Wszyscy jesteśmy martwi. Część trzecia - Sara Önnebo - ebook + audiobook

Wszyscy jesteśmy martwi. Część trzecia ebook i audiobook

Sara Önnebo

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

31 osób interesuje się tą książką

Opis

W Ostrobotni panuje zima, a z nieba sypie gęsty śnieg. Mimo niesprzyjającej aury policjanci Gisela Forsell i Linus Mikkola kontynuują polowanie na zabójcę, który wciąż pozostaje nieuchwytny. Pomagają im w tym funkcjonariusze Freddy Lärka i Tuula Niemi. Nowe morderstwo jeszcze bardziej komplikuje dochodzenie, a Gisela obawia się, że kolejne osoby mogą znaleźć się w niebezpieczeństwie.

To trzecia część czterotomowej serii pt. „Krwawe Święta” opowiadającej o tym tajemniczym i trudnym do rozwikłania śledztwie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 112

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 2 godz. 57 min

Lektor: Bartosz Głogowski
Oceny
4,2 (218 ocen)
102
67
43
3
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
EwaLindner

Dobrze spędzony czas

Dalej mam niedosyt i rozciąganie fabuły mnie frustruje
10
semido_2

Nie oderwiesz się od lektury

W tej części historia zyskuje na intensywności. Relacje między postaciami stają się bardziej złożone, a tajemnice zaczynają wychodzić na jaw. Mroczne sekrety z przeszłości bohaterów splatają się z bieżącymi wydarzeniami, a zagadka kryminalna zbliża się do rozwiązania. Czytelnik zostaje zaskoczony nowymi odkryciami, a napięcie rośnie.
10
Janicka_Marta

Nie oderwiesz się od lektury

Premiera ostatniego tomu 18 grudnia, czekam z niecierpliwością :)
10
annakostro

Nie oderwiesz się od lektury

Atmosfera się zagęszcza, coraz więcej tropów, kilka nowych śladów, by można było obstawiać kto jest winowajcą. Idę szybko po część czwartą.
00
PatrycjaSkrzypczak

Nie oderwiesz się od lektury

Fantastyczna książka
00



Ty­tuł ory­gi­nału: Det li­der mot jul 3

Prze­kład z ję­zyka szwedz­kiego: Alek­san­dra Bro­żek-Sala

Co­py­ri­ght © Sara Ön­nebo, 2024

This edi­tion: © Word Au­dio Pu­bli­shing In­ter­na­tio­nal/Gyl­den­dal A/S, Co­pen­ha­gen 2024

Pro­jekt gra­ficzny okładki: Da­niel Na­tka­niec

Re­dak­cja: Mag­da­lena Mie­rze­jew­ska

Ko­rekta: Anna No­wak

ISBN 978-91-8076-271-7

Kon­wer­sja i pro­duk­cja e-bo­oka: www.mo­ni­ka­imar­cin.com

Wszel­kie po­do­bień­stwo do osób i zda­rzeń jest przy­pad­kowe.

Word Au­dio Pu­bli­shing In­ter­na­tio­nal/Gyl­den­dal A/S

Kla­re­bo­derne 3 | DK-1115 Co­pen­ha­gen K

www.gyl­den­dal.dk

www.wor­dau­dio.se

Wto­rek, 13 grud­nia 2022 roku

GI­SELA

Kiedy w dzień Świę­tej Łu­cji Gi­sela we­szła do ko­mi­sa­riatu po­li­cji o ósmej rano, po­wi­tały ją słod­kie za­pa­chy grza­nego wina i pier­ni­ków. Po­dą­ża­jąc za aro­ma­tem, po­ja­wiła się w po­koju so­cjal­nym, gdzie w te­le­wi­zji po­ka­zy­wano kro­czący przez Hel­sinki po­chód Świę­tej Łu­cji. Kilku po­li­cjan­tów sie­działo już przed te­le­wi­zo­rem z pi­ciem i sło­dy­czami. In­spek­torka na­lała so­bie grza­nego wina do mi­nia­tu­ro­wej szkla­neczki i się­gnęła po garść pier­ni­ko­wych cia­ste­czek. Po chwili za­uwa­żyła Li­nusa sto­ją­cego w ką­cie i obie­ra­ją­cego man­da­rynkę.

– Cześć – po­wie­działa. – Zu­peł­nie za­po­mnia­łam, że dziś Świę­tej Łu­cji. Wie­czo­rem mo­żemy spo­dzie­wać się burd na uli­cach. Lu­dzie mają zwy­czaj się upi­jać w tę naj­dłuż­szą noc w roku.

– Naj­dłuż­sza noc tak na­prawdę nie przy­pada trzy­na­stego grud­nia, ale dwu­dzie­stego pierw­szego – wtrą­cił Freddy, który w mię­dzy­cza­sie wszedł do po­miesz­cze­nia. – Świę­tu­jemy jed­nak trzy­na­stego grud­nia, po­nie­waż w śre­dnio­wie­czu, kiedy lu­dzie po­słu­gi­wali się ka­len­da­rzem ju­liań­skim, prze­si­le­nie zi­mowe przy­pa­dało mniej wię­cej w tym cza­sie.

– Dzięki, że wy­ja­śni­łeś nam to błędne prze­ko­na­nie, Freddy – skwi­to­wała sar­ka­stycz­nie Gi­sela, wpy­cha­jąc do ust cały pier­nik.

– Cie­szę się, że cho­ciaż raz nie będę mu­siał w ten wie­czór pa­tro­lo­wać mia­sta – oznaj­mił Li­nus.

– My też – stwier­dziła in­spek­torka z peł­nymi ustami. – Do­brze, że zo­sta­jesz z nami na dłu­żej. A skoro już o tym mowa, czas za­brać się za pracę. Je­śli chcemy przed świę­tami roz­wią­zać sprawę mor­derstw, nie mo­żemy tu stać i pić grzańca przez cały ra­nek.

Opróż­niła ma­leńką szklankę jed­nym hau­stem i wy­szła z po­miesz­cze­nia, a tuż za nią po­dą­żyli Li­nus i Freddy. Na ile znała Tu­ulę, ta sie­działa już przy kom­pu­te­rze i czy­tała o wszyst­kich fak­tach, które udało im się usta­lić w obu przy­pad­kach.

GA­BRIEL

Wspa­niale było znów obu­dzić się obok Riiny. Po­mię­dzy nimi le­żała Nelli, po­dob­nie jak za daw­nych cza­sów, kiedy byli jesz­cze ro­dziną. Za­nim Ga­briel wszystko ze­psuł swoim sko­kiem w bok. Le­żał jesz­cze chwilę, cie­sząc się cie­płem. Ostat­nia randka z Riiną oka­zała się ide­alna, mimo że Ni­cole po­ja­wiła się nie­za­po­wie­dziana w jego pracy i pra­wie wszystko ze­psuła. Męż­czy­zna na­prawdę miał już dość jej zrzę­dze­nia. Je­śli nie prze­sta­nie, bę­dzie mu­siał coś z nią zro­bić. Na szczę­ście udało mu się ją zbyć, miał na­dzieję, że na do­bre. Po nie­zręcz­nej roz­mo­wie z Ni­cole w ba­rze klubu mo­to­cy­klo­wego spo­tkał się z Riiną we fran­cu­skim bi­strze. Od tam­tej chwili wie­czór ro­bił się co­raz przy­jem­niej­szy. Po raz pierw­szy od roz­sta­nia ko­bieta była skłonna roz­ma­wiać o ewen­tu­al­nym po­wro­cie. Przy lampce szam­pana i tu­zi­nie ostryg Ga­briel de­li­kat­nie po­ru­szył ten te­mat. Ku jego wiel­kiej ra­do­ści Riina zgo­dziła się, że dla Nelli by­łoby le­piej, gdyby do sie­bie wró­cili. Przy­znała na­wet, że cza­sami tę­skni za mę­żem. Tak nie­wiele bra­ko­wało, by Ga­briel od­zy­skał ro­dzinę. Tego wie­czora Evert chęt­nie zgo­dził się przy­pil­no­wać Nelli, szczę­śliwy, że jego córka i zięć znów ze sobą roz­ma­wiają. Po ko­la­cji, pod ko­niec któ­rej na­pili się szam­pana i zje­dli pyszny mus cze­ko­la­dowy, po­je­chali ra­zem do Everta, aby ode­brać dziew­czynkę. Po­tem cała trójka wró­ciła do miesz­ka­nia, które obec­nie zaj­mo­wał Ga­briel. Chciał, aby ta chwila trwała wiecz­nie. Nie­stety bu­dzik za­dzwo­nił już ja­kiś czas temu, a Nelli ni­gdy by im nie wy­ba­czyła, gdyby spóź­nili się na przed­szkolne ob­chody Świę­tej Łu­cji.

Wy­swo­bo­dził się z ra­mion Riiny i nóg Nelli, a po­tem prze­kradł do kuchni. Na­sta­wił kawę oraz przy­go­to­wał płatki śnia­da­niowe. Za­pa­lił świecę. Zna­lazł kli­ma­tyczną mu­zykę w te­le­fo­nie i pod­łą­czył go do gło­śni­ków przez Blu­eto­oth. Kiedy skoń­czył, na ko­ry­ta­rzu roz­le­gły się dzie­cięce kroki. Po chwili w kuchni po­ja­wiła się Nelli. Jej włosy były w nie­ła­dzie, a po­liczki czer­wone od spa­nia tak bli­sko niego.

– Cześć, ko­cha­nie – przy­wi­tał się, przy­tu­la­jąc córkę. – Go­towa na dzi­siej­szą uro­czy­stość?

Co roku na przed­szkol­nym placu za­baw or­ga­ni­zo­wano po­chód Świę­tej Łu­cji. Aby ro­dzice mo­gli po­ja­wić się na miej­scu przed pracą, za­pra­szano ich wy­jąt­kowo wcze­śnie. Dziew­czynka zmarsz­czyła czoło. Wy­glą­dała na zmar­twioną.

– Nie mam tu mo­jej su­kienki. Jest w domu mamy.

– Nie martw się. Mamy tu białą su­kienkę, którą mia­łaś na so­bie w ze­szłym roku. Po­winna na cie­bie pa­so­wać. Usiądź i zjedz śnia­da­nie, a ja spraw­dzę – po­wie­dział Ga­briel.

Kiedy kilka mi­nut póź­niej wró­cił do kuchni, Riina rów­nież sie­działa przy stole i po­pi­jała kawę ze swo­jego sta­rego kubka.

– Cześć – rzu­ciła. – Do­brze spa­łeś?

– Dawno nie spa­łem tak do­brze – przy­znał Ga­briel. – A ty?

Riina ziew­nęła i się prze­cią­gnęła.

– Jak księż­niczka – oznaj­miła.

Kiedy zje­dli i po­sprzą­tali po śnia­da­niu, po­mo­gli Nelli wło­żyć cie­płe ubra­nia, a na wierzch wci­snęli su­kienkę. Dziew­czynka wy­glą­dała te­raz jak pę­kata kieł­ba­ska, ale na ze­wnątrz było mi­nus dzie­sięć stopni i do­piero za kilka go­dzin miało wzejść słońce. Ga­briel mu­siał po­więk­szyć ko­ronę Łu­cji, aby zmie­ściła się pod nią czapka.

Po przy­jeź­dzie do przed­szkola prze­ka­zali Nelli jed­nej z pań, która za­brała ją do gro­madki pię­cio­lat­ków sto­ją­cych już w ko­lejce na krę­tej ścieżce, cze­ka­jąc, aż ro­dzice staną w kręgu i prze­staną roz­ma­wiać.

Kiedy szmer ucichł, jedna z opie­ku­nek za­częła śpie­wać, a dzieci wy­szły na plac za­baw. Przo­dem kro­czył chło­piec z krótko ob­cię­tymi wło­sami, ubrany w białą ko­szulę i ko­ronę Łu­cji. Za nim po­dą­żała mała dziew­czynka, po­ty­ka­jąc się o ma­te­riał zde­cy­do­wa­nie za dłu­giej su­kienki. Nelli była w środku, obok bał­wana. Dwóch pier­ni­ko­wych lu­dzi­ków wdało się w bójkę. Poza tym wy­stęp prze­bie­gał bez więk­szych in­cy­den­tów. Dzieci prze­brnęły przez cały re­per­tuar, na który skła­dały się ty­powe ko­lędy. Cała uro­czy­stość za­koń­czyła się tań­cem przy żyw­szym utwo­rze. Ma­lu­chy z ra­do­ścią przy­jęły brawa i okrzyki ro­dzi­ców.

– Wi­dzie­li­ście, jak tań­czy­łam? – za­py­tała ra­do­śnie Nelli.

– Świet­nie ci po­szło – wy­ra­ził swoje uzna­nie Ga­briel. – Szcze­gól­nie po­do­bał mi się ta­niec do Mru­gaj, mru­gaj, gwiazdko ma.

– Na­uczy­łam się tego na Tik­Toku – od­po­wie­działa z dumą.

Ga­briel i Riina jesz­cze raz po­chwa­lili córkę. Na­stęp­nie na­pili się bez­al­ko­ho­lo­wego grzańca i skosz­to­wali fan­ta­zyj­nych pier­ni­ków upie­czo­nych przez dzieci.

Na ze­wnątrz było jesz­cze ciemno i prze­ni­kli­wie zimno. Ga­briel za­ci­snął zęby, na­słu­chu­jąc dys­ku­sji na te­mat tego, czy przed­szkole po­winno usu­nąć wszyst­kie sa­mo­chody i lalki z po­koju za­baw, aby za­chę­cić do za­baw neu­tral­nych pod wzglę­dem płci. Za­nim grupa osią­gnęła kon­sen­sus, dy­rek­tor przed­szkola kla­snął w dło­nie. Na ko­niec ro­dzice przy­tu­lili swoje dzieci i udali się do pracy.

– Pod­wiozę cię – za­pro­po­no­wał Ga­briel Ri­nie.

– Nie trzeba. Bę­dziesz mu­siał nad­ro­bić drogi, a ja mam tu przy­sta­nek au­to­bu­sowy.

– To ża­den pro­blem. Chęt­nie cię pod­rzucę.

Kiedy wsie­dli do sa­mo­chodu, pod­krę­cił ogrze­wa­nie do mak­si­mum i za­cze­kał, aż po­zo­stali ro­dzice opusz­czą par­king, po czym wy­co­fał auto i ru­szył w stronę cen­trum mia­sta. Uwa­żał na swo­jego ja­gu­ara. We­dług sta­ty­styk do więk­szo­ści stłu­czek do­cho­dzi na par­kin­gach, gdy ze­stre­so­wani kie­rowcy pró­bują za­par­ko­wać lub wy­je­chać z zaj­mo­wa­nego miej­sca. Ga­briel nie chciał ry­zy­ko­wać, że jego cenny sa­mo­chód zo­sta­nie choćby za­dra­pany.

Je­chali w przy­jem­nej ci­szy, zna­jomą trasą pro­wa­dzącą z przed­szkola do firmy Riiny. Za sta­rych, do­brych cza­sów, gdy miesz­kali ra­zem, Ga­briel w ty­go­dniu czę­sto wo­ził żonę rano do pracy, tylko po to, by mo­gli po­być ra­zem kilka cen­nych mi­nut dłu­żej.

– Wiesz co? – ode­zwała się po chwili ko­bieta. – Pew­nie jesz­cze za wcze­śnie, żeby o to py­tać, ale Nelli ucie­szy­łaby się, gdy­byś spę­dził z nami Boże Na­ro­dze­nie. Bę­dziemy u taty.

Ga­briel po­czuł przy­jemne cie­pło roz­cho­dzące się po ca­łym ciele. Nie są­dził, że ten dzień może być jesz­cze lep­szy, i le­dwo mógł opa­no­wać silne emo­cje wy­wo­łane sło­wami żony.

– A ty byś się ucie­szyła? – za­py­tał ostroż­nie.

Riina uśmiech­nęła się swoim naj­pięk­niej­szym uśmie­chem i po­ca­ło­wała go w po­li­czek.

– Bar­dzo – za­pew­niła.

Męż­czy­zna od­wró­cił twarz, żeby Riina nie za­uwa­żyła, że ma łzy w oczach. Może na Boże Na­ro­dze­nie od­zy­ska ro­dzinę. Tylko na tym mu za­le­żało. Wtedy to, co wy­da­rzyło się w ze­szłym roku, sta­łoby się tylko okrop­nym wspo­mnie­niem.

O ile Ni­cole nie po­sta­nowi po­roz­ma­wiać z po­li­cją.

GI­SELA

Na ko­ry­ta­rzu Gi­sela spo­tkała jedną ze śled­czych współ­pra­cu­ją­cych z in­spek­to­rem Gun­na­rem Bra­skiem. Ta młoda ko­bieta, która zwró­ciła na sie­bie uwagę pod­czas po­przed­nich śledztw, przez dłuż­szy czas prze­by­wała na urlo­pie ma­cie­rzyń­skim. In­spek­torka na­wet nie wie­działa, że po­li­cjantka wró­ciła już do pracy. Praw­do­po­dob­nie kie­row­nic­two we­zwało każ­dego, kto kie­dy­kol­wiek miał do czy­nie­nia z mor­der­stwami, aby po­mógł im z ogromną ilo­ścią ro­boty. Ostat­nia se­ria mor­derstw wy­ma­gała gi­gan­tycz­nego wy­siłku i pracy du­żej liczby funk­cjo­na­riu­szy o róż­nych spe­cja­li­stycz­nych umie­jęt­no­ściach.

– Do­brze, że cię zła­pa­łam – ode­zwała się młoda ko­bieta. – Wła­śnie przy­szedł ra­port od tech­ni­ków.

Po­dała Gi­seli teczkę z pie­czątką Cen­tral­nej Po­li­cji Kry­mi­nal­nej.

Gi­sela po­dzię­ko­wała i po­spie­szyła do swo­jego ga­bi­netu. Usia­dła przy biurku i otwo­rzyła teczkę za­wie­ra­jącą mię­dzy in­nymi ana­lizy DNA z obu miejsc zbrodni, to jest z domu w Tu­li­sa­ari i targu Stun­dars. Ktoś mu­siał za­dbać o to, aby mor­der­stwo Mat­tiasa Öberga miało pierw­szeń­stwo w ko­lejce, a tech­nicy za­pewne pra­co­wali po go­dzi­nach, aby tak szybko uzy­skać wy­niki.

Gi­sela prze­czy­tała ra­port w sku­pie­niu. Po­tem ostroż­nie przej­rzała go jesz­cze raz oraz po­rów­nała z in­nymi do­wo­dami. Prze­szu­kała re­jestr po­li­cyjny.

Na­stęp­nie za­mknęła teczkę i wrzu­ciła ją do ko­sza z głu­chym ło­sko­tem.

Nie było w niej ani jed­nej wska­zówki, na czym po­winni skon­cen­tro­wać swoje po­szu­ki­wa­nia. W Stun­dars prze­by­wało zde­cy­do­wa­nie za wiele lu­dzi, żeby wy­cią­gnąć ja­kie­kol­wiek wnio­ski. W za­sa­dzie winna mo­gła być każda z około stu osób, które zna­la­zły się tam w cza­sie mor­der­stwa Mat­tiasa. Na­wet Mo­nica. Poza tym wielu od­wie­dza­ją­cych no­siło rę­ka­wiczki, po­nie­waż targ znaj­do­wał się na świe­żym po­wie­trzu. Na­to­miast w pierw­szym miej­scu zbrodni, oprócz śla­dów ofiar i wła­ści­cieli, na­tra­fiono na ślady około dwu­dzie­stu in­nych osób. Ża­den z nich nie pa­so­wał do DNA ani od­ci­sków pal­ców ze Stun­dars.

Roz­cza­ro­wana Gi­sela wy­jęła teczkę z ko­sza na śmieci i umie­ściła ją na sto­sie po­zo­sta­łych ma­te­ria­łów do­ty­czą­cych śledz­twa. Po­ło­żyła rękę na in­ter­ko­mie. Za­sta­no­wiła się chwilę, po czym za­dzwo­niła do Freddy’ego.

– Cześć, tu Gi­sela – po­wie­działa, gdy ode­brał. – To ty zna­la­złeś Pa­trika Nils­sona?

– Tak. Przez wiele lat z prze­rwami pra­co­wał i miesz­kał w Fin­lan­dii. Po­sia­dał za­równo fiń­ski, jak i szwedzki nu­mer ubez­pie­cze­nia spo­łecz­nego. We­dług fiń­skiego re­je­stru Pa­trik na­dal mieszka pod ad­re­sem Te­rva­tie dwa­dzie­ścia sześć. Zaj­rza­łem więc do szwedz­kiego re­je­stru lud­no­ści.

– Wiesz coś wię­cej na te­mat jego znik­nię­cia?

– Nie, ale mogę się do­wie­dzieć.

– Do­bra. Chcę mieć jak naj­szyb­ciej wszyst­kie in­for­ma­cje o ta­jem­ni­czym znik­nię­ciu Nils­sona – ob­wie­ściła Gi­sela i się roz­łą­czyła.

LI­NUS

Li­nus przy­był do ko­ścioła z La­ilą i bliź­nia­kami mi­nutę przed wy­zna­czoną go­dziną. Po­pro­wa­dził ich przed sobą wzdłuż nawy ko­ścioła aż do za­kry­stii, gdzie cze­kały już inne dzieci i od­po­wie­dzialna za chór Ada Karl­ström. Dziew­czyna ode­tchnęła z ulgą.

– Do­brze, że już je­ste­ście. Mar­twi­łam się, że nie przy­je­dzie­cie.

– Prze­pra­szamy za spóź­nie­nie. Trudno mi było wy­rwać się z pracy – oznaj­mił Li­nus.

Ada uśmiech­nęła się ner­wowo.

– Tak, to zro­zu­miale. Wia­domo już, kto stoi za mor­der­stwami?

– Ni­kogo jesz­cze nie zła­pano – rzu­cił krótko Li­nus, po­pra­wia­jąc spi­cza­stą czapkę Mal­tego.

Za­pa­lił świece w ko­ro­nie La­ili i lam­piony bliź­nia­ków. Po­mógł córce za­wią­zać czer­woną wstążkę wo­kół ta­lii. Znów po­pra­wił czapkę syna. Cof­nął się o krok i z dumą spoj­rzał na swoje po­cie­chy.

Dzieci usta­wiły się w ko­lej­no­ści, w ja­kiej będą wcho­dzić do ko­ścioła. Na po­czątku była Ada, po niej La­ila, a za nią młod­sze dzieci. Li­nus ży­czył im po­wo­dze­nia i ru­szył w kie­runku drzwi, aby usiąść i po­cze­kać na roz­po­czę­cie po­chodu Świę­tej Łu­cji. Gwar ro­bił się co­raz więk­szy, więc na­le­żało się po­spie­szyć, żeby za­jąć trzy do­bre miej­sca. Za­nim po­ło­żył rękę na klamce, Ada go za­trzy­mała. Ro­zej­rzała się ner­wowo.

– Zaj­mu­jesz się mor­der­stwami w Tu­li­sa­ari i Stun­dars? – szep­nęła.

– Nie­stety nie mogę z tobą o tym roz­ma­wiać. Poza tym je­ste­śmy tu po to, żeby słu­chać śpiewu dzieci. Chyba za­raz wy­cho­dzi­cie?

– Tak, ale jest coś, o czym chcę ci po­wie­dzieć.

– Zaj­miemy się tym póź­niej – uciął sta­now­czo Li­nus i pchnął drzwi od za­kry­stii.

Ko­ściół był pra­wie pełny. Mu­siał prze­ci­snąć się obok ca­łej ro­dziny, żeby do­stać się do trzech ostat­nich wol­nych miejsc z tyłu.

Jo­se­fin i Harri po­ja­wili się tuż przed tym, jak pa­stor zga­sił świa­tła i roz­legł się śpiew.

– My­śla­łem, że nie zdą­ży­cie – oznaj­mił ci­cho Li­nus i chwy­cił dłoń żony.

– Nie chcia­ła­bym tego prze­ga­pić za żadne skarby świata. To naj­cu­dow­niej­szy po­chód Świę­tej Łu­cji w Ostro­botni – od­szep­nęła.

Dzieci płyn­nie su­nęły przez ko­ściół. Ada pro­wa­dziła ko­ro­wód, śpie­wa­jąc czy­stym i pięk­nym gło­sem. Miała na so­bie białą su­kienkę i ko­ronę. Za nią szły dzieci. Były jesz­cze trzy inne Łu­cje, naj­młod­sza praw­do­po­dob­nie nie miała wię­cej niż trzy lata. Jej su­kienka była tak długa, że cią­gnęła się za nią po pod­ło­dze jak tren. W po­cho­dzie zna­la­zły się też cztery re­ni­fery, trzy pier­ni­kowe lu­dziki, a na­wet dziew­czynka prze­brana za Elsę z Kra­iny lodu. Bliź­niacy byli mi­ko­ła­jami i wy­glą­dali tak uro­czo, że Li­nus na­prawdę się wzru­szył. Ma­lu­chy usta­wiły się w rzę­dzie przed oł­ta­rzem, a Ada usia­dła przy pia­ni­nie. Mimo że Li­nus wi­dział ten wy­stęp kilka razy pod­czas prób, oczy za­szły mu łzami z dumy, gdy usły­szał, jak La­ila śpiewa swoje so­lówki. Od­ważne próby bliź­nia­ków śpie­wa­nia ko­lęd, mimo że le­dwo ro­zu­mieli tekst, wy­wo­łały jego uśmiech. Na­stęp­nie dzieci wy­szły z ko­ścioła przy owa­cji na sto­jąco i grom­kim aplau­zie.

– Ja­kie mamy zdolne dzieci – po­wie­działa Jo­se­fin, mocno ści­ska­jąc dłoń Li­nusa.

Drugą ręką wy­jęła z kie­szeni chu­s­teczkę, żeby wy­trzeć łzy. Na­stęp­nie po­dała ją mę­żowi. Na wi­downi pra­wie każdy miał mo­kre oczy.

Po pro­ce­sji Świę­tej Łu­cji pa­stor wy­gło­sił krót­kie ka­za­nie, w któ­rym stwier­dził, że każdy ma swoje wła­sne, nie­po­wta­rzalne świa­tło mo­gące się sze­rzyć w świe­cie. A po­tem przy­szedł czas na kawę w sali pa­ra­fial­nej.

Była to co­roczna tra­dy­cja obej­mu­jąca także tańce wo­kół cho­inki i wi­zytę Świę­tego Mi­ko­łaja, który roz­da­wał wszyst­kim dzie­ciom torby ze sło­dy­czami.

– Zaj­mij miej­sca, a ja przy­niosę nam kawę – stwier­dził Li­nus, wkła­da­jąc do sło­ika bank­not o no­mi­nale dzie­się­ciu euro.

Ką­tem oka do­strzegł, że Jo­se­fin siada obok ro­dzi­ców dziew­czynki w su­kience Elsy. Wszyst­kie dzieci, które uczest­ni­czyły w przed­sta­wie­niu, wraz z ro­dzeń­stwem znaj­do­wały się przy wła­snym stole i wci­skały w sie­bie tyle soku i cia­stek, ile chciały, bez an­ga­żo­wa­nia do­ro­słych.

– Gdzie jest Ada? – za­sta­na­wiała się Jo­se­fin, gdy Li­nus za­jął miej­sce obok niej. – Chcia­ła­bym jej po­dzię­ko­wać za do­bry wy­stęp. Nie jest ła­two prze­ko­nać Mal­tego i Maxa do za­ję­cia swo­jego miej­sca w rzę­dzie.

Na­gle Li­nus przy­po­mniał so­bie, że Ada chciała mu coś po­wie­dzieć. Wcze­śniej py­tała o śledz­two. Czy miała do prze­ka­za­nia in­for­ma­cje, które mo­głyby przy­dać się po­li­cji? Na­tych­miast wstał.

– Po­szu­kam jej. Bliź­niacy zo­sta­wili lam­piony w za­kry­stii, więc i tak mu­szę się wró­cić.

ADA

Ada Karl­ström za­mknęła z ło­sko­tem drzwi ko­ścioła po wyj­ściu ostat­niego go­ścia. Przed do­łą­cze­niem do osób w domu pa­ra­fial­nym mu­siała się prze­brać w nor­malne ubra­nia. Nie lu­biła prze­by­wać sama w ko­ściele po zmroku. Mi­go­czące pło­mie­nie świec rzu­cały na ściany prze­ra­ża­jące cie­nie. Czuła dresz­cze bie­gnące po krę­go­słu­pie. Na­gle roz­legł się do­no­śny huk, po czym wy­dało jej się, że wi­dzi szybki ruch w jed­nym z rzę­dów ła­wek. Serce mocno za­biło jej w piersi, ale w pierw­szej chwili nie od­wa­żyła się ru­szyć. Z tru­dem ła­pała od­dech. Kiedy nie za­uwa­żyła ko­lej­nego ru­chu, po­szła spraw­dzić, co było źró­dłem ha­łasu. Jej kroki od­bi­jały się echem w ci­szy. Ma­jąc wszyst­kie zmy­sły w peł­nej go­to­wo­ści, ostroż­nie otwo­rzyła drzwiczki pro­wa­dzące do jed­nej z ła­wek. Za­wiasy skrzyp­nęły prze­raź­li­wie. Ada le­d­wie od­wa­żyła się spoj­rzeć.

Kiedy zo­ba­czyła, co ją prze­stra­szyło, ro­ze­śmiała się. To był po pro­stu za­po­mniany śpiew­nik, który spadł ze swo­jego miej­sca i wy­lą­do­wał na pod­ło­dze. Ada po­chy­liła się, żeby go pod­nieść, a na­stęp­nie po­ło­żyła go przy po­zo­sta­łych na stole przy wej­ściu.

Silny po­dmuch wia­tru zga­sił jedną ze świec. Ko­bieta po raz ko­lejny po­czuła, jak całe jej ciało ogar­nia strach. W ci­chym i pu­stym ko­ściele za­wsze przy­po­mi­nała się Adzie hi­sto­ria o bez­kar­nym mor­dercy Pitkä Pie­nie, który po­wstał z mar­twych i pra­wie udu­sił młodą ko­bietę w ko­ściele w ciemną noc wi­gi­lijną, dawno temu.

We­dług le­gendy wszystko za­częło się wiele stu­leci temu, nie­długo po tym, jak w Fin­lan­dii po­ja­wiło się chrze­ści­jań­stwo. Czło­wiek znany póź­niej jako Pitkä Piena za­mknął w sau­nie trzy dzie­wice i spa­lił je żyw­cem. Po­nie­waż nikt nie przy­ła­pał go na tym wy­stępku, uznano, że był to nie­szczę­śliwy wy­pa­dek. Jed­nak wcze­snym ran­kiem w dzień Wszyst­kich Świę­tych Pitkä Piena zo­stał zna­le­ziony mar­twy przed swoim do­mem. Był nagi, cał­ko­wi­cie siny, jakby wy­ci­śnięto z niego ży­cie. Po­cho­wano go, ale na­stęp­nego dnia po po­grze­bie jego grób oka­zał się pu­sty, a pro­boszcz na­tknął się w bra­mie ko­ścioła na ciało zmar­łego za­wi­nięte w ca­łun. Po­cho­wano go po­now­nie, lecz za każ­dym ra­zem znaj­do­wano otwarty grób oraz zwłoki le­żące w tym sa­mym miej­scu. Osta­tecz­nie nikt nie od­wa­żył się go do­tknąć, a Pitkä Piena tkwił przy wej­ściu do ko­ścioła, do­póki jego ciało nie zgniło i uschło.

Wiele de­kad póź­niej, w Wi­gi­lię Bo­żego Na­ro­dze­nia Pitkä Piena za­ata­ko­wał słu­żącą, która jego zda­niem po­peł­niła zły uczy­nek. Za­ci­ska­jąc dło­nie na jej szyi, syk­nął:

– Wła­snymi rę­koma wy­du­szę z cie­bie ży­cie, a ty za­mar­z­niesz w mo­ich ra­mio­nach i przy­bie­rzesz kształt tak okropny jak mój.

Dziew­czyna mo­dliła się i bła­gała o ży­cie. Ni­czym świe­tliki po­ja­wiły się trzy mar­twe dziew­czyny, które Pitkä Piena za­mor­do­wał nie­gdyś z zimną krwią, ubrane w białe szaty i ze świe­cami w rę­kach. Zgo­dziły się wy­ba­czyć swemu oprawcy jego zbrod­nię i jed­no­gło­śnie ogło­siły uła­ska­wie­nie.

Kiedy ich głosy uci­chły, w ko­ściele zro­biło się zu­peł­nie ciemno.

Słu­żąca po­bie­gła na cmen­tarz.

W nocy roz­legł się straszny ryk, gdy Pitkä Piena wró­cił do swo­jego gro­bowca, który zo­stał po­now­nie za­mknięty.

Ada otrzą­snęła się z dys­kom­fortu. To tylko le­genda. Choć cza­sami późną nocą czuła na so­bie czyjś wzrok, mimo że prze­by­wała w ko­ściele sama. Nie­raz wy­obra­żała so­bie, że straszny Pitkä Piena wciąż czai się w ciem­no­ściach przed wej­ściem do świą­tyni. Te­raz miała to samo prze­czu­cie. Po­czuła ła­sko­ta­nie na karku, jakby ktoś ją ob­ser­wo­wał.

Na drżą­cych no­gach po­spie­szyła do za­kry­stii, aby się prze­brać. Jej palce drżały, gdy zdej­mo­wała ko­ronę Łu­cji i wie­szała ją na ha­czyku obok krze­sła pa­stora w bia­łym ko­lo­rze, sym­bo­li­zu­ją­cym ra­dość, czy­stość i Boże Na­ro­dze­nie. Za­nim zdą­żyła zdjąć su­kienkę, po­now­nie usły­szała ha­łas do­bie­ga­jący z wnę­trza ko­ścioła. Zu­peł­nie jakby ktoś za­trza­snął jedne z drzwi do za­mknię­tych rzę­dów ła­wek.

Ada we­szła z po­wro­tem do głów­nej nawy ko­ścioła, czu­jąc, jak szumi jej w uszach. Wszyst­kie świa­tła zga­sły, a drzwi były uchy­lone.

– Kto tam jest? – za­py­tała gło­sem, który zdra­dzał prze­ra­że­nie.

Ale żad­nej re­ak­cji. Te­raz w bu­dynku pa­no­wała nie­sa­mo­wita ci­sza.

Lo­do­waty po­dmuch wia­tru wpadł do nawy głów­nej przez otwarte drzwi. W nie­prze­nik­nio­nej ciem­no­ści nie było wi­dać, czy ktoś jest w środku. Jed­nak Ada wy­czu­wała obec­ność in­nej istoty.

Za­wo­łała po­now­nie, ale nikt jej nie od­po­wie­dział. Przez trzę­sące się dło­nie nie była w sta­nie za­pa­lić świec przy oł­ta­rzu. Zła­mała pierw­szą za­pałkę, po czym wy­cią­gnęła ko­lejną. Usi­ło­wała ją za­pa­lić, ale za­pałka upa­dła na pod­łogę. Serce wa­liło jej jak mło­tem i po­mimo zimna dło­nie miała spo­cone.

Wtedy usły­szała kroki. Zde­cy­do­wane, szyb­kie kroki na ka­mien­nej po­sadzce od­bi­ja­jące się echem w pu­stym ko­ściele. Nie dało się okre­ślić, z któ­rego miej­sca do­bie­gają.

Ada się od­wró­ciła.

Po­czuła coś ostrego na szyi.

Ciężki od­dech przy uchu.

Pe­łen nie­na­wi­ści głos szep­nął:

– Wy­ci­snę z cie­bie ży­cie.

Ada ze­sztyw­niała. To Pitkä Piena wró­cił, żeby ją uka­rać.

Pę­tla za­ci­skała się co­raz moc­niej. Wbi­jała się w skórę jak ostre kły. Ko­bieta pró­bo­wała chwy­cić ją, dra­pała pa­znok­ciami, aby roz­luź­nić ucisk, ale od­dy­cha­nie sta­wało się co­raz trud­niej­sze, po­woli za­czy­nało bra­ko­wać jej sił.

Ostat­nią rze­czą, jaką zo­ba­czyła Ada, był wielki księ­życ świe­cący na nią przez krótką chwilę, gdy chmury roz­pro­szyły się na czar­nym zi­mo­wym nie­bie za oknem ko­ścioła. Po­tem po­krywa chmur po­now­nie się za­mknęła i świa­tło zga­sło.

LI­NUS

Ple­ba­nię dzie­liło od ko­ścioła tylko kilka mi­nut spa­ce­rem, ale Li­nus i tak po­sta­no­wił wło­żyć kurtkę i czapkę z po­wodu prze­ni­kli­wego zimna. W szatni się za­trzy­mał, aby po­roz­ma­wiać z pa­sto­rem, który po­chwa­lił piękny śpiew La­ili.

– Córka na­prawdę ma aniel­ski głos – po­wie­dział, a Li­nus po­czuł, jak duma wzbiera mu w piersi.

Za­nim wy­szedł na mróz, za­py­tał pa­stora, czy wi­dział Adę.

– Nie, od czasu przed­sta­wie­nia jesz­cze jej nie spo­tka­łem. Na pewno przyj­dzie, kiedy sprząt­nie i się prze­bie­rze.

– Spraw­dzę, czy na­dal jest w ko­ściele – stwier­dził Li­nus. – I tak mu­szę po­szu­kać lam­pio­nów, o któ­rych za­po­mnieli Malte i Max.

– Ra­dzę cie­pło się ubrać. Na ze­wnątrz jest zimno – po­ra­dził pa­stor.

Z daszku zwi­sały duże so­ple lodu, błysz­czące w świe­tle pro­mien­ni­ków usta­wio­nych przed ple­ba­nią. Ich blask do­cie­rał na ko­ry­tarz, lecz i tak trudno było do­strzec, gdzie sta­wia się stopy. Wy­da­wało się, że lampy sto­jące za bramą ko­ścioła zga­sły. Ciem­ność ogar­nęła cmen­tarz. Na­wet z dru­giej strony ulicy pra­wie nie było wi­dać bu­dynku świą­tyni. Śnieg skrzy­piał pod sto­pami Li­nusa, co ozna­czało, że tem­pe­ra­tura na ze­wnątrz wy­nosi co naj­mniej mi­nus dzie­sięć stopni. Wło­żył ręce do kie­szeni, żeby nie zmar­zły mu palce. Nie mógł się do­cze­kać, aż znaj­dzie się w domu, gdzie cze­kała na niego cie­pła sauna.

Na­gle ci­szę prze­rwał krzyk. Stado ka­wek sie­dzą­cych na drze­wach przy ko­ściele wzle­ciało w niebo. Li­nus usły­szał trze­po­ta­nie skrzy­deł. Za­czął wbie­gać na schody, kiedy za­uwa­żył czy­jąś syl­wetkę, le­d­wie wi­doczną w ciem­no­ści. Ktoś pę­dził pro­sto na niego.

Za­nim zdą­żył za­re­ago­wać, po­stać po­wa­liła go na zie­mię. Śnieg za­mor­ty­zo­wał upa­dek, a po­li­cjant szybko się pod­niósł. Ale było już za późno. Osoba, która go za­ata­ko­wała, znik­nęła w mroku. Wa­hał się, czy wejść do ko­ścioła, żeby spraw­dzić, czy z Adą wszystko w po­rządku, czy go­nić nie­zna­jo­mego. Nie mo­gąc się zde­cy­do­wać, prze­biegł kil­ka­na­ście me­trów po głę­bo­kim śniegu, pró­bu­jąc coś do­strzec. Gdzie po­dział się na­past­nik? Ra­czej po­ru­szał się pie­szo. Li­nus nie sły­szał dźwięku uru­cha­mia­nego czy od­jeż­dża­ją­cego sa­mo­chodu.

Ze względu na lo­do­wate po­wie­trze trudno mu było od­dy­chać. Brał szyb­kie, płyt­kie wde­chy. Bły­ska­wicz­nie za­częło bra­ko­wać mu tchu.

– Po­li­cja! Zo­stań tam, gdzie je­steś – wy­sa­pał.

To nie miało sensu. Wi­dział tylko to, co było kilka me­trów przed nim. Gdyby księ­życ nie scho­wał się za chmu­rami, cały te­ren wo­kół ko­ścioła byłby ską­pany w jego świe­tle od­bi­tym przez kre­do­wo­biały śnieg.

Po chwili Li­nus się pod­dał. Na se­kundę oparł przed­ra­miona na ko­la­nach, żeby zła­pać od­dech. Po­tem po­spie­szył do ko­ścioła.

We­wnątrz bu­dynku świa­tła były zga­szone.

– Halo! Je­steś tam, Ado?! – za­wo­łał w ciem­ność.

Po­cze­kał na od­po­wiedź i spró­bo­wał po­now­nie:

– To ja, Li­nus Mik­kola. Mu­szę wie­dzieć, że u cie­bie wszystko w po­rządku. Pro­szę, od­po­wiedz mi, je­śli tam je­steś.

Słowa od­bi­jały się od ka­mien­nych ścian.

Po­li­cjant chwy­cił jedną ze świec i za­pa­lił ją znaj­du­jącą się w po­bliżu za­pal­niczką. Ostroż­nie ru­szył przed sie­bie. Przy oł­ta­rzu zo­ba­czył, że coś znaj­duje się na pod­ło­dze. A ra­czej ktoś. To była Ada. Le­żała na ple­cach z rę­kami wy­cią­gnię­tymi na boki i złą­czo­nymi sto­pami. Jak Je­zus na krzyżu. Jej twarz była zwró­cona w prawo. Krew są­czyła się z głę­bo­kiej rany na szyi, pla­miąc białą su­kienkę na czer­wono.

Męż­czy­zna po­chy­lił się nad nią i do­tknął pal­cami jej szyi, szu­ka­jąc pulsu, ale go nie zna­lazł.

Ada nie żyła.

GI­SELA

Ko­lejny bez­owocny dzień pracy do­biegł końca. Za­nim Gi­sela opu­ściła ko­mi­sa­riat, za­dzwo­niła do Mo­niki, aby za­py­tać, jak się czuje. Przez week­end wy­mie­niły kilka wia­do­mo­ści, ale nie roz­ma­wiały ze sobą od piątku, kiedy to Re­becka ode­brała sio­strę ze szpi­tala.

Mo­nica tak długo nie od­bie­rała, że Gi­sela już miała się roz­łą­czyć, gdy w końcu usły­szała głos swo­jej przy­ja­ciółki.

– Cześć, tu Gi­sela.

Nie miała czasu po­wie­dzieć nic wię­cej, po­nie­waż ko­bieta wy­bu­chła pła­czem.

Po­zwo­liła jej się wy­pła­kać. Po­tem wy­znała:

– Za­dzwo­ni­łam, żeby za­py­tać, jak się czu­jesz, ale to chyba głu­pie py­ta­nie. Na pewno czu­jesz się fa­tal­nie. Masz do tego pełne prawo.

– Mie­wa­łam lep­sze dni.

– Wiem, że to ba­nał, ale na­prawdę ro­zu­miem, przez co prze­cho­dzisz. Pew­nie nie masz ochoty tego słu­chać, ale z cza­sem bę­dzie ci ła­twiej. Mam na my­śli ża­łobę. Sama po­wta­rza­łaś mi to ty­siące razy.

– By­łam idiotką – stwier­dziła Mo­nica. – Po­win­nam zo­sta­wić cię w spo­koju, po­zwo­lić ci prze­ży­wać stratę na swój wła­sny spo­sób. Za­miast na­ma­wiać do zo­sta­wie­nia prze­szło­ści za sobą.

– Trudno jest pa­trzeć na cier­pie­nie bli­skiej osoby – przy­znała ła­god­nie Gi­sela. – Je­stem nie­sa­mo­wi­cie wdzięczna, że cza­sami mnie do cze­goś zmu­szasz, na­wet je­śli nie za­wsze to oka­zuję. A te­raz moim za­da­niem jest zro­bić to samo dla cie­bie.

– Nie je­stem na to go­towa – mruk­nęła. – To wszystko jest ta­kie świeże.

– Na­dal je­steś u Re­becki i jej męża?

– Tak, sio­stra na­prawdę mi po­mo­gła.

– Wiem, że uwa­żasz, że jest za wcze­śnie. Ale mo­żesz przy­je­chać do mnie w ten week­end. Mo­żemy pójść do sauny, na­pić się wina i po­roz­ma­wiać. Mo­żesz zo­stać tak długo, jak chcesz.

– Wiesz co – za­częła Mo­nica nieco mniej przy­gnę­bio­nym gło­sem. – To nie brzmi tak źle. I sio­stra od­po­czę­łaby ode mnie.

– Do­brze, w ta­kim ra­zie w so­botę rano roz­palę ogień w sau­nie, żeby była cie­pła na czas lun­chu – ob­wie­ściła Gi­sela i za­koń­czyła roz­mowę.

Po po­wro­cie do domu roz­pa­liła w ko­minku i zwi­nęła się w kłę­bek na so­fie z fi­li­żanką her­baty ru­mian­ko­wej i paczką cia­stek. Tylko dla­tego, że był dzień Świę­tej Łu­cji, włą­czyła świą­teczny al­bum Pa­va­rot­tiego na sta­rym gra­mo­fo­nie. Wkrótce cały po­kój wy­peł­nił się pięk­nymi to­nami i cie­płem ko­minka. Bon­nie i Clyde usie­dli na so­fie, a Scar­face wspiął się na ko­lana ko­biety. Jego ci­che mru­cze­nie sta­no­wiło uko­je­nie dla du­szy.

Od­kryła roz­po­czętą ukła­dankę i za­częła prze­szu­ki­wać puz­zle. Po­łą­czyła kilka ele­men­tów. Al­pej­ska wio­ska była już pra­wie go­towa, po­dob­nie jak po­kryte śnie­giem góry, któ­rych szczyty wzno­siły się za bu­dyn­kami. Jesz­cze kilka wie­czo­rów i ob­ra­zek bę­dzie go­towy.

Gi­sela prze­chy­liła głowę, przy­glą­da­jąc się nie­ukoń­czo­nemu wi­do­kowi. Było w tym coś zna­jo­mego. Gdzieś ostat­nio wi­działa po­dobne zdję­cie.

Nie miała jed­nak czasu za­sta­no­wić się, skąd je ko­ja­rzy, po­nie­waż za­dzwo­nił te­le­fon.

– Halo, tu in­spek­torka Gi­sela For­sell – ode­brała lekko zi­ry­to­wana.

– Tu Li­nus. Przy­jedź szybko. Do­szło do ko­lej­nego mor­der­stwa.

Środa, 14 grud­nia 2022 roku

GI­SELA

Gi­sela prze­tarła pie­kące oczy. Prze­by­wała w ko­mi­sa­ria­cie od pią­tej rano i przez więk­szą część nocy nie spała. Po te­le­fo­nie Li­nusa po­przed­niego wie­czoru szybko udała się do ko­ścioła w Kråklunda w po­bliżu Gamla Vasa, gdzie zna­le­ziono mar­twą prze­wod­niczkę chóru Adę Karl­ström. Przy­była kilka mi­nut przed tech­ni­kami i ko­ro­ne­rem, więc miała czas, aby przyj­rzeć się miej­scu zbrodni, za­nim za­ro­iło się w nim od ubra­nych na biało tech­ni­ków me­dy­cyny są­do­wej. Kiedy do­tarła tam o ósmej, w bu­dynku było nie­sa­mo­wi­cie ciemno. I zu­peł­nie ci­cho, z wy­jąt­kiem od­bi­ja­ją­cych się echem kro­ków Li­nusa, który cho­dził tam i z po­wro­tem. Za­pa­lił świece usta­wione wzdłuż rzę­dów ła­wek, a pło­mie­nie rzu­cały nie­sa­mo­wite cie­nie na skle­pione ściany. Przy oł­ta­rzu le­żała Ada, uło­żona jak Je­zus na krzyżu, z rę­kami wy­pro­sto­wa­nymi po bo­kach i złą­czo­nymi no­gami. Ofiarna śmierć za grze­chy ludz­ko­ści. Drut kol­cza­sty wpi­jał się w cienką skórę szyi. Krew, która są­czyła się na pod­łogę i utwo­rzyła ka­łużę wo­kół ofiary, jesz­cze nie skrze­pła i na­dal była ja­skra­wo­czer­wona. Oczy po­zo­sta­wały sze­roko otwarte i pa­trzyły nie­wi­dzą­cym wzro­kiem na okno ko­ścioła z ko­lo­ro­wymi wi­tra­żami. Wi­dok był nie­zwy­kle dra­ma­tyczny, a po­li­cjantka za­sta­na­wiała się, czy sprawca tak to za­pla­no­wał, czy też był to przy­pa­dek.

Gi­sela zro­biła zdję­cie te­le­fo­nem. Z po­wodu mroku ob­raz był roz­ma­zany, ale głów­nie cho­dziło jej o utrwa­le­nie at­mos­fery i pierw­szego wra­że­nia. Wy­raźne, wy­so­kiej ja­ko­ści zdję­cia miał wy­ko­nać póź­niej fo­to­graf me­dy­cyny są­do­wej.

Drżą­cym gło­sem Li­nus wy­ja­śnił, co się stało. Na­stęp­nie Gi­sela ode­słała go do domu po­mimo jego sprze­ciwu.

– Dziś wie­czo­rem już się do ni­czego nie przy­dasz. Poza tym mu­sisz za­brać stąd swoją ro­dzinę – po­wie­działa.

Gdy tylko wspo­mniała o ro­dzi­nie, prze­stał pro­te­sto­wać.

Wo­kół ko­ścioła ze­brał się tłum cie­kaw­skich. Ci, któ­rzy przy­szli zo­ba­czyć pro­ce­sję Świę­tej Łu­cji, do­pili już kawę i w dro­dze do sa­mo­cho­dów od­kryli, że coś dzieje się przed świą­ty­nią. Gi­sela mu­siała krzyk­nąć na ga­piów, żeby się ro­ze­szli. Na­ka­zała im wró­cić na ple­ba­nię i za­cze­kać, aż po­roz­ma­wia z nimi je­den z umun­du­ro­wa­nych po­li­cjan­tów zbie­ra­jący ze­zna­nia świad­ków. Wkrótce po­ja­wili się też dzien­ni­ka­rze. Przez całą noc krą­żyli wo­kół gro­bów na cmen­ta­rzu ni­czym zbłą­kane du­sze. To była długa noc, w którą nie udało im się zdo­być wię­cej in­for­ma­cji niż te prze­ka­zane im już przez Li­nusa. Z nie­któ­rymi świad­kami nie­wielki ze­spół do­cho­dze­niowy Gi­seli miał po­roz­ma­wiać po­now­nie w ciągu dnia.

Po raz ko­lejny za­bójca za­bił swoją ofiarę w miej­scu pu­blicz­nym, co skom­pli­ko­wało śledz­two. Sprawcy po­now­nie udało się ukryć i uciec, nie zo­sta­wia­jąc żad­nych śla­dów. Za­nim do­staną ra­port z sek­cji zwłok, miało mi­nąć tro­chę czasu, ale Gi­sela była prze­ko­nana, że ko­ro­ner doj­dzie do tego sa­mego wnio­sku co ona. Ada Karl­ström zmarła w wy­niku udu­sze­nia. Nie było wi­dać in­nych ob­ra­żeń na jej ciele.

Cho­ciaż tym ra­zem spo­sób po­zba­wie­nia ży­cia ofiary był inny, in­spek­torka ani przez chwilę nie wąt­piła, że za wszyst­kimi mor­der­stwami stoi ta sama osoba. W te­atral­nej sce­nie mor­der­stwa i spo­so­bie, w jaki za­bójca uło­żył ciało przy oł­ta­rzu, było coś, co przy­po­mi­nało mor­der­stwa w Tu­li­sa­ari.

Na­leży za­trzy­mać za­bójcę.

TU­ULA

Tu­ula za­pu­kała lekko do ga­bi­netu Li­nusa, po czym, nie cze­ka­jąc na od­po­wiedź, pchnęła drzwi i prze­kro­czyła próg. Po­li­cjant sie­dział po­chy­lony nad biur­kiem z głową opartą na dło­niach. Kiedy zo­rien­to­wał się, że we­szła, spoj­rzał na nią czer­wo­nymi oczami. Wy­glą­dał, jakby nie spał przez całą noc.

– Wszy­scy już są – po­wie­działa Tu­ula. – Gi­sela chce, że­by­śmy przy­szli do jej biura.

Męż­czy­zna wstał z krze­sła dużo mniej ener­gicz­nie niż zwy­kle i przy­gnę­biony ru­szył za nią ko­ry­ta­rzem. Freddy za­jął już miej­sce dla go­ści, więc Tu­ula mu­siała przy­nieść z po­koju so­cjal­nego dwa pla­sti­kowe krze­sła dla sie­bie i Li­nusa. Były nie­wy­godne i skrzy­piały przy każ­dym ru­chu. Po­li­cjantka wy­pró­bo­wała kilka po­zy­cji, za­nim zna­la­zła tę, która była dla niej do za­ak­cep­to­wa­nia.

Kiedy wszy­scy w końcu usie­dli, Gi­sela roz­po­częła spo­tka­nie:

– Na pewno wie­cie, że do­szło do ko­lej­nego mor­der­stwa. – Spoj­rzała na Li­nusa, jakby chciała go po­pro­sić o opis prze­biegu wy­da­rzeń, ale po szyb­kiej oce­nie jego ża­ło­snego wy­glądu po­sta­no­wiła zro­bić to sama. – Po wczo­raj­szym przed­sta­wie­niu z oka­zji dnia Świę­tej Łu­cji w ko­ściele w Kråklunda Li­nus zna­lazł przy oł­ta­rzu mar­twą Adę Karl­ström. Przy­czyną śmierci praw­do­po­dob­nie było udu­sze­nie, ale mu­simy po­cze­kać na osta­teczną ocenę ko­ro­nera.

– Czy ofiara była sama w ko­ściele, kiedy to się stało? – za­py­tała Tu­ula.

– Ra­czej tak. Wszy­scy po­szli na ple­ba­nię na po­czę­stu­nek. Nie można jed­nak wy­klu­czyć, że ktoś zo­stał z Adą, choć nikt się do tego nie przy­znał. Na­dal trwają prze­słu­cha­nia osób, które po­ja­wiły się na przed­sta­wie­niu. Li­nus wró­cił szu­kać Ady. Było to chwilę po dzie­więt­na­stej. Ko­bieta była sama nie dłu­żej niż kwa­drans.

– Czy mo­żemy za­kła­dać, że sprawca był w ko­ściele i oglą­dał pro­ce­sję? A może za­cze­kał na ze­wnątrz, aż wszy­scy pójdą na ple­ba­nię? – do­cie­kała Tu­ula.

– To do­bre py­ta­nie, na które nie­stety nie mamy od­po­wie­dzi – stwier­dziła Gi­sela. – Kiedy Li­nus szedł do ko­ścioła, usły­szał krzyk. Po chwili zo­stał po­wa­lony na zie­mię przez osobę ubraną na czarno, która znik­nęła w ciem­no­ści.

– Gdy­bym tylko przy­był kilka mi­nut wcze­śniej, mógł­bym temu wszyst­kiemu za­po­biec – wes­tchnął męż­czy­zna. – Gdy­bym tylko nie za­trzy­mał się, żeby po­roz­ma­wiać z pa­sto­rem.

– Uża­la­nie się nad sobą nie ma żad­nego sensu. W ten spo­sób do ni­czego nie doj­dziemy – stwier­dziła szorstko Gi­sela.

Li­nus skrzy­wił się, jakby go szturch­nęła. Po­li­cjantka kon­ty­nu­owała na­ganę:

– Je­śli nie je­steś w sta­nie znieść pre­sji zwią­za­nej z po­waż­nymi prze­stęp­stwami, naj­le­piej po­wiedz od razu, że­bym mo­gła zna­leźć za­stęp­stwo. Nie mamy czasu do stra­ce­nia. W ciągu ostat­nich dwóch ty­go­dni pięć osób stra­ciło ży­cie. Mu­simy zła­pać za­bójcę, za­nim zgi­nie ko­lejny czło­wiek.

– Ro­zu­miem – oznaj­mił Li­nus, pro­stu­jąc się.

Tu­ula nie­mal wi­działa, jak do­ko­nuje ad­ap­ta­cji men­tal­nej. Po­tem na jego twa­rzy po­ja­wił się dziwny wy­raz, jakby do­znał na­głego oświe­ce­nia.

– Ada po­wie­działa mi coś przed wy­stę­pem. Chciała, że­by­śmy póź­niej za­mie­nili kilka słów. Twier­dziła, że ma coś waż­nego do prze­ka­za­nia.

– Po­sia­dała in­for­ma­cje zwią­zane ze śledz­twem? – za­py­tała Tu­ula.

– Nie po­wie­działa tego wprost. Jed­nak bio­rąc pod uwagę to, co się stało, jest to bar­dzo praw­do­po­dobne.

Gi­sela ude­rzyła pię­ścią w biurko tak mocno, że cała trójka pod­sko­czyła. Na­wet Freddy, który przez całe spo­tka­nie sie­dział ci­cho i no­to­wał w no­te­sie.

– Cho­lera ja­sna! Za­bójca przez cały czas jest o krok przed nami. Tu­ula, idź jesz­cze raz po­roz­ma­wiać z pa­sto­rem. Pew­nie bar­dzo do­brze znał ofiarę. Choć miała do­piero dwa­dzie­ścia dzie­więć lat, od kilku lat pro­wa­dziła chór i nie­mal co­dzien­nie przy­cho­dziła do ko­ścioła. Freddy i Li­nus, daję wam cały dzień na po­nowne przej­rze­nie ca­łego ma­te­riału. Coś musi łą­czyć ofiary. Ja przez więk­szą część dnia będę uczest­ni­czyła w spo­tka­niu kry­zy­so­wym z górą. Jak się za­pewne do­my­śla­cie, nasi prze­ło­żeni nie są za­do­wo­leni z wy­ni­ków śledz­twa.

Kiedy wsta­wali, krze­sła za­zgrzy­tały o pod­łogę. Freddy pod­niósł się z miej­sca, ale od razu znów usiadł.

– Dla­czego za­kła­damy, że te­raz sprawca jest ten sam co w Tu­li­sa­ari i Stun­dars? – za­py­tał. – O ile nam wia­domo, Karl­ström nie zo­stała otruta. Czy coś wiąże ją z po­zo­sta­łymi ofia­rami?

Spoj­rzał wy­cze­ku­jąco na Gi­selę, ta z po­czątku nie wy­da­wała się chętna do od­po­wie­dzi na to py­ta­nie. Po chwili jed­nak jej wy­raz twa­rzy zła­god­niał. Gdy się ode­zwała, ko­smyk si­wych wło­sów, który wy­padł z koka, za­ko­ły­sał się przed jej oczami.

– Góra praw­do­po­dob­nie bę­dzie chciała wie­dzieć to samo, ale nie mam na to sen­sow­nego wy­tłu­ma­cze­nia. Po pro­stu prze­czu­cie mówi mi, że we wszyst­kich przy­pad­kach jest to ten sam sprawca.

Spoj­rzała na ze­ga­rek na nad­garstku.

– Freddy, ty i Li­nus ma­cie do­kład­nie dwie go­dziny na zna­le­zie­nie po­wią­za­nia mię­dzy ofia­rami, że­bym nie mu­siała ga­dać o do­my­słach i prze­czu­ciach pod­czas spo­tka­nia z re­gio­nal­nym ko­men­dan­tem po­li­cji.

Kiedy ża­den z nich się nie po­ru­szył, Gi­sela do­dała:

– Słu­chaj­cie, czas ucieka. Naj­le­piej od razu za­bierz­cie się do pracy.

Tu­ula wy­szła pierw­sza, za­do­wo­lona, że tym ra­zem od razu zo­stała za­an­ga­żo­wana w dzia­ła­nia. Niech dupki ze Ski­dho­tel­let sie­dzą so­bie w apar­ta­men­cie w La­po­nii. Ona ma lep­sze rze­czy do ro­boty. Trzeba zła­pać se­ryj­nego mor­dercę.

GI­SELA

Za­raz po spo­tka­niu Li­nus i Freddy za­mknęli się w sali kon­fe­ren­cyj­nej z ca­łym ma­te­ria­łem śled­czym, jaki ze­brano na te­mat mor­derstw w Tu­li­sa­ari i Stun­dars. Kiedy dwie go­dziny póź­niej Gi­sela zaj­rzała przez ma­towe okno, obaj wciąż w sku­pie­niu prze­glą­dali do­ku­men­ta­cję. Freddy pił kawę ze swo­jego ter­mosu, a Li­nus ohydny zie­lony kok­tajl, żeby pod­trzy­mać po­ziom ener­gii. Obaj z prze­ra­że­niem pod­nie­śli wzrok, gdy trza­snęła drzwiami.

– Cześć – po­wie­dział Li­nus, kiedy zo­ba­czył przy­gnę­bioną minę in­spek­torki. – Może chcesz smo­othie ze szpi­na­kiem, awo­kado i ana­na­sem, żeby się tro­chę oży­wić?

Bio­rąc pod uwagę, że bę­dzie mu­siała znieść kry­tykę ze strony ko­men­danta re­gio­nal­nego, który za­żąda od niej po­stę­pów w śledz­twie, w pierw­szej chwili była go­towa przy­jąć ofertę Li­nusa, ale po­tem po­sta­no­wiła nie ry­zy­ko­wać i na­lała so­bie ku­bek kawy z ter­mosu Freddy’ego.

– Jak idzie? Zna­leź­li­ście coś no­wego? – chciała wie­dzieć.

Mało bra­ko­wało, a do­da­łaby „pro­szę, po­wiedz­cie, że tak”, ale za­cho­wała te słowa dla sie­bie.

Usia­dła na krze­śle, które wy­su­nął dla niej Li­nus, i oparła łok­cie na stole. Ze znu­że­niem przej­rzała zdję­cia z miej­sca zbrodni, ale nie za­uwa­żyła ni­czego, czego nie wi­działa wcze­śniej.

– Freddy, co ro­bi­łeś przez cały ra­nek?

– Pró­buję do­wie­dzieć się wię­cej na te­mat znik­nię­cia Pa­trika Nils­sona. Na ra­zie wiem tylko tyle, że stało się to w trak­cie ze­szło­rocz­nych świąt Bo­żego Na­ro­dze­nia, na wy­jeź­dzie na narty do au­striac­kich Alp. Uważa się, że zgi­nął pod la­winą. Po­grze­bię w tym jesz­cze. Umó­wi­łem się na ju­tro na roz­mowę te­le­fo­niczną z do­wódcą służb ra­tow­ni­czych w Ischgl. To on kie­ro­wał ak­cją ra­tow­ni­czą po wy­padku.

– Bar­dzo do­brze. A ty, Li­nu­sie, wpa­dłeś na coś?

Męż­czy­zna za­my­ślił się na chwilę.

– To może brzmieć dziw­nie, ale jest jedna rzecz, która wy­daje się łą­czyć wszyst­kie ofiary.

– Co? – za­cie­ka­wiła się Gi­sela.

– Wy­gląda na to, że wszy­scy byli dość sa­motni. Przy­ja­ciele i zna­jomi, z któ­rymi roz­ma­wia­li­śmy, nie znali ich zbyt do­brze. Żadna z ofiar nie była też zbyt zżyta z ro­dziną. Albo ze względu na dzie­lącą ich od­le­głość, jak w przy­padku Tima Brauna, albo z po­wodu śmierci ro­dzi­ców, jak u Ady Karl­ström, czy z jesz­cze in­nych po­wo­dów.

In­spek­torka po­czuła ukłu­cie w klatce pier­sio­wej. Czuła się naj­bar­dziej sa­motną osobą na świe­cie. W ciągu kilku mie­sięcy po śmierci Mar­tina re­gu­lar­nie od­wie­dzali ją jego krewni i współ­pra­cow­nicy. Z bie­giem czasu wi­zyty sta­wały się co­raz bar­dziej spo­ra­dyczne, aż w końcu ustały cał­ko­wi­cie. Wina le­żała wy­łącz­nie po stro­nie Gi­seli. Nie za­dbała o to, by go­ście czuli się mile wi­dziani. Prze­ciw­nie. Prze­waż­nie sie­działa ci­cho i po­zwa­lała im mó­wić. Cze­kała, aż odejdą, żeby mo­gła zo­stać sama ze swoim smut­kiem. A te­raz już nikt nie przy­jeż­dżał. Gdyby nie koty i praca, w jej ży­ciu prak­tycz­nie nie by­łoby ni­kogo.

– A ty co o tym my­ślisz? – za­py­tała scep­tycz­nie Li­nusa. – Ulrika i Tim byli parą. Mat­tias był z Mo­nicą.

– Tak, ale poza oso­bami, o któ­rych wła­śnie wspo­mnia­łaś, ra­czej nie mieli ni­kogo bli­skiego. Czy­ta­jąc pro­to­koły prze­słu­chań, można od­nieść wra­że­nie, że byli sa­motni. Poza tym Mat­tias i Mo­nica dość nie­dawno zo­stali parą.

Gi­sela po­czuła nie­przy­jemny dreszcz.

– Czy ktoś mógłby ich za­bić tylko dla­tego, że byli sami? To tro­chę na­cią­gane.

Li­nus wzru­szył ra­mio­nami.

– Sa­mot­ność nie z wy­boru to co­raz po­wszech­niej­szy pro­blem, któ­rego wiele osób się wsty­dzi. We­dług Sy­lvii ofiary w Tu­li­sa­ari po­znały się dzięki apli­ka­cji dla osób po­szu­ku­ją­cych no­wych zna­jo­mo­ści. To cał­kiem lo­giczne po­wią­za­nie.

– Jaki to może się łą­czyć z mor­der­stwami? In­for­ma­tycy, któ­rzy spraw­dzili kom­pu­tery i te­le­fony ofiar, nie byli w sta­nie po­twier­dzić słów Sy­lvii. Poza tym nie wiemy, czy Ada i Mat­tias ko­rzy­stali z tej sa­mej apli­ka­cji – stwier­dziła Gi­sela, któ­rej wcale nie po­do­bał się po­mysł, że ktoś mógłby ode­brać ży­cie in­nej oso­bie z tak nie­do­rzecz­nego po­wodu jak sa­mot­ność.

– Nie wiem, jak to wszystko do sie­bie pa­suje – przy­znał Li­nus, stu­ka­jąc pió­rem w stół. – Ale to je­dyny wspólny mia­now­nik, jaki udało mi się zna­leźć. Być może nie jest to w ogóle istotne, ale my­ślę, że warto się temu przyj­rzeć. Na przy­kład Ko­ściół or­ga­ni­zuje spo­tka­nia dla osób po­szu­ku­ją­cych no­wych kon­tak­tów. To może być ko­lejne moż­liwe miej­sce po­zna­nia się. Ada po­przez chór włą­czała się w dzia­łal­ność Ko­ścioła.

– Do­bra – przy­znała w końcu in­spek­torka, cho­ciaż wcale nie była prze­ko­nana. – Mo­żesz zba­dać tę sprawę bli­żej. Ale nie zmar­nuj na to zbyt wiele czasu. Nic in­nego nie rzu­ciło wam się w oczy?

Gi­sela spoj­rzała z na­dzieją na Li­nusa, który po­trzą­snął głową.

– Poza Ti­mem Brau­nem dla wszyst­kich ofiar szwedzki był pierw­szym ję­zy­kiem. Ale nie jest to mocne po­łą­cze­nie – stwier­dził.

– No cóż, w Ska­nii rzu­cano ka­mie­niami w duń­skie sa­mo­chody – po­wie­działa po­woli. – Ale masz ra­cję. Nie ma te­raz sensu tra­cić czasu na przy­glą­da­nie się temu.

Od­sta­wiła pu­sty ku­bek po ka­wie i wy­szła z sali przy­gnę­biona.

Prze­cież nie może po­wie­dzieć prze­ło­żo­nym, że je­dyne tropy, ja­kie mają, to po­słu­gi­wa­nie się przez ofiary ję­zy­kiem szwedz­kim i brak bli­skich przy­ja­ciół.

TU­ULA

Kiedy Tu­ula za­par­ko­wała przed cmen­ta­rzem, ko­ściół na­dal oto­czony był kor­do­nem po­li­cji. Umó­wiła się z pa­sto­rem na spo­tka­nie na ple­ba­nii, gdzie w każ­dym oknie stały świece ad­wen­towe. Wy­trze­pała śnieg z bu­tów i po­wie­siła kurtkę w szatni.

Ksiądz cze­kał na nią w świe­tlicy, gdzie na sto­łach le­żały czer­wone ob­rusy, na środku po­koju znaj­do­wała się cho­inka. Pa­stor był przy­stoj­nym męż­czy­zną z bujną brodą i oku­la­rami w okrą­głych opraw­kach. Si­wi­zna na skro­niach do­da­wała mu uroku.

– Pro­szę usiąść. Si­gne za­raz przy­nie­sie kawę – po­wie­dział, wska­zu­jąc fo­tel tak stary, że znów stał się modny.

Tu­ula za­jęła miej­sce, a wkrótce przy­szła star­sza ko­bieta ubrana w zie­lony strój lu­dowy i szal w kwiaty.

– Dziś jest próba chóru se­nio­rów – wy­ja­śnił pa­stor. – Roz­wa­ża­li­śmy od­wo­ła­nie kon­certu z po­wodu tego, co wy­da­rzyło się wczo­raj. Do­sze­dłem jed­nak do wnio­sku, że Ada wo­la­łaby, żeby chór śpie­wał jak zwy­kle, mimo że obec­nie nie ma prze­wod­niczki. Ko­ściół po­zo­staje za­mknięty, więc dzi­siaj mamy próbę tu­taj, w sali pa­ra­fial­nej.

Spoj­rzał na ze­gar.

– Mamy nieco po­nad pół go­dziny. Czy to wy­star­czy?

– Na pewno – stwier­dziła po­li­cjantka, uno­sząc fi­li­żankę, aby Si­gne mo­gła ją na­peł­nić.

– Za­śpie­wamy wszyst­kie ulu­bione utwory Ady, aby uczcić jej pa­mięć. To straszne, co jej się przy­da­rzyło. Była bar­dzo miłą osobą, doj­rzałą du­szą w ciele mło­dej ko­biety – po­wie­działa Si­gne. – Może chce pani zo­stać i po­słu­chać? Cał­kiem nie­źle nam idzie.

– By­łoby wspa­niale. Ale mam dzi­siaj dużo pracy.

– Tak, oczy­wi­ście, że tak. Nie­mą­dra je­stem.

Przed wyj­ściem do kuchni Si­gne po­sta­wiła ta­lerz z cia­stecz­kami. Po­li­cjantka wła­ści­wie nie ja­dła śnia­da­nia. Han­nele za­rzą­dziła, że będą po­ścić dwa dni w ty­go­dniu. Tu­ula wzięła po jed­nym cia­steczku z każ­dego ro­dzaju, łącz­nie pięć sztuk.

– Ro­zu­miem, że chce pani po­roz­ma­wiać o Adzie – ode­zwał się ksiądz. – Jak stwier­dziła Si­gne, była osobą bar­dzo de­li­katną i lu­bianą. Można po­wie­dzieć, że była wy­jąt­kowa. Wręcz nad­wraż­liwa. To zro­zu­miałe, bio­rąc pod uwagę to, przez co prze­szła.

Po­li­cjantka na­tych­miast nad­sta­wiła uszu.

– Co się stało? – za­py­tała, po­chy­la­jąc się do przodu.

– Kiedy była mała, jej ro­dzice zgi­nęli w wy­padku. Za­ła­mał się pod nimi lód i uto­nęli. Ada to wi­działa. Po­tem wy­cho­wy­wała ją bab­cia.

Pa­stor prze­rwał, aby na­pić się kawy. Oku­lary po­now­nie za­pa­ro­wały, gdy pod­niósł fi­li­żankę do ust, ale para szybko znik­nęła, gdy od­sta­wił na­czy­nie z po­wro­tem na spodek.

– Bab­cia Ady była dość ory­gi­nalną ko­bietą. Opo­wia­dała wnuczce różne hi­sto­rie o el­fach, go­bli­nach i in­nych isto­tach nad­przy­ro­dzo­nych. Kiedy zmarła nieco po­nad rok temu, Ada zro­biła się jesz­cze mniej zrów­no­wa­żona.

– To zna­czy? – do­cie­kała Tu­ula, marsz­cząc brwi.

– To, co wcze­śniej było je­dy­nie nie­szko­dli­wym dzi­wac­twem, co­raz czę­ściej rzą­dziło jej ży­ciem. Uwie­rzyła, że jedna z po­staci z fiń­skich po­dań lu­do­wych przyj­dzie ją uka­rać.

– Uka­rać? Za co?

Du­chowny roz­ło­żył ręce.

– Nie mam po­ję­cia. Może cho­dziło o to, że po­zwo­liła babci umrzeć, mimo że tak na­prawdę to nie była jej wina. Ko­bieta miała udar. Nie­raz zda­rza się, że w cza­sie ża­łoby lu­dzie ob­wi­niają się o śmierć bli­skiej osoby. Nie wy­obra­żam so­bie, żeby Ada kie­dy­kol­wiek w swoim ży­ciu ko­goś skrzyw­dziła.

Znów po­ło­żył dło­nie na ko­la­nach.

– Czy w ciągu ostat­nich kilku dni za­re­je­stro­wał tu pa­stor coś nie­zwy­kłego? Nie­ty­powy ruch przy ko­ściele, krę­cący się w po­bliżu nie­zna­jomi i tak da­lej?

– Nie przy­po­mi­nam so­bie. Jed­nak o tej po­rze roku wiele osób ko­rzy­sta z oka­zji, aby od­wie­dzić groby swo­ich bli­skich, dla­tego w grud­niu na cmen­ta­rzu za­wsze jest mnó­stwo lu­dzi.

Tu­ula ski­nęła głową. Za­uwa­żyła, że wiele gro­bów miało świeże de­ko­ra­cje i za­py­tała:

– Czy Ada wspo­mniała kie­dyś o Ti­mie Brau­nie, Ulrice Lund­stedt, Mir­jam Ha­lo­nen lub Mat­tia­sie Öbergu?

– Czy to nie są ofiary mor­derstw z Tu­li­sa­ari i Stun­dars? Uwa­ża­cie, że to ta sama osoba, która za­biła Adę?

Pa­stor zro­bił się blady na twa­rzy.

– Nie je­ste­śmy tego pewni – od­po­wie­działa uspo­ka­ja­jąco. – Ale mu­simy zba­dać wszyst­kie moż­li­wo­ści.

– Nie, ni­gdy ze mną o nich nie roz­ma­wiała. – Za­wa­hał się przez se­kundę. – Ale przez ostat­nie dwa ty­go­dnie wy­da­wała się bar­dziej zde­ner­wo­wana niż zwy­kle. Któ­re­goś dnia przy­ła­pa­łem ją, jak pro­siła ko­ścielny lu­dek o prze­ba­cze­nie.

– Ko­ścielny lu­dek? – spy­tała po­li­cjantka ze zdzi­wie­niem.

Pa­stor mach­nął lek­ce­wa­żąco ręką.

– Ist­nieje le­genda, we­dle któ­rej w ja­ski­niach pod ko­ścio­łem żyją małe pod­ziemne stwo­rze­nia. Praw­do­po­dob­nie nie ma to żad­nego związku ze śledz­twem. Ale to mówi coś o sta­nie umy­słu, w ja­kim znaj­do­wała się Ada, kiedy ją za­mor­do­wano.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki