Życie nieutulone - Marek Skulski - ebook

Życie nieutulone ebook

Marek Skulski

5,0

Opis

Opowiadanie „Życie nieutulone” autorstwa Marka Skulskiego jest oparte na prawdziwej historii. Opisuję życie bohatera od jego wczesnego dzieciństwa do chwili obecnej, widziane oczyma dziecka, młodzieńca i dorosłego człowieka.
Opowiadanie jest formą życiorysu, ale przedstawionego w niekonwencjonalny sposób, jako dialog prowadzony z sobą i wymyślonymi osobami. Opowiada o samotności człowieka, jego nieustannemu czekaniu na matczyną miłość i podejmowanych przez niego decyzjach. Jest próbą rozliczenia się z przeszłością i próbą zrozumienia, w jaki sposób dzieciństwo bohatera miało wpływ na jego dorosłe życie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 335

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (2 oceny)
2
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Marek Skulski

Wersja Demonstracyjna

Wydawnictwo Psychoskok

Marek Skulski „Życie nieutulone”

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2016 Copyright © by Marek Skulski, 2016

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej

 publikacji nie może być reprodukowana, powielana

 i udostępniana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej

 zgody wydawcy.

Skład: Kamil Skitek

ISBN: 978-83-7900-606-9

Wydawnictwo Psychoskok sp. z o.o.

ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-510 Konin

tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706

wydawnictwo.psychoskok.pl e-mail:

ROZDZIAŁ I

To było dziwne. Od kilku dni coś mnie trapiło. Czułem się nieswojo. Coś było nie tak, coś działo się w mej głowie. Myśli moje jakby oszalały, kłębiły się i skręcały. Nie rozumiałem tego, choć bardzo się starałem. Wyszedłem na spacer, długi spacer. Chodziłem i chodziłem. Zatopiony w myślach spacerowałem. Zobaczyłem ławkę i usiadłem. Chciałem odpocząć. Po chwili ktoś się przysiadł. Przeszedł mnie dreszcz, bo był jakiś dziwny. Taki nieokreślony, bezbarwny, szary i jakiś wymięty, po prostu nijaki. Jednocześnie miał w sobie coś, co zmusiło mnie do myślenia. Przyjrzałem mu się uważniej. Miałem dziwne wrażenie, że go znam. Patrzyliśmy na siebie. Denerwowałem się. Nie wytrzymałem i zapytałem:

–           Kim jesteś i co tu robisz?

Milczał chwilę, później spojrzał na mnie i zapytał.

–           Naprawdę nie wiesz? Nie poznajesz mnie? Jestem przecież tobą.

Zdumiało mnie to i zaniepokoiło. Dziwny dreszcz wstrząsnął moim ciałem. Co on mówi? Przecież ja to ja. A on to on? O co tutaj chodzi? Chciałem powiedzieć coś, lecz ubiegł mnie.

–           Posłuchaj – rzekł. – Opowiem ci moją historię i wtedy zrozumiesz.

Coś we mnie zadrżało. Chciałem wstać, lecz nie dało się. Czułem jak coś przygniata mnie do tej ławki i każe wysłuchać tego, co do powiedzenia miał ten ktoś. Wkurzało mnie to. Przecież ten ktoś nawet nie przedstawił się. Chciałem uciec. On jednak chwycił mnie za rękę i przytrzymał. Spojrzał mi głęboko w oczy i zaczął:

–           Urodziłem się kiedyś, dawno temu. Zresztą wiesz. Nie pamiętasz? Nieważne, ja wiem. Pierwsze wspomnienia sięgają przedszkola. Pamiętam panią, która zajmowała się nami. Opiekowała się i zabawiała. Miała na imię Tereska. Była, jak mi się wydawało, wysoka i szczupła. Pamiętam, że ciągle musieliśmy śpiewać. Każdy coś innego. Tobie przypadła „Cicha woda”. To był koszmar. Nienawidziłeś tego i jej czasami też.

Przypomniałem sobie. To było dziwne, lecz chciałem być zawsze blisko niej. Próbowałem wszystkiego, by poświęcała mi więcej uwagi. Robiłem jej różne psikusy. Kiedyś, gdy nie patrzyła na mnie, krzyknąłem: „Tereska nasikała na deska”. Niezbyt było to oryginalne i co by nie mówić – niesmaczne, ale może zostawmy to. Robiłem również inne dziwne rzeczy. Odkręciłem kiedyś w umywalni wszystkie krany. Woda zalała prawie wszystkie pomieszczenia – wyrzucili mnie z tego przedszkola. No i tak oto skończyła się moja przygoda z pierwszą wielką miłością. Wróciłem do domu, w którym mieszkałem z dziadkiem i nianią. Ona zajmowała się prowadzeniem domu i nie tylko. To jednak zrozumiałem znacznie później. Mieszkanie kojarzyło mi się z zapachem dymu z cygar i domowej nalewki. Oddając się tym przyjemnościom, dziadek chciał przywołać dawny świat, w którym kiedyś żyło mu się bardzo dobrze. Stworzył sobie namiastkę tych chwil i starannie je pielęgnował. Zapraszał na cotygodniowe rozmowy przy cygarach i nalewkach swojego starego przyjaciela z tamtych lat. Pokój szybko spowijał dym i zakrywał wszystko mgłą tajemnicy. Nie tylko dziadka i jego przyjaciela, ale również wspomnienia minionych lat. Czasami pojawiała się w mieszkaniu moja matka. Wpadała nagle, obładowana prezentami dla mnie. Urządzała przyjęcia dla swoich przyjaciół i znikała równie szybko jak się pojawiała. Pamiętam, że bardzo chciałem, by była ze mną dłużej. Nie chciałem prezentów, chciałem mamy. Niestety, jak wiele marzeń i to nie do końca mogło się spełnić. Ojca nie pamiętam. Podobno odwiedzał mnie i raz zabrał nawet na piknik. Wtedy poznałem smak bycia samotnym. Samotnym, bo takim byłem w istocie. Miałem wprawdzie dziadka i nianię, ale oni mieli swoje sprawy i nie mieli ochoty, ani czasu, by zajmować się takim małym człowieczkiem jak ja. Szybko to zrozumiałem i musiałem sobie jakoś z tym radzić. Całe dnie spędzałem na podwórku, bawiąc się z kolegami. Było to niezwykłe podwórko. Otoczone naokoło kamienicami, miało w sobie jakąś magię. Każdy kąt pachniał inaczej. Raz był to zapach pleśni i pajęczyn, raz mydlin i pary z pralni usytuowanej gdzieś w głębi. Moi koledzy byli dla mnie jakby rodziną zastępczą. Ja dla nich chyba też, bo oni w swoich domach również nie mieli lekko. Często doświadczali przemocy, bicia i poniżania. Tworzyliśmy coś w rodzaju grupy wsparcia. Pomagaliśmy sobie wzajemnie, czując podświadomie, że mimo różnych doświadczeń wyniesionych z domu, jedno mieliśmy wspólne: nie doświadczyliśmy nigdy matczynej miłości.

Zapadła cisza. Chciałem coś powiedzieć. Zapytać o co mu chodzi, dlaczego mi to wszystko opowiada i w jakim celu. Nie pozwolił mi. Coś uwięzło mi w gardle. Pomyślałem, że to jakieś dziwne, że to chyba mi się śni. Chciałem krzyknąć! To nie tak, ja tego nie pamiętam! Nie odezwałem się jednak. A on uśmiechnął się i powiedział:

–           Nie skończyłem jeszcze, musisz wysłuchać mnie do końca.

Był bardzo stanowczy, wiec tylko skinąłem głową i słuchałem, chociaż w mej głowie wszystko się gotowało. Bałem się, że zwariowałem. Zaraz jednak pomyślałem, że jeśli ktoś wariuje, to nie jest tego świadomy. Trochę mnie to uspokoiło. On mówił dalej.

–           Pamiętam wszystko, ty być może nie. Dlatego jestem tutaj, by przypomnieć ci, co działo się kiedyś.

–           Teraz ty mnie wysłuchaj – przerwałem mu. – Zrozum, ja nie chcę. Co było kiedyś, minęło. Po co wracać do czasów, których nie można już zmienić. Nie można przeżyć tego jeszcze raz.

–           I tu się mylisz – powiedział. – Kiedy skończę, zrozumiesz wszystko.

Nie miałem już sił, ani argumentów, by z nim dyskutować. Wstałem z ławki i podszedłem do rzeki, która płynęła kilkanaście metrów od ławeczki. Powiew wiatru znad rzeki, fruwające mewy, łabędzie, kaczki i gołębie, wprowadziły mnie w inny świat. Bardzo poprawiły mi nastrój. Oddałem się obserwacji tego, co działo się nad rzeką. Część ptaków fruwała, wykonując jakieś skomplikowane ewolucje. Część natomiast oddawała się kąpieli. Łączyło ich jedno: widać było, że to czemu z takim zaangażowaniem się oddawały, sprawiało im wielką radość. Harcom towarzyszył dość duży hałas, czy raczej zmieszane, różnorakie odgłosy. Przypominało mi to spontaniczną zabawę na świeżym powietrzu w wykonaniu małych dzieci. Uderzyło mnie niezwykłe podobieństwo w zachowaniu dzieci i zwierząt. Nie było w nim zmartwień, była tylko radość. Zazdrościłem im tego. Nagle zdałem sobie sprawę, że coś bardzo ważnego odeszło z mojego życia. Nie wróci już ta beztroska i niekłamana radość. Zrobiło mi się smutno. Wróciłem na ławkę i zamknąłem oczy. Nareszcie byłem sam. Tak mi się przynajmniej wydawało. Usłyszałem bowiem jakiś głos. Nie wiem skąd pochodził. Wydawało mi się, że z mojego wnętrza. Wokół nikogo przecież nie było.

–           No i co o tym myślisz? Zadowolony jesteś z siebie? Ze swojego życia, z tego co robiłeś?

–           Zaraz, zaraz, co to za pytania, jakie moje życie? To przecież nie o mnie chodzi. Ja tylko słucham kogoś. Nawet go nie znam i na pewno nie chodzi tu o moje życie. Pamiętałbym przecież.

–           No, nie wiem – usłyszałem. – Jestem twoim sumieniem, więc co nieco o tobie wiem.

Zerwałem się z ławki.

–           O kurczę – krzyknąłem – to jakaś paranoja, to nie dzieje się naprawdę.

Chyba wariuję. Spojrzałem na spacerujących ludzi. Dziwnie zerkali na mnie. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że coś tu jest nie tak.

–           Jeszcze nie zwariowałeś, zapewniam cię, przynajmniej jeszcze nie teraz – usłyszałem głos, który nazywał siebie moim sumieniem.

No dobra, pomyślałem sobie. Muszę dojść do prawdy. Muszę wymyślić tylko sposób, jak to zrobić. Najlepiej będzie tylko słuchać. Postaram się nie odzywać i nie zadawać za dużo pytań. Później się zobaczy. Wydawało mi się, że to jedyny sposób.

Otworzyłem oczy. Byłem sam. Na ławce nie było nikogo. Nie słyszałem również żadnych głosów. Siedziałem tak dobre kilkanaście minut. Nic się nie zmieniło. Nic nowego się nie wydarzyło. Znowu zacząłem wierzyć, że to wszystko było jedynie wytworem mojej wyobraźni. Pomyślałem, że chyba będę musiał skorzystać z pomocy psychologa. Westchnąłem i podniosłem się z ławki z zamiarem pójścia do domu.

–           Siadaj! – ktoś ryknął.

Dreszcz przeszedł mi znowu po plecach. O mało nie upadłem. Podniosłem wzrok. To był on. Przestraszyłem się naprawdę. A jednak to nie były urojenia. Koszmar powrócił. Myśli tłukły się jak szalone w mojej głowie. Co teraz, co jeszcze się wydarzy. Co mam zrobić? Jak się od tego uwolnić? Może uciec?

–           Nie próbuj nawet – powiedział. – Siedź grzecznie i słuchaj.

Cóż było robić, nie miałem wyjścia, na razie. Spojrzałem na rzekę i przyglądałem się płynącej po niej barce. Udając, że jestem zainteresowany, cały czas intensywnie zastanawiałem się, co zrobić. Właściwie nie miałem pomysłu. Moje myśli pędziły z szybkością błyskawicy, a mimo to, nie przyniosło to oczekiwanego efektu. Obawiałem się, że nie będę mógł wyzwolić się z tej paranoidalnej sytuacji. Nie dość, że prześladował mnie ten „ktoś”, to jeszcze przyplątało się sumienie. Tego było naprawdę już za wiele. Jeśli, jak mi się wydawało, z tym pierwszym problemem mógłb ym sobie jakoś poradzić, to z „sumieniem” nie będzie tak łatwo. Nie chodzi mi o to, że zrobiłem w przeszłości coś bardzo złego. Problem polega na określeniu kryteriów oceny tego, co jest naganne, a co nie. Mam nadzieję, że uda mi się to ustalić i znaleźć sposób na zrozumienie tej całej nienormalnej sytuacji. Pomyślałem sobie, że już dość czasu poświęciłem próbie zrozumienia tego zdarzenia. Wróciłem do rzeczywistości. Rozejrzałem się wokoło. Byłem sam. Podniosłem się z ławki i poszedłem do domu. Byłem niesamowicie zmęczony. Położyłem się na mojej kanapie i oddałem się ulubionemu zajęciu, czyli oglądaniu programów telewizyjnych. O tym, co dzisiaj przydarzyło mi się na spacerze, zupełnie zapomniałem.

ROZDZIAŁ II

Rano obudziłem się w lepszym nastroju. Nawet nie pomyślałem o wczorajszych zajściach. Zrobiłem śniadanie, pokręciłem się po mieszkaniu i postanowiłem pójść na spacer, a przy okazji zrobić jakieś drobne zakupy. Co prawda pogoda nie zachęcała do spacerów, ale przed kilkoma miesiącami postanowiłem sobie, że bez względu na to, codziennie będę wychodzić z mieszkania. Doskonale zdawałem sobie sprawę z mojej kondycji psychicznej i że tylko jakieś, choćby niewielkie obowiązki mogą zapobiec czemuś złemu. Od kilku lat byłem zupełnie sam. Chwilami nie mogę w to uwierzyć, ale tak jest. Często zastanawiałem się, jak można było dopuścić do takiej sytuacji. Zawsze byłem osobą towarzyską. Nawiązywałem bardzo szybko kontakty z innymi ludźmi, a tymczasem teraz byłem sam. Tak naprawdę uświadomiłem to sobie dopiero po śmierci mojej matki. Co prawda wcześniej też nie miałem tutaj znajomych, ale miałem córkę, z którą spędzałem dużo czasu. Spotykaliśmy się prawie codziennie u niej lub u mojej mamy, a jej babci. Tam zresztą wtedy mieszkałem. Później w 2007 roku dowiedziałem się czegoś, co wywróciło całe moje życie do góry nogami. O szczegółach nie chcę teraz rozmawiać. Jest to bowiem dla mnie bardzo bolesne. Nie chcę w tej chwili o tym mówić. Na razie zostawmy to. W każdym razie od pięciu lat mieszkam osobno i jestem zupełnie sam. Samotność w moim przypadku jest czymś, z czym nie mogę sobie poradzić. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, jakie to trudne. Nie mieć krewnych, przyjaciół czy nawet zwykłych znajomych. Ja nie znam nawet sąsiadów. Przebywanie ciągle tylko w otoczeniu czterech ścian jest nie do zniesienia. Chcąc wyzwolić się od ciągłego rozmyślania, dlaczego znalazłem się w takiej sytuacji, postanowiłem częściej wychodzić z domu. Codziennie włóczyłem się po tych samych ulicach zupełnie bez celu.

Tak rozmyślając, dotarłem w pobliże ławeczki, na której wczoraj siedziałem. Byłem trochę ciekaw, czy dzisiaj też spotkam tego „ktosia”. Mówię tak o nim, bo nie wiem jak go nazywać. Przedstawił się co prawda, ale to było bez sensu. Powiedział, że jest mną, a ja jestem nim. Czy nie jest to idiotyczne? No, właśnie. Dlatego będę nazywać go „Ktoś”. Wracając do rzeczy. Doszedłem do ławeczki. Nie było tam nikogo. Postałem chwilę mając nadzieję, że zaraz coś się wydarzy. Ale nie zauważyłem niczego niezwykłego i wróciłem do domu. Skonstatowałem, że wczorajsze doświadczenia, to tylko wytwór mojej wyobraźni. Być może było to efektem samotności lub dolegliwości związanych z różnymi schorzeniami typowymi dla mojego wieku. Niestety mam już 66 lat. Pamiętam, że kilkadziesiąt lat temu uważałem, że osoba po sześćdziesiątce jest już zupełnie starym człowiekiem. Teraz ja mam tyle lat. Nie mogę sobie wyobrazić, że tak mogę być postrzegany. Tym bardziej, że „duchem” czuję się młody, mimo że dokuczają mi różne choroby, najbardziej te związane z układem krążenia. Jest to bardzo irytujące, dolegliwości są bardzo przykre, występują nagle i trwają czasem kilka dni. To powoduje obniżenie nastroju, a co za tym idzie niechęć do robienia czegokolwiek. Jestem tego świadomy i boję się, aby nie skończyło się to jakąś poważną formą depresji. Dlatego kiedy wróciłem z tego spaceru, zrobiło mi się żal, że te doznania, których doświadczyłem poprzedniego dnia były tylko wymysłami. Zatęskniłem za tymi dziwnymi rozmowami. Nie pozostało mi nic innego, jak oddać się codziennym domowym czynnościom. Przed północą, jak zwykle położyłem się spać.

Następnego dnia obudziłem się w podłym nastroju. Postanowiłem nie ruszać się z domu. Przypomniałem sobie jednak, że nie mam w domu żadnego pieczywa. Zmieniłem więc zdanie i wyszedłem z domu. Przed samym sklepem zdecydowałem się jednak na spacer. Postanowiłem, że pójdę nad rzekę i usiądę na tej ławeczce, co wczoraj. Zajęło mi to trochę czasu, ale po jakiś czterdziestu minutach dotarłem na miejsce. Zauważyłem z daleka, że siedzi na niej ten „ktoś”. Ucieszyłem się. Może dziś wyjaśni mi wszystko, i powie, o co tak naprawdę tu chodzi. Poza tym upewniłem się, że to dzieje się naprawdę, a ja nie zwariowałem. Ktoś na mój widok szeroko uśmiechnął się i powiedział:

–           Jesteś wreszcie. – I uprzedzając moje pytanie, powiedział – Nie myśl sobie że wszystko już dzisiaj ci wyjaśnię.

Będziesz musiał jeszcze bardzo długo na to poczekać.

Wściekłem się.

–           Nie możesz mi tego wyjaśnić już teraz? Dlaczego mnie tak dręczysz? Co ja ci zrobiłem?

–           Nic, nic mi nie zrobiłeś. Po prostu wszystko w swoim czasie. Teraz proszę usiądź i słuchaj. Chcę opowiedzieć ci trochę więcej o twojej matce.

–           Nie musisz –powiedziałem – znam moją matkę, więc szkoda twojego czasu.

–           Mylisz się. To jest bardzo ważne, bo to co się wtedy wydarzyło, miało wpływ na całe twoje życie. Czy pamiętasz, jak twoja matka urządziła kiedyś przyjęcie dla swoich przyjaciół? Przyjechała cię odwiedzić i przywiozła ci dużego pluszowego misia.

–           Może pamiętam, a może nie chcę tego pamiętać. Nie chcę tego słuchać.

On z kolei nie chciał słuchać mnie i zaczął:

–           Matka przyjechała z samego rana ze swoim znajomym, do którego kazała ci mówić wujek, prawda?

–           Tak, przypominam sobie –powiedziałem.

Przyjechała samochodem, co w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku było czymś wyjątkowym. Dała mi misia, cmoknęła w policzek i wyraziła zdziwienie, że tak bardzo urosłem od ostatniego razu. Później udała się do kuchni uzgadniać z nianią, co należy podać do jedzenia zaproszonym gościom. Niania nie była zachwycona, ale moja mama powiedziała, że wszystkie potrzebne rzeczy są w samochodzie. Ma się tym zająć i już. Niania była bardzo niezadowolona, ale musiała wykonać polecenie mamy. Po południu wszystko było gotowe. Goście zaczęli się schodzić i zajęli miejsca przy stole. Wszyscy zachwalali jedzenie i bawili się bardzo dobrze. Wieczorem przenieśli się do sąsiadów. Po jakimś czasie zawołała mnie mama i chwaliła na wszystkie możliwe sposoby. Po co i dlaczego – nie wiem. Po chwili mama posadziła mnie na dużym biurku, które stało w rogu pokoju. Grała muzyka puszczana z płyt gramofonowych. Wszyscy tańczyli i śpiewali. Mama wpadła na pomysł, aby dać mi kieliszek alkoholu. Potem, jak pamiętam, był drugi i następne. Wszystko, co później się stało, przypominam sobie jak przez mgłę. W pewnym momencie zakręciło mi się w głowie. Spadłem z biurka i bardzo się potłukłem. Wymiotowałem i nie mogłem ustać na nogach. Wszyscy bardzo się śmiali. Najgłośniej moja mama. W pewnej chwili wszedł mój dziadek. Bardzo krzyczał na mamę. Później kazał wszystkim się wynosić. Następny dzień przeleżałem w łóżku. Dziadek i niania bardzo się o mnie martwili. Mama wcale się tym nie przejmowała. Po kolejnej kłótni z dziadkiem, moja mama wyjechała. Dziadek i niania byli dla mnie bardzo mili. Pamiętam, że zabierali mnie często na wycieczki, czy raczej spacery do okolicznych lasów. Zapamiętałem szczególnie jedną taką wyprawę. Poszliśmy na nią tylko z dziadkiem. Niania została w domu. Zachorowała i musiała pozostać w łóżku. Włóczyliśmy się z dziadkiem po lesie i leśnych polanach. Dzień był bardzo słoneczny. Było ciepło. Wkoło słychać było radosny śpiew ptaków. Czułem się bardzo dobrze. W ten dobry nastrój wprowadziły mnie opowieści dziadka o życiu przed wojną. Nie bardzo rozumiałem, o czym dziadek mówił, bo przecież nie uczestniczyłem w tych okropnych zdarzeniach. Ale cieszyłem się tym, że mogę przebywać w towarzystwie mojego dziadka. Powiedziałem mojego, chociaż dotychczas nie przejawiał on specjalnego zainteresowania moją osobą. Ja ciągle czekałem na moja mamę. Niestety od ostatniej kłótni z dziadkiem, nie zjawiła się u nas. Codziennie wyobrażałem sobie, że nagle rozlega się dzwonek, a w drzwiach pojawia się mama. Niestety, to działo się tylko w mojej wyobraźni. Byłem ciągle smutny. Nawet zabawy z kolegami też były jakieś inne. Myślę, że dziadek wiedział, co dzieje się ze mną i dlatego on i niania byli tacy mili. Ten ostatni spacer po lesie odmienił bardzo kontakty z moim dziadkiem. Dopiero chyba wtedy odczułem prawdziwą chęć częstszego przebywania w jego towarzystwie. Pamiętam jeszcze, jak po wyczerpującym spacerze i długich opowieściach o minionych czasach smakowały mi różne wiktuały przygotowane przez nianię, a taszczone w plecaku przez mojego dziadka. Po zjedzeniu prawie wszystkiego i dłuższym odpoczynku na uroczej polanie otoczonej różnymi gatunkami drzew i wypełnionej śpiewem ptaków, postanowiłem jakoś podziękować niani. Wstałem i zacząłem zbierać kwiatki, których było tu mnóstwo. Uzbierałem pokaźny bukiet. Dziadek przyglądał mi się z zaciekawieniem. Czekał pewnie na wyjaśnienia, po co mi te kwiatki. Zebrany bukiet rozdzieliłem na połowę. Jedną część wręczyłem dziadkowi, drugą zatrzymałem sobie. Dziadek w dalszym ciągu uważnie mi się przyglądał. Uprzedzając jego pytania, powiedziałem że damy te kwiatki niani, bo mimo że jest chora, tyle smacznych rzeczy nam przygotowała. Dziadek tylko się uśmiechnął. Po chwili wybraliśmy się w drogę powrotną. Nie mówił wiele, ale był zadowolony i nawet pogwizdywał. Po powrocie do domu, wręczyliśmy niani kwiatki, a mój dziadek powiedział, że to był mój pomysł. Niania rozpłakała się, co mnie trochę przestraszyło. Pomyślałem, że z tymi kwiatkami to może przesadziłem. Z moich dotychczasowych obserwacji wynikało, że kobiety były zadowolone, gdy dostawały kwiatki. Na pewno nie widziałem, by któraś płakała. Nie rozumiałem tego. Musiałem mieć dziwną minę, bo nagle niania uśmiechnęła się i zaczęła mnie całować. Zapytałem, dlaczego płacze. Odpowiedziała, że płacze ze szczęścia, ponieważ dawno od nikogo nie dostała kwiatów. Nie rozumiałem tego, ale było mi miło. Dopiero po latach zrozumiałem, że można płakać również z tego powodu. Od tego dnia moje relacje z dziadkiem i nianią były najlepsze ze wszystkich, jakich doświadczyłem w moim całym późniejszym życiu.

Tej opowieści Ktosia wysłuchałem z pewnym zdumieniem. Nie bardzo bowiem pamiętałem tamte wydarzenia.

To było przecież tak bardzo dawno. Teraz jednak wspomnienia wróciły. Mówiąc szczerze wzruszyłem się. Nie zdawałem sobie sprawy, jak ważne okazało się dla mnie wspomnienie tych wydarzeń. Dopiero dzisiaj, z perspektywy minionych lat, dotarło do mnie, jak ważną rolę odegrały te przeżycia w późniejszym moim życiu.

Siedziałem chwilę na ławeczce w zupełnym milczeniu. Musiałem jakoś poukładać sobie to wszystko. Zupełnie tego tym nie pamiętałem. Poza tym, nawet jeśli czasami wracałem do wspomnień z tak dalekiej przeszłości, do głowy mi nie przychodziło, by tak to oceniać. Dopiero opowieść Ktosia uświadomiła mi, jak ważne są to sprawy. Dotarło do mnie, że wszystko co robimy w dorosłym życiu i to kim jesteśmy teraz, zależy od tego co wydarzyło się bardzo dawno temu, we wczesnym dzieciństwie. Zdumiewające jest to, że o tym nie pamiętamy, a przecież jest to takie ważne. Gdybyśmy pamiętali o naszej przeszłości, można by kształtować naszą przyszłość. Teraz nasze życie byłoby zupełnie inne. Czy byłoby lepsze? Trudno powiedzieć. Tego pewnie nie wie nikt, ale miło jest wyobrazić sobie, że możemy mieć wpływ na to, jacy będziemy i co możemy osiągnąć. Każdy z nas, myślę, chciałby być dobrym człowiekiem. Coś w życiu osiągnąć, pomagać innym i nie robić głupstw. Niestety życie jak dotąd rządzi się swoimi prawami i zupełnie nie bierze pod uwagę naszych marzeń. A gdyby tak, pamiętając o naszej przeszłości, moglibyśmy rzeczywiście kształtować naszą teraźniejszość? No właśnie, mam co do tego duże wątpliwości. Chciałem podzielić się nimi z moim sąsiadem z ławeczki, ale nikogo oprócz mnie na niej nie było. Tak zatopiłem się w myślach, że nie zauważyłem kiedy Ktoś zniknął. Westchnąłem i zająłem się tym co zwykle, czyli obserwowaniem tego, co dzieje się na rzece i w jej najbliższym otoczeniu. Po kilku minutach miałem już tego dość. Nie mogłem się skupić. Ciągle myślałem o tym, co usłyszałem od Ktosia. Uświadomił mi wiele rzeczy i zmusił do poważnych przemyśleń. Muszę przyznać, że mimo początkowej niechęci, czy wręcz wrogości do niego, teraz odniosłem wrażenie, że mógłbym go nawet polubić. To będzie zależeć jednak od tego, jak będzie wyglądać w przyszłości nasza rozmowa.

Ponieważ miałem dość przyglądania się temu, co dzieje się na rzece, podniosłem się z ławeczki z zamiarem pójścia do domu. Nagle usłyszałem głos.

–           No i co o tym myślisz? Ja również wiem o tobie wszystko. Jestem bowiem twoim sumieniem. Na poważne rozmowy o tobie będzie jeszcze czas. Nie nastąpi to, jak myślę, szybko. Na razie nie mam praktycznie nic do powiedzenia. Obiecuję jednak, że się odezwę.

No, to dowalili mi do pieca, jak mówi moja znajoma. Będę miał o czym rozmyślać. Ogarnęło mnie dziwne uczucie jakiegoś niesprecyzowanego umysłowego zmęczenia, więc westchnąłem tylko i powlokłem się do domu. Po wejściu do mieszkania, nie miałem już na nic ochoty. Nie chciałem myśleć o tym, co usłyszałem na dzisiejszym spacerze. Co prawda, nie reagowałem już tak emocjonalnie na to, co działo się w moim otoczeniu, w ostatnich dniach, ale mimo to nie chciałem, przynajmniej na razie, o tym myśleć. Zająłem się tym co zwykle robiłem. To znaczy, oglądałem telewizję, przeglądałem komputer i takie tam nieważne codzienne czynności.

Następnego dnia nie poszedłem na spacer. Pogada była brzydka, trochę padało, więc zrobiłem jakieś zakupy w pobliskim sklepie i wróciłem do domu. Następnych parę dni też spędziłem w domu. Później pogoda poprawiła się, więc wyszedłem wreszcie na zewnątrz. Oczywiście udałem się w kierunku mojej ulubionej ławeczki. Byłem w zupełnie innym nastroju niż dotychczas. Nie odczuwałem już żadnego niepokoju. Mogę powiedzieć, że wręcz cieszyłem się na spodziewane spotkanie z Ktosiem. Już z daleka zauważyłem, że siedzi na ławce i kręci się tak jakoś dziwnie. Po chwili on również mnie zauważył, podniósł się z ławki i szybkim krokiem podszedł do mnie.

–           No, jesteś nareszcie – powiedział. – Co z tobą? Czekam na ciebie już kilka dni. Myślałem że może coś ci się stało.

–           Nie, nic mi się nie stało – odpowiedziałem – a tak właściwie, skoro tak wiele o mnie wiesz, to wiesz również, gdzie mieszkam. Mogłeś po prostu mnie odwiedzić.

–           Nie bardzo – powiedział. – Sam tego nie rozumiem, ale mogę rozmawiać z tobą tylko w pobliżu tej ławeczki.

–           Nie szkodzi – powiedziałem. Musi nam to wystarczyć. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Więc mi uwierzyłeś i nie wściekasz się już na mnie?

–           Sam jeszcze tak do końca nie wiem, ale pomyślałem sobie, że skoro ja nie wszystko z mojego życia pamiętam, a ty, jak twierdzisz, wiesz wszystko, może warto cię wysłuchać? Sam jestem ciekawy, co z tego wyniknie. Nie traćmy więc czasu. Ja zamieniam się w słuch, a ty opowiadaj.

–           Dobrze – odpowiedział. Pokręcił się na ławeczce, usadowił się w odpowiedniej pozycji i zaczął opowiadać moją, czy naszą historię.

W następnych dniach i po twoim powrocie z wyprawy, którą odbyliście z dziadkiem, nic właściwie się nie działo. Po chwili i ja już wiedziałem, co się wtedy zdarzyło. Zbliżał się ważny dzień w moim życiu. Miałem pójść pierwszy raz do szkoły. Pamiętam, że bardzo to przeżywałem. Z jednej strony byłem ciekawy tej szkoły, a z drugiej strony bardzo zaniepokojony. W domu była dziwna atmosfera. Niania z dziadkiem często wychodzili z domu, by kupić rzeczy potrzebne do szkoły. Myślę, że nie bardzo wiedzieli, co trzeba kupić, więc pytali o to sąsiadów. Dziadek denerwował się bardzo i złościł, że nie ma tutaj mojej matki. Często słyszałem jak mówił do mamy, że powinna ona przede wszystkim być tutaj i zajmować się mną. On jej pokaże, jak tylko się tutaj zjawi. Nie wiedziałem co miał na myśli i co chciał pokazać mojej mamie. Miałem nadzieję, że dowiem się niebawem. Niestety nigdy tego się nie dowiedziałem. Moja mama nie przyjeżdżała. Do szkoły zaprowadził mnie dziadek z nianią. Szczerze mówiąc, niewiele z tego dnia pamiętam. Czekałem na moją mamę. Niestety nie przyszła. Było mi bardzo przykro. Z innymi dziećmi byli rodzice, ze mną tylko dziadek i niania, ale ona nie była z rodziny. Co działo się później – nie pamiętam. Widocznie nic ważnego już się nie wydarzyło. Moja mama w ogóle nie pojawiła się. Pamiętam tylko, że kiedyś ktoś przyniósł mi zabawkę od niej. Był to traktor wykonany z blachy. Posiadał mechanizm, po nakręceniu którego traktorek dość długo jeździł. Była to moja ulubiona zabawka. Bardzo często siadałem na podłodze, nakręcałem traktorek i patrzyłem jak jeździ. Wyobrażałem sobie, że pewnego dnia moja mama przyjedzie do mnie takim traktorkiem. Dlaczego? Nie wiem. Pewnie dlatego, że dostałem od niej traktorek, a nie na przykład samochód, czy pociąg. Pod koniec drugiej klasy zjawiła się wreszcie moja mama.

Koniec Wersji Demonstracyjnej

Dziękujemy za skorzystanie z oferty naszego wydawnictwa i życzymy miło spędzonych chwil przy kolejnych naszych publikacjach.

Wydawnictwo Psychoskok