Aplikacja - Filip Nafalski - ebook + książka

Aplikacja ebook

Nafalski Filip

4,0
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Thriller, slasher i kryminał w jednym. Budzi grozę i zaskakuje.

Na rynku pojawia się nowa aplikacja służąca do czatowania z przyjaciółmi, a licealiści z miasteczka Honesdale ochoczo zabierają się do jej testowania. Przyjaciółki Hannah i Amber również pobierają nową apkę i zaczynają konwersację. Zaczepiają także wbudowanego w program bota, który podobno ma zwyczaj podawania dziwnych odpowiedzi… Friend-Bot rzeczywiście nie odpowiada na pytania jak typowy przedstawiciel AI – niepokojąco łatwo daje się wciągnąć w rozmowę na temat potencjalnego morderstwa…

Niedługo później miasto obiega zatrważająca informacja – znaleziono ciało, które prawdopodobnie należało do Hannah, a Amber uznano za zaginioną. Ambitna dziennikarka Ellen chce za wszelką cenę znaleźć mordercę. Tymczasem rówieśnicy ofiar w kółko zadają sobie pytania: Kto zabił Hannah? Czy jestem w gronie podejrzanych? Czy mordercą może być… bot?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 363

Oceny
4,0 (3 oceny)
2
0
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
nocne_czytanki

Nie oderwiesz się od lektury

Książka wciągająca i trzymająca w napięciu. Sceny zabójstw dość makabrycznego, więc nie dla wrażliwych. Daje 4 gwiazdki, bo momentami za mało było dla mnie w fabule wzmianek o samej aplikacji. Mogłoby być ich więcej, wtedy akcja jeszcze bardziej trzymałaby w napięciu
00
Amaryli

Z braku laku…

Jeżeli ktoś lubi klimat i absurd Teksanskiej masakry piłą mechaniczną to będzie ok. Generalnie nie polecam
00

Popularność




Co­py­ri­ght © 2024 by Fi­lip Na­fal­ski
Co­py­ri­ght © 2024 for this edi­tion by Me­dia Ro­dzina Sp. z o.o.
Pro­jekt okładki, skład i ła­ma­nie Ra­do­sław Stęp­niak SRSLY­stu­dio.com
Ma­te­riały gra­ficzne na okładce: © Shut­ter­stock / Kloch­kov SCS; Ser­gey Pe­ter­man; Twin De­sign
Wszel­kie prawa za­strze­żone. Prze­druk lub ko­pio­wa­nie ca­ło­ści albo frag­men­tów książki – z wy­jąt­kiem cy­ta­tów w ar­ty­ku­łach i prze­glą­dach kry­tycz­nych – moż­liwe jest tylko na pod­sta­wie pi­sem­nej zgody wy­dawcy.
Ni­niej­szy utwór jest fik­cją li­te­racką. Wszel­kie po­do­bień­stwo do praw­dzi­wych po­staci – ży­ją­cych obec­nie lub w prze­szło­ści – oraz do rze­czy­wi­stych zda­rzeń i miejsc jest czy­sto przy­pad­kowe.
Me­dia Ro­dzina po­piera ści­słą ochronę praw au­tor­skich. Prawo au­tor­skie po­bu­dza róż­no­rod­ność, na­pę­dza kre­atyw­ność, pro­muje wol­ność słowa, przy­czy­nia się do two­rze­nia ży­wej kul­tury. Dzię­ku­jemy, że prze­strze­gasz praw au­tor­skich, a więc nie ko­piu­jesz, nie ska­nu­jesz i nie udo­stęp­niasz ksią­żek pu­blicz­nie. Dzię­ku­jemy za to, że wspie­rasz au­to­rów i po­zwa­lasz wy­daw­com na­dal pu­bli­ko­wać ich książki.
ISBN 978-83-8265-970-2
Must Read jest im­prin­tem wy­daw­nic­twa Me­dia Ro­dzina Sp. z o.o. ul. Pa­sieka 24, 61-657 Po­znań tel. 61 827 08 50wy­daw­nic­two@me­dia­ro­dzina.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Pa­mięci uko­cha­nej Babci –mo­jej pierw­szejwier­nej czy­tel­niczki 

Tego dnia słońce za­szczy­ciło miesz­kań­ców mia­sta swoją obec­no­ścią po dłu­gim cza­sie roz­łąki, rzu­ca­jąc pro­mie­nie na chod­niki, ulice i domy. Dzieci, ko­rzy­sta­jąc z oka­zji, że to naj­praw­do­po­dob­niej je­den z ostat­nich cie­płych dni przed roz­po­czę­ciem je­sieni, po­sta­no­wiły po­ba­wić się na świe­żym po­wie­trzu. Więk­szość lu­dzi cie­szyła się z po­wodu ład­nej po­gody, ale byli też i tacy, któ­rych słońce iry­to­wało.

Am­ber, sie­dem­na­sto­let­nia uczen­nica li­ceum, na­le­żała do tej mniej­szo­ści. Gdy tylko je­den z pro­mieni sło­necz­nych wpadł do jej po­koju z cie­płym po­wi­ta­niem, dziew­czyna od razu pod­bie­gła do okna i za­sło­niła grube za­słony. W jej „no­rze” znowu za­pa­no­wał mrok, co wpra­wiło ją w po­czu­cie kom­fortu.

Po omacku wró­ciła do łóżka, do któ­rego po­pro­wa­dziło ją przy­tłu­mione świa­tło lap­topa le­żą­cego na po­ścieli. Na ekra­nie koń­czyło się wła­śnie po­bie­ra­nie naj­now­szego ko­mu­ni­ka­tora, który rze­komo miał prze­bić Mes­sen­gera i What­sAppa.

Apli­ka­cja FRIEND le­d­wie za­de­biu­to­wała, a już w tym sa­mym ty­go­dniu Am­ber wraz ze swoją przy­ja­ciółką po­sta­no­wiły ją po­brać i spraw­dzić, czy zo­sta­nie ona ich nową, ulu­bioną me­todą ko­mu­ni­ka­cji. Wła­ści­wie to z tego po­wodu obie zro­biły so­bie wa­gary, choć rok szkolny le­d­wie się roz­po­czął. Han­nah za­wsze lu­biła pod­da­wać pró­bie naj­now­sze trendy, aby utrzy­mać swoje prze­ko­na­nie, że więk­szość z nich jest nic nie­warta. Am­ber na­to­miast, jako jej naj­lep­sza przy­ja­ciółka, a za­ra­zem je­dyna osoba go­dząca się na zo­sta­nie obiek­tem te­sto­wym w tych ca­łych „re­se­ar­chach Han­nah”, za­wsze to­wa­rzy­szyła jej w ba­da­niach, zwłasz­cza że więk­szość apli­ka­cji, które te­sto­wały, wy­ma­gała przy­naj­mniej dwojga użyt­kow­ni­ków.

I w tym przy­padku było po­dob­nie. Am­ber roz­sia­dła się na łóżku z lap­to­pem na ko­la­nach i uży­wa­jąc to­uch­pada, otwo­rzyła nowo po­braną apli­ka­cję. Kiedy na środku ekranu po­ja­wiły się go­niące się bez końca kółka, prze­szył ją lekki dreszcz eks­cy­ta­cji. Lu­biła pró­bo­wać no­wych rze­czy, zwłasz­cza że dzięki temu za­cie­śniała więzi ze swoją naj­lep­szą przy­ja­ciółką.

Kiedy bu­fo­ro­wa­nie się skoń­czyło i wy­sko­czyło okienko z wiel­kim na­pi­sem RE­JE­STRA­CJA, Am­ber przy­stą­piła do wy­ko­ny­wa­nia po­le­ceń na ekra­nie. Wpi­sała swoje imię, na­zwi­sko, datę uro­dze­nia, e-mail oraz klik­nęła, że prze­czy­tała po­li­tykę pry­wat­no­ści i ak­cep­tuje wszyst­kie wa­runki nie­zbędne do roz­po­czę­cia ko­rzy­sta­nia z FRIEND, czego oczy­wi­ście nie zro­biła. Po­zo­stało je­dy­nie wy­my­śle­nie ja­kie­goś cie­ka­wego pseu­do­nimu, co zwy­kle zaj­mo­wało jej naj­wię­cej czasu. W za­my­śle­niu za­częła stu­kać pal­cami o obu­dowę lap­topa, a drugą dło­nią gła­dziła pod­bró­dek.

Kilka razy za­czy­nała wpi­sy­wać ja­kąś na­zwę, ale wszyst­kie próby koń­czyły się przy­trzy­ma­niem przy­ci­sku „Back­space”. Na­gle scho­wany pod po­duszką te­le­fon za­wi­bro­wał dwa razy, wy­ry­wa­jąc Am­ber z za­my­śle­nia. Dziew­czyna wzięła ko­mórkę do ręki.

Ile mam cze­kać? Szyb­cie­eeej plissss!

Han­nah zda­wała się po­woli tra­cić cier­pli­wość.

Am­ber od­pi­sała jej szyb­kie: „Już” i rzu­ciła te­le­fon na po­ściel. Ten znowu za­wi­bro­wał, ale dziew­czyna na­wet na niego nie zer­k­nęła. Wpi­sała pierw­szą lep­szą na­zwę, jaka przy­szła jej do głowy i klik­nęła ZA­KOŃCZ RE­JE­STRA­CJĘ.

Jedna karta się za­mknęła, a w jej miej­sce zja­wiła się ko­lejna, tym ra­zem już ta wła­ściwa. Wiel­kie okno z na­pi­sem FRIEND na gó­rze i pu­stą li­stą kon­tak­tów pod spodem. No, pra­wie pu­stą. Na li­ście wid­niał je­den, który naj­pew­niej miał na wi­doku każdy nowy użyt­kow­nik ko­mu­ni­ka­tora. FRIEND-BOT. Bot, z któ­rym można było po­pi­sać, gdyby ko­muś do­skwie­rała sa­mot­ność.

Am­ber za­śmiała się na samą myśl, że ktoś mógłby aż tak się nu­dzić, po czym klik­nęła ikonę lupy w pra­wym gór­nym rogu. Wpi­sała: „Han­nah­Ba­nan­nah” i spraw­dziła wy­szu­ki­wa­nia. Na li­ście po­ja­wił się je­den za­su­ge­ro­wany przez apli­ka­cję użyt­kow­nik, a obok niego wid­niała mała zie­lona strzałka, słu­żąca do wy­sła­nia mu za­pro­sze­nia do zna­jo­mych.

Am­ber klik­nęła i od­cze­kała chwilę. Nie mi­nęło pięć se­kund, a w rogu ekranu lap­topa po­ja­wił się ko­mu­ni­kat o do­stęp­no­ści Han­nah­Ba­nan­nah. Ko­lejne dwie se­kundy, a Am­ber otrzy­mała już pierw­szą wia­do­mość.

Han­nah­Ba­nan­nah: No w końcu! Co tak długo...

Am­be­r_Fort: Sorki, za­bra­kło mi weny :/

Han­nah­Ba­nan­nah: Wła­śnie wi­dzę :P Przy­naj­mniej geo­gra­fia ci się do cze­goś w końcu przy­dała <3

Am­be­r_Fort: Haha! Do­bra, po­wiedz mi le­piej, co chcemy tu spraw­dzać.

