Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nele Neuhaus w najlepszym wydaniu – wiarygodne postaci, akcja trzymająca w napięciu. W szóstej części serii wraz z Pią Kirchhoff śledzimy snajpera – zabójcę uderzającego zawsze z ukrycia, często ze znacznego oddalenia. Przesyła on policji specjalnie przygotowane nekrologi z informacją, dlaczego dana osoba musiała zginąć. Ofiary to niewinni ludzie, bliscy osób, które snajper chce ukarać. Morderca terroryzuje ludność Frankfurtu i okolic, uderzając systematycznie i precyzyjnie i nie dając policji chwili wytchnienia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 782
Tytuł oryginału: DIE LEBENDEN UND DIE TOTEN
Copyright © Ullstein Buchverlage GmbH, Berlin Published in 2014 by Ullstein Verlag Copyright © 2015 for the Polish edition by Media Rodzina Sp. z o.o.
Projekt okładki: Michał Banachowicz
Opracowanie uaktualnionej wersji okładki: Radosław Stępniak
Zdjęcia na okładce: Unsplash / Florian Perennes
Wszelkie prawa zastrzeżone. Przedruk lub kopiowanie całości albo fragmentów książki — z wyjątkiem cytatów w artykułach i przeglądach krytycznych — możliwe jest tylko na podstawie pisemnej zgody wydawcy.
Media Rodzina popiera ścisłą ochronę praw autorskich. Prawo autorskie pobudza różnorodność, napędza kreatywność, promuje wolność słowa, przyczynia się do tworzenia żywej kultury. Dziękujemy, że przestrzegasz praw autorskich, a więc nie kopiujesz, nie skanujesz i nie udostępniasz książek publicznie. Dziękujemy za to, że wspierasz autorów i pozwalasz wydawcom nadal publikować książki.
Wydanie II elektroniczne
ISBN 978-83-8008-093-5
Gorzka Czekolada jest imprintem wydawnictwa Media Rodzina Sp. z o.o. ul. Pasieka 24, 61-657 Poznań tel. 61 827 08 50 e-mail: [email protected]
Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer.
Dla Matthiasa. Forever and for always
Temperatura na zewnątrz wynosiła trzy stopnie Celsjusza. Brak wiatru. Według prognozy pogody nie miało padać. Idealne warunki.
Ósma dwadzieścia jeden.
Widział, jak się zbliża. Jej różowa czapka była niczym lampion pośród łupkowej szarości rozpoczynającego się zimowego dnia. Była sama, jak zawsze. Obok niej dreptał pies; ciemny, zwinny cień pośród pozbawionych liści krzaków. Staruszka codziennie wybierała tę samą drogę. Najpierw szła Lahnstrasse, mijała plac zabaw, drewnianym mostkiem na drugą stronę strumienia Westerbach, a potem chodnikiem wzdłuż niego, w prawą stronę. Kawałek dalej asfalt skręcał w lewo, w kierunku szkoły. Tutaj znajdował się najdalszy punkt jej porannego spaceru. Stąd wracała, najpierw kilometr przez pola drogą Dörnweg, która prowadziła z Eschborn do Niederhöchstadt, potem skręcała w lewo, przechodziła przez ten sam drewniany mostek i była już niemal w domu.
Pies załatwił się na placu zabaw, na trawniku przed huśtawkami. Kobieta starannie posprzątała po swoim pupilu do plastikowej torebki, którą wyrzuciła do kosza na śmieci na skrzyżowaniu. Przeszła nie więcej niż dwadzieścia metrów obok niego, lecz go nie zauważyła. Przyglądał się jej z ukrycia. Widział, jak przechodzi przez mostek, którego drewniane belki połyskiwały ciemno wilgocią, a potem jak znika za drzewami po drugiej stronie. Przygotował się na dobre pół godziny czekania. Ułożył się na brzuchu pod ciemnozieloną pałatką, poprawił wygodnie i znieruchomiał. Gdyby było trzeba, mógłby tak leżeć godzinami. Cierpliwość była jego największym atutem. U jego stóp bulgotał i szumiał strumień, który latem był ledwie strumyczkiem. Tuż obok podskakiwały dwa kruki. Przez chwilę przyglądały mu się z zaciekawieniem, ale szybko straciły zainteresowanie. Mimo specjalnego ubioru marzły mu nogi. Gdzieś pośród pozbawionych liści gałęzi dębu pohukiwał gołąb. Po drugiej stronie strumienia biegła jakaś młoda kobieta. Poruszała się lekko, jakby niesiona muzyką, której słuchała. W oddali turkotał pociąg, a w powietrzu niósł się melodyjny sygnał dzwonka na przerwę.
W końcu pośród czarnoszarej plątaniny gałęzi dostrzegł różowy punkcik. Zbliżała się. Momentalnie przyspieszył mu puls. Spojrzał przez celownik optyczny, wyrównał oddech, rozprostował palce prawej dłoni. Skręciła w prawo, w drogę, która łukiem prowadziła do mostku. Pies truchtał kilka metrów za nią.
Oparł palec na spuście. Z ostrożności, nie odwracając głowy, spojrzał w prawo i w lewo, lecz nie dostrzegł nikogo. Poza nią oczywiście. Skręciła razem z drogą i tak, jak sobie zaplanował, widział jej lewy profil.
Tłumik odbierał broni nieco precyzji, jednak przy niecałych osiemdziesięciu metrach to nie miało znaczenia. Huk wystrzału mógłby niepotrzebnie wzbudzić zbyt wiele zainteresowania. Odetchnął głęboko. Był skoncentrowany. Nie widział niczego poza swoim celem. Delikatnie nacisnął spust. Odrzut, na który był przygotowany, uderzył go kolbą w obojczyk. Ułamek sekundy później pocisk Remington Core-Lokt rozerwał jej czaszkę. Staruszka osunęła się bezgłośnie na ziemię. Trafiona.
Wystrzelona łuska parowała na wilgotnej ziemi, wyrzucona z komory karabinu. Podniósł ją i schował w bocznej kieszeni kurtki. Miał trochę sztywne kolana po długim leżeniu w zimnie. Kilkoma ruchami rozłożył broń i ukrył w sportowej torbie, do której trafiła również starannie złożona zielona pałatka. Upewnił się, że nikogo nie ma w pobliżu, i wyszedł z krzaków. Przeszedł przez plac zabaw i ruszył w stronę Wiesenbad, gdzie zostawił samochód. Było trzynaście minut po dziewiątej, kiedy opuszczał parking i skręcał w lewo, na główną drogę.