Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Szesnastoletnia Argantael postanawia podrzeć swoje życie na strzępy. Zaczyna od pamiętnika – wyrywa kartki i wrzuca je w fale. Następnie wypływa łodzią daleko w morze – nie będzie w stanie wrócić na ląd, gdy puści wiosła. Książkę wypełniają wspomnienia dziewczyny, a my zyskujemy wgląd w jej trudne dzieciństwo, relacje z rodzicami, przyjaźnie i marzenia, zazdrość i smutek. Jesteśmy świadkami skutków zaniedbania problemów ze zdrowiem psychicznym, ale też prób pogodzenia się ze swoją seksualnością. Chcemy walczyć u boku Argantael, wiosłować o życie – a książka powoli przekonuje nas, że jest ono wiele warte.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 118
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © Rakel Helmsdal 2014 Title of the original Faroese edition: Hon, sum róoi ef tir relaboganum Published by agreement with Bókadeild Føroya Lærarafelags, www.bfl.fo.
All rights reserved including the right of reproduction in whole or in part in any form.
Copyright © for the Polish translation Kinga Eysturland 2022
ISBN 978-83-961972-7-6
Cytat z Listu do Koryntian za Biblią Tysiąclecia
Tekst: Rakel Helmsdal
Przekład: Kinga Eysturland
Redakcja: Ewa Penksyk-Kluczkowska
Korekty: Redaktornia.com
Projekt okładki i layout: Marta Dec
W książce zastosowano krój pisma Bona Nova i Indian
Wydrukowano na papierze Offset Creamy 70g vol 2.0
Druk i oprawa: OZGraf
Wydawca:
Pod nazwą dziwny pomysł działalność wydawniczą prowadzi firma JoBB tłumaczenia Joanna Barbara Bernat
ul. Korsarzy 8F
80-299 Gdańsk
dziwnypomysl.pl
Videmus nunc per speculum in enigmate tunc autem facie ad faciem nunc cognosco ex parte tunc autem cognoscam sicut et cognitus sum.
Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno;
wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz:
Teraz poznaję po części,
wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany.
1 Kor 13:12
Historie powstawały podczas słuchania wariacji Enigmy angielskiego muzyka Edwarda Elgara. Każdy rozdział odpowiada jednemu utworowi z Enigmy, stąd muzyczne odnośniki. Nie zawsze pasują one do tekstu, jednak nastrój muzyki wpłynął na sam tekst. Sen Wiosenna ofiara został napisany tuż po przesłuchaniu Święta wiosny rosyjskiego kompozytora Igora Strawińskiego.
Andante
Na strzępy
Kartka niespokojnie unosi się w powietrzu, kilkukrotnie zwijając się wzdłuż długiej krawędzi, to w jedną, to w drugą stronę, wzlatuje ponownie i ląduje w morzu. Nie nasiąka od razu. Przez chwilę leży i tańczy na wzburzonej fali, po czym znika pod powierzchnią.
Dziewczyna wyrywa kolejną stronę z zeszytu i rzuca ją na wiatr.
Ten porywa kartkę, a słowa: „Drogi pamiętniczku, dziś kończę 8 lat, co powinno być naprawdę fajne, lecz nie cieszę się ani trochę…” szybują niczym ptak i zaraz pierwszy świstek kończy w morzu.
Wyrywa kartki na chybił trafił, to z jednego, to z drugiego miejsca. Wiatr duje, wertując strony z jej życia tam i z powrotem. Jedna za drugą trzepoczą nad wzburzonym fiordem.
Dzisiaj znowu go widziałam, nie zwrócił na mnie uwagi… Spieszyłam się, by jak najszybciej zniknąć za rogiem, nie miałam odwagi…
Ona jest prawdziwą wiedźmą! Nienawidzę jej!
Dostałam dziś od niego list! List! Chce, żebym przyszła do niego tam, do Zatoczki. Nie wiem, czy iść. Nie znam go…
Ona się ze mną przyjaźni tylko dlatego, że mam telewizor w pokoju…
Droga Argantael, jutro kończę 10 lat, czy możesz przyjść na moje urodziny? Impreza odbędzie się u mojego stryja na Altheubrekka 2, będziemy tylko ty i ja.
Pozdrawiam Ena Imago
Pocztówki nie unoszą się na taką samą wysokość jak wyrwane kartki, podobnie jak listy pisane na papierze czerpanym:
Kochana Argantael. Czekam na Ciebie, drżąc z niecierpliwości. Myślę o Tobie dzień i noc, nie mogę…
Szast-prast! Znajome uczucie rwania życia na strzępy. Porwać szesnaście lat i utopić je w sztormie raz na zawsze, wszystko to, o czym nikt nie wie i nigdy się nie dowie, wszystko to, co dotyczy Argantael i co skończy się dzisiejszego wieczoru.
Argantael, przykro mi, ale wydaje mi się, że musimy przestać, przynajmniej na jakiś czas, póki jesteś jeszcze taka młoda…
Jeśli mocno zgniotło się papier w dłoni, można było rzucić go daleko; zdarzało się, że tonął od razu. Dziewczyna wyobraża sobie, jak na dnie fiordu wielka flądra pożera ten marny list. Być może stanie jej w gardle, dokładnie tak jak w jej przypadku. Czemu go zachowała? I ten, który przyszedł dwa dni później:
Przyjdź do Zatoczki dzisiaj o 13, muszę cię zobaczyć! To, co wczoraj powiedziałem, to bzdury!
Precz z tym! Może by to złożyć w samolocik? A następnie odprawić pocztą lotniczą! Drogi wietrze od lądu, cieszyłam się tobą przez trzy dni z rzędu.
To była moja pierwsza solówka i nikt z nich nie przyszedł. Ona tak bardzo się mną nie przejmuje, że mogłabym zginąć w śnieżycy, a nawet by tego nie zauważyła.
Do naszej klasy doszedł nowy chłopak, jest niesamowicie piękny. Wszystkie dziewczyny po prostu siedziały i przez cały dzień gapiły się na niego maślanymi oczami. Rude loczki na jego karku wyglądają tak delikatnie.
Czemu taty nigdy nie ma w domu? Nie kocha mnie? Nigdy nie pamięta, ile dokładnie mam lat. Wczoraj myślał, że chodzę do czwartej klasy! Tymczasem ja właśnie zaczęłam trzecią.
Dlaczego babci stało się coś z głową? Prawie mnie już nie poznaje i zawsze mamrocze coś bez sensu. Czemu nie może po prostu zestarzeć się jakoś spokojniej? Strasznie mi jej brakuje! Lubiłam ją odwiedzać w Lundshús, a nie w tym domu, który tak śmierdzi lekarstwami.
Och, jak dobrze, że jesteś, Sebastianie! Czyż nie jesteśmy niczym jedna dusza w dwóch ciałach? Rozumiesz wszystko, co mówię, spoglądasz moimi oczami, a ja Twoimi. Dlaczego nie było Cię tu wcześniej, czemu pojawiłeś się dopiero teraz? Wszystko byłoby o wiele łatwiejsze, gdybyś był tu wcześniej.
Wyrywa z zeszytu, zupełnie na oślep, nieszczęśliwą siedmiolatkę, nieszczęśliwą piętnastolatkę, nieszczęśliwą dziewięciolatkę. Czy kiedykolwiek była szczęśliwa, czy może pisała jedynie wtedy, gdy nie była?
Co mam teraz zrobić? Nie mogę tak po prostu kochać dwóch naraz, prawda? Sebastian jest taki miły i dobry, i taki piękny. Ale och, Dagan!!! Nie mogę bez Ciebie żyć!
Jak ona MOGŁA to zrobić?! I na dodatek tutaj! W naszym domu! Nienawidzę jej!
Co tu się dzieje? Przed oczami mam tylko jej rude włosy!
Że też tak łatwo kogoś zabić… Wystarczy ostry nóż… Tak łatwo jest zabić… się…
Składa pozostałość zeszytu i przyciska ją do siebie. Gdyby tylko wszystko było tak puste jak te okładki, bez zawartości, bez niekończących się rozmyślań, bez niczego, co powodowałoby ucisk w klatce piersiowej. Nie ma też radości ani przyjemności, lecz czy nie cieszy to, że nie ma na co czekać? Nic! Pustka!
Przez moment wsłuchuje się w wiatr. Ten gwałtownie przerzuca jej włosy na twarz, ubrania stają się wilgotne, jednak ona tego nie zauważa. Zatoka jest ciemna, a deszcz ubija wzburzoną wodę na pianę. Czarny i wściekły fiord przypomina wypolerowany onyks.
Dziewczyna podziwia ciepło falujących pomarańczowych świateł, które przecinają połowę fiordu na wysokości magazynu po drugiej stronie. Nie, nic w tym dziwnego, potwierdza. Czas na zdziwienie minął, została zaledwie chwila…
L’istesso tempo
Więzy
Jej pokój znajdował się na najwyższym piętrze, obok salonu. Zegar wskazywał dziesiątą, a wujek, którego wczoraj widziała po raz pierwszy, siedział w środku razem z tatą.
Ojciec pewnie myślał, że ona śpi, albo może nie wiedział, że wszystko słychać. Tak drogi i piękny dom powinien być dobrze wygłuszony, jednak w miejscu, gdzie obecnie stoi łóżko, kiedyś znajdowała się wbudowana szafa. Z czasem ją usunięto i odtąd łóżko w sypialni i kanapę w salonie dzieliła zaledwie cienka ścianka.
Słyszała, jak rozmawiają. Siedzieli na sofie, popijali whisky albo coś innego. W każdym razie śmierdziało okropnie, kiedy całowała tatę w policzek na dobranoc. Nie chciała iść do łóżka, chciała jeszcze posiedzieć tam z nimi i wsłuchiwać się w to, co mówią; po prostu umościłaby się w fotelu pod oknem, tak żeby nie przeszkadzać, byle tylko móc słuchać. Jednak dochodziła dziesiąta, a ona w dni powszednie powinna już o tej porze spać. Eli, brat ojca, nie był w domu od dziewięciu lat. Jeszcze do wczoraj nie wiedziała nawet, że ma wujka, dopóki ten nie stanął nagle w progu. Ojciec nigdy o nim nie wspominał. Dziwne, wydawali się być w dobrych relacjach, wyglądali podobnie, mieli takie same jasne, falowane włosy, szaroniebieskie oczy i jakże dziwny u dorosłych mężczyzn niewinny wyraz twarzy. Eli był ubrany nieco gorzej niż brat – dyrektor banku Adrian Samuel – miał też mocniejszą opaleniznę. Nie nosił garnituru ani krawata, lecz wytarte brązowawe spodnie i czerwoną, rozpiętą pod szyją koszulę, pod spodem próżno zaś było szukać bielizny. Eli powiedział, że jest o zaledwie jedenaście miesięcy młodszy od jej ojca.
Podświadomie zaczęła słuchać po tym, jak w rozmowie nastąpiła dłuższa pauza…
– Adrian, powiedz mi, co jest z Eugenią? – Ton głosu wujka się zmienił. Nagle spoważniał. Bracia przez cały dzień cieszyli się ze spotkania, a głos Eliego brzmiał, jakby ten miał ochotę nieustannie się śmiać.
– Co jest?! – Głos taty również był inny, zaniepokojony. – Nic z nią nie jest, co masz na myśli?
Usłyszała, jak Eli wzdycha nerwowo.
– Wiesz, co mam na myśli. Kiedy wyjeżdżałem, była między wami wielka miłość, byliście ze sobą tacy szczęśliwi. Rzadko spotykałem takie pary jak wy. Wszystko dobrze się układało, żadnej rysy na szkle. Teraz zachowujecie się jak obcy sobie ludzie. Rozmawiacie, tylko gdy to konieczne, każde z was ma własną sypialnię. Wasze małżeństwo jest jak dobrze odegrana, ale źle wyreżyserowana sztuka, aktorzy grają mechanicznie, lecz zupełnie sztywno.
– Nie dzieje się tak we wszystkich małżeństwach?
W głosie ojca słyszała niepokój.
– Nie, nie w ten sposób. Najczęściej ludzie zamykają się w sobie, kiedy nic ich już nie łączy, a miłość się wypaliła. Dlaczego jeszcze ze sobą jesteście? Na pewno nie ze względu na sytuację finansową, to oczywiste.
– Mamy córkę. – Głos ojca był dziwny i chłodny, zupełnie inny niż przed przyjazdem Eliego. Nie widywała go w podobnym stanie. Zwykle trudno było ocenić, czy ma dobry, czy zły humor.
– Adrianie, nie owijaj w bawełnę. Za dobrze cię znam. Powiedz mi lepiej, w czym rzecz. – Ton Eliego stał się łagodniejszy, opanowany.
W pokoju zaległa cisza – długa. Zachciało jej się spać, ale nawet o tym nie myślała. Chciała wiedzieć. Wiedzieć, dlaczego mama i tata tak mało ze sobą rozmawiają i są dla siebie tacy chłodni. Czemu mama czasami wygląda na złą, wręcz wściekłą, kiedy patrzy na ojca. Widziała rodziców innych dzieci ze swojej klasy. Przytulali się, uśmiechali czule, kiedy wracali do domu, było im dobrze. Chciała wiedzieć, dlaczego mama od czasu do czasu ląduje w szpitalu, dlaczego nikt nie chce jej wyjaśnić, z jakiego powodu tam trafia. Czemu tata nigdy nie ma ochoty na zabawę z nią, czytanie, rozmowę…
Ojciec odchrząknął tuż za ścianą. Gdy zaczął mówić, jego głos wydał się dziwnie odległy.
– Wszystko ci opowiem, Eli, całą tę cholerną historię.
Znowu na chwilę zapadła cisza.
– To było niedługo po narodzinach Argantael, jakieś pół roku później.
Ojciec mówił tak stłumionym głosem, że ledwie go rozumiała. Przylgnęła uchem do ściany. Kanapa była tuż za nią, ilekroć ojciec się poruszał, rozlegało się skrzypienie skóry. Prawie jakby siedziała obok niego i co jakiś czas słyszała jego oddech.
Któregoś wieczoru wróciłem do domu, byłem na jakimś zebraniu, zrobiło się późno – mówił ojciec. – W domu paliło się światło, a dziecko leżało i spało w salonie, samo. Eugenia leżała na łóżku w sypialni na górze. Ubrała się w najlepszą suknię balową, upięła włosy i zrobiła makijaż. Twarz miała ożywioną, w oczach obłęd. Byłem zaskoczony i zaniepokojony, więc zapytałem, co jej się stało. A ona po prostu śmiała się ze mnie i wpatrywała w powietrze z rozanielonym spojrzeniem, które było nie z tego świata.
– Ja umieram, Adrianie, umieram. Chcesz dołączyć? – Ze śmiechem wyciągnęła dłoń pełną białych tabletek. Nie kontrolowała swoich ruchów, jej piękna twarz była tak zniekształcona, że trudno ją było rozpoznać. Nagle dostrzegłem, że kilka opróżnionych fiolek po lekach wala się po podłodze, a dzbanek na wodę na szafce nocnej jest częściowo opróżniony. Po prostu popiła to wszystko wodą. Zawartość szklanki wylała się na poduszkę, Eugenia jednak nawet nie zwróciła uwagi, że leży na mokrej poszewce.
Stanąłem jak wryty. Powinienem był od razu zadzwonić po karetkę, ale zamurowało mnie.
– Coś ty zrobiła?! Coś ty połknęła?! – pytałem głosem tak rozedrganym, że ledwie artykułowałem słowa. – Dlaczego?
– Dlaczego? – Zaśmiała się histerycznie. – Bo chcę umrzeć! Nikt nie ma prawa mnie powstrzymać, nikt nie może, a już na pewno nie ty!
Zatelepało mną.
– Eugenio, nie możesz tego zrobić!
– Nie mam już siły istnieć – powiedziała spokojnie. – Życie jest koszmarem, więc po co w nim tkwić?
– Bo cię kocham!
– I uważasz, że z twojego powodu powinnam pozostać na tym świecie? – Zaśmiała się pogardliwie.
Powtarzałem w kółko, że ją kocham.
– Co?! – wydarła się na mnie. – Kochasz mnie? Siedzisz i trzymasz się za rączki z tą siwą babą podczas tych wszystkich zebrań po pracy! Czy nie to właśnie robiłeś? Porządni faceci wracają po pracy do domu, ale ciebie nie obchodzi, że twoja żona siedzi tu sama i co wieczór je kolację w samotności. Ty jesteś przecież na zebraniu! – Wypluwała słowa. – Jesteś kłamcą, po prostu kłamcą! Nie chcę z tobą żyć. W ogóle nie chcę żyć!!!
Jej słowa okładały mnie niczym pięści. Nie interesowały mnie żadne inne kobiety, odkąd ją poznałem, żyłem i oddychałem wyłącznie dla niej.
Co powiedział tata? „Chcę umrzeć?” Mama chciała umrzeć? Można nie chcieć żyć? O czym on mówił? Był taki nieswój. On, który zazwyczaj prawie nie rozmawiał z mamą, jak gdyby go nie obchodziła. Czy nie było tak zawsze? Czyżby wcześniej był z nią szczęśliwy? A może wciąż był, chociaż o tym nie mówił?
Błagałem ją, żeby tak nie mówiła, ale przecież w swoim mniemaniu powiedziała prawdę.
– Mówię to, co myślę. Jutro mnie tu nie będzie i powinieneś wiedzieć dlaczego! – Głos miała ostry i zły.
– Ale co z Argantael? Mała cię potrzebuje! – Próbowałem wszystkiego, czułem się kompletnie bezradny.
– Da sobie radę beze mnie i dobrze o tym wiesz! – syknęła. – Twoja matka radzi sobie z nią lepiej niż ja, ciągle to powtarzasz!
Nie wytrzymałem, łzy popłynęły z moich oczu, jednak to najwyraźniej sprawiło jej przyjemność.
Usłyszała, jak ojcu łamie się głos. Wydawało się, że pamięta wszystko, jakby to działo się wczoraj, odtwarzał każde słowo, nawet ton głosu mamy. Znała ten ton, tak mówiła mama, kiedy miała zły humor. Po chwili znowu usłyszała za ścianą wzburzony, udręczony głos taty:
Eugenia próbowała usiąść, kiedy tak na mnie krzyczała, jednak nagle opadła ponownie na łóżko.
– Dobrze, mów do mnie, to pomaga. Podnieś mnie, żeby krew szybciej płynęła… – I znów się zaśmiała.
Wtedy wreszcie odzyskałem jasność umysłu i zebrałem się w sobie. Podbiegłem do telefonu. Miałem wrażenie, że do przyjazdu karetki minęły dni, a nie minuty. Bogu dzięki, że mieszkaliśmy tak blisko szpitala.
– Nie powinniście, do cholery, przyjeżdżać i mnie ratować – wydzierała się, kiedy sanitariusze weszli do środka z noszami. – Nigdzie się nie wybieram, nie zmusicie mnie! – wrzeszczała, waląc w nich i bijąc, przez co ciężko było im położyć ją na nosze i wynieść do karetki.
– Jezu Chryste, Adrianie! – wtrącił się nagle wujek. – Chciała odebrać sobie życie, gdy była sama z dzieckiem?
– Daj mi dokończyć, Eli – odrzekł tata drżącym głosem. – Obiecałem, że opowiem ci, jak było. To wszystko jest dla mnie wciąż żywe.
Nie do końca to rozumiała, miała wrażenie, że ogląda program telewizyjny, że to jakaś opowiastka albo słuchowisko. Fakt, że wszystko to wybrzmiewało głosem taty, sprawiał, że całość wydawała się jeszcze bardziej nierealna. Słyszała, jak pociąga nosem podczas płaczu. Ale przecież tata nie płakał, nigdy. Kiedy znów zaczął mówić, głos miał miękki i słyszała, jak cały czas przełyka ślinę.
Później, kiedy najgorsze minęło, siedziałem zupełnie sam na pustym szpitalnym korytarzu i patrzyłem w ciemność. Zgasiłem światło, nie chciałem, żeby ktoś mnie widział, jednak ciemność nocy zakłócał blask latarni z ulicy. Może nic jej się nie stało, może… Robiłem, co tylko mogłem, by nie widzieć przed sobą jej wykrzywionej twarzy. Eli, to było straszne, próbowałem pamiętać tylko jej piękne ciemne oczy, włosy, które sugestywnie falowały wzdłuż jej wąskiej talii, gdy szła. Biodra tak okrągłe, że aż prosiły się, by położyć na nich ręce. Ale nie potrafiłem, widziałam jedynie wymiociny, które wylały się na szpitalne łóżko, i słyszałem bluzgi, którymi zarzucała personel. Ona, która potrafiła mówić tak delikatnym głosem…
– Do diabła! Do diabła! – Ojciec raz po raz walił pięścią w kanapę.
– Adrianie! Adrianie! – Eli prawie krzyczał. – Opanuj się, mów do mnie, opowiadaj, to pomaga. Nie denerwuj się.