Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Trzy kobiety – dziś anonimowe, choć ich mężczyźni zapisali się na kartach historii jako bohaterscy odkrywcy. Trzy żony, które przez lata wiernie i gorliwie broniły pamięci o mężach, mimo że same szybko odeszły w zapomnienie. Niewiele je łączyło, spotkały się ledwie kilka razy, ale to wspólne doświadczenie naznaczyło je na resztę życia.
Na początku XX wieku Antarktyda – nadal niezamieszkana i niezbadana – stanowiła dla odkrywców ostatnie wielkie wyzwanie. Na mapie świata była ogromną białą plamą, a jej tajemnice pobudzały wyobraźnię wielu ludzi. Robert Scott zebrał grupę śmiałków i na pokładzie statku Terra Nova wypłynęli w nieznane. Ich tragiczna wyprawa przeszła do historii.
Wdowy Antarktydy zaczynają się od jednego z najbardziej znanych obrazów w dziejach polarnictwa: śmierci Roberta Scotta. Jednak tam, gdzie inni autorzy się zatrzymali, Anne Fletcher podąża dalej. Nie ogranicza się do pokazania odwagi polarników i ich heroicznej porażki. Sprawdza, jaki wpływ wyprawa kierowana przez Scotta wywarła na kobiety i dzieci pozostawione przez zdeterminowanych odkrywców.
Odwołując się do niepublikowanych źródeł, w tym osobistych pamiętników i listów, Fletcher rzuca nowe światło na historię polarnictwa, pokazuje perspektywę tych, o których często się zapomina – rodzin zaginionych czy zmarłych podróżników. Jej książka to opowieść o marzeniach, odwadze, ideałach, poczuciu obowiązku i – a może przede wszystkim – o miłości.
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Mojej matce Pauline Fletcher,
najbardziej nieugiętej wdowie, jaką znam.
Z miłością i wdzięcznością
Uwagi na temat imion
Robert Falcon Scott kierował dwiema brytyjskimi wyprawami na Antarktydę. Pierwsza odbyła się w latach 1901–1904 i określa się ją mianem ekspedycji Discovery, od nazwy statku, który dostarczył uczestników i ekwipunek na Antarktydę przez Nową Zelandię. Na drugą wyprawę Scott i jego towarzysze popłynęli barkiem Terra Nova. Również tym razem nazwa statku posłużyła jako nazwa przedsięwzięcia. Ekspedycja Terra Nova odbyła się w latach 1910–1913. Scott nie wrócił, zginął w 1912 roku.
Uczestnicy ekspedycji Terra Nova nadawali sobie nawzajem rozmaite przydomki. Kapitana Roberta Falcona Scotta nazywano Właścicielem, doktor Edward Wilson nosił przezwisko Bill albo Wujek Bill, na podoficera Edgara Evansa mówiono Walijczyk. Uznałam jednak, że pisząc o całej trójce, powinnam używać tych samych przydomków lub zdrobnień, którymi zwracały się do nich żony – bo właśnie o żonach opowiada moja książka.
Kathleen Scott zwracała się do męża Con, zdrabniając w ten sposób jego drugie imię. Ponieważ jego nazwisko jest sławne na całym świecie, w kontekście wyprawy oraz spraw i wydarzeń publicznych będę pisała „Scott”.
Oriana Wilson mówiła do męża Ted i ja również tak będę o nim pisała. Zarazem w listach do innych uczestników ekspedycji Terra Nova używała jego przydomków z Antarktydy i pisała o nim Bill lub Wujek Bill. Podobnie jak w przypadku Scotta, we fragmentach dotyczących wyprawy będę używała jego nazwiska, głównie po to, by Ted nie mylił się z Edwardem Evansem (późniejszym admirałem), nazywanym przez towarzyszy Teddym.
Nie zachowały się listy Lois Evans do jej męża Edgara, nie wiemy zatem, jak się do niego zwracała. Postanowiłam, że będę po prostu posługiwała się jego imieniem – również dlatego, żeby nie mylił się czytelnikom z drugim Evansem uczestniczącym w wyprawie, czyli wspomnianym przed chwilą Teddym.
Wstęp
Piętnaście tysięcy kilometrów od domu, pośród antarktycznego pustkowia, trzy martwe ciała spoczywają w lodzie i będą w nim spoczywały przez całą wieczność. Ich grobem jest Lodowiec Szelfowy Rossa, leżą w namiocie, w którym umarli. To Robert Falcon Scott, Edward Wilson i Henry Bowers, trzej ostatni uczestnicy pięcioosobowej wyprawy, która 17 stycznia 1912 roku dotarła na biegun południowy tylko po to, by przekonać się, że Norwegowie pod dowództwem Roalda Amundsena uprzedzili ich o miesiąc. Cała piątka zmarła w drodze powrotnej. Pierwszy był Edgar Evans; jego ciało leży gdzieś u stóp Lodowca Beardmore’a. Miesiąc później Lawrence Oates uznał, że z powodu ciężkich odmrożeń nie da rady kontynuować marszu, wyszedł więc z namiotu w śnieżycę, oznajmiwszy towarzyszom: „Wychodzę i może dłużej pozostanę na dworze”. Pozostała trójka szła dalej, aż wreszcie rozbili namiot po raz ostatni, gdyż okrutna burza śnieżna uniemożliwiła im dalszą wędrówkę. Trwała dziewięć dni, kończyły się prowiant, nafta i spirytus, a Scott, Wilson i Bowers szykowali się na śmierć. 29 marca Scott sporządził ostatni wpis w dzienniku. Pod koniec myśleli już tylko o najbliższych – a potem umarli i zyskali nieśmiertelność. Na zawsze zapisali się w dziejach swojego kraju.
Gdy Orędzie do społeczeństwa Scotta ukazało się drukiem, wywołało powszechną żałobę pomieszaną z dumą:
Nie żałuję tej wyprawy, która udowodniła, że Anglicy są zdolni do znoszenia trudów, potrafią pomagać sobie wzajemnie i spotkać śmierć z takim samym męstwem jak zawsze w przeszłości. [...] Gdybyśmy pozostali przy życiu, usłyszelibyście opowieść o nieugiętości, wytrwałości i odwadze mych towarzyszy, która wzruszyłaby serce każdego Anglika. Te proste notatki i nasze martwe ciała niech opowiedzą nasze dzieje[1].
Heroiczna porażka sprawiła, że piątka polarników zyskała sławę, na zawsze stali się dumnym symbolem brytyjskiej odwagi, poczucia obowiązku oraz determinacji, by nie składać broni, nawet jeśli wszystko sprzysięgło się przeciwko tobie. Gazety, które zaledwie dziesięć miesięcy wcześniej notowały rekordowe nakłady dzięki artykułom o katastrofie Titanica, zwęszyły kolejną okazję. Przez wiele tygodni pisały o ekspedycji Terra Nova, Scotta zaś i jego towarzyszy uczyniły międzynarodowymi bohaterami.
Ostatnie słowa pięciu śmiałków uczestniczących w wyprawie na biegun stały się początkiem opowieści o poświęceniu i gotowości do ponoszenia ofiar, a więc o tym, co uważano wówczas za najważniejsze brytyjskie cnoty. Niespełna półtora roku później wybuchła pierwsza wojna światowa i tysiące młodych mężczyzn zgłosiło się do służby wojskowej. Podniecała ich myśl, że będą mogli spełnić swój obowiązek, a może również oddać życie dla dobra ojczyzny, tak samo jak Scott i jego dzielni kompani. Za legendą „Scotta na Antarktydzie” kryje się zarazem opowieść o rodzinach martwych bohaterów i o bolesnej stracie, z którą musiały się one uporać. Podczas gdy wszyscy wkoło wysławiali odwagę pięciu polarników, ich bliscy nie mogli uwolnić się od straszliwych myśli o cierpieniach poprzedzających śmierć pośród śniegów: o zmęczeniu, hipotermii, o tym, że członkowie wyprawy umarli z głodu i pragnienia. Byli synami, braćmi, przede wszystkim zaś mężami, dlatego cenę za ich heroizm zapłaciły również wdowy, których życie legło w gruzach. Scott i jego ludzie doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Przedśmiertne listy zaadresowali do swoich ukochanych; kapitan w ostatnim wpisie w dzienniku zawierzył narodowi los pozostawionych rodzin, pisząc: „Na Boga, zajmijcie się naszymi bliskimi”.
Trzech spośród pięciu uczestników wyprawy na biegun było żonatych: Scott, Wilson i Evans. Bowers i Oates mieli kochające matki, które po ich śmierci pogrążyły się, rzecz jasna, w rozpaczy, nie da się jednak zaprzeczyć, że największych zmian doświadczyły Oriana Wilson, Kathleen Scott i Lois Evans, trzy kobiety owdowiałe na początku 1912 roku. Musiały dożyć swoich dni bez ukochanych, ponadto na zawsze znalazły się w ich cieniu. Społeczeństwo epoki edwardiańskiej oczekiwało, że poprzestaną na odgrywaniu roli wiernych żon. Było to trudne zadanie, o czym świadczą pozostawione przez nie listy i zapiski. Żyjący ówcześnie ludzie prowadzili bogatą korespondencję; dotyczyło to zwłaszcza polarników i ich rodzin, listy pomagały bowiem radzić sobie z długą rozłąką. Scott pisał wspaniale. Jego styl jest ekspresyjny, pełen emocji. Ted Wilson pisał bardzo dużo, miał swobodne pióro, podobnie jak Edgar Evans, który chętnie sporządzał barwne, fascynujące relacje z podróży. Ich żony dawały w listach wyraz swoim namiętnościom, wątpliwościom, lękom i niepokojom. Niestety, nie wszystkie listy przetrwały do naszych czasów – niektóre zaginęły, inne z kolei uznano za zbyt intymne i postanowiono nikomu ich nie udostępniać, jeszcze inne przeredagowano lub zniszczono. Niekompletność i niedostępność owych materiałów, a także ogromne zainteresowanie, jakie budzili zmarli polarnicy, sprawiały, że przez długi czas głównym źródłem informacji na temat Kathleen, Oriany i Lois były listy i pamiętniki ich mężów. A przecież wdowy odegrały ogromną rolę zarówno w ich życiu, jak i w opowieści o wyprawie na Antarktydę.
Książka ta poświęcona jest zatem trzem kobietom, które łączyło bardzo niewiele, z wyjątkiem wspólnej traumy. Przez kilka miesięcy w 1913 roku musiały odbywać publiczną żałobę, podczas gdy cały świat czcił bohaterstwo zmarłych. Tamto wspólne doświadczenie naznaczyło je na resztę życia. Spotkały się zaledwie kilka razy – zresztą w innych okolicznościach ich drogi zapewne nigdy by się nie przecięły. Wiernie i gorliwie broniły pamięci o mężach, same jednak nie zaznały wielkiej sławy. Opowiem tu historię zapomnianych żon, które swoją miłością i niestrudzoną pracą przyczyniły się do narodzin jednej z największych legend w dziejach Wielkiej Brytanii. Dzięki przywróceniu pamięci o wdowach możemy ujrzeć ową legendę w innym świetle. Będzie to więc historia o imperialnych marzeniach, mizoginii i uprzedzeniach klasowych, ale też o nieprawdopodobnej odwadze, ideałach, poczuciu obowiązku – i, rzecz jasna, o miłości.
Część pierwsza
Żony
Od samego początku byłaśinna od pozostałych. [...]Ja zaś jestem człowiekiem, którego obdarzyłaśnajwiększym błogosławieństwem.
Ted w liście do Oriany
ORIANA
Zdać by się mogło, że Orianie Fanny Souper od początku pisane było małżeństwo z podróżnikiem. Przyszła na świat 19 września 1874 roku, co czyniło ją rówieśniczką Ernesta Shackletona, który zorganizował trzy brytyjskie wyprawy na Antarktydę, a także Howarda Cartera, odkrywcy grobu Tutanchamona i ukrytych w nim skarbów. Pięć miesięcy przed narodzinami Oriany do Wielkiej Brytanii sprowadzono zwłoki misjonarza i podróżnika Davida Livingstone’a, by urządzić mu uroczysty pogrzeb w opactwie westminsterskim. Opowieści o jego wyczynach w Afryce, zniknięciu i śmierci zapewniły mu status bohatera narodowego. Oriana nie szukała przygód. Mężczyzna, którego postanowiła poślubić, był lekarzem, przyrodnikiem i niezwykle pobożnym chrześcijaninem. Nie przypuszczała, że za sprawą podstępnych sztuczek losu ów niepozorny człowiek wyruszy pewnego dnia na wyprawę polarną.
Pochodziła z rodziny prawników, lekarzy, artystów i duchownych. Jej przodkowie przykładali dużą wagę do etosu służby publicznej. Dziadek, doktor Philip Dottin Souper, spędził wiele lat w Trynidadzie jako sekretarz Rady Gubernatora. Żył, jak przystało na człowieka piastującego takie stanowisko – co oznaczało między innymi, że kupił sobie niewolnika[1]. W latach trzydziestych XIX wieku przeniósł się na pewien czas do Anglii i pracował w nowo powstających kompaniach kolejowych, karierę zakończył zaś jako urzędnik na Mauritiusie. Szczęśliwie nie zaszkodził mu skandal z udziałem jego ojca Williama, oficera armii skazanego za morderstwo. 13 kwietnia 1814 roku William zabił innego wojskowego w pojedynku. Według świadków nieszczęśnik strzelił jako pierwszy, ale chybił. Sędzia nie okazał Williamowi litości, wyrok miał bowiem podziałać odstraszająco na innych oficerów, skorych stawać do pojedynków: w procesie, który odbył się w Winchesterze, Souper został skazany na śmierć[2]. Wyznaczono datę egzekucji, ostatecznie jednak karę złagodzono pod wpływem próśb towarzyszy Williama, którzy przygotowali w tej sprawie aż pięć petycji.
Wśród przodków Oriany należących do rodziny Reinagle’ów nie brakowało utalentowanych twórców. Philip Reinagle był sławnym artystą, członkiem Królewskiej Akademii Sztuki. Pomagał Allanowi Ramsayowi przygotować oficjalne portrety króla Jerzego III i królowej Zofii Charlotty; w późniejszym okresie zaczął malować zwierzęta i pejzaże. Jego żona Jane również była artystką. Zamiłowanie do sztuki przekazali swoim dziewięciu córkom i dwóm synom. Charlotte, Oriana Georgiana, Maria, Jane i Harriet zajmowały się amatorsko działalnością artystyczną, ich prace pokazywano na wystawach organizowanych przez Królewską Akademię Sztuk Pięknych i Instytut Brytyjski. Były kobietami, nie mogły więc należeć do żadnego z tych ciał, zaszczytu tego dostąpił za to ich brat Ramsay Richard Reinagle, wybrany do Akademii w 1823 roku. Imię nadano mu zapewne na cześć mentora jego ojca. Studiował pod kierunkiem Philipa i naśladował jego styl; wyspecjalizował się w malarstwie pejzażowym. Jego kariera załamała się w 1848 roku, gdy z niezrozumiałych powodów przekazał na wystawę obraz innego artysty, który kupił, nieznacznie zretuszował, następnie zaś podpisał własnym nazwiskiem. Oszustwo wyszło na jaw, Ramsay został zmuszony do wystąpienia z Akademii. Umarł w ubóstwie. Jego córka Oriana Jane Reinagle w 1827 roku wyszła za mąż za swojego kuzyna Philipa Dottina Soupera. Ich syn, wielebny Francis Abraham Souper, był ojcem Oriany.
Francis nie poszedł w ślady dziadka Williama i nie został wojskowym, nie wdał się w ojca, gdyż nie zdecydował się na karierę urzędnika w koloniach, nie zajął się też malarstwem, choć w jego żyłach płynęła krew rodu Reinagle’ów. Powołaniem Francisa było kapłaństwo i uczenie dzieci. Ukończył Kolegium św. Jana na Uniwersytecie w Cambridge i w wieku dwudziestu pięciu lat przyjął święcenia. Przez pewien czas pracował w Kolegium Bradfield w Berkshire, gdzie w dzieciństwie sam pobierał nauki, następnie w 1871 roku przeprowadził się do Szkocji i przyjął posadę w Kolegium Glenalmond w Perth[3]. Zaledwie rok później wrócił do Anglii, zaoferowano mu bowiem stanowisko dyrektora Bradfield[4]. Była to propozycja nie do odrzucenia, oznaczała wielki awans i nieco bezpieczeństwa finansowego. Dzięki temu Francis poczuł się na tyle pewnie, by dokonać jeszcze jednej, bodaj istotniejszej zmiany w swoim życiu: rok później poślubił Fanny Emmeline Beaumont.
Pochodziła z rodziny szanowanych prawników pracujących w londyńskim City, którzy przykładali ogromną wagę do rozmaitych reguł i konwenansów związanych z położeniem klasowym. James Beaumont, ojciec Fanny, był radcą prawnym. Jego żona Eliza Charlotte Fisher również wywodziła się z prawniczej dynastii. Poślubiwszy Jamesa w wieku szesnastu lat, zamieszkała razem z nim w Highgate, które było wówczas wsią na północ od Londynu. Mieli rezydencję i czteroosobową służbę: kucharza, nianię i dwie służące[5]. Ze względu na zawód Jamesa mogli obracać się w prominentnych kręgach. Fanny, matka Oriany, przyszła na świat w 1848 roku. Miała ośmioro rodzeństwa, co najmniej trzech spośród jej braci zostało prawnikami. William Coppard i Edward Beaumontowie dostąpili zaszczytu, który niegdyś spotkał ich ojca, zaproszono ich bowiem do prestiżowego stowarzyszenia prawniczego Lincoln’s Inn. William powtórzył też inne osiągnięcie Jamesa, w 1863 roku otrzymał bowiem zaszczytny tytuł wolnego obywatela City of London[6].
W latach sześćdziesiątych XIX wieku rodzina przeniosła się do południowego Londynu, ostatecznie zaś osiadła w Arundel House w wiosce Lee w Kent. Dziś jest to część dzielnicy Lewisham, lecz w czasach Jamesa i Elizy znajdowała się poza granicami miasta. Kupcy i zamożne rodziny mościli się tam w nowych, okazałych domach, korzystając z bliskości Londynu, a zarazem rozkoszując się zdecydowanie czystszym powietrzem i bardziej malowniczym otoczeniem. Właśnie tam Fanny poznała Francisa Soupera. Pobrali się w sierpniu 1873 roku: ona miała dwadzieścia cztery lata, on dwadzieścia osiem. Ślub odbył się w kościele św. Małgorzaty w Lee, pastorowi asystował proboszcz i zarządca Kolegium Bradfield – szkoły, w której Francis pełnił funkcję dyrektora[7]. Po ceremonii Fanny zamieszkała z mężem w Bedfordshire. Doczekali się ośmiorga dzieci. Nadając im imiona, kierowali się pragnieniem upamiętnienia znakomitych przodków: przykładem choćby James Francis Dottin Souper, Noel Beaumont Souper i Edward Reinagle Souper. Jako pierwsza na świat przyszła córka, urodzona w Bradfield 19 września 1874 roku. Otrzymała imiona na cześć matki i babci: Oriana Fanny Souper. Czekało ją typowe dzieciństwo dziewczynki z zamożnej wiktoriańskiej rodziny. Przez pierwsze trzy lata mieszkała z rodzicami na terenie szkoły, tam też urodził się brat Oriany, James.
Kolegium Bradfield zostało założone przez wielebnego Thomasa Stevensa. To właśnie on mianował Francisa dyrektorem; skądinąd Francis był pierwszym absolwentem, który przejął rządy w szkole. Trwały one pięć lat i niestety okazały się niezbyt udane. Pracując w Glenalmond, Francis dowiedział się tego i owego na temat zarządzania placówkami edukacyjnymi, miał też własne, bardzo zdecydowane poglądy w kwestii nauki i wychowania. Tymczasem Stevens wybrał Francisa, bo liczył na jego posłuszeństwo. Nic dziwnego, że nie potrafili się dogadać. Postępowe opinie dyrektora budziły kontrowersje. Jeden ze współczesnych opisywał go jako „przedstawiciela jakże irytującego gatunku ludzi uganiających się za wszelkimi nowinkami”[8]. Do problemów w życiu zawodowym szybko dołączyły kłopoty finansowe. Szkoła nie była w stanie regularnie wypłacać pracownikom pensji, przez co traciła uzdolnionych nauczycieli. Stevens sondował nawet Francisa, czy ten zgodziłby się na pewną zwłokę w wypłacie[9]. Nie da się stwierdzić, czy w innych okolicznościach Francis Souper lepiej poradziłby sobie na stanowisku dyrektora Kolegium Bradfield – w każdym razie opuścił szkołę rozczarowany. W powszechnym mniemaniu poniósł porażkę, mimo to nie zamierzał się poddawać. Przeniósł się z rodziną na południowe wybrzeże i podjął się nowego przedsięwzięcia, które dało mu możliwość wdrożenia w praktyce jego poglądów na temat edukacji.
Wioska Meads leżała w hrabstwie East Sussex, niedaleko morza i wapiennych wzgórz South Downs. Mieszkańcy regionu zajmowali się głównie rolnictwem; oprócz tego zatrudnienie znajdowano w kopalniach kamienia wapiennego, który wydobywano, a następnie wypalano w piecach, by uzyskać wapno – wykorzystywane od czasów Rzymian do produkcji cementu i pobielania domów, a także do nawożenia pól. Kopalnie i wapienniki wyróżniały się pośród trawiastego krajobrazu, dość jałowego za sprawą kredowej gleby i silnych wiatrów. Jak okiem sięgnąć, czy to w stronę nabrzeżnego miasteczka Eastbourne, czy potężnych klifów Beachy Head, nie widziało się ani jednego drzewa.
Meads było maleńką wioską. Znajdowały się w niej tylko dwa duże budynki, w tym sanatorium pod wezwaniem Wszystkich Świętych; większość domów stanowiły chaty rybaków skupione wokół farmy Colstocks. W 1877 roku Francis Souper sprowadził tu Fanny oraz małą Orianę i Jamesa. Dwanaście lat wcześniej farmę przekształcono w szkołę. Podczas gdy w Eastbourne działało przeszło siedemdziesiąt placówek edukacyjnych, Meads mogło się pochwalić tylko tą jedną[10].
Mała wiejska szkoła, którą Francis przemianował później na szkołę św. Andrzeja, przez trzynaście lat była domem Oriany. Francis, jako właściciel, mógł bez żadnych przeszkód wdrażać tu swoją filozofię. Miał liberalne poglądy, które zdawały się wyprzedzać epokę. Nie znosił uczenia pod egzaminy, nie zamierzał więc podporządkowywać całego procesu dydaktycznego temu, by podopieczni zdołali dostać się do szkół prywatnych. Podkreślał znaczenie świeżego powietrza i dbania o zdrowie, między innymi właśnie dlatego tak chętnie zdecydował się na pracę w Meads. Niewykluczone, że rodzice uczniów również wybierali szkołę św. Andrzeja ze względu na zdrowy klimat, z korespondencji Francisa z rodzicami wynika bowiem, że wielu uczniów borykało się z rozmaitymi dolegliwościami. Placówka zapewniała naukę rozmaitych umiejętności, na przykład rysunku, śpiewu i stenografii. Dużo czasu poświęcano na zajęcia sportowe. Na boisku trenowano krykieta i piłkę nożną, chłopców zabierano też na wędrówki po wzgórzach South Downs. Francis uczył kilku przedmiotów. Starał się zapewnić uczniom jak najwięcej zajęć, każdy dzień szkolny zaczynał się więc od półgodzinnej modlitwy i kazania, kończył się zaś bardzo późno, czasem o godzinie dwudziestej trzydzieści wieczorem[11].
Odludna wioska Meads ze swoim ożywczym klimatem zapewniła Orianie fantastyczne dzieciństwo. Dziewczynka miała trzy lata, gdy się tam przeprowadziła. Ponieważ ojciec całymi dniami zajmował się lekcjami i sprawami szkoły, Oriana spędzała większość czasu w towarzystwie matki i młodszego brata Jamesa. Często miała okazję wędrować po wzgórzach South Downs, podziwiać wybrzeża i pobliskie urwisko Beachy Head, a także chłonąć ożywioną atmosferę szkoły.
Skoro Francis piastował stanowisko dyrektora, rodzina cieszyła się w okolicy poważaniem. Kiedy w 1889 roku księżna Albany przyjechała do Eastbourne, by położyć kamień węgielny pod budowę szpitala, Francis został zaproszony na uroczystość. W tym samym roku wraz z innymi dygnitarzami wziął udział w bankiecie wydanym przez burmistrza[12]. Jako członek Partii Liberalnej angażował się w lokalną politykę, często wypowiadał się na łamach miejscowej prasy, przede wszystkim w kwestiach dotyczących wiary. Chętnie powtarzał czytelnikom swój ulubiony refren: trunki niosą zgubę. Ze względu na status społeczny rodziny Oriana musiała spełniać oczekiwania typowe dla młodych panien w epoce wiktoriańskiej. Szyła, zawsze dbała o odpowiedni strój, uczyła się gry na fortepianie. Muzyka była dla Francisa niezwykle ważna. Każdy chłopiec w szkole św. Andrzeja musiał opanować fortepian, a szkolny chór często śpiewał podczas nabożeństw w miejscowym kościele[13]. Oriana grała przepięknie; muzyka przez całe życie sprawiała jej ogromną przyjemność. Dziewczęta z jej klasy społecznej wysyłano w tamtych czasach do szkół z internatem lub – jeśli rodzinie brakowało pieniędzy – na pensję, lecz Oriana uczyła się w domu. Francis podkreślał, że edukacja dziecka musi mieć całościowy charakter, i z pewnością zastosował to podejście również w przypadku córki. Przez całe życie cechowały ją silna wiara, sumienność, obowiązkowość, gotowość do brania na siebie odpowiedzialności. Wszystko to niewątpliwie zawdzięczała rodzicom – bodaj tak samo jak pragnienie niezależności.
Krótko po przeprowadzce do Meads Fanny urodziła trzecie dziecko, Noela Beaumonta. Dwa lata później na świat przyszła Constance Mary. Piąty potomek, Quintus Meads, urodził się w 1881 roku, niedługo potem do rodziny dołączyli Woodford Nowell i Edward Reinagle Souper. Wkrótce jednak wydarzyła się tragedia. Wiosną 1888 roku Fanny była w ósmej ciąży. Czekała na rozwiązanie w domu, w którym urodziła już pięcioro dzieci, i zapewne liczyła, że i tym razem obejdzie się bez komplikacji, lecz w wiktoriańskiej Anglii poród zawsze wiązał się z niebezpieczeństwami. Fanny umarła 2 kwietnia 1888 roku, krótko po wydaniu na świat ósmego dziecka. Miała zaledwie trzydzieści dziewięć lat.
Zaledwie kilka tygodni później, zanim Souperowie zdążyli pogodzić się ze stratą, życie zadało im kolejny cios. James, jedenastoletni brat Oriany, wybrał się z dwójką młodszego rodzeństwa nad pobliskie urwisko w Holywell, by nazbierać polnych kwiatów. O tym, co się tam wydarzyło, pisały gazety w całym kraju:
[James] spadł z urwiska na plażę, runął pięćdziesiąt stóp w dół. Brat i siostra krzykiem sprowadzili pomoc, natychmiast ściągnięto lekarza, okazało się jednak, że malec ma pękniętą czaszkę. Biedny chłopiec zmarł niespełna godzinę później. Całe miasto łączy się w bólu z p. Souperem, który owdowiał ledwie cztery tygodnie temu[14].
Trudno wyobrazić sobie tak straszliwą traumę. Souperowie w krótkim czasie stracili dwoje członków rodziny. Wydarzenia te niewątpliwie odbiły się na Francisie, gdyż odtąd mniej przykładał się do obowiązków dyrektorskich, a zwłaszcza do spraw finansowych. Szkoła św. Andrzeja zaczęła podupadać. Utrzymanie odpowiedniej liczby uczniów – a zatem i przychodów – już od dłuższego czasu stanowiło problem. W 1880 roku Francis miał trzydziestu podopiecznych, sześć lat później dwudziestu, a w roku 1890 zaledwie dwunastu, toteż przyszłość placówki stała pod znakiem zapytania. Jednym z rozwiązań była elastyczna polityka w kwestii wieku uczniów, o której wiadomo choćby z listu wysłanego przez Francisa do jednego z rodziców w 1886 roku:
Zrozumie Pan z pewnością, że nie mogę dłużej trzymać Ernesta, skoro skończył już siedemnaście lat – oficjalnie wszak zadaniem mojej szkoły jest przygotowywanie do kolejnego etapu nauki. Nikt nie uwierzy w bajeczki, że syn Pana pomaga w uczeniu młodszych dzieci[15].
Po śmierci Fanny i Jamesa sytuacja finansowa placówki jeszcze bardziej się pogorszyła. Żałoba, a także konieczność godzenia pracy z zajmowaniem się dziećmi okazały się zbyt przytłaczające, toteż w 1890 roku Francis musiał sprzedać szkołę. Miał dopiero czterdzieści sześć lat, przyszło mu jednak zakończyć karierę nauczycielską, mało lukratywną i pełną rozczarowań.
Oriana miała trzynaście lat, kiedy straciła matkę i brata. Jako najstarsza córka przejęła wiele obowiązków Fanny. Opiekowała się młodszym rodzeństwem, podczas gdy ojciec próbował ratować szkołę. Okres ten trwał trzy lata, dopóki w 1891 roku Francis ponownie się nie ożenił. Wraz z dziećmi i nową żoną, Henriettą, kilkakrotnie przeprowadzał się za pracą. Rodzina cztery lata mieszkała w Devon, gdzie Francis był kapelanem i sekretarzem Domu dla Sierot po Brytyjskich Marynarzach w Brixham. Później przyszło jej przenieść się do Hampshire i Dorset. Francis piastował tam różne stanowiska kościelne. Oriana wiernie mu towarzyszyła[16].
Tragedie, które przeżyła w dzieciństwie, przyczyniły się do ukształtowania jej charakteru. Bardzo wcześnie przyjęła rolę opiekunki i pomocnicy, znalazła też w sobie siłę i odporność na wyroki losu, z czego przyszło jej korzystać przez resztę życia.
Ted
Edward Wilson, człowiek łagodny, pobożny, pracowity, obowiązkowy, a zarazem obdarzony talentem artystycznym, doskonale nadawał się na męża Oriany. Przedstawiono ich sobie 4 kwietnia 1897 roku w Battersea w południowym Londynie. Oriana przebywała tam z wizytą u Emily, siostry swojej macochy Henrietty. Krótko wcześniej Emily poślubiła wielebnego Williama Bonnera Leightona Hopkinsa. Była spokrewniona z wybitnym działaczem społecznym Charlesem Boothem i podobnie jak siostra przykładała ogromną wagę do pracy na rzecz najuboższych. Henrietta przekonała ojca Oriany, by zrezygnował z nauczycielstwa i zatrudnił się w Domu dla Sierot po Brytyjskich Marynarzach w Brixham, Emily tymczasem pomagała mężowi, który prowadził w slumsach w Battersea świetlicę socjalną Caius House[1].
Świetlica była wspólnym przedsięwzięciem kościoła św. Marii, w którym Emily i wielebny Hopkins zawarli związek małżeński, oraz Kolegium Gonville & Caius na Uniwersytecie w Cambridge. Założycielom przyświecało pragnienie poprawy życia mieszkańców pobliskiej dzielnicy nędzy, szczególnie dzieci[2]. Całe przedsięwzięcie, uważane dziś za jedną z pierwszych inicjatyw z zakresu pracy socjalnej w Wielkiej Brytanii, stanowiło część wielkiego ruchu reformatorskiego określanego mianem social settlement, zapoczątkowanego w latach osiemdziesiątych XIX wieku przez Samuela Barnetta. Ludzie pokroju wielebnego Hopkinsa, przybranego wuja Oriany, postulowali nowe podejście do ubóstwa. Zamiast traktować je jako konsekwencję słabego charakteru, podkreślali, że przyczyną biedy są uwarunkowania społeczne i że należy werbować wykształconych ludzi, którzy będą pracować w dzielnicach nędzy, tworzyć więzi z tamtejszymi mieszkańcami, poszerzać ich horyzonty, a także przekonywać ich, aby przykładali jak największą wagę do edukacji swojego potomstwa.
Etos ruchu social settlement zyskał ogromną popularność w klasie średniej, zwłaszcza wśród studentów Oksfordu i Cambridge, czuli oni bowiem, że ich obowiązkiem jest niesienie pomocy ludziom, którym nie poszczęściło się w życiu. Wymagało to zamieszkania wśród owych ludzi, dlatego w uboższych częściach kraju zaczęły powstawać świetlice z lokalami dla personelu[3]. W Caius House organizowano rozmaite zajęcia dla dzieci i młodzieży, osobom ubogim oferowano tam również wsparcie socjalne i poradnictwo. Wielebnemu Hopkinsowi pomagali ochotniczo studenci z Cambridge, między innymi Edward Wilson, dla przyjaciół Ted. Mieszkał on i pracował w Caius House, równocześnie zaś odbywał praktyki w położonym niedaleko szpitalu św. Jerzego. Jakby tego było mało, zajmował się też nieodpłatnym leczeniem ludzi z pobliskiej dzielnicy nędzy[4].
Tamtego kwietniowego wieczora Oriana bawiła w odwiedzinach u Emily. Prowadziły ożywioną konwersację, gdy nagle otwarły się drzwi wejściowe. Oriana podniosła wzrok i ujrzała rudego młodzieńca o błękitnych oczach i piegowatej twarzy. Wyglądał na speszonego; aby rozwiać niezręczną atmosferę, wręczył gospodyni bukiet jasnożółtych wiosennych narcyzów, które nazrywał po drodze ze szpitala. W jednej chwili zakochał się w Orianie. Pisał później: „Nie ma chyba nic bardziej niezwykłego niż miłość od pierwszego wejrzenia, bez żadnych słów. Ty wiesz najlepiej, jaką miłość mam na myśli”[5]. Był tak zauroczony wysoką, niebieskooką dziewczyną o kasztanowych włosach, że choć krótko później położył się do łóżka, postanowił wstać i zejść na dół, by posłuchać jej śpiewu. Dwa dni później Hopkinsowie, wróciwszy z kolacji, zastali, ku swemu zaskoczeniu, Teda i dwudziestodwuletnią Orianę pogrążonych w rozmowie. Młodzi byli bez reszty pochłonięci sobą – nie zauważyli nawet, że ogień w kominku dawno już zgasł[6].
Młody, energiczny człowiek skrywał jednak pewną tajemnicę, borykał się mianowicie z problemami zdrowotnymi. Wiosną następnego roku zdiagnozowano u niego gruźlicę.
Chorobę dodatkowo pogorszył jego ascetyczny styl życia. Jako niezwykle pobożny chrześcijanin uważał, że człowiekowi niezbędne są rygor i wyrzeczenia. Tłumaczył to w liście do swojej siostry Polly w 1893 roku:
Uznałem, że pełna samokontrola da mi szansę osiągnięcia celów wznioślejszych niż te, którym służyć ma życie zakonne. [...] Człowiek może do tego stopnia poświęcić się na rzecz bliźnich, że zupełnie przestanie myśleć o sobie. [...] To bodaj najbardziej fascynujący ideał, jaki kiedykolwiek zdołałem sobie wyobrazić: służąc ludziom, pragnę zupełnie wyzbyć się baczenia na sprawy mojego ciała i duszy[7].
Podczas trzyletnich studiów w Cambridge próbował stosować tę filozofię w praktyce. Testował swoją wytrzymałość fizyczną, uprawiając wioślarstwo i inne sporty, żył niezwykle skromnie mimo niemałych pieniędzy otrzymywanych od ojca. W 1895 roku zaczął trzyletni staż w szpitalu św. Jerzego, niezbędny, aby uzyskać dyplom. Umyślnie narzucał sobie zbyt wiele obowiązków. Oprócz studiów i pracy w szpitalu dwa razy w tygodniu organizował w Caius zajęcia dla dzieci, prowadził klub młodzieżowy, a także szkółkę niedzielną. Często nie dojadał, za to biegał po londyńskich galeriach sztuki i uczęszczał na najrozmaitsze wykłady. Uwielbiał rysowanie, starał się więc znajdować czas na regularne wizyty w ogrodzie zoologicznym, Galerii Narodowej i Muzeum Historii Naturalnej, gdzie znajdował wiele interesujących tematów. Każdego ranka przed pracą czytał Nowy Testament i notował swoje komentarze. Ów wycieńczający tryb życia zaczął z czasem odbijać się na jego zdrowiu.
W tamtych czasach nie istniało lekarstwo na gruźlicę płucną. Pacjentom zalecano odpoczynek i świeże powietrze, toteż Ted postanowił opuścić zasnuty smogiem Londyn i wrócić do domu rodzinnego w Gloucestershire, najpewniej po to, by tam umrzeć. Oriana nie miała pojęcia o jego sytuacji. Po wizycie w Londynie wróciła do ojca mieszkającego w Dorset; nie dostawała żadnych wiadomości od młodego studenta medycyny, który tak bardzo ją oczarował.
Niemal rok po rozmowie przy wygasłym kominku w Battersea przyjechała do Cheltenham, rodzinnego miasta Teda, by rozpocząć tam pracę. Miała dwadzieścia cztery lata i musiała zarobić na swoje utrzymanie, podjęła się więc jednego z nielicznych zawodów dostępnych dla dobrze urodzonej, niezamężnej i niezamożnej kobiety z klasy średniej. Dorastała w szkołach zarządzanych przez ojca, za sprawą późniejszej konieczności prowadzenia domu i opiekowania się młodszym rodzeństwem oraz dziećmi w sierocińcu wykształciła silne poczucie obowiązku, świetnie więc nadawała się do roli pielęgniarki szkolnej. Taką właśnie posadę otrzymała w szkole z internatem Suffolk Hall w Cheltenham[8]. Mieszkała na jej terenie, pomagała zajmować się siedemnastoma chłopcami w wieku od sześciu do dwunastu lat, pochodzącymi z różnych stron świata.
Decyzja, by zatrudnić się w Cheltenham, zamiast szukać pracy w Dorset, miała zapewne związek z Tedem. Suffolk Hall znajdowało się w modnej dzielnicy Montpellier, o rzut kamieniem od Westal, rezydencji Wilsonów, aczkolwiek stryjeczny prawnuk Oriany David Wilson utrzymywał po latach, że nie zdawała sobie z tego sprawy, a Ted usłyszał o jej przyjeździe do Cheltenham od Williama i Emily Hopkinsów z Caius House.
Nigdy nie dowiemy się na pewno, czy przyjęła posadę, żeby znów spotkać Teda, ani czy Hopkinsowie potajemnie próbowali ich swatać. Jedno jest pewne: Oriana odwzajemniała uczucia rudowłosego młodzieńca. Nie wiedziała, że Ted, przykuty do łóżka, marzy o bratniej duszy. Dwa dni przed ponownym spotkaniem z Orianą notował w dzienniku:
Gdybyż tylko był ktoś, kogo mógłbym obdarzyć miłością i zaufaniem! Gdybyż osoba ta dzieliła i rozumiała moje radości, moją pasję do wszystkiego, co piękne, do kolorów i form, moją czystą miłość do przyrody... Gdybyż zdołała wejść w mój umysł i ze mną współodczuwać! [...] Osoby takie pojawiają się jednak w moim życiu tylko raz na pewien czas, potem zaś serce latami tęskni za kolejnym spotkaniem[9].
Gdy opowiedział krewnym o Orianie – którą nazywał Ory – jego siostry od razu zapragnęły ją poznać, więc 12 marca 1898 roku zaproszono ją do Westal[10]. Dom Wilsonów, zbudowany w stylu georgiańskim, miał dziesięć sypialni, pokój dziecięcy i cztery pokoje służące do podejmowania gości. Stał pośród pięknego ogrodu, w którym znajdowały się stajnie i oranżerie. Rzecz jasna, nie brakowało osób do pomocy: rodzina zatrudniała kucharkę, podkuchenną, służącą odpowiedzialną za sprzątanie, pokojówkę, a także, kiedy dzieci były małe, niemiecką nianię[11]. Mogła sobie na to pozwolić, gdyż ojciec Teda był wziętym lekarzem. Ted od małego cieszył się niezależnością, bliscy wspierali jego zainteresowania. Pewnego razu przyniósł do domu myszołowa. Wilsonowie, zamiast zrobić awanturę, uznali to za nadzwyczaj ciekawe, nawet gdy ptak rozsiadł się na półmisku z pokrojonymi pomidorami[12].
Ory w pięć minut pokonała pieszo trasę z Suffolk Hall do Westal. Ted i jego siostry podjęli ją herbatą i ciastem; być może z początku czuła się nieco spięta, lecz zapomniała o nerwach, gdy tylko dostrzegła, że jej młody znajomy ewidentnie jest nie w pełni sił, stracił energię, którą tryskał w Londynie, i męczy go uporczywy kaszel. Wkrótce opowiedział jej o swojej chorobie. Wydawał się pogodzony z losem: wierzył w Boga i życie wieczne, toteż nie bał się śmierci. Oriana jednak poprzysięgła sobie, że nie da mu umrzeć. Odkąd skończyła trzynaście lat, całe jej życie było podporządkowane opiece nad innymi, teraz postanowiła więc zakasać rękawy i pomóc Tedowi wydobrzeć. Kilka miesięcy wcześniej Ted wspomniał o niej w liście do rodziców – pisał, że Ory przyjęła posadę w szkole w Cheltenham i na pewno będzie tam „użyteczna i pomocna”. Wilsonowie przypomnieli sobie o tym, gdy zajęła się ich synem, i zaczęli nazywać ją UH, od useful help.
Ukochany dom i ukochana okolica sprawiły, że Ted nabrał sił. Spędzał wiele czasu w towarzystwie swojej siostry Polly, Ory regularnie przychodziła w odwiedziny. Choć nie wyzdrowiał do końca, w maju postanowił pojechać do Norwegii na zaproszenie przyjaciół, zwłaszcza że zdaniem lekarzy tamtejszy klimat sprzyjał rekonwalescencji. Wyjazd trwał trzy miesiące; Ory pierwszy i bynajmniej nie ostatni raz musiała pogodzić się z rozłąką. Od czasu ponownego spotkania w Cheltenham, wypracowali podział ról, którego trzymali się przez wszystkie wspólne lata: Ory pielęgnowała ukochanego, on zaś często ją opuszczał, wyjeżdżał w poszukiwaniu nowych wyzwań, które miały nadać sens jego życiu.
W sierpniu, po powrocie Teda, Ory znów odwiedziła go w Westal. Wybrali się na dłużej na farmę Crippetts wynajmowaną przez Wilsonów, położoną pięć kilometrów od Cheltenham. Ted uwielbiał to miejsce, dzielił się tam z Ory swoimi dwiema największymi pasjami: obserwowaniem i malowaniem roślin i zwierząt, zwłaszcza ptaków. Latem 1898 roku spędzili wiele szczęśliwych dni, wędrując po okolicach, w których Ted odkrył niegdyś swoją miłość do natury. Ory i Polly chodziły z nim na spacery, towarzyszyły mu, gdy przystawał, żeby rysować. Choroba nadal dawała mu się we znaki, zdecydowano więc, że powinien spędzić zimę w sanatorium w Davos w Szwajcarii. Oriana modliła się, żeby nieco odzyskał zdrowie. Tym razem rozłąka trwała siedem miesięcy. Przed wyjazdem Teda obiecali sobie, że będą pisać listy. Korespondencja sprawiła, że ich związek stał się jeszcze silniejszy.
Ory znalazła bratnią duszę, wrażliwego, niezależnie myślącego młodzieńca uzdolnionego artystycznie. Łączyła ich również pobożność. Dziewczyna chętnie słuchała, gdy Ted kreślił swoją wizję świata: Bóg odgrywał dla niego najważniejszą rolę, ludzkie sprawy nigdy nie mogły być na pierwszym miejscu. Wiara Ory miała jednak zostać poddana niejednej próbie – choćby w maju 1899 roku, gdy Ted wrócił na krótko do Anglii. Wciąż kaszlał krwią, wciąż był zbyt chory, by pracować lub ukończyć studia. Mimo że korespondowali ze sobą od miesięcy, nadal nie była pewna jego zamiarów. Co prawda miał zostać lekarzem, ale wielokrotnie powtarzał, że nienawidzi rutyny życia domowego i że marzą mu się przygody. Podejrzewała, że życie małżeńskie nie jest mu pisane. Jego rodzice, którzy uważnie obserwowali rozwój sytuacji, również byli zaniepokojeni. Matka Teda zapytała go w jednym z listów, czy zamierza poślubić Ory. Odpowiedź była jednoznaczna: „Nie jestem z nią zaręczony, nie zaręczę się z nią ani z żadną inną”[13]. Kto wie, czy naprawdę wierzył w swoje zapewnienia, czy też może stawiał sprawę z przesadną stanowczością, bo uważał, że ma zbyt mało do zaoferowania ukochanej, skoro z powodu szwankującego zdrowia nie potrafi powiedzieć, czy w przyszłości będzie w stanie pracować i zarabiać na jej utrzymanie. Na razie nie mógł nawet dokończyć studiów i nie miał żadnych dochodów. Nic nie wskazywało na to, by sytuacja miała się poprawić. Ted spodziewał się, że długo nie pożyje.
Latem znów wybrał się do Norwegii, tym razem na dwa miesiące. Kiedy wrócił do Cheltenham, postanowił zapomnieć o wszelkich rozterkach i 19 października 1899 roku oświadczył się Ory, równo miesiąc po jej dwudziestych piątych urodzinach. Z radością przyjęła propozycję małżeństwa: czekała na nią dwa lata, gdyż w rudowłosym, żywiołowym chłopaku zakochała się od pierwszego wejrzenia. Jej sny wreszcie się spełniły.
Spodziewała się zapewne, że zostanie żoną lekarza i że Ted zdecyduje się otworzyć praktykę w Cheltenham, wybranek układał jednak nieco inne plany. Wolność, jakiej zaznał w czasie podróży, sprawiła, że niechętnie myślał o nudnym życiu medyka[14]. Gruźlica i przewlekły stan zapalny płuc uniemożliwiały mu zostanie misjonarzem w Afryce; zdobycie specjalizacji w jakiejś ekscytującej dziedzinie medycyny zajęłoby mu zbyt wiele lat pracy. Nagle jednak pojawiło się niespodziewane rozwiązanie, które z pewnością ogromnie zaskoczyło Ory.
Żona uczonego
Zaczynało się nowe stulecie, na świecie nieubłaganie zachodziły wielkie zmiany. 22 stycznia 1901 roku umarła królowa Wiktoria, która od sześćdziesięciu trzech lat rządziła Wielką Brytanią. W ostatniej drodze towarzyszyło jej pięciu monarchów i liczni książęta – z wieloma z nich była zresztą spokrewniona. Przez ostatnie cztery dekady rzadko ukazywała się poddanym, albowiem po śmierci męża pogrążyła się w głębokiej żałobie, nic więc dziwnego, że koronacja jej syna i następcy Edwarda VII zwiastowała początek nowej epoki. Władca i jego piękna żona, duńska księżniczka Aleksandra, uwielbiali sport, nowoczesną modę i nowoczesne rozrywki. Ożywili instytucję monarchii, nadali jej blasku, otworzyli okno i wpuścili trochę orzeźwiającego powietrza. Edward odziedziczył kraj przodujący pod względem uprzemysłowienia, a także imperium władające jedną piątą globu i jedną czwartą jego mieszkańców. Epoka edwardiańska oznaczała nowy początek. Znalazło to odzwierciedlenie również w życiu Ory.
Zaraz po zaręczynach Ted wrócił na studia. Aby wziąć ślub, potrzebował pracy, musiał więc zdobyć dyplom. Ory pomogła mu znaleźć mieszkanie w Stanmore, na tyle blisko Londynu, by mógł kontynuować naukę, a zarazem na tyle daleko, by nie był skazany na nieustanne oddychanie okropnym powietrzem stolicy. Miejscowość miała też inną zaletę: na okolicznej łące żyło mnóstwo ptaków. Ted chętnie obserwował tam sowy, łyski, czaple, sójki, pustułki, kowaliki i dzięcioły. Wkrótce zaraził Ory swoim zamiłowaniem do ornitologii. Ich przyjaciel John Fraser wspominał, że Ted uwielbiał drzemać w lesie. Kładł się na ziemi i wsłuchiwał w trele, potrafił nie tylko rozpoznawać ze słuchu poszczególne gatunki ptaków, ale też odgadnąć, jaką funkcję pełni dany odgłos[1]. Ory szczegółowo opisywała ptasie pieśni. Traktowała je jak muzykę, odnotowywała wysokość dźwięków i powtarzające się nuty, czasami zapisywała słowo, z którym skojarzyły jej się krzyki lub świergoty[2].
Nadal pracowała w Cheltenham, lecz dużo korespondowała z Tedem, chciała, by jej listy dodawały mu otuchy, gdy pracował, starając się nadrobić osiemnaście miesięcy stracone z powodu choroby. W grudniu miał przystąpić w Cambridge do egzaminów końcowych. Rok wcześniej ojciec Ory przeniósł się z rodziną do Cambridgeshire i został wikariuszem w Hilton, więc podczas ferii bożonarodzeniowych zaręczona para postanowiła go odwiedzić. Poznawszy wybranka córki, Francis Souper zaaprobował związek. Uznał, że wrodzona wyrozumiałość Teda będzie stanowiła znakomitą przeciwwagę dla krytycyzmu, którym wykazywała się niekiedy Ory. (Ona sama przyznawała skądinąd, że trudno jej zapanować nad tą cechą. Dla przypomnienia, że zawsze powinna porządnie namyślić się, zanim wyrazi zbyt stanowczą opinię, umieściła nad kominkiem trzy pytania: „Czy to miłe? Czy trafne? Czy konieczne?”)[3]. Ted zdał egzaminy, ukończył rozprawę zatytułowaną Żółtaczkowa atrofia wątroby i 7 czerwca 1900 roku otrzymał dyplom. Okropnie tęsknił za Ory, teraz jednak wreszcie miał dobre perspektywy zawodowe. Z radością poinformował rodzinę: „Ryży młodzian imieniem Ted został ryżym doktorem Tedem”[4].
Wydawało się, że przyszłe życie młodych zakochanych potoczy się zwyczajnym torem, wszystko zmieniło się jednak za sprawą niespodziewanego listu. Podczas rekonwalescencji Ted poświęcał czas na rozwijanie swoich umiejętności artystycznych. Dowiódł, że jest całkiem utalentowanym malarzem, i przyjaciel rodziny doktor Philip Sclater, sekretarz Towarzystwa Zoologicznego, postanowił wziąć go pod swoje skrzydła. Dzięki Sclaterowi Ted zyskał możliwość odwiedzania londyńskiego zoo i tamtejszej biblioteki, by sporządzać rozmaite studia zwierząt i niezwykłych okazów. Sclater wprowadził go też do Brytyjskiego Związku Ornitologicznego, gdzie młodzieniec poznał wielu wpływowych artystów zajmujących się malowaniem ptaków. Z czasem sam został członkiem tej organizacji. Z hobbysty przeistoczył się w uznanego malarza specjalistę.
Wczesnym latem 1900 roku Sclater napisał do swojego młodego podopiecznego, namawiając go, by zgłosił swoją kandydaturę na stanowisko młodszego lekarza i zoologa w ekspedycji antarktycznej Discovery. Antarktyda, niezamieszkana i niezbadana, była ostatnim wielkim wyzwaniem dla odkrywców. Na każdej ówczesnej mapie świata widniała ogromna biała plama, nie wiedziano nawet, czy Antarktyda jest kontynentem – udało się jedynie zbadać nieco terenów u jej wybrzeży i kilka gór wyrastających z wiecznego lodu, osiągającego gdzieniegdzie grubość trzech kilometrów. Jej tajemnice działały wielu ludziom na wyobraźnię.
Eksploracją Antarktydy – zwanej Terra Australis Incognita, czyli Nieznanym Lądem Południowym – zajmowali się przede wszystkim Brytyjczycy. Historycy odnotowują, że pierwszym człowiekiem, który przekroczył koło podbiegunowe południowe, był kapitan James Cook. Dokonał tego w 1773 roku, musiało jednak upłynąć kolejne pół wieku, zanim ludzkie oko po raz pierwszy ujrzało niezbadany kontynent. Dowódcą nowej ekspedycji był kapitan James Clark Ross, doświadczony polarnik. W 1831 roku dotarł do północnego bieguna magnetycznego, następnie wysłano go na Antarktydę. Eksplorował ją w latach 1839–1843. Nie odnalazł co prawda południowego bieguna magnetycznego, ale jego ludzie opłynęli znaczną część kontynentu, dokonali wielu odkryć geograficznych, nadali nazwy obszarom lądowym i wodnym, które miały odegrać istotną rolę podczas późniejszych wypraw. Do owych obszarów zaliczały się cieśnina McMurdo, Ziemia Wiktorii oraz Wyspa Rossa i dwie tamtejsze góry, Erebus i Terror, nazwane na cześć okrętów uczestniczących w wyprawie. Wszelkie próby zapuszczenia się dalej w głąb lądu okazały się niemożliwe: Rossowi i jego ludziom nie udało się sforsować wysokiego lodowca szelfowego, który zyskał nazwę Wielka Bariera Lodowa[5].
W 1895 roku uczestnicy VI Międzynarodowego Kongresu Geograficznego przyjęli rezolucję, w której stwierdzili: „Eksploracja regionów antarktycznych stanowi obecnie największe stojące przed nami wyzwanie”. Ponieważ sprzyjało ono rozwojowi niemal wszystkich dziedzin nauki, zaapelowano do towarzystw naukowych z całego świata, by wspierały organizowanie wypraw na nieznane południe. Kilka europejskich państw postanowiło wysłać ekspedycje w różne części wybrzeża Antarktydy, by następnie ogłosić wszem wobec swoje odkrycia. W 1898 roku na południe wyruszył okręt Belgica. Jego załoga, w której skład wchodził młody Roald Amundsen, musiała zmierzyć się z antarktyczną zimą, gdy statek utknął w lodzie. Śladem Belgów podążyły wyprawy z Niemiec i Szwecji, następnie zaś zorganizowano brytyjską wyprawę antarktyczną, znaną także jako ekspedycja Discovery. Inicjatorem przedsięwzięcia był sir Clements Markham, sekretarz, a później przewodniczący Królewskiego Towarzystwa Geograficznego, niestrudzony orędownik eksploracji globu i rozwijania nauk o Ziemi. Pod jego rządami zmieniły się cele przyświecające Towarzystwu. Dawniej wystarczało, że dzielni odkrywcy będą po powrocie opowiadali o swoich przygodach, teraz jednak ich zadaniem stało się również gromadzenie wiedzy naukowej i zdobywanie informacji, dzięki którym imperium mogło rozwijać się i prosperować[6]. Taką właśnie misję powierzono członkom ekspedycji Discovery. Popłynęli oni na Ziemię Wiktorii między innymi po to, by dokonywać pomiarów magnetycznych. Zamierzali też dotrzeć jak najdalej na południe, by prowadzić tam badania geologiczne i botaniczne.
Z początku Ted wahał się, czy powinien zgłaszać swoją kandydaturę na członka wyprawy. Nadal leczył się na gruźlicę, dopiero co zdobył dyplom lekarski i nie miał odpowiedniego doświadczenia. Wątpił w swoje zdolności malarskie, przede wszystkim zaś niedawno się zaręczył. Z drugiej strony od dzieciństwa marzył, że w przyszłości zajmie się badaniem przyrody. Ogromny wpływ miały na niego także opowieści o dzielnych brytyjskich podróżnikach. Jego rodzina wyznawała entuzjastyczną wiarę w postęp, w innowacje, w dokonywanie odkryć. Jak przystało na wiktoriańskiego chłopca z klasy średniej, Ted był synem imperium, dumnym ze swojej ojczyzny, zawsze chętnym służyć Bogu, Koronie i Wielkiej Brytanii. Wyjazdy do Norwegii sprawiały mu ogromną przyjemność i pokazały, jak wiele do zaoferowania mają inne krainy. Ted zachwycał się też opowieściami norweskiego polarnika Fridtjofa Nansena, który w 1897 roku jeździł po świecie z wykładami na temat swoich przygód[7].
Cztery lata wcześniej Nansen zorganizował wyprawę statkiem Fram, mającą na celu dotarcie do bieguna północnego. Kiedy dalsza podróż drogą morską stała się niemożliwa, ruszył lądem na saniach ciągniętych przez psy. Nie zdobył bieguna, podczas wyprawy udało mu się jednak dokonać licznych cennych odkryć naukowych i to właśnie im poświęcił wykłady. Pierwszy z nich został wygłoszony 8 lutego w londyńskiej Albert Hall. Zorganizowało go Królewskie Towarzystwo Geograficzne; na sali zasiadło siedem tysięcy członków i ich znajomych. Nansen ilustrował wystąpienie fotografiami z podróży i kolorowymi szkicami, co z pewnością wzbudziło zachwyt Teda, łączyły się tu bowiem jego trzy wielkie pasje: sztuka, nauka i eksploracja[8].
Zapewne wspomniał tamto wydarzenie, gdy wczesnym latem 1900 roku podsunięto mu pomysł wyjazdu na Antarktydę. Oznajmił ojcu: „Zamierzam spróbować, jest to bowiem niezwykła wręcz okazja”[9]. Był pewny, że polarny klimat dobrze zrobi mu na płuca, przede wszystkim jednak od dłuższego czasu dręczyły go wątpliwości co do dalszej drogi życiowej. Z jednej strony nie uśmiechała mu się kariera lekarza, choć wszyscy dokoła oczekiwali, że taka właśnie będzie jego przyszłość, z drugiej strony nie widział żadnej alternatywy. Teraz znalazł sobie nowy cel. Wysłał zgłoszenie. Tymczasem jego stryj Charlie zaczął promować bratanka w Królewskim Towarzystwie Geograficznym i pokazywać członkom jego szkice i obrazy.
Ale co z Ory?
Zaręczyli się zaledwie osiem miesięcy temu, nagle jednak dziewczynie przyszło zmierzyć się z ewentualnością, że jej ukochany wkrótce wyruszy na wyprawę w nieznane i kolejne dwa lata spędzi pośród lodów. Przez cały ten czas nie miałaby od niego prawie żadnych wieści. Powrót był wielce niepewny. Znali się od trzech lat, Ory zdążyła się już przyzwyczaić do kilkumiesięcznych wyjazdów Teda, nie spodziewała się jednak, że będzie oczekiwał od niej gotowości do znoszenia tak długiej rozłąki. Gdy przyjechał do Cheltenham, by porozmawiać z nią o wspólnej przyszłości, zamiast młodego lekarza czy gruźlika zmorzonego chorobą ujrzała człowieka, który wyznaczył sobie nową misję życiową. Oznajmił, że może przyjąć zaproponowany mu dwuletni kontrakt w szpitalu św. Jerzego albo wyjechać na Antarktydę. W jednym i drugim przypadku otrzymywałby wynagrodzenie. Ory od razu zrozumiała, że dla Teda nie ma nic ważniejszego niż marzenie o odkryciach naukowych i eksplorowaniu nieznanych lądów. Znalazła się na drugim miejscu. Dla nowej pasji gotów był zaryzykować życie.
Wiedział, że oczekuje od narzeczonej wielkich wyrzeczeń, może nawet czuł się winny z tego powodu, ale podjął już decyzję. Oriana nie miała wiele do powiedzenia. Gdyby wzięli ślub, tym bardziej musiałaby podporządkować się woli Teda, gdyż zobowiązywałaby ją do tego przysięga małżeńska. Poza tym Ted wierzył, że sam Bóg nakazuje mu wziąć udział w ekspedycji Discovery. Ory nie mogła sprzeciwiać się woli Wszechmogącego.
Na koniec rozmowy Ted podsunął wybrance dokument, który miała podpisać w celu potwierdzenia, że decyzja o wyjeździe na Antarktydę została podjęta wspólnie. Była to doprawdy niezwykła intercyza. Ory zrzekła się praw do narzekania lub obwiniania Teda za wszelkie nieszczęścia, które mogły się wydarzyć. Wydaje się dziwne, że ją o to poprosił, nie było natomiast niczym zaskakującym, że się zgodziła. Kochała Teda. Skoro uważał, że Bóg powierzył mu misję, nie mogła odwodzić go od wyjazdu – oznaczałoby to koniec ich związku. Ociągała się, lecz podpisała dokument. Ted nie posiadał się z radości. Krótko później napisał do niej, że dzięki tej decyzji usunęła z jego drogi wszystkie przeszkody[10].
Ekspedycja Discovery
Sir Clements Markham postanowił, że stanowisko kierownika wyprawy Discovery otrzyma młody oficer marynarki wojennej Robert Falcon Scott. Poznali się w 1887 roku, gdy Scott służył na okręcie HMS Rover; Markham określił go wówczas mianem czarującego młodzieńca. Przez kolejne lata spotykali się przy różnych okazjach. W czerwcu 1899 roku Scott, wówczas oficer torpedowy na okręcie Majestic, odwiedził sir Clementsa w jego domu przy Eccleston Square i zgłosił swoją kandydaturę na kierownika ekspedycji. Markham wyraził zgodę. Marynarka wojenna awansowała Scotta na stopień komandora.
Ted pragnął zrobić na Scotcie odpowiednie wrażenie, by zostać przyjętym na członka wyprawy. Spotkali się w Londynie, Scott niemal od razu zaaprobował kandydaturę młodego lekarza. Poradził mu, by jak najszybciej przeprowadził się do stolicy i zaczął brać udział w przygotowaniach, więc jeszcze w tym samym miesiącu Ory pomogła Tedowi znaleźć mieszkanie w Pinner. Teraz czekały go badania lekarskie. Niestety od kilku miesięcy poważnie chorował z powodu ropiejącego zakażenia pod pachą. Polly, siostra Teda, zamieszkała z bratem w Londynie, by pomóc mu dojść do zdrowia. Mimo choroby i okrutnego bólu głowy w styczniu 1901 roku pomyślnie przeszedł badanie lekarskie, aczkolwiek warunkowo: miał trzy miesiące na wyleczenie ropnia[1]. Gdyby zakażenie nie ustąpiło, mógłby co prawda wziąć udział w wyprawie, ale na własne ryzyko. Ted wyzdrowiał, lecz gdy 13 lipca poinformował Radę Medyczną Admiralicji, że cierpi na gruźlicę, zgodę natychmiast cofnięto. Zwłóknienia w płucach oznaczały, że nie nadaje się na członka ekspedycji. Scott jednak uparł się, że Ted pojedzie na Antarktydę. Gruźlica nie ma znaczenia, oznajmił, skoro młodzieniec wie, co mu grozi, a mimo to nadal chce uczestniczyć w wyprawie. Postawił na swoim. Ted szalał z radości.
Jadę. [...] Przyjęli mnie na przekór wszystkiemu, jeśli tylko zadeklaruję, że robię to na własne ryzyko. Nie obchodzi mnie, czy przeżyję, czy zginę. Jest tak, jak być powinno, a więc jadę. Na tej wyprawie stanę się mężczyzną[2].
Zakochani i zaręczeni młodzieńcy nie deklarują zazwyczaj, że nie obchodzi ich ryzyko rychłej śmierci. Ted szaleńczo kochał Ory, ale wyprawa na Antarktydę przesłoniła mu cały świat. Zastanawiał się nawet, czy nie powinien zerwać zaręczyn.
Zanim jeszcze otrzymał oficjalną zgodę na wyjazd, zaczął uczestniczyć w planowaniu ekspedycji. Pojechał do Dundee, by obejrzeć statek, na którego pokładzie miał popłynąć na ląd południowy. Studiował antarktyczne ptactwo i wypychanie zwierząt w Muzeum Historii Naturalnej, uczestniczył w rozmaitych kolacjach i uroczystościach, poznawał przyszłych towarzyszy wyprawy. Ory pracowała w szkole w Cheltenham, widywała się z Tedem tylko w weekendy, jeśli akurat bawił z powrotem w domu rodzinnym. Podczas ferii wielkanocnych zdołali spędzić razem nieco więcej czasu. Wybrali się do Westerham w Kent, by zatrzymać się u Hopkinsów, którzy zamieszkali tam po wyprowadzce z Battersea[3]. Ted codziennie dojeżdżał do Londynu do pracy. Na koniec jakże krótkich wspólnych dni odwiedzili macochę Ory w Eastbourne.
W maju statek Discovery przypłynął do Londynu i odtąd Ted zupełnie nie miał już czasu na sprawy prywatne. Całym sercem pragnął poślubić Ory, nie wiedział jednak, czy ma prawo żądać od niej wielkich wyrzeczeń związanych z byciem żoną polarnika. Jego matka zdecydowanie sprzeciwiała się małżeństwu. W tamtych czasach wykazywanie się cierpliwością i wierne czekanie na ukochanego stanowiło obowiązek niejednej cnotliwej młodej niewiasty. Wiele kobiet godziło się na tego rodzaju rozłąkę. Ekspansja imperium oraz wojny toczone w Afryce Południowej oznaczały, że żony urzędników i żołnierzy musiały rozstawać się z nimi na całe miesiące lub nawet lata. Nie oczekiwano, że edwardiańscy małżonkowie będą przez całe życie mieszkali pod jednym dachem, musieli natomiast spłodzić potomstwo. Tymczasem matka Teda nie chciała, by jej syn, osłabiony chorobą, brał na siebie taką odpowiedzialność. Pragnęła, aby był wolny i mógł skupić się na czekających go zadaniach, zamiast martwić się żoną i dziećmi, którzy pozostali w Anglii[4].
13 lipca 1901 roku Ory otrzymała telegram od Teda – ukochany poinformował ją, że kwestia jego udziału w wyprawie została przesądzona, a więc pora planować ślub. Najwyraźniej porzucił wszelkie wątpliwości. Trzy dni później pobrali się w kościele św. Marii Magdaleny w Hilton w Cambridgeshire, gdzie ojciec Oriany piastował stanowisko wikariusza. Oriana miała dwadzieścia sześć lat, Ted był od niej o trzy lata starszy.
Panna młoda wyglądała urzekająco w białej satynowej sukni obszytej szyfonem i koronką. Na głowie miała tiulowy welon i wianek z kwiatów pomarańczy, w dłoni trzymała bukiecik białych lilii. [...] Mieszkańcy wioski przybyli licznie, by oglądać tę radosną uroczystość[5].
Był przepiękny letni dzień, kościół został ozdobiony białymi kwiatami, wypełniała go muzyka. Rolę druhen odegrały Connie, siostra Ory, i Polly, siostra Teda. Każda przywdziała długą suknię z miękkiego białego jedwabiu obszytą koronką i duży czarny kapelusz, w dłoniach trzymały bukieciki róż[6]. Na znak żałoby po królowej Wiktorii założyły czarną przepaskę na lewe ramię. Francis, ojciec Oriany, poprowadził ją do ołtarza, ceremonię odprawił zaś wielebny Hopkins, dzięki któremu państwo młodzi poznali się cztery lata wcześniej w Battersea. Funkcja świadka przypadła Bernardowi, bratu Teda, który dopiero co wrócił z wojny w Afryce Południowej. Adrian, trzynastoletni brat Ory, zagrał na organach[7]. Wesele odbyło się na plebanii w Hilton. Następnie Ory, która najbardziej lubiła niebieskie sukienki, eleganckie kapelusze z szerokimi rondami i piękne buty[8], przebrała się w „szaroniebieski strój podróżny obszyty gipiurą i kapelusz ze strusimi piórami”, by wyruszyć z mężem do jego domu w Pinner i zacząć wspólne życie[9].
Wśród prezentów znalazła się piękna trzypoziomowa patera z wygrawerowanym napisem: „Panu E. A. Wilsonowi w dniu ślubu z panną O. F. Souper, sir Clements Markham, K. C. B. oraz dowódcy i personel naukowy ekspedycji S. S. Discovery, 16 lipca”[10]. Patrząc na nią, Oriana myślała zapewne o nadchodzącej wyprawie – podobnie jak dziewięć dni później, gdy jej nowo poślubiony mąż sporządził testament[11]. Spędzili ze sobą zaledwie dwa tygodnie, krótki miesiąc miodowy upłynął im na szykowaniu się do rozłąki i pożegnaniach z rodziną. Oriana przysięgła sobie, że sprosta wyzwaniu, które postawił przed nią los, rzuciła się zatem w wir pracy i pomagała mężowi w przygotowaniach. Uszyła mu flagę na sanie (należało to do obowiązków żon polarników z wyższych klas społecznych), wyhaftowała na niej herb własnego projektu oraz dewizę. Wydziergała mężowi wełniane kamizelki, podczas gdy Polly zadbała o czapki. Na koniec przygotowała mu na drogę maślane i imbirowe cukierki[12].
Dzień po ślubie pierwszy raz obejrzała Discovery, statek, na którym Ted miał popłynąć na Antarktydę. Cumował w Porcie Wschodnioindyjskim w Londynie, gdzie szykowano go do podróży, ładowano węgiel, prowiant i sprzęty naukowe. Budził ogromne zainteresowanie publiki, co rusz zjawiali się też rozmaici dygnitarze, którzy chcieli zobaczyć na własne oczy, jak idą przygotowania. Ory poznała wielu uczestników ekspedycji i mogła teraz lepiej wyobrazić sobie, jak będzie wyglądało życie jej męża przez kilka następnych lat. Parę dni później dumnie oprowadziła po statku dwadzieścioro krewnych.
31 lipca Discovery ruszył w drogę. Ludzie wiwatowali, gdy płynął Tamizą. Ted miał wsiąść na statek w Cowes na wyspie Wight, dostał bowiem specjalne pozwolenie, by spędzić nieco dodatkowego czasu z młodą żoną. Oriana przez kilka bezcennych dni miała go tylko dla siebie[13]. Było im razem cudownie, szybko utwierdzili się w przekonaniu, że doskonale do siebie pasują. Po pierwsze, darzyli się nawzajem lojalnością. Po drugie, choć Ted odebrał znacznie lepsze wykształcenie, Ory była niezwykle bystra i mądra, toteż okazała się bezcenną pomocniczką we wszystkich sprawach związanych z pracą. „Osiągnąłem najwyższe szczęście dane śmiertelnikom”, pisał do przyjaciela, Johna Frasera[14].
Statek dotarł do Cowes, gdzie przebywał król Edward VII, patronujący wyprawie. 3 sierpnia Ory pomogła mężowi spakować dobytek z mieszkania w Pinner. Wiedziała, że powinna dobrze dbać o wspomnienia o tym krótkim wspólnie spędzonym czasie – musiały jej wystarczyć na wiele lat. Ted pisał w dzienniku:
Jakże trudno było udawać wesołość. [...] Niestety, nie zabrakło płaczów i szlochań. [...] Ze smutkiem opuszczaliśmy dom, w którym była nam dana najwspanialsza szczęśliwość, jakiej można zaznać w tym, a może również w przyszłym życiu. Mój Boże! Tak dobrze było nam w tym miejscu![15]
Ostatnia wspólna noc, spędzona w hotelu Grosvenor w Southsea, stanowiła zapowiedź ich przyszłego życia: Ted pracował do późna, chciał bowiem dokończyć raport na temat fok dla Muzeum Historii Naturalnej, Ory zaś pomagała mu i przepisywała tekst. 5 sierpnia król Edward VII i królowa Aleksandra zostali ugoszczeni na pokładzie Discovery przez sir Clementsa Markhama. Przeprowadzili inspekcję, przedstawiono im też załogę[16]. Kiedy tylko para królewska opuściła statek, pozwolono wrócić rodzinom członków wyprawy. Po obiedzie Ory, która miała przenocować w hotelu, popłynęła na ląd. Przez cały dzień męczył ją straszliwy ból głowy, spowodowany zapewne myślą o zbliżającym się nieuchronnie ostatecznym pożegnaniu z mężem. Tamtej nocy spała sama. Wiedziała, że musi się do tego przyzwyczaić.
Nazajutrz rano, 6 sierpnia 1901 roku, wróciła na statek, by pożegnać się z Tedem. Przywdziała na tę okazję szarą sukienkę i czarny kapelusz. Stali razem na pokładzie, gdy statek wypływał z Cowes, odprowadzany przez niezliczone łódki. Na brzegu tysiące ludzi wiwatowały na cześć dzielnych polarników. Rodziny pragnęły zostać na statku tak długo, jak to możliwe. Discovery przybył wkrótce do Yarmouth, gdzie Ory musiała zejść na ląd. Na koniec wcisnęła mężowi do ręki niewielki święty obrazek. Obiecał nie rozstawać się z nim aż do powrotu. Dotrzymał słowa – czasami trzymał go nawet w kieszonce piżamy[17].
Ory starała się być dzielna, choć naprawdę dużo ją to kosztowało. Zaledwie trzy tygodnie po ślubie przyszło jej wyprawić męża w drogę, próbowała jednak powstrzymać łzy. „Pożegnanie było bolesne, lecz szczęśliwe. [...] Uśmiechała się do ostatniej chwili. Była tak dzielna, jak to możliwe”[18]. Tym samym wyświadczyła mężowi ogromną przysługę: Ted wyruszał na południe przekonany, że żona wspiera go całym sercem, i zamiast się o nią zamartwiać, mógł skupić się wyłącznie na czekających go wyzwaniach. Niepodobna jednak wyobrazić sobie, jak trudne było dla Oriany pożegnanie go z radosnym uśmiechem na twarzy.
Znowu razem
Gdy Ted wyjechał, Ory zamieszkała u jego rodziców w Westal i nadal pracowała w szkole Suffolk House. Wakacje spędzała w domu ojca w Hilton. Podobnie jak teściowie, słała do Teda listy. Zastawały go w każdym porcie, w którym zatrzymywał się Discovery. Ted regularnie odpisywał – niestety, często zdarzało się, że kilka jego listów przychodziło do Anglii równocześnie, co utrudniało wymienianie się najnowszymi wiadomościami.
Po pewnym czasie do Westal dotarł też egzemplarz dzienników Teda, skopiowanych przez kalkę, „sporządzonych przede wszystkim dla mojej żony”. Rodzina mogła dowiedzieć się o jego przygodach, dzielić jego zachwyt na widok roślin, drzew, zwierząt i ptaków, które obserwował podczas wyprawy na kraniec świata. Zapiski podniosły Ory na duchu, ich treść świadczyła bowiem, że Ted nieustannie o niej myśli. Nie zapomniał odnotować żadnych urodzin, żadnej rocznicy ślubu i zaręczyn. „Urodziny Ory, trzecie, które mnie ominęły od czasu naszego ślubu. Ależ męża sobie znalazła, biedaczka”[1]. Często siadywał samotnie, by o niej rozmyślać. Wzruszało ją, że nazywał to „czasem poświęconym Ory”. „Dziś wieczorem oddałem się wyłącznie wspominaniu Oriany”, pisał[2].
Nie zamierzała czekać, aż Ted wróci do Anglii, postanowiła więc spotkać się z nim w Nowej Zelandii, stanowiącej pierwszy przystanek Discovery w drodze powrotnej z Antarktydy. Ponadto wolała skrócić pobyt w Westal, gdyż mieszkanie tam dawało się jej we znaki. Rodzice Teda byli onieśmielającą parą. Mary Agnes Wilson urodziła się w Sankt Petersburgu w rodzinie angielskich kupców, miała zatem nietypowe dzieciństwo. Choć dość wcześnie przeprowadziła się z rodzicami do Cheltenham, jej krewni nadal często odwiedzali Rosję w interesach. Była kobietą niezwykle religijną. Los obdarzył ją artystycznym temperamentem, interesowała się też przyrodą. Przez pewien czas nosiła się z zamiarem założenia eksperymentalnej hodowli kur, aż w końcu wynajęła farmę Crippetts – uwielbianą przez Teda – i wcieliła swoje plany w życie. Stała się ekspertką, napisała nawet książkę The ABC Poultry Book [ABC drobiu]. Mąż Mary Agnes, doktor Edward Thomas Wilson, przez ponad trzydzieści lat pracował w szpitalu ogólnym w Cheltenham. Troszczył się o los ubogich, niósł pomoc mieszkańcom dzielnic nędzy i niestrudzenie zabiegał, by rząd i władze lokalne zechciały finansować rozmaite usługi z zakresu ochrony zdrowia i higieny. Społecznikostwo odziedziczyli po nim synowie, Ted i Jim, socjalista zaangażowany w działalność na rzecz polepszenia warunków pracy robotników.
Oriana miała wiele wspólnego z rodzicami męża – choćby to, że w życiu i pracy kierowała się przede wszystkim chrześcijańskimi przykazaniami. Podobnie jak teściowie, uwielbiała przyrodę i sztukę. Ponadto cała trójka kochała Teda. Edward Wilson był bardzo przywiązany do syna, Mary Agnes uważała go za najbystrzejsze i najweselsze ze swoich dzieci[3]. Mimo to dochodziło do pewnych napięć. Mary Agnes nadal utyskiwała, że syn przed wyjazdem wziął ślub i że teraz przyszło jej zajmować się jego żoną. Co więcej, Wilsonowie nie zdążyli dobrze poznać Oriany, zanim zaprosili ją pod swój dach. Ory była rzeczowa i często krytyczna, choć niekiedy zapewne gryzła się w język, by nie powiedzieć o kilka słów za dużo. Tymczasem Mary Agnes poczuła zazdrość, kiedy okazało się, że jej ukochany syn napisał najpierw do nowo poślubionej żony, a nie do niej. Z pewnością nie pomogło, że przypadkiem otworzyła list Teda do Ory (pomyłka wynikała stąd, że na kopercie widniało nazwisko „p. Edwardowa Wilsonowa”, co mogło odnosić się do obu kobiet)[4]. Ted był świadom trudnej sytuacji, więc w listach do Polly, swojej ulubionej siostry, prosił ją o pomoc.
Dołóż wszelkich starań, by zaradzić zazdrości rodziców o listy, które ślę do domu. Wiem, że wszystko adresuję do mojej Ory, jest wszakże moją żoną, ma największe prawo do wszystkiego, co mnie dotyczy, nadto zaś kocham ją tak, jak nikogo jeszcze nie kochałem. I ona również kocha mnie, jak nigdy jeszcze nie kochała. Okrutna jest ta rozłąka, zrządzona przez Pana. Muszę robić, co tylko się da, żeby pomóc Ory ją przetrwać[5].
Listy Teda do rodziny dowodzą, że ogromnie kochał swoją młodą żonę i bardzo imponowała mu jej siła, której dowody dała podczas jego nieobecności.
Choć darzyłem ją ogromnym zaufaniem, nie przypuszczałem, że z miłości zdobędzie się na takie wyrzeczenia. Nie domyślasz się nawet, jak bardzo ją z tego powodu podziwiam. Rzecz jasna, ogromnie mi za nią tęskno i nieustannie czuję w sercu jej brak[6].
Siła Ory i jej wsparcie dodawały mu otuchy, sprawiały, że łatwiej było mierzyć się z antarktycznymi wyzwaniami. „Czuję się naprawdę zdrowy i szczęśliwy. Jakże mogłoby być inaczej, skoro Ory jest mi opoką” – pisał[7]. Rodzice Teda szybko uświadomili sobie, że synowa odgrywa ogromnie ważną rolę w jego przygodzie. Oriana wykazała się bodaj najważniejszą cechą wymaganą od żony polarnika, a mianowicie determinacją, by nie okazywać smutku ani strachu. Źródłem jej odwagi były bezgraniczne oddanie mężowi oraz silna wiara w misję powierzoną mu przez Boga. Stąd właśnie brały się stoicyzm i hart ducha Oriany, niezbędne, by przetrwać trudne lata i wspierać Wilsonów. Ted wierzył, że Bóg kazał mu pojechać na Antarktydę i że rozłąka to cena, jaką trzeba zapłacić za szczęśliwą wspólną przyszłość, czasem jednak w jego listy wkradał się fatalizm, co budziło niepokój adresatki.
Ory musiała się wysilać, by odpędzać czarne myśli, zwłaszcza po tym, jak w wigilię Bożego Narodzenia 1901 roku Discovery wyruszył z Nowej Zelandii i popłynął ku lądowi południowemu. Dzięki uprzejmości Eastern Extension Telegraph Company członkowie ekspedycji mogli za darmo wysłać ostatnie wiadomości do bliskich. Potem wszelka łączność ze statkiem i uczestnikami wyprawy została zerwana[8]. Oriana przez co najmniej rok nie mogła liczyć na żadne wieści od męża. Nowych listów należało się spodziewać dopiero po wyprawie statku pomocniczego Morning, który miał popłynąć na Antarktydę i spotkać się z Discovery. Ory liczyła, że przy okazji Ted wróci do Nowej Zelandii. Zamierzała tam na niego czekać.
W styczniu 1903 roku wyruszyła zatem w trwającą siedemdziesiąt pięć dni podróż w towarzystwie swojej siostry Connie, która przyjęła pracę nauczycielki w szkole misyjnej na Wyspie Północnej. Odwiedziły swojego brata Woodforda, pracującego w szkole w Marton, następnie pociągiem wybrały się na Wyspę Południową, a konkretnie do Christchurch, gdzie mieściła się nowozelandzka baza ekspedycji Discovery[9]. Statek pomocniczy powracający z Antarktydy miał zawinąć do pobliskiego portu Lyttelton. Armator Joseph Kinsey, agent ekspedycji w Nowej Zelandii, ugościł Ory w swojej rezydencji Warrimoo. 25 marca rozeszła się wieść, że do portu zbliża się statek. Ory pobiegła na jego spotkanie, wkrótce jednak okazało się, że to Morning, a nie Discovery. Młodą kobietę czekało jeszcze większe rozczarowanie: załoga przywiozła wieści, że polarnicy postanowili spędzić zimę na Antarktydzie. Ted nie wrócił do domu.
Był to potężny cios. Ory zdawała sobie sprawę z takiej ewentualności, mimo to pełna nadziei pojechała do Nowej Zelandii. Teraz musiała przygotować się na kolejny rok bez Teda. Załoga Morning dostarczyła jej listy od męża i kopię jego dziennika, a także wiadomość od Scotta. Dowódca ekspedycji wiedział, że wieść o dalszej rozłące będzie dla Ory wstrząsem i ogromnym rozczarowaniem, toteż, aby ulżyć jej w cierpieniu, podkreślał, że Ted okazał się wprost niezastąpiony.
Zostaliśmy poddani niejednej ciężkiej próbie i jeśli spotkają nas kolejne, mam nadzieję, że będzie mi towarzyszył człowiek pokroju Pani męża. [...] Jestem przekonany, że wróci do domu cało i w lepszym zdrowiu niż na początku podróży. Ufam nadto, że mimo rozczarowania będzie dla Pani pociechą, iż jej małżonek ma się doskonale i wszyscy darzymy go ogromnym szacunkiem[10].