Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Antologia dla dzieci, której autorami są Anna Krakowska, Artur Chabrowski i Justyna Sprutta, zawiera w sobie trzy bajki/opowieści i jedną sztukę do wystawienia o tematyce wiosennej: "Pierwszy dzień wiosny". Tematyką przewodnią są podróże i przygody "Cudownych zwierzaków": Piccolo - Skrzata, który postanowił pożeglować nad Morze Bałtyckie, Futrzaka - myszoskoczka podróżującego po całym świecie oraz o podróżach mistycznych duszy w "Opowieściach róży", w których wciela się w różne zwierzęta i nie tylko.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 94
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Cudowne zwierzaki i przyjaciele
Anna Krakowska, Justyna Sprutta Artur Chabrowski
Róży początek
Justyna Sprutta Skrzat Żeglarz
Anna Krakowska Przygody Futrzaka
Artur Chabrowski, Anna Krakowska Pierwszy dzień wiosny
Artur Chabrowski Opowieści róży
Zakończenie Róży
Informacje o autorach
Cudowne zwierzaki i przyjaciele
Justyna Sprutta, Anna Krakowska, Artur Chabrowski
Wydawca: self publisher: Artur Chabrowski
ISBN: 978-83-971522-0-5
korekta: Justyna Sprutta
ilustracje i okladki: Anna Wajda
@Copywrite Artur Chabrowski
@Copywrite Anna Krakowska
@Copywrite Justyna Sprutta
Opowiem Wam, drogie Dzieci, cztery wspaniałe historie. Przeprowadzę Was przez różne pory roku, wydarzenia, podróże oraz przygody, w których każde z Was znajdzie coś dla siebie. W tych historiach istnieje wiele miejsc już odkrytych przez naszych przyjaciół, którzy przeżywają rozmaite emocje, bawiąc się, ucząc i poznając owe miejsca. Różnorodność bohaterów i ich przygód pozwoli Wam rozwinąć wyobraźnię.
Możliwe, że jesteście zniecierpliwieni, więc nie zatrzymuję Was już dłużej i zapraszam do czytania.
Prolog
Mam na imię Piccolo. Mieszkam niedaleko Lublina, nieopodal lasu, w domu wśród wzgórz. Uwielbiam przyglądać się książkom i je czytać. Zresztą jestem skrzatem namalowanym na zakładce do książek. Czasem wraz z moją właścicielką Tosią wędruję latem do ogrodu, w którym czyta ona książki, leżąc w swoim hamaku, a zimą odpoczywam na jednej z jej półek z książkami, w cieple ognia buchającego z kominka. Znam prawie wszystkie książki Tosi.
Pewnego razu Tosia włożyła zakładkę ze mną do książki o podróżach po dalekich morzach i oceanach, o wielkich, dostojnych żaglowcach i brodatym żeglarzu, który samotnie przemierzał niebezpieczne wody…
− Ależ to musi być bardzo ciekawe! − krzyknąłem. Chciałem przeczytać tę książkę, a musicie wiedzieć, że skrzaty już od maleńkości potrafią czytać. Musiałem jednak poczekać, aż Tosia położy się spać i zaśnie.
− Tosiu, umyłaś ząbki i uszy? − rozległ się w pokoju Tosi głos jej mamy.
Dziewczynka uniosła się na swoim łóżku:
− Tak, mamo − odpowiedziała.
− Więc możesz troszkę poczytać, ale niezbyt długo, ponieważ jutro rano jedziemy na zakupy do Lublina − powiedziała mama Tosi i cichutko zamknęła za sobą drzwi.
Tosia czytała inną książkę. Książka o podróżach leżała na stoliku, a zakładka ze mną w jej pobliżu. Kiedy Tosia zgasiła światło, postanowiłem poczytać książkę. Bardzo, bardzo fascynowały mnie podróże. Nie wiedziałem jeszcze, że zaczyna się moja wielka, życiowa przygoda…
Rozdział 1
Skrzat zsunął się szybko z zakładki. Zrzucił książkę ze stolika na ziemię i już miał pociągnąć ją ku drzwiom, gdy nagle usłyszał w ciemnościach piskliwy głos:
− Nieładnie, proszę pana. Nie zrzuca się książki na podłogę.
Wystraszony, rozejrzał się wokół.
− Kto tutaj jest? − zapytał szeptem.
Wtedy zobaczył przy drzwiach kocura. To był Mruczek, kot Tosi. Ale co on robi w pokoju? − zapytał siebie Piccolo.
Poruszając się łagodnie, kot podszedł do Piccola, a następnie przeciągnąwszy się, ziewnął, potrząsnął głową i usiadł tuż przed stojącym skrzatem.
− Chciałem tylko poczytać tę książkę… nie miałem sił, by zabrać ją ze stolika − tłumaczył się Piccolo.
Kot z niezadowoleniem pokręcił głową:
− Gdybyś mnie poprosił, chętnie pomógłbym tobie… − powiedział.
Piccolo westchnął ciężko:
− Wiem − odrzekł ze smutkiem − ale nie wiedziałem, że tutaj jesteś.
Mruczek, zrezygnowany, machnął łapą.
− Jak mam wyjść z pokoju? − zapytał kota skrzat, widząc zamknięte drzwi.
− Okno jest otwarte − zauważył kot − Ja często przechodzę przez okno.
− A czy możesz mi pomóc dostać się na parapet? − spytał skrzat.
Kot popatrzył na niego, wpierw z politowaniem, a potem ze zrozumieniem:
− Wsiądziesz na mój grzbiet, chociaż bardzo tego nie lubię, a książkę wezmę w zęby − zaproponował.
Piccolo skinął głową na znak, że się zgadza. Kiedy kot przypadł do ziemi, skrzat wspiął się na jego grzbiet.
− Ojej, jak wysoko! − krzyknął.
− Cicho, sza! − miauknął kot − bo obudzisz Tosię.
Potem wziął książkę w zęby i jednym susem znalazł się na parapecie, ze skrzatem na grzbiecie. Okno było uchylone, a z zewnątrz przedostawał się do domu zapach letnich kwiatów.
− Pomagam ci − rzekł kot − lecz książkę pozostawisz na progu domu Tosi. Nie powinieneś jej brać bez pozwolenia…
− Wiem i za to bardzo przepraszam − powiedział skrzat – ale muszę koniecznie ją przeczytać…
Milcząc, kot przecisnął się przez szparę w uchylonym oknie.
− A teraz trzymaj się, bo skaczę w trawę! − zawołał do skrzata. Piccolo złapał się sierści kota i przytulił do jego grzbietu. Po chwili obaj znaleźli się na ziemi.
− Co to za porządki! Proszę uważać! − nagle w trawie rozległ się krzyk.
Mruczek zamarł.
W tym momencie skrzat zeskoczył z kociego grzbietu.
− Weź ode mnie książkę, bo… − zaczął kot. Skrzat usunął mu z pyszczka książkę i spojrzał niepewnie na swojego towarzysza.
− Brak dobrego wychowania! − ponownie rozległ się ten sam głos.
Piccolo rozglądał się, ale nikogo nie dostrzegł. Wokół pachniały kwiaty, trawa miękko głaskała stopy, a w oddali słychać było pohukiwanie sowy.
− Kto tu jest? − zapytał drżącym ze strachu głosem.
Nagle, tuż przed nim, zjawiła się wielce niezadowolona mysz. Nie zauważyła ukrytego w ciemnościach nocy czarnego Mruczka.
− Jak można skakać komuś prawie na głowę?! − wrzasnęła wzburzona − Co ty sobie wyobrażasz?! Kim ty jesteś?!
− Ja, ja, ja… − zaczął nieśmiało odpowiadać skrzat – Ja, ja… jestem Piccolo, to znaczy skrzat z zakładki do książek…
− No tak − odrzekła mysz − Czegóż dobrego można spodziewać się po skrzatach! Już mój praprapradziad mówił mi, że z nimi zawsze są problemy. I jak to ubrane! − zawołała − Krótkie spodenki, naddarty kapelusz i połatany kaftan. Ale, ale… − nagle zastanowiła się − Był z tobą jeszcze ktoś…
Kiedy to powiedziała, z ciemności wyłoniła się para zielonych oczu:
− To ja byłem… − wycedził przez zęby kot, powoli skradając się do myszy.
− Kot…!? − przerażona mysz krzyknęła i puściła się biegiem przez ogrodowe rabaty. Mruczek nie zwlekał, miauknął przeraźliwie i popędził za nią.
Po chwili dwa cienie: duży na czterech łapach i maleńki zniknęły w świetle księżyca za rogiem domu.
− I co ja teraz zrobię? − zadał sobie pytanie skrzat, siadając na ziemi pod oknem − Z kotem zawsze byłoby raźniej, a tak: ciemno, chłodno i jakoś strasznie…
Popatrzył wokół i zatrzymał wzrok na Księżycu. Na ogromnej tarczy Księżyca pojawił się uśmiech. Księżyc pochylił się lekko ku ogrodowi i mrugnął w stronę skrzata rozbawionym okiem:
− Widzę, że zamierzasz czytać książkę. Użyczę ci światła − powiedział.
Skrzat ucieszył się bardzo:
− Dziękuję ci, panie Księżycu. Ale czy możesz poświecić troszkę dłużej niż chwilkę, chcę przejrzeć całą książkę…
− Oczywiście − odrzekł Księżyc − Postaram się być jaśniejszy.
Po tych słowach tarcza Księżyca rozbłysła bardzo jasnym światłem, tak jasnym, że skrzat bez trudu mógł przeglądać książkę.
A czegóż nie było w tej książce… Żaglowce z kolorowymi żaglami, dostojne, samotne lub z innymi fregatami na paradzie, gigantyczne fale, delfiny skaczące przed statkami oraz mewy odpoczywające na rejach masztów… A na kolejnych stronach książki palmy, piękne słońce ukrywające swoje zarumienione oblicze na horyzoncie za linią morza, cudowne, szumiące muszle leżące na plażach…
Kiedy skrzat skończył przeglądać książkę, zapytał Księżyca:
− Panie Księżycu, pan wie wszystko, widzi pan wszystko z nieba. Proszę, niech pan mi powie, gdzie jest morze? Chcę dojść do morza.
Księżyc popatrzył chwilowo na skrzata, po czym się obruszył:
− A po co tobie, skrzacie, szukać morza? Niedobrze ci tutaj, w tym domu i ogrodzie? Tu masz spokój, a ty chcesz szukać morza.
Piccolo opuścił, zasmucony, głowę. Księżyc to dostrzegł i żal mu się zrobiło skrzata.
− Dobrze, powiem ci − powiedział – Żeby dostać się do morza, musisz iść w kierunku północnym, ale na pieszo jest to bardzo daleko. A dlaczego chcesz dotrzeć do morza? − spytał, w zakłopotaniu trąc dłonią swoje biało-szare obliczu.
− Bo ja chcę zostać żeglarzem i zobaczyć te wszystkie morza i lądy, które widziałem w książce − odpowiedział skrzat, przyciskając książkę do swoich maleńkich piersi.
− Ha! − krzyknął Księżyc − Jeśli już tak bardzo chcesz dotrzeć nad morze, z pewnością do jakiegoś portu, bo tylko tam możesz wsiąść na statek czy żaglowiec, to lepiej popłyń rzeką. Wszystkie rzeki płyną do morza, tam kończy się ich życie. Będzie szybciej.
− A daleko jest i czy duża ta rzeka? − spytał niepewnie skrzat.
− Ogromna − odrzekł Księżyc − I trochę daleko.
− Ech − westchnął smutno Piccolo i usiadł na ziemi, poprawiając podniszczone buty − Tak bardzo chcę spełnić swoje marzenie… Czy muszę być zawsze skrzatem z zakładki? − pytał siebie, a oczy zaszkliły mu się łzami.
Zobaczył to Księżyc:
− Nie smuć się skrzacie… − powiedział − Zanim zacznie świtać, pan Sowa ci pomoże. Z pewnością znasz pana Sowę. To nasz mędrzec i zarazem nauczyciel. Pan Sowa jest już bardzo stary i schorowany, wspiera się na lasce, z trudem lata. Ale na pewno pomoże ci przedostać się nad rzekę. Zna także jej nazwę… O słyszysz pana Sowę? − spytał Księżyc, gdy w pobliżu rozległo się sowie pohukiwanie.
Skrzat otrząsnął się:
− Pan Sowa zawsze tak strasznie pohukuje? − zapytał, na co Księżyc, rozbawiony, uśmiechnął się kącikami ust:
− Często, ale tylko wtedy, gdy poluje na myszy lub zastanawia się nad czymś głęboko.
Gdy Księżyc mówił, na skrzata padł cień ogromnych skrzydeł, rozległ się ich trzepot i na drzewie, tuż ponad skrzatem, usiadł pan Sowa. Wyjął następnie swoje okulary, założył je i, pochyliwszy się w dół, bacznie przyjrzał się skrzatowi.
− Czy ty jesteś czymś do zjedzenia, co sowy lubią najbardziej? − zagadnął.
Skrzat odruchowo cofnął się ku ścianie domu.
− Nie wiem… − odrzekł ze ściśniętym gardłem. Nagle Księżyc błysnął ku niemu światłem:
− Skrzaty nie smakują tak, jak myszy − powiedział.
− Ach tak − odparł lekko zawiedziony pan Sowa − Szkoda.
Po chwili milczenia zapytał:
− A skąd jesteś i czemu o tej porze nie śpisz?
− Z zakładki. Mieszkam w tym domu − odpowiedział skrzat − A nie śpię, bo chcę spełnić swoje marzenie…
− W nocy? − zdziwił się pan Sowa, z niedowierzaniem przekręcając głowę.
− Muszę dotrzeć do rana nad rzekę.
Pan Sowa jeszcze bardziej pochylił się z drzewa ku skrzatowi:
− A po co mi to mówisz? − spytał.
Piccolo wiedział, że znów musi powiedzieć o swoim marzeniu:
− Chcę być żeglarzem i pływać po morzach, ale muszę dotrzeć do morza… Najlepiej rzeką − rzekł pośpiesznie, po czym wtulił głowę w kolana, objąwszy je kurczowo rękoma.
− Hm… − pomyślał pan Sowa − Wspaniale, że chcesz realizować swoje marzenia, ale jak ja mogę ci pomóc?
− Pan jest taki mądry. Jak nazywa się ta rzeka i jak daleko jest morze?
Na te słowa pan Sowa westchnął, rozłożył ogromne skrzydła i znalazł się obok skrzata.
− Ta rzeka to Wisła, a morze…? Daleko, bardzo daleko.
− Czy może pan wskazać mi tę rzekę?
− Mogę cię nawet nad nią zabrać − zaproponował pan Sowa.
− Naprawdę? − ucieszył się skrzat.
Ogromny ptak skinął głową.
− Jestem już stary, ale ciebie bez problemu udźwignę. Wskakuj na mój grzbiet i trzymaj się mocno moich piór − polecił pan Sowa.
Kiedy Skrzat znalazł się już na grzbiecie ptaka, ten zatrzepotał skrzydłami i poszybował w ciemnościach w przestworza. Wiatr tak igrał z kapeluszem skrzata, że jedną ręką musiał on trzymać się ptasich piór, a drugą przytrzymywać kapelusz. Księżyc rozświetlał im drogę prowadzącą ku niewidocznej jeszcze rzece. Po pewnym czasie skrzat zaczął przysypiać. Nagle zbudził się i przerażony krzyknął do pana Sowy:
− Książka! Książka Tosi została w ogrodzie! Powinienem książkę położyć na progu domu.
Pan Sowa odezwał się ochrypłym od wiatru głosem:
− Nic się książce nie stanie. Zaopiekuje się nią kot, który często lubi przeszukiwać dom i ogród. A teraz trzymaj się! − zawołał − Lądujemy!
Wtem pan Sowa sfrunął w dół. Gdy wylądował, skrzat zeskoczył z jego grzbietu.
− Dziękuję, panie Sowo, ale gdzie jest rzeka? − zapytał Piccolo, rozglądając się wokół.
− Spójrz tam − powiedział pan Sowa i wskazał skrzydłem połyskującą niedaleko taflę − To są wody rzeki, ale uważaj, bo jak każda rzeka, także ta bywa niebezpieczna. Ja muszę już wracać.
Skrzat teraz naprawdę się wystraszył:
− Czy nie mógłby pan poczekać ze mną do poranka? − spytał. Ale pan Sowa pokręcił odmownie głową: