Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 761
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Mojej córce Venice, która przyszła na świat, gdy zacząłem pisać tę książkę, oraz mojej świętej pamięci redaktorce Alice, która odeszła od nas, gdy ją kończyłem
Trzeba przy tym zauważyć, że nie ma rzeczy większymi najeżonej trudnościami, mniej rokującej powodzenia, niebezpieczniejszej w wykonaniu niż zamiar wprowadzenia do kraju nowych urządzeń. Reformator bowiem napotyka wrogów w tych wszystkich, którzy na starych urządzeniach dobrze wychodzili, a w tych, którzy wyjdą dobrze na nowych, ciepłych zaledwie znajduje obrońców. Mały zapał tych ostatnich tłumaczy się poniekąd obawą przeciwników mających za sobą potęgę prawa, poniekąd też nieufnością ludzi, którzy nie wierzą w prawdziwość rzeczy nowych, dopóki ich nie ujrzą wybudowanych.
– Niccolò Machiavelli, Książę1
Kto korzystając z dobrodziejstw najściślejszych z nauk ścisłych, nauczył się poruszać po obrzeżach nieznanych światów, może potem liczyć na to, że na jaśniejących bielą skrzydłach wyobraźni zaleci najdalej w głąb niezbadanego.
– Ada Lovelace
1 Cytat za: N. Machiavelli, Książę, tłum. W. Rzymowski, Wrocław 1979 – przyp. tłum.
„Cholera, chcesz, żebym się poniewierał po strychu?!”, powiedział Elon Musk2.
Siedzieliśmy u niego w salonie, ale metafora wydawała się trafna. Miał mi za chwilę opowiedzieć historię PayPala.
Gdy się poznaliśmy, w styczniu 2019 roku, zapewne nie zdarzało mu się często wracać myślami do PayPala. Tamtą firmę założył jakieś 20 lat wcześniej, nie dalej jak poprzedniego dnia zaś ogłosił znaczną redukcję zatrudnienia w Tesla Motors, której pracami kierował od 2003 roku. Zaledwie tydzień wcześniej zmniejszył o jedną dziesiątą zatrudnienie w SpaceX, istniejącej od 2002 roku firmie oferującej sprzęt i usługi aeronautyczne. Tyle się ostatnio działo, że Musk mógł nie mieć ochoty na wycieczkę w przeszłość. Byłem przygotowany na to, że zaserwuje mi kilka dobrze znanych faktów i na tym nasze spotkanie się zakończy.
On tymczasem zaczął opowiadać o rozwoju internetu i początkach PayPala, a historia snuła się sama. Mówił o swoim pierwszym stażu w kanadyjskim banku. Wspomniał o tym, jak założył pierwszy start-up, a potem drugi. Opowiadał, jak to jest zostać odwołanym ze stanowiska dyrektora generalnego.
Słuchałem go przez blisko trzy godziny, aż w końcu zaczęło się robić późno. Zasugerowałem przerwę. Umawialiśmy się przecież tylko na godzinę. Do przedłużania spotkania co prawda nie musiałem go namawiać, ale z drugiej strony nie chciałem nadużywać jego szczodrości. On tymczasem, odprowadzając mnie do wyjścia, ciągnął opowieść o PayPalu. Czterdziestosiedmioletni Musk tryskał entuzjazmem właściwym dla nieco starszych weteranów, którym nagle zebrało się na wspominki. „Aż wierzyć mi się nie chce, że to już dwadzieścia lat”.
***
Rzeczywiście trudno w to uwierzyć – nie tylko w perspektywie tego, jak wiele upłynęło czasu, lecz także biorąc pod uwagę, jak dużo zdołali osiągnąć ludzie, którzy początkowo stali za tym projektem. Kto w ciągu ostatnich 20 lat korzystał z internetu, ten z całą pewnością zetknął się z czymś – z produktem, usługą bądź stroną internetową – co w jakiś sposób wiąże się z twórcami PayPala. W tej firmie pracowali ludzie, którzy potem przyczynili się do realizacji wielu spośród projektów współtworzących dzisiejszą rzeczywistość, między innymi twórcy YouTube’a, Yelpa, Tesli, SpaceX, LinkedIna i Palantira. Ludzie z PayPala pracują dziś na wysokich stanowiskach w Google’u, Facebooku i w firmach dostarczających Dolinie Krzemowej kapitału typu venture.
Wychowankowie PayPala występowali na pierwszym planie i działali za kulisami, zakładając, finansując i wspierając radą niemal wszystkie firmy z Doliny Krzemowej w ciągu ostatnich 20 lat. Jako grupa tworzą jedną z najpotężniejszych i najskuteczniejszych sieci kontaktów i zapewne dlatego mówi się o nich czasem „mafia PayPala”. Z jej szeregów wywodzi się kilku miliarderów i wielu multimilionerów. Łącznie dysponują oni majątkiem wartym więcej niż PKB Nowej Zelandii.
Gdyby jednak ograniczyć się wyłącznie do kwestii wartości majątku i wpływu na rozwój technologii, umknęłaby nam kwestia o charakterze bardziej zasadniczym. Tymczasem warto zauważyć, że ludzie z PayPala zakładali organizacje non profit, które zmieniły świat za sprawą mikropożyczek, tworzyli filmy zdobywające liczne nagrody, pisali bestsellery i doradzali politykom na różnych szczeblach – zarówno na poziomie stanowym, jak i w Białym Domu. A przecież przed nimi jeszcze długa droga. Wychowankowie PayPala stawiają sobie obecnie najróżniejsze cele. Jedni chcą tworzyć katalogi zbiorów genealogicznych, inni odtwarzać trzy miliardy akrów lasów, jeszcze inni „skalować miłość”3. W ramach każdego z tych przedsięwzięć zamierzają w taki lub inny sposób wykorzystywać doświadczenie zdobyte w PayPalu.
Ci sami ludzie angażują się też w walkę z największymi kryzysami społecznymi, kulturowymi i politycznymi naszych czasów. Ich nazwiska pojawiają się w kontekście gorzkiej walki o wolność słowa, konieczności uporządkowania systemu finansowego, ochrony prywatności w świecie nowych technologii, nierówności dochodowych, efektywności kryptowalut czy dyskryminacji w Dolinie Krzemowej. Jedni ich podziwiają i chętnie poszliby w ich ślady. Inni krytykują i przedstawiają jako symbol zła trawiącego świat Big Tech – nigdy dotąd nie powierzono bowiem tak wielkiej władzy w ręce tak małej techno-utopijnej grupy o libertariańskich zapędach. Wychowankowie PayPala to ludzie, wobec których trudno pozostać obojętnym. Dla jednych są bohaterami, inni zaś widzą w nich obrazoburców.
***
Cokolwiek się jednak o nich mówi, zwykle nie sięga się pamięcią do czasów samego PayPala. Jeśli ktokolwiek w ogóle wspomina o wczesnych latach firmy, to na ogół tylko zdawkowo. Dość powszechnie się przyjęło, że PayPal był jedynie bazą dla późniejszych, bardziej spektakularnych osiągnięć. Współtwórcy tego projektu dokonali w następnych latach tak niezwykłych rzeczy – i wzbudzili swoimi poczynaniami tak wielkie kontrowersje – że opowieść o ich początkach na pierwszy rzut oka wydaje się nijaka. Któż chciałby słuchać o obsłudze płatności internetowych, skoro może zanurzyć się w historii o podróżach w kosmos?
Mnie to jednak trochę dziwi. W pewnym sensie wszyscy ci ludzie wywodzą się z jednego miejsca. Dlaczego zatem nikt się nie zastanawia, co w tym miejscu było takiego niezwykłego? Uważam, że coś przez to tracimy. Gdy pomijamy historię powstania PayPala, umyka nam coś istotnego o jego założycielach. Bezrefleksyjnie odsyłamy do lamusa kluczowy aspekt ich wczesnego zawodowego doświadczenia, które w znacznym stopniu wpłynęło na to, kim stali się później.
Gdy zacząłem tę sprawę zgłębiać i zadawać pytania o początki PayPala, stało się dla mnie jasne, że znaczna część tej historii jest na co dzień zupełnie pomijana – i że w kolejnych jej wersjach odsuwa się na boczny tor wiele postaci bardzo dla niej istotnych. Od paru osób usłyszałem, że nikt ich wcześniej nie dopytywał o pracę w PayPalu. A przecież z tamtych czasów pochodzi wiele intrygujących i odkrywczych historii.
Z tych wszystkich opowieści inżynierów, projektantów UX, architektów sieci, fachowców od produktów, tropicieli oszustów i pracowników wsparcia wyłania się kompletna saga o PayPalu. Jeden z byłych pracowników firmy ujął to tak: „Są tacy ludzie jak Peter Thiel, Max Levchin czy Reid Hoffman. Ale gdy ja zaczynałem pracę w tej firmie, bogami byli administratorzy baz danych”4.
Setki znanych i nieznanych osób, które od 1998 do 2002 roku pracowały w PayPalu, uważa to doświadczenie za przełomowe dla swojej kariery. Ten okres zasadniczo wpłynął na to, jak postrzegają przywództwo, strategię i technologię. Kilku wychowanków PayPala odnotowało, że od tamtej pory bezowocnie szukają zespołu równie błyskotliwego, pomysłowego i zaangażowanego. „Było w tym coś naprawdę wyjątkowego, tylko my chyba wtedy nie zdawaliśmy sobie z tego do końca sprawy”5, powiedział jeden z członków zespołu produktowego. „Gdy teraz dołączam do jakiegoś zespołu, dopatruję się w nim tamtej magii, której doświadczyłem w początkowym okresie istnienia PayPala. Coś takiego występuje naprawdę rzadko, ale przecież cały czas tego szukamy”.
Jeden z pracowników zwrócił uwagę na swoisty efekt motyla. Za sprawą PayPala wiele się zmieniło nie tylko w życiu ludzi takich jak Musk, Levchin czy Hoffman, którzy dzięki swoim pomysłom wpłynęli na rzeczywistość milionów ludzi, lecz także w życiu setek tych, którzy w tym procesie uczestniczyli. „To jest […] coś, co definiuje mnie i całe moje życie. I zapewne tak już zostanie do końca”, powiedział jeden z rozmówców6.
Historia PayPala rzuca nowe światło na nadzwyczajny okres historii rozwoju technologii i pozwala lepiej poznać jego nadzwyczajnych twórców. Im więcej się dowiaduję, tym bardziej się utwierdzam w przekonaniu, że na ten konkretny „strych” zdecydowanie warto się wybrać.
***
Historia powstania PayPala to jedna z najwspanialszych, a zarazem najbardziej nieprawdopodobnych opowieści epoki internetowej. Od dwóch dekad żyjemy w świecie, w którym zakupy w internecie są oczywistością. Łatwo można więc zapomnieć, że usług takich jak PayPal kiedyś nie było. Dziś wystarczy kliknąć tu i tam, żeby zamówić sobie samochód z kierowcą pod drzwi, nikogo więc nie zastanawia, jak to się właściwie dzieje, że robi się przelewy przez internet. Tymczasem technologia, dzięki której stało się to możliwe, bynajmniej nie powstawała bez przeszkód – a PayPal bynajmniej nie był skazany na sukces.
Dzisiejszy PayPal to twór złożony z dwóch podmiotów. Pierwszy z nich nazywał się pierwotnie Fieldlink, a potem Confinity i powstał w 1998 roku z inicjatywy dwóch nikomu wówczas nieznanych ludzi, a mianowicie Maxa Levchina i Petera Thiela. W procesie definiowania własnej tożsamości firma Confinity stworzyła system umożliwiający powiązanie pieniędzy z internetowym kontem pocztowym. Usługa nosiła nazwę PayPal i zyskała sobie szybko duże uznanie wśród użytkowników serwisu aukcyjnego eBay.
Nad płatnościami cyfrowymi pracowali jednak równolegle także inni. Elon Musk właśnie sprzedał swój pierwszy start-up i założył X.com, żeby ułatwić proces wysyłania pieniędzy za pośrednictwem poczty elektronicznej. Mierzył jednak zdecydowanie wyżej. Żywił przekonanie, że rynek usług finansowych należy wywrócić do góry nogami i że X.com stanie się przyczynkiem do tej rewolucji. Zapowiadał, że jego start-up – znany światu pod jednoliterową nazwą – zdominuje nową rzeczywistość i udostępni użytkownikom wszystkie istniejące produkty i usługi finansowe. Na skutek kolejnych wolt strategicznych ścieżki X.comu i Confinity w pewnym momencie się zbiegły. Płatności cyfrowe miały stać się pierwszym etapem nowego rozdania na rynku usług finansowych.
Początkowo Confinity i X.com zażarcie walczyły o klientów eBaya. Zespoły obu firm rzuciły się do zaciekłej rywalizacji, a sprawa skończyła się niezbyt harmonijną fuzją. Przez kolejnych siedem lat los firmy wisiał na włosku. PayPal – nękany pozwami, osłabiany przez oszustów, wykpiwany i bezceremonialnie naśladowany – bezustannie doświadczał kolejnych przeciwności losu. Jego założyciele zmagali się z atakami ze strony wielkich firm finansowych, krytycznie nastawioną prasą i sceptyczną opinią publiczną, nieprzychylnie usposobionymi prawodawcami, a nawet oszustami z zagranicy. W ciągu zaledwie czterech lat PayPal musiał się zmierzyć z pęknięciem bańki dot-comów, prokuratorskimi śledztwami i zdradą jednego z inwestorów, który na własną rękę skopiował podpatrzone rozwiązania.
Sprawę dodatkowo komplikował wysoki poziom konkurencyjności rynku. W początkowych latach istnienia PayPal musiał stawać w szranki z kilkunastoma nowymi graczami zainteresowanymi dostępem do rynku płatności, a jednocześnie cały czas bronić swojej pozycji przed zakusami mocno już na nim zakorzenionych operatorów kart kredytowych, takich jak Visa czy MasterCard, a także potężnych banków. A ponieważ w początkowym okresie skupiał się na obsłudze płatności realizowanych przez użytkowników eBaya, ściągnął na siebie dodatkowo gniew dyrektorów serwisu aukcyjnego, którym nie podobało się, że ktoś próbuje ich pozbawiać słusznie należnych opłat serwisowych. Wreszcie eBay kupił i uruchomił własną platformę do obsługi płatności, a jego próby wysadzenia PayPala z siodła w znacznym stopniu zdefiniowały rzeczywistość nowego gracza w pierwszych latach jego istnienia.
***
Jak łatwo sobie wyobrazić, zamęt na zewnątrz nie ułatwiał utrzymania spokoju wewnątrz organizacji. „Nazywanie nas mafią urąga mafiom”, zażartował kiedyś John Malloy, który na wczesnym etapie istnienia firmy należał do jej rady dyrektorów. „Gdzież nam było do mafijnego poziomu organizacji?”7, wspominał. Przez pierwsze dwa lata za sterami PayPala zmieniło się trzech dyrektorów generalnych, a zespół kierowniczy dwukrotnie groził zbiorowym porzuceniem stanowisk.
Skądinąd firmowa starszyzna nie za bardzo zasługiwała na to miano, bo znaczna część założycieli i pierwszych pracowników nie miała nawet trzydziestki na karku, a większość dopiero co ukończyła studia. PayPal to był dla nich początek zawodowej przygody. Pod koniec lat 90. w Dolinie Krzemowej nie brakowało firm o niskiej średniej wieku, bo młodzi fachowcy od technologii intensywnie rozglądali się za nowymi możliwościami zbijania dużych pieniędzy. Niemniej PayPal szedł pod prąd, nawet jak na tamtejsze standardy. Na samym początku zatrudnił paru uczniów, którzy wylecieli z liceum, kilku świetnych szachistów i fachowców od układania puzzli. Nie tyle przymykano tam oko na ekscentryzm i osobliwości, ile aktywnie ich u kandydatów poszukiwano.
W pewnym momencie w biurach firmy zaczęto mówić o czymś, co nazwano „wskaźnikiem dominacji nad światem”. Obrazował on dzienną liczbę użytkowników. Towarzyszył mu baner z napisem „Memento mori”, co po łacinie oznacza: „Pamiętaj, że umrzesz”. Zespół wariatów z PayPala miał zawojować świat – albo polec w walce.
Większość obserwatorów wróżyła mu ten drugi los. Pod koniec lat 90. ubiegłego wieku zaledwie dziesięć procent handlu internetowego obsługiwanych było cyfrowo. W przeważającej większości nabywca ostatecznie wysyłał dostawcy czek za pośrednictwem tradycyjnej poczty. Większość ludzi miała opory przed podawaniem w internecie numeru karty kredytowej czy innych danych bankowych, a serwisy takie jak PayPal postrzegano często jako narzędzia do obsługi szemranych transakcji: do prania brudnych pieniędzy albo sprzedaży narkotyków czy broni. W przededniu debiutu giełdowego spółki na łamach liczącej się publikacji branżowej pojawiło się stwierdzenie, że kraj potrzebuje PayPala „tak samo jak epidemii wąglika”8.
Negatywny rozgłos można było ignorować. Wydarzeń wstrząsających światem już nie… Założyciele PayPala właśnie przygotowywali się do wprowadzenia spółki na giełdę i byli o krok od osiągnięcia tego, w czym upatrywali szczyt swojego sukcesu, gdy nowojorskie niebo nieoczekiwanie przecięły dwa samoloty, które uderzyły w dwie wieże. PayPal był pierwszą spółką, która zdecydowała się złożyć wniosek o wejście na giełdę po 11 września 2001 roku – gdy kraj i rynki finansowe dopiero zaczynały się otrząsać po atakach.
Zanim debiut giełdowy doszedł do skutku, PayPal musiał się uporać z licznymi pozwami sądowymi i dociekliwymi kontrolami ze strony Komisji Papierów Wartościowych i Giełd, nadzwyczaj czujnej po niedawnych głośnych skandalach księgowych w innych firmach. Choć pojawiały się przeciwności, jedna po drugiej – fuzja okazała się trudna, oszuści spowodowali straty idące w dziesiątki milionów dolarów, inwestorzy odnosili się do akcji technologicznych z dużą ostrożnością – to ludzie z PayPala dokonali rzeczy niemożliwej. Przeprowadzili imponujący debiut giełdowy, a następnie, jeszcze w tym samym roku, sprzedali firmę eBayowi za półtora miliarda dolarów.
***
Po jakimś czasie, przy okazji pewnej rozmowy, Musk nie zgodził się z opinią dziennikarza, któremu wydawało się, że trudno było stworzyć PayPala. Stwierdził wówczas, że nie tyle było trudno go stworzyć, ile „trudno było go utrzymać przy życiu”9. Dwadzieścia lat później PayPal może się pochwalić czymś, czego większość firm z jego epoki nie zdołała osiągnąć: nadal istnieje. Ostatecznie eBay wypuścił PayPala spod swoich skrzydeł i dziś firma jest warta mniej więcej trzysta miliardów dolarów, zalicza się więc do największych na świecie.
Nieco ponad dwa lata dzieliły fuzję X.comu i Confinity od debiutu PayPala na giełdzie Nasdaq, a mimo to wielu ówczesnych pracowników firmy miało odczucie, jakby to trwało całą wieczność. Niejeden z nich wspomina ten okres jako niezwykłe wyzwanie. PayPal był kreatywny, ale krwiożerczy, a przy tym wyciskał ich jak cytryny. Jedna z pracownic organizacji przekonała się o tym na własnej skórze już pierwszego dnia. Jeszcze zanim dotarła na swoje stanowisko pracy, dostrzegła po prawej stronie przemysłowe opakowanie paracetamolu. W boksie po lewej jedna z jej przyszłych koleżanek nerwowym tonem rozmawiała z najwyraźniej sfrustrowanym mężem. „Pamiętam, jak [mu] powiedziała: »Posłuchaj, dzisiaj wieczorem do domu nie wracam i przestań mnie wreszcie o to pytać«”10.
Od wielu pracowników słyszałem, że ten etap ich życia „jest rozmyty”, tonie we mgle wyczerpania, adrenaliny i nerwowości. Jeden z inżynierów sypiał wtedy tak mało, że podczas nocnych powrotów z pracy do domu rozbił nie jeden, lecz dwa samochody. Dyrektor techniczny wspominał, że jego podwładni czuli się „jak weterani po wyczerpującej kampanii wojskowej”11.
Mimo to wielu byłych pracowników PayPala wspomina ten okres z rozrzewnieniem. „To było szalenie ekscytujące”, powiedziała mi Amy Rowe Klement. „Myślę, że wtedy nawet do końca nie zdawaliśmy sobie sprawy, że siedzimy w rakiecie kosmicznej”12. Kilka osób stwierdziło, że dokonało w tamtym okresie więcej niż kiedykolwiek indziej w swoim zawodowym życiu. „Miałam poczucie, że biorę udział w epokowym dziele. Nigdy dotąd czegoś takiego nie czułam”, powiedziała jedna z analityczek odpowiedzialnych za utrzymywanie jakości, Oxana Wootton13. Tymczasem analityk oszustw Jeremy Roybal mówił: „Do dziś krwawię na niebiesko, w kolorze PayPala”14.
***
Do PayPala trafiało się różnymi okrężnymi drogami. Sam projekt też jakby kluczył. W trakcie prac nad moją poprzednią książką – była to biografia nieżyjącego już doktora Claude’a Shannona, twórcy dziedziny teorii informacji i jednego z największych, choć nieco zapomnianych umysłów XX wieku – postanowiłem przyjrzeć się bliżej firmie, w której pracował, a mianowicie Bell Laboratories. Bell Labs prowadziła działalność badawczą na rzecz firmy Bell Telephone, a jej naukowcy i inżynierowie otrzymali sześć Nagród Nobla i wynaleźli między innymi przyciski zastępujące tarczę telefoniczną, laser, sieci komórkowe, satelity komunikacyjne, ogniwa słoneczne i tranzystor.
Zacząłem się zastanawiać nad innymi podmiotami, które zdołały zgromadzić pod swoją egidą całą rzeszę talentów – nad firmami takimi jak PayPal, General Magic, Fairchild Semiconductor, a także grupami działającymi poza branżą technologiczną, takimi jak poeci skupieni wokół miesięcznika „The Fugitive”, Grupa Bloomsbury czy The Soulquarians15. Brytyjski muzyk i producent Brian Eno opowiadał kiedyś, jak to na etapie studiów wpojono mu przeświadczenie, że rewolucji artystycznych dokonują w pojedynkę wybitne postaci, takie jak Picasso, Kandinsky czy Rembrandt. On jednak zaczął zgłębiać ich historię i wówczas odkrył, że każdy z tych rewolucjonistów ukształtował się pod wpływem „niezwykle żyznej sceny z udziałem wielu różnych ludzi, w tym artystów, ale także kolekcjonerów, kuratorów, myślicieli i teoretyków […] i wszyscy ci ludzie współtworzyli swego rodzaju ekosystem talentu”16.
Zdaniem Eno zamiast mówić o geniuszu, należałoby mówić o „sceniuszu”. Twierdził, że: „Sceniusz to inteligencja całości […] pewnego przedsięwzięcia lub grupy ludzi. To przydatniejszy klucz do rozważań o kulturze”. Wydaje się, że to również przydatny klucz do myślenia o historii PayPala, na którą warto patrzeć jako na historię życia, spotkań i współpracy kilkuset osób, historię, która rozegrała się w okresie kształtowania się internetu konsumenckiego.
Współczesne opowieści technologiczne na ogół mają jednego bohatera, a zatem chwalą „geniusz”, a nie „sceniusz”. Nie ma historii Apple’a bez Jobsa, Amazona bez Bezosa, Microsoftu bez Gatesa czy Facebooka bez Zuckerberga. Sukces PayPala to opowieść innego rodzaju. Tu nie ma żadnego konkretnego bohatera, żadnej konkretnej bohaterki. W różnych momentach historii firmy przełomy dokonywały się za sprawą różnych członków zespołu. Gdyby któregokolwiek z nich zabrało, całość by się załamała.
Warto też podkreślić, że znaczna część najwybitniejszych osiągnięć PayPala wyłoniła się z produktywnych napięć w obrębie grupy. Perły innowacyjności wydobywano na powierzchnię podczas spięć między zespołami zajmującymi się produktem, inżynierią i biznesem. Wczesna historia firmy to okres burzliwych dyskusji, jak jednak zauważył inżynier pracujący w niej w tamtym okresie, James Hogan: „Jakoś tak to się układało, że nie wchodziliśmy sobie w drogę – ani w relacjach, ani emocjonalnie – i w rezultacie uniknęliśmy dysfunkcji”17. W PayPalu z dysharmonii rodziły się odkrycia.
Postanowiłem spróbować lepiej zrozumieć ten ekosystem: żyzną mieszankę ludzi, wyzwań i specyfiki tamtego momentu w historii technologii.
***
Opowieść o początkach PayPala to bardzo wdzięczny – choć trudny – temat dla pisarza. Rozpoczynałem pracę od zapoznania się ze wszystkim, co do tej pory o tym powiedziano i napisano. Na szczęście wiele spośród osób zaangażowanych w ten proces zdążyło już sporo o sobie zdradzić: w książkach swojego autorstwa, w podcastach, podczas konferencji dotyczących PayPala, w telewizji, w radiu i w prasie. Poświęciłem setki godzin na zapoznanie się z tym, co już znalazło się w przestrzeni publicznej. Przeczytałem setki artykułów, które napisano o PayPalu, gdy firma dopiero raczkowała. Przyswoiłem sobie również treść nielicznych książek czy opracowań naukowych, których autorzy postanowili przeanalizować przypadek tej firmy na potrzeby swoich rozważań.
Próbowałem też nawiązać kontakt z wieloma pracownikami PayPala sprzed debiutu giełdowego spółki, z setkami z nich udało mi się potem porozmawiać. Miałem szczęście przeprowadzić wywiady ze wszystkimi współzałożycielami tego projektu, a także z większością członków rady dyrektorów firmy i inwestorów z wczesnego okresu. Zapoznałem się również z bezcennymi spostrzeżeniami ludzi z zewnątrz, między innymi z doradcami technicznymi, pomysłodawcą nazwy „PayPal”, niedoszłymi inwestorami i liderami firm konkurencyjnych. Jestem bardzo wdzięczny wszystkim, którzy udostępnili mi swoje notatki, dokumenty, zdjęcia, pamiątki i dziesiątki tysięcy stron korespondencji elektronicznej z początkowego okresu istnienia PayPala.
Dzięki tym doświadczeniom poznałem wiele historii, których nikt wcześniej nie opowiadał – między innymi wstrząsającą relację o tym, jak o mały włos nie doszłoby do fuzji między Confinity a X.comem i jak kilkakrotnie firma tylko cudem uniknęła katastrofy. Starałem się zrozumieć, jak w całym tym chaosie powstawały internetowe innowacje PayPala, które do dziś kształtują krajobraz internetu.
Z moich wieloletnich dociekań wyłoniła się ostatecznie opowieść o ambicji, wynalazczości i poszukiwaniu lepszych rozwiązań. Ten trudny okres wydał na świat pokolenie przedsiębiorców, których późniejsze dokonania noszą ślady PayPala. Na swój pierwszy triumf, na sukces przedsięwzięcia, wszyscy musieli ciężko pracować. Historia PayPala, gdy się jej naprawdę uważnie przyjrzeć, to czteroletnia odyseja kolejno nadciągających katastrof, których za każdym razem jakimś cudem udawało się uniknąć.
Słuszne wydaje mi się rozpoczęcie tej opowieści od momentu wielkiego technologicznego przełomu. Pierwszy rozdział poświęcony zostanie wydarzeniom, które rozegrały się tysiące kilometrów od Doliny Krzemowej, ale to za ich sprawą przyszły założyciel PayPala po raz pierwszy zetknął się z informatyką.
2 Rozmowa autora z Elonem Muskiem, 19 stycznia 2019.
3 Rozmowa autora z Amy Rowe Klement, 24 września 2021.
4 Rozmowa autora z Derekiem Krantzem, 29 lipca 2021.
5 Rozmowa autora z Denise Aptekar, 14 maja 2021.
6 Rozmowa autora z Jasonem Portnoyem, 15 grudnia 2020.
7 Rozmowa autora z Johnem Malloyem, 25 lipca 2018.
8 G. Kraw, Affairs of State – Earth to Palo Alto, [w:] https://www.law.com/almID/900005370549/, dostęp 25 lipca 2021.
9PandoMonthly: Fireside Chat with Elon Musk, [w:] https://www.law.com/almID/900005370549/, dostęp 29 lipca 2021.
10 Rozmowa autora z Huey Lin, 16 sierpnia 2021.
11 D. Gelles, The PayPal Mafia’s Golden Touch, „New York Times”, 1 kwietnia 2015, [w:] https://www.nytimes.com/2015/04/02/business/dealbook/the-paypal-mafias-golden-touch.html.
12 Rozmowa autora z Amy Rowe Klement, 1 października 2021.
13 Rozmowa autora z Oxaną Wootton, 4 grudnia 2020.
14 Rozmowa autora z Jeremym Roybalem, 3 września 2021.
15 Na ten temat wiele się dowiedziałem dzięki lekturze książki zatytułowanej Collaborative Circles: Friendship Dynamics and Creative Work napisanej przez dr. Michaela Farrella. Autor pisze w niej o grupie poetyckiej skupionej wokół miesięcznika „The Fugitive”, o Rye Circle czy o francuskich impresjonistach, podając ich jako przykłady środowisk opartych na współpracy. Formułuje rewelacyjne spostrzeżenia na temat procesu powstawania i funkcjonowania takich grup. (M.P. Farrell, Collaborative Circles: Friendship Dynamics and Creative Work, Chicago 2001).
16 B. Eno; wypowiedź podczas 2009 Luminous Festival w Sydney Opera House, Australia, [w:] http://www.moredarkthanshark.org/feature_luminous2.html.
17 Rozmowa autora z Jamesem Hoganem, 14 grudnia 2020.
W lutym 1986 roku do magazynu „Soviet Life” dołączony został dziesięciostronicowy kolorowy dodatek na błyszczącym papierze. Nosił on tytuł: Pokój i dostatek w Prypeci. Z artykułu wynikało, że Prypeć to kosmopolityczna idylla. „Dziś miasto zamieszkują przedstawiciele ponad trzydziestu różnych narodowości z obszaru całego Związku Radzieckiego”, pisali autorzy. „Ulice toną w kwiatach. Bloki mieszkalne stoją pośród sosnowych zagajników. Na każdym osiedlu działają szkoła, biblioteka, sklepy, obiekty sportowe i place zabaw. Rano ruch jest niewielki. Widać tylko młode kobiety z wózkami, które spacerują niespiesznie”.
Jedynym problemem miasta był brak miejsca dla nowo przybyłych. „W Prypeci obserwuje się obecnie boom demograficzny”, stwierdzał burmistrz. „Wybudowaliśmy mnóstwo żłobków i przedszkoli, cały czas powstają kolejne, ale potrzeby rosną coraz szybciej”.
Trudno się temu dobrobytowi dziwić, zważywszy, że to właśnie w Prypeci znajdował się cud radzieckiej techniki: elektrownia atomowa w Czarnobylu. To ona zatrudniała wielu mieszkańców miasta. Jeśli wierzyć artykułowi, zakład zapewniał dobre zarobki i energię „ekologicznie czystszą niż elektrownie cieplne, w których spala się ogromne ilości paliw kopalnych”.
A co z bezpieczeństwem? Radziecki minister, którego zapytano o to wprost, odpowiadał z pewnością godną swojego urzędu: „Do awarii takiego reaktora może dojść raz na dziesięć tysięcy lat”18.
Jak wiemy, zaledwie kilka miesięcy po publikacji peanu o życiu w Prypeci miasto przeistoczyło się w radioaktywną ruinę. O godzinie 1.23 w nocy 26 kwietnia 1986 roku doszło do stopienia rdzenia reaktora czwartego czarnobylskiej elektrowni, w wyniku czego nastąpił wybuch, który zdarł dach o masie tysiąca ton. Wkrótce później nad Prypecią unosiło się w powietrzu czterystakrotnie więcej materiału radioaktywnego niż po zrzuceniu bomby na Hiroszimę.
Maksymilian (w skrócie Max) Rafailovych Levchin miał wtedy dziesięć lat i spał spokojnie sto pięćdziesiąt kilometrów od miejsca, w którym doszło do wybuchu. Obudził się w nowej rzeczywistości, która ukształtowała się pod wpływem katastrofy w Czarnobylu. W pierwszych nerwowych chwilach po wypadku rodzice wsadzili go wraz z bratem do pociągu, który miał ich wywieźć jak najdalej. Podczas tej podróży poddano go badaniu licznikiem Geigera-Müllera, a odczyt przekroczył wszelkie normy. Jak się okazało, winę za ten stan rzeczy ponosił cierń róży, który utkwił mu w bucie. Chłopiec najadł się nie lada strachu, sądząc, że grozi mu amputacja kończyny.
***
Katastrofa w Czarnobylu zmieniła życie całej rodziny Levchina. Jej skutki odczuła w szczególności jego matka Elvina Zeltsman, która była fizykiem i pracowała w laboratorium pomiarów radiologicznych w Instytucje Nauk o Żywności.
Przed wybuchem w elektrowni w jej pracy działo się niewiele. Jak wspominał Levchin, do jej obowiązków należało codzienne potwierdzanie bezpieczeństwa ukraińskiego (nieradioaktywnego) chleba. Po katastrofie z północy Ukrainy zaczęła napływać skażona żywność, matka Levchina miała więc znacznie więcej znacznie bardziej odpowiedzialnej pracy.
Aby wesprzeć ją i jej współpracowników, radziecki rząd wysłał do urzędu dwa komputery: własnej produkcji DVK-2 oraz pochodzące z Niemiec Wschodnich urządzenie Robotron PC 1715. Levchinowi, któremu zdarzało się chodzić z matką do pracy, komputery wydawały się z początku nieporęczne i nudne. Wszystko zmieniło się w momencie, gdy pojawiła się pierwsza gra na DVK-2, a mianowicie Stakan (to jedna z nazw gry Tetris, opracowanej przez inżynierów Radzieckiej Akademii Nauk w 1984 roku), która całkowicie pochłonęła Levchina.
Wkrótce zainteresował się również Robotronem. Urządzenie zostało wyposażone w kompilator języka Pascal, za którego sprawą dało się przełożyć kod napisany przez człowieka na zbiór poleceń zrozumiałych dla maszyny. Do opakowania dołączono też piracką wersję podręcznika do Turbo Pascala 3.0, z której można się było dowiedzieć, jak z kompilatora korzystać. W Związku Radzieckim takie podręczniki należały do rzadkości, więc ten stał się dla Levchina swego rodzaju biblią.
Chłopak szybko nauczył się pisać proste programy i nie potrafił oprzeć się pokusie pisania kolejnych. „Nagle dotarło do mnie, że można powiedzieć maszynie, że ma zrobić w przyszłości coś, o czym będziemy wiedzieć dopiero w późniejszym czasie”, wspominał po latach. „Odtąd nie musiałem już wiedzieć wszystkiego, żeby czegoś dokonać. Można po prostu zacząć pewne rzeczy spisywać, a one się potem wydarzą samoistnie”19. Wcześniej Levchin planował zostać nauczycielem matematyki. Teraz zapowiadał wszystkim, że gdy dorośnie, będzie programować komputery.
Choć uwielbiał zarówno programowanie, jak i granie, komputery w zakładzie matki służyły zasadniczo celom innym niż jego rozrywka. Zainstalowano je po to, aby usprawnić proces raportowania o skażeniu radzieckiej żywności. Elvina zorientowała się, że jej syn radzi sobie z komputerami lepiej od niej, więc zaangażowała go do pomocy i umówiła się z nim, że gdy jej zadania zostaną wykonane, on może używać maszyn do własnych celów.
Levchin nie miał niestety zbyt wielu okazji do swobodnego korzystania z komputerów. Aby więc nie marnować cennego czasu Robotrona, opracował system: kod przygotowywał wcześniej ołówkiem na kartce, w parku w pobliżu domu. Gdy praca mamy była wykonana, przepisywał do komputera to, co sobie przygotował w notesie, i czekał na werdykt maszyny. „Czy jeśli przepiszę słowo w słowo to, co mam w notatniku, to program się skompiluje i uruchomi, czy też trzeba będzie coś w nim poprawić?”20.
To doświadczenie nauczyło go dbałości o wysokie standardy. „Gdy myślę o sobie jako o programiście, zawsze wracam do początków z tymi marnymi maszynami”, powiedział Levchin. „To było […] bardzo proceduralne programowanie, w różnych językach asemblera. […] Zapewne między innymi dzięki temu trochę się wyróżniam, a na pewno jestem wytrwały jako programista. Prawda jest taka, że po prostu nie mogłem iść na łatwiznę”21.
***
W rodzinie Levchina zasadniczo nie szło się na łatwiznę. Jego przodkowie mieli żydowskie korzenie, a kolejnym pokoleniom przyszło żyć w antysemickim kraju, musieli więc na wszystko pracować dwukrotnie ciężej i mierzyli się z przeszkodami zupełnie nieznanymi innym. Pewnego ranka ojciec Levchina zobaczył, że ktoś wymalował im farbą na drzwiach gwiazdę Dawida. Od rodziców Levchin usłyszał, że jeśli chce dostać się na najlepszą uczelnię, to musi ukończyć szkołę z najlepszym wynikiem z rocznika.
Pomimo tych utrudnień jego rodzina osiągnęła bardzo wiele, począwszy od babki ze strony ojca. Doktor Frima Iosifovna Lukatskaya mierzyła tylko nieco ponad metr czterdzieści, ale wyróżniała się niespożytą energią. Ukończyła studia w dziedzinie astrofizyki i pracowała w Głównym Obserwatorium Akademii Nauk w Kijowie. Miała spory wkład w rozwój spektroskopii astronomicznej, która to dziedzina zajmuje się pomiarami widma ciał niebieskich22. Jej obszerne artykuły: Analiza funkcji autokorelacji krzywych zmian blasku dla nieregularnych i półregularnych gwiazd zmiennych oraz Właściwości emisji optycznej gwiazd zmiennych i kwazarów ukazały się na łamach prestiżowych czasopism.
Dla Levchina babka była symbolem wytrwałości. Odnosiła sukcesy w świecie zdominowanym przez mężczyzn i mimo żydowskiego pochodzenia dobrze sobie radziła we wrogo nastawionym państwie. Wykazywała się niemal nadprzyrodzoną determinacją. W tym samym roku, w którym Max przyszedł na świat, zdiagnozowano u niej rzadką i agresywną odmianę raka piersi. „Ona stwierdziła: »Nie mogę umrzeć. Wnuk mi się urodził«. I tak siłą woli przeżyła jeszcze dwadzieścia pięć lat”, powiedział Levchin. „Miałem więc żywy wzór do naśladowania. To był ktoś, kto się nie poddawał bez względu na okoliczności”23.
Gdy Levchin wkraczał w wiek nastoletni, gospodarka radziecka pogrążała się w całkowitym chaosie. Chaos panował również w biurze politycznym. Lukatskaya zaczęła rozpoznawać niepokojące zjawiska znane z czasów drugiej wojny światowej, gdy na własne oczy widziała wiele potworności. Z dostępnych rodzinie informacji wynikało, że KGB obserwuje poczynania ojca Levchina i że może on w każdej chwili zniknąć w niewyjaśnionych okolicznościach.
Lukatskaya złożyła podanie do żydowskiej agencji dla uchodźców i zorganizowała Levchinom wyjazd do Ameryki. Plany emigracyjne trzymano w ścisłej tajemnicy. „To był taki szalony czas, kiedy już od mniej więcej roku wiedziałem, że wyjeżdżamy z kraju, ale nikomu nie mogłem powiedzieć”, wspominał Levchin24.
Rodzina wyruszyła na lotnisko, zabierając ze sobą tylko najpotrzebniejszy dobytek. Pomimo ciepłej lipcowej pogody Levchinowie weszli do terminala w zimowych płaszczach, ponieważ dzięki temu nie musieli ich zgłaszać jako bagażu. Po ostatniej rozmowie z radzieckim celnikiem, który dał im jasno do zrozumienia, że od takiej decyzji nie ma odwrotu, w końcu wsiedli na pokład samolotu udającego się do Stanów Zjednoczonych.
***
Nadal w zimowych płaszczach, Levchinowie znaleźli się 18 lipca 1991 roku na lotnisku międzynarodowym O’Hare w Chicago. Wierzchnią odzież sprzedali przygodnemu handlarzowi za niewielkie pieniądze. Nawet ta drobna kwota miała jednak dla rodziny ogromne znaczenie. Na krótko przed ich wyjazdem z Ukrainy kurs rubla gwałtownie się załamał, więc z kilku tysięcy odłożonych przez rodzinę na wyjazd zostało zaledwie kilkaset dolarów.
Rodzina Levchina wiele ryzykowała, przyjeżdżając do Ameryki, ale szesnastoletni chłopak dostał dzięki temu szansę, by znaleźć się na drodze do wspaniałych osiągnięć. Jego przygoda rozpoczęła się niemal natychmiast. Levchin zawsze dobrze się uczył, zależało mu więc na tym, aby amerykański system szkolnictwa zaliczył mu oceny uzyskane w ukraińskiej szkole. Zamiast poprosić rodziców o pomoc, wsiadł do miejskiego autobusu i pojechał samodzielnie zająć się tą sprawą.
Wysiadł nie tam, gdzie trzeba, i znalazł się na terenie osiedla komunalnego Cabrini-Green, w wówczas bardzo nieciekawej okolicy. „Chodziłem tam sobie i myślałem: No proszę, nikt tu nie wygląda tak jak ja. Witajcie, wspaniali Amerykanie”, wspominał Levchin. „Zupełnie nie wiedziałem, co się dzieje. […] Chudy żydowski dzieciak z wielkim afro na głowie. Wyglądałem pewnie, jakbym wyskoczył na ulicę w ciuchach z fabryki Lenina w Petersburgu. Zresztą w takich właśnie byłem”25.
Levchin przystosowywał się do nowej rzeczywistości powoli. Krótko po przyjeździe znalazł gdzieś na śmietniku zepsuty telewizor. Miał rodziców fizyków, więc wspólnie go naprawili. Odtąd mógł oglądać serial Diff’rent Strokes. Jak powiedział wiele lat później dziennikarce Sarah Lacy, uczył się angielskiego od wychowanego w Harlemie Arnolda Jacksona, którego grał w tym serialu Gary Coleman. „Gdzie się uczyłeś angielskiego?”, zapytał jeden z nauczycieli, zaintrygowany akcentem, w którym wątki nowojorskie przeplatały się z kijowskimi26. Levchin odpowiedział mu w sposób, w jaki mówił jego serialowy bohater, a wtedy nauczyciel poradził mu oglądać także inne programy.
Jakkolwiek język i kultura były dla Levchina nowe, jedna rzecz pozostała niezmienna: miłość do komputerów. W Ameryce w końcu miał jeden do własnego użytku. W prezencie od krewnego dostał urządzenie, które miało funkcję nieznaną maszynom z pracy jego mamy: dawało się je podłączyć do internetu. W związku z tym Levchin szybko dał się pochłonąć sieci obejmującej cały świat. Znalazł w niej wielu ludzi o podobnych zamiłowaniach oraz fora, na których mógł się z nimi wymieniać spostrzeżeniami.
Takich ludzi spotkał też w szkole. W Stephen Tyng Mather High School, znajdującej się w północnych rejonach Chicago, Levchin dołączył do klubu szachowego, współorganizował klub komputerowy i grał na klarnecie w szkolnej orkiestrze (podobnie jak jego przyjaciel i późniejszy współpracownik z PayPala, Erik Klein, który grał na trąbce). Inny znajomy, również pracownik PayPala, Jim Kellas, wspominał, że siedzieli kiedyś sami na zapleczu sali muzycznej. Nudzili się, więc postanowili porzucać nożykami modelarskmi w ścianę jak rzutkami do tarczy. „Max […] jest perfekcjonistą. On zawsze chce być najlepszy w tym, co robi. No więc siedzi sobie tam i obraca ten nożyk w palcach, jakby go ważył, aż w pewnym momencie stwierdza: »No, z tej pozycji rzucałoby się optymalnie«”, wspominał Kellas. „Ja na to mówię: »Nie, nie, nie. Trzeba więcej siły«”27.
Levchin świetnie sobie radził na matematyce i z przedmiotów ścisłych, więc gdy nadszedł czas składania podań na studia, poszedł do pedagoga i dumnie oznajmił, że chce studiować na „MTI”. „Powiedziałem: »Bardzo mi zależy na tym, żeby się dostać na MTI. Niech mi pani pomoże dostać się na MTI«. A ona na to: »A co to jest MTI?«”28.
Levchin miał oczywiście na myśli MIT. Pani pedagog zasugerowała, żeby złożył podanie na pobliski Uniwersytet Illinois w Urbanie i Champaign (UIUC). Tu jednak pojawił się problem, ponieważ Levchin przegapił termin. Ale gdy zaczął sprawdzać wymogi, ustalił, że uczelnia nie zamknęła jeszcze rekrutacji dla kandydatów zagranicznych. Dostrzegł w tym swoją szansę. „Ja jestem taki jakby zagraniczny”, stwierdził. „Nie mam obywatelstwa, przyjechałem do USA niespełna dwa lata temu, więc kto się zorientuje?”29. I tak oto dostał się na UIUC.
***
Levchin nie chciał dłużej mieszkać z rodzicami, więc przeniósł się na uniwersytet dwa tygodnie przed rozpoczęciem zajęć. Stołówki jeszcze nie działały, dlatego pierwszy studencki posiłek zjadł w McDonaldzie przy Green Street. Poza tym starał się nie rzucać w oczy. Przed przyjazdem otrzymał list z informacją, że studenci z zagranicy zostaną przyjęci na pobliskim lotnisku Willard przez komitet powitalny. Z tonu wiadomości wynikało, że koniecznie należy się do tego komitetu zgłosić.
„Z przerażeniem myślałem o tym, że sprawa się wyda”, wspominał. Dlatego w dzień powitania pojechał na lotnisko z dwiema na nowo spakowanymi walizkami. Zrobił na pokaz wielkie oczy, jak wtedy, gdy dwa lata temu po raz pierwszy przyjechał do Ameryki. „Starannie zaplanowałem to całe przedstawienie, żeby nie powiedzieć oszustwo”, przyznał30.
Tak czy inaczej wybór UIUC okazał się strzałem w dziesiątkę. Tryskający młodzieńczym entuzjazmem amator technologii znalazł się w jednym z najbardziej dynamicznych ośrodków informatycznych na świecie. Badacze z UIUC od dziesięcioleci tworzyli innowacje w dziedzinie technologii cyfrowych. To tam powstały niektóre z pierwszych na świecie sieci społecznościowych. Gdy Levchin zgrywał przybysza z zagranicy, National Center for Supercomputing Applications (NCSA) przedstawiał światu nową przeglądarkę internetową o nazwie Mosaic. Wyróżniała się między innymi tym, że wzbogacała internet o grafiki i była prostsza w instalacji. Dzięki temu przyczyniła się do popularyzacji internetu i przyspieszyła jego rozwój – wszystko to stało się za sprawą ludzi z UIUC.
Max Levchin, student pierwszego roku, oczywiście wiedział o tych sukcesach, ale interesowało go głównie to, na czym zależy każdemu studentowi rozpoczynającemu przygodę z uczelnią, czyli poczucie przynależności i dobra zabawa. Obie te potrzeby zaspokajał Quad Day – impreza powitalna organizowana przez korporacje studenckie. Levchin dostrzegł grupę, której członkowie idealnie pasowali do klasycznego opisu nerda. Zgromadzili się wokół komputera, którego monitor obstawiony był kartonami osłaniającymi ekran od słońca i stanowiącymi jasną deklarację członków przyszłego Association for Computing Machinery (ACM): coś tak banalnego jak słońce nie przeszkodzi nam w korzystaniu z komputerów. „Jestem wśród swoich”, pomyślał Levchin.
Nie pomylił się. Oddział ACM działający na UIUC od lat 60. szybko zaczął skupiać wszystko to, co wiązało się na uczelni z komputerami, a tym samym stał się domem dla kolejnych pokoleń studentów informatyki. Gdy Levchin rozpoczynał studia, w ramach ACM działało już kilka różnych kółek zainteresowań znanych jako SIG (special interest group). Ich członkowie zajmowali się najróżniejszymi rzeczami, od zaawansowanych sieci począwszy, a na rzeczywistości wirtualnej skończywszy. „Zdarzały się całe wydziały [informatyki], na których mieli mniejszą moc obliczeniową niż my w samej tylko pracowni ACM”, chwalił się jeden z ówczesnych członków stowarzyszenia.
Levchin czuł się tam dobrze i szybko zaczął spędzać w pracowni ACM, mieszącej się w laboratorium DCL (Digital Computer Lab), więcej czasu niż w swoim pokoju w akademiku w Blaisdell Hall. „Droga rowerem z Blaisdell do DCL o siódmej rano trwa dokładnie tyle co gitarowe Ah Via Musicom Erica Johnsona. Tyle razy jej słuchałem, że wiem to na pewno”, wspominał Levchin wiele lat później podczas rozmowy z magazynem dla absolwentów31.
***
W ACM Levchin poznał również dwóch innych studentów, którzy potem odegrali ważną rolę zarówno w jego życiu, jak i w PayPalu. Byli to Luke Nosek i Scott Banister. Do pierwszego spotkania doszło, gdy Nosek i Banister pojawili się pewnego dnia późnym wieczorem w pracowni ACM. Levchin, pochłonięty klepaniem w klawiaturę, niemal nie zarejestrował ich obecności. Ponieważ jednak często tam bywał, dwaj przybysze zainteresowali się nim.
– Nad czym pracujesz? – zapytał Nosek.
– Tworzę symulator wybuchów – odparł Levchin.
– A co on robi? Do czego służy? – zapytał Banister.
– To nie ma znaczenia. Jest po prostu świetny – brzmiała odpowiedź. – Działa w czasie rzeczywistym i może przeliczyć na nowo każdą eksplozję.
– No dobra, ale po co? – dociekał Nosek.
– Nie wiem. Bo to fajne? – powiedział Levchin.
– Jest piątek wieczór. Nie masz lepszego zajęcia? – zastanawiał się Banister.
– Nie… A ty nie masz lepszego zajęcia? – odparł Levchin.
– Zamierzamy założyć firmę. Powinieneś do nas dołączyć – odpowiedział Nosek32.
Podobnie jak Levchin Luke Nosek dorastał w rodzinie imigrantów, którzy uciekli z komunistycznego kraju. Pochodzili z Polski i przyjechali do Stanów Zjednoczonych w latach 70.
Nosek był błyskotliwy i miał techniczne zacięcie. Chętnie się uczył, ale za szkołą nie przepadał. „Powoli dochodziłem do wniosku, że edukacja jest tym, co robię, a nie tym, do czego się mnie zmusza”, wspominał Nosek33. Matka zapewniała go, że na studiach będzie miał więcej wolności i większy wpływ na własne doświadczenia edukacyjne.
Nosek wybrał UIUC, ponieważ formularz zgłoszeniowy był krótki. Również na tym etapie edukacji formalnej spotkało go jednak rozczarowanie. „Pod koniec tego [pierwszego] roku zacząłem kombinować, jak się wymigiwać od zajęć”, powiedział. Nosek przestudiował regulaminy uczelni, żeby ustalić minimalne wymagania wobec kandydatów ubiegających się o dyplom. W miarę możliwości starał się nadrabiać nieusprawiedliwione nieobecności wynikami.
Szukał innych, którzy myśleliby podobnie jak on, i tak trafił do ACM. „ACM to była […] taka antyedukacyjna grupa buntowników”, wspominał. Miał poczucie, że ACM wyróżnia się nawet na tle innych organizacji studenckich. „Doszliśmy do wniosku, że dla większości ludzi organizacje studenckie to metoda na zapewnienie sobie lepszej pozycji w systemie”. W ACM nikt się systemem nie przejmował. Ci ludzie łączyli bunt z działalnością twórczą. Opracowywali innowacyjne prototypy i przeprowadzali niszowe eksperymenty.
W ramach jednego z takich eksperymentów podłączyli do internetu firmowy automat do napojów gazowanych. „Postanowiliśmy sprawdzić, czy internet nadaje się do tego, żeby do niego wrzucić naszą maszynę do napojów gazowanych”, wspominał Nosek. Urządzenie zostało ochrzczone nazwą Caffeine, a jeśli wierzyć wydziałowemu biuletynowi, ludzie z ACM „zainstalowali mikrokontroler w starym automacie z Dr. Pepperem, a potem podłączyli go do internetu, żeby studenci mogli kupować napoje za pomocą legitymacji studenckiej”34.
Inteligentny automat napawał Noska i jego kolegów dumą. Twórcy byli zadowoleni ze swoich wysiłków i ich efektu. „Bardzo trudno było zhakować automat do napojów, żeby go podłączyć do internetu”, wspominał Nosek. „Trwało to tyle, że w tym czasie zdążylibyśmy pewnie stworzyć eBaya”.
***
Nosek i Scott Banister też poznali się dzięki ACM, jeszcze zanim trafili na Levchina. Banister jako pierwszy z tej trójki wyruszył potem do Doliny Krzemowej, jako pierwszy sprzedał start-up i zainwestował w PayPala na wczesnym etapie projektu, a ostatecznie dołączył do firmy jako założyciel i członek rady dyrektorów.
Pochodził z Missouri i wcześnie zainteresował się technologią. Jeszcze w liceum, a potem na studiach oddawał się pasji tworzenia stron internetowych. Na UIUC przyjechał dlatego, że uczelnia miała świetną renomę jako ośrodek informatyczny.
Poznali się z Noskiem w momencie, gdy Banister też miał zastrzeżenia do tradycyjnego systemu edukacji i traktował studia jako coś, co należy zhakować. Opracował sposób na obchodzenie zasad obowiązujących studentów UIUC, założył między innymi firmę, w której sam siebie zatrudnił jako stażystę, aby w ten sposób zapewnić sobie dodatkowe punkty w indeksie.
Banister, wygadany i energiczny wichrzyciel z fryzurą „jak Jezus”35, stał się dla Noska i Levchina swego rodzaju latarnią morską. W ramach pierwszego wspólnego przedsięwzięcia stworzyli koszulkę z okazji 1955 Engineering Open House, dorocznej studenckiej konferencji, podczas której wykład otwierający wygłosił Steve Wozniak, współzałożyciel firmy Apple. We trzech z powodzeniem zrealizowali niewielki projekt, nabierając w ten sposób przekonania, że pewnego dnia dokonają czegoś wielkiego.
Nosek i Banister zafundowali nowemu znajomemu intensywny kurs libertarianizmu. Obaj należeli do grona współzałożycieli libertariańskiej grupy studenckiej, dla której Banister stworzył stronę internetową. Próbowali indoktrynować Levchina, zachęcając go do udziału w różnych wydarzeniach i do lektury książek takich jak Źródło Ayn Rand czy Droga do zniewolenia Friedricha Hayeka. „[Nosek i Banister] stanowili w naszej grupie element wywrotowy”, wspominał Levchin. „W ich sercach płonął libertariański ogień. Ja tymczasem powtarzałem: »Chłopaki, ja chcę tylko napisać kawałek kodu«. Zawsze czułem się z nimi jak na doczepkę”36.
Levchin specjalizował się w inżynierii oprogramowania. Banister próbował czasem pisać własny kod w Perlu, funkcjonalnym, ale mało eleganckim języku programowania, o którym półżartem mówiło się, że to „internetowe rozwiązanie na drucik”. Levchin zawsze się oburzał. „Zabierz to ode mnie”, mówił37. „To jest okropne”. Banister cieszył się, że mógł scedować pisanie kodu na Levchina. „To Max mnie przekonał, że nie nadaję się na programistę”, przyznawał Banister. „Taki był dobry”.
Polegali potem na sobie podczas realizacji swojego pierwszego poważnego projektu, który nazywał się SponsorNet New Media. Była to próba stworzenia systemu publikowania ogłoszeń na stronach internetowych. Przedsięwzięcie zostało sfinansowanie z niewielkich oszczędności swoich twórców, a potem – gdy gotówka się skończyła – z ich kart kredytowych. SponsorNet zaczął generować przychody wystarczające, aby jego twórcy mogli zatrudnić pracowników i wynająć przestrzeń biurową na parterze dość reprezentatywnego budynku Huntington Tower. „Byliśmy studentami. Dla nas wynajęcie biura – wspominał Banister – było […] naprawdę czymś”38.
Banister wziął semestralny urlop dziekański, żeby skupić się na prowadzeniu firmy. Levchin i Nosek poświęcali na to czas wolny od zajęć, starając się wyważyć zobowiązania uczelniane z firmowymi. Przedsięwzięcie przetrwało nieco ponad rok. „W ciągu tego czasu wytraciliśmy całkiem spore zasoby Scotta, skromne zasoby Luke’a i moje w sumie nieistniejące – napisał Levchin o zakończeniu projektu SponsorNet – i nieuchronnie zbliżaliśmy się do ściany. Próby zebrania kapitału nie przyniosły żadnych rezultatów, a nasze przychody nie wystarczały nawet na zasilanie serwerów”39.
Pomimo niepowodzenia SponsorNet zapewnił im cenne doświadczenie. Po raz pierwszy mieli okazję zatrudniać zespół, tworzyć produkt i sprzedawać go. Przekonali się też, jak to jest zarabiać lub – jak w tym przypadku – tracić pieniądze. „Bez tego PayPal raczej by nie powstał”, powiedział Nosek40.
***
Levchin, który jako jedyny z tej trójki nie stracił wiary w formalną edukację, ciepło wspomina czasy SponsorNet i UIUC: „Byłem bardzo szczęśliwym nerdem. Chodziłem na wszystkie zajęcia, a one niezmiernie mi się podobały. […] Gdybym miał do wyboru szkołę, programowanie, dziewczyny i sen, to dwie ostatnie rzeczy wymieniłbym na te dwie pierwsze”41.
Swój dzień wypełniał zajęciami technicznymi, choć trwały wpływ na jego osobowość wywarł również jeden przedmiot nietechniczny. Podczas kursu filmoznawstwa Levchin poznawał najwyżej cenione produkcje XX wieku. Zafascynował go w szczególności obraz Siedmiu samurajów Akiry Kurosawy. „Uważałem, że to najlepszy film wszech czasów”, wspominał. „Nic nie mogło się z nim równać”.
Podczas letnich wakacji bez wahania poświęcał trzy godziny i dwadzieścia minut, żeby oglądać czarno-biały klasyk. „Jesteś tylko ty, telewizor i klimatyzator […]. Tamtego lata obejrzałem Siedmiu samurajów co najmniej dwadzieścia pięć razy. Uzależniłem się”, mówił. Gdy zbierałem materiały do tej książki, Levchin twierdził, że obejrzał film Kurosawy ponad sto razy. Wskazywał go jako jedyne źródło swojego „szkolenia menedżerskiego”.
Sporo się działo również na froncie towarzyskim, Levchin bowiem w końcu zdołał „zdobyć dziewczynę”, choć zamiłowanie do programowania często stawało w sprzeczności z romantyzmem. „Pamiętam, że kiedyś odwiedziłem ją w domu, ale ledwo przekroczyłem próg, poszedłem do łazienki, żeby napisać kawałek kodu”. Dziewczyna po chwili zapukała w drzwi.
– Co ty tu w ogóle robisz? – zapytała.
– Jak to co? Umówiliśmy się na randkę – odparł Levchin, zaskoczony jej pytaniem.
– Ale to nie jest randka. Ty piszesz kod w mojej łazience! – odpowiedziała.
Programowanie – któremu Levchin oddawał się przy każdej nadarzającej się okazji – stanowiło dla niego źródło zachwytu i cennych spostrzeżeń. A dla reszty świata stawało się właśnie drogą prowadzącą do bogactwa i wpływów.
Nowe szlaki przecierał także między innymi absolwent UIUC Marc Andreessen. Już na studiach licencjackich zdobywał pierwsze szlify w uniwersyteckim NCSA (National Center for Supercomputing Applications), gdzie uczestniczył w pracach nad przeglądarką Mosaic. Potem wyruszył szukać szczęścia na Zachodzie i tam założył firmę Netscape, która dość szybko zadebiutowała na giełdzie Nasdaq, a Andreessen znalazł się na okładce magazynu „Time”.
„Naszych młodych absolwentów widać teraz przede wszystkim w obszarze internetu”, donosił w połowie lat 90. biuletyn uczelnianego wydziału informatyki. „Rozpoczęliśmy śledzenie losów deweloperów, którzy pracowali przy projekcie Mosaic, a potem odeszli z NCSA. Dla każdego z nich można by założyć teczkę z artykułami prasowymi. Wkrótce pracy było tyle, że wystarczyłoby na cały etat, więc daliśmy sobie spokój”. Te wycinki prasowe potwierdzają rosnącą potęgę internetu. W 1994 roku magazyn „Fortune” uznał Mosaic za produkt roku, „w jednym rzędzie ze stanikiem Wonderbra i Mighty Morphin Power Rangers”42.
Wydział informatyki UIUC nagle zyskał wielki rozgłos. „Przyjechałem na UI z powodu Marca Andreessena”, przyznawał Jawed Karim, późniejszy pracownik PayPala i współzałożyciel YouTube’a43. W szkole średniej z wielkim upodobaniem korzystał z przeglądarki Mosaic, a gdy się dowiedział, gdzie powstała, zainteresował się studiami na UIUC. Dostał się i jeszcze przed rozpoczęciem zajęć na pierwszym roku podjął pracę w NCSA.
Sukces Adreessena stał się inspiracją dla całego pokolenia inżynierów z Illinois. Stanowił dowód na to, że internet to nie tylko ekscentryczne hobby, lecz także wielka siła gospodarcza. „To, co tak naprawdę mnie ukształtowało, podobnie zresztą jak wielu innych ludzi w Illinois, to atmosfera nieograniczonych możliwości, które stwarzały nam Mosaic, a potem Netscape”, mówił później Levchin w wywiadzie w magazynie dla absolwentów UIUC. „Chodziło o to, że ludzie tacy jak my tworzyli świetne narzędzia, które branża lekceważyła”44.
***
Scott Banister uznał, że nie może odpuścić sobie internetowej „gorączki złota”. Zrezygnował ze studiów, żeby realizować swoje ambicje. Luke Nosek nie był na razie skłonny pożegnać się z uczelnią, ale dokładał wszelkich starań, aby jak najszybciej uzyskać dyplom i czym prędzej wyruszyć na Zachód.
Odkąd jego dwaj najbliżsi przyjaciele obrali kurs na Kalifornię, Levchin również zaczął myśleć o tym, aby porzucić naukę i w pełnym wymiarze godzin oddać się działalności przedsiębiorczej. Nie wiedział tylko, jak by to przyjęła jego rodzina, w której przywiązywano bardzo dużą wagę do formalnego wykształcenia. Rozmowa była krótka: „Twoja babcia ma już swoje lata – powiedział mu ojciec. – Chcesz przyspieszyć jej odejście?”45. Dla Levchinów licencjat stanowił zaledwie pierwszy krok na drodze do długiej akademickiej kariery. „W rodzinie Levchinów wyższe wykształcenie to […] doktorat”, powiedział Levchin „San Francisco Chronicle” wiele lat po tamtej pamiętnej rozmowie z rodzicami46. Wtedy zrezygnowany wrócił na UIUC, aby dokończyć studia.
Jego marzenia o Zachodnim Wybrzeżu musiały na razie poczekać. Mimo to Levchin nie narzekał na brak zajęć. Ledwo zakończył się projekt SponsorNet, a ten już uruchamiał kolejne przedsięwzięcie. NetMomentum Software zajmował się opracowywaniem ogłoszeń na strony internetowe gazet. Choć projekt nie trwał długo, Levchin poznał przy jego okazji gorzki smak rozstania z partnerem. Z drugim inicjatorem przedsięwzięcia poróżniła go kwestia istoty produktu i drogi jego rozwoju.
Ponieważ brakowało mu pieniędzy, otworzył firmę konsultingową, która w założeniu miała dodać powagi w większości jednorazowym zleceniom programistycznym. Levchin wykorzystał to, co mu zostało po NetMomentum, a konkretnie logo NM, i wraz z kolegą z UIUC, Erickiem Hussem, powołał do życia NetMeridian Software.
Ten projekt przyniósł mu jeden z pierwszych sukcesów komercyjnych. NetMeridian stworzyła prymitywny program do zarządzania pocztą elektroniczną o nazwie ListBot, który potem stał się inspiracją dla programów Mailchimp i SendGrid. Produkt został wprowadzony na rynek i cieszył się na tyle dużym uznaniem, że serwer Levchina i Hussa ledwo radził sobie z jego obsługą. Aby nadążyć za popytem, młodzi przedsiębiorcy zainwestowali kilka tysięcy dolarów w serwer marki Solaris, który ważył 90 kilogramów i został przywieziony ciężarówką.
Firma NetMeridian z powodzeniem realizowała również projekt Position Agent. Twórcy stron internetowych zabiegali o najlepsze miejsca w wynikach wyszukiwania w Lycos, AltaVista czy Yahoo już pod koniec lat 90., jeszcze przed powstaniem Google’a. Position Agent pomagał administratorom sieci monitorować rankingi. Program wykorzystywał rozwiązanie stworzone przez Levchina, czyli licznik aktualizujący się bez konieczności przeładowywania strony.
Sukces NetMeridian okazał się jednak jednocześnie błogosławieństwem i klątwą. Liczba użytkowników rosła, trzeba więc było cały czas rozbudowywać infrastrukturę – a tymczasem Levchin nie miał pieniędzy na jeszcze większe serwery. Postanowił ponownie zastosować rozwiązanie, z którego korzystał „w chudych latach” SponsorNet, to znaczy finansował rozwój firmy z kolejnych kart kredytowych. Skutkowało to naliczaniem wysokich odsetek i na długie lata obciążyło jego ratingi kredytowe.
***
W teorii Levchin był założycielem firmy NetMeridian, obiecującego start-upu działającego w modelu SaaS (oprogramowanie jako usługa). W praktyce był zadłużonym i ledwo wypłacalnym dwudziestolatkiem. Całe szczęście, na rynku nie brakowało zajęcia dla programistów gotowych pracować po 24 godziny na dobę. Levchin przyjął więc intratne zlecenie od Johna Bedforda, szefa firmy Market Access International (MAI).
Levchin uważa, że Bedford „wyciągnął go z biedy”47, powierzywszy mu do wykonania kolejne prace programistyczne, za które płacił po kilka tysięcy dolarów tygodniowo. MAI oferowała klientom przede wszystkim bazę danych produktów konsumenckich i dóbr pakowanych, dostępną na płytach CD w ramach abonamentu. Informacje tam zgromadzone pozwalały zyskać lepsze rozeznanie na rynku. Levchin cieszył się, że może coś zarobić, ale oprogramowanie tworzone na bazie produktów Microsoftu uważał za „nieznośnie kiepskie”.
W tym samym czasie pracował również dla US Army Corps of Engineers (korpus miał jednostkę badawczą w pobliżu kampusu uniwersyteckiego). „Miałem wojskową przepustkę i dostęp do prawdziwego sprzętu wojskowego”, wspominał Levchin. „Jeździłem tam rowerem, który zapinałem przed wejściem”. Zarabiał 14 dolarów za godzinę, ale zyskał bardzo cenną perspektywę. Jako młody programista miał okazję poznać rzeczywistość baz wojskowych i nawiązać znajomości wśród pilotów helikopterów.
Zajmował się oprogramowaniem obsługującym komponenty audio działające w ramach wojskowego systemu kontroli lotów. „Na miejscu zastałem między innymi duże ilości kodu napisanego w Pascalu”, opowiadał. Pierwotnego twórcy tego kodu już nie poznał, a jego zadaniem miało być zapewnienie programom sprawnego działania. „Musiałem się nauczyć, jak są zbudowane te systemy”, wspominał.
Z oprogramowania korzystali zaprawieni w bojach dowódcy bazy, którzy najchętniej nadal polegaliby na kartce i ołówku, a do wszelkiej automatyzacji odnosili się raczej niechętnie. Chcąc im ułatwić przejście na nowy system, Levchin dbał o to, aby doświadczenie użytkownika w możliwie dużym stopniu przypominało pracę z kartką i ołówkiem. „Poświęciłem kiedyś tydzień na opracowanie formularza, który miałby takie same wymiary jak jego wersja papierowa”, opowiadał.
Nowy formularz przewijał się na ekranie podczas wypełniania, jednak Levchin martwił się, że drżąca animacja jest zbyt „psychodeliczna” i „wariacka”. Przełożeni uznali natomiast, że jest „doskonała”. „Nasi ludzie będą z tego korzystać, bo to jest coś, co znają”, usłyszał od nich Levchin.
***
W ramach pracy dla wojska Levchin mierzył się również z innym wyzwaniem, a mianowicie z krytyką estetyki swojej pracy. „Zdarzało mi się usłyszeć, że [mój program] jest w pełni funkcjonalny, ale nieatrakcyjny estetycznie…”, wspominał. I wtedy przypomniało mu się coś, nad czym kiedyś pracował, a mianowicie symulator wybuchów. Wykorzystał go jako wygaszacz ekranu, aby dzięki temu jego nudny program do monitorowania toru lotów stał się ciekawszy.
Jego życie też stało się ciekawsze. Jeździł po bazach wojskowych (odwiedził między innymi Fort Drum w Nowym Jorku i Camp Grayling w Michigan) i przywoził stamtąd barwne opowieści. Pracując jako najemnik, miał też okazję poznać mroczniejszą stronę wojskowego życia. Zetknął się chociażby z parą wojskowych, którą tworzyli gej i lesbijka. Oficjalnie byli małżeństwem, ale życie wiedli z innymi partnerami. „O tym się mówi »wojskowe małżeństwo«”, wyjaśnił mu kolega z bazy. Zanim w wojsku upowszechniła się zasada Don’t Ask, Don’t Tell, armia oficjalnie wykluczała możliwość pełnienia służby przez osoby homoseksualne i biseksualne, a „małżeństwa wojskowe” stanowiły dość powszechną metodę radzenia sobie ze związanymi z tym problemami. „To był dla mnie szybki kurs dorosłości”, powiedział Levchin.
Mroczna rzeczywistość tamtych czasów mocno dała mu o sobie znać. W czasie gdy wykonywał zlecenia dla wojska, w korpusie inżynieryjnym narastała niechęć wobec pracowników z zagranicy, rósł też nacisk na bezpieczeństwo informacji. Jednostka badawcza zlokalizowana w Urbana-Champaign mogła przez to stracić znaczną część bardzo utalentowanych pracowników, a jej skomplikowany system komputerowy przeszedłby wówczas pod opiekę ludzi bez doświadczenia.
Levchin też znalazł się na liście kandydatów do zwolnienia. Uratował go przełożony. Ustalono, że Levchin będzie dalej pracować nad oprogramowaniem dla helikopterów, ale wynagrodzenie będzie mu wypłacane poza systemem księgowym, w postaci części komputerowych. Było to rozwiązanie tymczasowe, a korpus ostatecznie nie zrezygnował z zatrudniania obcokrajowców, choć wprowadził dość kłopotliwy wymóg: zleceniobiorcy niebędący obywatelami USA musieli nosić żółte identyfikatory. „Ludzi z takimi plakietkami bacznie obserwowano. Nie wolno było im odchodzić od biurka, chyba że pod eskortą”, wspominał Levchin.
Żydowskiemu uchodźcy taka plakietka źle się kojarzyła. „Ja nie musiałem niczego nosić, ale moi krewni swego czasu tak”, powiedział. Levchin w końcu zrezygnował z pracy w wojsku, ale plakietkę zachował jako pamiątkę po najdziwniejszej ze swoich studenckich przygód.
***
Pod koniec studiów Levchin łączył prowadzenie NetMeridian z nauką do egzaminów i kreśleniem planów na przyszłość. Jego przyjaciele przygotowywali się do życia poza Urbana-Champaign, on tymczasem czuł się z tym miejscem związany. Firma NetMeridian radziła sobie bardzo dobrze, ponieważ jednak w tamtych czasach chmury obliczeniowe nie istniały, jej funkcjonowanie opierało się na wielkich i z natury nieruchomych serwerach. Dopóki serwery znajdowały się w Illinois, Levchin nie mógł się nigdzie ruszyć.
Z pomocą przyszedł mu wtedy Scott Banister, który zdążył już stworzyć i sprzedać firmę w Dolinie Krzemowej. Miał odpowiednie kontakty, aby zaaranżować sprzedaż produktów ListBot i Position Agent. Transakcja została przeprowadzona w sierpniu 1998 roku. Levchinowi wskazano „drzwi”, przez które mógł „uciec do Kalifornii”. Był to pierwszy etap jego podróży jako przedsiębiorcy, która miała na zawsze odmienić oblicze cyfrowego świata.
Początki były skromne. Levchin nie chciał płacić firmie przeprowadzkowej, więc udał się do wypożyczalni ciężarówek Penske Truck Rental i poprosił o drugi pod względem wielkości pojazd. Wraz ze współlokatorem Erikiem Hussem opróżnił biuro ze wszystkich sprzętów, wynosząc z niego między innymi lekko już zużyte biurka i krzesła z Ikei. Zapakowali po brzegi zarówno ciężarówkę, jak i toyotę tercel Hussa, po czym wyruszyli na Zachód. „Nie zatrzymywaliśmy się na zwiedzanie. Chcieliśmy jak najszybciej dotrzeć do Palo Alto”, wspominał Levchin.
18Peace and Plenty in Pripyat, „Soviet Life”, luty 1986, Washington 1986, s. 8–13.
19Working Hard & Staying Humble, rozmowa Sarah Lacy z Maxem Levchinem, 9 grudnia 2018, [w:] https://www.startups.com/library/expert-advice/max-levchin.
20 Rozmowa autora z Maxem Levchinem, 29 czerwca 2018.
21Working Hard & Staying Humble…
22 F. Lukatskaya, Autocorrelative Analysis of the Brightness of Irregular and Semi-Regular Variable Stars, Symposium—International Astronomical Union, 1975, s. 67, 179–182.
23 D. Rowan, Paypal Cofounder on the Birth of Fertility App Glow, „Wired”, 20 maja 2014, [w:] https://www.wired.co.uk/article/paypal-procreator.
24Working Hard & Staying Humble…
25 Rozmowa autora z Maxem Levchinem, 29 czerwca 2018.
26 S. Lacy, Once You’re Lucky, Twice You’re Good, New York 2008, s. 21.
27 Rozmowa autora z Jimem Kellasem, 7 grudnia 2020.
28 S. Lacy, ‘I Almost Lost My Leg to a Crazy Guy with a Geiger Counter’: Max Levchin and Other Valley Icons Share Their Stories of Luck, 17 sierpnia 2017, [w:] https://pando.com/2017/08/17/i-almost-lost-my-leg-crazy-guy-geiger-counter-max-levchin-and-other-valley-icons-share-their-stories-luck/, dostęp 17 sierpnia 2017.
29 Rozmowa autora z Maxem Levchinem.
30 University of Illinois Computer Science Alumni Association, „Alumni News” 1996, vol. 1, no. 6, s. 26, [w:] https://ws.engr.illinois.edu/sitemanager/getfile.asp?id=550.
31 K. Schmidt, A. Bobrow, Maximum Impact, STORIED series, 30 maja 2018, [w:] https://storied.illinois.edu/maximum-impact/.
32 Rozmowy autora ze Scottem Banisterem (25 lipca 2018), Maxem Levchinem (29 czerwca 2018) i Lukiem Noskiem (28 października 2018).
33 Rozmowa autora z Lukiem Noskiem, 28 października 2018.
34Scott Banister and Jonathan Stark: ACMers reunited at idealab!, „Department of Computer Science Alumni News” 2001, vol. 2, no. 4, [w:] https://ws.engr.illinois.edu/sitemanager/getfile.asp?id=542.
35 Rozmowa autora z Kenem Howerym, 26 czerwca 2018.
36 Rozmowa autora z Maxem Levchinem, 29 czerwca 2018.
37Ibidem.
38 Rozmowa autora ze Scottem Banisterem, 25 lipca 2018.
39 M. Levchin, Seven Sixty Four, Max Levchin Personal Blog, 15 lipca 2016.
40 Rozmowa autora z Lukiem Noskiem, 28 października 2018.
41 Rozmowa autora z Maxem Levchinem, 29 czerwca 2018.
42CS Alums as Media Darlings, University of Illinois Computer Science Alumni Association, „Alumni News” 1995, vol. 1, no. 5, s. 17, [w:] https://ws.engr.illinois.edu/sitemanager/getfile.asp?id=551.
43 Rozmowa autora z Jawedem Karimem, 14 grudnia 2020.
44 K. Schmidt, A. Bobrow, op. cit.
45 Rozmowa autora z Maxem Levchinem, 29 czerwca 2018.
46 D. Fost, Max Levchin Likes the Edge, „San Francisco Chronicle”, 26 lutego 2006, [w:] https://www.sfgate.com/business/article/Max-Levchin-likes-the-edge-Starting-another-2540752.php.
47 Rozmowa autora z Maxem Levchinem, 29 czerwca 2018.
Peter Andreas Thiel sam przyznaje, że przez całe dzieciństwo grzecznie odhaczał kolejne punkty merytokratycznego programu. Najpierw uzyskiwał dobre oceny w szkole, a potem dostał się na Stanford University i ukończył tam studia prawnicze. „Od gimnazjum aż po studia podążałem ściśle wytyczoną ścieżką”, powiedział studentom podczas jednego z absolutoriów. „Gdy potem wybierałem się na prawo, spodziewałem się rywalizacji z innymi kandydatami w ramach tych samych testów, które rozwiązywałem od dziecka. Wszystkim dookoła mogłem jednak mówić, że robię to po to, aby mieć w przyszłości dobry zawód”.
Po studiach także nieźle sobie radził, uzyskał prestiżową posadę urzędniczą w sądzie apelacyjnym. Dopiero później poniósł odczuwalną w skutkach porażkę: złożył podanie o pracę w Sądzie Najwyższym, ale nie dostał upragnionego stanowiska. To doświadczenie nim wstrząsnęło. „To było jak koniec świata”, wspominał później48. Thiel przeżył wówczas „kryzys ćwierćwiecza” i zaczął „szukać siebie”49. Porzucił karierę prawniczą, zatrudnił się w Credit Suisse jako trader na rynku instrumentów pochodnych, a potem – w 1996 roku – wrócił na Zachód.
W Kalifornii zaczął wszystko od początku. Za pieniądze pozyskane od rodziny i przyjaciół założył fundusz hedgingowy o nazwie Thiel Capital, którego działalność skupiała się na dostarczaniu strategii inwestycyjnych na podstawie danych makroekonomicznych, a także na inwestycjach walutowych. Dwa lata później rozpoczął poszukiwania pierwszego pracownika swojego funduszu. Najpierw rozglądał się w środowisku, które dobrze znał. Na drugim roku na Stanfordzie wspólnie z kolegą Normanem Bookiem Thiel prowadził niezależną gazetę studencką „Stanford Review”.
W pierwszym wydaniu redaktorzy przedstawili swoje bezkompromisowo kontrariańskie stanowisko: „Przede wszystkim chcielibyśmy przedstawić zdanie odrębne na temat wielu spraw bieżących dotyczących społeczności Stanforda”50. Thiel odpowiadał za gromadzenie funduszy, prace redakcyjne i współpracę z autorami. Pisał również wstępniaki do poszczególnych wydań, opatrując je tytułami takimi jak Umysł otwarty czy pusty?, Zinstytucjonalizowany liberalizm, Kultura Zachodnia i jej porażki, Dlaczego warto być szczerym?51.
Czytelnicy „Review” podkreślali, że wnosi ona powiew świeżości to dusznego stanfordzkiego świata politycznej poprawności. Krytycy publikacji zarzucali jej prowokacyjne pustosłowie i obłudną przewrotność. Gazeta zasłynęła na terenie kampusu polityczną heterodoksją, którą zresztą jej pierwszy redaktor naczelny wyróżniał się także w Dolinie Krzemowej.
Twórcy „Review” skończyli studia, a gazeta ukazywała się dalej i stanowiła dla Thiela łącznik ze światem akademickim. Nawet po uzyskaniu dyplomu zdarzało mu się od czasu do czasu uczestniczyć w spotkaniach redakcji i to właśnie podczas jednego z nich nawiązał znajomość ze studentem z Teksasu, niejakim Kenem Howerym. Rozmawiali wtedy przez chwilę, a potem pozostali w kontakcie.
Wkrótce Thiel nagrał się Howery’emu na pocztę głosową. Zaproponował mu pracę w Thiel Capital. Mieli się spotkać przy steku w Palo Alto, aby omówić szczegóły. Howery wyszedł z tej kolacji zachwycony – nie tylko wiedzą Thiela, lecz także jego perspektywami. Po powrocie do akademika powiedział do swojej dziewczyny: „Peter to chyba najmądrzejszy facet, jakiego spotkałem przez cztery lata studiów na Stanfordzie. Nie wykluczałbym, że będę dla niego pracować do końca życia”52.
Jego dziewczyna, podobnie jak przyjaciele i rodzina, uznali tę deklarację za absurdalną. Howery otrzymał wcześniej atrakcyjne propozycje współpracy od firm finansowych ze Wschodniego Wybrzeża, a teraz zamierzał je odrzucić, żeby… żeby co? Fundusz Thiela działał dotychczas jako inicjatywa jednoosobowa. Nie miał nawet biura.
Howery nie mógł się jednak oprzeć pokusie. Intrygowała go nie tyle firma, ile jej założyciel. Od dawna interesował się start-upami i nowymi technologiami, a Thiel zdawał się dobrze w tych światach odnajdywać. Howery uważał, że dla kogoś takiego warto zaryzykować. I tak oto po skończeniu studiów podjął pracę w Thiel Capital.
***