Zimna kalkulacja - Michael Tsokos - ebook
NOWOŚĆ

Zimna kalkulacja ebook

Michael Tsokos

4,5

45 osób interesuje się tą książką

Opis

Wyścig z czasem o życie zaginionego dziecka…

Sabine Yao rozwiązuje swoją drugą sprawę. Dwa dziwnie oszpecone ciała, zostają odnalezione owinięte w aksamitne ubrania w lesie. Tworzą mroczne tło dla tajemnicy, podobnie jak miejsce zbrodni, gdzie wśród dziecięcych zabawek leżą zwłoki… Nikt ze śledczych nie wiem, że były agent tajnych służb – Khalaf – intensywnie poszukuje zaginione ośmioletnie dziecko. Mieszkańcy ufają mu bardziej niż policji. Khalaf dowiaduje się, że dziecko nie jest pierwszym zaginionym w tym miejscu, i że za tą sprawą kryje się coś strasznego… Sabine Yao również zaczyna zdawać sobie sprawę, że istnieje grupa, która nie pozwala zajrzeć za kulisy swojego świata. Jednak śledcza Monica Monti nie przejmuje się ani tym, co dyktuje rozsądek, ani tym, co myślą wszyscy inni. Podąża ślepo za swoim instynktem…

Najnowsza sprawa Sabine Yao, bohaterki bestsellerowego thrillera „Z zimną precyzją”. Michael Tsokos kolejny raz udowadnia, że jego książki czyta się z zapartym tchem do ostatniej strony.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 373

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (2 oceny)
1
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Ty­tuł ory­gi­nałuMit kal­tem Kal­kül
Re­dak­cjaDa­ria Le­bida
Tłu­ma­cze­nieMa­riola Ster­nahl
Ko­rektaBo­żena i Ja­nusz Si­gi­smun­do­wie
Skład i ła­ma­nieAgnieszka Kie­lak
Pro­jekt gra­ficzny okładkiMa­riusz Ba­na­cho­wicz
Mi­chael Tso­kos: Mit kal­tem Kal­kül Co­py­ri­ght © 2024 by Ver­lags­gruppe Dro­emer Knaur GmbH & Co. KG, Mu­nich, Ger­many The book has been ne­go­tia­ted thro­ugh AVA in­ter­na­tio­nal GmbH, Ger­many (www.ava-in­ter­na­tio­nal.de) Po­lish edi­tion co­py­ri­ght © 2025 Agen­cja Wy­daw­ni­czo-Re­kla­mowa Skarpa War­szaw­ska Sp. z o. o. Po­lish trans­la­tion co­py­ri­ght © 2025 Ma­riola Ster­nahl
Ze­zwa­lamy na udo­stęp­nia­nie okładki książki w in­ter­ne­cie
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-83297-97-2
Wy­dawca Agen­cja Wy­daw­ni­czo-Re­kla­mowa Skarpa War­szaw­ska Sp. z o.o. ul. K. K. Ba­czyń­skiego 1 lok. 2 00-036 War­szawa tel. 22 416 15 81re­dak­cja@skar­pa­war­szaw­ska.plwww.skar­pa­war­szaw­ska.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Ak­cja ni­niej­szego thril­lera są­dowo-me­dycz­nego to sfa­bu­la­ry­zo­wana po­wieść oparta na praw­dzi­wych przy­pad­kach kry­mi­nal­nych i ich ana­li­zach z za­kresu me­dy­cyny są­do­wej. Opi­sane tu­taj wy­da­rze­nia i za­bój­stwa miały miej­sce w ta­kiej czy in­nej for­mie. Mimo za­cho­wa­nia ano­ni­mo­wo­ści nie za­wsze udało się unik­nąć po­do­bieństw do ży­ją­cych lub zmar­łych osób.Fa­buła książki roz­grywa się osiem mie­sięcy po wy­da­rze­niach opi­sa­nych w po­wie­ści Z ZIMNĄ PRE­CY­ZJĄ, pierw­szym to­mie se­rii o Sa­bine Yao.

„If you want blood, you’ve got it!”

Ro­nald Bel­ford »Bon« Scott

(*9.07.1946–19.02.1980)

Pro­log

W za­sa­dzie nie było o czym my­śleć. Zde­cy­do­wa­nie le­piej, je­żeli po pro­stu pój­dzie z męż­czy­zną, po­mimo za­kazu matki. Nie uma­wiaj się ni­gdy z nie­zna­jo­mymi. Nie roz­ma­wiaj z nie­zna­jo­mymi, tego uczyła go matka. Po­wta­rza­jąc za­kaz bar­dzo czę­sto. Ale on roz­ma­wiał z tym męż­czy­zną i ra­czej nie mógł tego unik­nąć. A te­raz był tu­taj, na te­re­nie sta­rej fa­bryki, z tym czło­wie­kiem sam. Ide­al­nie. Tak po­wie­dział męż­czy­zna. On był ide­alny czy ide­al­nie jest tu­taj? Co w su­mie zna­czyło tyle, że nie po­winno go tu­taj być.

– To, co tu ro­bisz, jest nie­le­galne – męż­czy­zna po­wtó­rzył jesz­cze raz. Nie­le­galne, to było to słowo, przy­po­mniał so­bie chło­piec. – I mó­wię ci po raz ostatni, pój­dziesz te­raz ze mną – do­dał męż­czy­zna to­nem nie po­zo­sta­wia­ją­cym wąt­pli­wo­ści, że to, co mó­wił, na­le­żało trak­to­wać po­waż­nie.

Chło­piec ro­zej­rzał się ukrad­kiem, ale męż­czy­zna jakby czy­tał w jego my­ślach:

– Na­wet o tym nie myśl, mały. I tak je­stem szyb­szy od cie­bie.

– Pew­nie ma ra­cję – po­my­ślał ośmio­la­tek.

Le­piej go nie de­ner­wo­wać, fa­cet wy­glą­dał fak­tycz­nie na sil­nego.

Chło­piec roz­my­ślał in­ten­syw­nie da­lej. Czy męż­czy­zna fak­tycz­nie był dla niego obcy? Za­sta­no­wił się jesz­cze raz. Tak, nie znał go. Tak więc nie­zna­jomy. Ale... męż­czy­zna miał na so­bie mun­dur. Może był po­li­cjan­tem, choć oni w za­sa­dzie no­sili za­wsze inne mun­dury, przy­naj­mniej ci nie­liczni, któ­rych spo­tkał do tej pory lub wi­dział w te­le­wi­zji. Ale...

Może ten męż­czy­zna był żoł­nie­rzem?

– Je­steś żoł­nie­rzem?

– Nie – pa­dła zdaw­kowa od­po­wiedź. – Po­wiem ci jesz­cze raz... – po czym męż­czy­zna zro­bił krótką prze­rwę, spoj­rzał mu pro­sto w oczy i w tej sa­mej chwili chło­piec przez je­den krótki mo­ment miał wra­że­nie jakby były czarne, a nie bla­do­szare. Na­stęp­nie od­wró­cił od niego wzrok i ro­zej­rzał się wo­kół sie­bie. Albo cze­goś szu­kał, albo chciał się upew­nić, że ni­kogo poza nim i chłop­cem tu­taj nie było. Za­czął mó­wić da­lej, gło­sem nie­zno­szą­cym sprze­ciwu:

– To miej­sce to nie plac za­baw. Nie masz tu nic do ro­boty. Za­biorę cię te­raz do domu. Idziesz ze mną.

Męż­czy­zna zro­bił ol­brzymi krok w kie­runku chłopca i kiedy stał tuż przy nim, pró­bo­wał zła­pać go za rękę. Ale tam­ten nie po­zwo­lił na to. Scho­wał obie ręce za ple­cami, zro­bił duży acz nie­pewny krok do tyłu, od­su­wa­jąc się tym sa­mym. Męż­czy­zna zro­bił ko­lejny krok w stronę chłopca, a jego oczy zwę­ziły się, wy­glą­dem przy­po­mi­na­jąc te­raz dwie wą­skie szpary. I znowu przez uła­mek se­kundy wy­da­wało się, że jego tę­czówki stały się tak samo czarne jak źre­nice. Chło­piec po­now­nie chciał się wy­co­fać, jed­nak tym ra­zem ma­newr ten mu się nie po­wiódł, jak za­uwa­żył, ku swemu prze­ra­że­niu. Tuż za nim znaj­do­wała się ściana jed­nego z bu­dyn­ków, w to­tal­nej ru­inie, sto­ją­cych na te­re­nie naj­praw­do­po­dob­niej już od dawna opusz­czo­nej fa­bryki.

Chłopca ogar­nęło uczu­cie do tej pory nie­znane.

– Chcesz, żeby twój oj­ciec i matka wpa­dli w nie­złe ta­ra­paty, bo po­zwo­lili sy­nowi ba­wić się w ta­kim miej­scu? Można na­wet zło­żyć na nich do­nie­sie­nie – głos męż­czy­zny po­now­nie się zmie­nił, brzmiał jakby był tro­chę za­chryp­nięty.

– Mo­jego ojca już z nami nie ma, moja mama... – chło­piec za­czął się nie­śmiało tłu­ma­czyć, ale męż­czy­zna na­tych­miast mu prze­rwał.

– Twoja matka bę­dzie miała spore kło­poty, je­śli od razu nie za­czniesz ro­bić tego, co do cie­bie mó­wię.

Chło­piec ko­chał swoją mamę i do­brze wie­dział, że i ona go ko­chała. Nie chciał, żeby miała przez niego kło­poty, i tak nie miała prze­cież ła­two, od­kąd oj­ciec z dnia na dzień na­gle znik­nął. I to dwa dni po jego siód­mych uro­dzi­nach. Nie, nie mógł tego zro­bić swo­jej ma­mie. Po­woli roz­luź­nił ręce za ple­cami i po­zwo­lił im opaść luźno wzdłuż tu­ło­wia.

Nie spoj­rzał na męż­czy­znę. Pa­trzył przed sie­bie na po­krytą żwi­rem na­wierzch­nię te­renu sta­rej fa­bryki, po­ro­śniętą wy­su­szo­nymi chwa­stami, kie­ru­jąc wzrok na czarne, skó­rzane buty męż­czy­zny.

Po czym, nie wie­dząc czy do­brze robi, bar­dzo po­woli uniósł lewe przed­ra­mię, które męż­czy­zna na­tych­miast po­chwy­cił.

Jego mała ręka cał­ko­wi­cie znik­nęła w łap­sku męż­czy­zny w ciem­nym mun­du­rze.

W tym mo­men­cie po­czuł na dłoni tego czło­wieka mo­dzele. Wy­czuł coś jesz­cze. Jego dłoń była mo­kra od potu. Chło­piec roz­po­znał te­raz uczu­cie, ja­kie ogar­nęło go w tam­tej chwili. To był strach.

1

Po­nie­dzia­łek, 2 grud­nia, godz. 10:03,Ber­lin, Trep­to­wers,BKA[1] – Jed­nostka „Przy­padki Eks­tre­malne”,po­kój prze­słu­chań

– I wtedy je­den z nich kop­nął mo­jego męża w twarz. Musi pani to so­bie wy­obra­zić, pani dok­tor! Wy­wa­żają drzwi do na­szego miesz­ka­nia, po­py­chają mo­jego Bruna... – głos ko­biety stał się drżący, po czym za­mil­kła. Przez krótką chwilę po­kój śled­czy o po­wierzchni około dzie­się­ciu me­trów kwa­dra­to­wych wy­peł­niła pa­ra­li­żu­jąca ci­sza. Ko­bieta, która przed­sta­wiła się Yao jako Ka­trin Grahl, wcią­gnęła kilka razy gło­śno po­wie­trze w płuca, a Sa­bine już za­czy­nała się oba­wiać, że jesz­cze chwila i wy­buch­nie pła­czem. Gdy tym­cza­sem pani Grahl kon­ty­nu­owała:

– W ja­kim świe­cie tak na­prawdę ży­jemy, kiedy czło­wiek już na­wet we wła­snych czte­rech ścia­nach nie jest bez­pieczny? – W każ­dym jej sło­wie dało się wy­czuć praw­dziwe obu­rze­nie. Le­d­wie Ka­trin Grahl skoń­czyła mó­wić, a tuż za nią wy­brzmiał przy­tłu­miony po­dobny do rzę­że­nia głos, zda­jący się wy­ra­żać to samo obu­rze­nie, i w któ­rym jed­no­cze­śnie dało się usły­szeć mie­szankę apro­baty dla tego, co mó­wiła oraz bólu.

– Pro­szę po ko­lei, pani Grahl. Chro­no­lo­gicz­nie, tak jak to wszystko się wy­da­rzyło – po­wie­działa dr Sa­bine Yao, za­stępca kie­row­nika spe­cjal­nej jed­nostki me­dy­cyny są­do­wej „Przy­padki Eks­tre­malne”.

Sie­działa na stołku ob­ro­to­wym, w po­miesz­cze­niu bez okien, utrzy­ma­nym w ko­lo­rze dys­kret­nej sza­ro­ści, usy­tu­owa­nym na par­te­rze kom­pleksu bu­dyn­ków Trep­to­wers, w ber­liń­skiej dziel­nicy Alt-Trep­tow, w sie­dzi­bie BKA w Ber­li­nie. Na­prze­ciwko niej, nieco po prze­kąt­nej, bar­dziej na użyt­ko­wym ani­żeli es­te­tycz­nym, by nie po­wie­dzieć nie­wy­god­nym, stołku ob­ro­to­wym sie­działa Ka­trin Grahl.

Yao, jako le­karka dy­żurna, przy­jęła ja­kieś dzie­sięć mi­nut temu ko­bietę w to­wa­rzy­stwie jej męża, Bruno Grahla, w holu wej­ścio­wym bu­dynku BKA. Uwa­dze le­karki nie umknął fakt, że Ka­trin Grahl, wy­glą­da­jąca nie­wąt­pli­wie na osobę dba­jącą o swój wi­ze­ru­nek ze­wnętrzny i kul­tu­ralne za­cho­wa­nie, w tej chwili była zde­ner­wo­wana do gra­nic moż­li­wo­ści. Praw­do­po­dob­nie mo­gła mieć na­wet wy­soki puls.

Ka­trin Grahl, któ­rej wiek Yao osza­co­wała na około sie­dem­dzie­siąt pięć lat, za­częła wła­śnie opo­wia­dać o tym, co spo­tkało ją i jej męża dzień wcze­śniej.

I cho­ciaż in­cy­dent miał miej­sce po­nad dwa­dzie­ścia cztery go­dziny temu, oboje, za­równo Ka­trin, jak i le­żący na ko­zetce le­kar­skiej pod tylną ścianą Bruno Grahl byli wy­raź­nie pod wpły­wem mi­nio­nych wy­da­rzeń. To było jak tsu­nami wy­ła­nia­jące się nie­spo­dzie­wa­nie i ata­ku­jące mał­żeń­stwo Grah­lów. Na­paść, do któ­rej do­szło w ich miesz­ka­niu, jak Yao mo­gła przy­pusz­czać, nie tylko za­chwiała za­ufa­niem wo­bec prawa w ich kraju, lecz praw­do­po­dob­nie już na za­wsze prze­kre­śliła ich wiarę w ist­nie­nie spra­wie­dli­wo­ści. Krótko, za­nim Grah­lo­wie we­szli do po­koju ba­dań, zo­stali Yao za­anon­so­wani przez Re­nate Hüb­ner, se­kre­tarkę i cen­tralną in­stan­cję wy­działu me­dy­cyny są­do­wej BKA, któ­rej su­rowy wy­raz twa­rzy za­po­wia­dał „sprawę spe­cjalną nio­sącą ze sobą wy­zwa­nie”. W dal­szej ko­lej­no­ści Re­nate Hüb­ner swoim oso­bli­wym i skła­da­ją­cym się w za­sa­dzie z sa­mych pół­słó­wek ję­zy­kiem, przy­po­mi­na­ją­cym Yao głos ro­bota, zwięźle na­szki­co­wała prze­bieg wy­da­rzeń. Na ko­niec se­kre­tarka po­dała jej kartkę z wy­dru­ko­wa­nym e-ma­ilem od osoby od­po­wie­dzial­nej za do­cho­dze­nie w LKA[2] 341 oraz dwu­stronny ra­port me­dyczny ze Szpi­tala św. Ja­dwigi z wy­ni­kami ba­dań Bruna Grahla.

Yao, po za­po­zna­niu się z tre­ścią e-ma­ila oraz ra­portu le­kar­skiego od razu zro­zu­miała, jaką siłę ra­że­nia dla LKA w Ber­li­nie kryła w so­bie sprawa mał­żeń­stwa Grah­lów i dla­czego wy­niki ba­dań me­dy­cyny są­do­wej po­szko­do­wa­nego Bruna Grahla, od­de­le­go­wano do BKA. Jed­no­cze­śnie była za­do­wo­lona, że wy­niki do­cho­dze­nia po­li­cyj­nego naj­wy­raź­niej nie po­zo­sta­wiały wąt­pli­wo­ści co do usta­lo­nych fak­tów i że jako le­karz me­dy­cyny są­do­wej była od­po­wie­dzialna je­dy­nie za do­ku­men­ta­cję i ocenę ob­ra­żeń Bruna Grahla, a nie za ich zło­żoną in­ter­pre­ta­cję. Bo­wiem ostatni „przy­pa­dek spe­cjalny” prze­ka­zany jej przez Hüb­ner, był na tyle skom­pli­ko­wany, że Yao mu­siała w końcu przed­sta­wić swoją eks­per­tyzę przed Eu­ro­pej­skim Try­bu­na­łem Spra­wie­dli­wo­ści w Stras­burgu, któ­rej treść i wy­nik nie były ko­rzystne dla oskar­że­nia. Jej szef, pro­fe­sor Paul Herz­feld, od­był wiele roz­mów i po­trze­bo­wał rów­nież dużo wy­ja­śnień, aby uspo­koić falę, którą Yao wy­wo­łała swoją eks­per­tyzą przed Eu­ro­pej­skim Try­bu­na­łem Spra­wie­dli­wo­ści. Swego czasu, przy wspar­ciu dok­tora Fuchsa, szefa la­bo­ra­to­rium tok­sy­ko­lo­gicz­nego spe­cjal­nej jed­nostki me­dy­cyny są­do­wej Herz­felda, Yao nadała spra­wie ro­syj­skiego dy­sy­denta Alek­sieja Pe­trowa zu­peł­nie inny ob­rót, niż po­wszech­nie ocze­ki­wano. Czło­wiek ten, bę­dąc na sta­no­wi­sku pre­zesa za­rządu kon­cernu ga­zo­wego, na prze­strzeni kilku lat, na prze­ło­mie dwu­dzie­stego i dwu­dzie­stego pierw­szego wieku, stał się mi­liar­de­rem w Turk­me­ni­sta­nie. Wkrótce po swoim bły­ska­wicz­nym wzlo­cie Pe­trow zo­stał aresz­to­wany i uwię­ziony pod za­rzu­tem uchy­la­nia się od pła­ce­nia po­dat­ków i de­frau­da­cji pie­nię­dzy w Ro­sji. Osta­tecz­nie zo­stał zwol­niony dzięki za­an­ga­żo­wa­niu Za­chodu w coś, co można opi­sać jako jed­no­stronne re­la­cje pra­sowe i do­brze zor­ga­ni­zo­wane wiece pro­te­sta­cyjne w imie­niu praw czło­wieka, po czym zło­żył wnio­sek o azyl po­li­tyczny w Niem­czech. Były oli­gar­cha pu­blicz­nie twier­dził, że zo­stał otruty w ro­syj­skim obo­zie kar­nym przez ich tajne służby. Wię­ziono go przez kilka mie­sięcy w ocze­ki­wa­niu na pro­ces w Mo­skwie. Zgod­nie z ba­da­niami pró­bek krwi i mo­czu Pe­trowa prze­pro­wa­dzo­nymi przez dok­tora Fuchsa w we­wnętrz­nym la­bo­ra­to­rium tok­sy­ko­lo­gicz­nym BKA, cier­piał on na ła­godne, nie­za­gra­ża­jące ży­ciu za­tru­cie rtę­cią, co od­po­wied­nio tłu­ma­czyło jego ob­jawy i do­le­gli­wo­ści, za­równo strupy eg­zemy na obu dło­niach, któ­rych der­ma­to­lo­gicz­nie nie można było przy­pi­sać żad­nej ze zna­nych cho­rób skóry, jak i nud­no­ści i za­wroty głowy. W swo­jej eks­per­ty­zie Yao osta­tecz­nie do­szła do wnio­sku, że rtęć po­wo­du­jącą za­tru­cie naj­praw­do­po­dob­niej Pe­trow sam so­bie po­dał. Zgod­nie z wy­ni­kami ana­lizy wło­sów Pe­trowa, która po­zwa­lała na chro­no­lo­giczne przy­po­rząd­ko­wa­nie wchła­nia­nia tru­cizn przez dłuż­szy czas, nie mógł on do­znać za­tru­cia rtę­cią w cza­sie, kiedy był wię­ziony w ro­syj­skim obo­zie kar­nym, lecz do­piero po przy­jeź­dzie do Nie­miec. Rtęć dało się wy­kryć tylko w pierw­szym cen­ty­me­trze koń­có­wek wło­sów oli­gar­chy. W ciągu czte­rech ty­go­dni, które po­trzebne były, by włosy uro­sły o cen­ty­metr, mu­siał więc na­stą­pić mo­ment wchło­nię­cia rtęci. A w tym cza­sie ro­syj­ski dy­sy­dent spę­dził już kilka mie­sięcy w Niem­czech...

...Ale ten „przy­pa­dek spe­cjalny” wy­gląda ina­czej. Zu­peł­nie ina­czej, co zresztą już Yao wie­działa.

– Po­wie­dzia­łam już wszystko po­li­cji dziś wie­czo­rem. Czy na­prawdę mu­szę... To zna­czy... W czym to po­może? I dla­czego zaj­muje się tym BKA? – kon­ty­nu­owała Ka­trin Grahl, gło­śno wdy­cha­jąc po­wie­trze przez nos mię­dzy ko­lej­nymi zda­niami i sa­piąc przy każ­dym wy­de­chu.

– Pani Grahl, mogę so­bie wy­obra­zić, że trudno jest prze­ży­wać to wszystko jesz­cze raz... – zwró­ciła się Yao spo­koj­nym gło­sem do ko­biety w ciem­no­nie­bie­skim ko­stiu­mie – ...i że pani i pani mąż... – Yao wy­ko­nała le­dwo za­uwa­żalny ruch głową w kie­runku Bruna Grahla, ci­cho po­ję­ku­ją­cego na ko­zetce le­kar­skiej. – Wo­le­li­by­ście za­pewne za­po­mnieć o ca­łej spra­wie, ale nie je­ste­ście tu­taj, po­nie­waż kto­kol­wiek wątpi w pań­stwa ze­zna­nia, zło­żone wczo­raj u ko­le­gów z LKA, tylko dla­tego, że mu­szę udo­ku­men­to­wać ob­ra­że­nia pani męża i za­pro­to­ko­ło­wać je w kon­tek­ście tego, co się wy­da­rzyło. To jest moje za­da­nie i dla­tego oboje je­ste­ście tu dzi­siaj. Chcąc utrzy­mać całą sprawę jak naj­da­lej od LKA, aby za­pew­nić obiek­tyw­ność, za sprawę od­po­wiada Wy­dział Me­dy­cyny Są­do­wej BKA. Mam na­dzieję, że do tej pory to dla pani zro­zu­miałe?

Ka­trin Grahl ski­nęła pra­wie nie­zau­wa­żal­nie głową. Jej siwe włosy były sta­ran­nie przy­strzy­żone na pa­zia. Yao już miała kon­ty­nu­ować swoją anam­nezę[3], jed­nak Ka­trin Grahl na­dal ob­sta­wała przy swoim.

– By­li­śmy wczo­raj na od­dziale ra­tun­ko­wym w Szpi­talu św. Ja­dwigi przez bi­tych dzie­więć go­dzin, za­nim prze­wie­ziono nas na Co­lum­bia­damm, gdzie przez pół nocy za­da­wano mnie i mo­jemu mę­żowi mnó­stwo py­tań. I to w sta­nie, w ja­kim znaj­duje się Bruno... Wszystko za­pi­sano w ra­por­cie me­dycz­nym ze św. Ja­dwigi...

– Zga­dza się... – Yao spo­koj­nym gło­sem prze­rwała ko­bie­cie. – Ale to, co ja tu­taj ro­bię, jak wła­śnie po­wie­dzia­łam, to obiek­tywne usta­le­nie ob­ra­żeń pani męża w kon­tek­ście tego, co już opo­wie­dzie­li­ście w sie­dzi­bie LKA dzi­siaj w nocy i co te­raz jesz­cze raz mi zre­la­cjo­nu­je­cie. Jest to kwe­stia do­ku­men­ta­cji ob­ra­żeń pani męża, która może zo­stać wy­ko­rzy­stana w są­dzie, w trak­cie póź­niej­szej roz­prawy. Po­nie­waż na pod­sta­wie mo­ich usta­leń, w spo­sób zro­zu­miały dla wszyst­kich, moż­liwe bę­dzie zre­kon­stru­owa­nie, jak w ogóle do tych ob­ra­żeń do­szło.

– Jest pani le­ka­rzem me­dy­cyny są­do­wej? – z tyłu po­miesz­cze­nia do­biegł słaby i nie­wy­raź­nie brzmiący głos Bruno Grahla. Yao prze­chy­liła się na swoim stołku lekko w bok, po czym spoj­rzała po­nad mo­ni­to­rem kom­pu­tera i ma­syw­nym te­le­fo­nem sta­cjo­nar­nym na ma­łym biurku mię­dzy nią a pa­nią Grahl, chcąc na­wią­zać kon­takt wzro­kowy z Bruno Grah­lem.

 – Zga­dza się, je­stem spe­cja­listką me­dy­cyny są­do­wej. Ja...

 – Prze­cież nie je­stem mar­twy! – Bruno Grahl za­pro­te­sto­wał stłu­mio­nym gło­sem i pró­bo­wał wstać z ko­zetki le­kar­skiej, ale na­tych­miast opadł na nią z po­wro­tem ze zbo­lałą twa­rzą i gło­śnym ję­kiem.

– Je­stem spe­cja­listką me­dy­cyny są­do­wej, to prawda – ode­zwała się po­now­nie Yao – ale wbrew po­wszech­nemu prze­ko­na­niu, nie zaj­mu­jemy się tylko mar­twymi, ba­damy rów­nież ży­wych.

Za­uwa­żyła py­ta­jące spoj­rze­nie Bruna Grahla i kon­ty­nu­owała.

 – Ten dział na­szej spe­cja­li­za­cji na­zywa się Me­dy­cyną Są­dowo-Kli­niczną. Ba­damy ży­wych, a ra­czej tych, któ­rzy prze­żyli. Ofiary prze­mocy do­mo­wej...

– Prze­moc do­mowa, to bar­dzo eu­fe­mi­styczne okre­śle­nie tego, co spo­tkało mo­jego męża! – do roz­mowy po­now­nie włą­czyła się Ka­trin Grahl, a jej głos pe­łen był obu­rze­nia.

 – Prze­pra­szam, ale jesz­cze nie skoń­czy­łam... – od­po­wie­działa Yao – ...a je­śli źle się wy­ra­zi­łam, to prze­pra­szam. To był tylko przy­kład. W me­dy­cy­nie są­do­wej kli­nicz­nej ba­damy ofiary prze­stępstw, które prze­żyły, ta­kie jak ofiary prze­mocy do­mo­wej, ale także ofiary prze­stępstw sek­su­al­nych, wy­ko­rzy­sty­wa­nia dzieci lub prze­mocy in­ter­per­so­nal­nej, co też jest pro­fe­sjo­nal­nym okre­śle­niem tego, co się wczo­raj pań­stwu przy­da­rzyło. A więc... pro­szę mi za­ufać i po­wtó­rzyć jesz­cze raz, co oboje po­wie­dzie­li­ście już wczo­raj pod­czas prze­słu­cha­nia w LKA.

– Prze­moc in­ter­per­so­nalna to taki sam eu­fe­mizm – po­wie­działa ci­cho Ka­trin Grahl, ale bar­dziej do sie­bie niż do Yao, która po­zo­sta­wiła tę uwagę bez ko­men­ta­rza. We­dług dwóch stron ra­portu me­dycz­nego ze Szpi­tala św. Ja­dwigi, le­żą­cego na biurku przed Yao, sie­dem­dzie­się­cio­dzie­wię­cio­letni Bruno Grahl do­znał po­waż­nego stłu­cze­nia twa­rzo­czaszki. Świad­czyła o tym wy­raź­nie nie­zdrowo błysz­cząca skóra roz­cią­gnięta na ma­syw­nym, fio­le­to­wo­nie­bie­skim i li­lio­wym obrzęku po pra­wej stro­nie twa­rzy. Ko­le­dzy ze Szpi­tala św. Ja­dwigi w Ber­lin-Mitte zba­dali star­szego męż­czy­znę i przy­go­to­wali roz­po­zna­nie ra­dio­lo­giczne, w tym kon­sul­ta­cję la­ryn­go­lo­giczną oraz kon­sul­ta­cję sto­ma­to­lo­giczną. Cho­ciaż wy­klu­czono zła­ma­nie środ­ko­wej czę­ści twa­rzy, zdia­gno­zo­wano zła­ma­nie ko­ści no­so­wej z ode­rwa­niem ko­ści­stej prze­grody no­so­wej od jej osa­dze­nia w dnie jamy no­so­wej. Bruno Grahl stra­cił rów­nież dwa górne sie­ka­cze, co było po­wo­dem jego nie­wy­raź­nie brzmią­cej i za­bu­rzo­nej wy­mowy.

Sie­dem­dzie­się­cio­dzie­wię­cio­la­tek miał zgło­sić się po­now­nie do Szpi­tala św. Ja­dwigi, gdy jego gro­te­skowo opuch­nięty nos, od­bar­wiony przez ogromny ciem­no­fio­le­towy krwiak, po­wróci do swo­jego nor­mal­nego stanu. Bez­dy­sku­syj­nie przy­po­mi­nał on Yao bul­wia­sty nos po­staci z książki dla dzieci, którą ja­kiś czas temu czy­tała swo­jej ma­łej sio­strze­nicy Si­nie. Gdy tylko z twa­rzy Bruno Grahla zej­dzie opu­chli­zna, jego nos trzeba na­sta­wić, zgod­nie z ra­por­tem me­dycz­nym. Prze­groda no­sowa zo­sta­nie chi­rur­gicz­nie przy­wró­cona do pier­wot­nej po­zy­cji. Zaś po­tem den­ty­sta ro­dziny Grah­lów bę­dzie miał sporo pracy. Yao za­pi­sała w no­tat­niku le­żą­cym przed nią na ko­la­nach, aby po­pro­sić Re­nate Hüb­ner o zdję­cia rent­ge­now­skie i for­mu­la­rze kon­sul­ta­cji wy­peł­nione przez la­ryn­go­lo­gów i den­ty­stę w Szpi­talu św. Ja­dwigi. W tym celu wy­jęła z gór­nej szu­flady ma­łego biurka for­mu­larz zwol­nie­nia z za­cho­wa­nia obo­wiązku ta­jem­nicy za­wo­do­wej i po­ło­żyła go na bla­cie przed sobą. Ka­trin Grahl naj­wy­raź­niej tro­chę się uspo­ko­iła, po­go­dzona ze swoim lo­sem, na­gle za­częła opo­wia­dać.

 – By­li­śmy z moim Bru­nem w kuchni, przy­go­to­wy­wa­li­śmy ko­la­cję. Wtedy Foffy, nasz mały te­rier – mie­sza­niec, za­czął szcze­kać. Po­biegł do drzwi wej­ścio­wych i szcze­kał jak sza­lony...

– Wcze­śniej ni­gdy tego nie ro­bił – roz­legł się nie­wy­raźny głos w tle, na co Ka­trin Grahl rzu­ciła mę­żowi su­rowe spoj­rze­nie, które na­tych­miast go uci­szyło.

– Cóż, w każ­dym ra­zie Foffy szczeka jak sza­lony, a mój Bruno, który kroi ce­bulę, bie­gnie do drzwi, żeby zo­ba­czyć, co się dzieje. Po­nie­waż wszystko od­bywa się na­gle i bar­dzo szybko, wciąż trzyma w ręku nóż ku­chenny, któ­rym kroił ce­bulę...

 – Na­wet tego nie za­uwa­ży­łem. Nie za­mie­rza­łem ni­kogo skrzyw­dzić tym no­żem, musi mi pani...

Bruno Grahl po raz ko­lejny za swoje słowa zo­stał ob­rzu­cony przez żonę nie­przy­jem­nym spoj­rze­niem, któ­remu tym ra­zem to­wa­rzy­szyło znie­cier­pli­wione mla­śnię­cie ję­zy­kiem, po czym za­milkł i za­ła­many le­żał na ko­zetce le­kar­skiej.

– Po­szłam za Bru­nem i w tym mo­men­cie na­stą­piło to ude­rze­nie, które na­wet trudno so­bie wy­obra­zić. Na­sze drzwi wej­ściowe roz­trza­skały się na ty­siąc ka­wał­ków, a do środka wpa­dli ubrani na czarno męż­czyźni. Było ich wielu. Wszy­scy mieli na so­bie ma­ski. I byli uzbro­jeni po zęby. Ni­czym czarna chmura, która na­gle wtar­gnęła do na­szego ma­łego ko­ry­ta­rza. Mój Foffy mi­nął mnie jak ude­rzony obu­chem. Na szczę­ście. Nie mogę so­bie na­wet wy­obra­zić, co ci fa­ceci by mu zro­bili, gdyby... – Ka­trin Grahl za­mil­kła na­gle i zda­wała się błą­dzić my­ślami, po czym za­py­tała. – Kto wła­ści­wie za­płaci za uszko­dze­nie na­szych drzwi wej­ścio­wych? Praw­do­po­dob­nie nie ma sensu ich na­pra­wiać. Po­trze­bu­jemy no­wych drzwi...

Yao już miała od­po­wie­dzieć, gdy star­sza pani jakby oprzy­tom­niała i po­now­nie pod­jęła wą­tek swo­jej opo­wie­ści.

– W każ­dym ra­zie ... mój Bruno ... nie był tak zwinny jak nasz Foffy. Cho­ciaż wszystko inne działo się bar­dzo szybko... – Dolna warga Ka­trin Grahl za­drżała na te słowa i na­gle za­częła ma­so­wać skro­nie obiema rę­kami, kon­ty­nu­ując. – Je­den z nich krzyk­nął: ‘On ma nóż’, a wtedy Bruno le­żał już na ziemi. Dwóch z tych sza­leń­ców wy­ce­lo­wało swoje ka­ra­biny lub pi­sto­lety ma­szy­nowe, czy jak­kol­wiek to się na­zywa, w mo­jego Bruna i po­my­śla­łam, że to już ko­niec. Za­strzelą nas. Naj­pierw jego, a po­tem mnie. Ale wtedy je­den z tych sza­leń­ców prze­biegł obok po­zo­sta­łych dwóch, od tyłu jak dzika be­stia, i kop­nął mo­jego Bruna w twarz. Ten dźwięk był taki okropny... – Ka­trin Grahl wal­czyła te­raz ze łzami, szlo­cha­jąc rów­no­cze­śnie. – My­śla­łam, że mój Bruno nie żyje.

W tle Bruno Grahl sko­men­to­wał słowa swo­jej żony gło­śnym ję­kiem.

– Je­den z męż­czyzn uklęk­nął na ple­cach Bruna i za­py­tał, czy już się uspo­koił. Musi pani to so­bie wy­obra­zić! Czy Bruno już się uspo­koił! Nic nie zro­bi­li­śmy! Ten Rol­l­kom­mando [4]...

Nie­całą go­dzinę póź­niej Yao za­koń­czyła anam­nezę oraz ba­da­nie po­szko­do­wa­nego, w tym szcze­gó­łową do­ku­men­ta­cję fo­to­gra­ficzną ob­ra­żeń twa­rzy i jamy ust­nej Bruno Grahla. Za­pro­wa­dziła star­sze mał­żeń­stwo do re­cep­cji Trep­to­wers i we­zwała stam­tąd tak­sówkę. Oczy­wi­ście wrę­czyła im ulotkę Po­moc ofia­rom w Ber­li­nie oraz wi­zy­tówkę ber­liń­skiego peł­no­moc­nika po­szko­do­wa­nych, do­ra­dza­jąc, aby szu­kali pro­fe­sjo­nal­nej po­mocy i wspar­cia w za­kre­sie wy­zna­cze­nia ad­wo­kata dla po­szko­do­wa­nych i moż­li­wo­ści po­stę­po­wa­nia ad­he­zyj­nego.

– W po­stę­po­wa­niu ad­he­zyj­nym ofiary prze­stęp­stwa mają moż­li­wość do­cho­dze­nia i, w ra­zie po­trzeby, sku­tecz­nego eg­ze­kwo­wa­nia swo­ich rosz­czeń cy­wil­no­praw­nych, za­dość­uczy­nie­nia za ból i cier­pie­nie wraz z od­szko­do­wa­niem. Wszyst­kiego naj­lep­szego dla pań­stwa! – Yao po­że­gnała się z mał­żeń­stwem Grahl.

Koszty le­cze­nia i ze­psute drzwi wej­ściowe to zde­cy­do­wa­nie naj­mniej­sze zmar­twie­nie tych dwojga, na­wet je­śli jesz­cze nie zdają so­bie z tego sprawy – po­my­ślała Yao. – Ta­kie do­świad­cze­nie po­zo­sta­wia ślad i zmie­nia czło­wieka. Każdy ro­dzaj prze­mocy po­wo­duje traumę, któ­rej to­wa­rzy­szą stany szoku, po­czu­cie oso­bi­stej bez­bron­no­ści i strach przed ko­lej­nymi ata­kami. Nie­któ­rzy lu­dzie le­piej so­bie z tym ra­dzą, przy­naj­mniej w ta­kim stop­niu, że w końcu są w sta­nie pro­wa­dzić nor­malne co­dzienne ży­cie bez po­trzeby więk­szego wspar­cia z ze­wnątrz. A inni go­rzej. Grah­lo­wie do­brze by zro­bili, po­dej­mu­jąc le­cze­nie psy­cho­te­ra­peu­tyczne w celu opa­no­wa­nia nie­kon­tro­lo­wa­nego po­now­nego prze­ży­wa­nia tej ogrom­nej in­ge­ren­cji w ich ży­cie. Aby nie stra­cili za­ufa­nia do spo­łe­czeń­stwa i pra­wo­rząd­no­ści pań­stwa, nie stali się po­dejrz­liwi, nie wy­co­fali się ze świata ze­wnętrz­nego w roz­cza­ro­wa­niu i nie od­izo­lo­wali się cał­ko­wi­cie – co nie­stety zbyt czę­sto jest wy­ni­kiem tak trau­ma­tycz­nych do­świad­czeń prze­mocy.

Yao wie­działa o tym aż za do­brze. Wy­ni­kało to nie tylko z jej dzie­się­cio­let­niego do­świad­cze­nia za­wo­do­wego, jako le­karki me­dy­cyny są­do­wej, ale także z jej wła­snych bo­le­snych do­świad­czeń z młod­szą sio­strą Ma­ilin. Re­nate Hüb­ner nie my­liła się co do hi­sto­rii Grah­lów – praw­dziwy „przy­pa­dek spe­cjalny”. Nie­wąt­pli­wie mu­siał to być nie tylko strasz­liwy i prze­ra­ża­jący wi­dok, ale rów­nie głę­boko trau­ma­tyczny, gdy funk­cjo­na­riu­sze ber­liń­skiego Ze­społu ds. Szyb­kiego Re­ago­wa­nia SEG 2, Ber­liń­skiej Grupy do Za­dań Spe­cjal­nych SEK ta­ra­nem otwo­rzyli drzwi do miesz­ka­nia Grah­lów i uzbro­jeni po zęby wtar­gnęli w sam śro­dek do­tych­czas spo­koj­nego ży­cia dwójki star­szych lu­dzi. Z wy­druku e-ma­ila LKA 341, który Re­nate Hüb­ner prze­ka­zała jej wraz z do­ku­men­ta­cją me­dyczną Bruno Grahla, Yao do­wie­działa się, że SEG 2 Grupa do Za­dań Spe­cjal­nych pod­le­ga­jąca LKA zo­stała wczo­raj we­zwana do bu­dynku wie­lo­ro­dzin­nego zaj­mo­wa­nego przez Grah­lów. Miesz­ka­niec domu, ska­zany za kra­dzież w zor­ga­ni­zo­wa­nej gru­pie, roz­bój i wy­mu­sze­nie, nie sta­wił się na od­by­cie za­są­dzo­nej kary w aresz­cie, a po­nie­waż był po­wią­zany ze śro­do­wi­skiem gan­gów mo­to­cy­klo­wych, na miej­sce we­zwana zo­stała jed­nostka SEK.

Yao do­sko­nale zda­wała so­bie sprawę, że funk­cjo­na­riu­sze Grupy do Za­dań Spe­cjal­nych nie dzwo­nili do drzwi i nie mó­wili „Dzień do­bry!”, ale w tym przy­padku tra­fili pod nie­wła­ściwy ad­res. Męż­czy­zna, który w rze­czy­wi­sto­ści był ce­lem ope­ra­cji SEG 2, miesz­kał pię­tro nad Grah­lami i nie­długo po tym, gdy funk­cjo­na­riu­sze zdali so­bie sprawę z po­myłki, aresz­to­wali go w trak­cie nie­uda­nej próby ucieczki przez bal­kon swo­jego miesz­ka­nia. Nie miało to jed­nak żad­nego zna­cze­nia dla Grah­lów, bę­dą­cych w cięż­kim sta­nie psy­chicz­nym. LKA 341, od­po­wie­dzialna za prze­stęp­stwa po­peł­nione przez funk­cjo­na­riu­szy i we­wnętrzne do­cho­dze­nia po­li­cyjne, prze­jęła sprawę Grah­lów, i tak do gry we­szła Yao, aby zba­dać ob­ra­że­nia Bruno Grahla od strony me­dy­cyny są­do­wej, a przede wszyst­kim, aby je udo­ku­men­to­wać nie­za­leż­nie od LKA. Yao wie­działa, że ko­le­dzy z LKA 341 nie byli lu­biani w po­li­cji, z tego też po­wodu nadano im przy­do­mek EDEKA. Czę­sto ozna­czali ko­niec ka­riery[5] dla ko­le­gów, znaj­du­ją­cych się na ich ce­low­niku. Kim był po­li­cjant, który kop­nął le­żą­cego na ziemi Bruno Grahla w głowę, na­dal po­zo­sta­wało przed­mio­tem do­cho­dze­nia. To, że sie­dem­dzie­się­cio­dzie­wię­cio­la­tek do­znał je­dy­nie zła­ma­nia nosa, obrzęku twa­rzy i utraty dwóch sie­ka­czy w wy­niku po­tęż­nego kop­nię­cia w głowę i nie za­padł w śpiączkę na ja­kimś neu­ro­chi­rur­gicz­nym od­dziale in­ten­syw­nej te­ra­pii z po­waż­nym ura­zem czasz­kowo-mó­zgo­wym, gra­ni­czyło nie­mal z cu­dem. Yao miała tego świa­do­mość. Wtedy nie tylko bru­talny funk­cjo­na­riusz mu­siałby od­po­wie­dzieć za „spo­wo­do­wa­nie uszko­dze­nia ciała i to na służ­bie”, ale ofi­cer kie­ru­jący całą ope­ra­cją SEK, która cał­ko­wi­cie wy­mknęła się spod kon­troli, mu­siałby rów­nież sta­wić czoła nie­przy­jem­nym py­ta­niom ze strony swo­ich ko­le­gów ze służb są­do­wych, pod­le­ga­ją­cych bez­po­śred­nio ko­men­dan­towi ber­liń­skiej po­li­cji.

2

Po­nie­dzia­łek, 2 grud­nia, godz. 18:12Ber­lin-Wil­mers­dorfMiesz­ka­nie Ma­ilin Zhou

Młod­sza sio­stra Yao, Ma­ilin, cze­kała już w otwar­tych drzwiach miesz­ka­nia na trze­cim pię­trze ber­liń­skiej ka­mie­nicy wie­lo­ro­dzin­nej z okresu se­ce­sji. Yao za­ko­chała się w trzy­po­ko­jo­wym apar­ta­men­cie, kiedy tylko po raz pierw­szy go uj­rzała. Zlo­ka­li­zo­wany był w ele­ganc­kiej dziel­nicy Wil­mers­dorf z za­byt­ko­wym dę­bo­wym par­kie­tem, su­fi­tami na wy­so­ko­ści czte­rech me­trów i wi­tra­żo­wymi oknami w ko­ry­ta­rzu. Cztery mie­siące temu roz­po­częła po­szu­ki­wa­nie no­wego domu dla swo­jej młod­szej o sześć lat sio­stry, którą los mocno do­świad­czył i już po krót­kim cza­sie od­kryła to, czego szu­kała. Oglą­da­jąc po raz pierw­szy miesz­ka­nie i prze­cho­dząc przez po­koje prze­peł­nione tego dnia świa­tłem sło­necz­nym, trzy­dzie­sto­ośmio­latka wi­działa w nim Ma­ilin i jej córki bliź­niaczki, które miały te­raz pra­wie trzy i pół roku. Wła­śnie dla­tego zde­cy­do­wała się wziąć na sie­bie koszty zwią­zane z przej­ścio­wym wy­naj­mem miesz­ka­nia oraz wszel­kie do­dat­kowe ko­nieczne za­kupy, za­my­ka­jące się w kwo­cie pra­wie pię­cio­cy­fro­wej. Do tego do­cho­dził hor­ren­dalny czynsz, który przez kilka na­stęp­nych mie­sięcy bę­dzie mu­siała sama opła­cać, do­póki Ma­ilin nie uzy­ska sta­bil­nego stanu zdro­wia psy­chicz­nego i nie usa­mo­dzielni się rów­nież fi­nan­sowo. Kiedy Yao pod­pi­sy­wała umowę najmu w jej imie­niu i or­ga­ni­zo­wała prze­pro­wadzkę ze sta­rego miesz­ka­nia w Ma­rzahn, młod­sza o sześć lat sio­stra znaj­do­wała się pod opieką spe­cja­li­stycz­nej kli­niki psy­chia­trycz­nej w Ber­li­nie-Lich­ter­felde, na le­cze­niu sta­cjo­nar­nym. Po­byt w kli­nice nie tylko wią­zał się z próbą sa­mo­bój­czą Ma­ilin. Był także tym mo­men­tem, w któ­rym Yao je­dyna bli­ska krewna trzy­dzie­sto­dwu­latki znaj­du­ją­cej się wtedy w sta­nie cięż­kim, do­pro­wa­dzona zo­stała do gra­nic swo­ich moż­li­wo­ści psy­chicz­nych i fi­zycz­nych.

Ma­ilin po wy­pi­sa­niu ze szpi­tala, ko­rzy­stała od dwóch mie­sięcy z opieki am­bu­la­to­ryj­nej w ośrodku te­ra­peu­tycz­nym, za­le­d­wie kilka ulic da­lej. Te­ra­pia zor­ga­ni­zo­wana przez Yao, była płynną kon­ty­nu­acją po­bytu sio­stry w szpi­talu, od­by­wała się tylko trzy dni w ty­go­dniu i to nie w peł­nym wy­mia­rze go­dzin. Opie­kun Ma­ilin, z któ­rym Yao była w bli­skim kon­tak­cie, na­zwał to „stop­nio­wym wy­co­fy­wa­niem wspar­cia”, więc na chwilę obecną mo­gła po­su­nąć się do stwier­dze­nia, że jej sio­stra była na do­brej dro­dze...

– Zro­bię nam szybki ma­ka­ron, a na po­czą­tek sa­łatkę Ca­prese – po­wie­działa Yao, wy­cią­ga­jąc w stronę sio­stry płó­cienną torbę z za­ku­pami – ma­ka­ro­nem, moz­za­rellą, szynką, po­mi­dor­kami kok­taj­lo­wymi i ba­zy­lią – ale Ma­ilin de­li­kat­nie od­su­nęła jej rękę na bok, po­de­szła bar­dzo bli­sko i przy­tu­liła ją tak mocno, że Yao pra­wie stra­ciła od­dech. Sio­stry przez chwilę stały bli­sko sie­bie, po czym Ma­ilin od­su­wa­jąc się od niej po­wie­działa:

 – Chodź tu, Bine. Odłóż to. Bę­dziemy go­to­wać ra­zem, jak kie­dyś. Je­stem tak nie­skoń­cze­nie...

 – Zro­bi­ła­byś to samo dla mnie, ma­leńka – prze­rwała jej Yao i de­li­kat­nie po­gła­skała sio­strę po po­liczku, po czym zdjęła w ko­ry­ta­rzu buty i kurtkę, a na­stęp­nie skie­ro­wała się z za­ku­pami do kuchni. Ma­ilin obec­nie żyła jesz­cze sama w miesz­ka­niu re­kla­mo­wa­nym w ogło­sze­niu jako „no­bliwe”, z su­fi­tem na im­po­nu­ją­cej wy­so­ko­ści. Agent nie­ru­cho­mo­ści by­naj­mniej nie prze­sa­dził, uświa­da­miała so­bie za każ­dym ra­zem Yao, wcho­dząc do po­szcze­gól­nych po­koi. Córka Ma­ilin, Sina, miała wpro­wa­dzić się do niej za kilka ty­go­dni. Po dra­ma­tycz­nych wy­da­rze­niach, które roz­darły ro­dzinę Ma­ilin, Sina spę­dziła po­cząt­kowo sześć mie­sięcy w gru­pie wspar­cia w ośrodku kry­zy­so­wym. Miesz­kali tam pra­cow­nicy so­cjalni wraz ze swo­imi ro­dzi­nami oraz dziećmi, które mu­siały zo­stać za­brane z domu ro­dzin­nego i ob­jęte opieką przez Ju­gen­damt[6]. Po­tem Sina miesz­kała z ro­dziną za­stęp­czą w Ber­li­nie-Hel­lers­dor­fie przez pra­wie osiem mie­sięcy, gdzie – bio­rąc pod uwagę oko­licz­no­ści – ra­dziła so­bie cał­kiem nie­źle, nie­stety wciąż od­dzie­lona od matki i sio­stry bliź­niaczki. Yao prze­ko­nała się o ich do­brych re­la­cjach na wła­sne oczy, pod­czas re­gu­lar­nych od­wie­dzin u Ma­ilin, gdy ta prze­by­wała w spe­cja­li­stycz­nej kli­nice psy­chia­trycz­nej. Obec­nie pra­wie trzy­let­nia Sina spę­dzała dwa po­po­łu­dnia w ty­go­dniu z matką i wkrótce gdy tylko zo­staną za­ła­twione ostat­nie for­mal­no­ści z Urzę­dem ds. Mło­dzieży, miała za­miesz­kać w Wil­mers­dorf. Ma­ilin urzą­dziła po­kój dzie­cięcy bar­dzo przy­tul­nie i z ol­brzy­mią tro­ską o do­bre sa­mo­po­czu­cie có­reczki, a Yao rów­nież tę­sk­niła za dniem, w któ­rym matka i córka znowu będą mo­gły być ra­zem.

 – Byli tu dzi­siaj męż­czy­zna i ko­bieta z „Wohl­fahrtu”[7] – po­wie­działa Ma­ilin, sie­dząc przy ku­chen­nym stole i kro­jąc moz­za­rellę na pla­sterki wiel­ko­ści kęsa, pod­czas kiedy Yao myła po­mi­dorki kok­taj­lowe w zle­wie.

– I co? – za­py­tała Yao, która wie­działa, że to draż­liwy te­mat dla jej sio­stry, po­nie­waż do­ty­czył dru­giej córki Ma­ilin, Siary, sio­stry bliź­niaczki Siny.

– Naj­pierw mu­szę uzy­skać zgodę wła­ści­ciela miesz­ka­nia na wszel­kie zmiany bu­dow­lane, po­wie­dzieli – Yao w mil­cze­niu ski­nęła głową, osu­sza­jąc po­mi­dorki kok­taj­lowe ręcz­ni­kiem ku­chen­nym. – Tak jak mó­wi­łaś, za­py­ta­łam ich rów­nież o do­ta­cje na prze­bu­dowę tego miesz­ka­nia – kon­ty­nu­owała Ma­ilin. – Po­wie­dzieli, że są różne spo­soby na uzy­ska­nie wspar­cia fi­nan­so­wego. Ubez­pie­cze­nie pie­lę­gna­cyjne, usta­wowe ubez­pie­cze­nie wy­pad­kowe, urząd opieki spo­łecz­nej, urząd ds. mło­dzieży, ośrodki re­ha­bi­li­ta­cyjne... – wy­mie­niała po­ten­cjal­nych dar­czyń­ców.

Ma­ilin chcąc za­pew­nić w no­wym domu do­godne i przy­ja­zne ży­cie dla swo­jej córki Siary, bę­dą­cej osobą nie­peł­no­sprawną, mu­siała prze­pro­wa­dzić pil­nie re­mont. Gdy có­reczka za­koń­czy le­cze­nie re­ha­bi­li­ta­cyjne, do­łą­czy do ma­łej ro­dziny, tym sa­mym czy­niąc ją znów pełną. Córka Ma­ilin, Siara, gdy miała pół­tora roku pa­dła ofiarą bru­tal­nego prze­stęp­stwa, do­zna­jąc po­waż­nych ob­ra­żeń głowy, w wy­niku któ­rych do­świad­czyła po­ra­że­nia po­ło­wi­czego. Jakby tego było mało, Ma­ilin była po­cząt­kowo po­dej­rze­wana przez po­li­cję o znę­ca­nie się nad córką. W re­zul­ta­cie zo­stała nie tylko po­zba­wiona opieki nad Siarą, ale także nad Siną, która zo­stała przez Urząd ds. Mło­dzieży umiesz­czona w ośrodku kry­zy­so­wym.

I na­wet gdy nie­długo póź­niej oka­zało się, że sio­stra Yao nie­słusz­nie zna­la­zła się w cen­trum za­in­te­re­so­wa­nia or­ganu do­cho­dze­nio­wego, wy­da­rze­nia te wy­wo­łały ka­ta­stro­falną spi­ralę nad­uży­wa­nia al­ko­holu i sa­mo­oka­le­cza­nia się Ma­ilin. Do tego stop­nia, że trzy­dzie­sto­dwu­latka zo­stała osta­tecz­nie przy­jęta na od­dział za­mknięty w szpi­talu psy­chia­trycz­nym im. Karla Bon­ho­ef­fera, na mocy na­kazu są­do­wego z po­wodu sta­no­wie­nia po­waż­nego za­gro­że­nia ży­cia dla sa­mej sie­bie, gdzie była ho­spi­ta­li­zo­wana przez po­nad rok.

– W sa­lo­nie znaj­duje się ulotka o tym, ja­kie do­ta­cje są do­stępne na prze­bu­dowę i wi­zy­tówka tych dwojga z „Wohl­fahrtu” – Ma­ilin kon­ty­nu­owała swoją re­la­cję z dzi­siej­szej wi­zyty.

Yao od dawna zda­wała so­bie sprawę, że do­godna, bez ba­rier i przy­ja­zna dla osób nie­peł­no­spraw­nych prze­bu­dowa miesz­ka­nia z trzema sy­pial­niami bę­dzie dla nich ko­lej­nym ogrom­nym wy­zwa­niem fi­nan­so­wym, o ile nie będą w sta­nie uzy­skać fun­du­szy lub in­nego wspar­cia.

Do­ko­nu­jąc wy­boru miesz­ka­nia, Yao upew­niła się, że winda ja­dąca z re­pre­zen­ta­cyj­nego ko­ry­ta­rza se­ce­syj­nego bu­dynku Wil­mers­dorf na par­te­rze pod same drzwi miesz­ka­nia na trze­cim pię­trze, znaj­duje się na po­zio­mie gruntu i nie trzeba do niej wcho­dzić po scho­dach. Ale na­wet je­śli prze­bu­dowa miała do­ty­czyć tylko przy­szłej sy­pialni i ła­zienki ma­łej Siary, wstępne sza­co­wa­nie Yao wy­ka­zało, że suma po­trzeb­nych na to środ­ków mie­ści się i tak w prze­dziale pię­cio­cy­fro­wym.

Dra­mat to­wa­rzy­szący ro­dzi­nie Ma­ilin roz­po­czął swój nie­szczę­sny bieg już ja­kiś czas przed okrut­nym zmal­tre­to­wa­niem Siary i od­dzie­le­niem sióstr bliź­nia­czek od matki. Mąż Ma­ilin, Thanh, zgi­nął przed pra­wie dwoma laty w wy­padku przy pracy pod­czas wcze­snej zmiany w stre­fie ob­sługi sa­mo­cho­dów na lot­ni­sku BER. Zo­stał zmiaż­dżony przez wa­żący kilka ton kon­te­ner. Z dnia na dzień Ma­ilin zo­stała po­zo­sta­wiona sama so­bie, z cór­kami, które wów­czas miały za­le­d­wie pół­tora roku. Niemka o chiń­skich ko­rze­niach i jej wiet­nam­ski mąż ko­chali się. Wy­soki Thanh o kru­czo­czar­nych wło­sach miał do­bry wpływ na Ma­ilin, wy­ka­zu­jącą w okre­sie doj­rze­wa­nia ten­den­cje au­to­agre­sywne, obej­mu­jące rów­nież sa­mo­oka­le­cza­nie się. Thanh był nie tylko za­wsze we­so­łym, do­bro­dusz­nym i pra­co­wi­tym męż­czy­zną, no­szą­cym swoją żonę na rę­kach i speł­nia­ją­cym każde jej ży­cze­nie. Był także ko­cha­ją­cym oj­cem dla ich oby­dwu có­re­czek.

Sio­stry bliź­niaczki do­ra­stały bez ojca przez pra­wie dwa lata, a te­raz od­dzie­lono je na­wet od matki oraz sie­bie na­wza­jem i to na po­nad rok. Do­ra­stały osobno, po­my­ślała Yao, przy­po­mi­na­jąc so­bie fa­talne wy­da­rze­nia tam­tego okresu. Ale w końcu udało jej się otrzą­snąć z mrocz­nych ob­ra­zów i zwró­ciła się do sio­stry, sta­ra­jąc się, aby to, co te­raz po­wie za­brzmiało jak naj­bar­dziej en­tu­zja­stycz­nie i po­zy­tyw­nie:

– Jedno po dru­gim. Spro­wa­dzimy Siarę do cie­bie. Krok po kroku, tak jak za­wsze ci mó­wi­łam. Je­steś znowu sa­mo­dzielna i prak­tycz­nie da­jesz sama radę. Sina wkrótce za­mieszka tu z tobą. Bę­dziemy świę­to­wać Boże Na­ro­dze­nie we trójkę, a ja nie mogę się już do­cze­kać. Z Siarą też wszystko się ułoży. Mo­żesz mi za­ufać.

Yao li­czyła, że sio­stra uwie­rzy w to co mówi. Ale miała na­dzieję na coś jesz­cze. Że al­ko­hol oraz zwią­zane z nim im­pul­sywne wy­bu­chy i sa­mo­oka­le­cze­nia Ma­ilin na­leżą do prze­szło­ści. Jed­nak jako le­karka wie­działa rów­nież, że jej młod­sza sio­stra już przez całe ży­cie bę­dzie osobą ma­jącą pre­dys­po­zy­cje do po­now­nego po­pad­nię­cia w uza­leż­nie­nie. Nie­sta­bilną, któ­rej w każ­dej chwili może pod­wi­nąć się noga z róż­nych po­wo­dów oso­bi­stych lub ro­dzin­nych po­ra­żek. Naj­więk­szy wróg Ma­ilin czai się w niej sa­mej. W tej chwili wróg ten jest uśpiony, za­cho­wuje spo­kój. Ale być może wkrótce znów bę­dzie ostrzył swoje noże, po­my­ślała Yao, kła­dąc ostat­nią moz­za­rellę na ta­le­rzu przed sobą.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Przy­pisy

[1] BKA to skrót od Bun­de­skri­mi­na­lamt (niem.) – Fe­de­ralny Urząd Kry­mi­nalny w Niem­czech. Jest to cen­tralna agen­cja po­li­cyjna zaj­mu­jąca się zwal­cza­niem po­waż­nych prze­stępstw, ko­or­dy­na­cją dzia­łań mię­dzy po­li­cją fe­de­ralną a po­li­cją lan­dów, a także współ­pracą mię­dzy­na­ro­dową w za­kre­sie ści­ga­nia prze­stępstw. Źró­dło: https://www.bka.de/EN/Home/ho­me­_node.htmlWszyst­kie przy­pisy po­cho­dzą od tłu­maczki.
[2] LKA to skrót od Lan­de­skri­mi­na­lamt (niem.), czyli Kra­jowy Urząd Kry­mi­nalny w Niem­czech. Jest to od­po­wied­nik BKA (Bun­de­skri­mi­na­lamt) na po­zio­mie po­szcze­gól­nych lan­dów. Każdy z 16 nie­miec­kich kra­jów związ­ko­wych (lan­dów) ma wła­sne LKA, które pełni funk­cję cen­tral­nej jed­nostki ko­or­dy­nu­ją­cej i wy­ko­naw­czej w ra­mach da­nego landu. Źró­dło: https://www.kri­mi­nal­po­li­zei.de/se­rvice/pra­even­tion-kom­pakt.html
[3] Anam­neza (wy­wiad me­dyczny) to zbiór in­for­ma­cji uzy­ska­nych od pa­cjenta na te­mat jego prze­szło­ści zdro­wot­nej, w tym prze­by­tych cho­rób, do­le­gli­wo­ści, hi­sto­rii le­cze­nia, aler­gii oraz in­nych czyn­ni­ków mo­gą­cych mieć wpływ na obecny stan zdro­wia. Wy­wiad ana­mne­styczny jest klu­czowy w pro­ce­sie dia­gno­stycz­nym, po­ma­ga­jąc le­ka­rzowi usta­lić od­po­wied­nią dia­gnozę i le­cze­nie (Słow­nik ję­zyka pol­skiego PWN, 2023) (przy­pis re­dak­cji).
[4] Rol­l­kom­mando (niem.) – zmo­to­ry­zo­wana jed­nostka Ge­stapo, grupa sztur­mowa, od­dział sztur­mowy, pod­czas II wojny świa­to­wej na te­re­nach oku­po­wa­nych uży­wany do ter­ro­ry­zo­wa­nia oraz mor­do­wa­nia lud­no­ści – to słowo ma ne­ga­tywny wy­dźwięk w ję­zyku nie­miec­kim i dla­tego nie jest uży­wane w Po­li­cji. Zo­stało za­stą­pione sło­wem Jed­nostka Spe­cjalna. Gro­ßes Wör­ter­buch der deut­schen Spra­che, strona www: wis­sen.de; do­stęp z dnia: 3.04.2020.
[5] EDEKA (niem.) – skrót od zwrotu „Ende der Kar­riere”, co w tłu­ma­cze­niu brzmi: ko­niec ka­riery.
[6] Ju­gen­damt (niem.) – Nie­miecki Urząd ds. Dzieci i Mło­dzieży (zgod­nie ze źró­dłem: https://iws.gov.pl/wp-con­tent/uplo­ads/2018/09/Ka­ta­rzyna-Kryla-Cudna-Nie­miecki-Urz%C4%85d-do-spraw-Dzieci-i-M%C5%82o­dzie%C5%BCy-Ju­gen­damt.pdf (przyp. Re­dak­cji)
[7] „Wohl­fahrt” (niem.) – na­zwa wła­sna or­ga­ni­za­cji cha­ry­ta­tyw­nej ber­liń­skiego „Czer­wo­nego Krzyża”. Źró­dło: https://www.drk-ber­lin.de/start/eh­re­namt/wohl­fahrt-und-so­zia­les.html