka w stronę Piaseczna i Grójca (budynek dworca stał do końca XX wieku obok dzisiejszej stacji metra Wilanowska).
Warszawiacy powracający z obozów i z emigracji, zastawali inne miasto niż to, które opuścili. Inna już była Polska. PKWN uznał siebie za jedyną legalną władzę i głosił, że rząd w Londynie nie jest przedstawicielem narodu.
Przed wojną większość nieruchomości w stolicy należała do prywatnych właścicieli (ok. 23 tysiące budynków i 40 tysięcy parceli), zaś do miasta jedynie 860, w tym szalety miejskie i magazyny. Po wojnie dekretem Bieruta znacjonalizowano grunta warszawskie. Powołane Biuro Odbudowy Stolicy z jednej strony zajęło się odbudową Traktu Królewskiego, później Starego Miasta, a z drugiej strony wyburzaniem nadających się do remontu albo nawet będących w dobrym stanie kamienic. Przykładowo planowano zburzyć kamienice przy ulicy Kruczej, czemu sprzeciwił się pracownik Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, który tam mieszkał. Były też plany zburzenia kamienicy przy Polnej 40, w której mieszkała Maria Dąbrowska. I temu udało się zapobiec.
Warszawa tuż po wojnie, ale i przez cały okres PRL, była pod szczególnym nadzorem władz. Tu mieściły się urzędy centralne, tu była siedziba nowych władz, na czele których stał Bolesław Bierut. Tu wreszcie znajdowała się ambasada radziecka, skąd przychodziły dyrektywy dla komunistów. Tak więc nacisk na twórców był w Warszawie większy niż w miastach wojewódzkich czy powiatowych, gdzie często wpływy miał Kościół, opozycyjne PSL Stanisława Mikołajczyka i gdzie działało zbrojne podziemie niepodległościowe. To, co mogło ukazywać się w gazecie na prowincji, nie dostawało zgody cenzury w stolicy.
Z niepokojem na uzależnienie Polski od Związku Radzieckiego patrzyli akowcy, byli powstańcy warszawscy, którzy zdawali sobie sprawę, że ich ofiara poszła na marne, pisarze starszego pokolenia, jak Maria Dąbrowska czy Anna Kowalska. W dzienniku Dąbrowskiej czytamy: „Polska jest sowietyzowana, a nade wszystko – rusyfikowana w takim tempie, że nawet ja, co nie miałam złudzeń i wszystkiego tego się spodziewałam, jestem przerażona”. Nowe władze starały się przeciągnąć takie osoby na swoją stronę, oferując posady, mieszkania, druk w dużych nakładach.
Wielu twórców zaangażowało się w komunizm, także ci, którzy widzieli go w ZSRR (Jastrun, Ważyk, Lec, Hen, Putrament), inni naprawdę wierzą (Tuwim, Borowski, Kruczkowski, Czeszko). Iwaszkiewicz starał się zachować pewien dystans i nazywany był z tego względu „i wasz, i nasz”.
Z aprobatą dla nowych porządków odnosili się ci, którzy przyszli wraz z Armią Czerwoną i Ludowym Wojskiem Polskim: Janina Broniewska, Józef Hen, Jerzy Putrament, Zbigniew Safian, Adam Ważyk, Artur Sandauer. Ci bywali nagradzani przez nowe władze wysłaniem ich na placówki dyplomatyczne: Miłosz w USA i we Francji, Marceli Reich-Ranicki w Londynie, Przyboś w Szwajcarii. Także Antoni Słonimski, Ksawery Pruszyński, Tadeusz Borowski, Elżbieta Szemplińska, Andrzej Kuśniewicz zostali wysłani za granicę. Zofia Nałkowska, Jan Nepomucen Miller i Julian Przyboś byli posłami do Krajowej Rady Narodowej. Jerzy Putrament został przedstawicielem nowej Polski w Bernie w Szwajcarii, a następnie w Paryżu, mimo iż nie znał języka francuskiego, obowiązkowego w dyplomacji. Z języków obcych znał tylko rosyjski.
Pierwszym ministrem kultury (jeszcze w PKWN) został Wincenty Rzymowski. Wiceministrem był pisarz Leon Kruczkowski. Kierownikiem departamentu literatury został historyk literatury Kazimierz Czachowski, a jego zastępcą Edward Kozikowski, do 1939 roku sekretarz generalny związku zawodowego literatów.
Młodzi poeci i prozaicy, po klęsce wrześniowej i upadku powstania, uwierzyli w Stalina jako zwycięzcę Hitlera. Wśród jego entuzjastów byli: Tadeusz Borowski, Wiktor Woroszylski, Andrzej Braun. Roman Bratny (właściwie Mularczyk) założył pismo „Pokolenie”, którego celem było przełamanie niechęci akowców do nowej władzy.
Pisarze pochodzenia żydowskiego, jak Tuwim, Słonimski, Marian i Kazimierz Brandysowie, Julian Stryjkowski (właściwie Pesach Stark) uznali ideologię komunistyczną za tarczę przed nacjonalizmem i antysemityzmem. Rozszerzali przy tym pojęcie nacjonalistów na tych, którzy w imię suwerenności Polski walczyli przeciwko oddziałom NKWD, KBW i milicji. Dlatego pisarze ci z taką łatwością ulegali propagandzie a także współtworzyli czarną legendę podziemia niepodległościowego, pisząc o „bandach leśnych” i o „bandytach z NSZ i WiN”. O „bandach” pisał m.in. Julian Tuwim. Młody Wiktor Woroszylski nawet walczył z podziemiem niepodległościowym.
Henryk Słabek w swej pracy o polskich inteligentach pisał, iż powodem przystąpienia wielu pisarzy do nowej ideologii była klęska powstania warszawskiego i świadomość fiaska polityki przedwojennych elit państwa. Upadek powstania, brak pomocy ze strony aliantów oraz zniszczenie Warszawy przyczyniły się do tego, że wielu twórców dotąd odległych od komunizmu, w tym młodzi akowcy, jak Tadeusz Borowski, Tadeusz Konwicki, Roman Bratny opowiedziało się za nowym ustrojem. Uznali oni, że polityka rządu emigracyjnego była nieodpowiedzialna i zakończyła się hekatombą najlepszej części narodu oraz zagładą stolicy. Po 6 latach okupacji Polacy nie chcieli więcej wojny, dlatego tak niewielu poszło do partyzantki antyradzieckiej, a część szybko z niej wyszła, jak Konwicki czy Jasienica.
Jerzy Andrzejewski, który odszedł od żarliwego katolicyzmu i związków z nacjonalistami z „Prosto z Mostu”, przeszedł ewolucję polityczną już w czasie wojny, gdy zbliżył się z Czesławem Miłoszem. Opowiedział się za nową Polską. Wstąpił do PPR, chociaż w czasie okupacji był pełnomocnikiem delegatury rządu londyńskiego i przez jego ręce przechodziły społeczne pieniądze na wspomaganie twórców. Po powstaniu warszawskim schronił się w Zakopanem. Tam odnaleźli go przedstawiciele rządu lubelskiego. Pojechał do Krakowa, później otrzymał willę w Szczecinie. Do Warszawy wrócił w 1951 roku.
Kazimierz Brandys, pochodzący ze spolonizowanej rodziny żydowskich bankierów z Łodzi, który okupację przeżył na fałszywych papierach w Warszawie po aryjskiej stronie, w 1945 roku wyjechał do Krakowa. W 1946 roku opublikował swoją pierwszą książkę Miasto niepokonane, opowieść o Warszawie czasu wojny. Jako człowiek o poglądach lewicowych zaangażował się w popieranie nowego ustroju.
Pisarka lewicująca, Anna Kowalska, w swoim dzienniku zanotowała swą negatywną ocenę nowej Polski. 3 kwietnia 1945 roku zapisała: „Polska już nie istnieje. Nie było chyba okresu, kiedy mniej istniała niż teraz”. Podobnie pisał Jarosław Abramow-Newerly, który w 1945 roku miał 12 lat: „Niby ta Polska przyszła, ale nie taka jak przed wojną czy podczas powstania warszawskiego – myślałem”.
Zofia Nałkowska po katastrofie powstania opowiedziała się po stronie władzy ludowej, chociaż rok wcześniej nagabywana przez komunistów, by przystała do PPR, odmówiła. Teraz zaś weszła do Krajowej Rady Narodowej i redakcji „Kuźnicy”, a później kandydowała do marionetkowego Sejmu, co tłumaczyła przed sobą słabością charakteru. Początkowo łudziła się, że polityka kulturalna będzie łagodna, że każdy postępowy (modne wówczas słowo) pisarz będzie mógł swobodnie publikować. Nie przypuszczała, że teksty będą przechodzić przez sita redaktorów (często wówczas niekompetentnych, lecz prawowiernych), sekretarzy partii, w tym osobiście Jakuba Bermana, wreszcie cenzorów. Każdy będzie skreślał, a nawet coś od siebie dodawał. Dlatego często powojenne wznowienia utworów sprzed wojny różniły się w treści. Książki niewłaściwych autorów szły na przemiał.
Sławomir Koper pisał: „Nałkowska i Tuwim byli komunistom potrzebni, natomiast Dąbrowska już niekoniecznie”. Trudno się z tym zgodzić. Władzom zależało w pierwszych latach swych rządów na skaptowaniu jak największej liczby pisarzy o znanych nazwiskach. Dlatego składali oferty Dąbrowskiej, Staffowi, Parandowskiemu i wielu innym. Parandowski nie skorzystał z propozycji zaangażowania się, Staff odrzucił propozycję pisania w komunistycznej „Kuźnicy”. Dąbrowska początkowo traktowała nowe władze z dystansem, co zwróciło uwagę Bieruta, który spytać miał: „Dlaczego pani Maria nas nie lubi?”, co powtórzył pisarce Borejsza.
Jerzy Borejsza, utworzywszy koncern „Czytelnika”, zaprosił do współpracy wybitnych twórców. W „Czytelniku” drukowali w latach czterdziestych: Kazimierz Brandys, Roman Bratny, Tadeusz Breza, Janina Broniewska, Jan Brzechwa, Maria Dąbrowska, Arkady Fiedler, Konstanty Ildefons Gałczyński, Pola Gojawiczyńska, Antoni Gołubiew, Jarosław Iwaszkiewicz, Mieczysław Jastrun, Kazimierz Koźniewski, Irena Krzywicka, Zofia Nałkowska, Leon Pasternak. Ksawery Pruszyński, Julian Tuwim, Adam Ważyk i wielu innych. Koncern Borejszy wydawał warszawskie gazety i czasopisma: „Życie Warszawy”, „Skarpę Warszawską”, a nawet „Świerszczyk”.
Tadeusz Breza w 1946 roku napisał w liście do Czesława Miłosza: „Z wolna wszystko się rozkręca. Książek jest dużo. Pism jest dużo. (…) Piszą ludzie, co chcą”.
Budynek Spółdzielni Wydawniczej „Czytelnik” przy ulicy Wiejskiej. „Czytelnik” to jedno z nielicznych osiągnięć Jerzego Borejszy, które dotrwało do naszych czasów. W wydawnictwie ogłaszali swoje książki: Jerzy Andrzejewski, Roman Bratny, Jan Brzechwa, Maria Dąbrowska, Stanisław Dygat, Jerzy Ficowski, Marian Grześczak, Józef Hen, Zbigniew Herbert, Mieczysław Jastrun, Tadeusz Konwicki, Jan Parandowski, Antoni Słonimski, Jerzy Zawieyski i inni. Fot. P. Łopuszański
Wojna i walki z podziemiem doprowadziły do tego, że wielu inteligentów pragnęło spokoju. Andrzej Kijowski w tym upatrywał akces wielu pisarzy do nowej władzy. „Pragnienie pokoju wewnętrznego powodowało, że ludzie ulegali niepopularnej doktrynie, że współpracowali od początku z władzą, że wyrzekali się swoich dawnych związków, wiar, przekonań, nadziei, że zaprzeczali swojej przeszłości – po to tylko, ażeby uchronić kraj, rodzinę, siebie od nieszczęść”. Tak więc wojna zniszczyła nie tylko kraj, domy, zabytki, pochłonęła miliony zabitych, ale też wypaliła ocalonych wewnętrznie, naznaczyła ich piętnem, poczuciem zagrożenia i rezygnacji.
Jarosław Iwaszkiewicz początkowo z rezerwą przyjął nową władzę. Obawiał się, że komuniści odbiorą mu Stawisko. W czasie wojny mieszkał w Stawisku pod Warszawą, podając się za ogrodnika. Tu ukrywał zagrożonych aresztowaniem ludzi kultury oraz rozdysponowywał wśród pisarzy pieniądze pochodzące od rządu londyńskiego. W ten sposób wsparł np. Jana Parandowskiego.
Zaraz po wojnie w domu Iwaszkiewicza stacjonował oddział NKWD i Ludowego Wojska Polskiego. Gospodarz żalił się, że „jedni i drudzy kradną, co wlezie”. Nie popierał ideologii komunistycznej, obca mu była „dyktatura proletariatu”. Widział różnice między deklaracjami władz a praktyką, zauważał coraz większą zależność od wschodniego sąsiada. Obawiał się tego, ale przyjmował to z fatalizmem. W liście do Jerzego Borejszy z 1946 roku Iwaszkiewicz pisał, że błędem przeciwników komunizmu jest „niezrozumienie, że koła historii nie da się odwrócić”. Krytykował opozycję: „Polska będzie Polską bez nich i poza nimi – a nawet przeciwko nim”. Za tego typu deklaracje władze pozostawiły mu Stawisko z rozległym parkiem. Mógł redagować pisma literackie, w tym od 1947 roku warszawskie „Nowiny Literackie”, gdzie publikowano utwory pisarzy o rozmaitych poglądach. Zresztą pierwotnie władze chciały dać redakcję pisma Broniewskiemu. Ten jednak, zapytany o przyszły program czasopisma, odparł: „Za całą ideologię i program wystarczy dla całej czytającej Polski jedno tylko słowo: Broniewski”. Redakcję ostatecznie objął Iwaszkiewicz.
Pismo szatą graficzną nawiązywało do „Wiadomości Literackich”, pisma liberalnego, znakomicie redagowanego przez Mieczysława Grydzewskiego. Iwaszkiewicz nie miał jednak talentu „Grydza” do prowadzenia pisma, ale starał się drukować dawnych przyjaciół skamandrytów oraz pisarzy z różnych kierunków, od marksistów po liberałów. Przez pewien czas to się udawało, z czasem władze „docisnęły śrubę”.
Zaczynało się rozwijać życie literackie. Działa reaktywowany Związek Zawodowy Literatów. Co środę odbywają się spotkania literackie na Widok 10. W grudniu 1945 roku zaczyna działalność Klub Literacki. Ukazują się czasopisma: „Warszawa”, „Tygodnik Warszawski”, „Stolica”, wspomniane „Nowiny Literackie”. Jednak już w 1945 roku na ulicach miasta pojawiły się plakaty „Zapluty karzeł reakcji”, a w prasie PPR-owskiej szkalowano bohaterów z Armii Krajowej. Nowe władze zaczęły po swojemu interpretować historię i wprowadziły nowe zasady życia.
W lutym 1947 roku reaktywowano polski PEN-Club. Prezesem był jak przed wojną Jan Parandowski. Przez krótki czas po wojnie zastanawiano się, czy wskrzesić Polską Akademię Literatury. Z dawnych akademików wojnę przeżyli: Leopold Staff, Zofia Nałkowska, Julian Kleiner, Ferdynand Goetel, ścigany przez bezpiekę pod rzekomym zarzutem współpracy z Niemcami, a faktycznie za relację o zbrodni katyńskiej. Wojnę przeżył też członek PAL, Kornel Makuszyński, a więc większość ostatniego składu Akademii żyła. Na emigracji od początku wojny był inny akademik, Kazimierz Wierzyński, który jednak nie wyobrażał sobie powrotu do komunistycznej Polski. W czasie wojny i powstania warszawskiego zginęli dawni akademicy: Boy-Żeleński, Irzykowski, Kaden-Bandrowski, Miriam-Przesmycki. Wacław Sieroszewski, dawny prezes PAL, zmarł w kwietniu 1945 roku. Żył też Wincenty Rzymowski, który został ministrem kultury a potem spraw zagranicznych. Przed wojną odszedł z PAL w atmosferze skandalu, gdy okazało się, że w swojej książce dokonał plagiatu z pracy Bertranda Russella. Tłumaczył wówczas, że przy przepisywaniu nie wprowadzono cytatów, co jest prawdopodobne.
Przeprowadzono dyskusję w prasie, czy wskrzesić Akademię. Zabierali głos dawni członkowie PAL i inni pisarze, ale wkrótce władze zadecydowały, że Akademii nie będzie. I nie było jej w PRL. Nie ma jej także dzisiaj.
Pod koniec 1945 roku pojawiła się w prasie mylna informacja o śmierci Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Pisano, że zmarł w obozie. „Tygodnik Powszechny” opublikował nawet wspomnienie „pośmiertne”. Wkrótce okazało się, że poeta żyje i po powrocie z obozu jenieckiego zamieszkał w Krakowie, gdzie podjął współpracę z „Przekrojem”. Później wyjechał do Szczecina, skąd po przebytym zawale przyjechał na stałe do Warszawy. Zamieszkał przy alei Róż.
Władysław Broniewski powrócił z Zachodu z nadzieją, że będzie mógł pisać to, co naprawdę czuje. Jako przedwojenny komunista sądził, że nowa Polska będzie Polską z jego marzeń. W Warszawie podziwiał tempo odbudowy.
Od października 1947 roku zamieszkał z przyszłą żoną Wandą ze Szpilrejnów w domu przy Skolimowskiej. W marcu roku następnego przeniósł się do domu przy alei Róż 6. Przez dwa lata sąsiadował z Gałczyńskim, który tu zamieszkał w 1951 roku. W listopadzie 1953 roku z okazji 25-lecia pracy twórczej Broniewski otrzymał dom przy Dąbrowskiego 51, z gosposią i szoferem. Dziś w tym domu znajduje się Muzeum Broniewskiego.
W marcu 1946 roku wyszedł wojenny tom wierszy Staffa Martwa pogoda. Ogłosił go w dawnym wydawnictwie Mortkowicza, a nie w „Czytelniku” Borejszy. W tej samej oficynie wydał i opatrzył wstępem wybór wierszy Leśmiana. Mieczysław Jastrun kusił Leopolda Staffa możliwością współpracy z komunizującą „Kuźnicą”. Poeta uchylił się od pisania dla tego pisma. Wybierał inne, mniej określone politycznie, jak „Odrodzenie” czy „Przekrój”.
Staff wrócił do Warszawy w 1948 roku. Zamieszkał najpierw w hotelu „Bristol”, a następnie w domu przy Nowym Świecie 60. Dokoła trwała budowa. Poeta narzekał na pył wchodzący do wnętrza. Musiał mieć zamknięte okna, co w gorące dni nie było przyjemne. Cienkie ściany pękały po wbiciu gwoździa. Władze obiecały poecie meble (Staff nie miał bowiem żadnych mebli), ale ich dowóz spóźniał się. Gdy je przywieziono, okazało się, że nie jest to „dar”, a jedynie „depozyt”. Poeta bał się zarysować politurę i drżał, gdy gość nonszalancko zachowywał się przy stole.
Na sąsiedniej posesji wznoszono kolejny dom. Rosnąca ściana zasłaniała okno kolejnego domu, w którym pewna piękność w negliżu czesała długie włosy. 70-letni poeta z upodobaniem oglądał piękną panią w oknie. Gdy mur nowego domu zasłonił jej okno, powiedział żartem: „Zamurowano mi ją jak Aldonę w wieży”.
Poeta spotykał się ze znajomymi sprzed wojny: Gabrielem Karskim, Janem Parandowskim, Julianem Tuwimem. Gdy Tuwim mieszkał przy Wiejskiej 14 na piątym piętrze, Staff, chorujący na nogi, nie mógł go odwiedzać. Spotykali się więc w barze „Pod Kuchcikiem”, gdzie – mimo zakazu lekarzy – obaj poeci wychylali kieliszki z alkoholem. Staff zachowywał się wtedy jak uczeń, który zrobił psikusa nauczycielowi. Żartował, że „młodości nabywa się z wiekiem”. Gdy Tuwim przeniósł się na Nowy Świat 25, mógł bywać u Staffa codziennie.
W marcu 1946 roku Jan Parandowski po raz pierwszy znalazł się w zrujnowanej Warszawie i porażony chodził całymi dniami po ruinach. Dom przy Filtrowej, gdzie mieszkał, został spalony. Pisarz stracił dorobek literacki, bibliotekę i cały dobytek. Zanotował w dzienniku: „W mieszkaniu tylko popioły po spalonych meblach i bibliotece”. Parandowski stracił pamiątki osobiste, w tym stół, na którym go ochrzczono i fotografie najbliższych. Wyjechał do Lublina, gdzie prowadził wykłady na KUL. Czasem przyjeżdżał do Warszawy, oglądał ruiny, spotykał się z przyjaciółmi. Na stałe wrócił do stolicy w 1947 roku i zamieszkał blisko dawnego locum, przy Zimorowica. Cieszył się z nowego mieszkania. W dzienniku zapisał 2 sierpnia 1949 roku: „Jaki piękny jest mój pokój! Otwarty wielkimi oknami na niebo, daje mi wspaniałe chwile, zarówno wczesnym rankiem, (…) jak i przed zmierzchem”.
Po wojnie wielu pisarzy i poetów zadawało sobie pytanie, czy można w ogóle pisać po hekatombie ludzkości, barbarzyństwie, obłędzie, jakie ogarnęły cywilizowane narody Niemców, Austriaków, co doprowadziło ich do popełniania zbrodni, jakich nie było nigdy w historii świata. Pisarze pytali więc o sens ich twórczości. Większość odpowiedziała twierdząco. Jedni dawali świadectwo, opisywali życie pod okupacją, w obozach. Zofia Nałkowska została zastępcą przewodniczącej komisji do spraw zbrodni niemieckich. Wynikiem jej pracy, przesłuchań setek świadków były Medaliony. Tadeusz Borowski pisał opowiadania o Oświęcimiu.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki