Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Pewnego dnia do detektyw Sary Miłockiej przychodzi żona wpływowego polityka, który może zostać premierem Polski, i informuje, że mąż chce ją zabić. Sara nie przyjmuje zlecenia, a następnego dnia kobieta znika bez śladu. Śledztwo w tej sprawie rozpoczyna komisarz Adam Myśliwy i detektyw Sara Miłocka… On – wypalony policjant, ona – niespełniona detektyw. On uważa jej zawód za niepoważną i nieudolną zabawę w stróża prawa, ona nie ma najlepszego zdania o polskiej policji. Ich wzajemna niechęć musi jednak ustąpić współpracy, bo tylko w ten sposób komisarz Adam Myśliwy i detektyw Sara Miłocka mają szansę rozwikłać sprawę, którą żyje cała Warszawa... To pierwsza część w serii o komisarzu Myśliwym i detektyw Miłockiej.
Kamila Denis – ukończyła dziennikarstwo na Uniwersytecie w Szczecinie i Poznaniu. Jest autorką powieści Nieukarani.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 516
Rok wydania: 2023
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Kamila Denis
Zasypane popiołem
Tom 1Komisarz Adam Myśliwy
LIND & CO
LIND & CO
@lindcopl
e-mail: [email protected]
Tytuł oryginału:
Zasypane popiołem
Tom 1 Komisarz Adam Myśliwy
Wszystkie prawa zastrzeżone.
Książka ani jej część nie może być przedrukowywana ani w żaden inny sposób reprodukowana lub odczytywana w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody Wydawnictwa Lind&Co Polska sp. z o o.
Wydanie I, 2024
Projekt okładki: Magdalena Zawadzka Auresusart
Grafiki na okładce:
Raggedstone/shutterstock
nevodka/shutterstock
Copyright © dla tej edycji:
Wydawnictw0 Lind&Co Polska sp. z o o, Gdańsk, 2024
ISBN 978-83-67494-87-8
Opracowanie ebooka Katarzyna RekWaterbear Graphics
środa 1 września
Chodnikowa płyta pękła pod kołami dostawczej ciężarówki. Kierowca wyjrzał przez okno i na tym skończyło się zainteresowanie szkodami, jakie wyrządził na jednym z warszawskich osiedli. Razem ze swoim pomocnikiem mieli konkretną robotę do wykonania, a bardziej, niż jakość usług, liczył się czas. Rozładowanie naczepy zajęło im raptem kilka minut. Nie było tego dużo. Właściwie nie rozumieli, dlaczego ich wynajęto, skoro ładunek można było przewieźć osobowym autem. Niezbyt długo zaprzątali sobie tym głowy, bo zleceniodawca zapłacił za pełny kurs.
Sara Miłocka obserwowała ich z trzeciego piętra kamienicy, wyglądając zza pożółkłej, cuchnącej papierosowym dymem firanki. Gładziła przy tym krótko ostrzyżone włosy, drażniące i łaskoczące delikatne wnętrze dłoni. Chorobliwa ciekawość nie pozwoliła jej odejść od okna. Była jak ta staruszka z trwałą spod szóstki, która od rana do nocy ślęczy na parapecie wyłożonym poduszkami. Jedyne, co je różniło, oczywiście poza komfortem prowadzonych obserwacji, to cel. Sara nie zabijała w ten sposób nudy, ale dbała o bezpieczeństwo mieszkańców. To, co zobaczyła, wydało jej się podejrzane. Przekrzywiona rejestracja wyglądała na zamocowaną w pośpiechu, a sama furgonetka nie miała żadnego napisu czy logo. Dwóch typów w szarych kombinezonach, którzy właśnie z niej wysiedli, wyglądało dokładnie tak, jak w filmach przedstawiani są fałszywi monterzy kablówki, będący w rzeczywistości płatnymi mordercami.
Kiedy z naczepy półciężarówki wyjęli karton, Miłocka nie miała już żadnych wątpliwości, że coś tu śmierdzi. Jeden z podejrzanych mężczyzn zniknął w wejściu do kamienicy, drugi odpalił papierosa i czekał.
Nagły piłujący dźwięk sprowadził Sarę na ziemię. Chyba pierwszy raz usłyszała dzwonek do drzwi. Włoski na jej karku się najeżyły. Miękko stawiając stopy, podeszła do drzwi i zerknęła przez wizjer. Zniekształcona, zaokrąglona twarz zdradzała zniecierpliwienie. Szary uniform, czapeczka z daszkiem. Było coś na niej napisane, ale nie mogła tego odczytać.
– Pomyłka! Nic nie zamawiałam! – zawołała, bacznie obserwując reakcję mężczyzny.
– Pani Sara Miłocka?
– Bo co?
– Bo jajco – usłyszała mruknięcie. – Mam dla pani paczkę. Zleceniodawca opłacił przesyłkę.
Otworzyła drzwi, nie zsuwając łańcuszka.
– Kto?
– Igor Kostrzycki.
„Ekspresowe przeprowadzki” – taki napis widniał na czapce z daszkiem.
– A to kutas.
– Kutas nie kutas, nadał i opłacił przesyłkę. Spieszy mi się. Proszę podpisać.
Zamknęła drzwi, zsunęła łańcuszek i ponownie je otworzyła, tylko szerzej.
– Ekspresowe przeprowadzki – powiedziała, kwitując odbiór i kręcąc głową z niedowierzaniem.
Na dole trzasnęły drzwi. Musiał być przeciąg. Na klatce schodowej starej kamienicy wiecznie były przeciągi i zimno jak w lodowni, za to w mieszkaniach można było się udusić. Sara zerknęła na półpiętro. Mignęła jej jakaś twarz i kawałek niebieskiego fartucha w drobne kwiatki. Oczywiście. Stara spod szóstki węszyła.
– Dziękuję za paczkę! Cały dzień na nią czekałam! – zawołała donośnie Sara, nie przejmując się, że kurier patrzy na nią jak na wariatkę.
– Miłego dnia – mężczyzna pożegnał się zmieszany i czym prędzej pognał w dół.
Wtaszczyła pudło do przedpokoju. Szkoda, że Igor nie był tak wspaniałomyślny, żeby opłacić usługę wniesienia paczki do mieszkania. Przesunęła ją nogą, bliżej pokoju i światła dziennego. Domyślała się, co jest w środku. Ubrania, książki, kosmetyki, czyli to wszystko, co zostawiła w domu narzeczonego w dniu burzliwego rozstania i co należało do życia, które bezpowrotnie porzuciła. Gdyby nie ciekawość, pewnie w ogóle nie otworzyłaby kartonu. Chciała jednak coś sprawdzić. Zastanawiała się, dlaczego Igor postanowił odesłać jej rzeczy właśnie teraz. Po trzech miesiącach od wyprowadzki. Nagle wzięło go na porządki? Dopadł go sentyment?
Oderwała taśmę i otworzyła pudło.
Niestety w środku nie znalazła żadnego liściku, na który po cichu liczyła. Były za to starannie złożone ubrania, nie w stylu Igora, ale najwyraźniej jego nowej dziewczyny.
No cóż, było tak, jak myślała. Igor to zwykły kutas.
Zachciało jej się pić. Poszła więc do kuchni i zajrzała do lodówki. Ostatnia butelka Tyskiego nie zdążyła porządnie się schłodzić, ale to nic. Nie miała dużych wymagań co do alkoholu. Właściwie z każdym dniem były coraz mniejsze.
W kilka sekund opróżniła połowę butelki. Wróciła do przedpokoju i kilkoma kopnięciami, upchnęła rzeczy w kąt. Później podejmie decyzję, co z nimi zrobić. Może wyniesie je pod śmietnik, ktoś na pewno je sobie weźmie i zrobi z nich użytek. Mogłaby też je spalić. Byłoby to na pewno oczyszczające przeżycie.
Sara nie była typem dziewczyny, której życiowym celem jest założenie rodziny. Wątpiła, by nadawała się na żonę, a tym bardziej matkę. Teraz, z perspektywy czasu, przerażała ją myśl, że mogła zmienić swoje życie w coś tak sprzecznego ze swoim światopoglądem i charakterem. Aż trudno uwierzyć, że dała się tak stłamsić.
Kiedy poznała Igora, szukała swojego miejsca na świecie. Była zagubioną, dwudziestoparoletnią dziewczyną z niewielkiego miasteczka, którą Warszawa przeżuła i wypluła już pierwszego dnia pobytu. Jeden dzień wystarczył, by znienawidziła stolicę, by poczuła się w niej jak intruz. Igor zjawił się w odpowiednim miejscu i czasie. Wyciągnął rękę i pokazał możliwości obcego świata. Każdego dnia uczył ją, że nie warto się poddawać, a o marzenia trzeba walczyć jak lew. Dlatego gdy rok temu spytał, czy zostanie jego żoną, powiedziała „tak”.
Byliby małżeństwem od dwóch miesięcy. Byliby. Gdyby nie tamto. Gdyby nie jedno wydarzenie, które odcisnęło na niej piętno i zniszczyło wszystko, co miała. Nienawidziła Igora za to, że odpuścił, zostawił ją z tym wszystkim samą, choć miała świadomość, że to była jedyna słuszna decyzja.
Powiedział, że zrobił wszystko, co mógł. Więcej nie jest w stanie z siebie dać. Wystarczająco długo patrzył jak upada. Coraz niżej i niżej. „Jak długo można wyciągać rękę?”
Kawiarka zafurczała na gazie, odrywając Sarę od gorzkich wspomnień. Zupełnie zapomniała, że ją wstawiła. Pobiegła do kuchni i wlała do kubka podwójne espresso. Miała na sobie jedynie majtki i podkoszulek, a mimo to było jej gorąco. Usiadła na taborecie przy stole, wąskim blacie przymocowanym do boazerii na ścianie. Kuchnia była niespełna czterometrową klitką, ale tyle wystarczyło, by zrobić kawę i odgrzać coś w mikrofali.
W radiu ostrzegali właśnie przed nadchodzącą falą upałów.
– Zapowiada się najgorętszy wrzesień od dwudziestu pięciu lat. Dziś lepiej nie wychodzić z domu – grzmiała prezenterka.
– Żaden problem – skomentowała pod nosem Sara.
Ostatnio potrzebowała mocnych argumentów, żeby opuścić cztery ściany.
Przechyliła kubek z kawą do ust. Cuchnęła i smakowała jak smoła. I jak rozgrzana smoła poparzyła jej język, gdy podskoczyła na dźwięk przychodzącego SMS-a. Od trzech miesięcy telefon służył jej jedynie do sprawdzania godziny. Od czasu do czasu odzywała się Ela, jej siostra, ale nigdy o tak wczesnej porze.
Na widok nadawcy poczuła, jakby niewidzialna dłoń zacisnęła się na jej trzewiach.
Igor. Oczywiście.
„Hej, rzeczy dotarły? Mam dobrą wiadomość. Znaleźli się klienci na wynajem biura. Pomyślałem, że póki nie znajdziesz pracy, moglibyśmy dzielić się dochodami na pół. W końcu włożyłaś sporo pracy w odświeżenie pomieszczenia. PS Kiedy pokazywałem im lokal, przyszła jakaś kobieta. Bardzo chciała się z tobą zobaczyć. Podałem jej Twój nowy adres. Myślę, że ma dla Ciebie zlecenie, a ja wierzę, że dasz radę się go podjąć. Głęboko w środku wciąż jesteś silna”.
To był najdłuższy SMS, jaki dostała w życiu.
Upiła łyk mocnej kawy, by nie zwymiotować.
Odpisała, ale zaraz wszystko skasowała. Nazywanie eks pieprzonym idiotą, którego matka nie nauczyła, że nie podaje się czyjegoś adresu bez pytania, było ewidentnym dowodem na to, że dalej nie radzi sobie z rozstaniem i własnym życiem, choć minęło kilka miesięcy.
„Dasz radę!”, „Masz szczęście przed nosem, wystarczy, że wyciągniesz po nie rękę!”, „Możesz mieć wszystko, to zależy od ciebie!”. Czy tylko jej robiło się niedobrze od tych wszystkich tanich motywujących tekstów? Igor był mistrzem pozytywnego myślenia. Jeździł na różnego rodzaju sympozja i kursy, po których wracał odmieniony. Zabawne, że Sara od zawsze nie ufała ludziom, którzy myślą wyłącznie pozytywnie, a mimo to zakochała się właśnie w kimś takim. Może chodziło o to, że jej mroczna, posępna natura, węsząca wszędzie zagrożenie, wreszcie znalazła balans w postaci uśmiechniętego człowieka, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. O ile na początku jego energia ją motywowała, tak wtedy, gdy w jej życiu pojawiły się poważne problemy, teksty typu: „Wstań z łóżka, staw czoła światu”, tylko mocniej przygnębiały. Igor uważał, że depresja to choroba ludzi leniwych.
Pieprzyć coaching!
Już lepszy jest alkohol. Przynajmniej motywował ją do tego, by wstała z łóżka. W końcu jakoś trzeba było go kupić.
Sara zdała sobie sprawę, że po raz kolejny czyta wiadomość od Igora.
– Idiotka.
Co by o nim nie mówić, ich związek nie zawsze był tak pokręcony. Przez chwilę było nawet normalnie. Ona była jak normalna dziewczyna. Miała długie włosy, farbowała się na platynowy blond, nosiła sukienki i wychodziła z jego przyjaciółmi, mimo że nie miała zbyt wielu wspólnych tematów z młodymi stomatologami. Kiedy zaczęła zastanawiać się nad przyszłością ich związku, kiedy zaczynały nachodzić ją wątpliwości, czy jest przy Igorze sobą i czy on aby na pewno wsłuchuje się w jej potrzeby, oświadczył się. Pewnego dnia zaprowadził ją do lokalu kilka przecznic od ich mieszkania, a kiedy zatrzymali się przed wejściem, ujrzała potężny szyld z napisem: „Prywatna detektyw Sara Miłocka”.
– Wiem, że masz licencję, że zawsze o tym marzyłaś. Czas zrobić kolejny krok – powiedział, po czym uklęknął i z wewnętrznej kieszeni marynarki wyjął małe czerwone pudełeczko z pierścionkiem.
A więc jednak! Znał ją. Znał lepiej, niż jej się wydawało. Wreszcie ktoś potraktował jej marzenie poważnie. Igor w nią uwierzył i wspierał. Przynajmniej do czasu, kiedy wszystko szło po jego myśli. Kiedy TO WSZYSTKO się nie wydarzyło.
Pokonała ją na pozór błaha sprawa. Wyśledzenie niewiernej małżonki. Banał. A jednak z niebanalnym zakończeniem. Jej porażkę przypieczętował list od zleceniodawcy. Potrafiłaby zacytować go słowo w słowo wybudzona z głębokiego snu.
„Wiedziałem, że mnie zdradza, ale dopiero, gdy ujrzałem to na własne oczy, dotarło do mnie, jak bardzo nas skrzywdziła. Pałam pragnieniem zadania jej największego bólu, jaki można sobie wyobrazić. Dlatego dziś nas zabiję. Najpierw Krzysia, na jej oczach. Żeby przed śmiercią zrozumiała, do czego doprowadziła. Potem zrobię to z nami. Ja i tak jestem już martwy”.
Igor powtarzał, że to nie jej wina. Przecież prędzej czy później facet zyskałby pewność, że jego żona go zdradza. W pełni się z nim zgadzała, ale ta świadomość wcale nie pomagała poradzić sobie z koszmarami, z nieustannym wyobrażeniem krwawiącej rany z pleców Krzysia. Z tym, że wzięła tę sprawę, choć obiecała sobie, że śledzenie niewiernych małżonków to będzie ostatnia rzecz, której się podejmie. Igor mówił jednak, że od czegoś trzeba zacząć, schować dumę do kieszeni, żeby w przyszłości zajmować się naprawdę ważnymi zleceniami.
Igor mówił…
Sara przyznała mu rację. Jak zawsze. Wiedziała, że nie będzie łatwo pozyskać klientów, dobiegając trzydziestki i bez doświadczenia w branży. Nikt nie traktował jej poważnie.
Sęk w tym, że z facetem od początku coś było nie tak. Nie wzbudzał jej zaufania, ale wyparła to, żeby wpisać do CV pierwszą rozwiązaną sprawę.
* * *
Leżała już w łóżku, gdy usłyszała, że ktoś puka do drzwi. Wyjęła komórkę spod poduszki i sprawdziła godzinę. Dochodziła dziesiąta.
Naciągnąwszy kołdrę, odwróciła się na drugi bok. Skuliła się jak małe dziecko w nadziei, że intruz sobie pójdzie, ale pukanie nie ustawało.
Nagle w jej głowie zapaliła się czerwona lampka. Zaległy czynsz. Teodor. Właściciel mieszkania. Niech to szlag!
Bezszelestnie zsunęła się z kanapy. Podeszła do drzwi, ostrożnie stąpając na palcach. Przytknęła oko do wizjera i zmarszczyła czoło. Za drzwiami stała kobieta.
Sara wzięła głęboki wdech, wolno wypuściła powietrze i uchyliła drzwi.
Światło na klatce schodowej zgasło i przez chwilę widziała jedynie parę błyszczących oczu. Kobieta ani drgnęła. Usta tworzące dwie wąskie blade linie nie otworzyły się, choć to przecież nieznajoma waliła do drzwi, to ona czegoś od niej chciała.
– To chyba pomyłka – zirytowała się Sara.
– Nie, proszę. Pani Sara? Sara Miłocka?
– Być może. Kim pani jest?
To niemożliwe, by się znały, bo Sara miała doskonałą pamięć do ludzi. A jednak w kobiecie było coś znajomego. Może to ktoś, kogo minęła na ulicy poprzedniego dnia? Może stały obok siebie w kolejce do monopolowego?
– Nazywam się Tamara Lang. A pani… Pani musi mi pomóc.
– Mój… – Sara przewróciła oczami. – To znaczy Igor Kostrzycki musiał coś pani źle przekazać. Biuro detektywistyczne zostało zamknięte, a ja już się tym nie zajmuję. Do widzenia.
Miała już zatrzasnąć drzwi, gdy nieznajoma przetrzymała je ręką. W drobnym, drżącym ciele było zadziwiająco dużo siły.
– Nie może mi pani odmówić. – W głosie kobiety pojawiła się stanowczość zakrawająca na rozkaz, co nie spodobało się Sarze. – Jest pani moją ostatnią deską ratunku – dodała już błagalnym tonem. – Proszę pozwolić mi wejść i wszystko wyjaśnić. Po drodze minęłam pani sąsiadkę. Nie chciałabym, by ktoś mnie rozpoznał i… – Nerwowo obejrzała się przez ramię. – To zbyt niebezpieczne.
– Przykro mi, nie jestem już detektywem. Poza tym pora… – Sara zmarszczyła czoło i przez chwilę wpatrywała się w kobietę zza zmrużonych powiek. Olśniło ją. – Powiedziała pani Tamara Lang?
Odpowiedział jej blady uśmiech.
To była ona. Tamara Lang we własnej osobie.
Tylko, co do cholery, robi u niej żona czołowego polityka Społecznego Głosu?
Absurdalność sytuacji i ciekawość sprawiły, że ustąpiła i pozwoliła kobiecie wejść do mieszkania.
– Jest pani sama? – spytała.
– Mam nadzieję. Zrobiłam wszystko, żeby ich zgubić.
– Kogo? – Sara zrobiła duże oczy. Nie potrzebowała kolejnych kłopotów, a właśnie zaczynała je wyczuwać.
– Za chwilę wszystko wyjaśnię.
Sara ściągnęła kołdrę z kanapy i zwinąwszy ją, wcisnęła za oparcie.
– Przepraszam za bałagan. Jestem w trakcie przeprowadzki – skłamała.
– Nic nie szkodzi, to ja powinnam przeprosić za nagłe najście, w dodatku o takiej porze.
– To może ja zrobię coś do picia. Kawy, herbaty? Z góry uprzedzam, że nie mam mleka ani cytryny.
– Czarna kawa wystarczy.
Sara zniknęła na chwilę w kuchni. Kiedy wróciła, zastała kobietę siedzącą na krańcu kanapy, skuloną, ale jakby spokojniejszą. Podała jej kawę, a sama usiadła na krześle obok z kubkiem herbaty w ręku. Sondowała twarz kobiety, tłumacząc sobie w duchu, że nie mogła poznać jej od razu. Nawet jeśli wielokrotnie widywała jej zdjęcia na portalach internetowych i w telewizji. Tamara Lang w rzeczywistości wydawała się chudsza i drobniejsza. Zamiast różu na wystających kościach policzkowych wykwitły rumieńce, zamiast rozświetlacza błyszczał na nich pot. Czarny tusz znajdował się wszędzie, ale nie na rzęsach. Powieki były spuchnięte od płaczu. Włosy, zwykle starannie upięte, teraz bezwładnie opadały na ramiona. Kiedy kobieta zaczesywała kosmyk za ucho, Sara zwróciła uwagę na jej paznokcie, obgryzione niemal do krwi. Przy dekolcie zielonej, satynowej bluzki widniała tłusta plama. Tak, zdecydowanie jej wygląd odbiegał od publicznie prezentowanego wizerunku.
Sarze przemknęła przez głowę wstydliwa myśl. Gdyby zrobiła jej teraz zdjęcie, nieźle by na tym zarobiła. Brukowce walczyłyby jak lwy, licytując się o ujęcie kompromitujące żonę jednego z najważniejszych ludzi polskiej polityki. Nie byłby to tak smakowity kąsek, gdyby nie fakt, że Langowie uchodzili za idealne małżeństwo. Młodzi, piękni, nieskazitelni w każdym calu. Tamara Lang słynęła z wyczucia stylu. Wszędzie gdzie się pojawiała, roztaczała aurę piękna i elegancji, dzięki czemu interesowali się nią nie tylko dziennikarze polityczni, ale też ze świata show biznesu.
W idealnym małżeństwie coś jednak się wydarzyło. W przeciwnym razie Tamara Lang nie byłaby tu sama, zapłakana i roztrzęsiona jak zbity pies.
Zdradził ją. Chce dowodów jego zdrady, pomyślała Sara.
– Mogę polecić pani dobrego detektywa. A właściwie dwóch, jeśli…
– Rutkowski? Kamyczek? A może Polkowski?
Tamara Lang nadzwyczaj dobrze znała nazwiska warszawskich detektywów.
– Tak – wycedziła Sara. – Chciałam polecić Kamyczka, ewentualnie Polkowskiego.
– Mój mąż ma ich wszystkich w garści. Nikt mi nie uwierzy.
A więc jednak. Kłopoty.
– To dlatego pani do mnie przyszła? Nie miała pani innego wyjścia? – Uśmiechnęła się kwaśno.
Kobieta uniosła na nią szkliste spojrzenie. Sara była odporna na próby wywołania współczucia, ale w oczach Tamary Lang dostrzegła prawdziwą desperację.
– Mój mąż to niezwykle wpływowy człowiek.
– I zrobił coś złego, tak? Coś, co może zniszczyć jego karierę? – dopytywała. – Ewentualnie karierę detektywa, który weźmie sprawę – dodała ciszej.
– On… Chciał mnie zabić. I wiem, że wkrótce znów spróbuje.
Słowa niespodziewanie przecięły powietrze. Sara zastygła z kubkiem herbaty przy ustach. Para earl graya parzyła ją w twarz, mimo to nie była w stanie się ruszyć. W osłupieniu wpatrywała się, jak oczy Tamary Lang napełniają się łzami, a szczęka dygocze coraz mocniej. Od histerycznego wybuchu płaczu dzieliło ją kilka sekund.
Nagle kobieta chwyciła torebkę i wyjęła z niej półprzezroczystą fiolkę. Palcem wyłowiła mikroskopijną pastylkę i z wyraźnym uczuciem ulgi położyła na języku.
Sara dała kobiecie czas na uspokojenie i kiedy upewniła się, że eksplozja emocji nie nastąpi, odezwała się:
– To poważne oskarżenie. Jeśli podejrzewa pani… Jeśli próbował panią skrzywdzić, powinna pani pójść z tym na policję.
Tamara Lang wybuchła śmiechem. Kropelki śliny trysnęły z ust kobiety niczym rozpylona mgiełka.
– Żebym za chwilę zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach? – Uniosła brwi.
– Napije się pani wina? Bo ja chętnie.
W barku meblościanki stała ostatnia butelka Kadarki. Była otwarta, starczyło na wypełnienie dwóch kieliszków do połowy. Jeden z nich Sara podała kobiecie, ale ta natychmiast odłożyła go na ławę, jakby ją oparzył. Nie była jednak w stanie oderwać od niego wzroku. Sara spostrzegła, jak kobieta oblizuje suche usta i wszystko stało się jasne. Zbyt dobrze znała to uczucie, by się nie domyślić. Tamara Lang właśnie ze sobą walczyła. Miała już pewną kontrolę nad uzależnieniem, ale wciąż nie było jej łatwo.
– Kiedy? – spytała Sara, po czym wzięła duży łyk wina. Poczuła na języku przyjemnie cierpki smak i odetchnęła. – Kiedy pani mąż usiłował to zrobić? I przede wszystkim, dlaczego?
– Wszystko działo się w poniedziałek, w nocy – podjęła kobieta, utkwiwszy wzrok w podłodze. – Obudziłam się chwilę przed północą. W pierwszej chwili nie wiedziałam, co wyrwało mnie ze snu, ale zaraz usłyszałam odgłosy dochodzące z dołu. Tomasza nie było w łóżku. Nie zdziwiło mnie to, bo często pracuje do późna. Zeszłam po schodach w chwili, gdy zatrzasnęły się drzwi do jego gabinetu. Byłam gotowa zapukać, gdy nagle dotarł do mnie stłumiony głos. Damski głos. – Przygryzła wargę. – Zaczęłam nasłuchiwać. Tomasz rozmawiał z jakąś kobietą. Trudno było cokolwiek z tego zrozumieć. Wydawał się czymś zdenerwowany. Trząsł mu się głos. Ale jednocześnie mówił z taką… czułością. Zwracał się do niej „Lauro”. „Lauro, nie powinnaś tu przychodzić”, „Narażasz nas”. Docierały do mnie strzępki rozmowy, ale nie miałam wątpliwości, że to jego kochanka. W dodatku odniosłam wrażenie, że znają się długo, że to nie jakiś przelotny romansik. – Otarła spływającą po brodzie łzę i wziąwszy głęboki wdech, mówiła dalej: – Wtedy Tomasz jakby coś wyczuł, otworzył drzwi i nakrył mnie na podsłuchiwaniu. Zdołałam rzucić tej kobiecie przelotne spojrzenie. Na mój widok po prostu uciekła. Wydawała się tym przerażona.
– Tym?
– Że ją ujrzałam. Zabawne, bo dziś nie pamiętam nawet jej twarzy. Przed oczami mam jedynie jej długie, złociste włosy. Zawsze podobały mu się blondynki – powiedziała to, gładząc kasztanowy kosmyk opadający na czoło.
– Co działo się dalej?
– Usłyszałam, jak zatrzaskują się drzwi naszego domu, i wtedy się zaczęło. Tomasz wpadł w furię. Zaczął krzyczeć, wypytując mnie, jak wiele słyszałam. Czy o wszystkim wiem i co zamierzam z tym zrobić. Nic z tego nie rozumiałam. Wydawało mi się, że to ja powinnam być wściekła. Nakryłam go na zdradzie, ale on, zdaje się, mówił o czymś innym. Zaczęliśmy się kłócić. Powiedziałam, że go nienawidzę, że zmarnował mi życie. Widzi pani, ja dla niego zrezygnowałam ze wszystkiego, co kocham. Ze swoich marzeń i planów. – Znów otarła łzy, które nie przestawały płynąć. – Wtedy zaczęłam udawać, że słyszałam wszystko, o czym mówili i zagroziłam wyjawieniem tego prasie. Zaczął się miotać, krzyczeć. Zrzucał rzeczy z półek, przewrócił krzesło… Aż mnie uderzył. Tak mocno, że upadłam ogłuszona. Ocuciło mnie uczucie duszenia. Ale nie on mnie dusił. Nie rękoma. Wpychał mi do gardła tabletki nasenne i wlewał wódkę. Powiedział, żebym to wszystko połknęła. Wtedy poczuję się lepiej. Sama już nie wiem, ile we mnie tego wmusił, na ile chciałam to wszystko zażyć, żeby skończyć ze sobą raz na zawsze. Ocknęłam się dopiero w szpitalu. Powiedziano mi, że poddano mnie płukaniu żołądka i wkrótce przyjdzie do mnie mój terapeuta. Leczyłam się już w tej klinice, więc nikogo nie zdziwiła moja rzekoma próba samobójstwa. W południe odwiedził mnie Tomasz. Grał zatroskanego męża. Gładził po włosach i czule całował w czoło. Przeprosił i spytał, czy możemy zacząć od nowa. Przysiągł, że wszystko mi wyjaśni. Odparłam, że właściwie nie pamiętam, o co się pokłóciliśmy, i chcę się pogodzić. Poczekałam, aż zapadnie zmierzch, ubrałam się i uciekłam.
Sara żałowała, że nie ma więcej wina. Spojrzała na pełny kieliszek, który podała kobiecie, mając nadzieję, że ta okaże się na tyle silna, by go nie tknąć.
– To straszna historia – wydusiła z siebie. – Bardzo pani współczuję.
– Nie przyszłam tu po współczucie. Potrzebuję pomocy.
– Proszę mi wybaczyć, jeśli panią urażę, ale nie sądzę, by w tej sprawie mógł pomóc detektyw. Dla ofiar przemocy…
– Nie potrzebuję psychiatry – wtrąciła kobieta. – Nie chodzi o to, by ktokolwiek otoczył mnie opieką. W ogóle nie chodzi o mnie. Ja sobie poradzę. Chcę wynająć detektywa, który odkryje, co ma na sumieniu mój mąż.
– Chce się pani zemścić?
– Nic pani nie rozumie. Tamtej nocy usłyszałam coś jeszcze. Słowo, które zapadło mi w pamięć.
Sara uniosła brwi.
– Morderstwo. Tamtej nocy mój mąż i ta kobieta rozmawiali o morderstwie. Wydawało mi się, że z ust Tomasza padły słowa: „Chcesz, żeby oskarżyli nas o morderstwo?”.
– Wydawało się pani? Przy takim oskarżeniu lepiej być pewną.
Kobieta zamilkła. Sara badała jej twarz. Widziała spływające po policzkach łzy, drżące usta, a mimo to nie potrafiła ulec współczuciu. Nigdy nie była szczególnie empatyczna, ale przecież ta dramatyczna historia powinna nią wstrząsnąć, a przynajmniej delikatnie poruszyć. Dlaczego nie mogła się temu poddać? Dlaczego gdzieś z tyłu głowy słyszała szept podświadomości, mówiący, że to, co widzi, nie jest wcale krystaliczne? Może to problemy natury emocjonalnej i psychicznej kobiety, które widać było jak na dłoni, a może chodziło o Tomasza Langa. Sympatycznego faceta o zawadiackim uśmieszku, który z powodzeniem walczył ze stereotypowym wizerunkiem kłamliwego polityka. Chociaż Sara nie znosiła polityki i z góry nie ufała ludziom związanym z partią, musiała przyznać, że Lang wzbudza w niej pozytywne uczucia. Zaufanie. Tego człowieka po prostu się nim darzyło. Zdrada żony? Przemoc domowa? Morderstwo? Te słowa tak bardzo do niego nie pasowały.
Byłaby jednak głupia, gdyby wpojony przez telewizję obraz wpłynął na jej podejście do sprawy. Nie w tym rzecz. Chodziło o to, że nie będzie żadnej sprawy. Już nigdy. I nie zamierzała łamać złożonej sobie przysięgi z powodu roztrzęsionej kobiety.
– Bardzo mi przykro, ale nie mogę pani pomóc – oznajmiła stanowczo. – To sprawa dla policji. To po pierwsze. Po drugie, już nie jestem detektywem. Niestety nie podejmę się tego.
– Zapłacę! Mam pieniądze. Dziesięć tysięcy złotych. Czy to wystarczy? – W głosie kobiety przebrzmiała desperacja.
– Podjęłam już decyzję i żadne pieniądze tego nie zmienią.
Sarze trudno było uwierzyć we własne słowa. Dziesięć tysięcy złotych! Ile problemów rozwiązałyby taka forsa! Wygrał jednak rozsądek. I myśl, że przyjęcie zlecenia mogłoby wpakować ją w kolejne kłopoty.
– Naprawdę wierzyłam, że pani mi pomoże – powiedziała kobieta, po czym wstała i skierowała się do drzwi.
Wychodząc, obejrzała się przez ramię. Jej twarz, wykrzywiona grymasem bólu i smutku, długo jeszcze pojawiała się przed oczami Sary.
czwartek 2 września
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji