Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
53 osoby interesują się tą książką
Gisela Forsell i Linus Mikkola nie mają pojęcia, co mogło wydarzyć się w opuszczonym domu. Śladów jest niewiele, a ofiar pozornie nic nie łączy. Kiedy ginie kolejna osoba, funkcjonariusze znajdują się pod coraz większą presją, muszą jak najszybciej znaleźć mordercę.
To druga część czterotomowej serii pt. „Krwawe Święta” opowiadającej o tym tajemniczym i trudnym do rozwikłania śledztwie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 134
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału: Det lider mot jul 2
Przekład z języka szwedzkiego: Aleksandra Brożek-Sala
Copyright © Sara Önnebo, 2024
This edition: © Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S, Copenhagen 2024
Projekt graficzny okładki: Daniel Natkaniec
Redakcja: Magdalena Mierzejewska
Korekta: Anna Nowak
ISBN 978-91-8076-211-3
Konwersja i produkcja e-booka: www.monikaimarcin.com
Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe.
Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S
Klareboderne 3 | DK-1115 Copenhagen K
www.gyldendal.dk
www.wordaudio.se
Wtorek, 6 grudnia 2022 roku
GISELA
Linus pojawił się w pracy później niż zwykle. Z okazji Dnia Niepodległości Finlandii Josefin przygotowała wspólne śniadanie dla rodziny, mimo tego, że jej mąż był zajęty śledztwem w sprawie morderstwa. Przynajmniej taką wymówkę policjant podał Giseli, kiedy zadyszany wpadł do komisariatu.
– Reszta rodziny ma wolne, szkoły są dziś zamknięte – wysapał, mijając przełożoną w drodze do męskiej szatni.
Przez chwilę czekała na niego w korytarzu, a czas biegł niezwykle wolno, minuta za minutą. W końcu wślizgnęła się bez pukania do męskiej szatni. Linus właśnie zdjął z siebie strój narciarski i szedł pod prysznic.
– Mamy mało czasu. A musimy porozmawiać – powiedziała.
Linus mocniej owinął ręcznik wokół bioder.
– Daj mi pięć minut. Wezmę prysznic.
– Dam ci trzy minuty. Do zobaczenia w moim biurze o ósmej – obwieściła i opuściła pomieszczenie.
Chwilę przed wyznaczoną godziną Linus zapukał do otwartych drzwi gabinetu Giseli i wszedł do środka. Po drodze udało mu się wziąć jabłko z kantyny.
Policjantka spojrzała na zegar.
– Imponujące. A teraz usiądź i omówimy, co do tej pory udało nam się dowiedzieć o morderstwach w Tulisaari.
Linus zajął krzesło naprzeciwko.
– Właśnie rozmawiałam z lekarzem Sylvii Adler – zaczęła. – Ponoć życie pacjentki nie jest już zagrożone. Dziś po południu mają zrobić kolejne badania. Jeśli wszystko będzie dobrze, jutro będziemy mogli z nią porozmawiać. Lekarz ostrzega jednak, że kobieta nie pamięta dokładnie czwartkowego wieczoru.
– Możliwe, że z czasem odzyska pamięć? – zapytał Linus.
Gisela wzruszyła ramionami.
– Myślę, że tak. Lekarze nie dają żadnych gwarancji, są ostrożni w swoich wypowiedziach, jak politycy. Czy udało się skontaktować z właścicielem domu przy Tervatie dwadzieścia sześć?
– Tak, jest w Tajlandii na wakacjach z rodziną. Dlatego tak trudno było go namierzyć. Po wylądowaniu wyłączył telefon i sprawdzał wiadomości tylko od czasu do czasu. Twierdzi, że nie ma pojęcia, kim są znalezieni w ich domu ludzie ani jak dostali się do środka. Według niego nikt w okolicy nie ma zapasowych kluczy. Oczywiście przeraziło go to, co się stało.
– Badaliście możliwe powiązania pomiędzy ofiarami?
– Poza Timem i Ulriką, którzy byli parą, nie znaleźliśmy między nimi żadnego związku. Pracują w różnych branżach i nie mają wspólnych zainteresowań ani znajomych. Oficjalnie nic ich nie łączy ani nie powinni się nawet znać.
– A jednak ich ciała znaleziono w tym samym domu. Musi być jakiś wspólny mianownik. Trzeba tylko ustalić jaki – zauważyła Gisela.
– Nadal wypytujemy przyjaciół i współpracowników. Wiele osób przekazało informacje na temat ofiar, ale jak dotąd nikt nie dał nam żadnych wskazówek. Wczoraj rozmawiałem z przedstawicielami korporacji taksówkarskiej. W zeszły czwartek wieczorem było kilka kursów do Tulisaari. Sprawdzę to w ciągu dnia.
Linus ugryzł jabłko i przeżuwał powoli, w zamyśleniu.
– Może nawiązali kontakt przez internet.
– Jest taka szansa. Technicy przeglądają ich komputery i telefony. Poza tym musimy poczekać, aż otrzymamy raport z oględzin miejsca zbrodni. To może zająć jeszcze kilka dni. Liczymy na to, że Sylvia Adler powie nam, po co przyjechali do domu przy Tervatie dwadzieścia sześć w ubiegły czwartek. I co się stało.
Linus celnie wrzucił ogryzek do kosza na śmieci obok biurka Giseli.
– Miałem dziś porozmawiać z chłopakiem Mirjam, Simonem Anttilą – powiedział.
– Dobrze – stwierdziła Gisela. – Zabierz ze sobą Freddy’ego Larkę.
LINUS
W drodze z biura Giseli Linus zatrzymał się przed gabinetem Freddy’ego. Mężczyzna rozmawiał przez telefon. Miał poirytowaną minę, a między jego brwiami widniała zmarszczka.
– Trwa śledztwo w sprawie morderstwa. Trzy osoby nie żyją. Z pewnością rozumie pan powagę sytuacji – stwierdził Freddy, a jego twarz wykrzywiła się jeszcze bardziej, gdy słuchał odpowiedzi.
Linus pozostał w drzwiach, czekając, aż kolega się rozłączy.
– O co chodziło? – zapytał, kiedy Freddy zakończył rozmowę.
– Właściciele platformy do zamówień nie są zbyt skłonni do współpracy. Twierdzą, że uzyskanie danych jest skomplikowane, ponieważ ich administrator ma siedzibę w Chorwacji.
– Możesz na nich naciskać. Jak na razie to nasz najlepszy trop – powiedział Linus.
– Wiem – westchnął Freddy. – Swoją drogą, chciałeś ode mnie coś konkretnego?
– Gisela oczekuje, że pojedziemy do więzienia przesłuchać Simona Anttilę.
Freddy spojrzał na zegarek.
– Zaraz przerwa na kawę. Spotkamy się przed budynkiem za pół godziny?
– Dobrze, zadzwonię do więzienia i uprzedzę, że się pojawimy – odparł Linus, zamykając drzwi, podczas gdy jego kolega zaczął szukać termosu w torbie.
Freddy nigdy nie pił kawy z komisariatu. Uważał, że kawa pozostawiona na dłużej niż trzydzieści minut traci swój smak w wyniku utleniania. Aby temu zapobiec, zawsze parzył ją w domu, a następnie przechowywał w szczelnym termosie, aby pozostała ciepła i zachowała smak. Linus natomiast nie miał problemu z biurową kawą, więc nalał sobie do dużego kubka gorącego napoju z dzbanka, który prawdopodobnie przez cały ranek znajdował się w ekspresie.
Więzienie w Vaasa mieściło się w pięknym starym budynku zlokalizowanym w malowniczym miejscu, blisko wody i promenady. Simon Anttila czekał już na policjantów w sali odwiedzin. Facet wyglądał na prawdziwego twardziela, miał umięśnione ręce i tatuaże sięgające aż do szyi. Freddy przedstawił ich obu i powiedział, w jakiej sprawie przyszli.
– Znaleźliście gnoja, który skrzywdził Mirjam? – syknął Simon.
Przyglądając się więźniowi uważniej, Linus zarejestrował, że oczy Simona są czerwone i opuchnięte, jakby niedawno płakał. Zresztą może nie było to takie dziwne.
– Robimy wszystko, co w naszej mocy, aby dowiedzieć się, co wydarzyło się w zeszłym tygodniu w domu przy Tervatie dwadzieścia sześć – odpowiedział Freddy. – Chcielibyśmy zadać panu kilka pytań.
– Mnie? O co, do cholery, możecie mnie zapytać? Nic nie wiem. Jestem tu zamknięty od półtora roku.
Linus próbował zasygnalizować Freddy’emu, żeby nie denerwował Simona bardziej, niż to konieczne, ale kolega go zignorował.
– Mirjam odwiedziła pana w dniu swojej śmierci. O czym rozmawialiście?
Simon wzruszył ramionami.
– Nie wiem. O niczym szczególnym. O tym, co będziemy robić, kiedy wyjdę z tego piekła.
– A czy przypadkiem Mirjam nie przyszła tu, żeby zerwać? A pan w złości postanowił ją ukarać? – dociekał Freddy.
– Że co? – krzyknął Simon, wstając. – Jak możecie myśleć, że chciałbym zabić Mirjam? Była moją dziewczyną.
Freddy przez chwilę udawał, że się zastanawia, po czym powiedział:
– Pewnie dlatego, że wcześniej oskarżono pana o próbę uduszenia jej? A może się mylę?
Simon przybrał kamienny wyraz twarzy.
– Nie będę z wami rozmawiać. Gadajcie z moim prawnikiem – obwieścił, podchodząc do strażnika, który czekał, aby odprowadzić go do celi.
– To było niepotrzebne – stwierdził Linus z wyrzutem.
– Co? – zapytał Freddy, rozkładając ręce. – Ten drań coś ukrywa, jestem tego pewien.
Linus także zakładał, że Anttila niejedno ukrył przed policją. Jednak nie był tak pewien jak Freddy, czy ma to cokolwiek wspólnego ze zgonami w Tulisaari.
GISELA
Linus zatrzymał Giselę wychodzącą z komisariatu. Właśnie szła spotkać się z Moniką na drinka.
– Otrzymaliśmy wstępny raport z oględzin miejsca zbrodni i protokół sekcji zwłok. Jest kilka ciekawych spostrzeżeń – powiedział.
Gisela zatrzymała się w drzwiach.
– Mów.
– Na przykład sekcja zwłok potwierdziła, że wszystkie ofiary zmarły w wyniku przedawkowania fentanylu, ale Ulrika i Tim nadal żyli, kiedy rozcięto im nadgarstki. Duża ilość krwi na podłodze w łazience sugeruje, że ich serca wciąż biły.
Linus wręczył jej teczkę zawierającą transkrypcję zeznań oraz zdjęcia ofiar z miejsca zbrodni. Gisela szybko przejrzała papiery. Na końcu znajdowały się pozostałe wyniki analizy odcisków palców, butów i opon. Przyjrzała się im. Brakowało próbek DNA, ale nierzadko zdarzały się opóźnienia w analizach z powodu zbyt dużej liczby zleceń.
– Możesz streścić to, co najważniejsze? Trochę się spieszę – oznajmiła.
– Technicy badający miejsce zbrodni w Tulisaari przeanalizowali pozostawione na śniegu ślady butów. Nie stwierdzili obecności nikogo poza czworgiem osób przebywających w domu oraz Kalevem Tammem. A także poza nami i ratownikami z karetek, oczywiście. Jednak wiele śladów było niewyraźnych.
– Dlatego nie możemy wyciągnąć żadnych wniosków na podstawie śladów na śniegu – stwierdziła Gisela. – A odciski opon?
– Tu jest podobnie. Przed dom podjechało wiele samochodów. Ale ślady sugerują, że trzy auta zawróciły około dziesięciu metrów od domu. W tym miejscu pług odśnieżył szerszy pas drogi, tak by pojazdy mogły się mijać.
– Jeden z nich musiał należeć do Kaleva Tamma – oceniła policjantka. – Zobaczymy, czy pozostałe ślady pasują do opon taksówek, które tam kursowały.
– Natomiast odciski palców ofiar znaleziono na kuflach po grzańcu i w kilku innych miejscach. W domu jest też sporo innych odcisków, mniej lub bardziej wyraźnych. Jeden z sąsiadów powiedział nam, że właściciele imprezowali tam latem. Pewnie minie trochę czasu, zanim otrzymamy pełne wyniki. Co ciekawe, niektóre powierzchnie zostały wytarte. Wychodzi na to, że sprawca próbował zatrzeć ślady – dodał Linus.
Gisela zastanawiała się przez chwilę, czy nie zadzwonić do Moniki i nie odwołać spotkania. Kiedy jednak zerknęła na zegarek, zauważyła, że ma już prawie dziesięciominutowy poślizg. Poza tym potrzebowała przerwy, skoro miała pracować przez kolejne kilka godzin.
– Zajmę się tym później – powiedziała, wpychając raport do torebki. – Teraz niestety muszę już iść. Spóźnię się na ważne spotkanie.
Ciaśniej zawiązała płaszcz Martina i wyszła na zewnątrz, prosto w śnieżną zadymkę.
Kwadrans po osiemnastej policjantka przestąpiła próg francuskiego bistra. Monica siedziała już przy nakrytym obrusem stole z otwartą butelką wina i dwoma kieliszkami. Na środku stołu stała taca z oliwkami i różnymi serami.
– Widzę, że jak zwykle jesteś na czas – zauważyła Gisela, ściskając kobietę.
– Nie mogę pozwolić, żeby przedstawicielka prawa czekała na zwykłą dziennikarkę – odpowiedziała Monica z uśmiechem i puściła oczko do przyjaciółki.
Nalała wina Giseli i postawiła kieliszek przed pustym krzesłem.
Policjantka zdjęła wymięty zimowy płaszcz Martina i powiesiła go na oparciu siedzenia. Usiadła i uniosła kieliszek w kierunku przyjaciółki.
– Dziękuję, że zmusiłaś mnie do wyjścia – przyznała. – Wiesz, że naprawdę to doceniam, nawet jeśli marudzę.
– Wiem. Ty zrobiłabyś to samo dla mnie.
– Mam nadzieję, że nigdy nie znajdziesz się w takiej sytuacji jak ja. A tak przy okazji, jak twój chłopak?
– Jest cudowny – oznajmiła Monica, rumieniąc się. – Ale najpierw pogadajmy o tobie. Wiem, że ten czas jest dla ciebie trudny. I pewnie byś się do tego nie przyznała, gdyby nie moje naciski. Dlatego jestem tu, żeby zadawać trudne pytania. Może moja dziennikarska dociekliwość się tu przyda.
Gisela przełknęła ślinę, powstrzymując się od płaczu. Wciąż bolały ją rozmowy o Martinie, mimo że od jego śmierci minęły już dwa lata.
– No cóż, Boże Narodzenie prawdopodobnie już nigdy nie będzie takie samo – przyznała.
Monica sięgnęła przez stół i wzięła ręce Giseli w swoje ciepłe dłonie.
– To takie niesprawiedliwe. Musiałaś patrzeć, jak miłość twego życia słabnie i umiera w straszny sposób. Nikt nie powinien przez to przechodzić.
– To wciąż bardzo boli. Chyba nigdy nie pogodzę się z tym, co przydarzyło się Martinowi, z jego nieobecnością.
Monica ścisnęła jej dłonie.
– Wiem, że to trudne i może wydawać się niemożliwe, ale spróbuj zostawić przeszłość za sobą. Martin by nie chciał, żebyś do końca życia pozostała sama.
Gisela wyrwała ręce z uścisku Moniki. Podniosła kieliszek do ust, aby ukryć rozpacz.
Dlaczego wszyscy chcieli, żeby nie myślała o przeszłości? Czy w ogóle było to możliwe?
Monica sięgnęła po ser i ukroiła gruby plaster manchego. Przeżuwała powoli, czekając, aż przyjaciółka nieco ochłonie.
– Co robisz w Wigilię? – zapytała.
Gisela westchnęła. Dotąd starała się o tym nie myśleć. Na szczęście miała na głowie śledztwo w sprawie morderstwa, więc mogła zająć się czymś innym.
– Zamierzałam pracować. Ale zostało mi zdecydowanie za dużo urlopu, który muszę wykorzystać przed końcem roku. A teraz, ze względu na trwające śledztwo, raczej nie będę mogła wziąć wolnego już na początku grudnia.
– No właśnie, jak ci idzie? Masz jakieś nowe tropy teraz, kiedy media opublikowały nazwiska i zdjęcia ofiar?
– Jeśli jeszcze raz mnie o to zapytasz, będę musiała stąd wyjść – powiedziała Gisela, tylko na wpół żartując.
Monica uniosła dłonie w geście obronnym.
– Przepraszam, to takie skrzywienie zawodowe. Nie wspomnę już dziś o tajemniczych zgonach w Tulisaari. Poza tym mam inne kontakty w komisariacie, które na bieżąco mnie informują. Szczerze mówiąc, chyba powinnaś coś zrobić z tymi wszystkimi przeciekami.
Monica uśmiechnęła się, jakby udawała, że żartuje, ale policjantka wiedziała, że przyjaciółka mówi prawdę. Miała tylko nadzieję, że nie chodzi o jednego z jej funkcjonariuszy.
Kiedy kieliszki zostały opróżnione, Monica ponownie nalała wina, najpierw Giseli, później sobie. Policjantka nie powinna więcej pić, ale dziś wieczorem czuła niepokój z powodu nieprzemijającej żałoby po mężu i skomplikowanego śledztwa w sprawie morderstwa.
– Wracając do Wigilii, oferta świętowania ze mną i moimi siostrami pozostaje aktualna.
– Dziękuję, jesteś kochana. Ale chyba wolę być sama. Mam zamiar obejrzeć wszystkie trzy części Ojca chrzestnego, to był ulubiony film Martina. Napiję się wina w towarzystwie moich mafijnych kotów. Zapomnę o problemach.
Zdobyła się na wymuszony uśmiech, lecz Monica go nie odwzajemniła. Martwiła się trudną sytuacją przyjaciółki. Gisela nieraz widziała już ten wyraz twarzy u przyjaciół i znajomych. Zwłaszcza w okresie świąt Bożego Narodzenia. Dlatego wolała być sama.
Odsunęła od siebie przygnębiające myśli.
– Dość już o mnie – obwieściła z wymuszoną wesołością. – Teraz możesz mi opowiedzieć o sobie i Mattiasie.
– Och, Mattias jest absolutnie cudowny. Zapytał, czy chcę z nim zamieszkać.
Gisela nie mogła się powstrzymać od okrzyku.
– Ale dopiero się poznaliście! Co tak naprawdę o nim wiesz?
Monica natychmiast przyjęła postawę obronną.
– Wiem, że znamy się krótko, ale on jest naprawdę wyjątkowy. Kocha mnie, a ja kocham jego. To wszystko, co muszę wiedzieć. Niedługo skończę pięćdziesiąt dwa lata. Wystarczająco długo czekałam, żeby znaleźć miłość.
Teraz to Gisela uniosła dłonie.
– Przepraszam, trochę mnie to zaskoczyło. Nie wiedziałam, że wasz związek stał się tak poważny.
– W porządku. To moja wina, że przez ostatnie kilka tygodni nie widywałyśmy się za często. Mattias całkowicie mnie pochłonął. Czuję się jak nastolatka. Kto by pomyślał, że w naszym wieku można być tak szalonym?
Zachichotała i ponownie sięgnęła po butelkę.
– Dolać ci?
– Nie, dziękuję – odmówiła Gisela, której kieliszek pozostał w połowie pełny. – Muszę dziś jeszcze prowadzić auto.
Posmarowała kawałek bagietki serem pleśniowym i wzięła go do ust, a Monica popijała wino.
– Czy Mattias nie mieszka gdzieś w środku lasu? – chciała wiedzieć Gisela.
– Tak, ma fantastyczny dom. Z przodu wygląda jak zwykły czerwony budynek z drewna. Ale z tyłu cała ściana jest przeszklona. Siedząc w środku, można jednocześnie cieszyć się bliskością natury.
Kobiecie zrobiło się gorąco na myśl o ciemnym lesie bezpośrednio za oknem. Każdy mógł ukryć się wśród jodeł i zajrzeć do domu. Nie, zdecydowanie wolała panoramę potężnego morza i szeroki horyzont.
– Nie będziesz tęsknić za życiem w mieście? – zapytała ostrożnie.
Monica wzruszyła ramionami.
– Zbyt długo wiodłam słodkie życie singielki w Vaasa. Nie mogę się doczekać, aż rozpocznę nowy rozdział.
Gisela naprawdę życzyła przyjaciółce wszystkiego najlepszego, ale nie mogła pozbyć się uczucia niepokoju. Monica znała tego mężczyznę zaledwie od kilku miesięcy. Skąd ten pośpiech?
– Jeśli chcesz, mogę sprawdzić Mattiasa w naszych rejestrach. Tak na wszelki wypadek, zanim podejmiesz decyzję. Jego nazwisko to Öberg?
– Już się zgodziłam. On jest zupełnie zwyczajnym człowiekiem. Nie ma żadnych mrocznych sekretów. Poza tym już dawno Mattiasa googlowałam. Wierz mi, że w jego przeszłości nie ma nic niepokojącego.
– Hm – zamyśliła się Gisela. – Google nie wie wszystkiego o mrocznych sekretach ludzi.
Niezależnie od tego, co uważała Monica, postanowiła, że pierwszą rzeczą, jaką zrobi następnego dnia po przyjściu do pracy, będzie sprawdzenie informacji o Mattiasie Öbergu.
NICOLE
Nicole zaczęła się już martwić, że GPS wyprowadził ją w pole, gdy niebieska kropka spotkała się z czerwoną igłą na mapie. Kobieta znalazła się na wąskiej gruntowej drodze w środku lasu, gdzieś w pobliżu Tervajoki. Od dłuższego czasu nie minęła żadnych zabudowań. Przed chwilą znowu zaczął padać śnieg, więc martwiła się, że utknie na tym odludziu. Kilkaset metrów dalej dostrzegła niewielkie gospodarstwo z czerwonym domem z żółtymi drzwiami i dwoma budynkami w typowym dla Ostrobotni stylu. Samochód powoli brnął przez sypki śnieg.
Kobieta zaparkowała przed domem i wyłączyła silnik. W każdym oknie paliły się dwie tradycyjne świece. Czuła niepokój powoli rozprzestrzeniający się po całym ciele. Słaby blask wydobywał się z lampy umieszczonej na schodach przed wejściem i padał z okien jednego z budynków gospodarczych. Nie było żadnych innych oznak świadczących o tym, że w pobliżu znajduje się inna żywa osoba. A może Mattias już nie żył, a morderca czaił się w pobliżu? Przycisnęła nos do szyby. Ta zaparowała, więc Nicole widziała tylko zamazane kontury niezliczonych drzew. Można było odnieść wrażenie, że las zbliża się do niej. Nagle przyszła jej do głowy kolejna, bardziej przerażająca myśl. A może to Mattias jest zabójcą? Jeśli tak, to dała się złapać w pułapkę. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie zawrócić i nie pojechać do domu. Przypomniała sobie, jak poprzedniego wieczora Gabriel rzucił się na nią, by ją przestraszyć i uciszyć. Wpadła w panikę, kiedy uświadomiła sobie, że nikt nie usłyszy jej krzyku. Nie miała innego wyboru, jak tylko obiecać Gabrielowi, że nic nikomu nie powie.
Dlaczego dała się namówić na spotkanie tutaj, a nie w mieście? Mattias powiedział, że jest zajęty przygotowaniami do piątkowego jarmarku bożonarodzeniowego w Stundars. Równie dobrze mógł to być pretekst, żeby ją tu ściągnąć. Tak daleko, na tym odludziu, nikt jej nie pomoże.
Nagle do auta podbiegło pięć husky, które pojawiły się nie wiadomo skąd. Szczekały głośno, obnażały zęby i świdrowały ją niesamowitymi lodowato niebieskimi oczami. Serce trzepotało jej w piersi jak uwięziony ptak. Skuliła się na siedzeniu kierowcy. Wyobraziła sobie, jak rozwścieczone bestie rzucają się na samochód, rozbijają szyby i atakują ją ogromnymi szczękami. Psy otoczyły pojazd, a ich szczekanie stawało się coraz bardziej natarczywe. Teraz nie mogła ani odjechać, ani wysiąść. Skuliła się jeszcze bardziej. Rozglądała się z niepokojem. Nie zamierzała pozwolić, aby strach przed psami uwięził ją tutaj, w tym odludnym miejscu. Poprawiła się w fotelu. Uruchomiła silnik i zatrąbiła, żeby odstraszyć zwierzęta. Wówczas drzwi jednego z budynków gospodarczych się otworzyły. Jakiś rosły facet krzyknął coś po fińsku do zwierząt, które natychmiast wróciły tam, skąd przyszły. Następnie ich właściciel długimi krokami ruszył w stronę samochodu. Serce Nicole waliło jak szalone. Zamknęła oczy, gdy mężczyzna chwycił za klamkę od zewnątrz i szarpnął drzwi. Jej oddech przyspieszył, kiedy pochylił się nad nią jak jakaś wielka bestia.
Jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. To był Mattias Öberg. Nicole wypuściła powietrze. Zatem trafiła pod właściwy adres.
– Nicole, dawno się nie widzieliśmy. Naprawdę miło cię znowu widzieć, szkoda, że nie w przyjemniejszych okolicznościach – powiedział Mattias, robiąc poważniejszą minę. – Chyba domyślam się, dlaczego chciałaś się spotkać. Chodźmy do warsztatu. Nie będzie ci przeszkadzać, że będę pracował podczas naszej rozmowy?
– Nie, wcale. Czym się zajmujesz? – zapytała Nicole, wysiadając z samochodu na drżących nogach.
– Wszystkim po trochu – odpowiedział niewyraźnie.
Kobieta rozejrzała się za psami. Nigdzie nie było ich widać, więc poszła za znajomym po złowieszczo skrzypiącym pod stopami śniegu.
W warsztacie było ciepło i przytulnie. W kominku palił się ogień, a podłogę z desek pokrywała miękka warstwa trocin. Ręczne narzędzia do drobnej stolarki i piękne drewniane przedmioty zajmowały każdą wolną powierzchnię ścian. Nicole nie była w stanie się zrelaksować. Wszystkie te ostre narzędzia ją niepokoiły.
Mattias przywodził na myśl niedźwiedzia. Był wysoki i szeroki w ramionach. Miał zmierzwione włosy i długą brodę. Jego duże dłonie przypominały niedźwiedzie łapy. Miał w sobie coś dzikiego i nieprzewidywalnego. Zawsze tak uważała. W desperacji zaczęła się zastanawiać, jakie by to było uczucie, gdyby Mattias ją dotknął. Potem wzdrygnęła się na myśl o tym, co te ręce mogą zrobić. Zmiażdżyłyby ją jak robaka.
– Chcesz piwo? – zaproponował.
– Nie, dziękuję, prowadzę. Ale poproszę szklankę wody, jeśli masz.
Zaschło jej w gardle, a język w ustach wydawał się zbyt duży.
– Nie ma sprawy. Wrócę za kilka minut – odpowiedział, a zanim ponownie wtopił się w ciemność, wokół jego sylwetki widać było wirujące płatki śniegu.
Nicole obserwowała, jak mężczyzna wkroczył do domu. Teraz miałaby szansę się wymknąć. Uchyliła drzwi i ostrożnie wyszła na zewnątrz. Głośne warczenie sprawiło, że cofnęła się i pośpiesznie zamknęła za sobą drzwi. Nigdy w życiu nie odważyłaby się podążyć w ciemność, gdzie czekało pięć wściekłych, gotowych rzucić się na nią psów.
Mattias wracał do warsztatu z butelką wody mineralnej i piwem w jednej ręce oraz długim, spiczastym przedmiotem w drugiej. Spanikowana Nicole rozejrzała się i szybko zdjęła ze ściany ostre szydło. Ledwie zdążyła ukryć je w rękawie kurtki, kiedy usłyszała za sobą kroki mężczyzny.
Odchrząknął.
– Tym się zajmuję – oznajmił, unosząc przedmiot trzymany w dłoni.
Był to wspaniały świecznik z pięknego czerwonobrązowego drewna. Nicole przesunęła palcami po gładkiej powierzchni.
– Naprawdę śliczny – oceniła i poczuła, jak jej spięta szyja nieco się rozluźnia.
Z tego, co pamiętała, Mattias był niezwykle miłym i troskliwym mężczyzną, chociaż pierwsze wrażenie mogło być nieco onieśmielające.
Podał Nicole butelkę wody mineralnej, a ona wypiła połowę jednym haustem.
– Tam możesz powiesić kurtkę – powiedział, wskazując na zlokalizowany przy drzwiach wieszak, który prawdopodobnie sam wykonał.
Ogień rozpalił się na dobre. W warsztacie zrobiło się gorąco jak w saunie. Na skroniach dziewczyny pojawiły się drobne krople potu.
– Dziękuję. Nie zostanę tu długo – poinformowała Nicole, nadal trzymając szydło w rękawie kurtki.
Mattias miał na sobie jedynie długie spodnie i dużą, zapiętą pod szyją koszulę w kratę. Podwinął rękawy.
– Jak wolisz, ale tu jest gorąco. W kominku zawsze pali się ogień. Niektóre moje rękodzieła, takie jak deski do krojenia i miski, poddaję obróbce ogniowej. Opalanie drewna to starożytna japońska metoda, która nadaje każdemu przedmiotowi niepowtarzalny wygląd – wyjaśnił.
Zdjął z półki dużą drewnianą misę o przyciemnionej powierzchni. To piękne naczynie świetnie prezentowałoby się na stoliku kawowym w salonie Nicole. Gdyby zobaczyła je w sklepie, może kupiłaby sobie je jako wcześniejszy prezent świąteczny.
Mattias wyjął z tylnej kieszeni paczkę papierosów.
– Chcesz? – zapytał, wyciągając paczkę w jej kierunku.
Skinęła głową i z wdzięcznością przyjęła papierosa, którego zapalił dla niej Mattias. Wzięła głęboki oddech, żeby się uspokoić.
– Nie przyjechałaś tutaj, żeby oglądać moje dzieła. Myślę, że chcesz porozmawiać o tych zgonach w Tulisaari – stwierdził gospodarz.
Pot spływał po plecach Nicole. Pociągnęła jeszcze kilka łyków wody.
– Zastanawiam się tylko, co o tym wiesz? – oznajmiła.
– Ja? Nic nie wiem.
– Więc nie było cię tam?
Mattias posłał jej dziwne spojrzenie. Odwrócił się plecami i zaczął dmuchać miechem na ogień.
– Nie, co miałbym tam robić? To wszystko czysty nonsens. Trzymam się z daleka od szantażu i innych bzdur.
Szydło otarło się o przedramię kobiety.
– A może nam też coś grozi? – zastanawiała się Nicole, ocierając pot z czoła.
Mattias wciąż stał tyłem do niej, więc nie widziała jego wyrazu twarzy, gdy odpowiadał.
– Nie, słyszałem z wiarygodnego źródła, że według policji było to zbiorowe samobójstwo. To nie ma z nami nic wspólnego.
– Ale dlaczego mieliby chcieć się zabić? To nielogiczne.
– Może nie mogli żyć z wyrzutami sumienia. Nie mam pojęcia.
– A ty nigdy nie myślisz o tym, co się stało? – zapytała Nicole.
Mattias odwrócił się pospiesznie.
– Nie, staram się tego nie robić. I myślę, że ty też nie powinnaś. Musimy żyć dalej. Nie zrobiliśmy nic złego. Nie mam nic do wyznania.
– Z naszej winy zginął człowiek – niemal szepnęła Nicole.
– Na twoim miejscu nie szedłbym na policję – powiedział groźnie Mattias, w jego czarnych źrenicach tańczyły odbicia płomieni.
Jego twarz wykrzywiła się w grymasie. Nicole mocno ścisnęła dłonią rączkę szydła. Z zewnątrz dobiegało szczekanie psów.
GISELA
Pusty, położony na cyplu dom Giseli otaczały śnieżne zaspy. W mroźną zimową noc wyglądał na ciemny i opuszczony. Jedyną świąteczną dekoracją w środku był świecznik stojący w kuchennym oknie od ostatnich świąt Bożego Narodzenia. Teraz, w pustym domu, wyglądał żałośnie i samotnie. To Monica kupiła jej ten świecznik. Tego samego dnia przyjaciółka przyniosła także domek z piernika, który Gisela zjadła w zaledwie kilka dni. Po świętach nie mogła się zabrać za spakowanie świecznika, a teraz znów był grudzień, więc równie dobrze mógł już tu stać.
Po spotkaniu z Monicą policjantka wróciła do komisariatu, aby dokładniej przejrzeć sprawozdanie z miejsca zbrodni i raport koronera.
Zanim technicy policyjni dotarli tam, przed domem przy Tervatie 26 dużo się działo, poza tym w nocy padał śnieg. Wiele odcisków butów było niewyraźnych lub zostały zadeptane, dlatego nie można było wykluczyć, że do domu weszło więcej osób, niż wskazywały na to ślady. Największym problemem związanym z zabezpieczaniem odcisków na śniegu było to, że wszystko dookoła pokrywała biel, więc uzyskanie dobrego kontrastu podczas fotografowania nie należało do łatwych czynności. Nawet jeśli użyje się różnych proszków, rozróżnienie szczegółów może być trudne. Mogli być pewni jedynie tego, że Mirjam, Tim, Ulrika, Sylvia i Kalev znaleźli się przed wejściem do domu. W ogrodzie za budynkiem nie było żadnych śladów, z wyjątkiem tropów małych zwierząt i ptaków. Świeży śnieg leżał nietknięty na ziemi.
Wytarte odciski palców oraz fakt, że ofiary wyglądały, jakby je ułożono już po wypiciu grzanego wina ze śmiercionośnym dodatkiem, potwierdzały, że w czwartkowy wieczór na miejscu była obecna jeszcze co najmniej jedna osoba. Ogólnie rzecz biorąc, raport wskazywał, że Gisela miała rację, traktując te zgony jako morderstwa. Nie dało im to jednak nic więcej.
Zrobiło się już dość późno, gdy wracała do domu. Od lunchu zjadła tylko kilka krakersów i trochę sera, ale była zbyt zmęczona, żeby gotować. Bez większej nadziei przeszukała lodówkę w poszukiwaniu czegoś gotowego. Znalazła tylko trzydniową sałatkę z kurczakiem, którą kupiła pod wpływem impulsu, i kilka kawałków wyschniętego sera. Następnie otworzyła zamrażarkę i wyjęła pudełko lodów waniliowych. Nałożyła sobie dużą porcję i polała ją sosem czekoladowym. Następnie nalała do dużego kieliszka czerwonego wina i zabrała wszystko ze sobą do salonu, gdzie rozpaliła ogień w kominku.
Ponieważ był Dzień Niepodległości Finlandii, Gisela zapaliła dwie niebiesko-białe świece, które postawiła w oknie. Martin powiedział jej, że w tej tradycji istnieje wiele interpretacji, dlaczego dzień ten przypada szóstego grudnia. Jedni twierdzą, że na początku był to hołd złożony szwedzkiej rodzinie królewskiej, ale na przełomie XIX i XX wieku dzień ten stał się symbolem protestów przeciwko ówczesnym działaniom rusyfikacyjnym. Podczas walki ruchu łowieckiego o wyzwolenie Finlandii spod carskiej Rosji te dwie świece oznaczały, że młodzi myśliwi przeszkoleni w Niemczech mogą bezpiecznie prosić o schronienie. Dopiero później świece stały się częścią obchodów niepodległości, symbolem domu i ojczyzny.
Gisela włączyła telewizor, w którym na żywo transmitowano odbywający się w Pałacu Prezydenckim bal. Nie śledząc tego, co dzieje się na ekranie, zostawiła włączony dźwięk w tle. Pod obrusem na stoliku do kawy leżały jej najnowsze puzzle. Motyw zimowego krajobrazu górskiego podzielonego na dwa tysiące kawałków. Dotarła już mniej więcej do połowy, więc obraz stawał się coraz wyraźniejszy. Aby rzucić sobie wyzwanie, Gisela zwykle chowała pudełko i próbowała dopasować elementy układanki, nie patrząc na wzór. Łączenie kawałków wymagało uważności. Dopasowywanie ich we właściwej kolejności, aby ostatecznie stworzyć pełny obraz, dawało niesamowitą satysfakcję. Podobnie było w przypadku śledztwa w sprawie morderstwa. Podczas układania puzzli umysł Giseli pracował na pełnych obrotach.
Jej myśli wróciły do tego, co powiedział Linus po przesłuchaniu Kaleva Tamma. Ktoś zamówił sześć pizz, ale kiedy przyjechała policja, w domu przy Tervatie dwadzieścia sześć znajdowały się tylko cztery osoby. Czy faktycznie było dwóch sprawców?
Środa, 7 grudnia 2022 roku
LINUS
Linus dopiero co założył na siebie strój narciarski i poprawiał czołówkę, gdy przed domem trzykrotnie zatrąbił samochód. Mężczyzna szybko otworzył drzwi wejściowe, żeby zobaczyć, co się dzieje. Miał nadzieję, że hałas nie obudził reszty rodziny. Na zegarze w salonie nie minęła jeszcze szósta trzydzieści.
Na drodze stał radiowóz. Szyba po stronie kierowcy się zsunęła. W oknie pojawiła się Gisela.
– Pospiesz się, to podwiozę cię dzisiaj do pracy.
Podczas gdy Linus sznurował buty, z sypialni wyszła Josefin z potarganymi włosami i zmarszczonymi brwiami.
– Co się dzieje? – zapytała.
– Nic. Szefowa po mnie przyjechała.
– Myślałam, że dzisiaj wybierasz się do pracy na nartach.
– Też tak myślałem. Ale Gisela najwyraźniej ma inne plany. Połóż się jeszcze. Jest dopiero po szóstej – powiedział Linus.
Josefin ziewnęła i wyjrzała przez okno.
– Chyba trochę za wcześnie na wizyty domowe? Nawet jeśli jest się czyimś przełożonym.
Linus wzruszył ramionami.
– Trwa śledztwo w sprawie morderstwa. Przypuszczam, że Gisela nawet w normalnych okolicznościach nie przejmuje się takimi drobnostkami jak zdrowy rozsądek i etykieta.
– O której wrócisz wieczorem do domu? – zapytała Josefin.
– Nie wiem. Nie czekaj na mnie.
Linus pocałował żonę w usta i wybiegł, zanim Gisela zdążyła ponownie nacisnąć klakson.
Kiedy usiadł na miejscu pasażera i zamknął drzwi, policjantka spojrzała na zegar.
– Pokonanie odległości z domu do samochodu zajęło ci prawie cztery minuty.
– Twoje trąbienie obudziło moją żonę. Musiałem ją powstrzymać, bo chciała wyjść i dać ci lekcję manier – odparł Linus z uśmiechem.
Gisela w odpowiedzi mruknęła coś niewyraźnie, ale Linus zauważył, że kąciki jej ust drgnęły.
– Chciałam porozmawiać w drodze do komisariatu – stwierdziła Gisela i uruchomiła samochód.
Jechali przez dzielnicę mieszkalną, gdzie, ludzie powoli zaczynali się budzić i przygotowywać na nowy dzień. Gisela minęła kościół i zamek. Potem skręciła na południe.
– To nie jest droga do centrum miasta – zauważył Linus.
Gisela posłała mu mordercze spojrzenie.
– Wiem. O ósmej mam spotkanie z prokuratorem, a my mamy dużo do omówienia, więc pomyślałam, że pojedziemy naokoło. Czego dowiedzieliście się wczoraj od chłopaka Mirjam, Simona Anttili? Mógł być w to w jakiś sposób zamieszany? Ma powiązania ze światkiem przestępczym, więc nie jest wykluczone, że zlecił komuś zabójstwo. No i przebywa w więzieniu za przestępstwa narkotykowe. Wie, jak uzyskać dostęp do fentanylu.
– Wszystko jest w raporcie, który zostawiłem wczoraj na twoim biurku, kiedy poszłaś na jakieś ważne spotkanie – powiedział Linus.
Gisela machnęła lekceważąco ręką.
– Nie miałam czasu tego czytać. Chcę to usłyszeć od ciebie.
– Będziemy mieć oko na Simona po jego zwolnieniu. Trudno mi jednak wyobrazić sobie jego udział w morderstwie. On i jego kumple nie są typami, którzy używają trucizny, kiedy chcą się kogoś pozbyć. Poza tym nie miał powodu, żeby zabić pozostałych.
– Mogą być ofiarami pośrednimi – zasugerowała Gisela bez przekonania.
– Przecięcie nadgarstków Tima i Ulriki jest zbyt osobiste – stwierdził Linus.
– Zgadzam się. A czego jeszcze dowiedzieliśmy się o ofiarach?
Policjant się zamyślił.
– Właściwie nie powiedziano nam dużo więcej o ich życiu prywatnym. Mirjam nie miała wielu bliskich przyjaciół. Większość znajomych zaczęła jej unikać ze względu na jej związek z Anttilą.
– Co wiemy o Timie Braunie i jego dziewczynie Ulrice?
– Tim pochodzi z Frankfurtu w Niemczech. Dwa lata temu przeprowadził się do Vaasa ze względu na pracę. Przy okazji miał fińskie korzenie. Jego babcia była Finką. Na początku drugiej wojny światowej zakochała się w niemieckim oficerze. Finlandia wówczas walczyła po stronie Hitlera, aby odzyskać ziemie utracone na rzecz Rosji podczas wojny zimowej. Ale pod koniec wojny, kiedy Finlandia dołączyła do aliantów, babcia i dziadek Tima Brauna musieli opuścić Finlandię i przenieść się do Niemiec.
– Interesujące, ale mało istotne – stwierdziła Gisela, machając lekceważąco ręką. – Jest coś jeszcze?
– Tim miał niewielu znajomych poza pracą. Dopóki nie spotkał Ulriki, większość wolnego czasu spędzał, grając na komputerze i zajmując się programowaniem. Jedna z przyjaciółek kobiety powiedziała, że ćwiczyły razem zumbę dwa razy w tygodniu, ale Ulrika przestała chodzić na zajęcia, kiedy poznała Tima.
Gisela zastanawiała się przez chwilę, przetwarzając informacje.
– A jak się poznali? Tim i Ulrika?
– Nikt z ich przyjaciół nie wie tego dokładnie poza tym, że było to w okolicach poprzedniego Bożego Narodzenia. A teraz Tim planował romantyczny weekend w grudniu, aby uczcić pierwszą rocznicę ich związku. Kolega Tima twierdzi, że mężczyzna zamierzał się oświadczyć swojej partnerce.
– A jak im się układało? – dociekała Gisela.
– Według znajomych wyglądali na szczęśliwych. Niedawno zamieszkali razem i snuli plany na przyszłość. Nic nie wiadomo o żadnych zazdrosnych byłych partnerach. Ale rozmawiałem też z taksówkarzem, który zawiózł Tima i Ulrikę pod adres Tervatie dwadzieścia sześć. Powiedział, że przez całą podróż siedzieli w milczeniu i prawie na siebie nie patrzyli. Według niego w samochodzie panowała grobowa atmosfera. Chociaż może tak mu się teraz wydaje po tym, co się wydarzyło.
Gisela zwolniła. Dotarli do komisariatu. Parkując samochód, policjantka nadal zadawała pytania:
– Co jeszcze powiedział taksówkarz?
– Potwierdził, że na zewnątrz nie stało żadne auto, ale w domu paliło się światło – odpowiedział Linus.
– A druga taksówka? Kto nią przyjechał? – chciała wiedzieć Gisela.
– Kierowca pamięta, że przed więzieniem wsiadła do niej samotna kobieta. Prawdopodobnie była to Mirjam. Zapłaciła kartą, więc łatwo będzie to potwierdzić. Tylko to chwilę potrwa – poinformował Linus.
– Po spotkaniu z prokuratorem jadę do szpitala, aby porozmawiać z Sylvią. Miejmy nadzieję, że wyjawi nam coś więcej.
GISELA
Sylvia Adler leżała w szpitalnym łóżku. Spała, więc Gisela usiadła na krześle dla odwiedzających i czekała, aż pacjentka się obudzi. Kobieta była blada i miała cienie pod oczami. Nawet we śnie nie wyglądała na spokojną.
Na stoliku nocnym ustawiono kilka bukietów kwiatów i kartki z życzeniami. Gisela ostrożnie po nie sięgnęła. Przeczytała jedną po drugiej. Typowe pozdrowienia od przyjaciół i rodziny oraz życzenia szybkiego powrotu do zdrowia. Absolutnie nic podejrzanego.
Kiedy skończyła przeglądać, zauważyła, że Sylvia już się obudziła i obserwuje ją z ciekawością.
– Dzień dobry, jak się pani czuje? – odezwała się Gisela.
Kobieta z trudem usiadła.
– Lepiej, ale nadal kręci mi się w głowie. Nie jest pani lekarką, prawda?
– Nie, inspektorka Gisela Forsell. To ja prowadzę śledztwo w sprawie Tervatie dwadzieścia sześć. Czy możemy chwilę porozmawiać? Mam tylko kilka pytań.
– Raczej tak – zgodziła się Sylvia bezbarwnym głosem.
– Czy wie pani, co stało się z pozostałymi? – zapytała cicho policjantka.
– Słyszałam, że nie żyją – powiedziała Sylvia, spuszczając wzrok.
Łza powoli spłynęła jej po policzku.
– Dlaczego spotkaliście się w domu przy Tervatie dwadzieścia sześć?
– Poznaliśmy się dzięki aplikacji, przez którą można znaleźć nowych przyjaciół. W internecie można szukać nie tylko miłości. Również nowych znajomych. Spotykaliśmy się, żeby zjeść pizzę i pograć w karty.
– Kto zasugerował, żebyście się tam spotkali?
Sylvia pokręciła głową.
– Nie pamiętam. Możliwe, że to była Mirjam, ale nie jestem tego pewna.
– Jak przyjechała pani pod ten adres? Nie było tam pani samochodu.
Kobieta zmarszczyła brwi, jakby usiłowała sobie coś przypomnieć.
– Chyba ktoś mnie podwiózł.
– A dokładniej? – dociekała Gisela.
Sylvia nie odpowiedziała.
– Czy może pani wyjaśnić, co się stało po dotarciu na miejsce?
– Mirjam pojawiła się pierwsza. Potem ja. Tim i Ulrika przybyli jako ostatni. Przyjechali razem.
– Czy był tam ktoś jeszcze?
– Nie, tylko my czworo.
– Ale zamówiono sześć pizz. Kto miałby zjeść dwie pozostałe?
Kobieta pokręciła głową ze zdumieniem.
– Nie wiem. Było nas czworo.
– Kto zamawiał pizzę?
Sylvia przygryzła wargę.
– Jeśli to Mirjam zaproponowała spotkanie w tym miejscu, to pewnie ona też zamówiła pizzę.
– Chociaż nie jest pani tego do końca pewna – stwierdziła krótko Gisela, starając się, aby w jej głosie nie było słychać zniecierpliwienia.
Kobieta pokręciła głową ze smutkiem.
– Dobrze, a co się stało, gdy wszyscy przyszli? Czy wie pani, kto… was skrzywdził?
Sylvia zalała łzami.
– Nie wiem. Było nas tam tylko czworo. Nie pamiętam, co się stało. Piłam grzane wino, które przyniosła Mirjam. A potem nie mam pojęcia, co się działo. Obudziłam się w szpitalu w niedzielę rano – łkała.
Policjantka podała jej chusteczkę.
– W porządku. Na tym skończymy na dzisiaj. Ale chciałabym jeszcze wrócić do tego tematu za jakiś czas.
Sylvia skinęła głową.
– Czy ma pani jakichś krewnych? – zapytała Gisela nie tylko z troski, ale także po to, by uzyskać lepszy obraz życia Sylvii Adler.
– Moi rodzice mieszkają w Jakobstad, mama była tu kilka razy.
– Rozumiem – stwierdziła inspektorka i już miała wstać, gdy do pokoju weszła pielęgniarka z kolejnym bukietem kwiatów.
– Zobacz, co dostałaś – oznajmiła radośnie.
Sylvia przyjęła kwiaty z uśmiechem. Ale ten zniknął, gdy zobaczyła doczepioną do bukietu kartkę.
Gisela szybko wyjęła ją z dłoni pacjentki. Na pocztówce widniała alpejska wioska. „Dziwaczny wybór w przypadku bukietu dla chorej”, pomyślała. Najwyraźniej miało to jakieś znaczenie, bo Sylvia bardzo się zdenerwowała. Poza tym widok był dziwnie znajomy.
Gisela odwróciła kartkę i przeczytała na głos:
– „Kuruj się! Mam nadzieję, że wkrótce poczujesz się lepiej i będziesz mogła wrócić do domu. Od prawdziwego przyjaciela, który nigdy nie zawodzi”.
Poza tym, że nadawca nie podpisał się swoim imieniem i nazwiskiem, życzenia nie różniły się znacząco od pozostałych. Ale Sylvia wyglądała na przerażoną.
– Wie pani, dlaczego ktoś przysłał ten widok? – zapytała Gisela.
Kobieta zacisnęła usta i energicznie pokręciła głową.
– Wie pani, co to znaczy?
Ponownie zaprzeczyła.
– Nie rozpoznaje pani pisma? – dociekała policjantka, podnosząc kartkę, żeby Sylvia mogła się dobrze przyjrzeć.
– Nie mam pojęcia, kto to przysłał – stwierdziła, odwracając głowę w stronę ściany.
– Niestety muszę to zabrać ze sobą do analizy – przekazała Gisela, wkładając pocztówkę do przezroczystej torby na dowody.
Kiedy wychodziła z sali, pacjentka nadal wpatrywała się uparcie w ścianę. Na korytarzu policjantka od razu zadzwoniła do Freddy’ego.
– Czy to ci coś mówi? – zapytała i przeczytała tekst na bileciku: – „Kuruj się! Mam nadzieję, że wkrótce poczujesz się lepiej i będziesz mogła wrócić do domu. Od prawdziwego przyjaciela, który nigdy nie zawodzi”.
Przez dłuższą chwilę panowała cisza, po czym Freddy powiedział:
– Ten ostatni fragment o prawdziwym przyjacielu, który nigdy nie zawodzi, może nawiązywać do słów Konfucjusza: „Milczenie jest prawdziwym przyjacielem, który nigdy nie zawodzi” lub „prawdziwym przyjacielem, który nigdy nie zdradza”, w zależności od tego, co ktoś ma na myśli.
– Więc możliwe, że to wcale nie są życzenia powrotu do zdrowia, ale groźba?
– Być może nadawca chce zniechęcić Sylvię do rozmów z policją – zgodził się Freddy.
GABRIEL
Gabriel dostrzegł z daleka płomiennie rude włosy Riiny. Wystawały spod czapki i okalały jej twarz niczym końska grzywa. Trzymała za rękę Nelli, która radośnie podskakiwała u boku matki. Kiedy dziewczynka dostrzegła Gabriela, puściła dłoń Riiny i pobiegła w jego stronę. Mężczyzna wziął ją na ręce i uniósł wysoko.
– Gotowa na jazdę na łyżwach? – zapytał, otrzymując w odpowiedzi zdecydowane „tak”.
Lodowisko oświetlały reflektory i sznury świątecznych lampek. Z głośnika leciała świąteczna muzyka, a w powietrzu unosiły się zapachy grzanego wina, hot dogów i prażonych migdałów. Słychać było śmiech i okrzyki osób świetnie bawiących się na lodzie.
Riina podeszła bliżej i uściskała Gabriela. Odważył się pocałować ją lekko w policzek. Nie wzdrygnęła się, czując jego dotyk, co było dużym postępem.
– To naprawdę dobry pomysł – powiedziała, uśmiechając się z uznaniem do mężczyzny, któremu szybciej zabiło serce. Następnie dodała:
– Szkoda, że rzadko spędzaliśmy tak czas, kiedy jeszcze byliśmy rodziną.
Gabrielowi zrobiło się przykro, ale ostatnią rzeczą, jakiej chciał, było rozpoczynanie kłótni, więc zdecydował się zignorować tę uwagę.
– Masz łyżwy? – zwrócił się do Nelli.
Skinęła głową i wyjęła z plecaka parę różowych łyżew z Hello Kitty.
Mężczyzna pomógł jej je zawiązać. Potem założył swoje stare buty hokejowe, których nie używał od czasów szkoły średniej. Przypomniał sobie, jak dyrektor szkoły otwierał sezon łyżwiarski, wychodząc na zamarzniętą rzekę i trzykrotnie podskakując. Jeśli lód nie pękł, dzieci mogły swobodnie jeździć, nawet jeśli przy brzegu pluskała woda.
Gabriel wziął Nelli za rękę i poprowadził na lód. Riina sunęła za nimi eleganckimi ruchami. Na początku dziewczynka chwiała się na nogach, ale szybko odzyskała równowagę. Wspólnie robili okrążenie za okrążeniem.
W pewnym momencie, gdy Gabriel zatrzymał się, aby złapać oddech, jakaś kobieta w białym futrze zwolniła i powiedziała:
– Masz taką miłą rodzinę. Dbaj o nią.
Zniknęła w tłumie, zanim zdążył się jej dobrze przyjrzeć.
Na początku nie był pewien, czy słowa nieznajomej to komplement, czy ostrzeżenie. Kiedy minęli się po raz kolejny, uśmiechnęła się do niego szeroko, więc postanowił się nie martwić. Nigdy w życiu jej nie spotkał, więc nie mogła stanowić zagrożenia dla niego ani jego rodziny. Nie mogła mieć nic wspólnego z morderstwami w Tulisaari. Na szczęście Nicole już więcej nie dzwoniła. Gabriel powiódł wzrokiem po tłumie w obawie, że gdzieś ją dostrzeże.
Miał szczerą nadzieję, że policja szybko złapie sprawcę i wszystko wróci do stanu sprzed znalezienia martwych Ulriki, Tima i Mirjam w Tulisaari. Albo jeszcze lepiej, że wszystko będzie wyglądało jak jesienią ubiegłego roku. Zanim Riina postanowiła się z nim rozstać.
Przede wszystkim jednak liczył na to, że Sylvia Adler nie zacznie gadać. Pewnie już dostała jego wiadomość.
– Krótka przerwa? – zapytała Riina, hamując tak gwałtownie, że spod jej łyżew trysnęły odłamki lodu.
Nelli wjechała w Gabriela. Stracił równowagę i wymachiwał rękami, żeby ją odzyskać. Roześmiali się wszyscy troje.
– Zjemy coś? – zaproponował Gabriel.
– Tak, chcę hot dogi i gorącą czekoladę – pisnęła Nelli, szczęśliwa, że ma przy sobie oboje rodziców.
Kiedy stali i jedli przy grzejniku przed budką z hot dogami, mężczyzna zapytał, jak się czuje Evert. Riina spochmurniała.
– Wiesz, jaki jest tata. Nie chce przyznać, że potrzebuje pomocy. Staram się odwiedzać go jak najczęściej, ale mam pracę i Nelli.
– Chętnie pomogę. Mogę przyjeżdżać do Everta kilka razy w tygodniu. W końcu to nadal mój teść. I zawsze możesz zostawiać Nelli ze mną, kiedy tylko zajdzie taka potrzeba.
– Dziękuję, Gabrielu! To naprawdę duże wsparcie. Tata na pewno ucieszy się z wizyty, zawsze cię lubił.
Riina wsunęła rękę pod łokieć mężczyzny i oparła głowę o jego ramię.
Może wciąż istniała szansa na to, że pewnego pięknego dnia znów staną się rodziną.
Dopóki policji nie uda się powiązać go z ofiarami Tulisaari, nie będzie musiał się o nic martwić.
GISELA
Po popołudniowej konferencji prasowej Gisela przebrała się z munduru w ubranie cywilne. Ponieważ koroner ustalił ostatecznie, że ofiary zamordowano, komendant okręgowy policji zdecydował się zwołać nową konferencję prasową pomimo protestów inspektorki dotyczących poufności wstępnego śledztwa. „Opinia publiczna ma prawo wiedzieć, co się dzieje”, powiedział komendant. „Wiele osób jest zaniepokojonych. Zwłaszcza teraz, przed świętami”.
Oprócz Giseli na konferencji pojawili się także nadinspektor policji, władze gminy i dyrektor departamentu ochrony zdrowia. Przedstawiciele krajowych mediów zadawali wiele pytań, na które policjantka nie znała odpowiedzi. Mogła jedynie potwierdzić, że wszystkie ofiary zmarły w wyniku przedawkowania fentanylu i że ten sam lek przyjęła przebywająca w szpitalu kobieta. Gisela wielokrotnie powtarzała, że policja nie posiada obecnie więcej informacji na temat okoliczności śmierci ofiar ani że nikogo jeszcze nie aresztowano. Mimo tego zasypywano ją gradem pytań.
Inspektorka poczuła się przytłoczona i niekompetentna. Powinni zrobić większe postępy. A przynajmniej mieć podejrzanego. Po konferencji, nie zatrzymując się, żeby porozmawiać z którymkolwiek ze współpracowników, pospieszyła do samochodu. W półmroku, pośród wirujących płatków śniegu, przemierzała oświetlone ulice miasta. Przebyła most prowadzący na wyspę Vasklot. Minęła basen miejski i nieczynny park rozrywki. Kontynuowała jazdę przez Månviksgatan, żałując, że musi wracać do pustego domu. Chciałaby, żeby Martin tam na nią czekał. Miał wyjątkową zdolność poprawiania jej nastroju, kiedy była przygnębiona.
Zaparkowała na podjeździe przed garażem. Po wyjściu z samochodu przez dłuższą chwilę stała na schodach na zewnątrz, z oczami skierowanymi ku niebu. Chmury śniegowe rozproszyły się na moment, odsłaniając gwiazdy. Kiedy zrobiło jej się zimno, włożyła klucz do zamka i otworzyła drzwi. Na wycieraczce czekał na nią Scarface z niezadowoloną miną. Gisela wzięła go na ręce i ukryła twarz w miękkim futrze. Zanim zrobiła sobie kanapkę, nałożyła kotom dużą porcję jedzenia, żeby zrekompensować im fakt, że ostatnio rzadko przebywała w domu. Następnie usiadła przy stoliku kawowym z filiżanką herbaty i zajęła się układaniem puzzli. Upuściła kilka przypadkowych kawałków i zatraciła się w smutku, którego nic nie mogło złagodzić.
Gisela przeprowadziła się do Vaasa dla Martina. Spędzili razem sześć cudownych lat, zanim jej mąż zmarł z powodu nowotworu. Walka z chorobą okazała się bolesnym i długotrwałym procesem. Wiosną dwa tysiące dziewiętnastego roku Martin po raz pierwszy zaczął źle się czuć. Był zmęczony i szybko brakowało mu tchu. Często miał gorączkę. W końcu trafił do lekarza, który nabrał podejrzeń, że Martin ma białaczkę, i wysłał go do specjalistycznej kliniki. Po otrzymaniu wyników badań szpiku kostnego i badań węzłów chłonnych ustalono, że Martin cierpi na ostrą białaczkę szpikową. Ta wiadomość była dla nich obojga jak grom z jasnego nieba. Jednak Giseli początkowo nie brakowało nadziei. Martin dotąd cieszył się dobrym zdrowiem i miał solidną budowę ciała jak na swój wiek. Lekarze odkryli raka we wczesnym stadium i natychmiast zastosowali leki cytostatyczne. Terapia okazała się koszmarem. Gisela nieraz dochodziła do wniosku, że to właśnie ona, a nie nowotwór, w końcu zabije jej męża. Martin walczył wytrwale i na pewien czas pokonał raka. Powrót do zdrowia trwał długo, a mężczyzna już nigdy nie doszedł w pełni do siebie. Kiedy jednak przez prawie rok nie pojawiły się żadne symptomy choroby, mieli cichą nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Uczcili to nawet urlopem na Majorce, ale, jak się okazało, były to ich ostatnie wspólne wakacje. Jesienią nastąpił nawrót, a stan męża szybko się pogarszał. Mimo to lekarze mieli pozytywne nastawienie. Pacjent dobrze zareagował na leczenie. Gisela była pewna, że i tym razem uda mu się pokonać raka. Aby odgonić złe myśli, rzuciła się w wir świątecznych przygotowań. Chciała, aby były to idealne święta Bożego Narodzenia. Choć nie chciała się do tego przyznać nawet przed sobą, w głębi duszy czuła, że być może są to ostatnie dni Martina. Dlatego każdy najmniejszy szczegół musiał być idealny. Gisela gotowała i dekorowała jak nigdy dotąd.
Martin nie doczekał nawet końca świąt. W wigilijny poranek po prostu się nie obudził, ku rozpaczy i mimo modlitw jego żony. Boże Narodzenie już nigdy miało nie być takie same. Gisela wciąż obwiniała się za to, że spędziła tyle cennego czasu na przygotowaniach do świąt, zamiast spędzić go z mężem. Gdyby tylko miała dość rozsądku, by zdać sobie sprawę, jaką jest szczęściarą, mając obok siebie osobę taką jak Martin. Powinna była się cieszyć każdą sekundą spędzoną razem z nim.
NICOLE
Nicole wyszła z biura ostatnia. Pozostali mieli rodziny lub partnerów, do których mogli wrócić. Ona natomiast nie szła dziś nawet randkę z kimś z internetowej aplikacji. Kończyła reklamę, która miała zostać opublikowana w gazecie „Vasabladet” przed trzecim tygodniem adwentu. Minibrowar, za którego marketing odpowiadała, w grudniu wypuszczał zawsze na rynek świąteczne piwo. Tegoroczny trunek został urozmaicony goździkami i imbirem. Nicole uważała, że smakuje beznadziejnie, ale świąteczne piwo zawsze cieszyło się dużym zainteresowaniem i obiecała dyrektorowi generalnemu, że w tym roku również odniesie sukces. Zmieniła czcionkę na grubszą. Przesunęła zdjęcie trochę w prawo. Fotografowi zajęło prawie cały dzień zrobienie zdjęcia tak, jak chciała Nicole. Zbliżenie butelki na tle ognia, z widocznymi kropelkami wody spływającymi po schłodzonym pokalu. W tle siedziała grupa szczęśliwych przyjaciół ze spienionym piwem w dłoniach, śmiejących się i sięgających po świąteczne tapas z pięknie wyglądających talerzy.
Nicole dokonała ostatnich poprawek, aż w końcu była zadowolona. Wysłała plik do działu reklamy gazety zaledwie kilka minut przed ostatecznym terminem.
Powinna już iść do domu. Ale było coś przygnębiającego w powrocie do pustego mieszkania, szczególnie w czasie, gdy w mieście panowała radosna i rodzinna atmosfera. Weszła do kantyny i otworzyła lodówkę. W oczekiwaniu na piątkowe AW firmy, wypełniono je świątecznym piwem. Jedną z zalet pracy w browarze było, że raz w miesiącu odbywała się degustacja piwa. Chwyciła jedną z puszek. Otworzyła ją i wróciła do biurka.
Pociągnęła łyk alkoholu. Skrzywiła się i otworzyła stronę z wiadomościami. Odkąd usłyszała o incydencie w Tulisaari, miała lekką obsesję na punkcie sprawdzania najnowszych wiadomości. Znalazła nagranie z konferencji prasowej zorganizowanej po południu przez policję. Najpierw na ekranie komputera przemknęły zdjęcia Tima, Ulriki i Mirjam. Na klipach filmowych odtwarzana była klimatyczna melodia. Poważny męski głos podsumował zdarzenie i to, co policja wiedziała w tej chwili. W zasadzie nie wiedziała nic.
„Do tej pory informacje od policji na temat zgonów w Tulisaari były skąpe. Dzisiaj jednak zorganizowano konferencję prasową. Wiemy już, że chodzi o morderstwo” – oznajmił narrator.
Następnie pokazano fragmenty konferencji prasowej, na której odpowiedzialna za sprawę inspektorka Gisela Forsell stwierdziła, że sekcja zwłok i analiza miejsca zbrodni zostały już zakończone, a wyniki wskazują, że najprawdopodobniej Tim, Ulrika i Mirjam zostali zamordowani. Nie wdawała się w szczegóły. Zamiast tego oddała głos dyrektorowi szpitala, który oznajmił, że odnaleziona żywa na miejscu zbrodni kobieta doszła do siebie i wkrótce będzie mogła opuścić szpital. Imię i nazwisko Sylvii nie zostały ujawnione. Gisela Forsell wtrąciła, że kobieta współpracuje z policją, która ma nadzieję, że sprawca lub sprawcy zostaną wkrótce zidentyfikowani i zatrzymani. Transmisja zakończyła się, zanim dziennikarze zaczęli zadawać pytania.
Nicole wyłączyła komputer. Umiała czytać między wierszami. Sylvia nie powiedziała nic policji. Jeszcze nie. A władzom najwyraźniej nie udało się na razie nic ustalić.