Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Są trzy drogi robienia różnych rzeczy: jedna jest dobra, druga zła, a trzecia jest japońska.
Japonia? Manga, sake i filmy o samurajach. Japończycy? Dziwni, sztywni i bez emocji. Czas skończyć ze stereotypami! Dorota Ugorowska, która poświęciła poznawaniu Japonii blisko 20 lat życia, sprawi, że spojrzycie na ten kraj z nieznanej dotąd perspektywy. Osobiste przeżycia autorki są punktem wyjścia do lepszego zrozumienia kultury, mentalności i tradycji Japończyków, a z jej obserwacji i refleksji wyłania się fascynujący obraz kraju, w którym najbardziej liczą się honor, uczciwość i poszanowanie drugiego człowieka, a siła medytacji i bliskości z naturą są znane i kultywowane od pokoleń. Daj się zabrać w podróż, która może okazać się początkiem prawdziwej miłości!
Bogowie rozrzucili „święte” wyspy na samym krańcu Wschodu, umieszczając pośrodku imponującą górę Fuji, najbardziej rozpoznawalny w świecie punkt japońskiego krajobrazu. Japonia, oddzielona morzem od kontynentu, stoi z boku, samotna i tak bardzo różna od swoich azjatyckich sąsiadów. Mieszkańcy stworzyli oryginalną, unikalną kulturę, trudną do zrozumienia dla obcych, ale właśnie dzięki temu tak bardzo fascynującą. […] Od II połowy XIX wieku, kiedy Japończykom przyszło zmierzyć się ze światem, nieustannie szukają oni własnej drogi między nowoczesnością a tradycją. Japonia to z jednej strony kraj o zaawansowanej technologii, z drugiej zaś kultura pełna niepojętych irracjonalności i spirytualnych przekonań. Ludzie ci, starając się żyć ze światem, pozostają jednocześnie obok świata.
Dorota Ugorowska – jest absolwentką Wydziału Historii UW, po ukończeniu studiów pracowała jako redaktor w Wydawnictwie „Książka i Wiedza”. W latach 90. wyjechała wraz z rodziną do Kraju Wschodzącego Słońca. Planowany dwuletni pobyt zamienił się w długotrwałą przygodę życia. W Japonii zajmowała się nauczaniem języka angielskiego, współpracowała jako konsultantka i tłumaczka w telewizji NHK przy emisji filmów polskich i programów o Polsce. Dużo czasu poświęcała podróżowaniu po kraju samurajów i krajach Azji Wschodniej. Obecnie wciąż żyje na pograniczu dwóch światów, nieustannie przemierzając trasę Warszawa – Tokio.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 420
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Bogowie rozrzucili „święte” wyspy na samym krańcu Wschodu, umieszczając pośrodku imponującą górę Fuji, najbardziej rozpoznawalny w świecie punkt japońskiego krajobrazu. Japonia, oddzielona morzem od kontynentu, stoi z boku, samotna i tak bardzo różna od swoich azjatyckich sąsiadów. Mieszkańcy stworzyli oryginalną, unikalną kulturę, trudną do zrozumienia dla obcych, ale właśnie dzięki temu tak bardzo fascynującą. Mimo że glob ziemski kurczy się i ludzie coraz bardziej się przemieszczają, myślę, że wciąż jeszcze świat nie rozumie Japonii, a Japonia świata. Istotą tej książki nie jest opis odwiedzonych przeze mnie egzotycznych miejsc, ale przede wszystkim przedstawienie japońskich obyczajów i osobliwości zachowań, jako że podglądanie życia ludzi z innych cywilizacji zawsze budziło najwyższą ciekawość, połączoną często z poczuciem własnej kulturowej wyższości, ale też i ukrytej zazdrości. Żyjąc w Japonii, starałam się wyjść poza własny, ograniczony punkt widzenia, nauczyłam się nie śmiać i nie krytykować rzeczy, których po prostu nie rozumiem. To, że ktoś robi coś w inny sposób, nie musi oznaczać, że gorzej, że zawsze nasze normy zachowań są lepsze i mądrzejsze.
Od II połowy XIX wieku, kiedy Japończykom przyszło zmierzyć się ze światem, nieustannie szukają oni własnej drogi między nowoczesnością a tradycją. Japonia to z jednej strony kraj o zaawansowanej technologii, z drugiej zaś kultura pełna niepojętych irracjonalności i spirytualnych przekonań. Ludzie ci, starając się żyć ze światem, pozostają jednocześnie obok świata.
Publikacja ta przeznaczona jest oczywiście dla wszystkich zainteresowanych Japonią, ale w głównej mierze dla osób, które planują dłuższy pobyt na wyspach. Mam nadzieję, że informacje zawarte w tej książce oszczędzą im wiele frustracji i sprawią, że nie będą się czuli, jakby wylądowali na obcej planecie. Myślę, że przed wyjazdem do kraju obcego kulturowo zawsze warto chociaż trochę zapoznać się z lokalnymi zwyczajami, by nie urazić miejscowych ludzi lub nie pozostawić po sobie złego wrażenia.
W przypadku Japończyków wymienionych w tekście podane są najpierw imiona, potem nazwiska, zgodnie z porządkiem obowiązującym w języku polskim. Ponieważ w języku japońskim stosuje się szyk odwrotny, ludzie z Zachodu mają często problemy z rozróżnieniem imienia i nazwiska.
Jeśli chodzi o transkrypcję słów japońskich, w języku polskim przyjmuje się następujący zapis:
„shi”, „chi” – odpowiednio „si”, „ci”
„sho”, „cho” – jako „sio”, „cio”
Sposób czytania liter w zapisie fonetycznym:
„j” – zbliżone do polskiego „dź”
„w” – odczytywane jest jako „ł”
„y” – czytamy jako „j” lub „i”
Niektóre nazwy podaję w formie nieco innej, jednak od dawna powszechnie przyjętej w naszym języku, na przykład nazwy miast Hiroszima, Tokio, Jokohama czy wyspa Kiusiu.
Z życzeniami przyjemnej lektury
Autorka
Historia jest zawsze kluczem do zrozumienia każdego narodu, dlatego aby pojąć współczesny japoński świat, warto sięgnąć do przeszłości.
Japończycy wywodzą się od ludów, które przywędrowały na wyspy z kontynentu azjatyckiego, choć ich początki są pogmatwane i niejasne. Należą oni do rasy typu mongolskiego, na co wskazują podobieństwa w budowie fizycznej ciała, między innymi kształt czaszki, rodzaj pigmentacji skóry, kończyny proporcjonalnie krótkie w stosunku do ciała, ale przede wszystkim podwójna opuszczona powieka, która powoduje, że oczy wydają się małe i skośne, choć sama gałka oczna jest typowych rozmiarów. Być może pofałdowana powieka ukształtowana została dla ochrony przed oślepiającym blaskiem śniegu u Mongołów żyjących w prehistorycznych czasach na terenie Syberii. Z tego powodu przed II wojną światową Amerykanie trochę lekceważyli lotników japońskich, uznając, że słabo widzą, bo mają wąskie oczy. Do skośnookich nacji zalicza się również Chińczyków i Koreańczyków, ale ich rodzaj powieki jest odmienny. Różnice te dotyczą również budowy ciała i kształtu czaszki, przede wszystkim kości policzkowych, ale najłatwiej rozróżnić te trzy nacje po kształcie oczu. Chociaż Polacy, podobnie jak inni ludzie z zachodniego świata, nie są w stanie dostrzec fizycznych odmienności w budowie ciała tych azjatyckich ludów i wszystkich traktują łącznie. A prawda jest taka, że można być skośnym inaczej.
Sięgając czasów najwcześniejszych – rodzinę mongolską, która doprowadziła do ukształtowania rasy japońskiej, wywodzi się najczęściej z Azji Środkowej. Wskazuje się nie tylko na podobieństwa w typie budowy fizycznej, ale również pewne cechy języka japońskiego, zbliżone do języków: węgierskiego i fińskiego. Prawdopodobnie wszystkie trzy posiadają wspólne źródło w Azji Środkowej. Inna teoria wskazuje na pochodzenie Japończyków z terenu południowych Chin, zwraca się uwagę nie tylko na podobieństwa w budowie ciała, między innymi delikatną strukturę kości, ale również pewne cechy diety, przede wszystkim uprawę ryżu w wodzie, która zapoczątkowana została na tamtym obszarze. Jest jeszcze trzecia możliwość: Japończycy wywodzą się od ludów zamieszkałych niegdyś w Azji Południowo-Wschodniej i na wyspach Pacyfiku – z terenów Malezji i Polinezji, ale jest to teoria najbardziej kontrowersyjna i najmniej prawdopodobna. Jako główny argument podaje się fakt, że pewne formy architektoniczne, szczególnie konstrukcje dachów w wiejskich domach oraz świątyniach sinto, oparte są na tych samych zasadach, co na terenach wysp pacyficznych. Pewne jest jednak, że kiedy przodkowie dzisiejszych Japończyków dotarli na wyspy, na których się ostatecznie osiedlili, zastali tam ludzi innych ras. Do obecnych czasów dotrwał jedynie miejscowy lud Ajnu w postaci bardzo nielicznej grupy, która zamieszkuje północne tereny wyspy Hokkaido, żyjąc z połowu ryb, pokazów folklorystycznych dla turystów oraz rzeźbienia drewnianych figurek obrazujących miejscowych ludzi, a także licznie grasujących na tym obszarze niedźwiedzi, każdy jest przedstawiany z rybą w zębach. Dawna, pierwotna kultura uległa wyniszczeniu, zamieniając się w show-biznes, przestała być już stylem życia, a jedynie źródłem dochodów.
***
Wczesna historia Japonii jest mieszaniną mitów i faktów. Według starożytnych legend rodzimej religii sinto wyspy japońskie zostały stworzone przez bogów, co w konsekwencji doprowadziło do przekonania, że Japończycy zamieszkują świętą ziemię. Najstarsze zachowane zapisy legend – Księga dawnych czasów (Kojiki) oraz Kronika japońska (Nihonsioki), pochodzące z VIII wieku, jako założyciela państwa japońskiego podają pierwszego cesarza Jimmu-tenno z datą 660 r. p.n.e., co można włożyć między bajki, zwłaszcza w połączeniu z informacją, że był on potomkiem niezwykle ważnej bogini słońca Amaterasu. Stąd wzięło się boskie pochodzenie rodziny cesarskiej, utrzymywane przez 2 tysiące lat. Podaje się, że linia cesarska pozostała niezłamana do naszych czasów i obecnie Naruhito jest sto dwudziestym szóstym miłościwie panującym cesarzem, choć jest to liczba nieprecyzyjna. Początki jednak to jedynie piękne legendy, a w dodatku co bardziej dokuczliwi historycy dopatrują się jakichś adopcji w rodzinie cesarskiej, ale nikt nie chce traktować ich zbyt poważnie, powołując się na niezwykłą rodową solidarność, respekt wobec tradycji i kontynuowanie wartości, niespotykane w jakiejkolwiek innej rodzinie panującej na świecie. Nie zdarzyło się też nigdy, by zmiany dynastyczne wprowadzane były przemocą i jest to również unikalny powód do dumy cesarskiego rodu.
***
Niezwykle doniosłą rolę dla rozwoju Japonii odegrał buddyzm, który przywędrował do tego kraju w VI wieku z Chin za pośrednictwem Korei. Nowa religia wzbudzała początkowo wiele kontrowersji, jednak po rozmaitych perturbacjach i walkach między rodami stopniowo zyskiwała wyznawców, na początku wśród arystokracji. Buddyzm jako religia i system filozoficzny ze swoją teorią reinkarnacji poruszał problem życia, śmierci, cierpienia w sposób bardziej przemawiający do ludzi niż rodzima religia sinto. Bynajmniej sprawa nie sprowadzała się wyłącznie do kontekstu religijnego. W owym czasie Chiny były największym, doskonale zorganizowanym państwem, o bardzo wysokiej kulturze, szeroko otwartym na świat. Nic dziwnego, że kraj ten stał się ogromną inspiracją dla Japończyków, wielu z nich udawało się do Chin dla zgłębienia pisma, zasad organizacji państwa, porządku społecznego, religii, moralności, filozofii, sztuki. Najwybitniejszą rolę w tym względzie odegrał książę Siotoku (572–623), który rządził krajem jako regent w imieniu cesarzowej wdowy. Niezwykle oddany buddyzmowi przekształcił jednocześnie Japonię według modelu chińskiego w nowoczesne państwo. Japończycy czerpali garściami z dorobku cywilizacji chińskiej, przystosowując z czasem te wzorce do miejscowych warunków. Podobnie jak w tym przypadku, tak i w całej historii Japonii wszelkie przemiany społeczne były inicjowane odgórnie przez elity polityczne, nie zaś wymuszane przez dolne warstwy, na przykład przez bunty ludowe. Inaczej niż w dziejach Europy, w której naciski społeczne na władzę odgrywały niebagatelną rolę. Stopniowo przez stulecia buddyzm stał się religią dominującą, determinującą życie Japończyków, ale nigdy do końca nie wyeliminował rodzimej religii sinto. Obok buddyzmu na kształt i funkcjonowanie społeczeństwa japońskiego miał wpływ konfucjanizm ze swoją etyką i filozofią, podkreślającą poszanowanie i respekt wobec hierarchii społecznej i relacji rodzinnych. W Japonii szczególnie akcentowano posłuszeństwo i lojalność w stosunku do osób zajmujących wyższą pozycję społeczną, od których z kolei oczekiwano, że wezmą w opiekę słabszych.
Wskutek intryg, walk o władzę i rozdawnictwa gruntów cesarze stopniowo tracili swoją pozycję, pod koniec X wieku dwór cesarski pozbawiony został zupełnie zdolności rządzenia. Faktyczna władza przeszła w ręce wielkich bogacących się rodów, kolejno – Fujiwara, Taira, Minamoto. W 1192 roku ugruntowały się silne wojskowe rządy, określane jako bakufu (siogunat). Cesarz Gotoba próbował w XIII wieku odzyskać władzę, ale efekt był taki, że został wypędzony na małą wyspę w archipelagu Oku na Morzu Japońskim. Równie nieudane były poczynania w późniejszym okresie. Jednak każdy kolejny cesarz, mimo że pozbawiony władzy, w całej historii Japonii był istotą boską i symbolem kraju. Pozostająca z boku rozgrywek politycznych rodzina cesarska przetrwała przez stulecia w głównej mierze dlatego, że sprawujący jedynie symboliczną władzę cesarze specjalnie nikomu nie zawadzali. Natomiast ich dwór pozostawał nieustannie bardzo ważnym ośrodkiem kultury i sztuki, strażnikiem narodowych tradycji.
W XIII wieku był jedyny moment, aż do 1945 roku, kiedy Japończycy stanęli wobec najazdu wrogów. Flota mongolskiego Kublaj-chana (wnuka twórcy państwa mongolskiego Chingis-chana) próbowała dwukrotnie dokonać inwazji na wyspy japońskie. Mongołowie byli przerażającym przeciwnikiem, dysponowali miażdżącą przewagą – około 4400 okrętów i 140 tysiącami ludzi do walki, w tym również Chińczyków i Koreańczyków wcielanych do wojska z podbitych terenów, dobrze wyposażeni, między innymi w nieznane Japończykom ciężkie katapulty, wyrzucające wybuchające pociski. Obrońcy stawili zaciekły opór, ale prawdziwy ratunek przyszedł z innej strony. Potężne tajfuny roztrzaskały flotę najeźdźców w pobliżu Kiusiu do tego stopnia, że Kublaj-chan i jego pobratymcy już nigdy więcej nie powrócili. Stworzono wtedy określenie „kamikaze” („boski wiatr”), bogowie uratowali wówczas Japonię.
***
Cała historia XV i XVI wieku to nieustanne wojny między wielkimi rodami, wojownicy – samurajowie – mieli ręce pełne roboty, a przy tym krew lała się obficie. Aż do II połowy XIX wieku rządy w Japonii sprawowali wojskowi. Najważniejsi z nich to Nobunaga Oda (1534–1582) i Hideyosi Toyotomi (1536–1598), którzy doprowadzili do zjednoczenia niemalże całego kraju, potem zaś wielki siogun Ieasu Tokugawa (1542–1616) i jego rodowi następcy, którzy rządzili Japonią przez blisko dwieście pięćdziesiąt lat. Sprawując dyktatorską władzę z pozycji siły, szantażu i intryg, zwłaszcza wobec ambitnych wielkich posiadaczy ziemskich, kolejni siogunowie z rodu Tokugawa położyli kres walkom wewnętrznym i zapewnili krajowi spokój na ponad dwa wieki.
***
Historia Japonii dla większości ludzi nasuwa skojarzenie z samurajami (nazwa ta oznacza „pełniący służbę”), nieugiętymi wojownikami o dziwnych zbrojach, zdobionych motywami zwierzęcymi i religijnymi, z rogatymi lub skrzydlatymi hełmami. Doskonalili się w sztukach walki – na miecze, wręcz, ćwiczyli jazdę konną i łucznictwo. Stopniowo ukształtowali własny kodeks, znany pod nazwą busido, czyli „droga wojownika” (busi – wojownik, nazwa częściej stosowana w języku japońskim niż słowo samuraj, oraz do – droga), stanowiący połączenie buddyzmu, konfucjanizmu i sinto. W sposób naturalny kładli nacisk przede wszystkim na wartości militarne – odwagę, lojalność, samodyscyplinę i niekwestionowaną akceptację śmierci. Cechowała ich także duma i honor – potrzebowali wiary w wartości transcendentalne, dla których szli walczyć i ryzykowali własnym życiem. W taki sposób opisywano niegdyś kwiaty wiśni: Wyglądają pięknie, jak wojownik w lśniącej zbroi, wystarczy jednak jedna burza, by płatki opadły na ziemię. Tak jak wojownicy padają w walce. Zhańbiony samuraj, na przykład po przegranej bitwie, zmuszany był do popełnienia samobójstwa (seppuku). Nosili oni ze sobą zawsze dwa miecze, jeden długi do walki, drugi krótki przeznaczony do rozprucia brzucha. Mieli obowiązek nieustannego noszenia przy sobie mieczy, zostawiali je jedynie przed wejściem do łaźni, domów uciech oraz pawilonów herbacianych, nie mieli tam z nich pożytku. Miecze dla samurajów były czymś więcej niż bronią, przypisywano im prawdziwie mistyczne znaczenie, wierzono bowiem, że zaklęta jest w nich dusza i przeznaczenie wojownika. Japońscy płatnerzy opanowali do mistrzostwa umiejętność wykonywania mieczy, które niejednokrotnie stawały się drogocennymi dziełami sztuki, z czcią przechowywanymi z pokolenia na pokolenie. Samurajowie nie byli jednak tylko tępymi wojownikami, którzy z bezwzględnością siekali wrogów, od XII wieku stanowili elitę społeczeństwa japońskiego. Kształcili się w literaturze, kaligrafii, muzyce, prawie, medycynie, tworzyli poezję i hodowali kwiaty, byli wyrafinowanymi artystami.
***
XVII i XVIII wiek oraz I połowa XIX wieku, czasy nadzwyczaj despotycznych rządów siogunów z rodu Tokugawa, to mimo wszystko bardzo stabilny i pokojowy okres w historii Japonii. Ustały walki wewnętrzne o wpływy i dominację, nie prowadzono też wojen z innymi krajami. Samurajowie, uczeni od dziecka bycia dumnymi ze swojego statusu wojownika (tytuł ten otrzymywali dziedzicznie), teraz daremnie czekali na bitwy, które nie nadchodziły. Jeden z nich napisał: Jaka strata, urodzony w tak pomyślnych czasach, muszę umierać w domu, leżąc na tatami. Samurajowie jako ludzie wykształceni znajdowali zatrudnienie w rozrastającej się biurokracji państwowej, przy zamkach, pracowali jako nauczyciele i filozofowie. Stanowili jednak liczną grupę, 5–7% społeczeństwa, wielu z nich popadło w nędzę, zaczęli gnuśnieć i zaniedbywać swoje ćwiczenia wojenne, wdawali się w burdy i awantury, zdarzało się, że wchodzili na drogę przestępstwa. Po prostu ogarniał ich kryzys własnej tożsamości. Samurajowie zawsze patrzyli z wyższością na kupców, ale niektóre rodziny wskutek biedy zmuszone były do zajęcia się handlem. Tak było w przypadku Yataro Iwasaki (1834–1885), który pochodził z rodziny samurajów, ale jego dziadek przepił wszystko, łącznie z tytułem i mieczem. Wnuk zajął się handlem, kontynuowany rodzinny biznes doprowadził już przed II wojną światową do stworzenia ogromnego koncernu, znanego pod nazwą Mitsubisi („trzy diamenty”).
***
Japonia położona jest na samym krańcu Wschodu, od stałego lądu oddziela ją Zatoka Koreańska o szerokości około 200 kilometrów, dla porównania kanał La Manche liczy sobie około 30 kilometrów. W dawnych wiekach handlarze i misjonarze chrześcijańscy docierali na wyspy japońskie. Najpierw w 1543 roku sztorm zapędził trzech portugalskich kupców na małą wyspę w pobliżu Kiusiu i to z pozoru mało istotne wydarzenie na zawsze zmieniło oblicze Japonii. Szczególne zainteresowanie Japończyków wzbudziły bowiem przywiezione przez Europejczyków arkebuzy, nie znali wcześniej tak skutecznej broni palnej. Jak się można było spodziewać, dokonali zakupu, a niedługo później otworzyli własną produkcję. To właśnie dzięki oddziałowi uzbrojonemu w arkebuzy Nobunaga Oda zapewnił sobie zwycięstwo w bitwie pod Nagasimą w 1575 roku. Muszkiety pojawiły się w Japonii w okresie rozlicznych wojen wewnętrznych, pozwoliły stopniowo zmienić sposób wojowania, zaczęto bowiem stosować odmienną taktykę walki. W miarę doskonalenia broni palnej samurajowie coraz częściej wyrzucali łuki, by skuteczniej zabijać się nawzajem.
W 1549 roku na wyspach pojawili się pierwsi biali jezuici ze św. Franciszkiem Ksawerym, a w ślad za nimi franciszkanie i dominikanie. Oprócz misjonarzy do Japonii zaczęli docierać kupcy, rozwijając handel korzystny dla obu stron. To dzięki nim Japończycy poznali kukurydzę, dynię, ziemniaki, bataty, bawełnę, a także na swoje nieszczęście tytoń. Chrześcijaństwo także czyniło znaczne postępy, szacuje się, że do końca XVI wieku nawróconych zostało około 300 tysięcy pogan. Byli wśród nich także wielcy posiadacze ziemscy (daimyo) oraz samurajowie. Część z nich stała się uczciwymi i lojalnymi chrześcijanami, ale niektórzy wietrzyli bardziej korzyści płynące z handlu i wyższości technologicznej Europejczyków, widząc w tym możliwość uzyskania przewagi nad innymi daimyo. Mimo to rządzący Japonią Hideyosi Toyotomi, a potem zaś siogunowie z rodu Tokugawa zaczęli mniej lub bardziej prześladować chrześcijan. Uznali, że przybysze ze swoją tak odmienną religią zbytnio mieszają ludziom w głowach, mogą stać się źródłem rozmaitych problemów społecznych. Siogunowie obawiali się rosnących w siłę wielkich lordów i podważenia istniejącego porządku władzy. Niebagatelną rolę odegrała również bardzo silna opozycja ze strony mnichów buddyjskich, zazdrosnych o swoje wpływy, oraz rywalizacja między katolikami i protestantami. Cudzoziemcy reprezentowali też wyższy poziom rozwoju technologicznego, więc istniały poważne obawy, że rozszerzenie nowej religii pociągnie za sobą uzależnienie Japonii od Zachodu, podobnie jak działo się w innych krajach azjatyckich. Chrześcijan oskarżano też o szpiegostwo na rzecz obcych mocarstw. Hideyosi Toyotomi jako pierwszy skazał na tortury i śmierć dwudziestu sześciu chrześcijan, w tym sześciu hiszpańskich franciszkanów i trzech portugalskich jezuitów. Ocenia się, że tylko w latach 1597–1660 zamordowano w Japonii 3125 chrześcijan, ogólną liczbę męczenników szacuje się na około 20 tysięcy. Japończyków zmuszano do porzucenia nowej wiary, ale mimo licznych prześladowań, kiedy kraj otworzył się na świat po 1868 roku, ujawniły się rodziny, głównie z terenów wyspy Kiusiu, które w ukryciu przez stulecia z pokolenia na pokolenie praktykowały zakazaną religię. Ponieważ zabronione zostały wszelkie symbole chrześcijańskie, ludzie ci przechowywali w domach buddyjską figurkę bogini Kaanon, pełną miłosierdzia opiekunkę kobiet i dzieci. Przedstawiana była najczęściej w pozycji siedzącej, trzymając w ramionach małe dziecko, dla chrześcijan stała się zatem zastępczym uosobieniem Matki Boskiej, nazwali ją Marią Kaanon.
W Japonii zakorzeniła się bardzo silnie idea zachowania kraju w takim stanie, w jakim był, czego efektem stało się wypędzenie wszystkich cudzoziemców. Wprowadzono zakaz budowy statków dalekomorskich, mieszkańcom zaś zabroniono pod karą śmierci jakichkolwiek podróży zagranicznych. Wymiana handlowa prowadzona była jedynie na małej wyspie Dejima w pobliżu Nagasaki, do której każdego roku przybijało około dwudziestu sześciu łodzi chińskich i jedna jednostka holenderska. Handel dalekomorski w tych czasach był zajęciem niezwykle lukratywnym. Statki były co prawda powolne, ale coraz potężniejsze, by pomieścić jak najwięcej ładunku. Podróż zamorska mogła odbyć się jedynie raz w roku, była też ryzykowna ze względu na sztormy i działania piratów, ale w przypadku udanej wyprawy dochód był kolosalny.
***
Zapomniana przez świat Japonia, rządzona przez kolejnych siogunów w sposób totalitarny, żyła przez blisko 250 lat własnym życiem, aż do roku 1853, kiedy u wybrzeży pojawiły się amerykańskie okręty, dowodzone przez komandora Matthew C. Perry’ego. Zażądał on od sioguna otwarcia kraju na handel, udzielania pomocy rozbitkom, a także zaopatrywania statków dobijających do portów japońskich. Japonia ze swoim położeniem geograficznym była potrzebna Amerykanom również dlatego, że w erze silników parowych stwarzała możliwość zaopatrywania statków w węgiel w drodze z San Francisco do Szanghaju. Pojawienie się cudzoziemców w Kraju Kwitnącej Wiśni wytworzyło niesamowity zamęt. W rezultacie Japończycy zostali zmuszeni do podjęcia gorzkiej, pełnej bólu decyzji otwarcia się na świat. Zdawali sobie sprawę, że nie zdołają sprostać nowoczesnej broni i obcym technologiom. W 1854 roku Japonia podpisała z Ameryką traktat, w którym musiała zgodzić się na stawiane jej żądania. Wkrótce podobne układy handlowe zawarto z Wielką Brytanią, Francją, Holandią i Rosją. I był to absolutnie moment zwrotny w historii Japonii, elity polityczne bowiem jasno zdały sobie sprawę, jak bardzo kraj jest technologicznie i militarnie zacofany. Państwo, które pozostaje w izolacji, zawsze rozwija się wolniej pod względem ekonomicznym, co pociąga za sobą także niski poziom życia materialnego społeczeństwa. Japończycy mieli świadomość, że istnieją dwie drogi: przebudować feudalny kraj w nowoczesny, przemysłowy albo stać się ofiarą Zachodu jak większość państw azjatyckich. Drzwi otworzyły się dla obcego świata i paradoksalnie spowodowało to ogromny boom gospodarczy. Amerykanie, Brytyjczycy, Holendrzy, Francuzi, Niemcy przybywali, aby uczyć ekonomii, inżynierii, medycyny, prawa, budowali fabryki, koleje, szpitale, doradzali w edukacji, modernizowali armię, flotę, rolnictwo. Utrzymywanie zagranicznych specjalistów było bardzo kosztowne, więc po odpowiednim wyszkoleniu Japończyków cudzoziemców odsyłano do ich macierzystych krajów. Już w 1872 roku wprowadzono obowiązkowe nauczanie dla wszystkich dzieci, także dziewczynek oraz pochodzących z rodzin wiejskich. Do 1900 roku ponad 90% japońskich dzieci uczęszczało do szkoły przynajmniej przez sześć lat. Nie było to bynajmniej odbiciem rewolucyjnych koncepcji o równości i sprawiedliwości społecznej, ale dostrzeżeniem roli edukacji w konkurencji z zachodnim światem. Rozpaleni pragnieniem nauki młodzi Japończycy jeździli do Europy i Ameryki, żeby przywieźć ze sobą wiedzę i wskazówki, w jaki sposób zmieniać kraj. W 1877 roku powołano Cesarski Uniwersytet Tokijski, potem szereg innych. W dawnej Japonii pozycja w społeczeństwie zawsze określana była dziedzicznie, teraz zapanowało zapotrzebowanie na ludzi pełnych talentów i energii. Ogłoszono, że wszystkie klasy społeczne są równe, uchylono obowiązujący dla rolników zakaz opuszczania wsi, by mogli szukać zatrudnienia w innych zawodach. Ubrania, jedzenie, mieszkania, wszystkie aspekty życia dramatycznie się zmieniły. Samurajom nakazano trzymanie mieczy w domach, nienoszenie ich ze sobą, co przez stulecia było zaszczytem i przywilejem tej klasy. Jak niegdyś Japonia wzorowała się na Chinach, tak teraz pożyczała wszystko od Zachodu, pamiętając jednak zawsze o tym, by wszelkie zmiany były dostosowane do realiów życia japońskiego, nie stały się zaś bezmyślną imitacją. Wszystko, co pochodziło z zagranicy, stało się symbolem postępu. Z drugiej strony narodziły się obawy i mocne głosy krytyki, że Japończycy, idąc tą drogą, utracą własną tradycję, kulturę i tożsamość narodową. Tak się jednak nie stało. Wskazuje się, że główny powód, dla którego Japończycy czerpali garściami z Zachodu, ale podtrzymywali cały czas swoją identyfikację narodową, jest taki, że rasowo i kulturowo jest to najbardziej jednorodne społeczeństwo spośród większych nacji świata. Oprócz jednorodności etnicznej duże znaczenie miał fakt, że japoński naród z jego kulturą rozwijał się w długotrwałej izolacji, bez wpływów z zewnątrz. Wytworzyło to wśród Japończyków silne poczucie specjalnej tożsamości narodowej, zresztą do tej pory ludzie ci żyją w przeświadczeniu, że są społeczeństwem unikalnym, innym niż wszystkie.
Lata 1868–1912 określa się jako restaurację ery Meiji, chociaż niektórzy uważają, biorąc pod uwagę zakres zmian, że bardziej odpowiednie jest słowo rewolucja, oczywiście pokojowa. W 1868 roku rodzina cesarska przeniosła się z Kioto do Tokio (Wschodnia Stolica, wcześniej nazywane Edo), dotychczasowej siedziby sioguna. Oznaczało to, że siogun nie sprawuje już władzy, jego pozycja w kraju osłabła do tego stopnia, że nie miał już sił ani środków, by przeciwstawić się zbrojnie cesarzowi. Tokio wybrano na stolicę również dlatego, że do pobliskiego portu w Jokohamie przybijały zagraniczne statki i tam właśnie zaczęto zakładać pierwsze placówki handlowe. Żaden w historii naród nie dokonał tak szybkiego kroku naprzód. Pozostaje żal, że w naszej transformacji ustrojowej nie wzorowaliśmy się na mieszkańcach Kraju Kwitnącej Wiśni, może byłaby szansa na drugą Japonię. Modernizacja doprowadziła do tego, że w krótkim czasie z kraju pól ryżowych Japonia stała się ekonomiczną i militarną potęgą, która pozwoliła wyspiarzom stanąć wobec Zachodu jak równy z równym. Zmagania z Chinami w 1894 roku doprowadziły do zagarnięcia wyspy Tajwan, potem zaś pokonanie Cesarstwa Rosyjskiego w wojnie w latach 1904–1905 pokazało światu, że kraj ten jest od tego momentu znaczącym elementem w grze sił politycznych. Zaczęto poddawać w wątpliwość sankcjonowaną przez darwinizm niekwestionowaną „dominację białej rasy”, co nie pozostało bez wpływu na rozbudzanie poczucia tożsamości i własnej wartości wśród narodów w innych skolonizowanych krajach azjatyckich. Prezydent USA Theodore Roosevelt powiedział nawet: „Jesteście naszą honorową białą rasą”, co miało być wyrazem uznania dla Japończyków, podczas gdy oni potraktowali jego słowa jako obraźliwe.
***
W 1910 roku w rękach Japończyków znalazła się cała Korea, w 1931 roku wkroczyli do Chin, zajmując Mandżurię, nadzwyczaj cenną ze względu na bogate złoża węgla i stali. Poważnym problemem Japonii był głód bogactw naturalnych, bogowie, stwarzając święte wyspy, wyraźnie przeoczyli tę sprawę. W kraju sytuacja ekonomiczna była bardzo trudna, przeludnienie, bezrobocie, duży obszar biedy, uważano więc, że powiększenie terytorium rozwiąże podstawowe problemy socjalne. Zwycięstwo nad Rosją, łatwe sukcesy w Korei i Chinach, które były skłócone politycznie i nieprzygotowane do wojny, stały się zalążkiem tragedii, wyspiarze uznali, że mogą dokonywać dalszych podbojów. Tymczasem w kraju rozbudzano silnie narodowy nacjonalizm, poparty elementami religijnymi, odgrzebano bowiem starojapońską religię sinto, która potwierdzała boskość cesarza, a w systemie edukacji jako najważniejszą sprawę uznano ideę poświęcenia się dla narodu i jego władcy. W oficjalnej propagandzie rozpowszechniano ideę Wielkiej Strefy Dobrobytu we Wschodniej Azji, która miała pod przywództwem Japonii przynieść wolność azjatyckim państwom kolonialnym, będącym przedmiotem grabieży. To właśnie od Europejczyków mieszkańcy wiśniowego kraju pobrali lekcje – w jaki sposób zbudować cesarstwo i co oznacza posiadać kolonie i je bezlitośnie wykorzystywać.
Otwarta wojna z Chinami rozpoczęła się w 1937 roku. Okupacja portów w Szanghaju, Hong Kongu, Kantonie paraliżowała amerykańskie i brytyjskie interesy handlowe. Państwa zachodnie początkowo jednak biernie obserwowały poczynania Japończyków w Azji Wschodniej, powszechna uwaga skoncentrowana była na wydarzeniach rozgrywających się w Europie, natomiast amerykańska opinia publiczna bardzo niechętnie widziała pakowanie się w jakiekolwiek awantury wojenne. W 1941 roku Japończycy wkroczyli do Indochin (obecne terytorium Wietnamu, Laosu i Kambodży). Wówczas nie tylko Brytyjczycy i Holendrzy, ale także Amerykanie nałożyli na Japonię embargo, z czego najważniejszym stało się wstrzymanie dostaw ropy naftowej. Może się wydać dziwne, ale do tego momentu 75% dotychczasowych dostaw tego surowca pochodziło z USA. Zażądano również od Japończyków całkowitego wycofania się z Chin. Dotychczasowi agresorzy poczuli się osaczeni, bez ropy niemożliwe stawało się rozbudowanie przemysłu i prowadzenie dalszych działań wojennych. Japończycy mieli do wyboru – albo ulec żądaniom amerykańskim, albo podjąć szybką wojnę z USA, póki jeszcze posiadali zapasy ropy i zanim nie zajęli jeszcze Holenderskich Indii Wschodnich (obecnej Indonezji), gdzie znajdują się duże złoża tego surowca. Liderzy polityczni, wśród których byli ludzie kształceni w Stanach Zjednoczonych, zdawali sobie sprawę z potęgi państwa amerykańskiego, w którym produkcja przemysłowa dwudziestokrotnie przewyższała japońską. Mimo wszystko doprowadzili do wojny, mając świadomość, że szanse na wygraną są minimalne. Jeżeli państwo słabsze atakuje dużo silniejszego przeciwnika, może to być oznaką fanatyzmu i nieobliczalności przywódców albo wyrazem bezradności, postawieniem pod ścianą. Częste są opinie, że właśnie do wojny z Zachodem poprowadzili ogłupiony naród fanatyczni przywódcy wojskowi. Prawda jest jednak taka, że nawet wśród militarystów więcej było wątpliwości i niewiary w zwycięstwo niż autentycznego zapału wojennego. W Japonii nigdy władza nie została przejęta przez jednego dyktatora, jakimi stali się Adolf Hitler i Benito Mussolini. Do czasu ataku na USA funkcję premiera w rządzie sprawował cywil – książę Fumimaro Konoe, który za wszelką cenę chciał uniknąć wojny. Po ataku na Pearl Harbor złożył urząd, mówiąc: „Jedyne, co mogę zrobić, to modlić się o cud i pomoc boską”. Na stanowisku premiera zastąpił go generał Hideki Tojo, który już powiódł kraj ku wyniszczającej wojnie. Oprócz niego najważniejszą rolę odegrał minister spraw zagranicznych Yosuke Matsuoka, który jako młody chłopak studiował w Ameryce, nawet przeszedł na chrześcijaństwo, uważał jednak bezwzględnie, że z USA można rozmawiać wyłącznie z pozycji siły. Funkcję ministra sprawował jedynie przez rok, ale tyle mu wystarczyło, by pchnąć kraj na drogę prowadzącą prosto do wojny. Cesarz nie zajmował żadnego stanowiska, nie chcąc położyć na szali własnego autorytetu. Armia była podzielona, szczególnie marynarka sprzeciwiała się wojnie, wśród wyższych rangą dowódców wojskowych ścierały się sprzeczne opinie. Ale Japończycy stanęli wyraźnie wobec alternatywy – pójść dalej lub ze wszystkiego się wycofać. W kraju, w którym istnieje specyficzne, może odziedziczone w spadku po samurajach, poczucie honoru, wycofanie wojsk z Chin byłoby hańbą i wstydem. Żaden z polityków nie miał odwagi publicznie przyznać się, że zaatakowanie Indochin było błędem i należy upokorzyć się przed mocarstwem białych ludzi. Natychmiast spotkałby się z zarzutami słabości i zdrady. Efekt był taki, że wszyscy oglądali się wzajemnie na siebie, licząc, że ktoś może zatrzyma tę rozpędzoną machinę wojenną. Brak było w kraju jednolitego przywództwa, odpowiedzialność się rozmywała, wkradało się samooszukiwanie i złudzenia. Do historii przeszły słowa generała Tojo, wypowiedziane do premiera Konoe: „Czasami trzeba mieć odwagę, by zrobić rzeczy nadzwyczajne, jak skoczyć z zamkniętymi oczami z tarasu świątyni Kiyomizu-dera”. Świątynia znajduje się w Kioto, zbudowana została na zboczu chylącym się ku przepaści. I rzeczywiście Tojo dokonał tego samobójczego skoku, pociągając za sobą cały naród.
Głównym autorem planu ataku na Pearl Harbor był Isoroku Yamamoto, paradoksalnie gorący przeciwnik wojny. Znał Stany Zjednoczone, studiował na Harvardzie, był też attaché wojskowym przy japońskiej ambasadzie, jako student podróżował autostopem po USA i miał pełną świadomość potęgi tego kraju. W rozmowie z premierem Konoe, dotyczącej działań zbrojnych, powiedział: „W pierwszych sześciu do dwunastu miesięcy wojny z USA i Wielką Brytanią będziemy szli dziko, odnosząc zwycięstwo za zwycięstwem. Ale jeśli wojna będzie trwała nadal, ja nie oczekuję sukcesu”. Przyszłość pokazała, jak prorocze były to słowa. Militaryści, którzy dominowali w rządzie, tolerowali Yamamoto z tego względu, że okazał się najbardziej dynamicznym i najzdolniejszym admirałem floty. Yamamoto jest tragicznym przykładem człowieka mądrego, wykształconego, obdarzonego umiejętnością logicznego myślenia, którego zawirowania dziejowe zmusiły jednak do opowiedzenia się po niewłaściwej stronie. Do ostatnich dni grupa wojskowych doradzała cesarzowi przeciwstawienie się wybuchowi wojny, stanowisko to podzielał także młodszy brat cesarza, służący w marynarce – Takamatsu.
W dniu 7 grudnia 1941 roku bombowce japońskie zdruzgotały amerykańską flotę w bazie Pearl Harbor na Hawajach. Złudne stały się nadzieje Japończyków, że po tym wstrząsie Amerykanie, kontynuując wcześniejszą politykę nieangażowania się w konflikty zbrojne, okażą się skłonni do negocjacji. Atak na Pearl Harbor wywołał falę prawdziwego gniewu i wojna stała się faktem. Japończycy parli naprzód, zajęli Birmę, Malezję, Indonezję, popadając w „chorobę zwycięstw”, jak później sami określili ten stan. Aż nadeszła bitwa o Midway, wyspę na Pacyfiku o istotnym znaczeniu strategicznym dla obu walczących stron – jako baza lotnicza do rajdów samolotowych. Rozpoczęta 5 czerwca 1942 roku wielka operacja morsko-powietrzna przyniosła Japończykom dotkliwą porażkę, pierwszą w toczącej się wojnie. Wytykano później admirałowi Yamamoto szereg popełnionych błędów, ale najważniejsze dla losów bitwy stało się złamanie przez Amerykanów radiowego kodu japońskiej floty, dzięki czemu znali dokładnie plany ataku. Yamamoto oczekiwał, że inwazja na Midway okaże się dla wrogów całkowitym zaskoczeniem (element zaskoczenia przesądził o losach niejednej bitwy), tymczasem Amerykanie ułożyli staranny plan działania. Od połowy 1943 roku sytuacja obróciła się zdecydowanie przeciwko Japończykom, wojska pozostawały w nieustannym odwrocie. Równolegle z walkami na Pacyfiku i kontynencie azjatyckim alianci prowadzili naloty z użyciem bomb zapalających, celem stało się 160 miast japońskich i praktycznie wszystkie zamieniły się w zgliszcza. Zniszczeń dopełniały liczne pożary, bardzo dotkliwe ze względu na powszechną drewnianą zabudowę. Najbardziej ucierpiało Tokio bombardowane 122 razy. W marcu 1945 roku w jednym z takich ataków przestało istnieć centrum miasta, zginęło wówczas około 100 tysięcy ludzi, a około miliona zostało bez dachu nad głową. Zdesperowane lotnictwo japońskie wynalazło nowy sposób prowadzenia wojny: kamikaze – lotnicy samobójcy. Oddziały „boskiego wiatru” zaczęły krążyć od października 1944 roku i początkowo zadawały wrogom duże straty. Amerykanie przejrzeli jednak ich taktykę i zaczęli stosować odpowiednią obronę przeciwlotniczą, więc wielu pilotów kamikaze nie było w stanie osiągnąć zamierzonych celów. Szybko stało się jasne, że „boski wiatr”, który uratował Japonię przed Mongołami w XIII wieku, tym razem nie jest w stanie odwrócić biegu wydarzeń.
W maju 1945 roku rozegrała się tragiczna dziesięciotygodniowa batalia na Okinawie, która ostatecznie rozwiała wszystkie wątpliwości co do dalszych losów wojny. Wielu Japończyków, zarówno wojskowych, jak i cywilów, popełniło wówczas samobójstwa. Żołnierze cierpieli z powodu utraty honoru i hańby, jakby duch samurajski wciąż jeszcze unosił się nad wyspami. Po raz pierwszy wrogie wojska znalazły się na terytorium Japonii, oczekiwano więc najgorszego: mordów, grabieży, gwałtów. Propaganda głosiła, że alianci to „rogate diabły”. Samobójstwa ludności cywilnej popełniane były często ze strachu przed śmiercią zadaną z ręki wroga. Wiele kobiet i dzieci uciekało z miast, by szukać bezpieczniejszego schronienia na wsi. W sierpniu przeprowadzono atak na Hiroszimę i Nagasaki, zaraz potem nastąpiła kapitulacja, cesarz ogłosił zakończenie walk przez radio. Po raz pierwszy poddani usłyszeli głos swojego „boskiego władcy” i doznali prawdziwego szoku. Hirohito zwrócił się do swego narodu, aby „znieśli to, co nie do zniesienia, i przecierpieli to, co nie do ścierpienia”. Cesarz przemawiał, używając klasycznego, archaicznego języka, którego większość ludzi nawet nie rozumiała, ale przesłanie stało się dla wszystkich jasne – przegrali wojnę. Pozostały miliony zniszczonych dusz, bo dotychczasowy świat tych ludzi przestał istnieć. Wszyscy zadawali sobie pytanie, jak będzie wyglądało ich życie pod obcą okupacją, jednak przerażenie pomieszane było z wyraźną ulgą, że wojna wreszcie się skończyła.
***
Co roku Japończycy celebrują w sierpniu rocznice uderzenia bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki. Dla nich to nie tylko symbol klęski, ale i kategoria moralna – symbol cierpienia i nigdy niegojąca się rana. Obiegowa opinia jest taka, że były to relatywnie niskie straty zakończenia wojny, gdyby nie kapitulacja Japonii, walki trwałyby długo i kosztowałyby życie wielu żołnierzy alianckich i ludności cywilnej. Japończycy mówili mi, że po wojnie uczono ich w szkole tylko jednego – chodziło o szybkie zakończenie wojny. Nie zadawano więcej pytań i nie szerzono wątpliwości wokół tego zagadnienia. Wiele osób na świecie przyznaje rację Amerykanom, spotkałam się nawet z określeniem, że Japończykom należało się to jak psu buda. Ale jest to myślenie wyłącznie w kategoriach zemsty. Historię piszą zwycięzcy i to, co Amerykanie przedstawili światu, to był jeden wielki system propagandowy, mający uzasadnić słuszność ich decyzji, zresztą propagandę zawsze mieli opanowaną do perfekcji. W rzeczywistości zaś sytuacja była bardzo złożona, zwłaszcza w kontekście wydarzeń wojennych. Historycy zarówno w Japonii, jak i na świecie zaczęli zadawać pytania i szerzyć wątpliwości. Wielu przywódców japońskich miało świadomość, że kraj jest pokonany, że nie ma cienia szansy na wygraną, tym bardziej że na wyczerpaniu były zapasy ropy naftowej, więc cały sprzęt zmechanizowany pozostawał bezużyteczny. Część wojskowych z ministrem Ananim na czele uważało, że należy walczyć do samego końca, cesarz Hirohito, premier Suzuki oraz kilku ministrów pragnęli szukać innego rozwiązania. Po nieudanych próbach pomocy w mediacjach ze strony Szwajcarii i Stolicy Apostolskiej Japończycy ostatecznie zwrócili się do Związku Radzieckiego, z którym obowiązywał pakt o neutralności, o pośrednictwo w kontaktach z przedstawicielami państw zachodnich. Zamiast spodziewanej pomocy 8 sierpnia 1945 roku Rosjanie wypowiedzieli Japonii wojnę i wkroczyli do Mandżurii, Korei i na Wyspy Kurylskie. Japońskie sfery polityczno-wojskowe targane były sprzecznościami, w rezultacie jednak decydujący głos przypadł zwolennikom kapitulacji, ale szukano honorowego rozwiązania problemu. Przede wszystkim dręczyło ich pytanie, co stanie się z cesarzem z chwilą zakończenia wojny. Hirohito, który był centralną postacią japońskiego nacjonalizmu i ochoczo zagrzewał rodaków do walki, znalazł się na górze listy zbrodniarzy wojennych. Od 17 lipca do 2 sierpnia 1945 roku trwała konferencja w Poczdamie, podczas której przedstawiciele Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Związku Radzieckiego wydali deklarację wzywającą Japonię do bezwarunkowej kapitulacji i poddania kraju władzom okupacyjnym. W początkowej wersji wyraźnie zaznaczono, że system cesarski zostanie zachowany. Wcześniej ukończono pomyślnie próby z bombą atomową i decyzja o jej użyciu zapadła 26 lipca, jeszcze przed zakończeniem konferencji poczdamskiej. Amerykanie wymusili usunięcie zapisu na temat ochrony instytucji cesarstwa. Z tego powodu część historyków postawiła zarzut prezydentowi Trumanowi, że gdyby obiecał Japończykom, że cesarzowi włos z głowy nie spadnie, to Hiroszima i Nagasaki byłyby niepotrzebne. Nawet głównodowodzący wojsk amerykańskich – generał Douglas MacArthur, oraz kilku innych generałów przyznali po latach, że gdyby podjęto decyzję o pozostawieniu cesarza, Japończycy poddaliby się już w maju 1945 roku. Oczywiście zaważył też brak zdecydowania i upór części polityków japońskich, ale Amerykanie nie wyczerpali wszystkich dróg dyplomatycznych do ustanowienia pokoju, tym bardziej że od lutego 1945 roku przechwytywali wszystkie depesze dyplomatyczne wroga i mieli świadomość, że Japończycy szukają dróg honorowej kapitulacji. Jedenastego dnia od ogłoszenia deklaracji poczdamskiej, nie doczekawszy się odpowiedzi ze strony japońskiej, podjęto decyzję o ataku. 6 sierpnia spadła bomba na Hiroszimę, a trzy dni później na Nagasaki. W przypadku Nagasaki jako cel uderzenia wybrano jedną z fabryk zbrojeniowych, jednak wskutek złych warunków atmosferycznych pilot zmienił plan i w rezultacie bomba zrównała z ziemią dzielnicę mieszkaniową, zasiedloną w większości przez chrześcijan. Śmierć poniosło dwie trzecie całej populacji chrześcijan w tym mieście.
Polacy często porównują to wydarzenie do tragedii powstania warszawskiego. Jeśli chodzi o skalę zniszczeń i liczbę ofiar, to można doszukiwać się podobieństwa, poza tym jednak różnica jest znacząca – w Warszawie toczono krwawe walki, przeprowadzano egzekucje, natomiast w Japonii na miasta spadły bomby, nazwane zresztą z typowo amerykańskim poczuciem humoru „Little Boy” i „Fat Man”, aby w dwóch pojedynczych błyskach zdematerializować i rozwiać tysiące ofiar. Ludzie, którzy znaleźli się w hipocentrum, po prostu wyparowali, następni zamienili się w bryły czarnego węgla. Inni, wliczając w to wiele malutkich dzieci, umierali jeszcze tygodniami w strasznych cierpieniach wywołanych poparzeniami. Lekarze amerykańscy zjawili się w Hiroszimie i Nagasaki, ale nie po to, by udzielać pomocy, lecz aby zdobyć informacje o efektach działania obu bomb. Zgromadzone przez nich dokumenty i materiały filmowe zostały utajnione, uznano je bowiem za zbyt wstrząsające i drastyczne, by mogły być ujawnione opinii publicznej, i tak przez trzydzieści lat przeleżały nietknięte w archiwach. W obu eksplozjach śmierć poniosło około 210 tysięcy osób. Ale nie był to koniec horroru, bo wkrótce miało się okazać, że zaczynają chorować i umierać ludzie, którzy przeżyli ataki bombowe. Po raz pierwszy skutki wojny nie ograniczyły się wyłącznie do jednej generacji, ale stały się dotkliwym obciążeniem dla następnych pokoleń. W latach powojennych zmarło jeszcze ponad 100 tysięcy ludzi wskutek choroby popromiennej, a wiele osób, które przetrwały, cierpiało przez całe życie na różnego typu schorzenia, które uznano za efekt działania bomb. Do tego dochodzi jeszcze ogromna liczba kalek i osób oszpeconych potwornymi bliznami, wśród nich znalazło się wielu samobójców. Władze przyznały tym ludziom prawo do darmowej opieki medycznej, zasiłków i pokrycia kosztów pogrzebu. W takiej sytuacji pojawia się pytanie, czy za barbarzyństwo polityków i żołnierzy powinno się karać kobiety, dzieci i starców, bo już nawet młodzi chłopcy zostali wysłani na front. Zrodziły się również wątpliwości, czy bomby można było zrzucić na tereny słabiej zaludnione, wybrano bowiem miasta o bardzo dużej liczbie ludności. Dla Amerykanów nadarzyła się sposobna okazja, by w praktyce na ludziach wypróbować nową technologię. Zarzucano również Stanom Zjednoczonym, że przecież w zupełności wystarczyłaby jedna bomba, by osiągnąć cel. Amerykanie użyli dwóch różnych rodzajów bomb – w ataku na Hiroszimę z zawartością uranu, natomiast Nagasaki zniszczono bombą plutonową. Chciano również przetestować, która z nich jest skuteczniejsza w zabijaniu. Główny twórca bomby atomowej Robert Oppenheimer wysunął propozycję, by czołowym politykom i generałom japońskim zademonstrować pokazowy wybuch tej broni, by uświadomili sobie skalę zagrożenia. Do końca życia nie pogodził się z atakiem nuklearnym na Japonię, uważając, że broń ta powinna być stosowana jedynie jako straszak w rozgrywkach międzynarodowych, nigdy zaś użyta przeciw ludziom, zwłaszcza w kraju, który był już i tak pokonany. Odmówił prowadzenia dalszych badań nad bombą wodorową, w późniejszym okresie był szykanowany przez FBI.
Historycy wskazują również na fakt, że bomba atomowa miała wywrzeć propagandowe wrażenie, że zwycięstwo w Azji jest wyłącznie dziełem Amerykanów, choć przecież walczyły tam wojska alianckie – Anglicy, Australijczycy i żołnierze Brytyjskiej Wspólnoty Narodów. Test nowych bomb miał pokazać światu potęgę Stanów Zjednoczonych i przestraszyć Stalina, którego wojska walczyły w Mandżurii, od północy zajęły Wyspy Kurylskie i szykowały się do zajęcia części wyspy Hokkaido. Po atakach bombowych Amerykanie mogli wszystkim dyktować warunki, a zwycięzców się nie rozlicza.
Zrozumieć Japonię
Wydanie pierwsze, ISBN: 978-83-8147-948-6
© Dorota Ugorowska i Wydawnictwo Novae Res 2020
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Sylwia Cichocka
KOREKTA: Emilia Kapłan
OKŁADKA: Krystian Żelazo
KONWERSJA DO EPUB/MOBI:Inkpad.pl
WYDAWNICTWO NOVAE RES
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 698 21 61, e-mail: [email protected], http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.