Na cza­cie z Han­nah po­ja­wiły się trzy po­ru­sza­jące się kro­peczki. Am­ber, ko­rzy­sta­jąc z oka­zji, wstała i po omacku do­czła­pała się do biurka, na któ­rym stała szklanka soku. Chwy­ciła ją i wró­ciła na łóżko.

Han­nah­Ba­nan­nah: W su­mie to nic kon­kret­nego nie mia­łam na my­śli. Po­piszmy tu­taj tak ca­su­alowo i zo­ba­czymy, czy nam sią­dzie ta apka.

Am­ber przy­sta­wiła szklankę do ust i prze­chy­liła. Po­czuła, jak chłodna, lepka ciecz spływa jej na ko­szulkę.

– Kurwa – za­klęła pod no­sem, od­sta­wiła sok na pod­łogę i za­częła po­cie­rać dło­nią ma­te­riał w na­dziei, że dzięki temu szyb­ciej wy­schnie.

Nie­na­wi­dziła tego uczu­cia, gdy przez nie­ostroż­ność ochla­py­wała się na­po­jami, zwłasz­cza słod­kimi. Miała ochotę od razu ze­drzeć z sie­bie ubra­nia i wejść pod prysz­nic. Ale tym ra­zem nie mo­gła, bo Han­nah cze­kała na jej od­po­wiedź.

Może to źle, że trak­to­wała ją jak ja­kąś bo­gi­nię, ale do­póki ni­komu to nie prze­szka­dzało, to chyba nie mo­gło być szko­dliwe. Przy­naj­mniej tak so­bie tłu­ma­czyła swoje uza­leż­nie­nie od in­nych lu­dzi. Wy­cho­dziła z za­ło­że­nia, że skoro z ni­kim in­nym nie jest tak bli­sko jak z Han­nah, nie może so­bie po­zwo­lić, żeby ją stra­cić, i jest w sta­nie po­świę­cić wszystko, aby tego unik­nąć, na­wet gdyby w grę wcho­dziło coś znacz­nie po­waż­niej­szego niż plama z soku po­ma­rań­czo­wego. Kie­dyś w ho­ro­sko­pie prze­czy­tała, że to nor­malne dla zo­dia­kal­nych Wag i od tam­tej pory uspo­ka­jał ją ten fakt, gdy przed snem snuła re­flek­sje, czy jej sto­su­nek do przy­ja­ciółki nie zmie­nił się już w ob­se­sję.

Am­be­r_Fort: Za­la­łam się je­ba­nym so­kiem.

Han­nah­Ba­nan­nah: O, wła­śnie coś ta­kiego mia­łam na my­śli haha

Am­be­r_Fort: Cała się le­pię ma­sa­kra­aaa

Han­nah­Ba­nan­nah:🥶

Am­ber czuła, że dłu­żej już nie wy­trzyma. Ko­szulka non stop przy­kle­jała jej się do klatki pier­sio­wej. Szyb­kim ru­chem ścią­gnęła ją z sie­bie i rzu­ciła w kąt po­koju. Kiedy zer­k­nęła na czat, cze­kała ją nowa wia­do­mość od Han­nah.

Han­nah­Ba­nan­nah: A jak Ci idzie książka, którą Ci po­le­ci­łam?

Am­be­r_Fort: „Wi­rus”? Za­je­bi­ście, nie­dawno ją skoń­czy­łam.

Zer­k­nęła na sto­lik nocny obok łóżka. Świa­tło pa­da­jące z ekranu oświe­tlało go de­li­kat­nie, dzięki czemu mo­gła do­strzec grzbiet książki Chucka Ho­gana i Gu­il­lermo del Toro scho­wany gdzieś pod stertą ze­szy­tów i ma­ga­zy­nów mody, które lu­biła czy­tać przed snem. Prawda była taka, że nie do­brnęła na­wet do po­łowy „Wi­rusa”. Lek­tura była dla niej zbyt długa i nudna, i czy­ta­jąc, tra­ciła za­in­te­re­so­wa­nie mniej wię­cej po trzech stro­nach. Po ko­lej­nych pię­ciu my­ślami była zu­peł­nie gdzieś in­dziej, a kiedy ła­pała się na tym, że zgu­biła wą­tek, na samą myśl, że mu­sia­łaby się co­fać, ro­biło jej się nie­do­brze.

Ale nie chciała przy­znać się do tego Han­nah, z obawy że straci w jej oczach. Może rze­czy­wi­ście prze­sa­dzała, ale wo­lała nie ry­zy­ko­wać utraty przy­ja­ciółki. Za­miast tego ucie­kła się do kłam­stwa. Całe szczę­ście była na nie przy­go­to­wana już od kilku ty­go­dni. Wie­działa, że Han­nah prę­dzej czy póź­niej spyta o jej po­stępy w czy­ta­niu. Am­ber za­uwa­żyła, że przy­ja­ciółka bar­dzo dbała o jej roz­wój czy­tel­ni­czy, cza­sami aż za bar­dzo, co po­tra­fiło być dla niej przy­tła­cza­jące. Oczy­wi­ście ni­gdy nie wy­znała tego na głos, w oba­wie przed po­ten­cjalną kłót­nią. Ja­kiś czas temu prze­czy­tała do­kładny opis książki w in­ter­ne­cie, a luki uzu­peł­niła wąt­kami z se­rialu, który znała już wcze­śniej. Na­tu­ral­nie prze­czy­tała tylko jedno stresz­cze­nie, bo na­wet na bryku nie mo­gła się sku­pić. Miała tylko na­dzieję, że Han­nah nie za­cznie jej prze­py­ty­wać z mniej istot­nych, szcze­gó­ło­wych wąt­ków, bo omó­wie­nie, które zna­la­zła, by­naj­mniej szcze­gó­łowe nie było.

Han­nah­Ba­nan­nah: Iii...?

Am­be­r_Fort: Na­dal są­dzę, że se­rial jest lep­szy c:

Han­nah­Ba­nan­nah: Żar­tu­jesz so­bie... Ta książka to złoto. Ad­ap­ta­cja to ja­kiś nie­śmieszny żart.

Am­be­r_Fort: Ja po pro­stu po­trze­buję cze­goś moc­nego, co będę mo­gła zo­ba­czyć. Książka mi tego nie za­pewni.

Han­nah­Ba­nan­nah: Bo sama książka ci nie wy­star­czy! Po­trze­bu­jesz jesz­cze WY­OBRAŹNI!

Am­ber czuła, że je­śli tak da­lej pój­dzie, roz­mowa naj­praw­do­po­dob­niej skoń­czy się nie­przy­jemną wy­mianą zdań, za­ini­cjo­waną jak za­wsze przez Han­nah. Po­sta­no­wiła zmie­nić te­mat i kiedy tak się za­sta­na­wiała, o czym mo­głaby na­pi­sać, jej wzrok padł na li­stę ak­tyw­nych kon­tak­tów. Bingo!

Am­be­r_Fort: Na pewno mam w so­bie wię­cej wy­obraźni niż ten uro­czy bo­cik.

Han­nah­Ba­nan­nah: Friend­bo­cik?

Am­be­r_Fort: Nom.

Han­nah­Ba­nan­nah: Sama nie wiem. Zaj­rza­łam do niego z nu­dów, jak zwle­ka­łaś z za­ło­że­niem konta. Nie po­pi­sa­li­śmy długo, ale wieje od niego cre­epem.

Am­be­r_Fort: Bot? Cre­epy? Jak?

Han­nah­Ba­nan­nah: W sen­sie, ma taki dziwny vibe. Kto­kol­wiek stwo­rzył tę apkę, mu­siał być nie­zły w pro­gra­mo­wa­niu i tych ca­łych al­go­ryt­mach, czy co to tam się robi, two­rząc ta­kie rze­czy.

Am­ber za­wie­siła wzrok gdzieś na środku ekranu i od­pły­nęła my­ślami. Pod­czas gdy Han­nah wy­sy­łała jej ko­lejne wia­do­mo­ści, dziew­czyna za­częła za­sta­na­wiać się nad tym, czy by nie spró­bo­wać sa­mej na­pi­sać do FRIEND-BOT-a. Zie­lona otoczka wo­kół na­zwy za­chę­cała do wy­sła­nia mu ja­kiejś wia­do­mo­ści.

Swoją drogą to dziwne, bo Am­ber mo­głaby przy­siąc, że gdy pierw­szy raz wy­świe­tliły się jej kon­takty, zie­lo­nego kółka nie było. Uznała, że to pew­nie zwy­kły bug. Apli­ka­cja była świeża na rynku, wciąż na pewno ktoś ją ulep­szał i do­pra­co­wy­wał. Pew­nie za kilka dni wyj­dzie ja­kiś update i usu­nie masę błę­dów, na które przy­ja­ciółki jesz­cze nie tra­fiły, a w za­mian doda kilka ko­lej­nych.

Han­nah­Ba­nan­nah: Prze­te­sto­wa­ły­śmy już tyle apek, a ja czę­sto z cie­ka­wo­ści ga­dam so­bie z bo­tami.

Han­nah­Ba­nan­nah: Ale ten wy­daje się inny. Taki... Bar­dziej ludzki jakby.

Am­be­r_Fort: Co masz na my­śli?

Han­nah­Ba­nan­nah: Ten zdaje się od­czy­ty­wać twoje emo­cje. Po twoim stylu pi­sa­nia do­cho­dzi, jak się czu­jesz i cza­sami od­pi­suje z błę­dami.

Am­be­r_Fort: Może twórca jest dys­lek­ty­kiem?

Han­nah­Ba­nan­nah: Nie są­dzę, żeby dys­lek­tyk był w sta­nie stwo­rzyć taką apli­ka­cję. Je­śli chcesz, to sama spró­buj i do niego na­pisz.

Am­be­r_Fort: Do twórcy?

Han­nah­Ba­nan­nah: Do bota...

Am­ber w za­my­śle­niu przy­gry­zła pa­zno­kieć. Zje­chała myszką na li­stę kon­tak­tów i za­trzy­mała kur­sor na na­zwie FRIEND-BOT. Kiedy już miała za­miar klik­nąć w nią dwa razy, usły­szała po­wia­do­mie­nie. Wró­ciła na czat z Han­nah i zo­ba­czyła, że przy­ja­ciółka wy­słała jej ja­kiś plik do po­bra­nia w for­ma­cie JPG.

Am­ber wes­tchnęła ciężko i ścią­gnęła zdję­cie na pul­pit, żeby móc szybko je od­na­leźć i zo­ba­czyć. Po kilku se­kun­dach był już na ekra­nie. Dziew­czyna otwo­rzyła go bez za­sta­no­wie­nia. Han­nah wy­słała jej zrzut ekranu ze swo­jej roz­mowy z bo­tem. Z po­czątku za­po­wia­dała się nor­mal­nie, jak to roz­mowa ze sztuczną in­te­li­gen­cją. Han­nah wy­pi­sy­wała mu ja­kieś głu­poty, a on od­po­wia­dał, że nie ro­zu­mie. Kiedy Am­ber do­tarła do py­ta­nia Han­nah: „Wiesz, gdzie za­ko­pać zwłoki?”, roz­mowa przy­brała już inny ob­rót.

Przy­po­mniało jej się, jak kie­dyś we dwie za­da­wały Siri, asy­stentce gło­so­wej do­stęp­nej w iPhone’ach, po­dobne py­ta­nie, na które ta od­po­wia­dała: „Ha, ha, bar­dzo śmieszne!”. Han­nah, z oka­zji uro­dzin, do­stała wtedy swój pierw­szy te­le­fon od Ap­ple. Am­ber długo jej za­zdro­ściła tego pre­zentu, aż w końcu sama wy­pro­siła u matki po­dobny mo­del. Dziew­czyna ob­ra­ziła się wtedy na nią, na­zy­wa­jąc ją ko­piarą, i Am­ber omal nie zwró­ciła ko­mórki do sa­lonu. To był pierw­szy raz, kiedy w od­nie­sie­niu do przy­ja­ciółki za­pa­liła jej się lampka ostrze­gaw­cza.

„Czy to był wy­pa­dek, czy mor­der­stwo?”, od­po­wie­dział bot, co było już nieco dziwne.

Han­nah­Ba­nan­nah: Po­wiedzmy, że mor­der­stwo.

FRIEND-BOT: Czy ta osoba so­bie na to za­słu­żyła?

Han­nah­Ba­nan­nah: Jak na bota, za­da­jesz dziwne py­ta­nia.

FRIEND-BOT: Prze­pra­szam! Nie chcia­łem, że­byś po­czuła nie­po­kój. Sta­ram się po­móc! W końcu do tego zo­sta­łem stwo­żony :)

Am­ber przyj­rzała się tej wia­do­mo­ści. Fak­tycz­nie, bot po­peł­niał błędy.

Han­nah­Ba­nan­nah: Na pewno je­steś bo­tem?

FRIEND-BOT: Je­stem Twoim przy­ja­cie­lem, @Han­nah­Ba­nan­nah :)

FRIEND-BOT: Czy chcia­ła­byś po­znać lo­ka­li­za­cję, w któ­rej mo­gła­byś po­rzu­cić ciało?

Na tym scre­en­shot się koń­czył. Am­ber prze­szedł lekki dreszcz, ale wciąż uwa­żała, że to nic ta­kiego. Na pewno apli­ka­cję na­pi­sał ktoś z po­czu­ciem hu­moru. Nie każdy bot czy asy­stent musi być jak Siri. Nie­któ­rzy twórcy i pro­gra­mi­ści mają w so­bie wię­cej kre­atyw­no­ści i dys­po­nują więk­szą wy­obraź­nią, któ­rej brak do­piero co wy­po­mniała jej Han­nah.

Am­be­r_Fort: To na pewno ja­kiś prank, Hann.

Han­nah­Ba­nan­nah: Mam na­dzieję. Ale se­rio, ob­sra­łam się, jak to prze­czy­ta­łam.

Am­be­r_Fort: Cie­kawe, jaką lo­ka­li­za­cję by Ci wy­słał, gdy­byś od­pi­sała TAK.

Han­nah­Ba­nan­nah: Nie wiem, ale już mu na to nie od­po­wie­dzia­łam.

Roz­mowa zo­sta­nie usu­nięta za: 5 mi­nut

Am­be­r_Fort: ?

Han­nah­Ba­nan­nah: Za­po­mnia­łam, że ta apka to po­łą­cze­nie Mes­sen­gera i Snap­chata. Co pół go­dziny za­pisy z ostat­nich roz­mów zo­stają usu­nięte.

Am­be­r_Fort: A, do­bra. Kurwa, już się ze­sra­łam przez ten zbieg oko­licz­no­ści ha­haha.

Han­nah­Ba­nan­nah: Chill, to nic ta­kiego.

Wzrok Am­ber po­now­nie wy­lą­do­wał na li­ście kon­tak­tów FRIEND. Przy­gry­zła wargę w za­my­śle­niu, za­sta­na­wia­jąc się, czy do­brym po­my­słem by­łoby spraw­dzić tego ca­łego bota. Szansa na to, że miałby się on oka­zać psy­cho­patą, była ra­czej nie­wielka, jed­nak mimo to dziew­czyna chciała się upew­nić, czy bot na­prawdę jest cre­epem, czy to ko­lejny ka­wał Han­nah. Miała wielką ochotę ob­na­żyć jej kłam­stwo. Nie­wiele my­śląc, otwo­rzyła czat ze sztuczną in­te­li­gen­cją i się przy­wi­tała.

Am­be­r_Fort: Hej!

FRIEND-BOT: Wi­taj, @Am­be­r_Fort! Miło mi Cię po­znać! :) Jak się dzi­siaj czu­jesz?

Am­be­r_Fort: Nie naj­go­rzej. Poza tym, że pi­szę do ro­bota.

FRIEND-BOT: Do­brze mi to sły­szeć! Jak Ci mi­nął dzień?

Am­be­r_Fort: Dildo.

FRIEND-BOT: BRAK WY­NI­KÓW WY­SZU­KI­WA­NIA DLA: Dildo

Wpisz w polu tek­sto­wym „//Po­moc”, aby do­wie­dzieć się wię­cej.

Am­ber uśmiech­nęła się pod no­sem i opu­ściła kon­wer­sa­cję z bo­tem. Pod­świa­do­mie wie­działa, że i tak nic z niej nie wy­nik­nie, a jed­nak po­sta­no­wiła spró­bo­wać i te­raz wie­działa, że miała ra­cję, a Han­nah naj­praw­do­po­dob­niej znowu ro­biła so­bie z niej jaja, jak wtedy gdy wma­wiała jej, że ich wspólna zna­joma, He­ather, han­dluje nar­ko­ty­kami w klu­bach i pusz­cza się po ką­tach.

Tak na­prawdę Han­nah ni­gdy jej nie lu­biła i była pierw­szą osobą go­tową roz­pu­ścić o kimś plotkę tak mocną, że mo­gła znisz­czyć ob­ga­dy­wa­nej oso­bie re­pu­ta­cję w kilka se­kund. Am­ber z ko­lei była pierw­szą osobą go­tową po­wtó­rzyć te wszyst­kie plotki Han­nah ko­muś in­nemu, twier­dząc, że to „le­git info” i jest ich stu­pro­cen­towo pewna. Mimo wszystko Am­ber ode­tchnęła z ulgą i we­szła z po­wro­tem na czat z przy­ja­ciółką.

Am­be­r_Fort: Więc ucię­łam so­bie krótką po­ga­wędkę z bo­tem.

Han­nah­Ba­nan­nah: I?

Am­be­r_Fort: Na­pi­sał, że jest ostat­nią osobą, jaką za ży­cia zo­ba­czę.

Han­nah­Ba­nan­nah: Czy ty wła­śnie cy­tu­jesz „Krzyk”?

Am­be­r_Fort: Chcia­łaś ra­czej spy­tać: czy on wła­śnie za­cy­to­wał „Krzyk”?

Ką­ciki ust Am­ber lekko się unio­sły. Skoro Han­nah ro­biła so­bie z niej jaja, to czemu i ona by nie mo­gła?

Han­nah­Ba­nan­nah: Bar­dzo śmieszne... a tak se­rio?

Am­be­r_Fort: A tak se­rio to to była moja naj­nud­niej­sza roz­mowa w ży­ciu. Jezu, nie wie­rzę, że znowu tak ła­two da­łam ci się na­brać...

Am­ber zmi­ni­ma­li­zo­wała czat i otwo­rzyła przy­piętą do pa­ska za­dań apli­ka­cję Spo­tify. Szybko zna­la­zła swoją ulu­bioną play­li­stę o na­zwie Chill i włą­czyła lo­sowy utwór. Z gło­śni­ków po­pły­nęła ABRA z utwo­rem Fruit. Kiedy wró­ciła na czat, zo­ba­czyła, że przy­ja­ciółka nic jej jesz­cze nie od­po­wie­działa. Am­ber spo­dzie­wała się naj­gor­szego. Bała się, że za mo­ment czeka ją ko­lejna drama.

Am­be­r_Fort: Wy­lu­zuj, to tylko żart.

Wciąż zero od­po­wie­dzi. Am­ber od­cze­kała do po­łowy pio­senki i do­pi­sała jesz­cze jedną krótką wia­do­mość.

Am­be­r_Fort: Han­nah?

Am­ber chciała mieć tę kłót­nię jak naj­szyb­ciej za sobą. Znie­cier­pli­wiona już miała za­dzwo­nić do przy­ja­ciółki, się­gnęła po te­le­fon, gdy ten na­gle za­wi­bro­wał i wy­padł jej z dłoni gdzieś mię­dzy fałdy koł­dry. Am­ber za­klęła pod no­sem. Po omacku od­na­la­zła te­le­fon w ciem­no­ści, bo jak na złość w lo­cie ob­ró­cił się ekra­nem do dołu. Zer­k­nęła na wy­świe­tlacz – to Han­nah pró­bo­wała się po­łą­czyć. „Ide­al­nie”, po­my­ślała Am­ber i ode­brała te­le­fon.

– Do­brze, że dzwo­nisz, bo wła­śnie...

Am­ber za­mil­kła, gdy do jej ucha do­biegł gło­śny od­dech z dru­giej strony słu­chawki. Przez mo­ment nie wie­działa, co po­wie­dzieć.

– Am­ber. – Le­dwo udało jej się usły­szeć swoje imię. – Je­steś tam? – Han­nah mó­wiła tak ci­cho, że Am­ber mu­siała się do­my­ślać nie­któ­rych słów.

– Han­nah, skończmy już tę szopkę, plis. Nie mu­sisz mnie ka­rać za to, że też chcia­łam się tro­chę pośm...

– Słu­chaj... – Han­nah we­szła jej w słowo. Mimo, że wciąż szep­tała, jej ton był lekko agre­sywny i dało się w nim wy­czuć znie­cier­pli­wie­nie, ale i strach. – Ktoś jest u mnie w domu...

Am­ber prze­szedł nie­przy­jemny dreszcz. Po­czuła na­gle taki nie­po­kój, że nie­mal od razu za­pa­liła lampkę nocną, co nieco po­mo­gło jej ze­brać my­śli.

– Kto?

W słu­chawce usły­szała gło­śny huk, jakby ktoś coś wła­śnie zbił, a po­tem stłu­mione jęk­nię­cie Han­nah, która naj­praw­do­po­dob­niej za­sło­niła so­bie usta ręką. Am­ber biła się z my­ślami, nie­pewna czy po­winna uwie­rzyć przy­ja­ciółce na słowo. Niby brzmiała na praw­dzi­wie prze­ra­żoną, a jed­nak Am­ber miała świa­do­mość, że przy­ja­ciółka za­wsze była do­brą ak­torką. Może to była jej kara za zro­bie­nie cze­goś, co swoją drogą Han­nah sama czę­sto ro­biła jej.

– Nie wiem! – Han­nah le­dwo ła­pała od­dech, pró­bu­jąc po­wstrzy­mać wy­buch pła­czu. – Kurwa, Am­ber, boję się jak cho­lera! Scho­wa­łam się w sza­fie, ale na pewno mnie tu znaj­dzie...

– Okej! Przede wszyst­kim mu­sisz się uspo­koić. – Am­ber z każdą ko­lejną se­kundą co­raz bar­dziej prze­ko­ny­wała się co do praw­dzi­wo­ści słów dziew­czyny. – Za­dzwo­nię na po­li­cję, ale je­śli to żart, to przy­się­gam, że wtedy sama cię uka­tru­pię!

Am­ber od­cze­kała chwilę, ma­jąc na­dzieję – a może na­wet i pew­ność – że Han­nah wy­sko­czy za­raz z tek­stem typu: „To tylko prank! Mam cię!”. Jed­nak im dłu­żej cze­kała na od­zew po dru­giej stro­nie słu­chawki, tym więk­szy wy­peł­niał ją lęk i nie­po­kój. Je­dyne co po­tra­fiła do­sły­szeć to ci­che, stłu­mione szlo­cha­nie i ja­kiś ha­łas w tle. Jakby Han­nah po­sta­no­wiła za­pro­sić go­ści, a oni w za­mian za­częli roz­wa­lać jej cały dom.

Do­piero po około pięt­na­stu jakże dłu­gich se­kun­dach, roz­legł się gło­śny huk i po­łą­cze­nie się ze­rwało. Am­ber przez mo­ment nie po­tra­fiła uwie­rzyć w to, czego wła­śnie była świad­kiem. Mi­nęło kilka chwil, za­nim to wszystko do niej do­tarło. Wciąż trzy­mała słu­chawkę przy uchu, za­sta­na­wia­jąc się, czy jesz­cze kie­dyś spo­tka Han­nah. Miała na­dzieję, że gdy zo­ba­czą się na­za­jutrz w szkole, wszystko bę­dzie jak za­wsze. Że to tylko głupi żart. Z dru­giej jed­nak strony, gdyby dziew­czyna znik­nęła, Am­ber od­zy­ska­łaby swo­bodę. Może na­wet po­zna­łaby no­wych przy­ja­ciół, któ­rzy nie trak­to­wa­liby jej jak swoją wła­sność. Jak swo­jego nie­wol­nika. Jed­nak w tej chwili było jesz­cze sta­now­czo zbyt wcze­śnie, aby ta myśl prze­mknęła jej przez głowę. Na ra­zie jesz­cze mo­dliła się o to, żeby na­sto­latka od­dzwo­niła do niej, cała ro­ze­śmiana, mó­wiąc, że jest na­iwna i dała się na­brać. I tak wła­śnie się stało. Te­le­fon znowu za­dzwo­nił. „Co za ulga!”, po­my­ślała Am­ber i wci­snęła zie­loną słu­chawkę.

– Je­śli chcesz ją jesz­cze zo­ba­czyć, bę­dziesz mu­siała tu przy­je­chać – ode­zwał się w końcu ja­kiś głos w słu­chawce. Tyle, że zde­cy­do­wa­nie nie na­le­żał do Han­nah. Był to ni­ski, mę­ski głos, ale jakby prze­pusz­czony przez mo­du­la­tor. – I żad­nej po­li­cji albo obe­drę twoją przy­ja­ciółkę ze skóry i zro­bię so­bie z niej po­szewkę!

Po­mimo zbli­ża­ją­cej się je­sieni w stu­diu lo­kal­nych wia­do­mo­ści pa­no­wała go­rąca at­mos­fera. Prze­po­ceni pra­cow­nicy krzą­tali się po ką­tach, przy­go­to­wu­jąc od­po­wied­nie tło dla pre­zen­terki, która lada chwila miała nadać ważny ko­mu­ni­kat, jaki zo­ba­czą wi­dzo­wie przed te­le­wi­zo­rami w ca­łym mie­ście. Z tego wła­śnie po­wodu w bu­dynku wręcz wrzało od sen­sa­cji. Re­dak­to­rzy w peł­nym sku­pie­niu na­no­sili po­prawki do tek­stów, które nie­ba­wem zo­staną prze­czy­tane w wia­do­mo­ściach na żywo, ka­me­rzy­ści spraw­dzali spraw­ność ka­mer, a dźwię­kowcy oce­niali ja­kość dźwięku. El­len sie­działa na krze­śle przy to­a­letce z boku po­miesz­cze­nia i sama so­bie pa­trzyła pro­sto w oczy, żeby tylko unik­nąć kon­taktu wzro­ko­wego z ma­ki­ja­żystką, która wła­śnie koń­czyła pu­dro­wać jej twarz. Przed nią le­żał stos kar­tek, a na pierw­szej stro­nie wid­niała ro­bo­cza wer­sja tek­stu, który za dwa­na­ście mi­nut miała prze­czy­tać ca­łemu mia­stu.

– Straszna wia­do­mość – po­wie­działa ma­ki­ja­żystka, za­krę­ca­jąc po­jem­ni­czek z pu­drem. – Jesz­cze nie sły­sza­łam, żeby coś ta­kiego stało się w na­szym mie­ście – do­dała, od­kła­da­jąc pę­dzel.

El­len nie sko­men­to­wała tych słów. Czuła w nich brak em­pa­tii i de­spe­racką próbę za­ga­je­nia te­matu. Miała te­raz waż­niej­sze rze­czy do ro­boty. Na­chy­liła się nad to­a­letką i wy­jęła dłu­go­pis z kie­szeni ma­ry­narki. Wzro­kiem wo­dziła po tek­ście, czy­ta­jąc urywki pod no­sem. Przy­ło­żyła dłu­go­pis do pa­pieru i pew­nym ru­chem skre­śliła jedną li­nijkę tek­stu. Po­tem ko­lejną. I jesz­cze jedną. Zer­k­nęła szybko na ze­ga­rek i wstała z krze­sła. Prze­le­ciała wzro­kiem po lu­dziach znaj­du­ją­cych się w po­miesz­cze­niu w po­szu­ki­wa­niu szefa.

– Ro­ger! – krzyk­nęła w końcu, ru­sza­jąc w kie­runku nie­wy­so­kiego, oty­łego męż­czy­zny w oku­la­rach z cien­kimi opraw­kami i gę­stym wą­sem pod no­sem. – Po­wiedz mi coś, bo czuję, że się gu­bię. Ro­bimy tu­taj pod­cast kry­mi­nalny czy newsy? – Pod­su­nęła mu swoją ko­pię wer­sji ro­bo­czej pod same oku­lary i wska­zała pal­cem na skre­ślone przez sie­bie zda­nia. – To nie Crime Jun­kie, tylko te­le­wi­zja lo­kalna. Nie po­trze­bu­jemy tylu in­for­ma­cji i teo­rii.

– To się na­zywa by­cie rze­telną sta­cją, El­len – od­po­wie­dział jej Ro­ger to­nem peł­nym wyż­szo­ści.

– To nie jest rze­tel­ność tylko prze­sa­dyzm. Tego tek­stu jest za dużo, lu­dzie się na tym wszyst­kim nie sku­pią. Mu­simy prze­ka­zać im naj­waż­niej­sze in­for­ma­cje, ina­czej stra­cimy za­in­te­re­so­wa­nie.

Ro­ger po­dra­pał się po wą­sie, za­sta­na­wia­jąc się przez chwilę.

– Nasz ze­spół wciąż po­pra­wia tekst. Po­wiem im, żeby co nieco ucięli – po­wie­dział z nie­za­do­wo­le­niem. Wska­zał pal­cem na kartkę w dłoni re­por­terki. – Mogę? – za­py­tał nie­pew­nie.

– Po­wiedz im, że mają dzie­sięć mi­nut – od­po­wie­działa El­len, po­da­jąc mu swoją ko­pię.

Ro­ger ob­ró­cił się na pię­cie i szyb­kim kro­kiem po­szedł w prze­ciw­nym kie­runku.

El­len wes­tchnęła z ulgą, że udało jej się do­piąć swego i usia­dła w fo­telu. Za­sta­na­wiała się, czemu jesz­cze ża­den pre­zen­ter, w tym ona, nie zło­żył skargi na Ro­gera. Jako mi­ło­śnik pod­ca­stów i teo­rii spi­sko­wych, miał skłon­no­ści do wrzu­ca­nia zbyt wielu tre­ści do in­for­ma­cji do­ty­czą­cych kry­mi­nal­nych spraw, przez co wia­do­mo­ści prze­cią­gały się w cza­sie, zmu­sza­jąc re­dak­to­rów do im­pro­wi­zo­wa­nia w celu skró­ce­nia ko­lej­nych, prze­waż­nie mniej waż­nych new­sów z mia­sta i ze świata.

Przy­po­mniała so­bie hi­sto­rię, kiedy to jako nowa pra­cow­nica w stu­diu nie wie­działa jesz­cze o tej jego ten­den­cji i przez pięć mi­nut czy­tała o sie­kier­niku, któ­remu na sta­rość tak od­biło, że za­rą­bał wła­sną żonę. Przez to, ile dra­stycz­nych szcze­gó­łów zna­la­zło się w ma­te­riale, wi­dzo­wie za­częli zgła­szać skargi na sta­cję, a El­len do­stała re­pry­mendę od rady nad­zor­czej.

Nie każdy widz jest na tyle nie­wraż­liwy, żeby móc słu­chać barw­nych opi­sów zbrodni.

Z nu­dów El­len za­częła się roz­glą­dać po po­miesz­cze­niu. Nie było zbyt wiel­kie i pa­no­wał w nim chaos, ale dzięki pracy ka­mer i ka­me­rzy­stom, na wi­zji spra­wiało wra­że­nie dość ob­szer­nego i schlud­nego. El­len zła­pała kon­takt wzro­kowy z dźwię­kow­cem, który po­słał jej nie­pewny uśmiech. W od­po­wie­dzi ode­słała mu taki sam, za­sta­na­wia­jąc się, czy przy­pad­kiem nie wzbu­dza po­stra­chu w miej­scu pracy. Każdy pró­bo­wał ją za­ga­dy­wać, przy­po­do­bać się, ale jak tylko spoj­rzała w czy­imś kie­runku, lu­dzie się pło­szyli i nie wie­dzieli, gdzie mają oczy po­dziać.

Po dwóch mi­nu­tach Ro­ger wró­cił i po­ło­żył przed nią sce­na­riusz, tym ra­zem mocno okro­jony. El­len wzięła go do ręki i prze­bie­gła tekst wzro­kiem.

– Świetna ro­bota – po­chwa­liła go, cho­ciaż do­sko­nale wie­działa, że po­winno być od­wrot­nie. Wska­zała jesz­cze pal­cem na ekran promp­tera, który stał pod jedną z ka­mer, na­prze­ciwko niej. – Wy­świe­tlą ten sam tekst?

Ro­ger od­po­wie­dział szyb­kim ski­nie­niem głowy i uniósł rękę do góry, chcąc zwró­cić na sie­bie uwagę wszyst­kich ze­bra­nych w stu­diu.

– Ka­me­rzy­ści, do ka­mer! Dźwię­ko­wiec, chodź no tu bli­żej. – Ge­stem przy­wo­łał do sie­bie wy­so­kiego męż­czy­znę trzy­ma­ją­cego w dło­niach długi kij z mi­kro­fo­nem na końcu. – Sta­ży­ści, wyjdź­cie z obiek­tywu! Za mo­ment wcho­dzimy na żywo! – krzyk­nął, po czym bie­giem ru­szył do swo­jego biurka. Spoj­rzał na ze­ga­rek i ra­zem z nim od­mie­rzał po­zo­stały czas do roz­po­czę­cia emi­sji wia­do­mo­ści, tak jakby od­li­czał se­kundy do roz­po­czę­cia no­wego roku. – Wcho­dzimy za pięć! Cztery! Trzy! Dwa!

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki