Ally Love Feels No Love (t.1) - Weronika Marczak - ebook + audiobook

Ally Love Feels No Love (t.1) ebook

Marczak Weronika

4,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.

24 osoby interesują się tą książką

Opis

Jeśli byłam w czymś w życiu dobra, to w ukrywaniu żalu.

Poznaj Allyson Love. Ally ma 15 lat i nie lubi przeglądać się w lustrze. Ma poplątane, długie i niesforne włosy. W jej szafie znajdują się głównie jeansy, bluzy i luźne t-shirty (niemal wszystkie ciemne, różniące się jedynie nadrukami). Często się rumieni. Czasami ze złości, ale przeważnie ze wstydu. Bywa smutna. Na szyi nosi kryształowy talizman, którym bawi się zawsze, gdy jest jej źle.

To miał być zwykły poranek: płatki z mlekiem, typowa rodzinna przepychanka w kuchni, początek weekendu. Ally założyła, że rzucone przez ojca: musisz się spakować, wyprowadzasz się – to głupi żart w jego stylu. Choć z rodzicami nigdy nie miała specjalnie dobrej relacji, nie brała pod uwagę, że posuną się do tego, by pozbyć się jej jak zbędnego balastu i odeślą do wujka, o którego istnieniu ledwie słyszała.

Gdy w poniedziałkowe popołudnie pod szkołę podjechało czerwone ferrari, Ally zrozumiała, że jej świat wywrócił się do góry nogami i odnalezienie się w nowej rzeczywistości będzie sporym wyzwaniem. Chłodny, zdystansowany i odnoszący sukcesy w Hollywood James Herrera z niewiadomych powodów zgodził się przyjąć pod dach swojej luksusowej willi nastolatkę, która kompletnie nie pasowała do jego idealnie uporządkowanego świata.

Jakby życie w cieniu sławnej siostry i popularnego brata nie było już wystarczająco trudne, do zmiany adresu dojdą jeszcze problemy z nadgorliwym nauczycielem, mroczny rodzinny sekret, o którym nikt nie chce mówić, oraz Doriano – onieśmielający chłopak z elitarnej, prywatnej szkoły, który nie ułatwi Ally życia.

"Ally Love Feels No Love" to pierwszy tom nowego cyklu Weroniki Anny Marczak, autorki bestsellerowej serii "Rodzina Monet".

Książka dla czytelników 15+

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 381

Oceny
4,5 (1123 oceny)
757
197
104
49
16
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Patka19862019

Nie oderwiesz się od lektury

Kurczę,nie wolno tak kończyć książek ! Teraz trzeba czekać na następną część,niby wiem że będzie następna ale nooo ! 🫣
160
Elakotowska

Nie oderwiesz się od lektury

Jezu. Pochłonęłam tę książkę! nie mogę przestać o niej myśleć. chcę drugi tom już teraz zaraz !!
130
NatJan

Nie oderwiesz się od lektury

genialna!!!! nie mogłam się od niej oderwać, Ally skradła moje serce 💓 czekam na następną część !!!!!
110
KasiaLenczowska

Nie polecam

To się tak strasznie od samego początku nie trzyma kupy. przesłuchałam całą rodzinę Monet i było to moje guilty pleasure, natomiast to nie jest książka tylko zlepek słów wyrzucanych przed siebie z prędkością karabinu maszynowego.

Popularność




Ilustracja i projekt okładki: Urszula Gireń

Redakcja: Katarzyna Szajowska

Redaktor prowadzący: Anna Wyżykowska

Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz

Korekta: Maria Śleszyńska, Joanna Sobota

Droga Czytelniczko/Drogi Czytelniku,

ponieważ niektóre motywy, zachowania i sceny opisane w książce (m.in. problemy ze zdrowiem psychicznym, w tym temat próby samobójczej), mogą urazić uczucia odbiorców, zalecamy ostrożność podczas czytania.

Wszystkie wydarzenia i postacie przedstawione w powieści są fikcyjne.

Życzymy dobrej lektury,

Autorka i Wydawnictwo

© for the text by Weronika Anna Marczak

© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2024

ISBN 978-83-287-3364-0

You&YA

MUZA SA

Wydanie I

Warszawa 2024

–fragment–

Dla każdej osoby, która czasem potrzebuje poczuć miłość

schowaj się na moment w tej książce

1 WUJEK JAMES

Co za pech, rybciu, razem z mamą musieliśmy sprzedać cię szefowi włoskiej mafii.

Otworzyłam lodówkę. Nie zareagowałam na kolejny głupi żart swojego niezbyt rozgarniętego ojca. Wyciągnęłam mleko i schyliłam się po miskę. Nuciłam w myślach, bo dzięki temu łatwiej mi było zachować neutralny wyraz twarzy.

– Serio, Ally, głupia sprawa – ciągnął Gus. Jego sterczące uszy i łysa głowa w połączeniu z szerokim uśmiechem na twarzy nieskalanej myślą zawsze kojarzyły mi się z wizerunkiem ogra.

Celowo szeleściłam paczką płatków, żeby go zagłuszyć. Przez to ledwo dosłyszałam, jak matka cmoka językiem. Dopiero wtedy ją zauważyłam. Stała z jedną ręką na biodrze, a palcami drugiej bębniła w blat stołu. Znałam tę jej pozę – oznaczała gotowość do akcji. Potwierdzało to jej spojrzenie. Wwiercała je we mnie wystarczająco długo, by wydało mi się podejrzane. Po prostu rzadko kiedy poświęcała mi tak dużo uwagi.

– Nie słuchaj go – powiedziała, kiedy przestałam hałasować. – Plecie bzdury, jak zawsze.

– Ale musisz się spakować. – Gus rozłożył ręce. – Wyprowadzasz się.

Zerknęłam na matkę z niemą prośbą o pomoc. Rzadko mi ją oferowała, ale jeśli istniała choć jedna rzecz, która nas łączyła, to była nią niechęć do Gusa.

Zaniepokoiło mnie to, jak uciekła przede mną wzrokiem. Przygryzła wąską wargę, z której powoli puszczał już kwas. Dłoń położyła płasko na stole. Zdezorientowana jej zachowaniem podążyłam wzrokiem za punktem, w który się wpatrzyła. To wi­sząca na ścianie fotografia naszej rodziny – chyba jedyna, jaka kiedykolwiek powstała. Mama powiesiła ją tutaj tuż po wprowadzeniu się i traktowałam to jako próbę stworzenia pozorów, że w tym domu mieszka kochająca się rodzina.

Marną próbę, bo nawet na zdjęciu nasze uśmiechy były tak fałszywe jak dowód, którym legitymował się mój starszy brat, kupując alkohol.

– Tak, powinnaś się spakować – przyznała.

Straciłam zainteresowanie śniadaniem. Stanęłam tyłem do szafek i pierwszy raz od dawna dobrowolnie odwzajemniłam uwagę rodziców. Jednocześnie natychmiast poczułam się przez nich osaczona. Przełknęłam ślinę.

– Dlaczego…?

– Pomieszkasz przez chwilę poza domem.

– Poza domem?

– Wszyscy się rozjeżdżamy. – Gus machnął ręką. – Wiesz, rybcia, to akurat taki śmieszny okres…

– Gdzie ty niby wyjeżdżasz?

Bez oporów pozwoliłam pretensjom wybrzmieć w moim głosie, a wrogości zabłyszczeć w oczach.

Twarz Gusa za to się rozjaśniła.

– Do Nowej Zelandii, robimy genialny, przegenialny projekt. Mówię ci, będzie cudeńko…

Uniósł też dłonie, by energicznie zatrzeć ręce, a jego entuzjazmu nie ostudziło nawet pełne pogardy prychnięcie matki.

– Tak… – powiedziała cierpko. – Ja natomiast lecę z Melody do Europy.

Mimowolnie kątem oka ponownie zerknęłam na fotografię rodzinną. Moja starsza siostra Melody stała tam wśród nas w samym centrum, a jej uśmiech był najszerszy, najlepiej wyuczony i  – z ukłuciem w sercu musiałam to przyznać – najładniejszy.

– Do Europy? – powtórzyłam cicho.

– Ostatni sezon Tary Tale będzie kręcony tylko w połowie w studiu – wyjawiła matka z wyraźnym zadowoleniem w głosie. – Scenarzyści wysyłają bohaterki w podróż po Europie, a producenci uznali, że w takim razie należy to zrobić z pompą i kręcić w plenerze.

Zamrugałam.

– Och – wydusiłam i w pierwszej chwili chciałam ukryć zaskoczenie, ale odpuściłam, ponieważ widziałam po matce, że i tak nie obchodzi jej moja reakcja. Za bardzo skupiała się na własnej dumie i satysfakcji. Znowu uciekła gdzieś wzrokiem, tym razem daleko w przyszłość. Wyobrażała sobie siebie w Paryżu, Mediolanie lub Londynie – prawie dostrzeg­łam w jej tęczówkach tarczę Big Bena, na której wskazówki wybijały południe.

Południe to była zwykle pora, gdy praca na planie zdjęciowym wrzała, a matka mogła w pełni oddawać się stwarzaniu pozorów, że jest tam po to, by opiekować się swoją niepełnoletnią córką, a nie by się panoszyć i uszczknąć dla siebie odrobinę sławy Melody.

– Na jak długo tam jedziecie? – wychrypiałam, walcząc z gulą, która nagle stanęła mi w gardle.

– W harmonogramie wpisano dwa miesiące, ale wszystko się może przedłużyć, zobaczymy.

– U mnie też zależy, rybciu, to duży projekt, więc trzeba być elastycznym, wiesz, jak jest – odpowiedział Gus, bezsensownie gestykulując rękami.

– I oboje wyjeżdżacie w tym samym czasie?

– Zabawna sprawa, no ale tak się właśnie złożyło – odparł Gus, a matka skinęła głową.

Przez moment przetrawiałam te informacje, a następnie stanowczo zadeklarowałam:

– Zostanę w domu sama.

Matka przewróciła oczami, jeszcze zanim skończyłam mówić.

– Nie zostaniesz sama.

– Zos…

– Masz piętnaście lat, Allyson, nie zostaniesz sama w domu na tak długi czas – przerwała mi, a jej ton stał się ostrzejszy.

– To tylko dwa miesiące!

– Może się przedłużyć, nie wiadomo… – Gus zrobił głupią minę i zamachał dłońmi, jakby trzymał w nich ciężarki i sprawdzał, który waży więcej.

– Co za różnica, przecież i tak wiecznie was tu nie ma, ciągle siedzę sama – zdenerwowałam się.

Matka zrobiła wdech i przymknęła powieki.

– Allyson…

– Sama chodzę do szkoły, sama jem, odrabiam lekcje, kładę się spać… – nakręcałam się i mówiłam szybciej, a mój głos brzmiał coraz bardziej piskliwie. – Prawie się nie widujemy i dobrze o tym wiecie. Potrafię się sobą zająć!

– Allyson! – zawołała matka. Otworzyła rozjaśnione płomieniem złości oczy i wbiła je we mnie. Zrobiła też krok do przodu, czym odebrała mi kolejny kawałek przestrzeni. – Nie mów do mnie tym tonem, dobrze? Nie jestem twoją koleżanką, żebyś rozmawiała ze mną w ten sposób.

Zdusiłam w sobie chęć powiedzenia na głos, że moje koleżanki akurat nie wywołują we mnie tak negatywnych uczuć.

– Razem z ojcem za ciebie odpowiadamy i jesteś chyba niepoważna, jeśli uważasz, że zostawilibyśmy cię samą, bez opieki osoby dorosłej, na co najmniej dwa miesiące – kontynuowała i wolno pokręciła głową. – Myślże trochę!

Gotowałam się ze złości. Tłumiłam ją w sobie, choć byłam pewna, że się zaczerwieniłam. To jeden z wielu minusów mojej twarzy – łatwo dawało się z niej wyczytać każdą intensywniejszą emocję.

Kolejne pytanie zadałam cicho, jednak wpatrywałam się przy tym w rodziców spode łba i z, mam nadzieję, widoczną nienawiścią.

– Co z Ethanem?

– Eee… – zawahał się Gus. – A co ma z nim być?

Zerknęłam wyczekująco na matkę.

– Ethan zostaje tutaj – odparła prawie wyzywająco.

Prychnęłam głośno.

– Czyli w domu? Ethan może zostać sam, ale ja muszę się wyprowadzić?

– Dziewczyno! – zawołała znowu matka. Łatwo traciła cierpliwość. Zaciskała z irytacją wargi, ściągała brwi, a wyprostowaną sztywno dłonią wymachiwała w moim kierunku. Najbardziej wkurzające było to, jak wolno mówiła. Prawie dzieliła słowa na sylaby, zupełnie jakby miała mnie za ciężko myślącą. – Ethan kończy zaraz osiemnaście lat, widzisz różnicę?

