Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wychowanie do przemocy | Formacja czy deformacja kapłańska? | W co wierzy Olga Tokarczuk?
Coraz bardziej boimy się przemocy na ulicach, choć oswajamy agresję w debacie publicznej. Jakie są ścieżki radykalizacji prowadzącej do akceptowania przemocy? Czy nasze państwo umie z nią walczyć?
„Reforma Kościoła zaczyna się od reformy duchowieństwa” – mówi papież Franciszek. Pytamy więc o przyszłość formacji kapłańskiej. Czy niezbędnie wymaga ona istnienia seminariów duchownych?
W prasie poważnie przestrzegano, że lektura Tokarczuk grozi irracjonalizmem lub neopogaństwem. Jerzy Sosnowski postanowił zatem wejść głębiej w świat wyobrażony pisarki. Co tam znalazł?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 365
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
kwartalnik, warszawa więź wiosna 2020
W tym numerze dostrzegą Państwo trochę zmian – zarówno w formie, jak i w treści naszego pisma. Udoskonalamy szatę graficzną „Więzi” – tak, aby estetyka szła w parze z wygodą Czytelników. Parę nowości znajdą Państwo również w naszych felietonach.
Witam na „Więziowym” pokładzie Jakuba Wygnańskiego. Jako czołowa postać świata organizacji pozarządowych nasz nowy felietonista ma unikalną perspektywę spojrzenia na społeczeństwo – gorąco zaangażowaną, ale wnikliwie analityczną. Warto z Wygnańskim myśleć o społeczeństwie obywatelskim, czytając jego „Trzy po trzy”. A co się kryje pod tym zaskakującym tytułem – wyjaśnia sam Autor.
Nowy cykl felietonów rozpoczyna o. Michał Zioło. Poprzedni zaowocował już książką Litery na piasku, którą gorąco Państwu polecam. W nowej odsłonie swoich felietonów trapista z Notre Dame d’Aiguebelle chce skupić się na przedmiotach budujących naszą codzienność, pragnie w „jakotakości” życia odkrywać jego ukrytą głębię – stąd tytuł rubryki: właśnie „Jakotakość”. Jako miłośnik teologii codzienności – tego, co „szare a piękne” – na taki pomysł nie mogłem zareagować inaczej niż entuzjastycznie. I oto mamy pierwszy smakowity felieton – o pozornie zwyczajnej zupie, która przemówiła do zakonnika.
Wśród tematów tego numeru na pierwszym planie umieściliśmy zagadnienie przemocy. Przyglądamy się procesowi jej przenikania do życia publicznego – bo że jest ona w nim coraz bardziej obecna, wręcz stała się już „uzwyczajniona”, chyba nie trzeba nikogo przekonywać. Nie jest to problem wyłącznie polski, co na przykładzie Francji błyskotliwie wykłada Alicja Chwieduk.
Nie chcemy jednak zatrzymać się na opisie zjawiska oswajania przemocy, ale zaproponować na nie antidotum. Skoro odwołanie do siły fascynuje niektórych jako działanie radykalne, to potrzeba na ten fenomen odpowiedzi jeszcze bardziej radykalnej. Powinien być nią dialog i budowanie pokoju. Że jest to możliwe – piszą Bartosz Bartosik i Konrad Ciesiołkiewicz.
Zbigniew Nosowski
Serdecznie dziękujemy wszystkim Darczyńcom i Patronom „Więzi”! Państwa życzliwość jest dla nas niezwykle ważna. Dzięki niej „Więź” może nie tylko trwać, ale też się rozwijać. W ostatnim okresie wsparcia udzieliły nam następujące osoby:
Maciej Achremowicz ○ Elżbieta Adamiak ○ Jacek Ambroziak ○ Siarhei Anhur ○ Krzysztof Antoniak ○ Tomasz Arabski ○ Radosław Baran ○ Paweł Batory ○ Iwona Beaupré ○ Łukasz Bestry ○ Ewa Bielecka ○ Magdalena Bigaj ○ Łukasz Blachnik ○ Zygmunt Bluj ○ Dorota Bobrow ○ Magdalena i Mariusz Borowiec ○ Krzysztof Bramowski ○ Tomasz Brzostek ○ Mark Burdajewicz ○ Michał Całka ○ Maria Chantry ○ Teresa Chełkowska ○ Marianna Chlebowska ○ Mirosław Chmiel ○ Dominika Chmielewska ○ Jakub Choiński ○ Władysław Cholewa ○ Alicja Chwieduk ○ Maria Ciemniewska ○ Mariola Ciemny, ○ Wojciech Cierpiał ○ Łukasz Cieszyński ○ Agnieszka Cieślak ○ Ireneusz Cieślik ○ Piotr Ciompa ○ Joanna Cutts ○ Marcin Czajkowski ○ Maria Czaplińska ○ Jacek Czech ○ Jacek Czernuszenko ○ Jadwiga Czypionka ○ Andrzej Dec ○ Tomasz Doliński ○ Marta Drobnik ○ Małgorzata Dutka ○ Krystyna Engelking ○ Przemysław Fenrych ○ Jerzy Fleszar ○ Katarzyna Foster ○ Jakub Gałęziowski ○ Grzegorz Gauden ○ Marcin Gaweł ○ Aneta Gądek-Moszczak ○ Teresa Gierzyńska ○ Piotr Głogowski ○ Grzegorz Gorzechowski ○ Justyna Górnowicz ○ Dominik Górski ○ Leszek Górski ○ Michał Górski ○ Dariusz Grochola ○ Kazimierz Grych ○ Krzysztof Grzegorczyk ○ Marlena Grzegorzewska ○ Magdalena Hałasz ○ Marián Hamada ○ Jacek Haman ○ Krzysztof Haman ○ Agáta Stanislava Hrkľová ○ Joanna Hryń ○ Dominika Jabłońska ○ Karol Janas ○ Krzysztof Jankowiak ○ Marek Jankowski ○ Marcin Jarząbek ○ Ewa Jasionek ○ Marek Jedliński ○ Piotr Jelinowski ○ Marek Jeziorek ○ Piotr Jędorowicz ○ Tadeusz Kaczmarek ○ Paweł Kaczorowski ○ Katarzyna Kajzar ○ Jan Kamiński ○ Przemysław Kaniecki ○ Michał Kasperczak ○ Wiesław Kaszlajda ○ Wiesława Kaszlajda-Mańczak ○ Katarzyna Kądziela ○ Jakub Kiersnowski ○ Anna Kijak ○ Ryszard Kleszcz ○ Agnieszka Klimek ○ Wiesław Klisiewicz ○ Andrzej Kłoczko ○ Monika Kłosińska ○ Mateusz Kobak ○ Joanna Kociszewska ○ Jan Kofman ○ Wiesław Kolasa ○ Zofia Komorowska ○ Marcin Komosa ○ Cezary Korenc ○ Damian Korzybski ○ Michał Kosmulski ○ Aleksandra Kowalczyk ○ Nina Kozłowska ○ Robert Krajewski ○ Maria Krawczyk ○ Lesław Krzewski ○ Kazimierz Krzywda ○ Jakub Kubica ○ Edward Kudrewicz ○ Anna Kulesza-Jeleń ○ Artur Kulesza ○ Michał Kuleta ○ Marcin Kulwas ○ Roman Kuźniarz ○ Krzysztof Kwieciński ○ Krzysztof Kwiotek ○ Ireneusz Lara ○ Ludwik Lenkiewicz ○ Stanisława Lewandowska ○ Dagmara Lis ○ Asia Lisiecka ○ Marcin Listwan ○ Mirabella Luszawska ○ Małgorzata Łodyga ○ Magdalena Macińska ○ Marek Madej ○ Tadeusz Makowski ○ Małgorzata Makulska ○ Jacek Małyszko ○ Piotr Marciniak ○ Anna Maślaczyńska-Ratajczak ○ Maria i Jan Meisnerrowie ○ Elżbieta Mędziło ○ Grzegorz Michalik ○ Piotr Michna ○ Andrzej Mierzejewski ○ Karolina Milewska ○ Lech Miłaczewski ○ Anna Mirkowska ○ Włodzimierz Miziołek ○ Wojciech Morawski ○ Andrzej Moskalik ○ Pawel Mostek ○ Anna Murawska ○ Roman Murawski ○ Marek Muszyński ○ Michał Napierała ○ Bogna Neuman ○ Krystyna Nędziak ○ Aleksandra Nowak ○ Anna Nowak ○ Ewa Nowakowska ○ Sebastian Oduliński ○ Anna Orońska ○ Maciej Otulak ○ Wojciech Pająk ○ Dima Panto ○ Maciej Papierski ○ Katarzyna Pasek ○ Marek Pełczyński ○ Ks. Andrzej Perzyński ○ Ewelina Piechaczek ○ Jacek Pieśniewski ○ Sławomir Pietuszko ○ Michał Piętosa ○ Agnieszka Piskozub-Piwosz ○ Katarzyna Pliszczyńska ○ Agnieszka i Paweł Ploch ○ Anna Pobiedzińska ○ Ryszard Jerzy Podkowa ○ Maria Poniewierska ○ Tomasz Ponikło ○ Urszula Popowska ○ Michał Poszwa ○ Michał Przeperski ○ Jacek Przybyło ○ Krzysztof Ptaszyński ○ Tomasz Romaniuk ○ Leszek Ropelewski ○ Paweł Rost ○ Joanna Rózga ○ Mateusz Józef Różański ○ ks. Jerzy Rutkowski CM ○ Zbigniew Rykowski ○ ks. Piotr Rytel ○ Jan Sawicki ○ Paweł Sawicki ○ Krystyna Schmuhl ○ Anna i Michal Siciarek ○ Anna Sieprawska ○ Artur Sitko ○ Marcin Składanowski ○ Katarzyna Skrobiszewska ○ Magdalena Skrzyńska ○ Maria Skwarek ○ Krzysztof Słapczyński ○ Paweł Smoleń ○ Agnieszka Smoleń ○ Ewa Smuk Stratenwerth ○ Anna Sobótka ○ Krzysztof Sobusiak ○ Paweł Sosnowski ○ Renata Soszyńska ○ Agnieszka Sowińska ○ Aleksandra Springer ○ Robert Sroka ○ Joanna Stawiarska ○ Krystyna Stefaniak ○ Piotr Strzykała ○ Marcin Sumowski ○ Marian Sworzeń ○ Roman Sygulski ○ Piotr Szczepkowski ○ Elżbieta Szczypek ○ Jarosław Szczypiński ○ Wojciech Sznajder ○ Jola Szymańska ○ Barbara Śpiewak ○ Paweł Średziński ○ Joanna Święcicka ○ Krzysztof Tańczuk ○ Weronika Tarka ○ Robert Tofil ○ Jan Trammer ○ Andrzej Tyc ○ Anna Tychota ○ Radosław Walczuk ○ Jolanta Watson ○ Paweł Wąsik ○ Maciej Wewior ○ Krzysztof Węglewski ○ Grzegorz Wilczyński ○ Grzegorz Wingert ○ Justyna Witas-Chłopek ○ Anna Katarzyna Wojciechowska ○ Ewa Wojciechowska ○ Kamila Wojciechowska ○ Dominik Wosiek ○ Joanna Woźniak ○ Zofia Woźniak ○ Henryk Woźniakowski ○ Ks. Stefan Wylężek ○ Jan Wyrowiński ○ Kalina Wyszyńska ○ Damian Wyżkiewicz CM ○ Antonina Zalewska ○ Teresa Zańko ○ Agnieszka Zawiejska ○ Małgorzata Zielińska ○ Elżbieta Krzysztof Ziołkowscy ○ Justyna Zorn ○ Roland Zydroń ○ Leszek Zygmunt ○ Sylwia Żmijewska-Kwiręg ○ Krystyna Żmuda Trzebiatowska ○ Paweł Życki ○ oraz osoby, które pragną pozostać anonimowe
Możliwe formy wsparcia „Więzi” – zob.s.222.
Coraz bardziej boimy się przemocy na ulicach, ale z drugiej strony coraz bardziej oswajamy agresję w debacie publicznej. Jakie są ścieżki radykalizacji prowadzącej do akceptowania przemocy? Czy nasze państwo wypracowało odpowiednie mechanizmy prewencyjne? Czy istnieje antidotum na przemoc?
Dyskutują: Jacek Cichocki, Jacek Purski, Zuzanna Rudzińska-Bluszcz oraz Bartosz Bartosik i Ewa Buczek (WIĘŹ)
Przez 30 lat wolnej Polski my jako społeczeństwo nie odrobiliśmy zadania, które stoi przed każdym wolnym narodem. Nie odpowiedzieliśmy na pytanie, na co w kraju dajemy przyzwolenie. Działania, które wychodzą poza umowę społeczną, nie spotykały się z ostrą reakcją obywateli i władz państwa.
WIĘŹ W ostatnich latach wielu badaczy, ekspertów i publicystów ostrzega przed wzrostem skali i zasięgu oddziaływania przemocy. Odnosi się to zwłaszcza do krajów Zachodu, w których jeszcze kilka lat temu statystyki dotyczące różnych form przemocy wykazywały trend spadkowy, szczególnie gdy mowa o terroryzmie. Czy taki trend rzeczywiście ma miejsce?
Jacek Purski Niewątpliwie mamy do czynienia ze wzrostem przemocy, co w Polsce wynika z zaniedbań ostatniego dwudziestolecia. Moim zdaniem kluczowy jest tu związek przemocy z radykalizacją, która może prowadzić do ekstremizmu. Na tym polu widzę olbrzymią potrzebę rozwiązań systemowych. Zachodzący stale proces radykalizacji jest zbyt skomplikowany, aby odpowiadać na niego pojedynczymi programami czy kampaniami.
Rok temu, po zabójstwie Pawła Adamowicza głośno było w Polsce o walce z mową nienawiści. Owszem, mowa nienawiści jest ważnym etapem procesu radykalizacji, ale przy omawianiu tego zjawiska pomija się inne jego elementy, jak na przykład werbunek do skrajnych grup, propagandę organizacji ekstremistycznych, gangi młodzieżowe, fanatyzm rodzący się w więzieniach, działalność ruchów neopogańskich, nowe stowarzyszenia powstające wokół skrajnej prawicy czy ideologii neofaszystowskich. To wszystko wymaga stanowczej reakcji ze strony państwa.
W ramach Radicalisation Awareness Network, sieci ekspertów Komisji Europejskiej zajmujących się badaniem, prewencją i przeciwdziałaniem radykalizacji, regularnie spotykam się z ludźmi z Europy Zachodniej, którzy nad problemem radykalizacji pracują już od lat. W Belgii, Niemczech czy Wielkiej Brytanii w ramach działań prewencyjnych od dawna działają państwowe instytucje i programy wzmacniające demokrację, edukujące i przeciwdziałające radykalizacji prowadzącej do przemocowego ekstremizmu. W Niemczech w ostatnich latach – w związku z tzw. kryzysem uchodźczym i działaniem struktur neonazistowskiego podziemia (NSU) – regularnie podnoszono nakłady na wczesną prewencję polaryzacji i radykalizacji. A wraz ze wzrostem popularności AfD (Alternative für Deutschland) roczny budżet na wzmacnianie demokracji, przeciwdziałanie populizmowi, radykalizacji i tendencjom ekstremistycznym zwiększono z 50 do ponad 100 milionów euro! Już ten fakt dowodzi, jak wielka jest tam świadomość problemu. Tymczasem w Polsce ciągle trzeba tłumaczyć znaczenie słowa „radykalizacja”...
WIĘŹ Dlaczego tak się dzieje?
Purski Mam wrażenie, że ten problem był przez wiele lat niedostrzegany. Nie zauważano jego skali i skutków społecznych. Zresztą nawet dziś w Polsce wygodniej jest mówić „hejt” niż „mowa nienawiści”, co mnie osobiście niesamowicie razi. Wyrządzamy sobie sami w ten sposób wielką krzywdę. Łatwo powiedzieć, że kogoś hejtuję, ale przyznanie, że tego kogoś nienawidzę, to już zupełnie inny ciężar gatunkowy.
Postawmy sprawę jasno: w Polsce istnieją środowiska, które przez ostatnie 25 lat w sposób świadomy, systemowy i w pełni zaprogramowany podsycały nienawiść, rozpowszechniały antysemickie treści, tworzyły struktury organizacyjne stowarzyszeń czy nawet partii politycznych, uprawiały propagandę na stronach internetowych czy w wydawnictwach prasowych. Te środowiska posługują się nienawiścią do zbijania kapitału społecznego czy – nawet bardziej – politycznego.
PURSKI: Postawmy sprawę jasno: w Polsce istnieją środowiska, które przez ostatnie 25 lat w sposób świadomy, systemowy i w pełni zaprogramowany podsycały nienawiść.
I nie mówimy tu o zjawiskach zupełnie marginalnych. Pewne elementy retoryki, które znamy z wydawnictw typu skinheadowskie czy pseudokibicowskie gazetki (tzw. fanziny), dystrybuowanych w nakładzie 100 egzemplarzy na początku lat 90., obecnie są składnikiem narracji mainstreamowych mediów. To też dowód naszego zaniechania – kiedy powstawały w Polsce ruchy o skrajnym charakterze, nie spotykały się z odpowiednią reakcją prokuratury czy sądów. Policja ma od czasu przygotowań do Euro 2012 spory zasób wiedzy i doświadczeń w zakresie działań prewencyjnych, ale bez rozwiązań systemowych, szerokiego wsparcia ze strony państwa, jest osamotniona w swych staraniach.
Zuzanna Rudzińska-Bluszcz Przez trzydzieści lat wolnej Polski my jako społeczeństwo, jako wspólnota ludzi, którzy mieszkają na tym samym terytorium, nie odrobiliśmy pracy domowej, zadania, które stoi przed każdym wolnym narodem. Nie odpowiedzieliśmy na pytanie, na co w kraju dajemy przyzwolenie. Lekcji tej nie odrobiły także organy państwa. Niezależnie, kto rządził, nie były ustalane granice tego, na co w przestrzeni publicznej możemy pozwalać. Działania, które wychodzą poza umowę społeczną, nie spotykały się z ostrą reakcją obywateli i władz państwa.
Skutki takiej polityki są opłakane. Nie sposób uciec od konstatacji, że organy państwowe dają dziś przyzwolenie na przemoc w przestrzeni publicznej. Marian Turski we wstrząsającym przemówieniu podczas obchodów 75. rocznicy wyzwolenia Auschwitz mówił, że państwo jest na tyle dojrzałe, na ile potrafi otoczyć troską i ochroną mniejszości. Przyłóżmy tę miarę do obecnej sytuacji w Polsce – mamy już ponad 50 gmin, powiatów i województw, w których zostały przyjęte uchwały przeciwko LGBT. W tych uchwałach – których część została już zresztą zaskarżona przez rzecznika praw obywatelskich do wojewódzkich sądów administracyjnych – padają takie wyrażenia jak „wojna ideologiczna” czy „rewolucja kulturowa”. To nie są określenia neutralne, lecz bardzo mocno nacechowane i skrajnie antagonizujące lokalne społeczności. Przecież nie mówimy tu o abstrakcyjnej ideologii LGBT, tylko o ludziach, którzy w tych gminach i powiatach żyją.
W tej sytuacji rola państwa jest kluczowa. Nie może być tak, że prokuratura nie reaguje, gdy dochodzi do przestępstwa z nienawiści. Organy powołane do tego, żeby dawać przykład obywatelom, żeby edukować społeczeństwo, żeby stawiać granice, muszą działać sprawnie. A mam wrażenie, że obecnie ze swoich zadań się nie wywiązują.
WIĘŹ Jest pośród nas człowiek z dużym doświadczeniem służby państwowej, więc musimy postawić teraz pytanie: dlaczego organy państwowe przez ostatnie dekady nie zdołały wypracować mechanizmów prewencyjnych?
Jacek Cichocki Gdy w 2011 r. zostałem ministrem spraw wewnętrznych, rzeczywiście miałem możliwość działania systemowego, wywarcia wpływu na policję i ABW poprzez przedłożenie im listy zadań i wytycznych. Konsultowałem się w tej sprawie z prokuratorem generalnym, który wówczas jeszcze był urzędem oddzielonym od Ministerstwa Sprawiedliwości, co jest ważne. I choć przemoc już wtedy była problemem, to nie wiązano jej z mową nienawiści i z procesami radykalizacji. Po prostu nie dostawałem takich sygnałów.
Natomiast dziś sytuacja jest już inna. Co takiego wydarzyło się przez ostatnie dziesięć lat, że treści niegdyś radykalnie zmarginalizowane dziś za przyzwoleniem społecznym zaczynają funkcjonować w głównym nurcie komunikacji? Przychodzą mi do głowy trzy rzeczy.
Po pierwsze, dostrzegliśmy ciemniejsze strony wielkiej modernizacji z ostatnich 30 lat. Nagle okazało się, że ta bardzo przyspieszona transformacja wszystkiego sprawiła, że bardzo rozluźniły się normy społeczne. Ze względu na częste migracje przestaliśmy funkcjonować w naturalnych ekosystemach, straciliśmy dotychczasowe autorytety, staliśmy się anonimowi. To wydarzyło się tak szybko, że nie zdążyliśmy stworzyć nowych norm kontroli zachowań.
Po drugie, mamy obecnie do czynienia z gwałtowną rewolucją technologiczną. Może i internet wynaleziono pół wieku temu, ale smartfon jako dobro ogólnodostępne pojawił się dopiero w ostatniej dekadzie. Co nam to dało? Przede wszystkim niezwykłe przyspieszenie porozumiewania się, ogromną liczbę bodźców, ale co dla tej dyskusji szczególnie istotne, również mechanizmy, które sprawiają, że marginalnym treściom dużo łatwiej trafiać do komunikacji publicznej. W jednej chwili mogę widzieć przemocowe zachowanie w Indonezji, sekundę później ze Stanów Zjednoczonych, a potem z Warszawy – wszystkie te obrazy są na wyciągnięcie ręki. Tych patologicznych treści zrobiło się nagle strasznie dużo.
Natomiast trzeci problem – last but not least – to kształt polskiej polityki ostatnich czterech lat. Jednym z jej elementów jest nieustające zarządzanie strachem – rządzący zawsze muszą mieć wroga. A co robi się z wrogiem? Pokazuje się, że jest gorszy niż my, za pomocą starannie zaprogramowanych mechanizmów zaczyna się go dehumanizować, aby móc stosować wobec niego metody, których nie można odnosić do normalnego obywatela. W zarządzaniu strachem wróg nie musi być rzeczywisty. Dość długo byli nim przecież uchodźcy, których w Polsce mamy jak na lekarstwo. Sztucznie wywoływana niechęć wobec nich znajduje dziś ujście w agresji wobec przypadkowych ludzi o ciemnym kolorze skóry – co i raz ostatnio słychać o fizycznych atakach na ludzi w komunikacji miejskiej czy na ulicy.
WIĘŹ Wrogiem byli jeszcze przedstawiciele społeczności LGBT, a obecnie – sądy i sędziowie.
Cichocki Żniwo tej strategii nadal zbieramy. Co parę miesięcy słychać o kolejnych samobójstwach dzieci o skłonnościach homoseksualnych zaszczutych przez swoje otoczenie. Zastanawiam się też, w którym momencie – nie daj Boże – dojdzie do aktów przemocy wobec sędziów. Nie jest to wcale obawa bezpodstawna, skoro już nawet prezydent oskarża ich publicznie. Można powiedzieć, że to tylko słowa, ale jestem przekonany, że właśnie od języka wszystko się zaczyna. Dziś dziennikarze nie mają oporów przed robieniem takich okładek, które jeszcze 10 lat temu byłyby nie do pomyślenia. Uważam, że okładki tygodnika „Sieci” są absolutnym skandalem i stanowią przekroczenie granic wszystkiego, łącznie z herbertowskim dobrym smakiem.
CICHOCKI: Kościół w Polsce ma ciągle jeszcze przed sobą wielką robotę do wykonania, by uświadomić wiernym, jak wielkim złem jest przemoc, w każdej formie, i że z przemocy należy się spowiadać.
Tutaj powinno wkroczyć państwo, nie pozwalając na mowę nienawiści. Wskazane jest wyznaczanie zadań służbom czy szkolenia w prokuraturach i sądach. Trzeba stworzyć system wspierający, żeby prawnicy umieli rozpoznawać problem i odpowiednio go nazywać. W wypadku mowy nienawiści nie można mówić o niskiej szkodliwości czynu! Powtórzę: wszystko zaczyna się od języka. Jeśli nie będziemy reagować stanowczo, problem będzie eskalował.
Dzisiejsi rodzice są często bezradni wobec wyzwań, jakie niosą nowe technologie, dlatego konieczne jest systemowe dostarczenie wiedzy i wsparcia dla rodziców i szkół. Nie liczmy jednak na to, że nauczyciele za nas wszystko załatwią. Oni potrzebują wsparcia ze strony rodziców, ale także profesjonalnego zaplecza w postaci gotowych i działających procedur czy pomocy ze strony np. animatorów kultury czy specjalistów z organizacji pozarządowych, którzy mogliby prowadzić warsztaty i rozmawiać z młodzieżą. Właśnie na to powinny iść środki publiczne.
WIĘŹ Czyli jak bumerang wraca kwestia odpowiedzialności rządzących.
Cichocki Oni muszą wreszcie zrozumieć, że walka z przejawami przemocy leży w interesie nas wszystkich. Przedstawiciele władzy powinni wreszcie zrobić rachunek sumienia, bo niewykluczone, że historia ich osądzi jako tych, którzy uwolnili dżina przemocy.
Rudzińska-Bluszcz Nie mogę zgodzić się z diagnozą, że przemoc jest zjawiskiem nowym. Ona była obecna również 20 lat temu, choć inne były jej formy. Teraz możemy mówić o mowie nienawiści w stosunku do osób LGBT czy uchodźców, ale przemoc jest przecież świetnie znana od dekad pod polskimi strzechami. Wiadomo, że „jak się kobiety nie bije, to jej wątroba gnije”. Nieobce nam też są codzienne przejawy dyskryminacji. Gdy kilkanaście lat temu szłam na aplikację adwokacką, sama słyszałam: „Pani Zuziu, adwokat to nie jest zawód dla kobiety”. Niby drobiazg, ale właśnie takie z pozoru drobne sprawy są zakodowane w naszym mentalnym DNA.
Zgadzam się natomiast, że środki publiczne powinny być przeznaczane na walkę z przemocą, niezależnie od jej form. Obecnie mamy kierunek dokładnie odwrotny, władze obcinają budżety organizacjom walczącym z przemocą, jak chociażby Centrum Praw Kobiet – największej organizacji w Polsce zajmującej się przemocą wobec kobiet i przemocą w rodzinie. Nie mam wątpliwości, że środki publiczne nie są kierowane tam, gdzie być powinny.
Dlaczego tak się dzieje? Ano dlatego, że w Polsce mamy wspólnotę zbudowaną nie na tym, co nas łączy, tylko na tym, co nas dzieli. Wspólnota nie ma określonych pozytywnych norm, opiera się na strachu – nie chce w naszym kraju „ciapatych”, nie chce roszczeń żydowskich, nie chce, żeby tradycyjna rodzina była niszczona. Nie dostrzega często, że to konstrukty stworzone przez polityków dla politycznych celów. Przecież za tymi „ciapatymi”, Żydami, rodzinami odbiegającymi od tradycyjnych stoją ludzie, nasi bliźni. A wedle tradycji, do której tak lubimy się odwoływać, każdy bliźni winien być otoczony szacunkiem i troską.
Inna sprawa, że w tak spolaryzowanym społeczeństwie mowę nienawiści dostrzegamy jedynie po drugiej stronie, w swoim ogródku tego zjawiska nie zauważamy. Trzeba głośno powiedzieć, że oba obozy polityczne coraz mocniej się atakują, po obu stronach jest dużo pogardy. To widać bardzo wyraźnie w internecie.
WIĘŹ Zatrzymajmy się może przy nim na chwilę. W Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich zajmuje się Pani patotreściami w internecie. Wielu rodziców nie ma pojęcia, że ich dzieci mają z czymś takim do czynienia.
Rudzińska-Bluszcz Zapewniam, że patostreaming, czyli nadawanie na żywo, przez kamerkę internetową, różnego rodzaju treści patologicznych, istnieje, a co więcej, jest domeną polską. Przedstawiciele YouTube’a twierdzą, że za granicą ten fenomen nie występuje. Warto znać kilka faktów. Patostreaming to sposób zarabiania pieniędzy. Patostreamer mówi: „Jeżeli zapłacisz mi dwieście złotych, to ja kopnę moją matkę na wizji”. Gdy jego widzowie wpłacą te kwotę (co dziś możliwe jest od ręki), ów delikwent rzeczywiście kopie swoją matkę.
RUDZIŃSKA-BlUSZCZ: Trzeba głośno powiedzieć, że dziś oba obozy polityczne coraz mocniej się atakują, po obu stronach jest dużo pogardy.
Skąd się wzięło to zjawisko? Zaczęło się od środowiska gejmerów, czyli osób grających na żywo w gry komputerowe. Niektórzy z nich zauważyli, że gdy piją i przeklinają, a później sprowadzają sobie do domu bezdomnego i robią z nim „śmieszne rzeczy”, to ich oglądalność wzrasta, a wraz z nią rosną zarobki, czyli tzw. donejty. Tak powstał nasz rodzimy patostreaming i wydawałoby się, że walka z nim powinna łączyć absolutnie wszystkich. To temat chwytający za serce i skłaniający do wyciągania szabli. Tymczasem ciężko zjednoczyć ludzi nawet wokół takiej sprawy – apolitycznej i ważnej społecznie.
WIĘŹ Jak duża jest jej skala?
Rudzińska-Bluszcz Z badań przeprowadzonych przez Orange, Biuro RPO i Fundację Dajemy Dzieciom Siłę wynika, że ponad 80% nastolatków wie, co to są patotreści, a 37% ogląda je regularnie, natomiast wśród dorosłych prawie nikt nie ma zielonego pojęcia, co to jest. Ponad 60% nauczycieli nigdy nie rozmawiało ze swoimi uczniami o tym, co ich spotkało w internecie.
Patostreaming jest możliwy, ponieważ dwie najważniejsze wartości dla młodych ludzi dzisiaj to „fejm” i „hajs”. Co trzeci nastolatek chce zostać youtuberem, oczywiście niekoniecznie patostreamerem, ale patostreamerzy czy patoinfluencerzy łączą ze sobą właśnie fejm i hajs. Przykładem wpływowej patoinfluencerki jest Marta Linkiewicz, która zasłynęła tym, że po jednym z koncertów uprawiała seks w autokarze z grupą amerykańskich muzyków i dokładnie opisała to na swoim koncie na Instagramie. W tej chwili ma już milion obserwujących, jest autorytetem dla wielu młodych ludzi. Czego się mogą od niej dowiedzieć? „Gdybym nie weszła do tego autokaru, to pewnie siedziałabym k**** na jakiś studiach i dorabiała sobie po 1000 zł w jakiejś Costa czy coś takiego”.
Wiadomo, że nastolatki zawsze przekraczały granice. Kiedyś to było pójście na piwo na podwórku, dziś jest to wejście na jakiś kanał w internecie. Nigdy jednak przepaść między młodymi ludźmi a nami – rodzicami, nauczycielami, wychowawcami – nie była tak olbrzymia. My po prostu nie rozumiemy internetu. To nasza terra incognita.
WIĘŹ Rodzice nie kontrolują treści, do których ich dzieci mają dostęp?
Rudzińska-Bluszcz Odsetek rodziców, którzy mają świadomość, co skrywa internet, jest znikomy. Założenie kontroli rodzicielskiej jest absolutnie podstawowym krokiem, natomiast nic nie zastąpi rozmowy. Jeśli dziecko będzie chciało patotreści zobaczyć, to kolega mu je pokaże w szkolnej toalecie. Nie można więc dziecka zostawiać z tym samego. Tymczasem rodzice dziś nadal myślą kategoriami XX wieku. Skoro dziecko nie wpadnie pod samochód ani nie zadaje się ze złym towarzystwem, to jest bezpieczne. A przecież już małe dzieci – poniżej dziesięciu lat – zamykają się w pokoju i oglądają takie treści, że włos się jeży na głowie.
Cichocki Dodam jeszcze tylko, że mało który rodzic ma też świadomość, że równie łatwo dziś dzieci sięgają po pornografię, która już dawno przestała przypominać to, co my wiemy na jej temat. Współczesna pornografia jest oparta na przemocy, upokorzeniu i patologii. O tym też trzeba koniecznie z dziećmi rozmawiać, bo nie da się maluchów przed tym całkowicie uchronić.
Rudzińska-Bluszcz Dlatego w tym roku w Biurze RPO chcemy skupić się na tym, by zachęcić nas wszystkich do wzięcia odpowiedzialności za to, co znajduje się w internecie. Tak jak nikt za nas nie zbuduje społeczeństwa obywatelskiego w realu, tak nikt za nas nie zbuduje społeczeństwa obywatelskiego, dbającego o wspólną przestrzeń, w rzeczywistości wirtualnej.
WIĘŹ Ta wirtualna przestrzeń to też przecież miejsce, gdzie stykamy się na co dzień z przemocą. Internet daje narzędzia do sterowania nastrojami społecznymi na niespotykaną dotąd skalę, nakręcając spiralę nienawiści. Czy jako użytkownicy jesteśmy świadomi tych procesów?
Purski Ten problem ma wiele poziomów. Od tworzenia i rozpowszechniania fałszywych informacji, tzw. fake newsów, przez manipulację treściami, po popularyzację mitów. Umiejętność obalania takich mitów i weryfikowania wiadomości to jedna z podstawowych miękkich kompetencji, która w najbliższej przyszłości stanie się kluczowa.
Rudzińska-Bluszcz Dla nas, jako społeczeństwa demokratycznego, absolutnie fundamentalna w kontekście wyborów. Jeżeli nie nauczymy przyszłych wyborców krytycznej analizy dostępnych informacji, to wkrótce obudzimy się w sterowanym państwie ze sterowanymi wyborami.
WIĘŹ Jeśli mowa o wyborach, to czy polskie państwo ma świadomość ryzyka związanego z wpływem państw trzecich na wyniki wyborów poprzez produkcję i rozpowszechnianie fake newsów i polaryzowanie społeczeństwa?
Purski Ta świadomość na pewno istnieje w Polsce i w Europie. Warto jednak zauważyć, że partie populistyczne nie wykazują się szczególną determinacją w zwalczaniu tego zjawiska, gdyż zazwyczaj korzystają one z polaryzacji jako paliwa w swoich działaniach.
Purski Przy dyskusji o zagrożeniach w internecie warto jeszcze wspomnieć, że to właśnie młodzi są głównymi ofiarami organizacji ekstremistycznych, które zaczynają werbować nowych członków przez gry online, np. popularne strzelanki typu Half Life, Doom czy Counter Strike. Wystarczy, że do wspólnej gry dołączy specjalnie wyszkolony członek grupy werbunkowej, związanej z organizacją terrorystyczną, który niepostrzeżenie może zacząć pozyskiwać sympatyków dla swojej misji. Badacze ekstremizmu w Stanach Zjednoczonych uważają, że tego typu proceder odgrywa znaczącą rolę w radykalizowaniu młodych ludzi. I nie ma znaczenia, jaka ideologia za tym stoi. Robią to fundamentaliści islamscy, robi to skrajna prawica. Jako Instytut Bezpieczeństwa Społecznego staramy się włączać tego typu kwestie związane z szeroko rozumianym tematem radykalizacji do debaty publicznej, ale cały czas walimy głową w mur. Wiedza badaczy takich zjawisk, jak polaryzacja, radykalizacja i ekstremizm, czy opracowane przez nich ekspertyzy nie są zupełnie wykorzystywane przez organy państwowe.
Cichocki W Europie korzystanie przez tzw. twarde organy państwowe – jak policja czy ABW – z tzw. miękkiej wiedzy organizacji społecznych jest powszechne. W Niemczech czy we Francji to proces oczywisty. Tylko oni się tego uczyli latami. U nas to ciągle rzadkość. Istnieje naturalna nieufność między funkcjonariuszami a ideowcami z organizacji pozarządowych. Oni reprezentują różne języki, różną wrażliwość, dwa różne typy funkcjonowania w świecie. Kiedy jesteś w zhierarchizowanej, ogólnopolskiej, centralnie zarządzanej służbie, myślisz i funkcjonujesz inaczej niż przedstawiciele lokalnych ruchów czy organizacji społecznych. Problem w tym, że te środowiska po prostu muszą znaleźć wspólny język, by mogły sobie nawzajem pomagać. W tym momencie widać, jak młodą jesteśmy demokracją. Ile się jeszcze musimy nauczyć.
Choć gwoli ścisłości trzeba wspomnieć, że w czasie ostatnich 30 lat były przypadki organizacji pozarządowych skutecznie wprzęgniętych w działania państwa i nawet lepiej od tego państwa wywiązujących się ze swoich zadań, np. La Strada, Itaka, Niebieska Linia... Ta sytuacja zmieniła się w ciągu ostatnich czterech lat. Dziś te organizacje są głodzone.
Purski Poszedłbym krok dalej i powiedział, że dziś organizacje pozarządowe są wręcz piętnowane. Ludzie poświęcający swoje życie pracy społecznej, pomocy słabszym i potrzebującym, walczący z patologiami i przemocą, są dziś kreowani na wrogów społecznych.
Cichocki Ta dewastacja relacji między organami państwowymi a organizacjami pozarządowymi jest jednym z największych grzechów obecnej władzy. A skoro już o grzechach mowa, to jako katolik muszę stwierdzić, że Kościół w Polsce ma ciągle jeszcze przed sobą wielką robotę do wykonania, by uświadomić wiernym, jak wielkim złem jest przemoc, w każdej formie, i że z przemocy należy się spowiadać. Obowiązkiem mojego Kościoła jest o tym mówić.
Rudzińska-Bluszcz Dlaczego Kościół nie podejmuje tego tematu? Jest przecież organizacją, która ma, śmiem twierdzić, największy wpływ na wychowanie Polek i Polaków. Kościół może naprawdę zmieniać rzeczywistość.
Cichocki Milczenie Kościoła jest tym smutniejsze, że księża dzisiaj sami zaczynają doświadczać przemocy. W krótkim odstępie czasu mieliśmy w Warszawie dwie historie – zabicia księdza i pobicia księdza. Kościół więc powinien podejmować temat przemocy również ze względu na własne doświadczenia i własne dobro.
Purski Ten przykład pokazuje, że nie ma osób, których nienawiść i przemoc nie dotyczą. Na duchownych także można spojrzeć jako na kolejną grupę mniejszościową, która pada ofiarą przemocy. To bardzo ważna lekcja dla wszystkich osób siejących nienawiść. Nienawiść i przemoc mają różne oblicza i każdy z nas może być ich ofiarą.
WIĘŹ W tym kontekście szczególnie bolesna jest przecież przemoc symboliczna, z którą mieliśmy do czynienia chociażby w trakcie gdańskiego Marszu Równości, gdzie pojawiły się symbole wyśmiewające katolicką procesję Bożego Ciała.
Rudzińska-Bluszcz Dla mnie gwarantem tego, że do przemocy symbolicznej nie dochodzi – ani z jednej, ani z drugiej strony – jest poszanowanie godności. Jestem wielką fanką konstytucji z 1997 r., która mówi właśnie o przyrodzonej godności, z której wywodzą się wszystkie inne prawa. Pamiętajmy o tym. Boli mnie to, że jednym tchem możemy powiedzieć o wszystkim, co nas w Polsce dzieli, a nie potrafimy wymienić, co nas łączy. Polecam więc wszystkim lekturę preambuły konstytucji – tam mamy właśnie wyłożone to, co łączy: „My, naród polski, wszyscy obywatele, zarówno wierzący w Boga, będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł”. Kierunek mamy wskazany. Wróćmy do poszanowania wzajemnej godności i na niej budujmy. •
Jacek Cichocki – socjolog. W latach 2004–2007 dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich. W 2008 r. objął funkcję sekretarza stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. W 2011 r. został ministrem spraw wewnętrznych, koordynował także działalność służb specjalnych, a w 2013 r. został szefem Kancelarii Premiera. Od 2016 r. pracuje w Digital Economy Lab na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie zajmuje się m.in. tematyką e-governance. Członek Zespołu Laboratorium „Więzi”, inicjator projektu „Oczyszczalnia”. Członek zarządu Klubu Inteligencji Katolickiej w Warszawie.
Jacek Purski – dziennikarz, politolog, działacz społeczny i edukator. Prezes Instytutu Bezpieczeństwa Społecznego. Od 2017 r. członek Międzynarodowej Organizacji Innowatorów Społecznych ASHOKA. Należy do grona ekspertów Radicalisation Awareness Network. Przez wiele lat związany ze Stowarzyszeniem „Nigdy Więcej”, w którym m.in. animował kampanie społeczne oraz reprezentował organizację w mediach. Prowadzi szkolenia specjalistyczne skierowane do policjantów, nauczycieli oraz urzędników miejskich.
Zuzanna Rudzińska-Bluszcz – radca prawny, w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich główna koordynatorka ds. strategicznych postępowań sądowych oraz koordynatorka Okrągłego Stołu RPO ds. zwalczania patotreści w internecie. Wcześniej pracowała jako adwokat oraz sędzia Wyższego Sądu Dyscyplinarnego Adwokatury, była członkinią Zespołu ds. Kobiet przy Naczelnej Radzie Adwokackiej. W swojej praktyce adwokackiej zaangażowana w prowadzenie pro bono spraw sądowych dla osób fizycznych i organizacji społecznych.
Jakub Wygnański
Mowa to jeszcze nie rozmowa. Widzimy to każdego dnia w telewizyjnych dyskusjach politycznych. Ileż to razy słyszeliśmy: „Ja panu/pani nie przerywałem”... Znacznie rzadziej: „Pan/pani mnie nie słucha”. Reguła nieprzerywania ma zapobiegać kolizji monologów, a nie służyć rozmowie.
To mój pierwszy felieton w tym miejscu, więc chciałbym się jakoś z Czytelnikami przywitać. Ale to także mój pierwszy felieton w życiu. Nie jestem dziennikarzem ani pisarzem, ani akademikiem. Raczej – aktywistą, działaczem, organizatorem i... wszystkich tych określeń nie lubię. Zresztą w pewnym wieku stają się one jakoś krępujące – trochę tak, jakbym nie umiał z czegoś wyrosnąć. A jednak nie umiem i w istocie tego nie chcę. Czasem jednak „odkładam narzędzia” i myślę nie tylko o kamieniarskim rzemiośle, lecz również o architekturze. I o tym chciałbym tu pisać.
A dlaczego „Trzy po trzy”? Bo chciałbym pisać przede wszystkim o... triadach, trójkątach, tryptykach itp. Wiem, że brzmi dość tajemniczo. Spróbuję rzecz wyjaśnić. Chodzi mi o specyficzne (często widziane jako rozdzielne, a jednak łączne) struktury myślenia, postrzegania i porządkowania rzeczywistości. Chodzi o to, co mamy w głowie i co „zaszyte” jest w języku. Chciałbym tu zachęcać Państwa do rozumowania „przestrzennego” (3D). Jest ono trudniejsze niż wariant jedno- i dwuwymiarowy, ale pozwala zobaczyć i zrozumieć więcej. Trochę jak lot balonem.
Od jakiegoś czasu staram się szukać takich właśnie form przestrzennych – a to oznacza co najmniej trzy wymiary albo trzy wierzchołki lub punkty podparcia. Takie triady wyznaczają płaszczyzny, tworzą przestrzenie, każą szukać równowagi, pozwalają się wspinać ku górze lub spoglądać na sprawy z dołu. Pozwalają też czasem połączyć przeciwieństwa i przekroczyć ich antagonistyczny charakter. Coś mnie do nich przyciąga...
Czasem są one ze sobą sklejone, wypowiada się je wręcz na jednym oddechu jako swoiste „komplety”, np. wolność–równość–braterstwo czy wiara–nadzieja–miłość albo piękno–prawda–dobro czy Bóg–honor–Ojczyzna itp. Triady można jednak nie tylko wyszywać na sztandarach, ale też mogą one służyć porządkowaniu rzeczywistości – jak arystotelesowskie ethos–logos–pathos (typy perswazji) czy episteme–techne–phronesis (rodzaje wiedzy). Do myślenia daje także nieuchronnie (?) powtarzający się trójkowy cykl: demokracja–chaos–tyrania. Obok nich na mojej liście znajdują się: Izolda, Małgorzata i Dulcynea (i to w parach z Tristanem, Faustem i Don Kiszotem). A są przecież i trzy podstawowe barwy, i logika trójwartościowa, a może nawet (jak już nie będę mógł się powstrzymać) trójpodział władzy...
Ale o „trójkątach” będę pisał od następnego numeru. Na początek bowiem chciałbym zająć się czymś, co jest podstawą wszelkiego trialogu – mianowicie kwestią dialogu. Słowo to w samej swej konstrukcji dia-logos ma „zaszytą podwójność”. I w tym właśnie tkwi istota problemu. Nie da się stworzyć dialogu, operując tylko „jednowymiarowcami”. Niewiele da ich mnożenie – dwa monologi nie staną się dialogiem. Dialog to nie paplanina kogokolwiek z kimkolwiek o czymkolwiek. W takiej sytuacji logos nic nie „wyjawia” i niczego nie odkrywa (takie jest oryginalne znaczenie terminu logos), nie niesie sensu.
Bywa też, że nasza komunikacja staje się narzędziem walki (to nie jest wymiana sensów, lecz wymiana ciosów). Język przestaje wtedy służyć rozumieniu siebie nawzajem. Staje się narzędziem rywalizacji (bronią) i ustalania relacji zwycięzca–przegrany. Tu nie chodzi bynajmniej o często zbyt brutalny, ale naturalnie rywalizacyjny świat partyjnej polityki. Niestety takie zastosowanie języka to nasz występek powszedni. Często wręcz nieświadomy. W ten sposób komunikujemy się wielokrotnie w rodzinie, w domu, w pracy, w Kościele, w sferze publicznej. Kieruje nami ciągły przymus określenia swojego miejsca w hierarchii. Często, paradoksalnie, jest to wynik braku pewności siebie, braku bezpieczeństwa.
Język służy też nam nieraz do „wykrywania” swoich i obcych. Użycie tego samego kodu kulturowego i znajomość środowiskowych idiomów to metody budowania przynależności do grupy, do plemienia. W czasach lęku i niepewności ten regres do plemienności jest reakcją poniekąd naturalną (ale też prymitywną, raczej instynktowną). To w pewnym sensie odrzucenie kultury na rzecz natury. Chowamy się w grupie osób myślących i mówiących tak samo, bo zdaje nam się, że w ławicy będzie bezpieczniej.
W pewnym sensie jest to zachowanie naturalne i instynktowne. Owszem, można się tak tłumaczyć, ale nie zmienia to faktu, że to jest swoisty regres do plemienności, zwycięstwo natury nad kulturą. Kilka lat po zakończeniu II wojny światowej Erich Fromm pisał, że jeśli ludzkość ma przetrwać, to braterstwo musi zwyciężyć nad „kazirodczą plemiennością”. Chodzi tu o braterstwo w najgłębszym sensie chrześcijańskim, ale także po prostu w znaczeniu humanistycznym (te dwa wymiary nie pozostają w sprzeczności). Braterstwo, o którym tu mowa, nie jest oparte na krwi, krewniactwie, ziomkostwie.
Warto wiedzieć, że ewolucyjnie bynajmniej nie jesteśmy zaprogramowani na egoizm – raczej jesteśmy zaprogramowani na stado. Naturalnie odnajdujemy się (ale może też gubimy) w relacji ja–my. Znacznie trudniej nam zbudować relację my–oni. To wymaga pracy, porzucenia starych nawyków, może nawet nawrócenia. Uważam, że tu zresztą – dokładnie w tym miejscu, na tej granicy – kończy się Stary Testament i zaczyna Nowy...
Cały czas są wokół nas słowa. Wypowiadamy je, czytamy, piszemy, ale ciągle czegoś brakuje. Ten potok nuży, męczy, zamula. Musimy szukać czegoś coraz bardziej wyrazistego, ostrzejszego, mocniejszego (żeby w ogóle poczuć smak), a i tak czujemy, że to, co do nas dociera, i to, co sami mówimy, to jakieś puste kalorie, pozór, wata, paplanie, gadanie o niczym, zaledwie dźwięki. Wymiana uprzejmości lub ciosów, a nie sensów...
Na własne życzenie jesteśmy przebodźcowani olbrzymią ilością słów, komunikatów, „ćwierknięć” – ale wszystkie one nie są w stanie oszukać głodu czegoś autentycznego, głębszego, międzyludzkiego, analogowego, empatycznego, uważnego, troskliwego. Brakuje nam tych cennych „organicznych składników”, które tak trudno znaleźć w prefabrykowanych produktach, które codziennie przyjmujemy w olbrzymich i szkodliwych dawkach.
No cóż – może tych wartościowych składników nie da się po prostu produkować i sprzedawać na masową skalę? Może żeby pomidor był smaczny, trzeba go pielęgnować na własnym parapecie? Może nawet na koniec nie być najsmaczniejszy, ale dla nas będzie cenny – bo jego koszt to nie pieniądze, lecz coś dużo bardziej wartościowego: nasza uważność, czas, staranie.
Dialog to wymiana. Zakłada uznanie prawomocności istnienia drugiego podmiotu – różnego od nas samych. Jeśli ten warunek nie jest spełniony, to może się okazać, że choć wypowiadamy słowa i choć coś nam odpowiada – to jest to... echo. Gadanie w komorze echa przez jakiś czas może nawet być komfortowe. Wszak nie przysporzy nam dyskomfortu polegającego na sprzeciwie, zresztą w ogóle nas raczej nie zaskoczy... Na dłuższą jednak metę życie w takiej komorze okazuje się błahe, nudne i, co oczywiste, oddalone od innych oraz od rzeczywistości. To świat samopodtrzymujących się banałów, kolektywnej ignorancji, homogenizacji. To forma bolesnego solipsyzmu – zaprzeczanie istnieniu innych, bycie ze sobą przed lustrem. Nie wiadomo, czy gorzej być w tym stanie (i o tym nie wiedzieć), czy ryzykować opuszczenie go i podróż na własną rękę (szukanie, ciekawość innych, autentyzm).
Załóżmy jednak, że napotykamy osobę o istotnie odmiennych poglądach (choćby po prostu dlatego, że nie możemy jej ominąć, „zbanować”, zablokować, bo np. jest to ktoś najbliższy albo razem pracujemy). Skoro już się spotkaliśmy, niekoniecznie od razu rodzi się dialog. Stosujemy różne strategie. Czasem po prostu unikamy tematów, które mogłyby nas poróżnić. Czasem (co też wymaga wysiłku) milczymy na ten sam temat. Bywa, zresztą, że ta strategia jest lepsza niż pseudodialog czy dialog, który „wymknie się” regułom i tylko pogorszy sprawę... Ten rodzaj zaniechania jest jedną z najczęstszych figur unikania problemów. Często płacimy cenę unikania rozmowy kosztem relacji. Czasem bowiem nie da się bezwzględnie walczyć o swoją rację, nie dewastując relacji. Trzeba wybrać, co jest dla nas ważniejsze.
Odmienny wariant odpowiedzi na obecność innego to komunikacyjne starcie. To ulubione rozwiązanie tych, którzy mają potrzebę walki, zwyciężania lub nawracania innych. Oczywiście istnieją adekwatne do tego formy – w szczególności propaganda, ale też formy bardziej subtelne, np. debata, która z zasady ma rywalizacyjny charakter (często ma też w związku z tym audytorium i czasem jurorów). Tak rozumiana debata najczęściej nie ma wiele wspólnego z dialogiem. Erystyczne chwyty pozwalają wygrać z przeciwnikiem, ale niekoniecznie skomunikować się z nim.
Dialog polega na wzajemności i ciekawości siebie nawzajem. Na uznaniu odrębności rozmówcy. Z tego powodu ważniejsza zatem jest umiejętność słuchania niż mówienia. Kto nie jest zdolny do słuchania, nie jest zdolny do dialogowania. To rodzaj kłopotliwej impotencji. Mowa to jeszcze nie rozmowa.
Widzimy to każdego dnia w telewizyjnych dyskusjach politycznych. One z zasady mają charakter konfrontacyjny. Wystarczy posadzić adwersarzy naprzeciwko siebie i dalej „dzieje się samo”. Ileż to razy słyszeliśmy: „Ja panu/pani nie przerywałem”... Znacznie rzadziej: „Pan/pani mnie nie słucha”. Reguła nieprzerywania ma zapobiegać kolizji monologów, a nie służyć rozmowie.
Taka pseudopublicystyka nawiązuje do sportów walki (to raczej zapasy lub boks, bynajmniej nie szachy czy floret). Ciekawe zresztą, że sport (podobnie jak parlamentaryzm) miał być jedną ze zbawiennych form „zrytualizowanej (zastępczej) wewnątrzgatunkowej agresji”. Swego czasu Konrad Lorenz uznał ją za warunek przetrwania gatunku ludzkiego. Dzięki takim praktykom nie musimy prześladować każdego, kto jest inny od nas samych (zamiast tego możemy zagrać z nim w gałę).
Coś się jednak popsuło. Obecnie coraz częściej i sport, i parlamentaryzm już nie zastępują agresji, lecz ją nakręcają. Widzowie i aktorzy (rywale) pozostają w toksycznej relacji. Jedni i drudzy nie potrafią oddzielić areny od tego, co dzieje się poza nią. Zaciera się fakt bycia „chwilowym” zawodnikiem czy kibicem. Po meczu czy po programie sportowcy i widzowie nie chcą przebierać się w szatni ani zostawiać tam rękawic czy szalików. Nie ściągają ich już nigdy... W ten sposób konkurent staje się wrogiem. Paradoksalnie, dzięki temu wiem już, kim jestem. Uff, co za ulga! Jesteśmy uratowani... I zgubieni zarazem.
Niestety coraz częściej łączy nas bardziej to, kogo razem się obawiamy czy nienawidzimy, niż to, w co wspólnie wierzymy i czego wspólnie pragniemy. Inny jest obcym, a obcy jest wrogiem. Wróg jest figurą, która buduje naszą tożsamość. Carl Schmitt – intelektualny patron kilku pokoleń politycznych doradców i ich mocodawców – napisał: „Pokaż mi swojego wroga, a powiem, kim jesteś”. Czytać Schmitta mogę z ciekawością, ale ćwiczę w sobie odporność na tę ponurą, pesymistyczną antropologię, która ma usprawiedliwiać przemoc, dominację, obsesję decyzjonizmu (wbrew imposybilizmowi), czcić wolę polityczną ponad instytucjami normatywnymi (prawo, konstytucja, dobry obyczaj). Brzmi to znajomo, prawda? Tak, tak, ten słownik jest w politycznym użyciu od prawie 100 lat i zebrał już nie raz swoje ponure żniwo.
Jak wybrnąć z tych pułapek? Jak wejść w dialog i trwać w dialogu? Przypominam sobie, że przecież jestem rzemieślnikiem. Zatem na koniec: rady praktyczne – jak dla uczestników warsztatów o dialogu. Można je wydrukować i zawiesić w domu na drzwiach lodówki. Przydadzą się do praktykowania dialogu w „podstawowej komórce społecznej”.
Staraj się nie zatrzasnąć wyłącznie w gronie tych, którzy myślą tak samo – to wygodne, ale nudne.W rozmowie mów od siebie i szczerze (w swoim imieniu) – nie staraj się mówić w imieniu innych.Nie zakładaj, że znasz z góry intencje rozmówcy – staraj się je pojąć, mogą cię zaskoczyć.Nie staraj się zawsze przekonywać do swoich racji – raczej staraj się poznać racje tego, z kim rozmawiasz.Nie mów za dużo – raczej słuchaj. Dopuść sytuację, w której w ogóle nie mówisz.Pamiętaj, że często ważniejsze od słów są emocje. One są ważne, nawet jeśli twój rozmówca nie umie ich wyrazić. Być może umiesz sprawniej używać słów, ale to nie znaczy, że masz rację.Nie oceniaj (to łatwe) – staraj się zrozumieć (to trudniejsze, ale ważniejsze).Nie zacieraj różnic – są ważne i uszanuj je. Nie buduj na siłę porozumienia, tam gdzie nie może go być. Prawda nie leży „pośrodku”. Naucz się żyć z tym, że możecie się różnić. To często bogactwo, a nie problem.Pomimo różnic – staraj się jednak poszukiwać tego, co wspólne. Lista spraw wspólnych jest znacznie dłuższa, niż przypuszczasz. Jeśli sięgniesz naprawdę głęboko, dotrzesz do wspólnych korzeni – w szczególności do wspólnych nam wszystkim potrzeb.Doceniaj małe gesty. Na początek zamiast drętwego, bezosobowego „Do widzenia” staraj się na pożegnanie mówić: „Dobrego dnia!” – reakcje cię zadziwią. •Jakub Wygnański – ur. 1964, socjolog, współtwórca i działacz wielu organizacji pozarządowych. Obecnie prezes fundacji Pracownia Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia”. Członek komisji rewizyjnej Klubu Inteligencji Katolickiej w Warszawie. Autor licznych publikacji i wystąpień na temat budowania społeczeństwa obywatelskiego, znaczenia „trzeciego sektora” oraz roli organizacji pozarządowych i wolontariatu. Laureat wielu wyróżnień, m.in. Nagrody im. Andrzeja Bączkowskiego, Nagrody Totus i Nagrody im. Ks. Józefa Tischnera. Mieszka w Warszawie.
Fot. Dorota Kaszuba/Muzeum Powstania Warszawskiego, Michał Warda
„Reforma Kościoła zaczyna się od reformy duchowieństwa” – mówi papież Franciszek. Pytamy więc o przyszłość formacji kapłańskiej. Czy niezbędnie wymaga ona istnienia seminariów duchownych? Jak formować przyszłych księży we współczesnym płynnym świecie? Jakie kapłaństwo jest dzisiaj potrzebne?
Ks. Andrzej Draguła, ks. Remigiusz Szauer
Młodzi coraz bardziej mogą się obejść bez księży. Rzadko rozmawiają z nimi o swoich problemach życiowych. Czy to wyraz braku zaufania do duchowieństwa czy też przekonania, że księża są „nieżyciowi”, a więc nie znają i nie rozumieją problemów młodych ludzi?
Lista księży, którzy – w dość powszechnym przekonaniu Polaków – uosabiali nie tylko Kościół, ale także naród, ciesząc się powszechnym szacunkiem, jest długa. Wystarczy przykładowo wspomnieć kilka nazwisk z wieku XX: ks. Ignacy Skorupka, ks. Jerzy Popiełuszko czy kard. Stefan Wyszyński. W XXI wieku takim niekwestionowanym autorytetem zdążył zostać ks. Jan Kaczkowski, choć bliższe mu zapewne były wartości społeczne niż stricte narodowe. To efekt historii Polski, w której Kościół katolicki odgrywał przez wieki znaczącą rolę, a wskaźniki zaufania do duchownych były wysokie.
Analizując fenomen polskiego katolicyzmu, hiszpańsko-amerykański socjolog José Casanova stwierdził, że – zwłaszcza w czasach zaborów, XX-wiecznych wojen i okresu Polski Ludowej – Kościół w Polsce, historycznie nie będąc utożsamiany z dominującym państwem i kapitalistycznym wyzyskiem, stawał się nośnikiem wolności i obywatelskich wartości demokratycznych. Ostatecznie jednak nie zrealizował swojej aspiracji do utworzenia religii obywatelskiej, stanowiącej zintegrowanie romantycznego nacjonalizmu, słowiańskiego mesjanizmu i nowoczesnej katolickiej nauki społecznej1. Ponad dwie dekady wcześniej Suzanne Hruby widziała w Kościele polskim potężną siłę nie tylko duchową, ale i społeczno-polityczną, odważnie opowiadającą się przeciwko niesprawiedliwości i będącą głównym orędownikiem walki o prawa człowieka2.
Gołym okiem widać, że w ostatnich latach społeczny odbiór instytucji Kościoła – a więc i duchowieństwa – znacząco się w Polsce zmienił. Potwierdzają to badania empiryczne. Według sondażu przeprowadzonego 24 stycznia 2020 r. przez IBRiS dla „Rzeczpospolitej” zaufanie wobec Kościoła spadło w ciągu ostatnich dwóch lat o 13,1% i osiągnęło poziom 39,5%3.
Nasilenie krytycznych ocen miało miejsce szczególnie w ostatnim czasie, gdy ujawnione bądź przypomniane zostały historie księży oskarżonych o pedofilię oraz osłaniania ich przez przełożonych, a tym samym pojawiły się uzasadnione zarzuty dotyczące braku systemowych rozwiązań problemu nadużyć seksualnych w Kościele w Polsce. Powróciły postulaty wprowadzenia radykalnego rozdziału Kościoła i państwa, w tym usunięcia lekcji religii ze szkół publicznych. Przede wszystkim jednak zmieniła się atmosfera społeczna wokół duchownych. Instytucja Kościoła oceniana jest w dużej mierze przez pryzmat jej niektórych urzędowych reprezentantów, ale wszyscy oni – mniej lub bardziej – noszą na sobie piętno opinii o Kościele.
W tym kontekście istotne staje się pytanie, jak w tej sytuacji zachowuje się młodzież, wśród której najszybciej przebiegają procesy sekularyzacyjne4. Jak postrzegana jest przez nią instytucja Kościoła oraz sami duchowni? Przynajmniej częściową odpowiedzią na te pytania niech będą wyniki badań socjologicznych przeprowadzonych w latach 2016–2019 w diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. Stanowią one część większej diagnozy, wypracowanej przez socjologów w Polsce, charakteryzującej cechy religijności młodzieży w Polsce z uwzględnieniem różnorodności regionalnych modeli katolicyzmu i motywów niewiary*.
*W badaniach przeprowadzonych przez ks. Remigiusza Szauera wzięło udział: 2016/2017 – 1252 uczniów szkół średnich i studentów uczelni wyższych, 2018/2019 – 850 studentów uczelni wyższych. Oprócz badań ilościowych w formie ankiet wykonano także 52 wywiady indywidualne i 30 wywiadów grupowych. 58,4% uczestników to kobiety, 41,4% – mężczyźni. 61,7% to uczniowie szkół średnich, 38,3% – studenci. 38,5% badanych to mieszkańcy wsi, 18,7% – respondenci pochodzący z miast do 20 tysięcy mieszkańców, 16,7% – z miast do 40 tysięcy mieszkańców, a 26,2% – z miast powyżej 40 tysięcy. 6% respondentów zadeklarowało głęboką wiarę, 44,5% określiło siebie jako wierzący, 8,7% stwierdziło, że są wątpiący, ale poszukujący, 24,3% zadeklarowało niezdecydowanie, ale przywiązanie do tradycji, 5% – obojętność religijną, a 11,5% – niewiarę. Jednocześnie 2,5% badanych wskazało, że ich udział w praktykach religijnych odbywa się częściej niż w niedzielę, a 16,9% respondentów wskazało, że praktykuje co niedzielę. 24% badanych zadeklarowało niesystematyczne praktyki religijne, ale nie rzadziej niż raz w roku. Ponad 33% respondentów to praktykujący wyłącznie z jakiejś okazji (świątecznej bądź rodzinnej) a ponad 22% deklaruje, że nie praktykuje wcale.
Wyniki przeprowadzonych badań dostarczają m.in. odpowiedzi na trzy szczegółowe pytania: Jakiego księdza chcą mieć młodzi wierni w swoich parafiach? Jakiemu duszpasterzowi skłonni byliby zaufać? Jaki wyłania się postulowany profil absolwenta seminarium?
Badana młodzież została najpierw zapytana o stopień zaufania wobec duchownych poprzez wybór takiego stwierdzenia spośród pięciu, które najlepiej wyraża ich ocenę. 50,5% badanych wybrało stwierdzenie „nie ufam większości duchownych, choć zdarzają się przypadki księży godnych zaufania” i byli to częściej mężczyźni, studenci oraz mieszkańcy wsi i miast powyżej 40 tysięcy mieszkańców. Stwierdzenie „wszyscy duchowni jako grupa społeczna nie są godni zaufania” jako wyrażające ich przekonanie wybrało aż 28,9% respondentów. Oznacza to, że blisko 80% badanej młodzieży nie obdarza duchownych zaufaniem.
Ponad 50% badanej młodzieży nie ufa większości duchownych, a ponadto 28,9% respondentów wybrało odpowiedź „wszyscy duchowni jako grupa społeczna nie są godni zaufania”.
Co prawda, wśród „nieufających” dominują uczniowie i studenci deklarujący się jako niewierzący, obojętni, wątpiący lub niezdecydowani, ale brak zaufania zadeklarowało także 40% wierzących. Stwierdzenie, że „duchowni to grupa społeczna, do której mam pełne zaufanie” wybrało jedynie 6% badanych, i to w większości deklarujących się jako głęboko wierzący. Tylko 8,1% badanych – w większości kobiet – zgadza się ze stwierdzeniem, że „duchowni to grupa społeczna godna zaufania, choć zdarzają się wśród nich tacy, którzy oddziałują negatywnie”. W przypadku deklaracji zaufania nie było istotnych statystycznie różnic ze względu na reprezentowany typ szkoły. Byli to jednak w zdecydowanej większości głęboko wierzący.
Uderzająca jest w tych wynikach wyraźna przewaga odpowiedzi wskazujących na brak zaufania do duchownych. Księżom bardziej nie ufają mężczyźni niż kobiety. Ponad 84% mężczyzn i 75% kobiet ma wątpliwości lub wprost nie ufa duchownym. Częściej dystans do środowiska duchownych przejawia się wśród mieszkańców miast aniżeli wsi, choć jest to różnica tylko pięciu punktów procentowych. Stwierdzenie, że „wszyscy duchowni nie są godni zaufania” częściej wybierają mieszkańcy miast powyżej 40 tysięcy. Pełne zaufanie do księży wykazują częściej mieszkańcy miast do 20 tysięcy oraz mieszkańcy wsi, a także pochodzący z rodzin wierzących i praktykujących.
Istotne staje się więc pytanie: czy ksiądz to jeszcze zawód społecznego zaufania? I czy da się je odzyskać? Jak „przeprofilować” księdza, by jego zawód, o którym wciąż jeszcze mówi się w kategoriach powołania, był bardziej godny szacunku?
Zacznijmy od wad, których trzeba by się wyzbyć. Z uwagi na otwarty charakter pytań respondenci mieli zupełną swobodę w opisie wad osobowych i negatywnych zachowań duchownych. Wadą, która najczęściej pojawia się w kwestionariuszach (96,5%), a która w przekonaniu badanych dyskwalifikuje duchownego, jest nieuporządkowanie seksualne przejawiające się w aktach przestępczych, przede wszystkim w molestowaniu nieletnich. Kolejną wadą akcentowaną przez zdecydowaną większość respondentów jest materializm duchownych (91,8%). Wysoka częstotliwość wskazań dotyczy hipokryzji (87,5%), arogancji (77,5%) i ingerencji w sprawy polityczne (77,7%). Co ciekawe, do listy cech negatywnych kobiety dorzucają jeszcze życiowe zacofanie kapłanów (81,2%).
Jeśli chodzi o cechy i zachowania o charakterze religijnym, to wśród wad najczęściej wymieniana jest nieumiejętność spowiadania bądź lekceważenie spowiedzi (85,0%), a także traktowanie posługi księdza jako pracy zarobkowej (82,2%). Brak wiary w Boga (77,0%) i brak troski o wiarę młodzieży (72,7%) to kolejne przywary, które zauważają respondenci. Ponadto badana młodzież w większości nie akceptuje fundamentalizmu religijnego duchownych (70,7%), życia sprzecznego z Ewangelią (68,4%) oraz niedbalstwa w odprawianiu Mszy (67,5%). Jeśli chodzi o różnice ze względu na płeć, to mężczyźni najbardziej nie akceptują księdza, który traktuje swoje powołanie jako pracę zarobkową (86,7%), a kobiety – księdza źle spowiadającego (88,4%).
Okazuje się jednocześnie, że tylko nieznacznie więcej respondentów deklaruje, iż niemoralne życie księdza ma wpływ na ich wiarę. Taki pogląd wyraziło 40% badanych. Ponad 1/5 respondentów nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, czy wpłynęłoby to na nich pozytywnie bądź negatywnie, a 35% uważa, że moralność księdza raczej nie ma bądź zdecydowanie nie ma wpływu na ich wiarę. Nieco bardziej wrażliwe na niemoralne życie księdza są kobiety niż mężczyźni (różnica czterech punktów procentowych).
Okazało się, że wśród cech pozytywnych duchownego respondenci częściej zwracają uwagę na cechy „świeckie” (52,9%), aniżeli na stricte religijne (43,7%).
Wśród cech świeckich najwyżej notowane są: tolerancja (73,4%), przystępność i otwarcie na ludzi (72,7%), poczucie humoru (72,6%), szacunek do ludzi (71,2%), radość (69,3%), ale też umiejętność słuchania (69%) i wykształcenie (62,7%). Dla kobiet najistotniejszą rolę odgrywa kapłańska tolerancja, poczucie humoru i umiejętność słuchania. Dla mężczyzn – przystępność, ale też nieokazywanie permanentnego poczucia zmęczenia i niespełnienia oraz radość z pełnionej posługi. Ciekawostką może być fakt, że najmniej poszukiwany jest ksiądz esteta, bo tylko przez 19,6% badanych. Jak widać, istnieje zatem wyraźne zapotrzebowanie na księdza radosnego, przystępnego, komunikatywnego i zadowolonego z tego, co robi.
Wśród cech religijnych najczęściej wymieniana jest umiejętność rozumienia i bycia przewodnikiem dla ludzi młodych (69,6%). Istotne znaczenie mają też: wykazywanie się powołaniem (61,4%), głęboka wiara religijna (60,3%), spójność zasad głoszonych z realizowanymi w życiu (59,6%), osobista pobożność (57,45) i troska o modlitwę (53,1%). Najniżej uplasowały się cechy, które można by nazwać eklezjalnymi: miłość do Kościoła (13,7%), troska o kościół (15,3%), posłuszeństwo biskupowi (15,2%), dbanie o parafię (20,6%).
W przypadku kwalifikacji właściwych tylko dla duchownych najwyżej cenione są: umiejętność głoszenia dobrych kazań oraz spowiadania w sposób zaangażowany i empatyczny, a także troska o liturgię.
W czym jeszcze mogliby być potrzebni duchowni? Czy są – dla przykładu – przydatni w rozwiązywaniu problemów życiowych? Czy – innymi słowy – w trudnej sytuacji idzie się po poradę do księdza?
Z badań wynika, że coraz rzadziej. Aż 44,9% badanych nie postrzega duchownych jako osób, z którymi można rozmawiać o problemach życiowych i prosić ich o wsparcie. Z własnym problemem gotowych jest pójść do księdza 31,8% ankietowanych. Co ciekawe, za kompetentnego w kwestiach życiowych uznaje księdza więcej mężczyzn (34,5%) niż kobiet (29,9%). Nie zaskakuje fakt, że bardziej gotowi są pójść do księdza głęboko wierzący i systematycznie praktykujący. Z wiary wynika zaufanie do księdza i jego kompetencji.
Większość badanych nie postrzega jednak duchownych jako tych, z którymi warto rozmawiać o problemach życiowych, a aż 23% nie ma zdania w tej kwestii. Mówiąc prościej, młodzież nie rozmawia z księżmi o swoich problemach życiowych. Czy należy to złożyć na karb braku zaufania do duchowieństwa czy też wynika to z przekonania, że księża są „nieżyciowi”, a więc nie znają i nie rozumieją problemów młodych ludzi? Badania nie dają na to pytanie odpowiedzi. Jedno jest pewne: nie tylko w Kościele, ale także w życiu coraz bardziej można się bez księdza obejść.
Wśród badanej młodzieży przeważają poglądy zwracające uwagę na potrzebę rewizji stanowiska Kościoła wobec celibatu. 56,2% badanych jest za jego zniesieniem, 17,5% jest za utrzymaniem istniejącego status quo, natomiast ponad 1/4 badanych nie ma w tej kwestii sprecyzowanego stanowiska.
Argumenty respondentów pozytywnie odnoszących się do celibatu można podzielić na teologiczne i praktyczne. Zwolennicy utrzymania celibatu w uzasadnieniach zwracają uwagę, że „ksiądz jest po to księdzem, żeby być zaślubionym Chrystusowi”, „ksiądz ma myśleć o Bogu, a nie o rodzinie”, „ksiądz celibatem naśladuje Chrystusa, który mówi o bezżenności dla królestwa niebieskiego”, „dzięki celibatowi księża wyrzekają się rodzin dla dobra innych ludzi, dla których mają czas”.
Respondenci z większą łatwością wskazują na wady niż zalety duchownych. Wśród cech pozytywnych częściej zwracają uwagę na cechy „świeckie” aniżeli na stricte religijne.
W przypadku argumentacji praktycznej uzasadnienia odwołują się do kwestii życia codziennego: „celibat jest po to, żeby księża nie rozdzielali majątku kościelnego na swoje rodziny”, „Kościół nie dysponuje takim zapleczem, żeby pomieścić wszystkie rodziny księży”, „ksiądz nie byłby do dyspozycji wiernych, ale musiałby pilnować spraw rodzinnych”, „jakby księża mogli współżyć i mieć żony, to zrobiłaby się z tego tylko zwykła praca zarobkowa, a nie powołanie”.
Wśród argumentów akceptujących celibat pojawiły się i takie, które odwoływały się do tradycyjnego obrazu księdza: „po prostu nie wyobrażam sobie księdza z żoną”. Co istotne, dla większości respondentów słowo „celibat” oznacza nie bezżenność, lecz raczej wstrzemięźliwość seksualną. Ciekawe jest także to, że w wypowiedziach badanych dominują argumenty teologiczne, które stanowią aż 72% wobec 28% argumentów praktycznych.
Argumenty przeciwników celibatu podzielić można na dwie grupy: negatywne (prewencyjne) i pozytywne (liberalne). W tych pierwszych dominują opinie, które w celibacie widzą podstawowe źródło wynaturzeń lub zboczeń seksualnych. W wypowiedziach respondentów dominuje wątek pedofilii, ale też – jak określają to respondenci – „rodzin na boku”, życia w konkubinacie z kobietami bądź mężczyznami. W drugim przypadku są to argumenty zwracające uwagę, że „każdy ma prawo do szczęścia i miłości”, „mając rodzinę, ksiądz lepiej rozumiałby innych ludzi” oraz „że celibat jest sprzeczny z naturą, w którą wpisany jest popęd seksualny”. Proporcja argumentów negatywnych w stosunku do pozytywnych wynosi 65% do 35%.
Omówione tutaj wyniki badań dotyczą określonej grupy wiekowej (uczniowie i studenci) oraz konkretnego obszaru (diecezja koszalińsko-kołobrzeska). Zapewne nie wolno ich bezkrytycznie rozciągać na całą populację i ekstrapolować na inne regiony Polski. Być może wyniki byłyby inne w pokoleniu czynnym zawodowo, wśród osób w starszym wieku czy w diecezjach położonych w Polsce południowo-wschodniej. Nie znaczy to jednak, że badania te nie pokazują problemu, który – mniej lub bardziej – ujawnia się w całej Polsce.
Przedstawione wyniki są z pewnością wyzwaniem pastoralnym. Ukazują one bowiem sferę rosnącego dystansu pomiędzy świeckimi a duchowieństwem, ale także skalę uprzedzeń, których źródłem są doświadczenia własne lub informacje uzyskane z mediów czy od innych osób. Znamienne jest to, że respondenci z większą łatwością wskazują na wady niż zalety duchownych.
Zważywszy na to, że dużą część badanych stanowią osoby zdystansowane do Kościoła: niewierzące, niepraktykujące czy praktykujące sporadycznie, można zaryzykować stwierdzenie, że obraz księdza, który się w nich ukształtował, jest w dużej mierze zapośredniczony i nie wynika z osobistego, indywidualnego kontaktu. Ale to tylko część badanych. Są przecież wśród nich także wierzący i praktykujący. Tak czy inaczej, łatwiej jest im opisać księdza, którego nie chcą, niż takiego, którego chcą. Czy znaczy to również, że postrzegają duchownych przede wszystkim z perspektywy ich wad?
Zestawienie dotyczące postrzegania zalet i wad duchownych oraz ocena ich kompetencji pokazuje, że w społecznej ocenie księży istotny jest styl realizacji powołania kapłańskiego. Z badań jednoznacznie wynika, że nie ma „zapotrzebowania” na taki styl realizowania posługi kapłańskiej, który można określić jako: krzyczący, wykluczający, imperatywny, monotonny, upolityczniony, moralizatorski, pogardliwie pobłażliwy, arogancki, materialistyczny czy sprawiający wrażenie oderwanego od życia. Niestety, taki styl uważany jest przez badanych za dominujący wśród polskich księży.
Z drugiej strony trzeba przyznać, że z pewnością swoistemu „zsekularyzowaniu” uległa ocena samej roli księdza. Jak pisaliśmy wyżej, młodzi bardziej cenią kompetencje naturalne niż kwestie związane z duchowością. To wskazywałoby, że większą wagę przywiązują do tego, jakim ksiądz jest człowiekiem, niż do tego, jaka jest jego pobożność (choć nie jest ona bez znaczenia).
Mówiąc krótko, młodzi szukają dziś takiego duchownego, który byłby bardziej ludzki. Ten postulat może jednak wykraczać poza oczekiwania formułowane wobec jednostkowego księdza. Być może chodzi nie tylko (nie tyle) o bardziej ludzkiego księdza, ale o kapłaństwo bardziej ludzkie, czyli – zgodnie z wielokrotnie wyrażanym przez papieża Franciszka pragnieniem – zdeklerykalizowane. Otwarte pozostaje pytanie, czy do takiego kapłaństwa zdolne jest przygotować współczesne polskie seminarium. •
Andrzej Draguła – ur. 1966, ksiądz diecezji zielonogórsko-gorzowskiej. Dr hab. teologii, profesor Uniwersytetu Szczecińskiego, przewodniczący Rady Instytutu Nauk Teologicznych US, członek Komitetu Nauk Teologicznych Polskiej Akademii Nauk. Publicysta, członek redakcji „Więzi” i Rady Naukowej Laboratorium „Więzi”. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Dziennikarskiej „Ślad” im. bp. Jana Chrapka. Autor wielu książek, m.in.: Ocalić Boga. Szkice z teologii sekularyzacji; Copyright na Jezusa. Język, znak, rytuał między wiarą a niewiarą; Bluźnierstwo. Między grzechem a przestępstwem; Emaus. Tajemnice dnia ósmego. Mieszka w Zielonej Górze.
Remigiusz Szauer – ur. 1980, ksiądz diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. Doktor socjologii, teolog, politolog, adiunkt w Instytucie Nauk Teologicznych Uniwersytetu Szczecińskiego, duszpasterz akademicki, przewodniczący Komisji ds. Młodych II Synodu Diecezji Koszalińsko-Kołobrzeskiej. Autor omówionych w artykule badań, których wyniki zostały całościowo przedstawione w monografii Między potrzebą doznań a trwałością postaw. Religijność i moralność uczniów szkół średnich i studentów uczelni wyższych w diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej oraz artykułów z zakresu socjologii religii i socjologii młodzieży. Mieszka w Koszalinie.
1Por. J. Casanova, Religie publiczne w nowoczesnym świecie, tłum. T. Kunz, Kraków 2005, s. 165.
2Por. S. Hruby, The Church in Poland and Its Political Influence, „Journal of International Affairs” 1982/83 (Fall/Winter), vol. 36 (2), s. 317–328.
3Z. Dąbrowska, Sondaż: Wzrosło zaufanie do sądów i UE, spadło do Kościoła, „Rzeczpospolita”, 27.01.2020.
4Zob. A. Draguła, Sekularyzacja pełzająca czy galopująca? „Więź” 2019, nr 4, s. 216–224.
Pakiet prenumerata druk
kwartalnik drukowany + „Więź” cyfrowa + rabat na książkiW cenie 106,92 zł otrzymujesz:4 numery kwartalnika „Więź” za rok 2020 (koszt wysyłki ponosi redakcja), te same numery w formatach epub, mobi, pdf,rabat 40% na zakup książek naszego wydawnictwa w roku 2020 (dostępny po zalogowaniu na stronie www.wydawnictwo.wiez.pl).
Pakiet prenumerata elektroniczna
„Więź” cyfrowa + rabat na książkiW cenie 88,56 zł otrzymujesz: 4 numery kwartalnika „Więź” za rok 2020 w formatach e.pub, .mobi, .pdf, rabat 40% na zakup książek naszego wydawnictwa w roku 2020 (dostępny po zalogowaniu na stronie www.wydawnictwo.wiez.pl).
Pakiet sponsorski 1
W cenie 150 zł otrzymujesz w całości PAKIET PRENUMERATA DRUK oraz wspierasz rozwój „Więzi” kwotą 43,08 zł. Twoje nazwisko zostanie podane w kolejnym numerze w „Podziękowaniach dla Przyjaciół”.
Pakiet sponsorski 2
W cenie 200 zł otrzymujesz w całości PAKIET PRENUMERATA DRUK oraz wspierasz rozwój „Więzi” kwotą 93,08 zł. Twoje nazwisko zostanie podane w kolejnym numerze w „Podziękowaniach dla Przyjaciół”.
Pakiet zagraniczny
W cenie zależnej od kosztów wysyłki zagranicznej otrzymujesz w całości Pakiet Prenumerata Druk.
Wpłaty za prenumeratę można dokonać przez formularze na stronie www.prenumerata.wiez.pllub na konto bankowe:
Towarzystwo „Więź”, Warszawa, ul. Trębacka 3PKOBP S. A. nr 79 1020 1156 0000 7702 0067 6866.
Prosimy o czytelne wpisanie danych: imię, nazwisko, dokładny adres Prenumeratora oraz liczba zamawianych egzemplarzy i okres prenumeraty.
Dodatkowe informacje o prenumeracie można uzyskać pod numerem telefonu: (+ 48 22) 827-96-08 oraz pod adresem e-mail: [email protected]
Prenumeratę „Więzi” prowadzą także: Ruch, Kolporter i Garmond.
1 zakup prenumeraty sponsorskiej (zob. obok),
2 stałe wsparcie poprzez serwis Patronite (zob. www.patronite.pl/wiez),
3 darowizny odliczane od dochodu w rozliczeniu podatkowym (nr konta bankowego – jak dla prenumeraty, z dopiskiem: darowizna na rzecz działalności statutowej Towarzystwa „Więź”),
4 wykupienie reklamy w kwartalniku i/lub w serwisie Więź.pl (kontakt: [email protected], tel. (22) 827-96-08),
5 zakup naszych książek bezpośrednio u wydawcy (wydawnictwo.wiez.pl).
„Więź” ukazuje się od roku 1958
Redaktorami naczelnymi byli
† Tadeusz Mazowiecki (1958–1981), † Wojciech Wieczorek (1981–1989), Stefan Frankiewicz (1989–1995), Cezary Gawryś (1995–2001)
Redakcja
Zbigniew Nosowski (redaktor naczelny), Grzegorz Pac (zastępca redaktora naczelnego), Ewa Buczek (sekretarz redakcji), Bartosz Bartosik, Bogumiła Berdychowska, ks. Andrzej Draguła, Sebastian Duda, Andrzej Friszke, Jakub Halcewicz-Pleskaczewski, Katarzyna Jabłońska, Anna Karoń-Ostrowska, Ewa Kiedio, Tomasz Kycia, ks. Andrzej Luter (asystent kościelny Towarzystwa „Więź”), Maria Rogaczewska, Konrad Sawicki, Agata Skowron-Nalborczyk, Jerzy Sosnowski
Stale współpracują
Elżbieta Adamiak, Jacek Borkowicz, Barbara Chyrowicz SSpS, ks. Rafał Dudała, Cezary Gawryś, Aleksander Hall, Paweł Kądziela, Agnieszka Magdziak-Miszewska, Józef Majewski, Sławomir Sowiński, ks. Grzegorz Strzelczyk, Monika Waluś, Tomasz Wiścicki, Jakub Wygnański, Maciej Zięba OP, Michał Zioło OCSO
Rada Redakcyjna
Wojciech Arkuszewski, Jacek Borkowicz, Jędrzej Bukowski, Stefan Frankiewicz, Andrzej Friszke, Cezary Gawryś, Katarzyna Jabłońska, Krzysztof Jedliński, Anna Karoń-Ostrowska, Paweł Kądziela, Bogumił Luft, Agnieszka Magdziak-Miszewska, Józef Majewski, Zbigniew Nosowski, Inka Słodkowska, Paweł Śpiewak, Jan Turnau, Andrzej Wielowieyski, Tomasz Wiścicki, Kazimierz Wóycicki, Marek Zieliński
Redakcja