Żona - Shalini Boland - ebook + książka

Żona ebook

Shalini Boland

4,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Zoe zemdlała w dniu ślubu. Nie wiedziała dlaczego, przeczuwała jednak, że stało się coś złego. Pewnego dnia dowie się…

To miał być najszczęśliwszy dzień w jej życiu. Ubrana w piękną białą suknię Zoe siedziała w pokoju hotelowym, nie mogąc doczekać się chwili, kiedy miły i przystojny Toby zostanie jej mężem.

A potem pustka.

Rodzina uznała, że straciła przytomność z powodu nadmiaru emocji. Ale dlaczego nic nie pamiętała? Co takiego wydarzyło w tym krótkim czasie?

Po dziesięciu latach Toby i Zoe mają dwoje ślicznych dzieci i wiodą szczęśliwe życie. Z okazji rocznicy ślubu planują przyjęcie dla rodziny i przyjaciół. Wysłali już zaproszenia i wybrali menu. Myśl o powrocie do hotelu, w którym się pobrali, wprawia oboje w ekscytację.

Ale im bliżej uroczystości, tym bardziej staje się jasne, że nie wszyscy wyczekują jej z taką samą niecierpliwością. Zoe przyłapuje Toby’ego na kłamstwie. Najlepsza przyjaciółka unika z nią kontaktu. W dodatku ktoś rozpowszechnia plotki, które mogą doprowadzić do odwołania imprezy.

Zoe utwierdza się w swoich podejrzeniach, że najbliżsi coś przed nią ukrywają. Ale czy jest gotowa, aby poznać prawdę, która może zniszczyć wszystko, co dla niej najdroższe?

Shalini Boland sprzedała już dwa miliony książek. Jej nowy fascynujący thriller psychologiczny wciąga od pierwszej strony po ostatni totalnie nieprzewidywalny zwrot akcji. Obowiązkowa lektura dla miłośników Dziewczyny z pociągu, Zaginionej dziewczyny i Żony między nami.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 304

Oceny
4,0 (218 ocen)
92
72
30
20
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
katrina489

Nie oderwiesz się od lektury

Pierwsze spotkanie z twórczością autorki i wow. Mega historia, która od razu ciąga i przepadasz. Dla mnie to trochę thriller, ale po tych wszystkich mafiach i szefach oraz erotykach to, aż cudowna odmiana. Tajemniczość wydarzeń trzyma w napięciu. Polecam z całego serca!
40
malinka9100

Nie oderwiesz się od lektury

polecam, książka genialna.
30
Felunia1981

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo dobra. Zakończenie zaskakujące.
30
Malwi68

Z braku laku…

Sięgając po tę książkę liczyłam na ciekawą przygodę. Wciąż jeszcze pamiętam pierwszą powieść pani Shalini Boland zatytułowaną " Sekret matki ". Książka była bogata w wydarzenia i wywoływała oczekiwane emocje. Jaka jest "Żona "? Zdecydowanie różni się od swojej poprzedniczki. Akcja bardzo skromna, opisywane jest codzienne życie głównej bohaterki, jej rozterki i myśli. Wspomnienia z przeszłości, związane ze ślubem czy utratą przytomności przed nim, nie stanowią centralnego punktu fabuły. Większą uwagę skupiło spotkanie z Katherine w obecnym czasie, jak i z kresu młodości. Wprowadzenie postaci, znanej celebrytki, która zrobiła karierę windując się po plecach głównej bohaterki, znacznie ożywiło tę powieść, dodając jej jakiegoś kolorytu. Cała książka jest płaska, jednowymiarowa. Zabrakło ciekawej historii, a podczas czytania, bardzo łatwo zapomnieć o tajemniczym zdarzeniu z dnia ślubu. Samo rozwiązanie tajemnicy jest ukazane w najprostszy z możliwych sposobów. Postaci mało charakterystycz...
20
Marzenalesiak55

Nie oderwiesz się od lektury

Super, po każdej stronie chcesz więcej
20

Popularność




Ty­tuł ory­gi­na­łu: The Wife
Opie­ka re­dak­cyj­na: KA­TA­RZY­NA KRZY­ŻAN-PE­REK
Re­dak­cja: ANNA RUD­NIC­KA
Ko­rek­ta: AL­DO­NA BAR­TA, Pra­cow­nia 12A, UR­SZU­LA SRO­KOSZ-MAR­TIUK
Pro­jekt okład­ki: © Lisa Hor­ton
Zdję­cie na okład­ce: © Ste­phen Car­roll /Tre­vil­lion Ima­ges
Re­dak­tor tech­nicz­ny: RO­BERT GĘ­BUŚ
Co­py­ri­ght © Sha­li­ni Bo­land, 2017, 2020 First pu­bli­shed in Gre­at Bri­ta­in in 2020 by Sto­ry­fi­re Ltd tra­ding as Bo­oko­utu­re. All ri­ghts re­se­rved © Co­py­ri­ght for the Po­lish trans­la­tion by Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie, 2022
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-08-07768-9
Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie Sp. z o.o. ul. Dłu­ga 1, 31-147 Kra­ków tel. (+48 12) 619 27 70 fax. (+48 12) 430 00 96 bez­płat­na li­nia te­le­fo­nicz­na: 800 42 10 40 e-mail: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl Księ­gar­nia in­ter­ne­to­wa: www.wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl
Kon­wer­sja: eLi­te­ra s.c.

ROZ­DZIAŁ DZIE­WIĄ­TY

Te­raz

W koń­cu do­cie­ram do domu te­ścio­wej, ale cała się trzę­sę. I to wca­le nie z po­wo­du Ma­de­li­ne. Czy ko­bie­ta, któ­rą wła­śnie wi­dzia­łam, to na­praw­dę była Dina? Czy wpa­dam w obłęd? W ogó­le nie zwra­cam uwa­gi na fakt, że ma­ska mo­jej cor­sy jest wgnie­cio­na. Mam te­raz tyle pro­ble­mów, że stłucz­ka wy­da­je się dro­bia­zgiem. Wszyst­ko inne bled­nie w ob­li­czu moż­li­we­go spo­tka­nia z sio­strą.

Je­śli jed­nak rze­czy­wi­ście wró­ci­ła, dla­cze­go się nie ode­zwa­ła? I kim był to­wa­rzy­szą­cy jej męż­czy­zna? Chy­ba po­win­nam za­dzwo­nić do taty. Tyl­ko nie chcę ro­bić mu na­dziei.

Nie­bo jest tak ciem­ne i cięż­kie od desz­czu, jak­by był wie­czór, a nie dzie­wią­ta rano. Na pod­jeź­dzie stoi czer­wo­ny smart Ce­lii, a w kuch­ni pali się świa­tło. Przez okno wi­dzę, jak zmy­wa na­czy­nia po­chy­lo­na nad zle­wem. Pod­no­si gło­wę, roz­pro­mie­nia się i ma­cha na po­wi­ta­nie. Na szczę­ście cho­ciaż ona mnie nie igno­ru­je.

Nie pu­kam, a Ce­lia i tak bły­ska­wicz­nie sta­je w drzwiach i wy­cie­ra mo­kre ręce w zie­lo­ny kra­cia­sty far­tuch, pod któ­rym ma dżin­sy i sza­ry weł­nia­ny swe­ter.

– Cześć, ko­cha­nie. Co za miła nie­spo­dzian­ka. Nie wi­dzia­ły­śmy się do­brych kil­ka dni.

– Dzień do­bry. – Wcho­dzę do ko­ry­ta­rza, w któ­rym od razu czu­ję za­pach fre­zji i pły­nu do po­le­ro­wa­nia me­bli. – Prze­pra­szam, że się nie od­zy­wa­łam. Mia­łam praw­dzi­we urwa­nie gło­wy.

– Na­pi­jesz się kawy?

– Bar­dzo chęt­nie.

Idę za Ce­lią do kuch­ni, pa­trzę na jej do­brze ob­cię­te lek­ko po­fa­lo­wa­ne siwe wło­sy i w prze­lo­cie ła­pię aro­ma­tycz­ne per­fu­my Whi­te Li­nen od Es­tée Lau­der. Wśród ro­dzin­nych zdjęć na ścia­nie w ko­ry­ta­rzu do­strze­gam zna­jo­mą fo­to­gra­fię zro­bio­ną w dniu na­sze­go ślu­bu. Obo­je z To­bym uśmie­cha­my się do obiek­ty­wu, jak­by był to naj­szczę­śliw­szy dzień na­sze­go ży­cia. Dla­cze­go więc na samo wspo­mnie­nie ści­ska mnie w żo­łąd­ku?

Szyb­ko prze­no­szę wzrok na zdję­cie, na któ­rym na­sto­let­ni Toby i Nick ro­bią głu­pie miny – za­zdrosz­czę im tej bli­sko­ści. Jak to się sta­ło, że my z Diną tak się od sie­bie od­da­li­ły­śmy? Cza­sem ża­łu­ję, że nie mogę cof­nąć się w cza­sie, spró­bo­wać za­wal­czyć o na­szą re­la­cję. Mam tyl­ko jed­ną sio­strę, ale de fac­to mo­gła­bym być je­dy­nacz­ką, bo kon­takt pra­wie cał­kiem się nam urwał. Je­śli rze­czy­wi­ście wró­ci­ła, może jesz­cze nie jest za póź­no, żeby wszyst­ko na­pra­wić? Choć i tym ra­zem to spad­nie na mnie, bo wąt­pię, żeby Dina przy­je­cha­ła tu po po­jed­na­nie.

– Idziesz?! – Ce­lia woła mnie z kuch­ni.

Kuch­nia jest przy­tul­na i jed­no­cze­śnie ele­ganc­ka – są tu dę­bo­we szaf­ki i bia­łe gra­ni­to­we bla­ty. Ścia­nę obok lo­dów­ki zdo­bi jesz­cze wię­cej fo­to­gra­fii, ce­lo­wo jed­nak ich nie oglą­dam. Sia­dam przy okrą­głym drew­nia­nym sto­le, pod­czas gdy te­ścio­wa krzą­ta się po kuch­ni.

– Coś się sta­ło? – pyta od­wró­co­na do mnie ple­ca­mi, wsy­pu­jąc kawę do eks­pre­su. – Wy­bacz, ale kiep­sko wy­glą­dasz.

– Fa­tal­nie się czu­ję. Wła­śnie w ko­goś wje­cha­łam.

– Co? – Ce­lia pod­cho­dzi i sia­da koło mnie. – Cze­mu nic nie mó­wi­łaś? Z szy­ją w po­rząd­ku?

– Nie, nic mi nie jest. Chy­ba po pro­stu je­stem w szo­ku.

– Na pew­no!

– Ale nie z po­wo­du stłucz­ki.

– To dla­cze­go?

– Wy­da­je mi się, że wła­śnie wi­dzia­łam Dinę. – Kie­dy wy­po­wia­dam te sło­wa na głos, przy­tła­cza mnie wspo­mnie­nie znik­nię­cia sio­stry. Za­gry­zam war­gę, żeby nie pod­dać się emo­cjom.

– Two­ją sio­strę?

Ki­wam gło­wą.

– Ale... prze­cież ona za­gi­nę­ła wie­le lat temu.

– Tak.

Przez ostat­nie dzie­sięć lat nie po­zwa­la­łam so­bie tego roz­pa­mię­ty­wać. Sta­ra­łam się żyć moż­li­wie nor­mal­nie, rzu­ci­łam się w wir pra­cy i ży­cia ro­dzin­ne­go. Dziś jed­nak wró­ci­ły do mnie daw­ne uczu­cia i ura­zy. Gniew na tatę, że pra­wie wca­le nie pró­bo­wał jej szu­kać, że wszyst­ko spo­czę­ło na mnie. Wście­kłość na Dinę, że tak mało dla niej zna­czy­li­śmy, że nie pod­trzy­my­wa­ła na­wet spo­ra­dycz­nych kon­tak­tów. Obu­rze­nie na to, jak po­trak­to­wa­ła mnie pod­czas ostat­niej roz­mo­wy. I nie­okieł­zna­ny strach, że może spo­tka­ło ją coś złe­go i dla­te­go nie mamy od niej żad­nych wie­ści.

Je­śli rze­czy­wi­ście wró­ci­ła do Sha­ftes­bu­ry, będę mu­sia­ła opa­no­wać emo­cje. Nie będę mia­ła wy­bo­ru, a ta myśl mnie prze­ra­ża.

Ce­lia prze­ry­wa moją go­ni­twę my­śli.

– Opo­wiesz mi, co się sta­ło?

Wa­ham się. Cięż­ko wzdy­cham.

– Może coś so­bie uro­iłam, ale po dro­dze do cie­bie wi­dzia­łam na uli­cy nie­sa­mo­wi­tą parę. Przy­cią­gnę­ła moją uwa­gę. Ko­bie­ta... była drob­na. Mia­ła czer­wo­ny płaszcz. Była bru­net­ką, a jej twarz... – Prze­ry­wam, bo głos więź­nie mi w gar­dle.

– Wy­glą­da­ła jak two­ja sio­stra?

– Iden­tycz­nie. – Ki­wam gło­wą.

– O, ko­cha­nie. – Ce­lia obej­mu­je mnie ra­mie­niem i po­cie­sza­ją­co przy­tu­la. – Za­trzy­ma­łaś się, żeby z nią po­roz­ma­wiać?

– Wła­śnie o to cho­dzi. – Ści­skam rę­ka­mi gło­wę i wzdy­cham. – Nie pa­trzy­łam na dro­gę i dla­te­go wje­cha­łam w sa­mo­chód przede mną. Kie­row­ca strasz­nie się wściekł, auto było zu­peł­nie nowe.

– Bie­dac­two. – Ce­lia pod­no­si się. – Zro­bię nam tę kawę. Two­ją tro­chę po­sło­dzę.

– Za­nim spi­sa­li­śmy pro­to­kół, Dina znik­nę­ła. Je­stem zła na sie­bie, że od razu za nią nie po­bie­głam.

– Wi­dzia­ła cię?

– Nie, ra­czej nie. Cho­ciaż mu­sia­ła sły­szeć stłucz­kę, więc moż­li­we, że się obej­rza­ła. Ale na­wet je­śli wszyst­ko wi­dzia­ła, szyb­ko się ulot­ni­li. Kie­dy po­tem cho­dzi­łam po oko­li­cy, nie było po nich śla­du. Cze­mu tak głu­pio wje­cha­łam w inne auto? – py­tam, wy­da­jąc z sie­bie jęk.

– Nie ma sen­su się tym za­mar­twiać. Co się sta­ło, to się nie od­sta­nie. Mó­wi­łaś już o tym Toby’emu?

– Nie, przy­je­cha­łam pro­sto tu­taj. My­ślisz, że po­win­nam za­wia­do­mić po­li­cję? Po­wie­dzieć im, że być może wi­dzia­łam swo­ją sio­strę?

– Do­bry po­mysł. Ale Zoe...

– Tak?

– Po­sta­raj się nie ro­bić so­bie zbyt wiel­kich na­dziei. Pa­mię­tam, jak było, kie­dy za­gi­nę­ła. Nie chcę, że­byś znów prze­ży­wa­ła taki stres – mówi i sta­wia na sto­le fi­li­żan­ki.

– Dzię­ku­ję ci, Ce­lio.

– Może za­dzwo­nisz na po­li­cję te­raz, kie­dy je­stem przy to­bie?

– Dzię­ki, ale chy­ba wolę iść na ko­mi­sa­riat. My­ślę, że po­trak­tu­ją mnie bar­dziej po­waż­nie, je­śli po­roz­ma­wiam z nimi twa­rzą w twarz.

– Iść z tobą?

– Nie chcę spra­wiać ci kło­po­tu. Chy­ba wy­pi­ję kawę i po pro­stu tam wpad­nę.

– Nie ma pro­ble­mu. Dzi­siaj pra­cu­ję po po­łu­dniu. Mogę iść z tobą. Chy­ba że nie chcesz? Nie za­mie­rzam być na­tręt­ną te­ścio­wą.

– Non­sens. Ni­g­dy taka nie je­steś.

– Do­brze, no to idzie­my.

W bły­ska­wicz­nym tem­pie do­pi­ja­my kawę, a Ce­lia wy­glą­da przez okno.

– Za­no­si się na deszcz. Po­je­dzie­my jed­nak sa­mo­cho­dem. Mam po­pro­wa­dzić? Pew­nie na­dal je­steś roz­trzę­sio­na po wy­pad­ku.

– Mo­gła­byś?

– Ina­czej bym nie pro­po­no­wa­ła. – Kle­pie mnie po ra­mie­niu. – No chodź.

Idę za nią do ko­ry­ta­rza, gdzie wkła­da be­żo­we skó­rza­ne bot­ki i zdej­mu­je z po­rę­czy pe­le­ry­nę. Kie­dy wsia­da­my do auta, na szy­bę spa­da­ją pierw­sze cięż­kie kro­ple.

– Dzię­ku­ję ci, Ce­lio.

– Nie ma za co, ko­cha­nie. Jak ci idą przy­go­to­wa­nia do przy­ję­cia?

– Jak po gru­dzie. Ręce mi już opa­da­ją. Cią­gle jest jesz­cze tyle do zro­bie­nia, a cza­su tak mało. Zwłasz­cza że te­raz...

– Co? Coś się sta­ło?

Po chwi­li orien­tu­ję się, że opo­wia­dam jej o dziw­nym za­cho­wa­niu Ma­de­li­ne – o tym, że od­wo­ła­ła no­co­wan­kę i wy­raź­nie mnie uni­ka. Za­mie­rza­łam po­in­for­mo­wać ją też o tym, że Toby spo­tkał się ze szwa­gier­ką u nas w domu, ale za­bra­kło mi słów. Ko­niec koń­ców to jego mat­ka. Ich schadz­ka wzbu­dza we mnie ir­ra­cjo­nal­ny wstyd. Poza tym je­śli ist­nie­je ja­kieś nie­win­ne wy­ja­śnie­nie, wyj­dzie na to, że nie ufam mę­żo­wi.

– Je­steś pew­na, że wszyst­kie­go nie wy­ol­brzy­miasz? – Ce­lia zer­ka na mnie, wy­co­fu­jąc auto z pod­jaz­du. – Ostat­nio je­steś ja­kaś po­de­ner­wo­wa­na. Co jest cał­ko­wi­cie zro­zu­mia­łe, bo masz na gło­wie świę­ta, pra­cę i przy­ję­cie. Być może Ma­de­li­ne na­praw­dę chcia­ła oszczę­dzić ci kło­po­tu i dać wol­ny week­end?

– To w ta­kim ra­zie dla­cze­go do mnie nie od­dzwa­nia?

– Może nie mia­ła oka­zji? Wiesz, że to dla niej naj­go­ręt­szy okres w roku. Cie­szy­ła się na uro­dzi­no­wy wy­pad, ale stre­so­wa­ło ją to, że obar­cza dzieć­mi in­nych. Taka z niej zo­sia sa­mo­sia. Tyle razy mó­wi­łam, że za­wsze chęt­nie zaj­mu­ję się Beth i Freyą, ale aku­rat w tym mie­sią­cu mam za dużo dy­żu­rów. W przy­szłym roku chy­ba przej­dę na nie­peł­ny etat, żeby mieć wię­cej cza­su dla wnu­ków.

– Świet­ny po­mysł. Zde­cy­do­wa­nie po­win­naś się oszczę­dzać.

Je­stem zdzi­wio­na i lek­ko ura­żo­na, że Ma­de­li­ne nie po­dzie­li­ła się ze mną swo­imi oba­wa­mi. Zwy­kle roz­ma­wia­my o tego typu spra­wach. Te­raz wy­glą­da na to, że Ma­de­li­ne bar­dziej zbli­ży­ła się do Ce­lii i to jej się zwie­rza.

Sta­ram się zdu­sić za­zdrość w za­rod­ku. Za­wsze mi się wy­da­wa­ło, że to ze mną te­ścio­wa ma bliż­szą więź. Może za­czy­nam ją mę­czyć? Na­tych­miast od­su­wam od sie­bie tę myśl, zrzu­ca­jąc ją na karb prze­mę­cze­nia.

– Ro­zu­miem Ma­de­li­ne, na­praw­dę. Ale ona zde­cy­do­wa­nie mnie uni­ka – mó­wię i czu­ję się jak na­bur­mu­szo­na dzier­lat­ka.

Ce­lia nie od­po­wia­da i boję się, że ma mi za złe, że w ogó­le po­ru­szam ten te­mat. Wiem, że nie po­win­nam tego ro­bić. Te­ścio­wa nie zno­si plo­tek i ob­ma­wia­nia ze ple­ca­mi. Pew­nie uzna­ła, że moje za­cho­wa­nie jest nie na miej­scu. Mu­szę się po­ka­jać.

– Prze­pra­szam, Ce­lio. Na pew­no masz ra­cję. Chy­ba po pro­stu wstrzą­snę­ła mną ta cała hi­sto­ria z Diną. Nie przej­muj się moim ga­da­niem. – Ro­bię głę­bo­ki wy­dech, sta­ra­jąc się po­zbyć na­tło­ku ne­ga­tyw­nych my­śli.

– Słu­chaj – Ce­lia znów zer­ka w moją stro­nę – po­wiem ci, dla­cze­go Ma­de­li­ne mo­gła ostat­nio za­cho­wy­wać się dziw­nie. – Uru­cha­mia wy­cie­racz­ki, bo przed­nią szy­bę za­le­wa rzę­si­sty deszcz. – Pew­nie nie po­win­nam, ale ufam, że za­cho­wasz to dla sie­bie.

– Oczy­wi­ście. – Je­stem moc­no za­in­try­go­wa­na.

– Ma­de­li­ne i Nic­ko­wi ostat­nio kiep­sko się ukła­da.

– O – zu­peł­nie mnie to za­sko­czy­ło. – Bied­na Ma­de­li­ne. I Nick, oczy­wi­ście.

– Rzecz ja­sna nie znam szcze­gó­łów, ale syn mi wy­znał, że prze­cho­dzą trud­ny okres. Wła­śnie dla­te­go zor­ga­ni­zo­wał jej ten uro­dzi­no­wy wy­jazd. Chciał, żeby mie­li tro­chę cza­su dla sie­bie i wszyst­ko so­bie wy­ja­śni­li.

– Mam na­dzie­ję, że tak bę­dzie. Tyl­ko... – ury­wam.

– Tyl­ko co?

– W ta­kim ra­zie dla­cze­go Ma­de­li­ne jest szorst­ka wo­bec mnie? Przy­kro mi, że mają trud­no­ści w związ­ku, ale z ja­kie­go po­wo­du wy­ży­wa się na mnie? My­śla­łam, że je­ste­śmy przy­ja­ciół­ka­mi.

– Bo je­ste­ście. Ale bra­ku­je jej pew­no­ści sie­bie. A zwa­żyw­szy na oko­licz­no­ści, wy­da­je mi się, że tro­chę wam za­zdro­ści uda­ne­go mał­żeń­stwa, przy­ję­cia i tak da­lej. Daj im tro­chę cza­su.

Wy­tłu­ma­cze­nie Ce­lii brzmi sen­sow­nie, ale za­miast mnie uspo­ko­ić, jesz­cze pod­sy­ca we mnie spe­ku­la­cje. Czy rze­ko­ma za­zdrość mo­gła po­pchnąć Ma­de­li­ne do nik­czem­nych po­su­nięć, jak na przy­kład pró­ba uwie­dze­nia Toby’ego? Czy to tyl­ko wy­two­ry mo­jej wy­obraź­ni?

– W ze­szłym ty­go­dniu na de­gu­sta­cji trak­to­wa­ła mnie nor­mal­nie.

– Ra­cja – za­sta­na­wia się Ce­lia. – Nie wiem, o co cho­dzi, ale to na pew­no przej­ścio­we. Wkrót­ce się po­go­dzi­cie. W koń­cu je­ste­ście ro­dzi­ną. A nie­za­leż­nie od tego, jak się te­raz za­cho­wu­je, Ma­de­li­ne da­rzy cię wiel­ką sym­pa­tią.

Chcia­ła­bym po­pro­sić Ce­lię, żeby z nią po­roz­ma­wia­ła, ale to nie by­ło­by fair. Być może zro­bi to z wła­snej ini­cja­ty­wy.

– Dzię­ki. Obyś mia­ła ra­cję.

– Ja­sne, że mam – od­po­wia­da żar­to­bli­wie. – Wiesz, to praw­do­po­dob­nie nie ma nic wspól­ne­go z tobą. Po pro­stu mar­twi się pe­ty­cją o wstrzy­ma­nie bu­do­wy. Wiem, że ostat­nio moc­no ją to za­przą­ta.

– Moż­li­we – mó­wię, choć czu­ję, że pro­blem Ma­de­li­ne nie wią­że się w ża­den spo­sób z pe­ty­cją. Cho­dzi o coś jesz­cze. Coś bar­dziej oso­bi­ste­go. Chy­ba po­win­nam się cie­szyć, że Ce­lia nie zna mo­ty­wów dziw­ne­go za­cho­wa­nia mo­jej szwa­gier­ki. Ozna­cza to, że cała spra­wa nie ma z na­szą te­ścio­wą nic wspól­ne­go.

– No to je­ste­śmy. – Ce­lia włą­cza kie­run­kow­skaz. Dro­ga na ko­mi­sa­riat za­ję­ła nam tyl­ko kil­ka mi­nut.

Zre­zy­gno­wa­na wy­glą­dam przez okno – z nie­ba leją się stru­gi desz­czu, sa­mo­chód stoi w głę­bo­kich ka­łu­żach, a po chod­ni­ku pły­nie stru­mień wody.

– Mam na­dzie­ję, że to wszyst­ko póź­niej nie za­mar­z­nie. – Ce­lia marsz­czy brwi, a po­tem fa­cho­wo par­ku­je na wą­skim miej­scu przed ko­mi­sa­ria­tem.

– To chy­ba par­king tyl­ko dla ra­dio­wo­zów. Dla pe­ten­tów jest tam – mó­wię, wska­zu­jąc na pu­sty duży plac kil­ka me­trów da­lej.

– Tak, ale nie chcę, że­by­śmy zmo­kły po dro­dze. Nikt na­wet nie za­uwa­ży, chodź.

Czu­ję się win­na, że wy­cią­gnę­łam ją z domu w taką po­go­dę.

– Na­praw­dę nie mu­sisz iść ze mną. Może po­cze­kasz w au­cie?

– Chęt­nie ci po­mo­gę. Do­pil­nu­ję, żeby po­trak­to­wa­li cię po­waż­nie, a nie zby­li jak ostat­nio.

Po chwi­li wbie­ga­my po scho­dach do po­nu­re­go ce­gla­ne­go bu­dyn­ku. W re­cep­cji jest pu­sto, na nasz wi­dok sie­dzą­ca za biur­kiem po­li­cjant­ka wsta­je, żeby się przy­wi­tać. Jest mniej wię­cej w moim wie­ku.

– Ce­lia! – Po­li­cjant­ka uśmie­cha się do mo­jej te­ścio­wej. – Jak się masz?

– Dzię­ku­ję, do­brze, Man­dy. A jak tam ma­lut­ka? Ręka się zra­sta?

– Przed świę­ta­mi po­win­ni jej zdjąć gips.

– Có­recz­ka Man­dy kil­ka ty­go­dni temu zła­ma­ła rękę. Mia­łam dy­żur, kie­dy ją przy­wieź­li – wy­ja­śnia mi Ce­lia.

– Przy­kro mi – mó­wię.

– Mo­gło być go­rzej. Pol­ly z ko­le­żan­ka­mi ro­bi­ły za­kła­dy, któ­ra sko­czy z da­chu sto­do­ły. Mał­piat­ki. Na szczę­ście nie po­skrę­ca­ły so­bie kar­ków.

– Za­par­ko­wa­łam tuż przed wej­ściem. Mogę tam zo­stać? Nie bę­dzie­my dłu­go.

– Ja­sne. Wy­glą­da na to, że mamy obe­rwa­nie chmu­ry. W czym mogę wam po­móc?

– To moja sy­no­wa, Zoe, z domu Wil­liams. Nie wiem, czy pa­mię­tasz, ale dzie­sięć lat temu za­gi­nę­ła jej sio­stra, Dina.

Man­dy przez chwi­lę się za­sta­na­wia.

– O, tak. Dina Wil­liams. Ostat­ni raz wi­dzia­na za gra­ni­cą? Nie­ste­ty nie pra­co­wa­łam nad tą spra­wą. Ale oczy­wi­ście bar­dzo mną wstrzą­snę­ła. – Uśmie­cha się do mnie współ­czu­ją­co.

– W każ­dym ra­zie dziś rano Zoe wy­da­wa­ło się, że wi­dzia­ła ją przy... – Zwra­ca się ku mnie. – Gdzie to było, Zoe?

– Nie­da­le­ko. Tuż obok Bim­port, za par­kin­giem dla ka­re­tek.

– Ro­zu­miem. Po­cze­kaj­cie, za­wo­łam sier­żan­ta.

Po kil­ku mi­nu­tach wra­ca z po­li­cjan­tem. Męż­czy­zna jest mniej wię­cej po trzy­dzie­st­ce, ma blond wło­sy lek­ko przy­pró­szo­ne si­wi­zną i ko­goś mi przy­po­mi­na.

– Dzień do­bry, pani John­son.

– Dzień do­bry – od­po­wia­da­my obie z Ce­lią.

– Nie wiem, czy mnie pani pa­mię­ta, ale to ja zaj­mo­wa­łem się spra­wą pani sio­stry – męż­czy­zna zwra­ca się do mnie. – Sier­żant Al­fie Gra­ham. Roz­ma­wia­li­śmy tuż po jej za­gi­nię­ciu.

Przy­po­mi­nam so­bie, że wów­czas wy­da­wał mi się za mło­dy na po­li­cjan­ta. Te­raz wy­glą­da bar­dzo kom­pe­tent­nie.

– Jak się mie­wa pana ko­le­żan­ka, sier­żant McCor­mack? Pro­szę ją ode mnie po­zdro­wić.

– Pięć lat temu prze­szła na eme­ry­tu­rę. Ma małe go­spo­dar­stwo rol­ne w Wilt­shi­re.

– Brzmi wspa­nia­le.

– Przy­kro mi, że nie uda­ło nam się zna­leźć pani sio­stry.

– Wła­śnie w tej spra­wie tu je­ste­śmy – wtrą­ca Ce­lia.

– Man­dy mi wspo­mnia­ła. Wy­da­je się pani, że wi­dzia­ła dziś sio­strę w Sha­ftes­bu­ry?

– Tak.

– No cóż. Wy­śle­my pa­trol i może ją znaj­dzie­my. Szko­da, że po­go­da jest taka pa­skud­na. Szan­se, że pani sio­stra bę­dzie prze­cha­dzać się po mie­ście, są nie­wiel­kie. Ścią­gnie­my jej zdję­cie z re­je­stru osób za­gi­nio­nych. Spraw­dzi­my też, czy nie ma śla­dów jej obec­no­ści w oko­li­cy. Może to jed­nak chwi­lę po­trwać.

Idzie­my do jego ga­bi­ne­tu i przez kil­ka mi­nut opi­su­ję, jak Dina wy­glą­da­ła dziś rano – jej wło­sy i ubra­nie, rów­nież męż­czy­znę, któ­ry jej to­wa­rzy­szył. I to tyle. Na ra­zie nic wię­cej nie je­ste­śmy w sta­nie zro­bić. Zbie­ra­my się z Ce­lią do wyj­ścia.

Przy­kro mi, że sio­stra mo­gła wró­cić w ro­dzin­ne stro­ny i się do mnie nie ode­zwać. Ow­szem, nie by­ły­śmy so­bie szcze­gól­nie bli­skie i nie roz­sta­ły­śmy się w mi­łej at­mos­fe­rze, ale to było lata temu. Są­dzi­łam, że je­śli na­wet nie bę­dzie chcia­ła roz­ma­wiać ze mną, to na­wią­że kon­takt z tatą. Mam na­dzie­ję, że tym ra­zem po­li­cji uda się ją zna­leźć. A Dina bę­dzie mniej krnąbr­na niż pod­czas na­szej ostat­niej roz­mo­wy.

Za­pra­sza­my do za­ku­pu peł­nej wer­sji książ­ki