Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
19 osób interesuje się tą książką
Pierwsze cztery części "Zawieszonych" to początek ich drogi do dorosłości, budowania zespołu, pierwszego wyjścia z muzyką poza drzwi szopy, odkrywania siebie i swojej seksualności w cieniu różnych potworów takich jak alkoholizm, porzucenie czy choroby, na które nikt nie wymyślił jeszcze lekarstwa.
Jeszcze kilka miesięcy temu Emilia, Jakub i Edward mieli marzenia – wielkie i naiwne, takie, jakie marzenia powinny być. Ale wtedy było ich więcej. Tylko że marzenia nie umierają nawet kiedy ludzie, których dotyczą, już nie istnieją. I wtedy w ich życiu zjawia się Oliwier, który przynosi coś, czego każdy z nich się boi – nadzieję.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 217
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Redakcja
Bartosz Szpojda
Projekt okładki, redakcja techniczna i skład
Maksym Leki
Fotografia na okładce
© Olena Serzhanova, halmio / shutterstock.com
Korekta
Urszula Bańcerek
Marketing
Wydanie I, Siemianowice Śląskie 2025
Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA
41-100 Siemianowice Śląskie, ul. Olimpijska 12
tel. +48 600 472 609, +48 664 330 229
www.videograf.pl
© Wydawnictwa Videograf SA, Mikołów 2024
tekst © Nina Włodarczyk
ISBN 978-83-8293-276-8
Nigdy nie rezygnuj z marzeń, nigdy nie wiesz, kiedy okażą się potrzebne
Carlos Ruiz Zafon
Ta książka jest dla wszystkich marzycieli. Nie bójcie się marzyć, choćby nie wiem jak nierealne marzenia się wydawały, bo często właśnie tylko się wydają. Wystarczy zrobić krok, skoczyć, nie mając pojęcia jak daleko do dna i zobaczyć, co się stanie.
NIEŚWIADOMOŚĆ
Oliwier
Nie powinienem go zostawiać. Ja pierdzielę. Jest ciemno jak w dupie. Tak się mówi. Czemu tak się mówi? Zresztą nieważne. Nie powinienem go zostawiać. Sam chciał. Chciał, nie chciał, powinienem go zatrzymać – rozpaczliwe myśli przewijały się przez głowę Oliwiera.
Nawet nie wiedział, czemu Kuba zachowywał się tak dziwnie. Rano było normalnie. Nic, czego by się nie spodziewał po swoich interakcjach z kolegą. Ale potem… Wszystko się zmieniło. Kiedy stanęli pod szkołą, czekając na pozostałych, kiedy ten dziwny chłopak zjawił się blisko nich. Jakub był świadomy, że jest podrywany i nie czuł się tym zażenowany ani skrępowany. Co więcej, wydawało mu się, że Jakub też flirtował. Tylko dlaczego to go tak ruszyło? Obserwował Jakuba w samochodzie, jak szczerzy się do telefonu, tak że momentami było widać jego dołeczki. Fucking dimples. One były taką rzadkością, że czasami zastanawiał się, czy faktycznie istnieją, czy może mu się przyśniły. Ale nie, Jakub rzeczywiście uśmiechał się do telefonu, pokazując te dołeczki, które sprawiały, że jego twarz jaśniała. I po co? Aby napisać głupiego SMS-a. Takie marnotrawstwo. Do kogoś. Nie, nie do kogoś, do Stefana. Nie że chciał podglądać – ta, jasne – po prostu nie zdążył odwrócić wzroku i dostrzegł słowo „randka”. Jakub się cieszył, więc on też powinien, prawda? Przecież byli blisko. Tak rzadko widywał go uśmiechniętego. Jakub zasługiwał na coś więcej niż opieka nad Klarą i przenoszenie pijanego ojca z tarasu do domu. Więc dlaczego nie mógł się cieszyć, czemu zachowywał się tak dziwnie, czemu było mu smutno? Groteskowy głos odezwał się w jego głowie. Skąd pochodził? Nie znał go. Potrząsnął nią, ale ten nie chciał się zamknąć. Kręcił nią, jakby w ten sposób mógł go uciszyć, ale to go tylko rozsierdziło. Nie, nie, nie! Zamknij się! Nie wiesz, o czym mówisz! – krzyczał Oli. Czyżby? – odpowiadał głos. Przecież jesteśmy tylko znajomymi – powtarzał chłopak. Czyżby? – znów ten głos, zasiewający wątpliwości. Ja nigdy nie patrzyłem tak na żadnego chłopaka – Oli nie dawał za wygraną. Czyżby? – tajemniczy głos w głowie tym bardziej.
Gdy Oliwier podjechał do kolejnego skrzyżowania, nie mógł wytrzymać i zawrócił. Ale Jakuba dawno już nie było. Wybrał jego numer, ale po kilku sygnałach usłyszał dźwięk automatycznej sekretarki. „Nie mogę teraz odebrać. Zostaw wiadomość”. Czemu nie mógł?Mógł, ale nie chciał – pomyślał Oli. Uderzył w kierownicę aż na dłoniach pozostał ślad. A jeśli mu się coś stało? Nic mu się nie stało. To Jakub, potrafi się o siebie zatroszczyć. Był jakiś taki dziwny. To Jakub, on zawsze jest dziwny. On by mnie nie zostawił… I co, jeśli teraz jest gdzieś sam, albo gorzej – jest z kimś, kogo nie zna. Kto może go skrzywdzić, kiedy on będzie bezbronny. Kurwa. Trzeba było go zatrzymać siłą. Zablokować drzwi. Przywiązać do fotela. Czy mogłem to zrobić? Mogłeś! A co, jeśliby tego nie chciał? By mi nie pozwolił? To Jakub. On by mnie nie skrzywdził.
– Fuuuuck! – rozbrzmiało w pustej przestrzeni samochodu. Oli chwilę krążył po mieście, ale przecież Jakub mógł być wszędzie. Mijał te same ulice, ale nie miał pojęcia, gdzie szukać. Ludzie uciekali przed deszczem i mrozem. Nikt nie spacerował dla przyjemności. Wszyscy otuleni w płaszcze, kurtki, kożuchy. Powinien być łatwo dostrzegalny, bo kto chodzi w styczniu w T-shircie.
To samo powiedział Stefan. Co on może wiedzieć o Jakubie? Więcej niż ty – głos już nie szeptał, ale krzyczał.
W końcu Oliwier uznał, że jeśli to coś się nie zamknie, to uderzy głową o najbliższą ścianę, tylko żeby to ucichło. Żeby już się skończyło. Szarpnął kilka włosów, potem mocniej. Kilka kosmyków zostało mu w dłoni. Poczucie częściowej ulgi oblało jego wnętrze. Wsunął palce pod rzemyki i poczuł nierówności. Potrzebujesz tego. Nie. Tak, wiesz, że chcesz – toczył wewnętrzną dyskusję.
W końcu zatrzymał się na parkingu pod Magnolią. Tłumy ludzi wypadały na ulicę z przystanku na Niedźwiedziej i kierowały się w stronę galerii, na zakupy, do kina, zająć czymś czas, którego wydawało im się, że mają za wiele. A nikt go nie miał za wiele. Nikt. Jeśli oni mieli go za wiele, to on chętnie od nich pożyczy i odda ojcu. Może jest ktoś chętny? – zapytał w duchu. Spojrzał na zegarek. Minęło pół godziny. Próbował kilkakrotnie zadzwonić do Jakuba, ale rezultat był ten sam. Napisał wiadomość, ale pozostała nieodczytana. Dostarczona, ale nieodczytana. Oparł się na fotelu i wybrał numer Edwarda, który odebrał po dwóch sygnałach.
– Co tam, Oli?
Słychać było Janis Joplin. Chłopak musiał wyciszyć, bo nagle Summer time wyłącznie szemrało w tle niczym mały strumyk.
– Oli, jesteś tam? – zapytał ponownie, uznając, że pewnie chłopak nie usłyszał go wcześniej przez głośną muzykę.
Oliwier nie mógł wydusić słowa. Wiedział, że one tam są, ale nie mieściły się w ciasnej ścianie gardła. Jakby ktoś zasypał przejście kamieniami.
– Wiesz, że do mnie dzwonisz – rzucił Edward z uśmiechem, podejmując kolejną próbę nawiązania kontaktu. – Oliiiiiiii. – I jeszcze jedną.
Oliwier nabrał powietrza i odpowiedział przez ciągle zaciśnięte gardło.
– Edi, prośbę mam. Czy mógłbyś zadzwonić albo napisać do Tomiego i zapytać… – zawahał się zanim dodał: – czy wszystko u niego w porządku?
Na kilka sekund w słuchawce zapadła cisza. W końcu doszedł go spokojny głos:
– Okej, zaraz się do ciebie odezwę.
I się rozłączył. Kilka sekund później na telefonie zobaczył zrzut ekranu Edwarda. Ręce mu się trzęsły, kiedy otwierał wiadomość.
Ja: Kubuś, dotarłeś już do domu? Daj znać, bo chciałem pogadać.
Poniżej była odpowiedź Jakuba.
Kuba: Przypomnij, proszę, Oliwierowi, że nie musi się o mnie martwić… a jeśli chcesz naprawdę pogadać, to dzwoń, kiedy chcesz. Zostanę na noc u Patryka.
– Dzięki – rzucił do Edwarda, który do niego zadzwonił po kilku sekundach.
– Nie ma sprawy.
– Jest, bo zawsze robisz to, o co cię proszę, i nie zadajesz pytań.
– Oli, chłopie, luz. Przecież wiem, że coś się stało. Inaczej byś sam z nim gadał. Zresztą, jak widzisz, i tak wiedział, że o ciebie chodzi. – Usłyszał, jak Edward się śmieje, po czym wrócił do przerwanej myśli. – Jeśli chcesz, mogę rżnąć głupa i udawać, że nic nie wiem. Chcesz mi powiedzieć, co się stało między wami? – zapytał bez nacisku, pozostawiając mu pole manewru.
Był świadomy, że Edward naprawdę chce go wysłuchać. Że nie mówi tak dlatego, że tak trzeba, tylko dlatego, że tak jest grzecznie. Opowiedział mu wszystko, najlepiej jak umiał. Chłopak po drugiej stronie słuchawki nie przerywał. Kiedy skończył, przez chwilę nic nie było słychać poza spokojnym i miarowym oddechem.
– Co się stało wcześniej, Oli?
– Kiedy wcześniej?
– Zanim odebraliście nas z egzaminu, bo już wtedy wyglądało to tak, jakbyś unikał Kuby. Pokłóciliście się o coś?
– Nic się nie stało.
– Oli, nie chcesz, nie mów. Macie z Jakubem swoją dynamikę i nic mi do tego, ale wiem, kiedy zachowujecie się względem siebie… inaczej niż normalnie.
Westchnął i opowiedział mu w skrócie o sytuacji pod szkołą, o Stefanie. Edward nic nie mówił, aż Oli zaczął się zastanawiać, czy nie zerwało połączenia, ale w słuchawce było słychać delikatny oddech.
– Edi – rzucił do telefonu, by wiedzieć, że nadal ktoś tam jest. Że słucha. Że nie jest sam.
– Jestem, jestem stary, myślę.
– Nad czym? – zapytał z drżącym sercem.
– Nad tym, co powiedzieć.
– Możesz mi powiedzieć wszystko – zapewnił go, chociaż czy to była prawda, sam nie był pewny.
– W teorii mogę, ale nie wiem, czy chcesz tego słuchać.
– Spróbuj, najwyżej się rozłączę.
Edward się zaśmiał, a on poczuł, jak wielka pętla rozluźnia uścisk na sercu.
– Posłuchaj, Oli, wiesz, dlaczego Jakub wysiadł z samochodu?
Pokiwał głową. Przecież wiedział, od razu, ale wolał udawać, że jest inaczej.
– Oli, jeśli teraz kiwasz głową lub wykorzystujesz w inny sposób mowę niewerbalną, to ja tego nie widzę, więc albo przełącz się na Facetime, albo użyj słów – doszedł do niego aksamitny i ciepły głos Edwarda.
– Tak, sorry. Znaczy wiem, domyślam się. Zjebałem. Wiem, że zjebałem.
Nie po raz pierwszy.
– Czyli wiesz, co musisz zrobić, oczywiście jeśli chcesz.
Westchnął.
– Od razu po niego wróciłem, jak tylko było następne skrzyżowanie, ale go już nie było. Jeździłem wkoło, ale nie wiedziałem, gdzie go szukać. Bałem się, że mu się coś stanie. Ale on nie odbierał, a ja od razu chciałem, naprawdę, uwierz mi. Ja… nie chcę, by mu się coś stało.
Oddech sprawiał mu coraz większą trudność.
– Oli, posłuchaj mnie, dobrze?
Znów przytaknął. Słabo, ale zawsze.
– Słowa, Oli, musisz ich użyć – przypomniał mu spokojnie Edward.
– Tak, słucham.
– Dobrze, oddychaj, rozumiesz, oddychaj. Wszystko będzie dobrze. Ja tu jestem, nic ci się nie stanie. Jakub jest bezpieczny, więc się nie martw. Gdzie w ogóle jesteś?
– Pod tą galerią, co ma nazwę od tego krzewu.
– Chcesz, żebym tam przyjechał?
– Nie, nie ma potrzeby – powiedział niepewnie.
– Jeśli chcesz, to będę tam za kwadrans. Na pewno ojciec mnie podrzuci – Edward sondował teren.
– Ja… nie… nie musisz.
Głos mu drżał. Chciał być silny, nie chciał sprawiać problemów.
– Zróbmy tak. Ja już się ubieram i zaraz tam będę, dobrze? Nie ruszaj się nigdzie, okej? Musisz mi to potwierdzić.
– Dobrze – zaczął i dodał po chwili wahania: – Edi…
– Słucham? – powiedział zaniepokojony głos po drugiej stronie.
– Możesz się nie rozłączać? – zapytał nieśmiało, wstydząc się swojej słabości.
– Pewnie – odrzekł Edward z wyraźną ulgą, wynikającą zapewne z tego, że może coś zrobić pomimo odległości.
Słyszał, jak rozmawia z ojcem, domyślił się, że wiąże buty, kładąc telefon na podłodze. Słyszał, jak przewraca coś na klatce schodowej, jak mówi do sąsiadki, jak pan Lucjan odpala samochód. Edward mówił do niego cały czas o bzdetach, o tym, co mija, czego jego tata akurat słucha, o nowym uczniu, który na razie jest na etapie gubienia pałeczek przy co drugim uderzeniu i zanim się obejrzał, zobaczył jak zielony ford zatrzymuje się tuż za nim. Edward wysiadł, machając do ojca, który zawrócił i po chwili drzwi się otworzyły i przestał być sam. Rudy chłopak patrzył na niego, podsuwając mu butelkę z wodą. Oli pił, jakby nie robił tego od bardzo dawna, jakby nigdy wcześniej nie znał tego smaku, jakby tylko jego potrzebował. Spojrzał na spokojną twarz Edwarda i zaczął płakać.