Zbrodnie odczytane z kości. Tajemnice antropologii sądowej - Głąbińska Monika - ebook

Zbrodnie odczytane z kości. Tajemnice antropologii sądowej ebook

Głąbińska Monika

3,8

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Czy kości mówią i jak zrozumieć ich język? Czy zdjęcie typu selfie może pomóc w identyfikacji człowieka? Jak pyłek rośliny może rozwiązać zagadkę kryminalną? Czy istnieje zbrodnia doskonała? Jak zrobić przyżyciową rekonstrukcję twarzy na podstawie czaszki? Na czym polega identyfikacja osób żywych? Czy owady mogą pomóc w określaniu czasu zgonu i oczyszczaniu szczątków kostnych? Jaki wpływ na kryminalistykę i pracę antropologa sądowego mają nowoczesne technologie i cyfryzacja świata? Czym jest Trupia Farma i dlaczego tak fascynuje? Dlaczego pozbycie się ciała ofiary nie jest tak proste, jak to pokazują w filmach, i czy antropolodzy potrafią ją zidentyfikować nawet na podstawie spopielonych kości? Ile jest mitów, a ile faktów w popularnych serialach kryminalnych?

Monika Głąbińska, antropolog sądowy, zdradza tajniki pracy jednego z najbardziej fascynujących zawodów, który w Polsce wykonuje naprawdę niewiele osób. W swojej książce rzuca wyzwanie: pokaż mi swój szkielet, a powiem ci, kim jesteś.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 254

Oceny
3,8 (89 ocen)
31
26
19
12
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
pparczy

Z braku laku…

Czekałam na tę książkę i się rozczarowałam... Monika Głąbińska znana na Instagramie jako @antropogeek, napisała książkę o tajemnicach antropologii sądowej. Tylko że, to jest bardzo mozolna książka. Bardzo dokładna, momentami wręcz fachowa. I nie byłoby w tym nic złego, ale żeby dobrze zrozumieć przedstawione kwestie teoretyczne, które zajmują sporą część książki potrzebne są przykłady jak te kwestie przyczyniły się do identyfikacji osób, a jest ich tu niewiele. Kolejna sprawa, przy opisywaniu cech anatomicznych potrzebne są ryciny dla lepszego zobrazowania. Tym bardziej, że nie każdy zna podstawy anatomii człowieka. Generalnie we wszystkich tematach które autorka porusza powinny być przykłady z jej pracy lub pracy innych antropologów. Chyba że, nie było czego przytaczać, więc wtedy znów nie rozumiem po co powstała książka. Dalej jak zwykle przypisy i źródła. Bibliografia podzielona jest na rozdziały, ale ma ogólny zarys, stąd nie ma przypisów do informacji zawartych w tekście. A powin...
20
Maluska85

Dobrze spędzony czas

"Zbrodnie odczytane z kości" to tytuł którego byłam bardzo ciekawa. Jako miłośniczka gatunków takich jak true crime, thrillery i kryminały zacierałam ręce na "doszkolenie" się w temacie zbrodni. Czekałam na książkę w której kości do mnie przemówią językiem który po lekturze będzie dla mnie zrozumiały. Książkę która obali albo potwierdzi tezę, że istnieje zbrodnia doskonała. Książkę która przeprowadzi mnie przez dochodzenie od kosteczki do człowieka, a dokładniej mówiąc, szukaniu odpowiedzi na pytanie czy śmierć denata była wynikiem działań natury czy człowieka, co było przyczyną zgonu i jak sprawa się zakończyła. A co otrzymałam? Książkę naszpikowaną wiedzą o ludzkim szkielecie, odpowiedź dlaczego selfie pomaga w identyfikacji, jak rekonstruuje się ludzką twarz i dużo więcej. Czy to co otrzymałam mnie zadowala? Hmm i tu pojawia się problem. Tak jak już zaznaczyłam, autorka ma dużą wiedzę, co oczywiście zaliczamy na plus. Po przeczytaniu tytułu liczyłam na zbrodnie odczytane z kośc...
21
magdawojcik

Z braku laku…

Autorka w swojej książce zdradza tajniki zawodu antropologa oraz opowiada o nowinkach i ciekawostkach dotyczących tej dziedziny. Znajdziemy trochę historii antropologii sądowej, informacje dotyczące narzędzi osteometrycznych i wiele innych danych. Wiadomości zawarte w książce są bardzo wartościowe, jednak jest dość żmudna. Fachowy język nie ułatwiał odbioru, a tez trochę mało obrazowego przekazu, który tutaj mógłby być bardzo przydatny. Jest to pozycja dla osób, które są zainteresowane rzetelną wiedzą z antropologii. Liczyłam na true crime, dlatego czuję trochę zawód. Niemniej, dla szukających wiedzy z dziedziny antropologii ta książka może być świetnym źródłem wiedzy.
10
Aniakow07

Nie oderwiesz się od lektury

Czytałam dobre i źle recenzje tej książki. Dla mnie jest doskonała.
00
Iris12

Nie oderwiesz się od lektury

Fascynują, pełna informacji książka. Nawet nie podejrzewałam, że ten temat tak mnie zainteresuje. Dużo ciekawostek. Książka uświadomiła mi, ile błędnych informacji mogą dostarczyć powieści i seriale.
00

Popularność




Projekt okładki

Tomasz Majewski

Redaktor prowadzący

Barbara Czechowska

Redakcja

Barbara Milanowska/Lingventa

Korekta

Karolina Czerkas, Aleksandra Zok-Smoła/Lingventa

Redakcja techniczna

Andrzej Sobkowski

Skład wersji elektronicznej

Robert Fritzkowski

Zdjęcia

Monika Głąbińska

Zdjęcia zamieszczone na okładce

© by Mathew Schwartz on Unsplash (front)

© by Anne Nygård on Unsplash (skrzydełko)

© for the text by Monika Głąbińska

© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2023

ISBN 978-83-287-2876-9

Sport i Turystyka – MUZA SA

Wydanie I

Warszawa 2023

–fragment–

Dla Grzegorza, mojego ulubionego człowieka i miłości mojego życia, za wsparcie, jakie otrzymuję na każdym etapie antropologicznego rozwoju i wspólnego życia.

Wstęp

Czerwiec 2012

Wszyscy żyją Euro 2012, które tego roku współorganizuje Polska. Nie jestem fanką piłki nożnej, ale nawet gdybym była, moje myśli i tak znajdowałyby się zupełnie gdzie indziej. Stoję właśnie na przyleśnej polanie w małej wsi Barut położonej w województwie opolskim. Jest piękna pogoda, zaczynają się pierwsze letnie upały. Wszystko brzmi jak początek opowieści o idealnych wakacjach, w końcu jestem w rezerwacie przyrody „Hubert”. Nie są to jednak wakacje, bo mimo że miejsce jest piękne, to jednocześnie miejscowość jest nazywana Śląskim Katyniem, a ja stoję na polanie, którą nazywają Polaną Śmierci. Już na samą myśl o tym, co wydarzyło się tam 66 lat wcześniej, we wrześniu 1946 roku, większość ludzi dostaje gęsiej skórki[1].

Co ja tam robię? Przyjechałam tutaj z pracującą dla Instytutu Pamięci Narodowej ekipą, która zajmuje się poszukiwaniem nieznanych miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego z lat 1944–1956. Naszym zadaniem na najbliższe kilka tygodni jest dokładnie zbadać to miejsce, znaleźć wszystkie możliwe ślady tego, co się tam wydarzyło 66 lat wcześniej, i ekshumować znalezione szczątki ludzkie. Jeśli w ogóle uda nam się je znaleźć, bo biorąc pod uwagę sposób, w jaki zamordowano tych ludzi, wiedzieliśmy, że możemy znaleźć niewiele. Nie pomaga również fakt, że przez ponad pół wieku to miejsce znacząco się zmieniło – polana jest dużo mniejsza niż w 1946 roku, bo przyroda zrobiła swoje i zajęła niezarośnięty obszar. Zmienili je także ludzie, którzy chcieli ocalić to miejsce od zapomnienia. Na polanie postawiono krzyż i ołtarz upamiętniający zamordowanych w tym miejscu żołnierzy, a w tym celu trzeba było utworzyć nasyp ze zgarniętej z polany ziemi. Krzyża i ołtarza oczywiście zdemontować nie mogliśmy – byłoby to bardzo trudne, ale nie to było najważniejszym powodem. Po prostu nie mieliśmy na to zgody.

Jednak nie to stresuje mnie najbardziej. Jestem tam z osobami, które poznałam dosłownie trzy godziny wcześniej, gdy przyszłam na miejsce zbiórki pod Instytut Archeologii znajdujący się przy ulicy Szewskiej 48 we Wrocławiu. Po krótkiej wymianie uprzejmości z dowodzącym wyprawą archeologiem i ekipą wsiadłam z kilkoma nieznanymi mi wtedy osobami do samochodu i ruszyłam na Śląsk Opolski. W dodatku po raz pierwszy jestem w terenie, na wykopaliskach, a wszystkiego, co wiem o kościach, czyli niewiele, nauczyłam się sama, bo nie miałam jeszcze nawet zajęć z anatomii człowieka. Nie mam pojęcia o metodyce pracy w terenie, przy ekshumacjach i wykopaliskach. Nie jestem tam jednak przypadkiem – przyjechałam na praktyki studenckie. Wykopaliska wymyśliłam sama, ale pojechałam na nie dzięki ogromnemu wsparciu oraz pomocy opiekunki Koła Naukowego Antropologów działającego na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu, na którym wtedy studiowałam. Pani profesor zarekomendowała mnie archeologowi, który zgodził się zabrać mnie na praktyki. Tym sposobem znalazłam się w środku lasu z grupą nieznanych mi ludzi i ze znajdującym się w pobliżu ośrodkiem rehabilitacyjnym dla osób chorych psychicznie, w którym kupowaliśmy pyszne ciasta zrobione przez pacjentów w ramach ich terapii.

To właśnie w czasie tego wyjazdu uświadomiłam sobie, że moja miłość do antropologii jest prawdziwa i to jest coś, czym chcę się zajmować zawodowo.

Gdy wybierałam kierunek studiów, w ogóle nie myślałam o antropologii ani o jakiejkolwiek jej dziedzinie. Planowałam studiować medycynę i zrobić specjalizację z kardiochirurgii. Nie udało się, postanowiłam więc wykorzystać plan B – skończyć studia biologiczne i zrobić specjalizację z genetyki. Nie myślałam nawet o genetyce sądowej, chciałam pracować w szpitalu i wykonywać badania genetyczne, które mogłyby pomóc w wybraniu odpowiedniej terapii dla osób z wadami genetycznymi oraz dla chorych cierpiących na nowotwory. Życie po raz kolejny zweryfikowało moje plany, bo na początku studiów wybrałam się z koleżanką na spotkanie koła naukowego antropologów. Na spotkaniu wszyscy członkowie koła powtarzali wiadomości dotyczące określania wieku i płci na podstawie szczątków kostnych, bo przygotowywali się do poprowadzenia zajęć dla uczniów gimnazjów i liceów. Kiedy to zobaczyłam, od razu wiedziałam, że to jest to – specjalność, którą chcę zajmować się po studiach. Zobaczyłam, że kości potrafią mówić, a jedyne, co muszę zrobić, by je zrozumieć, to nauczyć się ich języka. Zakochałam się w antropologii. Ale teraz miałam zweryfikować, czy jest to prawdziwa miłość, czy jedynie miłość platoniczna, bo czym innym jest kochać kości i jedynie uczyć się ich anatomii, siedząc za biurkiem, a czym innym kochać szukanie i wykopywanie ich w upalny dzień, gdy słońce świeci prosto w kark.

I faktycznie, przez dwa tygodnie wstawałam o 6 rano, by przez 8 godzin dziennie siedzieć na hałdach piachu, biegać z wykrywaczem metali po lesie (brzmi super, ale po kilku godzinach to już tylko kara za wszystkie popełnione w życiu grzechy), kopać, oczyszczać, sitować, a w zamian znajdować tylko kilka niewielkich fragmentów ludzkiego szkieletu i kilkanaście kręgów owczych. Po wszystkim wygrzebywałam piasek z każdego możliwego zakątka ciała. Tak, stamtąd też – piach podczas pracy w wykopie jest wszędzie. To kolejna rzecz, której nie nauczą cię na studiach – antropologia przez większość czasu wcale nie jest sexy, a seriale kryminalne kłamią – zgodzi się ze mną większość przedstawicieli mojej profesji. A jeśli nie wierzycie, poproście kogoś, by zakopał w ziemi kilka niewielkich przedmiotów, i po paru miesiącach spróbujcie ich szukać, kopiąc na kolanach przez wiele godzin. Najlepiej w deszczowy lub mroźny dzień.

Ale co ze mną – czy jednak było warto? Oczywiście! Pokochałam antropologię jeszcze bardziej! Wykopaliska nauczyły mnie jednak więcej niż tylko metodyki prac terenowych i antropologii fizycznej. Poza tym, że odkryłam swoją przyszłą ścieżkę zawodową i poznałam nowych ludzi, to jeszcze dały mi one pewną lekcję życia, mianowicie… pozbyłam się traumy z dzieciństwa i przestałam się bać burz.

Pokochałam antropologię do tego stopnia, że na wykopaliskach spędziłam swoją… podróż poślubną. Mój świeżo poślubiony mąż, programista niemający pojęcia o antropologii i metodach w niej stosowanych, pojechał tam ze mną i bawił się świetnie. Nauczył się układać anatomicznie szkielet i ustalać płeć na podstawie kości. Z określaniem wieku idzie mu nieco gorzej, ale do dziś wszystkim, którzy są zainteresowani, chwali się nietypową podróżą poślubną, a ja od tamtego czasu mieszkam z najlepszym antropologiem wśród programistów.

Pierwsze wykopaliska były dla mnie bardzo ważnym doświadczeniem, tam też przeżyłam pierwszy szok i olśnienie związane z wiedzą na temat antropologii i anatomii. Po kilku dniach kopania i przesiewania ton piachu znalazłam dwa fragmenty kości czaszki o wymiarach 2 × 2 centymetry. Wiedziałam, że to kości ludzkiej czaszki, ale nie byłam w stanie powiedzieć nic więcej. Kiedy pokazałam je doktorowi antropologii, który był tam z nami, zbierałam żuchwę z podłogi przez kilkanaście minut. Doktor nie tylko dokładnie określił, że jest to fragment części skalistej kości skroniowej, przy szwie łuskowym, ale także ustalił, z której strony czaszki pochodziła, i jeszcze wstępnie ocenił, że prawdopodobnie była to kość czaszki mężczyzny. Doktor zaimponował mi tym tak bardzo, że postanowiłam, że gdy skończę studia, moja wiedza anatomiczna będzie tak samo szeroka. I dopięłam swego. Co nie znaczy, że zawsze ufam swojej wiedzy, nawet mimo że od jakiegoś czasu uczę anatomii prawidłowej człowieka.

Moja niepewność dotycząca wiedzy i umiejętności nie minęła. Nie dziwi mnie już określenie z taką precyzją miejsca pochodzenia fragmentu kostnego, bo sama potrafię to zrobić bez problemu. Mimo to prawie 10 lat później czułam się podobnie jak wtedy, gdy znalazłam fragmenty czaszki. Po raz pierwszy miałam wziąć udział w zawodowej sekcji zwłok. Mojego stresu nie zmniejszał wcale fakt, że towarzyszyłam medyk sądowej i antropolog z wieloletnim stażem. Nie stresował ani nie brzydził mnie stan zeszkieletowanych zwłok, z zachowanymi resztkami mięśni i więzadeł, ale to, czy się sprawdzę. Gdy na prośbę lekarki medycyny sądowej liczyłam kręgi, by sprawdzić, czy żadnego nie brakuje, odnosiłam wrażenie, że zupełnie nie pamiętam, ile kręgów ma człowiek (mimo że ich liczbę mogę wyrecytować przez sen: 24 kręgi + kość krzyżowa zbudowana z 5 zrośniętych kręgów krzyżowych + kość guziczna – razem 26 kości), a w głowie powtarzałam sobie, jak odróżnić kręgi piersiowe od lędźwiowych (kręgi piersiowe mają dołki żebrowe – powierzchnie stawowe do połączenia z żebrami, o czym wie każdy student pierwszego roku). Poczułam się podbudowana, dopiero gdy przeprowadzająca sekcję medyk sądowa wskazała palcem na strukturę kostną widoczną na kości piszczelowej i zapytała, jaka jest poprawna nazwa tej struktury, bo nie pamięta, czy jest to guzek, czy guzowatość. Tak, takie różnice mają w naszej pracy ogromne znaczenie. Ta sytuacja uświadomiła mi, że nikt nie wie wszystkiego, a nawet najlepszym zdarza się czegoś zapomnieć. Ostatecznie okazało się, że poradziłam sobie świetnie, i po tamtej sekcji zaczęłam czuć się prawdziwym antropologiem sądowym.

Zainteresowanie tematem nauk sądowych w ostatnich latach jest coraz większe i z roku na rok rośnie wykładniczo. Z pewnością jest to zasługa seriali kryminalnych, które stały się bardzo popularne w latach dwutysięcznych. Seriale CSI. Kryminalne zagadki NY i Anatomia prawdy pokazały, że medycyna sądowa nie jest tak cuchnąca i obrzydliwa, jak może się wydawać. Co więcej, udowodniły, że jest to bardzo ciekawa specjalizacja medyczna. Zainteresowanie zawodem technika kryminalistyki znacząco wzrosło dzięki serialowi Dexter, a rosnąca popularność antropologii sądowej jest mocno związana z serialem Kości i jego główną bohaterką dr Temperance Brennan.

Niewiele osób zdaje sobie jednak sprawę z tego, że antropologia sądowa jest stosunkowo młodą dziedziną naukową i powstała jako poddziedzina antropologii fizycznej, która jest nauką badającą fizyczne zróżnicowanie człowieka w przestrzeni i czasie. Oficjalnie po raz pierwszy terminu „antropologia sądowa” użyto w latach 70. XX wieku. Ale od początku.

Antropologia w dosłownym tłumaczeniu oznacza naukę o człowieku. Wywodzi się z greckich słów anthropos, czyli „człowiek”, i logos, czyli „nauka”. Według definicji jest to nauka zajmująca się człowiekiem nie tylko w kontekście biologicznym, czyli związanym ze zmiennością jego cech anatomicznych i fizjologicznych w czasie, ale także w kontekście dotyczącym człowieka jako jednostki społecznej. Antropologia analizuje więc nie tylko ludzką biologię, ale także zachowanie, język i kulturę. Analizy te dotyczą zarówno przeszłości, jak i współczesności. Antropologia jest nauką interdyscyplinarną, łączącą w sobie nauki humanistyczne, społeczne i przyrodnicze. Wyróżnia się cztery podstawowe filary antropologii: antropologię fizyczną, archeologię, antropologię kultury oraz antropologię języka. Tak jak wspomniałam, antropologia sądowa jest więc jedną z dziedzin antropologii fizycznej.

Gdybym miała zdefiniować antropologię sądową w jednym zdaniu, powiedziałabym, że jest to dziedzina antropologii wykorzystywana w sprawach karnych, kiedy szczątki ofiar są mniej lub bardziej zeszkieletowane. Jest to także definicja, jaką stworzyła Amerykańska Rada Antropologii Sądowej (The American Board of Forensic Anthropology). Antropologia sądowa jest jedną z najmłodszych części antropologii i wywodzi się z antropologii fizycznej, która zajmuje się zmiennością cech anatomicznych i fizjologicznych człowieka. Nie jest to jednak jedyna dziedzina nauk, z której korzysta antropologia sądowa. Podstawowe metody badawcze w niej stosowane są zaczerpnięte także z osteologii, czyli nauki zajmującej się budową, klasyfikacją i rozwojem kości. Zarówno definicja, jak i pochodzenie antropologii sądowej jako dziedziny naukowej są bardzo złożone, a podany przeze mnie opis zawodu antropologa w dzisiejszych czasach jest już tylko częściowo poprawny, bo od momentu uznania antropologii sądowej za odrębną dziedzinę nauki nastąpił spory rozwój techniki, a to sprawiło, że obecnie praca antropologa sądowego zdecydowanie wykracza poza wyznaczone dawną definicją obszary.

Fundamentem pracy antropologa jest oczywiście wspomniana wcześniej identyfikacja szczątków kostnych o nieznanej tożsamości, ale to obecnie tylko część naszej pracy. Ze względu na rosnącą cyfryzację, popularność internetu, powszechność monitoringu, a także dostępność kamer i aparatów fotograficznych, które obecnie ma w swoim telefonie prawie każdy, coraz częściej nasza praca polega na identyfikacji osób żywych na podstawie materiałów audiowizualnych oraz zagadnień dotyczących określania wieku biologicznego osób żywych. Omówię każdy z wymienionych elementów pracy antropologa w osobnych rozdziałach tej książki.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

[1] W Polsce w latach 40. XX wieku rozpoczęło swoją działalność niepodległościowe podziemie antykomunistyczne, a jego członkowie, partyzanci, znani są obecnie najlepiej jako Żołnierze Wyklęci. Ja sama jednak wolę nazywać ich Żołnierzami Niezłomnymi. Ich celem było stawianie oporu sowietyzacji i podporządkowaniu Polski władzom ZSRR. Oczywiście za próby takich działań członkom podziemia groziły liczne represje, włącznie z obowiązującą wówczas w Polsce karą śmierci. Dokładna liczba osób, które zginęły za działalność partyzancką w tamtym okresie, nie jest znana, ale można przypuszczać, że było to około 50 tysięcy osób. Jednym z oddziałów podziemia niepodległościowego dowodził Henryk Flame, który nosił pseudonim „Bartek”. Jego jednostka działała na Podbeskidziu i była największą i najbardziej aktywną formacją na tamtym terenie. Jego członkowie zostali jednak oszukani – do ich szeregów dołączyli agenci UB podający się za członków innej formacji antykomunistycznej. Według przekazanego przez nich rozkazu oddział „Bartek” miał być przerzucony na tereny dzisiejszej Opolszczyzny. Po wykonaniu rozkazu żołnierzy zaproszono na zakrapianą alkoholem kolację, po której członkowie oddziału „Bartek” mieli zostać zamordowani – część z nich miała zostać rozstrzelana, a część wysadzona w powietrze w szopie, w której trzymano owce na leśnej polanie Hubertus. W tym miejscu stałam 66 lat później.

Sport i Turystyka – MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz