Bohaterowie Państwa Podziemnego – jak ich znałem - Stefan Korboński - ebook

Bohaterowie Państwa Podziemnego – jak ich znałem ebook

Stefan Korboński

4,0

Opis

To nie jeszcze jeden leksykon biograficzny. To książka, jak zwykle u Korbońskiego, z mnóstwem anegdot i nieprawdopodobnych wydarzeń, nieznanych faktów i ciekawostek o bohaterach, których znał osobiście. Od tych najbardziej znanych, aż po tych nieznanych lub już zapomnianych.

 

28 listopada 1939 roku na Hożą 14 wpadło nad ranem gestapo. Stali nad marszałkiem Ratajem, jak się ubierał i zabrali go bez płaszcza i drobiazgów. Pierwsze pytanie samo się narzucało: czy już odkryto głowę konspiracji? (...)
Ubrany staran­nie i z piękną teczką w ręku, pozując na Niemca, spotkałem się przed gmachem gestapo w alei Szucha z Hanką i moją żoną Zosią i odebrałem od nich paczkę dla Rataja.(...)
Do bramy ruszyłem pewnym krokiem. Żandarmi stuknęli obca­sami i przepuścili bez słowa. Dobry początek! Wzięli mnie za Niem­ca. Po gmachu wędrowałem jakąś godzinę nienagabywany przez nikogo. (...) Tracę powoli spokój i pukam do pokoju to tu, to tam i pytam moim kiepskim niemieckim, gdzie mógłbym się dowiedzieć o aresztowanym Macieju Rataju. Jedni odpowiadają uprzejmie, drudzy gburowato, że to nie tu. Wreszcie dostałem kartkę z numerem pokoju i nazwiskiem Thiele. (...)
Za biurkiem ujrzałem stojącego oficera gestapo olbrzymiego wzrostu, który patrzył na mnie ostro i nieprzychylnie. Twarz przystojna, rysy regularne. Jeszcze dzisiaj bez trudu wywołuję ten obraz.

Fragment książki

 

Co w moich oczach nadaje osobom, z którymi się osobiście zetknąłem lub współpracowałem, cechy bohaterów Polskiego Państwa Podziemnego? W tym miejscu muszę podkreślić, że wchodzą w rachubę tylko moje osobiste kontakty, przeżycia, poglądy i oceny, nie posiłkowałem się w nich innymi opiniami, zwłaszcza historyków drugiej wojny i okupacji, których poniekąd wyręczam, pisząc wiele o kulisach i lżejszej stronie moich z bohaterami stosunków. Rzecz oczywista, że ponoszę za moje słowa całkowitą odpowiedzialność.

Stefan Korboński

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 193

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (4 oceny)
2
0
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Co­py­ri­ght © by Fun­da­cja im. Ste­fa­na Kor­boń­skie­go

Co­py­ri­ght to this edi­tion © by Wy­daw­nic­two Pro­hi­bi­ta

Tekst książ­ki na pod­sta­wie wy­da­nia

Bi­cen­ten­nial Pu­bli­shing Cor­po­ra­tion z 1987 roku.

ISBN:

978-83-61344-82-7

Pro­jekt okład­ki:

Ma­ciej Ha­ra­basz

Ko­rek­ta:

Mag­da­le­na Tra­czuk

Wy­daw­ca:

Wy­daw­nic­two PRO­HI­BI­TA

Pa­weł To­bo­ła-Per­t­kie­wicz

www.pro­hi­bi­ta.pl

wy­daw­nic­two@pro­hi­bi­ta.pl

Tel: 22 424 37 36

www.fa­ce­bo­ok.com/Wy­daw­nic­two­Pro­hi­bi­ta

Sprze­daż książ­ki w In­ter­ne­cie:

Od Wy­daw­nic­twa1

Ste­fan Kor­boń­ski jako kil­ku­na­sto­let­ni chło­piec, uczeń gim­na­zjum i czło­nek taj­nej Pol­skiej Or­ga­ni­za­cji Woj­sko­wej (POW) wziął udział 11 li­sto­pa­da 1918 roku w roz­bra­ja­niu Niem­ców w Czę­sto­cho­wie, po czym od grud­nia 1918 roku wal­czył z Ukra­iń­ca­mi w obro­nie Lwo­wa pod Gród­kiem Ja­giel­loń­skim. W roku 1920 w cza­sie na­jaz­du bol­sze­wic­kie­go na Pol­skę słu­żył ochot­ni­czo w 29 Puł­ku Strzel­ców Ka­niow­skich, a w roku 1921 brał udział w Trze­cim Po­wsta­niu Ślą­skim prze­ciw Niem­com.

Wyż­sze stu­dia praw­ni­cze ukoń­czył na Uni­wer­sy­te­cie w Po­zna­niu, na­stęp­nie od­był prak­ty­kę w tam­tej­szych są­dach. Po zda­niu eg­za­mi­nu sę­dziow­skie­go wstą­pił na służ­bę do Pro­ku­ra­to­rii Ge­ne­ral­nej RP Po trzech la­tach pra­cy w Pro­ku­ra­to­rii Ge­ne­ral­nej prze­szedł do ad­wo­ka­tu­ry w War­sza­wie.

Rów­no­le­gle do dzia­łal­no­ści za­wo­do­wej roz­po­czął dzia­łal­ność po­li­tycz­ną w sze­re­gach Pol­skie­go Stron­nic­twa Lu­do­we­go „Wy­zwo­le­nie” i był rad­cą praw­nym se­kre­ta­ria­tu te­goż stron­nic­twa w Po­zna­niu. W chwi­li wy­bu­chu II woj­ny świa­to­wej w roku 1939 był pre­ze­sem Stron­nic­twa Lu­do­we­go na wo­je­wódz­two bia­ło­stoc­kie i człon­kiem Głów­ne­go Sądu Par­tyj­ne­go.

W cza­sie dzia­łań wo­jen­nych w 1939 roku Ste­fan Kor­boń­ski jako ofi­cer re­zer­wy zo­stał wzię­ty do nie­wo­li przez woj­ska so­wiec­kie pod Wło­dzi­mie­rzem Wo­łyń­skim. W dro­dze do Ro­sji zbiegł z trans­por­tu i po­wró­cił do War­sza­wy, gdzie dzia­łał w or­ga­ni­zo­wa­niu ru­chu pod­ziem­ne­go.

W paź­dzier­ni­ku 1939 roku Ste­fan Kor­boń­ski wraz z czo­ło­wym przy­wód­cą Stron­nic­twa Lu­do­we­go, by­łym mar­szał­kiem Sej­mu Ma­cie­jem Ra­ta­jem, wcho­dzi w skład Głów­nej Rady Po­li­tycz­nej, or­ga­ni­za­cji pod­ziem­nej Służ­by Zwy­cię­stwu Pol­ski (SZP), na cze­le z gen. Mi­cha­łem Ka­ra­sze­wi­czem-To­ka­rzew­skim, sta­jąc się w ten spo­sób jed­nym ze współ­za­ło­ży­cie­li Pol­skie­go Pań­stwa Pod­ziem­ne­go.

Po aresz­to­wa­niu przez ge­sta­po Ma­cie­ja Ra­ta­ja, Ste­fan Kor­boń­ski jako mia­no­wa­ny przez nie­go za­stęp­ca wcho­dzi w skład naj­wyż­sze­go cia­ła kie­ru­ją­ce­go w la­tach 1939-1941 całą pol­ską kon­spi­ra­cją, tzw. Po­li­tycz­ne­go Ko­mi­te­tu Po­ro­zu­mie­waw­cze­go (PKP) w skła­dzie: Ka­zi­mierz Pu­żak z Pol­skiej Par­tii So­cja­li­stycz­nej (PPS), Alek­san­der Dęb­ski ze Stron­nic­twa Na­ro­do­we­go (SN), Ste­fan Kor­boń­ski ze Stron­nic­twa Lu­do­we­go (SL) i na­stęp­ca gen. Ka­ra­sze­wi­cza-To­ka­rzew­skie­go, gen. Ste­fan Ro­wec­ki.

W roku 1941, po ustą­pie­niu ze wspo­mnia­ne­go Ko­mi­te­tu, Ste­fan Kor­boń­ski wcho­dzi w skład Ko­men­dy Głów­nej Ar­mii Kra­jo­wej i wkrót­ce zo­sta­je mia­no­wa­ny naj­pierw przez Ko­men­dan­ta Głów­ne­go AK Ro­wec­kie­go, a na­stęp­nie przez De­le­ga­ta Rzą­du RP w Lon­dy­nie Ra­taj­skie­go, ich wspól­nym peł­no­moc­ni­kiem dla kie­ro­wa­nia ru­chem opo­ru ca­łe­go na­ro­du pol­skie­go i sta­je na cze­le Kie­row­nic­twa Wal­ki Cy­wil­nej (KWC).

Jako szef KWC kie­ru­je wszel­kie­go ro­dza­ju ak­cją sa­bo­ta­żo­wą, ak­cją cy­wil­ne­go nie­po­słu­szeń­stwa, boj­ko­tu przy­mu­su pra­cy dla oku­pan­ta itp. Or­ga­ni­zu­je pol­skie pod­ziem­ne są­dow­nic­two, któ­re ska­za­ło na śmierć i wy­ko­na­ło wy­ro­ki na oko­ło dwu­stu zdraj­cach i agen­tach ge­sta­po. Or­ga­ni­zu­je sieć ra­dio­sta­cji nadaw­czych in­for­mu­ją­cych Za­chód, a przede wszyst­kim rząd pol­ski na emi­gra­cji w Lon­dy­nie, o wszyst­kich wy­da­rze­niach w Pol­sce, w tym o ho­lo­cau­ście. Biu­ro szy­frów tej ra­dio­sta­cji or­ga­ni­zu­je i pro­wa­dzi żona Ste­fa­na Kor­boń­skie­go, Zo­fia, z domu Ri­stau.

W lip­cu 1943 roku KWC zo­sta­je po­łą­czo­ne z Kie­row­nic­twem Wal­ki Kon­spi­ra­cyj­nej (KWK) wy­ło­nio­nym przez Ko­men­dę Głów­ną AK. Dla dy­ry­go­wa­nia ak­cją dy­wer­syj­ną i dla do­wo­dze­nia ca­ło­ścią wal­ki z oku­pan­tem po­wsta­je Kie­row­nic­two Wal­ki Pod­ziem­nej (KWP) w skła­dzie: Ko­men­dant Głów­ny AK gen. Ste­fan Ro­wec­ki, a po jego aresz­to­wa­niu przez ge­sta­po gen. Ta­de­usz Bór-Ko­mo­row­ski, szef szta­bu AK gen. Ta­de­usz Peł­czyń­ski, do­wód­ca Ke­dy­wu gen. Emil Fiel­dorf, a po jego ustą­pie­niu ppłk Jan Ma­zur­kie­wicz, szef Biu­ra In­for­ma­cji i Pro­pa­gan­dy AK (BIP) płk Jan Rze­pec­ki i Ste­fan Kor­boń­ski jako kie­row­nik Opo­ru Spo­łecz­ne­go. W cza­sie Po­wsta­nia War­szaw­skie­go Kor­boń­ski zo­sta­je mia­no­wa­ny do­dat­ko­wo dy­rek­to­rem De­par­ta­men­tu Spraw We­wnętrz­nych De­le­ga­tu­ry Rzą­du.

W mar­cu 1945 roku, po pod­stęp­nym aresz­to­wa­niu przez so­wiec­kie NKWD szes­na­stu przy­wód­ców Pol­ski Pod­ziem­nej, w tym wi­ce­pre­mie­ra i De­le­ga­ta Rzą­du na Kraj Jana Sta­ni­sła­wa Jan­kow­skie­go, Ste­fan Kor­boń­ski obej­mu­je po nim obo­wiąz­ki De­le­ga­ta Rzą­du i sta­je na cze­le Pol­skie­go Pań­stwa Pod­ziem­ne­go aż do aresz­to­wa­nia go wraz z żoną przez NKWD w dniu 28 czerw­ca 1945 roku w Kra­ko­wie. Zwol­nio­ny z wię­zie­nia po po­wsta­niu Tym­cza­so­we­go Rzą­du Jed­no­ści Na­ro­do­wej, Ste­fan Kor­boń­ski zo­sta­je wy­bra­ny pre­ze­sem Pol­skie­go Stron­nic­twa Lu­do­we­go na mia­sto War­sza­wę i w wy­bo­rach z 19 stycz­nia 1947 roku zo­sta­je wy­bra­ny z tego mia­sta po­słem na Sejm. W tym cza­sie zo­sta­je człon­kiem Na­czel­ne­go Ko­mi­te­tu Wy­ko­naw­cze­go PSL.

Za­gro­żo­ny po­zba­wie­niem nie­ty­kal­no­ści po­sel­skiej i po­now­nym aresz­to­wa­niem, ucie­ka 5 li­sto­pa­da 1947 roku wraz z żoną z Pol­ski do Szwe­cji, skąd przez An­glię przy­by­wa do Sta­nów Zjed­no­czo­nych 26 li­sto­pa­da 1947 roku.

W Sta­nach Zjed­no­czo­nych obej­mu­je wkrót­ce sta­no­wi­sko prze­wod­ni­czą­ce­go Przed­sta­wi­ciel­stwa Pol­skiej Rady Po­li­tycz­nej, a na­stęp­nie prze­wod­ni­czą­ce­go pol­skiej de­le­ga­cji do Zgro­ma­dze­nia Eu­ro­pej­skich Na­ro­dów Ujarz­mio­nych (As­sem­bly of Cap­ti­ve Eu­ro­pe­an Na­tions, ACEN). W la­tach 1958, 1966, 1971, 1972, 1973 i 1974-1985 był wy­bie­ra­ny pre­ze­sem ACEN. Poza tym Ste­fan Kor­boń­ski przez wie­le lat pia­sto­wał sta­no­wi­sko prze­wod­ni­czą­ce­go Pol­skiej Rady Jed­no­ści w Sta­nach Zjed­no­czo­nych.

Ste­fan Kor­boń­ski, bę­dą­cy człon­kiem Pol­skie­go In­sty­tu­tu Na­uko­we­go w USA i Mię­dzy­na­ro­do­we­go PEN-Clu­bu na emi­gra­cji, jest au­to­rem try­lo­gii pt. W imie­niu Rze­czy­po­spo­li­tej, W imie­niu Krem­la, i W imie­niu Pol­ski Wal­czą­cej. Try­lo­gia ta wy­da­na zo­sta­ła rów­nież w ję­zy­ku an­giel­skim w Sta­nach Zjed­no­czo­nych i w An­glii pt. Fi­gh­tingWar­saw, War­sawinCha­ins i War­sawin Exi­le, a W imie­niu Krem­la rów­nież w ję­zy­ku hisz­pań­skim, w Mek­sy­ku, pt. En elNom­bredel Krem­lin. Po­nad­to Ste­fan Kor­boń­ski jest au­to­rem książ­ki Mię­dzy mło­tem a ko­wa­dłem wy­da­nej w Lon­dy­nie w 1969 roku oraz książ­ki Pol­skie Pań­stwo Pod­ziem­ne - prze­wod­nik z lat 1939-1945, wy­da­nej w roku 1975 przez In­sty­tut Li­te­rac­ki w Pa­ry­żu, zaś dru­gie wy­da­nie przez „Pro­myk” w Fi­la­del­fii. Obie zo­sta­ły wy­da­ne rów­nież w ję­zy­ku an­giel­skim pt. Be­twe­en the Ham­mer and theAnvil oraz The Po­lish Un­der­gro­und Sta­te - A Gu­ide to the Uder­gro­und 1939-1945. Na­stęp­na książ­ka Ste­fa­na Kor­boń­skie­go Za mu­ra­mi Krem­la zo­sta­ła wy­da­na w roku 1983 przez Bi­cen­ten­nial Pu­bli­shing Co. w No­wym Jor­ku, zaś ostat­nia Po­lo­nia Re­sti­tu­ta przez Wy­daw­nic­two „Pro­myk” w Fi­la­del­fii, w roku 1986.

W roku 1973 Ste­fan Kor­boń­ski otrzy­mał na­gro­dę li­te­rac­ką Fun­da­cji Al­fre­da Ju­rzy­kow­skie­go w No­wym Jor­ku. Poza tym pro­wa­dził dzia­łal­ność pu­bli­cy­stycz­ną w pra­sie ame­ry­kań­skiej, ogła­sza­jąc ar­ty­ku­ły i li­sty w pe­rio­dy­kach i ga­ze­tach ame­ry­kań­skich.

Ste­fan Kor­boń­ski otrzy­mał na­stę­pu­ją­ce woj­sko­we od­zna­cze­nia: Krzyż Vir­tu­ti Mi­li­ta­ri, me­dal za udział w woj­nie roku 1920, Krzyż za Trze­cie Po­wsta­nie Ślą­skie, Zło­ty Krzyż Za­słu­gi z Mie­cza­mi, Krzyż Ar­mii Kra­jo­wej i Me­dal za Woj­nę 1939-1945.

W roku 1980 In­sty­tut Yad Va­shem w Je­ro­zo­li­mie nadał Ste­fa­no­wi Kor­boń­skie­mu me­dal „Spra­wie­dli­wy wśród Na­ro­dów Świa­ta” za ra­to­wa­nie Ży­dów w cza­sie woj­ny.

Od Autora

Co w mo­ich oczach na­da­je oso­bom, z któ­ry­mi się oso­bi­ście ze­tkną­łem lub współ­pra­co­wa­łem, ce­chy bo­ha­te­rów Pol­skie­go Pań­stwa Pod­ziem­ne­go? W tym miej­scu mu­szę pod­kre­ślić, że wcho­dzą w ra­chu­bę tyl­ko moje oso­bi­ste kon­tak­ty, prze­ży­cia, po­glą­dy i oce­ny, nie po­sił­ko­wa­łem się w nich in­ny­mi opi­nia­mi, zwłasz­cza hi­sto­ry­ków dru­giej woj­ny i oku­pa­cji, któ­rych po­nie­kąd wy­rę­czam, pi­sząc wie­le o ku­li­sach i lżej­szej stro­nie mo­ich z bo­ha­te­ra­mi sto­sun­ków. Rzecz oczy­wi­sta, że po­no­szę za moje sło­wa cał­ko­wi­tą od­po­wie­dzial­ność.

Na pierw­szym miej­scu umiesz­czam po­świę­ce­nie, pa­trio­tyzm i mi­łość oj­czy­zny, któ­rej się pra­gnie słu­żyć du­szą i cia­łem.

Na dru­gim sta­wiam od­wa­gę, nie­li­cze­nie się z ry­zy­kiem śmier­ci dla oj­czy­zny, czę­sto po­łą­czo­ne z po­szu­ki­wa­niem nie­bez­pie­czeń­stwa. Za prze­ci­wień­stwo tego uwa­żam po­goń za awan­tu­rą.

Na trze­cim lo­ku­ję wy­trwa­łą pra­cę w mia­rę swych sił i moż­li­wo­ści. Na czwar­tym sta­wiam am­bi­cję ode­gra­nia jak naj­więk­szej roli w swo­im za­kre­sie i uzy­ska­nia jak naj­więk­sze­go suk­ce­su oso­bi­ste­go w swo­jej dzie­dzi­nie. Od tej ce­chy, moim zda­niem, nie jest wol­ny ża­den czło­wiek. Wy­bu­ja­ło­ścią w tej dzie­dzi­nie sta­ła się po­pu­lar­na teo­ria, że przy­wód­cy pod­zie­mia ry­wa­li­zo­wa­li ze sobą o pierw­sze miej­sce na szu­bie­ni­cy, a od­wrot­no­ścią, że „szewc za­zdro­ścił ka­no­ni­ko­wi, że zo­stał pra­ła­tem”.

Wresz­cie, prze­pro­wa­dzam znak rów­na­nia mię­dzy obu płcia­mi, acz­kol­wiek głos we­wnętrz­ny mi mówi, że nie­rów­ność mię­dzy nimi na­da­je ko­bie­tom więk­sze niż męż­czy­znom ce­chy bo­ha­ter­stwa.

Bo­ha­te­ro­wie

Pań­stwa Pod­ziem­ne­go

- jak ich zna­łem

Ma­ciej Ra­taj (1884-1940) - dzia­łacz lu­do­wy zwią­za­ny z Pol­skim Stron­nic­twem Lu­do­wym „Piast”, mar­sza­łek Sej­mu w la­tach 1922-1928, dwu­krot­nie peł­nił funk­cją gło­wy pań­stwa. W 1931 r. współ­twór­ca Stron­nic­twa Lu­do­we­go, do 1939 r. jego pre­zes. Po agre­sji Nie­miec na Pol­ską twór­ca Ru­chu Obro­ny Chło­pów. Aresz­to­wa­ny, wię­zio­ny na Pa­wia­ku i roz­strze­la­ny w Pal­mi­rach. Au­tor Pa­mięt­ni­ków 1918-1927 (1966).

Marszałek Sejmu Maciej Rataj

Wró­ciw­szy z kam­pa­nii wrze­śnio­wej 1939 roku do War­sza­wy, gdy sta­ną­łem przed Ra­ta­jem w jego miesz­ka­niu na Ho­żej 14, tak bli­skim mego w alei Przy­ja­ciół 1, roz­bi­te­go przez bom­bę, za­sko­czył mnie wy­gląd tego czło­wie­ka. Wi­dzia­ny przed paru ty­go­dnia­mi ro­sły, szczu­pły męż­czy­zna w sile wie­ku, o pięk­nych ry­sach twa­rzy, za­mie­nił się w star­sze­go, osi­wia­łe­go pana z bruz­da­mi na po­licz­kach i z za­pusz­czo­ną, szpa­ko­wa­tą bro­dą. Po chwi­li spo­strze­głem lek­kie, nie­ustan­ne drże­nie gło­wy. Pierw­sza myśl, że prze­gra­na wrze­śnio­wa zła­ma­ła go fi­zycz­nie.

Usa­dził mnie w fo­te­lu i roz­po­czął ty­ra­dę, któ­ra wnet mnie prze­ko­na­ła, że się nie za­ła­mał psy­chicz­nie i jest w peł­ni sił umy­sło­wych. Sie­dzia­łem te­raz przed jed­nym z naj­wy­bit­niej­szych współ­cze­snych przy­wód­ców po­li­tycz­nych, by­łym mi­ni­strem oświa­ty, a na­stęp­nie mar­szał­kiem Sej­mu. Słu­cha­łem go nie­prze­rwa­nie przez parę go­dzin i ule­ga­łem co­raz bar­dziej jego gło­śne­mu ro­zu­mo­wa­niu i sile ar­gu­men­tów. Czu­łem, że do mnie mówi mąż sta­nu, cier­pią­cy z po­wo­du na­głej klę­ski. Przed­sta­wił kry­tycz­ną prze­szłość, prze­ra­ża­ją­cą te­raź­niej­szość i nie­pew­ną przy­szłość, ale przede wszyst­kim po­sta­wił mi przed oczy­ma wi­zję no­wej Pol­ski. W jego prze­wi­dy­wa­niach uka­za­ła się jako nie­pod­le­gła, de­mo­kra­tycz­na i an­ty­sa­na­cyj­na. I z każ­de­go sło­wa bu­cha­ła wia­ra, że ten cel zo­sta­nie osią­gnię­ty. Że­gna­jąc się ze mną, pro­sił, by go od­wie­dzać.

— Mu­si­my się trzy­mać ra­zem! — po­wie­dział.

Wy­sze­dłem pod du­żym wra­że­niem tego spo­tka­nia, wi­dząc dla sie­bie i dla kra­ju ak­tu­al­ne­go przy­wód­cę, któ­re­mu moż­na za­ufać.

Ra­ta­ja i jego ro­dzi­nę po­zna­łem wkrót­ce po prze­nie­sie­niu się w roku 1929 z Po­zna­nia do War­sza­wy u mego cio­tecz­ne­go bra­ta i do­ży­wot­nie­go ad­wo­kac­kie­go wspól­ni­ka oraz po­sła na Sejm z „Wy­zwo­le­nia”, dr. Zyg­mun­ta Gra­liń­skie­go. Ra­taj i jego cór­ka Han­ka, jej mąż Ta­de­usz Stan­kie­wicz i sy­nek ich Ma­ciuś byli czę­sty­mi go­ść­mi u Gra­liń­skich i z tego wy­wią­za­ła się bli­ska przy­jaźń. Ra­taj do­wie­dział się od Zyg­mun­ta, że do­ko­na­łem już wy­bo­ru ru­chu lu­do­we­go, w któ­rym wi­dzia­łem siłę i przy­szłość Pol­ski i że jesz­cze jako stu­dent pra­wa pra­co­wa­łem w se­kre­ta­ria­cie „Wy­zwo­le­nia” w Po­zna­niu, ra­zem ze stu­den­ta­mi Jó­ze­fem Resz­ta­kiem i Jó­ze­fem Ko­zmą. Wie­dząc o mnie tak wie­le, któ­re­goś dnia za­pro­sił mnie na roz­mo­wę i za­ape­lo­wał o za­opie­ko­wa­nie się Stron­nic­twem Lu­do­wym w Łom­żyń­skiem, gdzie było ono bar­dzo sła­be. Nie było to po my­śli Gra­liń­skie­go, któ­ry wo­lał wi­dzieć mnie za­ję­te­go w kan­ce­la­rii ad­wo­kac­kiej, ale nie opo­no­wał. Zgo­dzi­łem się i za­an­ga­żo­wa­łem, z pen­sją pła­co­ną z wła­snej kie­sze­ni przez by­łe­go po­sła Wła­dy­sła­wa Pra­gę, któ­ry osie­dlił się w Łom­ży. W cią­gu paru mie­się­cy oży­wi­li­śmy sto­sun­ki do tego stop­nia, że stron­nic­two łom­żyń­skie za­czę­to przo­do­wać w wo­je­wódz­twie bia­ło­stoc­kim i po dwóch la­tach zo­sta­łem ko­lej­no wy­bra­ny naj­pierw pre­ze­sem po­wia­to­wym w Łom­ży, a na­stęp­nie pre­ze­sem wo­je­wódz­kim w Bia­łym­sto­ku, ku wiel­kie­mu za­do­wo­le­niu Ra­ta­ja. Z bie­giem cza­su co­raz bar­dziej się an­ga­żo­wa­łem i w roku 1930 wzią­łem już udział w opo­zy­cyj­nym ru­chu Cen­tro­le­wu, zaś w roku 1937 w straj­ku chłop­skim, któ­ry ogło­si­łem na ma­sów­ce chłop­skiej nad je­zio­rem Wi­gry, w są­siedz­twie klasz­to­ru ka­me­du­łów.

Po paru dniach od wspo­mnia­ne­go na wstę­pie spo­tka­nia wy­bra­łem się znów na Hożą 14, gdyż chcia­łem po­in­for­mo­wać Ra­ta­ja o mo­ich pla­nach. Wy­ja­śni­łem mu, że czu­ję się nie­wy­ko­rzy­sta­ny, je­śli cho­dzi o wal­kę z Niem­ca­mi. Jako ofi­cer re­zer­wy i we­te­ran trzech wo­jen uwa­ża­łem za swój obo­wią­zek opu­ścić Pol­skę i przez Wę­gry do­trzeć do Fran­cji, do two­rzo­nej tam przez Si­kor­skie­go ar­mii pol­skiej. Ra­taj spo­waż­niał i po­ło­żyw­szy mi na ko­la­nach obie dło­nie, od­krył przede mną ta­jem­ni­cę:

— Niech pan nie rzu­ca kra­ju. Tu­taj two­rzy się kon­spi­ra­cja i ja pana upa­trzy­łem na swe­go naj­bliż­sze­go współ­pra­cow­ni­ka.

Wy­cho­dzi­łem po go­dzi­nie zna­jąc głów­ne oso­by kon­spi­ra­cji, a więc ge­ne­ra­ła Mi­cha­ła Ka­ra­sze­wi­cza-To­ka­rzew­skie­go, Mie­czy­sła­wa Nie­dział­kow­skie­go z Pol­skiej Par­tii So­cja­li­stycz­nej i Le­ona No­wo­dwor­skie­go ze Stron­nic­twa Na­ro­do­we­go. Zre­zy­gno­wa­łem z opusz­cze­nia kra­ju bez dłuż­sze­go na­my­słu, gdyż kon­spi­ra­cja, któ­rej sam my­śla­łem nic o niej jesz­cze nie wie­dząc, bar­dziej mi od­po­wia­da­ła, nie mó­wiąc o tym, że ape­lo­wa­ła do ro­man­ty­zmu obie­cy­wa­ła Wiel­ką Przy­go­dę.

Na żą­da­nie Ra­ta­ja czę­sto go te­raz od­wie­dza­łem, mimo że cią­gle na­tra­fia­łem na ko­goś, kto szu­kał u nie­go rady i wska­zów­ki. Ta­de­usz Stan­kie­wicz nie wró­cił jesz­cze z woj­ny, więc z Han­ką na­ra­dza­li­śmy się, jak zmniej­szyć na­pływ go­ści. Ostrze­ga­łem Ra­ta­ja, że to się może źle skoń­czyć. Roz­ło­żył ręce:

— Prze­cież nie mogę trzy­mać cały dzień za­mknię­tych drzwi.

Któ­re­goś dnia tra­fi­łem na wi­zy­tę księ­cia Ja­nu­sza Ra­dzi­wił­ła. Ra­taj po­znał mnie z nim, mó­wiąc z na­ci­skiem o po­trze­bie kon­tak­tu, co ksią­żę skwi­to­wał wy­mow­nym spoj­rze­niem i uści­skiem dło­ni. Mia­łem te­raz przed sobą dwa pięk­ne mę­skie typy. Ra­taj, syn chłop­ski ze wsi Ra­ta­je i ksią­żę Ra­dzi­wiłł z zam­ku w Oły­ce, a obaj tak po­dob­ni z mę­skiej uro­dy, jak­by wy­bi­ci jed­nym stem­plem. Han­ka twier­dzi­ła, że cała wieś Ra­ta­je cie­szy się po­dob­nym wy­glą­dem.

Wresz­cie 28 li­sto­pa­da 1939 roku bom­ba pę­kła. Na Hożą 14 wpa­dło nad ra­nem ge­sta­po. Sta­li nad Ra­ta­jem, jak się ubie­rał i za­bra­li go bez płasz­cza i dro­bia­zgów. Pierw­sze py­ta­nie samo się na­rzu­ca­ło: czy już od­kry­to gło­wę kon­spi­ra­cji? Od­po­wiedź przy­szła ła­two: za wcze­śnie. Ra­taj aresz­to­wa­ny, gdyż jest zbyt zna­ną, gło­śną i wy­bit­ną oso­bi­sto­ścią.

Han­ka za­czę­ła czy­nić wszel­kie sta­ra­nia, aby przyjść ojcu z po­mo­cą. Nie było in­nej rady, więc po­sta­no­wi­łem ode­grać rolę ad­wo­ka­ta, któ­re­go za­an­ga­żo­wa­ła ro­dzi­na Ra­ta­jów. Ubra­ny sta­ran­nie i z pięk­ną tecz­ką w ręku, po­zu­jąc na Niem­ca, spo­tka­łem się przed gma­chem ge­sta­po w alei Szu­cha z Han­ką i moją żoną Zo­sią i ode­bra­łem od nich pacz­kę dla Ra­ta­ja.

Do bra­my ru­szy­łem pew­nym kro­kiem. Żan­dar­mi stuk­nę­li ob­ca­sa­mi i prze­pu­ści­li bez sło­wa. Do­bry po­czą­tek! Wzię­li mnie za Niem­ca. Po gma­chu wę­dro­wa­łem ja­kąś go­dzi­nę nie­na­ga­by­wa­ny przez ni­ko­go. Czy­ste ko­ry­ta­rze, ruch na nich duży. Ofi­ce­ro­wie i sze­re­go­wi ge­sta­pow­cy w sza­rych mun­du­rach, w ko­szu­lach kha­ki, krę­ci­li się tu i tam z tecz­ka­mi i pa­pie­ra­mi w ręku. Tu żan­dar­mi pro­wa­dzą ja­kie­goś bla­de­go męż­czy­znę ze sto­sem ksią­żek w rę­kach, któ­re z tru­dem dźwi­ga. Ła­pię po dro­dze jego spoj­rze­nie. Ma nie­przy­tom­ne, nic nie­wi­dzą­ce oczy. Wi­dać, że tyl­ko co aresz­to­wa­ny. Tam ja­kaś gru­pa cy­wi­lów z pi­sto­le­ta­mi ma­szy­no­wy­mi w rę­kach, śmie­jąc się gło­śno, wy­cho­dzi z po­ko­ju. W dal­szej wę­drów­ce wi­dzę ję­czą­cą, po­krwa­wio­ną ko­bie­tę z wy­wró­co­ny­mi do góry biał­ka­mi oczy­ma, spro­wa­dza­ną, a wła­ści­wie cią­gnię­tą w dół po scho­dach przez dwóch ge­sta­pow­ców. Na mnie nikt nie zwra­cał uwa­gi. Tra­cę po­wo­li spo­kój i pu­kam do po­ko­ju to tu, to tam i py­tam moim kiep­skim nie­miec­kim, gdzie mógł­bym się do­wie­dzieć o aresz­to­wa­nym Ma­cie­ju Ra­ta­ju. Jed­ni od­po­wia­da­ją uprzej­mie, dru­dzy gbu­ro­wa­to, że to nie tu. Wresz­cie do­sta­łem kart­kę z nu­me­rem po­ko­ju i za­cze­pi­łem na ko­ry­ta­rzu ja­kie­goś nie­dba­le ubra­ne­go star­sze­go cy­wi­la, któ­ry na moje py­ta­nie, jak iść, od­po­wie­dział po pol­sku:

— A o kogo panu cho­dzi?

— O by­łe­go mar­szał­ka Sej­mu Ma­cie­ja Ra­ta­ja.

— Cooo? To pan Ra­taj aresz­to­wa­ny? — dzi­wi się za­śli­nio­ny cy­wil.

Opo­wia­dam co i jak, a wi­dząc, że na­zwi­sko Ra­ta­ja zro­bi­ło na nim wra­że­nie, pro­szę o po­moc.

— A jak się pan tu do­stał? Kto pan jest?

Na moje wy­ja­śnie­nie po­krę­cił gło­wą z po­wąt­pie­wa­niem i za­pro­wa­dził do drzwi z na­pi­sem Schut­zhaft, ni­żej kart­ka z ran­gą SS i na­zwi­skiem Thie­le. Za­pu­kał i na grom­ki od­zew wszedł zgię­ty w ukło­nie. Za chwi­lę drzwi się uchy­li­ły i kiw­nął na mnie pal­cem. Za biur­kiem uj­rza­łem sto­ją­ce­go ofi­ce­ra ge­sta­po ol­brzy­mie­go wzro­stu, któ­ry pa­trzył na mnie ostro i nie­przy­chyl­nie. Twarz przy­stoj­na, rysy re­gu­lar­ne. Jesz­cze dzi­siaj bez tru­du wy­wo­łu­ję ten ob­raz. Wy­ja­śni­łem, o co mi cho­dzi, po­pro­si­łem o do­rę­cze­nie pacz­ki Ra­ta­jo­wi i o wia­do­mość, za co zo­stał aresz­to­wa­ny. Ol­brzym wy­szedł i za chwi­lę wró­cił z kart­ką z kar­to­te­ki w ręku. Z oczy­ma wle­pio­ny­mi w kart­kę krót­ko oświad­czył, że Schri­ft­stel­ler Ma­ciej Ra­taj znaj­du­je się w wię­zie­niu na Dziel­nej, gdzie mogę za­nieść pacz­kę i po­wo­łać się na to, że on, Thie­le, ze­zwa­la na jej do­rę­cze­nie. Usiadł i zro­zu­mia­łem, że roz­mo­wa skoń­czo­na. To jed­nak było za mało, by wró­cić do cze­ka­ją­cej na uli­cy Han­ki, wzią­łem więc na od­wa­gę i za­py­ta­łem:

— Ale za co Ma­ciej Ra­taj jest aresz­to­wa­ny i jak dłu­go to po­trwa?

Thie­le spoj­rzał na mnie pio­ru­nu­ją­cym wzro­kiem, ale nim ryk­nął, już by­łem na ko­ry­ta­rzu. Uprzej­my cy­wil, któ­ry wy­pchnął mnie za drzwi, krzy­czał mi ze zło­ścią wprost w twarz:

— Czyś pan zwa­rio­wał?! Za samo ta­kie py­ta­nie moż­na pójść za kra­tę! Zza drzwi do­la­ty­wa­ło groź­ne mru­cze­nie Thie­le­go. Po­dzię­ko­wa­łem cy­wi­lo­wi, wska­zał mi jesz­cze dro­gę do wyj­ścia, prze­strze­ga­jąc przed zmy­le­niem jej. Za chwi­lę opo­wia­da­łem wszyst­ko dwóm ko­bie­tom, któ­re od paru go­dzin spa­ce­ro­wa­ły po uli­cy, mo­dląc się już tyl­ko o to, bym wró­cił cały. Han­ka na­tych­miast po­szła na Pa­wiak, lecz pacz­ki nie przy­ję­li.

Po paru ty­go­dniach Ra­taj zo­stał zwol­nio­ny. Po po­wro­cie po­in­for­mo­wał mnie o ba­da­niach do­ty­czą­cych wy­łącz­nie jego prze­szło­ści, co wska­zy­wa­ło, że ge­sta­po jesz­cze nie tra­fi­ło na ślad kon­spi­ra­cji. Zło­ży­łem mu spra­woz­da­nie z mo­jej dzia­łal­no­ści pod­ziem­nej i kon­tak­tów z Nie­dział­kow­skim, ge­ne­ra­łem To­ka­rzew­skim oraz puł­kow­ni­kiem Ro­wec­kim i o po­sie­dze­niach naj­wyż­sze­go cia­ła pod­ziem­ne­go, Po­li­tycz­ne­go Ko­mi­te­tu Po­ro­zu­mie­waw­cze­go (PKP), po czym zło­ży­łem na jego ręce moje funk­cje. Ra­taj się z tym nie zgo­dził, gdyż po­sta­no­wił na ra­zie trzy­mać się w re­zer­wie i mnie po­le­cił dal­sze na­le­że­nie do PKP i in­for­mo­wa­nie go o wszyst­kim.

Roz­po­czę­ła się nowa wę­drów­ka na Hożą 14, więc by ją prze­rwać, zmu­si­li­śmy Ra­ta­ja wspól­ny­mi si­ła­mi, z Han­ką i Ta­de­uszem Stan­kie­wi­czem, któ­ry już wró­cił z woj­ny, by się dał mi wy­wieźć jesz­cze nie’skon­fi­sko­wa­nym au­tem ame­ry­kań­skiej fir­my Col­ga­te Pal­mo­li­ve, gdzie by­łem rad­cą praw­nym, do Otwoc­ka, do Za­kła­du św. Jó­ze­fa, by tam się ukrył i wy­po­czął. Ode­tchnę­li­śmy z ulgą, ale na­gle zja­wił się z Kra­ko­wa Wła­dy­sław Kier­nik i za­żą­dał spo­tka­nia z Ra­ta­jem. Za­pro­po­no­wa­łem, że go za­wio­zę do Otwoc­ka, ale się obu­rzył: — Je­śli ja mogę przy­je­chać do Ra­ta­ja z Kra­ko­wa, to on może przy­je­chać do mnie do War­sza­wy z Otwoc­ka.

Nie było na to rady i Ra­taj wró­cił znów na Hożą 14.

Na dzień 30 mar­ca 1940 roku zor­ga­ni­zo­wa­łem jego spo­tka­nie z na­stęp­cą To­ka­rzew­skie­go, Ro­wec­kim — już ge­ne­ra­łem — w moim kon­spi­ra­cyj­nym lo­ka­lu w gma­chu Pru­den­tia­lu. Pierw­szy przy­szedł Ro­wec­ki, a po nim, gdy na pu­ka­nie otwo­rzy­łem drzwi, za­miast Ra­ta­ja zo­ba­czy­łem prze­ra­żo­ną twarz łącz­nicz­ki i usły­sza­łem hio­bo­wą wia­do­mość: — Dziś rano ge­sta­po ob­sa­dzi­ło Hożą od Kru­czej do pla­cu Trzech Krzy­ży i za­bra­li Mar­szał­ka. — I znów na­su­nę­ło się to samo py­ta­nie: czy to od­kry­cie kon­spi­ra­cji, czy daw­na prze­szłość?

Wkrót­ce za­czy­na­ją do­cho­dzić z Pa­wia­ka, gdzie osa­dzo­no Ra­ta­ja, pierw­sze gryp­sy prze­my­ca­ne przez wspa­nia­łych pol­skich do­zor­ców, któ­rych jed­nak­że ge­sta­po już stop­nio­wo za­czę­ło li­kwi­do­wać. Nie dają one wy­raź­nej wska­zów­ki, że od­kry­to udział Ra­ta­ja w kon­spi­ra­cji, ale spra­wa wy­glą­da groź­nie. Wszyst­kie sta­ra­nia o po­moc dla Ra­ta­ja za­wo­dzą, prócz dro­gi na Pa­wiak, któ­ra funk­cjo­nu­je i po­zwa­la na zor­ga­ni­zo­wa­nie cze­goś na kształt wi­dze­nia z Ra­ta­jem.

Umó­wio­ne­go dnia o okre­ślo­nej go­dzi­nie Han­ka i moja żona w jed­nej gru­pie, a ja od­dziel­nie, spa­ce­ru­je­my po Dziel­nej. Na­gle w oknie szpi­ta­la na Pa­wia­ku uka­za­ła się wy­nędz­nia­ła twarz Ra­ta­ja, któ­ry wpa­trzo­ny w cór­kę po­że­rał ją po pro­stu oczy­ma. Han­ka sta­nę­ła na kra­wę­dzi chod­ni­ka i z uśmie­chem zmie­sza­nym ze łza­mi pa­trzy­ła na ojca. Prze­su­ną­łem się obok. Ra­taj mnie za­uwa­żył i dał to po­znać ski­nie­niem gło­wy. Sta­li­śmy na chod­ni­ku z ocza­mi wle­pio­ny­mi w twarz ma­ja­czą­cą za okra­to­wa­nym oknem. Wresz­cie Ra­taj roz­ka­zu­ją­cym ge­stem dał nam znak, że mamy odejść. Od­da­la­my się, ale jesz­cze przez parę chwil wi­dzi­my bla­dą pla­mę twa­rzy za szy­bą. Han­ka po ci­chu łyka łzy. Wi­dzia­ła ojca po raz ostat­ni.

Pew­ne­go dnia przy­szła za­po­wiedź ka­ta­stro­fy. Za­wsze pa­nu­ją­ca nad sobą Han­ka, tym ra­zem za­pła­ka­na i zroz­pa­czo­na dała mi do od­czy­ta­nia gryps. Mała, zmię­ta kart­ka wy­rwa­na z no­te­su, a na niej cha­rak­te­ry­stycz­ne pi­smo Ra­ta­ja. Prze­czy­ta­łem uważ­nie i opu­ści­łem bez­rad­nie ręce. Nie było żad­nej wąt­pli­wo­ści. Ra­taj wie­dział już, że zgi­nie, że­gnał się z cór­ką i zię­ciem na za­wsze i prze­sy­łał im swo­je bło­go­sła­wień­stwo. Nie pró­bo­wa­łem ich na­wet po­cie­szać.

W kil­ka mie­się­cy póź­niej mie­li­śmy już wia­do­mość, że zo­stał roz­strze­la­ny 21 czerw­ca 1940 roku w le­sie, w Pal­mi­rach, ra­zem z Mie­czy­sła­wem Nie­dział­kow­skim, Po­ho­skim, Ku­so­ciń­skim, Woj­na­rem-By­czyń­skim z ZWZ i in­ny­mi.

Epi­log tra­ge­dii Ra­ta­jów ro­ze­grał się w cza­sie Po­wsta­nia War­szaw­skie­go. Któ­re­goś dnia wpa­dła do mego lo­ka­lu łącz­nicz­ka osy­pa­na py­łem wy­bu­chu od stóp do głów. Na twa­rzy wy­pi­sa­ne nie­szczę­ście: — Bom­ba za­sy­pa­ła w piw­ni­cy na Ho­żej Han­kę, Ta­de­usza, dziec­ko i słu­żą­cą Bro­nię!

Po­bie­głem jak wa­riat Kru­czą w kie­run­ku Alei Je­ro­zo­lim­skich. Na­lot jesz­cze trwał, bom­by wa­li­ły jed­na za dru­gą. Skrę­ci­łem w Hożą. Nie była to już uli­ca, tyl­ko pa­gór­ki i doły, w któ­rych sta­ła żół­ta, brud­na woda. Nad ru­ina­mi domu pod czter­na­stym uno­sił się jesz­cze tu­man ku­rzu. Lu­dzie po­kry­ci war­stwą zmie­lo­ne­go przez ci­śnie­nie tyn­ku. Wpa­dłem na scho­dy do su­te­ren. Ko­ry­tarz cały, ale przy wej­ściu do piw­ni­cy jak no­żem uciął. Ścia­na gru­zu, ce­gieł, po­ła­ma­nych de­sek. Za­czą­łem wo­łać: — Han­ka! Ta­de­usz, ode­zwij­cie się! — Od­po­wie­dzia­ło mi spod gru­zów szcze­ka­nie psa. Jego też tyl­ko uda­ło się ura­to­wać. W piw­ni­cy prócz ro­dzi­ny Stan­kie­wi­czów zgi­nę­ło jesz­cze kil­ka­na­ście osób.

W parę lat po śmier­ci Ra­ta­ja, 23 czerw­ca 1946 roku, od­był się w Pal­mi­rach jego po­grzeb. Zwło­ki zo­sta­ły od­na­le­zio­ne już 25 kwiet­nia w zbio­ro­wej mo­gi­le jako dwu­na­ste z rzę­du. Nie miał opa­ski na oczach. Zna­le­zio­no przy nim masę rze­czy: la­skę, port­fel z do­ku­men­ta­mi, przed­wo­jen­ny do­wód oso­bi­sty, bi­let wi­zy­to­wy: „Ma­ciej Ra­taj, Sejm”, li­sty ad­re­so­wa­ne na Hożą 14 i sze­reg dro­bia­zgów. Zwło­ki po­cho­wa­no pro­wi­zo­rycz­nie i do­pie­ro w przed­dzień po­grze­bu prze­ło­żo­no je w mo­jej obec­no­ści do me­ta­lo­wej trum­ny.

Przej­ścio­wym gro­bow­cem ro­dzi­ny Ra­ta­jów sta­ła się Hoża 14, gdzie zwło­ki Han­ki, Ta­de­usza, ich syn­ka Ma­ciu­sia i nia­ni Bro­ni prze­le­ża­ły kil­ka lat, za­nim je spod gru­zów wy­do­był oj­ciec, Ta­de­usz Stan­kie­wicz se­nior. Nie może być chy­ba więk­szej tra­ge­dii, niż oj­ciec grze­bią­cy swe­go syna, sy­no­wą i wnu­ka. Vae vic­tis!

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Sprze­daż książ­ki w In­ter­ne­cie:

Przypisy

[

←1

]

Przed­mo­wa do wy­da­nia Bi­cen­ten­nial Pu­bli­shing Cor­po­ra­tion 1987.

Table of Contents

Od Wy­daw­nic­twa1

Od Au­to­ra

Mar­sza­łek Sej­mu Ma­ciej Ra­taj

Ge­ne­rał Mi­chał Ka­ra­sze­wicz-To­ka­rzew­ski

Ge­ne­rał Ste­fan Ro­wec­ki

Ge­ne­rał Ta­de­usz Peł­czyń­ski

Kon­rad i Ha­li­na Bo­gac­cy

Ma­jor Ja­ni­na Ka­ra­siów­na

Cy­ryl Ra­taj­ski

Je­rzy Mi­cha­lew­ski

Jan Pie­kał­kie­wicz

Jan Sta­ni­sław Jan­kow­ski

Ge­ne­rał Ta­de­usz Bór-Ko­mo­row­ski

Ka­zi­mierz Pu­żak

To­masz Ar­ci­szew­ski

Ka­zi­mierz Ba­giń­ski

Wi­told Ro­ści­szew­ski

Fran­ci­szek Ka­miń­ski

Ma­rian Gieysz­tor

Sta­ni­sław Du­bo­is

Le­szek Ra­abe

Zo­fia Kos­sak-Szczuc­ka

Anie­la Urba­no­wicz

Zo­fia Kor­boń­ska

Sta­ni­sław Kau­zik

Sta­ni­sław Lo­rentz

Jó­zef Stan­kie­wicz

Je­rzy Ler­ski

Jan Kar­ski

Jan No­wak

Ge­ne­rał Le­opold Oku­lic­ki

Puł­kow­nik Jan Rze­pec­ki

Puł­kow­nik Jan Ma­zur­kie­wicz

Przypisy