Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Tej samej nocy w Göteborgu ofiarą napaści padają dwaj mężczyźni. Do obu zdarzeń dochodzi na ulicy Andra Långgatan, przy której swoje siedziby mają liczne restauracje, kluby ze striptizem i sklepy z antykami. Okoliczności obu napadów mogą wskazywać, że dokonał ich jeden i ten sam sprawca. Jedną z ofiar jest odnoszący sukcesy i znany w świecie finansów biznesmen, który umiera na skutek odniesionych obrażeń. Druga ofiara to kantor z kościoła w Bankeryd. Przeżył napad, ale nie chce wyjaśnić policji, co robił w mieście o tak później porze.
Dochodzenie prowadzi komisarz policji kryminalnej Ingrid Bergman wraz ze swoją ekipą śledczą. Okazuje się, że żaden z napadniętych mężczyzn nie został okradziony. Motyw pobicia pozostaje nieznany. W toku śledztwa Bergman trafia do pewnego środowiska, w którym obowiązuje zasada milczenia.
„Piąta Księga Mojżeszowa” to powieść o fanatyzmie, podwójnej grze i prześladowaniu. Jest pierwszą z serii książek o Ingrid Bergman – komisarz policji kryminalnej w Göteborgu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 417
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 10 godz. 23 min
Tytuł oryginału: 5:e Moseboken
Przekład z języka szwedzkiego: Wojciech Łygaś
Copyright © Christina Larsson, 2023
This edition: © Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S, Copenhagen 2023
Projekt graficzny okładki: Anna Slotorsz
Redakcja: Witold Kowalczyk
Korekta: Joanna Kłos
ISBN 978-87-0237-984-6
Konwersja i produkcja e-booka: www.monikaimarcin.com
Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe.
Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S
Klareboderne 3 | DK-1115 Copenhagen K
www.gyldendal.dk
www.wordaudio.se
– Obudź się. Twój ojciec chce cię widzieć.
Erik czuje, jak czyjeś mało delikatne ręce chwytają go za chude ramiona i nim potrząsają. Na wpół rozbudzony siada w łóżku i energicznie pociera twarz obiema dłońmi. Zazwyczaj budzi go matka, ale dzisiaj z jakichś względów wyręczył ją ich sługa Joseph. Co on robi w jego sypialni w środku nocy? Od razu oprzytomniał.
– Pospiesz się. Wiesz, jak bardzo twój ojciec nie lubi, gdy się spóźniasz.
– Czy coś się stało? Dlaczego chce się ze mną widzieć o tej porze?
– Nie pytaj, tylko chodź ze mną.
– Przecież… – zaczyna Erik, ale nie kończy, bo Joseph, który po swoich ostatnich słowach ruszył do drzwi, odwrócił się, spojrzał na niego zatroskanym wzrokiem i przyłożył palec do ust, jakby chciał go uciszyć. Szybko wyszli z domu. Noc była czarna, a cykanie świerszczy wprost ogłuszało. Erik szybko zmarzł, bo na dworze było zimno, więc otulił się szczelniej koszulą od piżamy.
– Dokąd idziemy?
Joseph nie odpowiedział.
– Dokąd idziemy? – powtórzył ze strachem Erik, ale sługa i tym razem milczał, więc Erik przestał pytać i podążał za nim niemal biegiem. Po pewnym czasie dotarli do niewielkiego drewnianego kościoła z dachem w kształcie palmowego liścia. Tam ojciec Erika sprawował posługę jako pastor. Joseph otworzył wielkie drewniane drzwi, ale sam został na zewnątrz. Erik spojrzał na niego pytającym wzrokiem.
– Teraz musisz radzić sobie sam – powiedział Joseph. – Twój ojciec czeka na ciebie w zakrystii.
Erik wszedł do środka i z bijącym sercem ruszył w stronę drzwi, które prowadziły do znajdującej się w tylnej części kościoła zakrystii. Były uchylone, ze środka przebijało niewyraźne światło. Ojciec ubrany był w szaty liturgiczne i stał tyłem do niego.
– Podobno ojciec mnie wezwał? – spytał Erik.
– Tak, mój synu – odpowiedział surowym głosem pastor, który nadal stał odwrócony plecami. – Zgrzeszyłeś, a ja, jako sługa Pana, muszę cię za to ukarać, chociaż zrobię to z niechęcią.
Erik poczuł, jak ogarnia go strach. Padł na kolana i złożył dłonie jak do modlitwy. Myśli kłębiły mu się w głowie, bo nie miał pojęcia, który z jego uczynków tak rozgniewał ojca.
– Ojcze… – zaczął niepewnym głosem, ale pastor od razu mu przerwał.
– Milcz! Widziałem cię dzisiaj w towarzystwie dziewcząt. Malowałeś usta i ubierałeś się w dziewczęce stroje, ale dam ci nauczkę, żebyś nigdy więcej tego nie robił, bo jest to obrzydliwe w oczach Boga. Zdejmij piżamę i włóż ubranie, które leży na krześle. Pospiesz się, bo inaczej poczujesz, jak smakuje kij.
Erik nie rozumiał, o czym mówił ojciec i dlaczego był tak rozgniewany, ale przestraszył się kary fizycznej. Gdy pastor postanawiał ukarać syna, ten często rzeczywiście obrywał, a ciało miał potem bardzo posiniaczone. Zdjął więc przez głowę koszulę od piżamy, spuścił spodnie, podszedł do krzesła i wziął leżące na nim czerwone, błyszczące, prawie przezroczyste ubranie. Nigdy przedtem nie widział tak pięknego materiału. Ostrożnie włożył je przez głowę i poczuł na swojej dziecięcej skórze jego delikatny dotyk.
Pastor dopiero teraz odwrócił się twarzą do syna. Erik ujrzał w jego oczach coś, czego nigdy wcześniej nie widział.
– Weź ją i pomaluj sobie usta – powiedział pastor, podając mu jaskrawoczerwoną szminkę.
Erik wciąż nic nie rozumiał, ale był już tak przestraszony, że nie odważył się odmówić. Pomalował usta i ojciec się do niego uśmiechnął. Erik poczuł chwilową ulgę.
– Stań przy stole i odwróć się do mnie plecami.
Erik wykonał to polecenie, byle tylko nie dostać lania.
– Pochyl się.
Erik pochylił się tak głęboko, że policzkiem dotykał twardej powierzchni drewnianego blatu. Z tyłu za sobą słyszał, że jego ojciec robi coś ze swoimi szatami. Chwilę później pastor podszedł do niego, zadarł mu koszulę na plecy, obnażył pośladki i stanął tuż za nim. Erik zacisnął powieki. Tylko nie kijem, błagał w myślach, tylko nie kijem. Nagle poczuł na pośladkach dotknięcie czegoś twardego, ciepłego. Zacisnął zęby i zamknął oczy, żeby powstrzymać łzy.
– Ojcze kochany, nie bij mnie kijem…
– To nie kij, mój synu, to coś innego – odparł zdyszanym, niewyraźnym głosem pastor. – To cię nauczy, żebyś nigdy więcej nie ubierał się w dziewczęce ani kobiece stroje.
Chwilę potem Erik poczuł, jak coś twardego i ciepłego wciska mu się między pośladki, a podbrzusze rozsadza ogromny ból.
Komisarz policji kryminalnej Ingrid Bergman stała przy oknie w swoim służbowym pokoju na trzecim piętrze komendy policji przy Ernst Fontells Plats w Göteborgu i patrzyła na ulicę. Był poniedziałkowy ranek, siąpił deszcz i całe miasto spowite było szarą mgłą. Z okien jej pokoju roztaczał się widok na Skånegatan i na stadion Ullevi. Samochody wlekły się powoli w porannych korkach, a pojedynczy przechodnie szli z opuszczonymi głowami i rękami głęboko wbitymi w kieszenie kurtek i płaszczy. Jej myśli biegły wbrew jej woli do wszczętego rano śledztwa. Zebrane na biurku akta czekały, aż się nimi zajmie. Dziś o piątej przy Andra Långgatan znaleziono dwóch nieprzytomnych mężczyzn, których zaraz potem odwieziono do szpitala Sahlgrenska na oddział intensywnej terapii.
W ubiegłym tygodniu ich wydział zakończył trzy trudne śledztwa, za które odpowiadała. Kiedy w piątek po południu wyszła z komendy i wróciła do domu, uświadomiła sobie, że ma przed sobą pierwszy od dawna wolny weekend i nie będzie musiała się zajmować żadnym dochodzeniem. Dzisiaj rano, gdy tylko weszła do komendy, dostała telefon, że ma przejąć nowe śledztwo. Na myśl o tym, jak nieprofesjonalnie prowadzono na miejscu zdarzenia pierwsze czynności, ogarnęła ją złość.
Jej rozważania zostały przerwane przez dobiegające z korytarza głośne dźwięki. Chwilę później do pokoju wszedł największy w komendzie kobieciarz Thomas Alfredsson. Towarzyszyły mu trzy inne osoby: Viking Johansson, Karin Falk i Nina Hamilton. Cała czwórka stanowiła jądro jej ekipy śledczej.
– Dzień dobry – powiedziała, a gdy wszyscy zajęli miejsca i w pokoju zapadła cisza, Bergman wyprostowała się na krześle i zsunęła z czoła na nos okulary do czytania.
– Dzisiaj o piątej rano w dzielnicy Masthugget znaleziono dwóch nieprzytomnych mężczyzn. Z pierwszych oględzin wynika, że zostali pobici kijem, być może bejsbolowym. Z tego, co wiem, nadal są nieprzytomni. Myślę, że już na wstępnym etapie dochodzenia możemy przyjąć, że w obu przypadkach mamy do czynienia z tym samym sprawcą lub sprawcami. Za osiem piąta na policję zadzwoniła anonimowa osoba. Poinformowała, że naulicy Andra Långgatan leży mężczyzna z zakrwawioną głową, i od razu się rozłączyła. Ta sama osoba zadzwoniła ponownie o piątej trzydzieści siedem. Spytała, dlaczego ranny mężczyzna nadal tam leży i dlaczego na miejsce nie wysłano karetki pogotowia. Szybko się wyjaśniło, że doszło do nieporozumienia: nasz radiowóz i karetka pogotowia, które otrzymały zgłoszenie przed piątą, rzeczywiście zabrały do szpitala nieprzytomnego mężczyznę, ale później się okazało, że sto pięćdziesiąt metrów dalej leżał drugi. Innymi słowy, pobito dwóch mężczyzn, nie jednego.
– Jak mogło dojść do takiej pomyłki? – spytała Karin Falk. – Nie sprawdzili adresu przed pierwszym wyjazdem? Może był jakiś inny powód?
– Oczywiście, że sprawdzili, ale zgłoszenie przyjęli dwaj policjanci, którzy są u nas w ramach programu Wymiana Kadr i w przeciwieństwie do nas nie znają topografii terenu. Numer domu, sprzed którego zabrano pierwszego z pobitych mężczyzn, nie zgadzał się z numerem podanym w zgłoszeniu, ale ponieważ było ono anonimowe, nikt nie zadał sobie trudu, żeby to sprawdzić, bo zgadzała się nazwa ulicy i rzeczywiście znaleziono na niej zakrwawionego, nieprzytomnego mężczyznę. Przyjmujący zgłoszenie nie wiedzieli, że ulica ma pół kilometra długości.
– Czy tu nie chodzi o fachową pomoc z Grebbestad? – spytał z ironią Alfredsson. – To oni się znowu zbłaźnili? Jak długo to jeszcze potrwa? W ramach wymiany wysłaliśmy do Grebbestad dwóch naszych śledczych, a nam przysłano dwóch starych, tłustych dziadków, którzy nie mają pojęcia o rzetelnej pracy policyjnej.
Bergman westchnęła w myślach. Szef Centralnego Urzędu Śledczego zlecił Wydziałowi Rozwoju i Strategii opracowanie nowych metod pracy, które miały na celu poprawić skuteczność działań policji. Jedno z rozwiązań polegało na tym, że funkcjonariusze z mniejszych miejscowości mieli odbywać praktyki w Sztokholmie, Göteborgu i Malmö. W tym samym czasie śledczy z dużych miast byli delegowani do komend na prowincji. Każdy taki pobyt trwał od jednego miesiąca do czterech. Program miał dać kierownictwu policji w Göteborgu wgląd w to, jakiego rodzaju kwalifikacje mają ich koledzy z lokalnych komend i posterunków. Może było tak, że tempo pracy i metody, które policja w dużych miastach uważała za zbyt wolne i przestarzałe, w pełni odpowiadały policjantom zatrudnionym na prowincji? Może jedni funkcjonariusze dobrze się odnajdują w małych miejscowościach, a inni w dużych? Bergman nie znała odpowiedzi na te pytania, ale wiedziała, że taka wymiana kadr odbija się negatywnie na ich codziennej pracy.
– Porozmawiajcie z kolegami z Grebbestad, którzy przyjęli zgłoszenia – odparła, patrząc wymownie na Karin i Thomasa. – Nazywają się Hultberg i Svahn.
Po tych słowach rozdzieliła między wszystkich leżący na biurku stos papierów.
– W formularzu zgłoszeniowym prawie nic nie zapisano – zauważyła Falk i spojrzała na nią pytającym wzrokiem. – Zawiera zaledwie kilka zdań.
– Wiem, dlatego tym bardziej taka rozmowa jest konieczna. Obaj na pewno wiedzą coś więcej. Porozmawiajcie też z obsługą karetki, która zjawiła się na miejscu.
– A co z osobą, która dokonała anonimowego zgłoszenia? – spytała Nina Hamilton. – Czy coś o niej wiemy?
– Z naszych zapisów wynika, że numer telefonu, z którego ta osoba dzwoniła, należy do niejakiej Marty Cronström. Mieszka przy tej samej ulicy, na której znaleziono obu pobitych mężczyzn.
– Czy ktoś z nią rozmawiał?
– Nie, ale najpierw porozmawiajcie z tymi dwoma, którzy przyjęli zgłoszenie. Jeśli ta kobieta chciała pozostać anonimowa, dobrze byłoby zebrać o niej trochę informacji. Być może w czasie bezpośredniego przesłuchania nie będzie zbyt rozmowna.
– Anonimowe zgłoszenie… – zdziwił się Alfredsson. – Czy jej się wydaje, że nie potrafimy namierzyć jej telefonu stacjonarnego?
Bergman spojrzała na niego z pewną niechęcią. Alfredsson miał prawie dwa metry wzrostu, ważył ponad dziewięćdziesiąt kilogramów i miał czarujący sposób bycia, którym uwodził wiele kobiet i widzów telewizyjnych. Przez pięć lat występował w Gladiatorach – szwedzkiej wersji programu American Gladiators – ale po pewnym czasie mu się to znudziło. Jako śledczy stanowił niezaprzeczalną wartość dodaną, bo ludzie chętnie się przed nim otwierali. Uważali, że go znają, bo przecież oglądali go w telewizji. Jego wzrost i waga też budziły ogólny szacunek. Większość ludzi na pewno dwa razy się zastanowi, zanim go zaczepi. Alfredsson pracował najczęściej w parze z Karin, która stanowiła jego całkowite przeciwieństwo. Łączyło ich jedynie to, że oboje byli bardzo wysportowani. Karin była spokojna, rozważna i zamyślona. Miała szare oczy i obcięte na jeża włosy, a jej dyskretny sposób bycia i bijący od niej spokój wzbudzały respekt i zaufanie zarówno wśród policjantów, jak i zwykłych ludzi. Miała fotograficzną pamięć i potrafiła zapamiętać mnóstwo szczegółów. Bergman była naprawdę zadowolona, że ma ją w swojej ekipie.
– Dla nas to chyba dobrze, że nie wszyscy są tacy sprytni, prawda? – odparła. – Dzięki temu nasza praca jest trochę łatwiejsza. Tak czy inaczej, Viking i Nina pojadą na Andra Långgatan, żeby odwiedzić naszą anonimową panią Cronström, a Thomas i Karin udadzą się do szpitala Sahlgrenska, żeby porozmawiać z lekarzami. Dowiedzcie się, czy pobici mężczyźni odzyskali przytomność i czy można z nich cokolwiek wydobyć. Ustalcie ich tożsamość i sprawdźcie, czy powiadomiono ich rodziny. Przy odrobinie szczęścia rozwiążemy tę sprawę w parę dni. Za pięć minut idę do naczelnika na spotkanie z prokuratorem. Będziemy omawiać szczegóły śledztwa, które zakończyliśmy w ubiegłym tygodniu. Jakieś pytania?
Nikt się nie odezwał.
– W takim razie zapraszam na trzecią na odprawę. W razie czego dzwońcie na komórkę.
Bergman wstała z krzesła i ruszyła do drzwi.
– A kij bejsbolowy? – spytał Johansson. – Powiedziałaś, że sprawca mógł się posłużyć właśnie takim narzędziem.
Johansson pełnił w ekipie funkcję kogoś w rodzaju „rejestratora”. Jego zadanie polegało na dopilnowaniu, żeby cały zebrany materiał śledczy trafiał do bazy danych. Dzięki temu ich ekipa śledcza miała go do dyspozycji w jednym miejscu. Tego dnia miał na sobie szytą na miarę białą koszulę marki Oscar Jacobson i granatowe chinosy z dyskretnym skórzanym paskiem oraz zadbane buty żeglarskie. Z zaczesanymi do tyłu włosami wyglądał naprawdę elegancko. Bergman wiedziała z doświadczenia, że tacy jak on nie rosną na drzewach. Niestety, Johansson nie interesował się kobietami.
– No właśnie, kij – powiedziała. Wróciła za biurko i usiadła w fotelu. – Nasi koledzy z Grebbestad znaleźli go kilka metrów od miejsca, w którym leżała druga ofiara. Były na nim wyraźne ślady krwi albo czegoś, co ją przypominało. Nino, skontaktuj się z technikami. Spytaj ich, czy znaleźli jakieś ślady i kiedy dostaniemy wstępny raport.
Hamilton była najmłodsza spośród inspektorów. Żywe, niebieskie oczy i głębokie dołeczki w policzkach były dowodem na to, że często się uśmiechała. Ciemne włosy z nierówno przyciętą grzywką miała zawsze związane w koński ogon. Można by powiedzieć, że w ich kilkuosobowym zespole była jedyną normalną osobą: mężatka z dwójką dzieci, która mieszkała w typowym szeregowcu w dzielnicy Askim. W wolnym czasie uprawiała przydomowy ogródek i utrzymywała bliskie kontakty z innymi rodzinami, które miały dzieci. Dla pozostałych członków ekipy stanowiła żywy dowód na to, że życie poza policją też istnieje, a rzeczą normalną jest posiadanie rodziny i dzieci, boje z upierdliwą teściową i dbanie o to, żeby pies zachowywał się jak należy.
– Coś jeszcze? – spytała Bergman. Popatrzyła po wszystkich, ale znowu odpowiedziało jej milczenie. – Okej, w takim razie widzimy się o trzeciej.
Wzięła notatnik i długopis, wyszła z pokoju i skierowała się do gabinetu naczelnika wydziału. Albert Tingström pełnił tę funkcję od dziewięciu lat. Był solidnym policjantem, który zawsze zachowywał się spokojnie i dyplomatycznie. Na początku denerwował ją jego norrlandzki dialekt i długie pauzy, które robił między zdaniami. Zdarzało się, że nagle przerywał w pół zdania i wychodził z pokoju, żeby zrobić sobie kawy, po czym wracał i kończył wypowiedź, jakby w trakcie jego nieobecności czas zatrzymał się w miejscu. Denerwowała się, gdy w ramach jakiegoś śledztwa musiała się z nim umówić na rozmowę. Z czasem zrozumiała, że, zachowując się w ten sposób, starał się zaprowadzić spokój w swoim otoczeniu, dać swoim współpracownikom czas na zastanowienie, żeby podczas wykonywanych czynności nie pominęli czegoś istotnego. Słusznie uważał, że należy unikać sytuacji, w której śledztwo prowadzone jest na początku niechlujnie, bo potem trzeba się cofnąć albo zacząć wszystko od nowa.
Drzwi gabinetu były otwarte, więc Bergman zapukała lekko we framugę. Tingström, który siedział przy biurku, uniósł głowę znad papierów i skinął jej głową.
– Wejdź i usiądź. Przed chwilą dzwonił szanowny pan prokurator, że się spóźni. Zrobić ci kawy?
– Nie, dziękuję. Wypiłam już trzy, a jest dopiero wpół do dziesiątej. Nasza kawa z automatu smakuje dzisiaj znacznie gorzej niż zwykle. A może tylko tak mi się wydaje, bo nie piłam jej od kilku dni? Nieważne. Spożywanie dużych ilości kawy może być moczopędne. Na automacie powinna wisieć kartka z ostrzeżeniem.
– Jak to moczopędne? – zdziwił się Tingström.
– Nieważne… Chyba jednak pójdę i przyniosę sobie jeszcze jeden kubek. Ty też się napijesz?
– Z przyjemnością.
Bergman uśmiechnęła się, pokręciła głową i wyszła z pokoju. Po powrocie usiadła na kanapie naprzeciwko dużego mahoniowego biurka. Oboje popijali ciepły napój. Jako pierwszy odezwał się Tingström:
– Przed chwilą rozmawiałem z komendantem regionalnym policji. Poinformowałem go o kłopotach z kolegami z Grebbestad. W odpowiedzi usłyszałem, że udzielanie im reprymend to delikatna kwestia. Obawia się, że gdyby sprawa dotarła do ludzi z wyższego szczebla, na przykład do szefa Centralnego Urzędu Śledczego, ktoś mógłby uznać, że zamiast wspierać naszych kolegów z prowincji, jak to zaleca program wymiany, traktujemy ich w sposób lekceważący.
– Co takiego? – zdziwiła się Bergman i odstawiła kubek. – Ciągle musimy uważać, żeby nie nadepnąć na odcisk komuś na wysokim szczeblu.
– Witam państwa! – rozległo się od drzwi.
Do pokoju wszedł prokurator Per Schildt.
– My też cię witamy – odparł naczelnik. Uniósł się lekko z krzesła i wskazał mężczyźnie wolne miejsce obok Bergman. – Siadaj. Właśnie rozmawialiśmy o tym, jak należy rozumieć program wymiany kadr. Ciekaw jestem, jak będzie wyglądać ewaluacja tych, którzy w nim uczestniczyli.
– Krążą plotki, że nie wszystkie oceny będą pozytywne. Co się stało tym razem?
– Nasi koledzy z Grebbestad odebrali ostatniej nocy zgłoszenie w sprawie pobicia na Andra Långgatan. Kiedy przyjechała karetka, stali obok i zamiast pomóc, przyglądali się, jak obsługa ładuje poszkodowanego do karetki. Potem stamtąd odjechali i zrobili sobie przerwę na kawę. Później ktoś zadzwonił, że na tej samej ulicy leży jeszcze jedna pobita osoba, a zgłoszenie przyjęli ci sami funkcjonariusze, ponieważ byli najbliżej. Ich pomoc także tym razem ograniczyła się do tego samego. Po prostu stali z boku i przyglądali się pracy ratowników. Kierowca karetki znalazł w pobliżu drewniany kij, który im przekazał. Na szczęście przed zejściem z dyżuru przekazali go naszym technikom. Śledztwem kieruje Ingrid.
– Co już wiecie? – spytał Schildt.
– Na razie niewiele – odparła Bergman. – Thomas i Karin są w drodze do szpitala, żeby przesłuchać ofiary napadu. Mają też przepytać obsługę karetki i policjantów z Grebbestad. Nina i Viking przesłuchają kobietę, która mogła być świadkiem napadu. O trzeciej zaczynamy odprawę. Po niej będę wiedziała więcej.
–Widzę, że trzymasz rękę na pulsie. Czy masz jakąś teorię dotyczącą przyczyn pobicia?
– Jeszcze nie, ale jeśli ofiary znają sprawców, ich zatrzymanie będzie kwestią czasu. Za dzień albo dwa trafią do aresztu.
Bergman była spokojna i rozluźniona. Schildt namówił ją i Tingströma na wspólny lunch. Wybrał restaurację Brasserie Lipp,która leżała przy Avenyn, głównej i reprezentacyjnej alei Göteborga. Przez cały czas zabawiał ich anegdotami z okresu, gdy studiował prawo na uniwersytecie. Kiedy wracali na komendę, przez szarą mgłę przebiło się wiosenne słońce. Poczuli się tak, jakby powietrze nasycone było nadzieją i optymizmem. Tingström zapowiedział, że przyjdzie na popołudniową odprawę, ponieważ chciałby usłyszeć, w którym kierunku zmierza śledztwo. Jeśli stwierdzi, że dochodzenie jest wielowątkowe i skomplikowane, przez kilka następnych dni nie przydzieli ekipie żadnej innej sprawy. Bergman odnosiła czasem wrażenie, że naczelnik ma szósty zmysł, dzięki któremu potrafił przewidzieć, że dane śledztwo się rozwinie i zrobi się z niego poważna sprawa. Rzadko uczestniczył w początkowej fazie dochodzenia, ale jeśli to robił, ta decyzja po czasie zwykle okazywała się słuszna.
Tym razem doszła do wniosku, że Tingström przesadził. Trudno jej było uwierzyć, że dochodzenie, które zostało wszczęte wcześnie rano, zamieni się w równie długie i skomplikowane śledztwo jak to, które trwało siedem miesięcy i zakończyło się w poprzednim tygodniu. Brakowało jej energii i chęci niezbędnych do szybkiego rozwiązania tej sprawy. Zastanawiała się, czy nie poprosić Tingströma, żeby powierzył to śledztwo komuś innemu. Tylko komu? Kto miałby ochotę je przejąć? Odpowiedź brzmiała „nikt” i przyszła jej do głowy w tej samej chwili, w której zadała sobie te pytania. Znała samą siebie na tyle dobrze, że mogła się spodziewać szybkiego przezwyciężenia chwilowego kryzysu i sprawnego poprowadzenia śledztwa. Jedyny efekt byłby taki, że nadepnęłaby komuś na odcisk i narobiła sobie wrogów w komendzie. Jeśli ktoś jest komisarzem policji kryminalnej, to nie powinien się poddawać tylko dlatego, że od czasu do czasu czuje się zmęczony albo wyczerpany. To tak, jakby wypisała sobie na czole, że ma tej pracy dosyć. Z drugiej strony prawda była taka, że niejedna osoba chętnie zajęłaby jej miejsce.
Tymczasem cała ekipa zebrała się w salce konferencyjnej. Tingström też się zjawił. Wszyscy czekali, aż zacznie się odprawa. Na razie prowadzili luźne rozmowy, których głównym tematem była pogoda. Bergman spojrzała na zegarek i głęboko odetchnęła. Musi zebrać siły i skupić się na spotkaniu.
– Myślę, że możemy zacząć – powiedziała i odwróciła się do Falk i Alfredssona: – Jak wam poszło w szpitalu?
Oboje popatrzyli na siebie, jakby nie wiedzieli, które ma zacząć. Thomas skinął Karin głową.
– Nie było to takie proste, jak by się mogło wydawać. Wiemy, kim są ofiary, wiemy też, że najprawdopodobniej nie zostały obrabowane, ponieważ znaleziono przy nich portfele, klucze i telefony komórkowe. Mężczyzna, który został znaleziony jako drugi, nadal jest nieprzytomny. Ma strzaskaną tylną część czaszki i doznał krwawienia wewnętrznego. Lekarz, z którym rozmawialiśmy, był sceptyczny. Powiedział, że rokowania na przeżycie są słabe, ponieważ rentgen wykazał niską aktywność mózgu. Jeśli pobity mężczyzna przeżyje, do końca życia będzie odczuwał skutki uboczne.
Cisza, jaka zapadła po tych słowach, była prawie namacalna. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że jeśli ofiara umrze, będą musieli zmienić kwalifikację czynu z pobicia na zabójstwo lub pobicie ze skutkiem śmiertelnym.
– Ofiara ma pięćdziesiąt sześć lat, nazywa się Lars-Ove Karlsson i pochodzi z Grebbestad. Na razie nie wiemy o nim zbyt wiele. Jedna z pielęgniarek próbowała się dodzwonić do rodziny, ale bez powodzenia. Razem z Thomasem wykonaliśmy kilka rutynowych czynności. Karlsson jest zameldowany w Grebbestadzie. Kawaler, nie ma dzieci, niekarany.
Falk zrobiła krótką przerwę, żeby informacje, które przed chwilą przekazała, zapadły wszystkim w pamięci.
– Drugi z mężczyzn nazywa się Johan Wilhelmsson. Ma trzydzieści cztery lata i jest kościelnym kantorem w Bankerydzie. Na szczęście odzyskał przytomność. Zdaniem lekarza, z którym rozmawialiśmy, nad Wilhelmssonem czuwał anioł stróż, ponieważ mężczyzna doznał jedynie wstrząsu mózgu i ma dwa złamane żebra. W tylnej części głowy założono mu kilka szwów. Kiedy go przywieziono do szpitala, był nieprzytomny, ale po odzyskaniu przytomności natychmiast oznajmił, że chce wrócić do domu. Był oburzony tym, że o zdarzeniu powiadomiono jego żonę, i zagroził, że oskarży szpital o złamanie tajemnicy pacjenta. Nie chciał nam zdradzić, co robił w Göteborgu, i nie wypowiedział się na temat nocnego napadu. Jest wkurzony, a nam zarzuca, że mieszamy się w jego sprawy prywatne. Twierdzi, że nic nie widział, nic nie słyszał i nie zrobił nic, co byłoby sprzeczne z prawem. Nie zamierza też dokonywać żadnego zgłoszenia. Zagroził, że jeśli nie zostawimy go w spokoju i nie pozwolimy mu wrócić do domu, oskarży nas o prześladowanie. Jedna z pielęgniarek, która rozmawiała przez telefon z jego żoną, zeznała, że pani Wilhelmsson była bardzo zdziwiona, kiedy usłyszała, że jej mąż jest w Göteborgu.
– Wniosek jest taki, że kantor cierpi na paranoję albo bardzo się czegoś boi – wtrącił Alfredsson. – Tak czy inaczej, zachowywał się cholernie dziwnie.
Falk skinęła głową. Bergman wstała z krzesła i oparła się dłońmi o stół.
– Uważam, że najpierw powinniśmy przejrzeć zgromadzony materiał i go omówić, a dopiero potem zacząć się zastanawiać, kto mógł być sprawcą obu pobić i dlaczego kantor zachowuje się tak dziwnie. Proponuję, żeby każdy poszedł zrobić sobie kawy. Wygląda na to, że nasza dyskusja trochę się przeciągnie.
Po powrocie do sali Bergman wypiła trochę kawy i odstawiła kubek na stół, jakby chciała dać do zrozumienia, że czas zabrać się do pracy.
– Nina i Viking, jak wam poszło?
Johansson przerzucił kilka kartek w notatniku, chrząknął i odparł:
– Przede wszystkim zgadzam się z tym, co powiedziała Karin. Sprawa rzeczywiście nie wydaje się tak prosta, jak to wyglądało na początku. Zaczęliśmy od zapoznania się z treścią obu zgłoszeń. Rozmowy wykonano z tego samego numeru, który należy do Marty Cronström. Mieszka przy Andra Långgatan, więc od razu do niej pojechaliśmy. Nina musiała przez pewien czas negocjować z nią przez otwór na listy i dopiero po dłuższych namowach Cronström uchyliła drzwi na tyle, że mogliśmy jej pokazać nasze legitymacje służbowe. W końcu musieliśmy ją nastraszyć, że jeśli nam nie otworzy, zabierzemy ją na przesłuchanie na komendę. Rozpłakała się, otworzyła drzwi i wpuściła nas do środka. Zaczęliśmy ją uspokajać, porozmawialiśmy o kilku nieistotnych sprawach i nagle ni stąd, ni z owąd oznajmiła, że to ona zadzwoniła na numer alarmowy i zgłosiła, że na ulicy przed oknem jej kuchni leży mężczyzna. Wyjaśniła, że na starość ma kłopoty ze snem i zwykle budzi się około czwartej. Idzie wtedy do kuchni, robi sobie kawę i czeka, aż dostarczą jej gazetę. Tamtego ranka przypadkowo wyjrzała przez okno i zobaczyła, że na chodniku ktoś leży i mocno krwawi. Chciała jakoś pomóc, ale wolała pozostać anonimowa, żeby się w coś nie wplątać. Nic więcej się od niej nie dowiedzieliśmy, ale odnieśliśmy wrażenie, że albo kłamie, albo coś ukrywa. Myślę, że wie więcej, niż powiedziała.
Alfredsson trzasnął notesem o stół.
– Przecież to jakaś farsa! Na dodatek jeden z pobitych nam grozi, że oskarży nas o wszystko, co najgorsze. To jest chore!
W miarę, jak się nakręcał, robił się coraz bardziej czerwony na twarzy.
– Gdyby policja przerwała na miesiąc jakieś dochodzenie, zostałaby oskarżona, że nic nie robi. Posłuchajcie tylko, czego się dowiedzieliśmy od tych tak zwanych policjantów, Hultberga i Svahna. Nawiasem mówiąc, obaj grozili, że wyślą nas na dywanik do komendanta regionalnego policji.
Bergman westchnęła w myślach. O co mu znowu chodzi? Od pewnego czasu zrobił się zrzędliwy i stale się czepia drobiazgów, na które nie powinien marnować czasu.
– Uspokój się, a złość zachowaj na inne okazje. Wszyscy wiemy, że ludzie, którzy się czegoś boją, zachowują się właśnie w taki sposób.
Bergman musiała czasem traktować niektórych członków swojej ekipy tak, jakby była ich matką. Z Thomasem też tak było: kiedy górę brał jego temperament, musiała go okiełznywać.
– Karin, czy możesz nam wyjaśnić, o co chodzi z Hultbergiem i Svahnem?
Alfredsson otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Bergman popatrzyła na niego ostrym wzrokiem.
– Czekamy.
– Obaj pełnili nocny dyżur, więc potrzebowaliśmy trochę czasu, żeby przywrócić ich do życia. Łatwo się domyślić, że byli na nas źli i odesłali nas do raportu, w którym opisali to, co się wydarzyło w czasie nocnego wyjazdu. Potem dodali, że jeśli chcemy się dowiedzieć czegoś więcej, powinniśmy się skontaktować z komendantem regionalnym policji. Na koniec stwierdzili, że mają już po dziurki w nosie tak zwanych kolegów z Göteborga, którzy najnormalniej w świecie ich prześladują, i ostrzegli, że więcej na to nie pozwolą.
– Prześladują? Thomas, czy możesz wyjaśnić, dlaczego użyli tego słowa?
Bergman dobrze wiedziała, że Alfredsson potrafi kogoś przestraszyć samym wyglądem. Zwłaszcza gdy się nad kimś pochyla. Przytłacza rozmówcę swoim ogromnym ciałem i robi groźne miny, których się nauczył w czasie występów w telewizji. Policjanci z Grebbestad na pewno nie uznali takiego zachowania za koleżeńskie.
Alfredsson zrobił niewinną minę i wzruszył ramionami, ale Bergman zdążyła zauważyć jego ledwo skrywany uśmiech.
– Nie mam pojęcia, o czym mówią. Z tego, co tu usłyszałem, wynika, że „prześladowanie” to jedno z modnych słów, których niektórzy lubią używać w kontekście policjantów.
Lekceważący ton Alfredssona wywołał w głowie Bergman tępy ból wzmagający się z każdym wypowiadanym przez niego słowem. Chciała mu się jakoś odciąć, ale do rozmowy niespodziewanie włączył się Tingström.
– Dzisiaj już dwa razy dzwonił do mnie komendant regionalny policji. Wyraźnie dał mi do zrozumienia, że naszych kolegów z Grebbestad mamy zostawić w spokoju. Kazał ich traktować tak, jakbyśmy chcieli poszukać błędów w ich pracy, a nie odtrącić ich samych. Celem programu wymiany jest, jak sama nazwa wskazuje, wymiana doświadczeń. Innymi słowy, komendant nie życzy sobie żadnych telefonów ze skargami. Od nikogo. Nie chce też, żeby w ewaluacji pojawiły się negatywne oceny i komentarze. Zostało nam kilka dni. Potem się ich pozbędziemy i wrócą do nas nasi ludzie.
Wszyscy popatrzyli na Tingströma ze zdziwieniem. Nie byli przyzwyczajeni do sytuacji, gdy naczelnik mówi podniesionym głosem albo kogoś krytykuje, zwłaszcza kogoś takiego jak komendant policji.
– Ingrid, w przyszłości to ty będziesz się kontaktować z Hultbergiem i Svahnem. Obchodź się z nimi jak z jajkiem.
Bergman popatrzyła mu w oczy i skinęła głową. Domyśliła się, że jeśli naczelnik zdecydował się na taką interwencję słowną, musiał być pod silną presją swoich przełożonych.
– W takim razie zostały nam do omówienia dwie sprawy: kij i raport techniczny. Nino, czy masz coś do przekazania?
– Niestety nie. Nilsson powiedział, że wstępny raport przyśle najwcześniej jutro po południu.
– A personel karetki pogotowia? Zeznali coś ważnego?
– Też nie. Zdziwiło ich tylko, że policjanci, którzy przyjechali na miejsce po pierwszym wezwaniu, nie zabezpieczyli terenu i prawie w ogóle nie wychodzili z radiowozu. To byli ci sami ratownicy, którzy przyjechali do drugiego wezwania. Jeden z nich wskazał naszym kolegom kij, który leżał kilka metrów od ofiary.
– Szkoda, że nie słyszy tego komendant regionalny policji – wtrącił ironicznym tonem Alfredsson.
Bergman poczuła, jak ogarnia ją złość.
– Rzeczywiście, bo najpierw kazałby ci się zamknąć, a potem by ci przypomniał, że prowadzimy poważne śledztwo. Niestety, to na nas spadnie obowiązek naprawienia błędów, które zostały popełnione nocą.
Wstała z krzesła i podeszła do okna. Musiała zapanować nad nerwami, żeby nie wybuchnąć.
– Myślę, że powinniśmy od razu ruszyć z kopyta. Będziemy potrzebowali dodatkowych ludzi, żeby przesłuchać mieszkańców.
Bergman zerknęła na naczelnika, który skinął głową na znak, że akceptuje jej propozycję.
– Ktoś musiał coś widzieć albo słyszeć. Podejrzewamy, że do obu napadów doszło nad ranem. Pierwsza ofiara została zgłoszona za dziesięć piąta. Prawdopodobnie nie leżała tam zbyt długo. Na tej ulicy jest zawsze pełno ludzi, więc do pierwszego ataku mogło dojść nie później niż w ciągu trzech kwadransów przed zgłoszeniem.
Bergman zrobiła przerwę i rozejrzała się po pokoju. Wszyscy skinęli głowami na znak, że podążają za jej tokiem rozumowania.
– O tej porze dnia na ulice wyjeżdżają zwykle pierwsi kurierzy, służby oczyszczania miasta i taksówkarze. Są też klienci kin erotycznych, imprezowicze, którzy wracają do domu po nocnej balandze, albo zwykli ludzi w drodze do pracy. Ta ulica jest inna od pozostałych, więc trudno nam będzie znaleźć świadków, którzy zechcą opowiedzieć, co tam robili o tej porze. Proponuję zwołać konferencję prasową i zwrócić się do społeczeństwa z apelem o pomoc. Musimy obiecać, że każdy, kto się do nas zgłosi, pozostanie anonimowy.
– Przydzielę wam dodatkowych ludzi do przesłuchiwania okolicznych mieszkańców – zadeklarował Tingström.
– Dzięki. W takim razie skontaktuję się z naszymi technikami. Poproszę, żeby zabezpieczyli miejsca zdarzeń i poszukali śladów, które jeszcze nie zostały zatarte. Musimy ponownie przesłuchać Cronström, ale trochę z tym poczekamy, żeby zdążyła ochłonąć. Karin i Thomas: przed wyjściem z biura zadzwońcie do szpitala i poproście lekarzy, żeby przed wypisaniem kantora do domu koniecznie się z nami skontaktowali. Niech zadzwonią, jeśli Karlsson odzyska przytomność, i niech się z nami kontaktują w każdej innej sprawie, która dotyczy obu ofiar.
– Zajmę się tym – obiecała Falk.
– Świetnie. Jutro musimy przesłuchać kantora i wydobyć z niego więcej informacji. Na rannej odprawie przedyskutujemy, jak się do tego zabrać. Mam nadzieję, że po przesłuchaniu mieszkańców będziemy wiedzieć więcej. Jakieś pytania? Mamy jeszcze coś do omówienia?
Bergman rozejrzała się, ale wszyscy pokręcili głowami. Spojrzała na Alfredssona, który zrobił to samo.
– Okej, w takim razie spotykamy się jutro o wpół do ósmej rano.
Wszyscy jak na dany sygnał wstali z krzeseł i opuścili pokój. Czuli powagę sytuacji. Spokój, który nastał po zakończeniu ostatniego śledztwa, trwał krótko i minął po weekendzie. Zamyślona Bergman podeszła do okna, zamknęła je i popatrzyła na Tingströma, który nadal siedział przy stole.
– Jak myślisz, czy oba napady coś łączy?
– Tak, ale moim zdaniem nie miały podłoża rabunkowego. Być może ktoś chciał dowalić homoseksualistom i nie wiedział, że jedną z ofiar jest ojciec rodziny. Obie ofiary zostały potraktowane bardzo brutalnie.
– Bez względu na to, kim jest sprawca, wygląda na to, że nie zamierzał okraść swoich ofiar. Jeśli jednak ktoś wpadł na pomysł, żeby w ten sposób piętnować homoseksualistów, może to oznaczać, że sprawca nie boi się użyć przemocy, a coś takiego tylko rozbudza jego apetyt. Nie raz to widzieliśmy, prawda?
– Masz rację. Poczekajmy na to, co zeznają mieszkańcy. Jeśli nie wypłynie nic nowego, trzeba będzie przesłuchać kantora. W razie konieczności zmusimy go do mówienia. Bierzmy się do roboty, a potem wracajmy do domu.
Tego dnia Bergman poszła do pracy piechotą. W czasie szybkiego spaceru przez miasto, które jeszcze nie do końca zdążyło się wybudzić ze snu, napawała się ciszą. Jedynym dźwiękiem, który zakłócał jej spokój, był dobiegający z daleka zgrzyt kół tramwajowych o szyny. Promienie słońca świeciły mocno, ale były jeszcze zbyt słabe, żeby grzać o tak wczesnej porze. Nadeszła wiosna, ale dla Bergman nie miało to teraz żadnego znaczenia. Czuła się zmęczona i ociężała. Kolejny raz miała wrażenie, że z upływem lat z coraz większym trudem gromadzi energię niezbędną do poprowadzenia kolejnego śledztwa. Na myśl o tym, co ją dzisiaj czeka, zwolniła kroku. W jednej z wystaw sklepowych ujrzała swoje odbicie, ale rozpoznała się dopiero po kilku sekundach. Weź się w garść, pomyślała, to tylko zmęczenie, nic więcej. Postanowiła, że po pracy pojedzie do centrum sportowego Skatås i przebiegnie ośmiokilometrową rundę. Uznała, że tylko jogging albo gra w golfa pomogą jej rozproszyć ponure myśli, które co pewien czas próbowały ją wydrenować z energii i wiary we własne siły. W weekend mogłaby pograć z Evą i Helene w golfa. Dla niej byłby to początek sezonu.
W chwili, gdy weszła do swojego pokoju, zadzwonił wewnętrzny telefon. Dyżurny poinformował ją, że chciał się z nią pilnie skontaktować doktor Vinge ze szpitala Sahlgrenska. Od razu wykręciła jego numer i w oczekiwaniu na połączenie dwa razy obeszła biurko. Zdjęła kurtkę i usiadła w fotelu.
Lekarz poinformował ją, że pobity na ulicy Karlsson zmarł, nie odzyskawszy przytomności. Według wstępnej diagnozy śmierć nastąpiła na skutek obrażeń głowy i wylewu krwi do mózgu. Powodem śmierci były uderzenia zadane ciężkim narzędziem w tył głowy. Ofiara miała też zmiażdżoną śledzionę i szereg innych obrażeń wewnętrznych. Dokładny raport miał zostać przesłany po wykonaniu sekcji zwłok.
Kiedy o wpół do ósmej Bergman weszła do salki konferencyjnej, zastała w niej Tingströma, czterech członków swojej ekipy, Bertila Nilssona z działu technicznego i kilku innych funkcjonariuszy, którzy przesłuchiwali mieszkańców domów znajdujących się niedaleko miejsc, gdzie doszło do obu napadów. Zebrani dyskretnie zerknęli na ścienny zegar, a potem na Bergman. Policjantka zauważyła ich spojrzenia i uśmiechnęła się w myślach. Wszyscy wiedzieli, że nie lubi się spóźniać. Podeszła do flipcharta, napisała na nim „Lars-Ove Karlsson” i narysowała duży krzyż.
– Wszystkich, którzy jeszcze o tym nie wiedzą, informuję, że Lars-Ove Karlsson zmarł na skutek obrażeń doznanych w czasie nocnego napadu, do którego doszło dobę temu przy Andra Långgatan.
Po tych słowach oddała głos Tingströmowi, który zreferował wyniki przeprowadzonych wieczorem i nocą przesłuchań.
– Rozmowy z mieszkańcami nic nie dały. Wygląda na to, że oprócz starszej pani, która do nas zadzwoniła, nikt nic nie widział ani nie słyszał. Niczego się też nie dowiedzieliśmy od roznosicieli gazet, taksówkarzy i pracowników służb oczyszczania miasta. Mimo to mam nadzieję, że w ciągu dnia zaczną do nas wpływać jakieś informacje. Na godzinę trzecią zamierzam zwołać konferencję prasową, więc wszystkich zapraszam na odprawę na drugą. Poprowadzimy ją razem – zakończył Tingström, kierując ostatnie zdanie do Bergman.
Policjantka skinęła głową na znak, że się zgadza. Śledztwo ruszyło pełną parą. Była zadowolona, że sprawy toczą się w rutynowy sposób, bo wszystko układa się wtedy jak należy i wszyscy wiedzą, co mają robić. Zmęczenie i ociężałość zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Naczelnik wstał od stołu.
– To tyle z mojej strony. Muszę już iść, mam jeszcze mnóstwo spraw do załatwienia. Zobaczymy się o drugiej.
– O drugiej – potwierdziła z westchnieniem Bergman, która była mu wdzięczna za taktowne zachowanie. Tingström włączył się do rozmowy na tyle, na ile było to konieczne. Nie chciał jej zdominować ani wchodzić w drogę. Z własnych, nie zawsze najlepszych doświadczeń wiedziała, że nie wszyscy przełożeni się tak zachowują.
– Masz dla nas coś nowego? – spytała Nilssona, jednego z najbardziej doświadczonych techników policyjnych, który powoli odliczał ostatnie lata do emerytury. W dziale technicznym pracował od prawie czterdziestu lat. Do pracy przychodził ubrany w workowate gabardynowe spodnie, muchę i koszulę w kratę. Na łysinie zostały mu resztki włosów, które próbował jakoś zaczesywać, ale z każdym rokiem robił to z coraz mniejszym powodzeniem.
Nilsson chrząknął i odparł:
– Niestety niewiele. Na miejscu przestępstwa nie znaleźliśmy nic, co miałoby jakąkolwiek wartość dla śledztwa. Oba miejsca zostały zabezpieczone dopiero pół doby po napadzie, a przecież tamtą ulicą przetacza się codziennie mnóstwo ludzi i samochodów. Poza tym przez całą noc, do dziesiątej rano, padał deszcz. Na domiar złego ulica jest sprzątana w każdy poniedziałek między czwartą a szóstą. Oznacza to, że ewentualne ślady zmył deszcz albo samochód polewaczka. Na szczęście patrol, który zjawił się na miejscu, zabezpieczył kij. Gdyby nie oni, nie trafiłby w nasze ręce.
Nilsson zrobił krótką przerwę, przejrzał notatki i kontynuował:
– Na kiju znaleźliśmy ślady krwi i resztki włókien.
Przesunął dłonią po głowie i nagle rozjaśnił się jak dziecko, które dostało mnóstwo prezentów pod choinkę.
– Nie róbcie takich ponurych min. Na uchwycie kija znaleźliśmy piękne odciski palców. Mam nadzieję, że raport końcowy będzie gotowy po południu.
Po tych słowach trzasnął o stół plikiem papierów, które trzymał w ręce, aż wszyscy podskoczyli na swoich miejscach.
– Tyle z mojej strony. Jeśli nie ma pytań, będę leciał. Mam mnóstwo pracy.
– Dzięki – powiedziała Bergman, a gdy Nilsson wychodził z pokoju, uniosła rękę na znak pożegnania.
– Na razie słabo to wszystko wygląda, ale mam nadzieję, że kantor, który nadal leży w szpitalu, okaże większą chęć do współpracy. Musimy mu tylko powiedzieć, jaki los spotkał Karlssona, bo przecież obaj zostali pobici tego samego ranka. Viking i Karin: pojedziecie do szpitala, żeby wyciągnąć z kantora, co się da, a potem zbierzcie jak najwięcej informacji na temat Karlssona. Może go coś łączyć z Wilhelmssonem, chociaż na tę chwilę wiele wskazuje na to, że wywodzą się z dwóch różnych środowisk. Przy okazji poszukajcie też czegoś o kantorze. Karin będzie odpowiedzialna za kontakty z technikami. Poinformuj ich o tym, zanim wyjedziecie w teren.
– Okej.
– Thomas zajmie się przesłuchiwaniem mieszkańców. Sprawdź, czy nie wpłynęły jakieś informacje od kurierów, taksówkarzy, dostarczycieli gazet i pracowników służb oczyszczania miasta. Upewnij się, czy nie zgłosił się jakiś świadek, który coś widział albo słyszał.
– A telefon komórkowy?
– Sprawdź billingi, może z nich się dowiemy, po co Karlsson przyjechał do Göteborga. Karin i Viking sprawdzą rzeczy, które zostały po nim w szpitalu.
– Jaka obowiązuje teza robocza?
Pytanie zadała jedna z policjantek, która przesłuchiwała mieszkańców. Wyglądała na dwadzieścia pięć lat i nazywała się Malin Skogsby. W czasie odprawy przystawiał się do niej Alfredsson, co skrzętnie odnotowała Bergman. Wydawało mu się, że ponieważ jest byłą gwiazdą telewizyjną, żadna kobieta mu się nie oprze. Za każdym razem musiał się utwierdzać w przekonaniu, że potrafi poderwać każdą nową policjantkę. Na przykład Skogsby, która miała długie, jasne włosy, ciemnoniebieskie oczy i dołeczki w policzkach.
– Możemy wykluczyć tezę o napadzie rabunkowym, ale niech każdy sam się wypowie na ten temat. Jaka jest wasza opinia?
Policjantka przesunęła wzrokiem po zebranych. Wszyscy mieli skupione, poważne miny.
– Zgadzam się, że sprawca nie zamierzał obrabować swoich ofiar – odparła ostrożnie Skogsby. – Jeśli jednak założymy, że mamy do czynienia z jednym i tym samym sprawcą, mogło mu zależeć na czymś, co ofiary miały przy sobie. Być może coś im jednak zabrał, chociaż niekoniecznie było to coś, o czym w pierwszym odruchu zwykle myślimy… portfel, telefon komórkowy…
– Kontynuuj – powiedziała zachęcającym tonem Bergman.
– To tylko luźna uwaga, nic więcej.
– Ciekawa teoria, która dowodzi, że nie należy się zbyt wcześnie zamykać na nowe sugestie. Wróćmy jednak do motywu. Jakie mogły być inne przyczyny pobicia?
– Homofobia – rzucił Alfredsson, a reszta osób mu przytaknęła.
– Zgadzam się z tobą. Co jeszcze?
Odpowiedziało jej milczenie, więc przystąpiła do rozdzielania zadań.
– Ja i Nina odwiedzimy panią Cronström, porozmawiamy z policjantami z Grebbestad i zastanowimy się, co dalej. Czy każdy wie, co ma robić?
Wszyscy skinęli głowami.
– Świetnie. Widzimy się o drugiej – zakończyła Bergman, po czym zwróciła się do Niny, która nadal siedziała przy stole. – Zadzwoń do zakładu medycyny sądowej i spytaj, na kiedy planują sekcję zwłok Karlssona. Nie możemy jej przeoczyć.
– Jasne.
– Przed wyjazdem zadzwonię do Hultberga i Svahna i umówię się z nimi na lunch. Zamów nam samochód. Spotkamy się za kwadrans przed wejściem.
– „Nie ma problema” – stwierdziła Hamilton i wyszła z pokoju.
Bergman była zadowolona, że ma w ekipie ludzi, z którymi tak dobrze się dogaduje i którzy nie kwestionują jej poleceń. Polubiła zwłaszcza Ninę, bo nigdy nie doszło między nimi do kłótni ani nieporozumień. Kwadrans później obie siedziały w nieoznakowanym radiowozie. Prowadziła Hamilton. Sekcja zwłok miała się zacząć następnego dnia o ósmej rano. Stolik na lunch z policjantami z Grebbestad też był zarezerwowany.
Bergman wcisnęła dzwonek przy drzwiach mieszkania Marty Cronström. W środku rozległ się przeszywający dźwięk, a kiedy ucichł, usłyszała szmery, jakby ktoś podszedł do drzwi i czekał na kolejny dzwonek. Obie policjantki od razu się domyśliły, że starsza pani obserwuje je przez wizjer, dlatego z miejsca wyprodukowały wzbudzający ufność uśmiech i spojrzały w stronę małego, okrągłego, szklanego otworu. Ich postawa została natychmiast wynagrodzona, ponieważ pani Cronström uchyliła drzwi. Przed otwarciem na całą szerokość chronił je łańcuch.
– Dzień dobry – zaczęła Hamilton i wyciągnęła rękę. Dobrze zapamiętała to, co Cronström powiedziała w swoim pierwszym zeznaniu, a mianowicie, że zazwyczaj wstaje o czwartej nad ranem. Teraz było wpół do jedenastej. Hamilton okazała legitymację służbową i spytała: – Poznaje mnie pani? Nazywam się Nina Hamilton i pracuję w policji.
– Wprawdzie jestem już stara, ale jeszcze nie cierpię na sklerozę – wycedziła przez zęby starsza pani. Zanim jednak zdjęła łańcuch, żeby uchylić drzwi o kolejne dwadzieścia centymetrów, uważnie jej się przyjrzała.
– To moja szefowa – wyjaśniła Hamilton. Bergman okazała swoją legitymację służbową, a Cronström bez żadnego zażenowania zmierzyła policjantkę wzrokiem od stóp do głów. Po długiej chwili na jej twarzy ukazał się wstrzemięźliwy uśmiech.
– Powiedziałam mojej szefowej, że w poniedziałek rano zachowała się pani bardzo dzielnie. Zadzwoniła pani na numer alarmowy i wezwała karetkę.
– Musiałam zadzwonić dwa razy, zanim w końcu przyjechali. Spełniłam tylko swój obywatelski obowiązek. Inne zachowanie byłoby dla chrześcijanina nie do pomyślenia.
Wypowiadając te słowa, Cronström zadarła lekko brodę.
– Święta prawda – zgodziła się z nią Bergman. – Muszę jednak przyznać, że nie wszyscy zachowują się tak dzielnie jak pani, dlatego policja docenia obywateli, którzy wspierają ją w pracy. Taka postawa często ułatwia nam nasze działania. Kiedy usłyszałam, jak się pani zachowała, postanowiłam odwiedzić panią osobiście.
Cronström zrobiła przemądrzałą minę i zadarła brodę jeszcze wyżej.
– Przyniosłyśmy trochę ciastek do kawy – powiedziała Hamilton, unosząc pudełko obwiązane złotym sznurkiem. – Ale jeśli jest pani zajęta, nie będziemy niepotrzebnie zabierać czasu.
Na reakcję czekała nie dłużej niż pół sekundy. Cronström natychmiast otworzyła drzwi na całą szerokość i wpuściła obie policjantki do mieszkania.
– Proszę wejść, nastawię kawę – odparła przymilnym tonem.
Bergman i Hamilton wymieniły porozumiewawcze spojrzenia. Doszły do wniosku, że udało im się udobruchać staruszkę. Teraz będą musiały ją nakłonić, żeby opowiedziała, co naprawdę widziała w nocy.
Bergman rozejrzała się doświadczonym wzrokiem po przedpokoju. Po lewej stronie zobaczyła drzwi z napisem „WC”, po prawej półkę na czapki, za którą znajdowały się drzwi prowadzące do sypialni. Stały w niej szafka nocna i pojedyncze łóżko, nad którym wisiał duży drewniany krzyż. Kilka metrów dalej wchodziło się z przedpokoju na lewo do kuchni, ale Cronström skręciła w prawo i wprowadziła obie policjantki do przeładowanego meblami pokoju dziennego. Główne miejsce zajmował w nim komplet wypoczynkowy w stylu Karola XIV Jana, na którym leżało kilka haftowanych poduszek. Obok stały dwa małe stoliki nakryte koronkowymi serwetami. W każdym rogu pokoju stał kwietnik z paprotkami, na ścianach wisiały haftowane makatki z religijnymi cytatami i motywami. Przy jednej z długich ścian stał regał, ale zamiast książek wypełniony był porcelanowymi aniołkami różnej wielkości i kształtu.
Na jednej z półek stało ponad dwadzieścia rodzinnych zdjęć oprawionych w ramki. Na krótszej ścianie znajdowały się trzy wychodzące na ulicę okna. Co ciekawe, na parapetach nie było kwiatów ani porcelanowych figurek, leżały tam za to zrobione na szydełku serwety. Bergman się domyśliła, dlaczego tak jest, dopiero wtedy, gdy na jednym z parapetów zobaczyła lornetkę. Najwidoczniej starsza pani właśnie tak spędzała długie, samotne dni: obserwowała ulicę, pielęgnowała kwiaty i interesowała się wszystkim, co zwróciło jej uwagę. Bergman wzdrygnęła się na myśl o starszych osobach, dla których jedyną rozrywką w ciągu dnia było siedzenie w oknie i obserwowanie innych ludzi. To był ich jedyny sposób na zabicie upływającego czasu.
– Proszę usiąść, przyniosę kawę – powiedziała Cronström i wzięła ze stołu pudełko z ciastkami, które położyła tam Hamilton. Poczekała, aż obie policjantki zajmą wskazane im miejsca, i poczłapała do kuchni z pudełkiem w jednej i laską w drugiej ręce. Kiedy rozległ się trzask porcelany, Hamilton spytała szeptem:
– Ty czy ja?
– Ty – odparła Bergman. Hamilton wstała z kanapy i poszła do kuchni.
– Czy mogę jakoś pomóc?
Cronström wzdrygnęła się na dźwięk jej głosu i uniosła głowę znad tacy, którą zamierzała zanieść do pokoju. Hamilton odniosła wrażenie, że nie tylko ją przestraszyła, ale także zdenerwowała.
– Po co się pani tak skrada? Czego tu pani szuka? Wiem, że policjanci są szkoleni, żeby się tak zachowywać.
– Przepraszam, ale nie chciałam pani przestraszyć – odparła Hamilton. Wiedziała, że stąpa po cienkiej linie. – Ma pani piękne mieszkanie, które przypomina mi dom mojej babci. Ona też miała mnóstwo ładnych przedmiotów, stały dosłownie wszędzie. Kiedy byłyśmy dziećmi, musiałyśmy się zachowywać grzecznie, żeby czegoś nie zrzucić i nie zniszczyć. Takie wychowanie zostaje w człowieku na długo.
Cronström od razu złagodniała i popatrzyła na nią bardziej przyjaznym wzrokiem.
– No proszę. Widzę, że została pani wychowana we właściwy sposób. Proszę wyłożyć ciastka na talerzyk, który stoi na stole.
Hamilton skinęła głową i poczuła się jak małe, niegrzeczne dziecko: została skarcona, ale po chwili ktoś się nad nią ulitował. Zabrała się do rozwiązywania sznurka, którym było owinięte pudełko. Wolała nie prosić o nożyczki, żeby znowu nie przestraszyć gospodyni. Rozwiązywała sznurek i rozglądała się po kuchni. Stół nakryty był starą ceratą w biało-czerwoną kratę. Od razu się domyśliła, po której stronie siadała Cronström, bo w miejscu, które znajdowało się przy oknie, wzór był wytarty. Mogło to znaczyć, że właścicielka mieszkania spędzała tam wiele godzin. Na oknie stało radio, za to brakowało kwiatów i innych ozdobnych drobiazgów. Podeszła do szyby, żeby sprawdzić, jaki widok rozciąga się z kuchni na ulicę.
W tym samym czasie Bergman rozglądała się po pokoju. Podeszła do stojącego przy oknie stołu i stwierdziła, że miejsce, z którego karetka zabrała kantora, znajduje się blisko okna. Cronström na pewno widziała, jak policjanci zabezpieczają teren. Jeśli siedziała tu w poniedziałek rano, na pewno widziała też atak na kantora, chociaż dzień był deszczowy i mglisty. Kobiety w jej wieku boją się zeznawać prawdę, bo nie chcą być w nic zamieszane, a mimo to dwa razy wezwała karetkę. Coś jej w tym wszystkim nie pasowało. Jeszcze raz popatrzyła na zdjęcia na półce. Jej uwagę przykuła czarno-biała fotografia przedstawiająca parę młodą. Wydawało jej się, że rozpoznaje na niej Martę Cronström. Sądząc z wieku, mogła to być jej fotografia ślubna. Przeleciała wzrokiem po innych zdjęciach, wróciła pod okno i zaczęła obserwować uliczny tłum.
Kiedy Hamilton i Cronström wróciły do pokoju, Bergman siedziała na kanapie. Nie przeszkadzała gospodyni, gdy ta nalewała kawę i częstowała je ciasteczkami. W końcu jednak skierowała rozmowę na to, co obie z Niną chciały usłyszeć:
– Jak już wcześniej mówiłam, bardzo doceniamy, że na widok leżącego na ulicy człowieka zadzwoniła pani pod numer alarmowy i wezwała karetkę. Chciałybyśmy usłyszeć coś więcej o tym, co się wtedy wydarzyło. Na przykład o której godzinie zauważyła pani tamtego mężczyznę i tak dalej.
– Opowiedziałam już wszystko, co wiem. Nic więcej nie mam do dodania.
– Niektórzy świadkowie przypominają sobie o niektórych szczegółach po pewnym czasie… – zaczęła Bergman, zawieszając głos i nie kończąc zdania.
– Nie widziałam nic oprócz tego, co zeznałam. Nie chcę być zamieszana w tę sprawę tylko dlatego, że sobie nie radzicie. Zostawcie starą kobietę w spokoju.
– Dziś rano zmarł mężczyzna, do którego wezwała pani pomoc. Śmierć nastąpiła na skutek obrażeń doznanych w czasie napadu. Oprócz pani nie mamy innych świadków, dlatego byłoby dobrze, gdyby spróbowała sobie pani przypomnieć, co dokładnie widziała.
Kiedy Cronström usłyszała o śmierci pobitego mężczyzny, drgnęła. W jej oczach pojawiło się coś, co przypominało strach.
– Powtarzam, że nic nie widziałam – syknęła z taka siłą, że ślina prysnęła jej na brodę. Wstała z kanapy, wskazała policjantkom przedpokój i powiedziała: – Proszę już iść. Gdyby tu był mój syn albo błogosławionej pamięci mąż, już dawno wyrzuciliby was za drzwi. Jesteście bezczelne! Proszę wyjść.
– Tego samego ranka ktoś pobił w podobny sposób innego mężczyznę – kontynuowała spokojnym głosem Bergman, która nawet nie wstała z kanapy. – Podejrzewamy, że to ten sam sprawca. Uważamy, że widziała pani więcej, niż nam opowiedziała.
Cronström przez długą chwilę milczała, po czym podeszła do okna i długo przez nie patrzyła, jakby się zastanawiała, co zrobić. W końcu odwróciła się i spojrzała na Bergman.
– Nasz Pan przygotował dla każdego inny plan życia. Tych, którzy są nieposłuszni, karze.
– Nieposłuszni? Chce pani powiedzieć, że obaj mężczyźni zostali pobici, bo Bóg chciał ich w ten sposób ukarać?
– To oczywiste. Inny powód nie istnieje. No ale dosyć tego, proszę już wyjść. Jestem zmęczona i muszę się położyć. Mam w końcu osiemdziesiąt trzy lata. Nie zniosę dłużej tych insynuacji. Już mówiłam, że nie chcę być zamieszana w takie dziwne sprawy. Wystarczy tego.
– Nie będziemy pani dłużej męczyć – odparła Bergman. Zauważyła, że Cronström rzeczywiście wygląda na zmęczoną, i doszła do wniosku, że nic więcej z niej nie wyciągną. – Gdyby jednak przypomniała pani sobie coś, co mogłoby nam pomóc, będziemy bardzo wdzięczne.
Bergman podała jej swoją wizytówkę.
– Proszę dzwonić o każdej porze dnia i nocy do mnie albo do pani inspektor Niny Hamilton. Dziękujemy za poświęcony nam czas.
Policjantki pożegnały się i wyszły. Kiedy zajęły miejsca w samochodzie, Hamilton wybuchnęła śmiechem.
– „Nasz Pan przygotował dla każdego z nas inny plan życia. Tych, którzy są nieposłuszni, karze” – przedrzeźniała staruszkę, po czym dodała ściszonym głosem: – Ciekawe, jaki plan Bóg ma dla mnie. Nino Hamilton, będziesz kochać swojego faceta, dwójkę waszych dzieci, psa, parę chomików i teściową i nie opuścisz ich w szczęściu ani w nieszczęściu. Nie zapomnij, że masz też sprzątać, prać i pozwalać się obrażać starym babom.
– Co o niej myślisz? – spytała z Bergman, zapinając pas bezpieczeństwa.
Hamilton opowiedziała, co widziała w kuchni.
– Ma sokoli wzrok i używa go do wyszywania makatek albo szpiegowania ludzi przez okno. Myślę, że obie te rzeczy robi naraz. Czy zauważyłaś tu jakiekolwiek okulary?
– Nie. Poza tym w całym mieszkaniu nie było odrobiny kurzu.
– Czekała na nas, bo czuła, że przyjdziemy. Była przygotowana na naszą wizytę i wiedziała, co powie. Wczoraj, kiedy przyszłam do niej z Vikingiem, była zszokowana naszą wizytą. Odniosłam wrażenie, że czegoś się bała.
– Wygląda na to, że strach minął. Ciekawe dlaczego.
Po powrocie na komendę Bergman i Hamilton podeszły do recepcji, żeby się umówić na spotkanie z policjantami z Grebbestad. Zastały tam mnóstwo interesantów. Hultberg i Svahn mieli pełne ręce roboty.
– Właściwie to mogę iść z nimi na ten lunch sama – zaproponowała Bergman. – Zobaczymy się na odprawie.
– Nie ma sprawy – odparła Hamilton. – Mam mnóstwo spraw do załatwienia.
Na korytarzu Bergman natknęła się na Skogsby.
– Jak minął dzień?
– Z tego, co wiem, nie posunęliśmy się za daleko. Dziwna sprawa: doszło do dwóch napadów, ale nikt nic nie widział ani nie słyszał. Zrobiłam sobie przerwę na obiad.
– A co byś powiedziała na lunch na koszt firmy?
– Czemu nie? A co to za okazja?
– To lunch pożegnalny – odparła Bergman, wskazując Hultberga i Svahna. Obaj policjanci właśnie zmierzali w ich kierunku.
Lunch przebiegał w tak miłej atmosferze, że cała czwórka zasiedziała się w lokalu. W pewnej chwili Bergman uświadomiła sobie, że może się spóźnić na odprawę. Po powrocie na komendę pojechała windą na trzecie piętro i szybkim krokiem udała się do sali, w której zwykle odbywały się takie spotkania. Weszła do środka z duszą na ramieniu i w tym samym momencie wszystkie spojrzenia skupiły się na niej. Spojrzała na cyfrowy zegar ścienny. Pokazywał punkt czternastą. Zdążyła.
– Dzień dobry – powiedziała lekko zdyszanym głosem i rozejrzała się po sali. Wszystkie osoby, które były na rannej odprawie, zameldowały się też na tej popołudniowej. – Za pięć minut dołączy do nas Malin, która właśnie parkuje samochód. Zaczniemy, kiedy przyjdzie. Kto nie zdążył nalać sobie kawy, może to zrobić teraz.
Niektóre osoby popatrzyły na nią zdumionym wzrokiem, ale nikt z wyjątkiem Alfredssona się nie odezwał. Policjant skrzyżował ramiona i spytał:
– Chcesz powiedzieć, że Malin została twoją szoferką? Myślałem, że razem z moimi ludźmi przesłuchuje mieszkańców okolicznych domów przy Andra Långgatan.
Po tych słowach Alfredsson wstał i ruszył do drzwi. Bergman poczuła, jak ogarnia ją złość. Zdenerwowana jego komentarzem wyszła z sali i poszła z nim do automatu.
– Wysłałam ci wiadomość, ale najwidoczniej jej nie czytałeś. Zabrałam Malin tylko na godzinę, więc się mnie nie czepiaj. Jakoś nie protestowałeś, kiedy odrywałam cię od twoich obowiązków, żebyś załatwił sprawę, która była znacznie ważniejsza.
– Okej, okej. Mam mało ludzi i mnóstwo osób do przesłuchania. Potrzebuję wzmocnienia.
– Omówimy to później z Tingströmem. Jest już Malin… wracamy do sali i zaczynamy. Kto chce zacząć? Czy ktoś ma do zakomunikowania coś ważnego?
Bergman czekała, ale nikt się nie kwapił, żeby zacząć. Z doświadczenia wiedziała, że gdy zacznie odpowiednia osoba, można oszczędzić dużo czasu. Uważała, że wprowadzanie z góry ustalonej kolejności nie ma sensu. Najważniejsze jest to, żeby jako pierwszy głos zabrał ktoś, kto wie, że ma do przekazania coś ważnego, co może stanowić przełom w śledztwie. Jeśli na samym początku pojawiają się w przekazie odpowiednie fakty, inni mogą je uzupełniać własnymi informacjami. Dzięki temu śledztwo rusza z miejsca, a pomysły na to, jak je prowadzić dalej, pojawiają się jakby same z siebie. Bergman zdawała sobie sprawę, że komuś, kto nie wie, jak wyglądają jej odprawy albo kto jest na nich pierwszy raz, mogą się wydać chaotyczne. Za to ci, którzy pracują z nią od lat, cenią taki sposób organizowania spotkań, które przypominają burzę mózgów.
Ona sama jest zdania, że sposób, w jaki prowadzi śledztwa, jest bardzo kreatywny. Na organizowanych przez nią odprawach wszyscy mają pełną swobodę wypowiedzi i każda teza rozpatrywana jest z uwagą. Nie ma miejsca na ograniczenia ani myślenie w ściśle określonych ramach. Wprawdzie niektórzy członkowie jej ekipy są czasem trudni do okiełznania, ale właśnie to czyni z nich świetnych śledczych. Chodzi tylko o to, żeby stworzyć im odpowiednie warunki, zapewnić elastyczność i dać swobodę działania. Nie raz się okazywało, że z pozoru szalona teza prowadziła do przełomu w śledztwie i rozwiązania trudnej sprawy. To między innymi dlatego ma najlepsze statystyki wykrywalności i wiele osób chce z nią współpracować. Jednak dzisiaj było inaczej. Nikt się nie palił do zabrania głosu, więc zwróciła się do Johanssona i Falk, którzy siedzieli obok siebie.
– Zacznijmy od kantora Wilhelmssona, który nadal leży w szpitalu. Czy dzisiaj był bardziej skłonny do współpracy?
– Jak na kantora to prawdziwy zimny drań. Takie jest moje zdanie. Stale powtarza, że nie przebywał w niedozwolonym miejscu ani nie zrobił nic, co byłoby sprzeczne z prawem. Mówi, że prześladujemy niewinnego człowieka, i twierdzi, że nie ma pojęcia, kim jest druga ofiara napadu. Powiedzieliśmy mu, że Karlsson zmarł na skutek obrażeń, ale tylko wzruszył ramionami.
– Trzeba go będzie znowu przesłuchać.
– Myślę, że on się czegoś boi.
– Tym bardziej ma uzasadniony powód, żeby powiedzieć prawdę. Czego się dowiedzieliście o Karlssonie?
– Mieszkał w Grebbestadzie przy ulicy Slingervägen. Był kawalerem, jeździł nowym audi TT, niekarany. W jego portfelu znaleźliśmy tysiąc dwieście koron, kartę Mastercard, prawo jazdy, kartę klienta sieci ICA, kartę wstępu do kręgielni w Strömstad i roczną kartę na tamtejszą pływalnię. Oprócz tego w portfelu była wizytówka salonu fryzjerskiego w Grebbestad i ulotka reklamująca restaurację Hamnkrogen. Też w Grebbestad.
Falk przejrzała swoje notatki i kontynuowała:
– Na razie nie udało nam się namierzyć nikogo z jego rodziny, ale w jego telefonie znaleźliśmy trochę numerów. Wśród tych, na które dzwonił ostatnio, jeden jest nieznany. W kontaktach znaleźliśmy między innymi numery do kręgielni i na pływalnię. Dzwoniliśmy do restauracji Hamnkrogen, ale nikt z personelu, który tam zastaliśmy, nie znał Karlssona. Podobnie było w salonie fryzjerskim. Wspomniany nieznany numer należał do niezarejestrowanego abonenta, który używał karty prepaid. Próbowaliśmy się do niego dodzwonić, ale za każdym razem włączała się automatyczna sekretarka. Zwróciliśmy się do operatora o udostępnienie billingów Karlssona za ostatnie dwa miesiące. W sumie nie mamy nic konkretnego, więc jutro pojedziemy do Grebbestad, żeby trochę poszperać.
– Dobry pomysł – stwierdziła Bergman. – Ja i Nina rozmawiałyśmy przed południem z Martą Cronström. Uważamy, że widziała przez okno coś, co mogło mieć związek z obu pobiciami, ale z jakiegoś powodu nie chce nam o tym powiedzieć. W oknie spędza chyba wiele godzin. W czasie rozmowy sprawiała wrażenie podenerwowanej i poirytowanej, a jej komentarze były pozbawione wrażliwości i nacechowane lodowatym chłodem. Stwierdziła na przykład, że ofiary zostały ukarane za nieposłuszeństwo. Uważam, że trzeba spróbować wyciągnąć od niej więcej.
– Zgadzam się – odparła Hamilton. – Proponuję dać jej trochę czasu do zastanowienia. Potem ją przyciśniemy.
Bergman skinęła głową na znak, że się zgadza z tą propozycją.
– Czy Cronström wyjaśniła, co miała na myśli, mówiąc o karze i nieposłuszeństwie? – spytał Johansson. – Odnoszę wrażenie, że jest kobietą głęboko religijną. Może to jakiś cytat, który gdzieś usłyszała, i teraz z całą powagą go powtarza? Albo faktycznie coś widziała, ale doszła do wniosku, że człowiek, który został pobity przed jej domem, po prostu dostał to, na co zasłużył?
– Wcale by mnie nie zdziwiło, gdybyś miał rację – odparła Bergman. – Tak czy inaczej, jeszcze z nią nie skończyliśmy. Myślę, że odczekamy kilka dni. To dobry pomysł. Dajmy jej trochę czasu na uspokojenie.
Wszyscy skinęli głowami na znak, że się z tym zgadzają. Bergman uznała, że może przejść do następnego tematu.
– Ja i Malin wybrałyśmy się z Hultbergiem i Svahnem na lunch. Jest dokładnie tak, jak podejrzewaliśmy: obaj pracują tak, jak się to robi w małych miejscowościach. Posterunek w Grebbestad liczy czterech funkcjonariuszy, ale dwaj nie pełnią służby: jeden ze względu na wiek, drugi z powodu niezaliczonego testu strzeleckiego. Oznacza to, że Hultberg i Svahn sami muszą jeździć na patrole i prowadzić większość dochodzeń. Uważają, że w początkowym etapie śledztwa sporządzenie dokładnego zgłoszenia nie jest ważne, bo można to zrobić później. Większość informacji trzymają w głowach i byli zdziwieni, że odebrano im nadzór nad śledztwami.
Alfredsson zrobił ironiczną minę.
– To brzmi jak scenariusz z kiepskiej komedii. A nie pytałyście ich, czy nie używają pseudonimów Kling i Klang, jak policjanci z filmu o Pippi Pończoszance?
Bergman zignorowała jego komentarz i kontynuowała:
– W sumie nie mieli do przekazania nic więcej oprócz tego, co napisali w raporcie. Zauważyli jednak, że między czwartą a szóstą rano dzielnica była sprzątana. Thomas, dowiedziałeś się czegoś w tej sprawie?
– Rozmawiałem z dyrektorem Zarządu Zieleni Miejskiej. Prześle nam faksem schemat dziennych dyżurów dla tej dzielnicy i listę osób, które tamtego dnia były w pracy. Namierzyłem kuriera, który w poniedziałek rano rozwoził gazety na Andra Långgatan. Nie widział i nie słyszał nic, co jego zdaniem byłoby ważne. Powiedział, że o tej porze zawsze się tam kręcą dziwni ludzie. Poza tym było zimno i padał deszcz, a jemu zależało na tym, żeby jak najszybciej skończyć. Jeśli chodzi o rozmowy z taksówkarzami i mieszkańcami, też nie dały żadnych rezultatów.
– Wydaje mi się, że to będzie duży problem w śledztwie – zauważyła Bergman. – Zbrodnia została popełniona na jednej z najbardziej znanych ulic Göteborga, gdzie zawsze się kręci sporo ludzi. Tymczasem nikt nic nie widział ani nie słyszał. Nino, co z informacjami od osób, które do nas dzwonią?
– Nie usłyszałam nic, co moglibyśmy wykorzystać w śledztwie. Chyba że za ważną informację uznamy to, że, jak powiedział jeden z dzwoniących, zbliża się dzień sądu Pańskiego.
Hamilton zrobiła przerwę, bo wszyscy spojrzeli na nią zdziwionym wzrokiem.
– To mi przypomina, co o karze i nieposłuszeństwie mówiła Cronström. Mam nadzieję, że po konferencji prasowej wpłynie więcej informacji. Wracając do kwestii religii: kantor to też funkcja religijna. Czy znamy nazwisko i numer telefonu człowieka, który do nas dzwonił i ostrzegał przed końcem świata?
– Niestety nie. Dzwonił z automatu albo z aparatu, korzystając z karty typu prepaid.
– Rozumiem. Będziesz odpowiedzialna za uporządkowanie wszystkich zgłoszeń. Osobom, które je przyjmują, powiedz, że interesują nas zgłoszenia o tematyce religijnej. A teraz przejdźmy do spraw przyziemnych – zakończyła i spojrzała na Nilssona z działu technicznego.
Technik chrząknął i jak zwykle przeciągnął dłonią po głowie, żeby wygładzić resztkę włosów.
– Na wspomnianym kiju stwierdziliśmy obecność włókien i włosów, zabezpieczyliśmy też dwie różne grupy krwi. Jest też sporo odcisków palców, ale pierwsze sprawdzenie nie dało żadnych wyników. Kij zrobiony jest z drewna, ale nie potrafię określić, jaki to gatunek. Z tego samego gatunku robione są kije do bejsbola albo do naszego szwedzkiego brännbolla. Nie wygląda na nowy, ale na razie nic więcej nie da się o nim powiedzieć. Pracujemy nad tym. Czy wykonano sekcję zwłok? Czekamy na protokół od lekarza medycyny sądowej, żeby porównać grupy krwi.
– Będzie gotowy jutro – odparła Bergman. – Zamierzam być obecna przy sekcji. Niech od rana każdy się zajmie swoimi sprawami. Odprawa o szesnastej.
Kiedy wszyscy zaczęli wstawać od stołu, zwróciła się do Tingströma:
– Jeśli przesłuchanie kantora nic nie da, będziemy musieli rozszerzyć śledztwo, ale do tego potrzeba nam będzie więcej ludzi.
Tingström pokiwał w zamyśleniu głową i spojrzał na zegarek.
– Zaraz zaczynamy konferencję prasową. Co możemy powiedzieć?
– Opowiemy o śmiertelnej ofierze, ale nie wspomnimy o tym, że mniej więcej w tym samym czasie została pobita druga osoba. Nie wymienimy nazwisk, bo nie udało nam się skontaktować z rodzinami ofiar. Konferencję wykorzystamy do tego, żeby zwrócić się do społeczeństwa z apelem o pomoc.
– Niech tak będzie – zgodził się Tingström, po czym wyjął z teczki krawat i zawiązał go sobie na szyi.