Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jest wczesny jesienny ranek. Na parkingu koło terenów rekreacyjnych w Skatås przypadkowy przechodzień znajduje poćwiartowane ludzkie szczątki. Ofiarą jest z pozoru zwyczajny ojciec rodziny, który jakiś czas wcześniej zaginął bez śladu w drodze z pracy do domu.
Kilka miesięcy wcześniej policja otrzymała zgłoszenia w sprawie zaginięcia jeszcze kilku mężczyzn, a wkrótce znajduje kolejne poćwiartowane i opakowane w taki sam sposób zwłoki.
Komisarz policji kryminalnej Ingrid Bergman wszczyna śledztwo. Ślady prowadzą w różnych kierunkach, ale z czasem staje się oczywiste, że mężczyźni mordowani są według wcześniej opracowanej listy. Ktoś najprawdopodobniej podjął się wykonania brudnej roboty…
„Brudna robota” to powieść nie tylko o prześladowanych ludziach, ale także o bezsilności, gniewie i zadośćuczynieniu. To również druga książka z serii, której główną bohaterką jest Ingrid Bergman, komisarz wydziału zabójstw policji kryminalnej w Göteborgu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 378
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 9 godz. 47 min
Tytuł oryginału: Slaskjobbet
Przekład z języka szwedzkiego: Wojciech Łygaś
Copyright © Christina Larsson, 2023
This edition: © Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S, Copenhagen 2023
Projekt graficzny okładki: Anna Slotorsz
Redakcja: Witold Kowalczyk
Korekta: Joanna Kłos
ISBN 978-87-0237-988-4
Konwersja i produkcja e-booka: www.monikaimarcin.com
Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe.
Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S
Klareboderne 3 | DK-1115 Copenhagen K
www.gyldendal.dk
www.wordaudio.se
Także tym razem wielkie podziękowania składam
inspektor policji pani Annie Allard
Wreszcie, pomyślał Lennart Ohlsson. Ostatni idiota opuścił teren zakładu.
Ohlsson miał pięćdziesiąt trzy lata i przepracował w tej branży całe życie. Najpierw na wysypisku, gdzie obsługiwał spychacz, potem przez prawie dwadzieścia lat jeździł na śmieciarce. Kiedy zdrowie zaczęło mu szwankować, przyjął propozycję i przeszedł do pracy przy recyklingu śmieci w Sävenäs. W porównaniu z poprzednim zajęciem teraz było lekko i przyjemnie. Od poniedziałku do piątku w zakładzie panował spokój, dzięki czemu zarówno on, jak i jego koledzy zawsze mieli czas na kawę i rozmowy o pierdołach. Jeśli któryś z nich musiał wyjść na godzinę albo dwie, żeby załatwić jakąś sprawę, nikt nie robił z tego problemu. Na dodatek mianowano go kimś w rodzaju brygadzisty i miał pod sobą trzech pracowników. Pewnie dlatego, że tylko jemu mózg normalnie funkcjonował. Tak przynajmniej uważał.
Kenta miał tylko pół mózgu, a praca w firmie stanowiła całe jego życie. Miał do niej wprost fanatyczny stosunek. Na dodatek był niezwykle pracowity, ale na tyle ograniczony umysłowo, że nie potrafił zliczyć do trzech. Pewnie w dzieciństwie ojciec zbyt często bił go po głowie. W końcu Kenta trafił do rodziny zastępczej. Był wysoki i szczupły, miał wąsko osadzone oczy, cienkie wargi i właściwie nie miał brody. Kobiety na pewno za nim nie przepadały. W przeciwieństwie do Kenty on, Lennart, był wysportowany, chociaż miał już początki piwnego brzucha. Gęste, przyprószone siwizną włosy strzygł na jeża, a jego prawdziwą dumę stanowiły wypielęgnowane wąsy. Był przekonany, że kobiety za nimi szaleją. Na myśl o tym uśmiechnął się pod nosem.
Jego dwaj pozostali koledzy, Osborn i Leif, byli w porządku, ale żaden z nich się nie przemęczał. Pracowali razem od tak dawna, że w końcu zaczęli się do siebie upodobniać. Mieli rzadkie włosy, otyłą budowę ciała, przez większą część dnia chodzili z rękami w kieszeni i stale się ze sobą przekomarzali. Mimo to nikt ich nie lekceważył, bo wszystko mieli pod kontrolą, zwłaszcza w soboty, gdy obowiązywała szczególna kontrola przywożonego przez klientów sprzętu. Gdyby zachowywali się inaczej, sami musieliby stanąć przy taśmie, żeby przerzucić zawartość każdego kontenera.
Ciekawe, co ludzie rozumieją przez pojęcie „zakład recyklingu”. Najgorsi są ci, którzy jeżdżą wypasionymi furami, przez pięć dni w tygodniu pracują w eleganckich biurach, a w sobotę zaczynają udawać specjalistów od domowych robót: remontują łazienki albo udzielają się w przydomowym ogródku. Potem zamawiają kontener na odpady, patrzą na zegarki i nagle się okazuje, że jest już kwadrans po czwartej. W tym samym momencie im się przypomina, że zakład jest czynny do piątej, a oni są z robotą daleko w lesie. Wrzucają więc do kontenera wszystko jak leci, bez ładu i składu, a ich żony korzystają z okazji i dokładają do tego stare buty i gazety. W ubiegłą sobotę taki ładunek dotarł do zakładu za dziesięć piąta.
– Człowieku! – zawołał do Kenty mężczyzna, który to przywiózł. Pomachał mu przed oczami banknotem pięćdziesięciokoronowym i powiedział: – Bądź tak dobry i postaraj się to rozładować jak najszybciej, bo strasznie mi się spieszy.
Do diabła z takimi typami.
Bywa też inaczej, bo w soboty przyjeżdżają do nich nie tylko zestresowani faceci w wypasionych furach. Czasem wygląda to tak, jakby właściciele wszystkich willi w Göteborgu chcieli się nagle pozbyć swoich śmieci i odpadów, żeby moc spędzić w spokoju weekend w domu.
Na każdej tablicy informacyjnej przy kontenerach i pojemnikach napisane jest wielkimi literami: GIPS, PRZEDMIOTY ŁATWOPALNE, ŻELAZO I METALE, TEKTURA, BIAŁY SPRZĘT. Mimo to ludzie próbują wrzucać to, co przywożą, do pierwszego z brzegu pojemnika. Trzeba ich więc pilnować tak samo, jak nauczyciel pilnuje swoich uczniów. Najlepszy sposób polega na tym, żeby stanąć na szeroko rozstawionych nogach, skrzyżować ręce na piersiach i obserwować ich poczynania groźnym wzrokiem. Proces recyklingu przebiega wtedy bez zakłóceń.
O tej godzinie brama wjazdowa jest już zamknięta, a na terenie zakładu nie przebywał ani jeden zestresowany właściciel willi, który miałby problemy ze zrozumieniem napisów. Dzisiaj są na dyżurze razem z Kentą i to oni będą sprawdzać zawartość kontenerów, żeby się upewnić, czy wszystko jest w porządku. Potem spokojnie zamkną interes, wrócą do domu i zasiądą przed telewizorami.
Kiedyś doszedł do wniosku, że przebywanie na terenie pustego zakładu, w którym nie ma klientów, to całkiem przyjemna sprawa. Jest cicho i spokojnie jak na cmentarzu, bo wysypiska i zakłady recyklingu właśnie takimi cmentarzami są. Tyle że tu przywozi się niepotrzebne sprzęty i inne rzeczy.
Zawołał Kentę i poszli zrobić obchód: zaglądali do kontenerów i sprawdzali, czy ich zawartość zgadza się z tym, do czego zostały przeznaczone. Czasem znajdywali całkiem fajne rzeczy, na przykład rowery albo meble. W takich sytuacjach wywozili je po cichu i sprzedawali za pośrednictwem działu ogłoszeń w „Göteborgs-Posten”. Kenta znalazł niedawno pudło z różnymi drobiazgami i sprzedał je za dwieście koron jakiemuś Finowi, który urzęduje w weekendy na pchlim targu w Kvibergu. Najlepsze zyski mają z białego sprzętu, czyli z lodówek i zamrażarek. Bez względu na ich wiek sprzedają je za kwotę od dwustu do pięciuset koron. Warunek jest jeden: sprzęt musi być sprawny. Każdą sobotnią zdobycz ładują na krytą przyczepę i bez problemu ją stąd wywożą, bo nikt ich nie sprawdza. Sprawa jest dziecinnie prosta, bo trudno sobie wyobrazić, że któryś z dyrektorów firmy Renova wpadnie na pomysł, by w sobotnie popołudnie kontrolować ich pracę.
Z czasem się przyzwyczaili do tego dodatkowego dochodu, którego nie musieli wykazywać w zeznaniach podatkowych. Podatku też od niego nie płacili. Wiedzieli jednak, że gdyby ktoś się o tym dowiedział, prawdopodobnie straciliby pracę. Ze względu na swój wiek Lennart wolał nawet nie myśleć o ryzyku, na które się narażał. Co on by robił całymi dniami, gdyby tu nie pracował? Odpędził od siebie tę nieprzyjemną myśl i poszedł do magazynu po przedłużacz, żeby na wszelki wypadek sprawdzić, czy lodówki i zamrażarki, które trafiły dzisiaj do zakładu, działają. Prawie zawsze działają, więc w końcu przestało go to dziwić. W dzisiejszych czasach ludzie pozbywają się dosłownie wszystkiego. Kiedyś wyrzucali przedmioty, których nie dało się naprawić, teraz robią to dlatego, że nie podoba im się kolor albo chcą sobie kupić nowy model.
– Popatrz na to – zawołał Kenta, który stał przed otwartą zamrażarką. – Jest pełna żarcia, a wszystko popakowane w eleganckie, białe torebki.
Lennart podszedł do zamrażarki, zajrzał do środka, zdjął rękawicę i zaczął grzebać wśród torebek. Ktoś zadał sobie wiele trudu, żeby tyle ich tam upchnąć.
– Mięso jest nadal zamrożone – powiedział, patrząc na Kentę. Zdziwiony tym, co ujrzał, wyjął zza pasa nóż i przeciął jedno z opakowań na długości sześciu, siedmiu centymetrów. Obejrzał jego zawartość, a potem rozciął trzy kolejne torebki.
– W każdej jest mięso – stwierdził. – Sam zobacz.
– To chyba wieprzowina – odparł Kenta i spojrzał na Lennarta takim wzrokiem, jakby chciał się upewnić, że słusznie rozumuje. – Widać nawet kawałki słoniny
– Jasne, że to wieprzowina. Mamy tu z siedemdziesiąt, osiemdziesiąt kilogramów mięsa. Jakiś idiota zapełnił nim zamrażarkę, a potem ją tu przywiózł i porzucił. Jak myślisz, po co?
– Tego nie wiem, ale coś mi tu nie gra – odparł Kenta i wzruszył ramionami. – Co my z tym zrobimy? Przecież tyle mięsa nie zjemy. Masz jakiś pomysł?
Lennart stał zamyślony i wpatrywał się w zamrażarkę. Po chwili na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
– Masz rację, sami na pewno tego nie zjemy – stwierdził. – Wiem jednak, kogo mogłoby to zainteresować. Znasz mojego brata? Börje dzierżawi staw i prowadzi hodowlę raków. Dla nich taka karma będzie idealna.
Komisarz policji kryminalnej Ingrid Bergman leżała w łóżku i wpatrywała się w długą rysę, która biegła przez cały sufit i przypominała wyglądem stary żylak. Rysa znajdowała się w tym miejscu już wtedy, gdy Bergman kupowała ten dom, ale z każdym rokiem się powiększała, a jej odnogi zajmowały coraz większą powierzchnię sufitu. Z jakiegoś powodu brakowało czasu, żeby się nią zająć. Wszystko inne, co było do naprawienia lub poprawienia w starej willi z przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku, zrobiła, ale rysa na suficie została, jakby chciała przypominać jej o życiu, które toczyło się w sposób monotonny i nieprzewidywalny.
Spojrzała na zegarek: kwadrans po piątej. Zawsze się budzi tak wcześnie. Niedługo będzie musiała wstać.
Wiosną tego roku padła ofiarą napaści. Została uderzona w głowę, straciła przytomność i prawie trzy doby leżała w piwnicy ze związanymi rękami i nogami. Od tamtej pory cierpi na silny ból głowy. Codziennie wieczorem bierze ibuprom i tabletkę nasenną, ale budzi się po trzech, czterech godzinach z łupiącym bólem czaszki. Czasem, żeby znowu zasnąć, bierze dwie dodatkowe tabletki, ale przeważnie sobie odpuszcza i leży, czekając, aż zadzwoni budzik i będzie mogła wstać z łóżka. Lekarz wyjaśnił, że bóle czaszki są skutkiem silnego uderzenia w tył głowy, ale powinna się cieszyć, że nie skończyło się gorzej.
Spojrzała na zegarek: wpół do szóstej. Najgorszy ból minął, więc postanowiła, że pojedzie samochodem do Skatås, odbędzie poranny spacer i dopiero wtedy uda się do pracy.
Elsa Karlsson od dwudziestu trzech lat sprawowała każdego ranka ten sam rytuał. Po śmierci męża wypełniała sobie dni różnymi zajęciami, żeby zabić upływający czas i nie myśleć o samotności. Nie mieli dzieci, więc gdy któregoś dnia Evert przyniósł do domu małego szczeniaka, bez słowa pogodzili się z faktem, że pozostaną bezdzietni, i całą swoją miłość i troskę przelali na psa. Od tamtej pory wstawała za kwadrans szósta, parzyła kawę i wypijała ją przy kuchennym stole, podczas gdy ich jedenastoletni labrador, który wabił się Lufsen, siedział u jej stóp ze smyczą w pysku i czekał, aż wyjdzie z nim na spacer.
Za każdym razem pokonywała z nim tę samą trasę. Wychodziła ze swojego domu w dzielnicy Delsjö, szła do parku Apslätten, skręcała nad jezioro Härlanda, tam schodziła biegnącą długim zboczem ulicą Skatåsvägen, po czym zawracała do swojego domu przy ulicy Havsörnsgatan. Ona też czerpała z tych spacerów prawdziwą radość, bo przecież nie tylko pies ich potrzebował. Takie przechadzki utrzymywały także ją w dobrej formie. Poza tym szybko zauważyła, że nie tylko ona pielęgnowała ten zwyczaj, ponieważ w czasie spacerów często spotykała te same osoby. Niektóre z nich pozdrawiały ją skinieniem głowy, jakby chciały pokazać, że ją poznają. Często widywała wysoką jasnowłosą kobietę, która uprawiała jogging nad jeziorem i zawsze się do niej uśmiechała. Dzisiaj spotkała młodego mężczyznę, który spuścił swojego psa ze smyczy. Zwierzę rzuciło się na Lufsena i go zaatakowało. Mężczyzna od razu je przywołał, ale postępowanie mężczyzny naprawdę ją zdenerwowało. Była tak poirytowana, że rozbolało ją serce. Jeśli ktoś wychodzi z psem, nie powinien puszczać go swobodnie, bo w ten sposób traci nad nim kontrolę. I właśnie to oznajmiła mężczyźnie.
Kiedy wróciła na parking przy centrum rekreacyjnym Skatås, Lufsen zaczął szarpać smycz. Potem stanął w miejscu i nie chciał iść dalej, chociaż starała się go do tego przekonać. Nie lubiła, kiedy się tak zachowywał. Nie chciała, by ktoś sobie pomyślał, że zwierzę jej nie słucha. Rozejrzała się, ale nikogo nie zauważyła, więc tym razem postanowiła pójść na drobne ustępstwo i pozwoliła psu, żeby to on ciągnął ją na smyczy.
Na końcu parkingu stało kilka samochodów. Lufsen skamlał i hałasował tak jak dawniej, kiedy był szczeniakiem, a ona nie wiedziała dlaczego. Nagle zobaczyła zamrażarkę i leżącą na niej reklamówkę. Lufsen coraz mocniej szarpał za smycz, a gdy w końcu dobiegł do zamrażarki, stanął na tylnych łapach i zaczął szarpać reklamówkę. Karlsson jeszcze raz się rozejrzała, żeby sprawdzić, czy ktoś ich nie obserwuje, i zdjęła reklamówkę z zamrażarki. Lufsen ciągle skakał, ujadał i próbował się do niej dobrać.
Zaciekawiona zajrzała do środka.
Bergman oddychała świeżym powietrzem. O tej porze w Skatås zawsze panuje cisza i spokój. Kiedyś przychodziła tu pobiegać, ale po napaści tylko spaceruje. Mimo to sprawiało jej to taką samą przyjemność jak dawniej, gdy uprawiała jogging. Przebywanie na świeżym powietrzu oczyszczało umysł i dodawało jej energii.
Nagle usłyszała krzyk, więc od razu się zatrzymała. Chwilę później krzyk się powtórzył. Starała się ustalić, z którego kierunku dobiega wołanie. Ktoś potrzebował pomocy. Przyspieszyła kroku, a potem zaczęła biec. Po chwili zobaczyła starszą kobietę, która szła przez parking w jej kierunku. Kobieta chwiała się na nogach, machała rękami i patrzyła na nią rozhisteryzowanym, przerażonym wzrokiem.
– Na pomoc! Niech mi pani pomoże! – zawołała ochrypłym głosem. Miała pobladłą twarz, na czoło wystąpiły jej wielkie krople potu. Podeszła do Bergman i wczepiła się palcami w jej ramię. Policjantka chwyciła ją za ramiona.
– Nazywam się Ingrid Bergman i jestem policjantką. Proszę się uspokoić, jest pani bezpieczna. Rozumie pani, co mówię?
Kobieta skinęła głową, ale coraz bardziej wpijała się palcami w jej rękę.
– Co się stało?
Kobieta wskazała drżącym palcem przeciwległą stronę parkingu. Na asfalcie siedział pies, który szarpał reklamówkę.
– Czy to on panią zaatakował?
Kobieta spojrzała na Bergman i pokręciła głową.
– Lufsen… mój pies… to on mnie tam zaciągnął… do zamrażarki. Z trudem utrzymałam go na smyczy. Wprost oszalał. W reklamówce, która tam leży…
Kobieta nie dokończyła zdania, a jej oczy wyrażały pustkę. Nagle chwyciła się za serce i osunęła na ziemię. Bergman położyła ją na boku i wyjęła telefon, żeby wezwać pogotowie i poinformować o zdarzeniu dyżurnego.
Bergman i inspektor policji kryminalnej Viking Johansson w milczeniu obserwowali pracę techników policyjnych. Ich ekipa wykonywała rutynowe czynności na terenie ogrodzonym niebiesko-białą taśmą, która poruszała się wstrząsana mocnymi podrywami wiatru. Co jakiś czas słychać było poirytowany głos Bertila Nilssona. Nikogo to nie dziwiło, bo wszyscy wiedzieli, że jest marudny i lubi robić na przekór innym. Ponieważ jednak był najlepszym specjalistą w swojej dziedzinie, większość osób patrzyła na jego zmienne humory przez palce. Bergman nie mogła się powstrzymać od uśmiechu, widząc, jak Nilsson próbuje utrzymać na prawie łysej czaszce resztki rzadkich włosów.
W pewnej chwili Nilsson zaczął się rozglądać i ją zauważył. Przez kilka sekund ją obserwował, jakby próbował czytać w jej myślach, a potem skinął głową i dał znak, że chce z nią porozmawiać poza terenem ogrodzonym taśmą.
– Zabezpieczyliśmy wyraźne odciski opon samochodu osobowego z przyczepą – powiedział, wskazując palcem brudne jesienne liście, które pokrywały część wyasfaltowanej powierzchni. – Ale ta ludzka stopa… duża i owłosiona… Szczerze mówiąc, w czasie mojej prawie czterdziestoletniej pracy w policji nigdy się z czymś takim nie zetknąłem. Jaki porąbaniec przywozi na parking wypakowaną mięsem zamrażarkę i zostawia na niej reklamówkę z ludzką stopą.
Nilsson spojrzał na Bergman pytającym wzrokiem, a ponieważ nie oczekiwał od niej żadnej odpowiedzi, pokręcił głową.
– Wszystko, co tu znaleźliśmy, zawieziemy do zakładu medycyny sądowej. Niech oni się tym zajmą. Potem spróbujemy ustalić tożsamość właściciela stopy. Zabezpieczyliśmy sporo śladów, niektóre na pewno należą do tych, którzy tu tę zamrażarkę przywieźli.
– Do tych?
– Tak. Ślady pochodzą przynajmniej od dwóch osób, ale w sprawę mogą być zamieszani inni, na przykład kierowca samochodu.
– W takim razie naszym priorytetem jest ustalenie, do kogo ta stopa należy – stwierdziła Bergman. – A co było w zamrażarce? Inne fragmenty ciała?
– Cholera wie.
Słysząc taką odpowiedź, Bergman od razu się zdenerwowała. Zabrzmiało to tak, jakby Nilsson chciał się jej pozbyć. Nie zdążyła jednak skomentować jego zachowania, bo zadzwonił telefon. Odebrała po pierwszym sygnale. Zgłosiła się Nina Hamilton, dzwoniła ze szpitala Östra Sjukhuset.
– Co z tą kobietą? – spytała Bergman.
– Czuje się lepiej, doszła do siebie i jest w stanie rozmawiać, ale mówi chaotycznie.
– Zatem to nie był atak serca?
– Raczej nie. Lekarz stwierdził, że doznała szoku. Chwyciła się za serce i zemdlała.
– Wydobyłaś z niej coś sensownego?
– Tak i nie. Bardzo się niepokoi o swojego psa. To labrador, wabi się Lufsen. Myślę, że łatwiej mi będzie z nią rozmawiać, kiedy się dowie, że z psem wszystko w porządku. Wiesz, co się z nim stało?
– Trzymamy go w klatce na komendzie. Jest pod dobrą opieką.
– To dobrze, na pewno ją to uspokoi. Oddzwonię po następnej rozmowie.
– Okej. O trzeciej odprawa. Byłoby dobrze, gdybyś zdążyła przyjechać.
Bergman odwróciła się do Johanssona, który nadal stał obok niej.
– Czy mógłbyś zwołać całą naszą ekipę na odprawę? Oprócz ciebie i mnie mają na niej być Nina, Malin, Karin i któryś z techników. Ja wracam na komendę, może uda mi się porozmawiać z Tingströmem. Odprawa o trzeciej.
Bergman najpierw głęboko odetchnęła, a potem zapukała do drzwi gabinetu naczelnika. Spodziewała się trudnej rozmowy.
– Proszę – usłyszała. Jeszcze raz głęboko nabrała powietrza i weszła do środka.
– Kogo ja widzę! To ty, Ingrid? Wejdź i siadaj. Wiele się ostatnio działo w Skatås, prawda?
Bergman nie usiadła, tylko stanęła przed biurkiem. Postanowiła przejść do rzeczy bez żadnych wstępów.
– Chciałabym poprowadzić to śledztwo.
Tingström przyglądał jej się przez chwilę badawczym wzrokiem.
– Przede wszystkim usiądź, a ja przyniosę nam kawy.
Policjantka skinęła głową. Domyśliła się, że Tingström chciał zyskać na czasie. Kiedy wrócił, wypił trochę kawy, dwa razy chrząknął i spojrzał jej w oczy.
– Powiedziałaś, że chcesz poprowadzić to śledztwo…
– Tak. Uważam, że przyszedł na to czas. Męczy mnie sytuacja, w której nie mogę wypełniać moich normalnych obowiązków, więc doszłam do wniosku, że powinnam wrócić do czynnej służby.
– Już teraz? Od twojego powrotu ze szpitala minęły dopiero trzy tygodnie. Nie lepiej trochę odpocząć, wrócić do pełni sił? Doznałaś poważnych obrażeń i chyba byłoby lepiej, gdybyś nadal zajmowała się tym, co teraz.
– Siedzenie całymi dniami przy biurku nie jest w moim stylu. Chciałabym poprowadzić śledztwo, bo w tym jestem dobra i najlepiej się w tym sprawdzam. Tak, chcę poprowadzić to konkretne dochodzenie. Uczestniczyłam w nim od samego początku i jestem w nie wprowadzona najlepiej spośród wszystkich.
Tingström uniósł ręce w obronnym geście.
– Jeśli naprawdę czujesz się na siłach, żeby to zrobić, wyrażam zgodę. Proponuję jednak, żebyś je poprowadziła z którymś z naszych komisarzy. Mam na myśli Wennerströma albo Holmberga.
Bergman poczuła, że ból głowy znowu się nasila.
– To ja już wolałabym siedzieć na komendzie i dalej prowadzić te moje śledztwa zza biurka. Nie chce, żeby któryś z nich dzielił się ze mną odpowiedzialnością. Wiem, jak obaj funkcjonują. Żaden z nich nie ustąpi na krok, a ile jest przy tym gadania… Chcę poprowadzić to śledztwo sama i sama zamierzam dobierać sobie współpracowników.
Tingström długo jej się przyglądał.
– Nie traktuj tego jako wotum nieufności. Nie twierdzę też, że jesteś złą policjantką. Chciałem ci tylko dać kogoś do pomocy.
– Rozumiem, ale…
– No dobrze… zróbmy inaczej. Umówmy się na rozmowę w ciągu dnia, a teraz spróbujmy ruszyć z kopyta. Zaczniemy od podsumowania wydarzeń dnia, a potem mi powiesz, w jaki sposób zamierzasz to śledztwo poprowadzić i kogo chcesz sobie dobrać do ekipy.
Bergman zmieniła pozycję na krześle.
– Dziś rano pojechałam do Skatås na spacer. Za dwadzieścia siódma zauważyłam na parkingu starszą kobietę, która wzywała pomocy. Jej pies, który znajdował się około pięćdziesięciu metrów od nas, znalazł reklamówkę. W środku była ludzka stopa, którą ten pies pogryzł. Obok stała zamrażarka. Na razie nie wiemy, czy reklamówka i stopa mają z nią coś wspólnego, ale tak wynikało ze słów tamtej kobiety, która potem zemdlała. Nasi technicy opierają się na tej hipotezie, a kobieta przebywa w szpitalu Östra Sjukhuset. Jest przy niej Nina, która spróbuje ją przesłuchać. Ekipa techników przybyła na miejsce zdarzenia o siódmej dwadzieścia. Nilsson powiedział, że zabezpieczyli trochę śladów, które najprawdopodobniej mają związek z zamrażarką. Przeczucie mi mówi, że może się w niej znajdować reszta ciała. Wkrótce się dowiemy, czy moje przypuszczenia są słuszne. Stopa została wysłana do zakładu medycyny sądowej. Mam nadzieję, że wstępne wyniki badań otrzymamy w ciągu kilku godzin.
– W jaki sposób zamierzasz poprowadzić to śledztwo? – spytał Tingström. – Wygląda na to, że wszystko masz już zaplanowane.
Bergman odetchnęła i też się uśmiechnęła.
– Poleciłam Vikingowi, żeby zwołał ludzi na odprawę. Początek o piętnastej. On i Nina są już wprowadzeni w śledztwo. Chciałbym też mieć na odprawie Malin, Karin i któregoś z techników. Ciebie też zapraszam.
Tingström spojrzał na zegarek i westchnął.
– W takim razie będę się musiał sprężyć. Sprawdzę, czy uda mi się wycofać Malin ze sprawy, przy której teraz pracuje.
– Świetnie – powiedziała Bergman i wstała z krzesła. – Tylko się nie spóźnij.
Tingström się roześmiał i zasalutował.
Przed odprawą Bergman wstąpiła na stołówkę. Kupiła kanapkę, kubek kawy i pojechała na górę. Zastanawiała się nad planem śledztwa. Na razie niewiele wiedziała. Będzie musiała poczekać na raport z zakładu medycyny sądowej i na protokół przesłuchania kobiety, która znalazła reklamówkę. Ważne też będą wyniki pracy techników policyjnych. Zamyślona spojrzała przez okno i zaczęła analizować rozmowę z Tingströmem. Kiedy zgodził się na to, żeby poprowadziła śledztwo, bardzo się ucieszyła. Nie mogła się pogodzić z myślą, że po powrocie ze zwolnienia lekarskiego musi wykonywać papierkową robotę, i to na czas nieokreślony. Czuła na sobie badawcze spojrzenia kolegów z pracy, ale niewielu miało odwagę ją spytać, jak się miewa po ataku szaleńca. Najczęściej spotykała się ze wzruszeniem ramion i słowami „Witaj w pracy”. Zauważyła, że wszystko, co robi i mówi, jest dokładnie analizowane, jakby ludzie nie byli pewni, czy nadal jest tą samą bystrą Ingrid, która potrafiła się ostro odciąć, której nikt nie śmiał nadepnąć na odcisk i która dobrze wiedziała, czego chce. W świecie, w którym większość komisarzy stanowili mężczyźni, ciągle musiała udowadniać, że panuje nad sytuacją. Wiedziała, że nie wolno jej okazać słabości ani popełnić błędu, bo od razu byłaby skończona. Pamiętała, jaki los spotykał kobiety, które dosłużyły się stopnia komisarza, więc bardzo się pilnowała, żeby nie wpaść w tę samą pułapkę. Na korytarzu słychać było kroki i gwar ludzkich głosów, były coraz bliżej sali, w której miała się odbyć odprawa. Bergman głęboko odetchnęła i podeszła do białego flipcharta. Do pokoju wszedł Tingström, a razem z nim Malin Skogsby, Viking Johansson, Karin Falk i Nina Hamilton. Na samym końcu zjawił się Bertil Nilsson. Na widok Bergman rozmowy gwałtownie ucichły.
Chwilę później na korytarzu rozległ się inny dźwięk, a Bergman prawie od razu skojarzyła go z właściwą osobą. Czyżby to był Thomas? Przecież do pracy ma wrócić dopiero w przyszłym tygodniu. A jednak… W drzwiach pojawiła się charakterystyczna postać o wielkiej posturze. Opalony i świeży Alfredsson spojrzał na wszystkich i szeroko się uśmiechnął.
– Witam, witam – zawołał. – A raczej ciao, ciao, jak mówimy we Włoszech.
Jego zaraźliwy śmiech przerwał panującą w sali niezręczną ciszę. Bergman podeszła do niego i podała mu rękę.
– Witaj w ekipie – powiedziała, wykonując zapraszający gest. – Myślałam, że wrócisz dopiero w przyszłym tygodniu. Jak wam poszło na nagraniu?
Alfredsson głośno się roześmiał.
– Super. Ja też was witam. Chcieliście zacząć śledztwo beze mnie?
Bergman uśmiechnęła się i pokręciła głową.
– Nie, takie szczęście chyba nigdy mnie nie spotka. Opowiadaj, jak było we Włoszech. Myślę, że zanim zaczniemy odprawę, możemy ci poświęcić dziesięć minut. Co wy na to?
Przed pójściem na zwolnienie lekarskie Bergman zdążyła udzielić Alfredssonowi półrocznego urlopu, żeby mógł wziąć udział w kolejnej edycji programu „Gladiatorzy”. Alfredsson uczestniczył w nim od wielu lat, a publiczność pokochała bohatera, którego w nim kreował. Bardzo mu się to przydawało w pracy. Ostatni odcinek nagrywany był w rzymskim Koloseum, czyli tam, gdzie dawno temu wszystko się zaczęło.
– Coś takiego… moje koleżanki i moi koledzy są tacy ciekawscy… Niestety, obowiązuje mnie klauzula poufności. Producent zmusił mnie do podpisania stosownego zobowiązania.
Alfredsson zrobił krótką pauzę, uśmiechnął się i kontynuował:
– Musicie grzecznie poczekać na emisję pierwszego odcinka. Telewizja pokaże go za dwa tygodnie. Na razie powiem tylko tyle, że nie przyniosłem wam wstydu. Wprost przeciwnie.
Bergman pokręciła z uśmiechem głową. Thomas nic się nie zmienił. Dobrze wiedziała, że mimo tych zapewnień nie będzie się mógł powstrzymać i w końcu się z czymś zdradzi. Wystarczy tylko poczekać i o nic go nie pytać, a sam zacznie im opowiadać o tym, co przeżył. Skorzystała więc z okazji i zmieniła temat:
– No cóż, ponieważ Thomas jak zwykle nie może uchylić rąbka tajemnicy ani opowiedzieć nam o nagraniu, zaczynamy spotkanie.
Na początek zreferowała przebieg porannych wydarzeń i zwróciła się do Niny Hamilton:
– Jak poszło przesłuchanie? Udało ci się porozmawiać z kobietą, która znalazła reklamówkę?
Hamilton skinęła głową i otworzyła notatnik, w którym zapisała treść rozmowy.
– Wspomniana kobieta codziennie rano idzie z psem na spacer. Za każdym razem wychodzi o tej samej porze i pokonuje tę samą trasę. Dzisiaj pies zachowywał się inaczej niż zwykle. Ciągnął za smycz z taką siłą, że zmusił swoją właścicielkę, żeby poszła za nim. Zaciągnął ją na lewą stronę parkingu, a kiedy zwietrzył zamrażarkę, prawie oszalał. Kobieta podkreślała, że nigdy nie pozwala mu chodzić własnymi drogami, ale dzisiaj pies się uparł, więc postanowiła zrobić wyjątek. Teraz szczerze tego żałuje, bo gdy zajrzała do reklamówki, ujrzała w niej ludzką stopę. Pies skakał wokół reklamówki i w końcu ją rozerwał, a kobieta uciekła i zaczęła wołać o pomoc. Więcej nie pamięta.
– Zeznała, że spaceruje tam codziennie… A spytałaś ją, czy widziała tam tę zamrażarkę wcześniej?
– Zrobiłam to, ale odparła, że nigdy nie była po tamtej stronie parkingu. Gdyby jednak zamrażarka tam stała, na pewno by jej nie zauważyła.
Do rozmowy włączył się Nilsson.
– Jak już wspomniałem, na miejscu zdarzenia zabezpieczyliśmy ślady opon. Jesteśmy prawie pewni, że należały do pojazdu, który przywiózł tam zamrażarkę. Ślady zachowały się na liściach i w glinie. Na tym etapie zaryzykuję stwierdzenie, że odciski pozostawiono zaledwie kilka godzin wcześniej. Nie jestem jednak na sto procent pewien, czy rzeczywiście należały do pojazdu, którym przyjechała zamrażarka, ale myślę, że nietrudno nam będzie znaleźć osoby będące w stanie zeznać, o której te rzeczy tam trafiły.
– Co masz na myśli? – spytała Bergman.
– Pewnie nie znajdziemy ani jednego świadka, który widział, jak ktoś wyładowywał zamrażarkę i reklamówkę na parkingu, ale jest wiele osób, które chodzą tam na spacery albo uprawiają biegi rekreacyjne. Być może ktoś nam powie, o której godzinie tych rzeczy tam jeszcze nie było.
– Musimy się skontaktować z właścicielami samochodów, które dziś rano stały na parkingu.
– Już się tym zająłem – odparł Johansson, machając kartką. – Mam nawet ich imiona i nazwiska. Zacząłem już porównywać numery ich wozów z rejestrem samochodów w wydziale komunikacji i po odprawie zamierzam to dokończyć.
– Świetnie. W takim razie wyślemy na parking kilku naszych ludzi, żeby porozmawiali z właścicielami samochodów, które tam parkują, z osobami, które przychodzą tam na spacer ze swoimi psami, a także z tymi, którzy uprawiają tam jogging albo przychodzą pograć we frisbee. Wydaje mi się, że do parkingu i ścieżki, która prowadzi do Apslätten, przylega też kilka boisk do gry w koszykówkę. Porozmawiamy ze wszystkimi osobami, które tam bywają, żeby zakreślić ramy czasowe, w których zamrażarka i reklamówka mogły trafić na parking. Takich świadków jak pani… jak ona się nazywa?… Elsa Karlsson… jest wielu. Interesują nas głównie te osoby, które przychodzą tam każdego dnia mniej więcej o tej samej porze.
– Nie mam na dzisiaj żadnych planów, więc mogę się tym zająć – zgłosił się Alfredsson. – Wprawdzie miałem wrócić do pracy dopiero w przyszłym tygodniu, ale chętnie zacznę już dziś.
Bergman uniosła kciuk.
– Świetnie, w takim razie weź sobie do pomocy Malin.
Potem odwróciła się do Nilssona i spytała:
– Dostałeś jakieś wieści z zakładu medycyny sądowej? Mają już coś konkretnego?
– Owszem. Poszedłem tam z Bobergiem, który nadal tam jest. Mieliśmy szczęście, bo zajęto się naszą sprawą od ręki. Stopa ma rozmiar czterdzieści pięć i najprawdopodobniej należała do mężczyzny. Pokażę wam kilka zdjęć.
Nilsson otworzył stojącą obok krzesła torbę i wyjął z niej plik kolorowych fotografii.
– Spójrzcie – powiedział, rozkładając je na stole. Wszyscy pochylili się w milczeniu nad zdjęciami, które przedstawiały rozerwaną reklamówkę i ludzką stopę. Znalezisko zostało sfotografowane z różnych ujęć. Stopa była pogryziona, ale i tak było widać, że jest gęsto owłosiona i pokryta licznymi żylakami. Paznokcie były długie i żółte.
Bergman poczuła, że robi jej się niedobrze. Dopiero po chwili zauważyła, że na zdjęciach nie było ani jednej kropli krwi.
– Dlaczego tam nie ma krwi? – spytała. – Czy to znaczy, że zanim stopa trafiła do reklamówki, ktoś ją dokładnie wyczyścił?
Nilsson przyglądał się zdjęciu przez kilka sekund, poprawił muchę, którą zawsze wkładał do koszuli, przygładził długie, ale rzadkie włosy i spojrzał na Bergman.
– Czy ktoś ma jakąś lepszą koncepcję niż Ingrid?
Bergman poczuła, jak wzbiera w niej złość. Chciała ostro odpowiedzieć, ale ugryzła się w język. Nie ma sensu wszczynać kłótni, bo na Nilssonie i tak nie zrobiłoby to żadnego wrażenia. Dalej wypowiadałby się w tak złośliwy sposób albo zrobiłby to, co mu się często zdarzało: wyszedłby z pokoju. Gdyby nie był najlepszym technikiem policyjnym w mieście, już wiele lat temu by go stąd pogoniła. Nikt się nie odezwał, więc Nilsson pochylił się nad stołem i oznajmił cichym głosem:
– Moim zdaniem istnieje tylko jedna odpowiedź na pytanie, które zadała nam Ingrid. Osoba, która amputowała stopę, najpierw upuściła z ciała krew.
– Co masz na myśli? – spytała Hamilton.
– W każdej rzeźni obowiązuje określona kolejność: zwierzę jest najpierw zabijane, a potem upuszcza się z niego krew, żeby usunąć ją z mięsa. Wiąże się to ze sposobem konserwacji i ma wpływ na późniejszy smak. Kiedy tusza trafia do ćwiartowania, krwi już w niej nie ma. Podobnie musiało być z amputowaniem tej stopy. Inna możliwość jest taka, że osoba, która to zrobiła, najpierw wykonała tuż nad miejscem amputacji coś, co nazywamy zastojem żylnym, żeby upuścić krew jedynie z dolnej części nogi. Sama amputacja została wykonana w sposób w pełni profesjonalny. Sprawca wykonał cięcie wokół golenia i łydki, jakieś pięć centymetrów nad kostką, a potem precyzyjnym uderzeniem ją odrąbał. To nie było dzieło amatora, tylko sprawnie i perfekcyjnie wykonany zabieg.
– Czy mógłbyś nam powiedzieć coś więcej o tym, w jakim stanie stopa jest obecnie? – spytała Bergman.
Nilsson wzruszył ramionami.
– Na to musimy ze dwa dni poczekać.
– A zamrażarka? Czy ktoś się nią zajął?
Nilsson znowu wzruszył ramionami.
– Logicznie rzecz ujmując, powinno tak być, ale dla zakładu medycyny sądowej priorytetem jest stopa. Odezwą się, jeśli będą mieli coś do przekazania.
– To mi nie wystarczy. Powinniśmy jak najszybciej ustalić, czy zamrażarka i stopa są ze sobą powiązane. Oba badania powinny być wykonane równolegle.
Bergman wyjęła telefon, żeby zadzwonić do zakładu medycyny sądowej. Po kilku sygnałach zgłosił się automat z informacją, że o tej porze nikt nie pracuje. Zadzwoniła więc do Olofa Hanséna, zastępcy naczelnika oddziału i lekarza medycyny sądowej, ale on też nie odebrał. Nagrała zatem swoje nazwisko i numer telefonu i poprosiła o szybki kontakt.
– Cholera! – powiedziała zdecydowanym tonem. – Musimy wiedzieć, czy w zamrażarce znajduje się reszta ciała. Wystarczyło podnieść pokrywę i zajrzeć do środka. Przecież to wielka różnica, czy mamy do czynienia z głupim dowcipnisiem czy z rzeźnikiem, który ćwiartuje swoje ofiary. Gdybyśmy brali pod uwagę wygląd stopy i to, że została amputowana w tak profesjonalny sposób, moglibyśmy dojść do wniosku, że do amputacji doszło ze względów medycznych. Potem ktoś, kto pracował w szpitalu i miał specyficzne poczucie humoru, wszedł w posiadanie odciętej stopy, włożył ją do reklamówki i zostawił na parkingu w Skatås. Takie rzeczy już się zdarzały. To, że zamrażarka też tam była, nie musi oznaczać, że ma cokolwiek wspólnego ze stopą.
Bergman czuła, jak ból głowy staje się coraz bardziej intensywny.
– Nino, podzwoń po szpitalach, które przeprowadzają takie zabiegi na terenie Szwecji, i popytaj trochę.
– Okej.
– Zostawmy na razie stopę i zamrażarkę i skupmy się na tym, jak odnaleźć właściciela odciętej kończyny. Karin, przejrzyj rejestr osób zaginionych, może coś znajdziesz. Jutro przed południem pojadę do zakładu medycyny sądowej, żeby sprawdzić postęp prac w naszej sprawie.
Bergman spojrzała na zegarek i ku swemu zaskoczeniu stwierdziła, że jest już za kwadrans piąta.
– Następna odprawa jutro o trzynastej. Jakieś pytania?
Rozejrzała się po sali, ale nikt się nie odezwał.
– W takim razie widzimy się jutro rano, chyba że pojawią się jakieś nowe fakty. Jeśli ktoś będzie chciał się ze mną skontaktować, dzwońcie na komórkę.
Po odprawie Bergman poszła do swojego pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Miała ochotę zostać dłużej, żeby porozmawiać z Alfredssonem, ale rozbolała ją głowa. Ból był tak silny, jakby zaraz miał jej rozsadzić czaszkę. Drżącymi dłońmi wyjęła kilka tabletek przeciwbólowych i połknęła je bez popijania. Potem usiadła przy biurku, oparła się plecami o fotel i zamknęła oczy. Musi poczekać, aż tabletki zaczną działać. Minutę później ktoś zapukał do drzwi i do pokoju – nie czekając na zaproszenie – wszedł Tingström. Bergman wyprostowała się w fotelu, żeby zrobić na naczelniku korzystne wrażenie. Tingström popatrzył na nią badawczym wzrokiem i zamknął za sobą drzwi. O co mu chodzi, zastanawiała się Bergman.
– Siadaj – powiedziała, po czym wstała z fotela i otworzyła okno.
– Jesteś pewna, że poradzisz sobie z tą sprawą? – spytał Tingström, gdy Bergman wróciła za biurko. – Szykuje nam się wielowątkowe śledztwo.
Bergman zamierzała odpowiedzieć mu opryskliwie, ale się pohamowała. Wiedziała, że nie powinna okazywać żadnych oznak słabości, tylko zachowywać się tak, jakby wszystko było w całkowitym porządku.
– Co masz na myśli? Uważam, że odprawa przebiegła całkiem dobrze. W obecnej sytuacji i mając tak małą liczbę danych, więcej zrobić się nie da.
– Nie o to mi chodzi. Nie zamierzam krytykować cię z powodu odprawy ani sposobu, w jaki prowadzisz śledztwo. Martwię się tylko o twoje zdrowie i trochę się boję, czy wytrzymasz tempo. Ludziom zdarzają się ciężkie chwile, a to, że padłaś ofiarą napaści, może mieć dla ciebie długofalowe konsekwencje. Wiem, o czym mówię. Czy głowa nadal cię boli? Potrafisz się skoncentrować? Śledztwo, którego się podjęłaś, wygląda na trudne i skomplikowane.
– Ból głowy nie jest już tak dokuczliwy – skłamała policjantka. – Wprawdzie lekarz powiedział, że przez pewien czas bóle będą wracać, być może nawet do końca życia, ale nie zamierzam siedzieć bezczynnie z założonymi rękami. Jak często mam cię informować o aktualnym stanie śledztwa?
Tingström roześmiał się i pokręcił głową.
– Może to być trudne, bo nigdy nie ma cię tam, gdzie człowiek się ciebie spodziewa. Myślę, że możemy się umówić na kilkuminutowe spotkania każdego ranka i parę minut po południu. Musisz mi jednak obiecać, że jeśli sprawa cię przerośnie, powiesz mi o tym. Zgoda?
– Obiecuję – odparła Bergman i krzywo się uśmiechnęła.
– Okej, w takim razie nie będę ci dłużej przeszkadzał.
Kiedy naczelnik wyszedł z pokoju, Bergman rozsunęła papiery na biurku i zwymiotowała. Ból głowy był straszny, a tabletki, które połknęła przed kilkoma minutami, nie przyniosły jej ulgi. Musi zacząć zażywać coś mocniejszego. Zebrała wszystkie dokumenty związane ze śledztwem i włożyła je do aktówki. Pora wracać do domu.
Obudziła się gwałtownie i automatycznie spojrzała na budzik. Wpół do dziewiątej. Chyba zasnęła. Po powrocie do domu wzięła jeszcze dwie tabletki od bólu głowy i położyła się na kanapie, żeby trochę odpocząć. Ostrożnie się uniosła i zakręciło jej się w głowie, jakby była pijana. Ból rozsadzający nieco zelżał, ale nadał się ćmił, a na dodatek zrobiło jej się niedobrze. Poszła wziąć prysznic i długo stała pod strumieniem ciepłej wody, dzięki czemu uczucie zmęczenia znikło, a potem ustąpił nawet ból głowy. Postanowiła zachować spokój i niczym się nie przejmować. W końcu zrozumiała, że musi oszczędzać siły i wsłuchiwać się w głos organizmu. Dzięki temu przestanie ją boleć głowa, a Tingström nie będzie miał podstaw do obaw. Nie wolno jej do tego dopuścić. Po wyjściu spod prysznica włożyła dres, poszła do kuchni, zaparzyła sobie herbaty i przygotowała dwie kanapki z szynką. Wreszcie czuła się dobrze, ogarnęła ją przyjemna fala, a nawet poczuła się tak, jakby wróciła ta dawna Ingrid. Po raz pierwszy od wielu miesięcy nie bolała jej głowa, a na myśl o śledztwie przepełniała ją energia. Przyniosła teczkę z aktami śledztwa, ale nie zdążyła się w nie wczytać, bo zadzwonił Alfredsson. Policjant poinformował ją, że znalazł świadka, który widział, jak ktoś zostawiał na parkingu zamrażarkę. W związku z tym poprosił ją, żeby przyjechała do siedziby klubu Gårda BK w Skatås.
Szesnaście minut później Bergman stanęła na parkingu w Skatås, wysiadła z wozu i zaczęła szukać wymienionego przez Alfredssona budynku, który przypominał wiele innych zabudowań klubowych. Był niski, podłużny, pomalowany na kolor ciemnobrązowy. Przy wejściu wisiały różne tabliczki, ale w panujących ciemnościach ich treść była prawie nieczytelna. Latarnie też niewiele mogły pomóc, bo świeciły zbyt słabo. Nagle Bergman usłyszała, jak ktoś ją woła po imieniu:
– Ingrid!
Odwróciła się i ujrzała Alfredssona. Policjant stał przy wejściu do budynku i machał do niej ręką. Bergman dała mu znak, że go zauważyła, a on ruszył w jej kierunku.
– Ależ mamy szczęście – zaczął. – W środku czeka facet, nazywa się Anders Hultman. Twierdzi, że widział, jak wczoraj w nocy ktoś przywiózł na parking zamrażarkę.
– Przesłuchałeś go?
– Na razie spisałem tylko jego dane osobowe, bo pomyślałem, że będziesz chciała być obecna przy przesłuchaniu.
– Słusznie – odparła z uśmiechem Bergman.
Chciała wejść do środka, ale w tej samej chwili z budynku wyszedł ciemnowłosy, mniej więcej czterdziestoletni mężczyzna w sportowym dresie. Stanął przed drzwiami, rozejrzał się i pomachał im na powitanie. Bergman od razu do niego podeszła.
– Nazywam się Ingrid Bergman i jestem komisarzem policji kryminalnej. Czy możemy wejść i porozmawiać?
– Oczywiście. Proszę pójść za mną.
