Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
Patrząc z zewnątrz życie Mii Döring nie wydawało się niczym niezwykłym, studiowała na renomowanej dublińskiej uczelni artystycznej zanurzonej w tętniącej życiem scenie społecznej.
Jednak otaczający ją ludzie nie wiedzieli, że życie Mii nie było zwyczajne. W wieku szesnastu lat dziewczyna została wykorzystana seksualnie przez starszego mężczyznę. To doświadczenie otworzyło jej bezpośrednią drogę do świata prostytucji. Pozostawała w nim przez kilka lat, spotykając się z nadużyciami, przemocą i poniżeniem, ostatecznie porzucając go w wieku dwudziestu czterech lat.
W literackich wspomnieniach Mia z pasją i determinacją dzieli się swoją niezwykłą historią, by rzucić wyzwanie dominującemu dziś postrzeganiu prostytucji, które afirmuje i pochwala uprzemysłowione molestowanie seksualne kobiet i dziewcząt.
Zwykła dziewczyna to radykalnie szczera, odważna i pełna nadziei relacja z pierwszej ręki na temat tego, jak przetrwać wykorzystywanie w irlandzkim handlu usługami seksualnymi.
Mia Döring jest pisarką i psychoterapeutką specjalizującą się w problemie traumy seksualnej. Mieszka i pracuje w Dublinie. Publikowała eseje, prozę i materiały dziennikarskie w „Litro Magazine”, „The Bohemyth”, „Ropes Journal” i „Huffington Post”. Zwykła dziewczyna to jej pierwsza książka.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 290
Pierwszy raz otworzyłam oczy pod wodą, kiedy miałam siedem lat. Moja nauczycielka pływania była wysoka, umięśniona, nosiła ubrania firmy Aertex i chłopięcą fryzurę, na imię miała Linda. Była twarda, poważna i przerażająca. Nie wzruszały ją łzy w oczach, jęki, drżące kąciki ust – nic, czego próbowaliśmy, żeby uniknąć tych okropnych rzeczy, które kazała nam czasem robić, na przykład otwierania oczu pod wodą. Nie wiem, czego się bałam. Zapewne kryjącego się pod powierzchnią wody nieznanego.
Lindzie najwyraźniej sprawiało to przyjemność. Kazała nam zanurzać głowę, wkładała dłoń pod wodę przed naszymi oczami, a po wynurzeniu musieliśmy powiedzieć, ile palców wystawiła. To było po to, żebyśmy nie oszukiwali. Wisiałam z boku basenu, trzymając się mocno barierki. Udawałam, że jestem chora, i dlatego nie mogę wykonywać tego ćwiczenia, zarazem zazdrośnie spoglądając, jak pozostali zanurzali i wynurzali głowy. Gdy sama próbowałam to zrobić, nie potrafiłam otworzyć zaciśniętych mocno oczu. Czułam, jak chlorowana woda próbuje przedostać się przez mocno zamknięte powieki. Wyskakiwałam z powrotem i, pokonana, spoglądałam na Lindę, kręcąc głową na znak, że znów się nie udało.
Aż w końcu pewnego dnia chyba zmęczyło mnie to wiszenie z boku basenu, a może nie mogłam już więcej znieść motywacji w stylu Lindy, czyli krzyku – i otworzyłam oczy. Woda była piekąca, tak jak się spodziewałam, ale to była moja nagroda: zamazana pięść z wystającym z niej zamazanym kciukiem. Udało mi się.
Wynurzyłam się. „Jeden!” – krzyknęłam. Linda mrugnęła do mnie i zajęła się kolejnym dzieckiem. Podryfowałam z powrotem z poczuciem nieważkości. Odważyłam się. Otworzyłam oczy pod wodą, więc teraz wszystko jest możliwe. Moje możliwości wzrosły. Czułam się odurzona samą sobą.
Przez ostatnich osiem lat pisałam anonimowo o ukrytej części mojego życia. To były świadectwa, przemyślenia, opowiadania i artykuły, wystąpienia; na kanwie moich historii powstała też sztuka teatralna. Współpracowałam z niezwykłymi ludźmi i organizacjami, by zakończyć ciągle narastającą epidemię przemocy mężczyzn wobec kobiet. Miałam zaszczyt niejednokrotnie dawać świadectwo i przekazywać wiedzę organizacjom pozarządowym oraz charytatywnym, politykom, dziennikarzom i studentom. Pracowałam przy telefonie zaufania dla ofiar przemocy domowej. Opowiadałam o gwałcie na TEDexie. Nawiązałam kontakt z osobami, które doświadczyły przemocy seksualnej, i z aktywistami z całego świata. Prezydent Irlandii Michael D. Higgins napisał do mnie w nawiązaniu do jednego z moich wystąpień, prosząc o zaangażowanie mężczyzn w walkę z przemocą seksualną. Ten list wisi w ramce pod naszym wspólnym zdjęciem zrobionym w Áras an Uachtaráin2. Są dni, kiedy wiele razy wciąż od nowa czytam ten list, bo zwłaszcza fragment: „Twoje słowa są radykalną prawdą” przypomina mi, że to, co mówię, naprawdę ma znaczenie.
Oglądałam również, siedząc na widowni, debaty w Dáil Éireann i przesłuchania w Seanad Éireann3, wysłuchując, jak o mojej traumie rozmawia się w sposób celowo zniekształcony. Czasami musiałam po prostu stamtąd wyjść i łapać powietrze, ponieważ nie mogłam już tego słuchać.
Zostałam psychoterapeutką, co dało mi poczucie radości i naprawdę wielkiego przywileju nawiązywania z innymi relacji, które nie zdarzają się tak często w codziennym życiu. Współpracowałam z obywatelami innych krajów na rzecz zakazu prostytucji i poznałam ofiary handlu ludźmi w celach seksualnych z całego świata. To wszystko niestety nie wystarczyło mi, bym mogła zakopać głęboko własną, przeszywającą mnie od środka prawdę.
W swoim aktywizmie zachowywałam się najczęściej podobnie jak wtedy, gdy wisiałam na barierce u brzegu basenu. Anonimowa praca frustrowała mnie i ograniczała – praktycznie i psychologicznie. Frustrowało mnie to, że nie czuję się gotowa, uważałam się za tchórza. Hamowały mnie niezliczone lęki. Myślałam, że jeśli żar zaangażowania w zwalczenie męskiej przemocy wobec kobiet będę przelewać w walkę z gwałtem i wykorzystywaniem seksualnym, w pomoc w wychodzeniu z tej tramy, to może zagłuszy to potrzebę opowiedzenia mojej własnej historii.
Jednak pracując w ten sposób, czułam zawsze, jakby była mnie w tym tylko połowa, wciąż wycofana, jakbym nie mogła sięgnąć własnych granic z obawy, że ktoś zobaczy mnie całą.
Ludzie chwalili mnie za odwagę, kiedy opowiadałam coś, o czym gotowa byłam mówić, a ja tak naprawdę wzdrygałam się na ich słowa, czując się jak kłamca i tchórz. Nie byłam wtedy gotowa, dalej nie jestem gotowa. Ale oto jestem: czasem trzeba przestać próbować i po prostu zanurzyć głowę i otworzyć oczy.
Zawsze wiemy, kiedy jest na to dobry moment.
Tylko że on nigdy nie nadchodzi.
Nigdy nie będzie tak źle, jak myślimy.
Wychodzę z psem na plażę. Zajmuje mi to około pięciu minut. Kiedy jesteśmy już przy schodach z wiaduktu, spuszczam suczkę ze smyczy, a ona, z uszami przy głowie, z jej małym białym ciałkiem przybierającym kształt strzały, biegnie do piasku. Toruje sobie drogę między falami, łapki ma po kostki zanurzone w wodzie. Zatrzymuje się i odwraca, żeby sprawdzić, czy na pewno za nią idę.
Gdy następuje odpływ, idziemy daleko, tam, gdzie jest ciszej, ślizgamy się po wodorostach. Wpatruję się w morze. Lubię te niebieskoszare dni, gdy morze i niebo mieszają się w jedną całość. Latem, przy słonecznej pogodzie, na plaży jest pełno ludzi. Zmienia się jej energia i staje się nowym miejscem, nie naszym. Razem z moją suczką ostrożnie lawirujemy wokół rodziców, dzieciaków i śmieci. Czuję się wtedy nie na miejscu, odrealniona.
W ciepłe dni jak ten siadam na promenadzie, wygrzewając się na kamieniu, a pies węszy dookoła. Nigdy nie byłam w miejscu, które bardziej przypominałoby azyl. Woda jest niedaleko, marszczy się, przypływając i odpływając, na kamieniach i głazach. Dziś jest szarozielona, to mój ulubiony kolor morza. Przyciąga do siebie. W tym miejscu każdy dzień jest inny. Woda to balsam, który nadaje rzeczom kształt, potem go zmienia. Przechodnie uśmiechają się do nas. Lubię, gdy ludzie coś mówią mi o moim psie. Lubię, kiedy ludzie do mnie mówią, kropka. Wyciągam telefon i piszę do najlepszej przyjaciółki w sprawie opieki nad moją chrześnicą w najbliższy weekend.
Jestem osobą, która patrzy, jak pies kopie dołki w piasku. Jestem osobą, która patrzy na ptaszki kamuszniki przelatujące w grupach nad wodorostami. Jestem osobą, która spogląda w dal za wieżę Martello, na kominy Poolbegu, dalej na Howth, łodzie, dzieciaki trenujące żeglarstwo, tyły zachodniej przystani. Przyłączam się do suczki i razem sobie kopiemy w piasku. Gdy widzę ładny kamień, chowam go do kieszeni. Mogłabym tu zostać cały dzień, ale pies zaczepia trójkę małych dzieci, których rodzice wymownie na mnie patrzą.
W domu dostrzegam w korytarzu ogromny stos gazet. Znajoma startuje w wyborach samorządowych i poprosiła mnie, żebym rozniosła magazyn socjaldemokratów w sąsiedztwie. Zgodziłam się niechętnie. „Posłuchaj podcastów” – powiedziała, kładąc sześćset egzemplarzy na podłodze.
Wychodzę z setką. Roznosząc, nie słucham podcastów.
Myślę, myślę, myślę.
Chodzę od domu do domu i myślę.
Mam to napisać czy nie? Czy jest jakiś inny sposób? Czy muszę łamać rodzicom serce? Czy muszę zranić ludzi, których kocham? Czy muszę aż tyle poświęcić? Czy muszę narazić swoją praktykę terapeutyczną? Co się ze mną stanie? Czy cokolwiek, co napiszę w przyszłości, zostanie poważnie potraktowane? Czy ktoś mnie jeszcze pokocha? Czy będę znana tylko z tego, co napisałam?
Gdy jakaś poirytowana, żółtowłosa kobieta krzyczy na mnie za to, że przynoszę jej do domu „śmieci”, nagle zupełnie niedorzecznie oczy napełniają mi się łzami. Równie niedorzecznie przypominam sobie, że jestem kimś dobrym.
W domu patrzę na leżącego na kuchennym stole laptopa. Robię sobie kawę i siadam przy nim.
Żyję z dnia na dzień, z chwili na chwilę, z oddechu na oddech. Kiedy zbliża się coś wielkiego, życie staje się doprawdy czymś mikroskopijnym. Dopóki nie skończę tej książki, moje życie, moja przyszłość będą trwać w zawieszeniu, a ja w niepewności. Myślę, że chyba próbuję się w ten sposób wyzwolić.
Trauma trzyma się nas i sprawia, że kurczowo ściskamy tę poręcz z boku basenu tak długo, aż będziemy gotowi ją puścić. Na wszystko spoglądam jakby przez soczewkę, która tkwi w przeszłości.
Muszę żyć.
Nie znam innego sposobu, jak tylko spisać to wszystko.
Postanowiłam się odsłonić.
To wszystko zmieni.
I wszystko będzie dobrze.
Na tym polega tajemnica pisania: jego źródłem jest cierpienie, te ciemne chwile, kiedy krwawi serce.
Edna O’Brien, Country Girl
Ostatni klient na oko ma trzydzieści pięć lat. Ty masz dwadzieścia cztery, pojawiasz się pod blokiem w South County Dublin, wciśniętym za ulicą, przy której stoją wysokie budynki i w szeregu rosną duże, pełne liści drzewa. Pojechałaś tam, by wykonać pracę i wrócić do domu. Jest około dziewiątej wieczorem. Wciskasz dzwonek. Czekając, aż cię wpuści, nie czujesz nic szczególnego. Poprosił o trzydzieści minut.
Gdy zbliżasz się do jego drzwi, są już lekko uchylone, więc wchodzisz i w ciemność rzucasz: „Jest tu kto?”. Jest wysoki, stoi plecami do ciebie, z rękami na biodrach, pośrodku ogromnego salonu. Na wielkim płaskim telewizorze ogląda futbol amerykański, bez głosu. Na podłodze walają się opakowania po chipsach, puste pudełka po jedzeniu na wynos i ubrania.
Odwraca głowę, tak jakby zapomniał, że cię w ogóle wpuścił. Nie mówi cześć, nie zagaduje, jesteś tym zaskoczona. Większość mężczyzn coś mówi, żeby zagłuszyć własne poczucie niezręczności tej sytuacji. Zazwyczaj twoim zadaniem jest sprawić, by facet poczuł się swobodnie, jesteś w tym bardzo dobra.
Ten człowiek już czuje się zupełnie swobodnie. Podchodzi do ciebie, nie odwracając się, oczy wciąż ma wlepione w ekran telewizora. W ręce trzyma gotówkę, którą ci podaje.
– Masz wydać? – pyta.
– Nie mam niestety – odpowiadasz, a on robi zirytowaną minę.
– Gdzie mogę się przebrać? – pytasz, a on wskazuje drzwi do łazienki. Wanna służy tam do przechowywania magazynów i książek. Brudną umywalkę pokrywa osad z mydła i zaschnięta pasta do zębów, a chodnik na podłodze jest szary z brudu. Zatrzymujesz się tuż za drzwiami, byle tylko nie wchodzić za daleko, i ostrożnie zdejmujesz większość ubrań.
Zanim wrócisz do pokoju, robisz jeszcze jedną rzecz. Zakładasz jakby maskę, jakbyś miała wyjść na scenę, odgrywać kogoś innego. Będziesz tym, kogo opisuje scenariusz, a prawdziwa ty zostaniesz gdzieś pod spodem, niewidoczna. Bierzesz wdech.
Klient stoi w tym samym miejscu, dalej dziwnie trzyma te ręce na biodrach. Żeby wymusić jakąkolwiek ludzką reakcję, obdarzasz go swoim najszerszym uśmiechem. Trzeba koniecznie wywołać uśmiech.
On się nie uśmiecha. Ledwie zauważył, że wróciłaś. Rozpina pasek, szykując się na robienie laski. Dziesięć lat później wciąż będziesz nienawidzić odgłosu i widoku rozpinanego paska, ale w tamtej chwili jeszcze nie wiesz, co sobie robisz.
Jego penis smakuje jak kwaśne mleko i pachnie tak, jakby od wielu dni był niemyty. Prosisz, żeby założył prezerwatywę, a on robi to, niemal jakby się tego spodziewał. Gumowy smak nie hamuje zapachu, ale robisz, co możesz, żeby mieć to z głowy, pracując szybko i udając entuzjazm.
Jedną ręką trzyma cię za włosy, agresywnie tam i z powrotem przyciąga i odpycha ci głowę. Jesteś do tego przyzwyczajona (do wszystkiego można przywyknąć). Rzucasz okiem w górę, a on dalej ogląda telewizję, drugą ręką drapiąc się po brzuchu. Masz poczucie całkowitego uprzedmiotowienia, twoje człowieczeństwo zostało wymazane. Dla niego nie jesteś człowiekiem, nie istniejesz. Zamykasz oczy i skupiasz się na oddychaniu. Czujesz, jak łzy napływają ci do oczu.
– Jesteś taka piękna – mamrocze. – O Boże, jesteś taka piękna, ssąc mojego fiuta. Jesteś taka piękna, krztusząc się moim kutasem. – Powtarza to w kółko, wciąż wpatrzony w ekran, ciągle drapiąc się po brzuchu. Brakuje ci tchu. On wcale nie uważa, że jesteś piękna. Nawet na ciebie nie patrzy. On nie wie, czym jest piękno.
Każde pchnięcie jego fiuta w twoim gardle jest dowodem na to, że nic nie jesteś warta, jesteś tylko dziwką, nie zasługujesz na czułość, tyle tylko jesteś warta. Jeśli nie jesteś dziwką, to co robisz przed tym mężczyzną, udając entuzjazm, że rucha cię w twarz? W tym przypadku brakuje fasady, jak to jest z większością z nich, którzy uśmiechają się, żeby podtrzymać pozór, że to wszystko jest w jakiś sposób akceptowalne.
Zaczyna lekko uderzać cię w policzek i jesteś bliska załamania. Jesteś świadoma niemej prawdy – że kiedy mężczyzna nie widzi w tobie istoty ludzkiej, jest zdolny do wszystkiego. Uderza trochę mocniej, zmuszając cię do uklęknięcia, bo inaczej straciłabyś równowagę. Odciąga ci głowę i uderza w twarz tak mocno, że upadasz na bok. Ściska cię w gardle tak bardzo, że nie możesz wziąć oddechu, a całe ciało zalewa fala gorąca. Jesteś w szoku.
Lewa strona twarzy jest gorąca i pulsuje bólem, chcesz jej dotknąć, ale on już tu jest, pcha cię na brzuch, chwyta za włosy i próbuje odbyć stosunek analny. Próbujesz się uwolnić, a on pyta po prostu, zdziwiony:
– Anala nie robisz?
Trzyma cię za włosy i kark, czujesz, jak napinają ci się mięśnie. Trudno odmówić, kiedy ktoś już zapłacił. Żeby coś powiedzieć, musiałabyś wierzyć, że jest taka możliwość.
Dla klientów właśnie do tego służą kobiety pracujące seksualnie: mają robić to, czego oni chcą, za opłatą. Mieć władzę nad kobietą. Uprawiać seks wtedy, gdzie i jak chcą. O to chodzi. To cała atrakcja. Opierając się, łamiesz tę umowę. Oczywiście ten człowiek nie powinien próbować wymuszać na tobie seksu analnego, ale nie powiesz mu tego, bo nie wiesz, co się stanie, jeśli na to nie przystaniesz. Może być jeszcze gorzej. Jesteś sama w mieszkaniu z dużo silniejszą, dużo większą od ciebie osobą. Psychologicznie łatwiej jest spokojnie mieć to już za sobą i przekonać samą siebie, że to, co się dzieje, jest w porządku, niż narażać się na jeszcze większe niebezpieczeństwo.
Jeszcze ponad dziesięć lat później będziesz pamiętać dotyk jego twardych palców na swojej twarzy. Będziesz sobie to przypominać bardzo żywo i będziesz modlić się do Boga, choć nie jesteś pewna, że w niego wierzysz, żeby w końcu to wspomnienie zbladło. Potem znów łapie twoje włosy pięścią i ciągnie w tył tak bardzo, że nie możesz oddychać. Wydaje ci się, że wyrwie te włosy. Myślisz, że umrzesz. Ale wtedy on puszcza, a ty padasz twarzą na podłogę.
Bez ostrzeżenia wpycha ci się w waginę. Jest brutalny, to boli, ale ty czujesz tylko ulgę. W zasadzie to jesteś mu wdzięczna. Wydajesz jęk zachwytu, chcesz sprawić mu przyjemność. Żeby skończyć, potrzebuje tylko kilku minut. Patrzysz na dywan, rozmywasz się w jego granatowości, a potem spoglądasz na plamkę na swoim prawym nadgarstku. Jest tam, odkąd pamiętasz.
Wychodzisz przez bramę z kutego żelaza. Ciemny asfalt pod stopami wydaje się płynny. Niebo jest czarne, w twarz uderza cię zimne powietrze. Wsiadasz do samochodu, oddychanie sprawia ból. Boli cię ciało, kości. Boli cię kark, a w innych miejscach jesteś zdrętwiała. Wyjeżdżasz z miejsca parkingowego, zupełnie tak jak każdego innego dnia.
Jak to się stało, że się tu znalazłaś? Dlaczego to robisz? Wydaje ci się, że wskutek katastrofy naturalnej, a nie jakichkolwiek twoich działań, które jesteś w stanie sobie przypomnieć. Lecz choć katastrofy naturalne wyglądają z zewnątrz na samorzutny chaos, nawet one działają według określonego schematu.
Wracasz do centrum miasta, do swojego normalnego, codziennego życia. Do współlokatorów, przyjaciół, swojej sztuki.
Tutaj to się kończy. Zostaje na tych przedmieściach. W końcu chodziło tylko o przyjęcie jednego cięższego uderzenia w twarz.
Na tyle, na ile wciąż od nowa będziemy wystawiać się na unicestwienie, na tyle można w nas odnaleźć to, czego nie da się zniszczyć.
Pema Chödrön, When Things Fall Apart
Nie pamiętam, jak do tego doszło.
Pewna psychoterapeutka, która pracowała z mężczyznami płacącymi za seks, powiedziała mi, że oni jakby „nie wiedzą, jak do tego doszło”. To tak samo jak ja. Nie rozumiem, jak można podejmować podobne decyzje i nie być tego świadomym, ale to właśnie mi się przydarzyło.
Gdy pracuję z dwudziestoparoletnimi kobietami, patrzę na ich twarze, na ich wyuczone maniery, na to, jak są zagubione, jak sztuczną pewnością siebie przykrywają własną kruchość. Wciąż im się wydaje, że nie są wystarczająco dobre. Nie mają poczucia własnej wartości, nie cenią tego, co wnoszą do życia innych ludzi. Wątpią w siebie, w swoje przyjaźnie. Są dla siebie surowe. Próbują dowiedzieć się, kim są i jak żyć w świecie. Najbardziej ze wszystkiego boją się bycia ocenianymi.
Znam wielu mężczyzn po czterdziestce. Zastanawiam się, czy są w stanie zgodzić się na to, by klęknęła przed nimi za pięćdziesiąt funtów dwudziestojednoletnia studentka, będąc świadomymi, co to znaczy być w takim wieku. Czy okłamują się sami i wmawiają sobie, że to jest akceptowalne? Czy ci mężczyźni, którzy twierdzą, że nie zgodziliby się na coś podobnego, nie są przypadkiem po prostu dobrymi aktorami?
Gdy osiągnęłam wiek dwudziestu jeden lat, moje ciało było już narzędziem – wykorzystywanie go dla pieniędzy nie było dla mnie problemem, a otrzymywanie zapłaty za seks wydawało się całkiem w porządku. Dawało mi poczucie kontroli i władzy, a tego potrzebowałam, by móc odzyskiwać moje skradzione ciało. Nie miałam nic do stracenia. Zarabiałam pieniądze na rachunki, mogłam sobie kupować lepsze jedzenie. Zasługiwałam na to! Moje ciało należało do mnie, do nikogo innego. Miałam prawo robić z nim, co tylko chciałam.
Tego właśnie nie pamiętam. To było jeszcze przed czasami powszechnej dostępności do internetu w domach, przed mediami społecznościowymi i smartfonami, wtedy nawet jeszcze nie miało się własnego laptopa. Nie mam więc pojęcia, co na ten temat przeczytałam, co o tym myślałam albo co w związku z tym czułam. Pomysł, by zostać prostytutką, zaczął przybierać konkretne kształty, choć ja jakbym w ogóle się głębiej nad tym nie zastanawiała.
Nie pamiętam tego, ale wiem, że skorzystałam z opcji zamieszczenia ogłoszenia w sieci i zrobiłam to. Tak się po prostu stało. Nie wiem, jak do tego doszło – dokładnie, jak mówiła tamta terapeutka.
Kiedy byłam mała, chciałam w przyszłości zostać biolożką morską. Mogłabym wtedy być cały czas blisko wielorybów, delfinów i rekinów, przebywać w morskich głębinach lub w ich pobliżu. Chodząc z psem po plaży podczas odpływu, spoglądam pod nogi i przypominam sobie, że stąpam po morskim dnie. Ta myśl uderza mnie na tyle mocno, że się zatrzymuję. Wchodzę na czarne skały, które zazwyczaj są pod wodą i nie widać ich. Nie znajduję słów zachwytu nad tym, jak to możliwe, że coś jest czymś, a kilka godzin później staje się czymś zupełnie innym, już wcale nie głębokim i niebezpiecznym. Nie wiem, dlaczego aż tak mnie to zachwyca. Morze fascynuje mnie od zawsze. Pływam w nim, rozumiem jego siłę, odpychanie i przyciąganie, głębię. Pływając w dzieciństwie, zawsze uważałam, że szare wody Morza Irlandzkiego są o wiele bardziej interesujące niż krystalicznie czyste wody mórz zagranicznych, w których można było zobaczyć wszystko, a wszystko mogło zobaczyć ciebie.
Gdy byłam prostytutką, cieszyło mnie to, że jakaś część mojego życia jest ukryta przed innymi. Nie czułam wstydu, być może dlatego, że nikt nie wiedział, co robiłam. Sama decydowałam o tym, z kim się spotkam i ile ten ktoś za to zapłaci. Ci mężczyźni chcieli płacić za dostęp do mojego ciała. Taka byłam wartościowa. Uważali, że jestem piękna, i pragnęli mnie. Miałam potrzebę czuć się piękną i pożądaną. Czymże byłabym, gdyby nie to seksualne dowartościowanie? Byle nastolatką, która znalazła się w dziwnej sytuacji ze starszym mężczyzną.
„Po co dziewczyna taka jak ty to robi?”
Nie lubiłam tego pytania, reagowałam na nie śmiechem. Za bardzo zbliżało mnie do prawdy. Nie było takiej dziewczyny jak ja. Była taka, jaką chciałam być dla któregokolwiek z tych mężczyzn.
Aby uniknąć nieprzyjemnych uczuć takich jak rozczarowanie, pustka i smutek, oddawałam się całkowicie tej drugiej osobie, wymazując w danej chwili samą siebie i to, co czułam. Gdy udało mi się zrozumieć, kim są i czego potrzebują, mogłam się skupić na nich i wręcz nie zauważać, jak ja sama się czułam. Gdy bierze się odpowiedzialność za stan emocjonalny innej osoby, możemy uniknąć odpowiedzialności za własny.
Zawsze udawało mi się jakoś do tych mężczyzn zbliżyć. Działam intuicyjnie, instynktownie potrafię stać się czyimś lustrzanym odbiciem, dostosować się do różnych osobowości. Im silniejsza osobowość, tym bardziej się kurczyłam, by zostawić mu więcej miejsca. Moje naturalne ciepło i umiejętności komunikacyjne sprawiały, że ci mężczyźni czuli się ze mną swobodnie, dobrze. Rozbrajało ich czasem już samo to, jak byłam przyjazna. Spotkałam się z pełnym spektrum ludzkich charakterów, cech i zachowania: roszczeniowość, poczucie humoru, nękanie, zawstydzanie, hojność, przemoc – dosłownie ze wszystkim. To wszystko mnie spotkało.
Pierwszego nie pamiętam. Z jakiegoś powodu nie pamiętam niczego i czasem denerwuje mnie, że nie mam wspomnień o tak ważnej sprawie. Próbowałam sobie przypomnieć, ale nic, pustka. Jednocześnie mnie to denerwuje i nie. Czasem odczuwam wręcz wdzięczność za to, że nie umiem wrócić do tego wspomnienia.
Mam poszatkowane wspomnienia wind, schodów, hotelowych recepcji, twarzy, szerokich dróg na przedmieściach, pięter autobusów, parkingów – wszystkie w oderwaniu od kontekstu, surrealistyczne. Najgorsze wspomnienia wracały do mnie nagle ni z tego, ni z owego, czasem wciąż tak się dzieje. Gdy przychodzą, czuję wewnętrzne przepływy, jakby udawało mi się uciec od ich trzewi, jakbym je z siebie wyciągnęła. Nie ruszam się i nie odzywam, a pod skórą odbywa się rozrywanie na kawałki.
Kilka lat temu po wizycie na jarmarku świątecznym w Smithfield pożegnałam się z przyjaciółmi niedaleko miejsca, w którym zaparkowałam samochód. Spiesząc się na spotkanie z nimi, nie uświadomiłam sobie, że zostawiłam auto dokładnie naprzeciwko szklanych drzwi do bloku, w którym byłam wiele lat wcześniej, gdzie dostałam dwieście euro, gdzie wkładano we mnie ogromne przedmioty. Mały mężczyzna, który mnie wtedy wynajął, ubrał to nadużycie w rodzaj gry, jakiejś eksploracji seksualnej. Przed dotarciem tam nie wiedziałam, że właścicielami mieszkania byli ludzie, którzy wynajmowali wolny pokój klientom prostytutek.
Kiedy wychodziłam, siedzieli w kuchni, rozmawiając ściszonym głosem z małym mężczyzną. Próbował wynegocjować z nimi umowę, umowę na moje ciało. Mieli pomysł, żebym dla nich pracowała w tym pokoju na seks. Odmówiłam pomimo usilnych starań tego małego, który – zdaje się – próbował wystąpić w roli mojego alfonsa.
Zobaczyłam te szklane drzwi, gdy na pożegnanie przytulałam się do moich przyjaciół. Pojawiły się te obrazy i nagle oddzieliłam się od przyjaciół. To byli normalni, dobrzy ludzie, ich życie i ciała były niesplamione. Ja byłam obrzydliwie brudna, nie powinnam była w ogóle zajmować miejsca w ich życiu ze swoim wstrętnym ciałem. To żałosne, że próbowałam być normalna. Że na chwilę zapomniałam, czym jestem.
Jakiś facet dzwoni, odbiera cię skądś w mieście czy na uniwersytecie i dokądś wiezie – do domu, do hotelu – i chce tylko poczuć twoje cycki i żebyś mu zrobiła loda. Zawsze po kilku minutach jest po wszystkim. To najłatwiejsza robota, bo jest miły i nie chce uprawiać z tobą seksu. Ogolony podbródek, piwny brzuch. Błyszczące czarne włosy. Opowiada ci, że słyszał o nalotach na burdele, czujesz się zazdrosna, że mógłby pójść do kogoś innego niż ty. Masz około dwudziestu jeden lat, on około czterdziestu pięciu, chcesz się czuć wyjątkowa. Jest stolarzem, wykonuje zlecenia w różnych miejscach w centrum miasta, dzwoni więc dość często.
Jedziesz aż do Swords na spotkanie z beztroskim facetem po trzydziestce, który rozgaduje się na temat swojej dziewczyny, że wyjechała na weekend, że wie o jego „uzależnieniu od prostytutek”, ale sądzi, że to już minęło. Przyjęła go z powrotem, znów zaufała. Wysoki, szczupły, z kilkudniowym zarostem i błyszczącymi, złośliwymi oczkami. Siedzisz na skraju łóżka, a oto on, opowiada ci to wszystko z fiutem w ręku. Trajkocze, jakby omawiał prognozę pogody albo plany na weekend. Mówi, że teraz jest ostrożniejszy. Spotyka się z prostytutkami tylko podczas przerw na lunch albo kiedy jego dziewczyna wyjeżdża, tak jak teraz. Jest naprawdę zabawny i polubiłaś go, mimo że najwyraźniej nie ma sumienia.
Zdolności mężczyzn do okłamywania partnerek są doprawdy niesamowite. Mówią, że kiedy w grę nie wchodzą uczucia, to nie jest przecież romans. Wiedzą, że to, co mają, jest cenne. Po prostu tego nie szanują. To, co robią, tak bardzo zlepione jest z ich życiem, że kłamstwo przychodzi im już naturalnie. Powiedzieć żonie, że będą w domu nie o siódmej, ale o ósmej. Tak łatwo wciąż to powtarzać. Tak naprawdę nie interesuje cię to, to nie twoja sprawa. Pieprzy cię ostro w wolnym pomieszczeniu, tak szybko, że tracisz oddech, a potem zgarniasz dwieście pięćdziesiąt euro i idziesz do domu.
Regularnie odwiedza cię ten młody, dwudziestoparoletni facet, który bez przerwy narzeka na swoją dziewczynę. Jest niski i zarośnięty, nosi bluzy z kapturem i sportowe buty. Mówi bez przerwy, co jest wybitnie męczące, bo moim zadaniem jest też bycie uważną na klienta. Zadaje za dużo pytań.
– Dlaczego to robisz? Większość dziewczyn pochodzi przecież z zagranicy. Co cię do tego popchnęło?
Rozgląda się wokoło, bierze do rąk rzeczy, które gdzieś położyłaś, odkłada je z powrotem. Czujesz się obnażona, wkurza cię. Jakie to może mieć znaczenie, że obraca w dłoni jedną z twoich tanich bransoletek? Dlaczego miałoby to mieć na ciebie jakikolwiek wpływ?
Idziesz do pustego mieszkania, do którego wzywa cię elektryk podczas przerwy lunchowej. Rżnie cię obok szafy z lustrem, dlatego przez cały czas patrzysz na samą siebie. Niczego o nim nie pamiętasz.
Mężczyzna po pięćdziesiątce wynajmuje cię na godzinę. Wysoki, chudy, duży, długi nos, zaczerwieniona twarz, maleńkie oczy. Ma na sobie koszulę i krawat. Siedzi na skraju łóżka, z rąk na podłogę wyślizgują mu się trzy banknoty po pięćdziesiąt euro. Nie wiesz, czy to był przypadek. Oboje patrzycie na te banknoty. Uśmiecha się z wyczekującym wyrazem twarzy – chce, żebyś podniosła te pieniądze, i robisz to. Następnie kładzie się i rozpina pasek, szykując się na robienie laski, a ty w tym momencie jesteś w pełni upokorzona.
Widujesz się z mężczyznami w pokojach hotelowych w całym Dublinie. Jesteś zawsze wesoła i opiekuńcza.
– Powiew świeżości – mówi pewien pięćdziesięciojednolatek.
– Taka posłuszna – komentuje inny, a w środku coś cię ściska.
Większość z nich jest w średnim wieku, klasa średnia, żonaci, bogaci. Mieszkają w ładnych domach, mają duże samochody i grube portfele ze zdjęciami swoich rodzin. Spotkania z tobą to hobby, na które – jak im się wydaje – mają prawo sobie pozwolić. Nie wyrażają żadnych emocji. Lubią sobie sprawdzać nowe dziewczyny. Mówią, że chcą cię „wypróbować”, a ty czujesz wdzięczność za to, że wybrali właśnie ciebie. Wręcz czujesz się przez to wyjątkowa. Czujesz się wyjątkowa również dlatego, że potrafisz sprzedawać seks, że masz odwagę i pewność siebie, których to wymaga.
Wobec tych mężczyzn jesteś obezwładniająco otwarta i przyjacielska, sama nie okazujesz nigdy uczuć, niczego nie czujesz. Akceptujesz ich dokładnie takimi, jacy są. To ty rządzisz, ciebie to wzmacnia.
– To właśnie nam kazano robić, prawda? Skoro seks się sprzedaje, dlaczego nie miałabym na tym zarabiać? To mężczyźni są idiotami, płacąc za seks, czyli coś, co tak łatwo można dać.
Wyjeżdżasz na przedmieścia, do mieszkania położonego nad punktem sprzedaży pizzy. Otwiera ci młody, wysoki, szczupły i lekko intelektualnie niepełnosprawny mężczyzna. Nie wiedziałaś o tym, dopóki go nie poznałaś, teraz jesteś tu i nie możesz wyjść, i chcesz go uszczęśliwić nawet bardziej niż innych. Musisz się nim zaopiekować. Czujesz, że to złe. Mówisz sobie: „Za dwadzieścia minut będzie po wszystkim”.
Wspomnienia są fragmentaryczne. Jego twarz, bliskość jego ciała. Wystające części jego ciała, które dźgają twoje miękkie części. To, jak cię pcha. Całuje cię z otwartymi, załzawionymi oczami, wciska w ciebie swoją twarz. Uspokajasz go, zawsze uspokajasz. Musisz być uważna, upewnić się, że nic mu nie grozi. Napięcie, które poczułaś, kiedy otworzyły się drzwi, teraz uformowało twardą kulę w brzuchu. Trwa tam nieporuszona, dopóki nie zamkniesz drzwi, wychodząc. Tu nie ma udawania, surowość tego doświadczenia łamie ci serce. W samochodzie płaczesz.
Gdy mężczyzna dzwoni do ciebie, musisz oszacować, jaki może być, czy nie ma w nim nic podejrzanego. Ton głosu, akcent, wiek, co mówi i jak to mówi, to wszystko tworzy rozmazany portret kogoś, kto może być w porządku albo nie. Ponieważ nie bardzo obchodzi cię własne dobro, zwykle dajesz im kredyt zaufania, chyba że wprost przez telefon są agresywni. Zazwyczaj ignorujesz pojawiający się cień wątpliwości albo traktujesz to jako test. Postawiłaś sobie za cel potrafić uszczęśliwić każdego mężczyznę, więc jeśli ci się to nie uda, to będzie twoja porażka.
Mężczyźni dzwonią i przeciągają rozmowę, jak długo się da. Szczegółowo opowiadają, co chcą ci zrobić, trzepiąc konia. Niektórzy wydzwaniają ciągle, aż w końcu musisz zablokować ich numer. Wysyłają wiadomości tekstowe o treści: „Pracujesz teraz?” albo częściej: „Gdzie jesteś?”.
Jesteś miła, zabawna i hojna, tak bardzo hojna (oddajesz wszystko), wiesz, jak sprawić, by poczuli się dobrze, a dzięki temu sama dobrze się czujesz. Lubisz czuć się jak rzecz. Lubisz odgrywać role, stawać się pustym naczyniem, w które klient wlewa swoje oczekiwania co do tego, jaka powinnaś być, a ty je spełniasz. Brak konieczności poznania samej siebie przynosi ulgę. Część ciebie chce tego, bo wiesz, jak to działa. Część ciebie chce tego, bo uważasz, że nie zasługujesz na to, by traktowano cię z delikatnością.
Spotykasz się z mężczyzną po sześćdziesiątce w jego mieszkaniu w centrum miasta. Wynajął cię jako urodzinowy prezent dla siebie samego. Nie uświadamiasz sobie, że to dziwne, że człowiek czterdzieści lat starszy od ciebie chce z tobą uprawiać seks. Jest postawnym, wysokim, szczerym mężczyzną z dużą liczbą siwych włosów. Ma na sobie kamizelkę. Za dwie godziny płaci ci pięćset euro i bardzo ci się podoba. Jest pełen szacunku i delikatny. Spodziewałaś się trudności, bo wcześniej wysłał wiadomość tekstową, w której dokładnie opisał, jak powinnaś mieć związane włosy, ale okazuje się, że jest miły i nawet ci nie wsadza. Nawet nie widzisz jego penisa, czujesz wdzięczność, choć nie rozumiesz jeszcze dlaczego.
W młodości nie wiesz, gdzie czyha niebezpieczeństwo albo w jakiej sytuacji ktoś może cię skrzywdzić. Uczysz się tego w praktyce. Z wiekiem szybciej sobie to uświadamiasz. Że nie wszyscy starsi ludzie są mądrzy albo godni zaufania.
Otwierasz drzwi i widzisz mężczyznę, który czeka na ciebie w łóżku. Niski, lekko po pięćdziesiątce. Bardzo ciemne włosy, czarne oczy. Patrzy na ciebie wielkimi, martwymi oczami i czujesz, że coś jest nie tak. Nic nie mówi, nie uśmiecha się, nie wykonuje żadnego gestu, tylko ten bezlitosny kontakt wzrokowy. Jego spojrzenie jest lodowate, jakby był gotów zabić cię z zimną krwią. Jest jak ściana. Zagrożenie wisi w powietrzu. Szybko podnosi się w kierunku twojej klatki piersiowej i wbija szpony w twoje gardło. Robisz to dopiero od dwóch miesięcy i nie wiesz, jak zareagować. Wciąż milczy, rozpina pasek na loda i pokazuje ci penisa, jakiego w swoim krótkim życiu jeszcze nie widziałaś. Wygląda, jakby coś było z nim nie tak. Wiesz, że to nie jest normalne. Jest obrzydliwy. Nie wiesz, co robić. Ale może jest normalny i zwrócenie uwagi okazałoby się niegrzeczne. Jest dorosły, musi się na tym znać.
Zmuszasz się, by zrobić mu laskę, bo ci płaci, powiedziałaś, że to zrobisz, masz tylko dwadzieścia jeden lat, a on ponad dwa razy tyle. Czujesz go na ustach i w ustach. Czujesz jego zapach. Jesteś jednak uprzejma i przestraszona, a on płaci ci za to, żebyś to zrobiła.
Czternaście lat później wciąż będziesz żywo przypominać sobie to, jak patrzył na ciebie i jakie fizyczne odczucia to wywoływało. Ciało nie pozwoli ci tego zapomnieć.
Idziesz na studia, na których rozwijasz się w swojej dziedzinie sztuki, spotykasz się z przyjaciółmi, wszystko jest normalnie. Prostytutka funkcjonuje w innej bańce. Robisz to, kiedy tylko potrzebujesz dodatkowych pieniędzy. Lubisz ustalać terminy spotkania ze swoimi „klientami”. Robiąc takie potajemne plany, czujesz się dorosła. Lubisz dostawać gotówkę. Gdy ktoś wręcza ci sto pięćdziesiąt euro, czujesz się silna i ważna. To istotne, żeby patrzeć na zegarek, żeby na pewno nie przekroczyć trzydziestu minut, za które należy się to sto pięćdziesiąt euro. Czujesz się dorosła, wrzucając gotówkę do szuflady, często o niej potem zapominasz. Mówisz sobie, że „potrzebujesz tych pieniędzy”, ale patrząc na nie, czujesz się nieswojo, wydajesz je szybko, czasem na rachunki, częściej na jakieś rzeczy nieważne, powierzchowne, takie jak kosmetyki do makijażu, żeby tylko się ich pozbyć. To oczyszcza tę kasę, legalizuje ją, a przy tym jest lekko ekscytujące.
Pewnego razu wydajesz te pieniądze na bożonarodzeniowy prezent dla kogoś, a przyjaciel z college’u pyta, skąd miałaś tyle kasy. Odpowiadasz, że oszczędzałaś. Wydaje się, że słowa zaklejają ci buzię, jakbyś w ustach miała smołę.
Muszę być złą, straszną osobą – myślisz – żeby potrafić tak łatwo kłamać. Kłamać, skąd wzięłaś pieniądze, dokąd idziesz i gdzie byłaś. Musi we mnie tkwić jakieś niezwykłe zło.
Czasem, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, o pracy seksualnej mówi się, że to „życie” przez to, jak bardzo jest to pochłaniające. Potrafi opleść mackami gardło, blokuje cię, sprawia, że czujesz, jakby to było najłatwiejsze, najbezpieczniejsze miejsce ze wszystkich możliwych.
Jedziesz autobusem na północne przedmieścia, na spotkanie z klientem, gubisz się pośród szerokich, cichych ulic, wzdłuż których stoją olbrzymie domy. Znajdujesz adres, facet wpuszcza cię do środka. Teraz, gdy to piszesz, przypominasz sobie, że miałaś bardzo jasne włosy. Nie mówi wiele. Korytarze wypełnione są pozowanymi zdjęciami rodzinnymi – wszyscy szeroko się uśmiechają, ubrani są na czarno, trzymają sobie nawzajem dłonie na ramionach.
Lśniąca czystością kuchnia jest ogromna. On – ma ciemne włosy, jest w średnim wieku, ma łagodne rysy – opiera się o blat, pijąc kawę. Ty stoisz trochę dalej, niepewna, co zrobić z torbą, trzymasz ją przed sobą. Bierze łyk i mierzy cię wzrokiem. Jego obojętność sprawia, że zaczynasz coś bełkotać. Mógłby się uśmiechnąć. Mógłby coś powiedzieć, żeby cię uspokoić. Mógłby zażartować. Niektórzy to robią. Ten tutaj ma w nosie to, jak go widzisz.
Pyta:
– Co robisz?
Odpowiadasz, że jesteś w akademii sztuk pięknych i chcesz być rzeźbiarką. Motasz się, opowiadając o tym, a on ci przerywa.
– Nie, powiedz, co robisz. – Powietrze brzęczy, tężeje, a ty stoisz tam z tą torbą przed sobą. Wycofujesz w myślach to wszystko, co powiedziałaś, i podajesz mu listę tego, co robisz, ale już za późno. Przypuszczenie, że pyta cię o twoje życie, było idiotyczne, a teraz jesteś bezbronna. Taka naiwna, młoda i głupia.
Zabiera cię na górę do wolnej sypialni, nie odzywając się po drodze słowem. Każe ci zdjąć ubrania, robisz to. Siada na łóżku i patrzy. Mówisz sobie: To tylko godzina, łatwa godzina za dwieście pięćdziesiąt. Mogłabyś wyjść, ale nie dopuszczasz do siebie takiej myśli, ponieważ już się zgodziłaś, a tacy oschli klienci po prostu zdarzają się w tym fachu. Zostajesz więc, mimo że się boisz i czujesz się przezroczysta. Każe ci położyć się na łóżku i odwrócić. Robisz, co mówi. Nie możesz na niego patrzeć. Uprzedmiotowienie to utrata autonomii cielesnej, może się wydarzyć w ciągu sekundy. Może wystarczyć jedno spojrzenie, słowo albo rozkaz. Czujesz się najbardziej uprzedmiotowiona w życiu.
Twój umysł kurczy się, robi się taki bardzo, bardzo malutki. Opuszczasz ciało i myślisz o szkole, o tym, co będzie się działo w ciągu reszty dnia, gdy wrócisz do domu. Jesteś tylko postacią odgrywającą swoją rolę. Tak naprawdę nie jesteś teraz sobą. Nic się nie dzieje. Jedna z wielu twoich osobowości znajduje się poza tym miejscem, nie weszła na górę, jest w drodze do domu. Inna opuściła swoją cielesną powłokę, siedzi na parapecie, patrzy i śmieje się z głupoty tej dwudziestojednoletniej dziewczyny, której wydaje się, że ma jakąkolwiek władzę w którejkolwiek dziedzinie swojego życia.
Myślę, że mężczyzn mających w domu pozowane portrety swoich rodzin, na których wszyscy ubrani są w ten sam kolor, szczególnie odrzucałaby myśl, że ich córki mogłyby się zająć pracą seksualną. Ci, którzy mają dla prostytutek najmniej szacunku, to właśnie ci, których nie podejrzewałoby się o to, że płacą za seks, ci, którzy noszą w portfelach zdjęcia żon i małych dzieci. Często się mówi, że klienci się oszukują, wyobrażają sobie, że kobiety, którym płacą, w chwili spotkania pragną ich naprawdę. Nie zgadzam się z tym. Myślę, że doskonale wiedzą, co robią, i mają to gdzieś.
Nie chcesz z nim uprawiać seksu.
On zaś, robiąc to, uderza cię mocno i wiedziałaś, że tak będzie, bo napisał w esemesie, że chce brutalnego seksu, nie możesz więc tak naprawdę narzekać.
Już po nie mówi dziękuję ani do widzenia. Kiedy wychodzisz, wykrzywia twarz, próbując wymusić uśmiech.
Wsiadasz do autobusu. Masz wrażenie, że jakoś bardzo go nie uszczęśliwiłaś. Nie sprawiłaś się. Jesteś odpowiedzialna za przyjemność, jaką odczuwa, spędzając z tobą czas. Jeśli mężczyzna nie jest zadowolony, to twoja wina. Musisz zrobić tak, żeby był zadowolony. Płacą za taki rodzaj seksu, jakiego chcą, a nie za to, co jest dla ciebie bezproblemowe. To nie o ciebie chodzi. Nawet w związku czasem trudno jest określić swoje potrzeby i granice. Ale tutaj płacą ci, żebyś sprawiała przyjemność, wytrzymała to, dała radę, a nie za to, żeby tobie było dobrze. „Nieważne, czy im [prostytutkom] to się podoba, czy nie. Ważne jest tylko to, że się na to godzą”, jak napisał jeden z klientów na internetowym forum.
Doskonale wiesz, że tak naprawdę uprawiałaś seks z mężczyzną, z którym nie chciałaś tego robić. Zdradziłaś siebie samą. Potrzebujesz, żeby klienci dowartościowali cię, nienawidzisz ich, kiedy sprawiają, że czujesz się wykorzystana, porzucona i skrzywdzona. Potem potrzebujesz ich bardziej.
Ten człowiek w średnim wieku miał traktować cię jak istotę ludzką. Powinien był dostrzec, że masz dwadzieścia jeden lat i co to znaczy. Być może gdyby to zrobił, to nie przypominałabyś go sobie wciąż, dużo, dużo później.
W autobusie, trzymając pieniądze w ręku, czujesz się trochę lepiej.
Czasem czujesz, że może dojść do przemocy, ale nie dochodzi. Już prawie jest – ostre pociągnięcie za włosy albo dłoń obejmująca brodę. Ale niewystarczająco mocne, żeby to przerwać. Nie możesz wiedzieć, jakie ma zamiary, najłatwiej i najbezpieczniej więc jest pozwolić sprawom biec swoim torem i zapobiec eskalacji. Tak samo jak robią to kobiety, które mają do czynienia z drapieżcami seksualnymi poza biznesem. Myślisz: to będzie trudny przypadek, akceptujesz i poddajesz się tym trudnościom. Robisz tak ze wszystkimi mężczyznami, cały czas.
Podczas seksu jesteś zdana na łaskę klienta, który zapłacił za to, by uprawiać seks tak, jak chce. Gdy mówi „odwróć się”, odwracasz się. Gdy spycha cię w dół na obciąganie, obciągasz mu. Zaciskają ci ręce na gardle. Ciągną cię za włosy. To wszystko dzieje się tak szybko, że nie ma czasu na rozważanie, jak się czujesz. Jak można negocjować zgodę na coś, skoro zapłacono ci, żeby robić właśnie to, z czym chciałabyś dyskutować?
Jeśli chodzi o penetrację, niewiele można zrobić, żeby zachować kontrolę. Jak głęboko, jak szybko – to wszystko zależy od mężczyzny. Dlaczegóż by jednak ci mężczyźni mieli zastanawiać się nad tym, co będzie w porządku dla ciebie? To jakby zastanawiać się, czy podająca ci kawę kelnerka rzeczywiście czerpie przyjemność z tego, co robi.
Jeden z mężczyzn tak mocno opiera się o twoją klatkę piersiową, że nie możesz oddychać. Zgniata cię, jednocześnie mówiąc ci coś do ucha. Najspokojniejszym, na jaki cię stać, głosem prosisz go, by się przesunął. To właśnie są realia opłacanego seksu. Nie chodzi o eskapady, podczas których obie strony radośnie eksplorują swoją seksualność. Chodzi o to, by dać się wyruchać za pieniądze i udawać, że wszystko jest w porządku.
Są też „mili” klienci. Większość z nich, pomijając przemoc polegającą na tym, że penetrują cię za pieniądze, nie była brutalna. Z wieloma można było się pośmiać i spędzić czas też później. To nie znaczy, że to, co zrobili, było w porządku. Z dystansu wydają się nawet gorsi, a ich zdrada cięższa.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Judith Lewis Herman, Trauma. Od przemocy domowej do terroru politycznego, przeł. Maria Reimann, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2020, s. 11. (Wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki). [wróć]
Oficjalna rezydencja prezydenta Irlandii. [wróć]
Niższa oraz wyższa izba irlandzkiego parlamentu. [wróć]