Zakręt samobójców. Najciekawsze kryminały PRL. Tom 9 - G.R. Tarnawa - ebook + audiobook

Zakręt samobójców. Najciekawsze kryminały PRL. Tom 9 ebook i audiobook

G.R. Tarnawa

3,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Czy może w Zastawiu działa seryjny morderca? Zastawie, niewielkie miasteczko w województwie zielonogórskim, przeżyło niedawno tragedię. Z krawędzi tutejszych kamieniołomów rzucił się Leon Domański, dawniej przedsiębiorca, a później bezrobotny i alkoholik. Osierocił on Krzysztofa Domańskiego, który wrócił po studiach do rodzinnej miejscowości i mieszka z ciocią Łucją. Niebawem ma ożenić się z Basią Wirską, choć bardzo lubi się także z młodą lekarką Olą, która leczy czasem jego starą ciotkę. Tymczasem upiory przeszłości powracają. W noc otwarcia winobrania w kamieniołomach ginie miejscowa urzędniczka poczty, siostra tutejszego komendanta milicji, porucznika Groszkowskiego. Tym razem nie było to jednak samobójstwo... Czy nowa sprawa łączy się z tą z przeszłości? Zakręt samobójców - to opowieść z latach 1960.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 154

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 4 godz. 48 min

Lektor: G.R. Tarnawski
Oceny
3,2 (6 ocen)
0
3
2
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




G.R. Tarnawa

Zakręt samobójców

Najlepsze kryminały PRL/ Lata 60. 1963 r.

Rozdział I

Zastrzyk z morfiny

Ciocia Łucja milczała od dłuższego czasu. Nagle wstała i poprosiła Krzysztofa, aby odprowadził ją do saloniku na piętrze. Twarz jej wykrzywiła się ledwo dostrzegalnym grymasem bólu. Wsparta ciężko na ramieniu siostrzeńca, z trudem wspinała się po krętych schodach.

Gdy po chwili Józefowa, stara gosposia Łucji Dolskiej weszła do saloniku, chora leżała na otomanie. Krzysztof wziął od niej termofor i podał w milczeniu cioci.

W niewietrzonym od dłuższego czasu pokoju unosił się zapach stęchlizny. Okna zasłonięte były ciężkimi storami. Lampa rzucała blade światło na staroświeckie meble i przetarte dywany.

– Lepiej cioci? – Krzysztof pobladł widząc, że leży ona z podkurczonymi nogami.

Józefowa chciała coś powiedzieć, ale chora uniosła się z wysiłkiem na łokciu i rzekła:

– Krzysztofie, idź po naszego lekarza, on już będzie wiedział o co chodzi.

Chłodny wieczór orzeźwił go nieco. Szedł szybko. Chmury płynęły nisko nad Zastawiem, wieszając się na wierzchołkach drzew.

Lekarz, znajomy Dolskich, mieszkał w willi pod lasem. Krzysztof jednym susem wskoczył na schodki, nacisnął guzik elektrycznego dzwonka. Nikt nie otwierał. Wydawało się, że willa jest pusta, wszystkie okna od frontu były ciemne. Po dłuższej chwili dopiero posłyszał zza drzwi pytanie:

– Do doktora? Mąż wyjechał – wróci późno.

– Ach, tak… Bardzo przepraszam – bąkał Krzysztof – wobec tego przyjdę jutro rano. Ciocia Łucja właśnie przed chwilą…

– Pani Dolska?!

– Tak.

Drzwi otwarły się. Stała w nich kobieta pięćdziesięcioletnia, elegancka, starannie konserwująca resztki urody.

– Jak to przykro, panie Krzysztofie, że męża nie ma. Ale proszę dalej, niechże pan wejdzie, nie wypada traktować nas tak profesjonalnie – podała mu rękę, a kiedy przekroczył próg przekręciła dwa razy patentowy zamek. – W sobotę wróciła Ola, z pewnością chcielibyście się zobaczyć.

– A może Ola?

– Co Ola?

– Może by coś cioci pomogła?

– Oczywiście! Boże, ja wciąż jeszcze nie mogę się przyzwyczaić do tego, że mam w domu dwóch lekarzy! Olu, masz gościa i pierwszego pacjenta – otworzyła drzwi.

Krzysztof znalazł się w niewielkim pokoju.

Na ścianach wisiały stare sztychy. Niektóre płótna były poprzestrzelane rewolwerowymi kulami. Podłogę pokrywał puszysty dywan. Umeblowanie składało się z czterech klubowych foteli, stolika, otomany, podręcznej biblioteczki i stojącej lampy z pergaminowym abażurem, obramowanym srebrnymi niegdyś frędzlami. W jednym z foteli, koło kaloryfera osłoniętego blaszaną imitacją kominka, siedziała młoda kobieta. Czytała książkę. Lampa oświetlała jaskrawo włosy, po których grasowały migotliwe refleksy.

Pocałował ją w rękę. Parsknęła tak naturalnie beztroskim śmiechem, że Krzysztof wyzbył się początkowego onieśmielenia.

– Przychodzę do ciebie, jako do dyplomowanego lekarza…

– Od tygodnia, Krzysiu…

– Ale już lekarza – podkreślił z naciskiem. – Ciocia źle się czuje. Jestem bardzo zaniepokojony.

– Zaczekaj chwileczkę, tylko wezmę podręczną apteczkę ojca.

Ciocia leżała jeszcze na kanapie, ściskając oburącz głowę. Charakterystyczny wyraz twarzy nie ustąpił. Ola przystąpiła do badania. Pani Łucja poinformowała, że ataki ma od pięciu lat, a dzisiejszy wynikł prawdopodobnie z nazbyt obfitej kolacji.

Krzysztof słuchał w milczeniu opowiadania ciotki.

– Nie wiedziałem nic o twej chorobie. Dlaczego tyle jadłaś?

– Tak się ucieszyłam twoim przyjazdem, Krzysiu… Przejdzie, nie martw się.

– Proszę pani, to zwyczajny napad chololithiasis – powiedziała wreszcie Ola. – Dobrze, że wzięłam leki i strzykawkę w paratusie[1]. Zastrzyk z morfiny i papaweryny za parę minut usunie ból.

Ciocia Łucja istotnie poczuła się lepiej. Żegnając się, zaprosiła Olę na jutro.

– Oczywiście proszę panią jako gościa. Jako miłego gościa – podkreśliła.

Było dokładnie siedemnaście po dziewiątej, gdy Krzysztof i Ola – zatrzymawszy się jeszcze kilka minut w pokoju Józefowej – opuszczali willę. W głębi ogrodu stała niewidoczna postać. Przylgnęła do drzewa i obserwowała willę Łucji Dolskiej. Gdy na schodach ukazała się Ola z Krzysztofem, postać, okrążywszy dom, znalazła się na drodze.

Ola dostrzegła kogoś idącego przed nimi, ale była zbyt zajęta rozmową, aby zawracać sobie tym głowę. Zresztą postać po chwili gdzieś znikła.

[1] „Paratus” – niewielki walcowaty pojemnik, wykorzystywany niegdyś do przechowywania wysterylizowanych strzykawek i igieł lekarskich.

Rozdział II

Winobranie

Krzysztof źle spał tej nocy – zbyt wiele wrażeń i w dodatku niespodziewana choroba ciotki – oddalały sen, którego potrzebę odczuwał jak nigdy w życiu. Był przecież po pracy dyplomowej, męczących i denerwujących egzaminach, pożegnalnych wieczorkach – słowem ostatnie tygodnie w Krakowie były ubogie w wypoczynek. Trzeba było jednak wstać, bo przecież specjalnie oczekiwał tego dnia, wspomnień z dzieciństwa, festynu całej Ziemi Lubuskiej – winobrania.

Pogoda była wymarzona – powietrze jesienne, ostre, ale jeszcze ciepłe. Słońce przyjaźnie muskało rojne ulice pełne ludzi, rozkrzyczane dziecięcymi głosami.

Już od rana po gmachu prezydium Miejskiej Rady Narodowej kręcili się organizatorzy, przedstawiciele Rad Narodowych, operatorzy kroniki filmowej oraz dziennikarze, reprezentujący pisma całego kraju, agencje prasowe i radio. Reporterzy ruszali właśnie w stronę trybuny, gdzie mieszkańcy Zastawia i okolic oczekiwali rozpoczęcia uroczystości.

O dziesiątej przyszli przedstawiciele władz. Przewodniczący, po oficjalnym otwarciu winobrania, wyjął z kieszeni kilka kartek drobno zapisanego papieru i zaczął powoli, z namaszczeniem wygłaszać okolicznościowe przemówienie.

Przez zwarty tłum przeciskała się wysoka dziewczyna w dobrze skrojonym kostiumie, który dyskretnie podkreślał jej urodę. Wreszcie zatrzymała się za plecami Basi Wirskiej i Krzysztofa. Stała chwilę niezauważona. Ponieważ jednak słyszała dokładnie ich prowadzoną szeptem rozmowę, przywitała się, nie chcąc być niedyskretną.

– Słuchaj – zwróciła się do Krzysztofa – zapomniałam ci powiedzieć, że to nie był taki ciężki atak kamicy żółciowej, jak ci się wydawało. Możesz być spokojny, nie chciałam jej tego mówić wprost, bo chorzy, zwłaszcza starsi, są przewrażliwieni na punkcie zdrowia i nie lubią lekceważenia ich dolegliwości. Byłam u twojej ciotki dziś rano, wydaje się być zdrowsza…

– Więc mówisz, że lepiej się czuje?

– Możesz mi ufać.

Przewodniczący skończył właśnie przemówienie, tłum zatrząsł się oklaskami. Wszyscy zadzierali do góry głowy i wychylali się ze szpaleru. Od strony rynku dochodziły odgłosy fanfar i niesamowity gwar.

Rozpoczął się pochód. Na wozie, przystrojonym winną latoroślą, jechał sam dostojny Bachus w otoczeniu pijanych kompanów. Na masce, pokrywającej twarz, królował oczywiście niesamowity czerwony nos. Potężny i przedziwnie szpiczasty brzuch Bachusa przypominał miniaturowy kopiec Kościuszki, a potargane włosy i grecka tunika dopełniały stroju największego opoja wszechczasów. W ręce trzymał kufel, którego zawartością uraczył dostojników na trybunie, po czym odebrał od przewodniczącego klucze miasta na znak przejęcia władzy. Za wozem kroczyła, a raczej zataczała się, jego liczna świta. Dalej jechali na koniach poprzebierani w średniowieczne stroje pachołkowie, którzy grali na fanfarach rzekomo tradycyjny hejnał winiarzy Zastawia. Określenie „rzekomo” jest tu niezbędne, ponieważ wtajemniczeni twierdzą, że skomponował go miejscowy nauczyciel już po drugiej wojnie światowej.

O dwunastej trzydzieści skończyła się pierwsza część uroczystości. Rozchodzono się do domów na sowity obiad, mający zabezpieczyć żołądki przed zbyt radykalnym działaniem wina, które poleje się wieczorem prosto z wystawionych na rynku beczek. Basia, Ola i Krzysztof pożegnali się, również wyznaczając spotkanie o czwartej.

W domu Oli obiad miał być dopiero za trzy godziny. Poszła więc na pocztę wysłać kartkę do kolegi, który gromadził skrzętnie jej korespondencję i przez pięć lat uzbierał pokaźny pakiecik najciekawszej zresztą lektury.

Mała, gotycka salka, wsparta na jednym filarze, była pusta. Za okienkiem siedziała tylko urzędniczka o wyzywającym typie urody i nieco wulgarnym wyrazie twarzy. Miała duże, wyszminkowane cyklamenową pomadką usta, rude włosy, zaczesane na „Bardotkę” i czarny sweterek. Rozmawiała z przejęciem przez telefon.

Ola, poprosiwszy o atrament, podeszła do stołu i zaczęła pisać kartkę. Odwrócona tyłem do antypatycznej urzędniczki starała się nie słyszeć rozmowy. Jednak trudno było się skupić, a ponadto nie mogła wymyślić nic oryginalnego. Była zła. Rozlegający się pod gotyckim sklepieniem głos urzędniczki denerwował ją. Fragmenty zdań zapełniały salę, wdrażały się w uszy:

– Jestem pewna – mówiła urzędniczka – że ta bombowa wiadomość tak tobą wstrząsnęła, jak mną. To jest fantastyczne odkrycie. Ciesz się, moja droga, odniesiemy zwycięstwo! Tak, my, w każdym razie nikt nie będzie się śmiał, że widujemy ducha błąkającego się po kamieniołomach… Świetnie! No widzisz… – roześmiała się. – Wiesz kochanie, że ta postać ma bardzo charakterystyczny chód, myślałam, że padnę trupem, gdy uświadomiłam sobie, kto tak chodzi w Zastawiu… Jaka postać? No, właśnie ten duch z kamieniołomów, z zakrętu. Tak, tak… ma bardzo charakterystyczny chód…

Ola zaczęła pilnie słuchać dziwacznych wynurzeń. Lekceważyła wprawdzie rzekomo rewelacyjne odkrycia, uważając je za wytwór umysłu egzaltowanej dziewczyny, ale mimo wszystko zainteresowała ją egzotyka i tajemniczość rozmowy. Udawała, że pisze dalej i nie odwracała głowy.

– Wydaje mi się, moja droga – mówiła z zapałem osoba zza okienka – że nasze małe, ciche i spokojne miasteczko nie jest ani takie ciche, ani takie spokojne. Mówię ci, że dzieją się u nas rzeczy, o jakich się nikomu nie śniło. Aż sama się dziwię, że miałam wczoraj odwagę śledzić tego ducha… Oczywiście, oczywiście, że się domyślam, i to bardzo dużo. Mam na to pewne… nie bądź taka tragiczna i zagadkowa… Nie niecierpliw się. Słuchaj, dziś już chyba nie będzie okazji, idę się trochę pobawić, ale jutro ci wszystko opowiem… Przecież nigdy nie miałyśmy tajemnic… Fajno, to do jutra, Baśka. Cześć.

Ola usłyszała za sobą głuche, ciężkie stuknięcie. Gdy odwróciła głowę, ujrzała leżącą na podłodze pod okienkiem Łucję Dolską. Widocznie weszła na pocztę w czasie, gdy pisała kartkę. Na twarzy cioci malował się charakterystyczny grymas, który widziała wczoraj wieczorem w czasie ataku. Podbiegła szybko do leżącej; chora była blada, w ręce trzymała awizo na paczkę z USA.

– Pogorszyło mi się… Zasłabłam… już mija… odprowadź mnie do domu, dziecko; boję się, nie chcę znów dostać ataku.

Rudowłosa zerwała się z krzesełka. Przyniosła szklankę wody. Podniosła chorą, po czym Ola wzięła ją pod rękę, kierując się do wyjścia. Ludzie z ciekawością spoglądali na idącą parę, aż Łucja Dolska zaczęła uspokajać lekarkę, że wcale nie jest tak źle, że czuje się trochę lepiej.

– Co pani jadła od wczoraj? – spytała Ola.

– Nic, zupełnie nic.

– To dziwne – szepnęła Ola.

Po przyjściu do domu i zbadaniu chorej, powiedziała:

– Proszę pani, naprawdę nie stwierdzam poważnego ataku. To tylko osłabienie po wczorajszym i diecie. W każdym razie nie wolno chodzić. Powinna pani leżeć w łóżku. Proszę choć teraz mnie posłuchać i nie denerwować się. To też szkodzi.

Łucja Dolska nie wiedziała, że stan dzisiejszy jest o wiele groźniejszy, niż sprzed dwudziestu godzin. Uspokojona jednak przez Olę, położyła się na kanapie.

– Może zjesz u nas obiad? Byłoby nam bardzo miło.

– Naprawdę dziękuję. Muszę iść do domu. A może odebrać paczkę z poczty?

– Nie, jutro załatwi to Krzysztof. Nie sądziłam, że będę tak często potrzebować pani pomocy. Jestem bardzo wdzięczna – dodała po chwili i zmieniła temat:

– Zdaje się, że już kilka razy pomyliłam się i mówiłam pani po imieniu, więc niech już tak zostanie, dobrze? Proszę mnie nazywać po prostu „ciocią Łucją”. Sądziłam zawsze, że i ty i Krzysztof będziecie dobraną parą. Bardzo kocham Krzysztofa. Wychowałyśmy go wspólnie z siostrą, było nam bardzo ciężko – zamyśliła się. – Kiedyś dobrze mi się powodziło. W Zastawiu i dziś mówią, że ojciec zostawił Krzysztofowi jakiś spadek. Ale to nieprawda. Już przed wojną mała fabryczka tekstylna, którą ojciec Krzysztofa prowadził w Łodzi, chyliła się ku upadkowi. Później szwagier stoczył się zupełnie. Nie mieszkał z nami, wszystkie zarobki przepijał albo przegrywał w karty.

– To bardzo smutne – powiedziała cicho Ola.

– Siostra nie mogła tak żyć, nigdy nie potrafiła się oszukiwać. Wyjechała do niego na kilka miesięcy i wreszcie sprowadziła do Zastawia. Niestety, było za późno: ona miała zrujnowane zdrowie, a dla niego nie było ratunku. Wreszcie pewnego wieczoru wrócił pijany, krzyczał, wymyślał jej i wyrzucił niemal w bieliźnie na mróz. Znalazłam ją skuloną z zimna w ogrodzie. Na drugi dzień ojciec twój stwierdził ostre zapalenie płuc. Nie mogła tego przetrzymać, Olu. Umierała na moich rękach, widziałam w jej oczach śmierć, która pożerała tę od lat samotnie żyjącą kobietę; najpierw zabiła w niej miłość i wiarę w męża, a wreszcie ją samą.

– Nie mogę tego pojąć – rzekła Ola po chwili – dlaczego ojciec Krzysztofa, który zmarnował życie sobie i żonie, w rok później popełnił samobójstwo, rzucając się w kamieniołomy. Czyżby wyrzuty sumienia, czy może jakiś koszmar samotności?

– Moja droga, są rzeczy na tym świecie, których nigdy nie rozszyfrujemy, choćbyśmy zaangażowali najlepszych psychologów i detektywów. Zresztą często przyczyny doniosłych wydarzeń leżą bliżej nas, niż się spodziewamy. Mój szwagier widocznie mimo wszystko kochał żonę, a poza tym miał jakiś tam swój honor i może bał się kompromitacji z powodu popełnionych nadużyć. Śledztwo niczego nie wyjaśniło. Wiemy tylko, że uległ nieszczęśliwemu wypadkowi.

Łucja Dolska zsunęła do pasa kołdrę, poprawiła charakterystycznym ruchem fryzurę i poprosiła Olę, aby podała wiszący na krześle szlafrok. Owinęła się nim szczelnie, przepasała grubo plecionym sznurem i nieco przygarbiona podreptała w kierunku okna. Gdy rozsunęła ciężkie story, do pokoju wpadły promienie słońca. Miasteczko rozbrzmiewało odświętnym gwarem. Ulicami przebiegali ludzie w przedziwnych strojach, podnieceni, weseli.

– W winobranie zawsze mamy ładną pogodę – powiedziała ciocia Łucja. – Już zaczynają się te ich dziwactwa.

– No, wyobrażam sobie, jak znów się popiją! Wieczorem całe miasto będzie chodzić na rzęsach – roześmiała się Ola.

Chora zdjęła ze ściany wiszącą miniaturę siostry. Podała ją Oli.

– Taką ją pamiętam, dlatego ten właśnie obraz powiesiłam w pokoju – powiedziała.

Ola oglądała portrecik młodej kobiety, uczesanej według mody z lat międzywojennych. Teraz dopiero zauważyła uderzające podobieństwo matki do Krzysztofa. Po chwili oddała miniaturę i wyciągnęła do cioci Łucji rękę.

– Czy zostaniesz, Olu, w Zastawiu? – spytała Dolska z zainteresowaniem.

– Tak, zostanę. Tu potrzeba jeszcze jednego lekarza, ojciec nie może sobie poradzić z ciągłymi wizytami.

– Cieszę się. Gdybyście się pobrali z Krzysztofem, pozostałaby przy mnie moja ostatnia pociecha na stare lata. Obroniłabyś mnie przed samotnością.

– Jutro rano zajrzę do cioci.

– Będziesz zawsze moim miłym gościem.

Wieczorem wszystkie stany Zastawia wyległy na rynek. Na podwyższeniu grała orkiestra wojskowa. Pośrodku rynku płonęło ognisko, wokół którego tańczono rumby, oberki i dzikie, improwizowane pod wpływem dużych ilości wypitego wina, tańce. Wino lało się nieustannie obfitym strumieniem, a bezradna milicja notowała typowe zakłócenia porządku publicznego, nie mogąc w tym dniu nikomu zapisać mandatu. Wszechpotężny Bachus dał dyspensę absolutną, obezwładnił milicję, której rola ograniczała się do znoszenia co gorliwszych jego wyznawców na rozpostartą w bocznej uliczce słomę. Ta prowizoryczna izba wytrzeźwień miała tylko jedną wadę, mianowicie nie była zamknięta. Pacjenci co chwilę zwlekali się z posłania i pełzali na czworakach do pełnych beczek.

Basia Wirska, narzeczona Krzysztofa, była wyraźnie przygnębiona. On często tańczył z Olą. Zauważyła też, że czują się dobrze w swym towarzystwie. Wmawiała sobie, że nie powinna, oczywiście, być zazdrosna o koleżankę, ale – choć taniec nigdy nie sprawiał jej zbyt wielkiej przyjemności – dziś specjalnie chciała być z nim. Krzysztof jednak spotkał potem znajomych, z którymi poszedł na szklankę wina.

Około dziewiątej Ola powiedziała mu, że Basia poszła do domu, ponieważ źle się czuła. Basia żaliła się także, że Krzysztof jakoś zapomniał o niej, co było istotnym powodem odejścia; Ola jednak nie powiedziała tego Krzysztofowi.

Oboje, już trochę pijani, ujrzeli tańczącą ze swym bratem, komendantem milicji, urzędniczkę z poczty. Sprzeczali się o coś.

– Nie bądź uparty, muszę – mówiła wyraźnie zdenerwowana urzędniczka. – Dostałam telefon przed samą trzecią i umówiłam się.

– Z kim?

– Taki jesteś ciekawy?

– Taka jesteś słowna?

– Mam się tłumaczyć ze swych randek? Przed tobą?! No, uspokój się. Idę na spotkanie z kobietą. – Po chwili parsknęła śmiechem: – Boże! Same randki z kobietami. Przecież jutro o dziesiątej rano umówiłam się również z kobietą! Z córką lekarza. Dobrze, że sobie przypomniałam…

Pożegnali się. Niezadowolony komendant odprowadził siostrę wzrokiem, a zaraz potem musiał zająć się jakimś kompletnie pijanym młodzieńcem.

Rozdział III

Tajemnice kamieniołomów

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Polecamy również

KLASYKI POLSKIE KRYMINAŁY

Kryminały przedwojennej Warszawy

Marek Romański

, Mord na Placu Trzech Krzyży. Tom 1

Stanisław Antoni Wotowski

, Demon wyścigów. Powieść sensacyjna zza kulis życia Warszawy. Tom 2

Stanisław Antoni Wotowski

, Tajemniczy wróg przy Alejach Ujazdowskich. Tom 3

Stanisław Antoni Wotowski

, Upiorny dom w Pobereżu. Tom 4

Marek Romański

, W walce z Arsène Lupin. Tom 5

Marek Romański

, Mister X. Tom 6

Marek Romański

, Miss o szkarłatnym spojrzeniu. Tom 7

Marek Romański

, Szpieg z Falklandów. Tom 8

Marek Romański

, Tajemnica kanału La Manche. Tom 9

Marek Romański

, Pająk. Tom 10

Marek Romański

, Znak zapytania. Tom 11

Marek Romański,

Prokurator Garda. Tom 12

Marek Romański,

Złote sidła, pierwsza część. Tom 13

Marek Romański,

Defraudant, druga część. Tom 13

Marek Romański

, Małżeństwo Neili Forster. Tom 14

Marek Romański,

Serca szpiegów, pierwsza część. Tom 15

Marek Romański

, Salwa o świcie, druga część. Tom 15

Marek Romański

, Zycie i śmierć Axela Branda. Tom 16

Kazimierz Laskowski,

Agent policyjny. Papiery po Hektorze Blau. Tom 17

Walery Przyborowski

, Czerwona skrzynia. Tom 18

Walery Przyborowski

, Widmo na kanonii (pierwsza i druga część). Tom 19

Antoni Hram

, Upiór podziemi. Tom 20

Inspektor Bernard Żbik

Adam Nasielski

Alibi. Tom 1

Opera śmierci. Tom 2

Człowiek z Kimberley. Tom 3

Dom tajemnic w Wilanowie. Tom 4

Grobowiec Ozyrysa. Tom 5

Skok w otchłań. Tom 6

Puama E. Tom 7

As Pik. Tom 8

Koralowy sztylet i inne opowiadania. Tom 9

Najciekawsze kryminały PRL

Tadeusz Starostecki

, Plan Wilka. Tom 1

Zuzanna Śliwa

, Bardzo niecierpliwy morderca. Tom 2 

Janusz Faber

, Ślady prowadzą w noc. Tom 3

Kazimierz Kłoś

, Listy przyniosły śmierć. Tom 4

Janusz Roy

, Czarny koń zabija nocą. Tom 5

Zuzanna Śliwa

, Teodozja i cień zabójcy. Tom 6

Jerzy Żukowski

, Martwy punkt. Tom 7

Jerzy Marian Mech

, Szyfr zbrodni. Tom 8

G.R Tarnawa

, Zakręt samobójców. Tom 9

I. Cuculescu (pseud.)/Iwona Szynik

, Trucizna działa. Tom 10

Klasyka angielskiego kryminału

Edgar Wallace

Tajemnica szpilki. Tom 1

Czerwony Krąg. Tom 2

Bractwo Wielkiej Żaby. Tom 3

Szajka Zgrozy. Tom 4

Kwadratowy szmaragd. Tom 5

Numer Szósty. Tom 6

Spłacony dług. Tom 7

Łowca głów. Tom 8

Detektyw Asbjørn Krag

Sven Elvestad

Człowiek z niebieskim szalem. Tom 1

Czarna Gwiazda. Tom 2

Tajemnica torpedy. Tom 3

Pokój zmarłego. Tom 4

NOWE POLSKIE KRYMINAŁY

Kryminały Warszawskie

Wojciech Kulawski

Lista sześciu. Tom 1. 

Między udręką miłości a rozkoszą nienawiści. Tom 2.

Zamknięci. Tom 3

Poza granicą szaleństwa. Tom 4

Komisarz Ireneusz Waróg

Stefan Górawski

Sekret włoskiego orzecha. Tom 1

W cieniu włoskiego orzecha. Tom 2

Kapitan Jan Jedyna

Igor Frender

Człowiek Jatka - Mroczna twarz dwulicowa. Tom 1

Mordercza proteza. Tom 2

Tim Mayer

Wojciech Kulawski

Syryjska legenda. Tom 1

Meksykańska hekatomba. Tom 2

www.lindco.se

e-mail: [email protected]

lindcopl (facebook & instagram)

Tytuł oryginału:

G.R. Tarnawa

Zakręt samobójców

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Książka ani jej część nie może być przedrukowywana ani w żaden inny sposób reprodukowana lub odczytywana w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody Lind&Co.

Wydanie I, 1963. Ta edycja na podstawie wydania II, 2021.

Wspołpraca: Wydawnictwo CM, Warszawa

Projekt okładki: Studio Karandasz

Zdjęcia na okładce: Digital-Clipart / AdobeStock, Ganna Zelinska / AdobeStock

Copyright © dla tej edycji: Wydawnictwo Lind & Co, Stockholm, 2021

ISBN 978-91-8019-158-6

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek