Wszyscy jesteśmy martwi. Część czwarta - Sara Önnebo - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Wszyscy jesteśmy martwi. Część czwarta ebook i audiobook

Sara Önnebo

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

34 osoby interesują się tą książką

Opis

Do świąt Bożego Narodzenia zostaje tylko tydzień, lecz prowadzone przez policję śledztwo wciąż stoi w miejscu. Mieszkańcy okolicy są coraz bardziej zaniepokojeni. Funkcjonariusze Gisela Forsell i Linus Mikkola muszą się pospieszyć, jeśli chcą rozwiązać sprawę morderstw przed Wigilią. Pewne mroczne sekrety i kłamstwa w końcu wychodzą na światło dzienne, a dochodzenie przybiera nieoczekiwany obrót.

To ostatnia część czterotomowej serii pt. „Krwawe Święta” opowiadającej o tym tajemniczym i trudnym do rozwikłania śledztwie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 119

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 3 godz. 5 min

Lektor: Bartosz Głogowski
Oceny
4,2 (205 ocen)
95
60
40
7
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
semido_2

Nie oderwiesz się od lektury

W ostatniej części Onnebo łączy wszystkie wątki w intensywnej kulminacji. Wszystkie pytania, które pojawiły się wcześniej, znajdują swoje odpowiedzi, a zakończenie książki jest zarówno zaskakujące, jak i satysfakcjonujące. Bohaterowie muszą zmierzyć się z konsekwencjami swoich działań, a wątek kryminalny osiąga swoje apogeum. To część, która pozostawia czytelnika z refleksją na długo po przeczytaniu ostatniej strony.
10
MarcinDurka

Nie oderwiesz się od lektury

Wciągająca.
00
annakostro

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ciekawa seria. Przy okazji kryminału można poznać niektóre zwyczaje świąteczne w Finlandii. Odpowiada mi podział powieści na krótkie części. Polecam serię.
00
PatrycjaSkrzypczak

Nie oderwiesz się od lektury

Naprawdę dobre
00
Solind

Dobrze spędzony czas

Całkiem spoko książka, nie wiem po co podzielona na części.
00



Ty­tuł ory­gi­nału: Det li­der mot jul 4

Prze­kład z ję­zyka szwedz­kiego: Alek­san­dra Bro­żek-Sala

Co­py­ri­ght © Sara Ön­nebo, 2024

This edi­tion: © Word Au­dio Pu­bli­shing In­ter­na­tio­nal/Gyl­den­dal A/S, Co­pen­ha­gen 2024

Pro­jekt gra­ficzny okładki: Da­niel Na­tka­niec

Re­dak­cja: Mag­da­lena Mie­rze­jew­ska

Ko­rekta: Anna No­wak

ISBN 978-91-8076-190-1

Kon­wer­sja i pro­duk­cja e-bo­oka: www.mo­ni­ka­imar­cin.com

Wszel­kie po­do­bień­stwo do osób i zda­rzeń jest przy­pad­kowe.

Word Au­dio Pu­bli­shing In­ter­na­tio­nal/Gyl­den­dal A/S

Kla­re­bo­derne 3 | DK-1115 Co­pen­ha­gen K

www.gyl­den­dal.dk

www.wor­dau­dio.se

Po­nie­dzia­łek, 19 grud­nia 2022 roku

GI­SELA

Gi­sela po­tarła pie­kące oczy. Nie spała od mo­mentu, kiedy otrzy­mała te­le­fon z in­for­ma­cją o mar­twej ko­bie­cie zna­le­zio­nej w Fi­sk­strand Park. Spę­dziła tam sporo czasu, mar­z­nąc przy zwło­kach, a po­tem nie miało już więk­szego sensu wra­cać do domu.

– Osoba zna­le­ziona wczo­raj wie­czo­rem to nie Sy­lvia Ad­ler – po­wie­działa grupce po­li­cjan­tów w jej biu­rze.

Wy­raź­nie im ulżyło. Nikt z nich nie chciał, by do pię­ciu mor­derstw, któ­rych do­ty­czyło śledz­two, do­szło ko­lejne.

– A wiemy, kim była? – za­py­tała Tu­ula.

Sie­działa na do­dat­ko­wym krze­śle, czysz­cząc pa­znok­cie no­ży­kiem do otwie­ra­nia li­stów, na­le­żą­cym do Gi­seli. Li­nus i Freddy oparli się o pa­ra­pet ple­cami do szyby, na któ­rej na­ma­lo­wane przez szron kształty po­woli top­niały we wscho­dzą­cym słońcu. Freddy trzy­mał na udzie no­tes, żeby za­pi­sać wszystko, co bę­dzie oma­wiane na spo­tka­niu.

– Nie, nie miała przy so­bie żad­nego do­ku­mentu toż­sa­mo­ści – od­po­wie­działa in­spek­torka. – Albo za­po­mniała port­fela z domu, albo zo­stała okra­dziona, praw­do­po­dob­nie przez osobę, która ano­ni­mowo po­in­for­mo­wała po­li­cję. Ko­ro­ner nie za­koń­czył jesz­cze sek­cji zwłok, ale ko­bieta do­znała po­waż­nego zła­ma­nia ko­ści czaszki. To naj­bar­dziej praw­do­po­dobna przy­czyna śmierci.

– To mor­der­stwo? – do­cie­kała Tu­ula.

– Bę­dziemy to wie­dzieć po otrzy­ma­niu ra­portu z sek­cji.

Tu­ula z sa­tys­fak­cją spoj­rzała na swoje pa­znok­cie i odło­żyła no­żyk z po­wro­tem na biurko sze­fo­wej.

– Sły­sza­łam, że to ze­spół Gun­nara Bra­ska pro­wa­dzi do­cho­dze­nie w spra­wie tego zgonu – po­in­for­mo­wała.

– To prawda. Jak do­tąd nic nie wska­zuje na to, że zmarła ko­bieta jest po­wią­zana z in­nymi mor­der­stwami. I tak mamy wy­star­cza­jąco dużo ro­boty, nie po­trze­bu­jemy ko­lej­nego trupa – stwier­dziła Gi­sela.

Po week­en­do­wych od­kry­ciach mieli kilka no­wych tro­pów do spraw­dze­nia. Obecni w po­miesz­cze­niu po­li­cjanci dawno nie byli tak pod­eks­cy­to­wani. Wszy­scy z za­pa­łem za­brali się do pracy. Wy­da­wało się, że prze­łom jest bli­sko. Nie­zwy­kle ważne było jak naj­szyb­sze zlo­ka­li­zo­wa­nie Ni­cole, Ga­briela i Staf­fana. Na­le­żało za­py­tać ich, co wie­dzą o po­zo­sta­łych ofia­rach i co mają do po­wie­dze­nia na te­mat Pa­trika Nils­sona. Poza tym wciąż pró­bo­wano od­na­leźć Sy­lvię Ad­ler. Jej dane ro­ze­słano do wszyst­kich od­po­wied­nich jed­no­stek, a sa­mo­chód za­gi­nio­nej był po­szu­ki­wany w ca­łym kraju.

– Dzi­siej­szy po­dział pracy wy­gląda na­stę­pu­jąco – za­częła Gi­sela – Tu­ula i Freddy, idź­cie do biura po­dróży i sprawdź­cie ich li­sty klien­tów. Wresz­cie do­sta­li­śmy zgodę pro­ku­ra­tora. Po­szu­ku­jemy do­wo­dów po­twier­dza­ją­cych, że Ada Karl­ström i Mat­tias Öberg wzięli udział w tej sa­mej wy­cieczce co po­zo­stałe ofiary. Po­nadto po­ja­wiły się dwa nowe imiona, Ga­briel i Ni­cole. Nie mamy jesz­cze ich na­zwisk. Ich prze­wod­ni­kiem w Ischgl był Staf­fan Ra­smus­sen. Z nim też mu­simy po­roz­ma­wiać. Li­nus, ty i ja po­je­dziemy do ro­dzi­ców Sy­lvii w Ja­kob­stad. Ko­bieta za­gi­nęła bez śladu pra­wie cztery dni temu, więc na­wet De­si­rée i Carl-Au­gust Ad­le­ro­wie po­winni za­cząć się mar­twić.

GA­BRIEL

Ga­briel wy­śli­zgnął się z łóżka i wy­mknął z sy­pialni. W nocy nie udało mu się za­snąć na dłu­żej niż kilka mi­nut. Drę­czyły go różne my­śli. Torba, którą spa­ko­wał po­przed­niego wie­czoru, gdy Riina sie­działa na­dą­sana przed te­le­wi­zo­rem, cze­kała w ko­ry­ta­rzu. Jego żona na­prawdę się wku­rzyła, gdy wspo­mniał o po­spiesz­nie za­pla­no­wa­nej po­dróży do Hel­si­nek, ale to było nic w po­rów­na­niu z tym, jak bar­dzo by się wście­kła na wieść o jego kłam­stwie.

Sy­lvia za­gi­nęła, a po­li­cja sta­wała na gło­wie, by ją zna­leźć. Do tej pory tech­nicy za­pewne prze­szu­kali jej miesz­ka­nie, w któ­rym pełno było jego od­ci­sków pal­ców i śla­dów DNA. Dla­czego nie był uważ­niej­szy? Po­wi­nien był za­ło­żyć rę­ka­wiczki. Ale ła­two jest być mą­drym po szko­dzie.

Ostroż­nie uchy­lił drzwi sy­pialni Nelli i w mil­cze­niu po­że­gnał się ze śpiącą córką. Oparł się po­ku­sie, aby po­dejść do niej i mocno ją przy­tu­lić. Od­gar­nął ko­smyk, który spadł jej na twarz. Po­ca­ło­wał za­ró­żo­wione od snu okrą­głe po­liczki.

W przed­po­koju Ga­briel na­ło­żył na bie­li­znę strój nar­ciar­ski. Chwy­cił torbę, po czym, rzu­ca­jąc ostat­nie spoj­rze­nie przez ra­mię, opu­ścił ci­che miesz­ka­nie, w któ­rym spały jego żona i córka, nie­świa­dome, że on po­now­nie je za­wie­dzie.

TU­ULA

Ze wszyst­kich osób w ko­mi­sa­ria­cie Tu­ula naj­bar­dziej nie lu­biła pra­co­wać z Fred­dym. Jego dziwne po­glądy i sztywny spo­sób by­cia draż­niły ją. Poza tym był iry­tu­jący, miał ubogą wy­obraź­nię i cią­gle za­nu­dzał wszyst­kich do­okoła bez­sen­sow­nymi fak­tami. Jakby na do­wód tego za­py­tał te­raz:

– Wiesz, że prze­ciętny osiem­na­sto­la­tek wi­dział w te­le­wi­zji dwa­dzie­ścia sześć ty­sięcy mor­derstw?

Po­li­cjantka nie ra­czyła mu od­po­wie­dzieć.

Jed­nak na­wet ona mu­siała przy­znać, że je­śli cho­dzi o zna­le­zie­nie igły w stogu siana, czyli kon­kret­nej in­for­ma­cji w sto­sie do­ku­men­tów, Freddy był od­po­wied­nią osobą do tego za­da­nia. Ona sama nie zno­siła tego ro­dzaju pracy. Wo­la­łaby po­roz­ma­wiać z ro­dzi­cami Sy­lvii Ad­ler. Nie była pewna, co są­dzić o tym, że Li­nus tak szybko zdo­był za­ufa­nie Gi­seli.

Tu­ula i Gi­sela pra­co­wały ra­zem przez wiele lat i znały się tak do­brze, że nie­raz czy­tały so­bie w my­ślach. Ni­gdy nie było mię­dzy nimi sztywno i dziw­nie. Tym­cza­sem praca z Fred­dym, który praw­do­po­dob­nie tylko cze­kał, aż Tu­ula po­pełni błąd, który mógłby zgło­sić ja­kie­muś or­ga­nowi re­gu­la­cyj­nemu, nie była ani tro­chę kom­for­towa. Skrę­cili w Ho­vrät­t­se­spla­na­den. Po­woli otwie­rano sklepy. Wi­tryny skle­powe jedna po dru­giej się roz­świe­tlały. Na środku pro­me­nady męż­czy­zna w czapce uszatce i w weł­nia­nych rę­ka­wicz­kach sprze­da­wał prze­chod­niom pra­żone mig­dały. W po­wie­trzu uno­siły się cu­downe za­pa­chy cy­na­monu i kar­da­monu. Dziś przy­pa­dał dzień po­stu, więc Tu­ula nie zja­dła śnia­da­nia. Czuła jed­nak, że bur­czy jej w brzu­chu, więc za­trzy­mała się i ku­piła to­rebkę mig­da­łów. Chciała po­czę­sto­wać ko­legę, ale on uprzej­mie od­mó­wił.

– Wo­lał­bym nie spo­ży­wać je­dze­nia przy­go­to­wa­nego w tak spar­tań­skich wa­run­kach – po­wie­dział, pa­trząc na Tu­ulę, jakby po­da­wała mu ka­ra­lu­chy.

Co za nu­dziarz. Ko­bieta z tru­dem po­wtrzy­mała wy­buch zło­ści. Ry­zyko za­tru­cia po­kar­mo­wego spo­wo­do­wa­nego spo­ży­wa­niem ulicz­nego je­dze­nia nie było więk­sze niż w przy­padku kon­su­mo­wa­nia po­sił­ków w re­stau­ra­cji lub w domu. Mig­dały sma­ko­wały wy­śmie­ni­cie. Zja­dła od razu cztery, po czym wło­żyła resztę do kie­szeni na póź­niej. Głów­nie z uprzej­mo­ści za­py­tała, jak Freddy pla­nuje spę­dzić Boże Na­ro­dze­nie.

– Praw­do­po­dob­nie tylko z Geo­r­gem, jak zwy­kle.

– Geo­r­gem? – za­py­tała Tu­ula, która ni­gdy nie sły­szała, żeby Freddy wspo­mi­nał o part­ne­rze.

– Tak, to moja pa­puga. W Wi­gi­lię z re­guły oglą­damy kon­cert bo­żo­na­ro­dze­niowy na żywo i jemy ko­la­cję przed te­le­wi­zo­rem.

Tu­ula po­my­ślała, że to bar­dzo smutne. Ona sama miała w tym roku świę­to­wać Boże Na­ro­dze­nie wspól­nie z ro­dziną Han­nele. Oj­ciec jej part­nerki po­cho­dził z An­glii, więc w Wi­gi­lię ser­wo­wano za­równo szynkę, jak i in­dyka. Ro­dzeń­stwo Han­nele rów­nież nie miało dzieci, więc za­miast ku­po­wać pre­zenty świą­teczne, wszy­scy przy­no­sili bu­telkę do­brego wina, które de­gu­sto­wali pod­czas świą­tecz­nego week­endu.

– Nie masz ro­dziny w Va­asa, z którą mógł­byś spę­dzić ten czas? – za­py­tała po­li­cjantka.

– Moja mama i młod­sza sio­stra tu miesz­kają. Ale w domu mo­jej sio­stry zwy­kle pa­nuje chaos. Ma dwójkę wła­snych dzieci i trójkę po­ciech part­nera. Kiedy nie pra­cuję, wolę spę­dzić Wi­gi­lię w ci­szy i spo­koju z Geo­r­gem. W drugi dzień świąt jem na mie­ście obiad z mamą i sio­strą.

Do­tarli do biura po­dróży. Tu­ula otwo­rzyła drzwi i po­ka­zała de­cy­zję pro­ku­ra­tora kie­row­ni­kowi pla­cówki, który wy­biegł ze swo­jego biura, gdy zo­ba­czył po­li­cjan­tów. Miał ten sam mar­chew­kowy od­cień skóry oraz nie­na­tu­ral­nie białe zęby co Do­nald Trump. Z wy­nio­słą miną za­ło­żył oku­lary i prze­czy­tał na­kaz.

– Wy­gląda na to, że wszystko jest w po­rządku – stwier­dził rze­czowo, a Tu­ula po­wstrzy­mała od­ruch we­pchnię­cia mu do­ku­mentu do gar­dła.

– Mój ko­lega Freddy Lärka za­cznie od przej­rze­nia do­ku­men­ta­cji klien­tów, a ja po­roz­ma­wiam z per­so­ne­lem – oznaj­miła.

Kie­row­nik zro­bił minę, jakby chciał za­pro­te­sto­wać, ale gdy tylko po­li­cjantka zmie­rzyła go wzro­kiem, wró­cił do swo­jego biura.

– Za­czniemy od pani – po­wie­działa Tu­ula do mło­dej ko­biety o krótko przy­cię­tych wło­sach i w czer­wo­nej ko­szulce polo z lo­giem biura po­dróży, po­dob­nej do tej, którą Staf­fan miał na so­bie na zdję­ciu zna­le­zio­nym w domu Mat­tiasa Öberga. We­dług pla­kietki miała na imię Jen­ni­fer.

– Gdzie mo­żemy spo­koj­nie po­roz­ma­wiać?

– Usiądźmy w po­koju so­cjal­nym.

Tu­ula po­szła za Jen­ni­fer do przy­tul­nego po­miesz­cze­nia z kil­koma fo­te­lami, ma­łym sto­li­kiem i czte­rema krze­słami. Na szafce w ką­ciku ku­chen­nym stały mi­kro­fa­lówka i w pełni au­to­ma­tyczny eks­pres do kawy. Funk­cjo­na­riuszka przy­jęła pro­po­zy­cję kawy, a kiedy Jen­ni­fer przy­nio­sła im dwie ma­leń­kie fi­li­żanki, usia­dły przy stole.

– Czy wie pani, dla­czego tu je­ste­śmy? – za­py­tała Tu­ula.

– My­ślę, że tak. Z po­wodu mor­derstw.

– To prawda. Od­kry­li­śmy, że ofiary mo­gły po­znać się na wy­cieczce zor­ga­ni­zo­wa­nej przez wa­sze biuro po­dróży w ze­szłym roku. Wy­cieczce w Alpy z prze­wod­ni­kiem Staf­fa­nem Ra­smus­se­nem. Czy on jest tu dzi­siaj?

– Nie, nie pra­cuje tu od dawna – od­parła Jen­ni­fer.

– Ale jego na­zwi­sko i zdję­cie są na wa­szej stro­nie in­ter­ne­to­wej – za­uwa­żyła Tu­ula.

Ko­bieta prze­wró­ciła oczami.

– Nie wiem, ile razy mó­wi­łam sze­fowi, że mu­simy zak­tu­ali­zo­wać stronę. Albo mnie nie słu­cha, albo nie chce na to wy­da­wać pie­nię­dzy.

– Dla­czego Ra­smus­sen od­szedł?

Jen­ni­fer szybko zer­k­nęła na drzwi, po czym zni­żyła głos:

– Nie mam cał­ko­wi­tej pew­no­ści, ale my­ślę, że przez to, co wy­da­rzyło się w ostat­nie Boże Na­ro­dze­nie.

– Czy może mi pani po­wie­dzieć coś wię­cej na ten te­mat? – po­pro­siła Tu­ula.

– Nie wiem, czy po­win­nam – wa­hała się pra­cow­nica biura, jesz­cze raz spo­glą­da­jąc na drzwi. – Szef może się zde­ner­wo­wać, je­śli coś po­wiem. To i tak nie ma nic wspól­nego z tymi mor­der­stwami.

– Ważne, aby prze­ka­zała nam pani wszystko, co wie. Na­stęp­nie zde­cy­du­jemy, które in­for­ma­cje są istotne dla śledz­twa.

– Do­brze – zgo­dziła się nie­chęt­nie Jen­ni­fer. – Pod­czas tego wy­jazdu, a do­kład­niej w Wi­gi­lię, do­szło do śmier­tel­nego wy­padku. Or­ga­ni­zu­jemy wy­cieczki gru­powe o róż­nej te­ma­tyce. W okre­sie świąt za­zwy­czaj ofe­ru­jemy wy­jazd na narty w Alpy dla osób, które z róż­nych po­wo­dów nie chcą spę­dzać Bo­żego Na­ro­dze­nia w domu. Wszystko szło do­brze aż do ostat­niego dnia po­bytu. Staf­fan za­brał wtedy część uczest­ni­ków na jazdę na nar­tach poza wy­ty­czo­nymi tra­sami. Je­den z nar­cia­rzy zgi­nął pod la­winą.

– Pa­trik Nils­son? – za­py­tała Tu­ula.

Jen­ni­fer ski­nęła głową i wbiła wzrok w stół.

– To było straszne. Służby ra­tun­kowe szu­kały go przez kilka dni, ale ni­gdy go nie zna­le­ziono.

– Czy na każ­dej wy­cieczce od­bywa się jazda na nar­tach poza tra­sami?

– Nie, ab­so­lut­nie nie – za­prze­czyła ko­bieta, ener­gicz­nie krę­cąc głową. – Wy­da­li­śmy su­rowe po­le­ce­nie, że wszy­scy prze­wod­nicy mu­szą trzy­mać się ozna­ko­wa­nych tras nar­ciar­skich.

– Dla­czego Staf­fan zła­mał tę za­sadę?

– Twier­dził, że uczest­nicy bar­dzo na to na­le­gali. Ale może po­wie­dział to tylko po to, żeby się uspra­wie­dli­wić.

– Czy wie pani, gdzie jest te­raz Staf­fan? – rzu­ciła po­li­cjantka.

– Nie, nie mam po­ję­cia.

Sły­sząc dys­kretne chrząk­nię­cie, Tu­ula pod­nio­sła wzrok.

– Freddy? Zna­la­złeś coś?

Tu­ula za­uwa­żyła, że po­li­cjant jest wy­jąt­kowo po­ru­szony, co było dla niego nie­ty­powe.

– Dzię­kuję pani, to wszystko. Pro­szę wró­cić do pracy – po­wie­działa do Jen­ni­fer.

Freddy za­cze­kał, aż ko­bieta wróci do swo­jego biurka, po czym za­mknął za nią drzwi.

– Zna­la­złem dwie bra­ku­jące osoby ze zdję­cia.

Po­li­cjantka po­czuła, jak przy­spie­sza jej puls.

– Ga­briel Espe­lund i Ni­cole We­lan­der. Mam tu ich ad­resy i nu­mery te­le­fo­nów. – Freddy po­ma­chał wy­dru­kiem. – I jesz­cze jedno. Sy­lvii Ad­ler nie było na wy­cieczce.

– Cie­kawe – rzu­ciła Tu­ula w za­my­śle­niu. – Za­sta­na­wiam się, co ona ma z tym wszyst­kim wspól­nego. Na pewno mamy o czym my­śleć. Mu­simy zna­leźć tych dwoje, za­nim bę­dzie za późno. Mam na­dzieję, że to nie Ni­cole We­lan­der zna­le­ziono wczo­raj w Fi­sk­strand­spar­ken.

LI­NUS

Ze względu na trudne wa­runki po­go­dowe – przez cią­gle pa­da­jący deszcz lub śnieg – do­jazd do Ja­kob­stad za­jął po­li­cjan­tom po­nad dwie go­dziny, a do willi ro­dziny Ad­le­rów ko­lejne dwa­dzie­ścia mi­nut. Li­nus pro­wa­dził przez całą drogę, pod­czas gdy Gi­sela roz­ma­wiała przez te­le­fon lub drze­mała z głową opartą o zimną szybę.

Kiedy w końcu do­tarli na miej­sce, pra­wie we wszyst­kich oknach było ciemno. Li­nus za­czął się za­sta­na­wiać, czy nie na­le­żało naj­pierw za­dzwo­nić i uprze­dzić o pla­no­wa­nej wi­zy­cie. Gi­sela nie chciała jed­nak dać pań­stwu Ad­le­rom czasu na kon­takt ze swo­imi praw­ni­kami. We­dług niej wszyst­kie bo­gate ro­dziny miały wła­snego praw­nika, z któ­rym mo­gły szybko się skon­sul­to­wać. Zwłasz­cza je­śli za­rzą­dzały firmą, która pro­wa­dziła szem­rane in­te­resy w Azji.

Za­pu­kali do drzwi wej­ścio­wych. Ku za­sko­cze­niu Li­nusa De­si­rée otwo­rzyła nie­mal na­tych­miast.

– Przy­je­cha­li­ście w spra­wie Sy­lvii? – za­py­tała, może nie nie­uprzej­mie, ale też nie­zbyt przy­jaź­nie.

Gi­sela wy­ja­śniła, że po­li­cji nie udało się zlo­ka­li­zo­wać Sy­lvii, dla­tego ona i Li­nus przy­je­chali za­dać De­si­rée i jej mę­żowi wię­cej py­tań.

– Carl-Au­gust jest w fa­bryce w Wu­han – oznaj­miła ko­bieta, za­ci­ska­jąc usta.

– Tak czy ina­czej chcie­li­by­śmy po­roz­ma­wiać, cho­ciaż z pa­nią – po­wie­działa Gi­sela, a Li­nus za­uwa­żył, że za­ci­ska szczęki z iry­ta­cji, że matka Sy­lvii Ad­ler ani tro­chę nie przej­muje się lo­sem swo­jej córki.

– Pro­szę wejść – burk­nęła go­spo­dyni i otwo­rzyła drzwi nieco sze­rzej. Po­li­cjanci we­szli do przed­po­koju.

Zo­sta­wili buty na półce, a De­si­rée po­wie­siła ich kurtki w sza­fie wnę­ko­wej ukry­tej za prze­suw­nymi drzwiami z lu­strem. Za­nim za­pro­siła ich do środka, z tej sa­mej szafy wy­jęła mopa i wy­tarła błoto, które wnie­śli ze sobą z ulicy.

Ko­bieta po­pro­wa­dziła ich obok im­po­nu­ją­cych szkla­nych scho­dów i da­lej dłu­gim ko­ry­ta­rzem wio­dą­cym do ogrom­nego sa­lonu z wy­so­kim su­fi­tem na wy­so­ko­ści co naj­mniej sied­miu me­trów. Z się­ga­ją­cych od pod­łogi do su­fitu okien roz­cią­gał się ni­czym nie­za­kłó­cony wi­dok na mo­rze.

Li­nus nie mógł po­wstrzy­mać się i krzyk­nął: „Wow!”, więc Gi­sela rzu­ciła mu ostre spoj­rze­nie.

Z eks­klu­zyw­nej chło­dziarki do wina De­si­rée wy­jęła dwie bu­telki wody Per­rier.

– Pew­nie nie mo­że­cie pić al­ko­holu na służ­bie, ale może ma­cie ochotę na wodę mi­ne­ralną?

– Tak, dzię­kuję – od­po­wie­dział Li­nus, któ­remu za­schło w gar­dle od ogrze­wa­nia w sa­mo­cho­dzie.

Cho­ciaż Gi­sela nie od­po­wie­działa, De­si­rée po­dała wodę także jej. Po­sta­wiła bu­telki na tacy wraz z dwoma krysz­ta­ło­wymi szkla­necz­kami, ma­łym ta­le­rzy­kiem po­kro­jo­nych w cien­kie pla­sterki cy­tryn i mi­ską świą­tecz­nych cu­kier­ków. Była nie­na­ganną go­spo­dy­nią na­wet wtedy, gdy przy­jeż­dżała po­li­cja, aby po­roz­ma­wiać z nią o znik­nię­ciu córki.

Li­nus za­pro­po­no­wał, że po­nie­sie tacę.

– Mam na­dzieję, że nie ma­cie nic prze­ciwko temu, że­bym wy­piła lampkę wina – po­wie­działa matka Sy­lvii, na­le­wa­jąc so­bie kie­li­szek schło­dzo­nego san­cerre.

Kiedy cze­kali, aż ko­bieta za­pro­po­nuje, aby usie­dli, wzrok Li­nusa wę­dro­wał po ścia­nach, aż za­trzy­mał się na fo­to­gra­fii Sy­lvii w nie­bie­sko-czer­wo­nym ob­ci­słym kom­bi­ne­zo­nie. W jed­nej ręce trzy­mała parę nart bie­go­wych. Na jej szyi wi­siał złoty me­dal.

– Córka jeź­dzi na nar­tach? – za­py­tał z za­in­te­re­so­wa­niem.

– Te­raz już nie, ale kiedy była młod­sza, brała udział w bia­th­lo­nie. Świet­nie strze­lała i była uta­len­to­waną nar­ciarką. Mo­gła zajść da­leko. Ale by­cie do­brym bia­th­lo­ni­stą wy­maga wy­trzy­ma­ło­ści, do­sko­na­łych zdol­no­ści mo­to­rycz­nych oraz siły psy­chicz­nej – do­dała De­si­rée. Jej usta się wy­krzy­wiły. – Sy­lvii bra­kuje tego ostat­niego.

Kiedy wszy­scy usie­dli na bia­łym na­roż­niku ze skóry, a Li­nus po­sta­wił tacę na stole, in­spek­torka oznaj­miła:

– Roz­ma­wia­li­śmy z przy­ja­ciółmi pani córki. Od czwartku nikt nie miał z nią kon­taktu ani nie zna jej miej­sca po­bytu. Szcze­rze mó­wiąc, jest to dla nas bar­dzo nie­po­ko­jące. Nie przy­cho­dzi pani do głowy, do­kąd mo­gła się udać?

– Na­sza ro­dzina ma kilka dom­ków let­ni­sko­wych na wy­brzeżu. Sy­lvia za­wsze lu­biła prze­by­wać bli­sko mo­rza i więk­szość wa­ka­cji spę­dzała, prze­no­sząc się z jed­nego domku do dru­giego, w za­leż­no­ści od tego, kiedy były wolne. Mo­gła po­je­chać do jed­nego z nich. Cho­ciaż w to wąt­pię. Jest śro­dek zimy i w żad­nym nie ma te­raz od­po­wied­nich wa­run­ków do miesz­ka­nia.

– I na­dal nie ode­zwała się do pani ani pani męża? – do­cie­kała Gi­sela.

De­si­rée oparła się o sofę i po­cią­gnęła łyk wina.

– Chyba nie zda­je­cie so­bie sprawy, z jaką osobą ma­cie do czy­nie­nia.

– To zna­czy? – za­py­tała po­li­cjantka, nie po­tra­fiąc ukryć gniewu. – Nie­dawno usi­ło­wano ją za­bić. Czy jako jej matka nie mar­twi się pani, że przy­da­rzyło jej się coś złego?

Z ka­mien­nym wy­ra­zem twa­rzy ko­bieta upiła ko­lejny łyk trunku.

– Moja córka nie jest taka jak inni. Za­wsze była… jak to wy­tłu­ma­czyć? Jest po pro­stu osobą nie­sta­bilną emo­cjo­nal­nie.

„Nic dziw­nego – po­my­ślał Li­nus – skoro ma taką matkę”.

Gi­sela za­ci­snęła szczęki tak mocno, że wy­da­wało się, że nie bę­dzie w sta­nie kon­ty­nu­ować roz­mowy. Li­nus więc ode­zwał się pierw­szy:

– Czy otrzy­mała ja­kąś dia­gnozę?

– Tak, już kiedy była na­sto­latką, stwier­dzono u niej za­bu­rze­nie oso­bo­wo­ści typu bor­der­line. Od czasu do czasu cho­dzi do psy­chia­try i bie­rze leki. Ale gdy tylko po­czuje się le­piej, prze­rywa le­cze­nie. Kiedy nie za­żywa ta­ble­tek, nie­szcze­gól­nie so­bie ra­dzi.

– Jak ob­ja­wia się ten stan w przy­padku Sy­lvii?

– Jest bar­dzo im­pul­sywna, szybko prze­cho­dzi z jed­nego stanu emo­cjo­nal­nego w drugi. Po­trafi wpaść w skrajną wście­kłość z po­wodu cze­goś, co inni wo­kół niej po­strze­gają jako drob­nostkę. Wy­naj­duje wiele pro­ble­mów w ży­ciu co­dzien­nym. Czę­sto pro­wo­kuje kon­flikty z in­nymi.

– Więc ma trud­no­ści z na­wią­zy­wa­niem bli­skich re­la­cji?

– Tak, zde­cy­do­wa­nie można tak to okre­ślić. Cza­sem ma wręcz ob­se­sję na punk­cie ja­kiejś osoby, a już ty­dzień póź­niej czuje do niej nie­na­wiść. Na po­czątku roku pró­bo­wała po­peł­nić sa­mo­bój­stwo po ze­rwa­niu z chło­pa­kiem.

Li­nus za­sta­na­wiał się, czy może za­kła­dać, że tym chło­pa­kiem był Pa­trik Nils­son. De­si­rée za­częła ba­wić się luźną nitką na rę­ka­wie ko­szuli, jakby roz­mowa ją nu­dziła. Zmarsz­czyła brwi i ode­rwała ją. Na­stęp­nie wy­gła­dziła tka­ninę opusz­kami pal­ców.

– Długo byli ra­zem? – za­py­tał po­li­cjant.

– Tak, pra­wie cały rok, a to bar­dzo dużo czasu jak na nią. Więk­szość związ­ków Sy­lvii koń­czyło się już po kilku ty­go­dniach. Ale cza­sami przez dłuż­szy okres za­cho­wuje się zu­peł­nie nor­mal­nie. Kilka razy na­wet przy­pro­wa­dziła chło­paka do domu. Praw­do­po­dob­nie zro­biła to głów­nie po to, żeby do­ku­czyć Car­lowi-Au­gu­stowi. Ten czło­wiek nie był zbyt uprzejmy. Wy­pił zde­cy­do­wa­nie za dużo, a po­tem pod­niósł głos i na­zwał męża ka­pi­ta­li­styczną świ­nią. – De­si­rée po­now­nie za­ci­snęła usta. – Ten zwią­zek za­koń­czył się ja­koś je­sie­nią ubie­głego roku.

– Pa­mięta pani imię tego męż­czy­zny? – do­cie­kała Gi­sela.

– Nie, ale był ze Szwe­cji.

Li­nus wy­jął te­le­fon z kie­szeni i po­ka­zał De­si­rée zdję­cie Pa­trika Nils­sona.

– Czy to były part­ner Sy­lvii?

Ko­bieta uważ­nie przyj­rzała się zdję­ciu.

– Tak. To jego przy­pro­wa­dziła do domu.

Li­nus na­po­tkał wzrok Gi­seli. Czy to Sy­lvię wi­dziano z Pa­tri­kiem Nils­so­nem w Tu­li­sa­ari?

De­si­rée pod­nio­sła się po­spiesz­nie, żeby na­peł­nić swój kie­li­szek. Sta­nęła ty­łem do po­li­cjan­tów.

– Nie mam siły kon­ty­nu­ować tej kon­wer­sa­cji. Za­wsze trudno jest mi roz­ma­wiać o Sy­lvii z in­nymi.

– W po­rządku – po­wie­działa Gi­sela. – Mu­simy wra­cać do Va­asa. Po­trze­bu­jemy ad­resy wszyst­kich dom­ków let­ni­sko­wych w pań­stwa ro­dzi­nie. Może pani prze­słać mi je ma­ilem, im szyb­ciej, tym le­piej.

In­spek­torka po­ło­żyła swoją wi­zy­tówkę na stole obok pu­stej bu­telki per­riera. Kiedy wstali, De­si­rée na­gle się od­wró­ciła. Po raz pierw­szy jej twarz wy­ra­żała ja­kie­kol­wiek emo­cje. Ale to nie był nie­po­kój. To był gniew.

– Nie wy­obra­ża­cie so­bie, przez co prze­szli­śmy z mę­żem. Sy­lvia jest osobą bar­dzo za­bu­rzoną.

Go­spo­dyni nie od­pro­wa­dziła ich do drzwi. Gdy tylko zna­leźli się poza za­się­giem jej uszu, Gi­sela krzyk­nęła:

– Co za podła ko­bieta! Na pewno nie oka­zała córce ani odro­biny współ­czu­cia.

– Nie, praw­do­po­dob­nie bar­dziej za­leży jej na po­zo­rach niż na do­brym sa­mo­po­czu­ciu Sy­lvii – zgo­dził się jej ko­lega.

Tym ra­zem Li­nus rów­nież pro­wa­dził przez całą drogę. Było już ciemno, więc je­chali jesz­cze wol­niej niż wcze­śniej. Po­li­cjantka sie­działa z głową opartą o za­głó­wek i pół­otwar­tymi ustami. Miała za­mknięte oczy, ale kiedy za­częła za­sy­piać, męż­czy­zna szturch­nął ją łok­ciem w bok. Drgnęła i usia­dła pro­sto.

– Co jest?

– Słu­chaj – za­czął. – Przy­szła mi do głowy pewna myśl. A może za tym wszyst­kim stoi Sy­lvia?

– Chcesz po­wie­dzieć, że otruła Tima, Ulrikę i Mir­jam, a na­stęp­nie sama za­żyła ten sam nar­ko­tyk?

– Tak, do­kład­nie – od­parł Li­nus.

– Jaki mia­łaby mo­tyw? Po­mścić śmierć chło­paka? We­dług De­si­rée ich zwią­zek za­koń­czył się je­sie­nią ubie­głego roku, co po­twier­dza fakt, że Pa­trik Nils­son wy­brał się w Alpy bez Sy­lvii. Na­wet nie byli parą, kiedy umarł. I dla­czego mia­łaby zwle­kać z ze­mstą aż do te­raz? Poza tym pra­wie umarła. Le­karz po­wie­dział, że le­d­wie ją od­ra­to­wano.

Męż­czy­zna wzru­szył ra­mio­nami.

– Sły­sza­łaś, co po­wie­działa jej matka. Być może Sy­lvii nie ob­cho­dziło, czy prze­żyje. W prze­szło­ści pró­bo­wała już po­peł­nić sa­mo­bój­stwo, przedaw­ko­wu­jąc leki.

– I otru­łaby też Mat­tiasa? Kiedy zgi­nął, do­piero co wró­ciła ze szpi­tala. Wi­dzia­łam na wła­sne oczy, jaka była słaba. Le­dwo mo­gła usiąść. I Ada. Co prawda Ada nie była po­tęż­nej po­stury, ale po­trzeba dużo siły, żeby udu­sić dru­giego czło­wieka.

Gi­sela po­słała mu zna­czące spoj­rze­nie. Nie była za­chwy­cona jego teo­rią.

– Wiem – po­wie­dział Li­nus. – Po pro­stu gło­śno my­ślę. Nie mamy zbyt wielu po­dej­rza­nych.

– Hm, może jed­nak coś w tym jest. Daj mi to prze­ana­li­zo­wać – oznaj­miła in­spek­torka, po­now­nie za­my­ka­jąc oczy.

Kilka mi­nut póź­niej już mocno spała.

TU­ULA

Po po­łu­dniu Tu­ula i Freddy po­dzie­lili się za­da­niami. Pod­czas gdy po­li­cjantka pró­bo­wała skon­tak­to­wać się z Ga­brie­lem Espe­lun­dem, Freddy szu­kał Ni­cole We­lan­der. Tu­ula naj­pierw się­gnęła po te­le­fon. Za­dzwo­niła na ko­mórkę Espe­lunda, a kiedy nie od­bie­rał, do jego pracy. Ko­bieta, która ode­brała, przed­sta­wiła się jako Paula i po­wie­działa, że Ga­briel dzwo­nił rano z in­for­ma­cją, że jest chory.

– Jego żona i córka cho­ro­wały w ze­szłym ty­go­dniu, więc to pew­nie ja­kiś wi­rus – stwier­dziła.

Choć po­li­cjantka nie miała ochoty tuż przed Wi­gi­lią za­ra­zić się grypą czy czym­kol­wiek in­nym, co do­pa­dło męż­czy­znę, zde­cy­do­wała się od­wie­dzić go w miesz­ka­niu. Szara mgła uno­siła się nad chod­ni­kiem, a ona czuła wil­goć prze­ni­ka­jącą przez buty i grube skar­petki, które miała na so­bie. Tu­ula nie­na­wi­dziła zimy i ciem­no­ści. Czas le­ciał dość szybko aż do świąt. W grud­niu tyle się działo, że ko­lejne ty­go­dnie mi­jały nie­mal nie­po­strze­że­nie. Ale gdy tylko prze­szedł kac po syl­we­strze, roz­po­czy­nało się dłu­gie ocze­ki­wa­nie na wio­snę, cza­sami po­ja­wia­jącą się do­piero po Wiel­ka­nocy.

Po­tarła dło­nie. Ża­ło­wała, że nie wło­żyła rę­ka­wi­czek. Scho­wała ręce do kie­szeni. Bu­dy­nek, w któ­rym miesz­kał Ga­briel, stał na tle bla­dego zi­mo­wego nieba. W więk­szo­ści okien pa­liły się świecz­niki i gwiazdki bo­żo­na­ro­dze­niowe.

Z klatki wy­szedł star­szy męż­czy­zna z ma­łym psem na smy­czy. Tu­ula wśli­zgnęła się do środka, za­nim drzwi zdą­żyły się za­trza­snąć. Wje­chała windą na piąte pię­tro i za­pu­kała do drzwi z mo­siężną ta­bliczką z wy­gra­we­ro­wa­nym „G. Espe­lund”.

Otwo­rzyła wy­soka, szczu­pła ko­bieta po trzy­dzie­stce, z peł­nym ma­ki­ja­żem i mie­dzia­nymi wło­sami upię­tymi w ele­gancki kok. Kiedy zo­ba­czyła, że za drzwiami stoi po­li­cjantka, cof­nęła się o krok i za­kryła usta dło­nią.

– Czy coś się stało? Cho­dzi o tatę?! – wy­krzyk­nęła.

– Dzień do­bry, na­zy­wam się Tu­ula Niemi, je­stem z po­li­cji w Va­asa – przed­sta­wiła się funk­cjo­na­riuszka. – Pro­szę się nie mar­twić. Nie je­stem tu z po­wodu wy­padku. Szu­kam Ga­briela Espe­lunda. Czy jest w domu?

– Nie, po­je­chał na kon­fe­ren­cję do Hel­si­nek i wróci do­piero ju­tro. Czy mogę w czymś po­móc? Je­stem jego żoną.

Mała dziew­czynka nie­śmiało wyj­rzała zza ple­ców ko­biety. Wi­dząc po­li­cjantkę, sze­roko otwo­rzyła oczy.

– Mamo, kto to? – za­py­tała za­sko­czona.

– To tylko po­li­cjantka, która chce zo­ba­czyć się z tatą – od­po­wie­działa Riina. – Idź do sie­bie i po­cze­kaj na mnie. Przyjdę nie­długo.

Nelli po­słusz­nie udała się do swo­jego po­koju ude­ko­ro­wa­nego cał­ko­wi­cie na ró­żowo.

– Mu­szę po­roz­ma­wiać z pani mę­żem. O któ­rej ma ju­tro wró­cić do domu? – chciała wie­dzieć Tu­ula.

Prze­mil­czała fakt, że we­dług Pauli z biura Ga­briela męż­czy­zna za­dzwo­nił tego ranka i po­in­for­mo­wał o cho­ro­bie.

– Tak do­kład­nie to nie wiem. My­ślę, że ja­koś wie­czo­rem. Czy mogę za­py­tać, o co cho­dzi?

– Pan Espe­lund nie jest o nic po­dej­rzany – skła­mała Tu­ula. – We­dług nas po­siada jed­nak in­for­ma­cje o po­waż­nym prze­stęp­stwie, dla­tego chcie­li­by­śmy z nim jak naj­szyb­ciej po­roz­ma­wiać.

– Mam po­pro­sić go, aby skon­tak­to­wał się z po­li­cją po po­wro­cie do domu albo je­śli ode­zwie się wcze­śniej?

– Nie ma ta­kiej po­trzeby. Znaj­dziemy go – po­wie­działa funk­cjo­na­riuszka, wy­co­fu­jąc się na klatkę scho­dową.

Riina za­mknęła drzwi. Za­pa­no­wała ciem­ność. Z in­nych miesz­kań do­bie­gały od­głosy są­sia­dów, a po­wie­trze wy­peł­nił ostry za­pach po­trawy go­to­wa­nej w któ­rymś z lo­kali. Tu­ula po omacku zlo­ka­li­zo­wała włącz­nik świa­tła na ścia­nie, po czym na klatce scho­do­wej po­now­nie zro­biło się ja­sno. Po dro­dze po­li­cjantka za­dzwo­niła do Freddy’ego.

– Zna­la­złeś Ni­cole? – rzu­ciła.

– Nie, nie ma jej ani w pracy, ani w jej miesz­ka­niu. Są­sie­dzi nie wi­dzieli jej od co naj­mniej kilku dni – po­wie­dział.

Słowa ko­legi wy­wo­łały w Tu­uli złe prze­czu­cia. Obec­nie szu­kali już trojga za­gi­nio­nych, a na­wet czworga, je­śli li­czyć Staf­fana Ra­smus­sena, któ­rego też nie udało im się jesz­cze na­mie­rzyć. Jego ro­dzice też nie wie­dzieli, gdzie prze­bywa. Jedna lub wię­cej z tych osób mo­gła już nie żyć i naj­praw­do­po­dob­niej to ktoś z nich stał za wszyst­kimi mor­der­stwami.

Wto­rek, 20 grud­nia 2022 roku

TU­ULA

Tu­ula zde­cy­do­wa­nym kro­kiem ma­sze­ro­wała przez la­bi­rynt szpi­tal­nych ko­ry­ta­rzy. Po­cząt­kowo po­dą­żała za stru­mie­niem ze­stre­so­wa­nych le­ka­rzy i in­nych pra­cow­ni­ków ochrony zdro­wia po­py­cha­ją­cych wózki lub łóżka z pa­cjen­tami z jed­nego od­działu do dru­giego. Po­tem kie­ro­wała się zna­kami wska­zu­ją­cymi drogę do kost­nicy i jed­nostki kry­mi­na­li­stycz­nej, która znaj­do­wała się w pod­zie­miach bu­dynku. Im bli­żej było do celu, tym bar­dziej opu­sto­szałe sta­wały się ko­ry­ta­rze, aż w końcu sły­chać było je­dy­nie kroki Tu­uli, a ich echo od­bi­jało się od ścian. Funk­cjo­na­riuszka nie była osobą, którą ła­two było prze­stra­szyć, ale nie­na­wi­dziła prze­by­wać w tej czę­ści szpi­tala. Pora dnia nie miała zna­cze­nia. Pod zie­mią wy­da­wało się, że czas się za­trzy­mał. Tu na dole nie było świa­tła dzien­nego. Bra­ko­wało dźwię­ków przy­po­mi­na­ją­cych o tęt­nią­cym ży­ciu na ze­wnątrz. Tu­taj, na dole, w cen­trum uwagi zna­la­zła się śmierć. Cho­ciaż praca w po­li­cji czę­sto wy­da­wała się trudna i przy­gnę­bia­jąca, wiele spraw uda­wało się roz­wią­zać. W pod­ziem­nej sali, gdzie prze­pro­wa­dzano sek­cje zwłok, nie było szczę­śli­wych za­koń­czeń. Je­dyne, na co można było li­czyć, to za­bez­pie­cze­nie do­wo­dów, dzięki któ­rym winny otrzyma spra­wie­dliwą karę.

Za sta­lo­wo­sza­rymi me­ta­lo­wymi drzwiami stało kilka wóz­ków, a na nich przy­kryte zie­lo­nymi prze­ście­ra­dłami ciała de­na­tów cze­kały na ocenę kry­mi­na­li­styczną ma­jącą usta­lić przy­czynę ich śmierci. Ko­lejka do sek­cji zwłok była wy­jąt­kowo długa o tej po­rze roku, kiedy w spo­łe­czeń­stwie sze­rzyły się in­fek­cje, a sie­dzący tryb ży­cia, tłu­sta żyw­ność i zwięk­szone spo­ży­cie al­ko­holu po­wo­do­wały za­wały serca i udary mó­zgu.

Tu­ula na­ci­snęła czer­wony przy­cisk, a wów­czas po dru­giej stro­nie drzwi roz­legł się prze­ni­kliwy dźwięk. Kilka mi­nut póź­niej drzwi otwo­rzyła ko­ro­nerka, ubrana w far­tuch la­bo­ra­to­ryjny i białe ela­styczne spodnie. Jej dłu­gie blond włosy były scho­wane pod czep­kiem, a na uchu wi­siała na sznurku jed­no­ra­zowa ma­seczka.

– Cześć, Tu­ula. Dawno cię tu nie było – przy­wi­tała się ra­do­śnie ko­bieta.

– Sta­ram się trzy­mać jak naj­da­lej od tego miej­sca – od­po­wie­działa po­li­cjantka, wcho­dząc za ko­ro­nerką do la­bo­ra­to­rium.

Po­środku ste­ryl­nej sali z pół­kami i sto­łami ze stali nie­rdzew­nej stał wó­zek, na który pa­dało zimne świa­tło z lamp su­fi­to­wych. Pod zie­lo­nym prze­ście­ra­dłem le­żały zwłoki, a ich kon­tury ry­so­wały się pod cienką tka­niną. Nie­bie­skawe palce pra­wej stopy ster­czały z jed­nego końca, a z dru­giego wy­sta­wała łydka w ko­lo­rze pia­sku. Tu­ula skrzy­wiła się i od­wró­ciła wzrok.

– Przy­pusz­czam, że je­steś tu­taj z po­wodu mar­twej ko­biety zna­le­zio­nej w Fi­sk­strand Park w nie­dzielę wie­czo­rem – stwier­dziła ko­ro­nerka.

– To prawda. Czy już ją zi­den­ty­fi­ko­wa­łaś?

– Nie, ale usta­li­li­śmy przy­czynę śmierci. Zmarła w wy­niku urazu tyłu głowy. Naj­praw­do­po­dob­niej po­śli­zgnęła się i nie­szczę­śli­wie spa­dła na ostry głaz. W ciągu dnia tem­pe­ra­tura była po­wy­żej zera, a wie­czo­rem znów był przy­mro­zek. Chod­nik pew­nie przy­po­mi­nał lo­do­wi­sko. Na miej­scu zna­le­ziono za­krwa­wiony ka­mień pa­su­jący wiel­ko­ścią do rany.

– A czy ktoś mógł ude­rzyć ją ka­mie­niem w tył głowy? – za­sta­na­wiała się Tu­ula.

– Jest to moż­liwe, ale mało praw­do­po­dobne, bio­rąc pod uwagę cha­rak­ter ob­ra­żeń. Chcesz zo­ba­czyć ciało?

Po­li­cjantka się skrzy­wiła.

– Może wy­star­czy, że spoj­rzę na fo­to­gra­fię?

Ko­ro­nerka po­de­szła do kom­pu­tera i kilka razy klik­nęła myszką. Na­stęp­nie od­wró­ciła ekran w stronę Tu­uli. Wy­so­kiej roz­dziel­czo­ści fo­to­gra­fia przed­sta­wiała młodą ko­bietę o dłu­gich blond wło­sach, bla­dych ustach, cien­kim no­sie i za­mknię­tych oczach.

Tu­ula wy­jęła z kie­szeni mun­duru zdję­cie por­tre­towe Ni­cole, które otrzy­mała w dziale kadr bro­waru. Po­rów­nała osobę z fo­to­gra­fii z ko­bietą na ekra­nie. Na pierw­szy rzut oka wi­dać było pewne po­do­bień­stwo, ale po bliż­szym przyj­rze­niu się po­li­cjantka szybko wy­klu­czyła, by to była Ni­cole We­lan­der. Kształt twa­rzy po­szu­ki­wa­nej był inny, Ni­cole miała dłu­gie sztuczne rzęsy i usta po­więk­szone wy­peł­nia­czami. Po­nadto po­sia­dała małą, ale wy­raźną bli­znę pod pra­wym okiem. Zmarła nie miała żad­nych śla­dów na twa­rzy.

– Dzię­kuję, nie mu­szę oglą­dać zwłok. To nie osoba, któ­rej szu­kamy – stwier­dziła z ulgą.

GI­SELA

Gi­sela ja­dła śnia­da­nie w tej sa­mej bez­glu­te­no­wej ka­wiarni, do któ­rej udała się z Li­nu­sem na po­czątku śledz­twa, aby omó­wić sprawę mor­derstw w Tu­li­sa­ari poza za­się­giem uszu wścib­skich ko­le­gów i ko­le­ża­nek. Wła­śnie spo­żyła ta­lerz cze­goś, co na­zwano owsianką pa­leo. Już dawno po­winna po­ja­wić się w ko­mi­sa­ria­cie, ale za­miast tego na­lała so­bie wię­cej kawy z dzbanka sto­ją­cego na stole i kon­ty­nu­owała wy­szu­ki­wa­nie w Go­ogle in­for­ma­cji o za­bu­rze­niach oso­bo­wo­ści typu bor­der­line, czyli oso­bo­wo­ści chwiej­nej emo­cjo­nal­nie typu gra­nicz­nego, jak to się na­zy­wało. Na li­ście zna­la­zły się wszyst­kie ob­jawy, które De­si­rée za­uwa­żyła u Sy­lvii: im­pul­syw­ność i skłon­ność do sa­mo­oka­le­czeń, gwał­towne zmiany na­stroju i pro­blemy z na­wią­zy­wa­niem bli­skich re­la­cji. Wy­mie­niono też kilka symp­to­mów, o któ­rych pani Ad­ler nie wspo­mniała, ta­kich jak po­czu­cie od­re­al­nie­nia mo­gące pro­wa­dzić do luk w pa­mięci, nie­pew­ność i strach przed po­rzu­ce­niem. Te ostat­nie przy­wo­dziły Gi­seli na myśl tę Sy­lvię, którą spo­tkała za­równo w szpi­talu, jak i w domu po wy­pi­sie. Po­li­cjantka miała wra­że­nie, że ko­bieta za­taja in­for­ma­cje na te­mat mor­derstw w Tu­li­sa­ari. Ale czy rze­czy­wi­ście od­po­wia­dała za to oso­bo­wość Sy­lvii? A może na­prawdę nie pa­mię­tała, co się wy­da­rzyło, za­nim wy­pili grzańca z tru­ci­zną? Albo może Gi­sela do­wie­działa się tylko tego, co Sy­lvia chciała jej ujaw­nić. Na­stęp­nie in­spek­torka prze­czy­tała, że za­równo geny, jak i wy­cho­wa­nie mogą od­po­wia­dać za oso­bo­wość typu bor­der­line oraz że przy od­po­wied­nim le­cze­niu i wspar­ciu więk­szość lu­dzi uczy się ra­dzić so­bie ze swo­imi emo­cjami i pro­wa­dzić nor­malne ży­cie. My­śli Gi­seli po­wę­dro­wały do zim­nej De­si­rée Ad­ler i nie­obec­nego Carla-Au­gu­sta, nie­za­da­ją­cego so­bie na­wet trudu, by wró­cić do domu z po­dróży służ­bo­wej, gdy jego córka wal­czyła o ży­cie na od­dziale in­ten­syw­nej te­ra­pii. Do­ra­sta­nie z ta­kimi ro­dzi­cami nie mo­gło być ła­twe.

Le­żąca na stole ko­mórka za­częła wi­bro­wać. Kiedy Gi­sela zo­ba­czyła, że to Li­nus, od razu ode­brała.

– Zna­leź­li­ście ją? – za­py­tała.

Tego sa­mego ranka po­pro­siła Li­nusa i Freddy’ego, aby spraw­dzili ad­resy dom­ków let­ni­sko­wych, które dała im De­si­rée. Li­sta była długa. Można było od­nieść wra­że­nie, że każdy wu­jek i ciotka mają przy­naj­mniej je­den wła­sny do­mek wa­ka­cyjny.

– Jesz­cze nie. Wra­camy wła­śnie z Grönvik. Od dłuż­szego czasu w po­bliżu prze­cho­dziły wy­łącz­nie je­le­nie i lisy. Te­raz je­ste­śmy w dro­dze do Björkö – re­la­cjo­no­wał Li­nus.

– Do­bra, ode­zwij się, jak tam do­trze­cie – po­wie­działa Gi­sela i się roz­łą­czyła.

Po­now­nie otwo­rzyła Go­ogle. Te­raz prze­glą­dała in­for­ma­cje o Ga­brielu Espe­lun­dzie i fir­mie far­ma­ceu­tycz­nej, która go za­trud­niała. Choć pra­co­wał w sprze­daży, praw­do­po­dob­nie miał do­stęp do le­ków. Po szyb­kim przej­rze­niu strony in­ter­ne­to­wej Gi­sela usta­liła, że firma pro­du­ko­wała mię­dzy in­nymi fen­ta­nyl sto­so­wany w celu uśmie­rza­nia bólu pod­czas ope­ra­cji. Na stro­nie kon­tak­to­wej nie­bie­sko­oki i uśmiech­nięty Ga­briel pa­trzył na nią z ekranu. We­dług in­for­ma­cji w wi­try­nie ukoń­czył uni­wer­sy­tet w Turku na wy­dziale bio­lo­giczno-che­micz­nym i pra­co­wał w tej sa­mej fir­mie, od­kąd dzie­sięć lat temu uzy­skał dy­plom. Dal­sze wy­szu­ki­wa­nie nie dało jej żad­nych in­nych in­te­re­su­ją­cych in­for­ma­cji, więc spró­bo­wała jesz­cze zna­leźć coś o Ni­cole We­lan­der i Staf­fa­nie Ra­smus­se­nie, ale nie na­tknęła się na nic no­wego. Ko­rzy­sta­jąc z in­ter­ne­to­wego tłu­ma­cza, prze­czy­tała o la­wi­nie, pod którą zgi­nął Pa­trik Nils­son. To był straszny wy­pa­dek. Męż­czy­zna nie­wąt­pli­wie udu­sił się pod ogrom­nymi ma­sami śniegu, które ru­nęły na niego, ścią­ga­jąc go w dół zbo­cza. Mimo to Gi­selę nie­po­koił fakt, że nie od­na­le­ziono jego ciała. Czy po­winni także wziąć pod uwagę Pa­trika? Czy to moż­liwe, że to on stał za mor­der­stwami? Albo Staf­fana? Nikt nie wie­dział, gdzie obec­nie się po­dziewa.

Po­li­cjantka pod­nio­sła dzba­nek z kawą, żeby na­peł­nić fi­li­żankę, i od­kryła, że jest pu­sty. Już miała iść za­mó­wić wię­cej na­poju, gdy do lo­kalu wpa­dła Tu­ula.

– To tu się scho­wa­łaś. Przez cały dzień nikt cię nie wi­dział w ko­mi­sa­ria­cie – wy­rzu­ciła z sie­bie. Po­tem do­dała z uśmie­chem: – Zna­la­złam Ni­cole.

Gi­sela wstała tak szybko, że pu­sta mi­ska po owsiance pa­leo upa­dła na pod­łogę. Miała szczerą na­dzieję, że to nie Ni­cole We­lan­der zmarła w nie­dzielę wie­czo­rem i le­żała w kost­nicy, cze­ka­jąc na iden­ty­fi­ka­cję.

– Żyje?

– Tak, prze­bywa w szpi­talu, gdzie zna­la­zła się z po­wodu urazu głowy i wstrzą­śnie­nia mó­zgu. W ze­szłą so­botę wie­czo­rem za­ata­ko­wano ją na ulicy przed jej miesz­ka­niem. Atak prze­rwał prze­cho­dzień, który we­zwał po­go­to­wie.

– A sprawca? – za­py­tała z na­dzieją Gi­sela.

– Uciekł – od­po­wie­działa po­nuro Tu­ula. – Za­raz jadę do szpi­tala. Je­dziesz ze mną?

– Co za py­ta­nie. Ja­sne, że tak – oznaj­miła i wło­żyła płaszcz.

NI­COLE

Ni­cole usły­szała głosy za drzwiami. Dwie ko­biety i je­den męż­czy­zna. Grube drzwi tłu­miły dźwięki z ko­ry­ta­rza, więc nie mo­gła zro­zu­mieć wszyst­kiego, co mó­wią, ale do­my­śliła się, że ko­biece głosy na­leżą do po­li­cjan­tek, które przy­szły z nią po­roz­ma­wiać, a męż­czy­zna, który ka­zał im przyjść ju­tro, to jej le­karz.

Po kilku mi­nu­tach spo­koj­nej roz­mowy dok­tor otwo­rzył drzwi, więc Ni­cole szybko za­mknęła oczy. Uda­wała, że śpi.

– Nie­dawno po­dano jej mor­finę, te­raz od­po­czywa – oznaj­mił. – W tej chwili pa­cjentka nie może z ni­kim roz­ma­wiać. Do­znała krwo­toku mó­zgo­wego w wy­niku urazu czaszki. Po po­łu­dniu zro­bimy ko­lejne ba­da­nie i je­śli nie znaj­dziemy ni­czego nie­po­ko­ją­cego, mo­że­cie przyjść ju­tro, kiedy nie bę­dzie pod wpły­wem le­karstw.

Drzwi po­now­nie się za­mknęły, a głosy uci­chły. Ni­cole wie­działa, dla­czego przy­je­chała tu po­li­cja. Usta­lono już, że znała ofiary, a praw­do­po­dob­nie także to, gdzie się wy­brała w ostat­nie Boże Na­ro­dze­nie. Nie mieli jed­nak po­ję­cia, co wy­da­rzyło się w dniach po­prze­dza­ją­cych la­winę i śmierć Pa­trika.

Ni­cole wró­ciła my­ślami do pierw­szego wie­czoru w Ischgl, kiedy po przy­jeź­dzie wszy­scy spo­tkali się w ho­te­lo­wym ba­rze. Staf­fan, który przez ty­dzień miał być ich prze­wod­ni­kiem pod­czas wy­cie­czek i jazdy na nar­tach, za­re­zer­wo­wał sto­lik i za­mó­wił drinki po­wi­talne, aby mieli szansę po­znać się w luź­nej at­mos­fe­rze. Po ko­lei mieli się przed­sta­wić i po­wie­dzieć kilka słów o so­bie. Po każ­dej pre­zen­ta­cji Staf­fan wzno­sił to­ast.

Za­częła Ulrika. Wy­ja­śniła, że za­re­zer­wo­wała wy­cieczkę, po­nie­waż nie chciała ob­cho­dzić Bo­żego Na­ro­dze­nia z ro­dziną. Kiedy Staf­fan za­py­tał dla­czego, Ulrika prze­cze­sała pal­cami swoją krótką fry­zurę w stylu Elvisa i oznaj­miła smutno:

– Moja mama nie żyje, a nie mam zbyt do­brego kon­taktu z oj­cem i sio­strą. Prawdę mó­wiąc, od lat na­wet z nimi nie roz­ma­wia­łam.

– Zdro­wie Ulriki – za­wo­łał Staf­fan i wszy­scy unie­śli ku­fle.

Ni­cole była na­stępna.

– Przy­je­cha­łam tu mniej wię­cej z tego sa­mego po­wodu co Ulrika. Nie je­stem zbyt bli­sko z ro­dzi­cami – przy­znała Ni­cole, czu­jąc ogromną ulgę, że może to po­wie­dzieć na głos. – Za­wsze czu­łam się sa­motna wśród człon­ków mo­jej ro­dziny. W ze­szłym roku świę­to­wa­łam Boże Na­ro­dze­nie sama, na tro­pi­kal­nej wy­spie w Taj­lan­dii. W tym roku po­my­śla­łam, że faj­nie by­łoby spę­dzić ten czas z in­nymi ludźmi. A do­dat­kowo po­jeź­dzić na nar­tach.

– Zdro­wie Ni­cole – wy­krzyk­nął Staf­fan.

I tak da­lej.

Ada o el­fiej uro­dzie po­wie­działa, że nie­dawno zmarła jej bab­cia, która była je­dyną ro­dziną, jaka jej po­zo­stała, i że nie była w sta­nie ro­bić żad­nych pla­nów na Boże Na­ro­dze­nie. Re­klamę wy­cieczki zna­la­zła na Fa­ce­bo­oku.

Mat­tias wy­ja­śnił:

– Moja sio­stra za­wsze mnie drę­czy, że po­wi­nie­nem czę­ściej gdzieś wy­cho­dzić i po­zna­wać no­wych lu­dzi. Kiedy jej po­wie­dzia­łem o tym ogło­sze­niu, za­chę­ciła mnie do za­re­zer­wo­wa­nia wy­cieczki. Za­pro­po­no­wała na­wet, że zaj­mie się psami pod­czas mo­jej nie­obec­no­ści. Pew­nie ma na­dzieję, że po­znam ja­kąś ko­bietę.

Kry­tycz­nie przyj­rzał się to­wa­rzysz­kom wy­cieczki. Naj­wy­raź­niej nie spodo­bała mu się żadna z ko­biet przy stole, bo się skrzy­wił.

– Ale nie je­stem tu, żeby szu­kać mi­ło­ści. A kiedy wrócę do domu, za­mie­rzam świę­to­wać Boże Na­ro­dze­nie z moją sio­strą i jej ro­dziną – do­dał, opróż­nia­jąc ku­fel piwa, za­nim Staf­fan zdą­żył wznieść to­ast.

Ga­briel po­wie­dział, że nie­dawno roz­stał się z żoną i że będą to pierw­sze święta Bo­żego Na­ro­dze­nia, które spę­dzi bez niej i ich córki. Wy­glą­dał na tak przy­gnę­bio­nego, że Ni­cole już wtedy miała ochotę go przy­tu­lić. To jed­nak na­stą­piło do­piero na­stęp­nego wie­czoru.

Pa­trik wła­śnie ze­rwał ze swoją dziew­czyną, która, jak twier­dził, była szur­nięta i nie chciała zo­sta­wić go w spo­koju. Wy­je­chał, żeby zna­leźć się jak naj­da­lej od niej i Ostro­botni. Cała ro­dzina Tima miesz­kała w Niem­czech, ale on zde­cy­do­wał się sko­rzy­stać z oka­zji i po­znać no­wych przy­ja­ciół z oko­lic Va­asa, za­miast wra­cać do domu na Boże Na­ro­dze­nie.

Ostat­nia przed­sta­wiła się Mir­jam, która jak do­tąd pra­wie się nie od­zy­wała. Więk­szość czasu prze­sie­działa, ści­ska­jąc szklankę z pi­wem. Wpa­try­wała się w bursz­ty­nową ciecz, jakby chciała za­nur­ko­wać i znik­nąć pod jej po­wierzch­nią. Kiedy na­de­szła jej ko­lej, otwo­rzyła sze­roko swoje wiel­kie sar­nie oczy i prze­mó­wiła tak ci­cho, że wszy­scy wo­kół stołu umil­kli, aby usły­szeć, co mówi. Mir­jam oznaj­miła, że jej chło­paka kilka ty­go­dni wcze­śniej ska­zano na karę wię­zie­nia, więc wy­je­chała, aby nie my­śleć o tym, że spę­dzi Wi­gi­lię w za­mknię­ciu.

Pod­czas opo­wie­ści Mir­jam Ni­cole ob­ser­wo­wała osoby sie­dzące przy stole. Ulrika i Tim wy­mie­niali za­lotne spoj­rze­nia. Ni­cole za­uwa­żyła, że pod sto­łem trzy­mają się za ręce. Mat­tias od­chy­lił się na krze­śle i skrzy­żo­wał mu­sku­larne ra­miona na sze­ro­kiej klatce pier­sio­wej. Jego twarz za­ru­mie­niła się od piwa i ognia trza­ska­ją­cego w ko­minku. Ada miała roz­bie­gany wzrok, ner­wowo ob­ser­wo­wała to ko­lejne osoby przy sto­liku, to po­zo­sta­łych go­ści w ba­rze. Przy­po­mi­nała prze­stra­szone zwie­rzę pró­bu­jące zde­cy­do­wać, komu może za­ufać, a kto za­pro­wa­dzi je na rzeź. Ga­briel wpa­try­wał się w ekran swo­jego te­le­fonu, na któ­rym piękna ko­bieta i uro­cza dziew­czynka ja­dły lody na plaży. W prze­ci­wień­stwie do po­zo­sta­łych Staf­fan i Pa­trik byli cał­ko­wi­cie po­chło­nięci hi­sto­rią Mir­jam. Pa­trzyli na nią, chło­nąc każde słowo wy­cho­dzące z jej ust.

Kiedy dziew­czyna skoń­czyła, Staf­fan po­now­nie wzniósł to­ast, tym ra­zem o wiele bar­dziej ser­decz­nie niż przed­tem.

– Zdro­wie Mir­jam! – krzyk­nął, pró­bu­jąc na­wią­zać z nią kon­takt wzro­kowy, ale ona spu­ściła wzrok.

Kiedy wszy­scy się przed­sta­wili, at­mos­fera zro­biła się we­soła i ro­dzinna. Staf­fan za­mó­wił dla wszyst­kich wię­cej piw. Za­nim wie­czór do­biegł końca, Ulrika i Tim po­ca­ło­wali się na­mięt­nie. Ni­cole nie prze­jęła się tym. Tim, ze swoją sple­cioną brodą, krza­cza­stymi lo­kami i ko­szulką z krót­kim rę­ka­wem na­ło­żoną na bluzkę z dłu­gim, i tak nie był w jej ty­pie. Ga­briel na­to­miast był przy­stojny, wy­spor­to­wany i miał do­brą pracę. Pa­tri­kowi i Staf­fa­nowi też ni­czego nie bra­ko­wało. Jed­nakże naj­wy­raź­niej obaj mieli na oku Mir­jam, którą ze względu na jej gę­ste ciemne włosy i nie­ska­zi­telną ala­ba­strową skórę można było na­zwać praw­dziwą pięk­no­ścią. Ada i Mat­tias wy­da­wali się nieco dziwni. Mat­tias był znacz­nie star­szy od po­zo­sta­łych, a Ada spra­wiała wra­że­nie cał­ko­wi­cie nie­obec­nej du­chem. Przez więk­szość czasu po­zo­sta­wała za­to­piona we wła­snych my­ślach. A kiedy za­częła opo­wia­dać o ko­ściel­nych lud­kach, które miesz­kały w ja­ski­niach pod ko­ścio­łem w jej pa­ra­fii, gdzie pra­co­wała jako prze­wod­niczka chóru, Ni­cole zre­zy­gno­wała z wszel­kich prób na­wią­za­nia z nią roz­mowy. Za­miast tego prze­nio­sła się na drugą stronę stołu, aby zna­leźć się bli­żej Ga­briela. Po kilku pi­wach jego spoj­rze­nie było roz­bie­gane. Ciemne włosy, które na po­czątku wie­czoru miał mod­nie za­cze­sane do tyłu, były te­raz roz­czo­chrane na czubku głowy. Dra­pał się po niej za każ­dym ra­zem, gdy wspo­mi­nał o żo­nie lub córce. Górny gu­zik ko­szuli miał roz­pięty, więc Ni­cole mo­gła do­strzec za­rys ta­tu­ażu. Uznała tego męż­czy­znę za nie­sa­mo­wi­cie po­cią­ga­ją­cego i za­pra­gnęła przy­ci­snąć swoje usta do jego zmy­sło­wych warg. Szybko za­po­mniała o po­zo­sta­łych oso­bach przy stole. Tego dnia Ni­cole słu­chała tylko Ga­briela i pa­trzyła wy­łącz­nie na niego. Dla­tego do­piero na­stęp­nego wie­czoru za­uwa­żyła ro­snące na­pię­cie mię­dzy Staf­fa­nem a Pa­tri­kiem.

GA­BRIEL

Ga­brie­lowi z zimna dzwo­niły zęby. Nie od­wa­żył się roz­pa­lić ognia w ko­minku w oba­wie, że ktoś zo­ba­czy dym. Owi­nął się ko­cem. Wstał i za­czął cho­dzić w kółko. Nie po­tra­fił prze­stać my­śleć o Rii­nie i Nelli. Te­raz jego żona na pewno nie zgo­dzi się do niego wró­cić. Mimo że sta­rał się trzy­mać z da­leka od tej ab­sur­dal­nej sprawy mor­derstw, wszystko po­szło nie tak, i to z winy Ni­cole i Sy­lvii.

Męż­czy­zna ze znu­że­niem wyj­rzał zza ża­lu­zji. Słońce świe­ciło ni­sko nad za­toką i rzu­cało złoty blask na sza­rawy kra­jo­braz. W tym roku znów bę­dzie mu­siał ob­cho­dzić święta bez ro­dziny.

Mi­nął pra­wie ty­dzień, od­kąd udał się do domu Sy­lvii, żeby prze­mó­wić jej do roz­sądku, a po­li­cja na­dal go szu­kała. Za­sta­na­wiał się, czy ko­bieta mó­wiła prawdę, twier­dząc, że pierw­szego grud­nia Staf­fan prze­by­wał z in­nymi w domu w Tu­li­sa­ari. Je­śli nie kła­mała, to na pewno on za­truł grzane wino.

Trzeba było przy­znać, że Staf­fan miał po­wody, by ich wszyst­kich nie­na­wi­dzić. Jed­nak po­peł­nie­nie mor­der­stwa było dość dra­stycz­nym kro­kiem. Trzeba mieć na­prawdę kon­kretny mo­tyw, aby z zimną krwią i wy­ra­cho­wa­niem ode­brać ży­cie pię­ciu oso­bom, a może i więk­szej licz­bie lu­dzi.

Ga­briel wró­cił my­ślami do wy­prawy w Alpy przed ro­kiem. Jak zwy­kle, gdy przy­po­mi­nał so­bie tamte zda­rze­nia, drę­czyło go su­mie­nie. Nie­chęć mię­dzy Staf­fa­nem a Pa­tri­kiem do­strze­galna była już pierw­szego wie­czoru. Na po­czątku Ga­briel nie zda­wał so­bie sprawy, że lada chwila wy­buch­nie kon­flikt. Za bar­dzo za­an­ga­żo­wał się w po­zna­wa­nie Ni­cole, która wpro­wa­dziła do jego ży­cia po­wiew świe­żo­ści. Była piękna i mą­dra, a jej zmy­słowa aura oka­zała się nie­skoń­cze­nie bar­dziej odu­rza­jąca niż są­czone przez niego piwo. Nie mógł ode­rwać wzroku od jej peł­nych ust i kształt­nych piersi ry­su­ją­cych się pod ob­ci­słą ko­szulką. Dru­giego wie­czoru wy­cieczki, po dłu­gim dniu spę­dzo­nym na sto­kach nar­ciar­skich, wszy­scy udali się do klubu noc­nego. Byli zmę­czeni i spa­leni słoń­cem. Jesz­cze pod­czas après-ski wy­pili za dużo sho­tów. Nie­zbyt do­bra re­cepta na udany wie­czór. Przez cały dzień Staf­fan i Pa­trik ry­wa­li­zo­wali o uwagę Mir­jam. Ona jed­nak nie wy­da­wała się za­in­te­re­so­wana żad­nym z nich. Nie prze­sta­wała mó­wić o swoim chło­paku Si­mo­nie, który nie­dawno zo­stał ska­zany na karę wię­zie­nia za prze­stęp­stwa nar­ko­ty­kowe. Opo­wia­dała, jak mocno za nim tę­skni i jak bar­dzo chcia­łaby go znów zo­ba­czyć. Ga­briel do­szedł do wnio­sku, że ten ko­leś to ja­kiś praw­dziwy nie­udacz­nik. Praw­do­po­dob­nie za­równo Staf­fan, jak i Pa­trik oka­za­liby się lep­szą par­tią dla Mir­jam niż jej wy­bra­nek kry­mi­na­li­sta.

Kiedy pod ko­niec wie­czoru Ga­briel wszedł do mę­skiej to­a­lety, za­stał kłó­cą­cych się Staf­fana i Pa­trika. Nie od razu zro­zu­miał, co wi­dzi. Kiedy usły­szał pod­nie­sione głosy, miał za­miar za­wró­cić. Ostat­nią rze­czą, na jaką miał ochotę, był udział w bójce. Ale po­tem roz­po­znał wście­kły głos Staf­fana, który przy­ci­snął Pa­trika do ściany, sto­jąc ty­łem do Ga­briela. Trzy­ma­jąc mocno koł­nie­rzyk ko­szuli Pa­trika, Staf­fan jedną ręką unie­ru­cho­mił go przy ka­fel­kach. Drugą miał za­miar go ude­rzyć, więc Ga­briel po­sta­no­wił za­re­ago­wać. Sam mało co nie obe­rwał. Nie za­py­tał, czego do­ty­czył spór. Nie wąt­pił, że męż­czyźni po­kłó­cili się o Mir­jam. Dziś za­sta­na­wiał się, czy za ich kon­flik­tem nie kryło się coś wię­cej.

Zwłasz­cza bio­rąc pod uwagę to, co wy­da­rzyło się póź­niej.

Ga­briel po­tarł dło­nie. Nic to nie dało. Do­szedł do wnio­sku, że je­śli nie roz­pali ognia, za­mar­z­nie tu na śmierć. Skost­nia­łymi rę­kami uło­żył w ko­minku drewno, które pod­pa­lił. Wkrótce w wy­chło­dzo­nej chatce w końcu za­częło ro­bić się co­raz cie­plej.

Za­uwa­żyw­szy ruch za oknem, Ga­briel pra­wie pod­sko­czył. Pal­cem wska­zu­ją­cym i kciu­kiem roz­su­nął ża­lu­zje, żeby zo­ba­czyć, co się dzieje na ze­wnątrz.

Tylko jedna osoba wie­działa, gdzie jest.

Chyba że po­li­cja lub za­bójca byli już na jego tro­pie.

LI­NUS

Niebo nad Ostro­bot­nią ro­biło się co­raz ciem­niej­sze, ale Li­nu­sowi i Freddy’emu po­zo­stał jesz­cze je­den do­mek do spraw­dze­nia przed koń­cem dnia. Do miej­sco­wo­ści let­ni­sko­wej do­tarli z pu­stej przy­stani w Ora­vais. Wą­ska droga pro­wa­dziła wzdłuż sze­regu po­ma­lo­wa­nych na czer­wono drew­nia­nych do­mów. W nie­któ­rych oknach pa­liło się świa­tło. Po dru­giej stro­nie drogi znaj­do­wał a się za­toka, dziś po­kryta grubą war­stwą lodu, po­mimo dość cie­płej po­gody przez ostat­nie kilka dni.

Freddy skrę­cił w prawo. Już z da­leka za­uwa­żyli, że ktoś prze­bywa w domku. Świa­tło pa­liło się we wszyst­kich oknach, a z ko­mina uno­sił się biały dym. Freddy za­trzy­mał sa­mo­chód, po czym wy­co­fał go w stronę kem­pingu, który wła­śnie mi­jali.

– Mam na­dzieję, że nas nie za­uwa­żono – po­wie­dział. W środku zimy ra­czej nie jeź­dzi tu wiele aut. Więk­szość lu­dzi za­myka swoje domki let­ni­skowe pod ko­niec wrze­śnia i wraca do­piero na wio­snę.

– Może nam się po­szczę­ści – stwier­dził Li­nus.

Freddy za­par­ko­wał ra­dio­wóz za śmiet­ni­kiem, po czym ru­szyli pie­szo w kie­runku domku od­da­lo­nego o kil­ka­set me­trów. Trzy­mali się w cie­niu, co nie było trudne, bo więk­szość la­tarni nie dzia­łała. Tu i ów­dzie na wą­skiej dro­dze znaj­do­wały się nie­wiel­kie plamy po­ma­rań­czo­wo­żół­tego świa­tła. Przy domu się roz­dzie­lili. Freddy po­szedł na tyły bu­dynku, a Li­nus zo­stał z przodu. Na­chy­lił się, aby się scho­wać za na­gim ży­wo­pło­tem. Żwir chrzę­ścił pod jego bu­tami, więc za­trzy­mał się na chwilę, żeby spraw­dzić, czy ktoś go usły­szał. Nikt nie po­ja­wił się w oknie ani w drzwiach, więc ru­szył przed sie­bie.

Na pod­jeź­dzie stał sa­mo­chód. Li­nus po­ło­żył rękę na ma­sce. Była jesz­cze cie­pła. Spraw­dził, czy jego broń służ­bowa znaj­duje się w ka­bu­rze, i szybko po­ko­nał ostat­nie me­try dzie­lące go od drzwi. Za­pu­kał zde­cy­do­wa­nie, za­glą­da­jąc do środka przez ku­chenne okno.

Szybki ruch we­wnątrz wpra­wił jego zmy­sły w stan peł­nej go­to­wo­ści. Miał na­dzieję, że Freddy czeka z tyłu na wy­pa­dek, gdyby ta osoba zde­cy­do­wała się uciec tam­tędy.

Gdy nikt nie otwo­rzył, za­pu­kał jesz­cze raz, tym ra­zem moc­niej, bar­dziej sta­now­czo. Usły­szał szyb­kie kroki po dru­giej stro­nie drzwi. Szep­tane wul­ga­ry­zmy po szwedzku i fiń­sku.

– Pro­szę otwo­rzyć, tu po­li­cja – krzyk­nął funk­cjo­na­riusz, ude­rza­jąc pię­ścią w drzwi.

Do­tknął broni i od­bez­pie­czył ją. Był przy­go­to­wany. Krew pom­po­wała ad­re­na­linę do ca­łego or­ga­ni­zmu.

Osoba w środku mo­gła być za­bójcą, któ­rego szu­kali. Dzie­liły ich je­dy­nie cien­kie drzwi.

Serce wa­liło mu mocno, kiedy roz­legł się trzask zamka. Ktoś uchy­lił drzwi. Li­nus po­sta­wił stopę w progu, aby nie można było po­now­nie ich za­mknąć. Zła­pał za klamkę i sze­roko otwo­rzył drzwi.

W przed­po­koju stała para mło­dych lu­dzi w wieku kil­ku­na­stu lat. Na ich twa­rzach ma­lo­wało się prze­ra­że­nie. Za ich ple­cami Li­nus za­uwa­żył sa­lon. W ko­minku pa­lił się ogień, a na pod­ło­dze le­żał ma­te­rac.

– Kim je­ste­ście? – za­py­tał sta­now­czo Li­nus.

Chło­pak zro­bił krok do przodu i po­wie­dział:

– Na­zy­wam się Jack Ad­ler, a to moja dziew­czyna Saga.

– Jack Ad­ler? Czy je­steś spo­krew­niony z Car­lem-Au­gu­stem Ad­le­rem, który jest wła­ści­cie­lem domku?

– Tak, to mój wu­jek.

– A więc Sy­lvia Ad­ler jest twoją ku­zynką?

Jack wy­glą­dał na zdez­o­rien­to­wa­nego.

– Tak, to moja ku­zynka. A o co cho­dzi?

– Szu­kamy jej. Od­zy­wała się do cie­bie?

– Nie, nie spo­tka­łem Sy­lvii, od­kąd skoń­czy­łem trzy­na­ście lat – przy­znał Jack.

Li­nus po­my­ślał, że ra­czej te­raz chło­pak nie jest dużo star­szy.

– Więc nie wiesz, gdzie ona się znaj­duje?

Na­sto­la­tek po­krę­cił głową.

– Czy Carl-Au­gust wie, że tu je­steś? – rzu­cił po­li­cjant.

Obaj mło­dzi lu­dzie za­ru­mie­nili się i od­wró­cili wzrok.

– Nie – przy­znał w końcu Jack. – Po­wie­dzia­łem ma­mie, że dzi­siaj wie­czo­rem będę spał u ko­legi.

– Ile wła­ści­wie ma­cie lat? – do­cie­kał Li­nus.

– Oboje mamy osiem­na­ście – ob­wie­ścił Jack, pro­stu­jąc plecy, aby wy­glą­dać na tro­chę wyż­szego.

To mu nie po­mo­gło. Na­dal wy­glą­dał jak chło­piec.

Freddy wy­szedł zza rogu, żeby zo­ba­czyć, co się dzieje.

– Ktoś jest w środku? – za­py­tał.

– Tak, ale Sy­lvii tu nie ma – po­in­for­mo­wał Li­nus.

Zo­sta­wili mło­dzież na scho­dach i wró­cili do sa­mo­chodu.

– Ju­tro bę­dziemy da­lej szu­kać – po­wie­dział Freddy, gdy za­jęli swoje miej­sca. – Na dziś ko­niec.

Li­nus nie pro­te­sto­wał. Obie­cał Jo­se­fin, że przy­go­tuje ko­la­cję, a w dro­dze do domu mu­siał zro­bić za­kupy.

TU­ULA

Wra­ca­jąc z pracy do domu, Tu­ula po­now­nie udała się do miesz­ka­nia Ga­briela i Riiny. W ciągu dnia kilka razy pró­bo­wała się skon­tak­to­wać z męż­czy­zną, ale jego te­le­fon po­zo­sta­wał wy­łą­czony. W miej­scu pracy nie mieli od niego żad­nych wie­ści. We­dług Pauli na­dal był chory.

Tym ra­zem Tu­ula za­dzwo­niła do­mo­fo­nem, a Riina wpu­ściła ją do środka.

Kiedy otwo­rzyła drzwi, wy­glą­dała na zmę­czoną i zmar­twioną. Na jej twa­rzy nie było ma­ki­jażu, a włosy bez­ład­nie wi­siały. Na jej dol­nej war­dze po­ja­wiła się opryszczka.

– Czy pani mąż wró­cił już z kon­fe­ren­cji w Hel­sin­kach? – za­py­tała Tu­ula.

Riina trzy­mała w dło­niach ście­reczkę, którą mocno ści­snęła.

– Nie, i nie kon­tak­to­wał się ze mną. Dzwo­ni­łam do niego przez cały dzień, ale od razu włą­cza się poczta gło­sowa. Czy coś mo­gło mu się stać?

– Czy mó­wiła mu pani, że szuka go po­li­cja? – chciała wie­dzieć po­li­cjantka.

– Nie, wczo­raj pró­bo­wa­łam się z nim skon­tak­to­wać, żeby mu o tym po­wie­dzieć, ale nie od­bie­rał. 

– Jest pani pewna, że jest w Hel­sin­kach? Może jest ja­kieś inne miej­sce, do któ­rego mógł się udać? – za­sta­na­wiała się Tu­ula.

– Po­wie­dział mi, że je­dzie do Hel­si­nek. Z ja­kiego po­wodu miałby okła­my­wać wła­sną żonę?

Funk­cjo­na­riuszka po­my­ślała, że Ga­briel mógł mieć wiele róż­nych po­wo­dów, aby nie mó­wić prawdy Rii­nie. Nie tylko jako po­dej­rzany, ale też jako po­ten­cjalny cel za­bójcy. Wy­jęła ko­mórkę i po­ka­zała zdję­cie Ni­cole We­lan­der.

– Roz­po­znaje pani tę osobę?

Twarz Riiny stę­żała.

– A po­win­nam? Czy to z nią jest te­raz Ga­briel?

– Nie wiemy tego. Za­sta­na­wiam się tylko, czy kie­dy­kol­wiek ją pani wi­działa.

Riina po­krę­ciła głową.

– A te osoby? – za­gad­nęła, po­ka­zu­jąc zdję­cia Staf­fana i Sy­lvii.

Ko­bieta po­now­nie za­prze­czyła. Tu­ula wes­tchnęła.

– Czy Ga­briel roz­ma­wiał z pa­nią na te­mat ostat­nich mor­derstw?

Te­raz twarz Riiny znów wy­ra­żała zmar­twie­nie. Ko­bieta skrę­ciła ście­reczkę do na­czyń trzy­maną w dło­niach tak mocno, że ta za­częła przy­po­mi­nać wę­zeł.

– Tak, cza­sami o nich roz­ma­wia­li­śmy. Wszy­scy te­raz o tym mó­wią. To ta­kie okropne. I nie wia­domo, kto bę­dzie na­stępną ofiarą. Wielu mo­ich zna­jo­mych boi się wy­cho­dzić z domu.

– Czy mąż wy­ka­zał szcze­gólne za­in­te­re­so­wa­nie do­cho­dze­niem po­li­cyj­nym?

– Ra­czej nie. Oczy­wi­ście mar­twi się jak wszy­scy. Nie ma w tym nic dziw­nego.

Prze­ra­żona Riina za­kryła usta dło­nią. W końcu do­tarło do niej, dla­czego Tu­ula o to pyta.

– Chyba Ga­briel nie jest jed­nym z po­dej­rza­nych? – pra­wie szep­nęła.

– Chcemy tylko po­roz­ma­wiać z nim w celu uzy­ska­nia in­for­ma­cji – za­pew­niła Tu­ula.

Przez kilka se­kund za­sta­na­wiała się, jak naj­le­piej sfor­mu­ło­wać na­stępne py­ta­nie, nie wy­wo­łu­jąc pa­niki. Zde­cy­do­wała, że rów­nie do­brze może przejść od razu do rze­czy.

– Czy po­siada pani ja­kieś przed­mioty z DNA i od­ci­skami pal­ców pani męża?

– Jego DNA? Od­cisk palca? Dla­czego są wam po­trzebne? – bąk­nęła Riina.

– Dla po­rów­na­nia z prób­kami po­bra­nymi na miej­scach zbrodni. W ten spo­sób bę­dziemy mo­gli ła­two wy­klu­czyć pani męża ze śledz­twa. To zna­czy, je­śli jest nie­winny.

Ko­bieta błą­dziła wzro­kiem po ścia­nach. Naj­wy­raź­niej nie była pewna, czy po­winna po­móc po­li­cji, czy chro­nić męża.

– Na przy­kład ku­bek, z któ­rego pił, szczotka do wło­sów lub coś w tym ro­dzaju – za­su­ge­ro­wała Tu­ula.

Riina nie­chęt­nie po­szła do ła­zienki. Po­li­cjantka sły­szała, jak szpera i mam­ro­cze coś nie­zro­zu­miale. Kilka mi­nut póź­niej wró­ciła z brzy­twą i kub­kiem na szczo­teczkę do zę­bów, które umie­ściła w otrzy­ma­nej od po­li­cjantki prze­zro­czy­stej to­rebce na do­wody. Wy­glą­dała, jakby za­raz miała się roz­pła­kać, ale to nie był pro­blem Tu­uli. Po­dała Rii­nie wi­zy­tówkę i po­wie­działa:

– Pro­szę za­dzwo­nić, je­śli pan Espe­lund się z pa­nią skon­tak­tuje.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki