Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Miłość Eleny i Tima okazała się silniejsza niż nienawiść dzieląca ich rodziny. Stadnina „Kosy” też pokonała trudności finansowe. Nagle jednak coś kładzie się cieniem na szczęściu młodych ludzi. Tim wystawia Elenę do wiatru przed balem, podczas zawodów nie zwraca na nią uwagi. Na horyzoncie pojawia się gwiazda jeździectwa Niklas Schütze, na którego parol zagięła już arogancka Ariane. O Elenie zaczynają krążyć plotki, wyraźnie ktoś chce jej zaszkodzić. Tylko dlaczego?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 263
Dla Simone.
– ELENA – pospieszał mnie tata. – Długo jeszcze? Dochodzi wpół do siódmej!
– Już lecę! – krzyknęłam.
Pół godziny usiłowałam doprowadzić do porządku paznokcie, aż w końcu zrobiło się późno. Nagle do łazienki wpadł mój brat Christian i przez niego pomazałam się eyelinerem.
– Niech to szlag! – zaklęłam i nieporadnie zabrałam się do usuwania czarnej kreski patyczkiem kosmetycznym.
– O, co masz dzisiaj w planach? – szydził brat. – Chcesz wystraszyć kogoś na śmierć?
– Zamknij się! – odparłam ze złością.
Nie miałam doświadczenia w nakładaniu makijażu, ale dziś po raz pierwszy brałam udział w balu jeździeckim, chciałam więc dobrze wyglądać. Niestety w tej chwili przedstawiałam obraz nędzy i rozpaczy. Pod oczyma i na powiekach rysowały się grube czarne kreski, a posklejane rzęsy przypominały pajęcze odnóża. Za każdym razem, kiedy zabierałam się do pociągnięcia oka cieniutką kreską, drżały mi ręce, a powieka mrugała.
– Proszę. – Christian chciał podać mi ręcznik. – Lepiej to zmyj, zanim ktoś cię zobaczy. Ale będzie obciach.
Popatrzyłam na niego z wściekłością, chwyciłam płyn do demakijażu i płatkiem kosmetycznym zaczęłam ścierać opłakane efekty make-upu.
– A ty po co się tak wystroiłeś? – odparowałam. – Myślałam, że zamierzasz pójść w dżinsach.
– Zmieniłem zdanie. W końcu dziś zostanę przedstawiony jako mistrz Hesji. – Popatrzył w lustro zadowolony ze swojego wyglądu. – Przyznaj, że wyglądam oszałamiająco.
Miał na sobie ciemny garnitur, białą koszulę i nawet krawat, a wyżelowane włosy zaczesał do tyłu.
– Tak, pięknie – stwierdziłam, ale nie mogłam odmówić sobie małej złośliwości. – Jak Justin Bieber na Pierwszej Komunii.
Christianowi natychmiast zrzedła mina.
– Nieprawda – wyjąkał. – Ty za to wyglądasz jak siostra Winnetou na balu karnawałowym.
Czułam, że zaraz się rozpłaczę, bo Christian miał rację. Wyglądałam okropnie. Próba zmycia makijażu sprawiła, że piekły mnie oczy, otoczone wielkimi plamami z eyelinera i tuszu, a skórę miałam podrażnioną i zaczerwienioną.
– Gdzie wy się podziewacie? – W łazience pojawiła się mama. – Boże, Eleno, co ci się stało?
– Chciałam się tylko umalować – jęknęłam, na dowód unosząc kuferek z kosmetykami. – Myślałam, że tym to usunę.
– Ten płyn nie nadaje się do tuszu wodoodpornego. – Mama miała problem z zachowaniem powagi. – Chodź ze mną, zaraz temu zaradzimy.
– Czekajcie! – Christian patrzył na mnie z rozbawieniem. – Muszę zrobić pamiątkowe zdjęcie dla Tima!
– Ani się waż!
Zaciskając piekące oczy, po omacku zeszłam po schodach i minęłam tatę, który stał z kluczykiem do auta w dłoni i patrzył na mnie z rozdziawionymi ustami.
– Dwie minuty! – obiecała mama i pociągnęła mnie do łazienki przy sypialni rodziców.
– Siadaj.
– Dlaczego inne dziewczyny w klasie potrafią się malować, a ja nie? – narzekałam, podczas gdy mama usuwała resztki szpecącego makijażu.
– Bo w przeciwieństwie do nich nie wystajesz godzinami przed lustrem – odparła mama. – Poza tym wcale nie jestem przekonana, czy na pewno to potrafią. Prawdziwą sztuką jest umalować się tak, żeby makijaż był niewidoczny. Teraz trochę pudru, żeby nie świeciła ci się twarz, i voilà!
Otworzyłam oczy i podeszłam do lustra. Zamiast siostry Winnetou ujrzałam znowu swoją własną twarz.
– Dzięki, mamo. – Westchnęłam z ulgą.
– Nie ma sprawy. – Uśmiechnęła się i wypchnęła mnie z łazienki. – Nie musisz się malować, ale jeśli chcesz, pokażę ci kilka sztuczek.
Dziesięć minut później jechaliśmy już autem. Tata zatrzymał się na przystanku przy ratuszu, gdzie czekała moja najlepsza przyjaciółka Melike. Oczywiście Christian nie omieszkał opowiedzieć jej o moich próbach nakładania makijażu.
– Ten, kto na bal jeździecki wkłada garnitur komunijny Justina Biebera, powinien siedzieć cicho – powiedziałam.
Melike zachichotała, a Christian uszczypnął mnie w ramię i syknął:
– Squaw!
Rodzice po raz pierwszy od wielu lat znów wybierali się na doroczny bal Okręgowego Związku Jeździeckiego. Tym razem mieliśmy kilka powodów do radości. W minione wakacje w Eschwege Christian i tata zostali mistrzami Hesji, a jesienią ja wygrałam na Quintano okręgowe mistrzostwa w swojej klasie. Tak więc wszyscy troje mieliśmy zostać odznaczeni. Podobnie jak Tim – jako najbardziej utytułowany junior Hesji, któremu udało się zająć aż trzecie miejsce w mistrzostwach kraju.
Humory nam dopisywały, a ja nie mogłam uwierzyć, że jeszcze nie tak dawno rodzice w samochodzie albo się kłócili, albo milczeli. Sporo czasu minęło od fatalnego dnia, kiedy w stadninie „Kosy” pojawił się komornik sądowy, a tata i mama dowiedzieli się o długach dziadka oraz grożącej stadninie licytacji. Problemy finansowe kładły się cieniem na życiu rodziny i pracy, a ja w dodatku zakochałam się w Timie Jungblucie. Tim był jedynym chłopakiem na ziemi, w którym nie wolno mi było się zakochać, ponieważ jego ojciec to Richard Jungblut, właściciel stadniny „Słonecznej”. Między naszymi rodzinami od lat panowała głęboka nienawiść. Jakby tego było mało, Christian nie cierpiał Tima za to, że często przegrywał z nim na zawodach. Tata i mama kłócili się tak długo, aż w końcu mama spakowała walizki i wyjechała do swoich rodziców.
Pamiętam, jak się bałam, że będziemy musieli sprzedać stadninę, żeby spłacić długi dziadka. W tym trudnym okresie moim jedynym pocieszeniem był Fritzi, którego trenowałam z pomocą Tima i Melike. W końcu wyszliśmy na prostą. Tata dobrze sprzedał swojego najlepszego wierzchowca Lagunasa, by spłacić znaczną część długu w banku. Mama wróciła do domu, a po mistrzostwach Hesji, podczas których Tim uratował Christianowi życie, chłopcy z wrogów stali się przyjaciółmi.
Tyle się pozmieniało! Tim mógł przebywać w „Kosach” i często do nas przyjeżdżał, zwłaszcza że od zeszłego lata jego ojciec siedział w więzieniu i czekał na proces. Prawda była taka, że był zamieszany w przestępczy proceder koniokradów grasujących na terenie całego kraju.
Kiedy wjeżdżaliśmy na parking przy hali widowiskowo-sportowej w Griesheim, w której w tym roku odbywał się bal, usłyszałam sygnał przychodzącej wiadomości. Był to sms od Tima: „Muszę jeszcze rozłożyć słomę i nakarmić konie. Trochę sie spóźnię, przepraszam i całuję, T.”.
– Tim się spóźni – powiedziałam rozczarowana. – Musi nakarmić konie.
– Co właściwie stanie się ze „Słoneczną”? – zainteresowała się Melike.
– Nie mam pojęcia. – Wzruszyłam ramionami. – Mamę Tima obchodzi tylko stajnia.
– Dziś po południu dzwonili Engelbert Maiwald i Corinna Faist. Wyobraźcie sobie, że im się tam nie podoba i chętnie wróciliby do nas – poinformowała mama.
– Tylko nie oni! – jęknął Christian, który całą drogę pisał smsy.
– I tak w tej chwili wszystkie boksy mamy zajęte – odezwał się tata. – Między innymi dzięki Lajosowi. A nowa stajnia będzie gotowa dopiero na przełomie stycznia i lutego.
Doktor Lajos Kertéczy był weterynarzem i dawnym znajomym rodziców. On też był częścią mrocznej rodzinnej tajemnicy, która stała się zarzewiem nienawiści między rodziną Tima i moją. Lajos spędził wiele lat za granicą, po czym sprowadził się do starej leśniczówki, której właścicielem był dziadek Tima, Friedrich Gottschalk. Z początku obie z Melike uważałyśmy go za koniokrada, nieźle się przy tym ośmieszając, ale nie miał nam tego za złe. Kiedy okazało się, że u Lajosa brakuje miejsca dla kopytnych pacjentów, wpadłam na pomysł, by przeprowadził się do „Kosów”. Akurat wtedy wielu klientów zabrało konie z naszej stadniny, więc pacjenci Lajosa mieli gdzie się podziać. Weterynarz przyciągnął kolejnych nowych klientów, między innymi Kiki Denninger i jej brata Fabiana, chłopaka Melike.
Mama zarezerwowała stolik dla „Kosów”, żebyśmy mogli siedzieć wszyscy razem. Nigdy wcześniej nie byłam na balu jeździeckim i trochę śmieszyło mnie, że ci, których zwykle widywałam na zawodach w bryczesach i oficerkach, wystroili się niemal nie do poznania. Co chwila zerkałam na ekran komórki, wyczekując wiadomości od Tima. Jak na mój gust, muzyka była zbyt głośna i skierowana najwyraźniej do ludzi pokolenia moich rodziców. Mama i tata bawili się świetnie i zaraz po posiłku ruszyli na parkiet.
– Wyglądają jak para zakochanych! – krzyknęła mi do ucha Melike.
Z jednej strony uważałam, że to obciach, a z drugiej cieszyłam się ich szczęściem. Mama naprawdę wyglądała na szczęśliwą. Zasłużyła sobie na trochę radości po kłopotach ostatnich lat. W tej chwili w „Kosach” wszystko układało się idealnie. Czasy, kiedy w domu nie rozmawiało się o niczym poza przymusową licytacją, na szczęście minęły bezpowrotnie. Dzięki ciężkiej pracy, olbrzymim pokładom energii i sporej dawce szczęścia rodzicom udało się zażegnać wywołany dwa lata wcześniej przez dziadka kryzys finansowy. Dziadek Tima, Friedrich Gottschalk, i jednocześnie najlepszy przyjaciel mojego dziadka dał im mnóstwo dobrych rad. Był właścicielem dużej firmy budowlanej i świetnie się orientował w kwestiach finansowych. Po pierwsze, zadbał o to, żeby rodzice przenieśli się z banku, który z dnia na dzień zażądał spłaty pożyczki, do innego banku, gdzie otrzymali dużo lepsze warunki. Poza tym spory obszar właściwie bezwartościowej ziemi uprawnej zmienił status na tereny budowlane. Zysk ze sprzedaży tych działek umożliwił spłatę reszty zadłużenia oraz rozbudowę stadniny o kolejną ujeżdżalnię z dodatkowym ciągiem stajni. Tak więc pojawiły się wreszcie środki na naprawę dziurawych dachów, zatykającej się kanalizacji i wymianę podłoża w krytej ujeżdżalni. Dzięki temu wszystkiemu przyszłość „Kosów” rysowała się różowo, co z pewnością było przyczyną radości i optymizmu moich rodziców.
Usiadłam tak, by widzieć wejście do sali, i zerkałam co chwilę to na drzwi, to na ekran telefonu. W pomieszczeniu było gorąco, panował zaduch, a muzyka, gwar i wybuchy śmiechu skutecznie uniemożliwiały swobodną rozmowę. Mimo to wszyscy świetnie się bawili – wszyscy oprócz mnie.
– Ooo, nadciąga Fabian. To ja się zmywam! – krzyknęła w pewnym momencie Melike. – Idziesz ze mną?
– Za chwilę! – odkrzyknęłam w odpowiedzi.
Melike pospieszyła w stronę parkietu.
Popijałam dość ciepłą colę i kontrolowałam ekran uparcie milczącej komórki. Sama jak palec przy stole gęsto zastawionym pustymi talerzami, kieliszkami i wazonikami czułam się jak intruz i wolałabym być gdziekolwiek, byle nie na balu. Christian bawił się w towarzystwie kumpli, nasi rodzice tańczyli, jakby chcieli pobić rekord czasu przebywania na parkiecie, a wszyscy z naszej stadniny przepadli jak kamień w wodę. Wreszcie i ja wstałam od stołu i wyszłam na korytarz. Na zewnątrz za szklanymi drzwiami widać było grupki palaczy. Otworzyłam drzwi do damskiej toalety i poczułam, że się duszę – mieszanka lakieru do włosów, perfum i potu odebrała mi oddech. Przed rzędem luster tłoczyły się dziewczyny i kobiety, poprawiając fryzury i makijaż. Ustawiłam się w kolejce do kabin. Gdzie ten Tim? Był już kwadrans po dziewiątej, a o wpół do dziesiątej na scenie sali balowej miała się rozpocząć dekoracja.
– Hej – zagadnął mnie ktoś.
– O, hej, Kiki – przywitałam się.
Od zeszłego lata, kiedy ona i Fabian wraz z końmi Carino i White Face sprowadzili się do „Kosów”, Kiki przeszła prawdziwą metamorfozę. Wcześniej nosiła krótkie, ufarbowane na jasny blond włosy i kolczyki w nosie i brwiach. Teraz po metalowych ozdobach na jej twarzy nie było ani śladu, a naturalne blond włosy zdążyły odrosnąć na tyle, że sięgały jej brody. W czarnej sukience bez ramiączek i z dużymi niebieskimi oczyma wyglądała naprawdę ślicznie. Rzuciła torebkę na brzeg umywalki i wyjęła akcesoria do makijażu.
– Nie wiesz, co ugryzło Melike? – zapytała, z godną podziwu wprawą poprawiając cienie na powiekach.
– Co masz na myśli? – Udawałam, że nie mam o niczym pojęcia.
– Jeszcze kilka dni temu ona i Fabi byli jak papużki nierozłączki, ale teraz coś wyraźnie między nimi nie gra. Ona bawi się z nami, a on siedzi w kącie ponury jak noc listopadowa.
– Nic nie wiem, żeby się kłócili – odpowiedziałam wymijająco.
I nie skłamałam, bo prawda była taka, że wcale się nie pokłócili – Fabian zaczął po prostu działać mojej przyjaciółce na nerwy.
– Hm. – Kiki zbliżyła twarz do lustra, nałożyła puder i spojrzała na siebie krytycznym wzrokiem. – Pewnie znów przesadza. Kiedy chodził z taką jedną dziewczyną przed Melike, też mu mówiłam, żeby dał jej więcej swobody. Ale on inaczej nie potrafi.
Co miałam jej powiedzieć? Usiłowała mnie wybadać?
– Nie mieszam się do ich spraw – stwierdziłam, czując się nieswojo.
Rozległ się szum spuszczanej wody i jakaś otyła kobieta przepchnęła się obok, dotykając mnie mokrym od potu ramieniem.
– Tim dojedzie? – zapytała Kiki mimochodem, pakując kosmetyki do torebki.
– Tak mówił – odparłam.
– Ale między wami wszystko dobrze?
– Tak, a co?
Czemu ją to interesowało?
– Nic, tak tylko pytam. – Uśmiechnęła się. – Do zobaczenia na sali.
Zwolniła się jedna z sześciu kabin i przyszła moja kolej. Nieszczególnie spieszyło mi się z powrotem. Dzisiejszy wieczór skutecznie wyleczył mnie z podekscytowania balami.
Nagle odezwał się mój telefon. Pospiesznie wyjęłam aparat z maleńkiej torebki, którą pożyczyłam na dzisiejszą okazję od mamy.
– Tim! Nareszcie! – Ramieniem pchnęłam drzwi wyjściowe i straciłam równowagę, ponieważ w tej samej chwili ktoś otworzył drzwi z zewnątrz. Zachwiałam się, komórka wysunęła mi się z dłoni i wylądowała na podłodze. Gdyby nie ramiona nieznajomego, i ja podzieliłabym jej los.
– Uwaga! – usłyszałam nieznajomy niski głos. Spojrzałam w czyjeś złotobrązowe oczy przyglądające mi się z rozbawieniem, a potem na… Ariane Teichert.
– Wieśniara… – syknęła dziewczyna, wykrzywiając drwiąco usta.
Prezentowała się perfekcyjnie, jak gwiazda filmowa. Miała na sobie jaskrawoczerwoną suknię wieczorową bez ramiączek, za to z głębokim wycięciem na plecach, i buty na obcasach, w których ja już po kilku krokach raczej na pewno połamałabym sobie kostki. W mojej taniej ciemnoniebieskiej sukience z H&M czułam się jak Brzydkie Kaczątko w towarzystwie śnieżnobiałego łabędzia.
– Przepraszam – wyjąkałam.
Chłopak schylił się, podniósł mój telefon i podał mi go. Musiał mieć siedemnaście, osiemnaście lat i był niewiarygodnie przystojny. Średniej długości ciemne włosy, ciemny garnitur, biała koszula rozpięta luźno pod szyją.
– Ciebie też miło widzieć, Ariane. – Czułam, jak krew napływa mi do twarzy.
– Nie przedstawisz nas? – zapytał chłopak, uśmiechając się do mnie przyjaźnie.
– To Elena – powiedziała lakonicznie Ariane, patrząc na mnie z góry i nie ukrywając wstrętu. Byłyśmy podobnego wzrostu, lecz jej obcasy miały przynajmniej dziesięć centymetrów. Wzięła przystojniaka pod ramię i pociągnęła go z mruknięciem: – Chodź, Nick, lada chwila zaczyna się dekoracja zwycięzców.
– Ach, ty też bierzesz w niej udział? Nie miałam pojęcia! – Nie mogłam odmówić sobie uszczypliwości, co oczywiście ściągnęło na mnie kolejne lodowate spojrzenie.
– Nazywam się Niklas Schütze – chłopak przedstawił się i podał mi dłoń.
– Bardzo mi miło – odparłam. Znów rozdzwoniła się moja komórka. – Przepraszam, ale muszę odebrać. Miłego wieczoru!
Odebrałam połączenie i pospieszyłam na zewnątrz. Niklas Schütze nie ruszał się z miejsca, patrząc, jak się oddalam. Zupełnie nie zwracał uwagi na swoją towarzyszkę.
– Nie dam rady dojechać – powiedział Tim. Wydawał się przygnębiony. – Mama dopiero co wróciła do domu, a przy takiej pogodzie nie uśmiecha mi się gnać do Griesheim. Przywieziesz mi medal?
– Jasne – odparłam z rozczarowaniem.
A tak bardzo cieszyłam się na ten wieczór!
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki