Złote piachy - Sylwia Siedlecka - ebook + książka

Złote piachy ebook

Sylwia Siedlecka

4,3

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

To nie jest książka o słonecznych czarnomorskich kurortach, które zwykle stają nam przed oczami, kiedy myślimy o Bułgarii. To portret kraju o znacznie surowszym obliczu, na którym piętno odcisnęło ponad trzynaście stuleci burzliwych dziejów.

Sylwia Siedlecka opisuje ostatnie kilkadziesiąt lat: komunistyczną Bułgarię rządzoną twardą ręką Todora Żiwkowa, okres niełatwej transformacji oraz bułgarską teraźniejszość. Pisze o miejscach, czasach i ludziach – przede wszystkim o ludziach. O jasnowidzącej Wandze, właścicielu bułgarskiego cyrku, premierze Bojku Borisowie, który karierę polityczną rozpoczynał jako ochroniarz Żiwkowa, architekcie, który zaprojektował gigantyczny, przypominający ufo monument, symbol bułgarskiego socjalizmu, o filozofce Julii Kristevej i dyskusjach na temat jej współpracy z tajnymi służbami, o mieszkańcach współczesnej Sofii. O dramatycznej historii zabliźnionej w ludzkich życiorysach, wrośniętej w architekturę, wykrzyczanej w ludowych pieśniach, wytańczonej w choro.

Na taką książkę o Bułgarii czekaliśmy od lat.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 261

Oceny
4,3 (37 ocen)
17
14
6
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
KatarzynaBS

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ciekawa książka.
00

Popularność




Sylwia Siedlecka

Złote piachy

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Projekt okładki Agnieszka Pasierska / Pracownia Papierówka

Projekt typograficzny Robert Oleś / d2d.pl

Fotografia na okładce © by Anastas Petkow

Copyright © by Sylwia Siedlecka, 2019

Opieka redakcyjna Łukasz Najder

Redakcja Tomasz Zając

Korekta d2d.pl

Redakcja techniczna Robert Oleś / d2d.pl

Skład Alicja Listwan / d2d.pl

Skład wersji elektronicznej d2d.pl

ISBN 978-83-8049-929-4

Wojtkowi

Myślcie o mnie jak o ogniu

A j eśli to przez suszarkę do włosów? Może podłączona do prądu wpadła do wanny wypełnionej wodą i spowodowała śmierć?

Ludmiła Żiwkowa już od jakiegoś czasu czuła się źle, lekarze zalecili odpoczynek. Ten wieczór spędzała w rządowej rezydencji, z której okien rozciągał się widok na stromą ścianę szczytu Witoszy. W przestronnej willi pod Sofią, trochę przypominającej japońską pagodę, znajdowały się tylko trzy osoby: Ludmiła, ochroniarz i pokojówka – to właśnie ona znalazła ciało. Najpierw zobaczyła stężałą pod wodą twarz z aureolą włosów wokół głowy, następnie drobne ciało dziecka (przez ostatnie lata Ludmiła niewiele jadła). Ochroniarz, który oglądał właśnie wiadomości w telewizji, usłyszał krzyk.

Karetka w drodze złapała gumę i przybyła z opóźnieniem. Lekarze stwierdzili: żadnych śladów przemocy na ciele, płuca ciężkie od wody. Zgon nastąpił 21 lipca 1981 roku, w środku nocy. Za kilka dni Ludmiła skończyłaby trzydzieści dziewięć lat.

Przyczyną śmierci podaną przez władze w oficjalnym oświadczeniu był udar mózgu. Czteroosobowa komisja medyczna, w której skład wchodził między innymi wujek zmarłej, wiceminister zdrowia Atanas Maleew, uznała, że do udaru doprowadziło skrajne długotrwałe przemęczenie.

Śmierć Ludmiły Żiwkowej zrodziła niezliczone opowieści, do dziś karmi się nią bułgarska wyobraźnia. Obok wyjaśnień medycznych w społecznym obiegu krążą teorie spiskowe, drobiazgowe analizy speców od paranauk, artykuły, wiersze i legendy, reportaże historyczne.

Ludmiła wchodzi do wanny.

Rodzi się w 1942 roku jako córka Mary i Todora, w wiosce Gowedarci, gdzie jej matka pracowała jako lekarka powiatowa. Rodzinę utrzymuje Mara. Todor wykorzystuje swoje doświadczenia zdobyte w sofijskich młodzieżówkach komunistycznych i w czasie pobytu na prowincji prowadzi amatorskie grupy teatralne. Najpierw Mara i Todor przez parę lat żyją bez ślubu, co w ówczesnej Bułgarii uchodzi za prawdziwy eksces. Ślub cywilny biorą dopiero w 1939 roku, pod naciskiem bliskich i sąsiadów. I to w środę zamiast tradycyjnej niedzieli. Córka dostaje imię po snajperce Ludmile Pawliczenko, ówczesnej radzieckiej superbohaterce.

Do Sofii przeprowadzają się, kiedy Ludmiła ma dwa lata. Bułgaria wchodzi w sojusz z państwami Osi, Todor przyłącza się do partyzantki antyfaszystowskiej wspieranej przez Związek Radziecki. Kiedy w 1944 roku do Bułgarii wkracza Armia Czerwona, rozpoczynają się masowe czystki. W latach 1944–1945 Sąd Ludowy skazuje na śmierć lub dożywotnie więzienie wielu wybitnych przedstawicieli przedwojennych elit. Zaczynają powstawać obozy pracy, czterdzieści cztery w całym kraju. W pobliżu miasta Belene przy granicy z Rumunią więźniowie polityczni będą osadzani aż do 1989 roku. W 1946 roku Carstwo Bułgarii zostaje przemianowane na Ludową Republikę Bułgarii, a carska rodzina musi w ciągu kilku dni spakować się i opuścić kraj. Todor zostaje szefem sofijskiej milicji, która przesłuchuje i katuje posłów i oficerów określanych mianem „wrogów ludu”. Jest gorliwy i pracowity, jednak nie widzi swojej przyszłości w milicji. Planuje karierę w partii i zaczyna od mało znaczących funkcji w komitetach regionalnych. Praca w amatorskich teatrach widać nie poszła na marne, bo okazuje się, że Todor świetnie porusza się w świecie partyjnych hierarchii i układów. W 1948 roku zostaje pierwszym sekretarzem komitetu miejskiego w Sofii, a następnie w tym samym roku awansuje do Komitetu Centralnego, a tu zaczyna się prawdziwa polityka. Szuka kontaktów w wyższych szczeblach władzy, chętnie korzysta z protekcji. W 1951 roku pełni już dwie wysokie funkcje w strukturach partii: sekretarza Komitetu Centralnego i członka Biura Politycznego, czyli ciała złożonego z dziesięciu osób odpowiedzialnych za najważniejsze decyzje w państwie.

Awans Todora oznacza dla całej rodziny przeprowadzkę do apartamentu przy Oboriszte, jednej z najlepszych ulic w Sofii. Ludmiła dostaje własny pokój obity zielonym japońskim jedwabiem. W nadal biednej i otrząsającej się z wojny Sofii takie wygody są dostępne dla garstki ludzi. W 1952 rodzi się Władimir, brat Ludmiły.

W szkole Miła – tak mówią do niej bliscy – jest prymuską. Nosi mundurek i chodzi na zebrania dziecięcych organizacji partyjnych. Po skończeniu podstawówki zdaje do elitarnego gimnazjum rosyjskiego w Sofii. Wykładają tu tylko Rosjanie, z wyjątkiem prowadzonych przez Bułgarów lekcji języka ojczystego i gimnastyki. W tym czasie w kraju wiele się zmienia. W 1954 roku były agent NKWD Wyłko Czerwenkow, noszący przydomek „krwawy Wyłko” z racji okrutnego rozprawiania się z wrogami komunizmu, zostaje na wniosek Chruszczowa odsunięty od władzy i osądzony. Pierwszym sekretarzem zostaje Todor Żiwkow, młody polityk, jeszcze bez wielkich zasług, ale z ogromnymi ambicjami, a przy tym o prostodusznym wyrazie twarzy. Twarz osoby z tłumu, człowieka nikogo, pomoże mu zdobyć zaufanie. Obiecuje, że Bułgaria stanie się lepszym krajem, a obywatele będą się cieszyć równością i wolnością. Takie obietnice łatwo składać, zwłaszcza tym, którzy pragną zmiany po latach stalinowskiej tresury.

Żiwkow jest witany jak nowa nadzieja. Ale obietnic nie spełnia. W wielu krajach Europy Wschodniej śmierć Stalina rzeczywiście coś zmieniła. W Bułgarii po prostu oznaczała zmianę ludzi i metod, którymi rządzili krajem. Bułgaria jest jednym z państw za żelazną kurtyną, które najmniej odczuły poluzowanie polityczne w latach pięćdziesiątych. Sam Todor Żiwkow umiejętnie buduje swój publiczny wizerunek. Łączy zimne i wyrachowane oblicze dyktatora z dobrotliwą maską taty, który raczej upomina, niż karze. „Tato” – nazywają Żiwkowa rodacy, a wzorcem dla Bułgarów staje się pierwsza rodzina: w apartamencie przy ulicy Oboriszte zamieszkują trzy pokolenia Żiwkowów, czyli Ludmiła i Władimir, Todor z Marą, i rodzice Todora – babcia Maruca i dziadek Christo, nazywani tak przez wszystkich, jakby byli dziadkiem i babcią narodu. Żiwkow odwołuje się do poczucia więzi, za jakimi tęsknili ci, którzy przyjechali po wojnie z wiosek do wielkiego miasta i znaleźli się w jego trybach, wyrwani ze swoich małych wspólnot. Tęsknotę za uciętymi korzeniami miało zastąpić znalezienie się w bułgarskiej rodzinie. Tyle że dla społeczeństwa uznanie rodziny Żiwkowów za wzorzec narodowej wspólnoty oznacza zgodę na nepotyzm, ksenofobię i nieprzejrzystość życia publicznego.

Skuteczną kontrolę nad bułgarską rodziną sprawują tysiące urzędników wszystkich szczebli, zdyscyplinowanych mężczyzn i kobiet z pożółkłymi od tytoniu palcami, którymi dzień po dniu w niewielkich, wzorowo zarządzanych minikrólestwach wystukują na maszynach wyroki. Komunistyczna Bułgaria wiele zawdzięcza lokalnej władzy, ta bowiem pilnie egzekwuje przepisy i uważnie nasłuchuje głosów z centrali. Bułgaria składa się z małych parceli łączących się w gęstą pajęczynę, która rozsnuwa się od Płowdiwu przez Burgas, Warnę, Dobricz, Ruse, Łom, Widyń po Montanę, a każda nitka prowadzi w końcu do głównego punktu, gdzie wszystko się spotyka: sofijskiego gabinetu Todora Żiwkowa. W takim kraju niełatwo jest być innym i się sprzeciwić, bo niełatwo znaleźć sojusznika w swoim sprzeciwie. Dlatego buntownicy w Bułgarii pojawiają się rzadko.

Jednym z głównych rodzajów wyroku jest wygnanie. Nie z Bułgarii – tylko z pamięci ludzi. Skazanie na bycie zapomnianym. W taki sposób Żiwkow postępuje na przykład z poetą Konstantinem Pawłowem. W jego wierszach Bułgaria to przedziwne miejsce z surrealistycznego snu, w którym rozbrzmiewają rozstrojone melodie znanych przyśpiewek ludowych, krainą leżących po kątach truchełek martwych zwierząt i gumowych krokodyli. W napisanym w latach sześćdziesiątych wierszu Alchemicy o przemianie, która ma zmienić świat, ale jakoś nie nadchodzi, rzeczywistość jest rozchwiana, podszyta martwotą, życie podtrzymywane siłą nawyku, a ludzie to bezmyślni okrutnicy. Skrzywdzeni, zadający ból słabszym od siebie:

Pewien zapijaczony i brodaty woźnica

ze złości

i z litości nad samym sobą

tnie wściekłymi ciosami bicza

wysuszoną skórę

swego – jeszcze bardziej nieszczęsnego – konia. […]

Koń uśmiecha się przyjaźnie

(uzębienie ma idealnie białe,

snadź szczękę ma sztuczną)

i zaczyna mrugać oczyma –

lewym na prawo,

prawym na lewo[1].

Sam Żiwkow nie myśli zapewne o tym, czy Pawłow jest jednym z najlepszych poetów w Bułgarii – na poezji się nie zna. Ale widzi, a może ktoś mu podpowiada, że w tym fantasmagorycznym języku kryje się krytyka Bułgarii, a okrutny woźnica, który okłada konia, może być nawiązaniem do postaci samego dyktatora. Dlatego Żiwkow stosuje wobec Pawłowa swoją wypróbowaną strategię. Wydawnictwa dostają zakaz publikacji wierszy poety. Nie ma obawy, że opublikuje go ktoś w drugim obiegu, bo w Bułgarii drugi obieg nie istnieje. Dlatego wiersze Pawłowa będą czekać na publikację do lat osiemdziesiątych, aż po przełomie demokratycznym 1989 roku poeta będzie mógł oficjalnie zostać w Bułgarii ogłoszony wybitnym poetą.

Mało kto jednak zostaje jak Pawłow wieloletnim emigrantem wewnętrznym. Żiwkow w trakcie swoich rządów nieraz z dumą powtórzy, że Bułgarów nie trzeba pilnować, bo sami się pilnują. Po prostu wiedzą – tego już nie mówi – co grozi za nieposłuszeństwo. Sposób jest prosty: nie trzeba nawet takiej osoby wsadzać do więzienia. Wystarczy szepnąć dawnym przyjaciołom i znajomym, że zadawanie się z towarzyszem X będzie dla nich raczej szkodliwe. W krótkim czasie dawni koledzy zaczną przechodzić na drugą stronę ulicy, kiedy zobaczą towarzysza X. Wokół towarzysza X zrobi się pusto, aż zostanie zupełnie sam. Jest duża szansa, że zacznie pić albo przynajmniej przeżyje kryzys egzystencjalny. Stanie się niechlujny i zacznie budzić odrazę. Wtedy będzie można powiedzieć: „Biedak, ale się stoczył. Wygląda, jakby od roku się nie mył”.

– Bułgaria właściwie do 1989 roku zachowała charakter państwa totalitarnego – mówi w rozmowie ze mną Michaił Gruew, historyk i szef bułgarskich Archiwów Państwowych. – Podczas gdy w innych krajach z dekady na dekadę słabły represje, cenzura i rodziły się ruchy dysydenckie, w Bułgarii polityka przemocy przybierała na sile, a najbardziej brutalny okres rządów Żiwkowa przypadł na końcowe lata komunizmu. System skutecznie stabilizowały elity, których władza, podobnie jak w przypadku Todora i Ludmiły Żiwkowów, była dziedziczona, przechodząc z ojców i matek na dzieci.

Ludmiła dorasta. Jako nastolatka jest wstydliwa i szybko się czerwieni. W 1960 roku dostaje się na studia historyczne na Uniwersytecie Sofijskim. Zaczyna się przyjaźnić z synami i córkami innych naczalników, czyli ważnych ludzi w państwie. Bułgarzy nazywają ich „dziećmi Pireusu”, od popularnej oscarowej piosenki z greckiego filmu Nigdy w niedzielę.

W 1963 roku Todor Żiwkow składa Chruszczowowi zadziwiającą propozycję: połączmy Bułgarię ze Związkiem Radzieckim. Bułgaria to mały kraj, zacofany w porównaniu z waszym, towarzyszu Chruszczow. Sama niewiele znaczy. Stwórzmy dwa organizmy połączone jednym obiegiem krwi. Niech Bułgaria zostanie szesnastą republiką. Dziś wiadomo, że propozycja Żiwkowa była nie tyle prośbą o stopienie się z mocarstwem, ile znakiem lojalności Bułgarii wobec Związku Radzieckiego. Chruszczow jednak odmawia. Co mu może dać ten niewielki kraj, upchnięty w dolnym zakątku Bałkanów, do którego nikomu nie jest specjalnie po drodze? Ma wprawdzie wspaniałą kulturę, piękne krajobrazy i świetne winnice, ale co z tego? Po co mu małe państwo w pobliżu Turcji, którego przywódcą jest ten nudny, posłuszny chłop, trzymający swoich rodaków twardą ręką? Z Bułgarii możemy mieć olejek różany, najlepszy tytoń, wiernych polityków. Ale ludzi i papierosy możemy mieć bez tej szopki politycznego przyłączania – Bułgaria i tak jest nasza.

6 sierpnia 1968 roku w Sofii rozpoczyna się Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów. Ludmiła jest w składzie bułgarskiej delegacji. Tuż po zakończeniu festiwalu wojska Układu Warszawskiego wkraczają do Czechosłowacji, tłumiąc Praską Wiosnę i kładąc kres nadziejom na Dubčekowski „socjalizm z ludzką twarzą”. W czołgach atakujących Pragę są także bułgarscy żołnierze – decyzję o ich wysłaniu do Czechosłowacji podejmuje ojciec Ludmiły.

W wieku dziewiętnastu lat Miła bierze ślub z Lubomirem Stojczewem, studentem uniwersytetu technicznego, Bułgarem z rosyjskimi korzeniami. Jak podają gazety, suknia panny młodej jest biała, do kolan, uszyta w domu mody przy ulicy Lege przez znaną krawcową. Pan młody ma ciemny garnitur. Todor Żiwkow na zdjęciach stoi w swoim codziennym płaszczu i kaszkiecie. Na uroczystą kolację w restauracji Rakieta przychodzą najważniejsi politycy, między innymi premier Anton Jugow. Orkiestra gra współczesne przeboje na przemian z bułgarskim folklorem. Todor Żiwkow śpiewa do mikrofonu pieśń Chubawa si, moja goro, czyli „Pięknyś ty jest, lesie ty mój”. Następnego dnia cała Bułgaria dowiaduje się z gazet, że radziecki przywódca Nikita Chruszczow podarował młodej parze luksusowe limuzyny.

Para młoda podróżuje po Europie. Ludmiła zaczyna też wyjeżdżać w podróże służbowe razem z ojcem. Poznaje świat polityki, na razie nieoficjalnie. Podczas spotkania z Jeorjosem Papandreu, premierem Grecji, którego socjalistyczna partia wygrywa wybory, Todor Żiwkow proponuje, aby dzieci obu polityków poznały sąsiednie kraje. Papandreu przyjmuje propozycję. Jego wnuk przyjeżdża do Bułgarii autostopem, Ludmiła z Lubomirem zwiedzają Grecję luksusowym autem. Umiłowanie splendoru, zauważalne w rodzinie Żiwkowów, zaczyna drażnić Bułgarów, którzy podróżować nie mogą. Bułgaria jest więzieniem, mówi niejeden mieszkaniec tego kraju, który stara się o paszport. Obywatele poddawani są nużącym procedurom w labiryncie milicyjnych korytarzy o zapachu kurzu i farby olejnej. Wśród Bułgarów krąży anegdota: młoda kobieta przychodzi na milicję, gdzie wydawano paszporty.

– Pani znów tutaj? – pyta milicjant. – Przecież mówiłem, że wniosek odrzucono.

– Dlaczego?

– Jest pani za młoda, żeby jeździć sama za granicę.

– Miła też jest młoda, a wyjeżdża.

– Jaka znów Miła?!

– Ludmiła Żiwkowa.

– Ależ, droga pani, ona podróżuje z ojcem.

W 1965 roku Ludmiła rodzi pierwsze dziecko, dziewczynkę. Kilka miesięcy później rozpoczyna asystenturę w Bułgarskiej Akademii Nauk. Wkrótce poznaje inżyniera i sportowca Iwana Sławkowa. Iwan to przystojniak: gdziekolwiek wchodzi, skupia na sobie uwagę. Jest prawdopodobnie najmłodszym wdowcem w Bułgarii, jego żona, stewardesa i przyjaciółka Ludmiły, zginęła podczas katastrofy samolotu bułgarskich linii lotniczych do Bratysławy zaledwie siedemnaście dni po ślubie.

Ludmiła decyduje rozwieść się z Lubomirem, swoją młodzieńczą miłością. Todor dba o to, by ślady obecności zięcia w życiu Żiwkowów zostały zatarte. Po rozwodzie zrywają z nim wszelkie kontakty, a Todor pozbawia Lubomira praw ojcowskich do córki Ewgenii, którą sam adoptuje, nadając jej własne nazwisko. To samo uczyni potem z żoną swojego syna Władimira, której odbierze prawa rodzicielskie do syna, chłopca nazwanego Todor. Odtąd dziadek staje się ojcem swoich wnuków.

Ludmiła i Iwan biorą ślub, choć już na pierwszy rzut oka widać, że do siebie nie pasują. Iwan ma opinię uwodziciela. W Sofii jest znany z tego, że kiedy wchodzi do restauracji, a kobieta przy którymś stoliku mu się podoba, wysyła do niej przez szofera serwetkę ze swoim numerem telefonu. Czasem otwarcie proponuje seks. Przyznaje rozbrajająco: „Ja naprawdę nie mogę opędzić się od kobiet”. W autobiograficznej książce chwali się, że opłacił czterdzieści aborcji, a jeszcze więcej załatwił bezpłatnie.

„Kiedy schodziło na rozmowę o jej prywatnym życiu, milkła, zamykała się w sobie, jakby nie chciała budzić czegoś bolesnego”[2] – podkreśla Ekaterina Czałykowa, wieloletnia sekretarka Ludmiły, we wspomnieniowej książce o swojej przełożonej.

We dwoje z Iwanem jadą do Oksfordu, gdzie Ludmiła pisze doktorat o stosunkach angielsko-tureckich w latach 1933–1939. Więcej czasu niż w bibliotekach spędza jednak w galeriach malarstwa i antykwariatach, kupując dzieła sztuki. Iwan regularnie zdradza ją w licznych rządowych mieszkaniach, które rodzina ma do dyspozycji. Lekceważy nawet to, że są naszpikowane podsłuchami, a tajne służby notują każde słowo, włącznie z „och” i „ach”. Kiedy wraca z Ludmiłą do Bułgarii, zaostrza się jego pragnienie bycia kimś więcej niż tylko mężem Żiwkowej. Dzięki poparciu teścia zostaje szefem Telewizji Bułgarskiej, mimo że nie ma większych osiągnięć w pracy w mediach, a następnie szefem Bułgarskiego Komitetu Olimpijskiego. Wysportowany, seksualnie zachłanny i jednocześnie sympatyczny Iwan podtrzymuje wizerunek, który imponuje wielu mężczyznom, przywiązanym do stereotypu bałkańskiego samca zdobywcy.

Ludmiła coraz bardziej oddala się od świata nauki – postanawia, że zajmie się polityką. Ojciec jest za, matka przeciw. Ludmiła uważa, że matka myśli tradycjonalistycznie: chciałaby widzieć córkę w roli żony i matki. A przecież sama jest niezależną kobietą i kiedy trzeba było, to ona zarabiała na rodzinę.

I staje się, w 1970 roku druga osoba z dynastii Żiwkowów wchodzi w wielką politykę. Ludmiła zostaje główną specjalistką w Komitecie na rzecz Przyjaźni i Związków Kulturalnych z Zagranicą. Ekaterina Czałykowa, nazywana przez Ludmiłę Katią, wspomina, że przez pierwsze dni pracy w Komitecie Ludmiła wydawała się skrępowana, niepewna, jakby się bała, że popełni jakiś błąd. Chętnie oferowała pomoc współpracownikom i lekką ręką podpisywała im delegacje do zachodnich państw, co trochę wykorzystywano. Ale wkrótce się zmieniła: stała się zdecydowana, rzeczowa, dobrze zorganizowana. Przestała pytać Katię o zdanie na dany temat, jak to miała w zwyczaju wcześniej, i po prostu wydawała jej krótkie polecenia.

Lata siedemdziesiąte to będzie jej dziesięciolecie. Bułgarzy zapamiętają je jako dekadę Ludmiły.

Zachodzi w drugą ciążę, rodzi syna. Nadaje mu imię Todor. Już po przełomie demokratycznym 1990 roku dzieci Ludmiły staną się stałymi bohaterami pierwszych stron gazet w Bułgarii, ale każde z innego powodu. Syn objawi miłość do luksusu, alkoholu, nocnego życia i romansów, a córka Ewgenia zostanie znaną projektantką mody.

Dla dziadka Todora dzień narodzin wnuka jest radosny jeszcze z innego powodu. Na ogólnonarodowym referendum w 1971 roku Bułgarzy wyrażają poparcie dla nowej konstytucji. „Za” głosuje 99,7 procent wyborców, choć wiadomo, że wyniki były sfałszowane. Punkt pierwszy w nowym akcie prawnym dotyczy przewodniej roli partii w życiu narodu. Powstaje nowy organ – Rada Państwa. Na jej czele staje Todor Żiwkow. Dotąd był premierem i szefem partii. Od tej chwili już także formalnie będzie pierwszym człowiekiem w kraju.

Kilka miesięcy później umiera Mara. To symboliczny moment, bo dopóki żyła, Todor starał się trzymać córkę z dala od polityki. Teraz imponuje mu, że idzie jego śladem. W krótkim czasie, przy wsparciu ojca, Ludmiła poszerza zakres swojej władzy. Zostaje przewodniczącą komitetu, któremu podlegają wszystkie związki twórcze: malarze, architekci, pisarze, dziennikarze, filmowcy, a wkrótce także całe media. Coraz częściej występuje też u boku ojca i oficjalnie odgrywa rolę pierwszej damy.

– Jej drugie małżeństwo było fikcją, przykrywką dla interesów Iwana Sławkowa, który handlował bronią ze Związkiem Radzieckim – wspomina w rozmowie znajomy profesor, który słuchał jej na żywo. – I zupełnie nie nadawała się do polityki. Kiedy mówiła, przypominało to szczekanie psa. Nie dało się jej zrozumieć.

Rzeczywiście, słabo wypada w przemówieniach. Podczas wystąpień najczęściej czyta z kartki. Wzywa tłum, żeby myślał o niej jak o ogniu, ale te słowa, wypowiadane bezbarwnym, pozbawionym emocji głosem, brzmią mało wiarygodnie. Jest delikatna, trudno nawiązuje kontakt ze słuchaczami, w przeciwieństwie do ojca, który porywa tłumy, kiedy chce. A mimo to cechuje ją dziwna, niebywała wręcz konsekwencja. Z wysiłkiem, ale i skutecznością wydrapuje sobie własną przestrzeń w teatrze politycznego życia.

Obecność Ludmiły w polityce ma wielką zaletę: córka stanowi przeciwieństwo ojca, prostego Tosza, jak nazywają Żiwkowa Bułgarzy. Mówi w kilku językach, jest wykształcona za granicą i obyta w świecie. Gromadzi wokół siebie krąg intelektualistów i artystów. Spotkania w jej mieszkaniu są nazywane „białymi piątkami”. Chociaż niektórzy mówią, że towarzystwo, które tam przychodzi, jest sztywne, a na spotkaniach roi się od lizusów, to każdy chciałby choć raz pobyć w salonie Ludmiły. Wiedzą, że przed każdym, kto znajdzie się na liście zaproszonych, otwierają się ogromne możliwości. W domu Żiwkowów istnieje też drugi salon, Todora. Spotyka się w nim stara gwardia, emerytowani generałowie, partyzanci z II wojny światowej, którzy przy grozdowej rakii śpiewają pieśni o rewolucji. Bułgarzy nazywają ich „kółkiem łowieckim”, bo są znani z upodobania do polowań.

W domu Żiwkowów spotykają się więc różne pokolenia, słabo wykształceni kombatanci wojenni i podróżująca po świecie młodzież, utalentowani modni artyści i źle ubrani politycy starej daty. Dla każdego coś miłego. Coś dla elit, coś dla prostaczków. Dla mas Toszo – chwalący się, że jest prostym chłopem, i dumny z faktu, że musiał powtarzać pierwszą klasę, a maturę zdał w wieku trzydziestu lat. I to tylko dzięki żonie, jak dodawał, puszczając oko do widowni, podczas przemówień, bo Mara Maleewa pochodziła z rodziny nauczycielskiej. Słuchacze, do których przemawiał z trybun, też byli chłopami albo mieszczuchami w pierwszym pokoleniu, więc z łatwością znajdował z nimi wspólny język i wybaczano mu ciągłe gafy. A dla elit – światowa, dobrze ubrana i delikatna Ludmiła, przyjaźniąca się z artystami i intelektualistami.

Bułgarski literaturoznawca Nikoła Georgiew w przenikliwym studium Semejstwoto: naczin na upotreba [Rodzina: sposób użycia] powołuje się na słowa Żiwkowa, który miał powiedzieć:

– Ja nie mogłem się wystarczająco wykształcić. Mówią, że jestem prosty, nawet z tego żartują. To prawda. Ale Ludmiłka to zupełnie co innego i o niej złego słowa nie słyszałem.

Georgiew dodaje, że ojciec rozmawiał z politykami, ekonomistami, milicją, córka – z artystami i filozofami. Wokół ojca unosił się zapach świeżego cementu pochodzącego z nowo budowanych domów, pałaców i rezydencji, wonie bankietów partyjnych i nocnych libacji, zapach krwi saren zabitych na polowaniach. Od córki nie unosił się żaden zapach. Jednak zdaniem literaturoznawcy to zróżnicowanie wizerunków w obrębie pierwszej rodziny było pozorne. Gdy ludzie patrzyli na Żiwkowa i jego córkę, mogli mieć wrażenie, że Bułgaria jest państwem, które daje swoim obywatelom wolność wyboru. Ale wybór wcześniej czy później okazywał się niemożliwy, bo wizje różnorodności powstawały w zamkniętym obiegu pierwszej rodziny. A jej cele były jasne – utrzymanie władzy i kara dla tych, którzy naruszają panujący ład.

Kiedy w latach sześćdziesiątych Bułgarię odwiedza niemiecki dziennikarz Thomas Ross, pisze o Żiwkowie jako o najbardziej nijakim ze wszystkich wschodnioeuropejskich przywódców, który jak wzorowy uczeń spełnia polecenia Związku Radzieckiego, zatwardziałym i upartym aparatczyku, który mimo pozornej maski prostaczka jest bardzo wyczulony na krytykę.

Żiwkow rządzi Bułgarią bardzo długo. Czasownik „rządzić” w języku bułgarskim oddaje się między innymi słowem „caruwam”, od władzy właściwej carom. Pasuje do Todora, który caruwał w Bułgarii przez trzydzieści pięć lat, utrzymując się przy władzy najdłużej – obok albańskiego Envera Hoxhy – spośród przywódców Europy Środkowo-Wschodniej. Sporo Bułgarów chciało go widzieć jako głowę państwa także po 1989 roku.

Żiwkow przeżyje córkę o siedemnaście lat.

12 listopada 1973 roku Ludmiła jedzie na lotnisko, jest już spóźniona. Ma pożegnać ojca, który za chwilę wylatuje do Polski. Szofer Simo denerwuje się i przyspiesza, chociaż widać, że nad złotymi kopułami soboru Aleksandra Newskiego wisi gęsta mgła. Auto wpada w poślizg, Simo w ostatniej chwili zasłania twarz Ludmiły ręką, co trochę zmniejsza siłę uderzenia. Obrażenia okazują się niewielkie. Szofer wybiega na szosę, zatrzymuje moskwicza, który ma zawieźć Ludmiłę do szpitala. Ale kierowca znów jedzie za szybko i zderza się czołowo z ciężarówką. Tym razem uderzenie jest znacznie silniejsze. W ciągu godziny Ludmiła ma dwa wypadki. Traci przytomność. Zapada w śpiączkę, spędza w szpitalu czterdzieści dwa dni. Kiedy wychodzi, na twarzy zostają jej głębokie blizny. Wyjeżdża do Paryża, gdzie pracują najlepsi chirurdzy plastyczni, i poddaje się operacji.

Zaczyna nosić turban. Niektórzy mówią, że robi to, aby zasłonić blizny na czaszce, niektórzy, że po prostu taka była: inna niż wszyscy. Wraca do pracy, ale czuje się źle, jest wyczerpana. Pojawiają się poważne problemy ze wzrokiem.

Wtedy spotyka uzdrowiciela Petyra Dimkowa, emerytowanego oficera, który pod koniec życia postanowił zająć się zgłębianiem tajników wiedzy o roślinach. Dimkow jest znany w całej Bułgarii, a z jego pomocy korzystają politycy i artyści, między innymi znana pisarka Błaga Dimitrowa, która po wyjściu z choroby nowotworowej pisze esej Leczitelat – naj-drewnijat byłgarski mit [Uzdrowiciel – najstarszy mit bułgarski]. Można w nim przeczytać, że Dimkow uratował jej życie, a instytucja uzdrowiciela to rodzimy skarb, którym Bułgarzy powinni się chlubić na całym świecie.

Po wypadku zaczyna się wielka przemiana Ludmiły. Rezygnuje z nocnego życia, rzuca palenie, alkohol, zostaje wegetarianką. Chudnie, a jej waga nie przekroczy odtąd czterdziestu ośmiu kilogramów. Przez cały dzień nosi przy sobie dwa termosy – w jednym jest herbata z mlekiem, w drugim wywar z waleriany. Jada tylko nasiona i sirene, czyli słony bałkański biały ser. Raz w tygodniu urządza sobie głodówkę. Zaczyna codziennie ćwiczyć agni jogę, która jest mieszanką buddyzmu, okultyzmu i teozofii. Przestaje przyjmować leki, w końcu rezygnuje też z wizyt u lekarzy. Nie dotyka pieniędzy – mówi, że mają złą energię. Uczy członków rodziny i pracowników prawidłowego oddychania.

Zwrot duchowy zaskakuje wielu ludzi z otoczenia Ludmiły, ale nie tych, którzy dobrze ją znają. W jej najbliższym kręgu od dawna byli ludzie podsuwający jej książki teozoficzne. Mówi o nich „nauczyciele” i zaczytuje się w grubych tomach, napisanych trudnym, pełnym szyfrów językiem. Kiełkuje w niej przekonanie, że ma do spełnienia ważną misję, chce pokazać światu wielkość Bułgarii. Ta wielkość tkwi w przeszłości, a właściwie w teraźniejszości, bo w wizji Ludmiły nie ma podziału na to, co dawne, to, co teraz, i to, co nastąpi; wszystko się ze sobą łączy. Ludmiła wychodzi z założenia, że Bułgaria jest małym krajem, który nie ma znaczenia ekonomicznego ani szans w globalnej polityce, ale może pokazać światu swoją sięgającą starożytności kulturę. Zwraca się do Ministerstwa Spraw Zagranicznych z inicjatywą, aby wszyscy bułgarscy studenci, którzy kończą szkołę dyplomatyczną w Moskwie, gdzie się wówczas kształcili, obowiązkowo zdawali też egzaminy z kultury i historii Bułgarii. Chce, aby dyplomaci byli nie tylko grupą urzędników, ale wszechstronnie wykształconymi reprezentantami swojego kraju na świecie. Myśli z rozmachem, bezustannie poprawia współpracowników. Uważa, że o historii i kulturze trzeba mówić językiem teraźniejszości, tak by stała się żywa i przekonująca dla współczesnych. Wierząc, że sztuka może zmienić na lepsze każde ludzkie życie, Ludmiła poszukuje jak największej liczby sfer, w których artyści mogliby się kontaktować z odbiorcami i docierać do nich, niezależnie od grupy społecznej, wieku, płci, zainteresowań. Inicjuje budowę muzeów, ośrodków kultury, scen teatralnych.

Szuka symbolu, który mógłby stać się rozpoznawalnym obrazem Bułgarii. Znajduje go w Traku Orfeuszu. Przecież wszyscy znają imię wielkiego śpiewaka i poety z mitologii greckiej. Żiwkowa, mimo kontrowersji – Orfeusz był Trakiem, nie Bułgarem – organizuje wystawę, podczas której prezentuje go jako integralną część bułgarskiej tradycji.

Kiedy skarby trackie wędrują po świecie, w Bułgarii tysiące ludzi nauki i kultury pracują nad popularyzacją tematu „Bułgaria ojczyzną Orfeusza”. W Bułgarskiej Akademii Nauk powstaje wiele projektów naukowych na poparcie tezy, że trackie dziedzictwo należy do Bułgarów i ma w Bułgarii współczesną kontynuację. Autorami najważniejszych książek na ten temat są ludzie z bliskiego kręgu przyjaciół Ludmiły, zwłaszcza profesor Aleksander Foł, który regularnie pojawia się też w jej domu na spotkaniach podczas „białych piątków”.

W Paryżu w 1976 roku Ludmiła organizuje wystawę bułgarskich ikon. Popularyzuje też w Europie bułgarskie malarstwo, zwłaszcza twórczość swojego ulubionego malarza Władimira Dimitrowa-Majstora; jego obrazy wyglądają jak połączenie prawosławnej ikony z arkadyjskimi, a jednocześnie surowymi obrazami wsi bułgarskiej. Ludzie, którzy dotąd nic nie wiedzieli o Bułgarii, zachwycają się nasyconymi kolorami obrazów, sprawiających wrażenie, jakby wszystkie je Majstora malował w sierpniowe popołudnia. Ciężkie winogrona, dojrzałe jabłka tworzą tło dla mocnych, ale smukłych ciał bułgarskich chłopek, dostojnych nawet wtedy, gdy są uchwycone przy ciężkiej fizycznej pracy. Chłopki u Majstora to niemal królowe albo święte z ikon, we frontalnych ujęciach, ubrane na złoto i czerwono. Ludmiła wie, że nie zachwyci świata współczesną kulturą bułgarską, przez pięćset lat trwającą gdzieś na zachodnich obrzeżach imperium Osmanów. Ale jeśli sięgnąć głębiej, na przykład do folkloru, objawia się potencjał tej kultury. Ludowa kultura jest wiarygodna i to chłopi byli w Bułgarii grupą, dzięki której w czasie panowania osmańskiego przetrwał język i tradycje.

Sukcesy Ludmiły w kraju i za granicą sprawiają, że okres, kiedy zarządza ona kulturą, dostaje nobilitujące określenie „drugiego złotego wieku bułgarskiego”. Pierwszy złoty wiek był czasem rozkwitu średniowiecznej kultury bułgarskiej za panowania cara Symeona na przełomie IX i X wieku. Powstały wtedy najważniejsze dzieła literatury starobułgarskiej, a car, intelektualista i artysta, otoczył twórców kultury szczególnym mecenatem. Drugi złoty wiek jest dziełem Ludmiły. Trwa zaledwie sześć lat.

W 1979 roku Ludmiła dostaje niebywały prezent na trzydzieste siódme urodziny: zostaje wybrana na członka Biura Politycznego w Komitecie Centralnym. Oznacza to oficjalne włączenie do najwęższego kręgu władzy w państwie. Ten gest podważa jednak autorytet Żiwkowa. Polityczne wyniesienie córki do tej wysokiej rangi przysparza mu niechęci wśród współpracowników.

Ludmiła coraz bardziej interesuje się filozofią Wschodu. Ta fascynacja odzwierciedla się w jej ubiorze: nieodłączny turban, ubrania w białym kolorze, prostota stylu. Radziecki malarz Walentin Sidorow ze swojego pierwszego spotkania z Ludmiłą w 1978 roku zapamiętał, że miała mocno ściągnięte, związane do tyłu włosy i wysokie czoło. A kiedy zdjęła okulary, odniósł wrażenie, że w jej twarzy jest coś wschodniego, a właściwie japońskiego.

Wyjeżdża do Meksyku, skąd wraca z przekonaniem, że Bułgaria należy do tego samego znaku zodiaku co Indie, Japonia i Meksyk. Od kilku lat studiuje prace rosyjskiego malarza i filozofa Nikołaja Roericha, którego nauka jest popularna też w Związku Radzieckim, mimo że Roerich od wielu lat mieszka w Himalajach. Język Ludmiły zagęszcza się sformułowaniami z jego filozofii. Towarzysze z gabinetu politycznego coraz mniej rozumieją swoją przełożoną. Nie czyta ona już gotowych przemówień z kartek, zaczyna pisać je sama. Mówi w nich o żywej etyce, wszechświecie, kosmicznym rozumie. I o pięknie, które jest miarą wszechrzeczy. Ludmiła marzy, żeby Bułgaria stała się ojczyzną piękna, a każdy Bułgar od dziecka był wychowywany w taki sposób, by wszystkie sfery jego życia cechowała doskonałość. Dosłownie wszystkie – od domu przez szkołę, biuro, fabrykę po ulicę. Zaczyna realizować wielki plan edukacji estetycznej każdego Bułgara, niezależnie od wieku, zawodu i umiejętności. Górnik, krawiec czy murarz jako osoby pracujące fizycznie wyrażają ideę najdoskonalszą: piękna pracy. Według Ludmiły każdy Bułgar jest czuły na piękno, ale jest też jego twórcą. W jej planie nauczania Bułgarów znajduje się punkt, który mówi, że edukację estetyczną należy wprowadzać już u małych dzieci, dlatego program szkół i przedszkoli w Bułgarii zostaje zmieniony. Ważne jest obcowanie ze sztuką, stymulowanie w każdym Bułgarze wyższych potrzeb, na przykład zamiast banalnej muzyki popularnej Żiwkowa proponuje słuchać muzyki klasycznej.

Estetyczne poglądy Ludmiły odciskają swój ślad w architektonicznej tkance stolicy. Sofia to miasto palimpsest. Jego najgłębsze warstwy sięgają czasów trackich, kiedy była osadą o nazwie Serdika, następnie czterech wieków panowania rzymskiego i wielkiej świetności miasta, które cesarz Konstantyn Wielki nazwał „swoim Rzymem”. Ale Sofia w obecnym kształcie zaczęła powstawać dopiero pod koniec XIX wieku, kiedy została stolicą młodego odrodzonego państwa. W ciągu kilku dekad z mało znaczącego, podupadłego prowincjonalnego miasta stała się gwarnym i barwnym centrum nowej Bułgarii i siedzibą jej najważniejszych instytucji. Niektórzy z architektów tworzących ówczesną stolicę wykorzystali potencjał miejsca, łącząc modernizm z lokalną tradycją budowania i miejscowym krajobrazem. Nawiązywali do architektury cerkiewnej czy orientalnych elementów, przypominających o długich latach dziedzictwa osmańskiego na tym obszarze. Ale spora część budynków, jak neoklasycystyczny Teatr Narodowy w Sofii, zaprojektowany przez Austriaków Helmera i Fellnera, została jakby żywcem przeniesiona z Austrii albo innego miasta zachodniej Europy. Bułgaria nie miała jeszcze swoich architektów, więc obcokrajowcy przyjeżdżali, robili swoje i odjeżdżali, nie wnikając w niuanse przestrzeni, w której pracowali. Dlatego sofijskiej architekturze brakuje spójności. W trakcie jednego spaceru można się poczuć jak w Wiedniu, Stambule i Moskwie jednocześnie.

Sofii, w której żyje Ludmiła, doszła kolejna warstwa, przemawiająca językiem nowego ustroju – pomniki przodowników pracy. Ludmiła dodaje do tej miejskiej mozaiki swój autorski pomysł: Narodowy Pałac Kultury. Niecałe dwa kilometry od socrealistycznego Largo, czyli placu, wokół którego stoją wysokie budynki rządowe, z Domem Partii w centrum, powstawać zaczyna nowy gigantyczny gmach otoczony rozległym parkiem. Nie tylko Ludmile zależało, by powstał. Zbliżała się rocznica tysiąctrzechsetlecia Bułgarii, należało ją uczcić czymś wielkim i widocznym, co podniesie notowania władzy i będzie mocnym symbolicznym aktem wejścia w przestrzeń stolicy. Architekt Aleksandyr Barow jeździ najpierw po Europie i Ameryce, żeby obejrzeć największe centra kongresowe świata. Gdy wraca, prace się rozpoczynają. Pałac powstaje w ciągu trzech lat, choć pierwotnie miał powstać w lat dwanaście. Budowa trwa nawet nocą, dwa tysiące robotników pracuje, żeby tylko zdążyć na rocznicę. Kiedy brakuje rąk do pracy, zwozi się ludzi z Cypru, Jugosławii i Wietnamu, a mieszkańcy Sofii przez jeden dzień pracują bez wynagrodzenia, dzięki czemu udaje się zebrać dodatkowo trzydzieści milionów lewów. Efektem tego gigantycznego przedsięwzięcia jest budynek mający cechy świątyni buddyjskiej, business center w Dubaju i swojskiego socrealizmu. Bułgarski Pałac Kultury nie jest specjalnie wysoki, liczy tylko osiem pięter i trzy poziomy podziemne, ale rozrasta się wszerz. Pełen zamysł autorów najlepiej widać z lotu ptaka. Można wtedy ujrzeć rozległość i przedziwny kształt tego wieloboku, przypominającego trochę monstrualny akordeon, a trochę rozgwiazdę. Widziany z ziemi pałac ma w sobie coś z bizantyjskiej przysadzistości i coś z ery późnego Żiwkowa. Tęsknota za luksusem widoczna jest, zwłaszcza w środku, w upodobaniu do koloru złotego i mnóstwa niefunkcjonalnych, za to mających zachwycać oko detali. Na zewnątrz pałac jest bardziej stonowany: zdobią go szkło i białe panele, którymi obłożona jest fasada. Jakby chodziło o to, żeby połączyć rodzimość z Indiami i kosmosem. Biel nie jest przypadkowa, była ulubionym kolorem Ludmiły, po wypadku ubierała się tylko na biało. I ten monumentalizm, który nasuwa skojarzenie ze świątynią. Bo w pewnym sensie budynek spełnia funkcję świątyni: partii. To tu, w jeszcze niedokończonych, pachnących zaprawą murarską wnętrzach, odbywa się XII Kongres Bułgarskiej Partii Komunistycznej. Żiwkow nalega, aby miał miejsce właśnie w pałacu. Wchodząc głównym wejściem do środka, Żiwkow ma nad głową siedmiometrową płaskorzeźbę z brązu przedstawiającą słońce. To pomysł Ludmiły. „Myślcie o mnie jak o ogniu”. Jeśli przyjrzeć się z bliska promieniom, to widać, że są to kłosy pszenicy, pierwotny symbol urodzaju, chętnie wykorzystywany przez komunistycznych przywódców.

Ludmiła coraz częściej wyjeżdża, najchętniej na Wschód. W Pjongjangu spotyka się z żoną Kim Ir Sena, która pokazuje jej tamtejszy dom dziecka. Katia, która była w podróży razem z nią, wspomina: „Weszło dziecko, mające około trzech–czterech lat. Najpierw pokłoniło się przed fotografią Kim Ir Sena, następnie zaczęło śpiewać, tańczyć, deklamować wierszyk. Z ustami i policzkami pomalowanymi na czerwono wyglądało jak z jakiegoś obrazka. Kiedy skończyło, pokłoniło się z uśmiechem. Starsze dzieci pływały, strzelały do celu, wyplatały gobeliny, składały aparaty radiowe, a każde z nich najpierw obowiązkowo kłaniało się portretowi wodza. Jedzenie pochodziło głównie z tego, co daje morze, ale rano na śniadanie jadłyśmy kiszoną kapustę i plasterki psiego mięsa. Jadłam z apetytem, a Ludmiła sobie potem ze mnie żartowała”[3].

Wyjeżdża do Indii. Po powrocie zaprasza do Bułgarii malarza Swietosława Roericha, syna Nikołaja, który także mieszka w Indiach. Podobnie jak ojciec, Swietosław jest bardzo popularny w Związku Radzieckim, każda jego wystawa to wielkie wydarzenie. Ale po latach przyzna, że to w Bułgarii czuł się jak w domu. Ludmiła wpada na pomysł, żeby każdy kolejny rok w bułgarskim kalendarzu państwowym nosił nazwisko wielkiej postaci w światowej kulturze. Każdy kolejny rok ma upływać pod znakiem jakiegoś geniusza, popularyzować jego nazwisko poprzez ogólnopaństwowe uroczystości, wystawy i konferencje. W 1978 roku bułgarski kalendarz zaczyna być pisany od nowa, jak po wielkiej rewolucji francuskiej: rok 1978 ustanawia się rokiem Nikołaja Roericha, kolejny rokiem Leonarda da Vinci, a następny rokiem Włodzimierza Lenina.

Rok Lenina staje się faktycznie ostatnim w cyklu obchodów. Plan zostanie przerwany śmiercią Ludmiły. Swojego roku nie doczekają się między innymi indyjski filozof Rabindranath Tagore, święty Cyryl, Michaił Łomonosow, Johann Wolfgang von Goethe, średniowieczny bułgarski patriarcha Eutymiusz i Albert Einstein.

Reszta tekstu dostępna w regularnej sprzedaży.

Przypisy

[1] K. Pawłow, Alchemicy, przeł. A. Sandauer [w:] Antologia współczesnej poezji bułgarskiej, wybór W. Medyńska, Warszawa: Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1985, s. 144, 145.

[2] E. Czałykowa, Nezabrawimata Liudmiła, Sofia: Trud, 2016, s. 135.

[3] E. Czałykowa, Nezabrawimata Liudmiła…, s. 223, 224.

WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.

czarne.com.pl

Wydawnictwo Czarne

@wydawnictwoczarne

Sekretariat i dział sprzedaży:

ul. Węgierska 25A, 38-300 Gorlice

tel. +48 18 353 58 93

Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa

Dział promocji:

ul. Marszałkowska 43/1, 00-648 Warszawa

tel. +48 22 621 10 48

Skład: d2d.pl

ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków

tel. +48 12 432 08 52, e-mail: [email protected]

Wołowiec 2019

Wydanie I