Zaplątani w konwenanse - Urszula Gajdowska - ebook
NOWOŚĆ

Zaplątani w konwenanse ebook

Gajdowska Urszula

4,1

24 osoby interesują się tą książką

Opis

Oskar Foglar, trzeci syn zmarłego starego hrabiego i dziedzic fortuny swej ciotki oraz babki, przed kilkoma laty przeżył wielki zawód miłosny, gdy został porzucony przez narzeczoną. To zmieniło jego życie i jego samego. Panna Genevieve Sinclair musiała kiedyś zrezygnować z wielkiej miłości i poświęcić się dla rodziny. Choć znalazła spełnienie w cichym życiu i opiece nad siostrami, w głębi serca nigdy nie zapomniała o tym uczuciu i mężczyźnie, który je wzbudził.
Ponowne spotkanie tych dwojga w niezwykłych okolicznościach wywoła prawdziwe trzęsienie ziemi. Dawne uczucia odżywają z wielką mocą, co sprawi, że złamane zostaną liczne zasady panujące w społeczeństwie XIX-wiecznej Anglii.
Jakie przygody i niebezpieczeństwa czekają Genevieve i Oskara?
Czy uda im się wyjaśnić przeszłość i stworzyć wspólną przyszłość?
I czy wyrwą się z duszących konwenansów?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 317

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (27 ocen)
12
9
3
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
akaniuk85

Nie oderwiesz się od lektury

"Zaplątani w konwenanse" Urszula Gajdowska Nie ukrywam, że w głębi duszy jestem romantyczką i niejednokrotnie towarzyszyło mi poczucie, iż nie odnajduję się w pełni w czasach, w jakich przyszło mi żyć. Zapewne wielu z was wyda się to zabawne, a nawet śmieszne, ale nieraz uciekając w świat nierealnych marzeń, wyobrażałam sobie, jak by to było być młodą damą na salonach, o której względy zabiegać będą młodzi, przystojni dżentelmeni. Dziś już wiem, że nigdy więcej nie ulegnę takowym mrzonkom. Mało tego, jestem wdzięczna, że owo marzenie, nigdy nie będzie miało szansy się ziścić. A wszystko za przyczyną przeczytanej przeze mnie w ostatnim czasie najnowszej książki Urszula Gajdowska autorka „Zaplątani w konwenanse”, o której chciałabym opowiedzieć wam nieco więcej. Zanim jednak skupimy się na samej powieści, nadmienię tylko, że przed jej lekturą warto jest sięgnąć po dwie inne książki autorki tj. „Zaklęta w ciszy” oraz „Zagubionego w mroku”, gdyż ich akcja toczy się bezpośrednio przed nap...
10
jkowalczyk_3

Nie oderwiesz się od lektury

Książka podejmuje ciekawe tematy i problemy, z którymi zmaga się człowiek XXI wieku.
00
Anisa15

Nie oderwiesz się od lektury

Kiedyś byli sobie bliscy. Los, a może nieprzemyślane decyzje ich rozłączyły. Teraz znów się spotykają. Na nowo połączy ich wspólny cel , a może coś innego? Książki Urszuli Gajdowskiej jak zawsze gwarantują świetną przygodę, wciągający romans i mnóstwo zaskakujących wydarzeń. Nie inaczej jest tym razem. Ponownie spotykamy się z bohaterem poprzednich powieści Oskarem, który jednak w tej książce gra pierwsze skrzypce. Jeśli dodamy do tego poszukiwanie zaginionych broszek, które razem tworzą mapę do tajemniczego skarbu, pojedynki, napady, porwanie, tajemniczy zamek to otrzymujemy świetny, a przy tym wciągający romans przygodowy. Poza solidną dawką przygody mamy okazję poznać tytułowe konwenanse czasów, w których powieść się rozgrywa. Dbałość o reptuacje czy brak akceptacji inności drugiego człowieka to tylko niektóre z nich. Czy głównym bohaterom udaje się je nagiąć i postępować zgodnie z własnym sumieniem, a nie tym co jest powszechnie przyjęte? Przekonacie się sięgając po książkę. ...
00
joanpio

Nie oderwiesz się od lektury

lubię
00
Maria-szafirska8

Nie oderwiesz się od lektury

II / 2025
00

Popularność




Co­py­ri­ght © Ur­szula Gaj­dow­ska Co­py­ri­ght © 2025 by Lucky
Pro­jekt okładki: Ilona Go­styń­ska-Rym­kie­wicz
Źró­dło ob­razu: ana, sur­face Change (stock.adobe.com)
Skład i ła­ma­nie: Mi­chał Bog­dań­ski
Re­dak­cja i ko­rekta: Bar­bara Ramza-Ko­ło­dziej­czyk
Wy­da­nie I
Ra­dom 2025
ISBN 978-83-68261-36-3
Wy­daw­nic­two Lucky ul. Że­rom­skiego 33 26-600 Ra­dom
Dys­try­bu­cja: tel. 501 506 203 48 363 83 54
e-mail: kon­takt@wy­daw­nic­two­lucky.plwww.wy­daw­nic­two­lucky.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

1

City Road, Lon­dyn,paź­dzier­nik 1824 roku

Oskar, naj­młod­szy spo­śród dzieci zmar­łego hra­biego Fo­glara po­cho­dzą­cych z pra­wego łoża, uwa­żany przez ro­dzeń­stwo za naj­bar­dziej roz­ryw­ko­wego i opty­mi­stycz­nie na­sta­wio­nego do ży­cia, wy­sko­czył z do­rożki na mo­kry chod­nik i po­pra­wia­jąc wy­soki koł­nierz płasz­cza, prze­biegł na drugą stronę ulicy. Za­trzy­mał się przed bu­dyn­kiem, któ­rego ad­res wid­niał na ele­ganc­kiej wi­zy­tówce po­da­ro­wa­nej mu przez ciotkę, lady Dar­ding­ton. Świece w la­tar­niach mi­go­tały w desz­czu, a wil­goć prze­ni­kała po­wie­trze, wy­peł­nia­jąc je za­pa­chem mo­krej gliny i koni.

W tym mo­men­cie, mimo że ad­res wy­dru­ko­wano na dro­gim, gru­bym pa­pie­rze, li­tery zlały się z tłem, two­rząc nie­wy­raźną plamę, dla­tego mu­siał się tro­chę wy­si­lić, nim po­rów­nał na­pis z szyl­dem wi­szą­cym na bu­dynku z czer­wo­nej ce­gły:

LON­DI­NIUM INQU­IRY SERVI­CES

116 CITY ROAD

LON­DON, EC1

Oskar prze­chy­lił głowę, przez co woda wdarła mu się za koł­nierz płasz­cza. Wzdry­gnął się z zimna, a kro­ple desz­czu spły­nęły mu po twa­rzy. Na prośbę ciotki, brzmiącą ra­czej jak po­le­ce­nie, prze­rwał po­byt w po­sia­dło­ści star­szego brata Za­dara w hrab­stwie Sus­sex i wró­cił do sto­licy, by za­jąć się sprawą za­gi­nię­cia bi­żu­te­rii ro­do­wej. Miał na­dzieję, że nie za­bie­rze mu to zbyt wiele czasu i uda mu się wró­cić do po­sia­dło­ści Za­dara przed zjaz­dem ro­dzin­nym pla­no­wa­nym na Boże Na­ro­dze­nie, a jego brat na do­bre w tym cza­sie roz­go­ści się w wy­re­mon­to­wa­nym domu wraz ze świeżo po­ślu­bioną mał­żonką, do nie­dawna wi­ceh­ra­biną McKen­zie.

Ma­de­line w prze­bra­niu le­ka­rza po­kła­do­wego wy­ru­szyła z nimi stat­kiem ku wy­brze­żom Ame­ryki Po­łu­dnio­wej w po­szu­ki­wa­niu le­gen­dar­nego skarbu pi­ra­tów z Brac­twa Wy­brzeża, a Oskar już pierw­szego dnia od­krył jej se­kret.

Mimo fa­tal­nej po­gody uśmiech­nął się pod no­sem na wspo­mnie­nie tam­tej chwili, kiedy po­ma­ga­jąc mu w opa­no­wa­niu skut­ków cho­roby mor­skiej, Ma­de­line McKen­zie nie­opatrz­nie się po­chy­liła, wy­pi­na­jąc w jego kie­runku ty­powo ko­biece bio­dra. Przez nie­mal cały rejs Oskar brał udział w tej ma­ska­ra­dzie i zbie­rał za­kłady o to, czy jego star­szy brat, ka­pi­tan, w końcu się zo­rien­tuje. Te­raz przy­szło mu do głowy, że ciotka po­wie­rzyła mu za­da­nie zna­le­zie­nia bi­żu­te­rii wła­śnie dla­tego, że był tak spo­strze­gaw­czy i po­tra­fił cał­kiem nie­źle kła­mać.

Deszcz ustał, a zza chmur wyj­rzało słońce. Oskar pod­szedł do wy­so­kich drew­nia­nych drzwi po­ma­lo­wa­nych na krwi­sto­czer­wony ko­lor, za­stu­kał mo­siężną ko­łatką, za­kasz­lał dwu­krot­nie, po czym wszedł do środka. Po­wie­trze we­wnątrz było cie­płe, a za­pach dę­bo­wego drewna i wo­sku świec two­rzył przy­jemną at­mos­ferę. Od­wie­sił płaszcz na umiesz­czo­nym w przed­sionku wie­szaku i prze­szedł ko­ry­ta­rzem do otwar­tych drzwi ga­bi­netu na jego końcu.

– Dzień do­bry. Na­zy­wam się Fo­glar i przy­sze­dłem w spra­wie de­pe­szy nada­nej przez ba­ro­nową Dar­ding­ton – ode­zwał się z lek­kim nie­po­ko­jem i chrypką w gło­sie do mło­dej ko­biety o ja­snych lo­kach, które spięte z tyłu głowy spły­wały na jej lewe ra­mię.

Po­łowę jej twa­rzy przy­sła­niała gę­sta grzywka. Dziew­czyna sie­działa po­chy­lona nad pa­pie­rami przy biurku w ga­bi­ne­cie, któ­rego wnę­trze zdo­biły sub­telne or­na­menty i de­li­katne, ak­sa­mitne za­słony, które bu­do­wały kli­mat wy­ra­fi­no­wa­nej ele­gan­cji.

Spo­dzie­wał się zo­ba­czyć tu męż­czy­znę, ale naj­wy­raź­niej nie tylko on opto­wał za prze­ła­my­wa­niem ba­rier spo­łecz­nych i oby­cza­jo­wych. Hra­bia Sinc­lair za­pewne rów­nież hoł­do­wał po­stę­powi i za­trud­nił tu ko­bietę w roli se­kre­tarki, asy­stentki lub ja­kiejś in­nej po­mocy. Pew­nie nie mnie pierw­szego za­sko­czył taki wi­dok – po­my­ślał Oskar i upo­mniał sam sie­bie, by się na nią nie ga­pić.

– Dzień do­bry – od­po­wie­działa ko­bieta. Nie unio­sła głowy, tylko kon­ty­nu­owała swoje za­pisy pió­rem. Nie za­szczy­ciła Oskara spoj­rze­niem, co było dla niego no­wym do­świad­cze­niem. Być może była tak po­chło­nięta pracą, że cały świat wo­kół niej prze­stał ist­nieć.

– Cho­dzi o za­gi­nione klej­noty ba­ro­no­wej – ode­zwał się znowu po mi­nu­cie ocze­ki­wa­nia na ja­ką­kol­wiek re­ak­cję, co wy­sta­wiało jego cier­pli­wość na próbę. Prze­łknął ślinę, ale chrypka nie ustą­piła. Dla­tego py­tał da­lej zmie­nio­nym gło­sem: – Czy po­wia­do­miono pana Sinc­la­ira o tej spra­wie?

– Klej­noty zra­bo­wane przez pi­ra­tów? – spy­tała dziew­czyna, pod­no­sząc na chwilę wzrok. Nie do­tarła tym spoj­rze­niem na­wet do jego twa­rzy, a jej głos był rów­nie obo­jętny co lon­dyń­ska mgła za oknem. Od­su­nęła teczkę z do­ku­men­tami, które prze­glą­dała, a jej dło­nie de­li­kat­nie prze­su­nęły no­tat­nik w zie­lo­nej, atła­so­wej okładce. Wszyst­kie przed­mioty na jej biurku uło­żone były w ide­al­nym po­rządku, rów­no­le­gle do sie­bie.

Oskar, z za­wodu ar­chi­tekt, zwra­cał uwagę na każdy de­tal. Zwy­kle jego wzrok przy­ku­wały twarz i krą­głe kształty ko­biet, tym ra­zem jed­nak za­fa­scy­no­wany był dłońmi i tym, jak zgrab­nie ope­ro­wały pió­rem.

– Tak, otrzy­ma­li­śmy ta­kie zgło­sze­nie – po­twier­dziła, od­su­nęła no­tat­nik na po­przed­nie miej­sce i znów za­nu­rzyła się w lek­tu­rze do­ku­men­tów.

Oskar za­czy­nał od­czu­wać po­iry­to­wa­nie. Przy­wy­kły do afir­ma­cji ze strony płci pięk­nej, nie po­tra­fił po­ra­dzić so­bie z jaw­nym bra­kiem aten­cji. W jego umy­śle ro­sła nie­cier­pli­wość ni­czym bu­rza nad Ta­mizą, która szy­ko­wała się na dru­gie po­dej­ście tego dnia.

– Hmm, hmm – od­chrząk­nął dwu­krot­nie, sta­ra­jąc się przy­cią­gnąć jej uwagę.

– Pro­szę się na­pić wody – rzu­ciła pod no­sem, nie od­ry­wa­jąc wzroku od pa­pieru. Ale po­nie­waż gość nie za­re­ago­wał, do­dała: – Je­śli za­schło panu w ustach, pro­szę się po­czę­sto­wać. – Wska­zała dło­nią nie­wielki sto­lik pod oknem, na któ­rym stał dzba­nek wy­peł­niony wodą i dwie szklanki lśniące jak krysz­tały w bla­sku lamp oświe­tla­ją­cych po­kój.

– Dzię­kuję, nie trzeba – od­parł Oskar, choć w isto­cie za­schło mu w ustach.

– W po­rządku – rzu­ciła dziew­czyna i prze­wró­ciła stronę w swoim no­tat­niku, jakby to był naj­waż­niej­szy gest na świe­cie.

– A mógł­bym się do­wie­dzieć, na ja­kim eta­pie jest śledz­two? – nie wy­trzy­mał Oskar i pod­szedł do biurka, chcąc ją zmu­sić do zwró­ce­nia na niego uwagi. Nie po­skut­ko­wało. – Chciał­bym roz­ma­wiać z pa­nem Sinc­la­irem – po­wie­dział sta­now­czo.

– Roz­ma­wia pan ze mną – od­rze­kła, w końcu uno­sząc głowę i spo­glą­da­jąc na niego przez oku­lary w de­li­kat­nych, zło­tych opraw­kach. – Też no­szę to na­zwi­sko i mam wgląd do wszyst­kich do­ku­men­tów – wy­szep­tała i za­mil­kła, wpa­tru­jąc się w niego z uwagą.

– Nie przy­po­mina pani de­tek­tywa, do któ­rego przy­słała mnie ciotka – za­uwa­żył Oskar, nie kry­jąc zdzi­wie­nia. Roz­po­znał ją, ale miał na­dzieję, że ona jego nie, dla­tego sta­rał się za­cho­wy­wać z uprzej­mym dy­stan­sem. Mi­nęło sześć lat. Zmie­nił fry­zurę, zmęż­niał, opa­lił się pod­czas wy­prawy stat­kiem. Ona też prze­szła sporą me­ta­mor­fozę. Z de­li­kat­nej panny na wy­da­niu, choć już nie de­biu­tantki, prze­isto­czyła się w młodą ko­bietę. Jej rysy na­brały szla­chet­niej­szego wy­razu, co pod­kre­ślił inny spo­sób ucze­sa­nia i do­bór ko­lo­ry­styczny stro­jów. Wcze­śniej no­siła de­li­katne róże i żół­cie, nie wi­dy­wał jej w ciem­nych stro­jach, tak bar­dzo kon­tra­stu­ją­cych z bielą jej kar­na­cji.

– Dzięki Bogu. Z jego ta­lią nie zmie­ści­ła­bym się w ten uro­czy kom­ple­cik – od­parła ża­tro­bli­wie, wska­zu­jąc dło­nią na do­pa­so­wany ża­kiet i ele­gancką suk­nię dzienną. – W ten wą­ski fo­tel rów­nież – do­dała z uśmie­chem, który roz­ja­śnił całe po­miesz­cze­nie, i zdjęła oku­lary. – Wi­tam, pa­nie Fo­glar. Nie spo­dzie­wa­łam się... – urwała. Jed­nak go roz­po­znała.

Jej mina i ton głosu zmie­niły się w se­kundę. Pew­nie po­cząt­kowo są­dziła, że roz­ma­wia z któ­rymś z mo­ich braci – uznał Oskar. Mo­gła od­nieść ta­kie wra­że­nie, bo z po­wodu prze­zię­bie­nia jego głos upodob­nił się do głosu Za­dara, wilka mor­skiego, któ­rego struny gło­sowe zdarła sól mor­ska i na­miar rumu. Szlag ja­sny! – za­klął w my­ślach. Ciotka chyba spe­cjal­nie go tu wy­słała. Wie­działa, że może na­tknąć się na Ge­ne­vieve. Nie­gdyś jego słodką przy­ja­ciółkę, póź­niej obiekt wes­tchnień i po­waż­nych pla­nów ma­try­mo­nial­nych. Tę samą, która nie dała mu szansy udo­wod­nić, jak do­brze by­łoby im ra­zem. Wy­brała in­nego. Tak mu po­wie­działa.

– Mnie rów­nież jest miło pa­nią... Za­raz, za­raz Sinc­lair? Na­dal Sinc­lair?! Czyli nie wy­szła pani za mąż?!

Był zdu­miony tym jesz­cze bar­dziej niż sa­mym spo­tka­niem jej w ta­kim miej­scu.

Do­brze pa­mię­tał ich ostat­nią roz­mowę. On wy­znał jej mi­łość, a ona oznaj­miła, że sy­tu­acja się zmie­niła, że po­ja­wił się ktoś inny i że ma o niej za­po­mnieć. Tak po pro­stu za­po­mnieć. Niby jak? Do cięż­kiej cho­lery!

Ge­ne­vieve zmie­szała się na mo­ment, ale szybko od­zy­skała swój spo­kojny wy­raz twa­rzy.

– Nie, pa­nie Fo­glar, nie wy­szłam za mąż. Jak pan wi­dzi, ży­cie nie za­wsze układa się we­dług na­szych pla­nów – od­po­wie­działa, a jej głos zmiękł, na­brał no­stal­gicz­nego tonu. Jej oczy, choć twarde, zdra­dzały ukryte emo­cje.

Oskar po­czuł, jakby wielki głaz, który przy­ci­skał jego piersi przez ostat­nie sześć lat, na­gle zsu­nął się na pod­łogę. Skoro jed­nak nie wy­szła za mąż, to z ja­kiego po­wodu go od­rzu­ciła? Nie dla wiel­kiej mi­ło­ści czy chwili na­mięt­no­ści z in­nym, która zo­bo­wią­za­łaby ją do ślubu. Dla­czego za­tem? – za­sta­na­wiał się.

Ci­sza, która za­pa­dła mię­dzy nimi, była pełna nie­wy­po­wie­dzia­nych słów i wspo­mnień.

– Aha – wy­rzu­cił z sie­bie Oskar. Gdyby nie fakt, że sprawa, którą miał za­ła­twić, była po­ważna, to może by wy­szedł. Tym­cza­sem prze­spa­ce­ro­wał się po ga­bi­ne­cie, za­trzy­mu­jąc się przy oknie. Deszcz znowu za­czął pa­dać.

– Czy za­sta­łem pani ojca? – spy­tał, czu­jąc, że nie po­wi­nien do­py­ty­wać wię­cej o sprawy oso­bi­ste. W końcu to ona rzu­ciła jego, wy­bie­ra­jąc... coś in­nego... Nie­istotne! W tam­tej jed­nej chwili po­de­ptała jego uczu­cia, czy­niąc go cy­ni­kiem i spra­wia­jąc, że za­czął na­gi­nać wszel­kie za­sady i cho­wać się za po­czu­ciem hu­moru. Po­sta­no­wił uda­wać obo­jęt­nego. Chłodna re­zerwa była czymś, czego uczono go od dzie­ciń­stwa, i dzięki Bogu nie prze­spał tych lek­cji.

Ge­ne­vieve ode­tchnęła głę­boko, jakby zrzu­ca­jąc z sie­bie cię­żar daw­nych wspo­mnień.

– Nie­stety, mój oj­ciec nie ma w zwy­czaju prze­by­wać w tym miej­scu. Gdyby tak czy­nił, jego dzia­ła­nie na­bra­łoby ofi­cjal­nego cha­rak­teru. To biuro to pry­watna ini­cja­tywa fi­nan­so­wana przez hra­biego, który chciałby za­cho­wać ano­ni­mo­wość, ale jed­no­cze­śnie mieć wpływ na wy­kry­wa­nie spraw kry­mi­nal­nych w mie­ście, ale skoro jest pan sio­strzeń­cem lady Dar­ding­ton, a ta za­pew­niła nas o pań­skiej dys­kre­cji, zdra­dzę panu, że oj­ciec zaj­muje się ak­tu­al­nie jed­nym ze śledztw – od­po­wie­działa, kła­dąc pióro na biurku. Za­uwa­żył, że jej dło­nie za­częły lekko drżeć. Więc nie po­zo­sta­wała obo­jętna na jego osobę! Czy­niła jed­nak wszystko, aby uda­wać, że to spo­tka­nie nie zro­biło na niej wra­że­nia. Może to i le­piej – stwier­dził i pod­jął tę grę.

– A kiedy i gdzie mógł­bym się z nim zo­ba­czyć? – do­py­ty­wał, nie chcąc opusz­czać ga­bi­netu bez kon­kret­nej od­po­wie­dzi.

– Trudno po­wie­dzieć. Hra­bia otrzy­mał od sa­mego króla Je­rzego Czwar­tego zle­ce­nie, które wy­maga na­tych­mia­sto­wej uwagi. Je­śli bę­dzie pan tak uprzejmy, pro­szę o cier­pli­wość. Król Je­rzy Czwarty – po­wtó­rzyła – oso­bi­ście za­an­ga­żo­wał się w tę sprawę, a jego czas jest te­raz bar­dzo cenny.

Oskar ski­nął głową, pró­bu­jąc sku­pić się na spra­wie skra­dzio­nej bi­żu­te­rii ro­do­wej, mimo że w jego gło­wie na­dal krą­żyły py­ta­nia do­ty­czące Ge­ne­vieve.

– In­te­re­su­jące – stwier­dził, ale nie ru­szył się ani o cen­ty­metr. Z unie­sioną brwią wpa­try­wał się w ko­bietę.

– Je­śli to wszystko...

– Nie wszystko – nie po­zwo­lił jej do­koń­czyć. – Bar­dzo mi za­leży na roz­wi­kła­niu tej sprawy przed Bo­żym Na­ro­dze­niem, a zdaje się, że nie jest ona je­dyną, która do­ty­czy mo­jej ro­dziny, i je­stem zmu­szony na­le­gać, aby umó­wiła mnie pani ze swoim oj­cem w moż­liwe naj­bliż­szym ter­mi­nie, panno Sinc­lair. A tu – wy­do­był z we­wnętrz­nej kie­szeni płasz­cza ko­pertę – mam za­liczkę na po­czet te­goż przed­się­wzię­cia. – Wy­cią­gnął ko­pertę przed sie­bie, zmu­sza­jąc ją do re­ak­cji. – Panno Sinc­lair – upo­mniał ją, kiedy za­sty­gła w bez­ru­chu. – Pro­szę.

Ko­bieta za­ru­mie­niła się w bar­dzo uro­czy spo­sób, co nie uszło jego uwa­dze. Do stu dia­błów! – klął w my­ślach na ca­łego. Są­dził, że wy­zbył się tej sła­bo­ści, ale ona przy­cza­iła się tylko w cie­niu i sko­rzy­stała z oka­zji, by wyjść i znów mą­cić mu w gło­wie.

– Dzię­kuję – od­rze­kła Ge­ne­vieve, wsta­jąc zza biurka. Wy­cią­gnęła przed sie­bie dłoń bez rę­ka­wiczki.

Po­dał jej ko­pertę, a na­stęp­nie chwy­cił drugą dłoń dziew­czyny, by przy­pie­czę­to­wać umowę, jed­nak nim zdą­żył unieść ją i uca­ło­wać, jak to miał w zwy­czaju, Ge­ne­vieve po­trzą­snęła swoją ni­czym męż­czy­zna i wy­co­fała się, po czym po­now­nie za­sia­dła za biur­kiem.

Czyli ona też oba­wia się wła­snych re­ak­cji – dy­wa­go­wał, mru­żąc po­wieki. Mógł się jej bez­kar­nie przy­glą­dać, bo sta­rała się za wszelką cenę uni­kać kon­taktu wzro­ko­wego. Może było jej wstyd, może czuła się winna...

– Wpi­sze mnie pani na ja­kiś ter­min? – spy­tał, dba­jąc, by jego głos brzmiał na­tu­ral­nie.

– Oczy­wi­ście. – Się­gnęła po ko­lejny no­tat­nik, tym ra­zem w czar­nej opra­wie. – Pan Fo­glar, Oskar Fo­glar – po­wtó­rzyła, za­pi­su­jąc jego na­zwi­sko prze­pięk­nym, po­chy­lo­nym pi­smem. – Pod ja­kim ad­re­sem pana znajdę?

– Ad­re­sem?

– Prze­cież nie mieszka pan z ciotką, a pań­ska matka nie żyje i jej dom... – Znów się za­ru­mie­niła. Wie­działa o tym, a to zna­czyło, że się nim in­te­re­so­wała przez te wszyst­kie lata. – Chcia­ła­bym prze­słać przez gońca wia­do­mość o naj­bliż­szym wol­nym ter­mi­nie albo prze­każę ojcu, by zło­żył panu wi­zytę oso­bi­ście.

– Ach, oczy­wi­ście. – Oskar po­czuł się lekko zmie­szany. Ni­gdy wcze­śniej nie zda­rzało mu się nic po­dob­nego. Na­wet wów­czas, kiedy od­rzu­ciła jego za­rę­czyny, wy­brnął z tego z twa­rzą. Nie miał przy so­bie karty wi­zy­to­wej, dla­tego po­dyk­to­wał pan­nie Sinc­lair ad­res swo­jego domu przy 21 Ar­ling­ton Street. – To ja­kieś... – szybko do­ko­nał ob­li­czeń w gło­wie – czter­na­ście prze­cznic stąd.

– Mniej wię­cej trzy i pół mili, znam to­po­gra­fię mia­sta, pa­nie Fo­glar. Dzię­kuję.

Chciał po­wie­dzieć coś jesz­cze, ale zre­zy­gno­wał.

– Do wi­dze­nia, Ge­ne­vieve – wy­po­wie­dział na głos jej imię. Po raz pierw­szy od sze­ściu lat...

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki