Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czy w polskiej kulturze rzeczywiście mamy do czynienia z buntem uciśnionych? Czy powstają zapowiadane nowe arcydzieła i nowe hierarchie w sztuce? Czemu służy wymiana kadry kierowniczej czołowych placówek kultury? Jakie wzorce estetyczne są obecnie promowane? Odpowiedzi szukamy w wiosennej „Więzi”, podsumowując politykę kulturalną obozu Prawa i Sprawiedliwości.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 394
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
kwartalnik, warszawa więź wiosna 2022
Czy w polskiej kulturze rzeczywiście mamy do czynienia z buntem uciśnionych? Czy powstają zapowiadane nowe arcydzieła i nowe hierarchie w sztuce? Odpowiedzi szukamy w wiosennej „Więzi”, podsumowując politykę kulturalną obozu Prawa i Sprawiedliwości.
Jest tu miejsce i na całościową surową ocenę tego podejścia, i na wypowiedzi kilku ważnych postaci kultury utożsamiających się z nurtem konserwatywnym, i na wnikliwą analizę owoców działania w Zamku Ujazdowskim dyrektora sięgającego w imię konserwatyzmu po język awangardowy, i na wywiad z twórcą wybitnego spektaklu zaprezentowanego w Teatrze Telewizji TVP.
Trafnie zwraca uwagę Piotr Kosiewski na międzynarodowe aspekty zjawiska. Próby tworzenia prawicowej międzynarodówki uciśnionych w kulturze warto zobaczyć w powiązaniu z podobnymi działaniami części elit politycznych. Oto wspierają się nawzajem radykalni nacjonaliści nawet z narodów, które tradycyjnie się zwalczały. Ugrupowania prawicy do niedawna mainstreamowej wchodzą w sojusze z prawicą radykalną, po czym – aby utrzymać jej elektorat – przejmują jej język i metody. Nawiązują międzynarodowe polityczne alianse nawet z przyjaciółmi swoich teoretycznie największych wrogów – bez wyraźnego długofalowego konstruktywnego celu.
Coraz częściej liderzy konserwatywnej prawicy stają się niemądrze radykalni. W kulturze przedstawiają się obecnie jako obrońcy pełnej swobody artystycznej. Paradoksalnie coraz bardziej łączy ich to z radykałami spod całkowicie odmiennej gwiazdy, którzy kilkadziesiąt lat temu porywali europejską młodzież hasłami, że zabrania się zabraniać.
Głęboko martwią mnie te procesy. Choć ani ze mnie prawicowiec, ani konserwatysta, to jestem przekonany, że Polska, Europa i świat potrzebują mądrego konserwatyzmu i mądrej prawicy. Bardzo trafnie przestrzega Kosiewski, że „najważniejsze jest pytanie nie o hierarchie w sztuce, lecz o to, co przez kolejne dekady będzie się kryć pod hasłami «prawica» czy «konserwatyzm», tak w polityce, jak i w sferze kultury”.
Zbigniew Nosowski
Serdecznie dziękujemy wszystkim Darczyńcom i Patronom „Więzi”! Państwa życzliwość jest dla nas niezwykle ważna. Dzięki niej „Więź” może nie tylko trwać, ale też się rozwijać. W ostatnim okresie wsparcia udzieliły nam następujące osoby:
Maciej Achremowicz ○ Elżbieta i Kazimierz Adamiakowie ○ Katarzyna Adamska-Dutkiewicz ○ Izabela Alenowicz ○ Jacek Ambroziak ○ Siarhei Anhur ○ Tomasz Arabski ○ Łukasz Bancarzewski ○ Radosław Baran ○ Tomasz Barczak ○ Iwona D.Bartczak ○ Agnieszka Batejko ○ Paweł Batory ○ Łukasz Bestry ○ Monika Białkowska ○ Ewa Bielecka ○ Magda Bigaj ○ Grzegorz Biziel ○ Łukasz Blachnik ○ Zygmunt Bluj ○ Krzysztof Błażejewski ○ Mario Boniu ○ Magdalena Borowiec ○ Marcin Bruszewski ○ Michał Buczek ○ Dominika Buk ○ Michał Całka ○ Anna Cepeniuk ○ Maria Chantry ○ Elżbieta Chlebowska ○ Marianna Chlebowska ○ Dominika Chmielewska ○ Pawel Chodarcewicz ○ Jakub Choiński ○ Katarzyna Cholewa ○ Mariola Ciemny ○ Karina Cierocka ○ Wojciech Cierpiał ○ Łukasz Cieszyński ○ Marcin Czajkowski ○ Małgorzata Czaplińska ○ Maria Czaplińska ○ Katarzyna Czerwińska-Koral ○ Monika Czub ○ Anna Daniecka ○ Paweł Deyk ○ Anna Dębska ○ Jakub Dmitrowski ○ Justyna Domagała ○ Daniel Dramowicz ○ Kasper Drążewski ○ Magdalena Drewing ○ Michał Dobroczyński ○ Marta Drobnik ○ Rafał Dziedzic ○ Zofia Eichmann ○ Przemysław Fenrych ○ Bogna Foss-Nieradko ○ Jakub Gałęziowski ○ Aneta Gądek-Moszczak ○ Piotr Gerlach ○ Paweł Gieryński ○ Teresa Gierzyńska ○ Piotr Głogowski ○ Bernard Gnilka ○ Aldona Gowin ○ Edwin Górnicki ○ Justyna Górnowicz ○ Dominik Górski ○ Leszek Górski ○ Filip Grochowina ○ Marlena Grzegorzewska ○ Piotr Hachuła ○ Paulina Halamska ○ Magdalena Hałasz ○ Marián Hamada ○ Ewa Hanusiak ○ Mirosława Hanusiewicz-Lavallee ○ Tomasz Horbowski ○ Agáta Stanislava Hrkľová ○ Wojciech Jajdelski ○ Karol Janas ○ Tomasz Janas ○ Kamil Jankielewicz ○ Krzysztof Jankowiak ○ Marek Jankowski ○ Janusz Januszkiewicz ○ Marcin Jarząbek ○ Ewa Jasionek ○ Krzysztof Jedliński ○ Piotr Jelinowski ○ Piotr Jędorowicz ○ Jarek Jurasz ○ Marcin Jurkiewicz ○ Olek Kaczmarek ○ Paweł Kaczorowski ○ Katarzyna Kądziela ○ Katarzyna Kajzar ○ Barbara Kalfas ○ Michał Kałuziak ○ Jan Kamiński ○ Monika Kapa-Cichocka ○ Joanna Kapturczak ○ Michał Kasperczak ○ Kazimierz Kasprzyk ○ Wiesława Kaszlajda-Mańczak ○ Jacek Kempa ○ Jacek Kiljański ○ Karen Kirsten ○ Dorota Klaszczyk ○ Wiesław Klisiewicz ○ Karol Kłąb ○ Monika Kłosińska ○ Mateusz Kobak ○ Wiesław Kolasa ○ Magdalena Komorowska ○ Zofia Komorowska ○ Marcin Komosa ○ Konrad Konczewski ○ Cezary Korenc ○ Michał Kosmulski ○ Aleksandra Kowalczyk ○ Michał Kowalewski ○ Elżbieta Kozak ○ Leontyna Kozakowska ○ Robert Krajewski ○ Michał Królikowski ○ Wojciech Kruk ○ Lesław Krzewski ○ Damian Książek ○ Jakub Kubica ○ Urszula Kubicka ○ Jacek Kubka ○ Edward Kudrewicz ○ Łukasz Kulaga ○ Artur Kulesza ○ Anna Kulesza-Jeleń ○ Marcin Kulwas ○ Jarosław Kustoń ○ Krzysztof Kwieciński ○ Ireneusz Lara ○ Aleksandra Latoń ○ Piotr Lenartowicz ○ Marcin Listwan ○ Agata Jenta ○ Dagmara Lis ○ Marta Lizak ○ Mirabella Luszawska ○ Roman Łazarski ○ Wojciech Maciążek ○ Andrzej Mackiewicz ○ Marek Madej ○ Grzegorz Madejski ○ Roman Majcher ○ Tadeusz Makulski ○ Jacek Malinowski ○ Krzysztof Maliszewski ○ Jacek Małyszko ○ Maciej Manikowski ○ Leszek Mańczak ○ Rafał Mańczak ○ Piotr Marciniak-Żabnicki ○ Stanisław Matczak ○ Jerzy Matejko ○ Piotr Materny ○ Maria i Jan Meissnerowie ○ Grzegorz Michalik ○ Piotr Michna ○ Karolina Milewska ○ Lech Miłaczewski ○ Anna Mirkowska ○ Tadeusz Mojsa ○ Elżbieta Morawska ○ Andrzej Moskalik ○ Paweł Mostek ○ Paweł Mościcki ○ Iza Mrzygłód ○ Jan Muszyński ○ Tomasz Nadolny ○ Aleksandra Nagórko ○ Kasia Kuba Narzeczeni ○ Bogna Neumann ○ Krzysztof Nędzyński ○ Olek Nobis ○ Grzegorz Nowak ○ Anna Nowak ○ Ewa Nowakowska ○ Sebastian Oduliński ○ Katarzyna Otczyk ○ Magdalena Pachecka ○ Dima Panto ○ Maciej Papierski ○ Katarzyna Pasek ○ Krzysztof Patejuk ○ Przemysław Pawłowicz ○ Andrzej Perzyński ○ Aurelia Piechowiak ○ Jarema Piekutowski ○ Sławomir Pietuszko ○ Katarzyna Pliszczyńska ○ Agnieszka Ploch ○ Sławomir Płaczkowski ○ Anna Pobiedzińska-Solicka ○ Marta Połtowicz-Bobak ○ Maria Poniewierska ○ Anna Potok ○ Michał Przeperski ○ Jacek Przybyło ○ Dorota Puk ○ Aga Robakowska ○ Justyna Rochon ○ Maria Roeske ○ Agata Romaniszyn ○ Tomasz Romaniuk ○ Leszek Ropelewski ○ Paweł Rost ○ Jerzy Rostworowski ○ Tomasz Rożek ○ Joanna Rózga ○ Małgorzata Rusin ○ Anna Rygielska ○ ks.Piotr Rytel ○ Karolina Ryzko ○ Hanna Rzadkosz Florkowska ○ Jan Sar ○ Paweł Sawicki ○ Iwona Semeniuk ○ Anna i Michał Siciarkowie ○ Arek Siecho ○ Sławomir Siek ○ Rafał Siemianowski ○ Anna Sieprawska ○ Wojciech Skibicki ○ Zbigniew Skowroński ○ Anna Skucińska ○ Jan Słowik ○ Agnieszka Smoleń ○ Paweł Smoleń ○ Krzysztof Sobusiak ○ Benedykt Soczowka ○ Jędrzej Soliński ○ Paweł Sołtysiak ○ Renata Soszyńska ○ Paulina i Łukasz Sporyszkiewiczowie ○ Aleksandra Springer ○ Maciej Stachowicz ○ Joanna Stawiarska ○ Mateusz Stawiarski ○ Krystyna Stefaniak ○ Alicja Stolarczyk ○ Danuta Stołecka-Wójcik ○ Maria Strzelecka ○ Roman Sygulski ○ Ewa Szczepaniak ○ Piotr Szczepkowski ○ Katarzyna Szczęsna ○ Adam Szczodry ○ Elżbieta Szczypek ○ Jarosław Szczypiński ○ Paweł Szewczyk ○ Andrzej Szostek ○ Ewa Szpunar-Huk ○ Jerzy Szymański ○ Ewa Szyszkowska ○ Barbara Śpiewak ○ Joanna Święcicka ○ Magda Święcicka ○ Krzysztof Tańczuk ○ Weronika Tarka ○ Maria Tarnawska ○ Tomasz Tędziagolski ○ Maciej Tomecki ○ Maciej Trochimiuk ○ Piotr Trudnowski ○ Monika Turała ○ Andrzej Tyc ○ Anna Urbaniak ○ Radosław Walczuk ○ Natalia Waleriańczyk ○ Marek Wałuszko ○ bp Artur Ważny ○ Krzysztof Weglewski ○ Maciej Weksej ○ Borys Welz ○ Urszula Wencka ○ Piotr Werner ○ Maciej Wewior ○ Teresa Witkowska ○ Ewa Wojciechowska ○ Joanna Woźniak ○ Zofia Woźniak ○ Henryk Woźniakowski ○ Jan Wyrowiński ○ Damian Wyżkiewicz CM ○ Zbigniew Zaleski ○ Artur Zalewski ○ Karol Zalewski ○ Miłosz Zankowski ○ Teresa Zańko ○ Agnieszka Zawiejska ○ Bogdan Zdanowicz ○ Wojciech Zieliński ○ Mariusz Zięba ○ Justyna Zorn ○ Monika Zuba ○ Paweł Zygmański ○ Leszek Zygmunt ○ Krystyna Żmuda Trzebiatowska ○ Marcin Żółtek ○ Piotr Żylicz ○ oraz osoby, które pragną pozostać anonimowe
Możliwe formy wsparcia „Więzi” – zob.s.239.
W narzekaniach na coraz niższą jakość mediów najwięcej mówi się o ich upolitycznieniu. Ale przecież degenerujący wpływ mają też zmiany technologiczne, presja komercyjna i zamknięcie środowiskowe. Pora na nowy ład medialny! Jakie powinny być jego fundamenty prawne? Jak zbudować media przyszłości?
Bartosz Bartosik
Dla dobra demokracji należy pozbawić polityków bezpośredniej kontroli nad mediami, kapitał prywatny – dominującego wpływu na treści dziennikarskie, a gigantów cyfrowych – monopoli. Pora, by media odzyskały legitymację od obywateli.
„Mamy prośbę, by jutro TVP bardzo ładnie zaatakowało te osoby, które taki wyrok wydały. [...] Takie pytania do posłów PiS będących jutro w studiach TVP będzie można spokojnie zadawać. My z Michałem Dworczykiem musimy wiedzieć, kto idzie, a następnie go odpowiednio przygotujemy” – czytamy w opublikowanym przez portal Poufna Rozmowa mailu, który doradca premiera Mariusz Chłopik wysłał do prezesa TVP Jacka Kurskiego i szefa „Wiadomości” Jarosława Olechowskiego we wrześniu 2018 r.1 Treść tej wiadomości wyraźnie sugeruje, że mamy w Polsce władzę polityczną, która zastępuje kolegium redakcyjne głównego programu informacyjnego telewizji publicznej i wyznacza tematy rozmów, a także treść pytań.
Upolitycznienie może być najłatwiej dostrzegalnym problemem, przed którym stoją media w Polsce. Nie jest ono jednak jedynym, ani nawet największym wyzwaniem, jakie na nie czeka. Istnieje jeszcze presja komercyjna, wymuszająca kompromisy między lojalnością wobec czytelników i interesu społecznego a wiernością biznesowi, który zawsze może przyjść z walizką wypchaną pieniędzmi i zapewnić funkcjonowanie redakcji. Ponadto rozwój technologiczny zmienia mechanizmy funkcjonowania mediów, a także nasze – użytkowników – sposoby, w jakie z nich korzystamy. Przykładów tego, jak media radzą sobie – lub nie – ze wspomnianymi trzema rodzajami wyzwań, nie musimy daleko szukać – przełom lat 2021/2022 dostarczył ich aż nadto. Do kilku z nich chciałbym się odnieść, aby unaocznić aktualność problemów, które zmieniają media, a wraz z nimi obywateli i demokrację.
Na wstępie powiedzmy jasno: stawką w grze o współczesny ład medialny jest dobrostan psychofizyczny obywateli i kondycja wspólnoty politycznej. „Niezależne dziennikarstwo jest niezbędną siłą dla demokracji i otwartych społeczeństw, ale zagraża mu żywotne niebezpieczeństwo ze strony wzajemnie powiązanych czynników, które w swojej skali, złożoności i systemowej naturze przypominają wyzwanie klimatyczne” – piszą autorzy raportu A New Deal for Journalism2. Wzywają oni polityków, dziennikarzy, właścicieli i wydawców mediów, a także użytkowników i wszystkich interesariuszy, by zapobiegli „możliwemu wyginięciu” niezależnego dziennikarstwa.
Być może ten alarmistyczny ton jest trochę przesadzony, a „na martwej planecie nie będzie dziennikarstwa” – jak mógłby brzmieć transparent na proteście Młodzieżowego Strajku Klimatycznego – więc nadawanie mediom znaczenia równego klimatowi jest nadużyciem. Ale z drugiej strony co jeśli niezależne dziennikarstwo jest niezbędne, by uniknąć globalnej katastrofy? Na potrzeby tego tekstu proponuję właśnie taką perspektywę. Potrzebujemy nowego ładu medialnego, bo chaos informacyjny łamie prawo człowieka do informacji, niszczy wspólnotowość i obezwładnia nas w obliczu dzisiejszych i przyszłych wyzwań. Troska o ład medialny jest więc troską o dobro wspólne i przyszłość naszych wspólnot zarówno w wymiarze lokalnym, jak i globalnym.
„Średnia sprzedaż dzienników regionalnych w 2021 r. spadła o 17,5 proc. w porównaniu z 2020 rokiem” – informował 9 lutego 2022 r. „Press”. W roku, o którym mowa, PKN Orlen przejął 20 z 24 dzienników regionalnych. Koncern naftowy wymienił wszystkich redaktorów naczelnych wspomnianych pism – z wyjątkiem Stanisława Wróbla z kieleckiego „Echa Dnia” – a z ich redakcji odeszło wielu dziennikarzy. Drastycznie spadła także liczba użytkowników serwisów internetowych dzienników lokalnych – z 13,26 mln w grudniu 2020 r. do 11,37 mln w kwietniu 2021 r. Tak dużych spadków nie da się wytłumaczyć trendami rynkowymi – sprzedaż dzienników ogólnopolskich maleje ponad dwukrotnie wolniej, a ruch internetowy, w tym liczba płatnych subskrypcji, wzrasta.
Co więc stało się z prasą lokalną? Wszystko wskazuje na to, że to efekt jej upolitycznienia pod wpływem zmian właścicielskich. Spadki sprzedażowe już w przeszłości bywały efektem upolitycznienia tytułów prasowych. Taka sytuacja miała miejsce między innymi w 1990 r., gdy pisma wydawane przez Robotniczą Spółdzielnię Wydawniczą „Prasa–Książka–Ruch” zostały rozparcelowane między partie polityczne. Wiele z wydawnictw upadło, bo czytelników zniechęciła jednoznaczna linia polityczna ulubionych tytułów.
Za obecnymi zmianami w mediach Polska Press stoi Dorota Kania – doświadczona dziennikarka, była redaktorka naczelna TV Republika i autorka licznych artykułów lustracyjnych. Kania nie ukrywa swoich poglądów politycznych, w 2014 r. przekonywała, że „trzeba głosować na PiS”, a przed objęciem stanowiska w zarządzie Polska Press była jednym z najczęstszych gości prorządowych „Wiadomości” TVP. Nic zatem dziwnego, że dziennikarze, którzy odchodzili z tytułów wydawanych przez Polska Press – jak Karina Obara z „Gazety Pomorskiej” czy Janusz Szymonik z „Dziennika Zachodniego” – wskazywali na polityczne naciski jako jeden z głównych powodów swoich decyzji.
Upolitycznienie to najłatwiej dostrzegalny problem, przed którym stoją polskie media. Nie jest ono jednak jedynym, ani nawet największym wyzwaniem.
Łatwo ulec złudzeniu, że w kontrolowaniu mediów lokalnych chodzi o zmiany personalne w składach redakcji, ale w istocie celem jest tu maksymalizacja wyniku wyborczego Prawa i Sprawiedliwości. – Możemy się spodziewać, że podczas najbliższych wyborów powszechnych władza przyjmie strategię pt.wszystkie ręce na pokład. Poza wysiłkiem politycznym PiS uruchomi media prorządowe – publiczne, kontrolowane przez Polska Press i prywatne – by zmobilizować lokalnych wyborców i sięgnąć po tych kilka decydujących o większości parlamentarnej mandatów – mówi mi prof.Adam Bodnar. To realna perspektywa. Już w raporcie z wyborów prezydenckich w 2020 r. OBWE zwróciła uwagę, że media rządowe w trakcie kampanii wspierały Andrzeja Dudę3.
Presja polityczna dotyczy także mediów prywatnych. Najwyraźniejszym tego przykładem było „lex TVN” – inicjatywa ustawodawcza posłów partii rządzącej, która miała na celu uniemożliwienie podmiotom spoza Europejskiego Obszaru Gospodarczego uzyskanie koncesji na nadawanie programów radiowych i telewizyjnych. Propozycja posłów PiS była w praktyce wymierzona w telewizję TVN, której właścicielem jest amerykańska grupa Discovery. Projekt nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji był najpierw ekspresowo procedowany w Sejmie, następnie wstrzymany pod wpływem bieżącej kalkulacji politycznej i ponownie błyskawicznie przywrócony do porządku obrad, gdy władza uznała, że przyszedł na to dogodny moment. Choć prezydenckie weto ostatecznie przekreśliło reformę, to sygnał od rządzących był jasny: medialni krytycy mogą spodziewać się nadzwyczajnych działań ze strony obozu władzy, by zamknąć im usta.
Co istotne, upolitycznienie mediów nie ogranicza się jedynie do okresu rządów Zjednoczonej Prawicy, ale było elementem ładu medialnego III RP od jej początków. „Od 1989 r. Polacy nie stworzyli systemu mediów, w których głównym wyznacznikiem byłby opis rzeczywistości w formie na tyle, na ile to możliwe, zbliżonej do prawdy i odpornej na politykę czy ideologię” – przekonuje w publikowanym obok tekście Dariusz Rosiak. Problem dotyczy także innych krajów. Media w wielu państwach europejskich, zwłaszcza z południowego wschodu kontynentu, doświadczają podobnych lub nawet bardziej intensywnych nacisków.
Myli się jednak ten, kto myśli, że panaceum na presję polityczną będzie oddanie kontroli nad mediami rynkowi. Wspomniana Karina Obara, gdy ogłosiła odejście z upolitycznionej przez Orlen „Gazety Pomorskiej”, napisała na swoim profilu facebookowym o poprzednich właścicielach dziennika: „najpierw Norwegowie, później Anglicy, Niemcy nigdy nie ingerowali w treść tekstów dziennikarskich. Dla nich liczył się głównie zysk, klikalność, co także doprowadziło do patologii mediów w Polsce. [...] Tamto było dżumą, to jest cholerą”4.
Jakie były objawy tej wcześniejszej patologii? Neoliberalne mechanizmy rynkowe przez lata usprawiedliwiały maksymalizację dochodów i minimalizację kosztów redakcyjnych w krótkiej perspektywie czasowej. To pierwsze prowadziło do dynamicznego rozwoju rynku reklamowego w Polsce. A reklama, choć zapewniała mediom potrzebne finansowanie, to jednocześnie generowała pokusę, by materiałów sponsorowanych nie odróżniać od treści redakcyjnych lub by robić to w jak najmniejszym zakresie.
Celem było sprzedanie czytelnikowi jawnego sponsoringu jako rzetelnego, krytycznego dziennikarstwa. Część tekstów była wręcz narzucana redakcjom przez działy marketingu. Troska o wpływy reklamowe oznaczała też faktyczny zakaz krytyki największych sponsorów, a więc na przykład firm farmaceutycznych czy deweloperów mieszkaniowych. To ograniczało dziennikarzom możliwość pełnienia misji publicznej przez kontrolowanie nadużyć biznesowych. W konsekwencji takiej polityki redakcyjnej spadła zarówno jakość treści, jak i zaufanie odbiorców do ulubionych tytułów – czytelnicy czuli się po prostu oszukiwani.
Druga strona tego równania, czyli minimalizacja kosztów, oznaczała cięcia etatów w redakcjach, obniżanie stawek dla szeregowych pracowników, maksymalizację śmieciowego zatrudnienia, utrudnianie działalności związkowej dziennikarzy i rezygnację z treści, które według działów marketingu nie były popularne. W efekcie z wielu mediów niemal zniknęły np.informacje o tematyce międzynarodowej, bo „polskiego czytelnika to nie interesuje” – jak miał wielokrotnie słyszeć Maciej Okraszewski, kiedyś redaktor prasy drukowanej, a dziś autor popularnego bloga i podcastu „Dział Zagraniczny”. Na tworzenie popularnych treści o problematyce zagranicznej Okraszewski zbiera obecnie miesięcznie ponad 30 tysięcy zł w crowdfundingowej zbiórce na portalu Patronite.
Podsumowując, procesy rynkowe doprowadziły do spadku jakości treści, wyalienowały redakcje od czytelników, zmniejszyły zaufanie do mediów i pogorszyły warunki pracy dziennikarzy. Paradną ilustracją do zjawiska komercjalizacji mediów były wydania gazet z 17 stycznia 2022 r. Wszystkie ogólnopolskie dzienniki – z wyjątkiem „Gazety Wyborczej” – a także lokalne tytuły Polska Press opublikowały tego dnia na swojej pierwszej stronie zdjęcie prezesa PKN Orlen Daniela Obajtka wraz z materiałami reklamowymi koncernu, które rozciągały się także na kolejne strony wydań. Co ciekawe, graficznie treści te były najczytelniej wyodrębnione w tabloidach, których czytelnicy mogli łatwo wizualnie zidentyfikować ich reklamowy charakter, o co było trudniej w ambitniejszych wydawnictwach.
Neoliberalne mechanizmy rynkowe przez lata usprawiedliwiały w mediach maksymalizację dochodów i minimalizację kosztów redakcyjnych. Doprowadziły do obniżenia jakości treści i zmniejszenia zaufania do mediów.
Bezrefleksyjne przejęcie przez tak liczne tytuły narracji jednego z kluczowych aktorów w grze o dominację na rynku medialnym, który jednak dysponuje na tyle wielką siłą komercyjną, by móc złożyć finansową ofertę nie do odrzucenia, zmroziło czytelników i komentatorów. Sprawa wygląda wręcz jak wielka drwina szeroko pojętego obozu władzy z niezależnych mediów, które od lat w mniejszym lub większym stopniu krytykują Zjednoczoną Prawicę za jej ataki na praworządność, kampanie przeciw mniejszościom czy... próby opodatkowania reklam. Gdy jednak władza przyszła z teczką pieniędzy, wątpliwości moralne zniknęły.
Jedną z odsłon sporu między mediami a władzą był protest medialny, który miał miejsce w lutym 2021 r. pod hasłem „Media bez wyboru”. Redakcje, wydawcy i reklamodawcy zasłonili wtedy czarnym prostokątem dostęp do swoich treści i ostrzegli, że proponowana przez rząd składka reklamowa to „haracz, uderzający w polskiego widza, słuchacza, czytelnika i internautę”. Chodziło o projekt ustawy Ministerstwa Finansów, którego celem było oskładkowanie rynku reklamy w Polsce. Rząd liczył na wpływ ok.900 milionów złotych rocznie, z których 35% miało zostać przeznaczone na „utworzenie Funduszu Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów”. Trudno się dziwić dużym ośrodkom medialnym, że zaprotestowały przeciwko projektowi, który miał je pozbawić istotnej części wpływów. Z drugiej strony to ich konsekwentne decyzje z poprzednich dekad uzależniły je od pieniędzy reklamodawców.
Tymczasem wartość rynku reklamowego w Polsce rośnie z roku na rok. Jeszcze w 2014 r. wynosiła 7,3 mld zł, a w roku 2021 najprawdopodobniej – w momencie pisania tego artykułu nie znam jeszcze ostatecznych danych – wzrosła powyżej 10 mld zł. Gdyby nie pandemia Covid-19, rynek reklamowy już rok wcześniej przekroczyłby tę barierę. Największym kanałem reklamowym jest telewizja, ale zwłaszcza w okresie pandemii nastąpił szybki wzrost wartości reklamy internetowej. Spada natomiast sprzedaż reklam w prasie.
Jeśli nie polityka i rynek, to może nowe technologie są nadzieją dla ładu medialnego? Rozwój infrastruktury cyfrowej, upowszechnienie dostępu do internetu, sukces licznych aplikacji, komunikatorów i mediów społecznościowych ułatwiły komunikację i rozpowszechnianie informacji. Te ostatnie już od wielu lat pozwalają mediom tradycyjnym na wzrost zasięgów ich treści. Dzięki jednoczesnemu rozwojowi czytelnictwa internetowego i bankowości cyfrowej możliwa stała się sprzedaż abonamentów cyfrowych na treści dziennikarskie – polskim liderem jest w tym względzie „Gazeta Wyborcza”, którą na koniec 2021 r. prenumerowało cyfrowo ponad 280 tys. subskrybentek i subskrybentów. Rozwinął się cały rynek crowdfundingu – finansowania społecznościowego – który sprawił, że takie projekty, jak wspomniany „Dział Zagraniczny” czy „Raport o stanie świata”, mogą utrzymywać się jedynie z pieniędzy od słuchaczy. Autorów tych programów w ostatnich latach wypchnęły z mediów tradycyjnych komercjalizacja i upolitycznienie. Również „Więź” skorzystała z crowdfundingu i tylko z wpłat naszych czytelników w serwisie Patronite otrzymujemy rocznie więcej pieniędzy niż z dotacji ministerialnych dla czasopism.
W tym samym serwisie łącznie ponad milion złotych miesięcznie zbierają dawne załogi Programu Trzeciego Polskiego Rada. Po jego politycznym zaoraniu byli dziennikarze publicznej stacji utworzyli Radio Nowy Świat i Radio 357, gdy tymczasem ich dawne miejsce pracy podupadło i straciło niemal wszystkich słuchaczy. Jeśli dodamy do tego licznych dziennikarskich wolnych strzelców – freelancerów – i amatorów, którzy rozwinęli swoje kanały medialne dzięki nowym technologiom, to można je chyba tylko celebrować. Prawda?
Nie do końca. „Po głębokiej analizie ostatnich tweetów wysłanych z konta @realDonaldTrump i kontekstu wokół nich [...] definitywnie zawiesiliśmy to konto ze względu na ryzyko dalszego podżegania do przemocy” – przeczytaliśmy w oświadczeniu Twittera z 8 stycznia 2021 r. Prezydent Stanów Zjednoczonych w trakcie czteroletniej kadencji wyprodukował ponad 20 tysięcy tweetów i był to dla niego najważniejszy kanał komunikacji z obywatelami, wyborcami i dziennikarzami. Świat, który Donald Trump potrafił opisać najpierw w 140, a potem 280 znakach, nagle stracił swojego narratora. Decydenci portalu nie czekali na wyniki dochodzenia po śmiertelnym puczu zwolenników byłego prezydenta na waszyngtońskim Kapitolu, ale według własnych – nieznanych opinii publicznej – reguł postanowili zablokować Trumpa.
Niecały rok później na to samo zdecydował się Facebook względem polskiej partii politycznej, Konfederacji. Także dla tego ugrupowania media społecznościowe były kluczowym narzędziem komunikacji z wyborcami. Jego konto na portalu firmy Meta – jak od października 2021 r. nazywa się dawna spółka Facebook – obserwowało prawie 700 tys. użytkowników. „Usunęliśmy stronę Konfederacji z powodu powtarzających się naruszeń naszych zasad dotyczących dezinformacji na temat Covid-19, a w szczególności fałszywych twierdzeń o tym, że maski nie ograniczają rozprzestrzeniania się choroby, że śmiertelność Covid-19 jest taka sama lub niższa niż grypy, a także że szczepionki na Covid-19 nie zapewniają żadnej odporności i są nieefektywne” – wyliczało oświadczenie Mety.
Cokolwiek byśmy sądzili o Donaldzie Trumpie i Konfederacji, zablokowanie ich kont społecznościowych odbyło się na zasadach całkowicie zależnych od prywatnych właścicieli platform cyfrowych, a zupełnie niezależnych od opinii publicznej. Pikanterii dodaje tej sprawie fakt, że w Konfederacji istnieje silna frakcja popierająca libertariańskie podejście do gospodarki i pełną wolność prowadzenia prywatnych biznesów. Tymczasem to właśnie ta wolność doprowadziła do zbanowania partii na Facebooku.
To pokazuje, że niemądre postulaty gospodarcze mogą mieć bezpośrednie przełożenie na proces demokratyczny. Kiedy algorytmy mediów społecznościowych pozostają zupełnie poza społeczną kontrolą, wkracza chaos i arbitralność podejmowanych decyzji. Lepszym rozwiązaniem byłoby uregulowanie sposobów działania gigantów cyfrowych w procesie demokratycznej debaty nad tym wyzwaniem. „Jeśli nie weźmiemy za to odpowiedzialności jako wspólnota, to media cyfrowe będą się regulować same, co ma miejsce dzisiaj. To nie działa” – mówiła Helena Chmielewska-Szlajfer podczas seminarium projektu Oczyszczalnia w listopadzie 2021 r.5
Ale to nie koniec problemów z nowymi technologiami, ich wpływem na media i wspólnotę polityczną. Eksperci ostrzegają przed ekonomicznymi, politycznymi i społecznymi konsekwencjami ekspansji technologii blockchain (cyfrowego zapisu transakcji wymiany danych) i opartego na niej systemu kryptowalut (umownych walut wirtualnych), do którego stworzenia używa się kryptograficznych obliczeń. Wiemy także o zmowach cenowych zawieranych między gigantami cyfrowymi, które doprowadziły do wzrostu ich przychodów reklamowych. Innym wielkim tematem, o którym coraz więcej się mówi i pisze, jest destrukcyjny wpływ mediów społecznościowych na zdrowie psychiczne, zwłaszcza dzieci6.
Jednak najbardziej przerażającym przykładem relacji między wspólnotą, życiem ludzkim a mediami społecznościowymi jest sprawa ludobójstwa Rohindżów w Mjanmie. Przedstawiciele tej mniejszości etnicznej pozwali Facebooka na łączną kwotę ponad 150 miliardów funtów w procesach sądowych wytoczonych w USA i Wielkiej Brytanii za niewystarczającą reakcję na namawianie do przemocy przeciw Rohindżom. Od 2016 r. birmańskie wojska przy współudziale ludności cywilnej zabiły kilkadziesiąt tysięcy członków tego ludu, a setki tysięcy zmusiły do ucieczki z rdzennych terytoriów Arakanu. Już w 2018 r. raport Business for Social Responsibility na zamówienie samego Facebooka stwierdził, że gigant technologiczny robił zbyt mało, by powstrzymać zalew nienawiści i podżeganie do przemocy7 w Mjanmie.
Odpowiedzią na niektóre z problemów związanych z technologiami ma być uchwalony w styczniu 2022 r. przez Parlament Europejski Digital Services Act (DSA). Regulacja nakłada na cyfrowych gigantów liczne zobowiązania w sprawie m.in.przepływu danych, transparentności algorytmów, systemu rekomendacji treści i dobierania reklam sponsorowanych do użytkowników. DSA ma także umożliwić użytkownikom poznanie przyczyn nałożonych przez właścicieli portali kar i ułatwić ewentualne odwołanie się od nich. Zapowiada się więc koniec samowoli cyfrowych gigantów.
Procesy polityczne, komercyjne i technologiczne doprowadziły w ostatnich dekadach do spadku zaufania społecznego wobec mediów, wyrugowania wartościowych treści z głównego nurtu medialnego, zwiększenia dystansu między mediami a odbiorcami, pogorszenia warunków pracy dziennikarzy, wzrostu polaryzacji i dezinformacji, a także rozrostu rynku reklamowego i samowoli gigantów cyfrowych. Jednocześnie powstały nowe platformy wymiany informacji, technologie umożliwiły nowatorskie metody komunikacji między mediami a użytkownikami, a coraz większa liczba ludzi ma dostęp do darmowych treści medialnych.
Gdy więc tylko pojawi się w Polsce polityczna możliwość reformy ładu medialnego, powinniśmy zadbać o to, by zdobycze ostatnich lat utrzymać i jednocześnie uporać się z nowymi wyzwaniami. Wymagać to będzie zmian w ustawie o radiofonii i telewizji, jak również w Kodeksie karnym – o czym pisze obok Adam Bodnar – a także regulacji mediów cyfrowych, stworzenia stabilnego systemu finansowania mediów obywatelskich i zupełnego przearanżowania mediów publicznych.
Projekty nowego ładu medialnego należy tworzyć w taki sposób, by wzmacniał on fundamenty dobra wspólnego. Kluczowe jednak jest, by postulowane zmiany miały jak największe poparcie społeczne. Dlatego trzeba unikać technokratycznej elitarności. Dla dobra demokracji należy pozbawić polityków bezpośredniej kontroli nad mediami, kapitał prywatny – dominującego wpływu na treści dziennikarskie, a gigantów cyfrowych – monopoli. Pora, by media odzyskały legitymację od obywateli.
Bartosz Bartosik – ur.1989. Ukończył slawistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Studiował również na Uniwersytecie Karola w Pradze. Jest członkiem redakcji „Więzi” i sekretarzem think tanku Laboratorium „Więzi”. Uczestniczy w pracach Zespołu Komitetu Dialogu Społecznego przy Krajowej Izbie Gospodarczej. Autor wywiadu rzeki z Adamem Bodnarem Obywatel PL (www.obywatelpl.pl).
Teksty z bloku „Media przyszłości” są częścią programu „Nowy ład medialny” prowadzonego w ramach projektu Oczyszczalnia 21/22 przez Laboratorium „Więzi”, zob.www.projektoczyszczalnia.wiez.pl.
1 Zob.www.poufnarozmowa.com/kwestia-izolacji-nic-mu-za-to-nie-bedzie-mamy-takie-wrazenie/ [dostęp: 18.02.2022].
2 Zob.www.informationdemocracy.org/wp-content/uploads/2021/06/ForumID_New-Deal-for-Journalism_16Jun21.pdf [dostęp: 18.02.2022].
3 Zob.www.rpo.gov.pl/pl/content/raport-obwe-z-wyborow-prezydenckich-w-polsce-2020 [dostęp: 18.02.2022].
4www.facebook.com/karina.obara.3/posts/5165145350167819 [dostęp: 19.02.2022].
5 Zob.relacja Weźmy jako wspólnota odpowiedzialność za media, www.wiez.pl/2021/12/01/wezmy-jako-wspolnota-odpowiedzialnosc-za-media/ [dostęp: 18.02.2022].
6 Zob.M.Bigaj, Liczą się oceny, emocje zostawiamy w szatni, www.wiez.pl/2022/02/14/licza-sie-oceny-emocje-zostawiamy-w-szatni/ [dostęp: 18.02.2022].
7 Zob.www.about.fb.com/news/2018/11/myanmar-hria/ [dostęp: 18.02.2022].
Adam Bodnar
Media publiczne stały się ostatnio propagandowym pasem transmisyjnym władzy. Ale to nie znaczy, że należy je likwidować. Trzeba przywrócić tradycyjną rolę mediom publicznym, ukrócić wpływ polityków na ich funkcjonowanie oraz poddać je kontroli społecznej.
Zbliżające się wybory parlamentarne w 2023 r. skłaniają do refleksji, co zrobić „dzień po”, w jaki sposób przeprowadzić reformy, które mogłyby naprawić system demokratyczny w Polsce. Obok sądownictwa, prokuratury, służby cywilnej, spółek Skarbu Państwa należy zająć się również sytuacją na rynku mediów oraz gwarancjami wolności słowa.
Obraz mediów w Polsce w 2022 r. jest zupełnie inny niż w 2015 r. Nastąpiło głębokie upolitycznienie mediów publicznych, na poziomie nieporównywalnym do jakichkolwiek czasów po 1989 r. W pewnych sytuacjach nawet porównanie obecnych mediów publicznych do środków przekazu z czasów PRL wypada korzystniej dla tych ostatnich. Poza tym państwo śmiało wkroczyło w sferę mediów prywatnych, uzależniając je od siebie finansowo lub też je przejmując. Każdego dnia pojawiają się także nowe zagrożenia dla mediów niezależnych, wynikające z presji politycznej i gospodarczej. Wykonywanie pracy przez dziennikarzy w oparciu o zasady wolności jest również zagrożone.
Jeśli zatem nadejdzie „okienko transferowe” pozwalające na zmiany instytucjonalne w mediach, muszą być one głębokie i jednoznaczne. Dodatkowa trudność może polegać na tym, że w ostatnim czasie w mediach (nie tylko polskich) zachodzą procesy, które wpływają na jakość przekazywanej informacji, na rolę mediów jako strażnika demokracji, a także na zachowania obywatelskie. Te procesy muszą być wzięte pod uwagę przy kształtowaniu nowej architektury medialnej w Polsce.
Wszelkie dyskusje na temat kształtu przyszłych mediów należy odnosić do wartości konstytucyjnych. Konstytucja RP z 1997 r. (obchodząca w tym roku 25-lecie) przewiduje szerokie gwarancje wolności mediów. Jej art.54 ust.1 stanowi, że „Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji”. Z kolei art.54 ust.2 Konstytucji wyraźnie zakazuje cenzury prewencyjnej środków społecznego przekazu oraz koncesjonowania prasy.
Ujęcie wolności słowa jako jednego z podstawowych praw i wolności człowieka i obywatela to oczywiście standard we współczesnych demokracjach. Jednakże w Polsce ma to dodatkowe znaczenie. Stanowi o tym preambuła do Konstytucji, przypominająca, że powinniśmy być „pomni gorzkich doświadczeń z czasów, gdy podstawowe wolności i prawa człowieka były w naszej Ojczyźnie łamane”. Słowem, doświadczenia urzędu cenzorskiego z ul.Mysiej, represjonowanie działaczy opozycji w PRL za wydawanie nielegalnej prasy, tradycja wydawnictw podziemnych czy paryskiej „Kultury” powinny wpływać na nasze myślenie o wolności słowa. Jest ona oczywiście podstawowym prawem gwarantującym przetrwanie ustroju demokratycznego, ale walka o nią to także tradycja polskiej państwowości.
Dlatego też Konstytucja określa, że jedną z zasad ustrojowych jest konieczność zapewnienia przez Rzeczpospolitą Polską „wolności prasy i innych środków społecznego przekazu” (art.14). Zasada ustrojowa oznacza, że wszystkie działania organów władzy powinny dążyć do zapewniania jej realizacji. Jest to swoisty drogowskaz postępowania. Twórcy Konstytucji zakładali, że jeśli władze będą się nim kierowały, to zostaną zrealizowane wartości wyrażone w preambule do Konstytucji, ale także zadania państwa, do których należy zapewnienie wolności i praw człowieka i obywatela (art.5 Konstytucji).
Z kolei zbudowany system instytucjonalny w Rzeczypospolitej powinien doprowadzić do zagwarantowania „na zawsze” praw obywatelskich (preambuła). Dlatego właśnie do polskiego porządku ustrojowego został wprowadzony nowy organ w postaci Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Co więcej, organ ten ma wyraźnie określone zadanie: stać na straży wolności słowa, prawa do informacji oraz interesu publicznego w radiofonii i telewizji.
Gwarancje wolności słowa są wzmocnione w Polsce poprzez ratyfikację międzynarodowych umów z zakresu praw człowieka, a zwłaszcza Europejskiej Konwencji Praw Człowieka z 1950 r. Dzięki temu Europejski Trybunał Praw Człowieka może na bieżąco wpływać na standardy w Polsce, orzekając w sprawach skarg polskich obywateli. Należą do nich często dziennikarze. Orzecznictwo strasburskie wpływa na interpretację norm prawa krajowego, a czasami nawet może prowadzić do zmian prawnych. Przykładem jest chociażby sprawa Wizerkaniuk przeciwko Polsce i zmiany dotyczące odpowiedzialności za opublikowanie wywiadu bez autoryzacji1.
Od czasu przystąpienia Polski do Unii Europejskiej nasz system prawny można określić mianem systemu multicentrycznego lub systemu władzy podzielonej. W sytuacjach objętych kompetencjami unijnymi UE może stanowić prawo, które ma bezpośredni skutek na terytorium Polski. Ale żadne działania ustawodawcze UE nie mogą naruszać wolności słowa, która jest gwarantowana na podstawie art.11 Karty Praw Podstawowych UE. Ze względu na interakcję pomiędzy systemem prawa krajowego oraz prawa UE (wspólne kompetencje w niektórych sprawach) UE może wpływać na różne gwarancje dotyczące wolności słowa.
Przykładem jest Dyrektywa 2019/1937 o osobach ujawniających nadużycia w interesie publicznym (tzw.Dyrektywa o sygnalistach). Przecież jej głównym celem jest doprowadzenie do większej ochrony osób, które korzystają z wolności słowa. Rola UE w zakresie ochrony wolności słowa może się zwiększać ze względu na to, że jednym z głównych organów UE jest Parlament Europejski. Wybory do PE są przeprowadzane w poszczególnych państwach członkowskich. UE może twierdzić, że w związku z tym ważne jest, aby wybory te odbyły się w sposób równy i uczciwy, a niezbędnym warunkiem do tego jest wolność mediów. Zatem niewykluczone, że z czasem porządek unijny będzie wpływał na gwarancje wolności mediów w poszczególnych państwach.
Powyższe normy o charakterze konstytucyjnym prowadzą do następujących wniosków:
wolność słowa to jedno z najważniejszych praw obywatelskich, a jej gwarancje wynikają z Konstytucji, umów międzynarodowych i prawa UE;rolą państwa powinno być wzmacnianie wolności słowa, bo jest to zasada ustrojowa;organy państwa muszą działać w kierunku wzmacniania wolności słowa, a dla niektórych z nich (KRRiT) to wręcz podstawowa misja;prawo UE może z czasem coraz bardziej wpływać na krajowe regulacje oraz praktykę dotyczącą wolności mediów.Powyższe wnioski mogą brzmieć dość abstrakcyjnie w świetle polskich doświadczeń z ostatnich lat. Postępowanie władz w każdym aspekcie naruszało lub lekceważyło te pryncypia. Ale to nie znaczy, że mamy się do tego przyzwyczaić i uznać to za „nową normalność”. Tym bardziej należy przypominać, jakie jest znaczenie norm konstytucyjnych i na tej podstawie powinniśmy budować nowy porządek mediów.
Konstytucyjne podstawy funkcjonowania mediów w sposób nierozerwalny wiążą się z modelem własnościowym mediów, który został przyjęty po 1989 r. Przypomnijmy, że transformacja łączyła się z rezygnacją z państwowego monopolu radiowo-telewizyjnego na rzecz dopuszczenia podmiotów prywatnych do przekazu audiowizualnego. W przypadku prasy drukowanej problemy miały inną naturę (związaną z przekształceniami własnościowymi i prywatyzacją), jednakże pełna wolność tworzenia tytułów prasowych spowodowała rozkwit prasy.
Przyjęty model własnościowy w mediach audiowizualnych zakładał dalszą obecność i działalność mediów publicznych oraz powstanie nowych mediów audiowizualnych, które będą działały na podstawie koncesji. Wedle tego modelu istnieć miał niezależny regulator, którym została Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Co do zasady odpowiada to standardom międzynarodowym i nie jest odmienne od rozwiązań przyjętych w większości tradycyjnych demokracji.
Jednak – jak pokazują doświadczenia z przeszłości – zastosowane rozwiązania spotykały się z różnymi trudnościami ze względu na nieostre pojęcie misji publicznej (wykonywanej przez media publiczne), brak wystarczającego nadzoru nad działalnością mediów publicznych oraz komercjalizację ich działalności; polityczne naciski na Krajową Radę Radiofonii i Telewizji czy politykę koncesyjną KRRiT. Mimo to można stwierdzić, że choć system nie był idealny, to przed 2015 r. podążał w kierunku coraz większego poszanowania wolności mediów. Świadectwem było miejsce Polski w rankingu Reporterów bez Granic. W 2015 r. Polska uzyskała historycznie wysokie 18. miejsce, wyprzedzając wiele państw UE.
W 2015 r. nastąpił dramatyczny atak na wolność mediów w Polsce. Symbolicznym momentem stało się objęcie władztwa w Telewizji Polskiej przez Jacka Kurskiego. 8 stycznia 2016 r. na konferencji prasowej Kurski oświadczył, że jego celem będzie chronienie „niezależności i wolności telewizji publicznej od zagrożeń ze świata polityki”2. Tylko osoby naiwne wierzyły wtedy w szczerość intencji nowego prezesa TVP.
W kolejnych latach media publiczne stały się pasem transmisyjnym władzy, realizującym cele propagandowe. Wielokrotnie atakowały wrogów rządzącego ugrupowania. Co więcej, dzięki koncesjom na tzw.multipleksie oraz zasięgu naziemnym media te osiągają przewagę zasięgową nad mediami prywatnymi (wystarczy porównać zasięg TVP Info oraz TVN 24 czy Polsat News – dwie ostatnie stacje są dostępne tylko poprzez telewizję kablową lub satelitarną).
W 2016 r. stworzona została także nowa instytucja – Rada Mediów Narodowych – odpowiedzialna za powoływanie członków organów mediów publicznych. W sprawie kompetencji RMN wypowiedział się 13 grudnia 2016 r. Trybunał Konstytucyjny, stwierdzając, że wkraczają one w sferę uprawnień Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji (sygn.K 13/16). Wyrok ten jednak został przez władzę całkowicie zignorowany i do dzisiaj owa konstytucyjna niespójność istnieje.
Z czasem partia rządząca zaczęła wykorzystywać środki spółek Skarbu Państwa do finansowania mediów prywatnych (głównie prawicowych) poprzez zamawianie reklam, wspólne organizowanie konferencji, a także patronaty nad różnymi przedsięwzięciami. To doprowadziło do uzależnienia mediów od interesów władzy. W 2021 r. PKN Orlen dokonał przejęcia spółki Polska Press, która jest właścicielem kilkudziesięciu regionalnych i lokalnych tytułów prasowych oraz kilkuset lokalnych portali. Imperium państwa zaczęło być wykorzystywane do ograniczania wolności mediów prywatnych, czego przejawem była próba odebrania koncesji grupie TVN (lex TVN) oraz groźba nieprzedłużenia koncesji stacji TVN7.
Te wszystkie posunięcia mają wpływ także na działalność mediów pozornie niezależnych, ale należących do grup gospodarczych realizujących interesy w sektorach wrażliwych z punktu widzenia władzy regulacyjnej państwa. Mogą mieć także konsekwencje dla przebiegu procesu wyborczego. Istnieje niebezpieczeństwo, że z tego właśnie powodu wybory w 2023 r. będą nieuczciwe, gdyż obóz Zjednoczonej Prawicy ma zdecydowaną przewagę konkurencyjną w zakresie kontroli nad mediami.
Obraz byłby niepełny bez wskazania drugiej strony medalu. Po 2015 r. można zauważyć gwałtowny wzrost znaczenia mediów elektronicznych oraz portali internetowych jako źródeł pozyskiwania informacji. Dzięki nowym sposobom korzystania z mediów, dobrej jakości materiałom dziennikarskim, znaczeniu portali społecznościowych w dystrybucji newsów, jak również dzięki finansowaniu społecznościowemu wciąż w Polsce istnieje relatywnie duża przestrzeń dla korzystania z wolności słowa. Jest to także związane z podziałami pokoleniowymi. Młodsi obywatele rzadziej korzystają z tradycyjnej prasy czy mediów audiowizualnych.
Ważnym trendem jest również coraz większa polaryzacja mediów oraz powstawanie kolejnych mediów tożsamościowych. Często owa tożsamość to nie tylko wyraźny profil ideowy danej redakcji, ale wręcz jawne opowiedzenie się za konkretnymi uczestnikami sporu politycznego. Tego typu podejście – obecne po prawej, ale także i po lewej stronie – wpływa na jakość przekazu oraz rzetelność pracy dziennikarskiej. Przede wszystkim podważa to zaufanie obywateli do mediów. Jeśli jeszcze dopełnimy opowieść problemami związanymi z dezinformacją, to widzimy, że skala wyzwań jest potężna.
Powyższe okoliczności powinny być wzięte pod uwagę w przypadku dokonywania przyszłych zmian w zakresie funkcjonowania mediów w Polsce. Poniżej przedstawiam dziesięć drogowskazów prowadzących do budowy nowego ładu medialnego. Dotyczą one zarówno sytuacji na rynku medialnym, jak i innych zagadnień, które są związane z gwarancjami wolności słowa i rolą państwa. Oczywiście warunkiem sine qua non ich realizacji są także zmiany w innych sektorach władzy oraz powrót państwa polskiego na ścieżkę demokratyzacji.
Art.54 Konstytucji określa wolność słowa jako wolność jednostki. Zatem można twierdzić, że z tej wolności nie powinny korzystać organy władzy publicznej, gdyż przeczy to samej idei wolności słowa, jaką jest kontrolowanie władzy. Organy władzy mogą prowadzić politykę informacyjną za pomocą portali internetowych, kanałów internetowych, mediów społecznościowych, newsletterów, biuletynów itd., ale nie powinny wydawać prasy. Co więcej, wszelkie kanały komunikacji tworzone przez władzę publiczną powinny być powszechnie dostępne, nie wspominając o realizacji standardów wynikających z norm dostępności (WCAG).
To oznacza, że Skarb Państwa bezpośrednio lub pośrednio (poprzez spółki Skarbu Państwa) nie może być właścicielem mediów. Dotyczy to także jednostek samorządu terytorialnego. Problem wydawania tytułów prasowych przez miasta i gminy jest znany od lat. Jednak pomimo napomnień ze strony organizacji społecznych nic się w tym zakresie nie zmieniło.
Jeśli państwo przestanie być właścicielem, to wtedy tworzy się dodatkowy rynek dla podmiotów prywatnych. To one powinny wypełnić przestrzeń swoją aktywnością, pomysłami i energią, a jednocześnie powinny stworzyć mechanizmy kontroli władzy.
Model, który został przyjęty w 1989 r. odnośnie do konstrukcji rynku medialnego, nie jest zasadniczo zły. Media publiczne mogą pełnić ważną funkcję w zakresie przekazywania informacji, wpływu na debatę publiczną, podejmowania tematów niszowych czy wspierania różnego rodzaju mniejszości. Zresztą sama lektura pojęcia „misja publiczna” z ustawy o radiofonii i telewizji wskazuje, jaka powinna być podstawowa rola mediów publicznych – oferowanie całemu społeczeństwu i poszczególnym jego częściom zróżnicowanych programów i innych usług w zakresie informacji, publicystyki, kultury, rozrywki, edukacji i sportu, cechujących się pluralizmem, bezstronnością, wyważeniem i niezależnością oraz innowacyjnością, wysoką jakością i integralnością przekazu.
Walka o wolność słowa powinna stać się jednym ze znaków rozpoznawczych polskiej dyplomacji. Uzasadniają to doświadczenia z okresu PRL i z rządów Zjednoczonej Prawicy.
Realizacja misji publicznej przez współczesne media została całkowicie wykrzywiona. Dotyczy to zwłaszcza programów informacyjnych i społecznych. Ale to nie znaczy, że w przypadku zmian należy rezygnować z tego zadania czy wręcz likwidować media publiczne. Dążyć trzeba do takich reform, które przywrócą tradycyjną rolę mediom publicznym oraz poddadzą je kontroli społecznej. Może się to odbyć poprzez uspołecznienie oraz decentralizację mediów publicznych.
Przywrócenie konstytucyjnej roli Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji (por.uwagi w pkt. 3) powinno doprowadzić do likwidacji Rady Mediów Narodowych. Nie chodzi jednak o to, by wybór władz mediów publicznych pozostawić w kompetencjach KRRiT. Warto zastanowić się nad zapewnieniem wpływu społeczeństwa obywatelskiego na wybór władz w mediach publicznych. Stworzenie kadencyjności organów w mediach publicznych, otwartych i przejrzystych konkursów na poszczególne stanowiska oraz niezależnych komisji konkursowych reprezentujących organizacje społeczne, uczelnie czy samorządy zawodowe pozwoliłoby na zachowanie niezależności przez media publiczne. Ukróciłoby jednocześnie wpływ polityków na ich funkcjonowanie.
Z kolei w odniesieniu do publicznych mediów regionalnych warto rozważyć większe zaangażowanie władz jednostek samorządu terytorialnego. Przy odpowiedniej dywersyfikacji przedstawicieli samorządów lokalnych działających na różnym szczeblu możliwe byłoby osiągnięcie względnej niezależności takich mediów. Należy także pamiętać o zaangażowaniu lokalnych organizacji społecznych i uczelni.
Zmiany dotyczące mediów publicznych powinny obejmować także Polską Agencję Prasową. Zgodnie z ustawą z 31 lipca 1997 r. PAP ma charakter publicznej agencji prasowej, a jej zadanie to uzyskiwanie i przekazywanie odbiorcom rzetelnych, obiektywnych i wszechstronnych informacji z kraju i z zagranicy. Trudno, aby powyższe zadania były wykonywane w sposób nieupolityczniony, kiedy władze PAP powoływane są przez Radę Mediów Narodowych. Dlatego w przyszłych zmianach należy zagwarantować absolutnie niezależną pozycję władzom PAP.
Zgodnie z Konstytucją to Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji jest organem kontroli i równoważenia władz, odpowiedzialnym za porządek medialny. W najbliższym czasie nie ma szans na to, aby dokonać korekty Konstytucji pod kątem powoływania członków KRRiT czy zmiany zadań tego organu. W związku z tym należy postulować przywrócenie prawdziwie konstytucyjnej roli temu organowi.
Wiele w tym zakresie będzie zależało od upływu kadencji dotychczasowych członków KRRiT oraz powoływania nowych członków przez Sejm, Senat i Prezydenta. Na nowych członków powinny zostać powołane osoby charakteryzujące się najwyższym poziomem integralności zawodowej, apolityczności oraz profesjonalizmu. Przywrócenie roli KRRiT musi się także wiązać z likwidacją Rady Mediów Narodowych oraz wdrożeniem wspomnianego już wyroku TK z 13 grudnia 2016 r.
Proces zmian dotyczących KRRiT może zostać rozpisany na wiele lat. Co więcej, KRRiT w dotychczasowym kształcie – ze względu na silne powiązania z obozem Zjednoczonej Prawicy – może blokować wiele istotnych zmian na rynku medialnym. Dobrą ilustrację silnego upolitycznienia Rady stanowią chociażby procesy koncesyjne Grupy TVN.
Doświadczenia innych państw wskazują, że na rynku medialnym może dochodzić do fuzji i przejęć skutkujących budowaniem przez głównych graczy pozycji dominującej. Co więcej, ten sam podmiot może budować siłę rynkową poprzez przejmowanie poszczególnych segmentów dystrybucji wiadomości (np.gdy jeden podmiot posiada dziennik, tygodnik, radio, telewizję czy portal internetowy). Tego typu zjawisko koncentracji również może zagrażać wolności słowa. W debacie podejmowane były próby jego ograniczenia (projekt dekoncentracji mediów), ale pomysły rządowe miały raczej na celu podporządkowanie niektórych mediów prywatnych, a nie były nastawione na realizację interesu publicznego.
Przed takim niebezpieczeństwem należy się zabezpieczyć. Podmioty prywatne powinny mieć absolutną wolność działania oraz rozwoju na różnych rynkach zgodnie z zasadami funkcjonowania gospodarki rynkowej. Ale należy dbać o niezależność regulatorów. Odnosi się to zwłaszcza do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który sprawuje kontrolę nad procesami koncentracyjnymi w różnych sektorach gospodarki. Jeśli UOKiK jest zależny od rządu, to podejmowane decyzje (lub zaniechania) mogą powodować zagrożenie dla prywatnych mediów.
Najlepszy przykład to przejęcie Polska Press przez PKN Orlen, które bez większych przeszkód zostało zatwierdzone przez prezesa UOKiK. Na niezależność UOKiK zwrócił ostatnio uwagę Trybunał Sprawiedliwości UE. W wyroku w sprawie Sped-Pro przeciwko Komisji (sygn.T-791/19) podkreślił znaczenie niezależności krajowego organu konkurencji w sprawach, które dotyczą spółek Skarbu Państwa oraz w inny sposób powiązane są z interesami państwa.
Dlatego częścią zmian w Polsce powinno być doprowadzenie do absolutnej niezależności Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. W przeciwnym wypadku media publiczne nie będą mogły się należycie rozwijać.
W ostatnich latach wielu dziennikarzy sprzeniewierzyło się misji swojego zawodu oraz podstawowym zasadom etyki dziennikarskiej. Najbardziej ewidentne przypadki takich praktyk powinny zostać rozliczone. Jeśli doprowadzali oni swoimi działaniami do naruszania dóbr osobistych innych osób (np.szkalując je, przygotowując nienawistne materiały, organizując kampanie nienawiści), to nie można wykluczać odpowiedzialności karnej.
Bardzo ważne będzie zatem przeprowadzenie – zwłaszcza w mediach publicznych – kompleksowego audytu otwarcia oraz ujawnienia wszystkich nieprawidłowości. Oprócz postępowań prawnych należy rozważyć stworzenia komisji pojednawczych, które będą pozwalały na wysłuchanie osób pokrzywdzonych, nie tylko tych szkalowanych, ale także pozbawionych pracy w mediach publicznych w latach 2015–2021. Można w tym zakresie sięgnąć do doświadczeń Społecznej Komisji Pojednawczej z 1989 r., którą kierował adw. Maciej Dubois, a zasiadali w niej wybitni prawnicy, eksperci oraz uczestnicy życia społecznego.
Rozliczenie nadużyć powinno zmierzać przede wszystkim do naprawienia krzywd, ale także do przypomnienia, dlaczego należy przestrzegać zasad wykonywania zawodu dziennikarza. Przejście nad tym problemem do porządku dziennego, bez dokonania aktu rozliczenia, byłoby lekceważeniem wartości, na których ugruntowany jest porządek demokratyczny i wolność słowa. Jednocześnie należy cały proces przeprowadzić w możliwie dojrzały i przemyślany sposób – aby nie było to „polowanie na czarownice”, lecz próba rzeczywistego, kompleksowego zmierzenia się z negatywnymi doświadczeniami ostatnich lat.
„New York Times” może się obecnie poszczycić ponad 8 milionami subskrybentów. „Guardian” – ponad 1 milionem. Na tym tle nawet świetny wynik „Gazety Wyborczej” (280 tys. subskrybentów) pokazuje, że wiele można jeszcze zrobić na rzecz zaangażowania czytelników we wspieranie mediów. Dotyczy to także innych tytułów prasowych, stacji radiowych czy podcastów.
Wspieranie niezależnego dziennikarstwa poprzez finansowanie społecznościowe (crowdfunding) należy uznawać za współczesną formę aktywnego obywatelstwa. Wokół poszczególnych redakcji powstają całe społeczności, związane nie tylko sympatią, ale także zaangażowaniem finansowym. Obywatele dają mediom niezależne źródła przychodów, a jednocześnie współkształtują – na minimalnym poziomie – inicjatywy służące wzmocnieniu społeczeństwa obywatelskiego. Powstanie stacji Radio Nowy Świat oraz Radio 357 jest tego świetnym przykładem, podobnie jak nowe tytuły prasowe (np.„Zawsze Pomorze”).
Oczywiście finansowanie społecznościowe może się rozwijać bez pomocy państwa, na zasadach wolnorynkowych. Jednak państwo mogłoby także odgrywać istotną rolę we wzmacnianiu takiego zaangażowania obywatelskiego. Warto pomyśleć o stworzeniu dodatkowego wsparcia dla mechanizmów finansowania społecznościowego. Należy rozważyć, czy niezależne media mogłyby być uznane za organizacje pożytku publicznego (i uzyskiwać finansowanie z 1% podatku), a jednocześnie nie być ograniczone w prowadzeniu działalności komercyjnej (status OPP wymaga wielu restrykcji w wewnętrznych i zewnętrznych zasadach prowadzenia organizacji społecznej). Można także zastanowić się, jak za pomocą ulg podatkowych przyznawanych obywatelom wspierać powstawanie i funkcjonowanie takich mediów. Słowem: kierując się zasadami wynikającymi z art.14 Konstytucji RP, państwo może podejmować działania na rzecz promocji modelów subskrypcyjnych.
Od wielu lat w Polsce prowadzona jest debata na temat przepisów ograniczających wolność słowa. Symbolicznym przepisem stał się art.212 Kodeksu karnego przewidujący odpowiedzialność za zniesławienie, który często jest wykorzystywany przeciwko dziennikarzom. Ale nie tylko ten przepis budzi wątpliwości. Niedawna sprawa przeciwko Jakubowi Żulczykowi dotycząca przestępstwa znieważenia prezydenta wskazuje na mrożący skutek dla debaty publicznej innego przepisu Kodeksu karnego.
Dlatego należy dokonać kompleksowej reformy Kodeksu karnego pod kątem gwarancji wolności słowa. Trzeba zastanowić się, czy ostrze potencjalnej odpowiedzialności karnej nie sięga zbyt daleko i jak można byłoby ograniczyć zakres stosowania takich przepisów, jak: art.212 kk (zniesławienie), art.216 kk (znieważenie), art.135 § 2 kk (znieważenie głowy państwa), art.137 kk (znieważenie flagi i innych symboli państwowych), art.226 kk (znieważenie funkcjonariusza oraz znieważenie konstytucyjnego organu państwa) czy art.196 kk (obraza uczuć religijnych).
Państwo powinno wspomagać rozwój mediów opierających się na modelu subskrypcyjnym lub patronatowym. Warto zastanowić się, jak za pomocą ulg podatkowych wspierać funkcjonowanie takich mediów.
Należy jednak uważać, bo zmiany w tym zakresie nie mogą powodować wyłączenia odpowiedzialności w sytuacji, kiedy słowa mogą wkraczać w sferę praw i wolności innych osób. Czasami sięganie po mechanizmy odpowiedzialności prawnokarnej jest jedynym sposobem na ochronę reputacji i dobrego imienia. Przykładowo pozwala to na łatwiejsze ustalenie tożsamości sprawcy anonimowych naruszeń.
Dlatego redukcji przepisów w sferze prawnokarnej powinna towarzyszyć refleksja nad ochroną cywilnoprawną, zwłaszcza w zakresie odpowiedzialności za naruszenie dóbr osobistych. W dobie zniesławiających informacji rozpowszechnianych drogą elektroniczną jest to szczególnie istotne.
Szkoła w przyszłej Polsce musi zwrócić nadzwyczajną uwagę na kształtowanie postaw demokratycznych i obywatelskich. Priorytetem trzeba uczynić wyposażenie młodego człowieka w zestaw kompetencji pozwalających na to, aby stał się aktywnym obywatelem, żyjącym w warunkach państwa wielokulturowego. Dlatego programy edukacyjne powinny obejmować: 1) edukację antydyskryminacyjną oraz 2) edukację obywatelską. Trzecim komponentem należy uczynić edukację medialną.
Uczeń powinien uzyskać kompetencje niezbędne do korzystania z różnego rodzaju mediów, rozróżniania informacji fałszywych i prawdziwych, wrażliwości na potencjalną dezinformację, zrozumienia znaczenia dziennikarstwa jakościowego. Jednocześnie szkoła powinna być otwarta na współpracę z dziennikarzami i redakcjami, a także promować wszelkie formy indywidualnej aktywności uczniów (gazetki szkolne, prowadzenie stron internetowych, podcastów, klubów dyskusyjnych itd.). W rozwoju strategii edukacji medialnej Polska mogłaby czerpać z doświadczeń innych państw (np.Finlandii, Estonii).
Polityka Polski w zakresie wolności słowa nie może się ograniczać tylko do spraw krajowych. Polska powinna aktywnie zabiegać na szczeblu UE o przyjmowanie kolejnych regulacji chroniących wolność słowa. Obecnie Komisja Europejska pracuje nad projektem dyrektywy, która ma powstrzymać pozwy typu SLAPP (Strategic Lawsuit Against Public Participation). Podejmowane są także prace nad aktami prawnymi wzmacniającymi gwarancje wolności mediów (European Media Freedom Act) oraz ochronę przed nadużyciami ze strony mediów społecznościowych (Digital Services Act).
Głos Polski wzmacniający potrzebę przyjęcia tego typu regulacji będzie wyznacznikiem podejścia do wolności słowa. W najbliższych latach można się spodziewać zwłaszcza batalii wokół European Media Freedom Act, gdyż niektóre państwa członkowskie mogą upatrywać w tym akcie prawnym wkroczenia w sferę własnych kompetencji.
Walka o wolność słowa powinna stać się jednym ze znaków rozpoznawczych polskiej dyplomacji. Państwa demokratyczne starają się wyróżniać tym, że na arenie międzynarodowej promują różne wartości. Dla przykładu Dania jest szczególnie zaangażowana w tematykę walki z torturami, Austria zabiega o bezpieczeństwo dziennikarzy, a Norwegia walczy o obrońców praw człowieka na całym świecie. Realizacja strategii dyplomatycznych polega na podejmowaniu działań uchwałodawczych (na szczeblu organizacji międzynarodowych), naukowych, koncepcyjnych oraz interwencyjnych.
Doświadczenia historyczne z okresu PRL, a także z czasów rządów Zjednoczonej Prawicy mogą uzasadniać szczególną dbałość o przestrzeganie standardów oraz promowanie ich na całym świecie. Co więcej, zagrożenie ze strony Rosji tłumaczy staranność w przeciwdziałaniu dezinformacji oraz w podkreśleniu znaczenia wolności słowa dla funkcjonowania państw demokratycznych.
Powyższy zestaw 10 drogowskazów prowadzących do budowy nowego ładu medialnego można rozwijać i uzupełniać, zgłaszać do niego uwagi, wątpliwości, poszerzać argumentację lub zakres ich szczegółowości. Celem ich prezentacji jest jednak wytyczenie swoistej mapy drogowej oraz wskazanie, że zmiany w mediach muszą być kompleksowe.
Nie można skupić się tylko na kwestiach instytucjonalnych i własnościowych, pomijając współczesne wyzwania dotyczące rynku mediów czy przygotowania obywateli do korzystania ze środków masowego przekazu. Konieczne jest postawienie pociągu o nazwie „Wolność słowa” na nowe tory. To wymaga zaangażowania przedstawicieli różnych środowisk, w tym ośrodków opiniotwórczych i politycznych, które będą odpowiedzialne za sprawowanie władzy w różnych działach administracji rządowej.
Adam Bodnar – ur.1977, dr hab., prof.Uniwersytetu SWPS, prawnik, działacz na rzecz praw człowieka. W latach 2004–2015 związany z Helsińską Fundacją Praw Człowieka. Należał do rady dyrektorów Funduszu ONZ na rzecz Ofiar Tortur (2013–2014). W latach 2015–2021 był Rzecznikiem Praw Obywatelskich. Od 2021 r. dziekan Wydziału Prawa Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
1 Zob.www.hfhr.pl/etpcz-polska-naruszyla-wolnosc-slowa-wyrok-ws-wizerkaniuk-p-polsce-dotyczacy-obowiazku-uzyskania-autoryzacji/ [dostęp: 20.02.2022].
2 Zob.informacja PAP: www.pap.pl/aktualnosci/news%2C454145%2Ckurski-uchronie-niezaleznosc-tvp-od-zagrozen-ze-swiata-polityki.html [dostęp: 20.02.2022].
polecamy
Małgorzata Łukasiewicz
My, czytelnicy
Książka przynosi eseje o dawnych i współczesnych już klasykach literatury języka niemieckiego. Mamy tu więc Heinego, Manna, Walsera, Rotha, Canettiego, Frischa, wreszcie Sebalda. Łukasiewicz czyni z literatury instancję, której warto zawierzyć, poszukując odpowiedzi na ważne pytania. Ją samą i jej bohaterów zajmuje „śledzenie, jakimi to pokrętnymi drogami chadza sens”, „mnogość znaków zapytania, wieloznaczność, a także niepokój i wątpliwości, które ta wieloznaczność w nas budzi”. (Prof. Marek Zaleski)
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury
242 s., cena 45 zł
patron medialny
W naszej księgarni internetowej 20% taniej!
tel./fax (22) 828 18 08 www.wydawnictwo.wiez.pl
Dariusz Rosiak
Nie wierzę, żeby degeneracja mediów i dziennikarstwa była kompletna. Słowo i obraz – wolne od koniunkturalizmu politycznego, wolne od pokusy ogłupiania jak największej liczby odbiorców przy jak najniższym wkładzie własnym, kształtowane przez niezależnych dziennikarzy – przetrwają.
Niezależność dziennikarska w dzisiejszych czasach polega na tym samym, na czym polegała zawsze: na opieraniu się pokusie uległości wobec silniejszych, wpływowych i bardziej licznych. Współczesnych dziennikarzy pracujących w newsroomach, piszących w gazetach, występujących w telewizji albo zamieszczających posty na Twitterze wymóg nieulegania tej pokusie dotyczy tak samo jak kiedyś Orwella czy Sołżenicyna.
Gdy mowa o presji wobec mediów, niektórzy, zwłaszcza sami dziennikarze, lubią koncentrować się na przemocy politycznej – i mają rację, jeśli chodzi o takie kraje, jak Rosja, Białoruś, Filipiny czy Afganistan. Tam niezależność, czasem wymagająca heroizmu, polega na postawieniu się opresyjnej władzy politycznej, która niepokornych dziennikarzy niszczy, prześladuje, a nawet zabija – niezależne organizacje medialne nie mają szans przetrwać. Przypadki Słowacji czy Malty pokazują, że również w krajach demokratycznych należących do Unii Europejskiej ceną, którą dziennikarz płaci za niezależność, może być śmierć.
Jednak w krajach demokratycznych skrajna przemoc wobec dziennikarzy i systemowe niszczenie niezależnych mediów to rzadkość. Zwykle za bunt wobec możnych i wpływowych dziennikarz traci zatrudnienie, a za przeciwstawienie się opinii większości płaci marginalizacją. Staje wtedy przed dylematem, czy poddać się presji, stosując powszechnie znany zestaw usprawiedliwień: mam rodzinę, nie mogę dać się zwolnić, co to zmieni, i tak ktoś tu musi pracować, więc lepiej niech to będziemy my itd.
W takiej sytuacji dziennikarz może odejść z zawodu albo – stosując metodę uników – próbować zachować profesjonalizm i uczciwość. Może też zostać partyjnym propagandystą (rządowym lub opozycyjnym) albo tłumaczyć swój oportunizm ważnym interesem publicznym. Pytanie, po co miałby to robić. Co takiego chciałby ocalić poza pensją? Co jest istotą tego zawodu, dlaczego go uprawiamy, jaki jest jego cel?
W przedmowie do Murzyna z załogi „Narcyza” Joseph Conrad napisał, czym jest sztuka:
Samą sztukę można określić jako rzetelną próbę oddania najwyższej sprawiedliwości widzialnemu światu przez wydobycie na światło dzienne wielorakiej i jedynej prawdy, kryjącej się w każdym jego aspekcie. Jest to próba odnalezienia w jego formach, barwach, światłach i cieniach, w postaci materii i faktach życiowych tego, co podstawowe, trwałe i zasadnicze, ich jedynej oświecającej i przekonującej cechy – samej prawdy ich istnienia1.
Słowa Conrada brzmią dziś świeżo i radykalnie. Zakłada on bowiem, że prawda istnieje i nie jest domeną indywidualnej interpretacji, lecz obiektywnej rzeczywistości, której wielorakie aspekty da się uchwycić i opisać. Zadaniem artysty jest właśnie bezkompromisowe dążenie do opisania prawdy przy pomocy wszelkich dostępnych środków. Nieważne, że zwykle to się nie udaje, ale tylko ona, tylko prawda jest perspektywą, na której skupia się praca artysty.
Nawet jeśli dziennikarstwo nie jest sztuką, to z pewnością jest formą interpretacji świata i ludzkich postaw. Dlatego słowa Conrada – dziś brzmiące patetycznie i maksymalistycznie – mogą być wskazówką w rozmyślaniach na temat dziennikarskiej niezależności i zniewolenia.
Aby podjąć próbę przełożenia wezwania Conrada na realia pracy dziennikarza, warto zacząć od pytania, kim jest dziś dziennikarz. Ograniczenie tej funkcji do „dziennikarza profesjonalnego” – osoby zatrudnionej w wyspecjalizowanej instytucji medialnej – wydaje się anachroniczne i nieadekwatne do opisu obecnej sytuacji. Za dziennikarza może być uznany (albo sam się za niego uznać) praktycznie każdy, kto wypowiada się publicznie gdziekolwiek na jakikolwiek temat: od celebrytów i influencerów (których główną aspiracją i wyznacznikiem jakości pracy są zasięgi i wynikające z nich zarobki), przez twitterowych komentatorów politycznych i internetowych blogerów, aż do profesjonalnych dziennikarzy i pracowników wielkich instytucji medialnych.
W Polsce dziennikarze podlegają trzem rodzajom presji: politycznej, komercyjnej i emocjonalno-środowiskowej.
Pierwsza jest prosta do opisania: ma naturę partyjno-polityczną i wynika z przekonania wielu polskich polityków, że media (zwłaszcza media publiczne, choć nie tylko) są jednym z narzędzi uprawiania walki o władzę. W praktyce polega to na wywieraniu nacisków politycznych na dziennikarzy, czego koronnym przykładem jest sytuacja w mediach publicznych.
Dlaczego tak wielu ludzi ma potrzebę wypowiadania się na każdy temat, zwłaszcza taki, na którym się kompletnie nie znają? Być może nie potrafią nie ulec presji tworzonej przez algorytmy mediów społecznościowych.
Od 1989 r. Polacy nie stworzyli systemu mediów, w których głównym wyznacznikiem byłby opis rzeczywistości w formie na tyle, na ile to możliwe, zbliżonej do prawdy i odpornej na politykę czy ideologię. Co ważniejsze, wydaje się, że przez ostatnie 30 lat nie było nawet takiej aspiracji nie tylko po stronie polityków, ale też po stronie szerokiej opinii publicznej. Kolejne rządy przejmowały media publiczne, tworząc z nich partyjne narzędzia do uprawiania polityki: rozdawania stanowisk i przemycania propagandowych treści. Radio i telewizja były „nasze” albo „ich”. Kolejne stacje komercyjne pozycjonowały się względem rządu i opozycji, wybierając wsparcie polityczne jednej ze stron. Polacy przyjęli, że właśnie tak wyglądają media, a protesty wobec takiego stanu rzeczy były ograniczone do nielicznych środowisk dziennikarskich i eksperckich.
Dlaczego wolność słowa po 1989 r. dla kolejnych pokoleń polityków oznacza przejmowanie mediów publicznych, a dla kolejnych wcieleń mediów komercyjnych oznacza postawienie się w roli wspierających władzę albo ją krytykujących? Dlaczego nie udało nam się wytworzyć zestawu standardów prawnych, profesjonalnych, a zwłaszcza mentalnych, które chroniłyby media przed politykami?
To są ważne pytania dotyczące polskich postaw okresu przełomu. Być może odpowiedzi szukać należy w korzeniach politycznych wielu działaczy opozycji, którzy zaczęli rządzić Polską po roku 1989? Dla nich polityka przez lata pozostawała domeną walki dobra ze złem, w której służysz jednej albo drugiej stronie, a opisu rzeczywistości nie należy komplikować, bo to działanie na rzecz wroga. Część tych działaczy w czasach demokracji przeszła do pracy w mediach, przenosząc tego typu podejście na ich teren. Jednocześnie nie wykształciła się żadna reprezentacja zawodowa dziennikarzy ani też wśród odbiorców nie pojawiła się potrzeba mediów, które byłyby zdolne do ograniczenia wszechwładzy polityków.
Kulminacja tej patologicznej – z punktu widzenia jakości mediów – sytuacji nastąpiła po przejęcia władzy przez Prawo i Sprawiedliwość w 2015 r., kiedy media publiczne stały się narzędziem bezpośredniej polityki partii rządzącej zarówno w sensie propagandowym, jak i kadrowym. Rolą mediów zwanych dziś narodowymi jest uprawianie propagandy ideowej w formie skrajnej oraz wspieranie konkretnych decyzji politycznych rządu. Nie ma w nich miejsca na konkurencyjną interpretację rzeczywistości, ani nawet na informacje, które mogą naruszać partyjne interesy.
W tym celu w mediach publicznych dokonano czystek kadrowych na niespotykaną wcześniej skalę, co w naturalny sposób obniżyło jakość programów, a w przypadku Polskiego Radia doprowadziło do dramatycznego spadku słuchalności większości popularnych wcześniej stacji. Dodatkowo władze próbują – częściowo udanie – bezpośrednio przejąć media komercyjne, które uznają za wrogie wobec siebie.
Drugi rodzaj nacisków, którym podlegają dziś dziennikarze, to presja komercyjna. Instytucje medialne są przedsiębiorstwami i kierują się zasadami biznesowymi, z których podstawową jest potrzeba wzrostu: zasięgu, oglądalności, subskrypcji, co ma prowadzić do zwiększenia wpływów, bo tylko to gwarantuje przetrwanie.
Jak tego typu „filozofia wzrostu” przepisuje się na niezależność dziennikarzy? Obrazem pracy we współczesnych mediach jest doświadczenie dziennikarzy piszących kilka depesz dziennie w portalach i rozliczanych z klikalności artykułów (za czym idzie schlebianie najniższym gustom, stosowanie clickbaitów itd.). Niestety, nierzadko mamy również do czynienia z korupcją dziennikarską, czyli publikowaniem artykułów promocyjnych i reklamowych jako artykułów redakcyjnych. Ta ostatnia rzecz wydaje mi się coraz poważniejszym zagrożeniem, bo staje się praktyką powszechną w wielu redakcjach, również tych uznanych za wiarygodne i prestiżowe.
Młody adept dziennikarstwa w Polsce najczęściej ma wybór: albo pracować w mediach publicznych i szerzyć propagandę władzy, albo ogłupiać ludzi oraz przemycać treści reklamowe w portalach komercyjnych, kanałach telewizyjnych i w mediach społecznościowych – jeśli zostanie wysłany na ten odcinek przez swoich pracodawców. Może też podjąć walkę o sens swojej pracy, co wymaga niekiedy heroicznych poświęceń, podjęcia czasem skrajnego ryzyka albo zgody na pozostanie na marginesie głównych mediów. Ciągle jeszcze wiele osób decyduje się na taką walkę.
Trzecią formę nacisku uważam za największe zagrożenie nie tylko dla niezależności dziennikarskiej, ale w ogóle dla wolności słowa i sensowności debaty publicznej w Polsce. Chodzi o emocjonalną presję mediów społecznościowych i wynikające z niej patologie życia publicznego, zwłaszcza zamknięcie środowiskowe.
Przywykliśmy do eleganckiej nazwy tego zjawiska: polaryzacja. W praktyce chodzi jednak o degradację słowa – istoty komunikacji między ludźmi. Słowo przestaje być klasycznym narzędziem wymiany myśli, poznania drugiego człowieka, opisu kondycji ludzkiej. Zamiast tego staje się młotkiem na myślących inaczej niż my. Słowo przestaje służyć zrozumieniu myśli, intencji, aspiracji drugiego człowieka, staje się narzędziem do identyfikacji Innego i ataku na niego.
Oznacza to zamknięcie na inaczej myślących, odmowę wyjścia z kokonu własnego komfortu poznawczego, niechęć do wysłuchania opinii, która mogłaby taki komfort zburzyć. To także narcystyczno-idealistyczne przekonanie o własnej wyższości moralnej, intelektualnej, estetycznej. To pseudoreligijny świat, w którym każda emocjonalna ocena nabiera znacznika moralnego. Opinie nie są już poddawane dyskusji, tylko stają się emanacjami dobra i zła.
Dlaczego tak wielu ludzi ma potrzebę wypowiadania się na każdy temat, zwłaszcza taki, na którym się kompletnie nie znają? Być może nie potrafią nie ulec presji tworzonej przez algorytmy, co z kolei jest bezpośrednim efektem modelu biznesowego przyjętego przez Facebook i inne media społecznościowe. Wiemy już dzięki badaniom społecznym, a przede wszystkim dzięki wielu sygnalistom, że ten model funkcjonuje: treści wywołujące wrogość, nienawiść, krytycyzm są znacznie bardziej uwidoczniane przez owe algorytmy niż treści zachęcające do dialogu czy oceny mniej skrajne.
Żyjemy w niezwykle skomplikowanym świecie, którego mieszkańcy programowo nie chcą uznać tych komplikacji. Szukają odpowiedzi jasnych i zero-jedynkowych. W takim świecie niemożliwa jest realna komunikacja, za to codziennością staje się nieustanna wojna wszystkich ze wszystkimi. To jest wojna, w której każdy musi mieć opinię na każdy temat i każda z tych opinii musi być zdaniem nieznoszącym krytyki. W tym świecie próby niuansowania opisu rzeczywistości, podkreślanie komplikacji świata, odejście od ferowania jednoznacznych ocen staje się niebezpieczną grą w interesie „wroga”, czyli osoby czy grupy spoza mojego środowiska. Na takie wybiegi decydują się lekkoduchy, symetryści, tchórze, którzy nie umieją postawić się po jednej z dwóch „słusznych” stron każdej debaty...
Jak wybrnąć z tej trojakiej presji: politycznej, komercyjnej i emocjonalnej? Stosunkowo najprostsze – w teorii – byłoby chyba ograniczenie presji politycznej. Po prostu należałoby zabrać politykom media publiczne, tworząc inną przestrzeń instytucjonalną, w której realizowane byłyby treści zwane misyjnymi.
Zdaję sobie sprawę, że w Polsce jest to praktycznie niemożliwe i politycznie bardzo dyskusyjne. Cokolwiek myślimy o polskiej klasie politycznej, jest ona demokratyczną reprezentacją społeczeństwa. Nie ma podstaw, by pozbawiać ją organizacyjnego wpływu na media, zresztą w każdej formule wykorzystania pieniędzy publicznych na działania medialne zawsze pojawi się pytanie: kto, jeśli nie demokratycznie wybrani przedstawiciele, miałby je rozdzielać?
Przywykliśmy do eleganckiej nazwy „polaryzacja”. W praktyce chodzi jednak o degradację słowa – istoty komunikacji między ludźmi.
W ostatnich latach pewną alternatywą okazuje się formuła crowdfundingowa, zbieranie środków przez dziennikarzy bezpośrednio od odbiorców mediów. Wielu dziennikarzy, jak również odbiorców mediów wiąże z tym sposobem finansowania mediów duże nadzieje. Jako autor programu, który w takiej formule odniósł sukces, uważam, że jest ona jednak rozwiązaniem ograniczonym i z pewnością dalekim od systemowego.
Raport o stanie świata nie jest dowodem – z taką opinią czasem się spotykam – że „dobre zawsze się obroni” albo że „ludzie zapłacą za dobre treści”. Raport pozostaje propozycją pozasystemową, a nawet antysystemową. Funkcjonujemy poza głównym nurtem mediów publicznych i komercyjnych. W Raporcie