– Szczerze, to nie.

Prawie uśmiechnęłam się na widok żądzy mordu w oczach matki. Proszę, jak łatwo ukazuje swoje prawdziwe oblicze.

– Jestem od niego bardziej odpowiedzialna – dodałam.

Matka znowu zerkała gdzieś w bok. Podbródek trzymała w górze, a z nerwów na jej długiej szyi napięły się ścięgna.

– Rybcia, no jasne, że jesteś, ale tu nie chodzi o odpowiedzialność… – Gus podrapał się po łysej głowie. Zezował na matkę, jakby rozważał wycofanie się z tej konwersacji.

– A o co? – prychnęłam. Zaciskałam dłonie w pięści, o głodzie już nawet zapomniałam.

– O niezależność.

Spojrzałam na mamę. Rysy jej twarzy stawały się z każdą chwilą coraz surowsze. Brwi wędrowały coraz wyżej, a kości policzkowe lada moment miały przebić się przez cienką od zbyt częstych zabiegów kosmetycznych skórę.

Zamilkłam, a ona wyczuła swoje zwycięstwo, bo kąciki jej ust lekko drgnęły.

– Nie patrz tak na mnie, Allyson. Wiesz, że to prawda. Ethan zarabia, ma swoje pieniądze, auto, a nawet i dom…

– …w którym urządza dzikie imprezy!

– Poradzi sobie w każdej sytuacji – kontynuowała, jakby mnie nie słyszała. – Ty zaś… potrzebujesz kogoś, kto będzie… nad tobą… czuwał.

Na koniec lekceważąco wzruszyła ramionami.

– To chyba jakiś żart! – zawołałam z przerażeniem. Oddychałam coraz szybciej, czułam, jak pieką mnie policzki, i zaczynałam się pocić ze stresu, ponieważ uświadamiałam sobie powoli, że rodzice mówią serio.

Stali, co prawda, w sporej od siebie odległości, a jednak rozmawiali ze mną razem, w tym samym czasie i miejscu, a to zdarzało się rzadko. Zazwyczaj unikali się nawzajem jak ognia. To ich nagłe zjednoczenie świadczyło o powadze sytuacji.

– Ależ śmiej się, ile chcesz, Allyson, jednak pamiętaj, żeby spakować swoje rzeczy do końca weekendu.

Zaczęłam drżeć.

– Ja… nigdzie się nie wyprowadzam!

– W poniedziałek rano Gus zawiezie twoje walizki do Jamesa…

– Co to za James, do cholery?! – wydarłam się. Tak gwałtownie poruszyłam dłońmi, że jedną z nich uderzyłam o kuchenny blat. Zabolało, a z miski płatków, którą trąciłam, wylało się trochę mleka.

– Uspokój się i przestań wrzeszczeć – odpowiedziała matka, znowu przybierając ten powolny, uniesiony ton. Nachyliła się w moją stronę, na nowo rozjuszona.

– Przepraszam bardzo, że reaguję emocjonalnie na wiadomość, że moi rodzice wyrzucają mnie z domu!

– Nie bądź bezczelna, przecież nikt cię nie wyrzuca. Zapewnimy ci godne warunki na czas naszej nieobecności. Powinnaś być wdzięczna. – Zacisnęła usta i się wyprostowała. Łypała na mnie z jawną niechęcią, zdawało mi się, że tylko odrobinę mniejszą od tej, z którą odnosiła się do Gusa. Następne słowa wymówiła ciszej, a jednak wystarczająco wyraźnie, bym usłyszała: – Ale czego ja się po tobie spodziewam?

Coś mnie w tej wypowiedzi zraniło na tyle, że spuściłam wzrok i palcami nadal pulsującej bólem dłoni założyłam włosy za ucho. W tych emocjach bardzo mi się rozczochrały. Zawsze były niesforne, długie i poplątane, matka często mi to wyrzucała. Teraz zapewne też by to zrobiła, gdyby nie fakt, że toczyłyśmy dyskusję na poważniejszy temat.

Rozległo się odchrząknięcie. To Gus próbował wtrącić się do rozmowy.

– Mówimy o moim bracie Jamesie. Pamiętasz go, nie?

Uniosłam głowę i zmarszczyłam brwi.

– Chwila, co? M-mam się wprowadzić do wujka… Jamesa?

Gus pokiwał głową ze sztucznym entuzjazmem, dlatego zerknęłam na matkę. Szukałam wiarygodności, której brakowało ojcu. Ona milczała, jednak w jej oczach dopatrzyłam się potwierdzenia i to mi wystarczyło.

Zaczęłam kręcić głową. Kosmyk, który przed chwilą włożyłam za ucho, znowu majdał mi się po twarzy. Tym razem go nie poprawiłam. Zamiast tego złapałam za zawieszkę przy swoim naszyjniku. Kryształowy czarny motyl, którym bawiłam się zawsze, gdy było źle.

Prawdopodobnie najcenniejsza rzecz, jaką posiadałam. Na pewno jedyna, która dawała mi odrobinę otuchy.

– Nie zgadzam się – zaprotestowałam dobitnie. – Nie chcę. Nie znam go, to dla mnie obcy facet! Nie możecie kazać mi mieszkać z obcym facetem!

– To rodzina, rybciu.

– To twój przyrodni brat, z którym właściwie nie utrzymujesz kontaktu!

Szeroko otwartymi, pełnymi niedowierzania oczami wpatrywałam się w ojca, od czasu do czasu zerkając na matkę. Taką mnie zastała Melody, która właśnie dołączyła do nas w kuchni.

– Co wy tak krzyczycie od rana? – zapytała. Nadal zaspane oczy miała przymrużone. Jedną ręką trzymała poły jedwabnego szlafroka zarzuconego na piżamę do kompletu, a drugą, ziewając, przykrywała usta.

– Jak widać, twoja siostra nie potrafi prowadzić cywilizowanej rozmowy – odparła matka.

Natychmiast się wyprostowała i odsunęła nieco na bok. Tak samo zareagował Gus, mimo że nawet nie stał Melody na drodze. Co więcej, ja sama zrobiłam dla niej miejsce, kiedy podeszła obok, by skorzystać z ekspresu do kawy. Nie zarejestrowałam momentu, w którym moje stopy się poruszyły. Stało się to automatycznie, bo moja starsza siostra miała niezwykły talent dominowania otoczenia.

– Co cię tak rozzłościło, Ally? – zapytała.

Posłała mi lekki uśmiech i byłoby to sympatyczne, gdyby nie ociekał pobłażliwością. To był chyba mój najbardziej znienawidzony uśmiech z całego repertuaru Melody i tak się składało, że raczyła mnie nim najczęściej.

Nie miałam ochoty jej odpowiadać. Zresztą i tak ekspres zaczął głośno buczeć. Siostra w tym czasie obrzuciła mnie dokładniejszym spojrzeniem. Nie odwzajemniałam go.

– Rozlałaś mleko – zauważyła, gdy ziarna się zmieliły i znowu zrobiło się cicho. Wskazywała na blat, jak gdybym nie miała oczu i sama nie widziała niewielkiej białej plamy obok miski.

– Wiem, zaraz wytrę – odmruknęłam.

– No więc? – zapytała, wspinając się na palce, by sięgnąć po talerzyk pod filiżankę. – Co to za poranny dramat?

– Allyson nie podoba się, że jedziemy do Europy – odpowiedziała matka, a przy tym dramatycznie machnęła ręką i westchnęła głęboko. – Wolałaby, żebyśmy wszyscy siedzieli w domu, wtedy byłaby najszczęśliwsza.

– To nieprawda, nic takiego nie powiedziałam! – oburzyłam się.

– Och… – Melody pokiwała ze zrozumieniem głową.

– To nieprawda! – powtórzyłam dobitnie. – Jedyne, co mi się nie podoba, to to że muszę się stąd wyprowadzić i zamieszkać z… z wujkiem Jamesem!

Melody wytrzeszczyła oczy. Momentalnie wyparowała z nich senność.

– Co takiego? – Natychmiast przeniosła wzrok na matkę. – Z wujkiem Jamesem? – upewniła się. – Jamesem Herrerą?

Matka niechętnie skinęła głową. Zaciskała usta i co chwilę zerkała na mnie z niezadowoleniem. Gus coraz mniej aktywnie uczestniczył w rozmowie, a coraz bardziej wycofywał się gdzieś w cień. Natomiast Melody straciła zainteresowanie swoją kawą, którą z takim namaszczeniem sobie przygotowywała. Porcelanowa filiżanka na spodeczku do kompletu została osamotniona na blacie, gdy moja siostra odsunęła się od niego, nagle zbyt przejęta wymianą zdań.

– Allyson zamieszka z Jamesem?

– Najprawdopodobniej tak to będzie wyglądało – przyznała matka.

– U niego?

Ze zdezorientowaniem obserwowałam, jak wzrok Melody wędruje od matki przeze mnie nawet do Gusa. Nieczęsto widywałam u swojej siostry takie zainteresowanie tematem, który dotyczył mnie.

– Tak, Melody – westchnęła matka.

– W tej jego willi? – dopytywała. – Na wzgórzach Hollywood?

Uniosłam brwi.

– Twój ojciec wyjeżdża do Nowej Zelandii kręcić nowy film, nas nie będzie… – Matka rozłożyła ręce. – Ktoś musi się zająć Allyson.

– I James się zgodził? – dziwiła się Melody.

– Lepiej. – Gus poruszył się, ściągając na siebie naszą uwagę. Znowu głupawo się szczerzył. – Sam to zaproponował.

Razem z Melody uniosłyśmy brwi jeszcze wyżej. Ona dodatkowo otworzyła usta i chwilę niemo nimi poruszała, zanim zdołała wydusić z siebie kolejne pytanie.

– Dlaczego miałby…

– Och, po prostu jest nam winny przysługę – wtrąciła się matka. Wyciągnęła dłonie do góry w geście, który sugerował, że ma już dość wałkowania tego tematu. Nie omieszkała też rzucić Gusowi przepełnionego frustracją spojrzenia.

Melody zrobiła jeszcze jeden krok do przodu. Tym samym wyszła na środek kuchni, niczym sędzia na boisku. Wodziła spojrzeniem po mnie i rodzicach jak po zawodnikach, których właśnie oceniała. Tylko zamiast gwizdka na szyi miała zawieszony łańcuszek z niewielkim, ale kosztownym kamieniem. Sportowe buty zastąpiły lekkie białe kapcie, a swąd potu – zapach kwiatowych perfum. Ich woń wiecznie się za nią ciągnęła i zastanawiałam się czasem, czy to dlatego, że non stop się nimi psika, czy może po prostu jej skóra, włosy i ubrania już przesiąkły nimi na amen.

– James Herrera jest wam winny przysługę i ze wszystkich rzeczy, o jakie moglibyście go poprosić, wybieracie, by zajął się Ally? – Melody rzuciła mi krzywe spojrzenie.

– Nie patrz tak na mnie – powiedziałam i łypnęłam na nią spode łba. – To nie mój pomysł.

Matka się poruszyła. Zrobiła kilka powolnych kroków w stronę Melody, złapała ją za ramię i przechyliła głowę. Nie dało się nie zauważyć, że w jej oczach kryło się znacznie więcej troski, gdy patrzyła na swoją starszą córkę niż na mnie.

– Wiem, o czym myślisz, Melody. Gdyby była szansa, by w ramach tej... przysługi załatwić coś dla ciebie, tak byśmy zrobili, jednak James jest kapryśny. Ma swoje widzimisię, zasady… Sama dobrze wiesz, jak to z nim jest…

– Z jego wsparciem tak łatwo byłoby mi zdobyć nowy projekt…! – westchnęła Melody. – Wystarczyłoby jedno jego słowo.

– Wiem, kochana, wiem… – mruknęła matka i ją objęła. – James to kawał drania.

– O – zainteresowałam się. – Świetnie, to kolejny powód, dla którego nie mam ochoty się do niego wprowadzać.

– Ally, czy dla ciebie wszystko musi być zabawą? – jęknęła Melody.

Naprawdę zaczynała boleć mnie głowa.

– To był sarkazm! – zawołałam. Z bezradności uniosłam dłonie do sufitu. Wcześniej drwiłam z matki, że łatwo ją wyprowadzić z równowagi, ale zapomniałam, że Melody działa na mnie w podobny sposób. – Nie chcę wprowadzać się do tego całego Jamesa, tylko o to mi chodzi. Nie znam tego człowieka!

– Nie kłam, proszę cię, wszyscy znamy Jamesa Herrerę.

– Słuchaj, może ty widujesz go w studiu, więc kojarzysz go lepiej, może nawet rozmawiacie ze sobą – zwróciłam się do siostry, wcześniej odetchnąwszy głęboko, by się uspokoić. – Ale ja nie widziałam go od lat. Wiem, że jest przyrodnim bratem Gusa, wiem też, że się do siebie nie odzywają. Więc proszę cię, nie nazywaj mnie kłamczuchą.

– Chyba jednak trochę się odzywają, skoro ustalili, że u niego zamieszkasz.

Melody skrzyżowała ręce na piersi i zerkała w bok. Usta miała lekko wydęte, a czoło zmarszczone.

Miałam już naprawdę dość. Sięgnęłam gwałtownie po ścierkę, wytarłam niedbale mleko i opuściłam kuchnię z miską i pudełkiem płatków w rękach. Gus prawie rozpłaszczył się na ścianie, bym na niego nie wpadła. Gdy go minęłam, rzuciłam na koniec przez ramię martwym głosem:

– Nie zamieszkam u niego.

2 DWA TYSIĄCE DOLARÓW

Ósmy odcinek drugiego sezonu Tary Tale właśnie się kończył, gdy Melody weszła do mojego pokoju. Miała irytujący zwyczaj pukania i naciskania na klamkę bez odczekania momentu na zaproszenie. Podobnie robiła nasza matka, chyba że nachodziła akurat naszego brata Ethana. Kilka razy się nacięła, zastając go w sytuacji, w której nie chciała go oglądać.

Siedziałam w łóżku na rozgrzebanej kołdrze w pościeli w koty i dojadałam na sucho miodowe płatki z pudełka. Na kolanach trzymałam laptopa i natychmiast go zamknęłam, by nie zobaczyła, co oglądam.

– Mogę?

Wzruszyłam ramionami.

– Przecież już weszłaś, więc po co pytasz?

Nie umknęło mi, z jakim wysiłkiem Melody stłumiła grymas zdegustowania, gdy obrzuciła mój pokój szybkim spojrzeniem.

– Nie chcesz trochę tu przewietrzyć?

– Ucieknie chłód klimatyzacji.

– W zamian wpadnie świeże powietrze.

Nieważne, co bym odpowiedziała, bo Melody była już w drodze do okna, żeby je uchylić. Stawiała przesadnie duże kroki, mimo że na podłodze wcale nie walało się aż tyle rzeczy, które musiałaby tak ostentacyjnie omijać. Skrzywiłam się, gdy nie tylko otworzyła okno, ale również je odsłoniła.

– No co, przecież mamy dzień – parsknęła.

Westchnęłam i odłożyłam laptopa na bok.

– Wolę, jak zasłony są zaciągnięte – mruknęłam.

– A po co je zaciągać? Służą wyłącznie do ozdoby – zdumiała się. Stała do mnie tyłem i szarpała zasłony, by równo udrapować je po bokach. Dochodziłam do wniosku, że jest gorsza od naszej matki.

– Służą do zasłaniania okien – upierałam się.

– A przed czym ty niby się zasłaniasz? – Melody z rozbawieniem pokręciła głową.

– Robią fajny klimat.

– Chyba meliny.

Westchnęłam.

– Po co tu przyszłaś?

Melody jeszcze chwilę układała zasłonę, aż wreszcie obrzuciła ją usatysfakcjonowanym spojrzeniem i się do mnie odwróciła.

– Żeby z tobą porozmawiać o twojej wyprowadzce do Jamesa.

– Do nikogo się nie wyprowadzam.

Melody zerknęła na łóżko, jakby chciała tam przysiąść, ale zmieniła zdanie. Potem rozejrzała się za krzesłem, ale leżała na nim tak wysoka sterta ciuchów, że odpuściła. Stojąc na środku mojego pokoju, założyła ręce na piersi i wpatrzyła się we mnie z powagą.

– Rodzice twierdzą inaczej.

– To idź ustalać sobie szczegóły z nimi.

Miałam ochotę zanurkować pod kołdrę i ukryć się tam przed światem, a przynajmniej przed intensywnym wzrokiem irytującej siostry. Jeszcze kilka lat temu bym to zrobiła, teraz jednak nie potrzebowałam kolejny raz słyszeć, że zachowuję się jak dziecko.

– Ally, to dla mnie ważne.

Skubałam poszewkę, aż wreszcie odrzuciłam do tyłu głowę.

– No dobra, czego chcesz?

W rzeczywistości serio interesowało mnie, o co jej chodzi. Nie pamiętam, by kiedykolwiek tak naciskała na rozmowę ze mną, ani kiedy w ogóle ostatnio weszła do mojego pokoju.

Albo kiedy ostatnio wszedł do niego mój brat. A tu proszę, zapukał i on.

– Melody? Jesteś tam? – zawołał przy akompaniamencie dudnienia pięścią o drzwi.

– Tak, wejdź.

Zagryzłam wnętrze policzka, by powstrzymać się przed rzuceniem niemiłego komentarza w kierunku siostry, która chyba zbyt swobodnie poczuła się w mojej sypialni. Nie życzyłam sobie, by Ethan tu przychodził. O ile uwagi Melody bywały nieprzyjemne, o tyle on często nie znał litości, co udowodnił i tym razem.

– Ale tu syf – powiedział na wejściu. Otworzył drzwi szerzej, niż było trzeba, i ich za sobą nie zamknął.

– Nie większy niż u ciebie – mruknęłam pod nosem, ale poruszyłam się, by odstawić pudełko z płatkami na stolik nocny i, nie wiem, może wygładzić trochę kołdrę, by schludniej wyglądała. Naprawdę posprzątałabym, gdybym wiedziała, że moje rodzeństwo zrobi sobie tu dzisiaj zebranie.

– Czy ja wiem, chyba jednak trochę większy – ocenił z drwiącym uśmiechem. – Tam pod łóżkiem leżą majtki? Ally, to obrzydliwe…

– Co? – sapnęłam, zrywając się z miejsca, by zajrzeć w kąt, na który pokazywał. Dotarło też do mnie parsknięcie Melody. – Idioto, to nie żadne majtki, tylko opaska do włosów!

Wściekłym ruchem zacisnęłam palce na białym elastycznym materiale i rzuciłam nim prosto w kretyńsko wykrzywioną kpiną twarz Ethana. W porę się schylił, więc niestety nim nie oberwał.

– Co by nie mówić, to w pokoju Ethana widać przynajmniej podłogę – odezwała się Melody. – Powinnaś czasem tu sprzątać, Ally.

– Sprzątam – odburknęłam. – A sypialnia Ethana jest większa.

– Mhm – mruknęła lekceważąco Melody, Ethan natomiast zaśmiał się złośliwie.

– Mam pomysł – zaproponowałam z krzywym, fałszywie uprzejmym uśmiechem. – Ja wezmę się za ogarnianie, a wy stąd wyjdziecie.

– Genialny – stwierdził Ethan i uniósł podbródek w stronę Melody. – Chodź, idziemy.

Nasza siostra pokręciła głową. Jej jasnobrązowe włosy zafalowały łagodnie. Melody zwykła narzekać, że są zrujnowane przez doczepki, które każą jej nosić do roli, ale dla mnie wyglądały na perfekcyjnie gładkie i zdrowe. No, może tylko odrobinę mniej idealne, niż gdy były świeżo ułożone przez fryzjera na planie.

– Jeszcze nie, muszę porozmawiać z Ally – powiedziała.

– O czym? – Nawet Ethan się zdziwił i uniósł swoje ciemne brwi.

– O wujku Jamesie.

Jęknęłam cicho, zdruzgotana, że ten temat się nie kończy. Za to w oczach Ethana mignęło zainteresowanie, aż gwizdnął.

– Dziad jest nie do zdarcia.

– Facet ma ze trzydzieści sześć lat, a ty nazywasz go dziadem? – Melody uniosła brwi.

– Dziad to stan umysłu, a wujo James jest gorzki jak mefedron. – Ethan wzruszył ramionami. – Czemu chcesz o nim rozmawiać akurat z nią?

– Rodzice wysyłają ją do niego na czas swoich wyjazdów.

– „Ona” jest tutaj – wtrąciłam z cierpkim uśmiechem.

Ethan spojrzał na mnie z rozchylonymi lekko ustami. Zmarszczone ze zdumienia czoło przykrywały mu ciemne kędziory, dużo ciemniejsze niż u Melody. Często je sobie roztrzepywał łobuzersko i gest ten w jego wykonaniu stał się tak drażniący, że zaczęłam z utęsknieniem wyczekiwać dnia, w którym przedwcześnie wyłysieje, tak jak Gus.

Niestety na razie się na to nie zapowiadało.

– Ty? Zamieszkasz u Jamesa? – zapytał z niedowierzaniem.

Wciąż siedziałam na łóżku, więc po prostu podciągnęłam kolana pod brodę i złożyłam na nich czoło, wykończona wałkowaniem wiecznie tego samego.

– Dlaczego?

– Podobno wisi rodzicom jakąś przysługę – odpowiedziała Melody.

– I postanowili ją wykorzystać, żeby wcisnąć mu Allyson?

– Też tego nie rozumiem…

Poruszyłam się i uniosłam głowę.

– O co chodzi? – zapytałam. – Czemu wszyscy robią takie ceregiele z tym wujkiem Jamesem?

– A ty jak zwykle o niczym nie wiesz? – Ethan cmoknął kilka razy wolno.

– James Herrera to najwybitniejszy producent filmowy wszech czasów – wyjawiła Melody.

– Gówno prawda, nie jest najwybitniejszy – prychnął Ethan. – Ale… – Uniósł dłoń i potarł palce o siebie. – Ma górę kasy.

– Niedawno dostał nagrodę za najlepszy film. Jest najmłodszym laureatem w dziejach. To ogromny wyczyn – kłóciła się Melody.

– Jeszcze większym i ciekawszym jest to, że kilka miesięcy temu przekroczył złotą granicę niebios.

– Co to znaczy? – zapytałam.

Ethan zerknął na mnie z uniesionym kącikiem ust.

– Jego majątek przewyższył miliard dolarów.

Otworzyłam szeroko oczy.

– Wow – szepnęłam. – Nic nie wiedziałam. Rodzice chyba o tym nie wspominali…

Na twarzach Melody i Ethana rozciągnął się identyczny łobuzerski uśmiech i była to jedna z wielu subtelnych, ale wyraźnych wskazówek, że są bliźniętami.

– Bo rodzice mu zazdroszczą – zaśmiał się wrednie Ethan.

– Sukcesy wujka Jamesa to dla nich drażliwy temat – zgodziła się Melody. Wreszcie trochę wyluzowała i nawet oparła się o biurko. Najpierw, oczywiście, uważnie omiotła wzrokiem blat, zanim położyła na nim dłonie. – Tata o nich nie mówi, a jeśli już, to po to, by je umniejszyć.

– Tak, jęczy, że James jest bogatszy tylko dlatego, że dostał więcej hajsu od swojego ojca na start.

– Hej, no, ale to akurat prawda, dziadek był dużo hojniejszy dla swojego rodzonego syna.

– Przestań. – Ethan przewrócił oczami. Ciągle bawił się moją opaską do włosów. A raczej ją rujnował, bo teraz rozciągał ją do granic możliwości. – Gus też dostał od niego kupę siana, tylko że on, w przeciwieństwie do wuja Jamesa, nie potrafił go pomnożyć.

Przysłuchiwałam się ich dyskusji z zainteresowaniem. Rzadko rozmawiali o czymś, co mnie ciekawiło, a co dopiero dotyczyło, zaś aktualnie uznawałam wujka Jamesa za taki właśnie temat.

– Skoro rodzice tak za nim nie przepadają, to dlaczego wchodzą z nim w układy i chcą mnie do niego wysłać? – zapytałam.

Ethan spojrzał na mnie, po czym wzruszył ramionami.

– Nie wiem, może za tobą też nie przepadają.

Kiedy już poczułam, że mogę włączyć się do wymiany zdań bliźniaków i choć raz zostać potraktowana przez nich poważnie, mój kochany brat nie omieszkał wykorzystać okazji do zrobienia mi przykrości.

Spuściłam wzrok. Moje palce powędrowały do szyi w poszukiwaniu kojącego dotyku gładkiego kryształu w kształcie motyla.

– Jeny, Ethan, przestań być wredny – upomniała go Melody, jednak i jej wymsknął się cichy chichot.

– Naprawdę możecie już sobie iść – mruknęłam.

Melody błyskawicznie spoważniała. Splotła dłonie, przyłożyła je do klatki piersiowej i wbiła we mnie błagalne spojrzenie.

– Ally, tylko daj mi coś powiedzieć.

– Od pięciu minut czekam, aż przejdziesz do sedna! – westchnęłam niecierpliwie. Miałam już ich dość i chciałam zostać sama. Wstać z łóżka, z tej rozgrzebanej pościeli, przeciągnąć się. Zamknąć i zasłonić okno. Może faktycznie schować ciuchy, które leżały na krześle.

Wróć. Teraz leżały na podłodze. Ethan właśnie je zrzucił, by usiąść.

Palce, pomiędzy którymi przesuwałam kryształową zawieszkę, zacisnęłam w pięść.

– Ej! Co robisz?! – krzyknęłam.

Uniósł brew.

– Co za różnica, czy twoje brudne łachy leżą na krześle, czy na podłodze?

– Nie są brudne – wycedziłam.

– Ta? – Ethan wyciągnął nogę, by trącić stopą jedną ze skarpetek. – Ta wygląda na brudną. Śmierdzi.

– Ty śmierdzisz. – Zaczęłam wygrzebywać się z łóżka. – I nie dotykaj moich rzeczy.

– U wuja Jamesa też będziesz robiła taki burdel? – Śmiał się. – Podobno to pedant, chyba się nie dogadacie.

Podniosłam stos ubrań z podłogi i wszystkie wcisnęłam do kosza na pranie. Stał za drzwiami i też brakowało w nim miejsca, ale mocno się zawzięłam. Ethan przyglądał mi się z rozbawieniem, ale Melody przygryzała wargę, przejęta kompletnie inną sprawą.

– O to się właśnie martwię – powiedziała cicho, jakby do siebie, a potem wybudziła się z chwilowego transu, bo jej oczy odżyły i poruszyła się niespokojnie, po czym dodała głośniej: – Martwię się, że się z nim nie dogadasz, Ally.

– Co cię obchodzi, czy się z nim dogadam?

– Wkrótce zaczynamy kręcić ostatni sezon Tary Tale. To oznacza definitywny koniec tego serialu. Następny projekt, w który się zaangażuję, zaważy na całej mojej karierze, rozumiesz? – Melody mówiła wolno i wyraźnie, z przejęciem na twarzy i gestykulując jedną dłonią.

– Przecież mama mówiła, że dostałaś nowe propozycje.

– Nie takie, jak bym chciała… – Melody odchyliła głowę i ciężko westchnęła. – Z każdą jest coś nie tak lub w ogóle są to role drugo-, jeśli nie trzecioplanowe. Ja muszę zagrać dobrą główną rolę, inaczej moja kariera nie ruszy do przodu i na zawsze zostanę zapamiętana wyłącznie jako drugoplanowa aktorka z serialu dla nastolatek.

– To byłaby tragedia – mruknęłam pod nosem.

– Niektórzy z nas, Ally, mają ambicje, by się rozwijać – odpowiedziała szorstko.

Założyłam ramiona na piersi i zbliżyłam się do łóżka. Miałam ochotę je posłać, ale wolałam nie robić tego na oczach swojego rodzeństwa. Pomyśleliby, że zaczęłam sprzątać, bo zrobiło mi się przy nich głupio, a tego chciałam uniknąć. Nawet jeśli to prawda.

– Czyli twierdzisz, że jeśli wkurzę wujka Jamesa, to odbije się to na twojej karierze?

– Na pewno mi nie pomoże – potwierdziła. – A musisz zrozumieć, że James Herrera jest w Hollywood królem. Jeszcze ani razu nie wyłożył grubych pieniędzy na żaden projekt, który okazałby się klapą. Jego słowo jest święte.

– Niektórzy twierdzą… – włączył się Ethan. Moja opaska do włosów pękła w jego dłoniach już jakiś czas temu i teraz rozciągał ją na wszystkie strony – że ma nadprzyrodzone moce do typowania produkcji, które staną się sukcesem kasowym.

– Jest młody, ale bardzo doświadczony i mówi się, że wszystko, czego dotknie, zamienia się w złoto.

– W skrócie: typ wie, jak robić pieniądze – podsumował Ethan.

Melody pokiwała głową, a z jej szeroko otwartych oczu nie znikała powaga.

– Potrafi zrobić z ciebie gwiazdę ot tak. – Pstryknęła palcami, po czym opuściła wolno dłonie i dorzuciła: – I równie łatwo może zakończyć twoją karierę.

Na moment zapadła cisza, którą szybko przerwało parsknięcie Ethana.

– Może zrobi gwiazdę z Allyson.

Oboje wybuchli śmiechem. Przysiadłam z powrotem na łóżku i odwróciłam wzrok, gdy moje rodzeństwo próbowało się uspokoić.

– To nie ze złośliwości, Ally – przekonywała mnie Melody, kiedy wreszcie ucichli. – Śmiejemy się, bo wiemy, jaki jest James, nie, Ethan?

Nasz brat milczał. Patrzył w podłogę i zaciskał usta, by znowu nie ryknąć śmiechem.

– Nie zwracaj na niego uwagi – powiedziała szybko. – Chodzi o to, że James jest postrzegany raczej jako dupek. Prędzej zrobi komuś na złość i go zniszczy, niż dobrowolnie pomoże. Dlatego się śmiejemy, bo on po prostu nie praktykuje takich rzeczy…

Zatopiłam spojrzenie w pościeli. Wydawało mi się, że nawet wyszyte na kołdrze koty łypią na mnie ze współczuciem, że muszę użerać się z takim rodzeństwem.

– Nieraz widuję go w przerwie między zdjęciami, ale nigdy do mnie nie zagada – ciągnęła Melody. – Czasem nawet mi nie odpowie na przywitanie. Własnej bratanicy. Taki z niego gbur. Rozumiesz, o czym mówię?

Teraz znowu na nią patrzyłam. Marszczyłam czoło i wykrzywiałam z niesmakiem usta.

– Tym bardziej nie chcę u niego mieszkać.

– Myślę, że dobrze będzie przegadać tę sprawę z rodzicami raz jeszcze – zgodziła się chętnie. – Chociaż wyglądało na to, że decyzja została podjęta.

– Nie chcę u niego mieszkać! – powtórzyłam głośniej i bardziej histerycznie.

Ethan prychnął.

– Proponuję, żebyś się poryczała.

– Ethan – syknęła na niego Melody.

On wskazał na mnie dłonią.

– Zachowuje się, jakby wysyłano ją na ulicę z kartonem pod pachą. No, litości! – Przewrócił oczami, a potem spojrzał na mnie i dodał: – Będziesz spała pod luksusowym dachem miliardera. Na cholernych wzgórzach Hollywood. Dlaczego jesteś taką pierdołą i zamiast się cieszyć, potrafisz tylko jęczeć?

– Znałbyś odpowiedź, gdybyś spojrzał poza czubek własnego nosa! – zawołałam. – Gdzieś mam to kretyńskie Hollywood! Wolę zostać tutaj!

– Ups, no popatrz, ale nie zostaniesz, bo to by oznaczało, że ja musiałbym być twoją niańką. A wiesz, mam lepsze rzeczy do roboty niż pilnowanie, żebyś wyrabiała się z praniem na czas – powiedział Ethan. Na koniec wstał i kopnął przepełniony kosz na brudy. Z wystającej z niego sterty kilka ciuchów zsunęło się na podłogę. Przed wyjściem z pokoju zerknął na Melody i dodał: – Trzymam kciuki, żeby Ally nie spieprzyła ci kariery. Przydadzą ci się.

Starałam się zapanować nad przyspieszonym oddechem. Z całą wrogością, na jaką było mnie stać, wwiercałam wzrok w drzwi, które Ethan za sobą zatrzasnął. Melody milczała. Liczyłam, że chociaż spróbuje załagodzić burzliwe wyjście naszego brata, że machnie na niego ręką i będzie kontynuowała rozmowę ze mną jak dorosły z dorosłym, ale ona przygryzała z niepokojem wargę, jakby rzeczywiście przeżywała to, co on powiedział.

– Naprawdę uważasz, że wujek James jest w stanie tak strasznie mnie znielubić, żeby zniszczyć ci karierę? – zapytałam szeptem.

– Chodzi o to, że jest nieprzewidywalny – odparła równie cicho. – Nigdy nie wiadomo, co mu się nie spodoba, a ty masz w końcu dużo irytujących zachowań…

Przez chwilę gładziłam pościel, niezdolna do uniesienia głowy.

– Na przykład? – wymamrotałam.

– To bałaganiarstwo, te twoje odzywki, och, dużo tego, Ally… Jest jednak jedna rzecz, którą wiem, że James Herrera ceni sobie ponad wszystko. Jeśli uda ci się ją uszanować, może, nie wiem, jakoś to będzie.

Przełknęłam ślinę.

– Jaka?

– Święty spokój.

Szarpnęłam brodą do góry i spontanicznie uniosłam dłonie, a moje wytrzeszczone oczy wypełniły się nadzieją.

– No to przecież idealnie, ja też o nic bardziej nie walczę!

Melody nie reagowała tak energicznie. Minę miała zamyśloną, a twarz skierowaną do okna, przez które wpadało teraz słońce. W jego promieniach mój pokój naprawdę wyglądał niekorzystnie. Na wyższych półkach uwidocznił kurz, a i na biurku walały się różne paprochy, śmietki i okruchy. Nie wspominając o tym, że w tak pełnym naturalnym świetle porozwalane po całym pomieszczeniu rzeczy mocno kłuły w oczy.

– Nie wiem, dlaczego zdecydował się spłacić swój dług wobec rodziców akurat przygarniając pod swój dach ciebie, Ally, ale chciałabym, żebyś nie wchodziła mu w drogę – przemówiła Melody po chwili zamyślenia. Odkleiła dłoń od blatu biurka, o które się opierała, by przejechać sobie nią po twarzy. Sprawiała wrażenie wymęczonej analizowaniem tej sprawy. – Żebyś robiła wszystko, co ci każe. Żebyś go nie wkurzała. Żebyś była w jego domu jak duch. – Spojrzała na mnie. – Możesz to zrobić?

Drgnęłam, poprawiłam swoją pozycję na łóżku i zagryzłam wargę. Walczyłam z myślami.

– Słuchaj – odparłam z wahaniem – nie zamierzam drażnić obcego faceta w jego własnym domu, ale też bez przesady; jeśli on…

– Zapłacę ci.

Otworzyłam usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Po chwili je zamknęłam i uniosłam lekko podbródek.

– Jak myślisz, ile mama zostawi ci pieniędzy na te dwa miesiące? – Twarz Melody stężała. Przechyliła lekko głowę, a palce jednej dłoni zacisnęła na brzegu biurka. – Pewnie ze dwieście dolarów?

– Skąd mam wiedzieć…?

– Może szarpnie się na trzysta. Na pewno nie więcej – kontynuowała oschle. – Wystarczy ci na kino, kilka kaw na mieście, jedną parę jeansów na przecenie i ze dwa burgery z colą i frytkami. Nie poszalejesz, co, Ally? – Patrzyła na mnie niemal ze współczuciem.

– Nigdy nie szaleję – odburknęłam. Z niezadowoleniem odkrywałam, że znowu zaczynają palić mnie policzki.

– Nie liczyłabym też na wujka Jamesa, to podobno sknera.

– Co proponujesz?

Zwykle rozjaśniona celebryckim uśmiechem twarz Melody teraz ani drgnęła. Nie przestawała świdrować mnie spojrzeniem, gdy wolno artykułowała swoją następną wypowiedź:

– Dam ci tysiąc dolarów z góry i drugie tyle po moim powrocie z Europy.

Rozdziawiłam usta.

– Pod jednym warunkiem – zastrzegła. – James Herrera nie będzie miał do ciebie żadnych zastrzeżeń. Nie namieszasz, nie sprawisz, że zacznie gardzić naszą rodziną jeszcze bardziej… Zapłacę ci, Ally, ale tylko za bycie nienaganną wizytówką rodziny Love.

Patrzyłyśmy na siebie tak długo, że utwierdziłam się w przekonaniu, iż oferta Melody jest w stu procentach prawdziwa. Zaczęłam głaskać się po łokciu tylko po to, by zająć czymś chociaż jedną dłoń. Zrobiło mi się też chłodno, a od ciągłego przełykania śliny zaschło mi w ustach.

Tysiąc dolarów?

A tak właściwie to dwa tysiące?

Takich pieniędzy nie widziałam na oczy w całym swoim nastoletnim życiu.

– To jak, Ally? Zgadzasz się?

Melody operowała naprawdę pokaźną gotówką, więc nie martwiłam się o jej wiarygodność. Nie było żadną tajemnicą, że z całej naszej trójki rodzeństwa ja jako jedyna nie zaczęłam jeszcze generować własnego przychodu. Nasi rodzice też nie należeli do najhojniejszych. Matka krzywiła się na każdą prośbę o nawet głupie dwadzieścia dolarów, żebym miała za co wyjść na pizzę. Ojca zaś pieniądze nigdy się nie trzymały. Takie pojedyncze banknoty wydawał na głupoty lub nawet gubił, a jeśli były to większe kwoty, próbował inwestować je w różne rzeczy, które bardzo rzadko okazywały się zyskowne.

Decyzja ta nie należała więc dla mnie do najtrudniejszych.

– Zgadzam.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

You&YA

MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz