Adieu Varsovie - Janka Kaempfer Louis  - ebook + książka

Adieu Varsovie ebook

Janka Kaempfer Louis

4,0

Opis

Adieu Varsovie to wspomnienie o utraconej tożsamości autorstwa córki ocalałych z Zagłady. Opowieść o tajemniczej Irenie Gelblum – bohaterce Powstania Warszawskiego lub włoskiej poetce oraz o Ignacym Waniewiczu – uwiedzionym komunizmem dziennikarzu prasowym i telewizyjnym lub statecznym pobożnym Żydzie. Przepełniona empatią autobiograficzna historia o tym, jak antysemityzm w komunistycznej Polsce pokierował życiem jednostek. Niezwykle osobista introspekcja w głąb rodziny, której bieg dziejów nie stworzył warunków do prawdziwej bliskości.
Surowe świadectwo wystawione Polsce oparte na intymnej rodzinnej opowieści, która staje się kolejną - współczesną - wersją mitu Żyda wiecznego tułacza.
To historia o tym, jak z dnia na dzień można stać się Innym.

 

"Aby nakreślić bezkompromisowy portret rodziców podczas wojny, ich życia w socjalistycznej Polsce i na wygnaniu, Janka Kaempfer Louis wybrała ton zwięzły, bezpośredni, czasami ironiczny lub gniewny. To portret mocny i uderzający. W tej krótkiej książce wyczuwa się jednocześnie miłość, życzliwość i uraz w sercu, nadal trwający bunt młodej dziewczyny. Pomiędzy matką mitomanką, „fałszerką doskonałą” i ojcem oportunistą, który „potrafi się dostosować do okoliczności i iść dalej”, odtwarza plątaninę bólu, kłamstw i poczucia winy, które prześladuje dwa pokolenia i które krystalizuje nikczemna kampania antysemicka Marca’68. „Wyjazd z Polski oddalił nas od siebie – matkę, ojca i mnie – nie tylko w sensie geograficznym. Znaleźliśmy się w całkiem nieprzystających do siebie światach. Przestaliśmy się wzajemnie rozumieć”.

Jean-Yves Potel

 

Janka Kaempfer Louis – urodziła się w Warszawie. Absolwentka romanistyki, filologii rosyjskiej oraz prawa na Uniwersytecie Genewskim. Dziennikarka prasowa i telewizyjna dla mediów szwajcarskich, międzynarodowa reporterka. Tłumaczka z języka włoskiego, rosyjskiego i polskiego na francuski. Od 2005 roku sędzia pracy. Administratorka genewskiego stowarzyszenia opiekującego się małoletnimi imigrantami.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 169

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (9 ocen)
2
5
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Wikann

Dobrze spędzony czas

niesamowicie interesująca historia bohaterskiej kobiety widziana oczami córki.
00
Lupusrevelio

Dobrze spędzony czas

Ciekawe świadectwo historyczne, myślę, że ważne, a zarazem przystępne.
00

Popularność




 

Moje urodziny przypadają na koniec lutego. Siedemnaste urodziny obchodziłam w lutym 1968 roku. Trzy miesiące później we Francji zaczął się maj 1968. W sierpniu czołgi radzieckie wjechały do Czechosłowacji i brutalnie położyły kres Praskiej Wiośnie. Ale przedtem – zaledwie kilka dni po moich urodzinach – nastąpił Marzec ’68. Miesiąc, o którym Europejczycy nic nie wiedzą, czarny miesiąc dla wszystkich polskich Żydów, nielicznej grupy ocalałych z Zagłady i ich dzieci. Miesiąc kresu ich złudzeń. Miesiąc bolesnych, nieodwołalnych decyzji, które zdeterminowały ich przyszłość.

Nie sposób zrozumieć, co się stało w marcu 1968, jeśli nie cofniemy się do roku 1967.

*

5 czerwca 1967 między Izraelem a krajami arabskimi wybuchła wojna. Trwała zaledwie 6 dni, ale dla Polaków pochodzenia żydowskiego jej skutki były tragiczne.

Wszystkie państwa bloku wschodniego zerwały stosunki dyplomatyczne z Izraelem, Polska jednak posunęła się znacznie dalej. Najpierw 19 czerwca 1967 roku na Kongresie Związków Zawodowych I Sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka potępił agresję Izraela i zagroził sankcjami jego sympatykom w Polsce, a było ich niemało, i to nie tylko wśród Żydów.

Ambasada Izraela w Polsce otrzymała około stu telegramów z gratulacjami. Opowiadano również, że niektórzy oficerowie Wojska Polskiego wznosili toasty za zwycięstwo „naszych Żydów” nad „ich Arabami”. Niedługo potem rząd PRL zerwał jednostronnie stosunki dyplomatyczne z Izraelem. Ambasada pozostała zamknięta do 1990 roku.

Ostrzeżenie towarzysza Gomułki skierowane do pełnych zapału młodych ludzi, gotowych pospieszyć do Izraela, by wspomóc Cahal*, pokazywało niedwuznacznie, że nie chodzi o walkę z międzynarodowym syjonizmem, lecz o zachętę do demaskowania wroga wewnętrznego, czyli Żyda. To było wyraźne zielone światło dla czystek.

Wkrótce potem w warszawskim Teatrze Narodowym odbyła się legendarna premiera Dziadów Adama Mickiewicza, wystawionych z okazji 50. rocznicy Rewolucji Październikowej. Reżyseria Kazimierza Dejmka nadała przedstawieniu wymowę antyrosyjską i dobrze wiadomo, jak zareagowali na to młodzi Polacy. Komunistyczne władze nakazały przerwać wystawianie sztuki. Ostatnie przedstawienie odbyło się 30 stycznia 1968 roku i zakończyło się owacją na stojąco.

Zdjęcie Dziadów z afisza było iskrą, która wywołała wybuch. Studenci urządzili manifestację, podczas której wykrzykiwano hasła antyradzieckie i antyrządowe. Milicja zatrzymała najaktywniejszych uczestników, między innymi Adama Michnika i Henryka Szlajfera. W związku z wywiadem, jakiego udzielili Bernardowi Margueritte’owi, korespondentowi „Le Monde” w Warszawie, 4 marca 1968 roku obu relegowano z uczelni, a 6 marca aresztowano pod zarzutem „przekazywania fałszywych informacji za granicę”. Wywołało to kolejne protesty studentów.

W obronie studentów wystąpił także Związek Literatów Polskich, który domagał się zaprzestania represji i już wcześniej, 29 lutego, wydał rezolucję oskarżającą władze o niszczenie polskiego dziedzictwa kulturowego.

Władze pozostawały jednak głuche na protesty, ponieważ w tym samym czasie w Czechosłowacji trwały już rozpoczęte 5 stycznia wydarzenia, które miały doprowadzić do Praskiej Wiosny, głoszącej hasło „socjalizmu z ludzką twarzą” i niosącej względną liberalizację życia publicznego. Tej ewolucji politycznej ZSRR nie zamierzał tolerować – był to fatalny przykład dla „bratnich” krajów, zło, które należało czym prędzej wyplenić.

W związku z tym rząd polski, wierny Wielkiemu Bratu, zdecydowany za wszelką cenę zdusić rewoltę, przygotował pułapkę. 8 marca podczas kolejnej demonstracji studenckiej pod gmachy Uniwersytetu Warszawskiego podjechało kilka autokarów z tabliczkami „Wycieczka”. W rzeczywistości przywiozły one przebranych w cywilne ubrania milicjantów, którzy natychmiast zaatakowali demonstrujących. Wywiązały się bójki, które dały milicji – tym razem w mundurach – doskonały pretekst do interwencji i aresztowań.

Nie zatrzymało to protestów studenckich, które rozlały się na cały kraj. Demonstrowano w Krakowie, Gdańsku, Gliwicach, Łodzi, Lublinie, Wrocławiu, Poznaniu, Przemyślu, Rzeszowie, Toruniu, Katowicach… Władze odpowiedziały brutalnymi represjami. Do aresztu trafiło w sumie 6687 młodych dziewcząt i chłopców. W Warszawie „prowodyrów” skazano na kilka lat więzienia.

Władzom to jednak nie wystarczyło – ponieważ wydarzenia stawiały rząd w trudnym położeniu wobec radzieckich sąsiadów, Władysław Gomułka wskazał winnych i sposób, w jaki należało dać im odpór. Winnymi byli syjoniści, a odpór polegał na wygnaniu ich z kraju. W przemówieniu wygłoszonym 19 marca 1968 roku, transmitowanym przez telewizję, Gomułka przypuścił atak na „agresywnych” studentów, a winą za niepokoje obarczył „czynniki syjonistyczne i rewizjonistyczne”. To określenie stało się odtąd oficjalnym wyrażeniem piętnującym prawdziwych lub wyimaginowanych Żydów i miało służyć uspokojeniu Moskwy. Wystąpienie I Sekretarza wyznacza początek Marca’68.

Gomułka ogłosił, że większość demonstrantów to osoby pochodzenia żydowskiego, a ich rodzice zajmują wysokie stanowiska państwowe.

Po jego wystąpieniu zaczęto organizować w terenowych komórkach PZPR setki zebrań. W głosowaniach wykluczano z partii „syjonistycznych prowokatorów”, którzy tracili jednocześnie pracę, a czasem również mieszkania.

Do „prowokatorów” zaliczono mojego ojca – Ignacego Waniewicza, pochodzenia żydowskiego. Podczas zebrania organizacji PZPR w Telewizji Polskiej, w którym ojciec brał udział, jego koledzy zagłosowali za wyrzuceniem go z partii.

Zofia, z którą spotykam się w 2018 roku w warszawskiej kawiarni, najmłodsza członkini zespołu redakcyjnego programu „Eureka”**, prowadzonego przez mojego ojca – wspomina:

 

Sekretarka naszej redakcji zadbała o to, żeby drzwi do pokoju, w którym odbywało się zebranie, pozostały niedomknięte. Kiedy się zorientowała, co się tam odbywa, przeraziła się i zaraz przybiegła, żeby nam o wszystkim opowiedzieć. Mówili między innymi, że [ojciec] nie ma wyższych studiów. Poprosiliśmy ją, żeby natychmiast zadzwoniła do żony Ignacego. Irena czym prędzej przyleciała, wpadła bez pukania do pokoju i rzuciła na stół dyplomy. Potem wyszła, trzaskając drzwiami.

Piękny gest, ale oczywiście na nic się nie zdał. Koledzy ojca zagłosowali za jego usunięciem. Odezwał się tylko jeden głos protestu – był to Eugeniusz Pach, jeden z pierwszych spikerów Telewizji Polskiej. „Nie posiadał się z oburzenia – opowiada dalej Zofia. – Wstał i powiedział do reszty zebranych: Wszyscyście byli gośćmi Ignacego, jedliście u niego i pili, a teraz siedzicie cicho”.

Eugeniusz Pach był w Polsce legendarną postacią, podziwiali go wszyscy telewidzowie – pewnego dnia dostał na antenie czkawki, nazajutrz wielbiciele zasypali go poradami, w jaki sposób czkawkę zwalczać. Zawsze mówił to, co myślał. W 1981 roku po wprowadzeniu stanu wojennego przez generała Jaruzelskiego bez zastanowienia złożył wymówienie, a kiedy zmarł w 2016 roku, polska telewizja publiczna nie miała choć na tyle przyzwoitości, aby zamieścić jego nekrolog.

Mojej matki Ireny – również Żydówki – nie wyrzucono z pracy, ale wyszło na to samo. Jej szefowa, redaktor naczelna, poprosiła, by Irena sama złożyła wymówienie. Nie wyobrażała sobie, żeby ją miała zwolnić, a ponieważ się przyjaźniły, matka się zgodziła.

Dziś widzę, że rodzice byli w dobrym towarzystwie. Wszyscy ci mężczyźni i kobiety, których dotknęła niełaska, należeli do polskiej elity intelektualnej. Znaleźli się wśród nich między innymi Leopold Unger z „Trybuny Ludu”, przyjaciel ojca, który kontynuował karierę dziennikarza w brukselskim „Le Soir”, Leon Kasman z „Życia Warszawy”, Leszek Kołakowski, filozof, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, który wykładał później w Stanach Zjednoczonych i Anglii, Zygmunt Bauman, socjolog, profesor UW, następnie wykładowca Uniwersytetu w Leeds.

W sumie z PZPR wyrzucono 8 tysięcy osób, a 80 usunięto z wysokich stanowisk państwowych.

Do czystek gorliwie nawoływały media, które z upodobaniem rozpowszechniały stereotypy na temat Żydów wytaczających krew z chrześcijańskich dzieci i inne tego rodzaju brednie.

Czterdzieści lat później Prezydent RP Lech Kaczyński oświadczył:

 

Ci, których zmuszono do wyjazdu w trakcie antysemickiej kampanii marcowej, nie powinni mieć trudności w uzyskiwaniu potwierdzenia polskiego obywatelstwa, gdyż w istocie nigdy go nie stracili2.

Na razie jednak mamy rok 1968 i antysemityzm, nieskutecznie maskowany terminem „antysyjonizm”, sieje spustoszenie.

Stefan Kisielewski, muzykolog, kompozytor i pisarz, zapisał wówczas w Dziennikach:

 

Rozbudzony antysemityzm pozostanie na lat dwadzieścia, bo temu narodowi niczego w Polsce nie wolno było nienawidzieć i zwalczać, a tu mu nagle pokazano wroga wewnętrznego i powiedziano: on winien!

Demoniczny pomysł – zupełnie jak z Orwella3.

Kiedy Kisielewski mówił o dwudziestu latach, był wielkim optymistą; w 2015 roku, czyli pięćdziesiąt lat po Marcu ‘68, zaraz po dojściu do władzy konserwatywnej partii Prawo i Sprawiedliwość okazało się, że polski antysemityzm nadal trwa i ma się bardzo dobrze. Nie potrzeba mu nawet Żydów – w kraju, gdzie mieszka 38 milionów ludzi, jest ich niewiele ponad tysiąc. Nie przeszkadza to neofaszystowskim ugrupowaniom nacjonalistycznym obwiniać ich o wszelkie szkody gospodarcze, społeczne i kulturowe. Słowem – w Polsce nic się nie zmienia.

Również w 1968 roku profesor Michał Głowiński napisał:

 

Słowa, które dotąd występowały w języku

rasistowskim, ponownie ożyły. „Żyd” stał się znowu,

po ćwierć wieku trwającej przerwie, symbolem

wszelkiego zła. Pod jego adresem kieruje się słowa najbardziej obraźliwe i najbardziej demagogiczne4.

Polacy pochodzenia żydowskiego, wyrzucani z pracy, znieważani przez „prawdziwych” Polaków, nie mieli innego wyjścia, jak zwinąć manatki i wyjechać. Gorliwie ich do tego zachęcano.

Wiele lat później niektórzy z nich wspominają:

 

Z Polaków pochodzenia żydowskiego staliśmy się z dnia

na dzień syjonistami. Byłam wtedy w ciąży

i ta cała nagonka, wzmocniona „spontanicznymi”

demonstracjami studentów arabskich, napawała

mnie fizycznym lękiem. Wtedy po raz pierwszy

poczułam się wyjęta spod prawa. […]

1 stycznia 1969 roku wyszliśmy na dwie godziny

z domu, po powrocie zastaliśmy na drzwiach

napis „Tu mieszka chołota – Żydzi” (Anna Frajlich).

 

Z pewnym chłopakiem z Warszawy chodziłam przez rok,

ale teraz on powiedział, że możemy się spotykać tylko

potajemnie, wieczorami. Bo on jest na dziennikarstwie

i chce pisać reportaże zagraniczne, a z powodu

mojego żydostwa mogliby mu odmówić paszportu

(Iza Winter-Cieślak).

Polscy koledzy zazdrościli mi: „Będziesz na Zachodzie, kupisz sobie elegancki samochód!”. Nie rozumieli, że ten wyjazd dla mnie był tragedią! […] Przekraczając granicę, czułem, że już nie jestem Polakiem (Władek Poznański)5.

W kraju, który bardzo niechętnie otwierał wówczas granice, drobnemu ułamkowi ludności nagle pozwolono wyjechać. Tyle że na zawsze i za cenę zrzeczenia się obywatelstwa polskiego.

Nastąpił czas wyboru. Zostać i cierpieć bez żadnej nadziei czy też wyjechać i dalej cierpieć, ale z mglistą perspektywą lepszej przyszłości w innym miejscu. Pozostać jako parias w kraju, który stał się nieprzyjazny, czy też stać się bezpaństwowcem i szukać miejsca schronienia.

W Warszawie między marcem a czerwcem 1968 roku kontakty między rodzinami żydowskimi, zaprzyjaźnionymi albo po prostu znajomymi, znacznie się zacieśniły. Ci, którzy postanowili wyjechać, starali się przekonać niezdecydowanych.

Każdy był w innej sytuacji – jedni mówili tylko po polsku i w dojrzałym wieku musieliby się uczyć nowego języka. Inni – na przykład adwokaci, dziennikarze – mieli zawody wyjątkowo niedostosowane do emigracji. Byli tacy, którzy mogli liczyć na krewnych i znajomych, i tacy, co nie mieli za granicą żadnej rodziny.

Atmosfera była napięta, jakby naelektryzowana. Czułam to oczywiście, a jednocześnie żyłam na innej planecie. Nie zabierałam głosu w dyskusjach, i nie bez powodu. Miałam w tym roku zdawać maturę i całe moje otoczenie dokładało starań, by mnie trzymać możliwie najdalej od tego, co zaprzątało wszystkich. Rodzicom zależało na tym, bym mogła w jak największym spokoju zajmować się nauką, i unikali jakichkolwiek aluzji do naszego położenia. Od czasu do czasu, mimo wszystko, dowiadywałam się, że ten czy ów szykuje się do wyjazdu albo już wyjechał. Wiedziałam również, że rodzice i ich znajomi stale bywają na Dworcu Gdańskim, by się żegnać z przyjaciółmi.

Emigranci odjeżdżali pociągiem o 9.05 do Wiednia. Przyjaciele schodzili z peronu, targani emocjami; wzruszenie odbierało im energię. Nie sposób było nie zdawać sobie z tego sprawy***.

Wbrew temu, co głosiła ówczesna rządowa propaganda, polscy Żydzi nie byli syjonistami. Ludzie o takich zapatrywaniach wyjechali o wiele wcześniej. Ci natomiast, którzy nie opuścili Polski w latach pięćdziesiątych, byli komunistami z przekonania i szczerymi patriotami. Zostali, by budować lepsze społeczeństwo, i nie widzieli najmniejszej sprzeczności między swoim żydowskim pochodzeniem a poczuciem przynależności do Polski. Nawet wówczas, gdy zawiedli się w swoich ideologicznych nadziejach, nadal kochali swój kraj.

Inni, ci, którzy obawiali się – niestety słusznie – polskiego antysemityzmu i chcieli uciec przed bolesnymi wspomnieniami, wyemigrowali zaraz po zakończeniu wojny. Jeszcze inni wyjechali po pogromie kieleckim z 1946 roku, kiedy to polscy żołnierze i robotnicy w bestialski sposób zamordowali 42 Żydów, w większości repatriantów z ZSRR, oraz trzech Polaków, którzy usiłowali ich bronić.

Ci jednak, którzy mimo wszystko i wbrew wszystkiemu pozostali i w spartańskich warunkach uczestniczyli w odbudowie Polski, święcie wierzyli, że demony znikły. Było dla nich jasne, że historia nie może się powtórzyć. Tym boleśniejsze było przebudzenie.

W 1968 roku Dworzec Gdański stał się symbolem wygnania. Trzydzieści lat później, w marcu 1998, na południowej ścianie dworca umieszczono upamiętniającą te wydarzenia tablicę ze słowami Henryka Grynberga:

Tablica pamiątkowa na Dworcu Gdańskim

Dziś Dworzec Gdański wygląda inaczej i nie obsługuje już połączeń międzynarodowych. Po przebudowie stał się stacją kolei regionalnych. I bardzo dobrze, ponieważ to miejsce tchnie smutkiem i rozpaczą.

My też mieliśmy wkrótce wyjechać. Rodzice podjęli tę decyzję, nie pytając mnie o zgodę. Jako nieletnia nie miałam prawa głosu, zresztą w ich pojęciu najważniejsze było to, żeby mnie ratować. Moje zdanie niewiele się liczyło.

Dla mnie samej ten wyjazd niósł bardzo daleko idące konsekwencje. Po pierwsze narzucał mi tożsamość, której dotychczas właściwie nie byłam świadoma. O swoim żydowskim pochodzeniu dowiedziałam się niemal przypadkiem, kiedy miałam czternaście lat. Było to w Paryżu, pewnego jesiennego dnia, kiedy spacerowaliśmy nad Sekwaną, rozmawiając o błahych sprawach. Nagle ojciec poinformował mnie o tym, zupełnie jakby stwierdzał, że chleb zdrożeje albo że ma się ukazać książka mojego ulubionego pisarza. Pamiętam, że usiłowałam wówczas dojść z tym jakoś do ładu i pospiesznie uwewnętrznić wszystko, co wiedziałam o Zagładzie. Pierwszą osobą, o której pomyślałam, była oczywiście Anna Frank.

Wyjazd z Polski był trudny przede wszystkim dlatego, że miałam porzucić kraj, który uważałam za swój, drogich mi przyjaciół i przyszłość, która stała się nieziszczalna. I jakby tego nie było dosyć, wyjazd oznaczał koniec naszej rodziny. Mieliśmy wyjechać wszyscy troje, ale nie jednocześnie i każde w innym kierunku. Drogi życiowe moich rodziców miały się wkrótce rozejść. Matka miała wówczas czterdzieści pięć lat, ojciec zaś czterdzieści trzy. Podążyli w całkowicie przeciwne strony. Ale tegośmy jeszcze wówczas nie wiedzieli.

Niezależnie od tego, jak dziwne może się to wydawać z uwagi na ówczesny kontekst, do chwili wyjazdu z Polski nigdy nie usłyszałam pod swoim adresem nawet najmniejszej antysemickiej uwagi. Nie czułam się więc ani upokorzona, ani urażona. Był we mnie tylko olbrzymi smutek, miałam rozdarte serce z powodu tego wyjazdu, którego powodów nie potrafiłam wtedy zrozumieć.

Dziś przemawiają do mnie liczby: przed wojną w Polsce mieszkało ponad 3 miliony Żydów. Wojnę przeżyło około 400 tysięcy. Większość wyemigrowała po pogromach 1946 roku (1500 zabitych). W chwili moich narodzin w kraju mieszkało zatem jeszcze 45 tysięcy Żydów. Kiedy wyjeżdżałam, w tym samym czasie Polskę opuściło ich ponad 13 tysięcy.

Był to wielki sukces rządu Władysława Gomułki. Nazistowskie Niemcy i ich ukraińscy i białoruscy wspólnicy nie zdołali zetrzeć wszystkich Żydów z powierzchni Europy. Za to gomułkowskim władzom udało się niemal w całości „oczyścić” Polskę. Trzydzieści cztery lata po Marcu ‘68, w 2002 roku, przynależność do mniejszości żydowskiej deklarowało zaledwie 1055 Polaków, w tym 397 mieszkańców Warszawy, mojego rodzinnego miasta.

 

* (Hebr.) Siły Obronne Izraela.

** Pierwszy telewizyjny program edukacyjny w Polsce i całej Europie, stworzony przez Marię Korotyńską i Ignacego Waniewicza.

*** Wśród emigrantów było między innymi blisko 500 pracowników wyższych uczelni, w tym wielu wybitnych naukowców; 200 dziennikarzy, ponad 60 pracowników radia i telewizji, 100 muzyków, aktorów i artystów plastyków (w tym 23 aktorów i reżyserów Teatru Żydowskiego i jego dyrektorka Ida Kamińska), 26 filmowców, 520 urzędników państwowych.

Źródła cytatów

1 Boris Cyrulnik, La nuit, j’écrirai des soleils, Odile Jacob, Paris 2019, s. 9.

2 Przemówienie Lecha Kaczyńskiego podczas oficjalnej wizyty w Izraelu we wrześniu 2006, cytat za: https://www.wprost.pl/przeglad-prasy/124658/marcowi-emigranci-polakami.html, dostęp: 30.01.2023.

3 Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1998, 14 lipca 1968, s. 49, cytat za: https://www.newsweek.pl/historia/newsweek-historia-antysemicka-nagonka-1968/qz8ygeb#articleGallery, dostęp: 30.01.2023.

4 Michał Głowiński, Marcowe gadanie, Warszawa 1991, s. 17, cytat za: https://www.newsweek.pl/historia/newsweek-historia-antysemicka-nagonka-1968/qz8ygeb#articleGallery, dostęp: 30.01.2023

5 Wspomnienia pochodzą ze źródeł cytowanych w artykule z „Newsweek Historia” 3/2014: https://www.newsweek.pl/historia/newsweek-historia-antysemicka-nagonka-1968/qz8ygeb#articleGallery, dostęp: 30.01.2023