Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Zoe zemdlała w dniu ślubu. Nie wiedziała dlaczego, przeczuwała jednak, że stało się coś złego. Pewnego dnia dowie się…
To miał być najszczęśliwszy dzień w jej życiu. Ubrana w piękną białą suknię Zoe siedziała w pokoju hotelowym, nie mogąc doczekać się chwili, kiedy miły i przystojny Toby zostanie jej mężem.
A potem pustka.
Rodzina uznała, że straciła przytomność z powodu nadmiaru emocji. Ale dlaczego nic nie pamiętała? Co takiego wydarzyło w tym krótkim czasie?
Po dziesięciu latach Toby i Zoe mają dwoje ślicznych dzieci i wiodą szczęśliwe życie. Z okazji rocznicy ślubu planują przyjęcie dla rodziny i przyjaciół. Wysłali już zaproszenia i wybrali menu. Myśl o powrocie do hotelu, w którym się pobrali, wprawia oboje w ekscytację.
Ale im bliżej uroczystości, tym bardziej staje się jasne, że nie wszyscy wyczekują jej z taką samą niecierpliwością. Zoe przyłapuje Toby’ego na kłamstwie. Najlepsza przyjaciółka unika z nią kontaktu. W dodatku ktoś rozpowszechnia plotki, które mogą doprowadzić do odwołania imprezy.
Zoe utwierdza się w swoich podejrzeniach, że najbliżsi coś przed nią ukrywają. Ale czy jest gotowa, aby poznać prawdę, która może zniszczyć wszystko, co dla niej najdroższe?
Shalini Boland sprzedała już dwa miliony książek. Jej nowy fascynujący thriller psychologiczny wciąga od pierwszej strony po ostatni totalnie nieprzewidywalny zwrot akcji. Obowiązkowa lektura dla miłośników Dziewczyny z pociągu, Zaginionej dziewczyny i Żony między nami.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 304
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Teraz
W końcu docieram do domu teściowej, ale cała się trzęsę. I to wcale nie z powodu Madeline. Czy kobieta, którą właśnie widziałam, to naprawdę była Dina? Czy wpadam w obłęd? W ogóle nie zwracam uwagi na fakt, że maska mojej corsy jest wgnieciona. Mam teraz tyle problemów, że stłuczka wydaje się drobiazgiem. Wszystko inne blednie w obliczu możliwego spotkania z siostrą.
Jeśli jednak rzeczywiście wróciła, dlaczego się nie odezwała? I kim był towarzyszący jej mężczyzna? Chyba powinnam zadzwonić do taty. Tylko nie chcę robić mu nadziei.
Niebo jest tak ciemne i ciężkie od deszczu, jakby był wieczór, a nie dziewiąta rano. Na podjeździe stoi czerwony smart Celii, a w kuchni pali się światło. Przez okno widzę, jak zmywa naczynia pochylona nad zlewem. Podnosi głowę, rozpromienia się i macha na powitanie. Na szczęście chociaż ona mnie nie ignoruje.
Nie pukam, a Celia i tak błyskawicznie staje w drzwiach i wyciera mokre ręce w zielony kraciasty fartuch, pod którym ma dżinsy i szary wełniany sweter.
– Cześć, kochanie. Co za miła niespodzianka. Nie widziałyśmy się dobrych kilka dni.
– Dzień dobry. – Wchodzę do korytarza, w którym od razu czuję zapach frezji i płynu do polerowania mebli. – Przepraszam, że się nie odzywałam. Miałam prawdziwe urwanie głowy.
– Napijesz się kawy?
– Bardzo chętnie.
Idę za Celią do kuchni, patrzę na jej dobrze obcięte lekko pofalowane siwe włosy i w przelocie łapię aromatyczne perfumy White Linen od Estée Lauder. Wśród rodzinnych zdjęć na ścianie w korytarzu dostrzegam znajomą fotografię zrobioną w dniu naszego ślubu. Oboje z Tobym uśmiechamy się do obiektywu, jakby był to najszczęśliwszy dzień naszego życia. Dlaczego więc na samo wspomnienie ściska mnie w żołądku?
Szybko przenoszę wzrok na zdjęcie, na którym nastoletni Toby i Nick robią głupie miny – zazdroszczę im tej bliskości. Jak to się stało, że my z Diną tak się od siebie oddaliłyśmy? Czasem żałuję, że nie mogę cofnąć się w czasie, spróbować zawalczyć o naszą relację. Mam tylko jedną siostrę, ale de facto mogłabym być jedynaczką, bo kontakt prawie całkiem się nam urwał. Jeśli rzeczywiście wróciła, może jeszcze nie jest za późno, żeby wszystko naprawić? Choć i tym razem to spadnie na mnie, bo wątpię, żeby Dina przyjechała tu po pojednanie.
– Idziesz?! – Celia woła mnie z kuchni.
Kuchnia jest przytulna i jednocześnie elegancka – są tu dębowe szafki i białe granitowe blaty. Ścianę obok lodówki zdobi jeszcze więcej fotografii, celowo jednak ich nie oglądam. Siadam przy okrągłym drewnianym stole, podczas gdy teściowa krząta się po kuchni.
– Coś się stało? – pyta odwrócona do mnie plecami, wsypując kawę do ekspresu. – Wybacz, ale kiepsko wyglądasz.
– Fatalnie się czuję. Właśnie w kogoś wjechałam.
– Co? – Celia podchodzi i siada koło mnie. – Czemu nic nie mówiłaś? Z szyją w porządku?
– Nie, nic mi nie jest. Chyba po prostu jestem w szoku.
– Na pewno!
– Ale nie z powodu stłuczki.
– To dlaczego?
– Wydaje mi się, że właśnie widziałam Dinę. – Kiedy wypowiadam te słowa na głos, przytłacza mnie wspomnienie zniknięcia siostry. Zagryzam wargę, żeby nie poddać się emocjom.
– Twoją siostrę?
Kiwam głową.
– Ale... przecież ona zaginęła wiele lat temu.
– Tak.
Przez ostatnie dziesięć lat nie pozwalałam sobie tego rozpamiętywać. Starałam się żyć możliwie normalnie, rzuciłam się w wir pracy i życia rodzinnego. Dziś jednak wróciły do mnie dawne uczucia i urazy. Gniew na tatę, że prawie wcale nie próbował jej szukać, że wszystko spoczęło na mnie. Wściekłość na Dinę, że tak mało dla niej znaczyliśmy, że nie podtrzymywała nawet sporadycznych kontaktów. Oburzenie na to, jak potraktowała mnie podczas ostatniej rozmowy. I nieokiełznany strach, że może spotkało ją coś złego i dlatego nie mamy od niej żadnych wieści.
Jeśli rzeczywiście wróciła do Shaftesbury, będę musiała opanować emocje. Nie będę miała wyboru, a ta myśl mnie przeraża.
Celia przerywa moją gonitwę myśli.
– Opowiesz mi, co się stało?
Waham się. Ciężko wzdycham.
– Może coś sobie uroiłam, ale po drodze do ciebie widziałam na ulicy niesamowitą parę. Przyciągnęła moją uwagę. Kobieta... była drobna. Miała czerwony płaszcz. Była brunetką, a jej twarz... – Przerywam, bo głos więźnie mi w gardle.
– Wyglądała jak twoja siostra?
– Identycznie. – Kiwam głową.
– O, kochanie. – Celia obejmuje mnie ramieniem i pocieszająco przytula. – Zatrzymałaś się, żeby z nią porozmawiać?
– Właśnie o to chodzi. – Ściskam rękami głowę i wzdycham. – Nie patrzyłam na drogę i dlatego wjechałam w samochód przede mną. Kierowca strasznie się wściekł, auto było zupełnie nowe.
– Biedactwo. – Celia podnosi się. – Zrobię nam tę kawę. Twoją trochę posłodzę.
– Zanim spisaliśmy protokół, Dina zniknęła. Jestem zła na siebie, że od razu za nią nie pobiegłam.
– Widziała cię?
– Nie, raczej nie. Chociaż musiała słyszeć stłuczkę, więc możliwe, że się obejrzała. Ale nawet jeśli wszystko widziała, szybko się ulotnili. Kiedy potem chodziłam po okolicy, nie było po nich śladu. Czemu tak głupio wjechałam w inne auto? – pytam, wydając z siebie jęk.
– Nie ma sensu się tym zamartwiać. Co się stało, to się nie odstanie. Mówiłaś już o tym Toby’emu?
– Nie, przyjechałam prosto tutaj. Myślisz, że powinnam zawiadomić policję? Powiedzieć im, że być może widziałam swoją siostrę?
– Dobry pomysł. Ale Zoe...
– Tak?
– Postaraj się nie robić sobie zbyt wielkich nadziei. Pamiętam, jak było, kiedy zaginęła. Nie chcę, żebyś znów przeżywała taki stres – mówi i stawia na stole filiżanki.
– Dziękuję ci, Celio.
– Może zadzwonisz na policję teraz, kiedy jestem przy tobie?
– Dzięki, ale chyba wolę iść na komisariat. Myślę, że potraktują mnie bardziej poważnie, jeśli porozmawiam z nimi twarzą w twarz.
– Iść z tobą?
– Nie chcę sprawiać ci kłopotu. Chyba wypiję kawę i po prostu tam wpadnę.
– Nie ma problemu. Dzisiaj pracuję po południu. Mogę iść z tobą. Chyba że nie chcesz? Nie zamierzam być natrętną teściową.
– Nonsens. Nigdy taka nie jesteś.
– Dobrze, no to idziemy.
W błyskawicznym tempie dopijamy kawę, a Celia wygląda przez okno.
– Zanosi się na deszcz. Pojedziemy jednak samochodem. Mam poprowadzić? Pewnie nadal jesteś roztrzęsiona po wypadku.
– Mogłabyś?
– Inaczej bym nie proponowała. – Klepie mnie po ramieniu. – No chodź.
Idę za nią do korytarza, gdzie wkłada beżowe skórzane botki i zdejmuje z poręczy pelerynę. Kiedy wsiadamy do auta, na szybę spadają pierwsze ciężkie krople.
– Dziękuję ci, Celio.
– Nie ma za co, kochanie. Jak ci idą przygotowania do przyjęcia?
– Jak po grudzie. Ręce mi już opadają. Ciągle jest jeszcze tyle do zrobienia, a czasu tak mało. Zwłaszcza że teraz...
– Co? Coś się stało?
Po chwili orientuję się, że opowiadam jej o dziwnym zachowaniu Madeline – o tym, że odwołała nocowankę i wyraźnie mnie unika. Zamierzałam poinformować ją też o tym, że Toby spotkał się ze szwagierką u nas w domu, ale zabrakło mi słów. Koniec końców to jego matka. Ich schadzka wzbudza we mnie irracjonalny wstyd. Poza tym jeśli istnieje jakieś niewinne wyjaśnienie, wyjdzie na to, że nie ufam mężowi.
– Jesteś pewna, że wszystkiego nie wyolbrzymiasz? – Celia zerka na mnie, wycofując auto z podjazdu. – Ostatnio jesteś jakaś podenerwowana. Co jest całkowicie zrozumiałe, bo masz na głowie święta, pracę i przyjęcie. Być może Madeline naprawdę chciała oszczędzić ci kłopotu i dać wolny weekend?
– To w takim razie dlaczego do mnie nie oddzwania?
– Może nie miała okazji? Wiesz, że to dla niej najgorętszy okres w roku. Cieszyła się na urodzinowy wypad, ale stresowało ją to, że obarcza dziećmi innych. Taka z niej zosia samosia. Tyle razy mówiłam, że zawsze chętnie zajmuję się Beth i Freyą, ale akurat w tym miesiącu mam za dużo dyżurów. W przyszłym roku chyba przejdę na niepełny etat, żeby mieć więcej czasu dla wnuków.
– Świetny pomysł. Zdecydowanie powinnaś się oszczędzać.
Jestem zdziwiona i lekko urażona, że Madeline nie podzieliła się ze mną swoimi obawami. Zwykle rozmawiamy o tego typu sprawach. Teraz wygląda na to, że Madeline bardziej zbliżyła się do Celii i to jej się zwierza.
Staram się zdusić zazdrość w zarodku. Zawsze mi się wydawało, że to ze mną teściowa ma bliższą więź. Może zaczynam ją męczyć? Natychmiast odsuwam od siebie tę myśl, zrzucając ją na karb przemęczenia.
– Rozumiem Madeline, naprawdę. Ale ona zdecydowanie mnie unika – mówię i czuję się jak naburmuszona dzierlatka.
Celia nie odpowiada i boję się, że ma mi za złe, że w ogóle poruszam ten temat. Wiem, że nie powinnam tego robić. Teściowa nie znosi plotek i obmawiania ze plecami. Pewnie uznała, że moje zachowanie jest nie na miejscu. Muszę się pokajać.
– Przepraszam, Celio. Na pewno masz rację. Chyba po prostu wstrząsnęła mną ta cała historia z Diną. Nie przejmuj się moim gadaniem. – Robię głęboki wydech, starając się pozbyć natłoku negatywnych myśli.
– Słuchaj – Celia znów zerka w moją stronę – powiem ci, dlaczego Madeline mogła ostatnio zachowywać się dziwnie. – Uruchamia wycieraczki, bo przednią szybę zalewa rzęsisty deszcz. – Pewnie nie powinnam, ale ufam, że zachowasz to dla siebie.
– Oczywiście. – Jestem mocno zaintrygowana.
– Madeline i Nickowi ostatnio kiepsko się układa.
– O – zupełnie mnie to zaskoczyło. – Biedna Madeline. I Nick, oczywiście.
– Rzecz jasna nie znam szczegółów, ale syn mi wyznał, że przechodzą trudny okres. Właśnie dlatego zorganizował jej ten urodzinowy wyjazd. Chciał, żeby mieli trochę czasu dla siebie i wszystko sobie wyjaśnili.
– Mam nadzieję, że tak będzie. Tylko... – urywam.
– Tylko co?
– W takim razie dlaczego Madeline jest szorstka wobec mnie? Przykro mi, że mają trudności w związku, ale z jakiego powodu wyżywa się na mnie? Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami.
– Bo jesteście. Ale brakuje jej pewności siebie. A zważywszy na okoliczności, wydaje mi się, że trochę wam zazdrości udanego małżeństwa, przyjęcia i tak dalej. Daj im trochę czasu.
Wytłumaczenie Celii brzmi sensownie, ale zamiast mnie uspokoić, jeszcze podsyca we mnie spekulacje. Czy rzekoma zazdrość mogła popchnąć Madeline do nikczemnych posunięć, jak na przykład próba uwiedzenia Toby’ego? Czy to tylko wytwory mojej wyobraźni?
– W zeszłym tygodniu na degustacji traktowała mnie normalnie.
– Racja – zastanawia się Celia. – Nie wiem, o co chodzi, ale to na pewno przejściowe. Wkrótce się pogodzicie. W końcu jesteście rodziną. A niezależnie od tego, jak się teraz zachowuje, Madeline darzy cię wielką sympatią.
Chciałabym poprosić Celię, żeby z nią porozmawiała, ale to nie byłoby fair. Być może zrobi to z własnej inicjatywy.
– Dzięki. Obyś miała rację.
– Jasne, że mam – odpowiada żartobliwie. – Wiesz, to prawdopodobnie nie ma nic wspólnego z tobą. Po prostu martwi się petycją o wstrzymanie budowy. Wiem, że ostatnio mocno ją to zaprząta.
– Możliwe – mówię, choć czuję, że problem Madeline nie wiąże się w żaden sposób z petycją. Chodzi o coś jeszcze. Coś bardziej osobistego. Chyba powinnam się cieszyć, że Celia nie zna motywów dziwnego zachowania mojej szwagierki. Oznacza to, że cała sprawa nie ma z naszą teściową nic wspólnego.
– No to jesteśmy. – Celia włącza kierunkowskaz. Droga na komisariat zajęła nam tylko kilka minut.
Zrezygnowana wyglądam przez okno – z nieba leją się strugi deszczu, samochód stoi w głębokich kałużach, a po chodniku płynie strumień wody.
– Mam nadzieję, że to wszystko później nie zamarznie. – Celia marszczy brwi, a potem fachowo parkuje na wąskim miejscu przed komisariatem.
– To chyba parking tylko dla radiowozów. Dla petentów jest tam – mówię, wskazując na pusty duży plac kilka metrów dalej.
– Tak, ale nie chcę, żebyśmy zmokły po drodze. Nikt nawet nie zauważy, chodź.
Czuję się winna, że wyciągnęłam ją z domu w taką pogodę.
– Naprawdę nie musisz iść ze mną. Może poczekasz w aucie?
– Chętnie ci pomogę. Dopilnuję, żeby potraktowali cię poważnie, a nie zbyli jak ostatnio.
Po chwili wbiegamy po schodach do ponurego ceglanego budynku. W recepcji jest pusto, na nasz widok siedząca za biurkiem policjantka wstaje, żeby się przywitać. Jest mniej więcej w moim wieku.
– Celia! – Policjantka uśmiecha się do mojej teściowej. – Jak się masz?
– Dziękuję, dobrze, Mandy. A jak tam malutka? Ręka się zrasta?
– Przed świętami powinni jej zdjąć gips.
– Córeczka Mandy kilka tygodni temu złamała rękę. Miałam dyżur, kiedy ją przywieźli – wyjaśnia mi Celia.
– Przykro mi – mówię.
– Mogło być gorzej. Polly z koleżankami robiły zakłady, która skoczy z dachu stodoły. Małpiatki. Na szczęście nie poskręcały sobie karków.
– Zaparkowałam tuż przed wejściem. Mogę tam zostać? Nie będziemy długo.
– Jasne. Wygląda na to, że mamy oberwanie chmury. W czym mogę wam pomóc?
– To moja synowa, Zoe, z domu Williams. Nie wiem, czy pamiętasz, ale dziesięć lat temu zaginęła jej siostra, Dina.
Mandy przez chwilę się zastanawia.
– O, tak. Dina Williams. Ostatni raz widziana za granicą? Niestety nie pracowałam nad tą sprawą. Ale oczywiście bardzo mną wstrząsnęła. – Uśmiecha się do mnie współczująco.
– W każdym razie dziś rano Zoe wydawało się, że widziała ją przy... – Zwraca się ku mnie. – Gdzie to było, Zoe?
– Niedaleko. Tuż obok Bimport, za parkingiem dla karetek.
– Rozumiem. Poczekajcie, zawołam sierżanta.
Po kilku minutach wraca z policjantem. Mężczyzna jest mniej więcej po trzydziestce, ma blond włosy lekko przyprószone siwizną i kogoś mi przypomina.
– Dzień dobry, pani Johnson.
– Dzień dobry – odpowiadamy obie z Celią.
– Nie wiem, czy mnie pani pamięta, ale to ja zajmowałem się sprawą pani siostry – mężczyzna zwraca się do mnie. – Sierżant Alfie Graham. Rozmawialiśmy tuż po jej zaginięciu.
Przypominam sobie, że wówczas wydawał mi się za młody na policjanta. Teraz wygląda bardzo kompetentnie.
– Jak się miewa pana koleżanka, sierżant McCormack? Proszę ją ode mnie pozdrowić.
– Pięć lat temu przeszła na emeryturę. Ma małe gospodarstwo rolne w Wiltshire.
– Brzmi wspaniale.
– Przykro mi, że nie udało nam się znaleźć pani siostry.
– Właśnie w tej sprawie tu jesteśmy – wtrąca Celia.
– Mandy mi wspomniała. Wydaje się pani, że widziała dziś siostrę w Shaftesbury?
– Tak.
– No cóż. Wyślemy patrol i może ją znajdziemy. Szkoda, że pogoda jest taka paskudna. Szanse, że pani siostra będzie przechadzać się po mieście, są niewielkie. Ściągniemy jej zdjęcie z rejestru osób zaginionych. Sprawdzimy też, czy nie ma śladów jej obecności w okolicy. Może to jednak chwilę potrwać.
Idziemy do jego gabinetu i przez kilka minut opisuję, jak Dina wyglądała dziś rano – jej włosy i ubranie, również mężczyznę, który jej towarzyszył. I to tyle. Na razie nic więcej nie jesteśmy w stanie zrobić. Zbieramy się z Celią do wyjścia.
Przykro mi, że siostra mogła wrócić w rodzinne strony i się do mnie nie odezwać. Owszem, nie byłyśmy sobie szczególnie bliskie i nie rozstałyśmy się w miłej atmosferze, ale to było lata temu. Sądziłam, że jeśli nawet nie będzie chciała rozmawiać ze mną, to nawiąże kontakt z tatą. Mam nadzieję, że tym razem policji uda się ją znaleźć. A Dina będzie mniej krnąbrna niż podczas naszej ostatniej rozmowy.