Zanim o Tobie zapomniałam - Aleksandra Beluga - ebook
NOWOŚĆ

Zanim o Tobie zapomniałam ebook

Aleksandra Beluga

4,1

70 osób interesuje się tą książką

Opis

Jedno niespodziewane spotkanie potrafi zmienić wszystko

Allyson miała zaledwie dwadzieścia trzy lata, a życie już zdążyło odebrać jej wszystko – matkę, marzenia i poczucie bezpieczeństwa. Pewnego dnia u progu jej domu pojawia się brat z rannym nieznajomym. Allyson nie wie jeszcze, że to pozornie przypadkowe spotkanie wciągnie ją w świat pełen mafijnych porachunków, zdrad i niebezpiecznych decyzji.

Raffaele, tajemniczy przybysz, okazuje się członkiem rodziny mafijnej, a jego obecność stawia Allyson na celowniku śmiertelnych wrogów. Kobieta staje się pionkiem w grze, w której lojalność i zdrada są kwestią życia i śmierci.

Jak daleko będzie musiała się posunąć, by chronić siebie i tych, na których jej zależy?

Nie zdążyłam zarejestrować tego, co znajduje się po drugiej stronie, a drzwi swoim impetem niemal strzeliły mnie w twarz.
– Co do…?! – krzyknęłam, jednocześnie odskakując w tył, żeby uchronić się przed zderzeniem.
– Nie ma czasu – oznajmił znajomy głos. – Pomóż mi.
– Co ty tu robisz?! – zapytałam zaskoczona, widząc w progu mojego brata. – I kto to jest?! – dodałam, patrząc na ledwie przytomnego mężczyznę u jego boku.
Nieznajomy był ubrany na czarno, przez co idealnie wtapiał się w mrok nocy. Gdybym w porę nie otrząsnęła się z szoku wywołanego pojawieniem się brata, mogłabym go przeoczyć.
– Gdzie mogę go zostawić?
Czy ja przypadkiem się nie przesłyszałam?
– Słucham?! Masz ogromny tupet, Jackson, przychodząc tu po takim czasie i jeszcze sprowadzając do mojego domu jakiegoś nawalonego faceta!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 439

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (17 ocen)
8
4
4
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
esanderka

Nie oderwiesz się od lektury

Polecanko, książka bardzo ciekawa i szybko się czyta
00
chwila_z_ksiazka

Dobrze spędzony czas

Allyson to dwudziestotrzyletnia dziewczyna, którą życie zdołało już doświadczyć. Jej mama zmarła, brat zostawił, a ojciec po śmierci żony wegetował. Na dziewczynę spadł obowiązek utrzymania domu i płacenia rachunków. Ally musiała przez to zrezygnować ze studiów oraz innych marzeń. Pewnego dnia jej ojciec informuje, że musi wyjechać. W tym samym czasie zjawia się jej brat przyprowadzając rannego nieznajomego. Dziewczyna nie wie, co ma robić, ale w końcu ulega i pomaga nieznajomemu. Okazuje się nim być Rafaele, członek rodziny mafijnej. Jego pojawienie się rozpoczyna ciąg nieprzyjemnych wydarzeń, a Ally zostaje wciągnięta w sam środek mafijnych porachunków. Tylko, czy faktycznie to Rafaele jest za to odpowiedzialny? I, czy dziewczynie uda się wyjść z tego bez szwanku? Należy podkreślić, że powieść jest debiutem autorki. I to bardzo udanym. Historia napisana lekko i przyjemnie. Wciąga od pierwszej strony, trzymając w napięciu. Tu ciągle coś się dzieje, przez co nie da się nudzić i od...
00
mater0pocztaonetpl

Nie oderwiesz się od lektury

Emocje emocje
00
Ewakr1

Nie oderwiesz się od lektury

świetna, podobała mi się, czy będzie druga część?
00

Popularność




Aleksandra Beluga

Zanim o Tobie zapomniałam

Prolog

*

Stałam i ze ściśniętym gardłem wpatrywałam się w trumnę znajdującą się tuż obok. Byłam cała przemoczona z powodu ulewnego deszczu, który mimo dnia takiego jak ten postanowił nikogo nie oszczędzać. Wsłuchiwałam się w cichy rytm wystukiwany przez krople spadające z nieba wprost na lakierowaną powierzchnię, jakby i one postanowiły stworzyć swoją własną pieśń pożegnalną.

Rozejrzałam się dookoła, omiatając wzrokiem zapłakane twarze, na których łzy mieszały się z kroplami deszczu. Ta pogoda była dla mnie wybawieniem. Gwarantowała schronienie przed oceniającymi spojrzeniami rodziny i znajomych, gdyż mimo że tego dnia chowałam swoją matkę, moje oczy pozostawały suche.

Nie uroniłam ani jednej łzy.

Zdawać by się mogło, że wylałam je wszystkie jeszcze za jej życia, które wiązało się z ogromnym bólem i cierpieniem.

Nie było dla niej nadziei.

Z każdym dniem choroba zbierała coraz większe żniwo, choć początkowo wierzyliśmy z całych sił, że jej się uda.

Chcieliśmy w to wierzyć.

Była to długa walka, której niestety nie udało jej się wygrać. Umierała po trochu każdego dnia, kawałek po kawałku. Podejrzewam, że to był jeden z powodów, przez które nie zdobyłam się na płacz. Żałobę przeżywałam jeszcze za jej życia.

Wierzę, że teraz jest jej lepiej. Może odpocząć bez żadnych zmartwień, bez widma śmierci czającego się tuż za jej plecami. Wreszcie znalazła ulgę i uwolniła się od choroby oraz wszechogarniającego bólu.

My też się od niej uwolniliśmy, nieważne jak podle by to zabrzmiało.

Oglądanie czyjegoś cierpienia nigdy nie jest łatwe, tym bardziej jeśli cierpi bliska ci osoba. Ci, którzy twierdzą inaczej, są zwykłymi kłamcami chcącymi wybielić się w oczach ogółu.

Ja nie miałam zamiaru kłamać. Byłam tym zbyt zmęczona.

Możliwe, że nikt z obecnych tu ludzi nie powiedziałby mi niczego prosto w twarz, ale znałam ich dostatecznie długo, by wiedzieć, że takie rzeczy nie przechodziły niezauważone. Byłabym na językach wszystkich zebranych, którzy opowiadaliby o tym, że jedyna córka nie przejęła się śmiercią matki.

Nie znali jednak całej prawdy. Nie wiedzieli, jak to jest mieszkać z osobą chorą na raka, która nie ma najmniejszych szans na przeżycie, ani jak wygląda chwytanie się ostatnich okruchów wiary, które ci pozostały.

***

– Mógłbyś wreszcie skończyć udawać?! – wrzasnęłam do ojca, ledwo trzymając emocje na wodzy. Byłam na skraju całkowitego załamania.

– Niczego nie udaję, przestań dramatyzować – odpowiedział, unikając mojego wzroku. – Wszystko w końcu się ułoży – zapewnił, ale widziałam, że starał się przekonać jedynie sam siebie.

– Mama umiera, jakbyś nie zauważył! – odparłam znacznie ostrzej, niż zamierzałam. – To, że temu zaprzeczysz, niczego nie zmieni!

– Nie umiera. Jesteśmy na dobrej drodze. Leczenie przynosi pozytywne skutki.

– Gówno prawda! – Poczułam silne pieczenie w oczach, po czym pierwsze łzy spłynęły mi po policzkach. – Leczenie przestało przynosić pozytywne skutki miesiące temu, więc przestań się oszukiwać i spójrz prawdzie w oczy. Tracimy ją!

– Allyson! – zawołała mama, wychodząc zza rogu i wychudzoną dłonią podtrzymując się ściany. Ledwo trzymała się na nogach. – Przestań… – dodała znacznie ciszej.

Gdy tylko ją zobaczyłam, wiedziałam, że wszystko, o czym mówiłam, było prawdą. Traciliśmy ją, i nie było nic, co mogłoby to zmienić.

Pociągnęłam nosem, który powoli zaczynał się zatykać, i z wyrzutem spojrzałam na każde z nich po kolei. Chciałam być silna, chciałam móc ich pocieszyć, ale to było niewykonalne.

Łzy powoli zamazywały mi ich twarze.

– Co? Może to nieprawda?! – krzyknęłam zrozpaczona. – Oboje siebie oszukujecie… Nie mogę na was patrzeć – dodałam i wyszłam z domu, trzaskając drzwiami.

Opuszczając go, odmówiłam w myślach cichą modlitwę, żeby mama wciąż w nim była, gdy wrócę.

***

Zdawałam sobie sprawę z tego, że pod wpływem emocji wypowiadałam zbyt wiele słów. Każde z nas było na skraju wytrzymałości i radziło sobie z tym, jak potrafiło.

Ja nie potrafiłam długo ukrywać emocji.

Starałam się dawać im ujście jeszcze w momencie ich narastania, by nie zmienić się w tykającą bombę. Moje wybuchy nikomu nie służyły, ale ta świadomość nie pozwalała mi ich uniknąć.

Mój ojciec tkwił po przeciwnej stronie barykady i zamiast podjąć próbę zmierzenia się z problemem, stawiał na zaprzeczenie i wyparcie. Nie pochwalałam tej metody, gdyż w mojej ocenie była ona jedynie oszukiwaniem się, ale jeśli miało mu to zapewnić względny spokój ducha, musiałam to uszanować.

W pierwszych miesiącach przychodziło mi to z ogromnym trudem, ale im choroba postępowała dalej, tym łatwiej było mi przejść koło jego nastawienia obojętnie.

Zdarza mi się wracać myślami do tych chwil, gdy mama była wśród nas. Dochodzę wówczas do wniosku, że wraz z ojcem zbyt mocno skupiliśmy się na sobie i swoim własnym sposobie przeżywania tej tragedii, przez co nieświadomie wykluczyliśmy z tego mamę.

Zamiast dać jej jak najwięcej wsparcia i wytchnienia w ostatnich dniach życia, stawialiśmy na niezrozumiałe kłótnie o jej zdrowie.

Nie mogłam jednak cofnąć czasu.

Pozostało mi wierzyć, że nie ma nam tego za złe i wybaczy nam nasze zachowanie.

W nagłym przypływie melancholii złapałam ojca za rękę, żeby dodać otuchy nie tylko jemu, ale także samej sobie.

Nie spodziewałam się, że odtrąci moją dłoń.

Ściągnęłam twarz w zdezorientowanym grymasie, gdyż takie zachowanie z jego strony zdarzyło się po raz pierwszy. Nigdy nie łączyły nas zażyłe relacje, ale od chłodu, którym wykazał się przed chwilą, dzieliła je ogromna przepaść. Chciałam go zapytać, z czego wynikał ten gest, uzyskać jakieś wyjaśnienie, ale nie był to odpowiedni czas ani też miejsce, wobec czego się powstrzymałam.

W ułamku sekundy wybaczyłam mu ten afront, bo wiedziałam, że on nie radził sobie tak dobrze jak ja. Jego świat legł w gruzach w zaledwie kilka dni, choć tak naprawdę walił się od dłuższego czasu, ale ojciec zdawał się jakby tego nie zauważać. Możliwe, że dopiero teraz w pełni dochodziła do niego powaga sytuacji, i to go przerastało.

Nie chcąc mu się narzucać, spojrzałam w drugą stronę i natrafiłam na pustą przestrzeń. To tam powinien stać teraz mój brat, ale nie pojawił się na pogrzebie. Odciął się na dobre i nie zapowiadało się, żeby miał wrócić. Podobnie jak w przypadku ojca, nie byliśmy ze sobą blisko, ale mimo to poczułam głęboki żal, że nie zdecydował się na ostatnie pożegnanie.

Nim zdążyłam przetrawić jego nieobecność, mistrz ceremonii zakończył swoją mowę, wyrywając mnie tym samym z głębokiego zamyślenia.

Nadszedł czas, by umieścić trumnę w ziemi.

Nigdy wcześniej nie przykładałam większej wagi do rodzajów drewna, ale wiedziałam, że ten gatunek od teraz rozpoznam już wszędzie. Będzie mnie prześladował aż po kres moich dni, a może i dłużej.

Bezwiednie wpatrywałam się w grupę mężczyzn, która powoli zaczęła opuszczać drewnianą skrzynię coraz głębiej i głębiej.

Stałam nieruchomo aż do momentu, w którym nie usłyszałam stukotu oznajmiającego zebranym, że trumna znalazła się na wyznaczonym jej miejscu.

Ciemnym, głuchym i zimnym.

Takim, do którego nie dojdzie nawet jeden zbłąkany promień słońca.

Wtedy wzięłam pierwszy głębszy oddech od dłuższego czasu, gdyż pewien etap mojego życia został zamknięty.

Żegnaj, mamo.

Rozdział 1

*

Od pogrzebu mojej mamy minęło kilkanaście długich miesięcy, podczas których powoli przyzwyczajałam się do świata bez niej. Chciałabym móc powiedzieć, że było to dla mnie bezbolesne, że poradziłam sobie z jej utratą i zamknęłam ten rozdział już w dniu pogrzebu.

Nie mogłam bardziej się mylić.

Każdy mój powrót do domu wiązał się z kłamstwem. Oszukiwaniem samej siebie. Byłam bliska osiągnięcia perfekcji w wymyślaniu różnych wymówek na jej nieobecność, ale z czasem ta metoda zaczęła zawodzić. Mój mózg nie chciał już przyjmować tych oszustw, bo doskonale wiedział, że coś się zmieniło.

Nie czułam już jej zapachu, nie wyczuwałam obecności, nie słyszałam głosu.

Wreszcie zdałam sobie sprawę, że ona nie wróci.

Choć nie było to proste, z czasem udało mi się powrócić do normalności.

Niestety nie mogłam powiedzieć tego samego o moim ojcu, który nadal nie był w stanie w pełni funkcjonować. Snuł się z kąta w kąt, unikał rozmów i reagował drażliwie na każdą wzmiankę o swojej żonie. Wciąż nie pogodził się z jej odejściem.

Ja pogodziłam się ze śmiercią mamy jeszcze za jej życia. Częściowo. Pamiętam długie rozmowy, w których mama zapewniała mnie, że poradzimy sobie bez niej. Nie mogłam jej wówczas słuchać, znieść myśli o jej utracie.

Dopiero później zdałam sobie sprawę z tego, że każde nasze spotkanie było swojego rodzaju pożegnaniem. Każdy dzień, każda kolejna rozmowa miała znaczenie, gdyż mogła mnie przygotować do jej odejścia. Z każdym wypowiedzianym przez nią zdaniem tęskniłam coraz mniej.

Właśnie dlatego w dniu pogrzebu mogłam pozostać względnie spokojna, ale nawet to nie było w stanie w pełni przygotować mnie na jej nieobecność.

Im więcej rozmyślałam o ojcu, tym częściej dochodziłam do wniosku, że jego podenerwowanie było spowodowane czymś więcej, a nie tylko tym, że mamy nie było już wśród nas. Wiedziałam, że obawiał się powrotu mężczyzn, którzy zjawili się pod naszymi drzwiami pewnego chłodnego jesiennego wieczoru.

Był to czas, do którego wolałam nie wracać.

Na samą myśl wzdrygnęłam się i poczułam nieswojo.

Każde z nas starało się pozyskać dodatkowe środki na leczenie mamy. Ojciec przeznaczał na to każdy zarobiony cent, przez co kompletnie zaniedbał naszą codzienność. Zdarzały się dni, kiedy odłączano nam prąd czy ciepłą wodę, dlatego też sama podjęłam dorywczą pracę, ale to wciąż było za mało.

Wkrótce potem rzuciłam studia, żeby móc pracować na pełen etat i zarobić pieniądze na podstawowe wydatki. Wyrzucenie na bruk w niczym by nam nie pomogło, tym bardziej że liczyliśmy na cud, w efekcie którego rak ustąpiłby. Jak czułaby się mama, wiedząc, że nie ma miejsca, gdzie mogłaby wrócić?

Przyznaję, że nie było łatwo. Wiele razy nachodziły mnie myśli, by się poddać. W takich chwilach wyobrażałam sobie przyszłość, w której nasza rodzina wciąż będzie w komplecie i to jakoś pomagało mi przetrwać.

Bywały dni lepsze i gorsze, ale nigdy nie wpadłabym na to, że ojciec wplącze się w jakieś szemrane interesy. Wprawdzie nie wiedziałam, w co się zaangażował, ale nie mogło to być nic w pełni legalnego, bo nikt nie zdobywa pieniędzy ot tak. Musiała to być niemała kwota, bo z dnia na dzień moją mamę przeniesiono do prywatnej placówki, w której zajmowało się nią grono specjalistów z całego regionu. Za tym wszystkim musiało kryć się drugie dno, ale wtedy nie wiedziałam jeszcze, jak bardzo miało to wpłynąć na moje życie.

O tym, że sprawy nie mają się kolorowo, dowiedziałam się znacznie później.

***

Za oknem było ciemno, a w domu nie było nikogo więcej poza mną, moim ojcem i kilkoma obcymi mężczyznami, których osobiście wpuściłam do środka. Chwilę po tym, jak weszli do salonu, postanowiłam wrócić do swojego pokoju i tam bezpiecznie doczekać końca ich wizyty.

Starałam się zająć swoje myśli czymkolwiek innym, tylko nie tym, co się dzieje na dole. Nie chciałam podsłuchiwać, choć już kilka razy złapałam się na tym, że moja ręka spoczywała na klamce gotowa otworzyć drzwi, ale w ostatniej chwili zdrowy rozsądek wygrywał.

Nie minęło wiele czasu, a usłyszałam kroki na schodach. Pomyślałam, że to ojciec zakończył rozmowy na dole i postanowił przyjść do mnie, żeby oznajmić, że ma kontrolę nad zaistniałą sytuacją.

Nie mogłam bardziej się mylić.

Gdy drzwi do mojego pokoju się otworzyły, stanął w nich zupełnie obcy mężczyzna. Miał ciemną karnację, krótko przycięte brązowe włosy i wydawał się o dobre dziesięć centymetrów wyższy ode mnie. Ubrany był w eleganckie beżowe spodnie w kratę oraz białą koszulę, której rękawy podwinął aż do łokci. Prezentował się nienagannie, niemal przystojnie, ale coś w wyrazie jego twarzy sprawiło, że nie dałam się zwieść jego wyglądowi. Wpatrywał się we mnie niczym myśliwy w swoją zdobycz.

Nie mogłam się wyzbyć nieprzyjemnego ucisku zbierającego się w żołądku.

– W czym mogę pomóc? – zapytałam, licząc na to, że jedynie się pomylił i wszedł do niewłaściwego pomieszczenia.

Może szukał łazienki. Dlaczego jednak nie poszedł do tej na dole?

– Ottavio to twój ojciec? – rzucił na powitanie.

– Tak. Czy coś się stało? – zapytałam, bo byłam naprawdę zdezorientowana.

Nie odpowiedział od razu. Zamknął za sobą drzwi i zaczął się przechadzać dookoła pokoju, jakby właśnie urządzał sobie polowanie. O co chodziło?

Przełknęłam głośno ślinę i byłam pewna, że mężczyzna to usłyszał. Kącik jego ust powędrował ku górze, co tylko potwierdziło moje przypuszczenia. Wyglądało na to, że wprawianie mnie w zdenerwowanie sprawia mu niewyjaśnioną satysfakcję.

Zacisnęłam dłonie w pięści i poczułam, jak zimny pot oblewa całe moje ciało.

– Nie chcę być niemiła, ale powinieneś wyjść – oznajmiłam najwyraźniej, jak tylko dałam radę.

– Ale ja nie chcę wychodzić, bardzo dobrze się bawię. Możliwe, że wkrótce i ty zaczniesz.

– Nie rozumiem… – zaczęłam niepewnie, marszcząc brwi. – To musi być jakaś pomyłka. Jeśli szukałeś łazienki, to znajduje się po przeciwnej stronie – rzuciłam pospiesznie i dłonią wskazałam mu drzwi.

– Zapewniam cię, że znalazłem właśnie to, czego szukałem.

Zmroziło mnie, bo nie byłam pewna, co to oznacza. Chciałam jedynie, by ten człowiek już opuścił mój pokój, ale skoro nie chciał wyjść, postanowiłam, że zrobię to ja.

Nie spuszczając wzroku z intruza, ruszyłam do wyjścia, ale on był znacznie szybszy i złapał mnie za ramię.

– Co robisz? – zapytałam trzęsącym się głosem, bo emocje przejęły nade mną kontrolę. – Puść mnie! – uniosłam głos i spróbowałam wyszarpać się z jego uścisku, ale bezskutecznie. Trzymał mnie mocno; wiedziałam, że następnego dnia będę miała siniaki na ramieniu w miejscach, w które wbijał mi swoje palce.

– Nigdzie się nie wybierasz – oznajmił chłodno, wlepiając we mnie przenikliwe spojrzenie.

– Zostaw mnie albo pójdę z tym na policję – zagroziłam.

– Nie piśniesz słowa. Ani teraz, ani nigdy.

– Skąd taka pewność?

– Jeśli wydasz z siebie chociaż jeden dźwięk, jeśli kiedykolwiek przyjdzie ci na myśl na mnie donieść, to nie zostanie ci nikt, do kogo mogłabyś wrócić.

Zakręciło mi się w głowie, gdy znaczenie jego słów w pełni rozbrzmiało w mojej głowie. Momentalnie poczułam odrazę do tego mężczyzny. Jak mogłam choćby przez chwilę uznać go za przystojnego? Był potworem.

– Nie wierzę ci – oznajmiłam tylko, w nadziei, że jego słowa okażą się zwykłym blefem. Nikt nie mógł być tak bezkarny. Nie tak działał ten świat.

– A więc sprawdź mnie, ale wtedy może być za późno.

Miałam ochotę krzyczeć na całe gardło, żeby zwrócić czyjąś uwagę na to, że coś jest nie w porządku, że potrzebuję pomocy. Dokonałam szybkich obliczeń w głowie i doszłam do wniosku, że nie mam szans. Nikt nie zdąży przyjść mi na ratunek, zakładając, że w ogóle zostanę usłyszana.

A co, jeśli gniew tego mężczyzny skieruje się na kogoś innego? Będę obwiniać się o to w nieskończoność.

Musiałam skapitulować.

– Nikomu nic nie powiem – obiecałam, choć ta obietnica dużo mnie kosztowała.

Nie potrafiłam odpuszczać, ale jeśli istniał choć cień możliwości, że on nie blefuje, to nie mogłam na to pozwolić.

– Bardzo dobrze. A teraz pozwól, że chociaż przez chwilę się z tobą zabawię. W końcu twój ojciec nie dostał pieniędzy za darmo, ktoś musi się za to odwdzięczyć.

– Słucham? – zapytałam zdezorientowana, ale nie miałam czasu, by zadawać więcej pytań, gdyż w tym momencie zostałam brutalnie pchnięta na łóżko. – Co ty wyprawiasz?! – uniosłam głos po raz kolejny, ale rozbrzmiał on jedynie przez krótką chwilę, ponieważ nieznajomy zakrył mi usta dłonią.

– Chyba się nie zrozumieliśmy, skarbie – wymruczał wprost do mojego ucha. – Jeszcze raz podniesiesz głos, a wszyscy, których kiedykolwiek kochałaś, pożałują. Zastanów się dobrze, co jest dla ciebie cenniejsze. Zapewniam cię, że potrafię sprawić kobiecie przyjemność.

Zawartość żołądka niebezpiecznie podeszła mi do gardła.

– Nie chcę od ciebie żadnej przyjemności – odpowiedziałam bliska płaczu, uwalniając usta z potrzasku.

– To bardzo przykre, ale nic mnie to, kurwa, nie obchodzi – wypluł jadowicie, a jego szorstkie dłonie zaczęły błądzić po moim ciele.

***

Choć wolałabym o tym zapomnieć, wydarzenia te pozostawiły trwały ślad w mojej psychice. Był on znacznie większy, niż byłam skłonna przyznać, dlatego dotąd nie opowiedziałam o tym nikomu. Nie chciałam, by to, co wydarzyło się w przeszłości, miało wpływ na moją teraźniejszość i przyszłość. Ci ludzie wyrządzili już wystarczające szkody. Jeśli pozwolę, by wspomnienia dręczyły mnie po dziś dzień, wówczas wygrają, a ja nie lubiłam się poddawać.

Nie chcąc poświęcać ani minuty więcej na rozpamiętywanie przykrych wspomnień, zabrałam się do codziennych obowiązków, które powoli zaczynały się namnażać. Musiałam radzić sobie sama z większością z nich, a ponieważ pracowałam na pełen etat, nie było mi łatwo. Ojciec niewiele pomagał, a ja, chcąc być wspierającą córką, nie narzekałam. Może powinnam była zwrócić mu uwagę, ale ilekroć miałam ku temu okazję, w ostatniej chwili się wycofywałam.

Prawda była taka, że byłam tym potwornie zmęczona. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, jak wiele potrzeba, żeby prowadzić dom i wziąć odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale również za drugą osobę.

Przygotowywałam posiłki, sprzątałam, robiłam zakupy i prałam. Nie pozostawało mi zbyt wiele czasu dla siebie i miałam wrażenie, jakby każdy miesiąc mojego życia postarzał mnie o kolejny rok.

Chciałam znowu żyć beztrosko, nie musieć się niczym martwić.

Miałam dwadzieścia trzy lata i zero jakichkolwiek osiągnięć. Przed zdiagnozowaniem choroby mamy planowałam iść w jej ślady i studiować medycynę. W każdej wolnej chwili pomagała mi w nauce, żebym mogła zdać egzaminy i rozpocząć wymarzony kierunek.

Niestety wkrótce potem nastała smutna rzeczywistość i o medycynie mogłam jedynie pomarzyć.

Przez zamieszanie spowodowane ciągłymi wizytami u lekarzy i brakiem pieniędzy nie byłam w stanie należycie skupić się na nauce, co uniemożliwiło mi aplikowanie na uczelnię. Nie chciałam jednak całkowicie porzucać szkoły i szansy na lepszą przyszłość, więc zapisałam się na inny kierunek.

To także nie wypaliło.

Po zawalonym semestrze postanowiłam porzucić marzenie o wyższym wykształceniu i rozpocząć pracę w pobliskiej kawiarni. Chciałam wierzyć, że zdobyta w pierwszym semestrze wiedza w dziedzinie finansów ułatwiła mi dostanie tej pracy, ale prawda była taka, że brali tego, kto akurat się trafił. Było to przykre, ale dopóki pieniądze wpływały na moje konto, nie mogłam narzekać.

Nie była to może moja wymarzona praca, ale od czegoś trzeba zacząć. Dogadywałam się z szefem i współpracownikami, wypłata starczała mi na najpotrzebniejsze rzeczy i jeszcze byłam w stanie oszczędzić kilka centów. Za parę lat może uda mi się wynieść gdzieś dalej, gdzieś, gdzie będę mogła zacząć życie od nowa. Odciąć się od dotychczasowych przykrych doświadczeń i nie przejmować się tak bardzo tym, co przyniesie jutro.

– Wychodzisz? – zagadnęłam tatę, widząc, że kręci się w okolicy drzwi wyjściowych.

– Tak, mam kilka spraw do załatwienia – powiedział.

– A o której wrócisz?

– Nie jestem pewny.

– Wyjeżdżasz gdzieś? – zapytałam, gdy zauważyłam, że ciągnie za sobą walizkę.

– Nie, nie – odparł szybko. – Chciałem oddać stare ubrania dla potrzebujących. Mamy ich w nadmiarze.

– To miło z twojej strony, na pewno komuś się przydadzą – stwierdziłam i posłałam mu uśmiech.

Nie zadawałam już więcej pytań, bo wiedziałam, że i tak nic z niego nie wyciągnę. Unikał powrotów do domu. Zauważyłam to już jakiś czas temu. Potrafił wyjść niby na kilka godzin i pojawić się dopiero następnego dnia. Zdarzało się też, że nie widziałam go przez kilka dni z rzędu.

Początkowo zamartwiałam się bez ustanku, w końcu nie chciałam stracić kolejnego rodzica, ale wkrótce zrozumiałam, że to nie ma żadnego sensu. Jest dorosły, sam odpowiada za swoje życie i nie mnie o nim decydować. Jeśli takie funkcjonowanie mu odpowiada, to je akceptuję.

Nie popieram, ale akceptuję.

Gdy tylko taki sposób myślenia ukorzenił się w mojej głowie, automatycznie lżej znosiłam każdy dzień. Podejrzewałam jednak, że ojciec gdzieś układa sobie nowe życie. Takie bez ciężaru przeszłości. Czy mogłam go winić? Pewnie powinnam odpowiedzieć przecząco, sama o takim marzyłam, lecz prawda była zgoła inna. Byłam na niego wściekła, ale ostatecznie musiałam zagryźć zęby i pogodzić się z tym, nieważne jak trudne by to było.

Ojciec to nie był jedyny problem w naszej rodzinie. Był bowiem jeszcze mój brat. Istniał. Gdzieś daleko. Nie miałam pojęcia, co robi, gdzie mieszka, ani nawet jak wygląda. Wyniósł się z domu już jakiś czas temu. Podobno w interesach. Tak twierdził. Czasami zazdrościłam swoim znajomym, którzy mieli całą rodzinę w komplecie. Wspólne obiady, kolacje, święta i otwieranie prezentów. Marzyłam, że pewnego dnia ja także taką stworzę. Do tego czasu czeka mnie długie i nudne życie w szarej codzienności, która na każdym kroku dawała o sobie znać.

Dzisiejszy dzień nie stanowił wyjątku.

Po krótkiej wymianie zdań z ojcem i zjedzeniu lekkiego śniadania poszłam do pracy, w której spędziłam następnych kilkanaście godzin. Moje zmiany zwykle nie trwały tak długo, ale gdy nadarzała się okazja, by wziąć nadgodziny, byłam więcej niż chętna, by z nich skorzystać. Mogłam upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, więc tylko głupiec by nie skorzystał. Nie dość, że zarabiałam wówczas dodatkowe pieniądze, to jeszcze mogłam wkupić się w łaski współpracowników, którzy na wszelkie wzmianki o nadgodzinach wymownie kręcili nosami. Była to świetna okazja, żeby pielęgnować moje i tak kruche znajomości.

Nie byłam typem imprezowej dziewczyny, ale nie lubiłam także kompletnej samotności, a ta była moim kompanem stanowczo zbyt często. Z tego powodu ja także unikałam powrotów do domu. Nie czekało tam na mnie nic prócz kolejnych obowiązków albo marnej namiastki ojca, która mi pozostała.

Gdy tylko przekroczyłam próg, wiedziałam, że przede mną długi wieczór. Od razu zabrałam się do sprzątania, którego unikałam przez ostatnie dni. Im szybciej się z tym uporam, tym więcej czasu będę miała dla siebie. Praca na tyle mnie pochłonęła, że nim spostrzegłam, za oknem już zmierzchało. Zdenerwowana zerknęłam na zegarek, który oznajmił mi, że nieubłaganie zbliżała się moja pora na sen. Westchnęłam z ulgą, gdyż był to idealny pretekst, by zakończyć nierówną walkę, w której bałagan wychodził na prowadzenie.

Zdjęłam gumowe rękawiczki, przetarłam spocone czoło wierzchem dłoni i ułożywszy ręce na biodrach, przyjrzałam się swojemu dziełu. Wciąż było kilka rzeczy do zrobienia, ale kuchnia niemal błyszczała, salon odzyskał swoją dawną świetność, łazienka dla gości nie odstraszała swoim wyglądem, a podłogi w holu nie szpeciły paskudne odciski butów. Byłam dumna z tego, co udało mi się osiągnąć w tak krótkim czasie, choć padałam z nóg.

Zmęczona po całym dniu poczłapałam wreszcie na górę i ruszyłam do łazienki. Stanęłam pod prysznicem, pozwalając ciepłej wodzie ukoić obolałe mięśnie. Rozkoszowałam się przyjemnym uczuciem znacznie dłużej, niż było to konieczne, zważywszy na kwestię rachunków, ale postanowiłam się tym nie przejmować. Choć raz mogłam zrobić drobny wyjątek od zwykłych oszczędności.

Wchodząc do pokoju, musiałam zapalić światło, gdyż za oknem było już ciemno. Wciąż jednak miałam w sobie odrobinę energii, więc zamiast kłaść się do łóżka i najbliższe minuty spędzić na przewracaniu się z boku na bok, postanowiłam zacząć czytać jedną z zaległych książek, którą planowałam skończyć już w ubiegłym miesiącu.

Nie zdążyłam nawet wziąć jej z półki, gdy usłyszałam głośne łomotanie w drzwi wejściowe, które w ułamku sekundy wyostrzyło wszystkie moje zmysły.

Nie spodziewałam się nikogo o tej porze.

Ojciec mógł po prostu wejść do środka, toteż jego wykluczyłam od razu. Może zapomniał kluczy?

Na paluszkach zeszłam na dół, niepewnie zbliżyłam się do drzwi i uchyliłam je lekko. Nie zdążyłam zarejestrować tego, co znajduje się po drugiej stronie, a drzwi swoim impetem niemal strzeliły mnie w twarz.

– Co do…?! – krzyknęłam, jednocześnie odskakując w tył, żeby uchronić się przed zderzeniem.

– Nie ma czasu – oznajmił znajomy głos. – Pomóż mi.

– Co ty tu robisz?! – zapytałam zaskoczona, widząc w progu mojego brata. – I kto to jest?! – dodałam, patrząc na ledwie przytomnego mężczyznę u jego boku.

Nieznajomy był ubrany na czarno, przez co idealnie wtapiał się w mrok nocy. Gdybym w porę nie otrząsnęła się z szoku wywołanego pojawieniem się brata, mogłabym go przeoczyć.

– Gdzie mogę go zostawić?

Czy ja przypadkiem się nie przesłyszałam?

– Słucham?! Masz ogromny tupet, Jackson, przychodząc tu po takim czasie i jeszcze sprowadzając do mojego domu jakiegoś nawalonego faceta! – wydarłam się.

Nie byłam w stanie pohamować targających mną emocji. W duchu składałam ciche modlitwy, by scena rozgrywająca się przed moim domem nie przyciągnęła gapiów.

– On nie jest pijany – poinformował mój brat.

– Nie interesuje mnie, czy jest pijany, naćpany czy co innego z nim jest. Masz się natychmiast stąd wynosić i zabrać go ze sobą!

Nie zważając na to, co powiedziałam, Jackson minął mnie i ruszył schodami na górę. Szłam za nim krok w krok, chcąc mieć go na oku i cicho powarkiwałam pod nosem.

Nim zdołałam zaprotestować, Jackson zdążył położyć mężczyznę na moim łóżku.

– Chyba sobie żartujesz… nie zostawisz go w moim pokoju – oznajmiłam, przyjmując buntowniczą pozę.

– Zostawię, bo tylko ty możesz mu teraz pomóc. Poza tym jesteśmy rodzeństwem, powinniśmy sobie pomagać.

– Ja? Niby dlaczego? Zabawne, że mówisz o pomaganiu sobie, gdy nie było cię z nami przez ostatnie kilka lat.

Jackson zbył moje słowa milczeniem. Podszedł do nieznajomego i uniósł jego koszulę. Jej kolor skutecznie maskował to, co dotąd ukrywało się pod spodem.

Brzuch mężczyzny był cały we krwi w wyniku obrażeń, których skali nie potrafiłam ocenić. Musiałabym najpierw zmyć krew, ale nie było na to czasu. Mój brat chyba nie kłamał. Mężczyzna potrzebował natychmiastowej pomocy.

Możliwe, że tracił przytomność z powodu utraty krwi.

– Co mu się stało?! – zapytałam i automatycznie znalazłam się u jego boku.

– Wiem tylko tyle, że musieli mu coś podać, bo rana nie jest aż tak głęboka. To ledwie draśnięcie.

– Ledwie draśnięcie?! Czy my patrzymy na to samo?

– Myślę, że tak.

– Jackson, nie potrafię mu pomóc – jęknęłam roztrzęsiona. – Musi się tym zająć prawdziwy lekarz. Zadzwoń po karetkę – powiedziałam w pośpiechu. – Nie możemy zwlekać.

– Nie mogę. Poza tym, o ile dobrze pamiętam, miałaś zostać lekarzem. Nie mam nikogo innego, kto zająłby się nim lepiej.

– To jest kluczowe słowo. Miałam, ale nie zostałam. Nie potrafię. Ta rana wymaga szycia i jeśli faktycznie coś mu podali, to trzeba zrobić badania – wyliczałam, chcąc przemówić bratu do rozsądku. – Sama zadzwonię – oznajmiłam i sięgnęłam po telefon. Nie zdążyłam jednak odblokować ekranu, gdy Jackson wyrwał mi go z dłoni.

– Owszem, potrafisz. Mama nauczyła cię wszystkich podstawowych rzeczy, a nawet więcej. Wychodził już z gorszych sytuacji, da sobie radę.

– I tak musisz zawieźć go do szpitala, jest za słaby. Stracił zbyt wiele krwi – stwierdziłam.

– Nie stracił jej aż tyle. Mówiłem ci, że najprawdopodobniej coś mu podali i dlatego jest nieprzytomny.

– Nie masz pewności.

– Nie mam, ale wiem, że musisz poradzić sobie sama, bo nie mogę dłużej zostać. Nie mogą mnie tu znaleźć.

– Nie możesz zostać? Żartujesz, prawda? I kto nie może cię znaleźć?! – Pytania wylewały się z moich ust potokiem.

Wyciągnął pistolet zza kurtki i położył go na szafce nocnej. Wytrzeszczyłam oczy tak mocno, że aż sama się zdziwiłam, że wciąż pozostają na swoim miejscu.

Mój puls przyspieszył, gdyż sytuacja coraz mniej mi się podobała.

– Co to jest? – zapytałam piskliwym głosem.

– A na co ci wygląda? – Spojrzał na mnie jak na głupią. – Bądź ostrożna i lepiej miej go zawsze przy sobie. Im szybciej stąd pojadę, tym lepiej. Zaopiekuj się nim. – Skinieniem głowy wskazał w kierunku nieznajomego.

– Jackson, w co ty się wplątałeś?! – krzyknęłam za nim, ale on już zdawał się mnie nie słyszeć, gdy wychodził z pokoju.

Mój brat nie pierwszy raz nas zostawiał, zostawiał mnie. Byłam do tego przyzwyczajona. Zawsze odchodził w kluczowych momentach, chcąc uniknąć wszelkiej odpowiedzialności. Bądź co bądź znalazłam się w takiej sytuacji i nie mogłam pozwolić, by mężczyzna leżący obok wykrwawił się na śmierć.

Pobiegłam do łazienki w poszukiwaniu czystego ręcznika i apteczki. Całe szczęście, że wciąż mieliśmy ją nieźle zaopatrzoną od czasów, gdy dbała o nią moja mama, ale to nie pozwoliło mi nawet na chwilę oddechu, bo czas gonił.

Drżącymi dłońmi zabrałam się do działania.

Nigdy dotąd nie opatrywałam takich ran. Owszem, zajmowałam się drobnymi skaleczeniami, otarciami czy oparzeniami, ale to, co widziałam przed sobą, było dla mnie nowością. Teoretycznie wiedziałam, jak postępować, ale to nie gwarantowało sukcesu.

Odpędziłam od siebie wątpliwości oraz wszelakie opory, po czym rozpięłam ubrudzoną koszulę, by ułatwić sobie dostęp do rany. Samo jej podciągnięcie by nie wystarczyło, gdyż materiał mógłby się zsunąć w nieodpowiednim momencie i narobić kłopotów. Poza tym koszula i tak nadawała się jedynie do wyrzucenia, więc stwierdziłam, że im szybciej się jej pozbędę, tym lepiej.

Starannie odkaziłam ranę, a przynajmniej na tyle, na ile pozwalały mi dostępne środki. Dziękowałam losowi, że mężczyzna nie obudził się pod naciskiem moich dłoni, bo z pewnością rana sprawiała mu ból. Przytomność stracił chwilę po tym, jak mój brat położył go na łóżku, i do teraz nie odzyskał jej nawet na sekundę.

Nabrałam do strzykawki środka znieczulającego i bez większego zastanowienia zaczęłam go wstrzykiwać dookoła rozcięcia, po czym odczekałam kilka minut, by mieć pewność, że znieczulenie zadziałało, i rozpoczęłam szycie.

Było to dość nieprzyjemne, gdyż moje ruchy były trochę chaotyczne, ale zważywszy na to, że pierwszy raz zakładałam szwy na żywym organizmie, nie wyszło najgorzej. Z pewnością doświadczony lekarz wykonałby lepszą robotę, ale nie był to czas na takie rozważania. Gdy miałam ten etap za sobą, zabrałam się do oczyszczania skóry z pozostałości krwi i założenia opatrunku.

Następnie rozebrałam mężczyznę z brudnych ubrań, a właściwie pozbyłam się ich, używając nożyczek, a powstałe strzępy rzuciłam na ziemię. Później zamierzałam wyrzucić je do kosza, ale teraz miałam ważniejsze rzeczy na głowie. Nie sądziłam, by odzież w takim stanie na coś się rannemu przydała, a pranie niewiele by pomogło dziurawej koszuli i poszarpanym spodniom.

Nie chcąc zostawiać mężczyzny bez możliwości odziania się, położyłam na komodzie szary dres należący do mojego brata, który znalazłam w jego dawnym pokoju, oraz jedną z jego koszulek z krótkim rękawem. Początkowo przyszło mi na myśl, by od razu ubrać nieznajomego, ale sądząc po tym, jak ciężka była jego noga, którą starałam się wepchnąć w nogawkę, reszta ciała byłaby jeszcze większym wyzwaniem. Nie byłabym w stanie podnieść go sama, a szwom napinanie mięśni również nie sprzyjało.

Na samym końcu zatrzymałam wzrok na plamie czerwieni rozlewającej się po narzucie. Sapiąc z wysiłku, wyjęłam ją spod ciężkiego i bezwładnego ciała, a następnie westchnęłam z ulgą, gdy dostrzegłam, że pościel jest w nienaruszonym stanie. Gruby materiał narzuty stworzył barierę dla sączącej się krwi, która w innych okolicznościach wsiąknęłaby w kołdrę, znacznie utrudniając moje dzisiejsze zadanie. Gdyby Jackson zjawił się później, nie miałabym takiego szczęścia, bo już dawno wylegiwałabym się w łóżku, uprzednio zrzuciwszy narzutę na podłogę.

W przypływie opiekuńczości nakryłam nieznajomego wolnym fragmentem kołdry, który nie został przygnieciony przez jego ciało, i zrozumiałam, że nie mogę zrobić dla niego już nic więcej.

Zajęłam się nim najlepiej, jak potrafiłam, teraz pozostało mi czekać, aż się wybudzi. A może powinnam zadzwonić po pomoc i nie zważać na ostrzeżenia Jacksona? Może odpowiedniejszymi służbami będzie policja? Tylko co, jeśli ten mężczyzna jest niewinny, a dzwoniąc na policję, jedynie na ślepo zadecyduję o jego losie?

Musiałam poczekać, aż uzyskam od niego jakieś wyjaśnia. Nie mogłam ryzykować.

Nie chciałam ryzykować.

Jak własny brat mógł mnie wplątać w coś takiego? Nie obchodziło go moje bezpieczeństwo? Mój komfort?

Rozejrzałam się po pokoju, omiatając wzrokiem całą obecną scenerię, i automatycznie załamałam ramiona. Moja sypialnia, która dotąd stanowiła dla mnie mały azyl, wyglądała jak pobojowisko. Podłogę zdobił stos poszarpanych ubrań, obok niego piętrzyły się zakrwawione ręczniki, a na szafce nocnej panował okropny bałagan, który zrobiłam, przeszukując apteczkę wzdłuż i wszerz. Nic nie wytrąciło mnie z równowagi równie mocno, jak widok broni leżącej nieopodal, w zasięgu dłoni nieznajomego.

To ona stanowiła gwóźdź do trumny.

Z bezsilności osunęłam się po ścianie na ziemię i schowałam twarz w dłoniach. Adrenalina powoli zaczęła opuszczać moje ciało, które stawało się drętwe.

A jeśli ten mężczyzna miał jakieś powiązania z tymi, którzy w przeszłości odwiedzili mojego ojca? Jeśli po przebudzeniu będzie stanowił dla mnie zagrożenie?

Ostatkiem sił podniosłam się, chwyciłam chłodną rękojeść pistoletu i umieściłam go w jednej z szuflad komody. Nie chciałam, by dostał się w niepowołane ręce.

Nie chciałam, by dostał się w niczyje ręce.

Byłam natomiast pewna jednej rzeczy:

Już nigdy nie spojrzę na swoją sypialnię w ten sam sposób.

Rozdział 2

*

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17

Zanim o Tobie zapomniałam

ISBN: 978-83-8373-652-5

© Aleksandra Beluga i Wydawnictwo Novae Res 2024

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.

REDAKCJA: Marzena Kwietniewska-Talarczyk

KOREKTA: Magdalena Brzezowska-Borcz

OKŁADKA: Paulina Radomska-Skierkowska

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek