Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
16 osób interesuje się tą książką
Dlaczego w dziejach Kościoła tak wielu przywódców chrześcijańskich odrzucało Apokalipsę, a nawet chciało usunąć ją z kanonu Biblii? Jak doszło do tego, że w 2022 roku patriarcha Cyryl wzywał rosyjskich prawosławnych do udziału w walce ojczyźnianej przeciwko ruchowi Antychrysta, który może zniszczyć Rosję? Niemalże w tym samym czasie wśród amerykańskich ewangelików nasiliło się przekonanie, że znakiem czasów ostatecznych będzie nowe państwo Izrael wspierane przez Amerykę pod rządami Donalda Trumpa. A może to błędna lektura metafor Apokalipsy leży u podstaw współczesnego myślenia klerykalnego, a utożsamienie świętości z hierarchicznością doprowadziło wielu ludzi Kościoła do niezdrowego duchowo przekonania o moralnej doskonałości duchownych?
Tomasz Terlikowski pokazuje Apokalipsę jako oryginalną i jedną z najciekawszych odpowiedzi na pytania o ostateczny sens historii. Sięgając do odważnych tekstów McCarthy’ego, Sołowjowa, Fossego czy Miłosza, zastanawia się, co takiego ma w sobie ta księga, że potrafi zarówno rozpalać serca świętych i mistyków, jak i odbierać umiejętność racjonalnego myślenia oraz zdrową ocenę sytuacji.
Tomasz Terlikowski pokazuje, że nasze fantazje apokaliptyczne więcej mówią o nas samych niż o faktycznych losach świata. Ta książka to fascynująca podróż po literackich, teologicznych, filozoficznych i popkulturowych wizjach końca wszystkiego. Czytajmy, póki jeszcze możemy! Bardzo polecam.
Tomasz StawiszyńskiApokalipsa Terlikowskiego rozczaruje. Rozczaruje tych wszystkich, którzy szukają w tej książce prostych odpowiedzi na pytania, kim jest Antychryst, rogata Bestia, tysiącletnie królestwo i kiedy ostatecznie nastąpi koniec świata. Natomiast dla tych, którzy nie boją się zgłębiać mechanizmów rządzących współczesnym światem poprzez konfrontację z klasykami wielkiej literatury, jest to lektura wręcz obowiązkowa!
prof. Kalina Wojciechowska
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 186
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © 2024 by IWR WE sp. z o.o.
Redaktor prowadzący: Michał Wilk Adiustacja językowo-stylistyczna: Janusz Stachowski Korekta: Magdalena Wróbel Redakcja techniczna i projekt okładki: Paweł Kremer Zdjęcie na okładce: Adobe Firefly
Wydanie I | Kraków 2024
ISBN: 978-83-68031-93-5
Emocje Plus Minus, ul. Meissnera 20, 31-457 Kraków Dział sprzedaży: [email protected]
Plik przygotował Woblinkwoblink.com
Są takie teksty, do których trzeba dojrzeć i dorosnąć. Ich zbyt wczesna lektura, nawet jeśli przynosi człowiekowi jakieś korzyści, nie powinna być traktowana jako finalna. Zresztą żadna recepcja dzieła nigdy nie jest ostateczna, bo jeśli jakąś interpretację tekstu uznalibyśmy za końcową i pełną, sam tekst szybko stałby się martwym i niewiele znaczącym dyskursem. „Książka raz zamknięta, raz zapoznana, opatrzona sztywnym i ustalonym znaczeniem umiera. Książka żyje o tyle tylko, o ile jest nas w stanie poruszyć, i to poruszyć za każdym razem inaczej: o tyle tylko, o ile przy każdej lekturze inaczej się przed nami otwiera”1 – pisał D.H. Lawrence. Biblia niestety wcale nie tak często czytana jest w taki sposób, by przy każdej kolejnej lekturze inaczej się przed czytającym otwierać. I nie chodzi mi o to, że wielu chrześcijan w ogóle nie czyta Pisma Świętego. Problem, o którym mówię, dotyczy przede wszystkim tych, którzy regularnie po Biblię sięgają, lecz jedynie po to, aby odnaleźć w niej to, co już uprzednio wiedzieli, odkryli lub co zostało im ujawnione przez liderów ich wspólnot czy duchownych. A to oznacza – by znowu posłużyć się cytatem z neopogańskiego pisarza – że „dla wielu z nas Biblia, przynajmniej dziś, nie żyje, zabita arbitralnym zamrożeniem jej sensu. Jej powierzchowną czy też popularną interpretację znamy tak dobrze, iż obumarła i przestała nam cokolwiek mówić”2.
Apokalipsa św. Jana, ostatnia księga Nowego Testamentu, ostatnia księga Biblii w ogóle, jest – niestety – argumentem potwierdzającym słuszność opinii Lawrence’a. Jej przesłanie jest albo całkowicie nieobecne w naszym myśleniu, choćby dlatego, że symbolika Pisma, obrazowanie, a nawet sama jego treść pozostają obce naszemu myśleniu i odczuwaniu, albo zostają przesłonięte przez rozmaite apokalipsy czasów współczesnych: te pochodzące z objawień prywatnych, ale i te, którymi karmi nas – czasem w sposób uzasadniony, a czasem nie – kultura masowa czy geopolityka.
O problemach z interpretacją Apokalipsy św. Jana wspomina Maria Szamot, gdy wprost przyznaje w swoim komentarzu, że przez długie lata ona sama żywiła „rodzaj pretensji do Pana Boga za tę księgę, w której to, co najdroższe, Jezus-Baranek i Jego Matka, umieszczono w groteskowym towarzystwie rogatych smoków harcujących po firmamencie niebieskim i szarańczy o lwich zębach”3. „[…] jak współczesny, jakoś tam wykształcony człowiek mógłby zaakceptować i włączyć w gmach swojej wiary Zwierzęta o czterech twarzach albo włóczące się po świecie ku jego zgubie bestie podobne do pantery, a przy tym porośnięte rogami”4 – pytała retorycznie biblistka.
Ale to nie jest jedyny problem z postrzeganiem Apokalipsy. Mnie samemu, ale – jak sądzę – także wielu innym katolikom i czytającym tę księgę, przesłanie Objawienia św. Jana przez lata przesłaniały apokalipsy zawarte w objawieniach prywatnych – tych oficjalnie uznanych przez Kościół5, ale i tych, które nigdy za takie nie zostały uznane. Apokaliptyczne ostrzeżenia znajdziemy zarówno w części – tej, która nie miała być przekazana do publicznej wiadomości – objawienia z La Salette, jak i w objawieniach z Akity czy w najnowszych i wciąż się dokonujących objawieniach w Medjugorje. Objawienia fatimskie, choć nie ma w nich wprost mowy o globalnej apokalipsie, a jedynie o pewnym etapie historycznym, który wcale nie musi kończyć dziejów, odmalowane zostały mocnymi apokaliptycznymi barwami: „[…] zobaczyliśmy po lewej stronie naszej Pani, nieco wyżej, anioła trzymającego w lewej ręce ognisty miecz; iskrząc się, wyrzucał języki ognia, które zdawało się, że podpalą świat; ale gasły one w zetknięciu z blaskiem, jaki promieniował z prawej ręki naszej Pani w jego kierunku; anioł, wskazując prawą ręką ziemię, powiedział mocnym głosem: »Pokuta, Pokuta, Pokuta!«. I zobaczyliśmy w nieogarnionym świetle, którym jest Bóg, coś podobnego do tego, jak widzi się osoby w zwierciadle, kiedy przechodzą przed nim, biskupa odzianego w biel – mieliśmy przeczucie, że to jest Ojciec Święty. Wielu innych biskupów, kapłanów, zakonników i zakonnic wchodzących na stromą górę, na której szczycie znajdował się wielki krzyż zbity z nieociosanych belek, jak gdyby z drzewa korkowego pokrytego korą; Ojciec Święty, zanim tam dotarł, przeszedł przez wielkie miasto, w połowie zrujnowane, i na poły drżący, chwiejnym krokiem, udręczony bólem i cierpieniem szedł, modląc się za dusze martwych ludzi, których ciała napotykał na swojej drodze; doszedłszy do szczytu góry, klęcząc u stóp wielkiego krzyża, został zabity przez grupę żołnierzy, którzy kilka razy ugodzili go pociskami z broni palnej i strzałami z łuku, i w ten sam sposób zginęli jeden po drugim inni biskupi, kapłani, zakonnicy i zakonnice oraz wiele osób świeckich, mężczyzn i kobiet różnych klas i pozycji. Pod dwoma ramionami krzyża były dwa anioły, każdy trzymający w ręce konewkę z kryształu, do których zbierali krew męczenników i nią skraplali dusze zbliżające się do Boga”6 – wyjaśniała obrazy związane z trzecią tajemnicą fatimską siostra Łucja.
Te obrazy, co nie jest zaskakujące, głęboko kształtują myślenie i religijność wielu chrześcijan. Wątki apokaliptyczne pojawiają się zarówno u części kaznodziejów popularnych, jak i w myśleniu poważniejszych teologów. Ksiądz Dominik Chmielewski będzie się odwoływać wprost do objawień fatimskich, ale już ksiądz profesor Robert Skrzypczak częściej sięgnie do myśli ojca Dolindo czy do teologicznych intuicji Włodzimierza Sołowjowa z jego Krótkiej opowieści o Antychryście. Dla innych źródłem przekonań o nadchodzącym końcu będą pisma św. Faustyny Kowalskiej, której Jezus – pamiętajmy, to także są objawienia prywatne – miał przepowiedzieć, że to właśnie z Polski wyjdzie „iskra, która przygotuje świat na ponowne Jego przyjście”. Te słowa nie tylko usprawiedliwiają u części komentatorów przypisanie Polsce szczególnych zadań w dniach ostatecznych, ale też budują przekonanie, że „czas jest już bliski”. Mnie to myślenie także było przez wiele lat bliskie, kształtowało mnie ono, wpływało na postrzeganie wiary oraz religijności, ale także – czego nie da się ukryć – przesłaniało przesłanie Janowej Apokalipsy.
Dlaczego tak było? Bo gdy bierzemy do rąk Krótką opowieść o Antychryście Sołowjowa czy – tak bliską mi pod pewnymi względami – powieść Roberta Hugh Bensona Władca świata, odnajdujemy w nich wprost wyrażone obawy i lęki pewnej grupy chrześcijan. I u Sołowjowa, i u Bensona mamy do czynienia z opisem jednoczącej się Europy, postępującej błyskawicznie laicyzacji, polityki, która separuje się od chrześcijaństwa, a nawet – co jeszcze istotniejsze – wchodzi z nim w agresywną niekiedy polemikę. „Zbliża się prześladowanie. W kilku miejscach zdarzyły się już rozruchy. Ale nie prześladowania należy się obawiać. Wywoła ono niewątpliwie, jak zawsze, odstępstwa od Kościoła, odstępstwa te jednak są pożałowania godne tylko ze względu na osobistość niektórych odstępców. Z drugiej jednak strony prześladowanie umocni wiernych i usunie niepewnych. Niegdyś, w pierwszych czasach chrześcijaństwa, Szatan przypuścił atak na ciało za pomocą bicza, ognia i dzikich bestii. W wieku szesnastym atakował intelekt, w wieku dwudziestym sprężyny życia moralnego i duchowego. Obecnie, rzekłbyś, rozpoczął się atak na to wszystko jednocześnie. Czego należy obawiać się najbardziej, to dodatniego wpływu humanitaryzmu. Nadchodzi on, jak królestwo Boże, z mocą. Obala imaginacyjność i romantyczność. Nie staje w obronie prawdy, ale raczej przywłaszcza ją sobie. Tłumi, przycisza miękkimi chustkami, zamiast ranić i wzmacniać stalą oraz wymianą zdań. Zdaje się przedzierać prawie obiektywnie do świata wewnętrznego. Osoby, które zaledwie usłyszały jego nazwę, już stają się wyznawcami jego zasad. Kapłani przyswajają go sobie tak, jak przyjmowali Boga w komunii – tu przytoczył nazwiska ostatnich odstępców ze świata duchownego – dzieci pochłaniają go tak samo, jak pochłaniały chrześcijaństwo. Dusza »z natury chrześcijańska« zdawała się zmieniać w duszę »z natury niewierną«”7 – zapowiadali nadchodzący okres apokaliptyczny bohaterowie Bensona. W tej diagnozie zapowiadającej procesy laicyzacyjne, które w naszych czasach nabrały ogromnego tempa, odnaleźć się mogą liczni współcześni chrześcijanie, którzy właśnie w taki sposób próbują wyjaśnić sens tego wszystkiego, co dzieje się wokół.
Apokaliptyka, także ta w wydaniu świeckim, przenika nasze życie – jej obrazy, związane z nią lęki i trwogi, a nawet nasz sposób postrzegania czasu naznaczone są myśleniem eschatologicznym. Lęk przed końcem rzeczywistości, jaką znamy, jest wszechobecny, a my sami żyjemy w czasie apokalips nieustannie wieszczonych – świeckich i religijnych, chrześcijańskich i postchrześcijańskich, cywilizacyjnych i popkulturowych. Globalne ocieplenie (zjawisko – podkreślam – realne, ale niekiedy służące nie tyle do diagnozy, ile do siania lęku) ma doprowadzić świat do totalnego wyniszczenia środowiska naturalnego i końca ludzkiego życia na ziemi – ostrzegają jedni. A inni – z nie mniej poważnymi minami – odpowiadają, że apokalipsa grozi nam z innych powodów, a klimat jest jedynie pułapką zastawianą na ludzi przez zwolenników ideologii multikulti, którzy za jej sprawą chcą usprawiedliwić masowe migracje doprowadzające do wielkiej europejskiej apokalipsy, czyli końca Zachodu. Jean Raspail nakreślił obraz tej nadciągającej katastrofy cywilizacji europejskiej w swoim Obozie świętych, ale analogiczne rozważania znajdziemy także w eseistycznej Przedziwnej śmierci Europy Charlesa Murraya. Chantal Delsol przestrzega nas przed „końcem chrześcijaństwa”, a w debacie kościelnej coraz częściej powraca refleksja nad kresem pewnego rodzaju kościelności i określonego modelu chrześcijaństwa w ogóle. Wielki, globalny triumf nowego ateizmu jego główni propagatorzy (Richard Dawkins, Christopher Hitchens, Sam Harris, Daniel C. Dennett) zapowiadają w książce pod jakże ateistycznym tytułem Czterej jeźdźcy Apokalipsy, co pokazuje, że nawet oni nie są wolni od apokaliptycznych inspiracji i wpływów.
Literatura – zostańmy na razie przy tej współczesnej, nie cofając się zanadto w przeszłość – pełna jest apokaliptycznych obrazów i rozbudza w nas lęki oraz eschatologiczne nastroje. Droga Cormaca McCarthy’ego jest może najlepszym tego przykładem – obraz świata po wielkiej wojnie i zagładzie jądrowej mocno zapada w pamięć – ale innych przykładów można przywołać wiele. Swoją wizję świata po apokalipsie stworzył Dmitrij Głuchowski w Metrze 2033, a doskonałymi przykładami – choć nie jest to już wizja związana z zagładą jądrową, która zdominowała wyobraźnię wcześniejszych pokoleń, a raczej z katastrofą biologiczną – są Ziemia trwa George’a R. Stewarta czy późniejszy Bastion Stephena Kinga. Jeśli ktoś szuka obrazów jeszcze bardziej współczesnych, powinien sięgnąć po znakomitą Wyspę islandzkiej pisarki Sigríður Hagalín Björnsdóttir. „A czasem świat staje się tak mały, że kurczy się tylko do rozmiarów jednego człowieka. Jeden mały człowiek nad wyludnionym fiordem”8 – to zdanie rozpoczyna tę wstrząsającą książkę, która jest w pewnym sensie antytezą Obozu świętych Raspaila, zaś kończy ją stwierdzenie niemal analogiczne: „Czasem świat jest tak mały, że sprowadza się do jednego starego człowieka i piątki zabłąkanych dzieci nad fiordem na wyspie. Jesteśmy tutaj. Żyjemy”9. Inny, jakże nikły rodzaj nadziei, daje wspomniana już apokalipsa McCarthy’ego: tam ojciec ostatecznie wyprowadza syna ku życiu, choć sam umiera, i to właśnie rozmowy ze zmarłym stają się „oddechem Boga, co to przechodzi od człowieka do człowieka przez całe dzieje”10.
Nagromadzenie wątków apokaliptycznych, objawień prywatnych czy literackich i publicystycznych przeczuć związanych z końcem świata (lub przynajmniej świata, jaki znamy) niczego teologicznie czy filozoficznie nie dowodzi. Argumentem za zbliżaniem się – nie w ogóle, tylko w konkretnej, ogarnianej intelektualnie i emocjonalnie perspektywie czasowej – apokalipsy czy choćby resetu, przełomu, wielkiej zmiany nie jest i nie może być fakt, że w przestrzeni społecznej i politycznej, w literaturze i kulturze, a nawet w przestrzeni religijnej pojawia się wiele przeczuć, przepowiedni i analiz związanych z rychłym końcem. Dlaczego? Ponieważ te apokaliptyczne przeczucia są z nami od wieków, dotyczą każdego pokolenia i motywują ludzi do działania od pokoleń. Wiele wskazuje na to, że niemal pewny rychłego końca świata był już Paweł Apostoł, który – właśnie w imię zbliżającego się końca – wzywał chrześcijan do rezygnacji z życia rodzinnego. Ewangelista Mateusz, przytaczając słowa Jezusa dotyczące obrazów końca świata, wskazuje, że „nie wymrze to pokolenie, a wszystko to się dokona” (Mt 24,34). Kolejne pokolenia chrześcijan przeżywały silne wzmożenia apokaliptyczne – zarówno gdy padał Rzym, jak i wówczas, gdy już w średniowieczu apokaliptyka wiązała się mocno z millenaryzmem i oczekiwaniem „tysiącletniego królestwa”. Średniowiecze zaszczepia w myśleniu chrześcijańskim niesamowity obraz sądu Bożego i dnia gniewu, który to motyw zostaje wprowadzony do liturgii w hymnie Dies Irae, raczej błędnie przypisywanym przez pokolenia Tomaszowi z Celano:
Dzień ów gniewu się nachyla,
gdy w proch wieki zmiecie chwila,
świadkiem Dawid i Sybilla.
Będzie strach tam, będzie drżenie,
przyjdzie Sędzia sądzić ziemię
a roztrząsać wszystko wiernie.
Trąba wyda głos dokoła,
gdzie kto gnił w mogilnych dołach,
wszystkich do stóp tronu zwoła.
Śmierć struchleje, wszelkie ciało
gdy powstanie, jak leżało,
by przed Sędzią głos zabrało.
Zwój ksiąg będzie rozwiniony
zapisanych z każdej strony,
z których ma być świat sądzony11.
Średniowiecze to również wizje i systemy apokaliptyczno-religijne Joachima di Fiore, ale też silne przeczucia apokaliptyczne, które miały bardzo realny wymiar polityczny i stały u podstaw założeń ruchu husytów. Apokaliptyczne wzmożenie odnaleźć możemy na Zachodzie w radykalnej reformacji, a później na Wschodzie u staroobrzędowców, którzy przekonani byli, że reforma liturgiczna Nikona i odrzucenie starego obrzędu, co miało oznaczać zdradę prawdziwego prawosławia, de facto rozpoczęło panowanie Antychrysta. Tym Antychrystem miał być według nich car lub patriarcha. Dla Marcina Lutra z kolei był nim papież, a dla wielu katolików – Luter. Apokalipsa, jej symbolika i przewidywanie nadchodzącego królestwa wpływały zaś nie tylko na to, kogo określano jako zewnętrznego wroga, ale również na kształtowanie ówczesnych relacji wewnątrz Kościoła.
Im bliżej współczesności, tym apokaliptyki w myśleniu religijnym pojawia się więcej. Millenaryści protestanccy w Stanach Zjednoczonych z końcem każdego stulecia wskazują konkretne daty kresu dziejów, a gdy koniec nie następuje, pojawia się nowatorska jego reinterpretacja, która prowadzi do powstania adwentyzmu. Choć Europa się laicyzuje, także w XIX w. teologia i pobożność ludowa na Starym Kontynencie pełne są apokaliptycznych obrazów. Porewolucyjna Francja wydaje cały szereg szarlatanów, wizjonerów i mistyków, którzy przepowiadają, że koniec jest bliski, a rewolucja staje się jednym z jeźdźców Apokalipsy. Fiodor Dostojewski znaków Szatana dopatruje się w rozwoju kolei, a Włodzimierz Sołowjow kreśli – o czym będzie jeszcze mowa – obraz Antychrysta, którym okazuje się być wielki dobroczyńca ludzkości. Analogiczny portret tworzy Robert H. Benson. Im bliżej naszych czasów, tym tych obrazów i przeczuć jest więcej. Wasilij Rozanow w Apokalipsie naszych czasów snuje neopogańską wizję przyczyn rewolucji rosyjskiej, odwołując się właśnie do Objawienia św. Jana. Tą samą drogą pójdzie D.H. Lawrence, choć jego celem jest raczej krytyka chrześcijaństwa w ogóle. Kolejni teolodzy dostrzegają Antychrysta w Stalinie lub Hitlerze i ostrzegają świat przed zbliżającymi się czasami ostatecznymi, a Hiroszima i Nagasaki, zimna wojna i przeczucie zagłady jądrowej eskalują eschatologiczne emocje.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej