Warszawa literacka w PRL - Piotr Łopuszański - ebook

Warszawa literacka w PRL ebook

Piotr Łopuszański

2,4

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Warszawa literacka w PRL to opowieść o mieście, ludziach i historii. Autor przedstawia znanych pisarzy od strony prywatnej, a także ich postawy w przełomowych latach. Pokazuje, jak literaci zareagowali na widok ruin stolicy, jak odnosili się do nowego ustroju i jak żyli w Warszawie.

W książce podane zostały także fakty mało znane i anegdoty. Autor odpowiada na wiele kwestii, np.: Kto po wojnie zmienił nazwisko? Kto zbojkotował sfałszowane wybory z 1947 roku, a kto agitował z pistoletem za paskiem? Kto pisał wiersze o Stalinie i listy do Biureta? Za co - według Dąbrowskiej - Polacy kochali Rosjan, a Rosjanie Polaków? Dlaczego wyeksmitowano z Warszawy Zbigniewa Herberta? Kto kochał się w Hłasce? Który z pisarzy fascynował się Gomułką, a który Gierkiem? Kto protestował przeciw zdjęciu Dziadów, a kto był zwolennikiem cenzury?

Fascynująca podróż w czasy PRL, do miasta, które zniszczone, miało zniknąć z map Europy, a zostało odbudowane i przebudowane. Obowiązkowa lektura dla warszawiaków, miłośników literatury i historii.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 372

Oceny
2,4 (5 ocen)
0
0
3
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wstęp

Wstęp

Warszawa lite­racka w okre­sie PRL, a dokład­niej w latach 1945–1989 – cóż to za bogac­two tema­tów, osób! Jakże wielu wybit­nych pisa­rzy two­rzyło w ciągu tych 44 lat. Polacy żyli wów­czas w spe­cy­ficz­nych warun­kach, z któ­rych jedne wyni­kały z wyda­rzeń II wojny świa­to­wej, a inne zale­żały od zmian ustro­jo­wych.

War­szawa była mia­stem szcze­gól­nym. Znisz­czona w cza­sie wojny, ponow­nie stała się cen­trum kul­tu­ral­nym Pol­ski. Tutaj miesz­kali naj­waż­niejsi twórcy kul­tury, sławni pisa­rze. Tu ist­niały naj­bliż­sze kon­takty mię­dzy śro­do­wi­skiem lite­ra­tów a nowymi wła­dzami i tutaj kon­flikty z wła­dzami przy­bie­rały naj­wy­raź­niej­szą postać.

Sto­lica Pol­ski ucier­piała już we wrze­śniu 1939 roku, gdy znisz­czo­nych zostało wiele kamie­nic i pała­ców. 17 wrze­śnia spa­lił się czę­ściowo Zamek Kró­lew­ski. Wszy­scy pamię­tamy wzru­sza­jące prze­mó­wie­nia pre­zy­denta War­szawy Ste­fana Sta­rzyń­skiego, ape­lu­ją­cego do miesz­kań­ców sto­licy o soli­dar­ność. Nie­wiele osób wie nato­miast, że słynne słowa prze­mó­wie­nia Sta­rzyń­skiego, odno­szące się do hero­icz­nej obrony mia­sta: „Chcia­łem, aby War­szawa była wielka. I War­szawa jest wielka”, napi­sał znany powie­ścio­pi­sarz i czło­nek Pol­skiej Aka­de­mii Lite­ra­tury, Fer­dy­nand Goetel.

Po wkro­cze­niu wojsk nie­miec­kich nastała dla War­szawy naj­strasz­niej­sza epoka w całych dzie­jach. Każ­dego dnia odby­wały się łapanki, egze­ku­cje, depor­ta­cje do obo­zów śmierci. W 1940 roku w pobli­skich Pal­mi­rach hitle­rowcy zamor­do­wali kry­tyka lite­rac­kiego Ste­fana Napier­skiego (Marka Eigera) oraz pol­skich przy­wód­ców, m.in. byłego mar­szałka Sejmu Macieja Rataja. Rów­nież w Pal­mi­rach zgi­nął Wacław Hule­wicz oraz spor­to­wiec, olim­pij­czyk, Ste­fan Kuso­ciń­ski.

Gdy Armia Czer­wona wkro­czyła na zie­mie pol­skie 17 wrze­śnia 1939 roku, Wit­kacy na wieść o tym popeł­nił samo­bój­stwo. Z rąk NKWD zgi­nął poeta Wła­dy­sław Sebyła. W Katy­niu zamor­do­wano poetę Lecha Piwo­wara. Bro­niew­skiego NKWD aresz­to­wało we Lwo­wie. Alek­san­der Wat został zesłany do Kazach­stanu.

W 1943 roku cała dziel­nica żydow­ska została przez Niem­ców zrów­nana z zie­mią. War­szaw­scy Żydzi, w tym arty­ści i pisa­rze pocho­dze­nia żydow­skiego, w więk­szo­ści zostali wywie­zieni do obo­zów zagłady i zamor­do­wani przez hitle­row­ców. Nie­liczne oca­lałe osoby z getta ura­to­wały się dzięki pomocy pol­skich sąsia­dów zza muru. Utwo­rzona Rada Pomocy Żydom „Żegota” zaj­mo­wała się wyra­bia­niem doku­men­tów, prze­rzu­tem na tzw. „aryj­ską” stronę mia­sta, ukry­wa­niem. Dzięki pomocy Pola­ków z getta wydo­stał się Kazi­mierz Ber­man znany jako Antoni Maria­no­wicz. Spo­śród zna­nych przed wojną osób pocho­dze­nia żydow­skiego wojenną zawie­ru­chę prze­żyli dzięki pomocy Pola­ków m.in.: Jan Brze­chwa, Kazi­mierz Bran­dys, Iza­bella ze Schwart­zów Hert­zowa, secundo voto Gel­bar­dowa, (opi­sana przez Wit­ka­cego w Poże­gna­niu jesieni jako Hela Bertz), Ste­fa­nia Gro­dzień­ska, Jerzy Juran­dot, Mie­czy­sław Jastrun, Adolf Rud­nicki. Wielką rolę w „Żego­cie” odgry­wała pisarka Zofia Kos­sak. W orga­ni­za­cji tej dzia­łała także Maria Kann, autorka apelu o pomoc dla getta Na oczach świata. Żona Tade­usza Boya-Żeleń­skiego, Zofia Żeleń­ska w swoim miesz­ka­niu ukry­wała Irenę Krzy­wicką (przed wojną kochankę Boya). Jaro­sław Iwasz­kie­wicz i jego żona Anna prze­cho­wy­wali ukry­wa­ją­cych się Żydów w Sta­wi­sku i wyra­biali im fał­szywe doku­menty. Pro­duk­cją doku­men­tów zaj­mo­wali się pla­stycy, m.in. Eryk Lipiń­ski.

W stycz­niu 1944 roku w przed­wo­jenne gra­nice Pol­ski wkro­czyła Armia Radziecka z nowo utwo­rzoną Armią Ludo­wego Woj­ska Pol­skiego. Klę­ska Nie­miec hitle­row­skich przy­bli­żała się z każ­dym dniem, ale też nad­cią­gało nie­bez­pie­czeń­stwo nowej oku­pa­cji, tym razem radziec­kiej.

Pol­scy pisa­rze, arty­ści i uczeni z dużymi oba­wami przy­jęli fakt, że obca armia zaj­muje pol­skie zie­mie i poczyna sobie tak, jakby była u sie­bie. Prze­wi­dy­wali, że popad­niemy w zależ­ność od ZSRR. Nie­któ­rzy pamię­tali, co działo się w latach 1939–1941 na zie­miach wschod­nich, np. w Grod­nie czy we Lwo­wie. Byli świa­domi, że Pola­kom grożą wywózki, aresz­to­wa­nie, że spo­łe­czeń­stwo będzie nara­żone na ordy­narną pro­pa­gandę i rusy­fi­ka­cję. Pisarka Anna Kowal­ska, która prze­żyła we Lwo­wie oku­pa­cję radziecką, napi­sała w swym dzien­niku 13 stycz­nia 1944 roku: „Nad­cią­ga­nie bol­sze­wi­ków zmie­niło zupeł­nie cały nastrój. (…) Drugi raz musieć prze­żyć to skrwa­wie­nie, splu­ga­wie­nie kraju”. Noto­wała też, jakie mia­sta są „zajęte” (a nie „wyzwo­lone”) przez woj­ska radziec­kie: 7 lutego – Równe i Łuck. Póź­niej Tar­no­pol i Wło­dzi­mierz, 17 lipca zapi­sała: „Zajęte Grodno”.

Więk­szość pisa­rzy było prze­ko­na­nych, że Pol­ska powo­jenna musi być inna, lep­sza od II RP, któ­rej byt zawa­lił się po agre­sji obu najeźdź­ców. Jedy­nie nie­liczni oca­lali ze sta­li­now­skich czy­stek komu­ni­ści w 1944 roku cze­kali na Armię Czer­woną, spo­dzie­wa­jąc się, że nad­cho­dzi czas, gdy to oni przejmą ster wła­dzy i zdo­będą zaszczyty. Wanda Wasi­lew­ska two­rzyła w ZSRR Zwią­zek Patrio­tów Pol­skich, dywi­zję kościusz­kow­ską, a teraz współtwo­rzyła zalą­żek nowej wła­dzy, czyli PKWN. Gdy jed­nak oka­zało się, że zie­mie pol­skie nie będą kolejną repu­bliką Kraju Rad, wró­ciła do ZSRR i zamiesz­kała w Kijo­wie. Ste­fa­nia Gro­dzień­ska, przed wojną tan­cerka, po woj­nie autorka satyr, wspo­mi­nała, że pod koniec lipca 1944 roku, na wieść o zdo­by­ciu Lubelsz­czy­zny, wyje­chała z War­szawy i przez linię frontu dotarła do Lublina, gdzie tra­fiła do orga­ni­zo­wa­nego przez komu­ni­stów radia. Została spi­kerką. W tym cza­sie wielu akow­ców opusz­czało tereny zajęte przez woj­ska radziec­kie i sta­rało się prze­do­stać do War­szawy, by wziąć udział w powsta­niu.

Potem nastą­pił okres hero­icz­nej, nie­rów­nej walki prze­ciw Niem­com w powsta­niu war­szaw­skim, zawód nadziei na pomoc alian­tom, kapi­tu­la­cja i wygna­nie lud­no­ści cywil­nej, wresz­cie okres trzech i pół mie­sięcy pla­no­wego burze­nia oca­la­łych domów i gma­chów publicz­nych. W cza­sie II wojny świa­to­wej zmarło i zostało zabi­tych 700 tysięcy miesz­kań­ców sto­licy.

Od wrze­śnia 1944 roku Jerzy Borej­sza w Lubli­nie, następ­nie w Łodzi i w War­sza­wie orga­ni­zo­wał nowe wydaw­nic­two, Spół­dziel­nię „Czy­tel­nik”. Jerzy Borej­sza, chcąc włą­czyć pisa­rzy w „nowy obieg kul­tu­ralny”, zała­twiał im miesz­ka­nia, umoż­li­wiał druk ksią­żek i publi­ka­cji w pra­sie „czy­tel­ni­kow­skiej”. Obie­cy­wał, że każdy twórca będzie potrzebny, że każdy, kto nie jest wro­giem Związku Radziec­kiego, będzie miał moż­li­wość druku i zarob­ko­wa­nia. Roz­ta­czał przy tym miraże wie­lo­ty­sięcz­nych nakła­dów. Dla pisa­rzy była to oferta bar­dzo atrak­cyjna. Nie wszy­scy byli świa­domi ceny, jaką będą musieli zapła­cić.

Lite­raci o poglą­dach lewi­co­wych, socja­li­ści, syn­dy­ka­li­ści, dzia­ła­cze spół­dziel­czy widzieli w nowej Pol­sce reali­za­cję swych idei i chęt­nie włą­czyli się w budowę nowego życia kul­tu­ral­nego. Nie­któ­rym prze­szka­dzała stała obec­ność armii radziec­kiej i roz­ma­itego szcze­bla dorad­ców, dygni­ta­rzy oraz fakt uzgad­nia­nia decy­zji z Rosja­nami. Z cza­sem nacho­dziły ich coraz więk­sze wąt­pli­wo­ści, dowia­dy­wali się o zbrod­niach i wtedy zmie­niali swój sto­su­nek do PRL i ustroju komu­ni­stycz­nego. Jedni – jak Paweł Hertz – porzu­cali idee komu­ni­styczne i zwra­cali się w stronę war­to­ści chrze­ści­jań­skich i patrio­tycz­nych, inni szu­kali łagod­niej­szej formy ist­nie­ją­cego ustroju.

Po woj­nie spo­łe­czeń­stwo pol­skie było zdzie­siąt­ko­wane. Według spisu z 1946 roku żyło 20 milio­nów Pola­ków. 5 milio­nów znaj­do­wało się poza kra­jem. Tak więc liczba lud­no­ści zmniej­szyła się o 10 milio­nów osób (Pola­ków, Żydów i innych naro­do­wo­ści) w sto­sunku do danych przed­wo­jen­nych. Mówiono o ponad 6 milio­nach zamor­do­wa­nych w cza­sie wojny Pola­ków. Jeśli dodać 3 miliony zamor­do­wa­nych Żydów i osób pocho­dze­nia żydow­skiego, to rachu­nek się zga­dza.

Pol­ska powo­jenna była zupeł­nie innym kra­jem niż II RP. Zmie­niono jej gra­nice. Ofi­cjal­nie nale­żała do zwy­cię­skiej koali­cji, ale stra­ciła połowę daw­nego tery­to­rium, a część oby­wa­teli na­dal żyła na zesła­niu w Związku Radziec­kim. Ofi­cjal­nie Pol­ską rzą­dził Tym­cza­sowy Rząd Jed­no­ści Naro­do­wej. Jed­no­cze­śnie obo­wią­zy­wały dekrety PKWN, zarzą­dze­nia wojsk radziec­kich i NKWD, które trak­to­wały Pol­skę jak kraj oku­po­wany. Na porządku dzien­nym były rabunki (słynne kra­dzieże zegar­ków, rowe­rów), gwałty, zabój­stwa, aresz­to­wa­nia. Rosja­nie szu­kali też wro­gów ustroju. Na cmen­ta­rzu w Mila­nówku doko­nali eks­hu­ma­cji Anto­niego Fer­dy­nanda Ossen­dow­skiego, autora książki o Leni­nie, chcąc się upew­nić, że naprawdę to jego pocho­wano. W 1945 roku aresz­to­wany został Kazi­mierz Moczar­ski, który w celi śmierci sie­dział do 1956 roku. Trzy­mano go razem z hitle­row­skim zbrod­nia­rzem. Mimo to nie były rzad­ko­ścią zda­rze­nia wdzięcz­no­ści wobec Rosjan, jak w przy­padku pro­fe­sora Ludwika Hirsz­felda, który dzię­ko­wał ofi­ce­rowi radziec­kiemu za wyzwo­le­nie.

Czym był okres zwany w publi­cy­styce histo­rycz­nej PRL-em? Młodsi czy­tel­nicy mogą nawet nie wie­dzieć, co zna­czy ten skrót. PRL był nazwą pań­stwa, Pol­skiej Rze­czy­po­spo­li­tej Ludo­wej. W histo­rio­gra­fii i publi­cy­styce przy­jęło się tymi lite­rami okre­ślać czas po II woj­nie świa­to­wej obej­mu­jący lata 1944–1989. Te 45 lat roz­cią­gają się w cza­sie mię­dzy mani­fe­stem PKWN a Okrą­głym Sto­łem i rzą­dem Tade­usza Mazo­wiec­kiego, choć gwoli ści­sło­ści należy zauwa­żyć, że nazwa PRL została wpro­wa­dzona dopiero w 1952 roku, w Kon­sty­tu­cji pań­stwa. Jak więc nazy­wać okres wcze­śniej­szy? Ofi­cjal­nie nasz kraj nosił wtedy nazwę Rze­czy­po­spo­li­tej Pol­skiej, jak przed wojną i jak dzi­siaj. Róż­nica z II RP była jed­nak pod­sta­wowa: Pol­ska w latach 1944–1989 nie była kra­jem suwe­ren­nym, lecz zależ­nym od ZSRR. W okre­sie mię­dzywojennym nasz kraj prze­ży­wał kry­zysy, zabito pre­zy­denta Naru­to­wi­cza, miał miej­sce zamach stanu, rządy czę­sto drą­żyła korup­cja, lecz Pol­ska była wtedy pań­stwem suwe­ren­nym i nie­pod­le­głym.

Pierw­sze lata po II woj­nie świa­to­wej nazy­wano (od tytułu arty­kułu Jerzego Borej­szy) okre­sem „łagod­nej rewo­lu­cji”. Nie jest to sfor­mu­ło­wa­nie ści­słe. W latach 1944–1952 postę­po­wa­nie nowych władz w sto­sunku do opo­zy­cji poli­tycz­nej, a nawet współ­rzą­dzą­cego krótko PSL Miko­łaj­czyka nie miały wiele wspól­nego z łagod­no­ścią. Z prze­ciw­ni­kami komu­ni­ści roz­pra­wiali się bez par­donu, przy pomocy wojsk KBW, mili­cji, a nawet współ­dzia­ła­jąc z NKWD. Rów­nież drugi człon okre­śla­jący pierw­szy okres nowej Pol­ski nie odpo­wiada rze­czy­wi­sto­ści. W Pol­sce nie wybu­chła w 1944 roku rewo­lu­cja, tylko wkro­czyły woj­ska radziec­kie z utwo­rzo­nym woj­skiem ludo­wym, w któ­rym wyso­kie sta­no­wi­ska obej­mo­wali radzieccy ofi­ce­ro­wie.

Nowe wła­dze zain­sta­lo­wane zostały dzięki woj­skom radziec­kim. Nowe zasady ustro­jowe były kon­sul­to­wane ze Sta­li­nem, który oso­bi­ście wpro­wa­dzał poprawki do dekretu PKWN (dru­ko­wa­nego w Moskwie, a nie w Cheł­mie – jak twier­dziła pro­pa­ganda w okre­sie PRL), a póź­niej do Kon­sty­tu­cji PRL. Gra­nice nowego pań­stwa (z Zie­miami Zachod­nimi i Pół­noc­nymi – bez Kró­lewca), pozba­wie­nie Pol­ski histo­rycz­nych Kre­sów Wschod­nich, zostały zapro­po­no­wane przez Sta­lina i zaak­cep­to­wane przez mocar­stwa zachod­nie w Jał­cie i Pocz­da­mie. W cza­sie usta­leń naszych gra­nic nikt nie pytał o zda­nie samych zain­te­re­so­wa­nych, np. pol­skiego rządu w Lon­dy­nie. Co zna­mienne, gdy w roz­mo­wach z mocar­stwami padały słowa o gra­nicy na Bugu, rozu­miano, że Lwów będzie nale­żał do Pol­ski, jako że Bug pły­nie na wschód od tego mia­sta. Stało się ina­czej. Jesz­cze po woj­nie zmie­niały się gra­nice Pol­ski. Począt­kowo Szcze­cin prze­cho­dził z rąk do rąk, w 1951 roku ZSRR wziął nale­żący już do Pol­ski Bełz w zamian za oko­lice Ustrzyk Dol­nych.

Utrwa­la­nie nowej wła­dzy trwało do 1947 roku. Bar­dzo dobrze okres prze­ję­cia rzą­dów przez komu­ni­stów opi­sał Marek Łatyń­ski. Na czele pań­stwa stał wtedy Bole­sław Bie­rut. W tym cza­sie sfał­szo­wane zostało refe­ren­dum doty­czące gra­nic zachod­nich (o gra­nice wschod­nie nie pytano) i reformy rol­nej, sfał­szo­wano także wynik wybo­rów do Sejmu, do któ­rych mimo ter­roru kan­dy­do­wali (jedyny raz przed 1989 rokiem) przed­sta­wi­ciele par­tii opo­zy­cyj­nej, daw­nego PSL. W okre­sie 1948–1952 nastały rządy ter­roru oparte na mode­lach sta­li­now­skich. Z dwóch par­tii lewi­co­wych PPR i PPS utwo­rzono mono­par­tię komu­ni­styczną, prze­ciw­ni­ków poli­tycz­nych likwi­do­wano lub aresz­to­wano. W kul­tu­rze zade­kre­to­wano socre­alizm. Kon­sty­tu­cja PRL oparta była na wzor­cach radziec­kich, a jej forma i treść zaak­cep­to­wane zostały przez Sta­lina.

Pamię­tać należy, że w latach czter­dzie­stych i pięć­dzie­sią­tych (aż do początku lat sześć­dzie­sią­tych) trwało w Pol­sce powsta­nie anty­ko­mu­ni­styczne, nazy­wane przez pro­pa­gandę „walką z ban­dami”, „reak­cyj­nym pod­zie­miem” lub „utrwa­la­niem wła­dzy ludo­wej”. Oddziały woj­skowe ludzi, nie­chcą­cych pogo­dzić się z sowiecką oku­pa­cją Pol­ski i komu­ni­styczną wła­dzą, wal­czyły z bro­nią w ręku, eks­ter­mi­no­wane przez UB, KBW i NKWD, infil­tro­wane przez agen­tów bez­pieki. Schwy­ta­nych dowód­ców i żoł­nie­rzy tych oddzia­łów pod­da­wano tor­tu­rom, wię­ziono bez sądu. W katow­niach UB zabito np. rot­mi­strza Pilec­kiego czy gene­rała Augu­sta Fiel­dorfa („Nila”), odzna­czo­nych naj­wyż­szym pol­skim orde­rem Orła Bia­łego dopiero w roku 2006. Dziś pisze się o „żoł­nier­zach wyklę­tych”. Jesz­cze w latach osiem­dzie­sią­tych pisało się o „ban­dy­tach”. Akow­ców nowe wła­dze nie przyj­mo­wały z otwar­tymi ramio­nami, podej­rze­wa­jąc, że są wysłan­ni­kami pod­zie­mia.

W dzi­siej­szych tek­stach histo­rycz­nych używa się cza­sem nazwy Pol­ska komu­ni­styczna (tak pisze np. Andrzej Zawada, autor książki Pół­wie­cze lite­rac­kie 1939–1989), mimo iż w Pol­sce ni­gdy nie wpro­wa­dzono komu­ni­zmu. Na Zacho­dzie uży­wano cza­sem okre­śle­nia Pol­ski Lubel­skiej (roz­cią­ga­jąc krótki czas, gdy nowe wła­dze dzia­łały w Lubli­nie na cały okres powo­jenny). Z kolei inni auto­rzy, zwią­zani sen­ty­men­tem z tamtą epoką, piszą o Pol­sce Ludo­wej. Tego okre­śle­nia nie lubił Jan Paran­dow­ski. Kie­dyś Edward Ochab, I sekre­tarz KC PZPR w okre­sie mię­dzy Bie­ru­tem a Gomułką, spy­tał po wstęp­nych rewe­ren­cjach wobec pisa­rza, dla­czego w utwo­rach o tema­tyce współ­cze­snej Paran­dow­ski ni­gdy nie używa ter­minu „Pol­ska Ludowa”. Autor Godziny śród­ziem­no­mor­skiej odpo­wie­dział: „We Lwo­wie ukoń­czy­łem dobre gim­na­zjum kla­syczne. A tam uczono mnie, że przy­miot­nik dołą­czony do rze­czow­nika ujmuje rze­czow­ni­kowi jego siły”.

Histo­rycy zga­dzają się z tym, że Pol­ska po II woj­nie była pań­stwem nie­su­we­ren­nym, z wła­dzą nie­po­cho­dzącą z wol­nych wybo­rów, z dzia­ła­jącą cen­zurą pre­wen­cyjną, która czę­sto nie dopusz­czała do druku danej książki czy arty­kułu lub inge­ro­wała w treść. Wiele dzieł lite­rac­kich czy fil­mów nie mogło się uka­zać lub uka­zy­wało się z opóź­nie­niem wła­śnie przez dzia­ła­nia cen­zo­rów. Sie­dziba Głów­nego Urzędu Kon­troli Prasy, Publi­ka­cji i Wido­wisk mie­ściła się w War­sza­wie przy ulicy Mysiej, naprze­ciw gma­chu KC PZPR.

Cen­zura wpro­wa­dzona już w 1944 roku ogra­ni­czała nor­malne życie lite­rac­kie, utrud­niała lub unie­moż­li­wiała pole­miki pra­sowe. W 1951 roku zaka­zane w Pol­sce były nie tylko dzieła Mar­szałka Józefa Pił­sud­skiego, ale też np. Kate­chizm pol­skiego dziecka Wła­dy­sława Bełzy, ze sło­wami: „Kto ty jesteś? Polak mały”. Decy­zje GUKP­PiW były arbi­tralne i nie­jawne. To przez decy­zje cen­zo­rów nie uka­zała się w latach czter­dzie­stych powieść Tade­usza Kon­wic­kiego Roj­sty, a w 1968 roku zatrzy­mano druk ostat­niego tomu Rze­czy­po­spo­li­tej Obojga Naro­dów Pawła Jasie­nicy. Przez całe dzie­się­cio­le­cia zaka­zani byli Wit­kacy i Gom­bro­wicz. Cen­zura do końca PRL nie zga­dzała się na publi­ka­cje utwo­rów o woj­nie pol­sko-radziec­kiej 1920 roku, np. Na pro­bo­stwie w Wyszko­wie Żerom­skiego. Wszelka kry­tyka Rosji była nie­moż­liwa. Zaka­zy­wano druku noweli Rey­monta Z Ziemi Chełm­skiej o prze­śla­do­wa­niu uni­tów. W edy­cji Szki­ców lite­rac­kich Bole­sława Leśmiana zabra­kło jego tek­stu Dookoła Sfinksa, gdzie w recen­zji książki Wła­dy­sława Jabło­now­skiego poeta pisał o destruk­cyj­nej duszy rosyj­skiej. Co cie­kawe, roz­wa­ża­nia na ten temat puściła cen­zura car­ska.

Auto­cen­zura i cen­zura redak­cyjna też była istot­nym ele­men­tem życia lite­rac­kiego i publi­cy­styki. Tak jak w cza­sach pozy­ty­wi­zmu poja­wiła się alu­zja. Pisa­rze sto­so­wali para­bole, korzy­stali z kostiumu histo­rycz­nego, by opi­sać rze­czy­wi­stość. Wła­dze były na alu­zje wyczu­lone, stąd w 1967 roku Zenon Kliszko i Win­centy Kraśko źle ode­brali wymowę Dzia­dów Mic­kie­wi­cza w insce­ni­za­cji Kazi­mie­rza Dejmka. Spek­takl zdjęto z afi­sza, co wywo­łało obu­rze­nie wśród lite­ra­tów i mło­dzieży stu­denc­kiej.

Jesz­cze w 1988 roku cen­zor skre­ślał zda­nia kry­tyczne o Związku Radziec­kim w Małej apo­ka­lip­sie Kon­wic­kiego, wyda­nej wtedy przez „Alfę”, a w pra­sie wszel­kie pozy­tywne oceny doko­nań Józefa Pił­sud­skiego.

Koniec PRL nie nastą­pił – jak się czę­sto uważa – 4 czerwca 1989 roku. Prze­pro­wa­dzono wów­czas jedy­nie czę­ściowo wolne wybory. W ich wyniku do wła­dzy doszli ludzie daw­nej opo­zy­cji. Na­dal jed­nak mini­strem spraw wewnętrz­nych był współ­twórca stanu wojen­nego, Cze­sław Kisz­czak, pre­zy­den­tem gene­rał Woj­ciech Jaru­zel­ski, ist­niała Służba Bez­pie­czeń­stwa i cen­zura. 29 grud­nia zmie­niono nazwę pań­stwa na Rzecz­po­spo­litą Pol­ską i przy­wró­cono koronę na gło­wie orła.

Sejm III RP zli­kwi­do­wał cen­zurę ustawą z 2 kwiet­nia 1990 roku. Wów­czas ofi­cyny pod­ziemne mogły zacząć funk­cjo­no­wać ofi­cjal­nie, wal­cząc o czy­tel­nika według zasad ryn­ko­wych.

Ist­nie­nie cen­zury poczy­niło wiele szkód, zwłasz­cza w naukach huma­ni­stycz­nych. Cen­zura nie pozwa­lała poznać innego niż ofi­cjalny punkt widze­nia, stąd w 1976 roku naro­dziła się potrzeba stwo­rze­nia dru­giego obiegu, nie­ofi­cjal­nego kształ­ce­nia (Towa­rzy­stwo Kur­sów Nauko­wych, w sta­nie wojen­nym wykłady z histo­rii w kościo­łach). Wpraw­dzie saty­rycy, np. Mar­cin Wol­ski, uwa­żali, iż ist­nie­nie cen­zury wymu­szało na auto­rach pisa­nie języ­kiem ezo­po­wym, bar­dziej fine­zyj­nie, jed­nakże w przy­padku nauki oraz w sto­sunku do dzieł przed­wo­jen­nych, cen­zura oka­zała się zabój­cza. Do dziś żyje poko­le­nie, które uczyło się nie­praw­dzi­wej i nie­peł­nej histo­rii oraz nie zna peł­nego dorobku wybit­nych pisa­rzy (np. Żerom­skiego, Rey­monta, Wie­rzyń­skiego) lub nie sły­szało o pisa­rzach emi­gra­cyj­nych czy nie­wy­god­nych dla wład­ców PRL. Póź­niej nad­ra­biano zale­gło­ści, ale wielu publi­ka­cji nie wzna­wia się w ich wer­sji pier­wot­nej, a powiela wer­sję cen­zor­ską. Podob­nie z fil­mami oka­le­cza­nymi przez nożyczki cen­zo­rów i kolau­dan­tów.

Drugą stroną medalu była ofi­cjalna pro­pa­ganda, wszech­obecna (w szkole, na stu­diach, zakła­dach pracy, na uli­cach, w pra­sie, kro­ni­kach fil­mo­wych, lite­ra­tu­rze, nawet prze­zna­czo­nej dla mło­dzieży). Na gma­chach rzą­do­wych, fabry­kach, a nawet na wia­duk­tach roz­wie­szano hasła pro­pa­gan­dowe. W latach pięć­dzie­sią­tych arty­ści two­rzyli na zamó­wie­nie pla­katy prze­ciw pod­że­ga­czom wojen­nym, zachod­nim impe­ria­li­stom czy akow­com (w rodzaju Zapluty karzeł reak­cji), póź­niej deko­ro­wali mia­sta z oka­zji kolej­nych zjaz­dów PZPR, 1 maja. Odby­wały się aka­de­mie ku czci Lenina (wiel­kie obchody w roku 1970), 60. rocz­nicy rewo­lu­cji paź­dzier­ni­ko­wej (w 1977 roku), ku czci Ludo­wego Woj­ska Pol­skiego, a nawet MO i SB.

Ileż osób uwie­rzyło w pro­pa­gandę, ilu ludzi na pozio­mie jest prze­ko­na­nych o zasłu­gach ustroju dla dorobku kul­tu­ral­nego. Przy­jęło się za pew­nik tezę, iż to dzięki pań­stwu (a nie talen­tom twór­ców) powstały dzieła lite­rac­kie i fil­mowe. Należy raczej mówić: dzieła te powstały mimo restryk­cji i ogra­ni­czeń ze strony ówcze­snego pań­stwa.

Jed­no­cze­śnie mówiło się, że PRL to „naj­we­sel­szy barak” w obo­zie państw socja­li­stycz­nych. W krót­kich momen­tach odwilży uka­zy­wały się u nas książki, które w pozo­sta­łych pań­stwach Europy Środ­ko­wej i Wschod­niej były zaka­zane. Docie­rały do nas książki i filmy zachod­nie. Od połowy lat pięć­dzie­sią­tych radio nada­wało zachod­nią muzykę. Ide­olo­gia komu­ni­styczna tra­ciła mono­pol. Do odbior­ców docie­rały inne tre­ści, inny styl życia.

W III RP wykształ­ciły się dwie postawy wobec PRL. Jedna akcen­tuje poli­tyczną zależ­ność Pol­ski od ZSRR, zbrod­nie komu­ni­styczne, ist­nie­nie wię­zień poli­tycz­nych, prze­śla­do­wa­nia opo­zy­cji, walkę żoł­nie­rzy „wyklę­tych” bądź „nie­złom­nych”. To obraz mar­ty­ro­lo­gii, cier­pień i walki. Auto­rzy tego nurtu poka­zują ciemną stronę okresu komu­ni­stycznego w Pol­sce, akcen­tują hero­izm oby­wa­teli, bierny i czynny opór spo­łe­czeń­stwa. I cho­ciaż opisy zawie­rają fakty, to jed­no­stron­ność prze­kazu wypa­cza obiek­tywną prawdę o histo­rii tego okresu. Wszak nie wszy­scy wal­czyli, nie wszy­scy tra­fili do wię­zień. Drugą stroną tego „medalu” jest pre­zen­ta­cja opraw­ców, esbe­ków, funk­cjo­na­riu­szy apa­ratu repre­sji i kon­fi­den­tów. Tajni współ­pra­cow­nicy byli m.in. wśród lite­ra­tów i publi­cy­stów.

Po powsta­niu Insty­tutu Pamięci Naro­do­wej wielu publi­cy­stów bar­dzo kry­tycz­nie oce­niało sam fakt korzy­sta­nia przez histo­ry­ków z akt taj­nych służb prze­cho­wy­wa­nych w IPN i cyto­wa­nie ich w pra­cach nauko­wych. Pisano, że w aktach nie ma prawdy o tam­tych cza­sach. Sła­wo­mir Koper pisał nawet, że „poziom zakła­ma­nia, jaki odnaj­du­jemy w zaso­bach IPN, jest wręcz zatrwa­ża­jący”. Nie zga­dzam się z tą opi­nią. Można raczej zauwa­żyć nie­kom­pe­ten­cję esbe­ków, ich żenu­jący poziom wykształ­ce­nia, nie­umie­jęt­ność pisa­nia. Gdy zbie­ra­łem mate­riały do bio­gra­fii Gustawa Holo­ubka, zapo­zna­łem się z aktami SB doty­czą­cymi m.in. sprawy Dzia­dów. Infor­ma­cje o wyda­rze­niach z prze­łomu 1967 i 1968 roku były przed­sta­wione praw­dzi­wie, donosy ujaw­niały auten­tyczne nastroje śro­do­wi­ska arty­stycz­nego, nato­miast akta stwo­rzone przez SB ujaw­niały braki wie­dzy agen­tów i ich nad­zor­ców, któ­rzy nie znali wła­ści­wej pisowni nazwisk wybit­nych twór­ców kul­tury (np. Erwina Axera). Teraz zaś pozna­łem mate­riały doty­czące pisa­rzy i Związku Lite­ra­tów. Opra­co­wa­nia dają obraz wewnętrz­nego roz­bi­cia śro­do­wi­ska lite­rac­kiego w War­sza­wie, wska­zują, kto nale­żał do jakiej grupy, kto sta­no­wił naj­więk­sze zagro­że­nie dla władz.

Akta IPN i innych archi­wów są jed­nym ze źró­deł, na któ­rych autor prac o PRL musi się oprzeć. To na histo­ry­kach i publi­cy­stach spo­czywa obo­wią­zek rze­tel­nego prze­ana­li­zo­wa­nia wszel­kich mate­ria­łów i uczci­wego pre­zen­to­wa­nia fak­tów. Nie powinno się zarzu­cać auto­rowi książki o lite­ra­cie, który dono­sił na kole­gów, że napi­sał o tym, ale raczej zmie­nić swój sto­su­nek do postaci (naj­czę­ściej już nie­ży­ją­cej), która dono­siła.

Auto­rzy prac o PRL powinni korzy­stać z wielu źró­deł i uczci­wie opi­sy­wać histo­rię. Losy pisa­rzy i innych twór­ców były zawiłe. W jed­nych okre­sach „komu­szyli”, a w innych dawali przy­kład postawy hero­icz­nej. Inni od początku sprze­ci­wiali się tota­li­ta­ry­zmowi i pono­sili za to cenę.

Drugi opis PRL to sen­ty­men­talna podróż po latach mło­do­ści auto­rów, zapo­mnia­nych sma­kach i wido­kach, któ­rych już nie ma. To opis tur­nu­sów FWP, barów mlecz­nych, inte­re­su­ją­cych pro­gra­mów dla dzieci w TVP. Janusz Weiss opi­sał w taki wła­śnie spo­sób podwórko woj­sko­wego bloku przy Koszy­ko­wej. Jed­nym z cie­kaw­szych osią­gnięć tego nurtu był lek­sy­kon 333 popkul­tu­rowe rze­czy… PRL Kozi­czyń­skiego. Autor przy­po­mniał rze­czy i pro­gramy z lat PRL, cho­ciaż nie­po­trzeb­nie pisał także o zja­wi­skach impor­to­wa­nych z Zachodu.

Auto­rzy sen­ty­men­tal­nej podróży w lata PRL przy­wo­łują Stawkę więk­szą niż życie, Czte­rech pan­cer­nych i porucz­nika Bore­wi­cza. Z nostal­gii za tak widzia­nym PRL-em naro­dziła się ini­cja­tywa war­szaw­skich rad­nych, aby rondo przy Dworcu Cen­tral­nym nazwać Ron­dem Czter­dzie­sto­latka.

Cza­sami sen­ty­men­talna wizja PRL wzbo­ga­cana jest pochwałą osią­gnięć gospo­dar­czych, budow­nic­twa miesz­ka­nio­wego, roz­woju prze­my­słu. Bene­fi­cjenci daw­nego ustroju, byli urzęd­nicy apa­ratu wła­dzy, jak Mie­czy­sław Rakow­ski, który zosta­wił po sobie dzien­niki, pod­kre­ślał zasługi sys­temu w zapro­wa­dze­niu awansu spo­łecz­nego. Histo­rycy jed­nak wie­dzą, że już w okre­sie II wojny świa­to­wej poli­tycy w rzą­dzie lon­dyń­skim, jak i w kraju gło­sili hasła wiel­kiej demo­kra­ty­za­cji odro­dzo­nej po woj­nie Pol­ski. Tak więc i bez komu­ni­stów Pol­ska po woj­nie byłaby kra­jem, w któ­rym doszłyby do głosu śro­do­wi­ska chłop­skie i robot­ni­cze. Być może uda­łoby się unik­nąć strat zwią­za­nych z prze­śla­do­wa­niem warstw wyż­szych, zie­miań­stwa wyru­go­wa­nego ze swych posia­dło­ści.

Auto­rzy tak pre­zen­to­wa­nej histo­rii, czę­sto dawni pro­mi­nenci, pomi­jają nie­wy­godne fakty, w rodzaju zależ­no­ści PRL-u od Związku Radziec­kiego, pozba­wia­nia oby­wa­teli majątku (w trak­cie nacjo­na­li­za­cji prze­my­słu, reformy rol­nej, przez wpro­wa­dze­nie w sto­licy dekretu Bie­ruta o prze­ję­ciu przez pań­stwo nie­ru­cho­mo­ści, o okra­dze­niu lud­no­ści przy refor­mie pie­nięż­nej z lat pięć­dzie­sią­tych). Pozba­wiło to ele­men­tar­nego zaufa­nia spo­łe­czeń­stwa do pań­stwa i do wła­dzy, o któ­rej się mówiło: „Oni”.

Czę­sto związki oso­bi­ste czy rodzinne nie pozwa­lają szcze­rze opi­sać wielu spraw z okresu PRL-u, pro­wa­dzą do pomi­ja­nia odpo­wie­dzi na pyta­nie, czy Pol­ska była pań­stwem suwe­ren­nym i czy wej­ście na zie­mie pol­skie (w gra­ni­cach sprzed wojny) armii radziec­kiej w stycz­niu 1944, a nie w lipcu, jak pisano w PRL-u, było wyzwo­le­niem Pol­ski czy począt­kiem uza­leż­nie­nia? Czy Ludowe Woj­sko Pol­skie było woj­skiem bro­nią­cym pol­skich inte­re­sów? Wielu publi­cy­stów i poli­ty­ków, np. Mie­czy­sław Rakow­ski, argu­men­to­wało, że nie było innej Pol­ski i nale­żało się zaan­ga­żo­wać w nową rze­czy­wi­stość (czy­taj w struk­tury wła­dzy). Wielu dzia­ła­czy spo­łecz­nych, fachow­ców i zwy­kłych ludzi zaan­ga­żo­wało się po woj­nie w odbu­dowę kraju. Euge­niusz Kwiat­kow­ski odbu­do­wał Gdy­nię ze znisz­czeń, a nowa wła­dza pozba­wiła go sta­no­wi­ska. War­sza­wiacy odgru­zo­wali sto­licę, wznie­śli swoje domy i Bie­rut swoim dekre­tem pozba­wił ich wła­sno­ści. O tym także trzeba pamię­tać.

Auto­rzy pane­gi­ry­ków o PRL-u nie piszą też o kart­kach ist­nie­ją­cych po woj­nie i od 1976 do 1989 roku, o okra­da­ją­cej oby­wa­teli wymia­nie pie­nię­dzy, zapo­mi­nają o sys­te­mie przy­wi­le­jów dla wybra­nych (skle­pach „za żół­tymi firan­kami” dla pra­cow­ni­ków MSW i woj­ska, o talo­nach na samo­chody roz­da­wa­nych w komi­te­tach par­tyj­nych, czy o punk­tach za pocho­dze­nie w przyj­mo­wa­niu na stu­dia wyż­sze).

Jest jesz­cze spoj­rze­nie na PRL, w któ­rym pod­kre­ślano absurdy ówcze­snego życia, jak w fil­mach Barei. Spoj­rze­nie saty­ryczne, w któ­rych śmieszne były roz­wią­za­nia prawne, decy­zje urzęd­ni­cze oraz spo­soby obcho­dze­nia prze­pi­sów. O non­sen­sach życia w PRL pisał już w latach sie­dem­dzie­sią­tych Jacek Fedo­ro­wicz w książ­kach W zasa­dzie tak i W zasa­dzie ciąg dal­szy. W dow­cip­nej for­mie poka­zał on, że ustrój socja­li­styczny w jego rze­czy­wi­stej postaci w PRL-u nie funk­cjo­nuje. Zasta­na­wia­jące jest dziś to, że takie książki uka­zały się w epoce Gierka, w trak­cie obo­wią­zy­wa­nia pro­pa­gandy suk­cesu. Widocz­nie Fedo­ro­wicz, jako saty­ryk, funk­cjo­no­wał tro­chę na wariac­kich papie­rach.

Nazwa „PRL” jest więc ter­mi­nem zło­żo­nym, obej­muje różne lata i roz­ma­ite doświad­cze­nia. Dzieje Pol­ski z lat 1944–1989 są róż­nie oce­niane w zależ­no­ści od sym­pa­tii poli­tycz­nych i doświad­czeń oso­bi­stych. Książka o życiu lite­rac­kim w War­sza­wie w okre­sie komu­ni­zmu, a więc w latach 1945–1989, obej­muje tylko wyci­nek histo­rii PRL-u. Będzie tu mowa o pisa­rzach żyją­cych w War­sza­wie, ich sto­sunku do rze­czy­wi­sto­ści, rela­cjach z wła­dzą, spo­tka­niach, sym­pa­tiach i ani­mo­zjach.

Pisa­rze byli grupą uprzy­wi­le­jo­waną. Wła­dze, chcąc pozy­skać ich przy­chyl­ność, zapra­szały na rauty, na któ­rych stoły się ugi­nały od potraw, czy na spe­cjalne pokazy fil­mów, nie­do­pusz­czo­nych jesz­cze na ekrany. Wpraw­dzie twór­czość lite­racka jak i publi­cy­styka były kon­tro­lo­wane przez cen­zurę, to pisa­rze wierni nowemu ustro­jowi byli wyda­wani i zaj­mo­wali wysoką pozy­cję w hie­rar­chii spo­łecz­nej, także finan­sową. Nakłady ich ksią­żek prze­wyż­szały znacz­nie przed­wo­jenne, acz­kol­wiek hono­ra­ria nie były duże. Mieli za to do dys­po­zy­cji domy pracy twór­czej, prawo do lecze­nia się w lecz­nicy rzą­do­wej. Ci wierni i doce­niani przez wła­dze otrzy­my­wali nagrody pań­stwowe, sty­pen­dia lite­rac­kie, talony na samo­chód, uła­twie­nia w kup­nie miesz­ka­nia lub domu, moż­li­wość współ­pracy z fil­mem, co przy­no­siło wyso­kie hono­ra­ria. Kilku pisa­rzy (Kon­wicki, Hen, Sta­wiń­ski) pra­co­wało jako kie­row­nicy lite­raccy zespo­łów fil­mo­wych.

Twórcy musieli pod­jąć decy­zję, czy opo­wia­dają się za komu­ni­zmem i wła­dzą, czy skry­wają się w pry­wat­no­ści, czy też otwar­cie wystę­pują prze­ciw ustro­jowi, licząc się z kon­se­kwen­cjami. Warto zauwa­żyć hero­izm tych, któ­rzy odwa­żyli się powie­dzieć: „nie”. W War­sza­wie naci­ski na pisa­rzy, by się dekla­ro­wali, były szcze­gól­nie silne. Pisała o tym Maria Dąbrow­ska, którą w latach pięć­dzie­sią­tych zapi­sano bez pyta­nia do orga­ni­za­cji par­tyj­nej lite­ra­tów czy wpi­sano na listę kan­dy­da­tów do Rady Naro­do­wej.

Lek­tura dzien­ni­ków, w któ­rych noto­wali z dnia na dzień swoje doświad­cze­nia i prze­miany w War­sza­wie, jest pasjo­nu­jąca! Czy­tel­nik dowia­duje się z niej szcze­gó­łów, o któ­rych mil­czą pod­ręcz­niki histo­rii lite­ra­tury. Wspo­mnie­nia zaś, pisane po latach i nieco upięk­sza­jące rze­czy­wi­stość, są siłą rze­czy raczej por­tre­tem czło­wieka niż cza­sów.

Dotych­czas nie było książki uka­zu­ją­cej losy i postawy naj­wy­bit­niej­szych pisa­rzy w PRL-u. W pra­cach, które wycho­dziły, przed­sta­wiano dzieje wybra­nych grup, np. pisa­rzy zaan­ga­żo­wa­nych w komu­nizm lub ogra­ni­czano się do danego okresu, choćby sta­li­ni­zmu. Niniej­sza książka po raz pierw­szy poka­zuje całe śro­do­wi­sko lite­rac­kie dzia­ła­jące w ciągu 45 lat w sto­licy, naj­waż­niej­szym ośrodku kul­tu­ral­nym Pol­ski.

Przy pisa­niu tej książki korzy­sta­łem z wielu źró­deł. Się­gną­łem po mate­riały archi­walne, rela­cje, dzien­niki, wywiady. Oso­bi­ście pamię­tam War­szawę z lat sie­dem­dzie­sią­tych i osiem­dzie­sią­tych. Opisy z okre­sów wcze­śniej­szych opar­łem na danych histo­rycz­nych. Pełną biblio­gra­fię zamiesz­czam na końcu. Podą­ży­łem także war­szaw­skimi śla­dami miesz­kań pisa­rzy, kawiarni, w któ­rych bywali i dys­ku­to­wali. Nie­które z nich znam z wła­snego doświad­cze­nia. Zacho­dzi­łem do sto­łówki Lite­ra­tów, widzia­łem, kto tam bywał.

Życie codzienne wybit­nych ludzi pióra w War­sza­wie, spo­tka­nia z kole­gami, uwagi na temat ich dorobku (jakże czę­sto zło­śliwe!), wresz­cie prze­miany poglą­dów w ciągu 45 lat PRL-u, są fascy­nu­ją­cym tema­tem. Zamiast suchej histo­rii lite­ra­tury przed­sta­wiam życie lite­ra­tów na tle wyda­rzeń histo­rycz­nych.

Życzę przy­jem­nej lek­tury i kon­fron­ta­cji wła­snych doświad­czeń oraz wie­dzy z fak­tami tu przed­sta­wio­nymi.

Piotr Łopu­szań­ski

Roz­dział 1. Po heka­tom­bie

Roz­dział 1

Po heka­tom­bie

Warszawa w 1945 roku była morzem ruin. Oca­lała wpraw­dzie dawna dziel­nica nie­miecka oraz Praga i Żoli­borz, ale więk­szość mia­sta ucier­piała. W byłej dziel­nicy żydow­skiej Niemcy zrów­nali z zie­mią wszyst­kie domy już w 1943 roku. Rok póź­niej, po upadku powsta­nia war­szaw­skiego, zaczęli sys­te­ma­tycz­nie palić i burzyć kamie­nice w Śród­mie­ściu i na Sta­rym Mie­ście. Nowy Świat stał się wąwo­zem peł­nym gru­zów, z Zamku pozo­stał frag­ment ściany. Oba­lony król Zyg­munt leżał obok zło­mów kolumny. Wypa­lone kamie­niczki na Rynku Sta­rego Mia­sta, zbu­rzona kate­dra świę­tego Jana mogły zain­spi­ro­wać gra­fi­ków i mala­rzy do stwo­rze­nia wizji zagłady.

Zimą 1944/1945 roku nad War­szawą, przy­krytą cału­nem śniegu, uno­siły się dymy pogo­rze­lisk. Jaro­sław Iwasz­kie­wicz w listo­pa­dzie 1944 roku zano­to­wał: „Nie mogę myśleć o tym, że War­szawy już nie ma. Taki olbrzymi roz­dział odszedł z nią razem, taka masa prze­żyć”.

Wojna nie oszczę­dziła pisa­rzy miesz­ka­ją­cych w War­sza­wie. Zgi­nęli roz­strze­lani w Pal­mi­rach Witold Hule­wicz i Ste­fan Napier­ski, w Char­ko­wie został zamor­do­wany przez NKWD poeta Wła­dy­sław Sebyła, dawny bywa­lec „Zodiaku”. W trak­cie powsta­nia war­szaw­skiego i tuż po nim stra­cili życie: Juliusz Kaden-Ban­drow­ski, Karol Irzy­kow­ski, Zenon Prze­smycki-Miriam. Pole­gli naj­młodsi: Tade­usz Gajc znany jako Gajcy i Krzysz­tof Kamil Baczyń­ski oraz ze star­szej gene­ra­cji – Sta­ni­sław Miła­szew­ski, zamor­do­wany przez wła­sow­ców. Pre­zes Aka­de­mii Lite­ra­tury, były ułan Beliny-Praż­mow­skiego, Wacław Sie­ro­szew­ski, zmarł zaraz po woj­nie, w kwiet­niu 1945 roku. Tade­usz Breza pisał rok póź­niej: „Z całej góry lite­rac­kiej zostało mało co, środ­kowe poko­le­nie prze­trze­bione, mło­dych sza­le­nie mało”.

Swoje utwory pamiątki, archiwa i księ­go­zbiory stra­cili m.in. Jan Paran­dow­ski, Kor­nel Maku­szyń­ski, Leopold Staff. Juliusz Wik­tor Gomu­licki miał cenne ręko­pisy zwią­zane z Nor­wi­dem. Julian Tuwim przed wyjaz­dem z War­szawy na emi­gra­cję zako­pał walizkę ze swymi ręko­pi­sami. Po powro­cie odko­pie z gru­zów walizkę i wyda część utwo­rów.

W cza­sie wojny spło­nęły ręko­pisy kolej­nych tomów cyklu powie­ścio­wego Ewy Szel­burg-Zarem­biny Rzeka kłam­stwa. Pisarka po woj­nie odtwo­rzyła je i publi­ko­wała w kolej­nych tomach od 1959 roku.

Po zakoń­cze­niu walk nastał exo­dus miesz­kań­ców sto­licy. Wśród nich zna­lazł się Wła­dy­sław Tatar­kie­wicz, wybitny filo­zof, jeden z naj­bar­dziej zna­nych na świe­cie uczo­nych pol­skich. Napi­sał ponad 300 publi­ka­cji z filo­zofii, este­tyki, etyki, histo­rii sztuki. Naj­bar­dziej znane są: Histo­ria filo­zo­fii, Histo­ria este­tyk, Dzieje 6 pojęć oraz trak­tat O szczę­ściu. Był nauczy­cie­lem myśle­nia kilku poko­leń Pola­ków. W cza­sie oku­pa­cji dzia­łał na taj­nym uni­wer­sy­te­cie. Wykłady pro­fe­sora cie­szyły się ogrom­nym powo­dze­niem. Mówił tak, jakby nocy wojen­nej nie było, igno­ro­wał ponurą rze­czy­wi­stość, chcąc wykształ­cić nowe poko­le­nie Pola­ków do pracy w okre­sie wol­no­ści. Kilka razy o mało nie doszło do wsypy. Zda­rzyło się, że w kamie­nicy zna­le­ziono broń, raz prze­szu­kano miesz­ka­nie, w któ­rym odby­wał się wykład, ale udało się prze­trwać oku­pa­cję nie­miecką. Po upadku powsta­nia Niemcy spa­lili dom pro­fe­sora z całym dobyt­kiem, biblio­teką, dzie­łami sztuki, pamiąt­kami.

Wyrzu­cony z domu zabrał ręko­pis nowego dzieła nauko­wego. W cza­sie oku­pa­cji Tatar­kie­wicz pisał trak­tat O szczę­ściu. Para­doks? Po pro­stu musiał zająć czymś umysł, a nie lubił próż­no­wa­nia. W dro­dze do obozu w Prusz­ko­wie został zatrzy­many przez hitle­rowca, który ode­brał pracę pro­fe­sora.

„– Praca naukowa? To już nie­po­trzebne. Nie ma już pol­skiej kul­tury” – oświad­czył Nie­miec i wyrzu­cił ręko­pis do rynsz­toka. Tatar­kie­wicz, mimo zagro­że­nia życia, pod­niósł kartki i oca­lił swoje dzieło, zada­jąc kłam sło­wom hitle­row­skiego ofi­cera.

War­sza­wiacy, któ­rzy prze­żyli kosz­mar wojny, teraz widzieli zagładę mia­sta, do któ­rego zbli­żała się kolejna obca armia, wpro­wa­dza­jąca od mie­sięcy nowy ustrój na zie­miach pol­skich na wschód od Wisły. Jerzy Zawiey­ski zano­to­wał w swoim dzien­niku infor­ma­cję o spo­tka­niu u Jaro­sława Iwasz­kie­wi­cza w listo­pa­dzie 1944 roku, na któ­rym było wiele osób ze świata lite­ra­tury i sztuki, m.in. Zofia Nał­kow­ska i Tade­usz Breza. Zgro­ma­dzeni, nie widząc per­spek­tyw dla kul­tury pol­skiej, uznali, że nale­ża­łoby popeł­nić zbio­rowe samo­bój­stwo. 10 grud­nia 1957 roku Zawiey­ski napi­sał: „Nie­do­szli samo­bójcy nie­omal jak jeden mąż sta­nęli póź­niej do współ­pracy, jeśli nie do kola­bo­ra­cji [z komu­ni­stami – P.Ł.]”.

W stycz­niu 1945 roku po wie­lo­mie­sięcz­nym zwle­ka­niu ruszyła ofen­sywa wojsk radziec­kich. Do opusz­czo­nego przez Niem­ców mia­sta armia radziecka weszła 17 stycz­nia. Razem z nią wkro­czyły oddziały Ludo­wego Woj­ska Pol­skiego, które urzą­dziły wśród ruin defi­ladę.

Następ­nego dnia przy­le­ciała do War­szawy samo­lo­tem Janina Bro­niew­ska, była żona poety, dzia­łaczka Związku Patrio­tów Pol­skich i ofi­cer Ludo­wego Woj­ska Pol­skiego. Ujrzała ogrom gru­zów i rumo­wi­ska. Prze­żyła szok i nie poje­chała na Żoli­borz, gdzie daw­niej miesz­kała. „Tu jest cmen­ta­rzy­sko. Tu jest śmierć. To nie Mar­szał­kow­ska, Wspólna, Nowo­grodzka. To jest naj­strasz­niej­szy sen”, zano­to­wała.

19 stycz­nia z dru­giego brzegu Wisły przy­była Wanda Wasi­lew­ska. Pla­stycz­nie opi­sała wygląd ulic w Śród­mie­ściu: „Sterty cegły, skrę­cone pręty żela­zne, kupy kamieni, resztki ledwo trzy­ma­ją­cych się ścian. War­szawa, ta, co wal­czyła w 39, ta, co wal­czyła w 44, miaż­dżona, palona, rwana, nie­ulę­kła, nie­ugięta, nie­złomna. Na ruiny wra­cają już ludzie”. Sama nie wró­ciła. Zamiesz­kała w Kijo­wie, nie­za­do­wo­lona z tego, że Pol­ska nie stała się kolejną repu­bliką ZSRR.

Ste­fan Kisie­lew­ski przy­był do mia­sta-widma 20 stycz­nia. Kisiel, który po powsta­niu został wywie­ziony do Prusz­kowa, uciekł z pociągu. Teraz nie miał dokąd wró­cić. Jego dom na Lesz­nie 22 już nie ist­niał. Spło­nęła biblio­teka, for­te­pian, płyty. „War­szawa – mar­twa, śnieżna pusty­nia: miesz­ka­nie, wszyst­kie rze­czy i dzieła spa­lone”. Posta­no­wił więc, jak wielu innych war­sza­wia­ków, wyje­chać do Kra­kowa. O życiu na Krup­ni­czej pisał w książce Pierw­sza woda po Kisielu jego syn Jerzy.

Maria Dąbrow­ska, autorka Nocy i dni, wró­ciła do sto­licy 3 lutego 1945 roku. Zano­to­wała wra­że­nia z tej chwili: „Zbli­żam się do bramy Polna 40. Na fra­mu­dze kredą: »Roz­mi­no­wano 27 stycz­nia 1945 roku«”. Spo­tkała dozorcę domu. „Razem prze­ży­li­śmy powsta­nie, w któ­rym on stra­cił syna, ja – sio­strę”. Nie­ba­wem opi­sze histo­rię domu przy Polnej 40 w opo­wia­da­niu Tu zaszła zmiana.

Do swego miesz­ka­nia powró­cił Igor Newerly. Inni nie mieli tego szczę­ścia. Miesz­kali kątem we wspól­nych loka­lach, jak Miron Bia­ło­szew­ski, który wró­cił w lutym. Póź­niej­szy autor Pamięt­nika z powsta­nia war­szaw­skiego miał wów­czas 23 lata. Pod­jął stu­dia na polo­ni­styce, ale ich nie ukoń­czył. Zaczął pracę na poczcie, w 1946 roku pra­co­wał jako repor­ter w „Kurie­rze Codzien­nym” i „Wie­czo­rze War­szawy”. Miesz­kał we wspól­nym miesz­ka­niu przy Poznań­skiej 37.

Maria Dąbrow­ska w sto­sunku do komu­ni­zmu była „za a nawet prze­ciw”. Przyj­mo­wana na salo­nach przez Bie­ruta i Ber­mana, przyj­mo­wała hołdy i ordery, zaś w swoim dzien­niku noto­wała kry­tyczne uwagi na temat rze­czy­wi­sto­ści PRL. Pod koniec życia pod­pi­sała List 34 prze­ciw cen­zu­rze. Po woj­nie nie stwo­rzyła dzieła na miarę „Nocy i dni”. Zdję­cie z uro­czy­sto­ści 40-lecia pracy twór­czej, gdy pisarka otrzy­mała Krzyż Ofi­cer­ski Orderu Odro­dze­nia Pol­ski. Obok Dąbrow­skiej sie­dzą Zofia Nał­kow­ska, Antoni Sło­nim­ski i mini­ster kul­tury Sta­ni­sław Dybow­ski. Fot. NAC

W cza­sie powsta­nia war­szaw­skiego Niemcy spa­lili dom Staffa na Koszy­ko­wej. Poeta stra­cił swój księ­go­zbiór i cenne pamiątki. „Wyszli­śmy z żoną z War­szawy z niczym”, pisał do Tuwima. Nie mógł prze­bo­leć znisz­cze­nia War­szawy i wraz z żoną tęsk­nił do sto­licy. W liście do Jana Paran­dow­skiego zwie­rza się z pra­gnie­nia, by zna­leźć się w War­sza­wie, „choćby wśród jej gru­zów”. Na razie miesz­kał w Pła­wo­wi­cach, a po ode­bra­niu Mor­sti­nom majątku – w Kra­ko­wie. Żył w nędzy. Nie miał palta na zimę ani stołu do pracy. Pisał na tek­turce roz­ło­żo­nej na kola­nach.

1 kwiet­nia 1945 roku odbyła się pre­miera sztuki Jerzego Zawiey­skiego Mąż dosko­nały. Autor wyznał: „Pisa­łem ją krwią i cier­pie­niem War­szawy. Uko­chane mia­sto. Uko­chana moja zie­mia”.

Cze­sław Miłosz z Jerzym Andrze­jew­skim w kwiet­niu 1945 roku cho­dzili po ruinach War­szawy i nara­stała w nich „wście­kłość na Lon­dyn”. Winą za zagładę mia­sta obar­czali rząd lon­dyń­ski, a nie Hitlera, który wydał roz­kaz znisz­cze­nia sto­licy.

W swoim dzien­niku pisarka Anna Kowal­ska pod datą 14 kwiet­nia 1945 roku zapi­sała, że na widok zruj­no­wa­nej War­szawy łzy lały jej się po twa­rzy. A jed­nak ujrzała w ruinach swo­iste piękno: „Moje święte mia­sto, jakie jesteś piękne. Cie­bie nie ska­lało oswo­bo­dze­nie”. Podob­nie wyrazi się po swoim przy­jeź­dzie do sto­licy w 1946 roku Julian Tuwim. Patrząc na ruiny, mówił, że są one piękne.

W mie­ście nie było żad­nego sta­łego mostu, nie kur­so­wały auto­busy, nie dzia­łała komu­ni­ka­cja tram­wa­jowa. Miesz­kańcy prze­miesz­czali się przy­god­nymi wozami i cię­ża­rów­kami. Mało kto wie­rzył, że War­szawę uda się odbu­do­wać. Do usu­nię­cia było 20 milio­nów metrów sze­ścien­nych gru­zów. Spe­cja­li­ści zagra­niczni obli­czali, że War­szawę da się odbu­do­wać dopiero za 100 lat. Spo­łe­czeń­stwo prze­ka­zało miliard ówcze­snych zło­tych na fun­dusz odbu­dowy i samo­rzut­nie roz­po­częło pracę przy odgru­zo­wa­niu i wzno­sze­niu domów.

Par­la­ment pod­ziem­nego pań­stwa, Rada Jed­no­ści Naro­do­wej, wysto­so­wał w maju 1945 roku apel do człon­ków AK: „Wzy­wamy was do powszech­nej spo­łecz­nej ini­cja­tywy przy dziele odbu­dowy kraju”.

Już 18 stycz­nia 1945 roku swoje obo­wiązki dyrek­tora Muzeum Naro­do­wego objął (za zgodą Dele­ga­tury Rządu na Kraj) Sta­ni­sław Lorentz. Arnold Szyf­man odbu­do­wał Teatr Pol­ski, który wła­snym kosz­tem zbu­do­wał w 1913 roku, odgru­zo­wał też scenę kame­ralną przy Fok­sal. W czerwcu 1945 roku powstał przy Mar­szał­kow­skiej 8 Teatr Nowej War­szawy w miej­scu daw­nego teatru Marii Malic­kiej.

Znisz­cze­nia były jed­nak ogromne. Począt­kowo zamie­rzano prze­nieść sto­licę w inne miej­sce. Wiele insty­tu­cji kul­tu­ral­nych, urzę­dów i redak­cji funk­cjo­no­wało w Łodzi. Tam zamiesz­kali Nał­kow­ska, Jastrun, Bran­dys, Brze­chwa, Maria­no­wicz. W Kra­ko­wie zna­leźli się Staff, Kisiel, Kon­wicki, Gał­czyń­ski. Do Szcze­cina wyje­chał Andrze­jew­ski, Kor­nel Maku­szyń­ski zamiesz­kał w Zako­pa­nem.

Przy­wódcy PRL, widząc ener­gię war­sza­wia­ków, samo­rzut­nie odbu­do­wu­ją­cych swe mia­sto, zmie­nili zda­nie i zde­cy­do­wali, że zruj­no­wana War­szawa pozo­sta­nie sto­licą pań­stwa. Przez pierw­sze lata wiele insty­tu­cji kul­tury mie­ściło się na pra­wym brzegu Wisły, na Pra­dze (Mini­ster­stwo Kul­tury, radio). Nie­które insty­tu­cje dzia­łały w Łodzi, np. redak­cja „Kuź­nicy”, ale stop­niowo prze­no­siły się do odgru­zo­wy­wa­nego mia­sta.

W zbu­rzo­nej War­sza­wie powsta­wały szybko pierw­sze sklepy z ele­ganc­kimi witry­nami, kawiar­nie, nad któ­rymi stały widma kamie­nic. W paź­dzier­niku 1945 roku Zofia Nał­kow­ska zano­to­wała: „Chod­ni­kami i jezd­nią wali tłum, jakby te puste ruiny były wszyst­kie zamiesz­kałe”. Rok póź­niej Maria Dąbrow­ska zapi­sała w dzien­niku: „Nie, nie opusz­czę War­szawy. (…). Nie, nie mogę tego mia­sta opu­ścić. Tu już umrę”. Szybko odbu­do­wano Trakt Kró­lew­ski, ale ślady wojny są jesz­cze długo widoczne. W kwiet­niu 1949 roku Nał­kow­ska notuje wra­że­nia ze spa­ceru po ruinach War­szawy: „Zaraz za Chmielną, za Złotą – nie ma nic”.

Gdy Zbi­gniew Her­bert przy­je­dzie po raz pierw­szy do sto­licy, widok sko­ja­rzy mu się z zagładą Troi. Wizję zruj­no­wa­nej War­szawy przed­stawi w swym pierw­szym tomie wier­szy Struna świa­tła:

Szli wąwo­zami byłych ulic

Chu­chali na czczo w zmar­zły świt

mówili: przejdą dłu­gie lata

zanim tu sta­nie pierw­szy dom.

(O Troi)

A jed­nak domy powsta­wały i wzra­stała szybko lud­ność mia­sta. Jak podaje Kry­styna Ker­sten War­szawa w stycz­niu 1945 roku liczyła 140 tysięcy lud­no­ści na Pra­dze i 22 tysiące na pery­fe­riach lewo­brzeż­nej czę­ści mia­sta. W końcu roku liczyła bli­sko pół miliona osób, a więc o milion mniej niż w 1939 roku. Do nie­licz­nych dziel­nic z oca­lałą zabu­dową (Praga, Żoli­borz, Moko­tów) wpro­wa­dzali się powra­ca­jący z wygna­nia war­sza­wiacy. Osie­dlali się też urzęd­nicy, któ­rzy obej­mo­wali funk­cje w orga­nach wła­dzy, mini­ster­stwach. W tym cza­sie gra­nice mia­sta nie obej­mo­wały jesz­cze dziel­nicy Wło­chy, Mło­cin czy Waw­rzy­szewa. Na połu­dniu gra­nica prze­bie­gała w oko­licy Dworca Połu­dnio­wego, skąd odcho­dziła kolejka w stronę Pia­seczna i Grójca (budy­nek dworca stał do końca XX wieku obok dzi­siej­szej sta­cji metra Wila­now­ska).

War­sza­wiacy powra­ca­jący z obo­zów i z emi­gra­cji, zasta­wali inne mia­sto niż to, które opu­ścili. Inna już była Pol­ska. PKWN uznał sie­bie za jedyną legalną wła­dzę i gło­sił, że rząd w Lon­dy­nie nie jest przed­sta­wi­cie­lem narodu.

Przed wojną więk­szość nie­ru­cho­mo­ści w sto­licy nale­żała do pry­wat­nych wła­ści­cieli (ok. 23 tysiące budyn­ków i 40 tysięcy par­celi), zaś do mia­sta jedy­nie 860, w tym sza­lety miej­skie i maga­zyny. Po woj­nie dekre­tem Bie­ruta zna­cjo­na­li­zo­wano grunta war­szaw­skie. Powo­łane Biuro Odbu­dowy Sto­licy z jed­nej strony zajęło się odbu­dową Traktu Kró­lew­skiego, póź­niej Sta­rego Mia­sta, a z dru­giej strony wybu­rza­niem nada­ją­cych się do remontu albo nawet będą­cych w dobrym sta­nie kamie­nic. Przy­kła­dowo pla­no­wano zbu­rzyć kamie­nice przy ulicy Kru­czej, czemu sprze­ci­wił się pra­cow­nik Mini­ster­stwa Bez­pie­czeń­stwa Publicz­nego, który tam miesz­kał. Były też plany zbu­rze­nia kamie­nicy przy Polnej 40, w któ­rej miesz­kała Maria Dąbrow­ska. I temu udało się zapo­biec.

War­szawa tuż po woj­nie, ale i przez cały okres PRL, była pod szcze­gól­nym nad­zo­rem władz. Tu mie­ściły się urzędy cen­tralne, tu była sie­dziba nowych władz, na czele któ­rych stał Bole­sław Bie­rut. Tu wresz­cie znaj­do­wała się amba­sada radziecka, skąd przy­cho­dziły dyrek­tywy dla komu­ni­stów. Tak więc nacisk na twór­ców był w War­sza­wie więk­szy niż w mia­stach woje­wódz­kich czy powia­to­wych, gdzie czę­sto wpływy miał Kościół, opo­zy­cyjne PSL Sta­ni­sława Miko­łaj­czyka i gdzie dzia­łało zbrojne pod­zie­mie nie­pod­le­gło­ściowe. To, co mogło uka­zy­wać się w gaze­cie na pro­win­cji, nie dosta­wało zgody cen­zury w sto­licy.

Z nie­po­ko­jem na uza­leż­nie­nie Pol­ski od Związku Radziec­kiego patrzyli akowcy, byli powstańcy war­szaw­scy, któ­rzy zda­wali sobie sprawę, że ich ofiara poszła na marne, pisa­rze star­szego poko­le­nia, jak Maria Dąbrow­ska czy Anna Kowal­ska. W dzien­niku Dąbrow­skiej czy­tamy: „Pol­ska jest sowie­ty­zo­wana, a nade wszystko – rusy­fi­ko­wana w takim tem­pie, że nawet ja, co nie mia­łam złu­dzeń i wszyst­kiego tego się spo­dzie­wa­łam, jestem prze­ra­żona”. Nowe wła­dze sta­rały się prze­cią­gnąć takie osoby na swoją stronę, ofe­ru­jąc posady, miesz­ka­nia, druk w dużych nakła­dach.

Wielu twór­ców zaan­ga­żo­wało się w komu­nizm, także ci, któ­rzy widzieli go w ZSRR (Jastrun, Ważyk, Lec, Hen, Putra­ment), inni naprawdę wie­rzą (Tuwim, Borow­ski, Krucz­kow­ski, Czeszko). Iwasz­kie­wicz sta­rał się zacho­wać pewien dystans i nazy­wany był z tego względu „i wasz, i nasz”.

Z apro­batą dla nowych porząd­ków odno­sili się ci, któ­rzy przy­szli wraz z Armią Czer­woną i Ludo­wym Woj­skiem Pol­skim: Janina Bro­niew­ska, Józef Hen, Jerzy Putra­ment, Zbi­gniew Safian, Adam Ważyk, Artur San­dauer. Ci bywali nagra­dzani przez nowe wła­dze wysła­niem ich na pla­cówki dyplo­ma­tyczne: Miłosz w USA i we Fran­cji, Mar­celi Reich-Ranicki w Lon­dy­nie, Przy­boś w Szwaj­ca­rii. Także Antoni Sło­nim­ski, Ksa­wery Pru­szyń­ski, Tade­usz Borow­ski, Elż­bieta Szem­pliń­ska, Andrzej Kuśnie­wicz zostali wysłani za gra­nicę. Zofia Nał­kow­ska, Jan Nepo­mu­cen Mil­ler i Julian Przy­boś byli posłami do Kra­jo­wej Rady Naro­do­wej. Jerzy Putra­ment został przed­sta­wi­cie­lem nowej Pol­ski w Ber­nie w Szwaj­ca­rii, a następ­nie w Paryżu, mimo iż nie znał języka fran­cu­skiego, obo­wiąz­ko­wego w dyplo­ma­cji. Z języ­ków obcych znał tylko rosyj­ski.

Pierw­szym mini­strem kul­tury (jesz­cze w PKWN) został Win­centy Rzy­mow­ski. Wicemini­strem był pisarz Leon Krucz­kow­ski. Kie­row­ni­kiem depar­ta­mentu lite­ra­tury został histo­ryk lite­ra­tury Kazi­mierz Cza­chow­ski, a jego zastępcą Edward Kozi­kow­ski, do 1939 roku sekre­tarz gene­ralny związku zawo­do­wego lite­ra­tów.

Mło­dzi poeci i pro­za­icy, po klę­sce wrze­śnio­wej i upadku powsta­nia, uwie­rzyli w Sta­lina jako zwy­cięzcę Hitlera. Wśród jego entu­zja­stów byli: Tade­usz Borow­ski, Wik­tor Woro­szyl­ski, Andrzej Braun. Roman Bratny (wła­ści­wie Mular­czyk) zało­żył pismo „Poko­le­nie”, któ­rego celem było prze­ła­ma­nie nie­chęci akow­ców do nowej wła­dzy.

Pisa­rze pocho­dze­nia żydow­skiego, jak Tuwim, Sło­nim­ski, Marian i Kazi­mierz Bran­dy­so­wie, Julian Stryj­kow­ski (wła­ści­wie Pesach Stark) uznali ide­olo­gię komu­ni­styczną za tar­czę przed nacjo­na­li­zmem i anty­se­mi­ty­zmem. Roz­sze­rzali przy tym poję­cie nacjo­na­li­stów na tych, któ­rzy w imię suwe­ren­no­ści Pol­ski wal­czyli prze­ciwko oddzia­łom NKWD, KBW i mili­cji. Dla­tego pisa­rze ci z taką łatwo­ścią ule­gali pro­pa­gan­dzie a także współ­two­rzyli czarną legendę pod­zie­mia nie­pod­le­gło­ścio­wego, pisząc o „ban­dach leśnych” i o „ban­dy­tach z NSZ i WiN”. O „ban­dach” pisał m.in. Julian Tuwim. Młody Wik­tor Woro­szyl­ski nawet wal­czył z pod­zie­miem nie­pod­le­gło­ścio­wym.

Hen­ryk Sła­bek w swej pracy o pol­skich inte­li­gen­tach pisał, iż powo­dem przy­stą­pie­nia wielu pisa­rzy do nowej ide­olo­gii była klę­ska powsta­nia war­szaw­skiego i świa­do­mość fia­ska poli­tyki przed­wo­jen­nych elit pań­stwa. Upa­dek powsta­nia, brak pomocy ze strony alian­tów oraz znisz­cze­nie War­szawy przy­czy­niły się do tego, że wielu twór­ców dotąd odle­głych od komu­ni­zmu, w tym mło­dzi akowcy, jak Tade­usz Borow­ski, Tade­usz Kon­wicki, Roman Bratny opo­wie­działo się za nowym ustro­jem. Uznali oni, że poli­tyka rządu emi­gra­cyj­nego była nie­od­po­wie­dzialna i zakoń­czyła się heka­tombą naj­lep­szej czę­ści narodu oraz zagładą sto­licy. Po 6 latach oku­pa­cji Polacy nie chcieli wię­cej wojny, dla­tego tak nie­wielu poszło do par­ty­zantki anty­ra­dziec­kiej, a część szybko z niej wyszła, jak Kon­wicki czy Jasie­nica.

Jerzy Andrze­jew­ski, który odszedł od żar­li­wego kato­li­cy­zmu i związ­ków z nacjo­na­li­stami z „Pro­sto z Mostu”, prze­szedł ewo­lu­cję poli­tyczną już w cza­sie wojny, gdy zbli­żył się z Cze­sła­wem Miło­szem. Opo­wie­dział się za nową Pol­ską. Wstą­pił do PPR, cho­ciaż w cza­sie oku­pa­cji był peł­no­moc­ni­kiem dele­ga­tury rządu lon­dyń­skiego i przez jego ręce prze­cho­dziły spo­łeczne pie­nią­dze na wspo­ma­ga­nie twór­ców. Po powsta­niu war­szaw­skim schro­nił się w Zako­pa­nem. Tam odna­leźli go przed­sta­wi­ciele rządu lubel­skiego. Poje­chał do Kra­kowa, póź­niej otrzy­mał willę w Szcze­ci­nie. Do War­szawy wró­cił w 1951 roku.

Kazi­mierz Bran­dys, pocho­dzący ze spo­lo­ni­zo­wa­nej rodziny żydow­skich ban­kie­rów z Łodzi, który oku­pa­cję prze­żył na fał­szy­wych papie­rach w War­sza­wie po aryj­skiej stro­nie, w 1945 roku wyje­chał do Kra­kowa. W 1946 roku opu­bli­ko­wał swoją pierw­szą książkę Mia­sto nie­po­ko­nane, opo­wieść o War­sza­wie czasu wojny. Jako czło­wiek o poglą­dach lewi­co­wych zaan­ga­żo­wał się w popie­ra­nie nowego ustroju.

Pisarka lewi­cu­jąca, Anna Kowal­ska, w swoim dzien­niku zano­to­wała swą nega­tywną ocenę nowej Pol­ski. 3 kwiet­nia 1945 roku zapi­sała: „Pol­ska już nie ist­nieje. Nie było chyba okresu, kiedy mniej ist­niała niż teraz”. Podob­nie pisał Jaro­sław Abra­mow-Newerly, który w 1945 roku miał 12 lat: „Niby ta Pol­ska przy­szła, ale nie taka jak przed wojną czy pod­czas powsta­nia war­szaw­skiego – myśla­łem”.

Zofia Nał­kow­ska po kata­stro­fie powsta­nia opo­wie­działa się po stro­nie wła­dzy ludo­wej, cho­ciaż rok wcze­śniej naga­by­wana przez komu­ni­stów, by przy­stała do PPR, odmó­wiła. Teraz zaś weszła do Kra­jo­wej Rady Naro­do­wej i redak­cji „Kuź­nicy”, a póź­niej kan­dy­do­wała do mario­net­ko­wego Sejmu, co tłu­ma­czyła przed sobą sła­bo­ścią cha­rak­teru. Począt­kowo łudziła się, że poli­tyka kul­tu­ralna będzie łagodna, że każdy postę­powy (modne wów­czas słowo) pisarz będzie mógł swo­bod­nie publi­ko­wać. Nie przy­pusz­czała, że tek­sty będą prze­cho­dzić przez sita redak­to­rów (czę­sto wów­czas nie­kom­pe­tent­nych, lecz pra­wo­wier­nych), sekre­ta­rzy par­tii, w tym oso­bi­ście Jakuba Ber­mana, wresz­cie cen­zo­rów. Każdy będzie skre­ślał, a nawet coś od sie­bie doda­wał. Dla­tego czę­sto powo­jenne wzno­wie­nia utwo­rów sprzed wojny róż­niły się w tre­ści. Książki nie­wła­ści­wych auto­rów szły na prze­miał.

Sła­wo­mir Koper pisał: „Nał­kow­ska i Tuwim byli komu­ni­stom potrzebni, nato­miast Dąbrow­ska już nie­ko­niecz­nie”. Trudno się z tym zgo­dzić. Wła­dzom zale­żało w pierw­szych latach swych rzą­dów na skap­to­wa­niu jak naj­więk­szej liczby pisa­rzy o zna­nych nazwi­skach. Dla­tego skła­dali oferty Dąbrow­skiej, Staf­fowi, Paran­dow­skiemu i wielu innym. Paran­dow­ski nie sko­rzy­stał z pro­po­zy­cji zaan­ga­żo­wa­nia się, Staff odrzu­cił pro­po­zy­cję pisa­nia w komu­ni­stycz­nej „Kuź­nicy”. Dąbrow­ska począt­kowo trak­to­wała nowe wła­dze z dystan­sem, co zwró­ciło uwagę Bie­ruta, który spy­tać miał: „Dla­czego pani Maria nas nie lubi?”, co powtó­rzył pisarce Borej­sza.

Jerzy Borej­sza, utwo­rzyw­szy kon­cern „Czy­tel­nika”, zapro­sił do współ­pracy wybit­nych twór­ców. W „Czy­tel­niku” dru­ko­wali w latach czter­dzie­stych: Kazi­mierz Bran­dys, Roman Bratny, Tade­usz Breza, Janina Bro­niew­ska, Jan Brze­chwa, Maria Dąbrow­ska, Arkady Fie­dler, Kon­stanty Ilde­fons Gał­czyń­ski, Pola Goja­wi­czyń­ska, Antoni Gołu­biew, Jaro­sław Iwasz­kie­wicz, Mie­czy­sław Jastrun, Kazi­mierz Koź­niew­ski, Irena Krzy­wicka, Zofia Nał­kow­ska, Leon Paster­nak. Ksa­wery Pru­szyń­ski, Julian Tuwim, Adam Ważyk i wielu innych. Kon­cern Borej­szy wyda­wał war­szaw­skie gazety i cza­so­pi­sma: „Życie War­szawy”, „Skarpę War­szaw­ską”, a nawet „Świersz­czyk”.

Tade­usz Breza w 1946 roku napi­sał w liście do Cze­sława Miło­sza: „Z wolna wszystko się roz­kręca. Ksią­żek jest dużo. Pism jest dużo. (…) Piszą ludzie, co chcą”.

Budy­nek Spół­dzielni Wydaw­ni­czej „Czy­tel­nik” przy ulicy Wiej­skiej. „Czy­tel­nik” to jedno z nie­licz­nych osią­gnięć Jerzego Borej­szy, które dotrwało do naszych cza­sów. W wydaw­nic­twie ogła­szali swoje książki: Jerzy Andrze­jew­ski, Roman Bratny, Jan Brze­chwa, Maria Dąbrow­ska, Sta­ni­sław Dygat, Jerzy Ficow­ski, Marian Grze­ś­czak, Józef Hen, Zbi­gniew Her­bert, Mie­czy­sław Jastrun, Tade­usz Kon­wicki, Jan Paran­dow­ski, Antoni Sło­nim­ski, Jerzy Zawiey­ski i inni. Fot. P. Łopu­szań­ski

Wojna i walki z pod­zie­miem dopro­wa­dziły do tego, że wielu inte­li­gen­tów pra­gnęło spo­koju. Andrzej Kijow­ski w tym upa­try­wał akces wielu pisa­rzy do nowej wła­dzy. „Pra­gnie­nie pokoju wewnętrz­nego powo­do­wało, że ludzie ule­gali nie­po­pu­lar­nej dok­try­nie, że współ­pra­co­wali od początku z wła­dzą, że wyrze­kali się swo­ich daw­nych związ­ków, wiar, prze­ko­nań, nadziei, że zaprze­czali swo­jej prze­szło­ści – po to tylko, ażeby uchro­nić kraj, rodzinę, sie­bie od nie­szczęść”. Tak więc wojna znisz­czyła nie tylko kraj, domy, zabytki, pochło­nęła miliony zabi­tych, ale też wypa­liła oca­lo­nych wewnętrz­nie, nazna­czyła ich pięt­nem, poczu­ciem zagro­że­nia i rezy­gna­cji.

Jaro­sław Iwasz­kie­wicz począt­kowo z rezerwą przy­jął nową wła­dzę. Oba­wiał się, że komu­ni­ści odbiorą mu Sta­wi­sko. W cza­sie wojny miesz­kał w Sta­wi­sku pod War­szawą, poda­jąc się za ogrod­nika. Tu ukry­wał zagro­żo­nych aresz­to­wa­niem ludzi kul­tury oraz roz­dy­spo­no­wy­wał wśród pisa­rzy pie­nią­dze pocho­dzące od rządu lon­dyń­skiego. W ten spo­sób wsparł np. Jana Paran­dow­skiego.

Zaraz po woj­nie w domu Iwasz­kie­wi­cza sta­cjo­no­wał oddział NKWD i Ludo­wego Woj­ska Pol­skiego. Gospo­darz żalił się, że „jedni i dru­dzy kradną, co wle­zie”. Nie popie­rał ide­olo­gii komu­ni­stycz­nej, obca mu była „dyk­ta­tura pro­le­ta­riatu”. Widział róż­nice mię­dzy dekla­ra­cjami władz a prak­tyką, zauwa­żał coraz więk­szą zależ­ność od wschod­niego sąsiada. Oba­wiał się tego, ale przyj­mo­wał to z fata­li­zmem. W liście do Jerzego Borej­szy z 1946 roku Iwasz­kie­wicz pisał, że błę­dem prze­ciw­ni­ków komu­ni­zmu jest „nie­zro­zu­mie­nie, że koła histo­rii nie da się odwró­cić”. Kry­ty­ko­wał opo­zy­cję: „Pol­ska będzie Pol­ską bez nich i poza nimi – a nawet prze­ciwko nim”. Za tego typu dekla­ra­cje wła­dze pozo­sta­wiły mu Sta­wi­sko z roz­le­głym par­kiem. Mógł reda­go­wać pisma lite­rac­kie, w tym od 1947 roku war­szaw­skie „Nowiny Lite­rac­kie”, gdzie publi­ko­wano utwory pisa­rzy o roz­ma­itych poglą­dach. Zresztą pier­wot­nie wła­dze chciały dać redak­cję pisma Bro­niew­skiemu. Ten jed­nak, zapy­tany o przy­szły pro­gram cza­so­pi­sma, odparł: „Za całą ide­olo­gię i pro­gram wystar­czy dla całej czy­ta­ją­cej Pol­ski jedno tylko słowo: Bro­niew­ski”. Redak­cję osta­tecz­nie objął Iwasz­kie­wicz.

Pismo szatą gra­ficzną nawią­zy­wało do „Wia­do­mo­ści Lite­rac­kich”, pisma libe­ral­nego, zna­ko­mi­cie reda­go­wa­nego przez Mie­czy­sława Gry­dzew­skiego. Iwasz­kie­wicz nie miał jed­nak talentu „Gry­dza” do pro­wa­dze­nia pisma, ale sta­rał się dru­ko­wać daw­nych przy­ja­ciół ska­man­dry­tów oraz pisa­rzy z róż­nych kie­run­ków, od mark­si­stów po libe­ra­łów. Przez pewien czas to się uda­wało, z cza­sem wła­dze „doci­snęły śrubę”.

Zaczy­nało się roz­wi­jać życie lite­rac­kie. Działa reak­ty­wo­wany Zwią­zek Zawo­dowy Lite­ra­tów. Co środę odby­wają się spo­tka­nia lite­rac­kie na Widok 10. W grud­niu 1945 roku zaczyna dzia­łal­ność Klub Lite­racki. Uka­zują się cza­so­pi­sma: „War­szawa”, „Tygo­dnik War­szaw­ski”, „Sto­lica”, wspo­mniane „Nowiny Lite­rackie”. Jed­nak już w 1945 roku na uli­cach mia­sta poja­wiły się pla­katy „Zapluty karzeł reak­cji”, a w pra­sie PPR-owskiej szka­lo­wano boha­te­rów z Armii Kra­jo­wej. Nowe wła­dze zaczęły po swo­jemu inter­pre­to­wać histo­rię i wpro­wa­dziły nowe zasady życia.

W lutym 1947 roku reak­ty­wo­wano pol­ski PEN-Club. Pre­ze­sem był jak przed wojną Jan Paran­dow­ski. Przez krótki czas po woj­nie zasta­na­wiano się, czy wskrze­sić Pol­ską Aka­de­mię Lite­ra­tury. Z daw­nych aka­de­mi­ków wojnę prze­żyli: Leopold Staff, Zofia Nał­kow­ska, Julian Kle­iner, Fer­dy­nand Goetel, ści­gany przez bez­piekę pod rze­ko­mym zarzu­tem współ­pracy z Niem­cami, a fak­tycz­nie za rela­cję o zbrodni katyń­skiej. Wojnę prze­żył też czło­nek PAL, Kor­nel Maku­szyń­ski, a więc więk­szość ostat­niego składu Aka­de­mii żyła. Na emi­gra­cji od początku wojny był inny aka­de­mik, Kazi­mierz Wie­rzyń­ski, który jed­nak nie wyobra­żał sobie powrotu do komu­ni­stycz­nej Pol­ski. W cza­sie wojny i powsta­nia war­szaw­skiego zgi­nęli dawni aka­de­micy: Boy-Żeleń­ski, Irzy­kow­ski, Kaden-Ban­drow­ski, Miriam-Prze­smycki. Wacław Sie­ro­szew­ski, dawny pre­zes PAL, zmarł w kwiet­niu 1945 roku. Żył też Win­centy Rzy­mow­ski, który został mini­strem kul­tury a potem spraw zagra­nicz­nych. Przed wojną odszedł z PAL w atmos­fe­rze skan­dalu, gdy oka­zało się, że w swo­jej książce doko­nał pla­giatu z pracy Ber­tranda Rus­sella. Tłu­ma­czył wów­czas, że przy prze­pi­sy­wa­niu nie wpro­wa­dzono cyta­tów, co jest praw­do­po­dobne.

Prze­pro­wa­dzono dys­ku­sję w pra­sie, czy wskrze­sić Aka­de­mię. Zabie­rali głos dawni człon­ko­wie PAL i inni pisa­rze, ale wkrótce wła­dze zade­cy­do­wały, że Aka­de­mii nie będzie. I nie było jej w PRL. Nie ma jej także dzi­siaj.

Pod koniec 1945 roku poja­wiła się w pra­sie mylna infor­ma­cja o śmierci Kon­stan­tego Ilde­fonsa Gał­czyń­skiego. Pisano, że zmarł w obo­zie. „Tygo­dnik Powszechny” opu­bli­ko­wał nawet wspo­mnie­nie „pośmiertne”. Wkrótce oka­zało się, że poeta żyje i po powro­cie z obozu jeniec­kiego zamiesz­kał w Kra­ko­wie, gdzie pod­jął współ­pracę z „Prze­kro­jem”. Póź­niej wyje­chał do Szcze­cina, skąd po prze­by­tym zawale przy­je­chał na stałe do War­szawy. Zamiesz­kał przy alei Róż.

Wła­dy­sław Bro­niew­ski powró­cił z Zachodu z nadzieją, że będzie mógł pisać to, co naprawdę czuje. Jako przed­wo­jenny komu­ni­sta sądził, że nowa Pol­ska będzie Pol­ską z jego marzeń. W War­sza­wie podzi­wiał tempo odbu­dowy.

Od paź­dzier­nika 1947 roku zamiesz­kał z przy­szłą żoną Wandą ze Szpil­rej­nów w domu przy Sko­li­mow­skiej. W marcu roku następ­nego prze­niósł się do domu przy alei Róż 6. Przez dwa lata sąsia­do­wał z Gał­czyń­skim, który tu zamiesz­kał w 1951 roku. W listo­pa­dzie 1953 roku z oka­zji 25-lecia pracy twór­czej Bro­niew­ski otrzy­mał dom przy Dąbrow­skiego 51, z gospo­sią i szo­fe­rem. Dziś w tym domu znaj­duje się Muzeum Bro­niew­skiego.

W marcu 1946 roku wyszedł wojenny tom wier­szy Staffa Mar­twa pogoda. Ogło­sił go w daw­nym wydaw­nic­twie Mort­ko­wi­cza, a nie w „Czy­tel­niku” Borej­szy. W tej samej ofi­cy­nie wydał i opa­trzył wstę­pem wybór wier­szy Leśmiana. Mie­czy­sław Jastrun kusił Leopolda Staffa moż­li­wo­ścią współ­pracy z komu­ni­zu­jącą „Kuź­nicą”. Poeta uchy­lił się od pisa­nia dla tego pisma. Wybie­rał inne, mniej okre­ślone poli­tycz­nie, jak „Odro­dze­nie” czy „Prze­krój”.

Staff wró­cił do War­szawy w 1948 roku. Zamiesz­kał naj­pierw w hotelu „Bri­stol”, a następ­nie w domu przy Nowym Świe­cie 60. Dokoła trwała budowa. Poeta narze­kał na pył wcho­dzący do wnę­trza. Musiał mieć zamknięte okna, co w gorące dni nie było przy­jemne. Cien­kie ściany pękały po wbi­ciu gwoź­dzia. Wła­dze obie­cały poecie meble (Staff nie miał bowiem żad­nych mebli), ale ich dowóz spóź­niał się. Gdy je przy­wie­ziono, oka­zało się, że nie jest to „dar”, a jedy­nie „depo­zyt”. Poeta bał się zary­so­wać poli­turę i drżał, gdy gość non­sza­lancko zacho­wy­wał się przy stole.

Na sąsied­niej pose­sji wzno­szono kolejny dom. Rosnąca ściana zasła­niała okno kolej­nego domu, w któ­rym pewna pięk­ność w negliżu cze­sała dłu­gie włosy. 70-letni poeta z upodo­ba­niem oglą­dał piękną panią w oknie. Gdy mur nowego domu zasło­nił jej okno, powie­dział żar­tem: „Zamu­ro­wano mi ją jak Aldonę w wieży”.

Poeta spo­ty­kał się ze zna­jo­mymi sprzed wojny: Gabrie­lem Kar­skim, Janem Paran­dow­skim, Julia­nem Tuwi­mem. Gdy Tuwim miesz­kał przy Wiej­skiej 14 na pią­tym pię­trze, Staff, cho­ru­jący na nogi, nie mógł go odwie­dzać. Spo­ty­kali się więc w barze „Pod Kuch­ci­kiem”, gdzie – mimo zakazu leka­rzy – obaj poeci wychy­lali kie­liszki z alko­ho­lem. Staff zacho­wy­wał się wtedy jak uczeń, który zro­bił psi­kusa nauczy­cie­lowi. Żar­to­wał, że „mło­do­ści nabywa się z wie­kiem”. Gdy Tuwim prze­niósł się na Nowy Świat 25, mógł bywać u Staffa codzien­nie.

W marcu 1946 roku Jan Paran­dow­ski po raz pierw­szy zna­lazł się w zruj­no­wa­nej War­sza­wie i pora­żony cho­dził całymi dniami po ruinach. Dom przy Fil­tro­wej, gdzie miesz­kał, został spa­lony. Pisarz stra­cił doro­bek lite­racki, biblio­tekę i cały doby­tek. Zano­to­wał w dzien­niku: „W miesz­ka­niu tylko popioły po spa­lonych meblach i biblio­tece”. Paran­dow­ski stra­cił pamiątki oso­bi­ste, w tym stół, na któ­rym go ochrzczono i foto­gra­fie naj­bliż­szych. Wyje­chał do Lublina, gdzie pro­wa­dził wykłady na KUL. Cza­sem przy­jeż­dżał do War­szawy, oglą­dał ruiny, spo­ty­kał się z przy­ja­ciółmi. Na stałe wró­cił do sto­licy w 1947 roku i zamiesz­kał bli­sko daw­nego locum, przy Zimo­ro­wica. Cie­szył się z nowego miesz­ka­nia. W dzien­niku zapi­sał 2 sierp­nia 1949 roku: „Jaki piękny jest mój pokój! Otwarty wiel­kimi oknami na niebo, daje mi wspa­niałe chwile, zarówno wcze­snym ran­kiem, (…) jak i przed zmierz­chem”.

Po woj­nie wielu pisa­rzy i poetów zada­wało sobie pyta­nie, czy można w ogóle pisać po heka­tom­bie ludz­ko­ści, bar­ba­rzyń­stwie, obłę­dzie, jakie ogar­nęły cywi­li­zo­wane narody Niem­ców, Austria­ków, co dopro­wa­dziło ich do popeł­nia­nia zbrodni, jakich nie było ni­gdy w histo­rii świata. Pisa­rze pytali więc o sens ich twór­czo­ści. Więk­szość odpo­wie­działa twier­dząco. Jedni dawali świa­dec­two, opi­sy­wali życie pod oku­pa­cją, w obo­zach. Zofia Nał­kow­ska została zastępcą prze­wod­ni­czą­cej komi­sji do spraw zbrodni nie­miec­kich. Wyni­kiem jej pracy, prze­słu­chań setek świad­ków były Meda­liony. Tade­usz Borow­ski pisał opo­wia­da­nia o Oświę­ci­miu.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki