Życie mimo wszystko. Rozmowy o samobójstwie - Halszka Witkowska - ebook + audiobook

Życie mimo wszystko. Rozmowy o samobójstwie ebook

Witkowska Halszka

4,7

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Każdy z nas słyszał o kimś, kto odebrał sobie życie. Ale czy każdy z nas rozumie, dlaczego? Czy zastanawiałeś się, o czym myśli człowiek na chwilę przed targnięciem się na swoje życie? A może sam stanąłeś kiedyś na krawędzi i wiesz to z doświadczenia? Nieważne, czy podpiszesz się pod pierwszym, czy pod drugim zdaniem – w obu przypadkach ta książka jest dla Ciebie. Halszka Witkowska, znana polska specjalistka w dziedzinie suicydologii, wykorzystując swoją wiedzę i doświadczenie oraz garść statystyk, wyjaśnia, co kryje się za słowem „samobójstwo”. W "Życiu mimo wszystko" odpowiada na wiele pytań dotyczących tego niezwykle trudnego, od lat uznawanego za społeczne tabu tematu. Z jej opowieści dowiesz się… • …czy to prawda, że co roku więcej Polaków traci życie w wyniku samobójstwa niż w wypadkach drogowych, • …co zawierają listy pożegnalne samobójców, • …dlaczego jedną z największych grup ryzyka są weterynarze, • …jaki wpływ na samobójstwa dzieci i młodzieży mają internetowi influencerzy, oraz • …co sprawia, że człowiek przestaje chcieć istnieć?

Halszka Witkowska - suicydolog, a także pomysłodawczyni i koordynatorka pierwszej w Polsce platformy edukacyjno-pomocowej dla osób w kryzysie samobójczym i ich bliskich "Życie Warte Jest Rozmowy". Za swoją misję uważa upowszechnianie wiedzy na temat zapobiegania samobójstwom, co czyni zarówno jako badaczka i wykładowczyni na Uniwersytecie Warszawskim, jak i aktywistka społeczna. Jest sekretarzem Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego i ekspertem Ministerstwa Zdrowia. Dotąd opublikowała między innymi dobrze przyjętą pracę naukową "Samobójstwo w kulturze dzisiejszej. Listy samobójców jako gatunek wypowiedzi i fakt kulturowy" (2021) oraz była jednym z redaktorów naukowych publikacji "Autodestrukcja. Sytuacje graniczne we współczesnej kulturze" (2020) i "Nikt nie chce umierać. Autodestrukcja w perspektywie kulturowej" (2022). Trenuje jeździectwo, uczestniczy w zawodach.

Szymon Falaciński - dziennikarz freelancer, od niedawna związany z "Newsweek Polska". Aktywny harcmistrz oraz pracownik planów teatralnych i filmowych. Wierzy w możliwość interdyscyplinarnej wymiany doświadczeń. Mieszka w Warszawie z psem Chałką, a wolne chwile stara się spędzać z dala od zgiełku miasta.V

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 264

Oceny
4,7 (212 oceny)
152
46
14
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
paulynska

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo potrzebna pozycja. Od dziś wiem co to pierwsza pomoc emocjonalna i zamierzam jej używać
20
Madzka210

Nie oderwiesz się od lektury

Powinna być lekturą obowiązkową w szkołach i na uczelniach. Zresztą powinna być w każdym domu.
10
Katty252

Dobrze spędzony czas

Tematyka suicydalna wciąż jest w Polsce tematem taboo. Nie rozmawiamy o samobójstwach, udajemy, że nie istnieją, być może obawiamy się efektu Wertera, o którym słyszymy już w szkole. Okazuje się jednak, że istnieje również coś zupełnie odwrotnego - efekt Papanego. Jak o wszystkim innym, tak i o samobójstwach można wypowiadać się w przestrzeni publicznej, ale należy robić to mądrze i odpowiedzialnie. I właśnie tak do tego delikatnego tematu podchodzi ta książka. Polecam każdemu.
10
Chassefierre

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ważna i rzetelną rozmowa na temat samobójstw i osób znajdujących się w kryzysie psychicznym. Każdy powinien ją przeczytać - polecam!
10
EwaRu

Dobrze spędzony czas

,,życie warte jest rozmowy,, Zawsze.❤
10

Popularność




Copyright © Halszka Witkowska, 2022

All rights reserved

Projekt okładki

Paweł Panczakiewicz

Ilustracja na okładce

© Fanatic Studio / Gary Waters | Getty Images

Redaktor inicjująca

Jadwiga Mik

Redakcja

Renata Bubrowiecka

Korekta

Marta Stochmiałek

Grażyna Nawrocka

ISBN 978-83-8295-749-5

Warszawa 2022

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

Tym, których nikt nie wysłuchał

Jeżeli tutaj jesteś, to znaczy, że mamy czas. Pamiętaj – to, że teraz czujesz się bardzo źle, nie oznacza, że ten stan będzie trwał już zawsze. W tej chwili dopadają Cię złe i smutne myśli. One miną. Nie pozwól, aby przejęły nad Tobą kontrolę. To, jak teraz się czujesz, niekoniecznie zależy od Ciebie. Może kilka spraw się na to nałożyło? Może w tej chwili masz wrażenie, że pewne rzeczy w Twoim życiu posypały się jak domek z kart? Pamiętaj, to właśnie w tym momencie tak o tym myślisz. Jutro może spojrzysz na to inaczej. Nie jesteśmy w stanie wszystkiego zaplanować i nad wszystkim zapanować. To, że w ostatnim czasie spotkało Cię dużo złego, nie oznacza, że za kilka dni coś w Twoim życiu nie odmieni się na lepsze.

Daj sobie szansę. Daj sobie czas. Pomyśl o swoich bliskich. Daj szansę, aby oni pomogli Tobie. Jeśli nie chcesz się z nimi dzielić swoimi problemami – poszukaj pomocy. Każdy dzień może być niespodzianką. Daj szansę życiu, bo może Cię jeszcze pozytywnie zaskoczyć. Zmęczenie kiedyś minie, ból złagodnieje, w Twoim otoczeniu pojawi się radość. Daj sobie szansę! Jesteś wyjątkową osobą, pamiętaj o tym.

Każdy z nas zostawia jakiś ślad w innych ludziach. Nawet nie wiesz, ile osób może być Ci wdzięcznych za coś, co zostało przez Ciebie zrobione lub powiedziane. Możesz być inspiracją dla kogoś, nawet o tym nie wiedząc. Nie oceniaj siebie zbyt surowo, pozwól sobie na smutek, na niedoskonałości. Masz do nich prawo. Tak samo jak masz prawo do szczęścia. Ono przyjdzie, tylko pozwól mu zapukać do Twoich drzwi.

STULECIA BÓLU I POGARDY

O tabu wokół samobójstwa

Dlaczego samobójstwo jest tematem tabu?

Boimy się tego, czego nie rozumiemy, a śmierć w wyniku samobójstwa jest nienaturalna i przez to dla większości ludzi niezrozumiała. W kulturze europejskiej często traktowano ją jako pewnego rodzaju wynaturzenie, coś strasznego, a nawet groźnego. Nie wiadomo było, z jakiego powodu następowała – uważano, że może mieć związek z opętaniem albo klątwą.

Wyróżniłabym trzy czynniki, które miały na to wpływ: społeczny, prawny i religijny. To one spowodowały, że tabu związane z samobójstwem rozrosło się do takich rozmiarów. Jednak znamy z historii przykłady kultur, które samobójstwo odbierały wręcz pozytywnie. Mówię tu chociażby o wikingach, u których to był jeden z rodzajów honorowego odejścia ze świata. Śmierć na polu bitwy była przejściem do Walhalli, czyli nieba mitologii nordyckiej. A jeśli to się nie udało, kolejną metodą było właśnie odebranie sobie życia. Innym przykładem będą Inuici, nazywani do niedawna Eskimosami. W tych społecznościach osoby starsze odbierały sobie życie, aby reszcie rodziny było lżej. Kolejny przykład to podejście do samobójstwa jako honorowego rozwiązania sytuacji, w której urażona została godność danej osoby. W starożytnym Rzymie czy w Japonii dowódca armii, który poniósł militarną porażkę, często odbierał sobie życie pod ciężarem doznanego uszczerbku na honorze.

Warto dodać, że większość książek o tematyce suicydologicznej zaczyna się od filozoficznego ujęcia samo­bójstwa. Na pierwszy plan wychodzą wtedy Grecy i Rzymianie. Ale niestety często uproszczone zostaje podejście starożytnych do tego problemu. Mówi się o tym, że akceptowali oni bezwarunkowo dobrowolną śmierć. To nie jest prawda. W Fedonie Platon ustami Sokratesa wyraża pogląd, że samobójstwo nie jest dobrym rozwiązaniem, ponieważ to nie my postawiliśmy się na „posterunku życia”. Postawiła nas tam siła wyższa i nie do nas należy decyzja o zakończeniu „warty”, jaką jest życie. Lubię rozwijać tę myśl i porównywać ją do sytuacji osoby, która jest w kryzysie samobójczym. Jeśli człowiek w kryzysie chce opuścić wartę, to naszym obowiązkiem społecznym jest przywrócić mu siłę, a także nadzieję, żeby nadal na tym „posterunku życia” mógł stać. I to jest też pośrednia odpowiedź na to, czy wszystkim da się pomóc.

Wiadomo jednak, że choć Sokrates nie akceptował idei samobójstwa, sam zdecydował się odebrać sobie życie. Jak to rozumieć?

Obok Sokratesa stawia się niekiedy także Chrystusa, porównując ze sobą nawzajem dwóch bardzo kontrowersyjnych „samobójców”. To niemądre. Wiemy, że Sokrates nie miał wyjścia, na niego już zapadł wyrok śmierci. Oczywiście wtedy niektórzy powiedzą, że mógł przecież uciec. Lecz Sokrates nie uciekł z bardzo prostej przyczyny. Miasto go konstytuowało. Ateny i prawo, które w nich obowiązywało, były dla niego najważniejsze. Uchylając się od wyroku, złamałby reguły, które były dla niego świętością. Dlatego Sokrates nie był samobójcą. Chciał być wierny swoim wartościom moralnym, a jedyną drogą do tego okazała się śmierć. Z kolei przypadek Chrystusa był omawiany przez Tertuliana, który uważał, że Chrystus był samobójcą, bo wiedział, że jego przeznaczeniem jest umrzeć, i świadomie poszedł na śmierć. Nie zrobił nic, aby tego uniknąć, a przecież mógł. Jednak w tym przypadku mówimy o ofiarowaniu siebie. To nie jest tak, że Jezus sam chciał umrzeć. On wypełnił wolę Boga.

Często słyszę od studentów pytanie, czy zapobieganie samobójstwom nie jest odbieraniem praw człowiekowi. Słyszałam też takie zarzuty, że przecież człowiek ma wolną wolę w związku z tym, ma także prawo odebrać sobie życie.

I co pani im odpowiada?

Odpowiadam: oczywiście, wolna wola decyduje o naszym człowieczeństwie, jest jego podstawą. Nie mamy prawa nikogo zmuszać do życia. Chodzi jednak o to, że naszym ludzkim obowiązkiem jest pomóc na tyle, na ile możemy. Człowiek w kryzysie jest często w stanie zawężenia poznawczego i nie może racjonalnie ocenić swojej sytuacji. Dlatego udzielając pierwszej pomocy emocjonalnej, powinniśmy na początek pomóc mu wyjść z tego kryzysu. Warto jednak pamiętać o osobach śmiertelnie chorych, cierpiących na chroniczny ból, tych, które nie mają perspektywy na polepszenie swojej sytuacji. Jeśli według nich ich życie jest poniżej ludzkiej godności i sprawia tylko cierpienie, to należałoby uszanować ich decyzję.

Powinniśmy zawsze brać pod uwagę, czy jesteśmy w stanie cokolwiek zaoferować osobie, która w wyniku cierpienia fizycznego, psychicznego lub z innego powodu chce odebrać sobie życie. Innymi słowy, pomagamy na tyle, na ile możemy, staramy się przywrócić chęć życia, pomóc tak, aby to życie było możliwe, ale nikogo nie możemy do niczego zmusić.

I tu zwykle pojawia się pytanie o eutanazję, prawda?

To zawsze jest gorąca dyskusja. Są trzy kwestie, które społecznie zawsze budzą duże emocje i związane są ze stawianiem granicy pomiędzy życiem a śmiercią: eutanazja, kara śmierci oraz aborcja. Jeśli chodzi o karę śmierci czy eutanazję, to zawsze odczuwam lęk, kiedy myślę o oddaniu tak ważnej kwestii w ręce machiny administracyjnej. Kto będzie decydował? Gremium lekarzy? Kto będzie ich powoływał? Jak oni będą odróżniać, kto cierpi bardziej, a kto mniej? Jak ci lekarze będą znosić to obciążenie? Że to od nich zależy czyjeś życie. Przecież przysięga Hipokratesa dotyczy ratowania życia, a nie jego odbierania. A co z możliwymi nadużyciami? Kilka lat temu we Włoszech był taki przypadek, że kobieta cierpiąca na depresję pewnego dnia wyszła z domu i nie wróciła. Najbliżsi zgłosili jej zaginięcie. Niestety, kolejne dni poszukiwań nie przynosiły rezultatów. Ktoś z rodziny znalazł w sypialni list z fundacji oferującej eutanazję. Natychmiast wykonał telefon, by upewnić się, czy zaginiona kobieta nie zgłosiła się do nich. Otrzymał informację, że nikt o takim nazwisku z nimi się nie kontaktował. Mijały kolejne tygodnie poszukiwań. Po trzech miesiącach pracownik wspomnianej fundacji zadzwonił do rodziny zaginionej kobiety z informacją, że poddała się ona eutanazji i cały majątek przepisała na tę fundację. Boję się właśnie takich sytuacji. A na koniec, co zrobić z faktem, że ludzie czasem w ostatniej chwili zmieniają zdanie? Mamy wiele takich relacji osób, które przeżyły próbę samobójczą. Opowiadają na przykład, że najgorszym momentem był ten, kiedy wiedzieli, że nie mogą już cofnąć swojej decyzji. Przecież w człowieku do końca odbywa się walka życia ze śmiercią. Oczywiście z teoretycznego punktu widzenia na każdym etapie procedury eutanazji pacjent może zmienić zdanie i zatrzymać całe postępowanie. Ale gdy zostanie naciśnięty przysłowiowy guzik, nie będzie już odwrotu.

Odnoszę wrażenie, że warto byłoby spróbować stworzyć ramy do realizowania w ujęciu społecznym tego, co udało nam się już stworzyć w ramach medycyny czy farmacji. Uczymy się przecież tego, jak to nasze biologiczne życie przedłużyć i naprawić. Zwróćmy uwagę, jak mało czasu poświęcamy na to, żeby uczyć ludzi, jak dać innym motywację do życia. Czy my mamy w ogóle takie studia? Uratować samobójcę nie oznacza tylko wyleczyć go pod względem fizycznym. Wyzwaniem jest na nowo wzbudzić w nim chęć do życia.

Wspomniała pani o kulturach, w których samobójstwo było akceptowane. Które z nich mogły mieć wpływ na naszą dzisiejszą rzeczywistość?

Myślę, że w tym kontekście zawsze wspominało się przede wszystkim świat antyczny, choć popularność informacji dotyczących kultury Japonii też miała swoje znaczenie. Japonia to była zawsze dla nas Europejczyków fascynująca egzotyka. Z jednej strony budziła zachwyt z powodu swojej odmienności, a z drugiej poprzez swoje skomplikowanie i barierę językową była zupełnie niedostępna. O starożytnych natomiast zawsze uczono nas w szkole. Jednak w tej potocznej opowieści jest wiele uproszczeń. Warto pokazać to na konkretnym przykładzie. Grecy dopuszczali samobójstwo w niektórych przypadkach. Zwłaszcza jeśli dalsze życie urągało godności człowieka lub kiedy nie było innego wyjścia. Należy jednak pamiętać, że Arystoteles stanowczo przeciwstawiał się samobójstwu, uważając je za czyn wymierzony w dobro wspólnoty. Po drugiej stronie tego sporu stał Hegezjasz, który przekonywał swoich uczniów, że samobójstwo jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Nazywano go nawet nawoływaczem do śmierci. Więc z tą Grecją klasyczną to nie była taka oczywista sprawa. Jeśli zaś chodzi o Japonię, to musimy wspomnieć o harakiri czy inaczej seppuku. W japońskiej tradycji mówi się o tym, że odebranie sobie życia jest słusznym i honorowym wyjściem z określonych sytuacji. Podobne podejście w świecie antycznym mieli także Rzymianie. Mamy też kamikaze, czyli pilotów japońskich z czasów drugiej wojny światowej, którzy mieli wybierać się w samobójcze misje, aby poświęcić swoje życie dla wyższego celu, jakim było pokonanie wroga, a także ocalenie ojczyzny. Wymienione przeze mnie przypadki zaliczamy do tak zwanych samobójstw altruistycznych, czyli takich, w których śmierć nie jest celem, tylko środkiem do jego osiągnięcia, a życie jednostki ma mniejsze znaczenie od wyznaczonych przez wspólnotę wartości.

Kamikaze to jednak zjawisko, które zostało propagandowo przeforsowane jako rozwiązanie w określonej sytuacji militarnej.

To prawda. Miało ukazać, że japońscy wojownicy są tak bardzo oddani ojczyźnie, że mogą zginąć dla sprawy. No i jeszcze jeden przykład kulturowo osadzonego samobójstwa, też z Japonii: jeżeli kochankowie nie mogli być razem, to akceptowane było wspólne odebranie sobie przez nich życia. Warto jednak, abyśmy skupili się na kulturze europejskiej, w której to tabu było dosyć mocne i pokłosiem tego jest dzisiejsza sytuacja. Powiedzieliśmy sobie o trzech korzeniach tego tabu – prawnym, społecznym i religijnym. Zacznijmy od tego najprostszego, czyli prawnego.

W naszym kraju samobójstwo nie jest karane. Penalizowane jest natomiast podżeganie do niego lub namowa. Mówi o tym art. 151 Kodeksu karnego, który przewiduje za to karę do pięciu lat pozbawienia wolności. Natomiast pamiętajmy, że kiedyś karane było zarówno samobójstwo, jak i próba samobójcza. Konsekwencje za śmierć samobójczą członka rodziny ponosili jego bliscy. Ta praktyka stosowana była już w starożytnej Grecji, ponieważ samobójcę traktowano jako kogoś, kto uszczupla dobro wspólnoty. Czyli działa przeciwko niej, przeciwko innym, bo jako obywatele jesteśmy jednym organizmem. W kolejnych stuleciach odebranie majątku zostało zastąpione odarciem z tytułów szlacheckich. Rodzina doświadczała ostracyzmu społecznego i dodatkowo jeszcze ruiny materialnej. Kolejną konsekwencją stosowaną wobec samobójców była odmowa pochówku, ale o tym zaraz powiemy w kontekście religijnym. Natomiast oprócz rodziny bardzo często karane było ciało samobójcy. Wleczono je za końmi, rozwieszano na murach… Wszystko w celu odstraszenia osób, które mogłyby również myśleć o odebraniu sobie życia.

A co z próbami samobójczymi?

Proszę sobie wyobrazić, że jeszcze w dziewiętnastowiecznej Anglii potrafiono skazać za próbę samobójczą na karę śmierci. To jest dopiero idiotyczne! O tym pisze Al Alvarez w Bogu Bestii. Z kolei na wyspie Man, która jest dependencją korony brytyjskiej, jeszcze w 1969 roku wymierzano za próbę samobójczą karę chłosty ze względu na uszczerbek społeczny i deprawujący wpływ na resztę wspólnoty. Samobójstwo jednostki nawet dzisiaj jest przecież bardzo dużą stratą finansową dla państwa, zwłaszcza jeżeli dotyczy człowieka między trzydziestym a sześćdziesiątym rokiem życia. Państwo opłaciło przecież jego wykształcenie i opiekę medyczną, prawda? I ta osoba w wieku największej produktywności, kiedy powinna spłacić ten „dług”, odbiera sobie życie. Profesor Adam Czabański, socjolog i suicydolog, wycenił nawet kiedyś koszt, który skarb państwa ponosi na skutek śmierci obywatela. Jedna osoba to strata sześciuset tysięcy złotych rocznie dla polskiego budżetu, a jeśli spojrzymy na pełen bilans samobójstw według policyjnych danych, to co roku z budżetu państwa znikają trzy miliardy złotych. Niemało.

Czyli samobójstwo było karane nie tylko jako czyn szkod­liwy społecznie, ale też ekonomicznie…

O jednego zdolnego do pracy człowieka mniej, o jednego ojca czy o jedną matkę mniej. Penalizacja wiązała się z pragmatyką. Odstraszano od tego ludzi, ponieważ samobójstwo obywatela jest dla państwa niekorzystne.

A jaką w tym wszystkim rolę odegrała religia?

Skupmy się na chrześcijaństwie, ponieważ ta tradycja miała największy wpływ na kształtowanie się europejskiej kultury. Zacznę może od tego, że w Starym Testamencie nie ma jednoznacznie negatywnej oceny samobójstwa. Nie pojawia się nigdzie twierdzenie, że jest ono czymś złym. W przypadku Nowego Testamentu i samobójstwa Judasza pamiętajmy, że Judasz jest negatywną postacią, ale sposób, w jaki umiera, nie jest szczególnie piętnowany. Natomiast we wczesnym chrześcijaństwie pod wpływem presji ze strony Rzymian chrześcijanie zaczynają widzieć w samobójstwie drogę „na skróty” do świętości oraz męczeństwa. Byli nawet tacy, którzy stawali naprzeciwko wojska i rzucali się na miecze, aby ponieść śmierć męczeńską. Z tego korzenia wyrósł ruch zwany donatyzmem. Donatyści głosili ideał entuzjastycznego męczeństwa – odbierali sobie życie w imię zbawienia. Zostali jednak potępieni przez Kościół na kilku synodach – nie tylko z tego powodu.

Gdyby chrześcijanie kontynuowali tę praktykę, to nie dotrwaliby do naszych czasów.

Zgadza się. Jeden z Ojców Kościoła, św. Augustyn, jako pierwszy zwrócił uwagę na to, że przykazanie „Nie zabijaj” odnosi się także do siebie samego. Zabijając siebie, popełniasz jeden z siedmiu grzechów głównych, gdyż to nie ty dałeś sobie życie. Ono jest darem od Boga. W ten sposób zablokował drogę, w którą chrześcijaństwo mogłoby skręcić, gdyby za przykładem donatystów poszła reszta wiernych. Św. Augustyn zauważył jeszcze jeden problem związany z odbieraniem sobie życia. Chodziło o kobiety, które w obliczu zagrożenia gwałtem i grzechem cudzołóstwa uciekały się do samobójstwa jako sposobu na uratowanie się przed utratą honoru. Augustyn w swoim dziele O państwie Bożym napisał, że w momencie, gdy niewiasta nie zgadza się na pożycie seksualne i mimo to zostanie wzięta siłą, to jej dusza nie jest grzeszna, bo się przeciwstawiała. Ciało zostało „zbrukane”, ale bez udziału woli nie ma grzechu.

Czyli piętnowanie samobójstwa zaczęło się od próby ratowania chrześcijaństwa przed ofiarami męczeńskimi?

Zaczyna się to bodajże synodem w Arles w 314 roku, który został zwołany w celu rozwiązania sporu pomiędzy donatystami a resztą chrześcijan. Zakazano śpiewania psalmów na pogrzebie samobójcy, na kolejnych synodach zabroniono odprawiania liturgii i na końcu – pochówku w poświęconej ziemi. Śmierć samobójcy została wyprowadzona poza nawias rytuałów religijnych, a bliscy stracili możliwość godnego pożegnania. Dodatkowo pojawiły się wspomniane już prawne metody karania samobójcy i jego rodziny.

Trwale napiętnowano osoby, które tak naprawdę potrzebowały pomocy.

Wskutek tego zaczęła budować się ludowa narracja wokół tego zjawiska. Tworzono podania o złych duchach nakłaniających do samobójstwa, legendy, że dusza samo­bójcy powraca do żywych, żeby ich prześladować. Na terenach słowiańskich uważano, że osoba, która targnęła się na własne życie, po śmierci wraca jako strzygoń albo wampir. Z tego powodu na przykład chowano samobójcę pod skrzyżowaniem dróg, żeby zabłądził, wrzucano ciało do beczki i spławiano rzeką, wynoszono je przez okno albo przenoszono pod progiem drzwi, żeby nieszczęśliwa dusza nigdy nie wróciła do domu, wreszcie odcinano głowę lub rękę, którą próbował sobie odebrać życie. W Krzyżakach Henryka Sienkiewicza znajdziemy opis specjalnie ułożonego kopca z kamieni na grobie Zyg­fryda, a bohaterowie rozmawiają o tym, że ludzie boją się grobu samobójcy. Boją się także, że złe duchy mogą się do nich przyczepić, nawet jeśli będzie się zaledwie przejeżdżać obok mogiły. Tym samym w ludowej świadomości powstały trwałe mity związane z samobójstwem.

Czyli tabu powstało na gruncie religii chrześcijańskiej, ale do obecnych rozmiarów urosło już za sprawą kultury ludowej. Jak to się stało, że jest ono tak trwałe i nadal ma tak duży wpływ na nas?

No właśnie, przecież nikt już teraz nie wynosi samo­bójcy przez okno czy nie okalecza zwłok, nie odbiera się też majątku rodzinie. Ale ten strach i podejście, że to coś dziwnego, wstydliwego i brudnego, pozostały głęboko zakorzenione w naszej świadomości. I na ich podstawie powstały zupełnie nowe mity.

Pozostał pierwotny powód powstania tabu, czyli brak zrozumienia samobójstwa, a przez to strach przed nim…

Po czasach, w których samobójca i jego rodzina byli poddawani karom, doczekaliśmy się bardziej zniuansowanego stanowiska. Takim momentem zmiany w postrzeganiu śmierci samobójczej był renesans. Powstała pierwsza książka ukazująca ten problem w kontekście wolnej woli – Biothanatos Johna Donne’a.

Na ile powszechna była ta zmiana podejścia?

To było raczej jedno ćwiczenie literackie, wynikające z osobistego pociągu ku śmierci samobójczej samego autora. Próbował on w swoim dziele przeprowadzić teoretyczną obronę samobójstwa na przekór myśli średniowiecznej. Inne podejście, oparte tym razem na współczuciu, przedstawił Robert Burton w opublikowanej w 1621 roku Anatomii melancholii. W oświeceniu kontrowersje wokół samobójstwa narastały. Wielcy myśliciele, tacy jak Hume, Voltaire czy Montesquieu, starali się problem dobrowolnej śmierci poddać racjonalnej analizie. W 1777 roku została opublikowana książka, w której Hume przedstawia swoje oburzenie wobec prymitywnego i przesądnego podejścia do samobójstwa. Oświeceniowi inteligenci mieli dość ludowych zabobonów związanych z tym tematem. Potem nadszedł romantyzm, w którym myśl o samobójstwie była spójna z przekonaniem, że autentyczne i uczuciowe życie nie powinno trwać więcej niż trzydzieści lat. Popularny stał się motyw samobójstwa z miłości oraz samobójstwa motywowanego patriotyzmem, szczególnie rozpowszechniony w polskiej wyobraźni zbiorowej. Pisał o tym między innymi Stefan Chwin w książce Oddać życie za Polskę. Oczywiście obie te koncepcje funkcjonowały w kulturze od wieków, ale dopiero romantyzm dodał do tego motywu nutkę tajemnicy oraz głębi emocjonalnej.

A jak było później?

W kolejnych latach do samobójstwa, podobnie jak do biedy, zaczęto podchodzić jako do problemu społecznego. W sposób wyjątkowo wnikliwy przyglądał się temu zagadnieniu Fiodor Dostojewski. Wielkiego pisarza intrygował fakt, że w Rosji coraz więcej młodych osób odbiera sobie życie. Często w swoich dziełach łączył to zjawisko z szerzącym się wtedy nihilizmem. Interesowały go nie tylko doniesienia z gazet dotyczące samobójstwa, ale także listy pożegnalne i pojedyncze historie, które udało mu się zasłyszeć na ulicy. W jego twórczości samobójstwo staje się problemem, któremu stara się on przyjrzeć z bardzo wielu perspektyw. Od śmierci w wyniku psychicznego znęcania się męża nad żoną w opowiadaniu Łagodna, po ideologiczne podejście do śmierci samobójczej, które prezentował Kiryłłow w Biesach, po śmierć Stawrogina, który zwraca się w jej stronę pod wpływem ciężaru zła, jakie wyrządził. Wyjątkowym przypadkiem jest krótkie opowiadanie Sen śmiesznego człowieka, w którym próba samobójcza staje się momentem wyjścia do życiowej odmiany głównego bohatera. I tak powoli w wieku dwudziestym samobójstwo zaczęło stawać się zagadnieniem dla specjalistów. Coraz rzadziej się o nim mówiło, traktując je jak problem, którym nie warto się nawet zajmować, niczym łamigłówka nie do rozwiązania, zjawisko z marginesu społecznego, w którym mieszczą się chorzy psychicznie, artyści, biedota lub skrajni desperaci. Z jednej strony był to temat patologii społecznej, a z drugiej materiał do rozważań dla filozofów. Camus nazwał przecież samobójstwo najważniejszym problemem filozoficznym i faktycznie ten temat podejmowany był wielokrotnie przez europejskich myślicieli. Natomiast dopiero w 1960 roku powstaje pierwsze międzynarodowe Stowarzyszenie na rzecz Zapobiegania Samobójstwom. Wśród jego założycieli znalazł się wybitny suicydolog Erwin Ringel. W Polsce początek działań Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego to dopiero rok 2003, pierwsza kampania społeczna to rok 2018, pierwsze studia z zakresu suicydologii – rok 2021. Ale przyglądając się współczesnej kulturze popularnej, mam wrażenie, że nasze wyobrażenia dotyczące samobójstwa są nadal zanurzone na poły w romantyzmie, na poły w oświeceniu. Czyli z jednej strony zdajemy sobie sprawę, że istnieje taka „patologia społeczna”, a z drugiej mało o niej wiemy i swoje wyobrażenia budujemy na romantycznym wizerunku samobójcy, który jest albo nieszczęśliwie zakochanym, albo niezrozumianym artystą, albo życiowym nieudacznikiem i tchórzem.

Wydaje się nam, że samobójstwo popełniają osoby wyjątkowo wrażliwe, zagubione, niepasujące do współczes­nego świata. A może to kolejny mit?

Lub kochające tak bardzo, że odbierają sobie życie z miłości. Proszę więc zwrócić uwagę, że mimo pewnego sukcesu – wydostania się tematyki zachowań samobójczych na światło dzienne – cały czas pozostajemy na powierzchni tego zagadnienia, przebijają się wciąż romantyzujące śmierć samobójczą wyobrażenia, a tym samym jesteśmy nadal daleko od niesienia realnej pomocy osobom w kryzysie. Dalej oceniamy ten akt rozpaczy z zewnątrz. Zwróćmy uwagę, że w dwudziestym wieku po doświadczeniu pierwszej i drugiej wojny światowej człowiek zmienił podejście do śmierci. Nagle zaczęła go otaczać z każdej strony, bo miała wymiar masowy, powszechny. Ludzie przestali rozumieć ją w dotychczasowy sposób, bo stała się wszechobecna i nie widzieli w niej żadnego sensu. Ginęli młodzi, starzy, potem musieliśmy zaakceptować doświadczenie ludobójstwa, jakim było Shoah czy Wielki Głód w Ukrainie, w trakcie którego śmierć poniosło według niektórych źródeł nawet dziesięć milionów ludzi. Jean Améry w swojej książce Podnieść na siebie rękę pisał, że dla niego po doświadczeniu obozowym nie ma już języka i możliwości komunikacji. Świat stał się dla niego miejscem pozbawionym jakichkolwiek wartości moralnych, a w takim świecie nie da się już żyć. Traumatyczne wydarzenia pokazały mu, jak niewiele potrzeba, aby odebrać człowieczeństwo drugiemu człowiekowi. W dwudziestym wieku artyści z kolei zaczynają nawiązywać do samobójstwa jako sposobu wyrażenia siebie w świecie, w którym – jak mawiał Adorno – nie ma już miejsca na sztukę, bo nie mamy języka, którym moglibyśmy nazwać to całe cierpienie, którego doświadczyliśmy. Syl­via Plath w swoich wierszach pisała o tym, że próba samobójcza to moment, w którym twórca okupuje swoją drogę artystyczną igraniem ze śmiercią. Al Alvarez tłumaczył ten zwrot ku śmierci chęcią podjęcia próby, w której artyści składają siebie na stole ofiarnym Boga Bestii, żeby w ogóle mogli tworzyć, bo Bóg Bestia wymaga od nich krwawych ofiar.

A czym jest samobójstwo w kulturze dzisiejszej?

Najpierw musimy zadać sobie pytanie, czym jest śmierć. Myślę, że staramy się tak mocno wypchnąć ją z naszej kultury, że zachowujemy się tak, jakby nie istniała w ogóle. Chowamy się przed nią, zakrywamy oczy, by na nią nie patrzeć, skupiamy się na ciele i na tym, co może przynieść życie, jesteśmy skoncentrowani bardzo mocno na przedłużaniu naszej biologicznej egzystencji. Nasi najbliżsi nie umierają już po domach, ale w szpitalach. Resztki rytuału pożegnania się ze zmarłymi pozostały w praktykach religijnych, ale one z kolei stały się pewnymi ozdobnikami. To jest tym ciekawsze, że pochówek wydaje się jedną z ważniejszych rzeczy, które odróżniają nas od zwierząt. Słonie też mają cmentarzyska, ale my zbudowaliśmy kulturę wokół umierania. W centrum każdej religii jest obrządek pochówku. Co robimy ze zmarłym, czy mamy go gdzie odprawić? Naturalnie pojawia się pytanie o Boga, prawda? A my w czasach sekularyzacji, kiedy odchodzimy od duchowości, a także od religii, wypychamy ze swojego świata śmierć, fetyszyzujemy ją, traktujemy jak odpad. Skoro udajemy, że jej nie ma, to tym samym odsuwamy ją od siebie. Gdzie jest teraz w naszej współczesnej kulturze miejsce na zwyczaj czuwania przy zmarłym, rytuał jego ubierania czy żałobę? W najlepszym wypadku ograniczamy się do krótkiej formułki religijnego pożegnania, kilku formalności, może świeckiej stypy. I koniec.

To czym jest stypa w tym ujęciu? Celebracją cierpienia czy radzeniem sobie ze stratą?

Widzi pan, i teraz dochodzimy do miejsca, w którym ktoś mógłby nas zapytać, czemu o tym mówimy, jeśli tematem książki jest samobójstwo. Ale temat samobójstwa to temat śmierci w całym jej wymiarze. Samobójca to ktoś, kto myśli o śmierci za życia. Więc tym bardziej, jeśli nie mamy w naszej kulturze miejsca na śmierć, to kim jest ktoś, kto o niej stale myśli? Człowiekiem z marginesu, nieudacznikiem, kimś chorym, niepasującym do konsumpcyjnej rzeczywistości zainteresowanej tylko wciąż biologicznie udoskonalanym życiem?

I porusza te czułe struny, które uporczywie próbujemy wyciszyć.

Jeszcze gorzej, samobójca pokazuje nam, że żyjemy w świecie dystopijnym, który uniemożliwia szczęście. Ten świat zmusił go do podjęcia tej decyzji. W dwudziestym pierwszym wieku samobójca staje się marginesem nie przez to, że jest opętany, zły czy boimy się go jako powracającego ducha, tylko dlatego, że zadaje pytania, których współczesny człowiek zadawać sobie nie chce, a tym samym podważa podstawową wartość współczes­nego świata, czyli życie w wymiarze biologicznym.

Narusza pozorną nieśmiertelność dającą nam pogoń za przyjemnością, i ukazuje iluzję, która zapewnia fałszywe poczucie bezpieczeństwa.

Najtrudniejsze w odbiorze dla otoczenia w tym sensie są chyba osoby, które odbierają sobie życie z powodu poczucia pustki egzystencjalnej. Łączy się to z myślą, że ludzkie życie w ogóle jest skazane na porażkę i nie ma sensu uczestniczyć w tej grze, skoro jej wynik od początku jest dobrze znany. Wiele razy ukazywał taką filozofię samobójstwa Dostojewski, chociażby w Dzienniku pisarza w Liście N.N., w którym opisał człowieka widzącego życie jako tragiczny w skutkach wysiłek pozbawiony szansy na powodzenie, a istotę ludzką jako stworzenie uwięzione w ciele zwierzęcia, któremu na zgubę dana została jeszcze wrażliwość oraz inteligencja, dzięki której z łatwością może dostrzec bezsens istnienia. Bohater tego krótkiego tekstu dowodził, że skoro wiadomo, że wszystkie związki kiedyś się skończą, a ja i tak umrę, to nigdy nie będę szczęśliwy. Więc po co żyję? Dostojewski opisał moment, w którym człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że wszystkie jego wysiłki są bez sensu, bo i tak kończą się śmiercią. A na drodze ku końcowi spotka go potencjalnie tyle negatywnych wydarzeń, że po co w ogóle podejmować ten wysiłek? Ale takich samo­bójstw, tak zwanych bilansowych, jest stosunkowo niewiele. Najwięcej jest takich, kiedy ludzie zaczynają czuć, że nie są w stanie wytrzymać naporu codzienności.

A jak wyglądało to w PRL-u?

W latach pięćdziesiątych nie wydawało się w Polsce książek dotyczących samobójstw, bo przecież według rządzących nikt nie mógł chcieć odebrać sobie życia w idealnym komunistycznym kraju. Od momentu, w którym cenzura zatrzymała przełomową książkę profesora Hołysta, do jej wydania minęło ponad kilkanaście lat. Ta pierwsza książka o samobójstwie napisana przez polskiego autora ukazała się w kraju dopiero w 1983 roku.

Czy jest szansa na zmianę podejścia do tego tematu?

Myślę, że dzisiaj nie zamykamy już oczu na ten problem. I to jest istotna zmiana. Wytworzył się sprzyjający klimat pozwalający podjąć szereg tematów, których nie możemy już tak łatwo omijać szerokim łukiem. Chociażby temat niepełnosprawności – przecież jeszcze do niedawna w ogóle się o niej w Polsce nie mówiło. Posiadanie dziecka z niepełnosprawnością wiązało się z poczuciem wstydu i społeczną izolacją. Zaczynamy otwarcie rozmawiać o chorobach psychicznych, podnosić kwestie przemocy domowej czy alkoholizmu. Omawia się ludzkie trudności, które do tej pory były skrywane, co więcej, zaczynamy wprowadzać programy profilaktyczne mające pomagać osobom, które są tymi problemami dotknięte. To jest wielka nadzieja i konkretny sygnał, że jednak rozwijamy się w kierunku powszechnej empatii. To szansa na to, że dostrzeżemy w sobie nawzajem potencjał do zmieniania świata na trochę lepszy. Taka zmiana mentalności jest nam bardzo potrzebna. Kiedy mówimy o tym, jak wiele śmierci jest następstwem chorób nowotworowych lub wypadków samochodowych, to wiemy, że istnieją konkretne sposoby im zapobiegania, które wymagają budżetów, infrastruktury, takiej jak lepsze drogi lub szpitale. A w przypadku samobójstw musimy tylko i aż zacząć od własnego podejścia do drugiego człowieka.

Czyli to nie jest kwestia infrastruktury albo polityki, tylko raczej filozofii?

Powiedziałabym, że przede wszystkim refleksji dotyczącej naszych kontaktów międzyludzkich i naszej komunikacji, przede wszystkim z dziećmi. Kwestia wychowania dzieci jest centralna dla zmian społecznych, a w tym kontekście wystarczy, abyśmy zaczęli edukację dotyczącą dbania o zdrowie psychiczne już w szkole, żeby nastolatkowie umieli rozpoznać kryzys i nie zostawali sami ze swoimi problemami. Wszystko zaczyna się od zmiany języka, jakim posługujemy się, chcąc poruszyć kwestię samobójstw. Chodzi o to, żebyśmy położyli nacisk na życie, a nie na śmierć. Na tym oparliśmy hasło naszej kampanii „Życie warte jest rozmowy”. Zależało nam na tym, aby pokazać, że każdy może udzielić pierwszej pomocy emocjonalnej, która jest tak samo ważna jak pierwsza pomoc medyczna, bo też może uratować ludzkie życie.

Odnoszę wrażenie, że w tej chwili mamy tę świadomość na coraz wyższym poziomie. Czuję wiatr zmian. Dzięki temu, że w ogóle zaczęliśmy mówić o ludzkich problemach, zwłaszcza o tych, których się najbardziej do tej pory wstydziliśmy, o problemach intymnych i najtrudniejszych. To wszystko sprawia, że w niektórych wymiarach sami możemy być dla siebie lekarstwem. Gombrowicz pisał, że chciałby dostrzec Kościół w drugim człowieku, budować z nim kościół międzyludzki. Drugi człowiek ma gigantyczny potencjał w sobie i może uratować życie ludzkie bez zaawansowanej medycyny i najdroższych leków. Każdy z nas nosi w sobie światło, którym może rozproszyć mrok otaczający osobę zanurzoną w kryzysie psychicznym.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI

PEŁNY SPIS TREŚCI:

STULECIA BÓLU I POGARDY

ZROZUMIEĆ SAMOBÓJSTWO

SMUTNE STATYSTYKI

OSTATNIE SŁOWA

FAŁSZYWE PRZEKONANIA

MAŁE KOŃCE ŚWIATA

ZAPLĄTANI W SIEĆ

WKRACZAJĄC W DOROSŁOŚĆ

MĘSKA SPRAWA

POMÓC TRZEBA NIE TYLKO ZWIERZĘTOM

BÓL, BIEDA I SAMOTNOŚĆ

WOJNA I WIRUS

PIERWSZA POMOC EMOCJONALNA

PRZYWRÓCIĆ ŻYCIU SENS

KIEDY ZOSTAJE PUSTKA I NIEKOŃCZĄCE SIĘ PYTANIA

POKAZAĆ ŚWIATU

DAWNE UPRZEDZENIA, NOWE MOŻLIWOŚCI

MIŁA PANI OD SAMOBÓJSTW

SŁOWNIK

PODZIĘKOWANIA