Zaplątani w konwenanse - Urszula Gajdowska - ebook
NOWOŚĆ

Zaplątani w konwenanse ebook

Gajdowska Urszula

4,5

188 osób interesuje się tą książką

Opis

Oskar Foglar, trzeci syn zmarłego starego hrabiego i dziedzic fortuny swej ciotki oraz babki, przed kilkoma laty przeżył wielki zawód miłosny, gdy został porzucony przez narzeczoną. To zmieniło jego życie i jego samego. Panna Genevieve Sinclair musiała kiedyś zrezygnować z wielkiej miłości i poświęcić się dla rodziny. Choć znalazła spełnienie w cichym życiu i opiece nad siostrami, w głębi serca nigdy nie zapomniała o tym uczuciu i mężczyźnie, który je wzbudził.
Ponowne spotkanie tych dwojga w niezwykłych okolicznościach wywoła prawdziwe trzęsienie ziemi. Dawne uczucia odżywają z wielką mocą, co sprawi, że złamane zostaną liczne zasady panujące w społeczeństwie XIX-wiecznej Anglii.
Jakie przygody i niebezpieczeństwa czekają Genevieve i Oskara?
Czy uda im się wyjaśnić przeszłość i stworzyć wspólną przyszłość?
I czy wyrwą się z duszących konwenansów?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 317

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (2 oceny)
1
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
JadwigaSzczepanska

Nie oderwiesz się od lektury

Super czyta się ją z zapartym tchem
00



Co­py­ri­ght © Ur­szula Gaj­dow­ska Co­py­ri­ght © 2025 by Lucky
Pro­jekt okładki: Ilona Go­styń­ska-Rym­kie­wicz
Źró­dło ob­razu: ana, sur­face Change (stock.adobe.com)
Skład i ła­ma­nie: Mi­chał Bog­dań­ski
Re­dak­cja i ko­rekta: Bar­bara Ramza-Ko­ło­dziej­czyk
Wy­da­nie I
Ra­dom 2025
ISBN 978-83-68261-36-3
Wy­daw­nic­two Lucky ul. Że­rom­skiego 33 26-600 Ra­dom
Dys­try­bu­cja: tel. 501 506 203 48 363 83 54
e-mail: kon­takt@wy­daw­nic­two­lucky.plwww.wy­daw­nic­two­lucky.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

1

City Road, Lon­dyn,paź­dzier­nik 1824 roku

Oskar, naj­młod­szy spo­śród dzieci zmar­łego hra­biego Fo­glara po­cho­dzą­cych z pra­wego łoża, uwa­żany przez ro­dzeń­stwo za naj­bar­dziej roz­ryw­ko­wego i opty­mi­stycz­nie na­sta­wio­nego do ży­cia, wy­sko­czył z do­rożki na mo­kry chod­nik i po­pra­wia­jąc wy­soki koł­nierz płasz­cza, prze­biegł na drugą stronę ulicy. Za­trzy­mał się przed bu­dyn­kiem, któ­rego ad­res wid­niał na ele­ganc­kiej wi­zy­tówce po­da­ro­wa­nej mu przez ciotkę, lady Dar­ding­ton. Świece w la­tar­niach mi­go­tały w desz­czu, a wil­goć prze­ni­kała po­wie­trze, wy­peł­nia­jąc je za­pa­chem mo­krej gliny i koni.

W tym mo­men­cie, mimo że ad­res wy­dru­ko­wano na dro­gim, gru­bym pa­pie­rze, li­tery zlały się z tłem, two­rząc nie­wy­raźną plamę, dla­tego mu­siał się tro­chę wy­si­lić, nim po­rów­nał na­pis z szyl­dem wi­szą­cym na bu­dynku z czer­wo­nej ce­gły:

LON­DI­NIUM INQU­IRY SERVI­CES

116 CITY ROAD

LON­DON, EC1

Oskar prze­chy­lił głowę, przez co woda wdarła mu się za koł­nierz płasz­cza. Wzdry­gnął się z zimna, a kro­ple desz­czu spły­nęły mu po twa­rzy. Na prośbę ciotki, brzmiącą ra­czej jak po­le­ce­nie, prze­rwał po­byt w po­sia­dło­ści star­szego brata Za­dara w hrab­stwie Sus­sex i wró­cił do sto­licy, by za­jąć się sprawą za­gi­nię­cia bi­żu­te­rii ro­do­wej. Miał na­dzieję, że nie za­bie­rze mu to zbyt wiele czasu i uda mu się wró­cić do po­sia­dło­ści Za­dara przed zjaz­dem ro­dzin­nym pla­no­wa­nym na Boże Na­ro­dze­nie, a jego brat na do­bre w tym cza­sie roz­go­ści się w wy­re­mon­to­wa­nym domu wraz ze świeżo po­ślu­bioną mał­żonką, do nie­dawna wi­ceh­ra­biną McKen­zie.

Ma­de­line w prze­bra­niu le­ka­rza po­kła­do­wego wy­ru­szyła z nimi stat­kiem ku wy­brze­żom Ame­ryki Po­łu­dnio­wej w po­szu­ki­wa­niu le­gen­dar­nego skarbu pi­ra­tów z Brac­twa Wy­brzeża, a Oskar już pierw­szego dnia od­krył jej se­kret.

Mimo fa­tal­nej po­gody uśmiech­nął się pod no­sem na wspo­mnie­nie tam­tej chwili, kiedy po­ma­ga­jąc mu w opa­no­wa­niu skut­ków cho­roby mor­skiej, Ma­de­line McKen­zie nie­opatrz­nie się po­chy­liła, wy­pi­na­jąc w jego kie­runku ty­powo ko­biece bio­dra. Przez nie­mal cały rejs Oskar brał udział w tej ma­ska­ra­dzie i zbie­rał za­kłady o to, czy jego star­szy brat, ka­pi­tan, w końcu się zo­rien­tuje. Te­raz przy­szło mu do głowy, że ciotka po­wie­rzyła mu za­da­nie zna­le­zie­nia bi­żu­te­rii wła­śnie dla­tego, że był tak spo­strze­gaw­czy i po­tra­fił cał­kiem nie­źle kła­mać.

Deszcz ustał, a zza chmur wyj­rzało słońce. Oskar pod­szedł do wy­so­kich drew­nia­nych drzwi po­ma­lo­wa­nych na krwi­sto­czer­wony ko­lor, za­stu­kał mo­siężną ko­łatką, za­kasz­lał dwu­krot­nie, po czym wszedł do środka. Po­wie­trze we­wnątrz było cie­płe, a za­pach dę­bo­wego drewna i wo­sku świec two­rzył przy­jemną at­mos­ferę. Od­wie­sił płaszcz na umiesz­czo­nym w przed­sionku wie­szaku i prze­szedł ko­ry­ta­rzem do otwar­tych drzwi ga­bi­netu na jego końcu.

– Dzień do­bry. Na­zy­wam się Fo­glar i przy­sze­dłem w spra­wie de­pe­szy nada­nej przez ba­ro­nową Dar­ding­ton – ode­zwał się z lek­kim nie­po­ko­jem i chrypką w gło­sie do mło­dej ko­biety o ja­snych lo­kach, które spięte z tyłu głowy spły­wały na jej lewe ra­mię.

Po­łowę jej twa­rzy przy­sła­niała gę­sta grzywka. Dziew­czyna sie­działa po­chy­lona nad pa­pie­rami przy biurku w ga­bi­ne­cie, któ­rego wnę­trze zdo­biły sub­telne or­na­menty i de­li­katne, ak­sa­mitne za­słony, które bu­do­wały kli­mat wy­ra­fi­no­wa­nej ele­gan­cji.

Spo­dzie­wał się zo­ba­czyć tu męż­czy­znę, ale naj­wy­raź­niej nie tylko on opto­wał za prze­ła­my­wa­niem ba­rier spo­łecz­nych i oby­cza­jo­wych. Hra­bia Sinc­lair za­pewne rów­nież hoł­do­wał po­stę­powi i za­trud­nił tu ko­bietę w roli se­kre­tarki, asy­stentki lub ja­kiejś in­nej po­mocy. Pew­nie nie mnie pierw­szego za­sko­czył taki wi­dok – po­my­ślał Oskar i upo­mniał sam sie­bie, by się na nią nie ga­pić.

– Dzień do­bry – od­po­wie­działa ko­bieta. Nie unio­sła głowy, tylko kon­ty­nu­owała swoje za­pisy pió­rem. Nie za­szczy­ciła Oskara spoj­rze­niem, co było dla niego no­wym do­świad­cze­niem. Być może była tak po­chło­nięta pracą, że cały świat wo­kół niej prze­stał ist­nieć.

– Cho­dzi o za­gi­nione klej­noty ba­ro­no­wej – ode­zwał się znowu po mi­nu­cie ocze­ki­wa­nia na ja­ką­kol­wiek re­ak­cję, co wy­sta­wiało jego cier­pli­wość na próbę. Prze­łknął ślinę, ale chrypka nie ustą­piła. Dla­tego py­tał da­lej zmie­nio­nym gło­sem: – Czy po­wia­do­miono pana Sinc­la­ira o tej spra­wie?

– Klej­noty zra­bo­wane przez pi­ra­tów? – spy­tała dziew­czyna, pod­no­sząc na chwilę wzrok. Nie do­tarła tym spoj­rze­niem na­wet do jego twa­rzy, a jej głos był rów­nie obo­jętny co lon­dyń­ska mgła za oknem. Od­su­nęła teczkę z do­ku­men­tami, które prze­glą­dała, a jej dło­nie de­li­kat­nie prze­su­nęły no­tat­nik w zie­lo­nej, atła­so­wej okładce. Wszyst­kie przed­mioty na jej biurku uło­żone były w ide­al­nym po­rządku, rów­no­le­gle do sie­bie.

Oskar, z za­wodu ar­chi­tekt, zwra­cał uwagę na każdy de­tal. Zwy­kle jego wzrok przy­ku­wały twarz i krą­głe kształty ko­biet, tym ra­zem jed­nak za­fa­scy­no­wany był dłońmi i tym, jak zgrab­nie ope­ro­wały pió­rem.

– Tak, otrzy­ma­li­śmy ta­kie zgło­sze­nie – po­twier­dziła, od­su­nęła no­tat­nik na po­przed­nie miej­sce i znów za­nu­rzyła się w lek­tu­rze do­ku­men­tów.

Oskar za­czy­nał od­czu­wać po­iry­to­wa­nie. Przy­wy­kły do afir­ma­cji ze strony płci pięk­nej, nie po­tra­fił po­ra­dzić so­bie z jaw­nym bra­kiem aten­cji. W jego umy­śle ro­sła nie­cier­pli­wość ni­czym bu­rza nad Ta­mizą, która szy­ko­wała się na dru­gie po­dej­ście tego dnia.

– Hmm, hmm – od­chrząk­nął dwu­krot­nie, sta­ra­jąc się przy­cią­gnąć jej uwagę.

– Pro­szę się na­pić wody – rzu­ciła pod no­sem, nie od­ry­wa­jąc wzroku od pa­pieru. Ale po­nie­waż gość nie za­re­ago­wał, do­dała: – Je­śli za­schło panu w ustach, pro­szę się po­czę­sto­wać. – Wska­zała dło­nią nie­wielki sto­lik pod oknem, na któ­rym stał dzba­nek wy­peł­niony wodą i dwie szklanki lśniące jak krysz­tały w bla­sku lamp oświe­tla­ją­cych po­kój.

– Dzię­kuję, nie trzeba – od­parł Oskar, choć w isto­cie za­schło mu w ustach.

– W po­rządku – rzu­ciła dziew­czyna i prze­wró­ciła stronę w swoim no­tat­niku, jakby to był naj­waż­niej­szy gest na świe­cie.

– A mógł­bym się do­wie­dzieć, na ja­kim eta­pie jest śledz­two? – nie wy­trzy­mał Oskar i pod­szedł do biurka, chcąc ją zmu­sić do zwró­ce­nia na niego uwagi. Nie po­skut­ko­wało. – Chciał­bym roz­ma­wiać z pa­nem Sinc­la­irem – po­wie­dział sta­now­czo.

– Roz­ma­wia pan ze mną – od­rze­kła, w końcu uno­sząc głowę i spo­glą­da­jąc na niego przez oku­lary w de­li­kat­nych, zło­tych opraw­kach. – Też no­szę to na­zwi­sko i mam wgląd do wszyst­kich do­ku­men­tów – wy­szep­tała i za­mil­kła, wpa­tru­jąc się w niego z uwagą.

– Nie przy­po­mina pani de­tek­tywa, do któ­rego przy­słała mnie ciotka – za­uwa­żył Oskar, nie kry­jąc zdzi­wie­nia. Roz­po­znał ją, ale miał na­dzieję, że ona jego nie, dla­tego sta­rał się za­cho­wy­wać z uprzej­mym dy­stan­sem. Mi­nęło sześć lat. Zmie­nił fry­zurę, zmęż­niał, opa­lił się pod­czas wy­prawy stat­kiem. Ona też prze­szła sporą me­ta­mor­fozę. Z de­li­kat­nej panny na wy­da­niu, choć już nie de­biu­tantki, prze­isto­czyła się w młodą ko­bietę. Jej rysy na­brały szla­chet­niej­szego wy­razu, co pod­kre­ślił inny spo­sób ucze­sa­nia i do­bór ko­lo­ry­styczny stro­jów. Wcze­śniej no­siła de­li­katne róże i żół­cie, nie wi­dy­wał jej w ciem­nych stro­jach, tak bar­dzo kon­tra­stu­ją­cych z bielą jej kar­na­cji.

– Dzięki Bogu. Z jego ta­lią nie zmie­ści­ła­bym się w ten uro­czy kom­ple­cik – od­parła ża­tro­bli­wie, wska­zu­jąc dło­nią na do­pa­so­wany ża­kiet i ele­gancką suk­nię dzienną. – W ten wą­ski fo­tel rów­nież – do­dała z uśmie­chem, który roz­ja­śnił całe po­miesz­cze­nie, i zdjęła oku­lary. – Wi­tam, pa­nie Fo­glar. Nie spo­dzie­wa­łam się... – urwała. Jed­nak go roz­po­znała.

Jej mina i ton głosu zmie­niły się w se­kundę. Pew­nie po­cząt­kowo są­dziła, że roz­ma­wia z któ­rymś z mo­ich braci – uznał Oskar. Mo­gła od­nieść ta­kie wra­że­nie, bo z po­wodu prze­zię­bie­nia jego głos upodob­nił się do głosu Za­dara, wilka mor­skiego, któ­rego struny gło­sowe zdarła sól mor­ska i na­miar rumu. Szlag ja­sny! – za­klął w my­ślach. Ciotka chyba spe­cjal­nie go tu wy­słała. Wie­działa, że może na­tknąć się na Ge­ne­vieve. Nie­gdyś jego słodką przy­ja­ciółkę, póź­niej obiekt wes­tchnień i po­waż­nych pla­nów ma­try­mo­nial­nych. Tę samą, która nie dała mu szansy udo­wod­nić, jak do­brze by­łoby im ra­zem. Wy­brała in­nego. Tak mu po­wie­działa.

– Mnie rów­nież jest miło pa­nią... Za­raz, za­raz Sinc­lair? Na­dal Sinc­lair?! Czyli nie wy­szła pani za mąż?!

Był zdu­miony tym jesz­cze bar­dziej niż sa­mym spo­tka­niem jej w ta­kim miej­scu.

Do­brze pa­mię­tał ich ostat­nią roz­mowę. On wy­znał jej mi­łość, a ona oznaj­miła, że sy­tu­acja się zmie­niła, że po­ja­wił się ktoś inny i że ma o niej za­po­mnieć. Tak po pro­stu za­po­mnieć. Niby jak? Do cięż­kiej cho­lery!

Ge­ne­vieve zmie­szała się na mo­ment, ale szybko od­zy­skała swój spo­kojny wy­raz twa­rzy.

– Nie, pa­nie Fo­glar, nie wy­szłam za mąż. Jak pan wi­dzi, ży­cie nie za­wsze układa się we­dług na­szych pla­nów – od­po­wie­działa, a jej głos zmiękł, na­brał no­stal­gicz­nego tonu. Jej oczy, choć twarde, zdra­dzały ukryte emo­cje.

Oskar po­czuł, jakby wielki głaz, który przy­ci­skał jego piersi przez ostat­nie sześć lat, na­gle zsu­nął się na pod­łogę. Skoro jed­nak nie wy­szła za mąż, to z ja­kiego po­wodu go od­rzu­ciła? Nie dla wiel­kiej mi­ło­ści czy chwili na­mięt­no­ści z in­nym, która zo­bo­wią­za­łaby ją do ślubu. Dla­czego za­tem? – za­sta­na­wiał się.

Ci­sza, która za­pa­dła mię­dzy nimi, była pełna nie­wy­po­wie­dzia­nych słów i wspo­mnień.

– Aha – wy­rzu­cił z sie­bie Oskar. Gdyby nie fakt, że sprawa, którą miał za­ła­twić, była po­ważna, to może by wy­szedł. Tym­cza­sem prze­spa­ce­ro­wał się po ga­bi­ne­cie, za­trzy­mu­jąc się przy oknie. Deszcz znowu za­czął pa­dać.

– Czy za­sta­łem pani ojca? – spy­tał, czu­jąc, że nie po­wi­nien do­py­ty­wać wię­cej o sprawy oso­bi­ste. W końcu to ona rzu­ciła jego, wy­bie­ra­jąc... coś in­nego... Nie­istotne! W tam­tej jed­nej chwili po­de­ptała jego uczu­cia, czy­niąc go cy­ni­kiem i spra­wia­jąc, że za­czął na­gi­nać wszel­kie za­sady i cho­wać się za po­czu­ciem hu­moru. Po­sta­no­wił uda­wać obo­jęt­nego. Chłodna re­zerwa była czymś, czego uczono go od dzie­ciń­stwa, i dzięki Bogu nie prze­spał tych lek­cji.

Ge­ne­vieve ode­tchnęła głę­boko, jakby zrzu­ca­jąc z sie­bie cię­żar daw­nych wspo­mnień.

– Nie­stety, mój oj­ciec nie ma w zwy­czaju prze­by­wać w tym miej­scu. Gdyby tak czy­nił, jego dzia­ła­nie na­bra­łoby ofi­cjal­nego cha­rak­teru. To biuro to pry­watna ini­cja­tywa fi­nan­so­wana przez hra­biego, który chciałby za­cho­wać ano­ni­mo­wość, ale jed­no­cze­śnie mieć wpływ na wy­kry­wa­nie spraw kry­mi­nal­nych w mie­ście, ale skoro jest pan sio­strzeń­cem lady Dar­ding­ton, a ta za­pew­niła nas o pań­skiej dys­kre­cji, zdra­dzę panu, że oj­ciec zaj­muje się ak­tu­al­nie jed­nym ze śledztw – od­po­wie­działa, kła­dąc pióro na biurku. Za­uwa­żył, że jej dło­nie za­częły lekko drżeć. Więc nie po­zo­sta­wała obo­jętna na jego osobę! Czy­niła jed­nak wszystko, aby uda­wać, że to spo­tka­nie nie zro­biło na niej wra­że­nia. Może to i le­piej – stwier­dził i pod­jął tę grę.

– A kiedy i gdzie mógł­bym się z nim zo­ba­czyć? – do­py­ty­wał, nie chcąc opusz­czać ga­bi­netu bez kon­kret­nej od­po­wie­dzi.

– Trudno po­wie­dzieć. Hra­bia otrzy­mał od sa­mego króla Je­rzego Czwar­tego zle­ce­nie, które wy­maga na­tych­mia­sto­wej uwagi. Je­śli bę­dzie pan tak uprzejmy, pro­szę o cier­pli­wość. Król Je­rzy Czwarty – po­wtó­rzyła – oso­bi­ście za­an­ga­żo­wał się w tę sprawę, a jego czas jest te­raz bar­dzo cenny.

Oskar ski­nął głową, pró­bu­jąc sku­pić się na spra­wie skra­dzio­nej bi­żu­te­rii ro­do­wej, mimo że w jego gło­wie na­dal krą­żyły py­ta­nia do­ty­czące Ge­ne­vieve.

– In­te­re­su­jące – stwier­dził, ale nie ru­szył się ani o cen­ty­metr. Z unie­sioną brwią wpa­try­wał się w ko­bietę.

– Je­śli to wszystko...

– Nie wszystko – nie po­zwo­lił jej do­koń­czyć. – Bar­dzo mi za­leży na roz­wi­kła­niu tej sprawy przed Bo­żym Na­ro­dze­niem, a zdaje się, że nie jest ona je­dyną, która do­ty­czy mo­jej ro­dziny, i je­stem zmu­szony na­le­gać, aby umó­wiła mnie pani ze swoim oj­cem w moż­liwe naj­bliż­szym ter­mi­nie, panno Sinc­lair. A tu – wy­do­był z we­wnętrz­nej kie­szeni płasz­cza ko­pertę – mam za­liczkę na po­czet te­goż przed­się­wzię­cia. – Wy­cią­gnął ko­pertę przed sie­bie, zmu­sza­jąc ją do re­ak­cji. – Panno Sinc­lair – upo­mniał ją, kiedy za­sty­gła w bez­ru­chu. – Pro­szę.

Ko­bieta za­ru­mie­niła się w bar­dzo uro­czy spo­sób, co nie uszło jego uwa­dze. Do stu dia­błów! – klął w my­ślach na ca­łego. Są­dził, że wy­zbył się tej sła­bo­ści, ale ona przy­cza­iła się tylko w cie­niu i sko­rzy­stała z oka­zji, by wyjść i znów mą­cić mu w gło­wie.

– Dzię­kuję – od­rze­kła Ge­ne­vieve, wsta­jąc zza biurka. Wy­cią­gnęła przed sie­bie dłoń bez rę­ka­wiczki.

Po­dał jej ko­pertę, a na­stęp­nie chwy­cił drugą dłoń dziew­czyny, by przy­pie­czę­to­wać umowę, jed­nak nim zdą­żył unieść ją i uca­ło­wać, jak to miał w zwy­czaju, Ge­ne­vieve po­trzą­snęła swoją ni­czym męż­czy­zna i wy­co­fała się, po czym po­now­nie za­sia­dła za biur­kiem.

Czyli ona też oba­wia się wła­snych re­ak­cji – dy­wa­go­wał, mru­żąc po­wieki. Mógł się jej bez­kar­nie przy­glą­dać, bo sta­rała się za wszelką cenę uni­kać kon­taktu wzro­ko­wego. Może było jej wstyd, może czuła się winna...

– Wpi­sze mnie pani na ja­kiś ter­min? – spy­tał, dba­jąc, by jego głos brzmiał na­tu­ral­nie.

– Oczy­wi­ście. – Się­gnęła po ko­lejny no­tat­nik, tym ra­zem w czar­nej opra­wie. – Pan Fo­glar, Oskar Fo­glar – po­wtó­rzyła, za­pi­su­jąc jego na­zwi­sko prze­pięk­nym, po­chy­lo­nym pi­smem. – Pod ja­kim ad­re­sem pana znajdę?

– Ad­re­sem?

– Prze­cież nie mieszka pan z ciotką, a pań­ska matka nie żyje i jej dom... – Znów się za­ru­mie­niła. Wie­działa o tym, a to zna­czyło, że się nim in­te­re­so­wała przez te wszyst­kie lata. – Chcia­ła­bym prze­słać przez gońca wia­do­mość o naj­bliż­szym wol­nym ter­mi­nie albo prze­każę ojcu, by zło­żył panu wi­zytę oso­bi­ście.

– Ach, oczy­wi­ście. – Oskar po­czuł się lekko zmie­szany. Ni­gdy wcze­śniej nie zda­rzało mu się nic po­dob­nego. Na­wet wów­czas, kiedy od­rzu­ciła jego za­rę­czyny, wy­brnął z tego z twa­rzą. Nie miał przy so­bie karty wi­zy­to­wej, dla­tego po­dyk­to­wał pan­nie Sinc­lair ad­res swo­jego domu przy 21 Ar­ling­ton Street. – To ja­kieś... – szybko do­ko­nał ob­li­czeń w gło­wie – czter­na­ście prze­cznic stąd.

– Mniej wię­cej trzy i pół mili, znam to­po­gra­fię mia­sta, pa­nie Fo­glar. Dzię­kuję.

Chciał po­wie­dzieć coś jesz­cze, ale zre­zy­gno­wał.

– Do wi­dze­nia, Ge­ne­vieve – wy­po­wie­dział na głos jej imię. Po raz pierw­szy od sze­ściu lat...

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki