Wszyscy jesteśmy martwi. Część trzecia - Sara Önnebo - ebook + audiobook

Wszyscy jesteśmy martwi. Część trzecia ebook i audiobook

Sara Önnebo

0,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

10 osób interesuje się tą książką

Opis

W Ostrobotni panuje zima, a z nieba sypie gęsty śnieg. Mimo niesprzyjającej aury policjanci Gisela Forsell i Linus Mikkola kontynuują polowanie na zabójcę, który wciąż pozostaje nieuchwytny. Pomagają im w tym funkcjonariusze Freddy Lärka i Tuula Niemi. Nowe morderstwo jeszcze bardziej komplikuje dochodzenie, a Gisela obawia się, że kolejne osoby mogą znaleźć się w niebezpieczeństwie.

To trzecia część czterotomowej serii pt. „Krwawe Święta” opowiadającej o tym tajemniczym i trudnym do rozwikłania śledztwie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 112

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 2 godz. 57 min

Lektor: Bartosz Głogowski
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Ty­tuł ory­gi­nału: Det li­der mot jul 3

Prze­kład z ję­zyka szwedz­kiego: Alek­san­dra Bro­żek-Sala

Co­py­ri­ght © Sara Ön­nebo, 2024

This edi­tion: © Word Au­dio Pu­bli­shing In­ter­na­tio­nal/Gyl­den­dal A/S, Co­pen­ha­gen 2024

Pro­jekt gra­ficzny okładki: Da­niel Na­tka­niec

Re­dak­cja: Mag­da­lena Mie­rze­jew­ska

Ko­rekta: Anna No­wak

ISBN 978-91-8076-271-7

Kon­wer­sja i pro­duk­cja e-bo­oka: www.mo­ni­ka­imar­cin.com

Wszel­kie po­do­bień­stwo do osób i zda­rzeń jest przy­pad­kowe.

Word Au­dio Pu­bli­shing In­ter­na­tio­nal/Gyl­den­dal A/S

Kla­re­bo­derne 3 | DK-1115 Co­pen­ha­gen K

www.gyl­den­dal.dk

www.wor­dau­dio.se

Wto­rek, 13 grud­nia 2022 roku

GI­SELA

Kiedy w dzień Świę­tej Łu­cji Gi­sela we­szła do ko­mi­sa­riatu po­li­cji o ósmej rano, po­wi­tały ją słod­kie za­pa­chy grza­nego wina i pier­ni­ków. Po­dą­ża­jąc za aro­ma­tem, po­ja­wiła się w po­koju so­cjal­nym, gdzie w te­le­wi­zji po­ka­zy­wano kro­czący przez Hel­sinki po­chód Świę­tej Łu­cji. Kilku po­li­cjan­tów sie­działo już przed te­le­wi­zo­rem z pi­ciem i sło­dy­czami. In­spek­torka na­lała so­bie grza­nego wina do mi­nia­tu­ro­wej szkla­neczki i się­gnęła po garść pier­ni­ko­wych cia­ste­czek. Po chwili za­uwa­żyła Li­nusa sto­ją­cego w ką­cie i obie­ra­ją­cego man­da­rynkę.

– Cześć – po­wie­działa. – Zu­peł­nie za­po­mnia­łam, że dziś Świę­tej Łu­cji. Wie­czo­rem mo­żemy spo­dzie­wać się burd na uli­cach. Lu­dzie mają zwy­czaj się upi­jać w tę naj­dłuż­szą noc w roku.

– Naj­dłuż­sza noc tak na­prawdę nie przy­pada trzy­na­stego grud­nia, ale dwu­dzie­stego pierw­szego – wtrą­cił Freddy, który w mię­dzy­cza­sie wszedł do po­miesz­cze­nia. – Świę­tu­jemy jed­nak trzy­na­stego grud­nia, po­nie­waż w śre­dnio­wie­czu, kiedy lu­dzie po­słu­gi­wali się ka­len­da­rzem ju­liań­skim, prze­si­le­nie zi­mowe przy­pa­dało mniej wię­cej w tym cza­sie.

– Dzięki, że wy­ja­śni­łeś nam to błędne prze­ko­na­nie, Freddy – skwi­to­wała sar­ka­stycz­nie Gi­sela, wpy­cha­jąc do ust cały pier­nik.

– Cie­szę się, że cho­ciaż raz nie będę mu­siał w ten wie­czór pa­tro­lo­wać mia­sta – oznaj­mił Li­nus.

– My też – stwier­dziła in­spek­torka z peł­nymi ustami. – Do­brze, że zo­sta­jesz z nami na dłu­żej. A skoro już o tym mowa, czas za­brać się za pracę. Je­śli chcemy przed świę­tami roz­wią­zać sprawę mor­derstw, nie mo­żemy tu stać i pić grzańca przez cały ra­nek.

Opróż­niła ma­leńką szklankę jed­nym hau­stem i wy­szła z po­miesz­cze­nia, a tuż za nią po­dą­żyli Li­nus i Freddy. Na ile znała Tu­ulę, ta sie­działa już przy kom­pu­te­rze i czy­tała o wszyst­kich fak­tach, które udało im się usta­lić w obu przy­pad­kach.

GA­BRIEL

Wspa­niale było znów obu­dzić się obok Riiny. Po­mię­dzy nimi le­żała Nelli, po­dob­nie jak za daw­nych cza­sów, kiedy byli jesz­cze ro­dziną. Za­nim Ga­briel wszystko ze­psuł swoim sko­kiem w bok. Le­żał jesz­cze chwilę, cie­sząc się cie­płem. Ostat­nia randka z Riiną oka­zała się ide­alna, mimo że Ni­cole po­ja­wiła się nie­za­po­wie­dziana w jego pracy i pra­wie wszystko ze­psuła. Męż­czy­zna na­prawdę miał już dość jej zrzę­dze­nia. Je­śli nie prze­sta­nie, bę­dzie mu­siał coś z nią zro­bić. Na szczę­ście udało mu się ją zbyć, miał na­dzieję, że na do­bre. Po nie­zręcz­nej roz­mo­wie z Ni­cole w ba­rze klubu mo­to­cy­klo­wego spo­tkał się z Riiną we fran­cu­skim bi­strze. Od tam­tej chwili wie­czór ro­bił się co­raz przy­jem­niej­szy. Po raz pierw­szy od roz­sta­nia ko­bieta była skłonna roz­ma­wiać o ewen­tu­al­nym po­wro­cie. Przy lampce szam­pana i tu­zi­nie ostryg Ga­briel de­li­kat­nie po­ru­szył ten te­mat. Ku jego wiel­kiej ra­do­ści Riina zgo­dziła się, że dla Nelli by­łoby le­piej, gdyby do sie­bie wró­cili. Przy­znała na­wet, że cza­sami tę­skni za mę­żem. Tak nie­wiele bra­ko­wało, by Ga­briel od­zy­skał ro­dzinę. Tego wie­czora Evert chęt­nie zgo­dził się przy­pil­no­wać Nelli, szczę­śliwy, że jego córka i zięć znów ze sobą roz­ma­wiają. Po ko­la­cji, pod ko­niec któ­rej na­pili się szam­pana i zje­dli pyszny mus cze­ko­la­dowy, po­je­chali ra­zem do Everta, aby ode­brać dziew­czynkę. Po­tem cała trójka wró­ciła do miesz­ka­nia, które obec­nie zaj­mo­wał Ga­briel. Chciał, aby ta chwila trwała wiecz­nie. Nie­stety bu­dzik za­dzwo­nił już ja­kiś czas temu, a Nelli ni­gdy by im nie wy­ba­czyła, gdyby spóź­nili się na przed­szkolne ob­chody Świę­tej Łu­cji.

Wy­swo­bo­dził się z ra­mion Riiny i nóg Nelli, a po­tem prze­kradł do kuchni. Na­sta­wił kawę oraz przy­go­to­wał płatki śnia­da­niowe. Za­pa­lił świecę. Zna­lazł kli­ma­tyczną mu­zykę w te­le­fo­nie i pod­łą­czył go do gło­śni­ków przez Blu­eto­oth. Kiedy skoń­czył, na ko­ry­ta­rzu roz­le­gły się dzie­cięce kroki. Po chwili w kuchni po­ja­wiła się Nelli. Jej włosy były w nie­ła­dzie, a po­liczki czer­wone od spa­nia tak bli­sko niego.

– Cześć, ko­cha­nie – przy­wi­tał się, przy­tu­la­jąc córkę. – Go­towa na dzi­siej­szą uro­czy­stość?

Co roku na przed­szkol­nym placu za­baw or­ga­ni­zo­wano po­chód Świę­tej Łu­cji. Aby ro­dzice mo­gli po­ja­wić się na miej­scu przed pracą, za­pra­szano ich wy­jąt­kowo wcze­śnie. Dziew­czynka zmarsz­czyła czoło. Wy­glą­dała na zmar­twioną.

– Nie mam tu mo­jej su­kienki. Jest w domu mamy.

– Nie martw się. Mamy tu białą su­kienkę, którą mia­łaś na so­bie w ze­szłym roku. Po­winna na cie­bie pa­so­wać. Usiądź i zjedz śnia­da­nie, a ja spraw­dzę – po­wie­dział Ga­briel.

Kiedy kilka mi­nut póź­niej wró­cił do kuchni, Riina rów­nież sie­działa przy stole i po­pi­jała kawę ze swo­jego sta­rego kubka.

– Cześć – rzu­ciła. – Do­brze spa­łeś?

– Dawno nie spa­łem tak do­brze – przy­znał Ga­briel. – A ty?

Riina ziew­nęła i się prze­cią­gnęła.

– Jak księż­niczka – oznaj­miła.

Kiedy zje­dli i po­sprzą­tali po śnia­da­niu, po­mo­gli Nelli wło­żyć cie­płe ubra­nia, a na wierzch wci­snęli su­kienkę. Dziew­czynka wy­glą­dała te­raz jak pę­kata kieł­ba­ska, ale na ze­wnątrz było mi­nus dzie­sięć stopni i do­piero za kilka go­dzin miało wzejść słońce. Ga­briel mu­siał po­więk­szyć ko­ronę Łu­cji, aby zmie­ściła się pod nią czapka.

Po przy­jeź­dzie do przed­szkola prze­ka­zali Nelli jed­nej z pań, która za­brała ją do gro­madki pię­cio­lat­ków sto­ją­cych już w ko­lejce na krę­tej ścieżce, cze­ka­jąc, aż ro­dzice staną w kręgu i prze­staną roz­ma­wiać.

Kiedy szmer ucichł, jedna z opie­ku­nek za­częła śpie­wać, a dzieci wy­szły na plac za­baw. Przo­dem kro­czył chło­piec z krótko ob­cię­tymi wło­sami, ubrany w białą ko­szulę i ko­ronę Łu­cji. Za nim po­dą­żała mała dziew­czynka, po­ty­ka­jąc się o ma­te­riał zde­cy­do­wa­nie za dłu­giej su­kienki. Nelli była w środku, obok bał­wana. Dwóch pier­ni­ko­wych lu­dzi­ków wdało się w bójkę. Poza tym wy­stęp prze­bie­gał bez więk­szych in­cy­den­tów. Dzieci prze­brnęły przez cały re­per­tuar, na który skła­dały się ty­powe ko­lędy. Cała uro­czy­stość za­koń­czyła się tań­cem przy żyw­szym utwo­rze. Ma­lu­chy z ra­do­ścią przy­jęły brawa i okrzyki ro­dzi­ców.

– Wi­dzie­li­ście, jak tań­czy­łam? – za­py­tała ra­do­śnie Nelli.

– Świet­nie ci po­szło – wy­ra­ził swoje uzna­nie Ga­briel. – Szcze­gól­nie po­do­bał mi się ta­niec do Mru­gaj, mru­gaj, gwiazdko ma.

– Na­uczy­łam się tego na Tik­Toku – od­po­wie­działa z dumą.

Ga­briel i Riina jesz­cze raz po­chwa­lili córkę. Na­stęp­nie na­pili się bez­al­ko­ho­lo­wego grzańca i skosz­to­wali fan­ta­zyj­nych pier­ni­ków upie­czo­nych przez dzieci.

Na ze­wnątrz było jesz­cze ciemno i prze­ni­kli­wie zimno. Ga­briel za­ci­snął zęby, na­słu­chu­jąc dys­ku­sji na te­mat tego, czy przed­szkole po­winno usu­nąć wszyst­kie sa­mo­chody i lalki z po­koju za­baw, aby za­chę­cić do za­baw neu­tral­nych pod wzglę­dem płci. Za­nim grupa osią­gnęła kon­sen­sus, dy­rek­tor przed­szkola kla­snął w dło­nie. Na ko­niec ro­dzice przy­tu­lili swoje dzieci i udali się do pracy.

– Pod­wiozę cię – za­pro­po­no­wał Ga­briel Ri­nie.

– Nie trzeba. Bę­dziesz mu­siał nad­ro­bić drogi, a ja mam tu przy­sta­nek au­to­bu­sowy.

– To ża­den pro­blem. Chęt­nie cię pod­rzucę.

Kiedy wsie­dli do sa­mo­chodu, pod­krę­cił ogrze­wa­nie do mak­si­mum i za­cze­kał, aż po­zo­stali ro­dzice opusz­czą par­king, po czym wy­co­fał auto i ru­szył w stronę cen­trum mia­sta. Uwa­żał na swo­jego ja­gu­ara. We­dług sta­ty­styk do więk­szo­ści stłu­czek do­cho­dzi na par­kin­gach, gdy ze­stre­so­wani kie­rowcy pró­bują za­par­ko­wać lub wy­je­chać z zaj­mo­wa­nego miej­sca. Ga­briel nie chciał ry­zy­ko­wać, że jego cenny sa­mo­chód zo­sta­nie choćby za­dra­pany.

Je­chali w przy­jem­nej ci­szy, zna­jomą trasą pro­wa­dzącą z przed­szkola do firmy Riiny. Za sta­rych, do­brych cza­sów, gdy miesz­kali ra­zem, Ga­briel w ty­go­dniu czę­sto wo­ził żonę rano do pracy, tylko po to, by mo­gli po­być ra­zem kilka cen­nych mi­nut dłu­żej.

– Wiesz co? – ode­zwała się po chwili ko­bieta. – Pew­nie jesz­cze za wcze­śnie, żeby o to py­tać, ale Nelli ucie­szy­łaby się, gdy­byś spę­dził z nami Boże Na­ro­dze­nie. Bę­dziemy u taty.

Ga­briel po­czuł przy­jemne cie­pło roz­cho­dzące się po ca­łym ciele. Nie są­dził, że ten dzień może być jesz­cze lep­szy, i le­dwo mógł opa­no­wać silne emo­cje wy­wo­łane sło­wami żony.

– A ty byś się ucie­szyła? – za­py­tał ostroż­nie.

Riina uśmiech­nęła się swoim naj­pięk­niej­szym uśmie­chem i po­ca­ło­wała go w po­li­czek.

– Bar­dzo – za­pew­niła.

Męż­czy­zna od­wró­cił twarz, żeby Riina nie za­uwa­żyła, że ma łzy w oczach. Może na Boże Na­ro­dze­nie od­zy­ska ro­dzinę. Tylko na tym mu za­le­żało. Wtedy to, co wy­da­rzyło się w ze­szłym roku, sta­łoby się tylko okrop­nym wspo­mnie­niem.

O ile Ni­cole nie po­sta­nowi po­roz­ma­wiać z po­li­cją.

GI­SELA

Na ko­ry­ta­rzu Gi­sela spo­tkała jedną ze śled­czych współ­pra­cu­ją­cych z in­spek­to­rem Gun­na­rem Bra­skiem. Ta młoda ko­bieta, która zwró­ciła na sie­bie uwagę pod­czas po­przed­nich śledztw, przez dłuż­szy czas prze­by­wała na urlo­pie ma­cie­rzyń­skim. In­spek­torka na­wet nie wie­działa, że po­li­cjantka wró­ciła już do pracy. Praw­do­po­dob­nie kie­row­nic­two we­zwało każ­dego, kto kie­dy­kol­wiek miał do czy­nie­nia z mor­der­stwami, aby po­mógł im z ogromną ilo­ścią ro­boty. Ostat­nia se­ria mor­derstw wy­ma­gała gi­gan­tycz­nego wy­siłku i pracy du­żej liczby funk­cjo­na­riu­szy o róż­nych spe­cja­li­stycz­nych umie­jęt­no­ściach.

– Do­brze, że cię zła­pa­łam – ode­zwała się młoda ko­bieta. – Wła­śnie przy­szedł ra­port od tech­ni­ków.

Po­dała Gi­seli teczkę z pie­czątką Cen­tral­nej Po­li­cji Kry­mi­nal­nej.

Gi­sela po­dzię­ko­wała i po­spie­szyła do swo­jego ga­bi­netu. Usia­dła przy biurku i otwo­rzyła teczkę za­wie­ra­jącą mię­dzy in­nymi ana­lizy DNA z obu miejsc zbrodni, to jest z domu w Tu­li­sa­ari i targu Stun­dars. Ktoś mu­siał za­dbać o to, aby mor­der­stwo Mat­tiasa Öberga miało pierw­szeń­stwo w ko­lejce, a tech­nicy za­pewne pra­co­wali po go­dzi­nach, aby tak szybko uzy­skać wy­niki.

Gi­sela prze­czy­tała ra­port w sku­pie­niu. Po­tem ostroż­nie przej­rzała go jesz­cze raz oraz po­rów­nała z in­nymi do­wo­dami. Prze­szu­kała re­jestr po­li­cyjny.

Na­stęp­nie za­mknęła teczkę i wrzu­ciła ją do ko­sza z głu­chym ło­sko­tem.

Nie było w niej ani jed­nej wska­zówki, na czym po­winni skon­cen­tro­wać swoje po­szu­ki­wa­nia. W Stun­dars prze­by­wało zde­cy­do­wa­nie za wiele lu­dzi, żeby wy­cią­gnąć ja­kie­kol­wiek wnio­ski. W za­sa­dzie winna mo­gła być każda z około stu osób, które zna­la­zły się tam w cza­sie mor­der­stwa Mat­tiasa. Na­wet Mo­nica. Poza tym wielu od­wie­dza­ją­cych no­siło rę­ka­wiczki, po­nie­waż targ znaj­do­wał się na świe­żym po­wie­trzu. Na­to­miast w pierw­szym miej­scu zbrodni, oprócz śla­dów ofiar i wła­ści­cieli, na­tra­fiono na ślady około dwu­dzie­stu in­nych osób. Ża­den z nich nie pa­so­wał do DNA ani od­ci­sków pal­ców ze Stun­dars.

Roz­cza­ro­wana Gi­sela wy­jęła teczkę z ko­sza na śmieci i umie­ściła ją na sto­sie po­zo­sta­łych ma­te­ria­łów do­ty­czą­cych śledz­twa. Po­ło­żyła rękę na in­ter­ko­mie. Za­sta­no­wiła się chwilę, po czym za­dzwo­niła do Freddy’ego.

– Cześć, tu Gi­sela – po­wie­działa, gdy ode­brał. – To ty zna­la­złeś Pa­trika Nils­sona?

– Tak. Przez wiele lat z prze­rwami pra­co­wał i miesz­kał w Fin­lan­dii. Po­sia­dał za­równo fiń­ski, jak i szwedzki nu­mer ubez­pie­cze­nia spo­łecz­nego. We­dług fiń­skiego re­je­stru Pa­trik na­dal mieszka pod ad­re­sem Te­rva­tie dwa­dzie­ścia sześć. Zaj­rza­łem więc do szwedz­kiego re­je­stru lud­no­ści.

– Wiesz coś wię­cej na te­mat jego znik­nię­cia?

– Nie, ale mogę się do­wie­dzieć.

– Do­bra. Chcę mieć jak naj­szyb­ciej wszyst­kie in­for­ma­cje o ta­jem­ni­czym znik­nię­ciu Nils­sona – ob­wie­ściła Gi­sela i się roz­łą­czyła.

LI­NUS

Li­nus przy­był do ko­ścioła z La­ilą i bliź­nia­kami mi­nutę przed wy­zna­czoną go­dziną. Po­pro­wa­dził ich przed sobą wzdłuż nawy ko­ścioła aż do za­kry­stii, gdzie cze­kały już inne dzieci i od­po­wie­dzialna za chór Ada Karl­ström. Dziew­czyna ode­tchnęła z ulgą.

– Do­brze, że już je­ste­ście. Mar­twi­łam się, że nie przy­je­dzie­cie.

– Prze­pra­szamy za spóź­nie­nie. Trudno mi było wy­rwać się z pracy – oznaj­mił Li­nus.

Ada uśmiech­nęła się ner­wowo.

– Tak, to zro­zu­miale. Wia­domo już, kto stoi za mor­der­stwami?

– Ni­kogo jesz­cze nie zła­pano – rzu­cił krótko Li­nus, po­pra­wia­jąc spi­cza­stą czapkę Mal­tego.

Za­pa­lił świece w ko­ro­nie La­ili i lam­piony bliź­nia­ków. Po­mógł córce za­wią­zać czer­woną wstążkę wo­kół ta­lii. Znów po­pra­wił czapkę syna. Cof­nął się o krok i z dumą spoj­rzał na swoje po­cie­chy.

Dzieci usta­wiły się w ko­lej­no­ści, w ja­kiej będą wcho­dzić do ko­ścioła. Na po­czątku była Ada, po niej La­ila, a za nią młod­sze dzieci. Li­nus ży­czył im po­wo­dze­nia i ru­szył w kie­runku drzwi, aby usiąść i po­cze­kać na roz­po­czę­cie po­chodu Świę­tej Łu­cji. Gwar ro­bił się co­raz więk­szy, więc na­le­żało się po­spie­szyć, żeby za­jąć trzy do­bre miej­sca. Za­nim po­ło­żył rękę na klamce, Ada go za­trzy­mała. Ro­zej­rzała się ner­wowo.

– Zaj­mu­jesz się mor­der­stwami w Tu­li­sa­ari i Stun­dars? – szep­nęła.

– Nie­stety nie mogę z tobą o tym roz­ma­wiać. Poza tym je­ste­śmy tu po to, żeby słu­chać śpiewu dzieci. Chyba za­raz wy­cho­dzi­cie?

– Tak, ale jest coś, o czym chcę ci po­wie­dzieć.

– Zaj­miemy się tym póź­niej – uciął sta­now­czo Li­nus i pchnął drzwi od za­kry­stii.

Ko­ściół był pra­wie pełny. Mu­siał prze­ci­snąć się obok ca­łej ro­dziny, żeby do­stać się do trzech ostat­nich wol­nych miejsc z tyłu.

Jo­se­fin i Harri po­ja­wili się tuż przed tym, jak pa­stor zga­sił świa­tła i roz­legł się śpiew.

– My­śla­łem, że nie zdą­ży­cie – oznaj­mił ci­cho Li­nus i chwy­cił dłoń żony.

– Nie chcia­ła­bym tego prze­ga­pić za żadne skarby świata. To naj­cu­dow­niej­szy po­chód Świę­tej Łu­cji w Ostro­botni – od­szep­nęła.

Dzieci płyn­nie su­nęły przez ko­ściół. Ada pro­wa­dziła ko­ro­wód, śpie­wa­jąc czy­stym i pięk­nym gło­sem. Miała na so­bie białą su­kienkę i ko­ronę. Za nią szły dzieci. Były jesz­cze trzy inne Łu­cje, naj­młod­sza praw­do­po­dob­nie nie miała wię­cej niż trzy lata. Jej su­kienka była tak długa, że cią­gnęła się za nią po pod­ło­dze jak tren. W po­cho­dzie zna­la­zły się też cztery re­ni­fery, trzy pier­ni­kowe lu­dziki, a na­wet dziew­czynka prze­brana za Elsę z Kra­iny lodu. Bliź­niacy byli mi­ko­ła­jami i wy­glą­dali tak uro­czo, że Li­nus na­prawdę się wzru­szył. Ma­lu­chy usta­wiły się w rzę­dzie przed oł­ta­rzem, a Ada usia­dła przy pia­ni­nie. Mimo że Li­nus wi­dział ten wy­stęp kilka razy pod­czas prób, oczy za­szły mu łzami z dumy, gdy usły­szał, jak La­ila śpiewa swoje so­lówki. Od­ważne próby bliź­nia­ków śpie­wa­nia ko­lęd, mimo że le­dwo ro­zu­mieli tekst, wy­wo­łały jego uśmiech. Na­stęp­nie dzieci wy­szły z ko­ścioła przy owa­cji na sto­jąco i grom­kim aplau­zie.

– Ja­kie mamy zdolne dzieci – po­wie­działa Jo­se­fin, mocno ści­ska­jąc dłoń Li­nusa.

Drugą ręką wy­jęła z kie­szeni chu­s­teczkę, żeby wy­trzeć łzy. Na­stęp­nie po­dała ją mę­żowi. Na wi­downi pra­wie każdy miał mo­kre oczy.

Po pro­ce­sji Świę­tej Łu­cji pa­stor wy­gło­sił krót­kie ka­za­nie, w któ­rym stwier­dził, że każdy ma swoje wła­sne, nie­po­wta­rzalne świa­tło mo­gące się sze­rzyć w świe­cie. A po­tem przy­szedł czas na kawę w sali pa­ra­fial­nej.

Była to co­roczna tra­dy­cja obej­mu­jąca także tańce wo­kół cho­inki i wi­zytę Świę­tego Mi­ko­łaja, który roz­da­wał wszyst­kim dzie­ciom torby ze sło­dy­czami.

– Zaj­mij miej­sca, a ja przy­niosę nam kawę – stwier­dził Li­nus, wkła­da­jąc do sło­ika bank­not o no­mi­nale dzie­się­ciu euro.

Ką­tem oka do­strzegł, że Jo­se­fin siada obok ro­dzi­ców dziew­czynki w su­kience Elsy. Wszyst­kie dzieci, które uczest­ni­czyły w przed­sta­wie­niu, wraz z ro­dzeń­stwem znaj­do­wały się przy wła­snym stole i wci­skały w sie­bie tyle soku i cia­stek, ile chciały, bez an­ga­żo­wa­nia do­ro­słych.

– Gdzie jest Ada? – za­sta­na­wiała się Jo­se­fin, gdy Li­nus za­jął miej­sce obok niej. – Chcia­ła­bym jej po­dzię­ko­wać za do­bry wy­stęp. Nie jest ła­two prze­ko­nać Mal­tego i Maxa do za­ję­cia swo­jego miej­sca w rzę­dzie.

Na­gle Li­nus przy­po­mniał so­bie, że Ada chciała mu coś po­wie­dzieć. Wcze­śniej py­tała o śledz­two. Czy miała do prze­ka­za­nia in­for­ma­cje, które mo­głyby przy­dać się po­li­cji? Na­tych­miast wstał.

– Po­szu­kam jej. Bliź­niacy zo­sta­wili lam­piony w za­kry­stii, więc i tak mu­szę się wró­cić.

ADA

Ada Karl­ström za­mknęła z ło­sko­tem drzwi ko­ścioła po wyj­ściu ostat­niego go­ścia. Przed do­łą­cze­niem do osób w domu pa­ra­fial­nym mu­siała się prze­brać w nor­malne ubra­nia. Nie lu­biła prze­by­wać sama w ko­ściele po zmroku. Mi­go­czące pło­mie­nie świec rzu­cały na ściany prze­ra­ża­jące cie­nie. Czuła dresz­cze bie­gnące po krę­go­słu­pie. Na­gle roz­legł się do­no­śny huk, po czym wy­dało jej się, że wi­dzi szybki ruch w jed­nym z rzę­dów ła­wek. Serce mocno za­biło jej w piersi, ale w pierw­szej chwili nie od­wa­żyła się ru­szyć. Z tru­dem ła­pała od­dech. Kiedy nie za­uwa­żyła ko­lej­nego ru­chu, po­szła spraw­dzić, co było źró­dłem ha­łasu. Jej kroki od­bi­jały się echem w ci­szy. Ma­jąc wszyst­kie zmy­sły w peł­nej go­to­wo­ści, ostroż­nie otwo­rzyła drzwiczki pro­wa­dzące do jed­nej z ła­wek. Za­wiasy skrzyp­nęły prze­raź­li­wie. Ada le­d­wie od­wa­żyła się spoj­rzeć.

Kiedy zo­ba­czyła, co ją prze­stra­szyło, ro­ze­śmiała się. To był po pro­stu za­po­mniany śpiew­nik, który spadł ze swo­jego miej­sca i wy­lą­do­wał na pod­ło­dze. Ada po­chy­liła się, żeby go pod­nieść, a na­stęp­nie po­ło­żyła go przy po­zo­sta­łych na stole przy wej­ściu.

Silny po­dmuch wia­tru zga­sił jedną ze świec. Ko­bieta po raz ko­lejny po­czuła, jak całe jej ciało ogar­nia strach. W ci­chym i pu­stym ko­ściele za­wsze przy­po­mi­nała się Adzie hi­sto­ria o bez­kar­nym mor­dercy Pitkä Pie­nie, który po­wstał z mar­twych i pra­wie udu­sił młodą ko­bietę w ko­ściele w ciemną noc wi­gi­lijną, dawno temu.

We­dług le­gendy wszystko za­częło się wiele stu­leci temu, nie­długo po tym, jak w Fin­lan­dii po­ja­wiło się chrze­ści­jań­stwo. Czło­wiek znany póź­niej jako Pitkä Piena za­mknął w sau­nie trzy dzie­wice i spa­lił je żyw­cem. Po­nie­waż nikt nie przy­ła­pał go na tym wy­stępku, uznano, że był to nie­szczę­śliwy wy­pa­dek. Jed­nak wcze­snym ran­kiem w dzień Wszyst­kich Świę­tych Pitkä Piena zo­stał zna­le­ziony mar­twy przed swoim do­mem. Był nagi, cał­ko­wi­cie siny, jakby wy­ci­śnięto z niego ży­cie. Po­cho­wano go, ale na­stęp­nego dnia po po­grze­bie jego grób oka­zał się pu­sty, a pro­boszcz na­tknął się w bra­mie ko­ścioła na ciało zmar­łego za­wi­nięte w ca­łun. Po­cho­wano go po­now­nie, lecz za każ­dym ra­zem znaj­do­wano otwarty grób oraz zwłoki le­żące w tym sa­mym miej­scu. Osta­tecz­nie nikt nie od­wa­żył się go do­tknąć, a Pitkä Piena tkwił przy wej­ściu do ko­ścioła, do­póki jego ciało nie zgniło i uschło.

Wiele de­kad póź­niej, w Wi­gi­lię Bo­żego Na­ro­dze­nia Pitkä Piena za­ata­ko­wał słu­żącą, która jego zda­niem po­peł­niła zły uczy­nek. Za­ci­ska­jąc dło­nie na jej szyi, syk­nął:

– Wła­snymi rę­koma wy­du­szę z cie­bie ży­cie, a ty za­mar­z­niesz w mo­ich ra­mio­nach i przy­bie­rzesz kształt tak okropny jak mój.

Dziew­czyna mo­dliła się i bła­gała o ży­cie. Ni­czym świe­tliki po­ja­wiły się trzy mar­twe dziew­czyny, które Pitkä Piena za­mor­do­wał nie­gdyś z zimną krwią, ubrane w białe szaty i ze świe­cami w rę­kach. Zgo­dziły się wy­ba­czyć swemu oprawcy jego zbrod­nię i jed­no­gło­śnie ogło­siły uła­ska­wie­nie.

Kiedy ich głosy uci­chły, w ko­ściele zro­biło się zu­peł­nie ciemno.

Słu­żąca po­bie­gła na cmen­tarz.

W nocy roz­legł się straszny ryk, gdy Pitkä Piena wró­cił do swo­jego gro­bowca, który zo­stał po­now­nie za­mknięty.

Ada otrzą­snęła się z dys­kom­fortu. To tylko le­genda. Choć cza­sami późną nocą czuła na so­bie czyjś wzrok, mimo że prze­by­wała w ko­ściele sama. Nie­raz wy­obra­żała so­bie, że straszny Pitkä Piena wciąż czai się w ciem­no­ściach przed wej­ściem do świą­tyni. Te­raz miała to samo prze­czu­cie. Po­czuła ła­sko­ta­nie na karku, jakby ktoś ją ob­ser­wo­wał.

Na drżą­cych no­gach po­spie­szyła do za­kry­stii, aby się prze­brać. Jej palce drżały, gdy zdej­mo­wała ko­ronę Łu­cji i wie­szała ją na ha­czyku obok krze­sła pa­stora w bia­łym ko­lo­rze, sym­bo­li­zu­ją­cym ra­dość, czy­stość i Boże Na­ro­dze­nie. Za­nim zdą­żyła zdjąć su­kienkę, po­now­nie usły­szała ha­łas do­bie­ga­jący z wnę­trza ko­ścioła. Zu­peł­nie jakby ktoś za­trza­snął jedne z drzwi do za­mknię­tych rzę­dów ła­wek.

Ada we­szła z po­wro­tem do głów­nej nawy ko­ścioła, czu­jąc, jak szumi jej w uszach. Wszyst­kie świa­tła zga­sły, a drzwi były uchy­lone.

– Kto tam jest? – za­py­tała gło­sem, który zdra­dzał prze­ra­że­nie.

Ale żad­nej re­ak­cji. Te­raz w bu­dynku pa­no­wała nie­sa­mo­wita ci­sza.

Lo­do­waty po­dmuch wia­tru wpadł do nawy głów­nej przez otwarte drzwi. W nie­prze­nik­nio­nej ciem­no­ści nie było wi­dać, czy ktoś jest w środku. Jed­nak Ada wy­czu­wała obec­ność in­nej istoty.

Za­wo­łała po­now­nie, ale nikt jej nie od­po­wie­dział. Przez trzę­sące się dło­nie nie była w sta­nie za­pa­lić świec przy oł­ta­rzu. Zła­mała pierw­szą za­pałkę, po czym wy­cią­gnęła ko­lejną. Usi­ło­wała ją za­pa­lić, ale za­pałka upa­dła na pod­łogę. Serce wa­liło jej jak mło­tem i po­mimo zimna dło­nie miała spo­cone.

Wtedy usły­szała kroki. Zde­cy­do­wane, szyb­kie kroki na ka­mien­nej po­sadzce od­bi­ja­jące się echem w pu­stym ko­ściele. Nie dało się okre­ślić, z któ­rego miej­sca do­bie­gają.

Ada się od­wró­ciła.

Po­czuła coś ostrego na szyi.

Ciężki od­dech przy uchu.

Pe­łen nie­na­wi­ści głos szep­nął:

– Wy­ci­snę z cie­bie ży­cie.

Ada ze­sztyw­niała. To Pitkä Piena wró­cił, żeby ją uka­rać.

Pę­tla za­ci­skała się co­raz moc­niej. Wbi­jała się w skórę jak ostre kły. Ko­bieta pró­bo­wała chwy­cić ją, dra­pała pa­znok­ciami, aby roz­luź­nić ucisk, ale od­dy­cha­nie sta­wało się co­raz trud­niej­sze, po­woli za­czy­nało bra­ko­wać jej sił.

Ostat­nią rze­czą, jaką zo­ba­czyła Ada, był wielki księ­życ świe­cący na nią przez krótką chwilę, gdy chmury roz­pro­szyły się na czar­nym zi­mo­wym nie­bie za oknem ko­ścioła. Po­tem po­krywa chmur po­now­nie się za­mknęła i świa­tło zga­sło.

LI­NUS

Ple­ba­nię dzie­liło od ko­ścioła tylko kilka mi­nut spa­ce­rem, ale Li­nus i tak po­sta­no­wił wło­żyć kurtkę i czapkę z po­wodu prze­ni­kli­wego zimna. W szatni się za­trzy­mał, aby po­roz­ma­wiać z pa­sto­rem, który po­chwa­lił piękny śpiew La­ili.

– Córka na­prawdę ma aniel­ski głos – po­wie­dział, a Li­nus po­czuł, jak duma wzbiera mu w piersi.

Za­nim wy­szedł na mróz, za­py­tał pa­stora, czy wi­dział Adę.

– Nie, od czasu przed­sta­wie­nia jesz­cze jej nie spo­tka­łem. Na pewno przyj­dzie, kiedy sprząt­nie i się prze­bie­rze.

– Spraw­dzę, czy na­dal jest w ko­ściele – stwier­dził Li­nus. – I tak mu­szę po­szu­kać lam­pio­nów, o któ­rych za­po­mnieli Malte i Max.

– Ra­dzę cie­pło się ubrać. Na ze­wnątrz jest zimno – po­ra­dził pa­stor.

Z daszku zwi­sały duże so­ple lodu, błysz­czące w świe­tle pro­mien­ni­ków usta­wio­nych przed ple­ba­nią. Ich blask do­cie­rał na ko­ry­tarz, lecz i tak trudno było do­strzec, gdzie sta­wia się stopy. Wy­da­wało się, że lampy sto­jące za bramą ko­ścioła zga­sły. Ciem­ność ogar­nęła cmen­tarz. Na­wet z dru­giej strony ulicy pra­wie nie było wi­dać bu­dynku świą­tyni. Śnieg skrzy­piał pod sto­pami Li­nusa, co ozna­czało, że tem­pe­ra­tura na ze­wnątrz wy­nosi co naj­mniej mi­nus dzie­sięć stopni. Wło­żył ręce do kie­szeni, żeby nie zmar­zły mu palce. Nie mógł się do­cze­kać, aż znaj­dzie się w domu, gdzie cze­kała na niego cie­pła sauna.

Na­gle ci­szę prze­rwał krzyk. Stado ka­wek sie­dzą­cych na drze­wach przy ko­ściele wzle­ciało w niebo. Li­nus usły­szał trze­po­ta­nie skrzy­deł. Za­czął wbie­gać na schody, kiedy za­uwa­żył czy­jąś syl­wetkę, le­d­wie wi­doczną w ciem­no­ści. Ktoś pę­dził pro­sto na niego.

Za­nim zdą­żył za­re­ago­wać, po­stać po­wa­liła go na zie­mię. Śnieg za­mor­ty­zo­wał upa­dek, a po­li­cjant szybko się pod­niósł. Ale było już za późno. Osoba, która go za­ata­ko­wała, znik­nęła w mroku. Wa­hał się, czy wejść do ko­ścioła, żeby spraw­dzić, czy z Adą wszystko w po­rządku, czy go­nić nie­zna­jo­mego. Nie mo­gąc się zde­cy­do­wać, prze­biegł kil­ka­na­ście me­trów po głę­bo­kim śniegu, pró­bu­jąc coś do­strzec. Gdzie po­dział się na­past­nik? Ra­czej po­ru­szał się pie­szo. Li­nus nie sły­szał dźwięku uru­cha­mia­nego czy od­jeż­dża­ją­cego sa­mo­chodu.

Ze względu na lo­do­wate po­wie­trze trudno mu było od­dy­chać. Brał szyb­kie, płyt­kie wde­chy. Bły­ska­wicz­nie za­częło bra­ko­wać mu tchu.

– Po­li­cja! Zo­stań tam, gdzie je­steś – wy­sa­pał.

To nie miało sensu. Wi­dział tylko to, co było kilka me­trów przed nim. Gdyby księ­życ nie scho­wał się za chmu­rami, cały te­ren wo­kół ko­ścioła byłby ską­pany w jego świe­tle od­bi­tym przez kre­do­wo­biały śnieg.

Po chwili Li­nus się pod­dał. Na se­kundę oparł przed­ra­miona na ko­la­nach, żeby zła­pać od­dech. Po­tem po­spie­szył do ko­ścioła.

We­wnątrz bu­dynku świa­tła były zga­szone.

– Halo! Je­steś tam, Ado?! – za­wo­łał w ciem­ność.

Po­cze­kał na od­po­wiedź i spró­bo­wał po­now­nie:

– To ja, Li­nus Mik­kola. Mu­szę wie­dzieć, że u cie­bie wszystko w po­rządku. Pro­szę, od­po­wiedz mi, je­śli tam je­steś.

Słowa od­bi­jały się od ka­mien­nych ścian.

Po­li­cjant chwy­cił jedną ze świec i za­pa­lił ją znaj­du­jącą się w po­bliżu za­pal­niczką. Ostroż­nie ru­szył przed sie­bie. Przy oł­ta­rzu zo­ba­czył, że coś znaj­duje się na pod­ło­dze. A ra­czej ktoś. To była Ada. Le­żała na ple­cach z rę­kami wy­cią­gnię­tymi na boki i złą­czo­nymi sto­pami. Jak Je­zus na krzyżu. Jej twarz była zwró­cona w prawo. Krew są­czyła się z głę­bo­kiej rany na szyi, pla­miąc białą su­kienkę na czer­wono.

Męż­czy­zna po­chy­lił się nad nią i do­tknął pal­cami jej szyi, szu­ka­jąc pulsu, ale go nie zna­lazł.

Ada nie żyła.

GI­SELA

Ko­lejny bez­owocny dzień pracy do­biegł końca. Za­nim Gi­sela opu­ściła ko­mi­sa­riat, za­dzwo­niła do Mo­niki, aby za­py­tać, jak się czuje. Przez week­end wy­mie­niły kilka wia­do­mo­ści, ale nie roz­ma­wiały ze sobą od piątku, kiedy to Re­becka ode­brała sio­strę ze szpi­tala.

Mo­nica tak długo nie od­bie­rała, że Gi­sela już miała się roz­łą­czyć, gdy w końcu usły­szała głos swo­jej przy­ja­ciółki.

– Cześć, tu Gi­sela.

Nie miała czasu po­wie­dzieć nic wię­cej, po­nie­waż ko­bieta wy­bu­chła pła­czem.

Po­zwo­liła jej się wy­pła­kać. Po­tem wy­znała:

– Za­dzwo­ni­łam, żeby za­py­tać, jak się czu­jesz, ale to chyba głu­pie py­ta­nie. Na pewno czu­jesz się fa­tal­nie. Masz do tego pełne prawo.

– Mie­wa­łam lep­sze dni.

– Wiem, że to ba­nał, ale na­prawdę ro­zu­miem, przez co prze­cho­dzisz. Pew­nie nie masz ochoty tego słu­chać, ale z cza­sem bę­dzie ci ła­twiej. Mam na my­śli ża­łobę. Sama po­wta­rza­łaś mi to ty­siące razy.

– By­łam idiotką – stwier­dziła Mo­nica. – Po­win­nam zo­sta­wić cię w spo­koju, po­zwo­lić ci prze­ży­wać stratę na swój wła­sny spo­sób. Za­miast na­ma­wiać do zo­sta­wie­nia prze­szło­ści za sobą.

– Trudno jest pa­trzeć na cier­pie­nie bli­skiej osoby – przy­znała ła­god­nie Gi­sela. – Je­stem nie­sa­mo­wi­cie wdzięczna, że cza­sami mnie do cze­goś zmu­szasz, na­wet je­śli nie za­wsze to oka­zuję. A te­raz moim za­da­niem jest zro­bić to samo dla cie­bie.

– Nie je­stem na to go­towa – mruk­nęła. – To wszystko jest ta­kie świeże.

– Na­dal je­steś u Re­becki i jej męża?

– Tak, sio­stra na­prawdę mi po­mo­gła.

– Wiem, że uwa­żasz, że jest za wcze­śnie. Ale mo­żesz przy­je­chać do mnie w ten week­end. Mo­żemy pójść do sauny, na­pić się wina i po­roz­ma­wiać. Mo­żesz zo­stać tak długo, jak chcesz.

– Wiesz co – za­częła Mo­nica nieco mniej przy­gnę­bio­nym gło­sem. – To nie brzmi tak źle. I sio­stra od­po­czę­łaby ode mnie.

– Do­brze, w ta­kim ra­zie w so­botę rano roz­palę ogień w sau­nie, żeby była cie­pła na czas lun­chu – ob­wie­ściła Gi­sela i za­koń­czyła roz­mowę.

Po po­wro­cie do domu roz­pa­liła w ko­minku i zwi­nęła się w kłę­bek na so­fie z fi­li­żanką her­baty ru­mian­ko­wej i paczką cia­stek. Tylko dla­tego, że był dzień Świę­tej Łu­cji, włą­czyła świą­teczny al­bum Pa­va­rot­tiego na sta­rym gra­mo­fo­nie. Wkrótce cały po­kój wy­peł­nił się pięk­nymi to­nami i cie­płem ko­minka. Bon­nie i Clyde usie­dli na so­fie, a Scar­face wspiął się na ko­lana ko­biety. Jego ci­che mru­cze­nie sta­no­wiło uko­je­nie dla du­szy.

Od­kryła roz­po­czętą ukła­dankę i za­częła prze­szu­ki­wać puz­zle. Po­łą­czyła kilka ele­men­tów. Al­pej­ska wio­ska była już pra­wie go­towa, po­dob­nie jak po­kryte śnie­giem góry, któ­rych szczyty wzno­siły się za bu­dyn­kami. Jesz­cze kilka wie­czo­rów i ob­ra­zek bę­dzie go­towy.

Gi­sela prze­chy­liła głowę, przy­glą­da­jąc się nie­ukoń­czo­nemu wi­do­kowi. Było w tym coś zna­jo­mego. Gdzieś ostat­nio wi­działa po­dobne zdję­cie.

Nie miała jed­nak czasu za­sta­no­wić się, skąd je ko­ja­rzy, po­nie­waż za­dzwo­nił te­le­fon.

– Halo, tu in­spek­torka Gi­sela For­sell – ode­brała lekko zi­ry­to­wana.

– Tu Li­nus. Przy­jedź szybko. Do­szło do ko­lej­nego mor­der­stwa.

Środa, 14 grud­nia 2022 roku

GI­SELA

Gi­sela prze­tarła pie­kące oczy. Prze­by­wała w ko­mi­sa­ria­cie od pią­tej rano i przez więk­szą część nocy nie spała. Po te­le­fo­nie Li­nusa po­przed­niego wie­czoru szybko udała się do ko­ścioła w Kråklunda w po­bliżu Gamla Vasa, gdzie zna­le­ziono mar­twą prze­wod­niczkę chóru Adę Karl­ström. Przy­była kilka mi­nut przed tech­ni­kami i ko­ro­ne­rem, więc miała czas, aby przyj­rzeć się miej­scu zbrodni, za­nim za­ro­iło się w nim od ubra­nych na biało tech­ni­ków me­dy­cyny są­do­wej. Kiedy do­tarła tam o ósmej, w bu­dynku było nie­sa­mo­wi­cie ciemno. I zu­peł­nie ci­cho, z wy­jąt­kiem od­bi­ja­ją­cych się echem kro­ków Li­nusa, który cho­dził tam i z po­wro­tem. Za­pa­lił świece usta­wione wzdłuż rzę­dów ła­wek, a pło­mie­nie rzu­cały nie­sa­mo­wite cie­nie na skle­pione ściany. Przy oł­ta­rzu le­żała Ada, uło­żona jak Je­zus na krzyżu, z rę­kami wy­pro­sto­wa­nymi po bo­kach i złą­czo­nymi no­gami. Ofiarna śmierć za grze­chy ludz­ko­ści. Drut kol­cza­sty wpi­jał się w cienką skórę szyi. Krew, która są­czyła się na pod­łogę i utwo­rzyła ka­łużę wo­kół ofiary, jesz­cze nie skrze­pła i na­dal była ja­skra­wo­czer­wona. Oczy po­zo­sta­wały sze­roko otwarte i pa­trzyły nie­wi­dzą­cym wzro­kiem na okno ko­ścioła z ko­lo­ro­wymi wi­tra­żami. Wi­dok był nie­zwy­kle dra­ma­tyczny, a po­li­cjantka za­sta­na­wiała się, czy sprawca tak to za­pla­no­wał, czy też był to przy­pa­dek.

Gi­sela zro­biła zdję­cie te­le­fo­nem. Z po­wodu mroku ob­raz był roz­ma­zany, ale głów­nie cho­dziło jej o utrwa­le­nie at­mos­fery i pierw­szego wra­że­nia. Wy­raźne, wy­so­kiej ja­ko­ści zdję­cia miał wy­ko­nać póź­niej fo­to­graf me­dy­cyny są­do­wej.

Drżą­cym gło­sem Li­nus wy­ja­śnił, co się stało. Na­stęp­nie Gi­sela ode­słała go do domu po­mimo jego sprze­ciwu.

– Dziś wie­czo­rem już się do ni­czego nie przy­dasz. Poza tym mu­sisz za­brać stąd swoją ro­dzinę – po­wie­działa.

Gdy tylko wspo­mniała o ro­dzi­nie, prze­stał pro­te­sto­wać.

Wo­kół ko­ścioła ze­brał się tłum cie­kaw­skich. Ci, któ­rzy przy­szli zo­ba­czyć pro­ce­sję Świę­tej Łu­cji, do­pili już kawę i w dro­dze do sa­mo­cho­dów od­kryli, że coś dzieje się przed świą­ty­nią. Gi­sela mu­siała krzyk­nąć na ga­piów, żeby się ro­ze­szli. Na­ka­zała im wró­cić na ple­ba­nię i za­cze­kać, aż po­roz­ma­wia z nimi je­den z umun­du­ro­wa­nych po­li­cjan­tów zbie­ra­jący ze­zna­nia świad­ków. Wkrótce po­ja­wili się też dzien­ni­ka­rze. Przez całą noc krą­żyli wo­kół gro­bów na cmen­ta­rzu ni­czym zbłą­kane du­sze. To była długa noc, w którą nie udało im się zdo­być wię­cej in­for­ma­cji niż te prze­ka­zane im już przez Li­nusa. Z nie­któ­rymi świad­kami nie­wielki ze­spół do­cho­dze­niowy Gi­seli miał po­roz­ma­wiać po­now­nie w ciągu dnia.

Po raz ko­lejny za­bójca za­bił swoją ofiarę w miej­scu pu­blicz­nym, co skom­pli­ko­wało śledz­two. Sprawcy po­now­nie udało się ukryć i uciec, nie zo­sta­wia­jąc żad­nych śla­dów. Za­nim do­staną ra­port z sek­cji zwłok, miało mi­nąć tro­chę czasu, ale Gi­sela była prze­ko­nana, że ko­ro­ner doj­dzie do tego sa­mego wnio­sku co ona. Ada Karl­ström zmarła w wy­niku udu­sze­nia. Nie było wi­dać in­nych ob­ra­żeń na jej ciele.

Cho­ciaż tym ra­zem spo­sób po­zba­wie­nia ży­cia ofiary był inny, in­spek­torka ani przez chwilę nie wąt­piła, że za wszyst­kimi mor­der­stwami stoi ta sama osoba. W te­atral­nej sce­nie mor­der­stwa i spo­so­bie, w jaki za­bójca uło­żył ciało przy oł­ta­rzu, było coś, co przy­po­mi­nało mor­der­stwa w Tu­li­sa­ari.

Na­leży za­trzy­mać za­bójcę.

TU­ULA

Tu­ula za­pu­kała lekko do ga­bi­netu Li­nusa, po czym, nie cze­ka­jąc na od­po­wiedź, pchnęła drzwi i prze­kro­czyła próg. Po­li­cjant sie­dział po­chy­lony nad biur­kiem z głową opartą na dło­niach. Kiedy zo­rien­to­wał się, że we­szła, spoj­rzał na nią czer­wo­nymi oczami. Wy­glą­dał, jakby nie spał przez całą noc.

– Wszy­scy już są – po­wie­działa Tu­ula. – Gi­sela chce, że­by­śmy przy­szli do jej biura.

Męż­czy­zna wstał z krze­sła dużo mniej ener­gicz­nie niż zwy­kle i przy­gnę­biony ru­szył za nią ko­ry­ta­rzem. Freddy za­jął już miej­sce dla go­ści, więc Tu­ula mu­siała przy­nieść z po­koju so­cjal­nego dwa pla­sti­kowe krze­sła dla sie­bie i Li­nusa. Były nie­wy­godne i skrzy­piały przy każ­dym ru­chu. Po­li­cjantka wy­pró­bo­wała kilka po­zy­cji, za­nim zna­la­zła tę, która była dla niej do za­ak­cep­to­wa­nia.

Kiedy wszy­scy w końcu usie­dli, Gi­sela roz­po­częła spo­tka­nie:

– Na pewno wie­cie, że do­szło do ko­lej­nego mor­der­stwa. – Spoj­rzała na Li­nusa, jakby chciała go po­pro­sić o opis prze­biegu wy­da­rzeń, ale po szyb­kiej oce­nie jego ża­ło­snego wy­glądu po­sta­no­wiła zro­bić to sama. – Po wczo­raj­szym przed­sta­wie­niu z oka­zji dnia Świę­tej Łu­cji w ko­ściele w Kråklunda Li­nus zna­lazł przy oł­ta­rzu mar­twą Adę Karl­ström. Przy­czyną śmierci praw­do­po­dob­nie było udu­sze­nie, ale mu­simy po­cze­kać na osta­teczną ocenę ko­ro­nera.

– Czy ofiara była sama w ko­ściele, kiedy to się stało? – za­py­tała Tu­ula.

– Ra­czej tak. Wszy­scy po­szli na ple­ba­nię na po­czę­stu­nek. Nie można jed­nak wy­klu­czyć, że ktoś zo­stał z Adą, choć nikt się do tego nie przy­znał. Na­dal trwają prze­słu­cha­nia osób, które po­ja­wiły się na przed­sta­wie­niu. Li­nus wró­cił szu­kać Ady. Było to chwilę po dzie­więt­na­stej. Ko­bieta była sama nie dłu­żej niż kwa­drans.

– Czy mo­żemy za­kła­dać, że sprawca był w ko­ściele i oglą­dał pro­ce­sję? A może za­cze­kał na ze­wnątrz, aż wszy­scy pójdą na ple­ba­nię? – do­cie­kała Tu­ula.

– To do­bre py­ta­nie, na które nie­stety nie mamy od­po­wie­dzi – stwier­dziła Gi­sela. – Kiedy Li­nus szedł do ko­ścioła, usły­szał krzyk. Po chwili zo­stał po­wa­lony na zie­mię przez osobę ubraną na czarno, która znik­nęła w ciem­no­ści.

– Gdy­bym tylko przy­był kilka mi­nut wcze­śniej, mógł­bym temu wszyst­kiemu za­po­biec – wes­tchnął męż­czy­zna. – Gdy­bym tylko nie za­trzy­mał się, żeby po­roz­ma­wiać z pa­sto­rem.

– Uża­la­nie się nad sobą nie ma żad­nego sensu. W ten spo­sób do ni­czego nie doj­dziemy – stwier­dziła szorstko Gi­sela.

Li­nus skrzy­wił się, jakby go szturch­nęła. Po­li­cjantka kon­ty­nu­owała na­ganę:

– Je­śli nie je­steś w sta­nie znieść pre­sji zwią­za­nej z po­waż­nymi prze­stęp­stwami, naj­le­piej po­wiedz od razu, że­bym mo­gła zna­leźć za­stęp­stwo. Nie mamy czasu do stra­ce­nia. W ciągu ostat­nich dwóch ty­go­dni pięć osób stra­ciło ży­cie. Mu­simy zła­pać za­bójcę, za­nim zgi­nie ko­lejny czło­wiek.

– Ro­zu­miem – oznaj­mił Li­nus, pro­stu­jąc się.

Tu­ula nie­mal wi­działa, jak do­ko­nuje ad­ap­ta­cji men­tal­nej. Po­tem na jego twa­rzy po­ja­wił się dziwny wy­raz, jakby do­znał na­głego oświe­ce­nia.

– Ada po­wie­działa mi coś przed wy­stę­pem. Chciała, że­by­śmy póź­niej za­mie­nili kilka słów. Twier­dziła, że ma coś waż­nego do prze­ka­za­nia.

– Po­sia­dała in­for­ma­cje zwią­zane ze śledz­twem? – za­py­tała Tu­ula.

– Nie po­wie­działa tego wprost. Jed­nak bio­rąc pod uwagę to, co się stało, jest to bar­dzo praw­do­po­dobne.

Gi­sela ude­rzyła pię­ścią w biurko tak mocno, że cała trójka pod­sko­czyła. Na­wet Freddy, który przez całe spo­tka­nie sie­dział ci­cho i no­to­wał w no­te­sie.

– Cho­lera ja­sna! Za­bójca przez cały czas jest o krok przed nami. Tu­ula, idź jesz­cze raz po­roz­ma­wiać z pa­sto­rem. Pew­nie bar­dzo do­brze znał ofiarę. Choć miała do­piero dwa­dzie­ścia dzie­więć lat, od kilku lat pro­wa­dziła chór i nie­mal co­dzien­nie przy­cho­dziła do ko­ścioła. Freddy i Li­nus, daję wam cały dzień na po­nowne przej­rze­nie ca­łego ma­te­riału. Coś musi łą­czyć ofiary. Ja przez więk­szą część dnia będę uczest­ni­czyła w spo­tka­niu kry­zy­so­wym z górą. Jak się za­pewne do­my­śla­cie, nasi prze­ło­żeni nie są za­do­wo­leni z wy­ni­ków śledz­twa.

Kiedy wsta­wali, krze­sła za­zgrzy­tały o pod­łogę. Freddy pod­niósł się z miej­sca, ale od razu znów usiadł.

– Dla­czego za­kła­damy, że te­raz sprawca jest ten sam co w Tu­li­sa­ari i Stun­dars? – za­py­tał. – O ile nam wia­domo, Karl­ström nie zo­stała otruta. Czy coś wiąże ją z po­zo­sta­łymi ofia­rami?

Spoj­rzał wy­cze­ku­jąco na Gi­selę, ta z po­czątku nie wy­da­wała się chętna do od­po­wie­dzi na to py­ta­nie. Po chwili jed­nak jej wy­raz twa­rzy zła­god­niał. Gdy się ode­zwała, ko­smyk si­wych wło­sów, który wy­padł z koka, za­ko­ły­sał się przed jej oczami.

– Góra praw­do­po­dob­nie bę­dzie chciała wie­dzieć to samo, ale nie mam na to sen­sow­nego wy­tłu­ma­cze­nia. Po pro­stu prze­czu­cie mówi mi, że we wszyst­kich przy­pad­kach jest to ten sam sprawca.

Spoj­rzała na ze­ga­rek na nad­garstku.

– Freddy, ty i Li­nus ma­cie do­kład­nie dwie go­dziny na zna­le­zie­nie po­wią­za­nia mię­dzy ofia­rami, że­bym nie mu­siała ga­dać o do­my­słach i prze­czu­ciach pod­czas spo­tka­nia z re­gio­nal­nym ko­men­dan­tem po­li­cji.

Kiedy ża­den z nich się nie po­ru­szył, Gi­sela do­dała:

– Słu­chaj­cie, czas ucieka. Naj­le­piej od razu za­bierz­cie się do pracy.

Tu­ula wy­szła pierw­sza, za­do­wo­lona, że tym ra­zem od razu zo­stała za­an­ga­żo­wana w dzia­ła­nia. Niech dupki ze Ski­dho­tel­let sie­dzą so­bie w apar­ta­men­cie w La­po­nii. Ona ma lep­sze rze­czy do ro­boty. Trzeba zła­pać se­ryj­nego mor­dercę.

GI­SELA

Za­raz po spo­tka­niu Li­nus i Freddy za­mknęli się w sali kon­fe­ren­cyj­nej z ca­łym ma­te­ria­łem śled­czym, jaki ze­brano na te­mat mor­derstw w Tu­li­sa­ari i Stun­dars. Kiedy dwie go­dziny póź­niej Gi­sela zaj­rzała przez ma­towe okno, obaj wciąż w sku­pie­niu prze­glą­dali do­ku­men­ta­cję. Freddy pił kawę ze swo­jego ter­mosu, a Li­nus ohydny zie­lony kok­tajl, żeby pod­trzy­mać po­ziom ener­gii. Obaj z prze­ra­że­niem pod­nie­śli wzrok, gdy trza­snęła drzwiami.

– Cześć – po­wie­dział Li­nus, kiedy zo­ba­czył przy­gnę­bioną minę in­spek­torki. – Może chcesz smo­othie ze szpi­na­kiem, awo­kado i ana­na­sem, żeby się tro­chę oży­wić?

Bio­rąc pod uwagę, że bę­dzie mu­siała znieść kry­tykę ze strony ko­men­danta re­gio­nal­nego, który za­żąda od niej po­stę­pów w śledz­twie, w pierw­szej chwili była go­towa przy­jąć ofertę Li­nusa, ale po­tem po­sta­no­wiła nie ry­zy­ko­wać i na­lała so­bie ku­bek kawy z ter­mosu Freddy’ego.

– Jak idzie? Zna­leź­li­ście coś no­wego? – chciała wie­dzieć.

Mało bra­ko­wało, a do­da­łaby „pro­szę, po­wiedz­cie, że tak”, ale za­cho­wała te słowa dla sie­bie.

Usia­dła na krze­śle, które wy­su­nął dla niej Li­nus, i oparła łok­cie na stole. Ze znu­że­niem przej­rzała zdję­cia z miej­sca zbrodni, ale nie za­uwa­żyła ni­czego, czego nie wi­działa wcze­śniej.

– Freddy, co ro­bi­łeś przez cały ra­nek?

– Pró­buję do­wie­dzieć się wię­cej na te­mat znik­nię­cia Pa­trika Nils­sona. Na ra­zie wiem tylko tyle, że stało się to w trak­cie ze­szło­rocz­nych świąt Bo­żego Na­ro­dze­nia, na wy­jeź­dzie na narty do au­striac­kich Alp. Uważa się, że zgi­nął pod la­winą. Po­grze­bię w tym jesz­cze. Umó­wi­łem się na ju­tro na roz­mowę te­le­fo­niczną z do­wódcą służb ra­tow­ni­czych w Ischgl. To on kie­ro­wał ak­cją ra­tow­ni­czą po wy­padku.

– Bar­dzo do­brze. A ty, Li­nu­sie, wpa­dłeś na coś?

Męż­czy­zna za­my­ślił się na chwilę.

– To może brzmieć dziw­nie, ale jest jedna rzecz, która wy­daje się łą­czyć wszyst­kie ofiary.

– Co? – za­cie­ka­wiła się Gi­sela.

– Wy­gląda na to, że wszy­scy byli dość sa­motni. Przy­ja­ciele i zna­jomi, z któ­rymi roz­ma­wia­li­śmy, nie znali ich zbyt do­brze. Żadna z ofiar nie była też zbyt zżyta z ro­dziną. Albo ze względu na dzie­lącą ich od­le­głość, jak w przy­padku Tima Brauna, albo z po­wodu śmierci ro­dzi­ców, jak u Ady Karl­ström, czy z jesz­cze in­nych po­wo­dów.

In­spek­torka po­czuła ukłu­cie w klatce pier­sio­wej. Czuła się naj­bar­dziej sa­motną osobą na świe­cie. W ciągu kilku mie­sięcy po śmierci Mar­tina re­gu­lar­nie od­wie­dzali ją jego krewni i współ­pra­cow­nicy. Z bie­giem czasu wi­zyty sta­wały się co­raz bar­dziej spo­ra­dyczne, aż w końcu ustały cał­ko­wi­cie. Wina le­żała wy­łącz­nie po stro­nie Gi­seli. Nie za­dbała o to, by go­ście czuli się mile wi­dziani. Prze­ciw­nie. Prze­waż­nie sie­działa ci­cho i po­zwa­lała im mó­wić. Cze­kała, aż odejdą, żeby mo­gła zo­stać sama ze swoim smut­kiem. A te­raz już nikt nie przy­jeż­dżał. Gdyby nie koty i praca, w jej ży­ciu prak­tycz­nie nie by­łoby ni­kogo.

– A ty co o tym my­ślisz? – za­py­tała scep­tycz­nie Li­nusa. – Ulrika i Tim byli parą. Mat­tias był z Mo­nicą.

– Tak, ale poza oso­bami, o któ­rych wła­śnie wspo­mnia­łaś, ra­czej nie mieli ni­kogo bli­skiego. Czy­ta­jąc pro­to­koły prze­słu­chań, można od­nieść wra­że­nie, że byli sa­motni. Poza tym Mat­tias i Mo­nica dość nie­dawno zo­stali parą.

Gi­sela po­czuła nie­przy­jemny dreszcz.

– Czy ktoś mógłby ich za­bić tylko dla­tego, że byli sami? To tro­chę na­cią­gane.

Li­nus wzru­szył ra­mio­nami.

– Sa­mot­ność nie z wy­boru to co­raz po­wszech­niej­szy pro­blem, któ­rego wiele osób się wsty­dzi. We­dług Sy­lvii ofiary w Tu­li­sa­ari po­znały się dzięki apli­ka­cji dla osób po­szu­ku­ją­cych no­wych zna­jo­mo­ści. To cał­kiem lo­giczne po­wią­za­nie.

– Jaki to może się łą­czyć z mor­der­stwami? In­for­ma­tycy, któ­rzy spraw­dzili kom­pu­tery i te­le­fony ofiar, nie byli w sta­nie po­twier­dzić słów Sy­lvii. Poza tym nie wiemy, czy Ada i Mat­tias ko­rzy­stali z tej sa­mej apli­ka­cji – stwier­dziła Gi­sela, któ­rej wcale nie po­do­bał się po­mysł, że ktoś mógłby ode­brać ży­cie in­nej oso­bie z tak nie­do­rzecz­nego po­wodu jak sa­mot­ność.

– Nie wiem, jak to wszystko do sie­bie pa­suje – przy­znał Li­nus, stu­ka­jąc pió­rem w stół. – Ale to je­dyny wspólny mia­now­nik, jaki udało mi się zna­leźć. Być może nie jest to w ogóle istotne, ale my­ślę, że warto się temu przyj­rzeć. Na przy­kład Ko­ściół or­ga­ni­zuje spo­tka­nia dla osób po­szu­ku­ją­cych no­wych kon­tak­tów. To może być ko­lejne moż­liwe miej­sce po­zna­nia się. Ada po­przez chór włą­czała się w dzia­łal­ność Ko­ścioła.

– Do­bra – przy­znała w końcu in­spek­torka, cho­ciaż wcale nie była prze­ko­nana. – Mo­żesz zba­dać tę sprawę bli­żej. Ale nie zmar­nuj na to zbyt wiele czasu. Nic in­nego nie rzu­ciło wam się w oczy?

Gi­sela spoj­rzała z na­dzieją na Li­nusa, który po­trzą­snął głową.

– Poza Ti­mem Brau­nem dla wszyst­kich ofiar szwedzki był pierw­szym ję­zy­kiem. Ale nie jest to mocne po­łą­cze­nie – stwier­dził.

– No cóż, w Ska­nii rzu­cano ka­mie­niami w duń­skie sa­mo­chody – po­wie­działa po­woli. – Ale masz ra­cję. Nie ma te­raz sensu tra­cić czasu na przy­glą­da­nie się temu.

Od­sta­wiła pu­sty ku­bek po ka­wie i wy­szła z sali przy­gnę­biona.

Prze­cież nie może po­wie­dzieć prze­ło­żo­nym, że je­dyne tropy, ja­kie mają, to po­słu­gi­wa­nie się przez ofiary ję­zy­kiem szwedz­kim i brak bli­skich przy­ja­ciół.

TU­ULA

Kiedy Tu­ula za­par­ko­wała przed cmen­ta­rzem, ko­ściół na­dal oto­czony był kor­do­nem po­li­cji. Umó­wiła się z pa­sto­rem na spo­tka­nie na ple­ba­nii, gdzie w każ­dym oknie stały świece ad­wen­towe. Wy­trze­pała śnieg z bu­tów i po­wie­siła kurtkę w szatni.

Ksiądz cze­kał na nią w świe­tlicy, gdzie na sto­łach le­żały czer­wone ob­rusy, na środku po­koju znaj­do­wała się cho­inka. Pa­stor był przy­stoj­nym męż­czy­zną z bujną brodą i oku­la­rami w okrą­głych opraw­kach. Si­wi­zna na skro­niach do­da­wała mu uroku.

– Pro­szę usiąść. Si­gne za­raz przy­nie­sie kawę – po­wie­dział, wska­zu­jąc fo­tel tak stary, że znów stał się modny.

Tu­ula za­jęła miej­sce, a wkrótce przy­szła star­sza ko­bieta ubrana w zie­lony strój lu­dowy i szal w kwiaty.

– Dziś jest próba chóru se­nio­rów – wy­ja­śnił pa­stor. – Roz­wa­ża­li­śmy od­wo­ła­nie kon­certu z po­wodu tego, co wy­da­rzyło się wczo­raj. Do­sze­dłem jed­nak do wnio­sku, że Ada wo­la­łaby, żeby chór śpie­wał jak zwy­kle, mimo że obec­nie nie ma prze­wod­niczki. Ko­ściół po­zo­staje za­mknięty, więc dzi­siaj mamy próbę tu­taj, w sali pa­ra­fial­nej.

Spoj­rzał na ze­gar.

– Mamy nieco po­nad pół go­dziny. Czy to wy­star­czy?

– Na pewno – stwier­dziła po­li­cjantka, uno­sząc fi­li­żankę, aby Si­gne mo­gła ją na­peł­nić.

– Za­śpie­wamy wszyst­kie ulu­bione utwory Ady, aby uczcić jej pa­mięć. To straszne, co jej się przy­da­rzyło. Była bar­dzo miłą osobą, doj­rzałą du­szą w ciele mło­dej ko­biety – po­wie­działa Si­gne. – Może chce pani zo­stać i po­słu­chać? Cał­kiem nie­źle nam idzie.

– By­łoby wspa­niale. Ale mam dzi­siaj dużo pracy.

– Tak, oczy­wi­ście, że tak. Nie­mą­dra je­stem.

Przed wyj­ściem do kuchni Si­gne po­sta­wiła ta­lerz z cia­stecz­kami. Po­li­cjantka wła­ści­wie nie ja­dła śnia­da­nia. Han­nele za­rzą­dziła, że będą po­ścić dwa dni w ty­go­dniu. Tu­ula wzięła po jed­nym cia­steczku z każ­dego ro­dzaju, łącz­nie pięć sztuk.

– Ro­zu­miem, że chce pani po­roz­ma­wiać o Adzie – ode­zwał się ksiądz. – Jak stwier­dziła Si­gne, była osobą bar­dzo de­li­katną i lu­bianą. Można po­wie­dzieć, że była wy­jąt­kowa. Wręcz nad­wraż­liwa. To zro­zu­miałe, bio­rąc pod uwagę to, przez co prze­szła.

Po­li­cjantka na­tych­miast nad­sta­wiła uszu.

– Co się stało? – za­py­tała, po­chy­la­jąc się do przodu.

– Kiedy była mała, jej ro­dzice zgi­nęli w wy­padku. Za­ła­mał się pod nimi lód i uto­nęli. Ada to wi­działa. Po­tem wy­cho­wy­wała ją bab­cia.

Pa­stor prze­rwał, aby na­pić się kawy. Oku­lary po­now­nie za­pa­ro­wały, gdy pod­niósł fi­li­żankę do ust, ale para szybko znik­nęła, gdy od­sta­wił na­czy­nie z po­wro­tem na spodek.

– Bab­cia Ady była dość ory­gi­nalną ko­bietą. Opo­wia­dała wnuczce różne hi­sto­rie o el­fach, go­bli­nach i in­nych isto­tach nad­przy­ro­dzo­nych. Kiedy zmarła nieco po­nad rok temu, Ada zro­biła się jesz­cze mniej zrów­no­wa­żona.

– To zna­czy? – do­cie­kała Tu­ula, marsz­cząc brwi.

– To, co wcze­śniej było je­dy­nie nie­szko­dli­wym dzi­wac­twem, co­raz czę­ściej rzą­dziło jej ży­ciem. Uwie­rzyła, że jedna z po­staci z fiń­skich po­dań lu­do­wych przyj­dzie ją uka­rać.

– Uka­rać? Za co?

Du­chowny roz­ło­żył ręce.

– Nie mam po­ję­cia. Może cho­dziło o to, że po­zwo­liła babci umrzeć, mimo że tak na­prawdę to nie była jej wina. Ko­bieta miała udar. Nie­raz zda­rza się, że w cza­sie ża­łoby lu­dzie ob­wi­niają się o śmierć bli­skiej osoby. Nie wy­obra­żam so­bie, żeby Ada kie­dy­kol­wiek w swoim ży­ciu ko­goś skrzyw­dziła.

Znów po­ło­żył dło­nie na ko­la­nach.

– Czy w ciągu ostat­nich kilku dni za­re­je­stro­wał tu pa­stor coś nie­zwy­kłego? Nie­ty­powy ruch przy ko­ściele, krę­cący się w po­bliżu nie­zna­jomi i tak da­lej?

– Nie przy­po­mi­nam so­bie. Jed­nak o tej po­rze roku wiele osób ko­rzy­sta z oka­zji, aby od­wie­dzić groby swo­ich bli­skich, dla­tego w grud­niu na cmen­ta­rzu za­wsze jest mnó­stwo lu­dzi.

Tu­ula ski­nęła głową. Za­uwa­żyła, że wiele gro­bów miało świeże de­ko­ra­cje i za­py­tała:

– Czy Ada wspo­mniała kie­dyś o Ti­mie Brau­nie, Ulrice Lund­stedt, Mir­jam Ha­lo­nen lub Mat­tia­sie Öbergu?

– Czy to nie są ofiary mor­derstw z Tu­li­sa­ari i Stun­dars? Uwa­ża­cie, że to ta sama osoba, która za­biła Adę?

Pa­stor zro­bił się blady na twa­rzy.

– Nie je­ste­śmy tego pewni – od­po­wie­działa uspo­ka­ja­jąco. – Ale mu­simy zba­dać wszyst­kie moż­li­wo­ści.

– Nie, ni­gdy ze mną o nich nie roz­ma­wiała. – Za­wa­hał się przez se­kundę. – Ale przez ostat­nie dwa ty­go­dnie wy­da­wała się bar­dziej zde­ner­wo­wana niż zwy­kle. Któ­re­goś dnia przy­ła­pa­łem ją, jak pro­siła ko­ścielny lu­dek o prze­ba­cze­nie.

– Ko­ścielny lu­dek? – spy­tała po­li­cjantka ze zdzi­wie­niem.

Pa­stor mach­nął lek­ce­wa­żąco ręką.

– Ist­nieje le­genda, we­dle któ­rej w ja­ski­niach pod ko­ścio­łem żyją małe pod­ziemne stwo­rze­nia. Praw­do­po­dob­nie nie ma to żad­nego związku ze śledz­twem. Ale to mówi coś o sta­nie umy­słu, w ja­kim znaj­do­wała się Ada, kiedy ją za­mor­do­wano.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki