Za murami Broadmoor. Najsłynniejszy szpital psychiatryczny na świecie - Jonathan Levi, Emma French - ebook

Za murami Broadmoor. Najsłynniejszy szpital psychiatryczny na świecie ebook

Jonathan Levi, Emma French

3,6

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Broadmoor. Niewiele miejsc na świecie budzi równie przerażające skojarzenia. W słynnym angielskim szpitalu psychiatrycznym, otwartym w 1863 roku, od przeszło stu pięćdziesięciu lat przebywają najbardziej brutalni, najgroźniejsi przestępcy Wielkiej Brytanii, sprawcy wstrząsających zbrodni.

Wśród słynnych pensjonariuszy byli m.in. James Kelly, podejrzewany o to, że jest Kubą Rozpruwaczem, seryjni mordercy Peter Sutcliffe (Rozpruwacz z Yorkshire), John Straffen i Kenneth Erskine, bandyta Charles Bronson, gangster Ronnie Kray i kanibal Peter Bryan.

Jonathan Levi, dziennikarz telewizyjny, i Emma French, specjalistka w zakresie historii kultury, przez blisko dekadę obserwowali życie toczące się za murami ściśle strzeżonego zakładu dla obłąkanych przestępców, rozmawiali z członkami personelu i pacjentami.

Pozwoliło im to stworzyć wyczerpujące studium przeszłości, teraźniejszości i przyszłości Broadmoor u progu nowej epoki i ujawnić pilnie skrywane tajemnice.

Ich książka to frapująca, mroczna podróż w głąb umysłów przestępców leczonych w Broadmoor.

Jonathan Levi to odnoszący sukcesy manager telewizyjny, producent, współautor książek i dokumentalista nominowany do nagrody Brytyjskiej Akademii Filmowej (BAFTA). Zainteresowany niezwykłymi tematami, jako pierwsza osoba uzyskał nieskrępowany dostęp do pacjentów i personelu szpitala psychiatrycznego Broadmoor w Anglii, gdzie nakręcił cykl filmów dokumentalnych dla brytyjskiej sieci telewizyjnej ITV. Filmy Jonathana, niezwykły obraz psychiki najsłynniejszych niepoczytalnych zbrodniarzy Wielkiej Brytanii, były emitowane w godzinach największej oglądalności i uzyskały znakomite recenzje.

Doktor Emma French pisze o głośnych wydarzeniach, które trafiają na pierwsze strony gazet i budzą powszechne zainteresowanie. Jest autorką książki Selling Shakespeare to Hollywood, a także, wraz z Jonathanem Levim, Hatton Garden: The Inside Story. Mieszka w Londynie wraz z Jonathanem i trojgiem ich dzieci.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 180

Oceny
3,6 (45 ocen)
11
14
11
8
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
dzust

Z braku laku…

Słyszałam wielokrotnie słowa uznania dla tego reportażu. Podczas lektury niestety okazało się, że to płytka historyjka, niepogłębiająca żadnego tematu, do tego chaotycznie napisana.
00
Puella52

Dobrze spędzony czas

Bardzo interesująca książka. Można się z niej dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy nie tylko nt w/w szpitala lecz również nt opieki psychiatrycznej ogólnie
00
Unwantedxhost

Całkiem niezła

Nie tego oczekiwałam, ale jest to na pewno ciekawy reportaż.
00
kinzetka

Całkiem niezła

Średnia. Bardzo chaotyczna. Część historii pacjentów trzeba doczytywać z Google'a.
00

Popularność




Pro­log

Póź­niej przyj­dzie czas na pyta­nia. W tej chwili pie­lę­gnia­rze i pra­cow­nicy ochrony usi­ło­wali sfor­so­wać śmier­cio­no­śną zaporę wznie­sioną przed dzie­wię­cioma godzi­nami przez mor­dercę Roberta „Boba” Maud­sleya. Bob i jego kom­pan, David Che­esman, zaba­ry­ka­do­wali się w pokoju z trze­cim pacjen­tem Bro­ad­moor, Davi­dem Fran­ci­sem, osła­wio­nym pedo­fi­lem. Wydaje się, że napa­sto­wał homo­sek­su­al­nie jed­nego z ich przy­ja­ciół, co ich roz­wście­czyło. Ktoś jed­nak sły­szał, jak wcze­śniej mówili, że gdyby nada­rzyła się oka­zja, „wole­liby się zająć pie­lę­gnia­rzem”.

Zwią­zali Davida Fran­cisa kablem od adap­tera i przez dłu­gie godziny tor­tu­ro­wali w małym, dusz­nym pomiesz­cze­niu. Pie­lę­gnia­rze z Bro­ad­moor byli bar­czy­stymi, sil­nymi męż­czy­znami, ale nie mogli się dostać do pokoju Boba Maud­sleya. W końcu Davi­dowi Fran­ci­sowi zało­żono pętlę na szyję i kazano mu para­do­wać tam i z powro­tem na oczach bez­rad­nych pra­cow­ni­ków szpi­tala.

Kiedy pie­lę­gnia­rze w końcu wtar­gnęli do pokoju, ofiara była czę­ściowo obdarta ze skóry. Praw­do­po­dob­nie zro­biono to, gdy jesz­cze żyła, o czym świad­czyły prze­raź­liwe krzyki roz­le­ga­jące się w kory­ta­rzach Bro­ad­moor. Jeden z pierw­szych pie­lę­gnia­rzy, któ­rzy sfor­so­wali bary­kadę, mówił nam, że „z każ­dego otworu ciała Fran­cisa cie­kła sperma”; nawet po kil­ku­dzie­się­ciu latach było to trau­ma­tyczne wspo­mnie­nie. Według innego członka per­so­nelu cyto­wa­nego przez prasę Davida Fran­cisa zna­le­ziono „z czaszką roz­bitą jak sko­rupka jajka”; w gło­wie tkwiła łyżeczka, a czę­ści mózgu bra­ko­wało.

Dziś, prze­szło czter­dzie­ści lat póź­niej, wyda­rze­nie to, do któ­rego doszło w 1977 roku, jest chyba naj­słyn­niej­szym mor­der­stwem popeł­nio­nym w Bro­ad­moor – wąt­pliwy zaszczyt, do któ­rego mogłyby rościć sobie prawo inne podobne incy­denty. Jeden z pie­lę­gnia­rzy powie­dział w roz­mo­wie z nami: „Nie­bez­piecz­nych pacjen­tów prze­nie­siono póź­niej z oddziału Mon­mo­uth na oddział Nor­folk. Maud­sley i Che­esman cią­gle żyją, ale nie prze­by­wają w Bro­ad­moor. Sta­nęli przed sądem i otrzy­mali kary wię­zie­nia. Zaostrzono pro­ce­dury bez­pie­czeń­stwa”. Trudno się dzi­wić, że dawni i obecni pra­cow­nicy szpi­tala w dal­szym ciągu ana­li­zują każdy szcze­gół.

Jak to się stało? Dla­czego? Czy może się powtó­rzyć?

Wstęp

Opi­nia publiczna uważa, że prze­by­wają tu gwał­ci­ciele, mor­dercy i pedo­file. Nie­któ­rzy z nas tra­fili za kratki za wła­ma­nia, a póź­niej zacho­ro­wali w wię­zie­niu. Wrzuca się nas wszyst­kich do jed­nego worka i ludzie uwa­żają nas za potwo­rów. To nie­spra­wie­dliwe.

Pacjent Bro­ad­moor

Bro­ad­moor. Nie­wiele nazw wywo­łuje taki dreszcz zgrozy. W ciągu stu pięć­dzie­się­ciu lat w Bro­ad­moor prze­by­wali naj­bar­dziej krwio­żer­czy prze­stępcy w Wiel­kiej Bry­ta­nii, cho­rzy psy­chicz­nie pedo­file, mor­dercy i kani­bale. W 2019 roku w dal­szym ciągu miesz­kało tam nie­spełna dwu­stu pacjen­tów.

Szpi­tal, sto­jący na wzgó­rzu nad malow­ni­czą wio­ską Crow­thorne, to duży kom­pleks wik­to­riań­skich budyn­ków w stylu neo­go­tyc­kim, sil­nie prze­ma­wia­jący do wyobraźni opi­nii publicz­nej. Kiedy myślimy o Bro­ad­moor, auto­ma­tycz­nie przy­po­mi­nają nam się naj­słyn­niejsi pen­sjo­na­riu­sze: Ron­nie Kray, Char­les Bron­son, Peter Sutc­liffe, Ken­neth Erskine. Każdy z nich to legenda, z róż­nych powo­dów. Wielu z nich prze­by­wało w szpi­talu w latach osiem­dzie­sią­tych XX wieku, gdy pre­mie­rem była Mar­ga­ret That­cher. Szpi­tal stał się wtedy sławny i nie­ustan­nie pisały o nim tablo­idy.

Bro­ad­moor jed­nak się zmie­nia, ewo­lu­uje; zawsze tak było. Szpi­tal wkrótce prze­nie­sie się do nowej sie­dziby. Nie wia­domo, czy zachowa repu­ta­cję zakładu psy­chia­trycz­nego dla naj­bar­dziej nie­bez­piecz­nych prze­stęp­ców; kiedy prze­pro­wa­dza­li­śmy wywiady z pacjen­tami i per­so­ne­lem, szybko zro­zu­mie­li­śmy, że pen­sjo­na­riu­sze nie są tylko czar­nymi cha­rak­te­rami albo legen­dar­nymi posta­ciami pra­gną­cymi, by je naśla­do­wać. Nie, prawda na temat Bro­ad­moor jest znacz­nie bar­dziej skom­pli­ko­wana i inte­re­su­jąca.

Bro­ad­moor to wielki kom­pleks, z licz­nymi budyn­kami roz­rzu­co­nymi na dużej prze­strzeni. Zaska­ku­jąco piękne ogrody i olśnie­wa­jące widoki oko­licz­nych pól i lasów oczy­wi­ście nie zachę­cają do pozo­sta­nia tam na stałe. Jeden z pacjen­tów powie­dział: „Kra­jo­braz jest ładny, ale ni­gdy się nie zmie­nia”.

Główny par­king Bro­ad­moor jest zawsze zatło­czony, więc zosta­wia­li­śmy samo­chody na dodat­ko­wym par­kingu, w pobliżu miej­sca, gdzie powsta­nie nowy szpi­tal. Wypeł­ni­li­śmy for­mu­larz for­matu A4 prze­zna­czony dla gości – należy w nim wyraź­nie napi­sać numer reje­stra­cyjny auta – i poło­ży­li­śmy go na desce roz­dziel­czej. W cza­sie naszych wizyt ni­gdy nie widzie­li­śmy par­kingowego, lecz za każ­dym razem skru­pu­lat­nie wypeł­nia­li­śmy for­mu­larz. W pobliżu stoją ogromne maszyny budow­lane, na wie­trze powie­wają bre­zen­towe płachty. W tej nara­żo­nej na kaprysy pogody czę­ści hrab­stwa Berk­shire wyjąt­kowo czę­sto leje deszcz. Wokół rośnie wiele drzew, w więk­szo­ści małych, kar­ło­wa­tych. Ścieżka z dodat­ko­wego par­kingu dla gości bie­gnie wśród drzew. Można by pomy­śleć, że to park, ale wokół nie ma rowe­rzy­stów, dzieci w wóz­kach ani na hulaj­no­gach. Jeśli sły­szało się histo­rie o uciecz­kach pacjen­tów, trudno nie odczu­wać stra­chu.

Ze szczytu stro­mego wzgó­rza po raz pierw­szy widać mur z czer­wo­nej cegły. W pobliżu stoi pusty budy­nek, w któ­rym miesz­czą się cia­sne, zimne toa­lety. Główne wej­ście do szpi­tala znaj­duje się o minutę drogi. Dawny wik­to­riań­ski gmach z wieżą zega­rową i łuko­watą bramą nie jest w tej chwili wyko­rzy­sty­wany; obecne wej­ście znaj­duje się w nowo­cze­snym, bez­sty­lo­wym budynku.

Kiedy gość się zbliża, roz­su­wają się elek­tryczne drzwi. Po pra­wej stro­nie znaj­dują się rzędy nie­wiel­kich, prze­zro­czy­stych sza­fek z plek­si­glasu. Recep­cja jest ide­al­nie czy­sta, przy­po­mina pocze­kal­nię u leka­rza; na ścia­nach wiszą pla­katy; widać stosy for­mu­la­rzy, które należy wypeł­nić. W odróż­nie­niu od pocze­kalni u leka­rza goście są oddzie­leni od per­so­nelu szklaną szybą; po lewej stro­nie widać apa­rat rent­ge­now­ski do prze­świe­tla­nia toreb i elek­tro­niczną bramkę, przez którą należy przejść. Recep­cja jest czę­sto pusta, a kiedy poja­wia się funk­cjo­na­riusz ochrony, wydaje się zdzi­wiony wido­kiem gości.

Straż­nicy mogą się wyda­wać non­sza­lanccy, ale obser­wują każdy ruch odwie­dza­ją­cych. Robią foto­gra­fie, ska­nują odci­ski pal­ców i prze­ka­zują klu­cze do prze­zro­czy­stych sza­fek, gdzie należy zosta­wić rze­czy oso­bi­ste. Szafki są pra­wie zawsze pełne; widać w nich iPhoneʼy, klu­czyki od samo­cho­dów i torebki. Małe, prze­zro­czy­ste sze­ściany wypeł­nione dro­bia­zgami robią dziwne wra­że­nie.

Lista zaka­za­nych przed­mio­tów jest bar­dzo długa. Czło­wiek kle­pie się po kie­sze­niach, zada­jąc sobie pyta­nie: „Czy nie zapo­mnia­łem o pudełku na CD? A może mam papiery spięte meta­lową zszywką, klu­cze albo scy­zo­ryk?”. Gość czuje przy­pływ instynk­tow­nego lęku jak w trak­cie zbli­ża­nia się do bramki z napi­sem „nic do ocle­nia” na lot­ni­sku po powro­cie z zagra­nicy. Prze­śla­duje go nie­uza­sad­nione poczu­cie winy.

Należy zdjąć wierzch­nią odzież i poło­żyć ją na tacy. Straż­nik rewi­duje gościa i wodzi po jego ciele elek­tro­nicz­nym wykry­wa­czem, szu­ka­jąc ukry­tej broni lub przed­mio­tów mogą­cych stwa­rzać zagro­że­nie.

Kiedy straż­nicy przy­zwy­cza­ili się do naszych wizyt, czę­sto towa­rzy­szyły temu żarty, lecz rewi­zję zawsze prze­pro­wa­dzano nie­zwy­kle skru­pu­lat­nie. Naj­drob­niej­szy błąd popeł­niony na tym eta­pie może dopro­wa­dzić do czy­jejś śmierci.

Kiedy gość opusz­cza recep­cję, rozu­mie, dla­czego szpi­tal wkrótce zosta­nie prze­nie­siony do nowych budyn­ków. W cza­sie wizyty w grud­niu przez wielki otwór w sufi­cie padał śnieg z desz­czem, gdyż dwie dachówki się roz­sy­pały. Mia­rowe kapa­nie wody do pla­sti­ko­wego wia­dra dziw­nie kon­tra­sto­wało z ultra­no­wo­cze­snymi środ­kami bez­pie­czeń­stwa.

Po kon­troli odzieży gość może przejść przez kolejne drzwi – bez tele­fonu, klu­czy i przed­mio­tów mogą­cych słu­żyć jako broń. Dociera do wil­got­nej, przy­gnę­bia­ją­cej pocze­kalni, gdzie czeka na przy­by­cie członka per­so­nelu, który ma się nim zająć.

W pocze­kalni znaj­duje się przy­śru­bo­wana do pod­łogi kanapa z czer­wo­nym obi­ciem z czar­nymi kołami. Na ścia­nie wisi haft wyko­nany przez pacjenta, który prze­by­wał w Bro­ad­moor mię­dzy 1939 a 1963 rokiem: Pano­rama z sió­demki w Bro­ad­moor. Haft poda­ro­wano około 1960 roku dok­to­rowi W.S. Mac­lay­owi, psy­chia­trze wcho­dzą­cemu w skład rady szpi­tala; jego syn zna­lazł go w kar­to­no­wej tubie na stry­chu rodzin­nego domu w Ken­sing­ton wiele lat po śmierci ojca. Syn dok­tora Mac­laya prze­ka­zał go do Bro­ad­moor, gdyż uwa­żał, że tam jest jego miej­sce. Haft przed­sta­wia widok z Corn­wall House, roze­bra­nego w latach osiem­dzie­sią­tych. Na sto­liku leżą cza­so­pi­sma o przy­ro­dzie, egzem­plarz Nowego Testa­mentu w wyda­niu Mię­dzy­na­ro­do­wego Sto­wa­rzy­sze­nia Gede­oni­tów oraz Psalmy. Wielu pacjen­tów odna­la­zło w Bro­ad­moor Boga.

W końcu poja­wia się prze­wod­nik, który pro­wa­dzi gości, nie­ustan­nie obser­wo­wa­nych przez kamery moni­to­ringu, przez serię śluz i potęż­nych, zakra­to­wa­nych drzwi. W końcu docie­ramy do ostat­niej bramy i wcho­dzimy do szpi­tala. Środki bez­pie­czeń­stwa są z koniecz­no­ści wyjąt­kowo surowe; zapro­jek­to­wano je tak, by wdar­cie się na teren kom­pleksu i ucieczka z niego były prak­tycz­nie nie­moż­liwe. Czę­sto się zasta­na­wia­li­śmy, jak mogli­by­śmy pod­stęp­nie dostać się do Bro­ad­moor – może sfał­szo­wać odci­ski pal­ców albo zahip­no­ty­zo­wać straż­nika? Wszyst­kie spo­soby wyda­wały się mało realne. Coś w rodzaju Mis­sion: Impos­si­ble, a na doda­tek każda próba wdar­cia się do szpi­tala roz­bi­łaby się o ostat­nią bramę, uru­cha­mianą przez straż­ni­ków obser­wu­ją­cych gości przez kamery. Wszystko to spra­wia, że odwie­dza­jący czują się jak w innym świe­cie, nie bez powodu. Bro­ad­moor nie jest zwy­kłym szpi­ta­lem psy­chia­trycz­nym, a pacjenci i per­so­nel nie są zwy­kłymi ludźmi.

Bro­ad­moor ma w sobie coś z atmos­fery wymar­łego mia­sta. Cza­sami trudno uwie­rzyć, że prze­bywa tu dwu­stu naj­groź­niej­szych prze­stęp­ców w Wiel­kiej Bry­ta­nii; liczba człon­ków per­so­nelu medycz­nego i straż­ni­ków jest znacz­nie więk­sza. Bro­ad­moor czę­sto wydaje się puste. Jest to sku­tek suro­wych reguł doty­czą­cych poru­sza­nia się po kom­plek­sie; pacjenci muszą stale znaj­do­wać się pod nad­zo­rem kamer. Jeśli są w lep­szym sta­nie i prze­bywają na oddzia­łach reha­bi­li­ta­cyj­nych, opusz­czają swoje pokoje, żeby pra­co­wać, uczest­ni­czyć w sesjach tera­peu­tycz­nych, a nawet robić spra­wunki.

Oddziały Bro­ad­moor noszą nazwy bry­tyj­skich miej­sco­wo­ści; prze­by­wają w nich pacjenci o róż­nym nasi­le­niu zabu­rzeń psy­chicz­nych i róż­nym stop­niu skłon­no­ści do prze­mocy. Nazwy oddzia­łów brzmią: Ascot, Cran­field, Har­ro­gate, New­mar­ket, San­down, Woburn, Can­ter­bury, Dover, Fol­ke­stone, Kemp­ton, Chep­stow i Epsom. Brzmią pre­ten­sjo­nal­nie i dziw­nie, koja­rzą się z dniem spę­dzo­nym na wyści­gach kon­nych, a nie szpi­ta­lem psy­chia­trycz­nym o naj­su­row­szych rygo­rach bez­pie­czeń­stwa.

Budynki z czer­wo­nej cegły pocho­dzą z epoki wik­to­riań­skiej. Trudno się zorien­to­wać, gdzie się zaczy­nają, a gdzie koń­czą. Przy­le­gają do sie­bie; gość cho­dzi w kółko, aż wresz­cie dociera do nie­wiel­kich zamknię­tych drzwi w naroż­niku. Ist­nieją rów­nież nowo­cze­sne pawi­lony, par­te­rowe i mało atrak­cyjne. Pacjenci uwa­żają oddziały za swoje domy, dla per­so­nelu z kolei jest to miej­sce pracy, jed­nak wywie­rają one przy­gnę­bia­jące wra­że­nie na gościach. Trudno uwie­rzyć, że nie­któ­rzy pacjenci od całych dzie­się­cio­leci żyją w tych cia­snych, klau­stro­fo­bicz­nych pomiesz­cze­niach i ni­gdy nie wycho­dzą na zewnątrz.

Duży zegar znaj­du­jący się nad pier­wot­nym wej­ściem do szpi­tala zatrzy­mał się tuż po szó­stej i jego wska­zówki już wię­cej się nie poru­szą. Zepsuty zegar jest swego rodzaju meta­forą. W Bro­ad­moor ma się wra­że­nie, że czas zwol­nił; życie pacjen­tów rów­nież toczy się w powol­nym ryt­mie. Może to słuszne? Wielu pacjen­tów to mor­dercy. Pra­wie wszy­scy zna­leźli się w zakła­dzie z powodu bru­tal­nych aktów prze­mocy, prze­stępstw sek­su­al­nych lub pod­pa­leń.

Za każ­dym razem, kiedy zapo­mi­namy, gdzie jeste­śmy, coś nam przy­po­mina, w jakim dziw­nym, szcze­gól­nym śro­do­wi­sku się zna­leź­li­śmy. Pacjenci są rewi­do­wani, gdy prze­cho­dzą z miej­sca A do miej­sca B; w sto­lar­niach i warsz­ta­tach każda para noży­czek, każdy zszy­wacz i każde ostre narzę­dzie znaj­dują się w spe­cjal­nym etui; są one sta­ran­nie prze­li­czane po zakoń­cze­niu pracy i muszą wró­cić na swoje miej­sce.

Nie­któ­rzy pacjenci spa­ce­rują tam i z powro­tem i mam­ro­czą, inni bie­gają jak maniacy. Dok­tor Gwen Adshead, jedna z naj­bar­dziej doświad­czo­nych leka­rek wcho­dzą­cych w skład zespołu medycz­nego, powie­działa nam, że kiedy pacjenci tra­fiają do szpi­tala, ich życie się kur­czy. Prze­staje mieć zna­cze­nie to, kim byli wcze­śniej: mężami, robot­ni­kami, człon­kami klubu gol­fo­wego albo par­tii poli­tycz­nych. Dawna toż­sa­mość umiera, stają się pacjen­tami. Nie zwy­kłymi pacjen­tami, tylko pacjen­tami Bro­ad­moor. Nawet jeśli w końcu opusz­czą szpi­tal, ta świa­do­mość pozo­sta­nie z nimi na zawsze. Tyją, ale kur­czą się psy­chicz­nie. Tyją z powodu kosz­mar­nej diety i braku ruchu; kur­czą się, bo ich świat staje się bar­dzo mały.

Wszyst­kich dwu­stu pacjen­tów Bro­ad­moor cierpi na róż­nego rodzaju zabu­rze­nia psy­chiczne. Wszy­scy są uzna­wani za nie­bez­piecz­nych. Spy­ta­li­śmy pacjenta o imie­niu Adam, jak się zacho­wy­wał, kiedy nie przyj­mo­wał leków. Odpo­wie­dział: „Robi­łem okropne rze­czy. Bra­łem zakład­ni­ków, dźga­łem ludzi nożem, pod­pa­li­łem pierw­szy szpi­tal, w któ­rym mnie umiesz­czono. Zacho­wy­wa­łem się bru­tal­nie, byłem podejrz­liwy. Bałem się, że zostanę zaata­ko­wany, więc ata­ko­wa­łem pierw­szy. Stwa­rza­łem zagro­że­nie, dla­tego spę­dzi­łem jede­na­ście mie­sięcy w poje­dyn­czej celi, bez leków”.

Każdy pacjent Bro­ad­moor kosz­tuje podat­ni­ków prze­szło trzy­sta tysięcy fun­tów rocz­nie. Każdy ma wła­sny roz­kład dnia, reżim tera­peu­tyczny i skom­pli­ko­wane wyma­ga­nia doty­czące przyj­mo­wa­nych leków. Każdy ma straszną histo­rię. Sie­dem­dzie­siąt pro­cent pen­sjo­na­riu­szy tra­fia do Bro­ad­moor z zakła­dów kar­nych lub jest kie­ro­wana przez sądy, dwa­dzie­ścia pięć pro­cent ze szpi­tali psy­chia­trycz­nych o śred­nim pozio­mie zabez­pie­czeń, a pozo­stałe pięć pro­cent z zakła­dów psy­chia­trycz­nych o wyso­kim pozio­mie zabez­pie­czeń, na przy­kład Ramp­ton i Ash­worth. W Bro­ad­moor prze­by­wają wyłącz­nie męż­czyźni cier­piący na zabu­rze­nia psy­chiczne i stwa­rza­jący poważne, bez­po­śred­nie zagro­że­nie dla spo­łe­czeń­stwa. Wielu popeł­niło cięż­kie prze­stęp­stwa, od pod­pa­leń do tor­tur, gwał­tów i mor­derstw.

Można być zasko­czo­nym, że ludzie ci są ofi­cjal­nie kla­sy­fi­ko­wani jako osoby bez­bronne, nara­żone na skrzyw­dze­nie. Szpi­tal oczy­wi­ście wolałby, żeby goście odwie­dza­jący Bro­ad­moor nie zakła­dali niczego z góry, ale każda osoba prze­kra­cza­jąca po raz pierw­szy bramę ma pewne wyobra­że­nia; ich źró­dłem są głów­nie media. Wielu ludzi uważa Bro­ad­moor za śmiet­ni­sko, gdzie tra­fiają naj­groź­niejsi kry­mi­na­li­ści. Miej­sce, skąd ni­gdy się nie wycho­dzi. Są w błę­dzie.

Były dyrek­tor medyczny dok­tor Amlan Basu powie­dział: „Kiedy ktoś popeł­nił strasz­liwą zbrod­nię, naj­ła­twiej uznać go za złego czło­wieka, zamknąć i wyrzu­cić klucz”. Ale per­so­nel medyczny Bro­ad­moor musi wie­rzyć w odku­pie­nie, a przy­naj­mniej reha­bi­li­ta­cję.

W niniej­szej książce ana­li­zu­jemy skom­pli­ko­wane rela­cje mię­dzy pacjen­tami a peł­nym zaan­ga­żo­wa­nia per­so­ne­lem, który stara się im pomóc, nara­żony na kon­takt z mrocz­nymi umy­słami ludzi cho­rych psy­chicz­nie. Histo­rie pacjen­tów prze­ra­żają i budzą odrazę, ale mamy nadzieję, że w osta­tecz­nym roz­ra­chunku pobyt w szpi­talu i pomoc kli­ni­cy­stów pozwa­lają pen­sjo­na­riu­szom zro­zu­mieć, jakie prze­stęp­stwa popeł­nili. Istota pro­blemu spro­wa­dza się do odpo­wie­dzi na trzy pyta­nia – jakie prze­stęp­stwo popeł­nił pacjent, dla­czego i czy mógłby znowu je popeł­nić. Może szyb­ciej, niż się spo­dzie­wamy? Jak dowo­dzi przy­pa­dek Roberta Maud­sleya, samo umiesz­cze­nie w zakła­dzie nie gwa­ran­tuje niczy­jego bez­pie­czeń­stwa, w tym bez­pie­czeń­stwa samego pacjenta; widać to na przy­kła­dzie histo­rii Bro­ad­moor.

Czy leka­rze i eli­tarne zespoły tera­peu­tów potra­fią roz­wi­kłać zagadki prze­szło­ści pacjen­tów i zro­zu­mieć pro­cesy che­miczne zacho­dzące w ich mózgach, by prze­stali stwa­rzać zagro­że­nie? Czy każ­dego można wyle­czyć, czy nie­kiedy jest to nie­moż­liwe? Czy naprawdę ist­nieje coś takiego jak zło? Ana­li­zu­jemy psy­chikę pacjen­tów i per­so­nelu medycz­nego. Co skła­nia ludzi do pracy w Bro­ad­moor, co ich tam trzyma, jak się zmie­niają pod wpły­wem szpi­tala?

Jak leczyć ludzi, któ­rzy budzą prze­ra­że­nie, któ­rymi nie chcie­li­by­śmy się stać, ale któ­rzy głę­boko nas fascy­nują? Co robić z pacjen­tami, któ­rzy sta­no­wią zagro­że­nie dla sie­bie i innych, ale ni­gdy nie wyzdro­wieją? Czy ich leczyć, czy po pro­stu trzy­mać w zamknię­ciu? To naj­bar­dziej nie­bez­pieczni ludzie, jakich kie­dy­kol­wiek stwo­rzyło nasze spo­łe­czeń­stwo. Uży­cie słowa „stwo­rzyło” jest celowe – są oni wytwo­rem warun­ków, w jakich się wycho­wali; ogromna więk­szość ma za sobą kosz­marne prze­ży­cia w dzie­ciń­stwie i mło­do­ści. Jeśli pobyt w zakła­dzie zamknię­tym ozna­cza, że spła­cają dług wobec spo­łe­czeń­stwa, czy spo­łe­czeń­stwo rów­nież jest im coś winne? Nie ma łatwych odpo­wie­dzi na te pyta­nia, ale może nie powinno być: może wystar­cza sta­wiać pyta­nia i zasta­na­wiać się nad odpo­wie­dziami.

Kiedy wycho­dzimy przez zakra­to­wane drzwi, wyj­mu­jemy swoje rze­czy z prze­zro­czy­stych sza­fek, idziemy w stronę zapar­ko­wa­nego samo­chodu i zosta­wiamy za sobą Bro­ad­moor; pra­wie nie można oprzeć się poku­sie, by nie wyszu­kać spo­tka­nych pacjen­tów w Google – taka jest natura ludzka. Męż­czy­zna, któ­rego spo­tka­li­śmy w kuchni na oddziale reha­bi­li­ta­cyj­nym, poja­wia się w arty­ku­łach pra­so­wych i spra­woz­da­niach sądo­wych; ma na foto­gra­fiach młod­szą twarz. Widać krzy­czące nagłówki: „Kani­bal!”. Czło­wiek, który zatrzy­mał nas na kory­ta­rzu, a póź­niej powie­dział coś dziw­nego, to pedo­fil i mor­derca.

Prawda o Bro­ad­moor ma wiele wymia­rów. Cza­sem są to histo­rie nie­szczę­śli­wych mło­dych ludzi, a także człon­ków per­so­nelu, któ­rych rodziny pra­cują w szpi­talu od poko­leń. Jedni krzyw­dzili innych, a dru­dzy pró­bują im pomóc. Prawda jest ukryta za legen­dami, za sen­sa­cyj­nymi donie­sie­niami w mediach, za mito­lo­giczną otoczką.

Roz­dział 1

Histo­ria

Do 2014 roku, kiedy Jona­tha­nowi pozwo­lono nakrę­cić film doku­men­talny, Bro­ad­moor było nie­do­stępne dla kamer; ośmiu­set człon­kom per­so­nelu zabra­niano roz­mów o pacjen­tach poza murami szpi­tala. Czę­ściowo z tego powodu, a także w związku z wie­loma gło­śnymi posta­ciami opi­sy­wa­nymi przez media – Bro­ad­moor zawsze dzia­łało na wyobraź­nię opi­nii publicz­nej w Wiel­kiej Bry­ta­nii: stało się naj­bar­dziej zna­nym szpi­ta­lem psy­chia­trycz­nym w Anglii.

Więk­szość ludzi, z któ­rymi roz­ma­wia­li­śmy o książce, uważa Bro­ad­moor za wię­zie­nie poło­żone na odlud­nym, omia­ta­nym przez wia­try wrzo­so­wi­sku z dala od ludz­kich osie­dli. W rze­czy­wi­sto­ści jest zupeł­nie ina­czej. Szpi­tal Bro­ad­moor, poło­żony na wschod­nim krańcu ruchli­wej, lud­nej wio­ski, znaj­duje się zale­d­wie sześć­dzie­siąt pięć kilo­me­trów od cen­trum Lon­dynu. Angiel­ska nazwa Bro­ad­moor (dosł. „sze­ro­kie wrzo­so­wi­sko”) suge­ruje wielką prze­strzeń na pust­ko­wiu; rze­czy­wi­ście, w oko­licy jest kilka rezer­wa­tów przy­rody. Na połu­dnie od wio­ski, przy dro­dze do osady San­dhurst (jej nazwę nosi jeden z oddzia­łów szpi­tala), znaj­duje się ładny las Edg­bar­row. Na pół­noc­nym skraju wio­ski Crow­thorne leży jezioro Heath, chro­nione ze względu na szcze­gólne walory naukowe; inny rezer­wat, San­dhurst to Owl­smoor Bogs and Heaths, jest poło­żony na połu­dnio­wym wscho­dzie; jego część sta­nowi Wild­moor Heath. Dziwne nazwy jak z baśni ludo­wej, ale na prze­strzeni dzie­się­cio­leci znaj­do­wali tam kry­jówki mor­dercy, któ­rzy ucie­kli z Bro­ad­moor.

Crow­thorne jest dość miłą wio­ską, nieco sta­ro­świecką, z pod­nisz­czo­nymi budyn­kami. W cen­trum znaj­duje się zatło­czony par­king przed super­mar­ke­tem sieci Lidl, gdzie czę­sto docho­dzi do awan­tur mię­dzy miej­sco­wymi kie­row­cami; nie­któ­rzy pró­bują zająć cudze miej­sca i wepchnąć się bez kolejki, co wywo­łuje sprzeczki. W Crow­thorne jest wszystko, czego można się spo­dzie­wać w takiej miej­sco­wo­ści. Skle­pik sprze­da­jący rybę z fryt­kami, punkt przyj­mo­wa­nia zakła­dów buk­ma­cher­skich, rzeź­nik, chiń­ski bar z jedze­niem na wynos. Typową, zwy­czajną miej­sco­wość wyróż­nia tylko jedna cecha.

Crow­thorne to jed­nostka samo­rządu tery­to­rial­nego w okręgu Brack­nell Forest w połu­dniowo-wschod­niej czę­ści hrab­stwa Berk­shire; wcho­dzi w skład aglo­me­ra­cji Reading/Wokin­gham. Obec­nie ma sie­dem tysięcy miesz­kań­ców, lecz w poło­wie XIX wieku była to maleńka wio­ska. Póź­niej doszło do kilku waż­nych wyda­rzeń.

W 1859 roku otwarto słynną szkołę pry­watną, Wel­ling­ton Col­lege. Poja­wiło się dzięki niej kilka zna­nych postaci zwią­za­nych z Crow­thorne, w tym sir Anthony Sel­don, autor bio­gra­fii poli­tycz­nych i dyrek­tor Wel­ling­ton Col­lege. Rok póź­niej w Crow­thorne otwarto sta­cję kole­jową; do miej­sco­wo­ści zaczęły dojeż­dżać pociągi, co stało się punk­tem prze­ło­mo­wym w dzie­jach wsi. Póź­niej, w 1863 roku, powstał szpi­tal Bro­ad­moor; dopro­wa­dziło to do szyb­kiego wzro­stu liczby miesz­kań­ców.

Pierwsi pacjenci Bro­ad­moor to dzie­więć­dzie­siąt pięć kobiet, które przy­były w 1863 roku; więk­szość z nich zabiła swoje dzieci z powodu depre­sji popo­ro­do­wej. Był to pierw­szy wik­to­riań­ski zakład zamknięty dla obłą­ka­nych prze­stęp­ców.

Twórcy Bro­ad­moor mieli ide­ali­styczne, postę­powe poglądy. W epoce wik­to­riań­skiej pacjen­tów pod­da­wano po przy­ję­ciu stan­dar­do­wej pro­ce­du­rze: bada­nie lekar­skie, roz­mowa z leka­rzem i umiesz­cze­nie na oddziale przy­jęć. Lecze­nie pole­gało na spa­ce­rach na świe­żym powie­trzu, pracy, ćwi­cze­niach fizycz­nych i regu­lar­nym spo­ży­wa­niu posił­ków. Dla wielu pacjen­tek z owej epoki, które doświad­czyły hor­ro­rów życia w nędzy, szpi­tal stał się praw­dzi­wym azy­lem pozwa­la­ją­cym uciec przed cięż­kimi doświad­cze­niami zewnętrz­nego świata. Doświad­cze­niami, które mogły wywo­łać cho­robę psy­chiczną albo dopro­wa­dzić do popeł­nie­nia czy­nów kry­mi­nal­nych. Jedną z inno­wa­cyj­nych tech­nik tera­peu­tycz­nych była „kura­cja rabar­ba­rem”; każda pacjentka zja­dała prze­szło dwa­dzie­ścia kilo­gra­mów rabar­baru rocz­nie. Cho­ciaż w porów­na­niu z dzi­siej­szym Bro­ad­moor leków pra­wie nie sto­so­wano, pacjent­kom poda­wano środki uspo­ka­ja­jące.

Na początku ist­niał zale­d­wie jeden oddział kobiecy, któ­rego budowa trwała kró­cej niż budowa pię­ciu oddzia­łów męskich. Ukoń­czono je i otwarto w lutym 1864 roku, po czym umiesz­czono w nich kilku zna­nych prze­stęp­ców, na przy­kład słyn­nego arty­stę Richarda Dadda, który zamor­do­wał swo­jego ojca, i Edwarda Oxdorda, sprawcę nie­uda­nego zama­chu na kró­lową Wik­to­rię.

W 1903 roku Geo­rge Grif­fith opi­sał szpi­tal nastę­pu­jąco: „Bro­ad­moor przy­po­mina wię­zie­nie tylko dla­tego, że jest wypo­sa­żone w masywne drzwi i żela­zne bramy, jed­nak wewnątrz nie widać oznak przy­musu. W męskim skrzy­dle pacjenci spa­ce­rują dłu­gimi, prze­wiew­nymi kory­ta­rzami albo sie­dzą w obszer­nych, ład­nie ume­blo­wa­nych świe­tli­cach; czy­tają, palą, spo­glą­dają przez okna, myślą i marzą o rze­czach nie z tego świata.

W kobie­cym skrzy­dle widać pacjentki sie­dzące w kory­ta­rzach; szy­deł­kują, robią koronki lub haftują. Nie­które, podob­nie jak męż­czyźni, prze­by­wają w świe­tli­cach, czy­tają, roz­ma­wiają bądź roz­my­ślają o dziw­nych rze­czach. W jed­nej z sal pacjentka gra na for­te­pia­nie; może to być nor­malny utwór muzyczny albo jej wła­sna dziwna kom­po­zy­cja; inne kobiety sie­dzą w fote­lach albo na kana­pach i słu­chają”1.

W owych cza­sach, podob­nie jak dzi­siaj, w Bro­ad­moor ist­niało bar­dzo cie­kawe życie kul­tu­ralne i duchowe. W epoce wik­to­riań­skiej w szpi­talu regu­lar­nie wysta­wiano sztuki teatralne i orga­ni­zo­wano kon­certy. Kobiety były oddzie­lone od męż­czyzn, ale raz na tydzień urzą­dzano potań­cówki prze­zna­czone tylko dla kobiet. Sta­ran­nie przy­go­to­wane cen­trum odwie­dzin ma długą tra­dy­cję; sięga ona począt­ków ist­nie­nia szpi­tala, kiedy rodziny i przy­ja­ciele pen­sjo­na­riu­szy byli mile widzia­nymi gośćmi.

W 1913 roku uchwa­lono Ustawę o nie­peł­no­spraw­no­ści psy­chicz­nej (ang. Men­tal Defi­ciency Act), która zastą­piła Ustawę o idio­tach (ang. Idiotʼs Act) z 1886 roku. Ustawa ta, obec­nie nie­smaczny relikt bry­tyj­skiego pra­wo­daw­stwa sprzed pierw­szej wojny świa­to­wej, roz­róż­niała cztery kate­go­rie więź­niów, któ­rzy nie powinni być prze­trzy­my­wani w nor­mal­nych zakła­dach kar­nych. Podzie­lono ich na „idio­tów” (ludzi „tak głę­boko upo­śle­dzo­nych psy­chicz­nie, że nie są w sta­nie się chro­nić przed pospo­li­tymi zagro­że­niami fizycz­nymi”), „imbe­cyli” (osob­ni­ków uwa­ża­nych za bar­dziej inte­li­gent­nych od idio­tów, lecz w dal­szym ciągu nie­zdol­nych zadbać o sie­bie), „sła­bych na umy­śle” (bar­dziej inte­li­gent­nych od imbe­cyli, w pew­nym stop­niu zdol­nych dbać o sie­bie, ale o tak wyraź­nym upo­śle­dze­niu, że „wyma­gają opieki, nad­zoru i ochrony dla dobra wła­snego i innych”). Ist­niała rów­nież nie­ja­sna kate­go­ria o nazwie „osob­nicy z defek­tem moral­nym”, ludzie prze­ja­wia­jący „zako­rze­nione wady cha­rak­teru”, a także „daleko posu­niętą zło­śli­wość i skłon­no­ści prze­stęp­cze odporne na sto­so­wa­nie kar”.

Pod­sta­wo­wym celem Ustawy o nie­peł­no­spraw­no­ści psy­chicz­nej było usu­nię­cie cho­rych psy­chicz­nie z wię­zień i przy­tuł­ków dla ubo­gich, a następ­nie umiesz­cze­nie ich w spe­cja­li­stycz­nych „kolo­niach dla nie­peł­no­spraw­nych psy­chicz­nie”.

Idea kolo­nii była oparta na pro­po­zy­cji Win­stona Chur­chilla, obec­nie szo­ku­ją­cej, zło­żo­nej w Izbie Gmin w stycz­niu 1911 roku; uwa­żał on, że osoby „nie­peł­no­sprawne psy­chicz­nie”, w jego oce­nie bli­sko sto pięć­dzie­siąt tysięcy ludzi, powinny tra­fić do obo­zów pracy przy­mu­so­wej.

Nie doty­czyło to tylko prze­stęp­ców. Osoba zali­czona do jed­nej z czte­rech powyż­szych kate­go­rii mogła tra­fić do kolo­nii kar­nej, jeśli uznano ją za bez­domną, porzu­coną, zanie­dbaną, upo­śle­dzoną umy­słowo lub cier­piącą na alko­ho­lizm. W pew­nym momen­cie zasto­so­wa­nie tych kry­te­riów dopro­wa­dziło do osa­dze­nia w kolo­niach lub innych zakła­dach zamknię­tych pra­wie sześć­dzie­się­ciu pię­ciu tysięcy osób. Wielu z nich było po pro­stu więź­niami, któ­rzy mogli wyjść na wol­ność po odsie­dze­niu kary, pod warun­kiem że uznano ich za nie­groź­nych dla spo­łe­czeń­stwa.

W ciągu pierw­szych pięć­dzie­się­ciu lat swo­jego ist­nie­nia Bro­ad­moor było jedy­nym szpi­ta­lem psy­chia­trycz­nym dla prze­stęp­ców dzia­ła­ją­cym w Anglii i Walii; póź­niej, w 1912 roku, otwarto ośro­dek w Ramp­ton, obsłu­gu­jący pół­nocne rejony Anglii.

W 1959 roku Ustawę o nie­peł­no­spraw­no­ści psy­chicz­nej, Ustawę o obłą­ka­niu (ang. Lunacy Act) i Ustawę o lecze­niu cho­rób psy­chicz­nych (ang. Men­tal Tre­at­ment Act) zastą­piono Ustawą o zdro­wiu psy­chicz­nym (ang. Men­tal Health Act). Główną kon­se­kwen­cją dla Bro­ad­moor było to, że po raz pierw­szy zaczęło ono przyj­mo­wać osoby, które nie popeł­niły prze­stępstw; były to dzia­ła­nia pro­fi­lak­tyczne w sto­sunku do osób „nie­bez­piecz­nych, skłon­nych do prze­mocy i mają­cych skłon­no­ści prze­stęp­cze”.

Mię­dzy 1863 a 1949 rokiem Bro­ad­moor funk­cjo­no­wało jako szpi­tal psy­chia­tryczny dla więź­niów kry­mi­nal­nych i pod­le­gało Mini­ster­stwu Spraw Wewnętrz­nych. W owym cza­sie admi­ni­stra­cją szpi­tala kie­ro­wał dyrek­tor medyczny. Kiedy w 1949 roku Bro­ad­moor prze­stało nosić nazwę Zakładu dla Obłą­ka­nych Prze­stęp­ców (ang. Cri­mi­nal Luna­tic Asy­lum) i stało się po pro­stu Ośrod­kiem Bro­ad­moor, zaczęło pod­le­gać Mini­ster­stwu Zdro­wia. Nad­zór nad szpi­ta­lem spra­wo­wała komi­sja rewi­zyjna; kie­row­nic­two w dal­szym ciągu spra­wo­wał dyrek­tor medyczny. Póź­niej, w 1960 roku, Bro­ad­moor zostało bez­po­śred­nio pod­po­rząd­ko­wane Mini­ster­stwu Zdro­wia jako „spe­cjalny szpi­tal dla osób z zabu­rze­niami psy­chicz­nymi, któ­rzy w oce­nie mini­stra wyma­gają lecze­nia w warun­kach szcze­gól­nych zabez­pie­czeń, gdyż są groźni dla oto­cze­nia, skłonni do prze­mocy i mają skłon­no­ści kry­mi­nalne”.

Oczy­wi­ście, jak w przy­padku każ­dej insty­tu­cji, jej osta­teczny kształt okre­ślały osoby zarzą­dza­jące; ich wpływ był więk­szy niż ustaw. Kiedy w 1895 roku dyrek­to­rem medycz­nym mia­no­wano dok­tora Richarda Bur­tona, liczba pacjen­tów wzro­sła, a reżim medyczny stał się znacz­nie surow­szy. Jego dwaj następcy, dok­tor Baker i dok­tor Sul­li­van, sto­so­wali bar­dziej huma­ni­tarne podej­ście. Bro­ad­moor zaczęło przy­po­mi­nać zakład psy­chia­tryczny, a nie wię­zie­nie; pacjenci mieli więk­sze moż­li­wo­ści pracy, uczest­nic­twa w roz­ryw­kach i współ­udziału w tera­pii.

Wielu człon­ków per­so­nelu i pacjen­tów uważa, że nie tylko Crow­thorne jest wio­ską, lecz rów­nież szpi­tal. Nazwa ta może z początku dzi­wić, brzmieć iro­nicz­nie. W rze­czy­wi­sto­ści świad­czy o pra­gnie­niu oswo­je­nia nie­prze­wi­dy­wal­nego śro­do­wi­ska Bro­ad­moor, stale zagro­żo­nego przez prze­moc. Ist­nieje powie­dze­nie: „Ist­nieją dwa rodzaje czasu: zwy­kły czas i czas Bro­ad­moor”. Dla osób cier­pią­cych na lżej­sze zabu­rze­nia, bole­śnie świa­do­mych oto­cze­nia, czas bie­gnie w szpi­talu prze­raź­li­wie powoli.

Patrick McGrath jest pisa­rzem; jego ojciec Pat McGrath został w 1957 roku ostat­nim dyrek­to­rem Bro­ad­moor. Patrick McGrath i jego rodzina miesz­kali w prze­stron­nej willi w pobliżu połu­dnio­wej bramy, którą jego rodzice nazwali „Ken­ti­gern”, od imie­nia świę­tego patrona Glas­gow, skąd pocho­dzili. Ken­ti­gern miało wła­sny staw, ogród, pomiesz­cze­nia dla służby itp. Patrick McGrath przy­jaź­nił się z pacjen­tami wycho­dzą­cymi na prze­pustki; pamięta warsz­taty rze­mieśl­ni­cze i zawody spor­towe, w któ­rych pen­sjo­na­riu­sze współ­za­wod­ni­czyli z per­so­ne­lem.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Geo­rge Grif­fith, Side­li­ghts on Convict Life, John Long, Lon­dyn 1903 (przyp. aut.). [wróć]