Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kiedy osiemdziesięcioczteroletnia Elna Oskarsson zostaje znaleziona martwa w swoim mieszkaniu w Göteborgu, wszystko wskazuje na brutalne morderstwo. Inspektor Ingrid Bergman i jej zespół podejrzewają, że sąsiadka ofiary, Ragnhilda, mogła dopuścić się tego okrutnego zabójstwa, choć z początku sprawiała wrażenie niewinnej i zaskoczonej dokonaną zbrodnią. W tym samym czasie w okolicach Göteborga dochodzi do serii eksplozji, których najpewniej dokonała grupa bojowych działaczy na rzecz ochrony środowiska.
Gdy Ingrid zmaga się z dwoma pozornie niemającymi ze sobą nic wspólnego śledztwami, musi również stawić czoła problemom w życiu prywatnym. Związek kobiety przechodzi bowiem poważny kryzys. Ingrid zaczyna nawet podejrzewać, że jej mąż wdał się w romans.
„Zasłona dymna” to opowieść o kłamstwie, fanatyzmie i chciwości. To również siódma książka z serii, której główną bohaterką jest Ingrid Bergman, komisarz Wydziału Zabójstw Policji Kryminalnej w Göteborgu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 380
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału: Skendåd
Przekład z języka szwedzkiego: Wojciech Łygaś
Copyright © Christina Larsson, 2024
This edition: © Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S, Copenhagen 2024
Projekt graficzny okładki: Anna Slotorsz
Redakcja: Witold Kowalczyk
Korekta: Justyna Kukian
ISBN 978-87-0238-008-8
Konwersja i produkcja e-booka: www.monikaimarcin.com
Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe.
Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S
Klareboderne 3 | DK-1115 Copenhagen K
www.gyldendal.dk
www.wordaudio.se
Tydzień wcześniej
Ból stopniowo promieniował od karku w dół, aż objął całe plecy. Witold od jedenastu godzin siedział za kierownicą swojej ciężarówki. Świat za oknami jego wozu skąpany był w szarej, listopadowej mgle. O tej porze roku zmrok zapadał szybko. Witold westchnął. Oczy szczypały go ze zmęczenia, a monotonne ruchy wycieraczek i padający deszcz działały na niego usypiająco.
Według szwedzkich przepisów czas pracy kierowcy takiego tira nie mógł przekroczyć dwunastu godzin. Jednak w chwili, kiedy opuszcza on terytorium Szwecji, przepisy przestają go obowiązywać. Długie odcinki do przejechania, jak również wielogodzinne siedzenie w tej samej pozycji mają negatywny wpływ na organizm. Na desce rozdzielczej leżała rozłożona mapa. Nawigacja ułatwiłaby orientację w terenie, ale w tej, którą prowadził Witold, nawigacja wysiadła. Po wjechaniu do Göteborga przez pewien czas jechał za Andrzejem, ale na skrzyżowaniu z sygnalizacją świetlną stracił go z oczu. Na myśl o tym, że może pomylić drogę, rozbolał go żołądek. Chętnie by zadzwonił do jadącego przed nim kolegi, ale nie miał się gdzie zatrzymać, bo na ulicach panował intensywny ruch. Wjechał w długi tunel, a po wyjeździe z niego odetchnął z ulgą, bo ujrzał znak drogowy z symbolem terminalu promowego. Na prawo od ulicy, którą się poruszał, płynęła rzeka, w oddali majaczyły sylwetki kilku dużych promów. Wkrótce wjedzie na teren portu i zaparkuje w Terminalu Niemieckim.
Dokumenty miał w porządku, więc przez punkt kontrolny przejechał bez problemu. Nareszcie! Zaparkował przy ogrodzeniu, w miejscu, które wskazał mu celnik. Trochę dalej stała ciężarówka Andrzeja. Witold wyjął papierosa i go zapalił. Właśnie tego mu było trzeba. Naciągnął kurtkę na głowę i szybkim krokiem pokonał niedużą odległość, jaka go dzieliła od wozu kolegi. Otworzył drzwi i usiadł na miejscu pasażera.
– Cześć, Witek – powiedział z uśmiechem Andrzej i podał mu butelkę alkoholu. Witold wypił trochę i poczuł, jak powoli schodzi z niego napięcie, a ból w karku i w ramionach stopniowo ustępuje. Za niecałe dwie godziny wjadą na prom. Najpierw coś zje, a potem będzie spał, aż wpłyną do portu w Kilonii. Alkohol palił go w żołądek, ale poprawił mu nastrój. Witold uniósł butelkę i wychylił z niej dwa łyki. Był pewien, że na prom wjedzie bez problemu. Nagle w pewnej odległości od ciężarówki ujrzał jakiś blask. Spojrzał w tamtym kierunku, żeby sprawdzić, co to jest. Spojrzał na Andrzeja, wyciągnął rękę i spytał:
– Widzisz?
– Tak – odparł Andrzej. – Chyba coś się pali!
Płomienie sięgały coraz wyżej, ale oni nie mieli powodu do niepokoju, bo działo się to daleko od miejsca, w którym zaparkowali. Wieczorną ciszę przerwał głośny dźwięk syren.
– Wysiadamy – zadecydował Andrzej i otworzył drzwi. – Zobaczmy, co tam się dzieje.
Witold zrobił to niechętnie, bo na dworze było zimno i nadal padał deszcz. Wraz z grupą innych kierowców weszli między ciężarówki. Szybko się okazało, że ogień objął dwa duże, wypełnione kartonami kontenery do recyklingu. Na miejscu zjawiło się kilku pracowników portu, którzy po paru minutach prawie całkowicie ugasili pożar.
– Idioci – stwierdził Andrzej.
Obaj z Witoldem zawrócili do jego wozu, gdy nagle ujrzeli kurę i podążające za nią stadko młodych. Zwierzęta szły w ich kierunku, kołysząc się na nogach. Witold poczuł na plecach lodowaty chłód i natychmiast wytrzeźwiał. Nie mógł uwierzyć w to, co widzi. To chyba nie ich ładunek! Minął zgromadzonych ludzi, wbiegł między samochody i zobaczył, że ktoś wyłamał zamek w tylnych drzwiach ciężarówki Andrzeja, otworzył je i wypuścił drób, który się rozbiegł po terminalu. Witold ruszył biegiem do swojego samochodu z nadzieją, że go to nie spotkało. Nie wiedział, co zrobi, jeśli się okaże, że jego kurczaki też się wydostały z wozu. Za niezrealizowany transport wynagrodzenia na pewno nie dostanie. Żeby tylko zdążył zamknąć drzwi! Dobiegł do wozu i z rozpaczą stwierdził, że na cokolwiek jest już za późno, bo dziesięć tysięcy kur przeznaczonych do uboju w Niemczech rozbiegło się po porcie. Na widok tego, co się stało, ogarnęła go taka rozpacz, że zaczął krzyczeć. W pewnej chwili wiatr przywiał jakąś kartkę, który przykleiła mu się do policzka. Poirytowany zdjął ją z twarzy. Jego uwagę przykuło zdjęcie przedstawiające stado kur na rozświetlonej słońcem łące. Pod spodem znajdował się tekst w języku angielskim:
Stop okrutnemu transportowi zwierząt! Bądź przyjacielem Matki Ziemi i zostań wegetarianinem! Kurcząt i kur nie należy trzymać w klatkach i karmić pełną pestycydów soją z Ameryki Południowej! Rosnąca produkcja soi prowadzi do utraty lasów deszczowych!
Witold zacisnął pięć, zmiął kartkę i rzucił ją na ziemię. Był tak zły, że aż się rozpłakał.
Piątek, 15 listopada
1
Komisarz policji kryminalnej Ingrid Bergman wierciła się na krześle. Salę wypełniało duszące, ubogie w tlen powietrze, co mogło oznaczać, że nawaliła klimatyzacja albo ktoś ją nieprawidłowo zainstalował. Było tak gorąco, że policjantce zrobiło się niedobrze i z trudem się koncentrowała na treści wykładu. Myślami była gdzie indziej. Rozejrzała się po sali. Niektórzy uczestnicy mieli matowy wzrok i rozgrzane policzki. Jedyną osobą, która nie musiała udawać zainteresowania, był Thomas Alfredsson siedzący ze zmrużonymi oczami i skrzyżowanymi na piersi rękami. Spotkanie odbywało się w dużej sali konferencyjnej komendy policji na drugim piętrze, gdzie swój gabinet miał regionalny komendant policji. Na tym samym poziomie znajdowały się też pomieszczenia kancelarii, działu personalnego, Wydziału Prawnego, Biura Prasowego i Biura Wywiadu.
Kiedy ona skończy, zastanawiała się Bergman. Siedzą tu od dwóch godzin i słuchają wykładu. Pochyliła się, udając, że się drapie w kostkę. Stłumiła ziewnięcie, oczy zaszły jej łzami. Wyprostowała się i zauważyła, że Carin Ekberg badawczo jej się przygląda. Ekberg przeszła do nich niedawno z Państwowego Wydziału Operacyjnego i objęła stanowisko szefowej Biura Wywiadu, które obejmowało swym zasięgiem tak zwany Region Zachodni. Krążyły pogłoski, że ma zarówno złe, jak i dobre strony. Bergman w ogóle jej nie znała.
– Na koniec podsumuję mój wykład – oznajmiła Ekberg. – Powinniśmy zdiagnozować wspomniane przeze mnie problemy i spróbować je rozwiązać. Moje główne zadanie polega na stworzeniu atmosfery wewnętrznego zaufania, żeby na jego fundamencie zbudować takie samo zaufanie w naszych kontaktach z instytucjami zewnętrznymi, zwłaszcza z władzami gmin, urzędami, organizacjami i mieszkańcami Regionu Zachodniego. Zanim wybierzemy właściwą metodę, którą będziemy mogli wykorzystywać dla dokonywania właściwych ocen, powinniśmy zanalizować przyczyny i nawiązać współpracę. Jeśli chodzi o przestępczość wśród nieletnich, musimy interweniować na wcześniejszym etapie, żeby powstrzymać rekrutację młodych chłopców przez gangi, a jednocześnie rozbijać siatki przestępcze albo przynamniej utrudniać im prowadzenie działalności, i to we wszystkich dziedzinach, zwłaszcza takich jak handel narkotykami i handel ludźmi. Powinniśmy też podjąć działania zapobiegawcze, uwzględniając raporty o zagrożeniach, które do nas napłynęły w ostatnim czasie. Jak wszyscy wiedzą, najgorzej jest pod tym względem w Malmö, gdzie istnieje zagrożenie atakami terrorystycznymi. W tym roku było ich już pięćdziesiąt osiem. Podobnie to wygląda tylko w strefach działań wojennych albo w krajach, które mają długą historię terroryzmu. W naszym regionie sytuacja kształtuje się trochę lepiej. Można nawet powiedzieć, że los nam tego wszystkiego oszczędził, ale musimy określić wrażliwe sektory i wrażliwą infrastrukturę. W Stanach Zjednoczonych od ponad dwudziestu lat w miejscach takich jak muzea, biblioteki i inne obiekty użyteczności publicznej przeprowadzane są kontrole bezpieczeństwa i jest to oczywiste. W Londynie wprowadzono je też w teatrach i na lodowiskach. Ani w Stanach, ani w Wielkiej Brytanii nie ma w obiegu takiej ilości materiałów wybuchowych, jak w Szwecji, co oznacza, że mamy do czynienia z zupełnie nową sytuacją, która stawia nam określone wymagania. Chodzi o regularną ochronę miejsc publicznych i instytucji realizujących podstawowe funkcje społeczne.
Dajże spokój, kobieto, powiedziała w myślach Bergman. Mówienie o strefie działań wojennych było przesadą, chociaż w jej opinii sytuacja niepokojąco się pogarszała. Ekberg powinna skończyć swój wykład przed dwudziestoma minutami. Bergman się zastanawiała, czy nie wyjść chyłkiem z sali, ale nie mogła wymyślać mądrego uzasadnienia. Poza tym nie chciała się już na początku skonfliktować z nową szefową Biura Wywiadu. Wiedziała, że ta z łatwością może jej utrudnić życie.
Ekberg znowu zrobiła pauzę. Bergman miała nadzieję, że to już koniec, ale prelegentka wypiła trochę wody ze szklanki i kontynuowała:
– Wydział Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego otrzymał polecenie, żeby we współpracy z Biurem Wywiadu sporządzić listę znajdujących się w naszym regionie ważnych dla społeczeństwa miejsc i instytucji, które mogą się stać celem ataków terrorystycznych. Trzeba im zapobiegać i wdrożyć środki bezpieczeństwa, które utrudnią i, miejmy nadzieję, uniemożliwią ewentualne próby przeprowadzania ich z użyciem materiałów wybuchowych. Patrząc na to, co się dzieje w Europie, łatwo zauważymy, że do nas też wkrótce dotrze tak zwany ekoterroryzm, który na kontynencie rozwija się w szybkim tempie. Doświadczenie pokazuje, że za atakami terrorystycznymi stoją nie tylko gangi lub organizacje religijne, ale także aktywiści klimatyczni i organizacje paramilitarne, które bronią swoich interesów.
Alfredsson pochylił się do Bergman i szepnął:
– Idziemy dziś wieczorem do kina. Pójdziesz z nami? Leci film Kury atakują. Podobno scenariusz oparto na prawdziwych wydarzeniach.
Ekberg przerwała wykład i spojrzała na Alfredssona ostrym wzrokiem.
– Wydarzenia, do których doszło w porcie, mogą nam się wydawać niewinne i śmieszne w porównaniu z tym, co się dzieje w Niemczech i we Francji, gdzie dokonano sabotażu i próbowano zablokować lotniska. Jednak niepokojące jest to, że ci, którzy za tymi czynami stali, nie ponieśli żadnych konsekwencji.
Ekberg znowu zrobiła przerwę, przerzuciła kilka kartek, uniosła głowę i rozejrzała się po sali, jakby chciała zapamiętać niektóre twarze. Bergman odniosła wrażenie, że przyglądała jej się dłużej niż innym.
– Na tym zakończę mój wykład – stwierdziła po chwili Ekberg. – Czy ktoś ma jakieś pytania?
Odpowiedziało jej milczenie. Był piątek, późne popołudnie i wszyscy chcieli jak najszybciej iść do domu.
– Okej – stwierdziła Ekberg. – Jeśli ktoś byłby zainteresowany tym tematem i chciałby wejść w skład grupy roboczej, która ma określić strefy potencjalnych ataków terrorystycznych i dokonać odpowiedniej analizy, zapraszam do współpracy. Dotyczy to też osób, które chciałyby uzyskać bardziej szczegółowe dane. Proszę się kontaktować bezpośrednio ze mną albo z moim biurem. – Ekberg zebrała kartki, lekko się uśmiechnęła i powiedziała: – Dziękuję za uwagę.
Salę wypełniło szuranie krzeseł o podłogę i gwar przytłumionych głosów. Alfredsson demonstracyjnym ruchem się przeciągnął, spojrzał na Bergman i powiedział:
– Masz jakieś plany? Zjesz z nami lunch czy bierzesz wolne?
– Wybieram lunch – odparła policjantka i ruszyła do wyjścia. Nagle usłyszała, że ktoś ją woła po imieniu. Odwróciła się i tuż za sobą ujrzała Ekberg. Bergman musiała mieć zdziwioną minę, bo Ekberg uśmiechnęła się do niej z rozbawieniem i wyciągnęła do niej jej rękę. Miała mocny, zdecydowany uścisk dłoni.
– Miło mi – powiedziała.
Bergman skinęła głową, bo nie chciała tracić czasu na rozmowę o niczym.
– Czy mogłybyśmy się umówić na rozmowę?
– Tak – odparła Bergman, czekając na ciąg dalszy. Nie zamierzała pytać, co Ekberg miała na myśli, ale przemknęło jej przez głowę, że nowa szefowa Biura Wywiadu ją zna.
– Odezwę się, żeby uzgodnić termin – powiedziała Ekberg i spojrzała na zegarek: – Zrobiło się późno, muszę już iść. – Skinęła głową, odwróciła się i szybkim krokiem wyszła z sali.
– No proszę – stwierdził Alfredsson. – Robi się ciekawie.
– Nie sądzę – odparła policjantka. – Chodźmy coś zjeść.
Kilka minut później siedzieli w restauracji Ulle & Vi przy ulicy Skånegatan. Zamówili lunch i jedli w milczeniu. W pewnej chwili Alfredsson odłożył sztućce i spytał:
– Co sądzisz o tej Ekberg?
Bergman wzruszyła ramionami.
– Zobaczymy za rok albo najwcześniej za kilka miesięcy. Wygląda na osobę o dużych ambicjach. Pewnie myśli, że tak zwana wielostronna współpraca to klucz do sukcesu w zwalczaniu przestępczości.
– A poważnie? To, co mówiła, było niepoprawne politycznie.
– Uważam, że jeśli chodzi o działania prewencyjne, to miała rację, zwłaszcza kiedy wspomniała o ratowaniu dzieciaków, zanim zostaną wessane przez gangi i wciągnięte w ich działalność przestępczą. To musi być oczywistością, która nie powinna obciążać budżetu policji, a nas zmuszać do decydowania, co w naszej pracy jest priorytetem. A co ty o niej sądzisz?
– Szczerze? No cóż… Komu by się chciało czytać te jej raporty o ekologicznych idiotach? Media i tak są pełne złowieszczych przepowiedni na temat zagrożeń klimatycznych. Nie jedz mięsa, nie lataj samolotem, segreguj śmieci, używaj wszystkiego po kilka razy, przerabiaj swoją kupkę… i tak dalej.
– A nie uważasz, że w tej prognozach kryje się pewna racja?
– Masz na myśli to, co się wydarzyło w Terminalu Niemieckim? W takim razie zwracam ci uwagę, że uwaga mediów nie skupiła się na kurach hodowanych na mączce sojowej ani na wycinaniu lasów tropikalnych, tylko na kwestiach związanych z bezpieczeństwem.
– Żaden z tych aktywistów nie został osadzony w areszcie, a ich akcja trafiła na czołówki gazet.
– Na razie mam to w nosie. Co robisz w weekend?
– Nora złapała przeziębienie i ma gorączkę, więc całe dwa dni spędzimy z Adamem w domu – odparła Bergman. – A co ty planujesz?
W tym samym momencie odezwał się jej telefon. Policjantka spojrzała na wyświetlacz. Dzwonił jej przełożony, Tingström, naczelnik Wydziału do spraw Zabójstw. Od razu odebrała.
– Mamy zgłoszenie o znalezieniu zwłok starszej kobiety w Örgryte – oznajmił krótko naczelnik. – Pojedź tam.
Policjantka odparła, że zaraz to zrobi, i na tym rozmowa dobiegła końca.
2
Filippa głośno szlochała. Czuła się tak, jakby cały świat się sprzysiągł przeciwko niej. Była tak zestresowana i sfrustrowana, że bolało ją całe ciało. Padający deszcz oraz silne porywy wiatru sprawiały, że gałęzie wielkich drzew rosnących wzdłuż Vasagatan przypominały rozkołysane macki. Liście, które z nich opadały, fruwały nad ulicą. W końcu nadjechał tramwaj. Zgrzytnęły hamulce i drzwi rozsunęły się z sykiem. Filippa odczekała, aż z wagonu wyjdzie kobieta z wózkiem, której ktoś przy tym pomógł, a potem weszła do środka i stanęła pośród ludzi w przemoczonych ubraniach. Stała ze wzrokiem wbitym w podłogę i nerwowo mrugała powiekami, żeby powstrzymać łzy. Poprzedniego dnia musiała się nasłuchać komentarzy koleżanek z kursu i w pewnym momencie coś w niej pękło. Poczuła, że dłużej z nimi nie wytrzyma. Sama już nie wiedziała, po co się zapisała na kurs fryzjerski. Minęło półtora roku, a ona rzygała wszystkim, co miało cokolwiek wspólnego z włosami i grzywkami. Nie pasowała do tych wszystkich bimbo, które wyglądały jak lalki pokryte grubą warstwą szpachli, z przedłużonymi rzęsami i rozpuszczonymi włosami sięgającymi tyłka. Umiały rozmawiać tylko o jednym: o swoim pieprzonym wyglądzie, chłopakach i wieczorach, które spędzały w knajpach. Wczoraj poinformowała prowadzącego kurs, że rezygnuje, ale dzisiaj żałowała tej decyzji. Rzuciła mu w twarz, co o tym kursie myśli i jakie ma zdanie na temat swoich koleżanek. Przed chwilą stała przed wejściem do szkoły, ale nie miała odwagi wejść do środka. Po rezygnacji z dalszej nauki nie mogła tak po prostu wrócić. Głupio zrobiła, bo do końca zostało jej tylko półtora miesiąca. Dyplom ukończenia kursu odebrałaby przed świętami Bożego Narodzenia. Nie wiedziała, co zrobić, czuła się zdołowana. Wszystko wydawało jej się takie trudne. Marzyła o jednym: żeby znaleźć pracę, zarobić dużo pieniędzy i jak najszybciej się stąd wyprowadzić.
Nagle ktoś dotknął jej ramienia. Odwróciła się i ujrzała dwóch starszych mężczyzn, którzy na nią patrzyli stanowczym wzrokiem. Ubrani byli w czarne kurtki, na głowach mieli czapki z daszkiem.
– Bilety do kontroli – powiedział jeden z nich podniesionym głosem, jakby się zwracał do dziecka albo do osoby niesłyszącej.
Filippa włożyła rękę do kieszeni, ale biletu miesięcznego w niej nie znalazła. Czuła na sobie wzrok innych podróżujących tramwajem. Wyprostowała się i zaczęła przeszukiwać pozostałe kieszenie. Czyżby go zgubiła? Zapłaciła za niego prawie osiemset koron. Musi go znaleźć.
– Przykro mi, ale chyba zostawiłam go w domu – powiedziała. – Czy mogę z nim przyjechać do waszego biura, żeby go okazać?
– Proszę wysiąść z tramwaju – odparł ten sam mężczyzna jeszcze bardziej stanowczym tonem i wskazał ręką drzwi. Drugi ustawił się w taki sposób, żeby zrobić jej przejście.
Filippa pokręciła głową. Jechała do domu i nie zamierzała marnować czasu. Bała się, że zobaczy ją któraś z koleżanek z kursu fryzjerskiego.
– Jeśli pani nie wysiądzie, wezwiemy policję.
Filippa czuła na sobie oskarżające spojrzenia pozostałych pasażerów. Spuściła głowę, minęła kontrolerów i wysiadła. Cholera! Chyba jednak zgubiła ten bilet. Rozpłakała się na dobre, bo nie mogła powstrzymać łez. Podeszła do wiaty i usiadła na ławce. W tym momencie było jej kompletnie obojętne, czy ktoś ją zobaczy.
– Wszystko w porządku? – usłyszała nagle męski głos z lekkim akcentem.
Kątem oka zauważyła, że ktoś obok niej usiadł, ale udawała, że nie usłyszała pytania. Czuła, że jeśli ktoś ją teraz zagadnie i będzie dla niej miły, nie wytrzyma. Marzyła tylko o jednym: żeby wszyscy dali jej spokój.
– Jak się czujesz? – spytał mężczyzna.
Filippa zaszlochała i pokręciła głową, ale nawet na niego nie spojrzała.
– Proszę mi dać spokój – odparła. – Nie potrzebuje niczyjej pomocy.
– Nie sądzę – stwierdził mężczyzna. – Widzę, że płaczesz i cała się trzęsiesz.
Czego ty chcesz, pomyślała Filippa. Uniosła głowę, żeby go przepędzić, ale ujrzała parę jasnoniebieskich, zatroskanych, przyjaznych oczu. Mężczyzna wyglądał na starszego od niej o dobre dziesięć lat, ale był miły, a do tego przystojny.
Wyjęła chusteczkę higieniczną, otarła oczy i nos. To typowe w jej życiu. Zagadnął ją fajny facet, a ona wygląda fatalnie.
– Lepiej się czujesz? – spytał ostrożnie.
Filippa skinęła głową i poczerwieniała. Mężczyzna wyglądał jak zawodowy model. Nie mogła oderwać wzroku od jego pięknych oczu i ciemnych, kręconych włosów, które opadały mu niesfornie na twarz. Próbował je odgarnąć, ale na próżno. Zmarszczył czoło i spojrzał na nią zatroskanym wzrokiem. Położył dłoń na jej ręce i spytał:
– Co się stało? Czy ktoś cię źle potraktował?
Filippa nie mogła powstrzymać łez i w końcu się rozpłakała.
– Jestem zdołowana – odparła. – Wszystko się nagle posypało.
W jednej chwili poczuła się tak, jakby mężczyzna nacisnął jakiś guzik i tym samym zachęcił ją do mówienia. Słowa płynęły jej z ust jak wartki potok. Opowiedziała mu o bezrobotnej matce, która siedzi w domu i żłopie wódkę ze swoim nowym, obrzydliwym facetem. Kiedy wychodziła z domu, od razu próbował się do niej dobierać. Wspomniała o braku pieniędzy i o tym, że czuje się wyobcowana i niepotrzebna, o kursie fryzjerskim i o Alexandrze, który w zeszłym tygodniu z nią zerwał i nadal był jej winien pieniądze. Później się dowiedziała, że w tym samym czasie umawiał się z inną dziewczyną.
– Przysuń się do mnie – powiedział mężczyzna, biorąc ją za rękę. – Twój były chłopak to zwykły dupek. Nie warto o nim myśleć. Może to dobrze, że się przestaliście spotykać? To chyba lepiej, nie sądzisz?
Mężczyzna objął ją i się do niej uśmiechnął. Filippa chciała się od niego odsunąć, ale nie zrobiła tego. W myślach przyznała mu rację. Alexander to rzeczywiście dupek. Nie ma sensu po nim płakać. Zależało jej tylko na tym, żeby odzyskać pieniądze. Skinęła głową i wsunęła dłonie do kieszeni kurtki.
– Jak masz na imię? – spytał nieznajomy.
– Filippa.
– Miło mi – odparł i wstał z ławki. – Muszę już iść.
Filippa z trudem powstrzymywała się od płaczu. Przełknęła ślinę i ciężko oddychała przez usta. Mężczyzna podał jej sto koron i wizytówkę.
– Mam na imię David. Weź te pieniądze, żebyś mogła dojechać do domu. Zwrócisz, kiedy będziesz mogła. – Po tych słowach znowu się do niej uśmiechnął i pogłaskał ją po policzku. Filippa skinęła mu z wdzięcznością głową.
– Jeśli nie masz planów na dzisiejszy wieczór, możesz przyjść posłuchać mojego wykładu w fundacji Przyszłość Ziemi. Mamy swoją siedzibę przy Fabriksgatan niedaleko sklepu ICA Focushuset. Trzeba wysiąść na przystanku tramwajowym Liseberg.
Filippa nie mogła wykrztusić słowa. Wydawało jej się, że to sen. Czy to się dzieje naprawdę? Może ten dzień nie okaże się taki zły?
– Będzie mi naprawdę miło, jeśli przyjdziesz – powiedział David.
Filippa poczerwieniała na twarzy, nieśmiało się uśmiechnęła i odparła:
– Zastanowię się.
Mężczyzna spoważniał.
– Tu się nie ma nad czym zastanawiać. Po prostu przyjdź.
Uniósł rękę, żeby się pożegnać, i odszedł powłóczystym krokiem. Filippa odprowadzała go wzrokiem, aż zniknął jej z oczu. Spojrzała na tablicę z rozkładem jazdy, żeby sprawdzić, o której odjedzie jej tramwaj. Ten, który kursuje do dzielnicy Brämaregården w Hisingen, miał przyjechać za minutę. Serce waliło jej w piersi i przestała myśleć o Alexandrze.
3
Bergman i Alfredsson wysiedli z samochodu i spojrzeli na brązową, wykonaną z kamiennych płyt fasadę domu. Osiedle Prästgårdsängen składało się z trzech zbudowanych w połowie lat sześćdziesiątych wieżowców. Wzniesiono je w ramach programu zwanego „Milion mieszkań”, ale nie zachwycały urodą. Bergman nie mogła zrozumieć, dlaczego to miejsce stało się tak popularne, ale po głębszym zastanowieniu doszła do wniosku, że chyba tych ludzi rozumie. Osiedle należało do dzielnicy Örgryte, a mieszkania, które zaprojektował Sigvard Bernadotte, urządzone były w wysokim standardzie.
Przy jednym z wejść do budynku stał policyjny radiowóz i należący do techników mikrobus. Umundurowany funkcjonariusz poinformował ich, że zabezpiecza teren. Wskazał ręką dom i powiedział:
– Szóste piętro. Na podłodze w łazience leży starsza kobieta. Nie żyje. To prawdopodobnie właścicielka mieszkania. Nazywa się Elna Oskarsson. Ze wstępnych rozmów z sąsiadami wiemy, że nie miała dzieci ani bliskiej rodziny. Policję zawiadomiła przyjaciółka denatki, która też mieszka w tym domu. Weszła do mieszkania, używając zapasowego klucza, ponieważ miała złe przeczucie. Patrol, który jako pierwszy zjawił się na miejscu, zabezpieczył teren i wezwał karetkę pogotowia, która zabrała świadka… to znaczy tę przyjaciółkę denatki… do szpitala Sahlgrenska. Technicy przyjechali tuż przed wami.
Bergman skinęła głową i razem z Alfredssonem wjechali windą na szóste piętro, na którym znajdowały się trzy mieszkania. Do klamki jednego z nich przyczepiona była niebiesko-biała taśma policyjna. Alfredsson zapukał dwa razy i przeczytał na głos treść wiszącej na drzwiach tabliczki:
– Elna Oskarsson.
Drzwi się uchyliły i w szparze ukazała się twarz jednego z techników, Fredrika Boberga. W nozdrza uderzył smród stęchlizny i ekskrementów. Boberg miał na sobie kombinezon ochronny i lateksowe rękawiczki. Usta i nos zakrywała mu maseczka.
– Witajcie – powiedział. Cofnął się w głąb przedpokoju, a kiedy Bergman i Alfredsson weszli do środka, wręczył im po komplecie odzieży ochronnej.
– Dzięki – powiedziała komisarz, wkładając swój kombinezon. – Co wiecie? – spytała.
– Wygląda mi to na morderstwo. Patolog, który ją oglądał, stwierdził, że kobieta nie żyje od niecałej doby. Śmierć nastąpiła wczoraj, późnym popołudniem albo wieczorem.
Bergman rozejrzała się po przedpokoju, który przypominał korytarz. Zauważyła, że jedne drzwi są uchylone. Ze środka bił silny blask reflektorów.
– Ile tu jest pokojów? – spytała.
– Cztery, a do tego kuchnia – odparł Boberg.
– Oprowadź nas – poprosiła Bergman, ponieważ przed oględzinami zwłok chciała sobie wyrobić wstępną opinię o denatce. W mieszkaniu ofiary zawsze można się natknąć na jakąś cenną wskazówkę dla śledztwa, która może pomóc w wytypowaniu sprawcy.
– Ładne mieszkanie – stwierdziła, wchodząc do kuchni. Szybko jednak doszła do wniosku, że lepszym określeniem byłoby „urządzone ze smakiem”. Wystarczyło rzucić okiem, żeby się przekonać, że wszystko musiało tu sporo kosztować, chociaż mieszkanie nie było ani zagracone, ani zawalone tandetą. W oknach wisiały zasłony firmy Josef Franks Tulpaner, a ponieważ kiedyś takie oglądała, dobrze wiedziała, ile kosztują. Na parapecie stały ręcznie zdobione doniczki z Waldemarsudde, w których rosły z różowymi pelargonie. W kuchni pod stołem leżał dywan Märta Måås Fjetterström. W takim lokum na pewno nie mieszkała rodzina z dziećmi, które brudzą i bałaganią, tak jak jej dwuipółletnia Nora.
– Zgadzam się z tobą – przytaknął jej Alfredsson. – Starsza pani zemdlałaby na widok mojego mieszkania.
Przeszli do dużego, jasnego pokoju, który pełnił funkcję salonu, a samo pomieszczenie przypominało salon wystawienniczy. Stały w nim meble marki Carl Malmsten z lat sześćdziesiątych, komplet wypoczynkowy i stół z sześcioma krzesłami. Do tego lampa do czytania i dwa duże fotele po obu stronach usytuowanego w rogu stolika. Bergman podeszła bliżej i zauważyła, że krzesło przy oknie wygląda na bardziej zużyte niż drugie. Domyśliła się, że było to ulubione miejsce właścicielki, znacznie wygodniejsze niż kanapa z niskim oparciem. Doszła też do wniosku, że Oskarsson musiała być bardzo samotną osobą. To, co zobaczyła w kuchni, utwierdziło ją w tym przekonaniu. Pachniało tam środkami dezynfekcyjnymi i specyfikami do czyszczenia mebli. Dla wielu starszych, samotnych osób był to sposób na podtrzymanie poczucia własnej godności. Porządek i dyscyplina… wszystko wysprzątane i poukładane. Gdyby nie te coraz bardziej kłopotliwe demencja, depresja i poczucie bezsensu każdego kolejnego dnia…
Na długiej ścianie pokoju znajdowało się okno i wyjście na balkon. Bergman wyjrzała przez nie i przeciągnęła palcem po marmurowym parapecie.
– Niewiarygodne! – stwierdziła. – Ani śladu kurzu. Wszystko jest dokładnie wyczyszczone i wysprzątane. Jak myślisz, czy mieszkanie zostało splądrowane? – spytała, patrząc na Boberga.
– Na razie nie znaleźliśmy nic, co by na to wskazywało.
– Zauważyłem piękne obrazy na ścianach – wtrącił Alfredsson. – Nie są w moim guście, ale wyglądają na drogie.
– Racja – odparła Bergman. Podeszła do jednego z nich i przez chwilę studiowała podpis autora. – To Dardel – stwierdziła.
Alfredsson wzruszył ramionami.
– Nic mi to nie mówi – odparł. – Drogi?
– Kosztuje około dwustu tysięcy koron.
Policjant gwizdnął z wrażenia. Bergman podeszła do następnego obrazu.
– X-et Erixson. Wart przynajmniej osiemdziesiąt albo i sto tysięcy koron.
– Chcesz powiedzieć, że na ścianach wiszą oryginały?
– Na to wygląda.
W tym samym momencie rozległo się głośne chrząknięcie. Bergman i Alfredsson odwrócili się i ujrzeli Bertila Nilssona. Technik stał w progu ubrany w biały kombinezon. Na czoło miał podciągniętą maseczkę.
– Wydawało mi się, że słyszę twój głos – powiedział.
– Dobrze ci się wydawało – odparła z uśmiechem Bergman.
– Chodźcie ze mną, pokażę wam łazienkę i zwłoki.
Bergman wzięła głęboki oddech, żeby się mentalnie przygotować na to, co za chwilę zobaczy. Wprawdzie przez lata pracy w policji naoglądała się wielu takich widoków, ale każdy był inny, a ona musiała sobie powtarzać, że ma przed sobą prawdziwego człowieka, który niedawno żył i oddychał. W taki sposób chroniła swoją wrażliwość, żeby w przyszłości móc się mierzyć z kolejnymi takimi widokami. Ciągle czuła się tak, jakby balansowała na linie. Musiała uważać, żeby się nie uodpornić na takie widoki, a jednocześnie pilnować, żeby się nie odbiły negatywnie na jej psychice. Stanęła w progu łazienki i rozejrzała się po niej. Kafelki, elementy porcelanowe i podłoga miały jasnozielony kolor. Po prawej stronie znajdowała się wanna, do połowy wypełniona wodą. W łazience nie było sedesu. Dwa kroki dalej, przy wannie, leżała drobna i szczupła kobieta, która wyglądała jak pisklę. Miała nie więcej niż sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu i ważyła najwyżej czterdzieści pięć, pięćdziesiąt kilogramów. Jej pierś przypominała pustą torbę, a łono jak u większości starszych osób pozbawione było owłosienia. Bergman poczuła nagłą potrzebę, żeby ją czymś okryć, na przykład ciepłym kocem, aby w ten sposób wyrazić szacunek dla jej długiego życia. Skóra kobiety była bladożółta i cienka jak pergamin, ciało pomarszczone z wyjątkiem wewnętrznej strony stóp. Były wyjątkowo zadbane, a paznokcie pomalowane różowym lakierem. Kobieta wyglądała tak, jakby się położyła na podłodze, żeby przez chwilę odpocząć. I tylko prawy łokieć nienaturalnie wygięty wskazywał, że coś jest nie tak. Wokół jej stóp utworzyła się plama moczu, a ekskrementy przypominały kształtem nieregularny wieniec. Wiotczenie mięśni to typowe zjawisko pośmiertne.
Bergman odwróciła się i spojrzała na Nilssona, jakby chciała go poprosić o pozwolenie. Technik skinął głową i policjantka weszła do łazienki. Ofiara miała szeroko otwarte oczy i usta, jakby w chwili śmierci ujrzała coś strasznego. Część jej czaszki wyglądała jak papka złożona z odprysków kości, substancji mózgowej, zaschniętej krwi i kępek włosów. Bergman wyszła z łazienki. To, co zobaczyła, w pełni jej wystarczyło.
– Śmierć na pewno nie nastąpiła z przyczyn naturalnych – stwierdziła rzeczowym tonem, kiedy przeszli do kuchni, żeby się nie tłoczyć w przedpokoju.
Nilsson skinął głową na znak, że podziela jej opinię.
– Do zgonu doszło na skutek kilku uderzeń zadanych głównie w tył głowy. W łazience nie znaleźliśmy narzędzia zbrodni. Poczekamy na raport z Zakładu Medycyny Sądowej, być może zdołają określić, czym posłużył się sprawca. Doszliśmy z Bobergiem do wniosku, że zabójca działał sam. Na to przynajmniej wskazują zabezpieczone ślady.
– Ślady? – powtórzyła Bergman.
Nilsson skinął głową i poprawił maseczkę, która mu się zsunęła z czoła na twarz.
– Odciski wąskiego buta… chyba z gumy. Rozmiar trzydzieści osiem, trzydzieści dziewięć albo czterdzieści. Można by pomyśleć, że to but damski, ale na sto procent będziemy to wiedzieli po analizie odcisku w laboratorium. Na wannie znaleźliśmy odcisk zakrwawionej dłoni. Na rękach ofiary nie ma śladów krwi, co oznacza, że ten ślad mógł pozostawić zabójca. Takie odciski zostawia osoba z małymi dłońmi i wąskimi palcami.
– Sugerujesz, że zabójcą była kobieta? – spytał Alfredsson.
– Niekoniecznie – syknął w odpowiedzi Nilsson.
Bergman cicho jęknęła. Miała już dosyć takiego zachowania. Prawie za każdym razem, kiedy obaj ze sobą rozmawiają, skaczą sobie do gardła jak koguty. Zauważyła, że Alfredsson poczerwieniał, więc od razu się włączyła do rozmowy, a Nilssonowi rzuciła błagalne spojrzenie.
– Macie coś więcej? – spytała.
Nilsson chrząknął dwa razy i zdjął rękawiczki.
– Na dywaniku obok zwłok znaleźliśmy kilka długich, jasnych włosów. Mam nadzieję, że uda nam się z nich wyodrębnić DNA i określić płeć osoby, do której należały.
– Czy wiemy, jak zabójca wszedł do mieszkania?
– Na pierwszy rzut oka nie widać śladów włamania, ale zanim udzielimy definitywnej odpowiedzi, dokładnie obejrzymy drzwi wejściowe. Włamanie przez okno trzeba z góry wykluczyć, bo mieszkanie jest na szóstym piętrze. Pierwsze wyniki z analizy próbek pobranych w mieszkaniu będą znane najwcześniej jutro do południa. Mam rację?
Nilsson spojrzał na Boberga, który potwierdził jego słowa skinieniem głowy.
– Nie wcześniej, bo musimy poczekać na wyniki badań laboratoryjnych odcisków palców. W tym momencie właśnie to jest najważniejsze. Chyba że znajdziemy inne ciekawe ślady, ale wtedy od razu was powiadomimy.
– Zgoda, niech tak będzie – zgodziła się Bergman. – Ja i Thomas zaczniemy od oględzin sypialni, potem zajmiemy się kuchnią i dużym pokojem. À propos, znaleźliście jakieś klucze? Właścicielka powinna mieć komórkę w piwnicy. Trzeba ją będzie przeszukać.
– Górna szuflada komody w przedpokoju – odparł Alfredsson. – Stoi też na niej telefon stacjonarny, numery wybiera się przy pomocy tarczy. W dzisiejszych czasach to rzadki widok. Myślałem, że takie aparaty wyszły z użycia, ale kiedy podniosłem słuchawkę, usłyszałem sygnał.
– Co jeszcze znaleźliście w komodzie? – spytała Bergman.
– Nie sprawdzałem. Szuflada była wysunięta na kilka centymetrów i tylko dlatego zauważyłem klucze. Niczego nie dotykałem: ani komody, ani jej zawartości.
Bergman się zdziwiła, że szuflada nie była zasunięta do końca. Nie pasowało to do ogólnego wyglądu mieszkania. Wyjęła telefon i powiedziała:
– Zanim będziemy kontynuować, powiadomię o wszystkim Tingströma.
Naczelnik odebrał po drugim sygnale.
– Potrzebujemy ludzi do przesłuchania sąsiadów – powiedziała policjantka po zreferowaniu aktualnego stanu rzeczy.
– Przyślę ci kogoś – obiecał Tingström.
– Chcę też zaproponować, żeby do mojej ekipy śledczej dołączyli Nina i Viking. Pierwszą odprawę zwołam jutro na wpół do dwunastej i przydzielę każdemu odpowiedni zakres prac. Czy masz jakieś nowe informacje w sprawie sąsiadki, która nas poinformowała o znalezieniu zwłok?
– Nie, ale w szpitalu mi obiecali, że zanim ją wypiszą do domu, ktoś do nas zadzwoni. Załatwię link do nagrania z jej rozmowy.
– Okej, w takim razie kontynuujemy – stwierdziła Bergman i się rozłączyła. Postanowiła zacząć od sypialni.
W szufladzie komody, która tam stała, znaleźli zapełnioną do połowy szkatułkę z biżuterią. Niestety, nie udało się na poczekaniu ustalić, czy czegoś brakuje. W większości były to zwykłe świecidełka, które nie pasowały do charakteru mieszkania. Bergman postanowiła porozmawiać o tym z przyjaciółką zamordowanej kobiety, która mogła pomóc w ustaleniu, czy ze szkatułki coś nie zniknęło. Dziwiło ją, że nigdzie nie znaleźli lekarstw, chociaż kobiety w tym wieku zwykle jakieś zażywają. Za to w schowku stało sporo środków dezynfekcyjnych. A kiedy ze stojącej w przedpokoju komody wysunęli szufladę, znaleźli w niej portfel, nieważny paszport, notes z numerami telefonów i klucze. Alfredsson wskazał palcem te ostatnie i powiedział:
– Dwa z nich wyglądają na klucze do drzwi wejściowych z dodatkowym wizjerem, a ten to chyba klucz do komórki w piwnicy.
W stosunku do pozostałych przedmiotów portfel leżał lekko po skosie. Bergman wzięła go do ręki i rozłożyła. W środku znalazła kilka monet i kartę do bankomatu. W przegródkach nie było banknotów, zdjęć, paragonów, kartek z PIN-em ani innych drobiazgów, które ludzie zwykle noszą w portfelach.
– Co ty na to? – spytał Alfredsson. – Myślę, że ktoś ją okradł. Włamał się do mieszkania, żeby je obrobić, i sytuacja wymknęła mu się spod kontroli.
– Najpierw musimy ustalić, czy w chwili, kiedy kobieta, która do nas zadzwoniła, weszła do mieszkania, drzwi były zamknięte na klucz.
– Masz rację.
W tym momencie zadzwonił telefon Bergman. Zameldował się policjant, który stawił się na miejscu z kilkoma innymi funkcjonariuszami, żeby pomóc w przesłuchiwaniu sąsiadów. Stali przy wejściu do budynku i czekali na dalsze polecenia. Bergman wysłała do nich Alfredssona, żeby się nimi zajął i wydał im odpowiednie polecenia, a potem jeszcze raz obejrzała całe mieszkanie. Zaczęła od sypialni. Szybko zauważyła, że właścicielka sypiała na lewej stronie podwójnego łóżka, ponieważ stała przy nim para pantofli, a na szafce szklanka. Dość długo oglądała czarno-białe, oprawione w ramki zdjęcia ślubne, które wisiały nad łóżkiem. Stwierdziła, że Elna Oskarsson była kiedyś ładną kobietą. Na jednym ze zdjęć wyglądała na nie więcej niż dwadzieścia lat. Podobnie jak jej mąż.
4
Filippa długo patrzyła na drewnianą, pokrytą złuszczoną farbą fasadę budynku w Gårda. Znajdujące się w nim mieszkania na wynajem cieszyły się dużym powodzeniem, chociaż większość z nich miała prysznice w piwnicy, a z kranów płynęła tylko zimna woda. Filippa doszła jednak do wniosku, że mimo niskiego standardu chętnie by tu zamieszkała. Bardzo jej zależało, żeby się jak najprędzej wyprowadzić z domu. Czuła, że dłużej tam nie wytrzyma. Dzisiaj rano, kiedy brała prysznic, konkubent matki wtargnął do łazienki i musiała się bronić przed jego obrzydliwymi jak macki ośmiornicy łapami, którymi próbował ją obłapywać. I do tego się z niej śmiał. Zdenerwowało ją to. Co jednak zrobi, jeśli David, którego poznała na przystanku tramwajowym, się rozmyślił? Miała nadzieję, że do tego nie dojdzie. Bardzo by chciała, żeby dostrzegł w niej kogoś szczególnego, bo przecież poświęcił jej trochę swojego czasu i chciał jej pomóc. Na drzwiach wejściowych wisiała kolorowa kartka z napisem „PRZYSZŁOŚĆ ZIEMI”. Filippa zebrała się na odwagę, kilka razy głęboko odetchnęła i otworzyła drzwi. Strzałki wskazały jej kierunek. Siedziba fundacji mieściła się w piwnicy. Od razu usłyszała dobiegający z dołu gwar ludzkich głosów. Szła długim, oświetlonym korytarzem, aż dotarła do pomieszczenia wypełnionego ludźmi. Większość z nich była w jej wieku. Na ścianach wisiały afisze z hasłami typu „Ratujcie naszą planetę”, „Zakaz używania tworzyw sztucznych”, „Przejdź na weganizm”. Meble wyglądały na kupione w jakimś antykwariacie, ale w środku panowała przyjemna, rodzinna atmosfera. W pewnej chwili zobaczyła Davida, który rozmawiał z kilkoma dziewczynami. Od razu zauważyła, że są od niej starsze, ładniejsze i pewniejsze siebie. Przed chwilą czuła się świetnie, ale po tym, co zobaczyła, straciła pewność siebie. Co ty tu robisz?, pomyślała. Postanowiła zniknąć, zanim ktokolwiek ją zauważy i zacznie zadawać pytania. Jednak nim zdążyła wyjść, zauważył ją David, który pomachał do niej ręką i zaprosił ją do środka. Filippa niechętnie do niego podeszła.
– Cześć – powiedział, a kiedy się do niej uśmiechnął, w jego policzkach pojawiły się dwa dołeczki. Filippa poczuła się niezręcznie. Obie dziewczyny uważnie jej się przyglądały.
– Cześć – odparła cichym głosem.
– Fajnie, że przyszłaś – stwierdził entuzjastycznym tonem David. – Przed chwilą rozmawiałem o tobie z Ebbą i Julią.
Filippa miała ochotę zapaść się pod ziemię, ale David zrobił taką minę, jakby czytał jej w myślach.
– Ustaliliśmy, że trzeba ci znaleźć miejsce do spania – wyjaśnił.
Obie dziewczyny skinęły głowami, że tak właśnie było.
– Ja też tu mieszkam… tworzymy kolektyw – wyjaśniła Julia.
Filippie spodobał się jej sposób bycia. Doszła do wniosku, że Julia jest cool. Była wysoka i szczupła, miała duże oczy, wysokie kości policzkowe i naturalną urodę. Nie musiała nakładać makijażu. – Na górze mamy trzy sypialnie, wspólny salon i kuchnię. Jeśli chcesz, możesz się wprowadzić do pokoju, który stoi pusty. Nawet jutro.
Filippa nie wiedziała, co powiedzieć. Była tak zaskoczona tą propozycją, że odebrało jej mowę.
– A czynsz? – spytała.
– Sześćset koron na głowę – odparła z uśmiechem Julia. – To niewiele, bo standard jest niski. Zastanów się nad tą propozycją. Jeśli chcesz, pokażę ci ten pokój, ale dopiero po odczycie Davida.
– Okej… to znaczy chętnie – ucieszyła się Filippa.
– Świetnie – stwierdził David i położył jej dłoń na ramieniu. Stał tak blisko, że Filippa się zaczerwieniła, a jej ciało oblała fala ciepła. – Bardzo się cieszę, że przyszłaś – kontynuował tak cicho, że tylko ona go słyszała. – Za chwilę wygłoszę wykład, ale mam nadzieję, że potem się spotkamy… tylko ty i ja. Zostaniesz?
Filippa skinęła głową, a David oddalił się w stronę podwyższenia, które pełniło funkcję małej sceny. W chwili, kiedy na nią wszedł, w pokoju zapadła cisza. Filippa oceniła, że w pomieszczeniu zgromadziło się jakieś pięćdziesiąt osób. Wszyscy wpatrywali się w niego pełnym wyczekiwania wzrokiem.
– Na początku chciałbym podziękować wam za wasze zaangażowanie – zaczął David przyjemnym, ale stanowczym głosem. Mówił z lekkim, amerykańskim akcentem, który podkreślał jego charyzmę i entuzjazm. – Musimy działać razem, zwracać na siebie uwagę. Tu chodzi o przyszłość naszych dzieci i wnuków.
Jego słowa wywołały aplauz, ale David uniósł ręce i wszyscy natychmiast ucichli. Był podekscytowany, miał zaczerwienione policzki, cały promieniał.
– Nasza fundacja, Przyszłość Ziemi, chce otworzyć ludziom oczy i stworzyć uniwersalną świadomość klimatyczną, żeby ratować Matkę Ziemię, zanim będzie za późno. Pomyślcie tylko: gdyby wszyscy przeszli na dietę wegetariańską, moglibyśmy zakończyć przemysłowy chów zwierząt i zamknąć zakłady hodowli zwierząt, które tłoczą się w klatkach i nigdy nie widziały światła dziennego. Pomyślcie o transportowaniu tych zestresowanych istot, które umierają z przegrzania w ciasnych boksach. Jeśli spadnie zapotrzebowanie na produkty sojowe, które są wykorzystywane jako pokarm dla zwierząt hodowlanych, zmniejszy się też wycinka lasów tropikalnych.
Co za bzdury, pomyślała Filippa. Tymczasem David kontynuował swój wykład, wyjaśniając istotę spraw. Filippa nigdy się nie interesowała zmianami klimatycznymi, działalnością aktywistów ani wpływem wzrostu dwutlenku węgla w atmosferze na przyszłość planety.
– Czy wiecie, że jeden przelot samolotem z Göteborga do Sztokholmu to tyle samo co czterdzieści tysięcy podróży pociągiem? Mam na myśli ilość dwutlenku węgla, jaka powstaje w czasie podróży między tymi dwoma miastami.
Pokój wypełnił się przytłumionym gwarem. David kontynuował:
– Wiecie, że Göteborg wraz z dziewięcioma otaczającymi go gminami dostarcza rocznie pięćset pięćdziesiąt tysięcy ton odpadów do spalarni w Sävenäs, która należy do firmy Renova? Wiecie, że Renova przyjmuje śmieci z Anglii i Włoch? Wiecie, że w procesie ich przetwarzania powstaje pięćset ton popiołu dziennie? Wiecie, że są one później zrzucane do kamieniołomu w Tagene? Władze nazywają to czystą energią i twierdzą, że dzieje się tak z korzyścią dla społeczeństwa.
David zrobił pauzę i uniósł jakąś broszurę, żeby każdy mógł ją widzieć.
– W tej broszurce można przeczytać, że władze nazywają takie spalanie „przyjaznym dla środowiska pozyskiwaniem energii”. Broszurkę wydrukowała firma Renova, która używa tych pięknych słówek, żeby nami manipulować. Chce, żeby ich kłamstwa ładnie brzmiały.
Filippa dosłownie czuła energię i jedność, które wypełniały pokój. Dzięki słowom Davida nabrała ochoty, żeby się w to zaangażować. Nie wiedziała jak, ale była pewna, że tego chce. Tymczasem David kontynuował swój wykład. Trwało to dosyć długo, a kiedy wypowiedział ostatnie zdanie, oklaskom i ogólnemu aplauzowi nie było końca.
– Dziękuję – powiedział z poważną miną. – Apelują do wszystkich: pomóżcie nam zdobywać fundusze, żebyśmy mogli propagować nasze przesłanie, bo tylko w ten sposób zdołamy wpłynąć na ludzi z naszego otoczenia, zwłaszcza na tych, którzy podejmują decyzje.
Wyciągnął rękę, wskazał jakiś punkt za Filippą i zakończył słowami:
– Zgłaszajcie się do Ebby i Julii. Każdy otrzyma jakieś zadanie.
Filippa obejrzała się za siebie. Obie dziewczyny wpatrywały się w Davida błyszczącymi z podziwu oczami. Zaczęła się zastanawiać, czy ona też tak na niego patrzy. Julia uśmiechnęła się do niej, mrugnęła okiem, podeszła i powiedziała:
– Chodź ze mną, pokażę ci nasze mieszkanie. Ebba wszystkim się zajmie.
– Okej – odparła Filippa. Miała nadzieję, że kiedy wrócą, będzie mogła porozmawiać z Davidem.
5
Bergman jeszcze raz obejrzała zwłoki Elny Oskarsson, bo takie imię i nazwisko widniało na tabliczce na drzwiach mieszkania. Potem jej ciało trafiło do czarnego worka służącego do przewozu zwłok. Komisarz przytrzymywała drzwi, żeby pracownicy, którzy przyjechali po ciało, mogli przejść z noszami. Kiedy wyszli, zamknęła drzwi na klucz, ale w tej samej chwili usłyszała jakieś hałasy na klatce schodowej. Otworzyła i zobaczyła znajomego reportera z kamerą na ramieniu. Mężczyzna stał na schodach i blokował przejście ludziom z noszami.
– Proszę ich przepuścić! – zawołała Bergman.
Mężczyzna się odwrócił i podszedł do niej, podsuwając jej mikrofon. Widok policjantki najwyraźniej go ucieszył.
– Zostaliśmy poinformowani, że w tym budynku znaleziono martwą kobietę. Podobno została zamordowana. Czy może to pani potwierdzić?
Bergman miała ochotę zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, żeby zgasić mu na twarzy tę jego bezczelną minę, ale szybko się opanowała. Domyśliła się, że media poinformował któryś z sąsiadów po tym, jak się dowiedział o śmierci Oskarsson od przesłuchujących go policjantów. Uznała więc, że nie ma sensu zaprzeczać.
– Potwierdzam, że w tym mieszkaniu znaleziono martwą kobietę. Ślady wskazują, że nie zmarła śmiercią naturalną. Więcej na tę chwilę nie mogę powiedzieć. Śledztwo jest we wstępnej fazie.
Bergman skinęła reporterowi głową na znak, że to wszystko, zamknęła drzwi i przekręciła klucz. Cholera, pomyślała. Tacy jak on nigdy nie pozwalają policji pracować w spokoju. Czy oni naprawdę nie rozumieją, że mogą zaszkodzić śledztwu?
– Mówiłaś coś? – zawołał z sypialni Nilsson, patrząc na nią ze zmarszczonym czołem.
– Rozmawiałam z reporterem. Macie coś nowego?
– W szafce jest mnóstwo akcesoriów do sprzątania, a mieszkanie jest idealnie czyste. Mamy kłopot ze znalezieniem odcisków palców i jakichkolwiek innych śladów. Mam nadzieję, że w łazience coś będzie. Wszystkie powierzchnie zostały wytarte do czysta.
– Ja też to zauważyłam.
– Czy rozmowy z sąsiadami przyniosły jakiś rezultat?
– Nie – odparła Bergman i spojrzała na zegarek. Właściwie mogłaby już wrócić do domu. Nie była tu już potrzebna, ale coś ją powstrzymywało przed wyjściem, więc postanowiła jeszcze raz obejrzeć wszystkie pomieszczenia. Coś jej tu nie pasowało. Może to, że mieszkanie było tak dokładnie wysprzątane? Jedyną rzeczą, która odbiegała od normy, była wysunięta na kilka centymetrów szuflada komody w przedpokoju i odłożony krzywo portfel. W normalnych okolicznościach nie wzbudziłoby to jej zainteresowania, ale tutaj od razu zwróciła na to uwagę. Weszła do przedpokoju, stanęła przy komodzie, wysunęła górną szufladę i jeszcze raz obejrzała jej zawartość. Zastanawiała się, czy coś mogło z niej zniknąć i kim była Elna Oskarsson. Na podstawie aranżacji mieszkania nie można określić, czym się na co dzień zajmowała ani z kim się spotykała, ale wiele wskazywało na to, że najbardziej interesowało ją utrzymanie tego miejsca w czystości i porządku. Czy to znaczy, że cały swój czas poświęcała na sprzątanie? W mieszkaniu nie znaleziono albumów ze zdjęciami ani pożółkłych wycinków z gazet. Była tylko stara fotografia ślubna, która niewiele mogła opowiedzieć o przeszłości tej kobiety. Bergman nie mogła się doczekać, kiedy zacznie przesłuchiwać sąsiadkę, która zadzwoniła na policję. Wyjęła telefon, ale w skrzynce mailowej znalazła jedynie wiadomość do Ekberg. Nowa szefowa Biura Wywiadu chciała się z nią spotkać w poniedziałek o siódmej rano w swoim biurze na drugim piętrze. Nie pytała, czy Bergman dysponuje wolnym czasem, tylko wydała jej polecenie, którego policjantka nie mogła zignorować.
6
Ból był tak silny, że Alfredsson trzymał się za głowę. Przed chwilą rozdzielił między przysłanych funkcjonariuszy poszczególne klatki schodowe. Przesłuchiwanie sąsiadów i mieszkańców okolicznych domów uważał za jedną z najbardziej nudnych i monotonnych czynności w swojej pracy. Rzadko to robił, a dzisiaj na dodatek odczuwał zmęczenie i był na lekkim kacu. Na samą myśl o smrodzie, jaki się unosił w mieszkaniu, w którym znaleziono zwłoki starszej kobiety, zawartość żołądka podchodziła mu do gardła. Miał nadzieję, że wyjaśnią tę sprawę w ciągu kilku dni. Sobie przydzielił tę klatkę schodową, w której mieszkała ofiara, bo to tu widział największą szansę na to, że od któregoś z lokatorów uzyska cenne informacje. Zaczął od parteru, a potem szedł w górę, aż dotarł na szóste piętro, na którym mieszkała Oskarsson. Nacisnął dzwonek, a kiedy na wszelki wypadek zapukał do drzwi, w mieszkaniu rozległo się szczekanie psa. Po chwili zauważył, że ktoś przyłożył oko do wizjera. Wyjął więc swoją legitymację służbową i uniósł ją na wysokość piersi. Drzwi otworzyła mu kobieta po czterdziestce. Ubrana była w szlafrok, miała potargane włosy i zaspaną twarz. Na ręce trzymała pieska, który przypominał kłębek wełny. Alfredsson się przestawił, wskazał przez ramię drzwi sąsiedniego mieszkania i wyjaśnił:
– Pani sąsiadka… ta starsza kobieta… została znaleziona martwa. Przesłuchujemy wszystkich sąsiadów. Znała ją pani?
– Elna Oskarsson… – stwierdziła z uśmiechem kobieta i przeciągnęła dłonią po włosach. – Tak bym tego nie określiła. Pracuję do późnych godzin i sporo podróżuję, więc obie funkcjonowałyśmy o różnych porach dnia i nocy. Chyba pan wie, co mam na myśli?
– Czy była pani wczoraj w domu?
– Tak.
– A słyszała pani na klatce schodowej jakieś odgłosy? Na przykład trzaskanie drzwi albo głośno rozmawiających ludzi?
Kobieta wzruszyła ramionami.
– Przykro mi, ale większą część dnia przespałam, a kiedy słucham muzyki, nie słyszę prawie żadnych dźwięków, które dobiegają z zewnątrz. Około dziesiątej wieczorem pojechałam do pracy.
– A z nim pani nie wychodziła? – spytał Alfredsson, spoglądając wymownie na psa, którego kobieta nadal trzymała na ręce.
– Nie – odparła z uśmiechem kobieta. – On jest tak mały, że sika do skrzynki na balkonie.
– Gdzie pani pracuje?
– Jestem tancerką – odpowiedziała kobieta z wyzywającym błyskiem w oczach.
– Gdzie? – spytał policjant, chociaż był na sto procent pewien, że nie ma do czynienia z diwą operową.
– W Heartbeat. To nocny lokal przy Andra Långgatan.
Striptizerka, domyślił się Alfredsson i pogratulował sobie błyskotliwości. Po tylu latach pracy w policji potrafi bezbłędnie określić, z kim ma do czynienia, na podstawie samego wyglądu i zachowania danej osoby.
– Dziękuję… nie mam więcej pytań – powiedział. Wyjął swoją wizytówkę, podał ją rozmówczyni i dodał: – W razie czego proszę się z nami skontaktować.
Kobieta wzięła wizytówkę i przez chwilę ją studiowała.
– Jasne… a korzystając z okazji, że pan tu jest, chciałabym coś zgłosić. Drzwi wejściowe do naszej klatki schodowej są często otwarte. Strasznie mi to przeszkadza, bo każdy może tu wejść. Zgłaszałam tę niedogodność właścicielowi budynku, ale do tej pory nic z tym nie zrobił. Ludzie traktują naszą klatkę schodową jak noclegownię. W sąsiedztwie jest szkoła podstawowa. Przychodzą do nas dzieci, dzwonią do drzwi i uciekają. W skrzynkach pocztowych znajdujemy mnóstwo głupich reklam, a kiedy wracam późno do domu, czuję się nieswojo, bo na schodach spotykam ludzi, którzy tu nie mieszkają.
Alfredsson przypomniał sobie, że żaden z przesłuchiwanych sąsiadów nie skarżył mu się na takie rzeczy, więc uznał te informacje za interesujące. Podziękował za rozmowę i wyszedł. Zostały mu jeszcze dwa mieszkania. Miał szczęście, bo do tej pory nie zastał tylko jednego z lokatorów. Był piątek wieczór, większość mieszkańców spędzała czas w domu. W tej samej chwili dostał od Bergman esemesa. Od razu na niego odpisał.
U mnie nic nowego, wracam do domu. Co u ciebie?
Też nic konkretnego.
Okej. Odprawa jutro o 11.30.
Alfredsson żałował, że nie ma przy sobie butelki wody, bo czuł, że ma nieświeży oddech. Rozbolała go głowa i marzył, żeby się wyspać, ale wiedział, że będzie mógł się stąd wyrwać najwcześniej za półtorej godziny. Chyba, że nagle coś się wydarzy i będzie musiał zmienić plany.
7
Bergman zatrzymała się na placu Sankt Sigfridsplan, żeby kupić trochę raków, ale się skończyły, zdecydowała się więc na homary. W lodówce chłodziła się butelka crémant, więc uznała, że homary też będą do niego pasować. Wreszcie przyszedł piątek. Tęskniła za domem, myślała o Norze. Miała nadzieję, że dziewczynka nie ma gorączki i że spędzą ten weekend we trójkę. Nagle zatęskniła za Adamem. Będzie zaskoczony, kiedy mu pokaże, co kupiła. Może po kolacji znowu się będą kochać? Stale są tak przemęczeni, że nawet nie pamiętała, kiedy uprawiali seks. Pewnie przed kilkoma tygodniami.
Na dworze było już ciemno, a kiedy wkładała klucz do zamka, zauważyła, że w oknach domu palą się światła. Weszła do przedpokoju i pierwszą rzeczą, którą usłyszała, był żałosny głos Nory. Nie tego się spodziewała.
– Dzień dobry… wróciłam! – zawołała. Postawiła torby z zakupami na podłodze, zdjęła buty, kurtkę i szalik. W tej samej chwili do przedpokoju wszedł Adam z Norą na rękach. Dziewczynka ubrana była w piżamę.
– Wreszcie jesteś – powiedział i chciał jej podać Norę, ale ta wczepiła się w niego rączkami. Miała błyszczące oczy i rozgrzane policzki. Bergman dotknęła jej czoła.
– Ma gorączkę? – spytała.
– Tak – odparł poirytowanym tonem Adam. – Czy mogłabyś ją ode mnie wziąć? Muszę już wyjść, jestem spóźniony.
Bergman dopiero teraz zauważyła, że Adam jest świeżo ogolony i elegancko ubrany. Wyciągnęła ręce po Norę, ale dziewczyna wciąż nie chciała się od niego oderwać.
– Tataaaaa… – protestowała zrzędliwym tonem.
– Wychodzisz? – zdziwiła się Bergman. – Zrobiłam zakupy. Myślałam, że zjemy razem…
Adam zawiązał szalik wokół szyi.
– Kilka razy cię uprzedzałem, że dziś wieczorem mnie nie będzie. Czemu nigdy mnie nie słuchasz? Idę na spotkanie z grupą rodziców.
Bergman zacisnęła zęby. Nora wierciła jej się na rękach i trudno ją było utrzymać.
– Szczerze mówiąc, nie pamiętam, żebyś o tym mówił. Kupiłam homary na kolację.
Adam pokręcił głową.
– Nora jadła kleik pół godziny temu. Jest po kąpieli i ma zmienioną pieluchę. Sprawdzaj temperaturę. O czwartej dostała lek na zbicie gorączki. – Spojrzał na zegarek i dodał: – Muszę już iść.
Demonstracyjnym ruchem włożył rękawiczki, odwrócił się do Bergman plecami i nacisnął klamkę. Do przedpokoju wpadła fala chłodnego powietrza, kobieta poczuła zapach wody po goleniu. Ładnie pachnie, pomyślała. Miała ochotę wbić się twarzą w jego szalik i nie wypuścić go z domu.
– O której wrócisz? – spytała, wyciągając do niego rękę.
Adam popatrzył na nią przeciągłym wzrokiem. Bergman miała taką minę, jakby była zła i smutna.
– Odpowiem ci tak, jak ty odpowiadasz mnie – odparł. – Wrócę, o której będzie mi pasować.
Nora coraz głośniej zrzędziła. Bergman była już tak poirytowana, że miała ochotę zatkać jej usta.
– Nie wiem, o której przyjdę – rzucił na odchodnym Adam. – Ty nigdy nie wracasz o ustalonej godzinie.
Kobieta poczuła, jak krew pulsuje jej w skroniach. Z trudem się pohamowała, żeby nie powiedzieć czegoś, czego później mogłaby żałować.
– W takim razie życzę ci miłego wieczoru – odparła chłodnym tonem, siląc się na spokój.
Adam spojrzał na nią takim wzrokiem, jakby chciał jej się odgryź. Widać było, że tylko czeka na pretekst do sprzeczki. Pewnie chodził po mieszkaniu i czekając na jej powrót, sam się nakręcał. Bergman zacisnęła pięści. Przecież zamiast odgrywać męczennika mógł do niej zadzwonić. Gdyby to zrobił, nie doszłoby do takiej scysji. Ale on się tylko odwrócił na pięcie, wyszedł z domu i zatrzasnął jej drzwi przed nosem. Przez chwilę miała ochotę szarpnąć za klamkę, otworzyć drzwi i spytać, czemu zachowuje się jak dziecko, ale się opanowała i dała spokój. Drżącymi dłońmi głaskała Norę po włosach i po pleckach i zanuciła coś pod nosem, żeby ją uspokoić, a potem poszła do kuchni i usiadła przy stole. Płacz Nory przeszedł w szloch, ale w końcu się uspokoiła. Bergman czuła, jak Nora zwiotczała jej na rękach, co oznaczało, że dziewczynka zasnęła ze zmęczenia. Ostrożnie zaniosła ją do sypialni i położyła do łóżeczka. Nora nadal była rozgrzana i miała wypieki na policzkach. Bergman stała nad łóżkiem i długo się przyglądała swojej córce – ich wspólnemu skarbowi. Potem wróciła do kuchni, żeby sobie przyrządzić coś do jedzenia.
Nagle usłyszała dźwięk przychodzącego esemesa. Spojrzała na ekran swojego telefonu, ale nie dostrzegła ikonki nowej wiadomości. Chwilę później przyszedł kolejny esemes. Rozejrzała się po kuchni i zobaczyła, że na parapecie leży telefon Adama. Pewnie zapomniał go zabrać. Na wyświetlaczu widniała wiadomość: „Czekam na ciebie. Kiedy przyjdziesz?”. Bergman przeciągnęła palcem po ekranie, żeby sprawdzić, kto wysłał esemesa, ale nic jej to nie dało, bo dostęp do aparatu był chroniony hasłem. Dziwne. Adam nigdy nie blokował dostępu do swojego telefonu. Wprawdzie nieraz zwracała mu na to uwagę, ale on tylko wzruszał ramionami. Ogarnęła ją zazdrość. Wpisała PIN, którego Adam używał wcześniej, ale był już nieaktualny. Wolała nie ryzykować, bo jeśli kolejny raz wpisze błędne hasło, telefon zostanie zablokowany, a Adam od razu się domyśli, że przy nim grzebała. Pocieszała się, że to nic ważnego, że wiadomość przyszła od którejś z matek, z którymi Adam się spotykał, i na pewno by się ośmieszyła, gdyby go o to spytała. Niechętnie odłożyła telefon na parapecie i postanowiła spędzić wieczór w bardziej przyjemny sposób. Poszła do salonu, nakryła stół, usiadła przed telewizorem, zjadła porcję homarów i popiła je winem. Potem obejrzała film, który wcześniej nagrała. Po całym tygodniu pracy była już tak zmęczona, że szczypały ją oczy. Leżała na kanapie i powoli zasypiała.
Obudził ją Adam, szarpiąc za ramię. Bergman się domyśliła, że zasnęła, bo nie mogła sobie przypomnieć zakończenia filmu. Próbowała przyciągnąć do siebie Adama, ale się od niej odsunął.
– Wszystko wypiłaś sama? – spytał, wskazując opróżnioną butelkę. Talerz z homarami i koszyczek z chlebem nadal stały na stoliku.
Bergman skinęła głową, uśmiechnęła się i popatrzyła na niego mętnym wzrokiem. Adam skrzywił się poirytowany.
– Na miłość boską! – zawołał. – Co ty wyprawiasz? Nora jest chora.
Bergman wyprostowała się energicznie na kanapie. Tak gwałtowny ruch spowodował, że dostała mdłości.
– Gorączka spadła i Nora smacznie śpi – odparła.
– Upiłaś się. Nie jestem ślepy.
– O co ci chodzi?! – zawołała Bergman. – Czemu ciągle się mnie czepiasz? Siedziałam tu i czekałam na ciebie.
Adam westchnął i przeciągnął dłonią po włosach. Miał nieobecny wzrok, przypominał kogoś, kto dźwiga na swych barkach ciężkie brzemię.
Bergman klepnęła ręką w kanapę.
– Może w końcu usiądziesz? – spytała.
– Jestem zmęczony i pójdę się położyć. Zajmiesz się rano Norą?
– Jasne – odparła rozczarowanym głosem Bergman. Przez cały czas ze sobą walczyła, żeby nie zwymiotować. Miała mdłości, śmierdziało jej z ust. Chyba faktycznie przesadziła z winem. Odczekała, aż Adam wyjdzie z łazienki i zniknie w sypialni, i dopiero wtedy posprzątała ze stołu, umyła zęby i położyła się do łóżka. Adam głośno chrapał i nie mogła zasnąć. Po głowie krążyły jej różne myśli. Około czwartej wstała z łóżka i poszła zwymiotować. Dopiero wtedy zasnęła.
Sobota, 16 listopada
8
Filippa już trzeci raz czytała esemesa od Davida i z trudem tłumiła ziewanie. „Dzięki, że wczoraj przyszłaś. Szkoda, że nie zdążyliśmy porozmawiać. Mam nadzieję, że wkrótce znowu się spotkamy”. Ostatniego wieczoru była bardzo rozczarowana, bo kiedy Julia oprowadziła ją po mieszkaniu i wróciły na dół do sali, Davida już nie było. Teraz stała i rozglądała się po pokoju, w którym miała zamieszkać. Pomieszczenie nie było duże, ale nie miało to znaczenia. Na jego wyposażenie składało się łóżko, krzesło, nocna szafka i komoda. Niewiele, ale na tę chwilę więcej nie potrzebowała. W końcu udało jej się wyrwać z domu. Poprzedniego dnia, kiedy wróciła ze spotkania, spakowała swoje rzeczy i przygotowała się do wyprowadzki. Cały jej dobytek zmieścił się w dwóch dużych torbach i kilku reklamówkach, chociaż zabrała ze sobą kołdrę i kilka ręczników. Kiedy rano wychodziła z domu, jej mama spała, bo nie zdążyła wytrzeźwieć. Przed wyjściem poszła do kuchni i zostawiła na stole kartkę z wiadomością, że się wyprowadza i że decyzję tę podjęła sama, bo nie musi się przed nią tłumaczyć. Mama będzie niezadowolona, bo straci tysiąc koron, które od niej dostawała jako dopłatę do czynszu. Teraz sama będzie musiała pokryć całą kwotę, podczas gdy ona, Filippa, zapłaci za swoje nowe lokum sześćset koron. Po rezygnacji z kursu nie otrzymywała już stypendium i będzie musiała poszukać sobie pracy. Na szczęście Julia pozwoliła jej poczekać z pierwszą wpłatą do czasu, aż jej sytuacja finansowa się unormuje.
Miała nadzieję, że David mieszka w tym samym mieszkaniu, ale tak nie było. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Zawołała „proszę!” i do pokoju weszła Julia.
– Napijesz się herbaty? – spytała.
– Chętnie – odparła Filippa i poszła z nią do kuchni.
– Ekologiczna – wyjaśniła Julia, podając jej kubek parującego napoju. – Składa się z mieszanki pokrzyw, skrzypu polnego i kopru włoskiego.
Filippa podziękowała i wypiła drobny łyk. Herbata miała lekko gorzki smak. Trochę cukru na pewno by go złagodziło, ale czuła, że w tym miejscu nie ma sensu o niego prosić.
– Jaka herbatę zwykle pijesz? – spytała Julia.
– Taką jak ta – odparła Filippa.
– Ja się odżywiam w pełni ekologicznie. Moje menu składa się głównie z produktów wegańskich, ale od czasu do czasu pozwalam sobie na jakieś danie wegetariańskie. Każdy powinien się troszczyć o środowisko, bez względu na to, czym się zajmuje i jakie ma upodobania. Trzeba dokonywać odpowiedzialnych wyborów, bo każdy z nich rodzi określone konsekwencje. Tak mówi David, a ja się z nim w pełni zgadzam.
Filippa skinęła głową, jakby wszystko zrozumiała, chociaż dotąd było jej obojętne, co je i skąd to jedzenie pochodzi. Jeśli ktoś ma niewiele pieniędzy, trudno mu przestrzegać tych wszystkich zasad. Najczęściej jadła kanapki i półprodukty, potrawy jednogarnkowe, pulpety, łatwe do ugotowania makarony i inne potrawy, które wystarczy zalać keczupem, żeby nabrały przyzwoitego smaku. Nigdy się nie zastanawiała nad tym, o czym wspomniała Julia, ale czuła, że jej słowa mają jakiś sens. Jeśli ktoś chce coś zmienić, powinien dokonywać odpowiedzialnego wyboru. Mówiła o świadomości ekologicznej, choć Filippa nie do końca wiedziała, co to określenie oznacza. Chciała pomagać, stać się taka jak ci, którzy tworzą Przyszłość Ziemi, a najchętniej znowu by się spotkała z Davidem. Na lodówce leżał plik wycinków prasowych. Zdjęcia przedstawiały biegające wśród samochodów kury i martwe kurczaki unoszące się na wodzie wśród cumujących w porcie statków. Podeszła bliżej, żeby się dowiedzieć czegoś więcej.
Tysiące sztuk martwego drobiu. Protest w Terminalu Niemieckim wymierzony w uciążliwe metody transportu zwierząt. Policja podejrzewa, że za zdarzeniem stoją aktywiści ekologiczni i organizacje broniące praw zwierząt. Na razie nikt nie został zatrzymany.
Filippa przypomniała sobie, o czym ostatniego wieczoru mówił David. Może to on i ludzie z fundacji stali za wydarzeniami w porcie? Niechętnie musiała przyznać, że jej to imponowało.
Julia poklepała ją po ramieniu.
– Jeśli chcesz, możesz iść do pośredniaka i zadeklarować, że zamierzasz dla nas pracować jako wolontariuszka. Skończyłaś dwadzieścia lat?
– Nie.
– To dobrze, bo dzięki temu kwalifikujesz się do grupy młodzieży, która ma gwarancję pracy. Idź tam w poniedziałek i powiedz, że chcesz odbyć u nas praktykę. – Julia wyjęła z tylnej kieszeni wizytówkę i podała ją Filippie. – Tu są moje dane kontaktowe. Poproś, żeby do mnie zadzwonili, a ja potwierdzę, że faktycznie jesteś u nas na praktyce. Przyznają ci specjalny dodatek motywacyjny. Niezłe, co?
Filippa nie mogła uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Dzięki Davidowi ma gdzie mieszkać, a Julia troskliwie się nią zajęła, dzięki czemu życie stało się prostsze.
– Dzięki za pomoc – powiedziała cichym głosem i szybko przełknęła ślinę, żeby się nie rozpłakać. Julia mogłaby sobie pomyśleć, że jest jej przykro, a tego by nie chciała.
Dziewczyna ciepło się do niej uśmiechnęła i położyła jej dłoń na ramieniu.
– Nie ma sprawy, ale teraz już muszę lecieć. Mam do omówienia kilka spraw z Ebbą… wczoraj ją poznałaś. Chodzi o zbiórkę pieniędzy na naszą fundację. To ja jestem za to odpowiedzialna. Po południu idziemy do Landali i Vasastan, żeby rozdawać broszury z naszym przesłaniem. Będzie nam pomagać około dwudziestu wolontariuszy. Podzielimy się adresami. Każdą odwiedzaną osobę mamy informować o działalności naszej organizacji, wręczyć broszurę i poprosić o datek. Jeśli nie masz czegoś w planach, możesz się do nas przyłączyć. Przy okazji zobaczysz, jak działamy. Zbieranie pieniędzy to dla nas priorytet. Nasza praca to warunek tego, żeby David mógł się skupić na rozpowszechnianiu naszego przesłania.
– Nie ma sprawy… chętnie wam pomogę – odparła Filippa. – Jeszcze raz dziękuję, że ty i David daliście mi tę szansę. Postaram się was nie zawieść. Obiecuję.
– Super. W takim razie spotykamy się o trzynastej przy ulicy Korsvägen.
9
Obudziło ją głośne chrapanie Adama. Przypomniała sobie, że po powrocie do domu był na nią zły. Zarzucał jej, że wypiła za dużo wina, chociaż on też nie był całkiem trzeźwy. Dochodziła dziewiąta. Ależ zaspali! Czuła się świeża i wypoczęta. Odsunęła kołdrę i cicho przeszła przez pokój, żeby nie obudzić Adam. Miała nadzieję, że jeśli długo pośpi, obudzi się w lepszym humorze.
Nora miała spokojną noc. Jej pierś unosiła się spokojnie, a policzki nie były tak rozpalone, jak poprzedniego dnia. Bergman ostrożnie dotknęła jej czoła i z ulgą stwierdziła, że jest chłodne. Poprawiła kołderkę i postanowiła wziąć prysznic i się ubrać. Jej myśli krążyły wokół zabójstwa na osiedlu Prästgårdsängen. Prawdopodobnie doszło do włamania, sytuacja wymknęła się spod kontroli i włamywacz zabił kobietę. Ktoś będzie musiał stwierdzić, co zginęło z mieszkania.