Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
45 osób interesuje się tą książką
Wyścig z czasem o życie zaginionego dziecka…
Sabine Yao rozwiązuje swoją drugą sprawę. Dwa dziwnie oszpecone ciała, zostają odnalezione owinięte w aksamitne ubrania w lesie. Tworzą mroczne tło dla tajemnicy, podobnie jak miejsce zbrodni, gdzie wśród dziecięcych zabawek leżą zwłoki… Nikt ze śledczych nie wiem, że były agent tajnych służb – Khalaf – intensywnie poszukuje zaginione ośmioletnie dziecko. Mieszkańcy ufają mu bardziej niż policji. Khalaf dowiaduje się, że dziecko nie jest pierwszym zaginionym w tym miejscu, i że za tą sprawą kryje się coś strasznego… Sabine Yao również zaczyna zdawać sobie sprawę, że istnieje grupa, która nie pozwala zajrzeć za kulisy swojego świata. Jednak śledcza Monica Monti nie przejmuje się ani tym, co dyktuje rozsądek, ani tym, co myślą wszyscy inni. Podąża ślepo za swoim instynktem…
Najnowsza sprawa Sabine Yao, bohaterki bestsellerowego thrillera „Z zimną precyzją”. Michael Tsokos kolejny raz udowadnia, że jego książki czyta się z zapartym tchem do ostatniej strony.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 373
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Akcja niniejszego thrillera sądowo-medycznego to sfabularyzowana powieść oparta na prawdziwych przypadkach kryminalnych i ich analizach z zakresu medycyny sądowej. Opisane tutaj wydarzenia i zabójstwa miały miejsce w takiej czy innej formie. Mimo zachowania anonimowości nie zawsze udało się uniknąć podobieństw do żyjących lub zmarłych osób.Fabuła książki rozgrywa się osiem miesięcy po wydarzeniach opisanych w powieści Z ZIMNĄ PRECYZJĄ, pierwszym tomie serii o Sabine Yao.
„If you want blood, you’ve got it!”
Ronald Belford »Bon« Scott
(*9.07.1946–19.02.1980)
Prolog
W zasadzie nie było o czym myśleć. Zdecydowanie lepiej, jeżeli po prostu pójdzie z mężczyzną, pomimo zakazu matki. Nie umawiaj się nigdy z nieznajomymi. Nie rozmawiaj z nieznajomymi, tego uczyła go matka. Powtarzając zakaz bardzo często. Ale on rozmawiał z tym mężczyzną i raczej nie mógł tego uniknąć. A teraz był tutaj, na terenie starej fabryki, z tym człowiekiem sam. Idealnie. Tak powiedział mężczyzna. On był idealny czy idealnie jest tutaj? Co w sumie znaczyło tyle, że nie powinno go tutaj być.
– To, co tu robisz, jest nielegalne – mężczyzna powtórzył jeszcze raz. Nielegalne, to było to słowo, przypomniał sobie chłopiec. – I mówię ci po raz ostatni, pójdziesz teraz ze mną – dodał mężczyzna tonem nie pozostawiającym wątpliwości, że to, co mówił, należało traktować poważnie.
Chłopiec rozejrzał się ukradkiem, ale mężczyzna jakby czytał w jego myślach:
– Nawet o tym nie myśl, mały. I tak jestem szybszy od ciebie.
– Pewnie ma rację – pomyślał ośmiolatek.
Lepiej go nie denerwować, facet wyglądał faktycznie na silnego.
Chłopiec rozmyślał intensywnie dalej. Czy mężczyzna faktycznie był dla niego obcy? Zastanowił się jeszcze raz. Tak, nie znał go. Tak więc nieznajomy. Ale... mężczyzna miał na sobie mundur. Może był policjantem, choć oni w zasadzie nosili zawsze inne mundury, przynajmniej ci nieliczni, których spotkał do tej pory lub widział w telewizji. Ale...
Może ten mężczyzna był żołnierzem?
– Jesteś żołnierzem?
– Nie – padła zdawkowa odpowiedź. – Powiem ci jeszcze raz... – po czym mężczyzna zrobił krótką przerwę, spojrzał mu prosto w oczy i w tej samej chwili chłopiec przez jeden krótki moment miał wrażenie jakby były czarne, a nie bladoszare. Następnie odwrócił od niego wzrok i rozejrzał się wokół siebie. Albo czegoś szukał, albo chciał się upewnić, że nikogo poza nim i chłopcem tutaj nie było. Zaczął mówić dalej, głosem nieznoszącym sprzeciwu:
– To miejsce to nie plac zabaw. Nie masz tu nic do roboty. Zabiorę cię teraz do domu. Idziesz ze mną.
Mężczyzna zrobił olbrzymi krok w kierunku chłopca i kiedy stał tuż przy nim, próbował złapać go za rękę. Ale tamten nie pozwolił na to. Schował obie ręce za plecami, zrobił duży acz niepewny krok do tyłu, odsuwając się tym samym. Mężczyzna zrobił kolejny krok w stronę chłopca, a jego oczy zwęziły się, wyglądem przypominając teraz dwie wąskie szpary. I znowu przez ułamek sekundy wydawało się, że jego tęczówki stały się tak samo czarne jak źrenice. Chłopiec ponownie chciał się wycofać, jednak tym razem manewr ten mu się nie powiódł, jak zauważył, ku swemu przerażeniu. Tuż za nim znajdowała się ściana jednego z budynków, w totalnej ruinie, stojących na terenie najprawdopodobniej już od dawna opuszczonej fabryki.
Chłopca ogarnęło uczucie do tej pory nieznane.
– Chcesz, żeby twój ojciec i matka wpadli w niezłe tarapaty, bo pozwolili synowi bawić się w takim miejscu? Można nawet złożyć na nich doniesienie – głos mężczyzny ponownie się zmienił, brzmiał jakby był trochę zachrypnięty.
– Mojego ojca już z nami nie ma, moja mama... – chłopiec zaczął się nieśmiało tłumaczyć, ale mężczyzna natychmiast mu przerwał.
– Twoja matka będzie miała spore kłopoty, jeśli od razu nie zaczniesz robić tego, co do ciebie mówię.
Chłopiec kochał swoją mamę i dobrze wiedział, że i ona go kochała. Nie chciał, żeby miała przez niego kłopoty, i tak nie miała przecież łatwo, odkąd ojciec z dnia na dzień nagle zniknął. I to dwa dni po jego siódmych urodzinach. Nie, nie mógł tego zrobić swojej mamie. Powoli rozluźnił ręce za plecami i pozwolił im opaść luźno wzdłuż tułowia.
Nie spojrzał na mężczyznę. Patrzył przed siebie na pokrytą żwirem nawierzchnię terenu starej fabryki, porośniętą wysuszonymi chwastami, kierując wzrok na czarne, skórzane buty mężczyzny.
Po czym, nie wiedząc czy dobrze robi, bardzo powoli uniósł lewe przedramię, które mężczyzna natychmiast pochwycił.
Jego mała ręka całkowicie zniknęła w łapsku mężczyzny w ciemnym mundurze.
W tym momencie poczuł na dłoni tego człowieka modzele. Wyczuł coś jeszcze. Jego dłoń była mokra od potu. Chłopiec rozpoznał teraz uczucie, jakie ogarnęło go w tamtej chwili. To był strach.
1
Poniedziałek, 2 grudnia, godz. 10:03,Berlin, Treptowers,BKA[1] – Jednostka „Przypadki Ekstremalne”,pokój przesłuchań
– I wtedy jeden z nich kopnął mojego męża w twarz. Musi pani to sobie wyobrazić, pani doktor! Wyważają drzwi do naszego mieszkania, popychają mojego Bruna... – głos kobiety stał się drżący, po czym zamilkła. Przez krótką chwilę pokój śledczy o powierzchni około dziesięciu metrów kwadratowych wypełniła paraliżująca cisza. Kobieta, która przedstawiła się Yao jako Katrin Grahl, wciągnęła kilka razy głośno powietrze w płuca, a Sabine już zaczynała się obawiać, że jeszcze chwila i wybuchnie płaczem. Gdy tymczasem pani Grahl kontynuowała:
– W jakim świecie tak naprawdę żyjemy, kiedy człowiek już nawet we własnych czterech ścianach nie jest bezpieczny? – W każdym jej słowie dało się wyczuć prawdziwe oburzenie. Ledwie Katrin Grahl skończyła mówić, a tuż za nią wybrzmiał przytłumiony podobny do rzężenia głos, zdający się wyrażać to samo oburzenie, i w którym jednocześnie dało się usłyszeć mieszankę aprobaty dla tego, co mówiła oraz bólu.
– Proszę po kolei, pani Grahl. Chronologicznie, tak jak to wszystko się wydarzyło – powiedziała dr Sabine Yao, zastępca kierownika specjalnej jednostki medycyny sądowej „Przypadki Ekstremalne”.
Siedziała na stołku obrotowym, w pomieszczeniu bez okien, utrzymanym w kolorze dyskretnej szarości, usytuowanym na parterze kompleksu budynków Treptowers, w berlińskiej dzielnicy Alt-Treptow, w siedzibie BKA w Berlinie. Naprzeciwko niej, nieco po przekątnej, bardziej na użytkowym aniżeli estetycznym, by nie powiedzieć niewygodnym, stołku obrotowym siedziała Katrin Grahl.
Yao, jako lekarka dyżurna, przyjęła jakieś dziesięć minut temu kobietę w towarzystwie jej męża, Bruno Grahla, w holu wejściowym budynku BKA. Uwadze lekarki nie umknął fakt, że Katrin Grahl, wyglądająca niewątpliwie na osobę dbającą o swój wizerunek zewnętrzny i kulturalne zachowanie, w tej chwili była zdenerwowana do granic możliwości. Prawdopodobnie mogła mieć nawet wysoki puls.
Katrin Grahl, której wiek Yao oszacowała na około siedemdziesiąt pięć lat, zaczęła właśnie opowiadać o tym, co spotkało ją i jej męża dzień wcześniej.
I chociaż incydent miał miejsce ponad dwadzieścia cztery godziny temu, oboje, zarówno Katrin, jak i leżący na kozetce lekarskiej pod tylną ścianą Bruno Grahl byli wyraźnie pod wpływem minionych wydarzeń. To było jak tsunami wyłaniające się niespodziewanie i atakujące małżeństwo Grahlów. Napaść, do której doszło w ich mieszkaniu, jak Yao mogła przypuszczać, nie tylko zachwiała zaufaniem wobec prawa w ich kraju, lecz prawdopodobnie już na zawsze przekreśliła ich wiarę w istnienie sprawiedliwości. Krótko, zanim Grahlowie weszli do pokoju badań, zostali Yao zaanonsowani przez Renate Hübner, sekretarkę i centralną instancję wydziału medycyny sądowej BKA, której surowy wyraz twarzy zapowiadał „sprawę specjalną niosącą ze sobą wyzwanie”. W dalszej kolejności Renate Hübner swoim osobliwym i składającym się w zasadzie z samych półsłówek językiem, przypominającym Yao głos robota, zwięźle naszkicowała przebieg wydarzeń. Na koniec sekretarka podała jej kartkę z wydrukowanym e-mailem od osoby odpowiedzialnej za dochodzenie w LKA[2] 341 oraz dwustronny raport medyczny ze Szpitala św. Jadwigi z wynikami badań Bruna Grahla.
Yao, po zapoznaniu się z treścią e-maila oraz raportu lekarskiego od razu zrozumiała, jaką siłę rażenia dla LKA w Berlinie kryła w sobie sprawa małżeństwa Grahlów i dlaczego wyniki badań medycyny sądowej poszkodowanego Bruna Grahla, oddelegowano do BKA. Jednocześnie była zadowolona, że wyniki dochodzenia policyjnego najwyraźniej nie pozostawiały wątpliwości co do ustalonych faktów i że jako lekarz medycyny sądowej była odpowiedzialna jedynie za dokumentację i ocenę obrażeń Bruna Grahla, a nie za ich złożoną interpretację. Bowiem ostatni „przypadek specjalny” przekazany jej przez Hübner, był na tyle skomplikowany, że Yao musiała w końcu przedstawić swoją ekspertyzę przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości w Strasburgu, której treść i wynik nie były korzystne dla oskarżenia. Jej szef, profesor Paul Herzfeld, odbył wiele rozmów i potrzebował również dużo wyjaśnień, aby uspokoić falę, którą Yao wywołała swoją ekspertyzą przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości. Swego czasu, przy wsparciu doktora Fuchsa, szefa laboratorium toksykologicznego specjalnej jednostki medycyny sądowej Herzfelda, Yao nadała sprawie rosyjskiego dysydenta Aleksieja Petrowa zupełnie inny obrót, niż powszechnie oczekiwano. Człowiek ten, będąc na stanowisku prezesa zarządu koncernu gazowego, na przestrzeni kilku lat, na przełomie dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku, stał się miliarderem w Turkmenistanie. Wkrótce po swoim błyskawicznym wzlocie Petrow został aresztowany i uwięziony pod zarzutem uchylania się od płacenia podatków i defraudacji pieniędzy w Rosji. Ostatecznie został zwolniony dzięki zaangażowaniu Zachodu w coś, co można opisać jako jednostronne relacje prasowe i dobrze zorganizowane wiece protestacyjne w imieniu praw człowieka, po czym złożył wniosek o azyl polityczny w Niemczech. Były oligarcha publicznie twierdził, że został otruty w rosyjskim obozie karnym przez ich tajne służby. Więziono go przez kilka miesięcy w oczekiwaniu na proces w Moskwie. Zgodnie z badaniami próbek krwi i moczu Petrowa przeprowadzonymi przez doktora Fuchsa w wewnętrznym laboratorium toksykologicznym BKA, cierpiał on na łagodne, niezagrażające życiu zatrucie rtęcią, co odpowiednio tłumaczyło jego objawy i dolegliwości, zarówno strupy egzemy na obu dłoniach, których dermatologicznie nie można było przypisać żadnej ze znanych chorób skóry, jak i nudności i zawroty głowy. W swojej ekspertyzie Yao ostatecznie doszła do wniosku, że rtęć powodującą zatrucie najprawdopodobniej Petrow sam sobie podał. Zgodnie z wynikami analizy włosów Petrowa, która pozwalała na chronologiczne przyporządkowanie wchłaniania trucizn przez dłuższy czas, nie mógł on doznać zatrucia rtęcią w czasie, kiedy był więziony w rosyjskim obozie karnym, lecz dopiero po przyjeździe do Niemiec. Rtęć dało się wykryć tylko w pierwszym centymetrze końcówek włosów oligarchy. W ciągu czterech tygodni, które potrzebne były, by włosy urosły o centymetr, musiał więc nastąpić moment wchłonięcia rtęci. A w tym czasie rosyjski dysydent spędził już kilka miesięcy w Niemczech...
...Ale ten „przypadek specjalny” wygląda inaczej. Zupełnie inaczej, co zresztą już Yao wiedziała.
– Powiedziałam już wszystko policji dziś wieczorem. Czy naprawdę muszę... To znaczy... W czym to pomoże? I dlaczego zajmuje się tym BKA? – kontynuowała Katrin Grahl, głośno wdychając powietrze przez nos między kolejnymi zdaniami i sapiąc przy każdym wydechu.
– Pani Grahl, mogę sobie wyobrazić, że trudno jest przeżywać to wszystko jeszcze raz... – zwróciła się Yao spokojnym głosem do kobiety w ciemnoniebieskim kostiumie – ...i że pani i pani mąż... – Yao wykonała ledwo zauważalny ruch głową w kierunku Bruna Grahla, cicho pojękującego na kozetce lekarskiej. – Wolelibyście zapewne zapomnieć o całej sprawie, ale nie jesteście tutaj, ponieważ ktokolwiek wątpi w państwa zeznania, złożone wczoraj u kolegów z LKA, tylko dlatego, że muszę udokumentować obrażenia pani męża i zaprotokołować je w kontekście tego, co się wydarzyło. To jest moje zadanie i dlatego oboje jesteście tu dzisiaj. Chcąc utrzymać całą sprawę jak najdalej od LKA, aby zapewnić obiektywność, za sprawę odpowiada Wydział Medycyny Sądowej BKA. Mam nadzieję, że do tej pory to dla pani zrozumiałe?
Katrin Grahl skinęła prawie niezauważalnie głową. Jej siwe włosy były starannie przystrzyżone na pazia. Yao już miała kontynuować swoją anamnezę[3], jednak Katrin Grahl nadal obstawała przy swoim.
– Byliśmy wczoraj na oddziale ratunkowym w Szpitalu św. Jadwigi przez bitych dziewięć godzin, zanim przewieziono nas na Columbiadamm, gdzie przez pół nocy zadawano mnie i mojemu mężowi mnóstwo pytań. I to w stanie, w jakim znajduje się Bruno... Wszystko zapisano w raporcie medycznym ze św. Jadwigi...
– Zgadza się... – Yao spokojnym głosem przerwała kobiecie. – Ale to, co ja tutaj robię, jak właśnie powiedziałam, to obiektywne ustalenie obrażeń pani męża w kontekście tego, co już opowiedzieliście w siedzibie LKA dzisiaj w nocy i co teraz jeszcze raz mi zrelacjonujecie. Jest to kwestia dokumentacji obrażeń pani męża, która może zostać wykorzystana w sądzie, w trakcie późniejszej rozprawy. Ponieważ na podstawie moich ustaleń, w sposób zrozumiały dla wszystkich, możliwe będzie zrekonstruowanie, jak w ogóle do tych obrażeń doszło.
– Jest pani lekarzem medycyny sądowej? – z tyłu pomieszczenia dobiegł słaby i niewyraźnie brzmiący głos Bruno Grahla. Yao przechyliła się na swoim stołku lekko w bok, po czym spojrzała ponad monitorem komputera i masywnym telefonem stacjonarnym na małym biurku między nią a panią Grahl, chcąc nawiązać kontakt wzrokowy z Bruno Grahlem.
– Zgadza się, jestem specjalistką medycyny sądowej. Ja...
– Przecież nie jestem martwy! – Bruno Grahl zaprotestował stłumionym głosem i próbował wstać z kozetki lekarskiej, ale natychmiast opadł na nią z powrotem ze zbolałą twarzą i głośnym jękiem.
– Jestem specjalistką medycyny sądowej, to prawda – odezwała się ponownie Yao – ale wbrew powszechnemu przekonaniu, nie zajmujemy się tylko martwymi, badamy również żywych.
Zauważyła pytające spojrzenie Bruna Grahla i kontynuowała.
– Ten dział naszej specjalizacji nazywa się Medycyną Sądowo-Kliniczną. Badamy żywych, a raczej tych, którzy przeżyli. Ofiary przemocy domowej...
– Przemoc domowa, to bardzo eufemistyczne określenie tego, co spotkało mojego męża! – do rozmowy ponownie włączyła się Katrin Grahl, a jej głos pełen był oburzenia.
– Przepraszam, ale jeszcze nie skończyłam... – odpowiedziała Yao – ...a jeśli źle się wyraziłam, to przepraszam. To był tylko przykład. W medycynie sądowej klinicznej badamy ofiary przestępstw, które przeżyły, takie jak ofiary przemocy domowej, ale także ofiary przestępstw seksualnych, wykorzystywania dzieci lub przemocy interpersonalnej, co też jest profesjonalnym określeniem tego, co się wczoraj państwu przydarzyło. A więc... proszę mi zaufać i powtórzyć jeszcze raz, co oboje powiedzieliście już wczoraj podczas przesłuchania w LKA.
– Przemoc interpersonalna to taki sam eufemizm – powiedziała cicho Katrin Grahl, ale bardziej do siebie niż do Yao, która pozostawiła tę uwagę bez komentarza. Według dwóch stron raportu medycznego ze Szpitala św. Jadwigi, leżącego na biurku przed Yao, siedemdziesięciodziewięcioletni Bruno Grahl doznał poważnego stłuczenia twarzoczaszki. Świadczyła o tym wyraźnie niezdrowo błyszcząca skóra rozciągnięta na masywnym, fioletowoniebieskim i liliowym obrzęku po prawej stronie twarzy. Koledzy ze Szpitala św. Jadwigi w Berlin-Mitte zbadali starszego mężczyznę i przygotowali rozpoznanie radiologiczne, w tym konsultację laryngologiczną oraz konsultację stomatologiczną. Chociaż wykluczono złamanie środkowej części twarzy, zdiagnozowano złamanie kości nosowej z oderwaniem kościstej przegrody nosowej od jej osadzenia w dnie jamy nosowej. Bruno Grahl stracił również dwa górne siekacze, co było powodem jego niewyraźnie brzmiącej i zaburzonej wymowy.
Siedemdziesięciodziewięciolatek miał zgłosić się ponownie do Szpitala św. Jadwigi, gdy jego groteskowo opuchnięty nos, odbarwiony przez ogromny ciemnofioletowy krwiak, powróci do swojego normalnego stanu. Bezdyskusyjnie przypominał on Yao bulwiasty nos postaci z książki dla dzieci, którą jakiś czas temu czytała swojej małej siostrzenicy Sinie. Gdy tylko z twarzy Bruno Grahla zejdzie opuchlizna, jego nos trzeba nastawić, zgodnie z raportem medycznym. Przegroda nosowa zostanie chirurgicznie przywrócona do pierwotnej pozycji. Zaś potem dentysta rodziny Grahlów będzie miał sporo pracy. Yao zapisała w notatniku leżącym przed nią na kolanach, aby poprosić Renate Hübner o zdjęcia rentgenowskie i formularze konsultacji wypełnione przez laryngologów i dentystę w Szpitalu św. Jadwigi. W tym celu wyjęła z górnej szuflady małego biurka formularz zwolnienia z zachowania obowiązku tajemnicy zawodowej i położyła go na blacie przed sobą. Katrin Grahl najwyraźniej trochę się uspokoiła, pogodzona ze swoim losem, nagle zaczęła opowiadać.
– Byliśmy z moim Brunem w kuchni, przygotowywaliśmy kolację. Wtedy Foffy, nasz mały terier – mieszaniec, zaczął szczekać. Pobiegł do drzwi wejściowych i szczekał jak szalony...
– Wcześniej nigdy tego nie robił – rozległ się niewyraźny głos w tle, na co Katrin Grahl rzuciła mężowi surowe spojrzenie, które natychmiast go uciszyło.
– Cóż, w każdym razie Foffy szczeka jak szalony, a mój Bruno, który kroi cebulę, biegnie do drzwi, żeby zobaczyć, co się dzieje. Ponieważ wszystko odbywa się nagle i bardzo szybko, wciąż trzyma w ręku nóż kuchenny, którym kroił cebulę...
– Nawet tego nie zauważyłem. Nie zamierzałem nikogo skrzywdzić tym nożem, musi mi pani...
Bruno Grahl po raz kolejny za swoje słowa został obrzucony przez żonę nieprzyjemnym spojrzeniem, któremu tym razem towarzyszyło zniecierpliwione mlaśnięcie językiem, po czym zamilkł i załamany leżał na kozetce lekarskiej.
– Poszłam za Brunem i w tym momencie nastąpiło to uderzenie, które nawet trudno sobie wyobrazić. Nasze drzwi wejściowe roztrzaskały się na tysiąc kawałków, a do środka wpadli ubrani na czarno mężczyźni. Było ich wielu. Wszyscy mieli na sobie maski. I byli uzbrojeni po zęby. Niczym czarna chmura, która nagle wtargnęła do naszego małego korytarza. Mój Foffy minął mnie jak uderzony obuchem. Na szczęście. Nie mogę sobie nawet wyobrazić, co ci faceci by mu zrobili, gdyby... – Katrin Grahl zamilkła nagle i zdawała się błądzić myślami, po czym zapytała. – Kto właściwie zapłaci za uszkodzenie naszych drzwi wejściowych? Prawdopodobnie nie ma sensu ich naprawiać. Potrzebujemy nowych drzwi...
Yao już miała odpowiedzieć, gdy starsza pani jakby oprzytomniała i ponownie podjęła wątek swojej opowieści.
– W każdym razie ... mój Bruno ... nie był tak zwinny jak nasz Foffy. Chociaż wszystko inne działo się bardzo szybko... – Dolna warga Katrin Grahl zadrżała na te słowa i nagle zaczęła masować skronie obiema rękami, kontynuując. – Jeden z nich krzyknął: ‘On ma nóż’, a wtedy Bruno leżał już na ziemi. Dwóch z tych szaleńców wycelowało swoje karabiny lub pistolety maszynowe, czy jakkolwiek to się nazywa, w mojego Bruna i pomyślałam, że to już koniec. Zastrzelą nas. Najpierw jego, a potem mnie. Ale wtedy jeden z tych szaleńców przebiegł obok pozostałych dwóch, od tyłu jak dzika bestia, i kopnął mojego Bruna w twarz. Ten dźwięk był taki okropny... – Katrin Grahl walczyła teraz ze łzami, szlochając równocześnie. – Myślałam, że mój Bruno nie żyje.
W tle Bruno Grahl skomentował słowa swojej żony głośnym jękiem.
– Jeden z mężczyzn uklęknął na plecach Bruna i zapytał, czy już się uspokoił. Musi pani to sobie wyobrazić! Czy Bruno już się uspokoił! Nic nie zrobiliśmy! Ten Rollkommando [4]...
Niecałą godzinę później Yao zakończyła anamnezę oraz badanie poszkodowanego, w tym szczegółową dokumentację fotograficzną obrażeń twarzy i jamy ustnej Bruno Grahla. Zaprowadziła starsze małżeństwo do recepcji Treptowers i wezwała stamtąd taksówkę. Oczywiście wręczyła im ulotkę Pomoc ofiarom w Berlinie oraz wizytówkę berlińskiego pełnomocnika poszkodowanych, doradzając, aby szukali profesjonalnej pomocy i wsparcia w zakresie wyznaczenia adwokata dla poszkodowanych i możliwości postępowania adhezyjnego.
– W postępowaniu adhezyjnym ofiary przestępstwa mają możliwość dochodzenia i, w razie potrzeby, skutecznego egzekwowania swoich roszczeń cywilnoprawnych, zadośćuczynienia za ból i cierpienie wraz z odszkodowaniem. Wszystkiego najlepszego dla państwa! – Yao pożegnała się z małżeństwem Grahl.
Koszty leczenia i zepsute drzwi wejściowe to zdecydowanie najmniejsze zmartwienie tych dwojga, nawet jeśli jeszcze nie zdają sobie z tego sprawy – pomyślała Yao. – Takie doświadczenie pozostawia ślad i zmienia człowieka. Każdy rodzaj przemocy powoduje traumę, której towarzyszą stany szoku, poczucie osobistej bezbronności i strach przed kolejnymi atakami. Niektórzy ludzie lepiej sobie z tym radzą, przynajmniej w takim stopniu, że w końcu są w stanie prowadzić normalne codzienne życie bez potrzeby większego wsparcia z zewnątrz. A inni gorzej. Grahlowie dobrze by zrobili, podejmując leczenie psychoterapeutyczne w celu opanowania niekontrolowanego ponownego przeżywania tej ogromnej ingerencji w ich życie. Aby nie stracili zaufania do społeczeństwa i praworządności państwa, nie stali się podejrzliwi, nie wycofali się ze świata zewnętrznego w rozczarowaniu i nie odizolowali się całkowicie – co niestety zbyt często jest wynikiem tak traumatycznych doświadczeń przemocy.
Yao wiedziała o tym aż za dobrze. Wynikało to nie tylko z jej dziesięcioletniego doświadczenia zawodowego, jako lekarki medycyny sądowej, ale także z jej własnych bolesnych doświadczeń z młodszą siostrą Mailin. Renate Hübner nie myliła się co do historii Grahlów – prawdziwy „przypadek specjalny”. Niewątpliwie musiał to być nie tylko straszliwy i przerażający widok, ale równie głęboko traumatyczny, gdy funkcjonariusze berlińskiego Zespołu ds. Szybkiego Reagowania SEG 2, Berlińskiej Grupy do Zadań Specjalnych SEK taranem otworzyli drzwi do mieszkania Grahlów i uzbrojeni po zęby wtargnęli w sam środek dotychczas spokojnego życia dwójki starszych ludzi. Z wydruku e-maila LKA 341, który Renate Hübner przekazała jej wraz z dokumentacją medyczną Bruno Grahla, Yao dowiedziała się, że SEG 2 Grupa do Zadań Specjalnych podlegająca LKA została wczoraj wezwana do budynku wielorodzinnego zajmowanego przez Grahlów. Mieszkaniec domu, skazany za kradzież w zorganizowanej grupie, rozbój i wymuszenie, nie stawił się na odbycie zasądzonej kary w areszcie, a ponieważ był powiązany ze środowiskiem gangów motocyklowych, na miejsce wezwana została jednostka SEK.
Yao doskonale zdawała sobie sprawę, że funkcjonariusze Grupy do Zadań Specjalnych nie dzwonili do drzwi i nie mówili „Dzień dobry!”, ale w tym przypadku trafili pod niewłaściwy adres. Mężczyzna, który w rzeczywistości był celem operacji SEG 2, mieszkał piętro nad Grahlami i niedługo po tym, gdy funkcjonariusze zdali sobie sprawę z pomyłki, aresztowali go w trakcie nieudanej próby ucieczki przez balkon swojego mieszkania. Nie miało to jednak żadnego znaczenia dla Grahlów, będących w ciężkim stanie psychicznym. LKA 341, odpowiedzialna za przestępstwa popełnione przez funkcjonariuszy i wewnętrzne dochodzenia policyjne, przejęła sprawę Grahlów, i tak do gry weszła Yao, aby zbadać obrażenia Bruno Grahla od strony medycyny sądowej, a przede wszystkim, aby je udokumentować niezależnie od LKA. Yao wiedziała, że koledzy z LKA 341 nie byli lubiani w policji, z tego też powodu nadano im przydomek EDEKA. Często oznaczali koniec kariery[5] dla kolegów, znajdujących się na ich celowniku. Kim był policjant, który kopnął leżącego na ziemi Bruno Grahla w głowę, nadal pozostawało przedmiotem dochodzenia. To, że siedemdziesięciodziewięciolatek doznał jedynie złamania nosa, obrzęku twarzy i utraty dwóch siekaczy w wyniku potężnego kopnięcia w głowę i nie zapadł w śpiączkę na jakimś neurochirurgicznym oddziale intensywnej terapii z poważnym urazem czaszkowo-mózgowym, graniczyło niemal z cudem. Yao miała tego świadomość. Wtedy nie tylko brutalny funkcjonariusz musiałby odpowiedzieć za „spowodowanie uszkodzenia ciała i to na służbie”, ale oficer kierujący całą operacją SEK, która całkowicie wymknęła się spod kontroli, musiałby również stawić czoła nieprzyjemnym pytaniom ze strony swoich kolegów ze służb sądowych, podlegających bezpośrednio komendantowi berlińskiej policji.
2
Poniedziałek, 2 grudnia, godz. 18:12Berlin-WilmersdorfMieszkanie Mailin Zhou
Młodsza siostra Yao, Mailin, czekała już w otwartych drzwiach mieszkania na trzecim piętrze berlińskiej kamienicy wielorodzinnej z okresu secesji. Yao zakochała się w trzypokojowym apartamencie, kiedy tylko po raz pierwszy go ujrzała. Zlokalizowany był w eleganckiej dzielnicy Wilmersdorf z zabytkowym dębowym parkietem, sufitami na wysokości czterech metrów i witrażowymi oknami w korytarzu. Cztery miesiące temu rozpoczęła poszukiwanie nowego domu dla swojej młodszej o sześć lat siostry, którą los mocno doświadczył i już po krótkim czasie odkryła to, czego szukała. Oglądając po raz pierwszy mieszkanie i przechodząc przez pokoje przepełnione tego dnia światłem słonecznym, trzydziestoośmiolatka widziała w nim Mailin i jej córki bliźniaczki, które miały teraz prawie trzy i pół roku. Właśnie dlatego zdecydowała się wziąć na siebie koszty związane z przejściowym wynajmem mieszkania oraz wszelkie dodatkowe konieczne zakupy, zamykające się w kwocie prawie pięciocyfrowej. Do tego dochodził horrendalny czynsz, który przez kilka następnych miesięcy będzie musiała sama opłacać, dopóki Mailin nie uzyska stabilnego stanu zdrowia psychicznego i nie usamodzielni się również finansowo. Kiedy Yao podpisywała umowę najmu w jej imieniu i organizowała przeprowadzkę ze starego mieszkania w Marzahn, młodsza o sześć lat siostra znajdowała się pod opieką specjalistycznej kliniki psychiatrycznej w Berlinie-Lichterfelde, na leczeniu stacjonarnym. Pobyt w klinice nie tylko wiązał się z próbą samobójczą Mailin. Był także tym momentem, w którym Yao jedyna bliska krewna trzydziestodwulatki znajdującej się wtedy w stanie ciężkim, doprowadzona została do granic swoich możliwości psychicznych i fizycznych.
Mailin po wypisaniu ze szpitala, korzystała od dwóch miesięcy z opieki ambulatoryjnej w ośrodku terapeutycznym, zaledwie kilka ulic dalej. Terapia zorganizowana przez Yao, była płynną kontynuacją pobytu siostry w szpitalu, odbywała się tylko trzy dni w tygodniu i to nie w pełnym wymiarze godzin. Opiekun Mailin, z którym Yao była w bliskim kontakcie, nazwał to „stopniowym wycofywaniem wsparcia”, więc na chwilę obecną mogła posunąć się do stwierdzenia, że jej siostra była na dobrej drodze...
– Zrobię nam szybki makaron, a na początek sałatkę Caprese – powiedziała Yao, wyciągając w stronę siostry płócienną torbę z zakupami – makaronem, mozzarellą, szynką, pomidorkami koktajlowymi i bazylią – ale Mailin delikatnie odsunęła jej rękę na bok, podeszła bardzo blisko i przytuliła ją tak mocno, że Yao prawie straciła oddech. Siostry przez chwilę stały blisko siebie, po czym Mailin odsuwając się od niej powiedziała:
– Chodź tu, Bine. Odłóż to. Będziemy gotować razem, jak kiedyś. Jestem tak nieskończenie...
– Zrobiłabyś to samo dla mnie, maleńka – przerwała jej Yao i delikatnie pogłaskała siostrę po policzku, po czym zdjęła w korytarzu buty i kurtkę, a następnie skierowała się z zakupami do kuchni. Mailin obecnie żyła jeszcze sama w mieszkaniu reklamowanym w ogłoszeniu jako „nobliwe”, z sufitem na imponującej wysokości. Agent nieruchomości bynajmniej nie przesadził, uświadamiała sobie za każdym razem Yao, wchodząc do poszczególnych pokoi. Córka Mailin, Sina, miała wprowadzić się do niej za kilka tygodni. Po dramatycznych wydarzeniach, które rozdarły rodzinę Mailin, Sina spędziła początkowo sześć miesięcy w grupie wsparcia w ośrodku kryzysowym. Mieszkali tam pracownicy socjalni wraz ze swoimi rodzinami oraz dziećmi, które musiały zostać zabrane z domu rodzinnego i objęte opieką przez Jugendamt[6]. Potem Sina mieszkała z rodziną zastępczą w Berlinie-Hellersdorfie przez prawie osiem miesięcy, gdzie – biorąc pod uwagę okoliczności – radziła sobie całkiem nieźle, niestety wciąż oddzielona od matki i siostry bliźniaczki. Yao przekonała się o ich dobrych relacjach na własne oczy, podczas regularnych odwiedzin u Mailin, gdy ta przebywała w specjalistycznej klinice psychiatrycznej. Obecnie prawie trzyletnia Sina spędzała dwa popołudnia w tygodniu z matką i wkrótce gdy tylko zostaną załatwione ostatnie formalności z Urzędem ds. Młodzieży, miała zamieszkać w Wilmersdorf. Mailin urządziła pokój dziecięcy bardzo przytulnie i z olbrzymią troską o dobre samopoczucie córeczki, a Yao również tęskniła za dniem, w którym matka i córka znowu będą mogły być razem.
– Byli tu dzisiaj mężczyzna i kobieta z „Wohlfahrtu”[7] – powiedziała Mailin, siedząc przy kuchennym stole i krojąc mozzarellę na plasterki wielkości kęsa, podczas kiedy Yao myła pomidorki koktajlowe w zlewie.
– I co? – zapytała Yao, która wiedziała, że to drażliwy temat dla jej siostry, ponieważ dotyczył drugiej córki Mailin, Siary, siostry bliźniaczki Siny.
– Najpierw muszę uzyskać zgodę właściciela mieszkania na wszelkie zmiany budowlane, powiedzieli – Yao w milczeniu skinęła głową, osuszając pomidorki koktajlowe ręcznikiem kuchennym. – Tak jak mówiłaś, zapytałam ich również o dotacje na przebudowę tego mieszkania – kontynuowała Mailin. – Powiedzieli, że są różne sposoby na uzyskanie wsparcia finansowego. Ubezpieczenie pielęgnacyjne, ustawowe ubezpieczenie wypadkowe, urząd opieki społecznej, urząd ds. młodzieży, ośrodki rehabilitacyjne... – wymieniała potencjalnych darczyńców.
Mailin chcąc zapewnić w nowym domu dogodne i przyjazne życie dla swojej córki Siary, będącej osobą niepełnosprawną, musiała przeprowadzić pilnie remont. Gdy córeczka zakończy leczenie rehabilitacyjne, dołączy do małej rodziny, tym samym czyniąc ją znów pełną. Córka Mailin, Siara, gdy miała półtora roku padła ofiarą brutalnego przestępstwa, doznając poważnych obrażeń głowy, w wyniku których doświadczyła porażenia połowiczego. Jakby tego było mało, Mailin była początkowo podejrzewana przez policję o znęcanie się nad córką. W rezultacie została nie tylko pozbawiona opieki nad Siarą, ale także nad Siną, która została przez Urząd ds. Młodzieży umieszczona w ośrodku kryzysowym.
I nawet gdy niedługo później okazało się, że siostra Yao niesłusznie znalazła się w centrum zainteresowania organu dochodzeniowego, wydarzenia te wywołały katastrofalną spiralę nadużywania alkoholu i samookaleczania się Mailin. Do tego stopnia, że trzydziestodwulatka została ostatecznie przyjęta na oddział zamknięty w szpitalu psychiatrycznym im. Karla Bonhoeffera, na mocy nakazu sądowego z powodu stanowienia poważnego zagrożenia życia dla samej siebie, gdzie była hospitalizowana przez ponad rok.
– W salonie znajduje się ulotka o tym, jakie dotacje są dostępne na przebudowę i wizytówka tych dwojga z „Wohlfahrtu” – Mailin kontynuowała swoją relację z dzisiejszej wizyty.
Yao od dawna zdawała sobie sprawę, że dogodna, bez barier i przyjazna dla osób niepełnosprawnych przebudowa mieszkania z trzema sypialniami będzie dla nich kolejnym ogromnym wyzwaniem finansowym, o ile nie będą w stanie uzyskać funduszy lub innego wsparcia.
Dokonując wyboru mieszkania, Yao upewniła się, że winda jadąca z reprezentacyjnego korytarza secesyjnego budynku Wilmersdorf na parterze pod same drzwi mieszkania na trzecim piętrze, znajduje się na poziomie gruntu i nie trzeba do niej wchodzić po schodach. Ale nawet jeśli przebudowa miała dotyczyć tylko przyszłej sypialni i łazienki małej Siary, wstępne szacowanie Yao wykazało, że suma potrzebnych na to środków mieści się i tak w przedziale pięciocyfrowym.
Dramat towarzyszący rodzinie Mailin rozpoczął swój nieszczęsny bieg już jakiś czas przed okrutnym zmaltretowaniem Siary i oddzieleniem sióstr bliźniaczek od matki. Mąż Mailin, Thanh, zginął przed prawie dwoma laty w wypadku przy pracy podczas wczesnej zmiany w strefie obsługi samochodów na lotnisku BER. Został zmiażdżony przez ważący kilka ton kontener. Z dnia na dzień Mailin została pozostawiona sama sobie, z córkami, które wówczas miały zaledwie półtora roku. Niemka o chińskich korzeniach i jej wietnamski mąż kochali się. Wysoki Thanh o kruczoczarnych włosach miał dobry wpływ na Mailin, wykazującą w okresie dojrzewania tendencje autoagresywne, obejmujące również samookaleczanie się. Thanh był nie tylko zawsze wesołym, dobrodusznym i pracowitym mężczyzną, noszącym swoją żonę na rękach i spełniającym każde jej życzenie. Był także kochającym ojcem dla ich obydwu córeczek.
Siostry bliźniaczki dorastały bez ojca przez prawie dwa lata, a teraz oddzielono je nawet od matki oraz siebie nawzajem i to na ponad rok. Dorastały osobno, pomyślała Yao, przypominając sobie fatalne wydarzenia tamtego okresu. Ale w końcu udało jej się otrząsnąć z mrocznych obrazów i zwróciła się do siostry, starając się, aby to, co teraz powie zabrzmiało jak najbardziej entuzjastycznie i pozytywnie:
– Jedno po drugim. Sprowadzimy Siarę do ciebie. Krok po kroku, tak jak zawsze ci mówiłam. Jesteś znowu samodzielna i praktycznie dajesz sama radę. Sina wkrótce zamieszka tu z tobą. Będziemy świętować Boże Narodzenie we trójkę, a ja nie mogę się już doczekać. Z Siarą też wszystko się ułoży. Możesz mi zaufać.
Yao liczyła, że siostra uwierzy w to co mówi. Ale miała nadzieję na coś jeszcze. Że alkohol oraz związane z nim impulsywne wybuchy i samookaleczenia Mailin należą do przeszłości. Jednak jako lekarka wiedziała również, że jej młodsza siostra już przez całe życie będzie osobą mającą predyspozycje do ponownego popadnięcia w uzależnienie. Niestabilną, której w każdej chwili może podwinąć się noga z różnych powodów osobistych lub rodzinnych porażek. Największy wróg Mailin czai się w niej samej. W tej chwili wróg ten jest uśpiony, zachowuje spokój. Ale być może wkrótce znów będzie ostrzył swoje noże, pomyślała Yao, kładąc ostatnią mozzarellę na talerzu przed sobą.
Przypisy