Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nie warto walczyć z miłością. Walczyć trzeba o miłość!
Dwie dziewczyny biegną przez korytarz gimnazjum, trzymając się za ręce. Z czułością dotykają swoich dłoni, ciepło uśmiechają się do siebie. Przyjaciółki? A może to początek miłości, tylko żadna z nich jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy? Obie wiedzą natomiast, że jest w tej ich niezwykle bliskiej relacji coś niewłaściwego, zakazanego, coś, co lepiej ukrywać przed światem…
Dwadzieścia lat trwała droga Magdy i Kasi do akceptacji swoich uczuć i przyznania się do nich przed sobą, przed znajomymi, a wreszcie przed konserwatywnymi rodzinami z małych miejscowości na zachodzie Polski. Ich poruszająca historia udowadnia, że nie warto milczeć i z zaciśniętymi zębami spełniać oczekiwań innych. Bo milczenie zabija od środka. Jeżeli nie zatrzymasz się na chwilę i nie posłuchasz siebie, to mimo najszczerszych chęci nigdy nie
osiągniesz tego, o czym marzysz.
Był wietrzny i chłodny wieczór. Na molo próżno było szukać takich wariatów jak my. Cieszyłyśmy się, że mamy tyle prywatności. A najbardziej radowała się z tego Kasia. Kiedy tak spacerowałyśmy, była jakaś nieswoja. Zauważyłam to, ale pomyślałam, że pewnie jeszcze trochę gniewa się z powodu wcześniejszej kłótni. Dlatego zbagatelizowałam jej zachowanie. W pewnym momencie stanęła przy jednej z ławek i zapatrzyła się w ciemny horyzont – tam, gdzie trudno już było oddzielić morze od nieba. Nagle szepnęła do mnie poważnym i trzęsącym się głosem: „Usiądź!”. Stanęłam przed nią zdezorientowana i przerażona zarazem, bo nie wiedziałam, co się dzieje. Serce zaczęło mi mocniej bić. Do dziś nie wiem, czy ze strachu, czy podświadomie czułam, co może się zaraz wydarzyć. Nawet teraz, kiedy piszę te słowa, znowu odczuwam ten sam lęk…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 133
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
„HISTORIA WOLNEGO CZŁOWIEKA NIGDY NIE JEST PISANA PRZEZ PRZYPADEK, ALE PRZEZ WYBÓR – JEGO WYBÓR”.
Dwight D. Eisenhower
Tobie… (Nie)Idealnej…
Pierwszy września dwutysięcznego roku – to ten sądny dzień. Z perspektywy czasu jeden z najważniejszych dni w naszym wspólnym życiu. Gdyby jeszcze kilka lat temu ktoś nam powiedział, że będziemy tę datę wspominać z radością, to byśmy się nieźle uśmiały!
Tak, to prawda. Dokładnie pierwszego września o godzinie ósmej rano nasze spojrzenia się połączyły. Można powiedzieć, że już na zawsze! Choć pomiędzy tamtym a dzisiejszym dniem spotkało nas wiele – oj, wiele – przygód (jeżeli uznamy, że niektóre z tych sytuacji możemy nazwać przygodami). A bywało różnie…
Pozwól, że opowiemy ci o kilku najważniejszych wydarzeniach z tych wspólnych lat. Uprzedzamy jednak, że czasem będzie to podróż w najbardziej intymne miejsca, więc czytaj dalej tylko, jeżeli jesteś na to gotów.
Pierwsze spotkanie, o którym wspomniałyśmy chwilę wcześniej, wcale nie wróżyło wspólnego szczęścia. Przeciwnie. Wiele lat później opowiedziałyśmy sobie wprost to, co każda z nas pomyślała tego dnia i zapewniamy – nikt nie chciałby wchodzić w związek z takimi informacjami.
Powiemy krótko – nie polubiłyśmy się. Pierwsze myśli były takie: Ona wcale nie jest fajna. Nic dziwnego – dwie silne osobowości w jednym miejscu. Kasia – przywódczyni bandy. Magda – przewodnicząca klasy. Jak pogodzić dwa żywioły w jednym miejscu?
Magda
Pamiętam, że zawsze lubiłam chodzić do szkoły. Nastawiałam budzik, żeby broń Boże nie zaspać i zazwyczaj budziłam się, zanim zdążył zadzwonić. Byłam pilną uczennicą i zawsze wybierano mnie na przewodniczącą klasy. Czułam się lubiana i nigdy nie miałam wrogów, potrafiłam dogadać się z każdym.
Nigdy nie zapomnę pierwszego dnia w gimnazjum. Z klasy znałam tylko kilka osób, chodziliśmy razem do podstawówki. Twarze w większości były zupełnie nowe. Wśród nich zobaczyłam Kasię.
Stała uśmiechnięta w małej grupce uczniów. Wyglądała na pewną siebie. Moją uwagę od razu przykuły czarne oczy, w których źrenice zlewały się z tęczówkami, i długie, czarne włosy. Potem Kasia je ścięła i do dziś nosi krótkie.
Moje pierwsze wrażenie nie należało do miłych. Pamiętam, że powiedziałam: „Przyjechała ze wsi córka sołtysa i będzie się teraz panoszyć”.
Kasia
Nie mogę się pochwalić taką sumiennością jak Magda. Nigdy nie nastawiałam budzika, bo po prostu by mnie nie obudził. Zawsze robili to rodzice i to kilkukrotnie. Za to pamiętam, że każdego ranka miałam naszykowane śniadanko – plusy późnego wstawania.
Pierwszy dzień w gimnazjum również bardzo przeżyłam. Wiadomo: nowe miejsce, nowa klasa, nowi znajomi i ona – Magda.
Weszła do klasy pewna siebie, z zadartą głową. I okularami na nosie, za którymi dojrzałam zielone oczy. Wyglądała jak Ważniak ze Smerfów i czułam, że będzie mi wchodziła w drogę. Włosy miała krótko ścięte, z tyłu wręcz na jeżyka, tak jak to kiedyś było w modzie.
Nasze pierwsze potyczki do łatwych nie należały. Magda ewidentnie wkraczała na moje terytorium.
***
Nie było lekko. Konkurowałyśmy o pozycję, o przyjaciół, o wpływy. To było trochę jak walka o przetrwanie w grupie rozbitków na bezludnej wyspie. Każda z nas chciała przeżyć i to najlepiej jako przywódczyni. Każda chciała być tą najbardziej lubianą, najważniejszą w grupie. I każda już wtedy czuła, że ta druga nie odpuści. Nie pamiętamy już, która ustąpiła, ani jak i kiedy to się wydarzyło, ale stało się…
Zaczęłyśmy się spotykać każdego dnia. Wiadomo, szkoła była łącznikiem, ale po lekcjach każdy dzień wyglądał tak samo – wspólne odrabianie lekcji, spacery z przyjaciółmi. Już nie było Kasi i Magdy. Już wtedy byłyśmy MY.
Nawet nauczyciele dostrzegli tę zmianę. Czasem zdarzało się, że któryś z belfrów czegoś zapomniał, najczęściej był to dziennik. Nauczyciel z wcześniejszej lekcji zbyt późno odkładał go na miejsce, więc kolejnemu nie udawało się chwycić dziennika przed dzwonkiem. Wiadomo – przecież nie będzie się sam fatygował do pokoju nauczycielskiego, kiedy może wykorzystać uczniów. Posyłał nas. Byłyśmy do tego zadania idealne, obie cieszyłyśmy się zaufaniem nauczycieli. Ale spokojnie, bardzo to lubiłyśmy. A nasi edukatorzy wiedzieli już, że albo idziemy MY, albo nikt. Więc nikogo w klasie nie dziwiło, kiedy padało polecenie: „Kasia, Magda, skoczcie po dziennik!”. Biegłyśmy wtedy przez długi korytarz, trzymając się za ręce i uśmiechając do siebie.
To już wtedy była miłość, tylko żadna z nas jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy. Żadna nie wiedziała, dokąd zaprowadzi nas ta przyjaźń. A ona otworzyła przed nami ścieżkę i poprowadziła do najpiękniejszego dnia w naszym życiu.
Magda
Dzieckiem byłam chyba dobrym, chociaż bardzo wrażliwym. W szkole zachowywałam się nienagannie i zawsze byłam przygotowana do zajęć. Jak już wspomniałam, od trzeciej klasy podstawówki zawsze wybierano mnie na przewodniczącą samorządu klasowego. Byłam miła, skromna i bardzo uczynna.
W domu też dzielnie pomagałam w codziennych obowiązkach. Starałam się nie sprawiać mamie kłopotów, chociaż często i gęsto miałam zmienne humory – jak przystało na prawdziwą kobietę. Raz wesoła, chętna do życia, żądna wrażeń i wyzwań. Za chwilę człowiek-wrak bez ochoty na wstawanie z łóżka. Wszystko i wszyscy byli bleee!
Jakby tego było mało, mama miała sporo problemów z moją młodszą siostrą. Ona była moim przeciwieństwem. Ja – woda, ona – ogień. No, może z pominięciem mojego okresu dojrzewania – wtedy dałam mamie niezły wycisk. Często mówię jej, że miała nerwy ze stali i do dziś proszę ją o wybaczenie za ten ciężki czas. Mamuś, jeszcze raz za to przepraszam!
Dziś, kiedy przychodzi w moim życiu moment gorszego nastroju, ogłaszam głośno: „Nie mów do mnie teraz!”. To zdanie wypowiedziała kiedyś jedna z celebrytek z któregoś reality show i jest idealne, aby w szybki i jasny sposób zakomunikować światu mój nastrój.
Moja wrażliwość ma dwa podłoża. Pierwsze to dysfunkcja mojej gospodarki hormonalnej. A prościej – skutki uboczne niewykrytej choroby tarczycy, którą zdiagnozowano u mnie dopiero niedawno. A szkoda, bo gdybym wcześniej o niej wiedziała, pewnie mi, mamie i całej reszcie świata byłoby dużo łatwiej.
Druga przyczyna to fakt, że od najmłodszych lat fascynowała mnie muzyka. A jak ktoś kiedyś mądrze zauważył – wszyscy artyści posiadają wrażliwą osobowość. Bezapelacyjnie znajduję się w tej grupie. Wzrusza mnie prawie wszystko!
Od małego wstawałam, jadłam, uczyłam się i spałam przy muzyce. Tak, spałam. Przez całą noc towarzyszyły mi dźwięki radia. Mało tego – za każdym razem, kiedy w radio puszczali jedną z moich ulubionych piosenek, budziłam się, słuchałam jej, a kiedy się kończyła, znowu zasypiałam.
Pewnie myślisz, że to niemożliwe. Ja też długo tak myślałam. Rano byłam pewna, że to wszystko mi się śniło. Aż pewnego ranka przypomniałam sobie, że śniło mi się również, że nagrałam piosenkę z radia. To dopiero było zdziwienie, kiedy na kasecie odkryłam przebój z mojego snu. Wtedy byłam już pewna, że to działo się naprawdę. Mało tego – do dziś pamiętam tytuły trzech kawałków, które były często puszczane w radio nocą, a ja zawsze się przy nich budziłam: Beata Kozidrak i Bajm Rzeka marzeń, Enya Only time oraz Cyndi Lauper True Colors. Do dziś kocham te kawałki i są one dla mnie bardzo sentymentalne.
Nauka również nie odbywała się u mnie w ciszy. Kiedy odrabiałam lekcje, radio pracowało razem ze mną. I tak zostało mi do dziś. Nawet w tej chwili, kiedy spisuję dla was moją przeszłość, z głośników rozbrzmiewa muzyka, którą kocham…
*
Mama zawsze była cudownym człowiekiem. W czasie, kiedy tata wyjechał za chlebem ponad tysiąc kilometrów od nas, godnie pełniła funkcję obojga rodziców dla mnie i mojej młodszej siostry.
Pamiętam nasze wspólne zimowe wieczory filmowe. We trzy siadałyśmy na kanapie przed telewizorem, jedna obok drugiej, gasiłyśmy w domu światła, opuszczałyśmy rolety w oknach i oglądałyśmy nasz ulubiony serial Czy boisz się ciemności?. Mimo że był chwilami straszny i często wraz siostrą kończyłyśmy seans w objęciach mamy, kochałyśmy go! Ona była zawsze blisko, wspierała nas ramieniem i dawała wielkie poczucie bezpieczeństwa.
Latem jeździłyśmy nad wodę. Pamiętam, że sąsiedzi ciągle żartowali: „O, Ela się szykuje nad wodę. Trzeba zbierać pranie, bo zaraz będzie padać!”. I co? Dokładnie tak było! Nie zdążyłyśmy nawet porządnie zamoczyć tyłków, a już zaczynało padać. Na początku lata w takiej sytuacji po prostu zbierałyśmy manatki i wracałyśmy do domu, ale później deszcz przestał nam już przeszkadzać. Co innego byś zrobił, gdyby za każdym razem po kilku minutach beztroskiej zabawy w wodzie nadchodziła burza? Pokochałyśmy te kąpiele w deszczu!
Kiedy szłyśmy spać, mama zawsze czytała nam bajki. Jeszcze w podstawówce udawało nam się namówić ją na czytanie. Z gracją podawałam jej lektury. Miałyśmy kilka ulubionych książek: Dzieci z Bullerbyn czy Martynka, ale tą najlepszą była Niekończąca się opowieść. Tę książkę wszystkie trzy kochałyśmy najbardziej. Płakałyśmy przy niej co wieczór. A mama czytała ją dalej przy naszym łóżku nawet wtedy, gdy obydwie mocno cięłyśmy już komara.
To mama odrabiała z nami lekcje, uczyła nas czytać, przepytywała z tabliczki mnożenia i dzielnie chodziła na wywiadówki. Rzadko na nas krzyczała. A uwierzcie, czasem było za co!
Mówiłam jej wszystko. Nie miałam przed nią tajemnic. Zawsze potrafiła z nami rozmawiać, pocieszać nas i podtrzymywać na duchu. Mama jest też do dziś moją najwierniejszą fanką. I najlepszą babcią pod słońcem!
Tata wyjechał, kiedy miałam cztery lata. Zrobił to, by dać nam lepsze życie. Niewiele pamiętam z tych pierwszych lat, ale zapadło mi głęboko w pamięć, jak bardzo nie mogłam doczekać się jego powrotów. Kiedy dostawałam od mamy wiadomość, że tata właśnie wyjechał i będzie w domu późnym wieczorem lub nocą, dzielnie na niego czekałam. Nie zamknęłam oczu, dopóki nie wszedł do domu i nie dał mi buziaka. Gdy tylko przekroczył próg, odbierałam całusa i zaraz potem zasypiałam jak niemowlak. Mama wiedziała, jak trudno było pięciolatce doczekać tak późnej godziny, więc w końcu przestała mnie informować o przyjazdach taty. Ale ja i tak wyczuwałam ten dzień. Nie wiem jak, to chyba już wtedy była kobieca intuicja. Kładłam się o zwykłej godzinie, ale zawsze wybudzałam się w momencie, w którym samochód taty wjeżdżał na nasze podwórko. Wyskakiwałam z łóżka i biegłam do drzwi po całusa. Nie dało się mnie oszukać!
Tak za nim tęskniłam, że pewnej nocy, zaraz po powitalnym całusie – ojciec nie zdążył nawet zamknąć drzwi – zapytałam: „Tato, a kiedy wyjeżdżasz?”. A on odpowiedział: „Magduś, jeszcze nie zdążyłem wejść, a ty już mnie pytasz, kiedy wyjeżdżam?”.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Żony (nie)idealne
ISBN: 978-83-8313-416-1
© Magdalena Baryła-Klimek, Katarzyna Klimek i Wydawnictwo Novae Res 2023
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Maria Bickmann-Dębińska
KOREKTA: Paulina Górska
OKŁADKA: Wioleta Melerska
Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Zaczytani sp. z o.o. sp. k.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk