Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wywiad z serii:
#otymsię(nie)mówi #dobrytemat
Rozmawiam z autorką książek Maciejewska Iza
Zapraszam Cię do odsłuchania, przeczytania naszej rozmowy, podczas której poruszamy temat o:
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 34
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Witajcie w podcaście „W cieniu kartki i pióra”. Mam na imię Patrycja, a moim i Waszym gościem będzie kobieta petarda. Otwarta, niebojąca się trudnych pytań, wszechstronnie uzdolniona – Iza Maciejewska.
Cześć, Iza. Na początku naszej rozmowy chciałabym, abyś wyjaśniła swój pseudonim artystyczny. Na Bookstagramie nazywasz siebie „książkową artystką”. Skąd pomysł na takie określenie?
Powiem tak: oprócz tego, że piszę książki, jestem też fotografem. Przez długi czas bałam się używać tego określenia, jakby słowo „fotograf” było zarezerwowane dla kogoś wybitnego, znanego, światowego. Doszłam do wniosku, że zawodowcy w tym fachu są artystami tak samo jak ja! Też jestem artystką. Dlaczego? Ponieważ jestem osobą, która działa spontanicznie, niczego nie planuje, po prostu to czuje. To jest moja definicja artyzmu, której wartości przekładam na tworzenie książek. Nic nie planuję, tylko idę na żywioł, a to jest dla mnie artyzm.
Opowiem Wam historię z mojego życia. Czekałam pod szpitalem na tatę i zobaczyłam kosz na śmieci. Patrząc na niego, ułożyłam w głowie całą historię, dotyczącą tego przedmiotu. Po prostu miałam tak zwaną wizję.
Tak jak wspomniałaś wcześniej – przed pisaniem Twoją pasją była fotografia. Jak to się stało, że zaczęłaś wydawać książki?
Po prostu ludzie zaczęli mnie wkurzać. (śmiech) Po drugie nastały czasy wielkiej pożogi, której przyczyną była choroba, więc przestali przychodzić na zdjęcia, bali się. W naszym kraju to wszystko, co obecnie się dzieje, nie idzie w dobrym kierunku. Rodacy mają mniej pieniędzy, więc fotografia jest dla nich w tym momencie luksusem. Jeżeli mogą pójść na zakupy i załadować koszyk rzeczami często niepotrzebnymi to to zrobią, a później je wyrzucą. Nie mówię, że każdy tak robi, ale teraz wszyscy się bardzo, ale to bardzo mocno pilnują, i jednak uważają to za zbyteczne. Więc jeśli sobie pozwolą, na przykład raz w roku albo raz na dziesięć lat, na zdjęcia komunijne albo świąteczne, to już jest sukces. Chociaż zauważyłam, że jest tego coraz mniej.
Natomiast jeżeli chodzi o to, dlaczego zaczęłam pisać książki, no właśnie – ja zawsze chciałam zostać pisarką, nudziło mi się (śmiech), więc zaczęłam pisać. Lubię robić zdjęcia, ale to nie jest – przynajmniej w moim odczuciu – zawód dla kobiety na dłuższy czas.
Chodziłam na śluby, wesela. Komuś się wydaje, że fotograf tylko pójdzie, naciśnie spust migawki i to wszystko. To nie jest wszystko! Żeby zrobić dobre zdjęcia, trzeba myśleć. Od południa zaczynają się przygotowania do uroczystości, a w międzyczasie toczysz boje z wujkami, którzy wiedzą lepiej od Was, jak zrobić to czy tamto zdjęcie; jak ustawić parę młodą i przede wszystkim, żeby nie robić zdjęć pod światło, a tak przecież robią artyści – fotografują pod światło. Oczywiście to jest taki śmieszny trend, ale strasznie dużo było sytuacji, które mnie po prostu wymęczyły. Nie powiem, że to nie były dobre pieniądze, bo były naprawdę dobre pieniądze. Jednak doszłam do wniosku, że trzeba brać siły na zamiary, i przy okazji troszeczkę żyć.
Gdybym robiła zdjęcia i pisała książki, to nie miałabym czasu na swoje prywatne życie. Dobrze coś robić, to nie oznacza popaść w pracoholizm. Trzeba mieć też czas dla siebie na odpoczynek. Dlatego musiałam wybrać między robieniem zdjęć na bardzo dużą skalę, a pisaniem na dużą skalę – wybrałam to drugie.
Jesteś osobą, która sama wydaje swoje powieści. Jakie emocje towarzyszyły Ci za pierwszym razem? Czy to były strach, przerażenie, zachwyt, euforia?
To była euforia. Tak, bo to było coś zdecydowanie nowego i towarzyszyła temu niepewność. Na pewno był też strach przed tym, czy ktoś w ogóle będzie chciał czytać moje książki. Pierwsza została wydana przez wydawcę, więc uważałam, że to on przyczynił się do tego, że jestem poczytna, ale ludzie, którzy ją czytali, zostali przy mnie i są nadal. Niemniej ja się bałam, czy trafię do innych ludzi.
Nie miałam takiego zaplecza finansowego, merytorycznego i bazy czytelniczej, którą ma duży wydawca, więc były obawy, towarzyszące mi nie tylko przy pierwszej książce. Były ze mną chyba przez pierwsze trzy książki, do momentu aż sytuacja finansowa w pewnym momencie nie stała się pewniejsza. Po miesiącu lub dwóch od początku sprzedaży mogłam powiedzieć, że jest git i można już bez ryzyka wydawać.