Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Trzy rodziny z Vimmerby spędzają razem Wigilię. Z pozoru mają wszystko: miłość, przyjaźń, piękne domy i mnóstwo pieniędzy. Za idealną fasadą kryje się jednak wiele mrocznych tajemnic.
Późną nocą zostaje znalezione ciało jednego z gości. Prowadzeniem śledztwa zajmie się inspektor policji William Johnson. Razem z innymi funkcjonariuszami trafia na trop prowadzący do wspólnoty religijnej, w której dorastał zamordowany.
W trakcie trwania dochodzenia atmosfera gęstnieje, pojawia się coraz więcej niewiadomych, a sprawa wydaje się jeszcze trudniejsza do rozwikłania.
„Wszystko, co prawe i czyste” to drugi tom serii o Williamie Johnsonie, łączącej dramatyczny wątek morderstwa z osobistymi problemami bohaterów. Autorka, Michaela Winglycke, sama dorastała w okolicach Vimmerby, gdzie rozgrywa się akcja tej opowieści.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 392
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału: Allt som är rätt och rent
Copyright © Michaela Winglycke, 2024
This edition: © Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S, Copenhagen 2024
Projekt graficzny okładki: Leo Froes
Redakcja: Ewa Penksyk-Kluczkowska
Korekta: Magdalena Mierzejewska
ISBN 978-87-0237-929-7
Konwersja i produkcja e-booka: www.monikaimarcin.com
Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe.
Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S
Klareboderne 3 | DK-1115 Copenhagen K
www.gyldendal.dk
www.wordaudio.se
Dedykuję Wendeli, mojej kochanej siostrze i najlepszej przyjaciółce
Historia ta jest całkowicie fikcyjna, a wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób to tylko zbieg okoliczności. W niektórych miejscach, ze względu na fabułę, postanowiłam zmienić nieco realia. Biorę odpowiedzialność za wszelkie błędy.
Rozdział 1
Wtorek, 24 grudnia
Gabriella Lundström mieszała drewnianą łyżką ryż na mleku w dużym rondlu na kuchence. Nie chciała spędzić zbyt dużo czasu w kuchni w Wigilię, więc przygotowała ryż już dzień wcześniej. Z szuflady znajdującej się na prawo od czarnej płyty indukcyjnej wyjęła łyżkę i spróbowała potrawy. Ryż był smaczny, przyszło jej nawet do głowy, że prawie tak smaczny jak u mamy, ale potem szybko odrzuciła myśl o swojej matce.
– Mamo, mamo, kiedy będziemy jeść ryż?
Odwróciła się i zobaczyła swoją pięcioletnią córkę Liv, która wparowała do kuchni, podskakując na jednej nodze.
– Niedługo, kochanie. – Zmierzwiła kruczoczarne loki córki. – Pomożesz mi nakryć do stołu?
– Jasne – odpowiedziała Liv z dumą w głosie.
Jej córka lubiła brać udział w różnych pracach domowych. Odkąd podrosła na tyle, by nie nabałaganić za bardzo, wycierając stół w kuchni lub napełniając zmywarkę brudnymi naczyniami, często była pomocna w domu. Gabriella pomyślała, że prawdopodobnie jako jedynaczka jest taką porządną małą dorosłą. Z drugiej strony, z tego samego powodu jej córkę łatwo można by rozpieścić. Liv dostawała wszystko, o co poprosiła, i zawsze mogła liczyć na uwagę obojga rodziców, a mimo to pozostawała życzliwą i pokorną małą dziewczynką. Teraz wyszła do dużego salonu, niosąc głębokie miski, które chwiały się w jej małych dłoniach.
Wcześniej tego dnia Gabriella wsypała cukier i cynamon do miseczek z szarego granitu, które teraz wyjęła z jednej z czarnych szafek na górze i postawiła na tacy. Potem odwróciła się i otworzyła drzwi dużej lodówki, z której wyciągnęła mleko, masło oraz świąteczną szynkę i musztardę. Zastanawiała się przez chwilę, czy zaparzyć zwykłą kawę, a potem przelać ją do dzbanka i zanieść białe filiżanki ze złotymi brzegami do salonu. A może zrobić dla każdego specjalną kawę w ekskluzywnym ekspresie, z którego tak się cieszył jej mąż Fredrik? Wiedziała, kto w towarzystwie chciałby cappuccino, macchiato i espresso, a kto woli wypić czarną. Zresztą tylko jedna osoba z zebranych piła taki czarny napój bez dodatków. Właśnie taka banalna rzecz jak ten poczęstunek dobrze oddawała charakter ich grona. Wszystko musiało być odpowiednio dobrane, poczynając od ubrania, poprzez wystrój i zainteresowania, aż po wybór kawy.
Myśl o uwzględnieniu wszystkich preferencji, ale może przede wszystkim myśl o zazdrosnym spojrzeniu Marielle, kiedy zobaczy jej perfekcyjny zestaw kawowy, przesądziła o jej decyzji. Zwykłą parzoną kawę mogą wypić innym razem. Cały wczorajszy dzień spędziła na sprzątaniu, aby idealnie przygotować dom na Boże Narodzenie, i ostatecznie uznała, że nie zaryzykuje rysy na tej nieskazitelnej gościnności, proponując coś pośledniego.
Tobias, brat bliźniak Gabrielli, i jego żona Marielle odnowili swoją kuchnię nieco ponad rok temu, natomiast Gabriella i Fredrik zakończyli remont zaledwie kilka dni przed Wigilią. Obie rodziny mieszkały w swoich dizajnerskich i nowych willach dopiero od kilku lat. Kiedy Gabriella pomyślała o nadmiernej konsumpcji i luksusowych nawykach swojej rodziny, trochę się zawstydziła, ale zawsze miała gotowe wymówki, którymi usprawiedliwiała bogactwo. W końcu prowadzili firmę, która oferowała klientom nie tylko nowiutkie kuchnie, ale też kompleksową obsługę, od planowania i projektu aż po montaż i instalację. Jak by to wyglądało, gdyby sami nie aktualizowali na bieżąco swojego wyposażenia? Jak jakiś odwiedzający ich znajomy miałby chcieć skorzystać z ich usług, gdyby sami nie mieli nowoczesnego wystroju? Poza tym budowa domu była dla nich stresująca, ponieważ chcieli ukończyć ją jak najszybciej ze względu na dużą rywalizację z Marielle.
Tobias z żoną wybrali parterowy drewniany dom, który pomalowano na jasnoszaro, podczas gdy Gabriella i Fredrik wybudowali piętrowy dom pokryty białym tynkiem. Obie wille miały też panoramiczne okna i drzwi przesuwne, a także taras i basen. Obie były prawie tak samo eleganckie, ale jednocześnie bardzo różne, co oznaczało, że szwagierki nieustannie celowo subtelnie sobie dogryzały, wytykając zły gust tej drugiej. Gabriella już nie pamiętała, ile razy Marielle sugerowała, że niezwykle praktycznie jest mieć wszystko na jednym piętrze, podczas gdy ona z kolei zwracała co jakiś czas uwagę, jak fantastycznie, że Liv ma własne piętro.
Najlepsza przyjaciółka Gabrielli, Jill, i jej mąż Olav również byli sąsiadami Gabrielli i Marielle przy ulicy Marmorgränd w Vimmerby. Nikogo nie zdziwiło, że willa Jill jest skromniejsza od ich domów. Klasyczny biały drewniany budynek z piętrem i bez specjalnych ekstrawagancji. Zdaniem Gabrielli dość nudny.
Trzy rodziny spędzały Wigilię razem już trzeci rok z rzędu. Trzy dorosłe pary i pięcioro dzieci. Żadnych rodziców czy innych krewnych, z którymi i tak nic ich nie łączyło.
Gabriella i jej brat nie utrzymywali kontaktu z rodzicami, członkami zboru Świadków Jehowy, nie mieli też więcej rodzeństwa. Ponieważ poglądy na życie Gabrielli i Tobiasa były zupełnie inne niż ich rodziców, a także z powodu wielu starych, nienaprawionych krzywd, dziadkowie nigdy nie poznali ani Liv, ani trzyletnich bliźniaków Tobiasa i Marielle, to jest Vincenta i Vendeli.
Mąż Gabrielli, Fredrik, został adoptowany z Indii i też nie miał kontaktu z rodzicami adopcyjnymi, jak ich zawsze nazywał. Twierdził, że gdy u nich dorastał, widzieli w nim bardziej projekt charytatywny niż własne dziecko. Kilka lat po tym, jak Fredrik stał się częścią rodziny Lundström w Vimmerby, jego rodzice, podobnie jak wiele innych bezdzietnych par, które ostatecznie zdecydowały się na adopcję, doczekali się biologicznego dziecka. Córka, młodsza siostra Fredrika, była faworyzowana przez rodziców od momentu przyjścia na świat. Gabriella współczuła mężowi, chociaż nie okazywała zbytniego zainteresowania jego problemami rodzinnymi. Po prostu nie miała na to siły. Wystarczającą trudność sprawiały jej próby wymazania ze wspomnień swoich surowych rodziców.
Marielle urodziła się i wychowała w Malmö. Jej mama nadal żyła, ale w związku z chorobą Alzheimera od kilku lat mieszkała w domu opieki. Gabriella wiedziała, że szwagierka rzadko odwiedza rodzicielkę, ponieważ z całych sił stara się zapomnieć o trudnym dorastaniu z chorą psychicznie mamą i tatą alkoholikiem.
Jedynymi z zebranych, którzy mogli liczyć na jakąkolwiek rodzinę, byli Jill i Olav. Gabrielli nie zdziwiło jednak, że jej koleżanka spędza święta z przyjaciółmi zamiast z krewnymi. Za bardzo się bała, że wypadnie z ich paczki, dlatego nie odważyła się opuścić tak ważnego wydarzenia towarzyskiego jak Wigilia. Gabrielli nie umknęło, że niestety ostatnio coś się zmieniło w jej relacji z Jill. Przyjaciółka zaczęła pociągać za sznurki i manipulować nią oraz Marielle.
Z salonu dobiegały rozmowy i głośny śmiech jej męża oraz przyjaciół. Charakterystyczny skoński dialekt Marielle można było rozpoznać aż tu, a Gabriella zadrżała, słysząc jej donośny głos. Siedzieli przy dużym, rustykalnym, drewnianym stole z czarnymi dizajnerskimi krzesłami. Słyszała też dobiegające z góry regularne łomoty zmieszane ze śmiechem i krzykami. To dzieci bawiły się mnóstwem zabawek, które otrzymały z okazji świąt. Prezenty świąteczne nie były wyjątkiem, jeśli chodzi o nieustanną rywalizację między szwagierkami.
Gabriella omiotła wzrokiem nową kuchnię. W oknach wisiały białe gwiazdy świąteczne, które rzucały ciepłe światło na czarne matowe fronty szafek, marmurowe blaty i biały ceramiczny zlew. Wszystkie elementy wyposażenia pochodziły z najnowszej kolekcji.
Za dużym oknem z nieba spadały niezliczone płatki śniegu, które lądowały na białych zaspach okrywających ziemię niczym koc. Dzięki świetlnym girlandom na drzewach ciepła atmosfera pomieszczenia panowała też w ogrodzie.
Wszystko będzie dobrze, pomyślała Gabriella. Stała we własnej świeżo wyremontowanej kuchni, pośrodku sielanki, która powinna nieść harmonię i bezpieczeństwo. Jednak ani gwiazdy świąteczne w oknach, ani girlandy świetlne nie mogły jej uspokoić. Gwar rozmów najbliższych przyjaciół, odgłosy zabawy dzieci na górze i obecny w tle dźwięk telewizora ze świątecznym gospodarzem też nie dawały jej poczucia bezpieczeństwa.
Tymczasem ktokolwiek by ją teraz zobaczył, powiedziałby, że ma wszystko.
To dlatego, że o niczym nie miał pojęcia.
Rozdział 2
Wtorek, 24 grudnia
Josephine Carlberg usiadła na kanapie obok swojego partnera Williama. Wigilię spędzili w domu jego rodziców, u Ylvy i Roberta przy Smedjegatan. Ponieważ Robert pochodził ze Stanów Zjednoczonych, Boże Narodzenie w domu rodziny Johnson cechowały amerykańskie tradycje, ale Josephine podejrzewała, że Robert pragnąłby, by dziedzictwo kulturowe jego ojczyzny miało w jego domu jeszcze większe znaczenie.
Rodzice Josephine siedzieli na tej samej sofie narożnej, w pewnej odległości od córki. Josephine miała ochotę uszczypnąć się w ramię za każdym razem, kiedy patrzyła na matkę. Jej mama. Mama, za którą tęskniła przez całe życie i którą uważała za martwą, cudem wróciła do niej i taty. Nadal nie mogła w to uwierzyć. Chociaż niezmiernie cieszyła się z jej obecności, czuła ból na myśl o tym, przez co przeszła. O tym, że porwał ją ktoś, kto chciał się zemścić na ojcu Josephine, Per-Eriku, za to, że bronił mężczyzny podejrzanego o spowodowanie śmierci jego żony i doprowadził do jego uniewinnienia.
Obecnie rodzice Josephine też mieszkali w Vimmerby. Po latach rozłąki znów stali się parą, choć nie było to łatwe i zajęło im trochę czasu. Gdy tylko Per-Erik zrozumiał, że matka Josephine, Ellinore, nie zostawiła jego i ich dwojga dzieci z własnej woli, jego gorycz i rezygnacja się ulotniły.
Postanowił przejść na emeryturę kilka lat wcześniej, co nie było trudne, biorąc pod uwagę jego dobrą sytuację finansową po latach sukcesów w zawodzie adwokata. Po licznych i długich dyskusjach zdecydowali się sprzedać położony na Archipelagu Sztokholmskim domek letniskowy dziadków Josephine. Wszyscy w rodzinie chcieli odciąć się od stolicy i zostawić dawne życie za sobą. Pomimo dramatu, który rozegrał się w Vimmerby zaledwie sześć miesięcy wcześniej, to małe miasteczko w Smalandii dawało im poczucie bezpieczeństwa. Przede wszystkim czuli się tu jak u siebie. Rodzice Josephine kupili mały dom w zabudowie szeregowej w centrum i szukali domku letniego położonego trochę poza miastem, ponieważ chcieli uprawiać własne rośliny i Ellinore lubiła zajmować się ogrodem. Przebywała na zwolnieniu lekarskim, zdiagnozowano u niej zespół stresu pourazowego i zaburzenia lękowe, więc przyjmowała silne leki, aby radzić sobie w codziennym życiu. Zdaniem córki miała niewielkie szanse wieść znowu normalne życie.
Nie sposób było nie martwić się o samopoczucie Ellinore, chociaż ona sama stale upominała córkę, że musi myśleć o sobie i swoim dziecku. Gdy tylko przypominała sobie o ciąży – czyli niemal bez przerwy – odruchowo kładła dłoń na brzuchu. Po utracie kilkutygodniowego płodu zeszłego lata Josephine i William nie mieli pewności, czy czują się gotowi na podjęcie kolejnej próby. Ale potem to się po prostu stało, mimo że nie starali się intensywnie o dziecko. Ich nieostrożność mogła wynikać z faktu, że tak naprawdę nie do końca dopuszczali do siebie myśl o ciąży. Strata przysporzyła im wiele bólu, aż ledwie odważyli się mieć nadzieję, że dostaną jeszcze jedną szansę. Poprzednim razem Josephine była w ciąży przez kilka tygodni, zorientowali się raptem kilka dni przed poronieniem. Niemniej jednak incydent pozostawił głęboki ślad w jej psychice. Nie potrafiła sobie nawet wyobrazić, co czują matki, które straciły dziecko w kolejnych trymestrach.
Załamało ją morderstwo jej siostry Heleny. Zapoczątkowało też łańcuch zdarzeń, który doprowadził do tego, że ona oraz jej siostrzeniec Olle zostali porwani przez kochanka Heleny, Jespera Bromana. Po tym wydarzeniu Josephine straciła dziecko z powodu traumy. Ona i Helena nigdy nie spotkały się jako dorosłe i chociaż sama nie pamiętała strasznego dnia, kiedy to ich matka została porwana przez ojca Jespera, Bengta Bromana, Helena oraz ich dawna opiekunka Rebecca Brändsten musiały żyć ze strasznymi wspomnieniami. Dziś Jesper i Bengt Bromanowie odsiadywali wyrok więzienia i nieprędko mieli wyjść na wolność.
W pewnym momencie okazało się też, że to Jesper Broman, a nie mąż Heleny Stefan, jest ojcem Ollego. Na początku Jesper zapowiedział, że zatrudni prawnika i będzie domagać się widzeń z synem w więzieniu, ale jak dotąd tego nie zrobił, a Josephine miała niemal pewność, że to tylko pusta groźba. Nie było jej żal Jespera, odebrał życie Helenie i skrzywdził ją, Ollego i Rebeccę. Była jednak pewna, że wszystkim kierował jego ojciec i że nic tak naprawdę nie stało się z jego woli. Stefan w końcu znalazł w sobie tyle siły, by zasięgnąć pomocy prawnej i przygotować się na wypadek, gdyby Jesper zgłosił jakieś roszczenia.
– Potrzebujecie czegoś jeszcze? – zapytała trochę nerwowo Ylva.
– Nie, dziękuję, wystarczy – odpowiedział wesoło William, klepiąc się po brzuchu, aby pokazać, jak bardzo się najadł.
Pozostali goście zebrani w salonie Ylvy i Roberta potrząsnęli głowami i mruknęli zgodnie, że już się najedli. Sara, szwagierka Josephine, siedziała w fotelu, trzymając syna, Theodora. Wszyscy milczeli i albo wpatrywali się w podłogę, albo w przestrzeń. Powodem tej napiętej atmosfery było zachowanie brata Williama, Jamesa, który zaledwie kilka minut wcześniej zezłościł się, wstał i wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi.
Popołudnie i wieczór minęły spokojnie. Przyszli do Ylvy i Roberta o czternastej i od tego czasu pochłonęli mnóstwo jedzenia i słodyczy, zagrali w świąteczną grę prezentową i różne inne gry planszowe, a także mieli krótką wizytę świętego mikołaja. Theodor wcale się nie bał mężczyzny w czerwonym płaszczu z dużą białą brodą i dość szybko usiadł na jego kolanach, ku wielkiej radości mamy. Sara zrobiła wiele zdjęć synka z mikołajem, podczas gdy James siedział, wpatrując się w swój telefon i okazując brak zainteresowania.
Po wizycie świętego mikołaja zagrali w quiz. Wszyscy musieli kolejno odpowiedzieć na te same pięć pytań. Znana była tylko liczba poprawnych odpowiedzi każdej osoby, a nie konkretnie, na które pytania udzielono prawidłowej odpowiedzi. Nagle James uparł się, że mówił przed chwilą coś zupełnie innego, niż wszyscy słyszeli. Kiedy William żartobliwie szturchnął młodszego brata i zasugerował, że oszukuje, James całkowicie stracił panowanie nad sobą. Wstał i krzyknął, że William zawsze go terroryzuje. Potem wyszedł z salonu, a zaledwie kilka sekund później usłyszeli trzaśnięcie drzwi.
Sarze ledwo się udało powstrzymać łzy. Starała się, by inni nie zobaczyli, jak jej przykro, ale nie była już w stanie zachowywać pozorów. Była Wigilia, a Instagram i Facebook zostały zalane zdjęciami z radosnych uroczystości. Josephine wiedziała, że na Sarę duży wpływ ma to, jak radzą sobie inni. Wiedziała też, że Sara nie ma bliskich relacji z własnymi rodzicami, i to najprawdopodobniej dlatego tak bardzo liczyła na to, że będzie mieć własną rodzinę. Zachowanie Jamesa nie tylko zawiodło tę nadzieję, ale wręcz ją unicestwiło.
Josephine wiedziała, że stąpa po cienkim lodzie, ale miała już wszystkiego dość. Tego, że zachowanie Jamesa zawsze psuje ich rodzinne spotkania, że William siedzi obok niej na kanapie i jest równie nieporadny jak jego rodzice, smutnego spojrzenia Sary, chociaż wiedziała, że niesłusznie jest irytować się na nią. Uważała, że po wydarzeniach ostatniego lata rodzina Williama powinna zdać sobie sprawę, że życie jest za krótkie, aby tak postępować, i że muszą jakoś zaradzić tej sytuacji. Sprawiali wrażenie ciepłej i kochającej się rodziny i potrafili rozmawiać o większości spraw, z wyjątkiem problemów Jamesa.
James wypił tego wieczoru kilka piw, podczas gdy pozostali spożyli maksymalnie kieliszek wina do posiłku. Prawie nie zwracał uwagi na Theodora ani go nie słuchał, gdy ten próbował powiedzieć mu coś za pomocą kilku opanowanych dotąd słów. Nie pomógł mu też w otwieraniu prezentów. Według Josephine można było odnieść wrażenie, że Sara jest samotną matką. James nawet do nich nie pasował.
Nastrój zdecydowanie się pogorszył. Cała przytulna atmosfera typowa dla świąt Bożego Narodzenia wydawała się teraz bardzo odległa. Josephine, która rzadko irytowała się na Ylvę, nie potrafiła powstrzymać się od myśli, że jej pytanie o jedzenie było żałosne. Milczenie Roberta i Williama też uznała za przejaw tchórzostwa.
– Może nadszedł czas, by ktoś go zganił – zasugerowała. – To nie jest dobre ani dla was, ani dla niego. Może należałoby o tym rozmawiać?
Najpierw szukała wzrokiem Ylvy, a potem Sary, ale one udawały, że nie widzą jej próby nawiązania kontaktu wzrokowego.
– Dłużej już nie wytrzymam – oznajmiła w końcu Sara.
Wytarła nos rękawem czerwonej sukienki, ponieważ przez łzy, którym pozwoliła swobodnie płynąć, ciekło jej też z nosa.
Josephine westchnęła w duchu. Po wybuchu Sary zeszłego lata, kiedy to próbowała wypytać ją o relacje między nią a Jamesem, nie odważyła się ponownie poruszyć z nią tego tematu.
Zdezorientowani Ylva i Robert spojrzeli po sobie. James był ich wspólną bolączką, nie potrafili nic zrobić w jego sprawie. Williamowi też nie było łatwo mówić o młodszym bracie, a Josephine domyślała się, że wciąż nie zna podłoża problematycznych zachowań Jamesa.
– Rozumiem, kochanie – odezwała się Ylva. Podeszła do Sary i objęła ją. – Nie może tak być. Zasługujesz na coś lepszego.
– Baba! – zawołał Theodor i wyciągnął ręce w kierunku Ylvy, nieświadomy rozgrywającego się dramatu.
Wzięła wnuka w ramiona i mocno go przytuliła.
– Wszystko będzie dobrze – powiedziała z ustami w jego włosach. – Nie martw się. Twój tata chce dla was jak najlepiej.
Josephine zrozumiała, że Ylva nie skierowała tych słów tylko do Theodora, ale też do siebie.
Rozdział 3
Wtorek, 24 grudnia
Marielle zobaczyła Gabriellę wchodzącą do salonu z dużą, zastawioną naczyniami tacą.
– Czas na ryż na mleku! Mam nadzieję, że zdążyliście zgłodnieć – zaćwierkała gospodyni z egzaltacją, która przyprawiła jej szwagierkę o dreszcze.
Jill i Olav uśmiechnęli się z uznaniem. Za to Tobias i Fredrik, którzy akurat dyskutowali o pieniądzach inwestowanych w duże miasta i o niewielkiej liczbie środków przeznaczanych na słabo zaludnione obszary, ledwie zwrócili na nią uwagę. Marielle uśmiechnęła się w duchu. Nigdy nie czuła tak złośliwej satysfakcji jak wówczas, gdy Gabrielli coś się nie udało, nawet jeśli chodziło tylko o ryż na mleku, który nie przyciągnął należytej uwagi.
– Dzieci, ryż! – krzyknęła Gabriella w kierunku piętra.
Kilka razy też biegała do kuchni po wszystko, co potrzebne do obowiązkowych wigilijnych kanapek z szynką i do ryżu na mleku. Fredrik jak zwykle w niczym nie pomógł. Nie żeby Tobias szczególnie palił się do pomocy w domu, ale prawdopodobnie angażował się bardziej od Fredrika.
Jill wstała, by pomóc przyjaciółce w przyniesieniu ostatnich rzeczy, ale Marielle nie ruszyła się z miejsca. Nawet nie zaproponowała pomocy. Mogła poprosić, pomyślała i spojrzała niebieskimi oczami na plecy Gabrielli, która ponownie zniknęła w świeżo wyremontowanej kuchni.
Było oczywiste, że spędzą te święta w domu Gabrielli i Fredrika, chociaż nadeszła kolej na obchodzenie świąt u Jill i Olava. Już trzeci rok z rzędu świętowali razem i każdy organizował spotkanie po kolei, a przynajmniej tak sądziła Marielle. Niespodziewanie Gabriella wyskoczyła z tym, że ona i Fredrik wyremontują kuchnię tak, aby była gotowa akurat na święta.
Dlatego tak jej zależało, aby w tym roku spędzili czas u niej, a Jill nie miała nic do powiedzenia. W trakcie remontu zazdrość Marielle stała się nieprzyjemnie silna. Skrycie żałowała, że jej mąż nie wybrał też ciemnej zabudowy zamiast jasnej, kiedy odnawiali kuchnię rok wcześniej. Cały ich parterowy dom został wykończony w jasnych, stonowanych kolorach, a większość mebli była wykonana z jasnego dębu i innych naturalnych materiałów. Oczywiście jasne wnętrza i białe szafki w kuchni to klasyczny wybór, który zawsze będzie udany, ale w katalogach reklamowano obecnie ciemniejsze materiały i żywsze barwy. Marielle nie chciała być kojarzona z przeciętnością jedynie z powodu ostrożności. Poza tym popełniła błąd, wspominając kiedyś szwagierce, że może ciemne szafki byłyby lepsze od jasnych, bo zaledwie sześć miesięcy później Gabriella zdecydowała się na czarne. Marielle jednak nie miała zamiaru okazywać swojej zazdrości otwarcie, więc tylko chłodno zauważyła, że kuchnia jest gustowna, ale może nie do końca w jej stylu. Chociaż były rywalkami, nie dopuściłyby, aby ktoś z zewnątrz to dostrzegł. Ich rywalizacja polegała na subtelnych przytykach i dyskretnych aluzjach. Obie wystarczająco się kontrolowały, by nie robić żadnych scen. Opinia innych osób liczyła się dla nich najbardziej, poza tym otwarta wrogość mogłaby też zaszkodzić firmie.
Ta cholerna firma, pomyślała Marielle, natychmiast się wściekając. Z zewnątrz przedsiębiorstwo wyglądało na dobrze prosperujący biznes rodzinny. Na pewno odniosło sukces finansowy, chociaż Marielle nie powierzono nawet pracy w sklepie na obrzeżach Vimmerby. Firma cieszyła się dobrą pozycją na rynku, aczkolwiek Marielle nie wiedziała, jak dobrą. Tylko Tobias, Gabriella i Fredrik mieli wgląd w finanse firmy i wyłącznie Tobias zajmował się ich domowymi finansami.
Wszyscy troje założyli L&L Kitchen kilka lat temu, jeszcze zanim ona sama zdążyła ich poznać. L&L jak Lundström i Larsson. Gabriella, która miała dyplom z ekonomii, zajmowała się administracją, fakturowaniem, wynagrodzeniami i większą częścią księgowości. Fredrik i Tobias projektowali kuchnie i obsługiwali klientów. Mąż Jill, Olav, jako inżynier budownictwa i stolarz kierował rzemieślnikami, którzy konstruowali i montowali kuchnie na miejscu. Zarządzał również współpracą z elektrykami, hydraulikami i innymi specjalistami potrzebnymi do wykończenia kuchni.
Po kilku latach, kiedy firma zaczęła prosperować, zatrudnili Jill jako kierowniczkę sklepu w pełnym wymiarze godzin, a kiedy Marielle przeprowadziła się do Vimmerby kilka lat później, mieli tak dużo pracy, że nie powinno być problemu z zatrudnieniem również i jej.
Zaproponowała, że zajmie się marketingiem, ale Gabriella tylko ją wyśmiała. Obecnie jedynym jej zadaniem była aktualizacja profili firmy na Instagramie i Facebooku, ale nawet tego nie wolno jej było robić samodzielnie. Zanim pozwolono jej opublikować posty, Gabriella zawsze się wtrącała, zmieniając jej sformułowania. Marielle wiedziała, że prawdopodobnie ma dysleksję, ale nie rozumiała, dlaczego poprawność gramatyczna jest tak istotna. Zdecydowanie była najlepsza z nich wszystkich w robieniu inspirujących zdjęć oraz wymyślaniu zabawnych konkursów i wydarzeń, nie pojmowała więc, dlaczego nie powierzono jej zarządzania marketingiem. Miała też nieprzeciętne wyczucie kolorów i kształtów i byłaby świetną projektantką, gdyby tylko dano jej szansę.
Akurat podczas planowania tegorocznej bożonarodzeniowej ekspozycji pozwolono jej, po długich dyskusjach, na zorganizowanie małego wydarzenia w trakcie przedświątecznej imprezy handlowej. Na początku Gabriella i Fredrik uważali, że wystarczy zostawić sklep otwarty trochę dłużej niż zwykle, bez dodatkowego zamieszania. Według nich i tak nikogo nie było stać na zmianę wystroju kuchni w styczniu. Marielle miała jednak niezliczone pomysły na konkursy, loterie, rabaty i występy. W końcu dostała pozwolenie na organizację części z nich i nawet Gabriella wyraziła na to milczącą zgodę, pomimo jak zwykle ponurego wyrazu twarzy.
Teraz Marielle wolałaby nie pamiętać, jak zakończył się ten wieczór, chociaż nie uważała, by nastąpiła aż tak wielka katastrofa, jak postrzegali to Gabriella i Fredrik. Na loterii było trochę więcej wygranych, niż planowano, przypadkowo pomieszano losy z kilku różnych serii i nagle się okazało, że jest dwóch zwycięzców w każdej kategorii. Co gorsza, Samir i Viktor, którzy mieli wystąpić w sklepie, nie pojawili się. Marielle szeroko zareklamowała występ zespołu, ale zapomniała potwierdzić rezerwację. Nie zaniepokoiło jej, że nie otrzymała żadnej umowy ani uzgodnień. Dodatkowo grzane wino oraz kupione przez nią pierniki i bułeczki skończyły się w zaledwie godzinę. Gabriella i Fredrik nie byli zachwyceni, podczas gdy Tobias był wobec niej trochę bardziej pobłażliwy. Natomiast Jill i Olav jak zwykle starali się nie opowiadać po żadnej ze stron. Prawdopodobnie minie trochę czasu, zanim nabierze pewności siebie i ponownie zorganizuje coś w sklepie, o ile kiedykolwiek jej na to pozwolą. Marielle pluła sobie w brodę, że zgodziła się na podpisanie umowy przedmałżeńskiej. Gdyby tego nie zrobiła, w przypadku rozwodu należałaby się jej połowa udziałów Tobiasa w firmie. Tymczasem teraz jej sytuacja wyglądała bardziej niekorzystnie niż w przypadku Jill i Olava, którzy przynajmniej mieli zatrudnienie. Może nawet była mniej warta od nich.
Całe szczęście, że wykupili razem z mężem ubezpieczenie na życie podczas budowy domu. Gdyby mu się coś stało, nie będzie musiała się wyprowadzać.
Tobias i Fredrik prowadzili niekończącą się dyskusję dotyczącą działalności małych przedsiębiorstw na obszarach wiejskich. Marielle odnosiła czasem wrażenie, że są tak zadowoleni z siebie, że satysfakcja prawie kapie im z uszu. Dla niej, kobiety z Malmö, często było to żałosne, że uważają własny biznes w Vimmerby za pępek świata.
Zauważyła, że Tobias uśmiechnął się z wdzięcznością do Gabrielli, która odwzajemniła uśmiech.
– Świetnie to wszystko zaplanowałaś – powiedział.
– To tylko ryż – odpowiedziała skromnie.
Marielle zdawała sobie sprawę z wyraźnej niechęci szwagierki, która uważała, że ona zabrała jej brata. Nigdy nie czuła się przez nią mile widziana. Bliskie relacje brata i siostry postrzegała jako niepokojące. Nie tylko mieszkali obok siebie, ale też wspólnie prowadzili biznes i razem spędzali weekendy czy wakacje. Rozumiała, że mieli trudne dzieciństwo, więc są dla siebie ważni, ale jej też nie było łatwo. A wręcz trudniej. Przymusowe chodzenie do kościoła i zakaz udziału w szkolnych dyskotekach oraz picia alkoholu nie mógł się równać z jej sytuacją. W dzieciństwie chodziła w podartych i brudnych ubraniach. Co gorsza, kilka razy w tygodniu musiała cucić wiecznie śpiącą matkę, aby sprawdzić, czy na pewno jeszcze żyje. Marielle z pogardą pomyślała, że jej przyjaciele są zepsuci i żałośni. I że popełnili wielki błąd, wykluczając ją.
Rozdział 4
Wtorek, 24 grudnia
William Johnson włożył puchową kurtkę i zimowe buty, naciągnął czapkę na uszy i założył grube rękawice, a następnie otworzył drzwi i wyszedł do zaśnieżonego ogrodu rodziców.
Na dworze było ciemno, ale światła uliczne i wszechobecny śnieg rozjaśniały nieco ciemny wieczór.
Rozejrzał się. Powstała podczas odśnieżania wąska ścieżka prowadziła od drzwi wejściowych, poprzez bramę, aż na ulicę po drugiej stronie pomalowanego na biało ogrodzenia. Podjazd do garażu prawdopodobnie został odśnieżony dziś rano, ale trudno było to teraz stwierdzić, ponieważ przez cały dzień sypał śnieg.
Po zjedzeniu świątecznego obiadu u siebie William i Josephine przyszli do domu jego rodziców. Jazda samochodem przy tej pogodzie oznaczała niepotrzebny wysiłek, podczas gdy przejście od wynajmowanego przez nich domu przy Båtsmansbacken do domu rodziców przy Smedjegatan zajęło im około dziesięciu minut. James i Sara, którzy również mieszkali w pobliżu, też przyszli pieszo. William widział przez okno kuchenne, jak Sara ciągnie uszczęśliwionego Theodora na sankach, podczas gdy James idzie kilka kroków za nimi, a pomimo wirujących płatków śniegu jak zwykle patrzy w telefon.
Za bramą William skręcił w prawo i zaczął przedzierać się przez zaspy. W oknach mijanych domów świeciły adwentowe świeczniki i bożonarodzeniowe gwiazdy. W niektórych domach natomiast było ciemno. Wszyscy obchodzili Boże Narodzenie. Przyłapał się na tym, że zastanawia się, co porabiają rodziny w mijanych domach. Czy mieli takie przytulne święta jak w filmach? Wiedział, że jego myśli są głupie, na pewno nie wszyscy mają się świetnie, jednak tak łatwo było to sobie wmówić. Kiedy patrzył na wszystkie zachęcające okna, w których paliły się świece, a mieszkańcy spędzali czas razem, nie mógł powstrzymać się od zazdrości.
Skręciwszy w prawo w Bondebygatan, zobaczył Jamesa. Jego młodszy brat brodził w śniegu pośrodku ulicy, chodząc to w jedną, to w drugą stronę. W zasięgu wzroku nie było ani żadnego samochodu, ani ludzi. Gdzieś w pobliżu zatrzasnęły się drzwi wejściowe, ale William nie widział nikogo, kto by się zbliżał.
– Co tu robisz? Jest cholernie zimno! – zawołał.
Celowo wzdrygnął się, żeby pokazać, jak głupim pomysłem było wyjście na zewnątrz przy tej temperaturze, kiedy mogliby siedzieć przed kominkiem w salonie rodziców.
– Nic – burknął James.
– Słuchaj, jestem tym cholernie zmęczony. Wszyscy jesteśmy.
Podejrzewał, że sam wygląda na równie zdziwionego co James. Nie planował tego, co powiedział, ale słowa po prostu mu się wymknęły.
– Czym? – zapytał James.
– Możesz robić ze swoim życiem, co chcesz – kontynuował William. – Nie obchodzi mnie to. Ale kiedy widzę, jak zachowujesz się wobec Sary i Theodora, nie mogę dłużej milczeć. Jeśli nie chcesz z nią być, to się z nią rozstań, ale weź za to odpowiedzialność. To wy dwoje sprowadziliście dziecko na świat.
– Myślisz, że zjadłeś wszystkie rozumy, ale twoje dziecko nawet się jeszcze nie urodziło – zauważył James głosem ociekającym pogardą. – I może tym razem też się nie urodzi.
William musiał naprawdę się postarać, by powstrzymać gniew po tej niesamowicie podłej i przykrej uwadze. Wiedział, że nie ma sensu przejmować się słowami brata.
– Możesz mnie ranić, jeśli chcesz, już mnie to nie rusza – odrzekł spokojnie. – Nie obchodzi mnie, co mówisz, ale tak nie może dalej być. Mama i tata…
– Mama i tata! – krzyknął James z irytacją. – Zawsze byłeś po ich stronie, ich pupilek, ich ulubieniec. Nie wiem, kurwa, co w ogóle robię w tej rodzinie.
– Zawsze staraliśmy się ci pomóc. Ale jak możemy to zrobić, gdy nigdy nic nie mówisz, gdy nie chcesz przyjmować pomocy? – odkrzyknął William. – Cały czas wyprowadzasz nas z równowagi swoimi złośliwościami. Czy to nie ty popełniałeś wykroczenia, czy to nie ty kupiłeś dom, na który cię nie stać, i masz dziecko, którym się nie opiekujesz?
Na początku James wyglądał, jakby miał mu coś odwarknąć, ale milczał. Przez chwilę można było odnieść wrażenie, że jego postawa zmieniła się, że nie jest już wyprostowany i spięty, a raczej wygląda, jakby miał zasłabnąć, upaść w śnieg.
– Pewna dziewczyna jest ze mną w ciąży – rzucił znienacka.
William miał nadzieję, że się przesłyszał.
– Dziewczyna? Masz na myśli kogoś innego niż Sara?
James skinął głową.
Rozdział 5
Wtorek, 24 grudnia
Jill Dale nie wiedziała, który już raz z rzędu przygląda się rywalizacji między Gabriellą i Marielle. Jej dwie najbliższe przyjaciółki nie zawiesiły tymczasowo broni z okazji Wigilii. Jill znów siedziała w pierwszym rzędzie i brała udział w czymś, co przypominało jej scenę z dowolnej wersji The Real Housewives. Musiała przyznać, że jest tym naprawdę zmęczona, ale w głębi duszy i tak nie chciała, żeby przestały. Nieustająca rywalizacja Gabrielli i Marielle niespodziewanie zapewniła jej zupełnie nową pozycję. Nigdy nie zdoła stać się tak piękna ani bogata jak one, ale ponieważ rywalizowały o jej przyjaźń, miała teraz przewagę, którą nie mogła się cieszyć przed pojawieniem się Marielle.
Zanim brat Gabrielli, Tobias, spotkał swoją obecną żonę, miał za sobą tylko kilka nieudanych związków z kobietami zamężnymi lub o skłonnościach psychopatycznych. Stanowił też piąte koło u wozu w małżeństwie Gabrielli i Fredrika. W końcu znalazł Marielle na Tinderze, a ta, zanim ktokolwiek zdążył się połapać, przeniosła się do Vimmerby. Dość szybko zaszła w ciążę, a ich bliźniaki, Vincent i Vendela, skończyły już trzy lata. Liv, córka Gabrielli i Fredrika, miała pięć lat, natomiast Jill urodziła dzieci dużo wcześniej niż jej koleżanki. Kiedy miała dwadzieścia cztery lata, przyszedł na świat Adrian, pierworodny syn jej i Olava, a cztery lata później pojawił się August. Adrian miał dziś dziesięć lat, August sześć.
Jill była w tym samym wieku co Gabriella, więc chodziły do tej samej klasy od przedszkola, jednak dopiero w liceum zaprzyjaźniła się z nią. Olav i Fredrik byli od nich starsi o kilka lat, podczas gdy Marielle była trzy lata młodsza. Jill wiedziała, że te trzy lata niepokoją Gabriellę.
Była przyzwyczajona do życia w cieniu Gabrielli, zostały przyjaciółkami jeszcze w ostatniej klasie liceum. W wieku osiemnastu lat Gabriella i Tobias wyprowadzili się z domu i, z tego, co wiadomo było Jill, nigdy więcej nie rozmawiali ze swoimi rodzicami należącymi do zboru Świadków Jehowy. W ciągu ostatniego roku przed maturą Gabriella rozkwitła. Z cichej i nijakiej stała się zauważalna i wyrazista, a także zaczęła emanować pięknem, którego nikt wcześniej nie zauważył.
Nadal jest piękna, pomyślała Jill, zerkając w stronę najlepszej przyjaciółki zajętej sprzątaniem ze stołu po posiłku złożonym z kanapek z szynką oraz ryżu na mleku. Gabriella miała długie, gęste włosy o kasztanowym odcieniu i duże zielone oczy z gęstymi czarnymi rzęsami. Zawsze była opalona, niezależnie od pory roku. Poza tym miała dobrze wytrenowane ciało z krągłościami we właściwych miejscach.
Trudno było zdecydować, kto jest ładniejszy, Gabriella czy Marielle, bo wyglądały zupełnie inaczej, a ich piękno przejawiało się w odmienny sposób. W przeciwieństwie do Gabrielli, którą cechował dość niski wzrost, Marielle była wysoka i szczupła, o niekończących się smukłych nogach i dużych silikonowych piersiach. Miała krótkie blond włosy i piękne niebieskie oczy, również była wysportowana i zawsze opalona.
Obok tych dwóch trudno było nie poczuć się jak szara myszka, chociaż Jill wiedziała, że tak naprawdę jej też wiele nie brakuje. Miała brązowe włosy średniej długości, regularne rysy i ładną figurę. Była urocza, chociaż nie tak piękna jak Gabriella ani zmysłowa jak Marielle.
Nie było trudno się domyślić, dlaczego Gabriella zakochała się we Fredriku. Z czarnymi kręconymi włosami i oliwkową karnacją wygląda jak model prosto z kampanii reklamowej. Ale pomimo urody Fredrikowi wiele brakowało do Tobiasa, który wyróżniał się ciemnobrązowymi włosami, intensywnie niebieskimi oczami i muskularnym ciałem. Od pójścia do liceum, kiedy to zaczął spędzać czas z chłopakami z klasy, a nie tylko z osobami ze wspólnoty Świadków Jehowy, Jill była potajemnie w nim zakochana. Cieszyła się, że udało jej się zaprzyjaźnić z Gabriellą, liczyła, że dzięki temu będzie miała okazję zbliżyć się do jej brata bliźniaka. Pocałowali się niezręcznie podczas imprezy na zakończenie szkoły średniej, ale to, co dla Jill było najszczęśliwszą chwilą w jej życiu, okazało się nie mieć znaczenia dla Tobiasa. Nie odbierał jej telefonów, udawał, że nic się nie stało.
Po kilku latach zostawiła to za sobą kosztem ogromnego wysiłku. Podczas wycieczki poznała Olava, który był Norwegiem, i szybko zaszła w ciążę. Olav bardziej do niej pasował, wiedziała o tym. Byli do siebie podobni, uprzejmi i o przyjemnym wyglądzie, ale jednocześnie całkiem zwyczajni i bezpretensjonalni. W przeciwieństwie do pozostałych czterech osób. Oczywiście Jill kochała Olava, ale nigdy nie zapomniała ust Tobiasa na jej ustach.
– Mamo, nie mam co robić – jęknął Adrian i zarzucił jej ramiona na szyję, demonstrując znudzenie.
– Coś takiego! – odpowiedziała. – Może masz jakieś prezenty do obejrzenia?
– A mogę pograć na telefonie?
Jill spojrzała na Olava, który skinął głową. Adrian spędzał zdecydowanie za dużo czasu, grając w gry i oglądając filmiki na YouTube w swoim smartfonie. Gdyby nie to, że grał też w piłkę nożną i hokeja, musieliby wprowadzić znacznie bardziej rygorystyczne zasady, ale mimo wszystko i tak miał dużo ruchu. W przeciwieństwie do swojego młodszego brata. Dziś jednak zabrali mu komórkę i powiedzieli, że ma bawić się z innymi dziećmi, choć był kilka lat starszy i uważał tamte za maluchy.
– No dobrze, jest w mojej torebce w przedpokoju – niechętnie zgodziła się Jill.
Adrian i August w domu często bawili się razem, ale kiedy spotykali ze wszystkimi, trudno było oderwać Augusta od Liv i jej lalek. Jill była świadoma, że Fredrik i Tobias robią Olavowi wredne przytyki z powodu preferencji Augusta, który wolał bawić się lalkami niż grać w piłkę. Gabriella i Marielle często ostrożnie sugerowały, że może August potrzebuje pomocy psychologicznej.
Reakcje jej przyjaciół na zachowanie Augusta w połączeniu z miłością, którą go darzyła, sprawiały, że czuła się rozdarta. Skłamałaby, mówiąc, że osobliwe zachowanie syna nie jest dla niej niepokojące. Jednocześnie patrzy z czułością na swojego małego sześciolatka, który, szukając przebrania, zawsze wybierał którąś z sukienek z szuflady ze starymi ubraniami. Ale nie odważyłaby się powiedzieć o tym przyjaciółkom, nigdy by tego nie zrozumiały.
Nieustannie mówiły jej również, że szkoda, że ma dwóch synów i żadnej córki. Jaka szkoda, że prawdopodobnie nigdy nie będzie miała małej dziewczynki, którą można ubierać w słodkie sukieneczki i której można zaplatać warkocze. Że im jej żal, ponieważ wiedzą, że w głębi duszy tęskni za córką. Za to nie było im jej szkoda, kiedy sugerowały, że z Augustem coś jest nie tak. To złościło Jill. Przez pewien czas zastanawiała się, czy nie podsunąć Olavowi, że powinni postarać się o trzecie dziecko, mimo że po dwóch trudnych ciążach uzgodnili, że dwoje dzieci im wystarczy. Powstrzymała ją tylko myśl o wyrazie twarzy Gabrielli i Marielle, gdyby badanie USG wykazało, że oczekują trzeciego chłopca. Nie było warto, zwłaszcza kosztem jej ciała.
Brzęk szkła sugerował, że Fredrik jest w swoim żywiole i wystawia kieliszki oraz liczne butelki ze swojego dobrze zaopatrzonego barku. Jill natychmiast zrozumiała, dlaczego Olav tak szybko pozwolił Adrianowi grać na telefonie. Nie chciał jęków syna przy stole dla dorosłych, gdy nadejdzie czas na drinka. Nie mogła powstrzymać się od myśli, że mężczyźni nie powinni się tak upijać w Wigilię. Właściwie Jill wcale się nie podobało, że alkohol zawsze odgrywa tak dużą rolę podczas ich spotkań, a w Wigilię, tak lubianą przez dzieci, powinni jej zdaniem obejść się bez niego. Wiedziała jednak, że i tak jej nie posłuchają, jeśli zdecyduje się coś powiedzieć. Pozostali najwyraźniej nie uważali, że świętowanie Bożego Narodzenia bez alkoholu to dobry pomysł, a ona nie chciała być tą marudą, która zepsuje atmosferę.
Podejrzewała, że wieczór skończy się tak samo jak zwykle. Dzieci zasną wreszcie z wyczerpania, gdy wyjątkowo duża ilość cukru w ich krwi nieco spadnie, a nowe zabawki przestaną być ekscytujące. Gabriella przygotowała już posłania na materacach w pokoju telewizyjnym na piętrze. Wtedy impreza zacznie się na dobre. Gabriella i Marielle zaczną się wygłupiać po zbyt dużej ilości wina, a Jill znów będzie musiała siedzieć i słuchać ich paplaniny. Mężczyźni z kolei wypiją za dużo przygotowanych przez Fredrika mocnych drinków i zaczną dyskutować tak głośno, że część dzieci się obudzi. Za każdym razem, gdy pili alkohol, wydawało się, że zmieniają się w samców alfa, którzy uważają się za najfajniejszych na świecie.
Najpierw jednak mieli obejrzeć komedię Svensson, Svensson. Nie rozumiała, dlaczego wszyscy co roku chcą ją oglądać, mimo że ją znają na pamięć.
– Mam nadzieję, że dzieci wkrótce zasną – powiedział Fredrik i uśmiechnął się do niej, jakby czytał w jej myślach.
– Poradzą sobie tam na górze – rzucił Tobias.
Zupełnie jakby zapomniał, że jego bliźniaki mają trzy lata i w ogóle nie są samodzielne.
– Wyjmę wino z lodówki! – zawołała Gabriella i zniknęła w kuchni, aby wkrótce wrócić z pojemnikiem pełnym lodu i z białym winem.
– Adrian się nudził, prawda? – zapytał Fredrik, patrząc na Jill. – Czy mam mu włączyć na górze film?
– Nie, nie rób tego, dopóki nie obejrzymy Svensson, Svensson – odpowiedziała Marielle zamiast Jill. – Dzieci też chcą najpierw obejrzeć komedię. Poza tym może lepiej włącz coś, przy czym zasną.
Jill posłusznie pokiwała głową, lepiej było się zgodzić. Pomyślała o tym, jak często to samo działo się w firmie – kiedy jedną osobę o coś pytano, a odpowiadała zupełnie inna.
– Nie wiem, czy Adrian dobrze się bawi… – zaczął Fredrik i zastanawiał się, jak dokończyć zdanie. – Chodzi mi o to, że jest trochę starszy od pozostałych.
– I nudzi mu się z dziewczynami – wtrącił Tobias. – Z Liv i Augustem.
Fredrik i Tobias jednogłośnie wybuchnęli śmiechem, przez który ledwo mogli utrzymać się prosto na krzesłach, śmiechem pełnym samozadowolenia i pogardy. Kątem oka Jill dostrzegła, że Olav, który siedział obok niej, jest zły. Pomyślała, że żarciki mężczyzn ubodły go bardziej niż przytyki Gabrielli i Marielle. Drwiny z Augusta oznaczały też dodatkową przykrość. Nie byłaby zaskoczona, gdyby jej mąż wziął ich kpiny jako pośrednią krytykę jego własnej męskości. W końcu to on wychował chłopaka, który zachowywał się jak dziewczyna.
Gabriella i Marielle zachichotały cicho. Niesamowite, jak te dwie wielkie rywalki potrafiły się na chwilę zjednoczyć, gdy mogły ją upokorzyć. Wiedziała jednak, że to tylko tymczasowe, wkrótce porządek zostanie przywrócony, a Jill stanie znowu pomiędzy nimi.
Po kilku sekundach pełnej napięcia ciszy Olav również się roześmiał. Lepiej się bawić niż psuć nastrój. Przyzwyczaiła się już do tłumienia własnych zranionych uczuć na rzecz wspólnego dobra zebranych.
Zwalczyła uczucie dyskomfortu i zmusiła się do uśmiechu.
Rozdział 6
Gabriella i Tobias spojrzeli na siebie ze strachem w oczach, gdy w ich pomalowanym na czerwono dwupiętrowym drewnianym domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. W pierwszej chwili dziewczynka chciała gdzieś uciec i się schować, a po twarzy brata widziała, że pragnie tego samego. Oboje bardzo dobrze wiedzieli, kto jest ich gościem. To Solveig Svantesson przyjechała z wizytą, aby studiować z nimi Biblię. Wkrótce będą siedzieć przy stole w jadalni i słuchać Solveig wertującej żółtą księgę z przypowieściami biblijnymi.
Tobias w rozpaczy rzucił na ziemię piłkę do nogi. Odbiła się kilka razy, a potem potoczyła się w kierunku kominka i przypadkowo potrąciła stojak z pogrzebaczem. Pogrzebacz spadł z takim hukiem, jakby ktoś zrzucił bombę na ich pogrążony w ciszy dom.
Ich dom nigdy nie był wypełniony dźwiękami, które Gabriella słyszała, gdy w tajemnicy poszła któregoś dnia do domu Emmy, koleżanki z klasy. W salonie Emmy był włączony telewizor, a w kuchni, w której mama przygotowywała posiłki, grało radio. W pokoju starszego brata Emmy muzyka grała naprawdę głośno. Gabrielli podobały się te dźwięki, dawały jej poczucie przytulności, gdy siedziała na sofie w salonie i cieszyła się wszystkim, co się wokół niej działo. W jej domu nie było telewizora, radia ani wieży. Nie mieli nawet żadnych gier planszowych. Gabriella wiedziała jednak, że nie może narzekać. Doskonale zdawała sobie sprawę, że jej rodzina ma wszystko, czego mogłaby pragnąć. Po prostu w atmosferze w domu Emmy było coś, czego nie potrafiła całkiem zapomnieć.
– Tobiasie! – Surowy głos taty odbił się echem po całym domu.
Tata wszedł do salonu, w którym znajdowały się dzieci, a kiedy zdał sobie sprawę, że to piłka przewróciła pogrzebacz, chwycił chłopaka mocno za ramię.
– Co powiedziałem o grze w piłkę pod dachem? – zawołał. – Istnieją znacznie ważniejsze rzeczy niż bieganie po boisku, mam nadzieję, że to rozumiesz! Solveig przyszła. Co by było, gdyby zobaczyła, jak się zachowujesz? Dzisiaj chcę, żebyś się skoncentrował i uważnie słuchał wszystkiego, co mówi. Nie chcę się wstydzić na jutrzejszym zebraniu.
Gabriella z przerażeniem patrzyła na gniewną minę taty. Miał wykrzywioną ze złości twarz. Ona też nie lubiła wizyt Solveig, ale nie nienawidziła ich aż tak silnie jak jej brat. Poza tym zdawała sobie sprawę, jakie konsekwencje przyniósłby jej sprzeciw. Tobias nie zawsze słuchał rodziców, co zwykle nie prowadziło do niczego dobrego.
Tobias rzucił okiem na tatę, a potem utkwił wzrok w swoich stopach. Jego nieco wyzywający wyraz twarzy i dumna postawa zmieniły się w chwili, kiedy tata wszedł w pokoju, więc teraz wyglądał na zawstydzonego i zdruzgotanego.
Posłusznie weszli za tatą do przedpokoju, a kiedy otworzył drzwi na powitanie Solveig, dzieci stały obok siebie jak dwie małe świeczki. Gabriella dygnęła, a jej brat się ukłonił. Przywitali nauczycielkę tymi samymi uprzejmymi zwrotami co zawsze.
Mimo że Tobias miał zaledwie siedem lat, musiał zostać w domu, ukrywając fakt, że wolałby po prostu grać w piłkę nożną w ogrodzie. Na przerwach w szkole zawsze grał z innymi chłopcami z klasy. Po lekcjach najchętniej robiłby to samo, ale oboje wiedzieli, że tata i mama są innego zdania. Żadne z dzieci w ich zborze nie należało do drużyny piłkarskiej, ponieważ nauka i zebrania członków zboru były jedyną rzeczą, na którą mieli czas poza szkołą. Z powodu gry w piłkę nożną podczas przerw w szkole Tobias zdystansował się od innych dzieci ze wspólnoty Świadków Jehowy, co nie spodobało się ich rodzicom.
Sama Gabriella bawiła się na przerwach głównie z dziewczynkami ze zboru, ale ponieważ ona i Tobias byli jedynymi świadkami w swojej klasie, pozwolono jej również bawić się z Emmą i jej przyjaciółkami.
– Pomyślałam, że prześledzimy dziś historię Jeftego i jego córki – zaczęła Solveig, przewracając strony w żółtej książce z historiami biblijnymi, którą zawsze miała przy sobie. – Musicie dziś słuchać bardzo uważnie – spojrzała surowo na dzieci – bo jutro będziemy rozmawiać o czymś podobnym na zebraniu. Podnieście wtedy rękę, aby pokazać, że znacie tę historię.
Gabriella skinęła głową, ale widziała, że Tobias nie udaje zainteresowanego. Zrobiło jej się niedobrze ze strachu, że Solveig zobaczy jego znudzoną minę. Nie lubiła, kiedy dorośli złościli się na jej brata, a niestety zdarzało się to często. Bywał nieposłuszny, oczywiście, ale był też jej najlepszym przyjacielem i nie chciała, żeby ktokolwiek zwracał się do niego ostrym tonem.
Na szczęście Tobias w końcu też skinął głową, patrząc na surową twarz Solveig. Starsza kobieta jak zwykle związała siwe włosy w ciasny kok i miała na sobie tę samą co zawsze białą, wiązaną pod szyją bluzkę oraz szarą spódnicę. Tobias szanował ich nauczycielkę i podobnie jak Gabriella bał się jej. Wiedzieli, jaka jest pozycja Solveig w zborze. Była żoną jednego z braci starszych i szanowaną nauczycielką. Mama mówiła im, że powinni być naprawdę wdzięczni i niesamowicie zaszczyceni tym, że Solveig zgodziła się uczyć ich prawdy. Ponadto kobieta zasłynęła z poskromienia z sukcesem kilku chłopców takich jak Tobias, chłopców, którzy musieli bardzo ciężko walczyć ze swoimi niedoskonałościami.
Trudności Tobiasa z koncentracją stanowiły efekt grzechu pierworodnego. Wszyscy ludzie cierpieli teraz z powodu niedoskonałości, ale mieli stać się doskonałymi w raju, tak jak Adam i Ewa cieszyli się doskonałością przed popełnieniem pierwszego grzechu. Gabriella wielokrotnie słyszała rozmowy rodziców o tym, że jej brat musi silnie walczyć ze swoją niedoskonałością, gdyż uroki świata doczesnego mogą rozpraszać go łatwiej niż innych. Szatan robił wszystko, by ich zwieść. Aby kusić lud Jehowy. Zdawała sobie z tego sprawę.
– Jefte opowiadał córce o Jehowie – kontynuowała Solveig i zmrużyła oczy, patrząc na chłopca. – Ponieważ był silnym człowiekiem i dobrym przywódcą, Izraelici poprosili, by poprowadził ich na wojnę przeciwko wrogom. Jefte modlił się do Jehowy o pomoc i obiecał, że jeśli odniosą zwycięstwo, odda Mu pierwszą osobę, która powita go po powrocie.
– Czemu? – zapytał Tobias.
– A jak myślisz? – zapytała Solveig. – Na pewno znasz odpowiedź.
Gabriella przestraszyła się, że jej brat nie będzie w stanie odpowiedzieć na pytanie.
– Może chciał okazać Jehowie wdzięczność za to, że pomógł im wygrać – odpowiedziała zamiast Tobiasa. Miała nadzieję, że Solveig nie będzie zła, że pomogła bratu.
– Dobrze, Gabriello! – wykrzyknęła Solveig, uśmiechając się zachęcająco. – A więc? – kontynuowała, ponownie zwracając się do Tobiasa. – Dlaczego Jefte zrobił to, co zrobił?
Chłopak zamrugał nerwowo i starał się coś wymyślić. Spojrzał bezradnie na Gabriellę, która podpowiedziała mu słowo „wdzięczność”. Solveig była obrócona w stronę Tobiasa, więc niczego nie zauważyła.
– By okazać wdzięczność – mruknął Tobias, patrząc w dół na stół.
– Patrz mi w oczy, kiedy odpowiadasz na moje pytania – rozkazała Solveig.
Tobias spojrzał w górę i napotkał jej spojrzenie, po czym powtórzył odpowiedź.
– Dobrze – odpowiedziała Solveig, ale bez uśmiechu. – Osoba, którą Jefte odda Jehowie, będzie przez resztę życia mieszkać i pracować w przybytku Jehowy. Jefte wygrał bitwę. Czy domyślacie się, kto pierwszy wyszedł z domu, by go przywitać po powrocie?
Oboje potrząsnęli głowami.
– Jedyna córka Jeftego! – zawołała Solveig triumfalnie, jakby miała coś miłego do powiedzenia. – Córka natychmiast powiedziała ojcu, że złożył obietnicę Jehowie i że musi jej dotrzymać. Chociaż żałowała, że nie będzie mogła wyjść za mąż i mieć dzieci, chciała pomóc ojcu dotrzymać obietnicy i uszczęśliwić Jehowę.
Podekscytowana Solveig klasnęła w dłonie.
To była ładna historia, pomyślała Gabriella, chociaż czuła smutek z powodu córki Jeftego. Miała nadzieję, że tata nie obieca jej Jehowie, ponieważ nie chciała opuścić brata. Ale może w takim wypadku on mógłby do niej dołączyć?
– A czego możemy się nauczyć z tej historii? – zapytała Solveig entuzjastycznie, choć nie oczekiwała od nich odpowiedzi. Sama chciała jak najszybciej wyjawić morał opowieści. – Jeśli robicie to, co mówią rodzice, i jeśli kochacie Jehowę, możecie być jak córka Jeftego. Wówczas wasz ojciec, wasza matka i Jehowa będą szczęśliwi i dumni.
Patrząc na obrazek przedstawiający córkę Jeftego w żółtej księdze, Gabriella zastanawiała się, czy jest do niej podobna, czy uszczęśliwia tatę i mamę.
– Teraz może łatwiej ci będzie zrozumieć, dlaczego nie masz grać w piłkę nożną, a zamiast tego więcej się uczyć – upomniała Solveig Tobiasa.
Gabriella napotkała spojrzenie brata.
Było puste.
Rozdział 7
Wtorek, 24 grudnia
Ellinore Carlberg rozejrzała się po dużym salonie w domu teściów swojej córki. Nie mogła uwierzyć, że spędza Wigilię z własną rodziną, a nie z Bengtem i Jesperem Bromanami.
Przepełniały ją jednocześnie ulga, radość, zagubienie, zmęczenie i smutek, więc nie wiedziała za bardzo, czy czuje się dobrze, czy źle. Rozum jej podpowiadał, że powinna być zachwycona bliskością męża i córki, ale nie była w stanie tak naprawdę się zrelaksować.
Jej odczucia były zrozumiałe, o czym wiedziała od lekarza i psychologa, ale i tak trudno jej było zdobyć się na cierpliwość wobec siebie. Przez ostatnie trzydzieści lat pragnęła jedynie wolności. Teraz w końcu ją odzyskała, więc dlaczego wciąż miała w sobie tak wielką pustkę? Czasami dręczyła ją straszliwa myśl, że może powinna była pozostać w domu Bengta Bromana, że może już nie nadaje się do normalnego życia. Zapomniała, jak się żyje w prawdziwym świecie, i wszystko było dla niej nowe. Ludzie wyglądali inaczej, w sklepach spożywczych pojawiły się nowe rzeczy, w metrze płaciło się teraz w zupełnie inny sposób. Długo by wymieniać…
Gdyby przez te wszystkie lata w zamknięciu nie miała radia i telewizji, teraz prawdopodobnie nie byłaby w stanie funkcjonować. Zupełnie jakby narodziła się na nowo, odkrywała całkowicie nowy świat, o którego istnieniu nie miała pojęcia. Porównywała się do starszych ludzi, którzy z powodu choroby i słabości nie mogli wyjść, ale dzięki oglądaniu telewizji przez cały dzień nadążali za tym, co się dzieje w społeczeństwie.
Mąż i córka rzucali dyskretne spojrzenia w jej kierunku, prawdopodobnie myśląc, że tego nie widzi. Miała świadomość, że się martwią i robią to z troski o nią, ale i tak czuła się obserwowana. Tak właśnie było w domu Bengta. Bez względu na to, co robiła, oraz niezależnie od tego, czy był w domu, czy nie, zawsze czuła się obserwowana, monitorowana. Nigdy nie miała pewności, czy jej nie filmował lub nie nagrywał, a trwało to tak długo, że bała się nawet swobodnie myśleć, zupełnie jakby mógł wtargnąć do jej głowy.
Nigdy nie chciała rozmawiać o Bengcie z nikim innym niż ze swoim psychologiem. Kiedy patrzyła na Per-Erika i Josephine, w ich oczach kryło się wiele pytań, ale nie była w stanie na nie odpowiedzieć. Jak mogła wyjaśnić, jak to było być zamkniętą, zmuszoną do życia cudzym życiem, do udawania innej kobiety, chodzenia wieczorem do łóżka z Bengtem?
Niepokój i wyrzuty sumienia były teraz silniejsze niż wcześniej, kiedy przebywała w zamknięciu. Wiedziała, dlaczego tak jest. Z powodu Heleny. Dopóki pozostawała uwięziona w domu w Sundsvall, żyła nadzieją, że obie jej córki mają się dobrze, że jej porywacz ich nie skrzywdzi, dopóki będzie robić, co jej każe. Ale potem Bengt i Jesper i tak zamordowali Helenę, a Ellinore nie mogła temu zapobiec. A może mogła? Całymi nocami leżała zlana silnym potem w wilgotnej pościeli i w kółko analizowała ten sam scenariusz. Nigdy nie podjęła próby ucieczki, a Helena i tak została zamordowana. A gdyby spróbowała wydostać się stamtąd? Może poddała się ze strachu? Czy Helena by dzisiaj żyła, gdyby ona postąpiła inaczej?
Jej psycholog powiedział, że poczucie winy jest naturalne, ale też ciągle podkreślał, że nie na niej spoczywa odpowiedzialność.
Dopiero co młodszy brat Williama, James, wściekł się i wybiegł na zewnątrz mimo zamieci, a William wyszedł w ślad za nim i właśnie wrócił sam. Ellinore wiedziała, że James ma kłopoty, ale nie była w pełni świadoma wszystkiego, co się dzieje między nim a Sarą. Nie miała siły rejestrować wszystkich opowieści Josephine. Z jednej strony cieszyła się, że tego wieczoru uwaga wszystkich skupiła się na kimś innym niż ona. Rodzice Williama, Ylva i Robert, nie wiedzieli za bardzo, jak mają się przy niej zachowywać. Jej za to czasem trudno było pojąć wszystko, co się dzieje dokoła. Mózg miał trudności z nadążaniem i często czuła się tak, jakby nie widziała powiązań, które pozostawały oczywiste dla kogoś innego.
– Może ktoś chce kawy? – zapytał Robert, próbując poprawić nastrój.
Ylva bawiła się z Theodorem, a Josephine siedziała obok Sary, prawdopodobnie chcąc okazać jej wsparcie. Ellinore pomyślała, że jej córka jest naprawdę życzliwa, i zrobiło jej się miło. Doszła do wniosku, że Per-Erik dobrze ją wychował, chociaż zdawała sobie sprawę, że opiekę nad córką zawdzięcza przede wszystkim swojej zmarłej teściowej. To babcia ją wychowała, ale Per-Erik zapewnił jej poczucie bezpieczeństwa, nawet zachowując pewien dystans.
– Mogę pomóc – zaproponowała szybko Ellinore, podnosząc się z miejsca.
Nie chciała dłużej przebywać w napiętej atmosferze panującej w salonie. Mimo że wiedziała równie dobrze jak Robert, że kawa niczego nie zmieni, wyjście do kuchni i przygotowanie poczęstunku wydawało się nieodzowne.
Ellinore miała już dość ciszy i starała się jej unikać. W domu zawsze włączała radio lub telewizor, a przebywając wśród ludzi, stosowała strategię polegającą na nieustannej rozmowie o rzeczach nieistotnych. Choć kiedyś zawsze pozostawała zamyślona, teraz zmieniła się w osobę radośnie opowiadającą o pogodzie. Byle odepchnąć myśli i niepokój. Nie lubiła tego, ale był to jej jedyny sposób na przetrwanie.
Robert parzył kawę, a Ellinore wyjmowała z szafki filiżanki. Od czasu wejścia do kuchni jeszcze się do siebie nie odezwali. Po raz kolejny cisza otoczyła ją niczym mokry, nieprzyjemny koc, z którego nie można się uwolnić.
– Dobrze będzie napić się kawy – powiedziała więc i niemal natychmiast poczuła do siebie pogardę.
Kiedyś nie używała banalnych wyrażeń tylko po to, by uniknąć kłopotliwej ciszy. Teraz zresztą też nie zrobiła tego dlatego, że cisza była krępująca, lecz aby zagłuszyć myśli i niepokój, które usiłowały przejąć nad nią kontrolę.
– Tak, to prawda – odrzekł Robert, uśmiechając się do niej.
Widziała niepewność na jego twarzy. Równie dobrze mogłaby nosić na szyi czerwoną tabliczkę z informacją, że została porwana i więziono ją trzydzieści lat. Często odnosiła wrażenie, że ma tę krzywdę wypisaną na czole, przez co ludzie wokół niej czują się nieswojo.
Robert postawił tacę na kuchennym stole.
– Możesz postawić tu filiżanki, będzie łatwiej zanieść je do salonu – powiedział, wskazując na tacę.
Zdumiona Ellinore zdała sobie sprawę, że Robert potrafi się odnaleźć w kuchni swojej i Ylvy. Wiedział, gdzie co leży i nie musiał wybiegać do salonu, żeby zapytać o to żonę. Bengt chyba nigdy nie otworzył żadnej szafki, to ona się wszystkim zajmowała, a Per-Erik też nie czuł się szczególnie dobrze w kuchni.
Ellinore podejrzewała, że Per-Erik po śmierci matki i wyprowadzce Josephine zamawiał jedzenie na wynos. W ostatnim czasie jednak nauczyła go przygotowywać niektóre potrawy, a on najwyraźniej to doceniał, nawet jeśli gotowanie nie należało do jego ulubionych zajęć. Prawdopodobnie zabierał się za to głównie dlatego, że podobało mu się, że robią coś razem.
Podeszła do stołu z czterema filiżankami kawy w dłoniach i postawiła je na tacy. Gdy miała się odwrócić, aby wziąć na wszelki wypadek jeszcze kilka filiżanek, poczuła znajomy zapach. Krew zastygła w jej żyłach, gdy zobaczyła stojący na środku kuchennego stołu wazon z kwiatami.
Bukiet składał się z białych goździków.
Rozdział 8
Wtorek, 24 grudnia
Emilia Sundberg zatrzasnęła za sobą drzwi, zamknęła je na górny i dolny zamek, a potem założyła jeszcze łańcuch. Nie bała się ciemności ani nie czuła większego niepokoju, ale lubiła minimalizować ryzyko.
Była Wigilia, po dwudziestej pierwszej. Emilia spędziła popołudnie i wieczór w domu rodziców wraz z większą częścią rodziny. Od dwóch godzin rozważała powrót do domu, ale nie mogła się zebrać. Kiedy zbliżała się dwudziesta pierwsza, uznała jednak, że czas zakończyć imprezę. Do tego czasu miała też dość pytań krewnych o to, kiedy znajdzie męża i dochowa się dzieci. Jej młodsza siostra, choć miała tylko dwadzieścia sześć lat, dorobiła się już męża, trojga dzieci, domu i psa. Wybory Louise najwyraźniej zadowoliły rodzinę, ponieważ nigdy nie atakowano jej pytaniami na temat jej życia. Niesamowite, jak cały pakiet z partnerem, dziećmi, domem, zwierzakami i samochodem kombi potrafił udobruchać otoczenie. Dopóki ktoś może pochwalić się tymi atutami, pozostali będą usatysfakcjonowani i szczęśliwi. Natomiast to, jak taki związek naprawdę wygląda i jak czują się dzieci, pozostaje sprawą drugorzędną, dopóki prowadzi się takie życie jak większość społeczeństwa.
Jeśli ktoś natomiast, tak jak Emilia, dwukrotnie podróżował po świecie, a w międzyczasie ukończył szkołę policyjną, bliscy nabierają przekonania, że coś jest nie tak. A jeśli kobieta jest singielką i nigdy nie przyprowadziła mężczyzny, by popisać się nim na rodzinnych spotkaniach, ludzie wokół nie tylko sądzą, że coś jest nie tak, ale też chcą pomóc w znalezieniu przyczyny problemu. Babcia kilkakrotnie pytała mamę, czy Emilia jest lesbijką i czy to dlatego nigdy nie znalazła sobie mężczyzny. Kiedy w końcu przyjęła do wiadomości, że ten trop jest mylny, zaczęła analizować, czy to osobowość jej wnuczki powoduje, że jest tak samotna i nieszczęśliwa. Dziś w ciągu dnia i wieczorem Emilia wysłuchała wszelkich możliwych rad, poczynając od tej, że za mało się stara, po tę, że jest zbyt twarda i dominująca. Nikt natomiast nie zadał sobie trudu, by zapytać, czy w ogóle potrzebuje mężczyzny. Nie żeby Emilia naprawdę chciała odpowiadać na jakiekolwiek pytania, ale byłoby miło, gdyby ktoś uwzględnił jej opinię.
W ogóle jej nie zależało na spotkaniu faceta, za którego wyjdzie i z którym będzie mieć dzieci. Miała niemal pewność, że wcale nie chce potomstwa, ale nigdy nie odważyła się powiedzieć o tym swojej rodzinie. Zobaczyłaby tylko zaskoczone spojrzenia i usłyszała oklepane frazesy, na przykład o tym, że prawdziwe życie zaczyna się dopiero po urodzeniu dziecka.
Niespiesznie weszła do kuchni i nalała sobie szklankę wody, po czym rzuciła okiem w kierunku łazienki na drugim końcu przestronnego loftu. Miała ochotę na gorący prysznic. Zdążyła zmarznąć podczas jazdy samochodem do domu i krótkiego spaceru z parkingu do mieszkania. Poza tym chciała spłukać z siebie wszystkie pytania, spostrzeżenia i podpowiedzi, którymi ją zarzucono. Miała wrażenie, że przylgnęły jej do skóry. Zdjęła ubrania, rzucając je na stertę na podłodze w łazience, weszła pod prysznic i stanęła pod strumieniem wody.
Kiedy skończyła, włożyła szlafrok, który wisiał na drzwiach, i owinęła mokre włosy ręcznikiem z półki obok dużej umywalki.
Podobnie jak wiele razy wcześniej, ucieszyła się, że nie musi już mieszkać w domu rodziców. Czasami zachwycała ją świadomość, że jest dorosła i decyduje o sobie. Tu, w swoim mieszkaniu, to ona decydowała, czy ubrania powinny pozostać w stercie na podłodze w łazience do jutra i czy zje kolację na kanapie, czy w łóżku. To ona kupiła szlafrok, który teraz miała na sobie, i to ona wybrała ręczniki leżące na półce w łazience. Wszystko w mieszkaniu należało do niej, nikt się jej tu nie wtrącał. I nikomu nie wolno było tego zmienić.
Ubrania wciąż leżały na podłodze, kiedy ruszyła w stronę kuchni. Zrobiła kanapkę i zabrała ją ze sobą do łóżka, zostawiając masło przy zlewie, i już teraz postanowiła, że dziś wieczorem nie będzie myć zębów. Zupełnie jakby chciała okazać bunt po Wigilii z rodziną. Chciałaby, żeby ją teraz widzieli i mieli świadomość, jak mało obchodzą ją te wszystkie rzeczy, które oni uważają za ważne.
Istniały jednak sprawy, którymi chciałaby się podzielić z matką lub siostrą. Takie jak ta, która teraz zaprzątała jej uwagę, ale o której uparcie starała się nie myśleć.
Jednak to nie był dobry pomysł.
I tak by tego nie zrozumiały.
Rozdział 9
Środa, 25 grudnia
Dzieci w końcu zasnęły na górze, a na dole rozpoczął się mniej przyjazny najmłodszym etap świętowania Bożego Narodzenia. Nie żeby się przejmowali, że dzieci zobaczą ich pijących alkohol lub trochę pijanych, w końcu nie mogło im to zaszkodzić.
Mężczyźni zdążyli się już porządnie upić w kuchni, co Gabriella słyszała z salonu, gdzie siedziała razem z Marielle i Jill. Wszystkie trzy były trochę wstawione i zajmowały się przeglądaniem Instagrama oraz wyśmiewaniem osób z ich otoczenia.
– A widziałyście dziecko Mai Albrektsson? – wydusiła Marielle między jednym a drugim wybuchem śmiechu. – Tak cholernie brzydkie! Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym miała takie brzydkie dziecko.
– Uważam, że może winić jedynie siebie – odpowiedziała Gabriella, wijąc się ze śmiechu, kiedy Marielle wyciągnęła telefon ze zdjęciem niemowlęcia z podwójnym podbródkiem i zdziwioną miną. – Czego się spodziewała, wiążąc się z tym facetem?
– Tak, nie można decydować się na dziecko z kimkolwiek, a potem oczekiwać, że będzie urocze – wtrąciła się Jill, ocierając łzy.
– O, zobaczcie nowy dom Anny Molin – kontynuowała Marielle, pokazując zdjęcie ceglanego budynku. – Kto, do cholery, kupuje taki brzydki dom, kiedy są działki, na których można budować?
– Słyszałam, że nie stać ich na budowę – rzuciła złośliwie Jill.
– Ale mogą sobie pozwolić na usunięcie pleśni z tej nory? – powiedziała Gabriella i znowu wybuchnęły śmiechem.
Nieco dalej, na dużym stole w jadalni, stało wino. Gabriella wstała, by po nie sięgnąć, po czym napełniła kieliszki sobie i przyjaciółkom.
– Musi być jedną z tych osób, które wciąż mają stary dębowy parkiet – powiedziała Marielle z obrzydzeniem w głosie.
– Cholera, parkiety trójlamelowe powinny zostać zakazane – wtrąciła Jill.
– Tak – zgodziła się Gabriella – i wzorzyste zasłony…
– Ścianki działowe – dodała Marielle ze zniesmaczoną miną.
– Biżuteria z dyskontów – dodała Jill.
– Wysoki połysk – powiedziała Gabriella.
– Teraz mam najgorsze! – zawołała triumfalnie Marielle.
– Co? – zapytała Jill.
– Shabby chic!
Cała trójka udała, że wymiotuje, a potem dalej wyśmiewały różne popularne style aranżacji wnętrz.
Kątem oka Gabriella zobaczyła Fredrika zbliżającego się do nich na lekko chwiejnych nogach. Musiał być pijany, a ona nie wiedziała, czy się z niego śmiać, czy go skrytykować.
– Gdzie właściwie jest Tobias? – zapytał Fredrik donośnym głosem, próbując zagłuszyć ich śmiech. – Nie widziałem go już od jakiegoś czasu.
– Pewnie sika czy coś – odrzekł z norweskim akcentem Olav, który wszedł za nim do salonu.
Pociągnął duży łyk z trzymanej w dłoni szklanki, w którym najprawdopodobniej miał drinka przyrządzonego przez Fredrika.
– Musiał gdzieś zasnąć – burknęła Marielle.
Już nieraz się zdarzyło, że któryś z mężczyzn padł po zbyt dużej ilości alkoholu.
– Pójdę go poszukać – zdecydowała Gabriella. Widziała, jak Marielle rzuca jej poirytowane spojrzenie, ale w tej chwili nie obchodziła jej zazdrość szwagierki. Nie chciała, żeby jej brat gdzieś leżał, czując się źle.
Najpierw przeszukała parter, szybko przeglądając sypialnię swoją i Fredrika z przylegającą do niej łazienką i dużą garderobą, pralnię, mały gabinet, toaletę dla gości i przedpokój. Ponieważ nigdzie go nie znalazła, weszła cicho na górę. Było już po północy i wszystkie dzieci słodko spały na materacach leżących w dużej sali zabaw z telewizorem i zestawem kina domowego. Ostrożnie wślizgnęła się do pokoju i wyłączyła telewizor, przy którym dzieci zasnęły z wyczerpania. Następnie szybko przeszukała resztę piętra domu, sypialnię Liv, pokój gościnny i toalety, nie znajdując jednak brata.
Cichymi krokami Gabriella ponownie zeszła po schodach. Kiedy już prawie była na dole, zatrzymała się i wyjrzała przez okno wychodzące na ulicę. Nadal obficie sypał śnieg.
Na schodach i na odśnieżonej ścieżce w ogrodzie były widoczne ślady kogoś, kto niedawno musiał tamtędy przechodzić.
Co Tobias kombinował?