Współczesna wojna - Justyna Kopińska - ebook + audiobook + książka

Współczesna wojna ebook

Justyna Kopińska

4,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Książka jednej z najczęściej nagradzanych polskich dziennikarek

„Współczesną wojnę” rozpoczyna reportaż o najważniejszym konflikcie 2022 roku. To wynik trzech podróży dokumentacyjnych autorki w kluczowych etapach wojny w Ukrainie oraz wszechstronnego doświadczenia dziennikarskiego w tematach kryminalnych i społecznych.

Reportaż przestawia wojnę obrazami. Kopińska rozmawiała z czołowymi ukraińskimi politykami, ludźmi, którzy w wojnie stracili bliskich, dowódcami oraz żołnierzami.

Autorka dotarła do stolicy Ukrainy, gdy wojska rosyjskie znajdowały się w obwodzie kijowskim. Rozmawiała z mieszkańcami obwodu w pierwszym dniu wolności po okupacji.

We Lwowie w dniu ataku rakietowego na miasto. A także w Donbasie, Charkowie, Buczy, Borodziance...

Kolejne teksty i felietony to historie najważniejszych konfliktów i niepokojów ostatnich lat – COVID-19, decyzja Trybunału Konstytucyjnego o zmianie prawa aborcyjnego, przestępstwa Kościoła, upadek autorytetów, manipulowanie opinią publiczną.

Po publikacji reportaży Justyny Kopińskiej przestępcy trafiali do więzień, a w prawie wprowadzono zmiany dotyczące bezpieczeństwa w instytucjach zamkniętych. Z dużą wiedzą o traumie i procesach społecznych autorka przybliża nam współczesny świat. Każdy rozdział to rada, pokazująca w jak wielkim stopniu Twój głos ma znaczenie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 245

Oceny
4,0 (243 oceny)
111
56
41
29
6
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
jenarz_ka

Z braku laku…

Nie tego spodziewałam się po tej autorce. Poprzednie książki Justyny Kopińskiej kipiały prawdą i ciekawymi historiami, które aż prosiły się o rozgłos. Co tu robią wszystkie te artykuły o serialach i filmach? W książce nie ma ładu ani składu. Są w niej tematy poważne takie jak wojna i banalne takie jak fabuły seriali. Może nie zrozumiałam co autor chciał przekazać, jak dla mnie słaba. Wielka szkoda.
20
kogellmogell

Z braku laku…

Bardzo chaotyczna książka. Autorka skacze z tematu na temat i żadnego tak naprawdę nie rozwija. Za dużo cytowania, a za mało wartościowej treści.
10
Ziarnicka

Nie oderwiesz się od lektury

Kopińska jak zwykle nie zawiodła. Jej niesamowita wrażliwość i spostrzegawczość zmusza nas do pochylenia się nad wszystkimi poruszanymi przez nią tematami.
10
peterpancio1

Nie oderwiesz się od lektury

fantastyczna, i jakoś niepokojąca, mało nadzieji dla świata.
10
AnnieMockingbird

Z braku laku…

Nazwisko pani Kopińskiej obiecywało mocną treść o bardzo dobrej jakości. Niestety, nie tym razem. W tym chaotycznie zlepionym zbiorze felietonów o wszystkim, pani Kopińska chciała podsumować wszystko co działo się między 2020 a 2022, z kiepskim efektem końcowym. Niestety lektura nie sprawiła mi ani przyjemności jakością, ani nie przyprawiła o rollercoaster emocji związanych z tematem, a raczej wymęczyła swoją wymuszoną wszechstronnością.
11

Popularność




Modlitwa o nawrócenie Rosjan

Modli­twa o nawró­ce­nie Rosjan

* * *

W cza­sie oku­pa­cji nie było świa­tła i prądu, spa­łam w ubra­niu i butach. Nie­ustan­nie sły­sza­łam odgłosy wybu­chów, spa­da­ją­cych rakiet. To jest tak wielki strach, że prze­sta­jesz cokol­wiek czuć.

W Ukra­inie nie ma bez­piecz­nych miejsc. Na twa­rzach ludzi w Kijo­wie, w Połta­wie, Char­ko­wie, Don­ba­sie czy we Lwo­wie widzimy smu­tek i strach. Rosyj­skie bomby prze­cięły bloki na pół. Prze­chod­nie każ­dego dnia oglą­dają wnę­trza znisz­czo­nych miesz­kań. Dziury w ziemi pełne krze­seł, ubrań, pościeli i zaba­wek dla dzieci. Miesz­kańcy czę­sto byli świad­kami mor­do­wa­nia sąsia­dów, bom­bar­do­wa­nia rodzin­nych miast, tor­tur. Kobiety w olbrzy­mim stre­sie opusz­czały swoje domy i zosta­wiały doby­tek, mar­twiąc się o życie mężów i ojców.

Rosyj­scy żoł­nie­rze wie­lo­krot­nie zgwał­cili miesz­kankę Mariu­pola na oczach jej synka. Mini­ster­stwo Obrony Ukra­iny podało, że kobieta zmarła z powodu obra­żeń, a jej syn osi­wiał. W wielu miej­sco­wo­ściach do gwał­tów docho­dziło czę­sto w obec­no­ści dzieci. Mamy do czy­nie­nia z pań­stwem nazna­czo­nym traumą i PTSD1.

W wie­lo­let­niej pracy repor­ter­skiej zaj­mo­wa­łam się spra­wami mor­derstw, mole­sto­wa­nia, sys­te­mów kar na dzie­ciach w szpi­ta­lach i sie­ro­ciń­cach. Nie­które z tych spraw wią­zały się z psy­cho­pa­tią na naj­wyż­szym pozio­mie okru­cień­stwa. Po podró­żach doku­men­ta­cyj­nych w Ukra­inie w marcu, kwiet­niu i maju, w klu­czo­wych momen­tach wojny, zosta­łam z prze­ko­na­niem o sku­mu­lo­wa­niu naj­ohyd­niej­szych czy­nów ludz­kich na tere­nie tego kraju.

Kijów znaj­duje się zale­d­wie parę godzin lotu od wszyst­kich sto­lic euro­pej­skich grupy G7. W Euro­pie docho­dzi obec­nie do nisz­cze­nia całego narodu, jego psy­chiki, infra­struk­tury i eko­no­mii. Ta wojna obna­żyła nasz świat. Jeśli będziemy patrzeć, jak Wła­di­mir Putin równa z zie­mią suwe­renne pań­stwo, zabija bez­bron­nych, bom­bar­duje szpi­tale, to nawet jeśli unik­niemy III wojny świa­to­wej, będziemy żyć w świe­cie bez war­to­ści. W świe­cie, któ­rego nie warto już będzie rato­wać.

* * *

Wielu zasta­na­wia się, czy w Ukra­inie będzie kolejna Bucza? Prawda jest taka, że tych Bucz jest mnó­stwo. Na początku wojny Rosja­nie weszli na tery­to­ria miast obwodu kijow­skiego. Dzień po wyzwo­le­niu – 1 kwiet­nia – wra­cam z Kijowa drogą żyto­mier­ską przez Maka­rów i Jasno­ho­rodkę do Lwowa. W Maka­ro­wie zna­le­ziono 132 ciała zamor­do­wa­nych Ukra­iń­ców, a bli­sko połowa mia­sta została doszczęt­nie znisz­czona. W miej­sco­wo­ściach, które znaj­do­wały się pod oku­pa­cją rosyj­ską, miesz­kańcy są prze­peł­nieni cier­pie­niem, bez­silni, łkają pod­czas roz­mów. Gdy pod­cho­dzę do zbom­bar­do­wa­nych miejsc, by zoba­czyć skalę znisz­cze­nia, żoł­nie­rze obrony tery­to­rialnej infor­mują o pozo­sta­wio­nych przez Rosjan minach. Pyta­nia, które przy­go­to­wa­łam na kart­kach notat­nika w War­sza­wie, na miej­scu oka­zują się absur­dalne.

– Naj­okrut­niej­sza była 64 Samo­dzielna Bry­gada Zme­cha­ni­zo­wana – opo­wiada mi kilka tygo­dni póź­niej Woło­dy­myr. – Pra­cuję w ochro­nie sklepu, przy któ­rym pani stoi2. To działo się tak szybko. 28 lutego rosyj­skie heli­kop­tery opa­no­wały lot­ni­sko w Hosto­melu. Pozwo­liło to armii na wpro­wa­dze­nie pro­fe­sjo­nal­nego sprzętu woj­sko­wego na teren obwodu kijow­skiego. Na świe­cie dużo mówi się o sła­bo­ści wojsk rosyj­skich, roz­la­tu­ją­cej się broni, braku umie­jęt­no­ści strze­lec­kich żoł­nie­rzy. Nie­któ­rzy okre­ślają Rosjan jako „tchó­rzy”. Wolał­bym, by tak nie mówili. Nie chciał­bym zgi­nąć z rąk nie­udacz­ni­ków. Ja widzia­łem co innego – żoł­nie­rze rosyj­scy w Buczy byli świet­nie wyszko­leni. Szybko podzie­lili miej­sco­wość na sek­tory. Gdy zaczęli odno­to­wy­wać straty, myśleli, że zdra­dzamy ich pozy­cje. Każ­dego trak­to­wali jak szpiega. To wtedy zaczęli zabi­jać. Jeden ze snaj­pe­rów strze­lał z okna do prze­chod­niów i rowe­rzy­stów. Do każ­dego w ten sam spo­sób. Póź­niej przy ulicy leżało wiele tru­pów zabi­tych z jego ręki. O, tam jest masowy grób! Jesz­cze nie­dawno wysta­wały z niego ręce i nogi zamor­do­wa­nych. – Woło­dy­myr wyciąga rękę, poka­zu­jąc zbio­rową mogiłę obok cer­kwi Świę­tego Andrzeja.

Przy cer­kwi wiele osób chce ze mną roz­ma­wiać, poka­zać ślady. Mam legi­ty­ma­cję dzien­ni­kar­ską zawie­szoną na szyi, akre­dy­ta­cję armii ukra­iń­skiej, a miesz­kańcy pod­kre­ślają, że zbrod­nie nie powinny zostać zapo­mniane.

– W prze­rwie mię­dzy bom­bar­do­wa­niami ucie­kli­śmy z naszego domu. Zna­jomy został roz­strze­lany przy głów­nej ulicy Boro­dzianki. Jego matka przez dwa dni sie­działa przy zwło­kach. Nie chciała wypu­ścić syna z rąk – mówi Michaił, który zapro­sił mnie do swo­jego domu. Leży na łóżku. Jego twarz wykrzy­wia ból. – Pod­czas ucieczki ude­rzy­łem nogą o frag­ment broni. Pokryła się krwią. Przez czas oku­pa­cji rosyj­skiej nie mogłem zgło­sić się do leka­rzy. Na uli­cach czołgi, żoł­nie­rze trak­tu­jący broń jak zabawki. Schro­ni­li­śmy się w budynku na obrze­żach mia­sta, wokół bie­gały szczury. Prze­ra­ża­jąca cisza prze­ry­wana ostrza­łami. Głód powo­do­wał, że mię­dzy bom­bar­do­wa­niami czoł­ga­li­śmy się na pole, by odko­pać stare ziem­niaki. Gdy woj­sko rosyj­skie opu­ściło Boro­dziankę, zgło­si­łem się do szpi­tala. Ucięli nogę, bo wdała się gan­grena. Zaka­że­nie praw­do­po­dob­nie prze­nio­sło się na drugą. Cze­kam na decy­zję, czy ją także usuną.

Żona Micha­iła przez cały czas naszej roz­mowy szep­cze:

– Mąż to dobry czło­wiek. Nie zasłu­żył na to. Nie pił alko­holu, ni­gdy nie powie­dział złego słowa o dru­gim czło­wieku. Zdrowo się odży­wiał. Chciał długo cie­szyć się życiem.

Gdy koń­czy, powta­rza te same słowa od początku.

W Ukra­inie doświad­czy­łam dwóch sytu­acji, które nie zda­rzały mi się przy wcze­śniej­szych doku­men­ta­cjach. Po pierw­sze, nie­mal każda ofiara wojny prze­ko­nuje mnie, że ludzie na to nie zasłu­żyli. Mimo że ni­gdy taka myśl w mojej gło­wie się nie poja­wiła. Po dru­gie, boha­te­ro­wie przy­tu­lają mnie mocno po roz­mo­wie. Doty­czy to także wpły­wo­wych poli­ty­ków. Gdy wycho­dzę z domu Micha­iła, jego żona pod­biega i daje mi na ręce małego kotka.

– Mąż szu­kał go mimo bólu w nodze. W cza­sie głodu pil­no­wa­li­śmy, by maleń­stwo codzien­nie cokol­wiek zja­dło – mówi.

Kotek jest ufny, mru­czy i wtula się w moje dło­nie.

W tak okrut­nym cza­sie mogę zauwa­żyć, że zwie­rzęta: konie, psy i koty na tere­nie obwodu kijow­skiego zacho­wały dużą czu­łość dla czło­wieka. Wik­to­ria, któ­rej stad­nina koni znaj­duje się na tym tere­nie, tłu­ma­czy mi, że zwie­rzęta bały się nie­ustan­nych wybu­chów, ich ciała drżały, lecz mogły liczyć na miesz­kań­ców Ukra­iny. Wielu kar­miło je, ryzy­ku­jąc śmier­cią z głodu.

– Od kilku lat moja mama ciężko cho­ruje. Pod­czas ucieczki z Boro­dzianki dzieci i sąsie­dzi pro­sili, bym wzięła mamę i jechała z nimi – mówi Halina.

Kobieta sie­dzi obok mnie na drew­nia­nej ławce w wyra­zi­ście żół­tym swe­trze, wyróż­nia­ją­cym się na tle znisz­czo­nego, peł­nego kurzu oto­cze­nia. Jej oczy wypeł­nione są łzami.

– Na miej­scu, które zaj­mo­wa­łaby w busie moja mama, jadąc w pozy­cji leżą­cej, mogło się zmie­ścić dzie­się­cioro małych dzieci. Nie chcia­łam zabie­rać innym miej­sca. Zde­cy­do­wa­łam oddać się w opiekę Bogu. Pięć pierw­szych dni było prze­ra­ża­jące. Rosja­nie tylko jeź­dzili po uli­cach i strze­lali. Wyglą­dali, jakby przy­je­chali na wycieczkę. W cza­sie oku­pa­cji nie było świa­tła i prądu, spa­łam w ubra­niu i butach. Nie­ustan­nie sły­sza­łam odgłosy wybu­chów, spa­da­ją­cych rakiet. To jest tak wielki strach, że prze­sta­jesz cokol­wiek czuć. Nie można było wyjść, nic kupić. Pro­szę sobie wyobra­zić mamę po mie­siącu bez pam­per­sów.

Halina wrę­cza mi modli­tew­nik.

– Widzi pani, jak wyblakł. Wie­czo­rami odma­wia­łam róża­niec i cało­wa­łam strony, bła­ga­jąc o cud. Wiele budyn­ków w Boro­dziance zawa­liło się od rosyj­skich rakiet, a ludzie w piw­ni­cach zostali pogrze­bani żyw­cem. Teraz myślę tylko, że bez pomocy świata byśmy tego nie wytrzy­mali.

Mama Haliny prze­trwała drugi pod­bój. Boro­dzianka w latach 1941–1943 znaj­do­wała się pod oku­pa­cją hitle­row­ską. Miesz­kańcy mówią mi, że Rosja­nie byli tu bar­dziej okrutni od hitle­row­ców. Pro­ku­ra­tora Gene­ralna Ukra­iny oznaj­miła, że rosyj­scy żoł­nie­rze uży­wali do nisz­cze­nia budyn­ków amu­ni­cji kase­to­wej, którą wystrze­li­wano w nocy, gdy naj­wię­cej ludzi było w domach. Wła­dze Ukra­iny infor­mo­wały o żoł­nier­zach, któ­rzy „strze­lali doro­słym i dzie­ciom w twarz, wypa­lali oczy, odci­nali czę­ści ciała, tor­tu­ro­wali”. Moskwa zaprze­czała tym infor­ma­cjom, twier­dząc, że zwią­zane ciała leżące na uli­cach w obwo­dzie kijow­skim oraz popeł­nione zbrod­nie są pro­wo­ka­cją władz ukra­iń­skich. Miesz­kańcy obwodu kijow­skiego pod­kre­ślają, że żoł­nie­rze strze­lali do ludzi „dla zabawy”. Nie było to zwią­zane z zacho­wa­niem czy prze­szło­ścią wojenną danego miesz­kańca. Idąc główną ulicą Boro­dzianki, widzę wnę­trza pię­tro­wych blo­ków, zawa­lone piony, czarne plamy spa­lo­nych miesz­kań. Po dru­giej stro­nie drogi stoi pomnik ukra­iń­skiego poety Tarasa Szew­czenki z kulą w skroni.

Kilka dni póź­niej żoł­nie­rze armii ukra­iń­skiej w Don­ba­sie opo­wia­dają mi o małej dziew­czynce gwał­co­nej w Buczy do momentu, aż była w sta­nie ago­nal­nym. Pod­kre­ślają, że świa­dec­twa z miej­sco­wo­ści oku­po­wa­nych powo­dują, iż mimo wyczer­pa­nia nie prze­staną wal­czyć.

* * *

Według depesz opu­bli­ko­wa­nych przez Wiki­Le­aks pre­zy­dent Rosji już w 2008 roku twier­dził, że Ukra­ina jest sztucz­nym two­rem. Putin nie uwa­żał Ukra­iń­ców za naród. Jego poglądy doty­czące tego pań­stwa, mocar­stwa rosyj­skiego czy praw czło­wieka były nam wszyst­kim dosko­nale znane.

Wła­di­mir Putin prze­ko­nuje, że Ukra­ina jest czę­ścią Rosji: „Zacznę od tego, że współ­cze­sna Ukra­ina została w cało­ści stwo­rzona przez Rosję. A dokład­nie przez Rosję bol­sze­wicką, komu­ni­styczną. W naszych cza­sach można ją nazwać Ukra­iną Wło­dzi­mie­rza Ilji­cza Lenina. On jest jej archi­tek­tem” – pod­kre­ślił w orę­dziu na początku wojny.

Słowa pre­zy­denta Putina nijak mają się do prze­ko­nań miesz­kań­ców Lwowa, któ­rzy czas komu­ni­zmu wspo­mi­nają z nie­ukry­wa­nym wstrę­tem. W marcu Lwów jest mia­stem praw­dzi­wych sprzecz­no­ści. Z jed­nej strony działa tu komu­ni­ka­cja miej­ska i sklepy spo­żyw­cze. Obszar pod wzglę­dem tkanki miej­skiej przy­po­mina Kra­ków, Wie­deń czy Pragę. Przy kawie sie­dzą ludzie zato­pieni w lek­tu­rze ksią­żek. Z dru­giej – na uli­cach widzimy żoł­nie­rzy z kałasz­ni­ko­wami i nie­bie­skimi opa­skami na ramio­nach, na dro­gach znaj­dują się spe­cjalne punkty kon­tro­lne, ulice wypeł­nione są ucie­ki­nie­rami z Char­kowa, Don­basu, miast obwodu kijow­skiego, roz­ma­wia­ją­cymi o stra­chu i wojen­nych znisz­cze­niach. Uchodźcy w ogrom­nych kolej­kach cze­kają na moż­li­wość prze­kro­cze­nia gra­nicy z Pol­ską.

Za dnia prze­pro­wa­dzam wywiady z poli­ty­kami i woj­sko­wymi. Nocuję u kolegi z Ukra­iny. Zapra­sza zna­jo­mych, mię­dzy innymi z urzędu mia­sta, i długo roz­ma­wiamy o aktu­al­nej sytu­acji w kraju. 18 marca o poranku budzą mnie syreny. Nastę­puje pierw­szy atak rakie­towy na Lwów. Poli­tycy po wcze­snej pobudce i godzi­nach spę­dzo­nych w schro­nach są zmę­czeni i zde­ner­wo­wani. Roz­mowy odby­wają się w pod­nio­słej atmos­fe­rze.

– Może nie powin­nam rato­wać witraży, gdy giną ludzie? – pyta Liliya Ony­sh­chenko, sze­fowa depar­ta­mentu zabyt­ków. – Lwów to uni­ka­towe mia­sto – pod­kre­śla. – Na nie­wiel­kim obsza­rze 150 hek­ta­rów zacho­wała się archi­tek­tura róż­nych epok, współ­gra­jąca ze sobą. To dzie­dzic­two Ormian, Pola­ków, Niem­ców, Ukra­iń­ców, Żydów… Po wybu­chu wojny roz­po­czę­li­śmy od zabez­pie­cza­nia okien i witraży, bo w trak­cie ata­ków naj­ła­twiej ule­gają znisz­cze­niu. Nie wie­dzie­li­śmy, w jaki spo­sób zająć się zabyt­kami. Bo kto ma takie doświad­cze­nie? Skon­tak­to­wa­li­śmy się z pol­skim kon­ser­wa­to­rem, który pra­co­wał w Syrii. Pomógł nam zro­zu­mieć, w jaki spo­sób chro­nić obiekty w tak trud­nym cza­sie. Nie mamy złu­dzeń. Widzimy, co się dzieje na Wscho­dzie. Ci bar­ba­rzyńcy nie mają żad­nych skru­pu­łów. Lwów przy­na­le­żał do róż­nych państw. W cza­sach austro-węgier­skich roz­kwitł, szcze­gól­nie zadbano o budynki admi­ni­stra­cyjne, mia­sto stało się cen­trum dzia­łal­no­ści nauko­wej i kul­tu­ral­nej. Kwi­tło życie aka­de­mic­kie. Po I woj­nie świa­to­wej Lwów nale­żał do Pol­ski. Mia­sto było wów­czas jed­nym z głów­nych ośrod­ków sztuki i tury­styki. Nato­miast w cza­sach socja­li­zmu prze­stano zwra­cać uwagę na dzie­dzic­two i zabytki, liczył się prze­mysł. Wielu naukow­ców tra­fiło wów­czas do sowiec­kich wię­zień. To naj­gor­szy okres w histo­rii. I ni­gdy o tym nie zapo­mi­namy. Celem Putina jest uni­ce­stwie­nie naszej kul­tury i sztuki. Ni­gdy nie zgo­dzę się na utratę mojej toż­sa­mo­ści. Będę tu do ostat­niego momentu. Ale przy­znaję, że wolę umrzeć, niż zna­leźć się pod oku­pa­cją rosyj­ską. Pyta pani o men­tal­ność Ukra­ińca? Sku­piamy się na swoim życiu, nie wcho­dzimy nikomu w drogę, ale jak nas zacze­pią, zacho­wu­jemy się jak mrówki. Zbie­ramy się w grupę i wal­czymy jako zwarta grupa. Obser­wo­wa­li­śmy to pod­czas poma­rań­czo­wej rewo­lu­cji i euro­maj­danu, widzimy i teraz.

– Dla nas wojna zaczęła się w 2014 roku – stwier­dza Taras Ish­chyk, ofi­cer pra­sowy 103 Oddziel­nej Bry­gady Sił Obrony Tery­to­rial­nej Sił Zbroj­nych Ukra­iny, który pod­szedł do mnie w cen­trum pra­sowym.

Na początku wojny obo­wią­zuje we Lwo­wie pro­hi­bi­cja. W cen­trum prasy, zor­ga­ni­zo­wa­nym obok rynku mia­sta, przy bez­al­ko­ho­lo­wym piwie dys­ku­tują dzien­ni­ka­rze z całego świata. Taras usły­szał, że jestem z War­szawy. Pod­kre­ślił, że mówi w języku pol­skim i może udzie­lić mi wszel­kich infor­ma­cji.

– Przez osiem lat przy­go­to­wy­wa­li­śmy się do róż­nych sce­na­riu­szy. Nato­miast mam wra­że­nie, że żoł­nie­rze rosyj­scy nie wie­dzą, po co tu są. Nie mają moty­wa­cji, by wal­czyć. Może tylko Wła­di­mir Putin wie, dla­czego tę wojnę zaczął – mówi. – To jest w tej woj­nie naj­gor­sze, bo ludzie bez moty­wa­cji do dzia­łań bojo­wych nie sto­sują się do reguł woj­sko­wych. Zamiast wal­czyć z żoł­nie­rzami, zaczy­nają wyła­do­wy­wać fru­stra­cje na cywi­lach. Jaki mają cel? Jeśli chcieli zła­mać ducha narodu, to już wie­dzą, że się nie udało. Jeste­śmy bar­dziej zde­ter­mi­no­wani niż kie­dy­kol­wiek. Ni­gdy nie wyba­czymy tego, co wyda­rzyło się w Mariu­polu, w Don­ba­sie czy w Char­ko­wie. Czuję nie­na­wiść do Rosjan. Gdy byłem małym dziec­kiem, w Ukra­inie było dużo muzyki i ksią­żek w języku rosyj­skim. Teraz to wspo­mnie­nie napawa mnie wstrę­tem. Bo może był to ele­ment ich planu rusy­fi­ka­cji narodu? Jesz­cze kilka tygo­dni temu zaj­mo­wa­łem się mar­ke­tin­giem w fir­mie impor­tu­ją­cej sło­dy­cze z kra­jów Unii Euro­pej­skiej. Ciężko mi to przy­znać, ale teraz jestem gotów do zbi­ja­nia ludzi.

Gdy wycho­dzę z cen­trum pra­so­wego, widzę 109 pustych wóz­ków dzie­cię­cych usta­wio­nych na rynku mia­sta. Sym­bo­li­zują naj­młod­sze ofiary, które zmarły w wyniku rosyj­skich nalo­tów.

– Według mnie Rosja­nie popie­ra­jący atak na Ukra­inę powinni spo­tkać się ze zde­cy­do­waną reak­cją świata – oświad­cza mer Lwowa Andrij Sadowy. – Nie powinni mieć prawa do korzy­sta­nia z hoteli, samo­lo­tów, robie­nia inte­re­sów. Mam nadzieję, że poka­za­nie rosyj­skiego pasz­portu będzie od teraz powo­dem do wstydu. Roz­ma­wia pani z miesz­kań­cami, patrzy na naszą kul­turę, Ukra­ina to piękny kraj, to pań­stwo, w któ­rym chce się żyć. A oni pra­gną je uni­ce­stwić. W nocy trudno tu o sen. Są alarmy, scho­dzimy do schro­nów. Sytu­acja zmie­nia się z każdą godziną. W cza­sie wojny nie­ustan­nie podej­muje się fun­da­men­talne decy­zje. Przy­jeż­dża do nas ogromna liczba goto­wych do walki ochot­ni­ków. Ludzi, któ­rzy będą wysłani na front i mogą tam zgi­nąć.

W trak­cie roz­mów w jed­nost­kach Gwar­dii Naro­do­wej żoł­nie­rze są otwarci. Poka­zują mi składy pomocy huma­ni­tar­nej, opo­wia­dają o życiu kole­gów wal­czą­cych na fron­cie. Do Lwowa codzien­nie zjeż­dżają fur­go­netki z cia­łami żoł­nie­rzy. Na Cmen­ta­rzu Łycza­kow­skim kie­ruję się do miej­sca, gdzie są pocho­wane nowe ofiary. Każdy kopiec usłany jest świe­żymi kwia­tami. Z por­tre­tów patrzą na mnie oczy mło­dych, umun­du­ro­wa­nych żoł­nie­rzy.

– Nie­na­wiść, złość, gniew – to reak­cje, które bar­dzo trudno kon­tro­lo­wać. Do tego docho­dzą uczu­cia ambi­wa­lentne – mówi psy­cho­te­ra­peuta, wykła­dowca i ksiądz Oleg Sala­mon, który prze­kształ­cił lwow­ską para­fię w cen­trum pomocy.

Tu tra­fiają dostawy żyw­no­ści i środ­ków higie­nicz­nych. Uchodźcy znaj­dują tutaj schro­nie­nie. Sia­damy z księ­dzem w kuchni wypeł­nio­nej prze­two­rami, owo­cami, pie­lusz­kami dla dzieci, w któ­rej trudno o kawa­łek wol­nego miej­sca. Postawny Sala­mon ma spo­kojny, nie­zwy­kle har­mo­nijny ton głosu.

– W cza­sie wojny ludzie zadają sobie pyta­nia fun­da­men­talne. Gdzie jest Bóg? Gdzie tu sens? Pacy­fi­ści są posta­wieni w sytu­acji dyle­ma­tów moral­nych. Zbie­rają pie­nią­dze na ukra­iń­ską broń. Ja – prze­ciw­nik wojen – mam trzy­dzie­ści minut na zba­da­nie ochot­nika, nim dosta­nie do ręki broń. Mało, ale to lep­sze niż nic. Pod­czas wizu­ali­za­cji przy­szły żoł­nierz wyobraża sobie, jak ata­kuje wroga. Były przy­padki napa­dów paniki pod­czas tych wizu­ali­za­cji. To jak taki czło­wiek zachowa się w ogniu walki?

– A co ksiądz odpo­wiada na pyta­nia o sens wiary?

– Oca­lony z Auschwitz austriacki psy­cho­log Vik­tor Emil Frankl uwa­żał, że wojna albo wiarę zabija, albo ją wzmac­nia. Mnie ta wojna utwier­dza w wyzna­wa­nych war­to­ściach. Pod­czas kazań mówię para­fia­nom, że Bóg do tego stop­nia sza­nuje naszą wol­ność, iż oddaje odpo­wie­dzial­ność za świat ludziom. To zło, któ­rego teraz jeste­śmy świad­kami, nie pocho­dzi od niego. Cier­pie­nia, ból, śmierć, zabój­stwa były zawsze. Wyboru, jaką drogą podą­żać, doko­nuje czło­wiek. Z tego powodu każdy dzień zaczy­nam modli­twą o nawró­ce­nie Rosjan.

Miesz­kańcy Lwowa poka­zują mi liczne schrony w insty­tu­cjach kul­tury i domach pry­wat­nych. Żoł­nie­rze pod­kre­ślają goto­wość do walki. Poli­tycy i osoby z sek­tora bojo­wego dekla­rują: mia­sto jest przy­go­to­wane do wojny.

* * *

W Kijo­wie zro­zu­mia­łam, że do wojny nie można się przy­go­to­wać. Ni­gdy wcze­śniej nie byłam w tak cichym miej­scu. Ta cisza prze­ry­wana jest wybu­chami, które wpra­wiają zie­mię w drże­nie. Kijów w marcu wygląda jak for­teca. Beto­nowe progi, usu­nięte znaki dro­gowe, mylące tropy, ufor­ty­fi­ko­wane skrzy­żo­wa­nia. Mia­sto jest wylud­nione, miej­sca publiczne zamknięte. To czas przed ujaw­nie­niem zbrodni w Buczy. Ukra­ińcy wyra­żają strach przed pla­nami Putina.

Droga ze Lwowa do Kijowa wydłuża się do kil­ku­na­stu godzin z uwagi na obec­ność Rosjan w obwo­dzie kijow­skim. Wjazd od połu­dnia przez Win­nicę i Białą Cer­kiew w nocy wiąże się z prze­kra­cza­niem licz­nych punk­tów kon­tro­l­nych. Woj­skowi szcze­gó­łowo wery­fi­kują każdy samo­chód.

W Kijo­wie miesz­kam u żoł­nie­rza obrony tery­to­rial­nej mia­sta. Tu także wie­czo­rami roz­ma­wiamy w dużych gru­pach. Kawiar­nie i miej­sca publiczne są w tym cza­sie zamknięte. Miesz­kańcy Kijowa spo­ty­kają się w domach. Dzięki Star­link inter­net działa bez zarzutu w wielu miej­scach w Ukra­inie. Żoł­nie­rze otrzy­mują filmy z ostrza­łów ich kole­gów na fron­cie oraz zdję­cia bom­bar­do­wa­nych miej­sco­wo­ści. Widać, że ludzie są bli­sko sie­bie i two­rzą wspól­notę, także przez codzienne rela­cje osób prze­miesz­cza­ją­cych się z róż­nych krań­ców Ukra­iny.

– Ostat­nie tygo­dnie są jak wehi­kuł czasu – mówi ikona poma­rań­czo­wej rewo­lu­cji i była pre­mier Ukra­iny Julia Tymo­szenko. – Mamy przed sobą obrazy naszych babć i dziad­ków w cza­sie II wojny świa­to­wej. Widzimy mor­der­stwa naszych dzieci, roz­strze­li­wa­nie rodzin, nie­wy­obra­żalną prze­moc, ruj­no­wa­nie kraju. W pierw­szym dniu wojny był tu strach i łzy. Już po tygo­dniu te uczu­cia zmie­niły się w złość. A teraz w walkę na każ­dym moż­li­wym pozio­mie – mili­tar­nym, huma­ni­tar­nym, ochronę spu­ści­zny naro­do­wej.

Dwie dekady i dekadę temu Tymo­szenko wspól­nie z roda­kami brała udział w pro­te­stach na Maj­da­nie. W 2013 roku było tam 800 tysięcy osób. W cza­sie naszej roz­mowy Maj­dan jest opu­sto­szały. Roz­ma­wiamy w budynku par­tii Bat­kiwsz­czyna. Obok gabi­netu znaj­duje się green room, w któ­rym poli­tycy pro­wa­dzą dys­ku­sję o aktu­al­nych wyda­rze­niach wojen­nych. Znam ich twa­rze z ukra­iń­skich pro­gra­mów infor­ma­cyj­nych. Kijów jest wów­czas nie­bez­piecz­nym miej­scem, lecz nawet posło­wie w pode­szłym wieku pozo­stali na swo­ich sta­no­wi­skach. Ema­na­cją postawy Ukra­iń­ców są ich lide­rzy. Tymo­szenko co chwilę prze­rywa roz­mowę, pro­szona o kon­sul­ta­cje. Prze­glą­dam wów­czas książki leżące w jej gabi­ne­cie, z dedy­ka­cjami od Mar­ga­ret That­cher i Made­le­ine Albri­ght, doce­nia­ją­cymi wkład pre­mier w histo­rię Europy.

– Histo­ria posta­wiła nas w nowej, okrut­nej sytu­acji. Teraz wszy­scy jeste­śmy na fron­cie – pod­kre­śla Julia Tymo­szenko. – Tu nie ma nor­mal­nego życia. Każdy działa na rzecz zwy­cię­stwa. Gdy widzę hero­iczne czyny naszych oby­wa­teli, rozu­miem, że jedna osoba w obro­nie tery­to­rial­nej Ukra­iny warta jest setki Rosjan. Widzisz obraz, gdy ludzie stoją z gołym rękami i pró­bują powstrzy­mać czołg. Dekla­rują: „Tu jest Ukra­ina!”, choć za te słowa mogą w jed­nej chwili stra­cić życie. Ludzie, któ­rzy posłu­gi­wali się języ­kiem rosyj­skim, sta­rają się nawet z trud­no­ścią mówić po ukra­iń­sku. I chęt­nie wysy­łają rosyj­skie okręty tam, gdzie ich miej­sce.

– Mie­li­śmy histo­ryczny roz­łam w Ukra­inie. Mię­dzy jej zachod­nią i wschod­nią czę­ścią – kon­ty­nu­uje Tymo­szenko. – Ta histo­ryczna cho­roba została wyle­czona 24 lutego. Pod Mariu­po­lem, pod Doniec­kiem wal­czą ludzie z Ukra­iny Zachod­niej. Kobiety w całej Ukra­inie opła­kują dzieci, które zgi­nęły w róż­nych rejo­nach kraju. Wschód leczy się z wirusa zwa­nego „rus­skij mir”. Czy widok znisz­czeń zmie­nił coś w moim sercu? Żyjąc z dnia na dzień w wirze obo­wiąz­ków, zapo­mi­namy cenić życie jako takie. Mar­twimy się o rze­czy, które w cza­sie wojny nie mają żad­nego zna­cze­nia. Zabie­gamy o sym­pa­tię lub suk­ces. Aktu­al­nie miłość uzy­skuje inny, głęb­szy wymiar. Pisarz Woło­dy­myr Wyn­ny­czenko mówił, że histo­rii Ukra­iny nie da się czy­tać bez bromu. Byłam świad­kiem poma­rań­czo­wej rewo­lu­cji i euro­maj­danu. Byłam pre­mier Ukra­iny. Lecz byłam też więź­niarką w kolo­nii kar­nej w Char­ko­wie, w któ­rej zosta­łam ciężko pobita. Z tej per­spek­tywy uczę się znaj­do­wa­nia odpo­wie­dzial­nych dróg reak­cji na zło. Daw­niej nie umia­łam połą­czyć wszyst­kich fak­tów histo­rycznych, kiedy patrzy­łam w przy­szłość. Dopiero teraz zrozumia­łam, że każdy dzień trud­nej histo­rii Ukra­iny przy­bli­żał nas do miło­ści łączą­cej spo­łe­czeń­stwo, które jako zjed­no­czony naród jest obec­nie gotowe do walki w imię war­to­ści cywi­li­za­cji zachod­niej.

– Nie­ustan­nie sta­wiamy sobie pyta­nie: co zro­bi­li­śmy, że Rosja­nie postrze­gają nas jako cel ataku? – mówi mer Kijowa Wita­lij Kliczko. Spo­ty­kamy się w Urzę­dzie Admi­ni­stra­cji Pań­stwo­wej przy ulicy Khre­scha­tyk. Wcze­śniej jestem pro­szona o wysła­nie wielu moich danych zawo­do­wych oraz kopii akre­dy­ta­cji woj­sko­wej.

Wita­lij Kliczko to znany bok­ser i poli­tyk. Ukoń­czył także stu­dia dok­to­ranc­kie na Uni­wer­sy­te­cie Kijow­skim. W jego gabi­ne­cie znaj­duje się wiele ksią­żek histo­rycz­nych oraz psy­cho­lo­gicz­nych, doty­czą­cych dzia­ła­nia i stra­te­gii walki.

– Myślę, że Wła­di­mir Putin zacho­ro­wał. Osoba o zdro­wych zmy­słach nie mia­łaby tak sza­leń­czych idei: zabi­ja­nie tysięcy nie­win­nych, nisz­cze­nie ich życio­wego dorobku, ruj­no­wa­nie naszej eko­no­mii, infra­struk­tury i kraju. To decy­zje zabu­rzo­nego umy­słu. Ten czas udo­wod­nił, że jego prze­ko­na­nia o braku pod­mio­to­wo­ści Ukra­iny są ilu­zją. Pamię­tam zimny, śnieżny dzień i ogromny sznur miesz­kań­ców cze­ka­ją­cych na broń. Nie chcieli opusz­czać mia­sta. Roz­po­częły się eks­plo­zje. Pro­po­no­wa­łem bez­dom­nym, że prze­wie­ziemy ich w bez­pieczne miej­sce. Usły­sza­łem: „Pro­szę, merze, po pro­stu daj nam broń. Chcemy bro­nić mia­sta”. Rosja­nie myśleli, że znisz­czą ducha narodu. A on ni­gdy nie był tak silny, jak teraz. W wielu deli­kat­nych z wyglądu męż­czy­znach widzę żela­zny cha­rak­ter. W ich oczach znaj­duje się potężny duch. Pod­czas wojny obraz rze­czy­wi­sto­ści się zmie­nia. Dla mnie wszystko stało się czarno-białe. Wiele chwil mnie poru­sza. Kiedy mer Rygi popro­sił miesz­kań­ców swo­jego mia­sta o pomoc huma­ni­tarną dla Ukra­iny, przy­nie­śli pam­persy, jedze­nie, lekar­stwa. Sze­ścio­letni chło­piec przy­niósł to – mer Kliczko poka­zuje mi słoik wypeł­niony po brzegi mone­tami.

Chłop­czyk mówił, że zbie­rał te pie­nią­dze na uko­chaną zabawkę, a teraz chce je prze­zna­czyć na walkę Ukra­iny.

– Wyznaję war­to­ści patrio­tyczne. Kocham mój kraj i chcę być czło­wie­kiem, który bez­wa­run­kowo działa na rzecz tej miło­ści. Całe życie przy­go­to­wy­wa­łem się do walki. Mia­łem wpo­jone, że to misja każ­dego męż­czy­zny, aby być obrońcą swo­jej rodziny, dzieci, narodu. Pyta pani, kiedy czuję się bez­pieczny? Zawsze wie­rzy­łem w reguły. Mia­łem prze­ko­na­nie, że każda bitwa oparta jest na kon­kret­nych zasa­dach. Teraz zro­zu­mia­łem, że są wojny pro­wa­dzone bez nich. Gdy się budzę, wyobra­żam sobie, że ota­czają mnie anioły. Anioł to patron Kijowa. Bez­pie­czeń­stwa upa­truję teraz w wyobraźni. Pre­zy­dent Rosji to spe­cy­ficzny wróg. Po Buczy, Hosto­melu, Irpie­niu, Czer­ni­ho­wie, Mariu­polu, Char­ko­wie pre­zy­dent Rosji nie jest w sta­nie ura­to­wać swo­jej twa­rzy, bo już jej nie ma. Jego twarz to twarz wymor­do­wa­nych dzieci. To wróg, któ­rego nie można poko­nać zna­nymi mi dotąd meto­dami.

* * *

Droga pro­wa­dząca w kie­runku zbom­bar­do­wa­nych rejo­nów Ukra­iny – w iro­nicz­nym sprze­ci­wie wobec celu podróży – jest jed­nym z naj­pięk­niej­szych miejsc, jakie widzia­łam. To Ukra­ina sta­rych baśni i legend, roz­po­ście­ra­jąca się wśród jezior, rzek i lasów. Potężna prze­strzeń z wyra­zi­stą barwą nieba i zło­tym kolo­rem zbóż. Rejon połtaw­ski, bogaty w war­to­ści lite­rac­kie, poezję, teatr, kul­turę, zna­ko­mitą kuch­nię i rze­mio­sło zachwyca „gogol­skimi” kra­jo­bra­zami.

Widok zmie­nia się dra­stycz­nie po wjeź­dzie do obwodu char­kow­skiego. Po powro­cie ze wschodu Ukra­iny wie­lo­krot­nie byłam pytana, czy wiele budyn­ków na tym tere­nie jest znisz­czo­nych? Prawda jest taka, że w pół­noc­nym Char­ko­wie trudno o budy­nek, który nie został znisz­czony. Wjeż­dża­jąc do tego rejonu, widzimy ludzi, któ­rzy po bom­bar­do­wa­niu pokryli ściany folią i na­dal funk­cjo­nują w roz­pa­da­ją­cych się miesz­ka­niach, widzimy drogi, które nagle się koń­czą i dalej są tylko zglisz­cza. W wielu miej­scach nie ma gazu, miesz­kańcy gotują w ron­dlach przy ogni­skach.

– Nie mamy żad­nych uczuć w sto­sunku do Rosjan – opo­wia­dają mi Lena i Artur, miesz­ka­jący na osie­dlu, w któ­rym budynki są roze­rwane na czę­ści. – Nie czu­jemy nie­na­wi­ści. Nie możemy dopusz­czać do sie­bie takich uczuć. Tu wiele histo­rii rodzin­nych jest ze sobą sple­cio­nych. Sły­sze­li­śmy o kobie­cie miesz­ka­ją­cej w Char­ko­wie, któ­rej syn jest w armii rosyj­skiej. Zatem akcep­tuje zrzu­ca­nie bomb na nasze mia­sto. Moja mama z kolei mieszka w Rosji.

– Co mówi o przy­czy­nach wojny? – dopy­tuję.

– Wła­śnie o to cho­dzi, że mama nic nie mówi. Cały czas pła­cze. Mówimy jej, że dzieci już się do wybu­chów przy­zwy­cza­iły. Cza­sem nawet nie prze­ry­wają zabawy, gdy sły­chać spa­da­jące rakiety.

Pod­czas roz­mowy z Leną i Artu­rem do budynku po dra­bi­nie wcho­dzi star­sza kobieta. Miesz­kańcy tłu­ma­czą mi, że skoro klatka scho­dowa jest znisz­czona, wielu Ukra­iń­ców wcho­dzi do miesz­kań po dra­bi­nach.

– Ludzie tęsk­nią do swo­ich miejsc – mówią.

Obok sape­rzy roz­bra­jają nie­wy­bu­chy.

W maju w Ukra­inie bra­kuje ben­zyny. W rejo­nie wschod­nim uwagę przy­cią­gają ogromne kolejki do sta­cji ben­zy­no­wych. Każdy oby­wa­tel może kupić mak­sy­mal­nie dwa­dzie­ścia litrów. Nie­kiedy Ukra­iniec czeka w kolejce cały dzień, by nabyć paliwo, a mimo wszystko wraca z niczym. Mimo cięż­kich warun­ków życia codzien­nego, miesz­kań­ców cechuje otwar­tość na dru­giego czło­wieka.

Jak infor­muje Doniecka Biblio­teka Regio­nalna, Don­bas był rejo­nem o naj­bo­gat­szych zaso­bach natu­ral­nych kraju. Oby­wa­tele wschod­niej Ukra­iny opo­wia­dają mi, jak wiele roślin z regionu doniec­kiego wpi­sa­nych jest na Czer­woną Listę Gatun­ków Zagro­żo­nych. Mówią o zdro­wot­nym dzia­ła­niu Morza Azow­skiego, lasach peł­nych saren, bażan­tów i prze­pió­rek. Opo­wia­dają o ste­pach i barw­nych kra­jo­bra­zach. Zacho­wują pamięć o tym miej­scu, świa­domi, że tego Don­basu już nie ma.

– Jestem Ukra­iń­cem i ponad wszystko nie chcę powrotu impe­rium rosyj­skiego. Lecz są tu także ludzie, któ­rzy mają odmienne zda­nie – mówi wolon­ta­riusz Woło­dy­myr, z któ­rym spo­ty­kam się w miej­scu dostaw pomocy huma­ni­tar­nej w Don­ba­sie. – Tutaj trudno teraz o jakie­kol­wiek spo­kojne miej­sce.

Woło­dy­myr prosi sze­fów cen­trum pomocy o uży­cze­nie nam biura, bym mogła nagrać roz­mowę na dyk­ta­fon.

– Rosyj­ska pro­pa­ganda i tele­wi­zja ste­rują ludźmi nie tylko na ich tere­nach – kon­ty­nu­uje. – Część Ukra­iń­ców w tym regio­nie z nostal­gią odno­siła się do lat 70., w któ­rych prze­żyli dzie­ciń­stwo. To poko­le­nie stało się wpły­wowe w XXI wieku. Nie pamię­tało repre­sji i guła­gów, Zwią­zek Radziecki koja­rzył się tym ludziom z cza­sami dobro­bytu i względ­nej rów­no­wagi spo­łecz­nej w porów­na­niu do cza­sów oli­gar­chów. W Ukra­inie ostat­nich lat widać plu­ra­lizm myśli. Ujaw­niły się różne punkty widze­nia. Kiedy Rosja uru­cho­miła tu swoje narzę­dzia pro­pa­gan­dowe, część ludzi to uwio­dło. Nie­któ­rzy w obli­czu wojny zmie­nili zda­nie. Ale rozu­mie pani, jak ciężko wyzwo­lić się z pro­pa­gandy? U nas w rodzi­nie jest jasny podział. Jeśli ktoś ma skłon­no­ści pro­ro­syj­skie i komu­ni­styczne, moi rodzice uci­nają kon­takt z tym człon­kiem rodziny.

Ukra­ińcy żyją fil­mo­wymi sce­nami z wojny przed­sta­wia­nymi w zagra­nicz­nych mediach. Żoł­nie­rze przy nie­mal każ­dej roz­mo­wie wspo­mi­nają o odpo­wie­dzi gar­ni­zonu służby gra­nicz­nej z Wyspy Węży wobec wezwa­nia do kapi­tu­la­cji: „Rus­skij wojen­nyj korabl, idi na chuj” oraz sce­nach zatrzy­ma­nia czoł­gów gołymi rękami przez cywi­lów. Wielu jest dum­nych z naczel­nego dowódcy sił zbroj­nych, gene­rała Wale­rija Załuż­nego. Pod­kre­ślają, że to czło­wiek o ogrom­nej wie­dzy i odpo­wie­dzialności, który pozo­staje w cie­niu. Gdy pytam o lide­rów, żoł­nie­rze mówią o hono­rze każ­dego poli­tyka i dzia­ła­cza, który został w Ukra­inie, ale zazna­czają, że dla nich boha­te­rem jest Załużny. Uwa­żają, że dla gene­rała liczy się życie każ­dego czło­wieka, decy­zje podej­mo­wane są twardo i roz­trop­nie. Przy­pi­sują mu także ura­to­wa­nie sto­licy.

Ambi­wa­lentne uczu­cia, które towa­rzy­szyły mi pod­czas prze­by­wa­nia w dwóch tak odmien­nych rze­czy­wi­sto­ściach Ukra­iny, są toż­same z obra­zem ukra­iń­skiej armii.

Puł­kow­nik Wale­rij Kurko, główny dowódca woj­skowy w obwo­dzie lwow­skim, zasłu­żony w słyn­nych bitwach o lot­ni­sko w Doniecku, mówi:

– Żoł­nie­rze są gotowi nie umie­rać za Ukra­inę, lecz zabi­jać za Ukra­inę. To rzecz gene­tyczna. Ukra­iniec wie o 1939 roku, gdy II Rzecz­po­spo­lita została szybko oba­lona. Pamię­ta­jąc o wyda­rze­niach histo­rycz­nych, pil­nu­jemy, by ten sce­na­riusz nas nie spo­tkał. Nasze życie zmie­niło się rady­kal­nie. Z począt­kiem dzia­łań bojo­wych zmie­nił się pro­ces podej­mo­wa­nia decy­zji, poziom trud­no­ści i mno­gość zadań. Takie chwile jak roz­mowa z panią są abso­lut­nym wyjąt­kiem. Dzień zaczyna się o pią­tej rano i koń­czy po pół­nocy. Jeste­śmy przy­go­to­wani na walkę do końca, nie­za­leż­nie od liczb i kon­se­kwen­cji. Dla mnie przy­kła­dem jest powsta­nie prze­ciwko nazi­stom w 1944 roku w War­sza­wie. Uka­zuje ono ducha oporu wobec wroga. Pol­ska żyła także pod reżi­mem sowiec­kim. Może­cie zapy­tać babć i dziad­ków, jaki to był czas. Nie dopusz­czę do tego w moim kraju.

Dowódca jest osobą o ogrom­nej wie­dzy na temat broni, stra­te­gii wojen­nej, tech­nik walki. Pod­czas pracy w cha­rak­te­rze dzien­ni­karki śled­czej nawią­za­łam zna­jo­mość z wie­loma infor­ma­to­rami z sek­tora bojo­wego. Mam patent strze­lecki na pisto­let, kara­bin, strzelbę gład­ko­lu­fową, pozwo­le­nie na posia­da­nie broni oraz wła­sną broń palną. Poru­szają mnie roz­mowy z woj­sko­wymi, kobie­tami i męż­czy­znami posia­da­ją­cymi doświad­cze­nie na polu bitwy i bez­wa­run­kowo słu­żą­cymi swo­jemu pań­stwu.

Tylko że realia na polu walki są inne. Do armii zgło­siło się wielu rol­ni­ków, szew­ców, dzien­ni­ka­rzy, przed­sta­wi­cieli roz­ma­itych zawo­dów, któ­rzy ni­gdy wcze­śniej nie mieli broni w ręku. Nauczono ich się nią posłu­gi­wać, lecz ich wypo­wie­dzi pod­szyte są ogrom­nym lękiem. Obser­wują kole­gów z odcię­tymi koń­czy­nami i spa­lone mia­sta. A ja widzę chłop­ców, któ­rzy się boją. Kochają swój kraj, wyznają war­to­ści patrio­tyczne, ale zna­leźli się w sytu­acji dla nich obcej, budzą­cej prze­ra­że­nie.

– Naj­bar­dziej się bałem, gdy tra­fi­li­śmy w śro­dek ostrzału dwóch arty­le­rii – mówi Jurij. – Spę­dzi­li­śmy tam3 sie­dem­na­ście godzin, trzy osoby z naszej jed­nostki zgi­nęły, a dzie­sięć zostało ran­nych. Rosja­nie uży­wają bomb kase­to­wych. Tego rodzaju broń jest zaka­zana przez kon­wen­cje woj­skowe. Każdy z rosyj­skich żoł­nie­rzy, któ­rego widzia­łem, miał ter­mo­wi­zję na broni. Rosja­nie mają zde­cy­do­wa­nie wię­cej broni. Pod­czas ostrzału wszystko pło­nęło. Sku­pi­łem się tylko na tym, by prze­cze­kać i prze­żyć.

Żoł­nierz o pseu­do­ni­mie „Polak” opo­wiada, że po stro­nie rosyj­skiej jest rów­nie wiele osób, które jesz­cze trzy mie­siące temu nie miały broni w rękach, a rosyj­scy dowódcy nie dbają o liczbę zabi­tych. Zde­rze­nie dwóch armii, w któ­rych ludzie wysy­łani są na rzeź. Żoł­nierze mówią, że z koń­cem marca świat i Ukra­ina sku­pili się na wyzwo­le­niu obwodu kijow­skiego, zapo­mi­na­jąc, że w tym samym cza­sie zwięk­szono siły rosyj­skie w Don­ba­sie i zrów­nano mia­sta z zie­mią.

Zgoda na anek­sję Krymu nie zakoń­czyła rosz­czeń Putina i z tego powodu Ukra­ińcy nie chcą sły­szeć rad doty­czą­cych rezy­gna­cji z tery­to­rium.

– Może to nie­po­prawne, co powiem. Ale mówimy o zami­no­wa­nych mia­stach, nazna­czo­nych pro­ble­mami ducho­wymi i poli­tycz­nymi na kolejne setki lat, w któ­rych kopal­nie i zakłady prze­my­słowe spło­nęły – pod­kre­śla przed­sta­wi­ciel sek­tora bojo­wego, pro­sząc o ano­ni­mo­wość. – Ich odzy­ska­nie będzie dla mojego kraju obcią­że­niem. Pro­szę pamię­tać, że więk­szość pro­ukra­iń­ska z oku­po­wa­nych tere­nów Don­basu już wyje­chała. Tam nie ma już grama rado­ści, są łzy, nie­na­wiść, żądza zemsty, nie­ko­niecz­nie skie­ro­wana w stronę najeźdź­ców. Lecz nie możemy zre­zy­gno­wać z tych tery­to­riów, bo wiemy, że wtedy Wła­di­mir Putin ponow­nie zaata­kuje. Wiele osób mówi, że wybie­ramy mię­dzy Don­ba­sem a poko­jem. To fik­cja. Zrze­cze­nie się Don­basu to chwi­lowy pokój, który tylko wzmocni rosz­cze­nia Putina w przy­szło­ści. Ukra­ina pra­gnie trwa­łego bez­pie­czeń­stwa, by znów móc się roz­wi­jać.

Jestem na dworcu w Kra­ma­tor­sku. Od 26 lutego tutej­sza sta­cja stała się miej­scem ewa­ku­acji lud­no­ści cywil­nej z tere­nów wojen­nych Don­basu. 8 kwiet­nia prze­by­wało tam około czte­rech tysięcy Ukra­iń­ców, głów­nie osób w pode­szłym wieku, kobiet, dzieci i osób nie­peł­no­spraw­nych. Cze­kali na pociąg. Przy punk­tach wyda­wa­nia kana­pek i gorą­cej her­baty gro­ma­dziły się tłumy ocze­ku­ją­cych, gdy na dwo­rzec spa­dły rakiety. W ataku zgi­nęło 59 osób, a wiele zostało ran­nych. Nie­które ciała zostały roze­rwane na czę­ści. Miesz­kańcy Don­basu przy­no­szą tu maskotki dla zmar­łych dzieci. Oby­wa­tele Kra­ma­tor­ska mówią, że pra­gną teraz jedy­nie bez­pie­czeń­stwa w przy­szło­ści.

– Zro­zum­cie, że żadne poro­zu­mie­nie z Rosją nam tego nie da. Takiej gwa­ran­cji mogłoby nam udzie­lić jedy­nie NATO – prze­ko­nują.

* * *

Zyg­munt Freud uwa­żał4, że wszystko, co sprzyja roz­wo­jowi więzi mię­dzy ludźmi, musi z całą sta­now­czo­ścią sprze­ci­wiać się woj­nie. Słynny neu­ro­log wyróż­niał dwa rodzaje więzi. Pierw­szy jest wyra­zem miło­ści do bliź­niego. Drugi to iden­ty­fi­ka­cja – odna­le­zie­nie swo­jej histo­rii wśród celów narodu, two­rze­nie wspól­noty uczuć. To na tych dwóch fila­rach oparta jest struk­tura doj­rza­łych spo­łe­czeństw. Freud uwa­żał, że mor­der­stwa i gwałty na dużą skalę powo­dują nar­cy­styczną radość, w któ­rej „ego znaj­duje speł­nie­nie swych sta­rych pra­gnień wszech­mocy”.

Mini­ster nazi­stow­skiego rządu Nie­miec, Albert Speer, miał nie­ty­powy sen. Ujrzał Adolfa Hitlera kła­dą­cego kolejne wieńce przy tabli­cach pamiąt­ko­wych w mar­mu­ro­wym holu. Hitler skła­dał wieńce szybko i mecha­nicz­nie, nie oka­zu­jąc żad­nych uczuć. Były ich setki. Ich liczba przy­tła­czała mini­stra. Psy­cho­ana­li­tyk Erich Fromm inter­pre­to­wał sen mini­stra jako wgląd w cha­rak­ter dru­giego czło­wieka. Sen ujaw­niał pogląd Spe­era na nekro­fi­li­tyczną oso­bo­wość Hitlera, która zapa­dła jego współ­pra­cow­ni­kom w pod­świa­do­mość. To przy­wódca skła­da­jący swoim życiem hołd śmierci.

Według psy­cho­loga sil­nym obja­wem cha­rak­teru nekro­fi­li­tycz­nego jest prze­ko­na­nie, że jedy­nym spo­so­bem na roz­wią­za­nie pro­ble­mów poli­tycz­nych jest uży­cie siły i prze­mocy. „Wła­dza prze­kształca czło­wieka w zwłoki” – pisała o tym pro­ce­sie Simone Weil5. Przy­wódca zaczyna żyć prze­szło­ścią, wiel­ko­ścią, a teraź­niej­szość i współ­cze­sne realia prze­stają mieć dla niego zna­cze­nie.

Świa­towi przy­wódcy wahają się odno­śnie do kolej­nych rady­kal­nych sank­cji. To zro­zu­miałe. W wielu rejo­nach Rosji panuje nie­wy­obra­żalna bieda, bra­kuje nawet cie­płej wody. Rosjan czeka głód. Nie pod­niosą się z wojny i jej kon­se­kwen­cji. Ale Rosja­nie potra­fią robić rewo­lu­cję. W końcu to oni zde­cy­dują, kto będzie u wła­dzy. Nasza odpo­wie­dzial­ność polega na dzia­ła­niu na rzecz wyj­ścia z mroku. Ukra­ińcy zwra­cają się ku życiu. Wal­czą o toż­sa­mość i prawo do samo­sta­no­wie­nia.

* * *

Tek­sty nie­za­leżne autorki można wspie­rać przezhttps://patro­nite.pl/Justy­na­Ko­pin­ska

Co obecnie oznacza zło?

Co obec­nie ozna­cza zło?

* * *

Po opu­bli­ko­wa­niu repor­tażu Czy Bóg wyba­czy sio­strze Ber­na­det­cie o kil­ku­dzie­się­ciu latach okrut­nej prze­mocy sióstr zakon­nych w Zabrzu oraz Oddział cho­rych ze stra­chu na temat sys­temu kar w szpi­talu psy­chia­trycz­nym dosta­łam wiele mejli. Od pacjen­tów, leka­rzy, pie­lę­gnia­rek. Twier­dzili, że ni­gdy wię­cej nie będą bierni w obli­czu zła. I to spra­wiło, że zaczę­łam się zasta­na­wiać: co obec­nie ozna­cza zło?

W każ­dym spo­łe­czeń­stwie więk­szość osób prze­żywa wewnętrzne kry­zysy, dyle­maty. Po to, by stać się lep­szymi, mądrzej­szymi, bar­dziej doj­rza­łymi ludźmi. Ale jest też nie­wielka grupa ludzi, któ­rzy tych wewnętrz­nych kry­zy­sów nie mają. Każdy swój ruch, nawet najbar­dziej okrutny, uza­sad­niają przez ide­olo­gię, reli­gię lub naukę. Nie mają dyle­ma­tów inte­lek­tu­al­nych czy moral­nych. Dla nich liczy się jedno – wła­sna satys­fak­cja.

Ta grupa to psy­cho­paci. Histo­rycz­nie, w cza­sie II wojny świa­to­wej lub w okre­sie sta­li­now­skim, byli bar­dziej widoczni. Obec­nie ide­al­nym dla nich schro­nie­niem stały się insty­tu­cje zamknięte: szpi­tale psy­chia­tryczne, domy dziecka, domy spo­koj­nej sta­ro­ści. Wybie­rają ofiary wśród naj­słab­szych, naj­czę­ściej dzieci.

To wła­śnie ten rodzaj zła badam w moich arty­ku­łach. W nawią­za­niu do teo­rii Ervinga Gof­f­mana czy Émile’a Dur­khe­ima.

W tych miej­scach zło może przy­bie­rać swą naj­czyst­szą postać, a psy­cho­paci uzy­skują moc nie­mal nie­ogra­ni­czoną.

Jak mówił Ryszard Kapu­ściń­ski: żaden pałac nie runie sam z sie­bie6. W każ­dym z tych małych pała­ców w róż­nych miej­scach w Pol­sce potrze­bu­jemy ludzi, któ­rzy będą ujaw­niać okru­cień­stwo innych.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. PTSD (ang. Post Trau­ma­tic Stress Disor­der) – zespół stresu poura­zo­wego – efekt urazu psy­chicz­nego i kon­se­kwen­cja reak­cji na silny stres. [wróć]

2. Ze sklepu w Buczy zostały zglisz­cza (przyp. autorki). [wróć]

3. Nie ujaw­niam dokład­nej loka­li­za­cji ze wzglę­dów bez­pie­czeń­stwa (przyp. autorki). [wróć]

4. Cyt. za: E. Fromm, Ana­to­mia ludz­kiej destruk­cyj­no­ści, Poznań 2019. [wróć]

5. Tamże. [wróć]

6. R. Kapu­ściń­ski, Cesarz, War­szawa 2007. [wróć]