Przez chwilę szli w milczeniu, aż weszli do jednego z pomieszczeń i usiedli przy stole. Bergman poprosiła Alfredssona, żeby notował przebieg rozmowy.
– Dowiedziałam się od obecnego tu inspektora Alfredssona, że pan widział, jak w nocy ktoś zostawił na parkingu zamrażarkę. Czy to prawda?
– Tak. Na początku się nad tym nie zastanawiałem, bo było późno i spieszyło mi się do domu. Być może powinienem był zadzwonić na policję, ale byłem zmęczony, mając za sobą długi dzień. Być może powinienem był podejść i zwrócić temu człowiekowi uwagę, że to nie jest wysypisko śmieci, ale nie chciałem wsadzać nosa w nie swoje sprawy.
– O której to było godzinie?
– Wpół do czwartej.
– Co pan tu robił o tej porze?
– Nasz klub odnajmuje ten budynek na różne uroczystości. Wczoraj wieczorem jeden z klientów świętował tu dwudzieste urodziny. Trochę się bałem, że może dojść do jakiejś rozróby, bo to byli młodzi ludzie. Każdy chyba słyszał o imprezach, które są reklamowane w mediach społecznościowych. Ni stąd, ni zowąd zjawia się trzysta osób, które wchodzą na imprezę i zostawiają po sobie połamane meble. Myślałem też o innych pomieszczeniach klubowych, które znajdują się na tym terenie. Nie chcę, żeby ktoś nam popsuł dobrą reputację.
– Wspomniał pan, że to było wpół do czwartej – weszła mu w słowo Bergman.
– Owszem. Przyjechałem po trzeciej, żeby sprawdzić, jak wygląda sytuacja. Na szczęście nic złego się nie stało. Wynajmujący zdążyli nawet po sobie posprzątać, całe pomieszczenie zostawili w należytym stanie. Właściwie nie musieli robić tego nocą, bo istnieje zasada, że lokal powinien być wysprzątany i oddany do godziny piętnastej następnego dna. Wynajmujący oddaje nam klucz, a my zwracamy mu depozyt. Oczywiście pod warunkiem, że wszystko jest w porządku.
– O wpół do czwartej… – powtórzyła Bergman.
– Tak, przepraszam. Jestem trochę zdenerwowany i za dużo gadam. Tak więc przyjechałem tu po trzeciej w nocy, wszedłem do budynku i stwierdziłem, że wszystko jest w porządku. Poszedłem więc do samochodu, żeby wrócić do domu. W pewnej chwili zobaczyłem, jak na parking wjeżdża nieoświetlony wóz z przyczepą. Przez chwilę stałem i go obserwowałem. Kiedy ktoś widzi taki pojazd w środku nocy, zaczyna go to zastanawiać, zwłaszcza gdy wóz ma wyłączone światła.
Mężczyzna spojrzał na Bergman, jakby szukał u niej potwierdzenia. Policjantka zachęciła go skinieniem głowy, żeby mówił dalej.
– Samochód kilka razy objechał parking, jakby kierowca czegoś szukał, a potem zatrzymał się w jego lewej części, która znajduje się najdalej. Muszę przyznać, że trochę mnie to zafrapowało, więc podszedłem bliżej, żeby sprawdzić, co się tam dzieje. Z wozu wysiadło dwóch facetów. Rozwiązali sznur, którym zamrażarka była obwiązana, i przeładowali ją na taczkę. Zabrało im to kilka minut. Potem wsiedli do wozu i powoli odjechali Skatåsvägen. Tam włączyli światła i dodali gazu.
– Widział ich pan?
– Tak bym tego nie określił. Stałem w pewnej odległości, na skraju lasu, a tam, gdzie stał samochód, było ciemno.
– Jaki to był samochód?
– Volvo XC siedemdziesiąt, szary metalik. Tak mi się wydaje.
– Tak się panu wydaje?
– Na pewno był to model o nazwie Cross Country. Koloru lakieru nie jestem pewien.
– Sprawdzimy, w jakich kolorach ten model jest produkowany. Zapamiętał pan numer rejestracyjny?
– Nie, bo było ciemno, ale jestem na sto procent pewien, że to był diesel.
Co za pamięć, pomyślała Bergman. Szkoda, że nie wszyscy świadkowie są tacy spostrzegawczy.
– Czy może pan opowiedzieć coś więcej o tym samochodzie?
Hultman pokręcił przecząco głową.
– Szkoda. W takim razie porozmawiajmy o przyczepie. Czy mógłby ją pan opisać?
– No cóż, zwykła jednoosiowa przyczepa z napisem STATOIL.
Bergman nie wiedziała, co powiedzieć, więc tylko skinęła głową. Dzięki tym szczegółom nietrudno będzie dotrzeć do osoby, która wynajęła przyczepę na którejś ze stacji benzynowych znanej sieci.
– Proponuję, żebyśmy przeszli na parking. Proszę nam pokazać, gdzie pan stał i gdzie parkował tamten samochód z przyczepą.
Hultman zgasił światła i zamknął drzwi na klucz. W milczeniu przeszli na odległy o sto metrów parking.
– Mój wóz stał tutaj, a samochód, z którego dwaj faceci wyładowali zamrażarkę, tam.
– W takim razie przejdźmy w tamto miejsce. Proszę je dokładnie wskazać i szczegółowo opowiedzieć, co pan zapamiętał.
Wolnym krokiem ruszyli na drugi koniec parkingu. Hultman chciał coś powiedzieć, ale zrobił taką minę, jakby się wahał.
– Jak już powiedziałem, było dosyć ciemno. Zobaczyłem dwóch mężczyzn, mniej więcej po pięćdziesiątce. Wszystko odbyło się dosyć szybko. Rozwiązali sznury, wyładowali zamrażarkę i postawili ją na ziemi.
Hultman zatrzymał się i wskazał ręką.
– Wydaje mi się, że to było tutaj.
Bergman spojrzała na Alfredssona i skinęła głową. Anders Hultman pokazał właściwe miejsce.
Alfredsson wszedł do pokoju Bergman, usiadł na krześle, położył nogi na jej biurku, oparł się plecami o krzesło, założył ręce za głowę i zadowolony z siebie szeroko się uśmiechnął.
– Całkiem dobry świadek, nie sądzisz?
– Owszem, a do tego wiarygodny. Teraz trzeba obdzwonić stacje należące do Statoila, żeby sprawdzić, kto w ciągu ostatniej doby wypożyczył przyczepę, a potem zajrzymy do rejestru pojazdów. Zostaniesz w biurze czy wracasz do domu?
Alfredsson zdjął nogi z biurka i pochylił się do przodu.
– Halo… chyba zapomniałaś, z kim rozmawiasz. Nie było mnie w pracy od wielu miesięcy i taka sytuacja zaczyna mnie nudzić. Zaczynam się bać, że jeśli szybko nie znajdę jakiegoś zajęcia, popełnię przestępstwo. Oczywiście, że zostanę. Od czego mam zacząć?
Bergman nie mogła się powstrzymać od uśmiechu.
– Powinieneś wiedzieć, że bardzo się cieszę z twojego powrotu.
Alfredsson też się uśmiechnął i zrobił zarozumiałą minę.
– Ja też się cholernie cieszę, że cię widzę.
– W takim razie radość jest obopólna. A teraz bierzemy się do roboty. Zobaczymy, czego się dowiemy.
Trzy godziny później dysponowali listą wszystkich przyczep, które w ciągu pięciu ostatnich dób zostały wypożyczone na stacjach Statoil w promieniu stu pięćdziesięciu kilometrów od Göteborga. Bergman spojrzała na zegarek. Wpół do trzeciej, środek nocy. Czuła, że za chwilę silny ból znowu rozsadzi jej głowę.
Pora wracać do domu. Jutro też jest dzień.
Wchodząc do budynku, w którym mieścił się zakład medycyny sądowej, Bergman zastanawiała się nad wydarzeniami poprzedniego dnia. Zapomnieli zapytać Hultmana, czy przy zamrażarce zauważył reklamówkę z logo sieci ICA. Szkoda, ale nie przyszło jej to do głowy. Może ktoś przyniósł ją później? Czy zamrażarkę i reklamówkę coś łączy? Zeznania Hultmana bardzo ją ucieszyły. Miała nawet nadzieję, że w ciągu doby zdołają ustalić właściciela samochodu, który wypożyczył przyczepę. Jeśli jednak zamrażarki i reklamówki nic nie łączy, ustalą tylko jedną rzecz, a mianowicie kto przywiózł zamrażarkę na parking. Tyle że to tylko zwykłe wykroczenie. Ludzie wywożą do lasów mnóstwo śmieci i odpadów, bo nie chce im się pojechać na wysypisko albo do zakładu recyklingu. Energicznie zaczęła masować skronie. Ból, który dokuczał jej nocą, trochę zelżał, bo przed snem wzięła dwie tabletki. Mimo to w głowie nadal jej huczało. Spała tylko dwie godziny i to też przez to rozbolała ją głowa. Weź się w garść, kobieto, pomyślała, pukając do drzwi pokoju Hanséna.
– Proszę, proszę… Ingrid Bergman. Dawno cię nie widziałem. Co u ciebie? Przed chwilą odsłuchałem twoją wiadomość. Chciałaś ze mną porozmawiać?
– Owszem. Wróciłam i tyram jak dawniej. Co u ciebie?
Hansén rozejrzał się po biurku, na którym leżały teczki, skoroszyty i stosy kartek.
– Wszystko po staremu. Dotknęła nas redukcja personelu, więc mamy opóźnienia, a papierów stale przybywa. Na szczęście udaje nam się w nich nie utonąć, bo jak zwykle wykonujemy naszą codzienną robotę. Wygląda na to, że nie możemy się bez niej obejść. To pewne jak amen w pacierzu.
– U nas to samo – stwierdziła z uśmiechem Bergman, ale zaraz spoważniała. – Przyszłam z tobą porozmawiać, bo mamy pilną sprawę. Wczoraj przekazaliśmy wam do analizy ludzką stopę i zamrażarkę. Wiem, że stopą już się zajęliście, ale musimy wiedzieć, czy istnieje między nimi jakiś związek.
– Niech to diabli! – zawołał spontanicznie Hansén. – Sprawdzę w komputerze, komu przydzielono tę sprawę.
Bergman czekała w milczeniu. To dobrze, że Hansén jest świadom powagi sytuacji. Istnieje nadzieja, że nada tej sprawie wysoki priorytet.
– Sprawą zajmuje się Karlsskog. Jest kwadrans po siódmej, powinien już być w pracy – stwierdził, patrząc na zegarek. Spojrzał Bergman w oczy i dodał: – Zaraz z nim porozmawiamy, ale najpierw sprawdzę coś w papierach. Zamrażarka… teczka musi leżeć na wierzchu… Dziwne, ale chyba doszło do nieporozumienia. Sprawdzę, czy ktoś jest wolny i czy będzie mógł się tym zająć.
Kilka razy stuknął w klawiaturę i spojrzał na Bergman zrezygnowanym wzrokiem.
– Wygląda na to, że wszyscy są zawaleni pracą… Pogadam z Karlsskogiem i sprawdzę, czy nie mógłby wziąć także tej sprawy.
Trzynaście minut później oboje zajęli miejsca przy stole sekcyjnym ze stali nierdzewnej, przy którym pracował Ingemar Karlsskog z asystentką. Przed nimi leżała ludzka stopa znaleziona na parkingu.
– Pobraliśmy próbki DNA, żeby określić płeć i sprawdzić, czy uda nam się stwierdzić tożsamość osoby. Właściciel stopy cierpiał na artretyzm i miał niewłaściwą cyrkulację krwi w stopie. Niestety została poważnie zanieczyszczona przez psa, który ją pogryzł, więc nie udało nam się znaleźć żadnych odcisków palców. Były za to ślady czegoś, co przypomina okruchy chleba, ale więcej będę wiedział po przeprowadzeniu kilku analiz. Podejrzewamy, że to właśnie okruchy pieczywa, bo znaleźliśmy je w tej samej reklamówce ze sklepu spożywczego, w której leżała stopa. Ustaliliśmy też, że stopa była przez pewien czas zamrożona.
Bingo, pomyślała Bergman. Hansén potarł nos i przez chwilę myślał o tym, co właśnie usłyszał.
– Odłóżcie wszystko, co się wiąże ze stopą, i zajmijcie się zamrażarką – polecił. – Niewykluczone, że są jakoś powiązane.
Alfredsson siedział przed komputerem. Oczy szczypały go od niewyspania i w pewnej chwili poczuł, że musi zrobić przerwę. Wyszedł więc na korytarz, żeby przynieść sobie kawę. Bergman zleciła mu trudne zadanie: miał sprawdzić, kto wypożyczał przyczepy samochodowe. Wczoraj wpadł na komendę, żeby po długiej nieobecności w biurze przywitać się ze wszystkimi i odświeżyć kontakty, odpowiedzieć na kilka pytań związanych z występem w „Gladiatorach” i podtrzymać zainteresowanie tym, czym się przez ostatnie pół roku zajmował. Po powrocie z Włoch nawet nie zdążył się rozpakować. Powinien posprzątać mieszkanie i zrobić zakupy, bo lodówka była pusta, a przede wszystkim włączyć pranie, bo nie miał się w co ubrać. Poza tym obiecał odwiedzić mamę. Ciekawe, czy będzie na niego krzywo patrzeć. Dobrze wiedział, jakimi powita go słowami.
Do pracy powinien wrócić dopiero w przyszłym tygodniu, ale przyszedł na komendę i teraz tu ślęczy, bo kiedy ujrzał Ingrid, poczuł, że innej decyzji nie może podjąć. Bergman znacznie schudła i wyglądała na wyczerpaną. Domyślał się, że powrót do pracy po tym, co się stało, kosztował ją wiele wysiłku. Przez lata pracy poznał ją na tyle dobrze, że od razu zauważył, jak bardzo się ucieszyła, gdy zaoferował jej pomoc i obiecał, że do pracy zabierze się od razu.
Kiedy wczoraj wieczorem pojechał w poszukiwaniu świadków do Skatås, wnet poczuł się lepiej. Z początku nie mógł uwierzyć, że pracownik klubu, z którym rozmawiał, okazał się aż tak spostrzegawczy. Dzięki jego zeznaniu śledztwo ruszyło z kopyta. Po powrocie na komendę zaczął wydzwaniać po stacjach benzynowych, pytając o przyczepę. Po pewnym czasie poczuł, że znowu jest w swoim żywiole. Kiedy wrócił do domu, nie mógł zasnąć ze zmęczenia. Powód? Nagrania we Włoszech zaczynały się po południu i trwały do jedenastej wieczorem. Potem zaczynało się nocne życie, które kończyło się o piątej nad ranem. Taki tryb życia sprawił, że łatwiej mu było zachować dobrą formę przez całą noc. Teraz, kiedy wrócił do dawnego rytmu, czuł się zmęczony, chociaż nie było jeszcze jedenastej, a do komputera zasiadł o siódmej rano. Przestań się nad sobą użalać, apelował do siebie w myślach. Sięgnął po długą listę stacji Statoil, na których można wypożyczyć przyczepy, i w tej samej chwili do pokoju weszła Bergman.
– Cześć! Jak leci? Znalazłeś coś?
– Jeszcze nie, ale zostało mi sporo pracy – odparł, unosząc z biurka kilka kartek.
– Wracam z zakładu medycyny sądowej. Trochę ich przycisnęłam, żeby się pospieszyli. Okazuje się, że stopa była przez pewien czas zamrożona, co może sugerować, że ma coś wspólnego z zamrażarką. Jakie jest twoje zdanie?
Alfredsson uniósł kciuk.
– Jestem pewien, że rozwiążemy tę sprawę w ciągu kilku dni.
– Mam nadzieję, że się nie mylisz. Jest pewna rzecz, która nie daje mi spokoju. Zapomnieliśmy spytać Hultmana, czy przy zamrażarce zauważył też reklamówkę.
– Spytam go o to.
– Świetnie. W takim razie widzimy się o pierwszej.
Alfredsson westchnął i wrócił do swoich zajęć. Godzinę później, gdy miał to już za sobą, zadzwonił do Hultmana.
Punktualnie o trzynastej cała ekipa zebrała się na odprawie. Bergman z zadowoleniem stwierdziła, że wszyscy stawili się punktualnie. Uśmiechnęła się w myślach. Najwyraźniej nikt nie zapomniał, jak dużą wagę przykłada do punktualności. Podeszła do flipcharta, żeby dokonać krótkiego podsumowania.
– Wczoraj rano na parkingu w Skatås znaleziono amputowaną ludzką stopę. Na tę chwilę naszym priorytetem jest zidentyfikowanie jej właściciela. Nina i Karin, co do tej pory ustaliłyście?
– Może ja zacznę – odparła Hamilton. – Rozmawiałam ze wszystkimi szpitalami, zarówno prywatnymi, jak i państwowymi, pytając o zaginione fragmenty ciała, ale na żaden trop nie trafiłam. Myślę, że w szpitalach niczego się nie dowiemy.
– Rozumiem. W takim razie możemy skreślić ten trop. Karin, znalazłaś coś w rejestrze osób zaginionych?
Falk wyprostowała się na krześle.
– Chyba tak. W ciągu kilku ostatnich miesięcy w Göteborgu zaginęło kilka osób. Ustaliłam, że coś je łączy. Być może to przypadek, ale chętnie posłucham waszej opinii. Wszystkie cztery osoby to mężczyźni, którzy mają od czterdziestu jeden do pięćdziesięciu czterech lat, zameldowani są we wschodnim Göteborgu i mają imigranckie pochodzenie.
– O, cholera! – wyrwało się Alfredssonowi. – Co to może znaczyć?
W pokoju zapadła wymowna cisza. Alfredsson wyraził to, co wszyscy czuli podświadomie. Czyżby trafili na właściwy trop? Czy ma on jakikolwiek związek ze stopą? Bergman poczuła znane ssanie w żołądku i silny ból głowy. Tymczasem sytuacja wymagała, żeby się sprężyła i wykazała talentem organizacyjnym. Czuła na sobie spojrzenie Tingströma.
– Proponuję, żebyś drążyła ten temat. Do pomocy możesz wziąć Ninę. Teraz zajmijmy się tym, co udało nam się do tej pory ustalić. Thomas znalazł świadka, który widział, jak ktoś zostawiał zamrażarkę na parkingu. Wczoraj go przesłuchaliśmy. Jest w zasadzie pewien, że zrobili to dwaj mniej więcej pięćdziesięcioletni mężczyźni, którzy około wpół do czwartej nad ranem przywieźli na parking zamrażarkę, tam ją wyładowali i zostawili. Opisał też ich samochód: volvo cross country, diesel, jasny metalik. Zamrażarkę przywieźli na przyczepie wypożyczonej na jednej ze stacji Statoil. Wiemy o tym, bo była na niej reklama tej sieci. Thomas, czy pytałeś świadka o reklamówkę?
– Tak, ale jej nie kojarzy. Nie zauważył też, czy oprócz zamrażarki wyładowali cokolwiek innego. Jego wczorajsze zeznania uważam za bardzo wiarygodne. Można powiedzieć, że to tak zwany uważny obserwator. Mógł jednak nie zauważyć, że tamci dwaj zostawili też reklamówkę. Czy zakład medycyny sądowej stwierdził już, co było w zamrażarce?
– Nie, ale dziś rano trochę ich pogoniłam. Pewnie niedługo zadzwonią.
Do rozmowy włączył się Nilsson.
– To może teraz ja opowiem, co ustalili moi technicy. Ślady opon, które zabezpieczyliśmy na parkingu, są bardzo wyraźne. Opony musiały być całkiem nowe, bieżnik numer siedem i pół na siedemnaście, jeśli cokolwiek wam to mówi. Najprawdopodobniej wyprodukowane przez firmę Pirelli. Są w nie wyposażone nowe modele volvo, co zgadza się z zeznaniem świadka. Ślady kół przyczepy, a mówiąc dokładniej: odlewy, które zrobiliśmy na miejscu, nie pozwoliły określić ich marki, bo opony były zużyte. Jeśli chodzi o odciski ludzkich stóp: jedna para obuwia miała rozmiar czterdzieści trzy, druga czterdzieści pięć. To oczywiście żaden znak rozpoznawczy.
Nilsson przerwał, bo ktoś zapukał do drzwi. Do pokoju wszedł jeden z jego techników, Fredrik Boberg.
– Dzień dobry. Przepraszam, że przeszkadzam, ale przed chwilą dzwonili z zakładu medycyny sądowej z informacją, że w zamrażarce są ludzkie szczątki. Zamrażarkę nam odesłali, żebyśmy mogli kontynuować badania.
– Skurczybyki! – zawołał Alfredsson.
– To żadne skurczybyki, tylko zwykli rzeźnicy, którzy ćwiartują ludzkie ciało – odparła twardo Bergman.
Nilsson wstał z krzesła.
– W takim razie pójdę, żeby być przy odbiorze zamrażarki. Nic więcej dla was nie mam.
– Dzięki – pożegnała go Bergman. W jej głowie zrodziło się wiele nowych pytań, ale jedna myśl nie dawała jej spokoju: o co w tym wszystkim chodzi? Będzie musiała zachować chłodny umysł. – Uwaga: niech każdy złoży pisemny raport, a potem się zastanowimy nad podziałem pracy. Thomas, jak ci poszło w Skatås i co ustaliłeś w sprawie przyczepy?
– Przeszukaliśmy teren w promieniu pięciuset metrów od miejsca, w którym znaleziono zamrażarkę i reklamówkę. Rozmawiałem z setką osób, ale żadna z nich nie zeznała nic ciekawego. Skontaktowałem się ze wszystkimi wypożyczalniami na stacjach Statoil w promieniu stu pięćdziesięciu kilometrów od Göteborga i na każdej z nich pytałem o przyczepy, które zostały wypożyczone w ciągu pięciu ostatnich dób. Dodam, że było ich ze trzydzieści, a cała lista obejmująca wszystkie wypożyczone przyczepy liczyła czterysta jedenaście pozycji. Numery rejestracyjne samochodów sprawdziłem w naszej bazie pojazdów. Było wśród nich sześć volvo cross country. Więcej nie udało mi się ustalić.
– Dzięki. Viking, co u ciebie? Miałeś sprawdzić samochody, które stały tamtej nocy na parkingu, i skontaktować się z ich właścicielami. Masz jakieś informacje?
– Z większością tych osób już rozmawiałem, ale nikt nie widział, jak ktoś rozładowuje na parkingu zamrażarkę. Zostało mi jeszcze kilka, do których muszę zadzwonić.
Bergman zerknęła w notes, żeby zebrać myśli, a potem zwróciła się do Skogsby:
– Pojedziesz do Skatås i porozmawiasz z każdą osobą, jaką tam spotkasz. Może uda nam się pozyskać kolejnych świadków. Czy ktoś chciałby jeszcze coś dodać?
Wszyscy pokręcili przecząco głowami.
– W takim razie kończymy. Niech każdy zajmie się tym, co ma do zrobienia. Kolejna odprawa o piątej. Mam nadzieję, że będziemy wtedy wiedzieć trochę więcej.
Bergman stała przed Tingströmem ze skrzyżowanymi na piersi rękami. Naczelnik poprosił ją po odprawie, żeby poszła z nim do jego pokoju.
– Usiądź – powiedział, kiedy zamknęła za sobą drzwi. Stojąc za biurkiem, wskazał jej ręką jedno z krzeseł.
– Dzięki, ale wolę postać.
Bergman dobrze wiedziała, co robi. Nie chciała usiąść, żeby nie znaleźć się w pozycji osoby podległej. Tingström popatrzył na nią zdziwionym wzrokiem.
– W takim razie pozwól, że ja usiądę – powiedział i usiadł przy biurku. Potem chrząknął i kontynuował: – Spytam wprost, a ty odpowiedz mi szczerze: czy jesteś pewna, że poradzisz sobie z tak rozległym śledztwem? Tylko nie zrozum mnie źle. Nie patrz na to tak, jakbyś poniosła jakąś porażkę, ani nie myśl, że podważam twoje kompetencje. Jeśli zrezygnujesz z prowadzenia śledztwa i pozwolisz, żeby twoje miejsce zajął ktoś inny, nikt nie uzna tej decyzji za dziwną. Dobrze wiemy, że w przyszłości czeka nas jeszcze wiele innych spraw.
Bergman była zadowolona, że została w pozycji stojącej. Słowa naczelnika ją rozczarowały. Zawsze ją wspierał, w każdej sytuacji miał do niej pełne zaufanie. Zamierzała się z nim spotkać po południu, żeby omówić plan śledztwa, ale po takich słowach postanowiła działać ostrożnie.
– Będę szczera i dlatego spytam wprost: czy jest coś, co w związku z tym dochodzeniem mógłbyś mi zarzucić? Czy masz jakieś uwagi do podziału pracy albo mojego sposobu kierowania ekipą? Jeśli nie, przestańmy strzępić sobie język po próżnicy.
– Zadałem ci to pytanie dla twojego dobra, a nie po to, żeby się z tobą kłócić. Mam nadzieję, że to rozumiesz.
Tingström wymownie uniósł brwi, a Bergman poczuła, jak ogarnia ją coraz większa irytacja.
– O piątej zaczyna się odprawa, serdecznie cię na nią zapraszam. Teraz wrócę do mojego pokoju, zadzwonię do zakładu medycyny sądowej i opracuję strategię na kolejne dni.
Tingström uniósł ręce w obronnym geście.
– W takim razie nie będę już wracał do tego tematu. Musisz mi jednak obiecać, że jeśli będziesz potrzebowała kogoś do pomocy, od razu mi o tym powiesz.
Bergman nie mogła się powstrzymać od uśmiechu.
– Obiecuję. A teraz muszę już iść.
Powinna pójść do swojego pokoju, żeby opracować plan pracy na kolejne dni, a potem w ciszy i spokoju się zastanowić, jak podejść do zebranego materiału. Postanowiła jednak, że najpierw spyta techników, jak idzie im praca, a potem pójdzie do siebie.
W drodze do działu technicznego zadzwoniła do Karlsskoga. Odebrał po sześciu sygnałach.
– Opowiedz mi w skrócie o wynikach waszych ustaleń – poprosiła. – Potem spytam cię o twoją opinię.
– W zamrażarce znaleźliśmy ponad dwadzieścia opakowań. Każde z nich po kolei otwieramy i sprawdzamy. Pierwsze cztery zawierały fragmenty ręki i kości udowej. Jeśli szczęście będzie nam sprzyjać, wybacz, że tak to określiłem, znajdziemy też dłonie i głowę, dzięki czemu będziemy mogli ustalić tożsamość ofiary. Taką mam w każdym razie nadzieję. Pobraliśmy też próbki w celu ustalenia, czy stopa i pozostałe fragmenty należą do tej samej osoby. A ponieważ pytasz o moją opinię, powiem tylko tyle, że zrobił to profesjonalista. Fragmenty, które oglądaliśmy do tej pory, zostały, tak jak amputowana stopa, bardzo dokładnie pocięte. Chcę przez to powiedzieć, że dokonała tego osoba, która dysponowała odpowiednimi narzędziami i dobrze wiedziała, w którym miejscu należy przyłożyć nóż. Jeśli kiedyś próbowałaś poćwiartować kurczaka, dobrze wiesz, że można to zrobić łatwiej, jeśli się wie, gdzie zacząć, albo trudniej, jeśli się nie wie, jak ćwiartować w zgięciach. Jeśli ktoś to robi w niewłaściwy sposób, wynik takiego nieudanego cięcia jest fatalny, prawda?
Bergman poczuła, jak z powodu porównania ludzkich szczątków do kurczaka robi jej się niedobrze.
– Masz coś więcej?
– Nie, ale sprawę traktujemy priorytetowo. Przygotuję wstępny raport i wyślę ci go po południu.
Po rozmowie z Karlsskogiem Bergman poszła do działu technicznego, gdzie spotkała Nilssona. Zamrażarka leżała na podłodze, obok stał Boberg i inni technicy. Wszyscy mieli na sobie kombinezony robocze.
– Oto ona – powiedział Nilsson.
Bergman popatrzyła na zamrażarkę, która wyglądała zupełnie zwyczajnie.
– Udało wam się coś ustalić? – spytała.
Nilsson spojrzał na nią i przeciągnął dłonią po głowie.
– Dostaliśmy ją niecałe dwadzieścia minut temu. Mam mówić dalej?
Bergman znowu się zirytowała. Niech to szlag! Że też muszą tu pracować tacy upierdliwi faceci!
– O piątej odprawa – odparła zimnym tonem, po czym odwróciła się na pięcie i wyszła z pokoju.
Kiedy kilka minut przed siedemnastą Bergman weszła do sali odpraw, zastała w niej Falk i Hamilton. Policjantki stały przy flipcharcie i przyczepiały do niego mapę.
– Zobacz, co mamy – powiedziała Falk, wskazując cztery czerwone magnesy, które były przyporządkowane do czterech różnych adresów. Od magnesów biegły linie, które się kończyły przy zdjęciach z danymi czterech zaginionych mężczyzn.
– Zaczyna mnie to niepokoić – stwierdziła Bergman, komentując lokalizację adresów na mapie. – Czyżby nikt inny nie wpadł na to, że między zaginięciami tych czterech może istnieć jakiś związek?
Hamilton pokręciła głową.
– Najwyraźniej nikt tego nie skojarzył. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że wszyscy czterej byli imigrantami, sprawa nabiera rumieńców.
Bergman usłyszała za sobą trzaskanie drzwi i szuranie krzeseł. Odwróciła się i rozejrzała po sali, żeby sprawdzić, czy wszyscy są.